MACIEJ ZAREMBA | Jedyna i niepowtarzalna – czyli znajdź własną drogę w biznesie

|Maciej Zaremba - prezes agencji Soul&Mind|Maciej Zaremba - prezes agencji Soul&Mind

Jak w dzisiejszych czasach zbudować silną markę? Jak szukać wyróżników, które pozwolą naszej firmie skutecznie konkurować na rynku? Jaką formę komunikacji wybrać i czy naśladownictwo to jedyna droga do sukcesu? Odpowiada Maciej Zaremba, CEO agencji Soul & Mind, w branży marketingowej obecny od niemal 30 lat.

Czy dla zbudowania silnej marki nie wystarczyłoby znaleźć konkurencyjną firmę godną naśladowania i zwyczajnie imitować jej działania?

MACIEJ ZAREMBA: Od lat popularną rekomendacją w obszarze zarządzania jest „benchmarking”. Wszystko to według prostego schematu działania: znajdź sobie firmę, której aktualna pozycja rynkowa czy tempo rozwoju świadczą o tym, że osiągnęła sukces, obserwuj jak ona działa i w tych działaniach szukaj inspiracji dla własnych decyzji. Do jakiegoś stopnia jest to wręcz nieuniknione, żeby firmy się nie naśladowały, skoro działają na tym samym rynku i w tej samej branży. Ale silnych marek nie buduje się tylko na odzworowywaniu działań liderów…

Maciej Zaremba - prezes agencji Soul&Mind

A co w tym złego?

Dino nie odniosłoby spektakularnego sukcesu na rynku detalicznym w Polsce, gdyby jak konkurenci skupiało się na budowaniu sieci w miastach, a nie na wsiach. Apple nie stworzyłby iPoda, gdyby Steve Jobs nie odważył się wprowadzić słuchawek w innym kolorze niż reszta branży. Istotą marki jest być odmiennym, innym, wyróżniać się. Oczywiście nie „na siłę”, nie na zasadzie „odmienność – nawet najdziwniejsza – tylko po to, by się wyróżnić”. Dobrze jest być odmiennym w sposób, który dla jakiegoś segmentu nabywców jest atrakcyjny, pożądany, ważny. Jeśli iPod dla młodych użytkowników miał pomóc wyróżnić się w gronie słuchaczy muzyki, to pomagały w tym białe słuchawki, których w tamtym czasie nikt nie używał.


Skoro tak, to dlaczego firmy tak chętnie naśladują innych?

Myślę, że jest wiele przyczyn, a jedną z nich jest poczucie bezpieczeństwa, jakie stwarza podejmowanie decyzji, takich samych bądź podobnych jak liderzy rynku, a nawet cała branża. Funkcjonuje przekonanie, że jeśli lider rynku, a za nim pozostałe firmy wprowadziły dany produkt w opakowaniu niebieskim, to my też wprowadźmy w niebieskim, bo przecież się sprzedaje. Pada jednak pytanie, jak wyróżnić nową markę na półce z produktami, których opakowania są bliźniaczo podobne? Oczywiście problem naśladownictwa nie dotyczy tylko opakowań. To często kwestia kanałów komunikacji (na przykład, używajmy tych samym social mediów, co liderzy branży, bo widocznie „tak trzeba”) czy tonu komunikacji (wszyscy opierają przekaz na żartach i lekkim, zabawnym tonie – widocznie taka jest norma), ale też wyglądu produktu czy sposobu obsługi klienta. Na pewno wymaga sporej odwagi pójście „pod prąd” i zrobienie czegoś inaczej niż reszta. Na pewno wiąże się z tym ryzyko porażki, ale z drugiej strony sukces – który spotyka tych, którzy swoją strategię dobrze przemyśleli (opierając ją na dogłębnym zrozumieniu klientów i własnych silnych stron) – bywa spektakularny. Przecież dziesiąty taki sam produkt na półce, tak samo wyglądający i to samo obiecujący, nie ma wielkich szans na wykreowanie silnej marki. Za to wszystkie rankingi najsilniejszych i najbardziej cennych marek świata zapełniają ci, którzy odważyli się być inni od reszty.


Czyli naśladownictwo to jest kwestia wyłącznie unikania ewentualnej porażki?

