Wolontariat jest kobietą!

Czymże byłyby fundacje i stowarzyszenia bez kobiet? Zapewne większość z nich nie istniałaby w ogóle lub działałaby w bardzo okrojonym zakresie. Szczególnie wysoki odsetek kobiet działa w organizacjach non-profit, które działają na rzecz zwierząt. I to właśnie im dedykujemy niniejszy tekst.

Tekst: Agata Spławska / Fundacja Animalia; zdjęcia Adobe stock

Niejednokrotnie zastanawiałam się nad tym, dlaczego w fundacjach prozwierzęcych pracują głównie kobiety. Nie jest to praca ani łatwa, ani lekka, jeśli chodzi o pracę stricte przy zwierzętach. Choć oczywiście czasem jest miła i przyjemna – jeśli mamy kontakt ze zwierzakami oswojonymi. Czasem jednak potrzebne jest trochę siły, gdy trzeba przenieść klatkę kennelową z miejsca na miejsce, rozłożyć stoisko na festynie i przetargać wszystkie stoły, krzesła, standy, ciężkie pudła z fantami na sprzedaż, książki, utrzymać ciągnącego dużego psa na smyczy, czy też „przerzucić” kilkanaście czy kilkadziesiąt kilogramów karmy i żwirku. Z drugiej strony potrzebna jest delikatność i wrażliwość, które pozwalają uważnie i czule zajmować się zwierzakami, które są ranne, chore, zestresowane, wystraszone. Otwartość na ich potrzeby i empatia, dzięki której rozumieją obecny stan zwierzaka i jego emocje.

Nikt jak wolontariuszki, zwłaszcza te doświadczone, nie będzie siedział i „zarywał nocek”, gdy przyjdzie im opieka nad nowonarodzonym kociakiem czy szczenięciem, które straciło swoją matkę. Nikt jak one nie będzie zajmował się w nocy i za dnia chorym zwierzakiem, podawał kroplówki, dogrzewał termoforem, zbierał podkłady, karmił specjalną karmą ze strzykawki, cierpliwie podawał leki. Z uwagą notował każdą nawet najmniejszą zmianę stanu zdrowia. Nikt nie wyleje tylu łez za tymi zwierzakami, co one.
I choć jest to praca czasem fizyczna, a czasem umysłowa, a zawsze wyczerpująca emocjonalnie i obciążająca psychicznie, to dalej to robią, nieustannie, bez przerwy, po prostu niosą pomoc. Bez rozważań, wahania, rozmyślania, bez zastanowienia, bez kalkulacji czy warto czy się „opłaca”. Bo w tych działaniach nie ma opłacalności, a najwyższą ceną jest uratowane życie lub zdrowie danego zwierzaka.

AdobeStock 740309462

Oczywiście, znajdą się także osoby, które nie działają do końca bezinteresownie, tzn. czerpią z tego działania różne „poboczne” emocje i stany, np. zaspokajają swoje ego, próbują na siebie zwrócić uwagę, chcą czuć się potrzebne, szukają nietypowego zajęcia, ale nie zmienia to faktu, że robią coś dobrego, że realnie wpływają na otaczający nas świat. Nie ma ludzi kryształowych, ale dobrze wiedzieć, że są tacy, którzy chcą robić coś na rzecz innych.

Skąd w kobietach taka potrzeba pracy na rzecz zwierząt? Kobiety mają mniejszą lub większą potrzebę opiekuńczości, niezależnie od tego czy mają własne potomstwo czy też nie, a opieka nad zwierzętami może takową potrzebę zaspokajać. Kobiety, które w historii świata nie tak dawno historycznie zostały uznane za istoty równe mężczyznom i uzyskały prawa wyborcze i swobody obywatelskie, mogą czuć także potrzebę walki o istoty, które czują, ale nie są w stanie same zadbać o siebie, ani o swoje prawa, nie mając (dosłownie i w przenośni) głosu. W końcu same nie tak dawno tego głosu nie miały i musiały go same sobie wywalczyć.

AdobeStock 656805559

Gdzie w tym wszystkim są mężczyźni, spytacie? Oczywiście są też i oni w fundacjach, choć w dużo mniejszej liczbie. Bardzo cenieni przez koleżanki wolontariuszki, bo każdy wrażliwy na krzywdę innych i opiekuńczy mężczyzna jest w oczach kobiety wartościowym człowiekiem. Przeważnie też za kobietami stoją ich partnerzy, mężowie – może nie deklarują się sami jako wolontariusze, ale nieraz pomagają, dźwigają, jeżdżą i przewożą, lub po prostu wspierają i są obok. Są też oczywiście i tacy, którzy nie rozumieją tego całego „zamieszania”. Skupieni na własnych potrzebach czy chcący mieć swoją kobietę tylko dla siebie. Niektórzy pytają, czy da się przekalkulować, któremu zwierzęciu opłaca się pomóc bardziej, a któremu mniej – nie rozumieją, że każdemu daje się szansę, a nie przelicza ją na złotówki. Inni mówią żartobliwie, że wolą w tym czasie zarabiać pieniądze niż zajmować się „bzurami”, które nie są rentowne, a wręcz generują koszty. Jeszcze inni nie rozumieją, po co przejmować się jakimś potrąconym psem, czy zasmarkanym kotem, bo „to tylko zwierzę”. A jeszcze inni chętnie wymierzyliby sami sprawiedliwość tym, którzy przywiązują psy do drzewa w środku lasu czy podrzucają trutki w kocią karmę. I wśród tych ostatnich warto szukać sojuszników, jeśli na pierwszy rzut oka widać, że dobro zwierząt nie jest im obojętne.

Czego, my, kobiety – wolontariuszki możemy sobie życzyć? Byśmy się wzajemnie wspierały, nie traciły energii na rywalizację, a na grę do jednej bramki. Byśmy miały wsparcie otaczających nas mężczyzn, ale przede wszystkim dbały o wsparcie siostrzane. Byśmy nigdy nie traciły uporu i niezłomności w walce o słabsze istoty, bo wrażliwość, dobro i empatia są naszą kwintesencją. Pielęgnujmy je, bo to najlepsze, co może w nas rozkwitać, niezależnie od wieku, sytuacji życiowej czy statusu społecznego.
Drogie Kobiety – tego Wam właśnie życzę! To dzięki Wam świat ma szansę być lepszym miejscem!

Agata Spławska

Fundacja Animalia
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

REKLAMA
REKLAMA

Blind Football to czysta radość z piłki nożnej

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Blind Football


W listopadzie w Krakowie odbyło się pierwsze, historyczne zgrupowanie blind footballowej kadry Polski kobiet. Poprowadził je nowy selekcjoner Krzysztof Apolinarski, na co dzień trener sekcji blind footballu Warty Poznań. Blind football to rozgrywki piłkarskie dla osób niewidzących i niedowidzących. Z nowym trenerem kadry rozmawiamy o jego doświadczeniach, planach na przyszłość i o tym, dlaczego popłakał się na swoim pierwszym footballowym treningu. 

Rozmawia: Piotr Komorowski | Zdjęcia: Wiktoria Nowak

Czym jest blind football? Czy w ogóle można grać w piłkę, nie widząc? 

KRZYSZTOF APOLINARSKI: W zasadzie mecze blind footballu są bardzo podobne do tradycyjnej piłki nożnej, choć zawierają pewne elementy znane z hokeja. Nie ma tradycyjnych autów – zamiast tego boisko otoczone jest bandami, od których piłka może się odbijać. Drużyny liczą pięciu graczy (czterech w polu i bramkarz). Boisko podzielone jest na trzy strefy: obrony, środka i ataku. Za każdą z tych stref odpowiada jeden przewodnik, który pomaga zawodnikom, cały czas podpowiadając, gdzie znajduje się piłka i gdzie powinni się kierować. Piłka ma w środku specjalny dzwoneczek, który sygnalizuje zawodnikom jej położenie. Aby zapobiec kontuzjom i niebezpiecznym zdarzeniom, obrońca biegnący w stronę piłki musi krzyknąć „voy”, aby dać znać atakującemu, że jest w pobliżu. Mecze trwają 2 x 15 minut, a boisko mierzy 20 x 40 metrów. Oprócz tych zmian, które dostosowują rozgrywkę do potrzeb osób niewidzących, pozostałe zasady są takie same jak w tradycyjnej piłce nożnej. Mecze są bardzo dynamiczne i naprawdę dużo się w nich dzieje.

Jak to się stało, że zacząłeś interesować się blind footballem? Jak zostałeś trenerem?

Sam mam za sobą przygodę z piłką nożną. Byłem zawodnikiem m.in. Lecha Poznań i Warty Poznań, grałem na pozycji bramkarza. Po zakończeniu kariery zostałem bramkarzem także w drużynie blind footballej. Warto wspomnieć, że w tej dyscyplinie bramkarz jest jedyną osobą na boisku, która nie jest niewidząca ani niedowidząca. Pamiętam swoją pierwszą wizytę na treningu blind footballu. Zostałem zaproszony przez znajomego, który powiedział: „przyjedź, zobaczysz jak to wygląda”. Pojechałem tam z żoną, która nie mogła powstrzymać łez – zresztą mnie też było trudno. Entuzjazm i czysta radość z gry w piłkę tych zawodników naprawdę chwytały za serce. Jestem chyba kiepski w odmawianiu, więc mimo że miałem już inne zobowiązania, zgodziłem się zostać trenerem sekcji blind footballowej Warty. Teraz historia się powtórzyła. Piotr N. i Tomek K., dwie fantastyczne osoby, maksymalnie zaangażowane w rozwój blind footballu w Polsce, zapytały mnie, czy nie chciałbym poprowadzić kobiecej kadry. Ponownie – nie mogłem odmówić.

Blind Football

Jesteśmy po pierwszym, historycznym zgrupowaniu kadry kobiet w Krakowie. Jak przebiegało?

To jedno z dwóch miejsc w Polsce, obok Wrocławia, gdzie znajdują się profesjonalne boiska do blind footballu. Zresztą baza i organizacja w Krakowie są świetne – kadra ma tam wszystko, czego potrzebuje, by spokojnie trenować. Na razie w kadrze mamy 15 dziewczyn o bardzo różnym poziomie umiejętności. Trzon stanowią zawodniczki Warty Poznań, bo te dziewczyny są niesamowite. Patrzę bardzo pozytywnie na dalszy rozwój kadry. Moim marzeniem jest wyjazd na mundial, który w przyszłym roku, w październiku, odbędzie się w Indiach. Trzeba przyznać, że rozwój blind footballu kobiet to w dużej mierze zasługa UEFA, która mocno wspiera tworzenie drużyn narodowych (na poziomie rozgrywek klubowych, drużyny są mieszane).

Blind Football

Na co dzień jesteś trenerem sekcji blind footballowej w Warcie Poznań i masz regularny kontakt z zawodnikami i zawodniczkami. Jak to się stało, że oni zaczęli uprawiać blind football? Jaka jest ich motywacja?

To są niesamowici ludzie. Sportowe świry (śmiech), totalnie wkręceni w ten sport. A do tego obdarzeni świetnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Dla nich gra w blind football to możliwość wyjścia z domu, socjalizowania się z innymi. Szukają aktywności i traktują grę w piłkę jako świetną przygodę. To radość z piłki nożnej w czystej postaci. Muszę przyznać, że ci zawodnicy i zawodniczki dają mi olbrzymiego kopa i chęć do życia. Nawet jak mam chandrę, to trening z nimi sprawia, że wszystko mija.

W zeszłym roku zajęliście w rozgrywkach pucharowych trzecie miejsce. Jakie są Twoje oczekiwania w tym sezonie?

Warto dodać, że z drugim Śląskiem Wrocław przegraliśmy tylko różnicą bramek. Konkurencja w lidze jest bardzo silna, ale Warta ma mocną i zdeterminowaną drużynę, w którą bardzo wierzę. Myślę, że stać nas na wiele. Jednak tak naprawdę wynik nie jest dla nas najważniejszy. Trenujemy, bo to nas cieszy. Nie chcę, żeby presja wyników odebrała nam radość z piłki. Gdy jeździmy na zagraniczne turnieje, albo goście z zagranicy przyjeżdżają do nas, zawsze są pod wrażeniem atmosfery, która panuje w naszej drużynie. Na treningach jest dużo zabawy i humoru, bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Chciałbym, żebyśmy wygrywali puchary, ale przede wszystkim chcę, by moi zawodnicy byli szczęśliwi.

Blind Football

Piotr Komorowski

REKLAMA
REKLAMA
Blind Football
REKLAMA
REKLAMA