Piotr Łykowski | Od ciemności do światła – droga przez sport do pomagania innym

Piotr Łykowski


Piotr Łykowski rozpoczął swoją podróż do zdrowego trybu życia w momencie, w którym wielu by się poddało. Ważąc 135 kilogramów, zmagał się z głęboką depresją i lękami, które sprawiały, że każdy nowy dzień był dla niego wyzwaniem. To właśnie w sporcie znalazł ulgę oraz dodatkowe wsparcie na drodze do zdrowia. A wraz ze zdrowiem zdobył nową pasję, która sprawiła, że Piotr postanowił bić kolejne osobiste rekordy w triathlonie i ultratriathlonie. Oto jego historia.


Rozmawia: Zuzanna Kozłowska | Zdjęcia: Prywatne materiały P.Ł.

Jakie główne wyzwania napotkałeś na początku swojej drogi do zdrowego trybu życia?

PIOTR ŁYKOWSKI: Na samym początku wszystko było wyzwaniem. Znalezienie motywacji, by wstać rano z łóżka i zrobić cokolwiek pozytywnego dla siebie, było codzienną walką. Każdy trening, każda zmiana w diecie wymagała ode mnie ogromnego wysiłku, bo oznaczało to rezygnację z małych przyjemności, które dawały mi chwilowe poczucie szczęścia. Przełom nastąpił, gdy zrozumiałem, że każda mała zmiana przybliża mnie do celu.

Jakie były początki Twojej przygody z triathlonem?

Moje pierwsze kroki w triathlonie zainspirował film o Jerzym Górskim „Najlepszy”. Historia tego człowieka, który pokonał swoje nałogi i wygrał podwójnego Ironmana, pokazała mi, że sport może być drogą do zmiany życia. Bez żadnej wiedzy o triathlonie, ale z ogromną chęcią zmiany, postanowiłem, że to będzie mój cel – ukończyć Ironmana. By jednak tego dokonać, czekała mnie długa droga, która oznaczała między innymi zmiany żywieniowe, długie treningi, naukę pływania, sporo wyrzeczeń. Zapisałem się na swoje pierwsze zawody na najkrótszym dystansie triathlonowym, które nie bez trudności, ale udało mi się ukończyć i zapragnąłem więcej.

Piotr Łykowski

Przygotowujesz się do największego wyzwania sportowego w Twoim życiu, pięciokrotnego Ironmana, czujesz bardziej podekscytowanie, strach czy mieszankę obu?

Jest to raczej mieszanka emocji. Podekscytowanie tym, co nieznane przez wyzwanie, które przed sobą postawiłem. Ale też świadomość, że to będzie najtrudniejsze przedsięwzięcie w moim życiu. To nie jest strach w negatywnym tego słowa znaczeniu, raczej szacunek dla dystansu i wyzwania. Pływanie, bieg, rower, trzeba być mistrzem każdej z dyscyplin, żeby ukończyć takie zawody, ale przede wszystkim trzeba być mistrzem determinacji, skupienia i pozytywnych myśli. To jest moje największe wyzwanie sportowe, ale też krok w kierunku czegoś jeszcze większego… Uważam, że mieszanka niepokoju i adrenaliny sprawia, że czuję się bardziej żywy niż kiedykolwiek. Wierzę, że każde takie doświadczenie sprawia, że stajemy się silniejsi, nie tylko na trasie, ale w życiu w ogóle.

Jak wygląda Twój typowy dzień treningowy, przygotowując się do słynnego Ironmana?

Dzień zaczynam od porządnego śniadania i suplementów, które przygotowują mój organizm i układ nerwowy do wysiłku. Następnie przechodzę do treningu – pływanie, jazda na rowerze lub bieganie, w zależności od planu. Każda z tych aktywności zajmuje mi około 2-3 godzin, a cały dzień jest ułożony tak, aby znaleźć czas na pracę, rodzinę i odpoczynek. Tak spędzam około 5 dni w tygodniu. Kluczową rolę odgrywa tu również dieta i regeneracja, które pomagają mi utrzymać regularność w reżimie treningowym. Dwa, czasem 3 treningi dziennie, ciężka i żmudna praca. Warto dodać, że dystans Ironmana, który przygotowuję się pokonać, to prawdziwe wyzwanie: 19 kilometrów pływania, 900 kilometrów jazdy na rowerze i 211 kilometrów biegu. To działa na zmysły. Staram się również nie zaniedbywać innych ról w moim życiu poza tym, że jestem sportowcem. Dlatego znajduję czas, by czytać bajkę przed snem dzieciom, spędzić czas z żoną. Pomiędzy treningami nadal jestem przedsiębiorcą, co również pozostaje punktem mojego skupienia. Każdy dzień wymaga więc bardzo dobrego zorganizowania, by zarówno treningi zostały odhaczone, jak i czas z bliskimi czy praca.

Piotr Łykowski

Poza sportem i biznesem — pomagasz. Co skłoniło Cię do założenia fundacji „Zdrowy Kierunek” i jakie są główne cele Waszej działalności?

Założenie fundacji „Zdrowy Kierunek” było dla mnie naturalnym krokiem. Pragnę dzielić się tym, co udało mi się osiągnąć i pomagać innym w potrzebie. Inspiracją była choroba mojej córki, ale szybko zrozumiałem, że chcę działać szerzej. Naszymi głównymi celami jest wsparcie dla dzieci z młodzieńczym idiopatycznym zapaleniem stawów, leczenie otyłości wśród młodzieży i dorosłych oraz pomoc osobom zmagającym się z depresją. Chcemy pokazać, że zmiana na lepsze jest możliwa i że zdrowy tryb życia może być kluczem do szczęścia.

Historia Piotra to opowieść o przemianie, która wykracza poza fizyczne zmiany. Jest to przykład na to, jak determinacja, praca nad sobą i wsparcie bliskich mogą pomóc pokonać najtrudniejsze wyzwania. Poprzez swoje działania – zarówno w sporcie, jak i poprzez fundację – Piotr inspiruje innych, pokazując, że droga do zdrowia i szczęścia jest możliwa dla każdego, kto jest gotów podjąć wyzwanie.

Zuzanna Kozłowska

Zuzanna Kozłowska

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Piotr Łykowski
REKLAMA
REKLAMA

Blind Football to czysta radość z piłki nożnej

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Blind Football


W listopadzie w Krakowie odbyło się pierwsze, historyczne zgrupowanie blind footballowej kadry Polski kobiet. Poprowadził je nowy selekcjoner Krzysztof Apolinarski, na co dzień trener sekcji blind footballu Warty Poznań. Blind football to rozgrywki piłkarskie dla osób niewidzących i niedowidzących. Z nowym trenerem kadry rozmawiamy o jego doświadczeniach, planach na przyszłość i o tym, dlaczego popłakał się na swoim pierwszym footballowym treningu. 

Rozmawia: Piotr Komorowski | Zdjęcia: Wiktoria Nowak

Czym jest blind football? Czy w ogóle można grać w piłkę, nie widząc? 

KRZYSZTOF APOLINARSKI: W zasadzie mecze blind footballu są bardzo podobne do tradycyjnej piłki nożnej, choć zawierają pewne elementy znane z hokeja. Nie ma tradycyjnych autów – zamiast tego boisko otoczone jest bandami, od których piłka może się odbijać. Drużyny liczą pięciu graczy (czterech w polu i bramkarz). Boisko podzielone jest na trzy strefy: obrony, środka i ataku. Za każdą z tych stref odpowiada jeden przewodnik, który pomaga zawodnikom, cały czas podpowiadając, gdzie znajduje się piłka i gdzie powinni się kierować. Piłka ma w środku specjalny dzwoneczek, który sygnalizuje zawodnikom jej położenie. Aby zapobiec kontuzjom i niebezpiecznym zdarzeniom, obrońca biegnący w stronę piłki musi krzyknąć „voy”, aby dać znać atakującemu, że jest w pobliżu. Mecze trwają 2 x 15 minut, a boisko mierzy 20 x 40 metrów. Oprócz tych zmian, które dostosowują rozgrywkę do potrzeb osób niewidzących, pozostałe zasady są takie same jak w tradycyjnej piłce nożnej. Mecze są bardzo dynamiczne i naprawdę dużo się w nich dzieje.

Jak to się stało, że zacząłeś interesować się blind footballem? Jak zostałeś trenerem?

Sam mam za sobą przygodę z piłką nożną. Byłem zawodnikiem m.in. Lecha Poznań i Warty Poznań, grałem na pozycji bramkarza. Po zakończeniu kariery zostałem bramkarzem także w drużynie blind footballej. Warto wspomnieć, że w tej dyscyplinie bramkarz jest jedyną osobą na boisku, która nie jest niewidząca ani niedowidząca. Pamiętam swoją pierwszą wizytę na treningu blind footballu. Zostałem zaproszony przez znajomego, który powiedział: „przyjedź, zobaczysz jak to wygląda”. Pojechałem tam z żoną, która nie mogła powstrzymać łez – zresztą mnie też było trudno. Entuzjazm i czysta radość z gry w piłkę tych zawodników naprawdę chwytały za serce. Jestem chyba kiepski w odmawianiu, więc mimo że miałem już inne zobowiązania, zgodziłem się zostać trenerem sekcji blind footballowej Warty. Teraz historia się powtórzyła. Piotr N. i Tomek K., dwie fantastyczne osoby, maksymalnie zaangażowane w rozwój blind footballu w Polsce, zapytały mnie, czy nie chciałbym poprowadzić kobiecej kadry. Ponownie – nie mogłem odmówić.

Blind Football

Jesteśmy po pierwszym, historycznym zgrupowaniu kadry kobiet w Krakowie. Jak przebiegało?

To jedno z dwóch miejsc w Polsce, obok Wrocławia, gdzie znajdują się profesjonalne boiska do blind footballu. Zresztą baza i organizacja w Krakowie są świetne – kadra ma tam wszystko, czego potrzebuje, by spokojnie trenować. Na razie w kadrze mamy 15 dziewczyn o bardzo różnym poziomie umiejętności. Trzon stanowią zawodniczki Warty Poznań, bo te dziewczyny są niesamowite. Patrzę bardzo pozytywnie na dalszy rozwój kadry. Moim marzeniem jest wyjazd na mundial, który w przyszłym roku, w październiku, odbędzie się w Indiach. Trzeba przyznać, że rozwój blind footballu kobiet to w dużej mierze zasługa UEFA, która mocno wspiera tworzenie drużyn narodowych (na poziomie rozgrywek klubowych, drużyny są mieszane).

Blind Football

Na co dzień jesteś trenerem sekcji blind footballowej w Warcie Poznań i masz regularny kontakt z zawodnikami i zawodniczkami. Jak to się stało, że oni zaczęli uprawiać blind football? Jaka jest ich motywacja?

To są niesamowici ludzie. Sportowe świry (śmiech), totalnie wkręceni w ten sport. A do tego obdarzeni świetnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Dla nich gra w blind football to możliwość wyjścia z domu, socjalizowania się z innymi. Szukają aktywności i traktują grę w piłkę jako świetną przygodę. To radość z piłki nożnej w czystej postaci. Muszę przyznać, że ci zawodnicy i zawodniczki dają mi olbrzymiego kopa i chęć do życia. Nawet jak mam chandrę, to trening z nimi sprawia, że wszystko mija.

W zeszłym roku zajęliście w rozgrywkach pucharowych trzecie miejsce. Jakie są Twoje oczekiwania w tym sezonie?

Warto dodać, że z drugim Śląskiem Wrocław przegraliśmy tylko różnicą bramek. Konkurencja w lidze jest bardzo silna, ale Warta ma mocną i zdeterminowaną drużynę, w którą bardzo wierzę. Myślę, że stać nas na wiele. Jednak tak naprawdę wynik nie jest dla nas najważniejszy. Trenujemy, bo to nas cieszy. Nie chcę, żeby presja wyników odebrała nam radość z piłki. Gdy jeździmy na zagraniczne turnieje, albo goście z zagranicy przyjeżdżają do nas, zawsze są pod wrażeniem atmosfery, która panuje w naszej drużynie. Na treningach jest dużo zabawy i humoru, bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Chciałbym, żebyśmy wygrywali puchary, ale przede wszystkim chcę, by moi zawodnicy byli szczęśliwi.

Blind Football

Piotr Komorowski

REKLAMA
REKLAMA
Blind Football
REKLAMA
REKLAMA

Stary Browar w ruchu – darmowe treningi w Parku z Xtreme Fitness 

Artykuł przeczytasz w: 2 min.
Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań

Joga dla szukających przestrzeni i balansu, pilates – dla wzmocnienia i elastyczności, taniec dla tych, którzy chcą się zdrowo wyszaleć – Stary Browar i załoga Xtreme Fitness Gyms Poznań zapraszają na letnie treningi w Parku. Od 5 czerwca do końca wakacji będzie można bezpłatnie dołączyć do sportowych zajęć w plenerze.

W poprzednich latach w zajęciach jogi w browarowym Parku uczestniczyło nawet kilkaset osób. Widok tak licznej grupy wykonującej synchronicznie kolejne asany w cieniu parkowych kasztanowców robi wrażenie. Miejsca wystarcza tutaj dla każdego, a instrukcje prowadzących są dodatkowo nagłośnione. 

Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań

Aktywne lato z Xtreme Fitness

Parkowe treningi w Starym Browarze poprowadzą profesjonalni instruktorzy z klubu Xtreme Fitness Gyms w Pasażu. W czerwcu, w każdą środę o 18:00, będzie można dołączyć do zajęć jogi. Program ćwiczeń dostosowany jest także dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z tą aktywnością. W klubie Xtreme Fitness dużą popularnością cieszą się zajęcia dance fitness – tej formy ruchu będzie można spróbować 26 czerwca i 30 lipca, również bezpłatnie. W lipcu program „Stary Browar w ruchu” kusi treningami modnego ostatnio pilatesu. Instruktorzy fitnessu zachwalają tę formę ćwiczeń. Pilates pomaga wzmocnić równomiernie całe ciało, poprawia postawę i krążenie krwi. O tym, jakie zajęcia odbędą się w Parku Starego Browaru w sierpniu zdecydują wkrótce uczestnicy w facebookowej ankiecie. 

Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań

Harmonogram:

JOGA – każda środa czerwca, godz. 18:00

PILATES – każdy wtorek lipca, godz. 18:00

TANIEC – 26 czerwca oraz 30 lipca, godz. 19:00

Aktywności w sierpniu wybierzecie sami – informacje wkrótce!

  • wstęp wolny
  • na zajęcia ubierz się w wygodny strój sportowy
  • na sesje jogi przyjdź ze swoją matą
  • w razie niepogody zajęcia mogą być odwołane – informacje będą publikowane na stronie wydarzenia na Facebooku

Poznański prestiż

REKLAMA
REKLAMA
Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań
REKLAMA
REKLAMA

Kluby sportowe współpracują z biznesem jak PANDA?

Artykuł przeczytasz w: 5 min.

an da na sprzęt, pan da na turniej, pan da na rozwój akademii, pan da na wyjazd dzieci na obóz sportowy… Czy właśnie w taki sposób odbywają się dzisiaj rozmowy przedstawicieli podmiotów sportowych z przedsiębiorcami? Byłoby krzywdzące stwierdzić, że tak to wygląda we wszystkich klubach sportowych, jednak w wielu przypadkach nadal się zdarza, że kluby sportowe „współpracują” z biznesem w podobny sposób. Dlaczego zatem ta współpraca bywa nieskuteczna i czy istnieją nowe możliwości, aby firmy chciały aktywnie wspierać podmioty sportowe?

tekst: Przemek Wichłacz | zdjęcia: Adobestock

Nazywam się Przemysław Wichłacz i jestem specjalistą w dziedzinie marketingu oraz networkingu. Współpracując z przedsiębiorcami i reprezentantami klubów sportowych, dostrzegłem potencjalne możliwości ich rozwoju. Moim zamiarem jest zbudowanie społeczności, w której centralnym punktem będzie kreowanie relacji biznesowych opartych na wzajemnych korzyściach i zasadzie „win-win”.

Obecny model finansowania, dominujący w wielu klubach sportowych, opiera się na zasadzie „Pan da”, gdzie kluby są zależne od hojności i gotowości sponsorów do finansowania ich potrzeb często w zamian za zaspokojenie miłości do sportu właściciela firmy. Taka zależność od zewnętrznych źródeł finansowania nie tylko ogranicza samowystarczalność i niezależność klubów, ale także stawia je w niepewnej sytuacji, szczególnie w obliczu zmieniających się warunków rynkowych i ekonomicznych.

Kluby sportowe, zamiast aktywnie rozwijać własne strategie biznesowe i budować trwałe modele finansowe, często polegają na niestabilnych źródłach dochodu, co może prowadzić do sytuacji, w której nawet niewielkie zmiany w finansowaniu mogą mieć poważne konsekwencje dla przyszłości klubu. Dodatkowo, zależność od sponsorów często zmusza kluby, aby iść na kompromisy, które mogą być niezgodne z ich długoterminową wizją czy wartościami.


Stąd pojawia się pytanie o nowe metody finansowania, które mogłyby zapewnić klubom większą stabilność finansową i niezależność. Czy kluby sportowe mogą samodzielnie generować dochód, redukując swoją zależność od zewnętrznych sponsorów? To kluczowe kwestie, na które poszukamy odpowiedzi, mając na uwadze, że stabilne środowisko finansowe jest kluczowe dla rozwoju każdej organizacji sportowej.

AdobeStock 320607810 2

Nowe perspektywy współpracy klubów sportowych z biznesem

Kluby sportowe stoją przed wyzwaniem pozyskania sponsorów, którzy oczekują więcej niż tradycyjne eksponowanie marki. Dzisiejszy sponsor szuka realnych korzyści biznesowych: dostarczenia nowych klientów, możliwości współpracy z innymi firmami oraz dostępu do znanych osobistości, które mogą wspierać rozwój ich firmy. Kluby sportowe mogą zaoferować coś więcej niż tylko przestrzeń reklamową:

  • Dostarczenie firmie nowych klientów: Kluby mogą wykorzystać swoją bazę fanów i sieć kontaktów, jak również społeczność biznesową wokół klubu do promowania produktów i usług sponsorów.
  • Dostarczenie partnera biznesowego do rozwoju firmy: Współpraca z klubami sportowymi może otwierać nowe możliwości biznesowe, łącząc sponsorów z innymi firmami i przedsiębiorcami w ramach sieci biznesowych.
  • Zapoznanie sponsora ze znanym nazwiskiem: Kluby sportowe często mają kontakty z wpływowymi osobistościami, które mogą działać jako ambasadorzy marki sponsora, zwiększając jej widoczność i prestiż.
  • Rekomendacja zaufanego podmiotu do działań CSR: Kluby mogą wspierać sponsorów w realizacji ich celów CSR, proponując projekty zgodne z ich wartościami i celami.
  • Umożliwienie kontaktu z firmami z rynków zagranicznych: Międzynarodowe kontakty i partnerstwa klubów mogą ułatwić sponsorom dostęp do rynków zagranicznych i nawiązanie ważnych relacji biznesowych.

Takie podejście umacnia pozycję klubów na rynku i tworzy korzystne relacje biznesowe, przekraczające model „Pan da”. Nowoczesna współpraca może być kluczem do stabilnego rozwoju klubów sportowych i ich partnerów biznesowych.

Wspierajmy sport, skorzystają NASZE DZIECI

Ważne jest, aby osoby zainteresowane dobrem klubów sportowych angażowały się w dyskusję o ich finansach. Zachęcam do dzielenia się doświadczeniami i spostrzeżeniami. Rozmowa jest kluczowa, aby zrozumieć potrzeby i wyzwania, przed którymi stoją kluby sportowe.

INSTAGRAM: @przemekwichlacz. – porozmawiajmy o tym!

Kluby sportowe powinny być więcej niż pasywnymi odbiorcami wsparcia finansowego. Przez aktywną współpracę, innowacje i przemyślane strategie biznesowe, mogą one osiągnąć stabilność finansową i niezależność, zapewniając trwałe korzyści sobie i swoim partnerom.
Pamiętajmy, że inwestując w kluby sportowe, inwestujemy w przyszłość naszych dzieci, które dzięki nim mają szansę na rozwijanie swoich talentów i budowanie zdrowych nawyków, zamiast spędzać czas w wirtualnym świecie. To inwestycja w zdrową i aktywną przyszłość młodego pokolenia i w sport jako taki. Czas na refleksję i działanie.

Przemysław Wichłacz

Przemysław Wichłacz

Nazywam się Przemysław Wichłacz i jestem specjalistą w dziedzinie marketingu oraz networkingu. Współpracując z przedsiębiorcami i reprezentantami klubów sportowych, dostrzegłem potencjalne możliwości ich rozwoju. Moim zamiarem jest zbudowanie społeczności, w której centralnym punktem będzie kreowanie relacji biznesowych opartych na wzajemnych korzyściach i zasadzie „win-win”.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Jak radzić sobie z brakiem sportowego sukcesu?

Artykuł przeczytasz w: 8 min.
Koniec kariery sportowej|Przemek wichłacz|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej

Tekst powstał z myślą o rodzicach zawodników i zawodniczek, aby pokazać im jak może wyglądać perspektywa niespełnionego sportowca. Często zdarza się, że jako nastolatek trafiasz do najlepszej piłkarskiej akademii. Osiągasz sportowe sukcesy, twoje indywidualne wyniki są imponujące, a twoje nazwisko jest głośno wymieniane na rodzinnych spotkaniach i w szkole. Jesteś w centrum uwagi. Kontynuując swoją sportową karierę, osiągasz kolejne sukcesy – reprezentujesz młodzieżową reprezentację Polski, zdobywasz puchary, trofea i indywidualne wyróżnienia. Słyszysz komplementy od trenerów i słowa zachęty, że masz szansę osiągnąć wiele. Wzrastają twoje oczekiwania i nadzieje.

W klubie, w którym obecnie jesteś, masz wszystko, czego potrzebujesz. Masz dostęp do fizjoterapeuty, dietetyka, psychologa i doskonałych trenerów. Na treningach masz dobrze przygotowane boiska, a sprzęt treningowy jest zawsze gotowy. W internacie masz zapewnione niezbędne rzeczy. Wszystko jest profesjonalnie zorganizowane, tak jak powinno być. Wyobrażasz sobie, że w dorosłej piłce będzie tak samo. Marzysz o grze w największych klubach, na największych stadionach, w wielkich meczach. Nastaje jednak moment przejścia z juniorskiej piłki do seniorskiej – moment pełen niebezpieczeństw. Możliwe, że albo będziesz kontynuować swoją karierę w klubie, w którym dotąd się rozwijałeś, albo będziesz musiał zmienić klub i przyzwyczaić się do nowych standardów. Jakie pułapki wiążą się z przyzwyczajeniem do pewnych standardów? Jakie realia czekają na zawodnika w seniorskim futbolu? Jak bardzo własne ego może utrudnić uprawianie sportu?

Przyzwyczajenie do pewnego poziomu

Pamiętam doskonale, jakie oczekiwania miałem w momencie, kiedy zakładałem opaskę kapitana Lecha Poznań, odbierałem puchar za wicemistrzostwo Polski, a trener wyróżniał mnie indywidualnie. To były chwile, kiedy człowiek idzie spać po takich wydarzeniach i nie może zasnąć, mając przed oczami swoje marzenia. W moim przypadku marzyłem o debiucie w Ekstraklasie, strzeleniu gola przed pełnym stadionem, a idealnym wydarzeniem było założenie opaski kapitana i wyprowadzenie zespołu na mecz.
Jednak istnieje pewne niebezpieczeństwo – brak realizacji ich marzeń. Co się dzieje, gdy dotknie cię rzeczywistość? Spełnienie tych marzeń okazuje się niemożliwe, ponieważ zdajesz sobie sprawę, że droga do pierwszego zespołu jest zamknięta. Klub nie widzi w tobie przyszłości w pierwszym zespole i masz dwie możliwości: Pozostajesz w klubie jako uzupełnienie składu. lub z niego odchodzisz Ja zdecydowałem się odejść. Chciałem nadal być ważny i mieć szansę awansu w hierarchii. Odrzucenie to jednak spowodowało głębokie poczucie porażki. W mojej głowie inny klub niż Lech Poznań oznaczał krok wstecz. Jedna z bliskich osób powiedziała mi wtedy: „Czasami trzeba zrobić krok wstecz, aby móc zrobić dwa w przód.”
Z jednej strony zrozumiałem sens tej wypowiedzi i szukałem miejsca, które umożliwiłoby mi powrót na ten poziom. Z drugiej strony potwierdzało to, że wykonuję krok do tyłu. Czy kiedykolwiek byłeś w takiej sytuacji? Wiesz, co będzie dalej?

Przemek wichłacz
Mistrzostwo Polski do lat 15


Weryfikacja przyzwyczajeń

Nastąpiła weryfikacja moich przyzwyczajeń i tego, jak wygląda otoczka piłki nożnej w innych miejscach, porównując Lecha Poznań z innym klubem, który znajdował się dwa poziomy niżej:

  • 5-osobowy sztab trenerski na każdym treningu vs jeden trener,
  • dostęp do fizjoterapeuty przed i po treningu vs brak fizjoterapeuty,
  • świetne wyposażenie internatu vs stare, nieodświeżone pomieszczenia,
  • profesjonalnie przygotowany sprzęt treningowy vs amatorski sprzęt,
  • dbanie o detale w Ekstraklasie vs brak uwagi na podstawowe potrzeby zawodników.
    Można wymieniać dalej, ale chciałbym zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że jeśli teraz jesteś na szczycie, sytuacja może się wkrótce zmienić, a twoje przyzwyczajenie do pewnych standardów może utrudniać adaptację w nowym miejscu i pełne wykorzystanie swoich umiejętności piłkarskich.
    Rozwiązaniem jest budowanie własnej świadomości i docenienie tego, co się ma w danym momencie. Własne ego i przyzwyczajenie do pewnych „luksusów” nie pomogą. Czasami trzeba zrobić krok wstecz, a następnie dwa w przód. Akceptacja obecnej sytuacji, determinacja i ciężka praca zarówno na boisku, jak i wewnątrz siebie są kluczowe, jeśli chcesz powrócić do poziomu, którym przyzwyczaiła cię akademia piłkarska w Ekstraklasie. W moim przypadku, na początku musiałem zaakceptować obniżenie poziomu, w którym się znalazłem. Im dłużej trwał brak perspektyw powrotu do Ekstraklasy, tym częściej pojawiało się marudzenie w mojej głowie: „Czegoś brakuje”, „Tak powinno być jak w Lechu”, „To nie jest tak profesjonalne, jak kiedyś”. To myślenie nie przynosiło żadnych pozytywnych efektów, a jedynie wpływało negatywnie na moją wydajność na boisku.
    Zdarzało się, że grałem swoje najlepsze mecze, gdy na boisku dostrzegałem elementy, które przypominały mi profesjonalizm Ekstraklasy – transmisje na żywo, obecność trenera pierwszego zespołu, rywale z doświadczeniem w Ekstraklasie lub I lidze, a także liczba kibiców na stadionie. To motywowało mnie do działania, a mecze, w których tych elementów brakowało, stawały się zwykłymi wydarzeniami, nie wzbudzającymi emocji. Każdy mecz powinien być dla ciebie najważniejszym meczem, niezależnie od tego, jakie są warunki.
    Miedź Legnica – rok 2015
Koniec kariery sportowej
Miedź Legnica – rok 2015

Błędy, które nie zostały przepracowane wówczas, możesz teraz poprawić i zbudować w sobie świadomość, że stadion, szatnia i trener nie mają znaczenia dla twojej postawy. Jeśli potrafisz być tak samo zmotywowany na trzecioligowym stadionie, jak na stadionie Ekstraklasy, możesz powiedzieć, że kontrolujesz swoją motywację i zaangażowanie. W przeciwnym razie, musisz pracować nad swoją mentalnością i podejściem do zawodu. Jeśli nie zrobisz tego szybko, stracisz kolejne rundy, kolejne sezony, a zważywszy, jak krótka jest kariera piłkarska, może to mieć poważne konsekwencje dla twojej przyszłości.

Koniec kariery sportowej

Jeżeli w pewnym momencie twoja przyszłość nie będzie już związana z piłką nożną, czekają cię podobne wyzwania. Będziesz musiał walczyć ze swoimi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami. SPORT kontra BIZNES. Kariera piłkarska może nie pójść zgodnie z twoimi planami, więc przyjdzie czas, aby poszukać innych źródeł dochodu poza piłką nożną. Wtedy często będziesz musiał zmierzyć się z różnicami między twoimi oczekiwaniami dotyczącymi zarabiania pieniędzy w piłce nożnej, a realiami pracy w „normalnym” zawodzie.
Przyzwyczaiłeś się do tego, że za 5-6 treningów tygodniowo plus mecz dostajesz stosunkowo wysokie wynagrodzenie. To wygodna sytuacja, ponieważ otrzymujesz pieniądze za coś, co jest twoją pasją i nie traktujesz tego jako pracę. Jeśli taka sytuacja trwa przez wiele lat, naturalnie przyzwyczaisz się do tego stanu rzeczy. Połączenie pasji z pracą jest idealnym rozwiązaniem. Jednak, kiedy piłka nożna staje się twoją jedyną pasją, a potem szukasz pracy poza nią, okazuje się, że spotykasz się z dwoma zupełnie różnymi światami.
Świat piłki nożnej kontra świat biznesu i normalnej pracy zawodowej. Dowiadujesz się, że:

  • aby zarobić podobne pieniądze jak w piłce nożnej, nie wystarczy pracować 8 godzin dziennie na etacie,
  • nie wystarczy 3-4 godziny pracy, jakie poświęcałeś na trening, aby osiągnąć dochód z własnej działalności gospodarczej,
  • nie jest tak łatwo wymyślić „coś swojego” (co często mówią piłkarze, pytani o plany po zakończeniu kariery – „otworzę coś swojego!”), jak się wydaje,
  • osiągnięcie premii na etacie to nie tylko 90 minut wysiłku.
    Są to tylko niektóre zmiany, które sprawiają, że trudno jest odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
    Patrząc teraz z perspektywy osoby, która zakończyła profesjonalną grę w piłkę i wkroczyła w świat biznesu, mogę powiedzieć, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak wiele trzeba włożyć wysiłku, aby zarobić dobre pieniądze w „normalnej” pracy. Jak trudno jest zdobyć finanse za poświęcony czas, ponieważ w przypadku wielu zawodów zarabiasz pieniądze, gdy jesteś skuteczny, podczas gdy w piłce nożnej, niezależnie od wyników, zawsze otrzymujesz pewną kwotę. Kiedy prowadzisz własną firmę, nie jest to już takie proste.
    Wielu zawodników w takiej sytuacji mimo wszystko pomyśli: „Otworzę firmę lub pójdę do pracy w innym zawodzie, nie będzie dla mnie problemu”. Życzę im tego, ale wiem, że prawdziwe doświadczenia przyjdą dopiero wtedy, kiedy sami na własnej skórze przekonają się, jak to jest. W tych momentach olbrzymim wsparciem są bliscy, którzy będą w stanie zrozumieć, że zaczyna się „życie po życiu”…
REKLAMA
REKLAMA
Koniec kariery sportowej|Przemek wichłacz|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej
REKLAMA
REKLAMA

Przemysław Pluciński | Trudny, acz emocjonujący MOTORSPORT

Artykuł przeczytasz w: 7 min.
Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad

O tym, że motorsport może być nie tylko wielką pasją, ale i sposobem na biznes rozmawiałam z Przemysławem Plucińskim, CEO podpoznańskiej drużyny motorsportowej DriveSquad i właścicielem Mistrzostw Polski Super S Cup.

Jak zaczął Pan swoją przygodę z motorsportem?

PRZEMYSŁAW PLUCIŃSKI: Myślę, że jak wielu światowych kierowców – od… kibicowania. Początkowo oglądałem wyścigi i rajdy w telewizji, później jeździłem kibicować podczas wydarzeń motorsportowych na żywo. Chwilę później zdecydowałem się wziąć udział w amatorskim wyścigu na próbę i już wtedy wiedziałem, że to pasja dla mnie.

Co spowodowało, że tory Pana pracy zawodowej całkowicie przeniosły się do świata aut wyścigowych?

W grę weszły relacje biznesowe. Mój wspólnik prowadził już wtedy firmę DriveSquad i po rozmowie z nim, podjąłem decyzję o zakończeniu pracy w korporacji i całkowitym skupieniu się na rozwoju ekipy motorosportowej. Przejąłem więc prowadzenie organizacji, trzeba przyznać z sukcesami. Miałem na tamten czas odpowiednie kwalifikacje oraz doświadczenie – przepracowane 2,5 sezonu startów w Wyścigowych Samochodowych Mistrzostwach Polski, a także w rajdach amatorskich – dodatkowo energii do tego dodawała pasja, którą zarażałem innych. To przełożyło się na sukcesywne budowanie ekipy kierowców, którzy dołączyli do nas, rozwijając firmę.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Jest wiele osób, które mają predyspozycje do osiągnięcia sukcesu w tym sporcie, ale nie wiedzą, jak zacząć. Jaką radę miałby Pan dla nich?

Trenowanie pod naszym okiem. Drużyna DriveSquad to pasjonaci, ale i bardzo utalentowani ludzie, którzy dziś walczą o tytuły Mistrzów Polski WSMP. Posiadamy też jedną z największych wyścigowych flot Mini Cooper S i Audi VR6 w kraju – dzięki nim, kierowca nie musi martwić się o najlepszy sprzęt – może się skupić wyłącznie na szkoleniu umiejętności z naszymi trenerami. Zapewniamy też elastyczne podejście do zawodników, tak, aby dać im przestrzeń na oswojenie się z autem, jazdą, torem. Jeśli ktokolwiek choć przez chwilę pomyślał „też chcę spróbować, też chcę poczuć tę adrenalinę” – zapraszamy do kontaktu – zrobimy wszystko, by spełnić te marzenie. Zaś tym, którzy już nieco profesjonalniej myślą o jeździe i chcieliby powalczyć o tytuł Mistrza Polski – zapraszamy do Super S Cup – wyścigów o randzie pucharowej. Można przyglądać się im w najbliższych tygodniach m.in. na Torze Poznań czy Slovakia Ring. Mimo że ten sezon mamy już zamknięty pod kątem udziału, zapraszamy do śledzenia naszej strony czy social mediów – tam informujemy na bieżąco o aktualnych zapisach na nowy sezon lub o projektach specjalnych z naszą ekipą.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Czy motorsport jest dla wszystkich?

I tak, i nie. Z jednej strony, nie trzeba mieć profesjonalnej licencji wyścigowej, by startować w różnych zawodach lub jeździć na Torze Poznań szybkim autem dla własnej frajdy. Do takich jazd, ale i np. amatorskich jazd typu TrackDay można przystąpić od razu – wystarczy, że ma się sprawne auto (można też je wynająć od nas, by być najszybszym w swej klasie i zdobyć tytuł). Z drugiej zaś strony są wydarzenia, podczas których się nie wystartuje, bo nie posiada się Licencji Kierowcy Wyścigowego. I tu pomożemy ją zdobyć.

Jednak patrząc na ten sport jeszcze z innej strony – nie każdy może zostać światowej klasy kierowcą z dnia na dzień. Do tego trzeba praktyki, treningów, cennych rad instruktorskich. Bo o ile niemal każdy może jeździć szybko samochodem, już nie każdy wykręci najlepszy czas, nie każdy wejdzie w zakręt odpowiednio technicznie, i nie każdy wyjdzie z opresji kontaktowej z przeciwnikiem tak, aby nie narazić auta na straty mechaniczne, które kosztują. Nasi zawodnicy, trenowani pod naszym okiem to osoby z zaciętością, ambicją, osoby silne charakterem. I takich też szukamy. Te cechy jednak wzmacniają się z czasem. Trzeba też przyznać, że duże znaczenie ma również kwestia finansowa, ponieważ – nie ukrywając – sport ten wymaga niemałego wkładu.

Przemysław Pluciński DriveSquad

No właśnie, pomówmy o pieniądzach. Dlaczego motorsport jest tak prestiżowy?

Bo kosztuje sporo, ale dzięki temu – nie jest dla wszystkich. Stosowanie innowacyjnych i wydajnych komponentów: silniki, aerodynamiczne nadwozie, skrzynia biegów, zaawansowane systemy telemetryczne, specjalistyczne opony i hamulce, paliwo wysokooktanowe, części zamienne i inne – to tylko początek wyliczanki. W motorsporcie liczą się setne sekundy i to dosłownie, więc na częściach i konserwacji oszczędzać nie można. Jednak motorsport to przede wszystkim biznes i relacje – które jak wiadomo, są bezcenne! Dobry networking przynosi wymierne korzyści i to też oferujemy w ramach spotkań w parku maszyn DriveSquad. Podczas rozmów kuluarowych rozmawiamy nie tylko o ścieralności opon, ale i o potencjalnych biznesach i projektach, które nasi kierowcy często prowadzą wspólnie.

Czy da się na motorsporcie zarobić?

Tak, choć my robimy to z pasji. Naszym celem od zawsze była zabawa, prędkość, bicie rekordów toru i uśmiech naszych zawodników, którzy np. w wyścigach Super S Cup walczą w randze Mistrzostw Polski, będąc nagradzani podczas oficjalnej Gali Sportu Samochodowego Polskiego Związku Motorowego. Zabawne, że przychodzili do nas tylko po to, by spełnić marzenie i pojeździć, a często wychodzą z pucharem w ręku i dobrym PR-em w mediach, czego się nie spodziewali.

Z drugiej jednak strony, jak wspominałem wcześniej, obok pasji – motorsport to świetne miejsce dla biznesu. Pomaga on zdobywać nowych klientów i budować markę własną: stąd sponsoring wielu firm i ich udział jako patrona ekipy. Motorsport to także miejsce wymiany kontaktów, to rozmowy o grubych pieniądzach, z ludźmi, którzy te pieniądze mają. Motorsport to także inwestycja w siebie – mało kto ma odwagę i okazję jeździć obok znanych gwiazd czy walczyć o tytuł najlepszego kierowcy w wielu prestiżowych eventach w Polsce i na świecie. Z nami się to udaje. Każda kolejna publikacja w mediach po wyścigach, buduje prestiż kierowcy i jego środowiska. Budowanie nazwiska w świecie motorsportu pomaga, także amatorsko. Część naszych kierowców należy do wielkopolskiej loży Biznes Center Club.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Czy sponsoring w motorsport (np. inwestując w Waszą drużynę) opłaca się dziś?

Wszystko zależy, jak postrzegamy sponsoring – czy ma to być narzędzie do szybkiego zwrotu z inwestycji, czy jednak jako czynnik wpływający na długoterminowy wzrost świadomości marki i wizerunek. Jeśli to drugie – to tak. Dla przykładu, oklejenie naszego auta logotypem partnera pozwala podczas jednego, średniego eventu dotrzeć do kilku tysięcy osób. Sam Rajd Barbórka, czyli najbardziej medialne wydarzenie motorsportowe (podczas którego jeździmy corocznie naszymi Audi VR6), pozwala dotrzeć naszym partnerom do ponad kilkuset tysięcy oglądających. Chętnie dajemy możliwość naszym klientom do sprawienia przyjemności także ich klientom VIP – dlatego organizujemy spotkania zamknięte, np. integracje, wzmocnienie więzi z top-sprzedawcami czy spełnienie marzenia szefa. Sponsoring jest widowiskowy, daje emocje, a emocje to pieniądze. Sponsoring jest też efektowny – oklejenie auta robi fantastyczne wrażenie i może pokazać niemal wszystko. Z drugiej strony inwestycja w siebie jako kierowca to kolejny ważny element personal brand building.

Przemysław Pluciński DriveSquad

A na koniec, gdzie można was zobaczyć w akcji? 

Przede wszystkim zapraszamy do naszego DriveSquad Garage do Niepruszewa, gdzie mamy park techniczny dla ponad 20 wyścigowych aut Mini Cooper S. Jeśli nie mogą Państwo odwiedzić nas osobiście, zapraszamy na cykliczne imprezy WSMP organizowane przez Automobilklub Wielkopolski oraz rundy Track Day 2023 na Torze Poznań (wstęp jest bezpłatny). By być na bieżąco z najbliższymi wyścigami, zapraszamy na nasz profil Facebook lub Instagram @DriveSquad.pl

REKLAMA
REKLAMA
Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad
REKLAMA
REKLAMA