Oprócz niej to często efekt niesamowitego rozbudowania instrumentarium marketingowego, spowodowanego rewolucją informatyczną. Jest tyle nowych narzędzi, kanałów, platform, że aż trudno się w tym wszystkim połapać. Czasami w ręce menedżerów wpadnie jakiś artykuł czy raport, w którym czytają, że (przykładowo) dwie trzecie firm używa w swej komunikacji z klientami TikToka. Menedżer marki, która aktualnie TikToka nie używa, może nabrać obaw, że skoro większość po ten nowy kanał komunikacji już sięgnęła, to nie ma innego wyjścia, bo jego marka zostanie „z tyłu”. Domyślam się, że mało kto czyta dokładnie metodykę prowadzonych badań – jak zadawano pytania, a przede wszystkim komu. Zabiegany biznes nie ma czasu na takie detale. Więc skanując nagłówki wieszczące, że „przyszłość marketingu to …” (tu można wpisać cokolwiek, czym akurat żyje branża: AI, NFT, etc.), dochodzi się do wniosku, że trzeba koniecznie zastosować to we własnym arsenale działań. Tylko, że poza tym nie ma dopracowanych usług, opakowań, kanałów komunikacji, kształtów produktu, ani miejsc sprzedaży, ani żadnych innych instrumentów, które na każdym rynku świata, w każdej branży i w każdym segmencie rynku byłyby tak samo skuteczne. Więc jeśli pomija się kontekst wykorzystania określonych narzędzi, to wygrywa instynkt stadny.


Ale skoro nie benchmarking i nie śledzenie trendów branżowych, to co powinni robić np. poznańscy menedżerowie, którzy chcą zbudować silną markę?

Ależ niech analizują konkurentów i niech śledzą ruchy branży, tylko niech ślepo ich nie naśladują. Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że ostatecznym weryfikatorem dla każdej marki jest jej nabywca. Nie konkurenci i nie pośrednik, który umieści ją na swoich półkach, ale przykładowy Kowalski, który po nią przyjdzie do sklepu albo wejdzie na jej stronę i tak dokona zakupu. Jeśli dogłębnie rozumiemy nabywców, których marka ma przyciągnąć i jeśli potrafimy obiektywnie ocenić własne silne strony, ale też słabości, to analiza działań branży jest tylko tłem, na którym budować będziemy naszą markę. Silne marki to nie te oferty, które są podobne do całej reszty, a przez to wzbudzają letnie uczucia u większości konsumentów. To są te wyjątkowe, unikalne oferty, które dla części klientów są absolutnie niezastępowalne. Trochę w stylu sloganu chyba najsłynniejszego domu towarowego świata: „Jest tylko jeden (w domyśle: jedyny i niepowtarzalny) Harrods”.


Słowem wystarczy zastąpić naśladownictwo próbą wyróżnienia się?

W istocie do tego sprowadza się budowanie marki. Ale oczywiście samo szukanie wyróżników jest procesem, który wymaga czasu, zaangażowania zasobów oraz znajomości pewnych procedur i metod. To nie jest takie proste jak to się czasami przedstawia, że wystarczy czekać na przysłowiowe olśnienie pod prysznicem. Wypracowana strategia marki, bazująca na jej odmienności ma większe szanse powodzenia, jeśli postępuje się według określonych reguł, przy wsparciu odpowiednich metod oraz dysponuje niezbędnym doświadczeniem. Jak duże nie byłoby doświadczenie menedżera w danej branży, trudno spodziewać się, aby był obiektywnym w ocenie własnych pomysłów, ponieważ niezwykle trudno nabrać dystansu wobec tego, co się samemu wymyśliło. Warto w tym procesie sięgnąć po zewnętrzne wsparcie, dzięki któremu zyskamy wartościową, obiektywną perspektywę ekspertów patrzących na markę z boku, dostrzegających wszystkie elementy rynkowej gry. Decydując się na współpracę z takim partnerem warto zweryfikować jego doświadczenie w tworzeniu i realizacji strategicznych projektów marketingowych, tak aby finalnie wybrać Partnera, który legitymuje się procesami przeprowadzonymi dla różnego formatu przedsiębiorstw, różnorodnych branż, przy udziale dużego zespołu ludzi, którzy swoje kompetencje i umiejętności zbudowali w różnych obszarach aktywności marketingowych i sprzedażowych – takiego jak np. Agencja Strategiczno-Brandingowa Soul & Mind. Często taka współpraca przynosi kilkukrotny wzrost rozpoznawalności marki i sprzedaży jej produktów, dzięki umiejętnemu znalezieniu synergii pomiędzy strategią i jej implementacji na odpowiednie narzędzia marketingowe.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

|Maciej Zaremba - prezes agencji Soul&Mind|Maciej Zaremba - prezes agencji Soul&Mind
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA