Bożena Nawrocka i Zefiryn Grabski | Klubokawiarnia Pod Papugami buduje relacje

Bożena Nawrocka, Zefiryn Grabski, Klubokawiarnia Pod Papugami

Przez ponad 20 lat wspólnie działali w branży automotive, zajmując się dealerstwem. Teraz Bożena Nawrocka i Zefiryn Grabski postawili przed sobą nowe wyzwanie, realizując znów jako wspólnicy nieszablonowy projekt na poznańskim rynku. Klub Pod Papugami to wyjątkowa przestrzeń spotkań biznesowych, towarzyskich i rodzinnych, gdzie najważniejsze są relacje, ich budowanie, podtrzymywanie oraz szacunek do rozmówcy. Wysoka klasa, dobry styl, jakość usług i propozycji kulturalnych – wszystko to daje znakomite tło do nawiązywania nowych kontaktów międzyludzkich, co w obecnych czasach jest niezwykle potrzebne.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Materiały prasowe klubu

Co zainspirowało Państwa do stworzenia tak niezwykłego i oryginalnego miejsca, które łączy w sobie klimat dawnych lat z wysublimowanym luksusem?

BOŻENA NAWROCKA: Pomysł na tego typu miejsce narodził się z obserwacji, z życia społecznego mieszkańców Poznania, aktywnych, którzy już mają za sobą pewien dorobek zawodowy. Odpowiedź na pytanie, co byśmy chcieli robić na emeryturze, była zaskakująca dla naszych najbliższych. Zapragnęliśmy stworzyć klub z muzyką na żywo, trochę soulu, trochę bluesa, takie miejsce dla siebie, które nas będzie uskrzydlało. A dodatkowo, postanowiliśmy z Zefirynem wykreować przestrzeń, w której zapanuje przyjazna atmosfera, pomocna w nawiązywaniu nowych znajomości i relacji międzyludzkich, aby ludzie ze sobą więcej rozmawiali niż wpatrywali się w ekrany swoich telefonów. Tu można poplotkować, porozmawiać, posłuchać dobrej muzyki, odreagować codzienne stresy, napięcia i obowiązki. Ma być luźno, wesoło, ale ze smakiem i wyczuciem stylu. Kulturalnie i na poziomie.

Sama nazwa klubu rodzi już pierwsze skojarzenia. Czy ona nawiązuje świadomie do piosenki wykonywanej przez Czesława Niemena?

B.N.: Mieliśmy swoisty dylemat z nazwą. (śmiech) Ostateczną wersję wymyślił Zefiryn.
ZEFIRYN GRABSKI: Tak, wszystkim nazwa klubu kojarzy się z piosenką wykonywaną przez Czesława Niemena, ale mnie szczególnie inspirował tekst napisany przez warszawskich poetów. Pokazali oni szczególne miejsce beztroskich spotkań i muzyki – takie miejsce sprzed lat. Jak w tekście piosenki, tak i u nas stworzony jest doskonały entourage, sceneria przyjazna relacjom, gdzie goście siedzą i plotkują, jak papugi (śmiech), gdzie wymieniają się poglądami, opiniami w przyjaznym wnętrzu.

„Tu przed dziewczętami kolorowa słodycz stoi w szkle
Wraz z papużkami chcą szczebiotać i kołysać się”.

Pragnę, aby w tym miejscu szczebiocące głosy kobiet przy kolorowych drinkach mieszały się z męskimi rozmowami przy wytrwanych i wyselekcjonowanych trunkach czy dobrych jakościowo cygarach. Niewątpliwie chcemy przybliżyć gościom spotkania w dobrym znaczeniu tego słowa, a nazwa Pod Papugami ma odzwierciedlać relacje międzyludzkie, spotkania w dobrym klimacie i wspaniałym wnętrzu.

Bożena Nawrocka, Zefiryn Grabski, Klubokawiarnia Pod Papugami
Wysoka klasa, dobry styl, jakość usług na najwyższym poziomie, to wizytówka klubu Pod Papugami

Pod Papugami to zarówno klub, kawiarnia, palarnia cygar, jak i miejsce sztuki – można rzec, że tu przenikają się różne sfery życia. Tu przeplatają się biznes z szeroko pojętą sztuką: malarstwem, muzyką, rzeźbą. Czy takie jest pierwotne założenie?

B.N.: Ani ja, ani mój wieloletni wspólnik, Zefiryn, nie jesteśmy związani ze sztuką, ze światem artystycznym, co wynika z naszych wielu lat pracy w branży automotive, w dealerstwie. Praca w salonie samochodowym powodowała, że trzeba było się skupić na innych zagadnieniach biznesowych. Nigdy wcześniej nie mieliśmy czasu na własne artystyczne upodobania i preferencje. Choć muzyka w dzieciństwie i wczesnych latach młodości była dla mnie całym światem, ukończyłam szkoły muzyczne w Poznaniu, przez wiele lat grałam na fortepianie. Natomiast Zefiryn ma wiele artystycznych zalet, potrafi zorganizować wartościowe spotkania i fantastyczne show, a ponadto ma niezwykłą wrażliwość artystyczną. Rzadko się zdarza, aby natrafić na mężczyznę rozróżniającego kolory, barwy, kombinacje i zestawienia kolorystyczne.
Z.G.: Aktualnie Pod Papugami to nasz social club. Przez wirtualny świat i życiowy pęd, pośpiech odeszło się od słuchania muzyki na żywo, słuchania drugiego człowieka. Ludzie boją się kontaktów, relacji, otwartości. Po to właśnie stworzyliśmy to miejsce, aby tu królowały relacje, aby celebrować wspólnie spędzone chwile czy w otoczeniu najbliższych, rodziny, przyjaciół, czy w firmowym gronie rozmawiać o sprawach biznesowych, ale nie tylko… Pragnąłem wykreować tzw. social club – łączący muzykę, biznes, sztukę – który jest otwarty od godz. 9 do 23, aby w ciągu dnia i o różnych porach popołudniowych czy wieczornych wciąż się coś działo. Nie możemy zamykać się wcześniej czy otwierać później, bo ludzie mają rozmaity tryb pracy, a my z założenia chcemy być klubem dla różnych grup wiekowych czy zawodowych.

Na jakie uroczystości i spotkania jesteście przygotowani?

Z.G.: Można tutaj zorganizować integracje firmowe, biznesowe śniadania czy lunche, spotkania towarzyskie, takie jak urodziny, jubileusze z dobrymi trunkami sprowadzanymi z różnych stron świata. Można wypalić eleganckie cygara, degustując trunki. Można przenieść się w klimat poprzednich epok lub poczuć się jak James Bond palący cygaro i popijający dobrą whiskey. (śmiech) Mamy też odrębną salkę tzw. VIP, na potrzeby spotkań firmowych, ale nie zamierzamy z tego miejsca zrobić przestrzeni z rzutnikami. Wierzymy, że to będzie centrum spotkań w dobrym stylu, w dobrym klimacie i korzystnej aurze, gdzie relacje i rozmowy będą wiodły prym. Jesteśmy otwarci na życzenia i podpowiedzi ze strony naszych gości. Ktoś będzie chciał tańczyć – proszę bardzo, obejrzeć dobry film – również to planujemy, porozmawiać i pośmiać się wspólnie w towarzystwie – dajemy naszą pozytywną przestrzeń.

Planujecie również seanse filmowe?

B.N.: Tak, mamy szerokie plany związane z rozwojem tego miejsca, aby Pod Papugami tętniło życiem i dobrą energią, aby było wartościowym i cenionym przez gości miejscem spotkań, aby każdy znalazł tu coś interesującego dla siebie. Istnieje u nas możliwość odtworzenia płyt DVD na dużym ekranie z osobną muzyką. Jesteśmy teraz na etapie układania harmonogramu wydarzeń, na które będziemy zapraszać naszych gości. Mam na myśli seans filmowy, koncerty, potańcówki. Będziemy inspirować ludzi do przyglądania się naszej ofercie, jak to będzie przebiegało chronologicznie, np. spotkania „w starym dobrym kinie” planujemy raz w miesiącu. Wówczas będzie możliwość wysłuchania krytyka filmowego, jego opinii dotyczącej konkretnego filmu. To też czas na rozmowy po seansie, czyli znów dajemy pole do nawiązywania nowych znajomości, relacji międzyludzkich. Chcemy zaciekawić i sprowokować do dialogu.

Bożena Nawrocka, Zefiryn Grabski, Klubokawiarnia Pod Papugami
Palarnia cygar

Podnosicie tym samym standardy i jakość świadczonych usług…

B.N.: W naszym założeniu to ma być miejsce wyzbyte bylejakości, bez głośnej muzyki, podczas której nie da się rozmawiać. Miejsce eleganckie i na poziomie. To dopiero nasze początki jako właścicieli, bo klub Pod Papugami otworzył swoje drzwi dla gości z dniem 1 marca br. Po zamknięciu lokalu ADRIA, gdzie ludzie chodzili raz w tygodniu na tzw. potańcówki czy dancingi, my pragniemy zachęcać gości do swobodnego tańczenia u nas, Pod Papugami.
Z.G.: Ta atmosfera tutaj ma tworzyć pole do imaginacji, do nowych pomysłów, rozwiązań. Naszym hasłem jest RELAX – GOOD MOOD – GOOD VIBRATIONS, czyli relaksuj się, czuj się dobrze i słuchaj dobrej muzyki. W taki sposób chcemy naszych gości wprawić w dobry i pogodny nastrój. Istotą sprawy jest, aby relacja pomiędzy ludźmi została nawiązana i aby nasze hasło zaczęło się urzeczywistniać i procentować. Stawiamy oczywiście na jakość serwowanych przystawek, przekąsek, które przygotowywane są pod indywidualne zamówienia, na świeżo. Ja, jako fan zdrowej żywności, chcę, aby tu serwowano klientom to, co jest zdrowe, smaczne i świeże. Poza tym, mamy jednego z najlepszych w Polsce barmanów, który potrafi zaserwować wyszukane smakowo drinki, tak aby przy nich siedzieć, rozmawiać i degustować.
B.N.: Przewija się taka zasada, że im dojrzalsi ludzie, to jedzą mniej, ale dobrze, piją mniej, ale dobre jakościowo trunki. (śmiech)

Czy wyodrębnione miejsce na palenie cygar to również Państwa autorski pomysł?

Z.G.: Wyszliśmy naprzeciw oczekiwaniom rynku. Bo ludzie, którzy uwielbiają palenie cygar lub fajki, łączą ten zwyczaj z kosztowaniem dobrego trunku. Jedno napędza drugie i odwrotnie…
B.N.: Jestem nałogowym palaczem, zaczęłam więc myśleć jak połączyć jedno z drugim, aby dym tytoniowy nie przeszkadzał gościom. Wytyczyliśmy więc małą przestrzeń, z innowacyjnym systemem wyciągów, wentylacji, w której nie czuć dymu. Nawet osoby, które nie palą, mogą siedzieć i uczestniczyć w kuluarowych rozmowach. Wypalenie cygara, a przy tym wypicie dobrego drinka również rozluźnia, wprowadza atmosferę bez zadęcia i sztywnych reguł. Zawiązują się przyjaźnie, kontakty biznesowe. Dlatego zainicjowaliśmy w klubie również takie miejsce, wyodrębnione, oszklone, zamknięte.

Wystrój wnętrz, dobór kolorów, wyszukany styl – wszystko to ze sobą idealnie współgra. Czemu służy ta doskonała kompilacja elementów?

Z.G.: Przemyślane wnętrze, z wyodrębnionymi strefami, zakątkami, stylowymi lożami ma – w naszym założeniu – przede wszystkim sprzyjać kontaktom, relacjom, o które najbardziej nam tu chodzi. Nawet ta kompozycja rzeźb na ścianie, pomiędzy oknami, nazywa się Relacje. Ludzie dzisiaj ze sobą nie umieją rozmawiać, nie umieją lub nie chcą wchodzić z kimś w głębsze relacje, w dłuższe rozmowy. Przeszkadza w tym bez wątpienia postęp technologiczny, ciągłe zanurzenie się w telefonach komórkowych, tabletach, laptopach. Non stop rolujemy, przewijamy informacje w Internecie. Mamy ogromną ilość bodźców zewnętrznych, które nie dają nam wytchnienia i zaburzają normalne, prawidłowe funkcjonowanie, oparte właśnie na kontaktach z drugim człowiekiem. Spotkania z innymi ludźmi to dla wielu przywilej. My naprawdę chcemy naszych gości otworzyć, wręcz nauczyć rozmawiać i być częścią większej społeczności.
B.N.: Po prostu brakowało nam powrotu do dawnych lat i dlatego w tym stylu zaaranżowaliśmy przestrzeń Pod Papugami. Siedzimy właśnie w takim wyznaczonym zakątku klubu, które nazwaliśmy z Zefirynem plotkarnią. Chcielibyśmy łączyć ludzi, zapraszać ich do dysputy, do ciekawych dyskusji, aby nie siedzieli sami w domu czy sami przy klubowym stoliku.

Bożena Nawrocka, Zefiryn Grabski, Klubokawiarnia Pod Papugami

Jakich artystów chcecie zapraszać na scenę Pod Papugami, gdzie ma rozbrzmiewać muzyka na żywo?

B.N.: Postawiliśmy na młodych twórców i młodych artystów. Nie szykujemy tu sceny dla celebrytów, wielkich gwiazd estrady i znanych wykonawców muzycznych. Stawiamy na młode talenty, nikomu do tej pory nieznane, na młodych ludzi będących w szkołach muzycznych, albo II stopnia, albo w Akademii Muzycznej, którzy nie mają wielkich nazwisk, ale już dobrze grają i jak to studenci pragną trochę zarobić. (śmiech) Mam za sobą 15 lat grania na fortepianie i pamiętam zawsze paraliżujący strach przed jakimkolwiek występem i egzaminem. Dlatego, mając za sobą doświadczenie, chcę tu stworzyć młodym ludziom przestrzeń do pokazania się przed publicznością, przełamywania swoich obaw i realizowania własnych standardów muzycznych lub własnych improwizacji.

Fortepian to symbol luksusu, dobrego stylu. Tutaj również ma swoje miejsce…

B.N.: Dźwięki wydobywające się z fortepianu genialnie wpływają na podświadomość i komfort psychiczny człowieka. Może on wówczas odpocząć przy melodii wydobywającej się spod białych i czarnych klawiszy. Fortepian wprowadza konieczność muzyki na żywo, jest to instrument zapraszający nas do odpoczynku. Poza tym dajemy zielone światło osobom chcącym zabrać ze sobą ulubione płyty, mamy tutaj ogólnodostępny gramofon. To jest znowu kolejny zabieg, aby stworzyć ciepłą, przyjazną aurę, aby goście czuli się u nas swojsko, przytulnie, jak w domu. Cały system nagłośnienia klubu jest tak przygotowany, aby wydzielić pewne strefy na słuchanie muzyki, nie przeszkadzając przy tym pozostałym gościom.
Z.G.: Co warte podkreślenia, mamy tu fortepian z systemem samogrającym 15 tysięcy utworów, który można używać, gdy nie koncertuje nikt na żywo. Brzmienie fortepianu zostaje. Możemy przy tym również włączać światowe koncerty na dużym ekranie i tak zaprogramować fortepian, aby zaczynał wówczas dogrywać. Myślimy o takim zintegrowanym projekcie, który oczywiście zaprezentujemy bywalcom Pod Papugami. Fortepianu o takim szerokim zasięgu nie ma w Poznaniu nikt poza nami.

Kto jest zatem głównym odbiorcą tego nowo powstałego miejsca?

B.N.: Poprzez klubokawiarnię Pod Papugami pragnęliśmy zagospodarować nasz czas, tzn. ludzi, którzy nie są na etapie dyskotek, głośnej muzyki czy dziwnej linii melodycznej, która jest wszechobecna i wręcz obowiązująca w wielu lokalach rozrywkowych. Niewątpliwie w zamyśle to miejsce dla ludzi dojrzałych, kulturalnych, którzy mają już swój bagaż rozmaitych życiowych doświadczeń. Pod Papugami ma wypełnić dziurę na rynku, jeśli chodzi o ofertę miejsc dla osób 40-, 50- i 60-letnich, a może i starszych, których serdecznie zapraszamy.
Z.G.: Na poznańskim rynku mamy w dużej mierze minimalistyczne wnętrza z okropnie głośnymi dźwiękami, przygotowane w szczególności dla ludzi młodych. A przecież są ludzie nieco starsi, którzy siedzą w domach, a chcieliby wyjść, spotkać się, a nie mieli do tej pory gdzie. Tutaj jest klimatyczna przestrzeń dzięki różnym strefom, oddzielonym częściom. Jedna grupka osób nie przeszkadza w rozmowie innym. Wszystko jest zorganizowane ze smakiem i jest wynikiem długich naszych rozmów, jak widzimy to miejsce. Pragnęliśmy stworzyć miejsce przepełnione relaksem, wolne od głośnych rozmów przez telefony oraz wolne od tematów politycznych, aby nie prowokować i zaostrzać atmosfery. Dziś samotność jest bardzo dotkliwa, potrzebny jest kontakt międzyludzki dla dobrego stanu zdrowia i własnej psychiki.

Bożena Nawrocka, Zefiryn Grabski, Klubokawiarnia Pod Papugami
Bożena Nawrocka, Zefiryn Grabski

Dużo planów i zamierzeń macie Państwo związanych z rozkwitem klubu Pod Papugami. A co zamierzacie w najbliższej przyszłości?

Z.G.: Naszym celem jest zbudowanie stałej bazy klientów, do których będziemy wysyłać newslettera z informacją o nadchodzącym programie wydarzeń. Aby goście byli na bieżąco z naszymi aktualnościami, mogli sobie zaplanować przyjście czy na wieczorny koncert czy na seans filmowy. Będziemy również wysyłać powiadomienia w formie SMS-a, bo nie każdy codziennie sprawdza swoją prywatną skrzynkę mailową. Każdy, kto napisze bezpośrednio do nas, właścicieli na: vip@klubpodpapugami.pl lub na marketing@klubpodpapugami.pl może zapisać się do newslettera lub podać nr telefonu, na który mają przychodzić informacje o wydarzeniach Pod Papugami. Każdy potencjalny klient, gość ma możliwość rozmowy z nami, aby podzielić się swoimi spostrzeżeniami, opiniami. Można też składać swoje propozycje czy życzenia odnośnie wydarzeń artystycznych lub zostawiać nam kontakt np. do animatorów życia kulturalnego. Tak jak mówiłem – jesteśmy otwarci na sugestie, pytania i propozycje z zewnątrz.

Pod Papugami: ul. Dominikańska 9

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Bożena Nawrocka, Zefiryn Grabski, Klubokawiarnia Pod Papugami
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA