Przemysław Pluciński | Trudny, acz emocjonujący MOTORSPORT

Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad

O tym, że motorsport może być nie tylko wielką pasją, ale i sposobem na biznes rozmawiałam z Przemysławem Plucińskim, CEO podpoznańskiej drużyny motorsportowej DriveSquad i właścicielem Mistrzostw Polski Super S Cup.

Jak zaczął Pan swoją przygodę z motorsportem?

PRZEMYSŁAW PLUCIŃSKI: Myślę, że jak wielu światowych kierowców – od… kibicowania. Początkowo oglądałem wyścigi i rajdy w telewizji, później jeździłem kibicować podczas wydarzeń motorsportowych na żywo. Chwilę później zdecydowałem się wziąć udział w amatorskim wyścigu na próbę i już wtedy wiedziałem, że to pasja dla mnie.

Co spowodowało, że tory Pana pracy zawodowej całkowicie przeniosły się do świata aut wyścigowych?

W grę weszły relacje biznesowe. Mój wspólnik prowadził już wtedy firmę DriveSquad i po rozmowie z nim, podjąłem decyzję o zakończeniu pracy w korporacji i całkowitym skupieniu się na rozwoju ekipy motorosportowej. Przejąłem więc prowadzenie organizacji, trzeba przyznać z sukcesami. Miałem na tamten czas odpowiednie kwalifikacje oraz doświadczenie – przepracowane 2,5 sezonu startów w Wyścigowych Samochodowych Mistrzostwach Polski, a także w rajdach amatorskich – dodatkowo energii do tego dodawała pasja, którą zarażałem innych. To przełożyło się na sukcesywne budowanie ekipy kierowców, którzy dołączyli do nas, rozwijając firmę.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Jest wiele osób, które mają predyspozycje do osiągnięcia sukcesu w tym sporcie, ale nie wiedzą, jak zacząć. Jaką radę miałby Pan dla nich?

Trenowanie pod naszym okiem. Drużyna DriveSquad to pasjonaci, ale i bardzo utalentowani ludzie, którzy dziś walczą o tytuły Mistrzów Polski WSMP. Posiadamy też jedną z największych wyścigowych flot Mini Cooper S i Audi VR6 w kraju – dzięki nim, kierowca nie musi martwić się o najlepszy sprzęt – może się skupić wyłącznie na szkoleniu umiejętności z naszymi trenerami. Zapewniamy też elastyczne podejście do zawodników, tak, aby dać im przestrzeń na oswojenie się z autem, jazdą, torem. Jeśli ktokolwiek choć przez chwilę pomyślał „też chcę spróbować, też chcę poczuć tę adrenalinę” – zapraszamy do kontaktu – zrobimy wszystko, by spełnić te marzenie. Zaś tym, którzy już nieco profesjonalniej myślą o jeździe i chcieliby powalczyć o tytuł Mistrza Polski – zapraszamy do Super S Cup – wyścigów o randzie pucharowej. Można przyglądać się im w najbliższych tygodniach m.in. na Torze Poznań czy Slovakia Ring. Mimo że ten sezon mamy już zamknięty pod kątem udziału, zapraszamy do śledzenia naszej strony czy social mediów – tam informujemy na bieżąco o aktualnych zapisach na nowy sezon lub o projektach specjalnych z naszą ekipą.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Czy motorsport jest dla wszystkich?

I tak, i nie. Z jednej strony, nie trzeba mieć profesjonalnej licencji wyścigowej, by startować w różnych zawodach lub jeździć na Torze Poznań szybkim autem dla własnej frajdy. Do takich jazd, ale i np. amatorskich jazd typu TrackDay można przystąpić od razu – wystarczy, że ma się sprawne auto (można też je wynająć od nas, by być najszybszym w swej klasie i zdobyć tytuł). Z drugiej zaś strony są wydarzenia, podczas których się nie wystartuje, bo nie posiada się Licencji Kierowcy Wyścigowego. I tu pomożemy ją zdobyć.

Jednak patrząc na ten sport jeszcze z innej strony – nie każdy może zostać światowej klasy kierowcą z dnia na dzień. Do tego trzeba praktyki, treningów, cennych rad instruktorskich. Bo o ile niemal każdy może jeździć szybko samochodem, już nie każdy wykręci najlepszy czas, nie każdy wejdzie w zakręt odpowiednio technicznie, i nie każdy wyjdzie z opresji kontaktowej z przeciwnikiem tak, aby nie narazić auta na straty mechaniczne, które kosztują. Nasi zawodnicy, trenowani pod naszym okiem to osoby z zaciętością, ambicją, osoby silne charakterem. I takich też szukamy. Te cechy jednak wzmacniają się z czasem. Trzeba też przyznać, że duże znaczenie ma również kwestia finansowa, ponieważ – nie ukrywając – sport ten wymaga niemałego wkładu.

Przemysław Pluciński DriveSquad

No właśnie, pomówmy o pieniądzach. Dlaczego motorsport jest tak prestiżowy?

Bo kosztuje sporo, ale dzięki temu – nie jest dla wszystkich. Stosowanie innowacyjnych i wydajnych komponentów: silniki, aerodynamiczne nadwozie, skrzynia biegów, zaawansowane systemy telemetryczne, specjalistyczne opony i hamulce, paliwo wysokooktanowe, części zamienne i inne – to tylko początek wyliczanki. W motorsporcie liczą się setne sekundy i to dosłownie, więc na częściach i konserwacji oszczędzać nie można. Jednak motorsport to przede wszystkim biznes i relacje – które jak wiadomo, są bezcenne! Dobry networking przynosi wymierne korzyści i to też oferujemy w ramach spotkań w parku maszyn DriveSquad. Podczas rozmów kuluarowych rozmawiamy nie tylko o ścieralności opon, ale i o potencjalnych biznesach i projektach, które nasi kierowcy często prowadzą wspólnie.

Czy da się na motorsporcie zarobić?

Tak, choć my robimy to z pasji. Naszym celem od zawsze była zabawa, prędkość, bicie rekordów toru i uśmiech naszych zawodników, którzy np. w wyścigach Super S Cup walczą w randze Mistrzostw Polski, będąc nagradzani podczas oficjalnej Gali Sportu Samochodowego Polskiego Związku Motorowego. Zabawne, że przychodzili do nas tylko po to, by spełnić marzenie i pojeździć, a często wychodzą z pucharem w ręku i dobrym PR-em w mediach, czego się nie spodziewali.

Z drugiej jednak strony, jak wspominałem wcześniej, obok pasji – motorsport to świetne miejsce dla biznesu. Pomaga on zdobywać nowych klientów i budować markę własną: stąd sponsoring wielu firm i ich udział jako patrona ekipy. Motorsport to także miejsce wymiany kontaktów, to rozmowy o grubych pieniądzach, z ludźmi, którzy te pieniądze mają. Motorsport to także inwestycja w siebie – mało kto ma odwagę i okazję jeździć obok znanych gwiazd czy walczyć o tytuł najlepszego kierowcy w wielu prestiżowych eventach w Polsce i na świecie. Z nami się to udaje. Każda kolejna publikacja w mediach po wyścigach, buduje prestiż kierowcy i jego środowiska. Budowanie nazwiska w świecie motorsportu pomaga, także amatorsko. Część naszych kierowców należy do wielkopolskiej loży Biznes Center Club.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Czy sponsoring w motorsport (np. inwestując w Waszą drużynę) opłaca się dziś?

Wszystko zależy, jak postrzegamy sponsoring – czy ma to być narzędzie do szybkiego zwrotu z inwestycji, czy jednak jako czynnik wpływający na długoterminowy wzrost świadomości marki i wizerunek. Jeśli to drugie – to tak. Dla przykładu, oklejenie naszego auta logotypem partnera pozwala podczas jednego, średniego eventu dotrzeć do kilku tysięcy osób. Sam Rajd Barbórka, czyli najbardziej medialne wydarzenie motorsportowe (podczas którego jeździmy corocznie naszymi Audi VR6), pozwala dotrzeć naszym partnerom do ponad kilkuset tysięcy oglądających. Chętnie dajemy możliwość naszym klientom do sprawienia przyjemności także ich klientom VIP – dlatego organizujemy spotkania zamknięte, np. integracje, wzmocnienie więzi z top-sprzedawcami czy spełnienie marzenia szefa. Sponsoring jest widowiskowy, daje emocje, a emocje to pieniądze. Sponsoring jest też efektowny – oklejenie auta robi fantastyczne wrażenie i może pokazać niemal wszystko. Z drugiej strony inwestycja w siebie jako kierowca to kolejny ważny element personal brand building.

Przemysław Pluciński DriveSquad

A na koniec, gdzie można was zobaczyć w akcji? 

Przede wszystkim zapraszamy do naszego DriveSquad Garage do Niepruszewa, gdzie mamy park techniczny dla ponad 20 wyścigowych aut Mini Cooper S. Jeśli nie mogą Państwo odwiedzić nas osobiście, zapraszamy na cykliczne imprezy WSMP organizowane przez Automobilklub Wielkopolski oraz rundy Track Day 2023 na Torze Poznań (wstęp jest bezpłatny). By być na bieżąco z najbliższymi wyścigami, zapraszamy na nasz profil Facebook lub Instagram @DriveSquad.pl

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad
REKLAMA
REKLAMA

Blind Football to czysta radość z piłki nożnej

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Blind Football


W listopadzie w Krakowie odbyło się pierwsze, historyczne zgrupowanie blind footballowej kadry Polski kobiet. Poprowadził je nowy selekcjoner Krzysztof Apolinarski, na co dzień trener sekcji blind footballu Warty Poznań. Blind football to rozgrywki piłkarskie dla osób niewidzących i niedowidzących. Z nowym trenerem kadry rozmawiamy o jego doświadczeniach, planach na przyszłość i o tym, dlaczego popłakał się na swoim pierwszym footballowym treningu. 

Rozmawia: Piotr Komorowski | Zdjęcia: Wiktoria Nowak

Czym jest blind football? Czy w ogóle można grać w piłkę, nie widząc? 

KRZYSZTOF APOLINARSKI: W zasadzie mecze blind footballu są bardzo podobne do tradycyjnej piłki nożnej, choć zawierają pewne elementy znane z hokeja. Nie ma tradycyjnych autów – zamiast tego boisko otoczone jest bandami, od których piłka może się odbijać. Drużyny liczą pięciu graczy (czterech w polu i bramkarz). Boisko podzielone jest na trzy strefy: obrony, środka i ataku. Za każdą z tych stref odpowiada jeden przewodnik, który pomaga zawodnikom, cały czas podpowiadając, gdzie znajduje się piłka i gdzie powinni się kierować. Piłka ma w środku specjalny dzwoneczek, który sygnalizuje zawodnikom jej położenie. Aby zapobiec kontuzjom i niebezpiecznym zdarzeniom, obrońca biegnący w stronę piłki musi krzyknąć „voy”, aby dać znać atakującemu, że jest w pobliżu. Mecze trwają 2 x 15 minut, a boisko mierzy 20 x 40 metrów. Oprócz tych zmian, które dostosowują rozgrywkę do potrzeb osób niewidzących, pozostałe zasady są takie same jak w tradycyjnej piłce nożnej. Mecze są bardzo dynamiczne i naprawdę dużo się w nich dzieje.

Jak to się stało, że zacząłeś interesować się blind footballem? Jak zostałeś trenerem?

Sam mam za sobą przygodę z piłką nożną. Byłem zawodnikiem m.in. Lecha Poznań i Warty Poznań, grałem na pozycji bramkarza. Po zakończeniu kariery zostałem bramkarzem także w drużynie blind footballej. Warto wspomnieć, że w tej dyscyplinie bramkarz jest jedyną osobą na boisku, która nie jest niewidząca ani niedowidząca. Pamiętam swoją pierwszą wizytę na treningu blind footballu. Zostałem zaproszony przez znajomego, który powiedział: „przyjedź, zobaczysz jak to wygląda”. Pojechałem tam z żoną, która nie mogła powstrzymać łez – zresztą mnie też było trudno. Entuzjazm i czysta radość z gry w piłkę tych zawodników naprawdę chwytały za serce. Jestem chyba kiepski w odmawianiu, więc mimo że miałem już inne zobowiązania, zgodziłem się zostać trenerem sekcji blind footballowej Warty. Teraz historia się powtórzyła. Piotr N. i Tomek K., dwie fantastyczne osoby, maksymalnie zaangażowane w rozwój blind footballu w Polsce, zapytały mnie, czy nie chciałbym poprowadzić kobiecej kadry. Ponownie – nie mogłem odmówić.

Blind Football

Jesteśmy po pierwszym, historycznym zgrupowaniu kadry kobiet w Krakowie. Jak przebiegało?

To jedno z dwóch miejsc w Polsce, obok Wrocławia, gdzie znajdują się profesjonalne boiska do blind footballu. Zresztą baza i organizacja w Krakowie są świetne – kadra ma tam wszystko, czego potrzebuje, by spokojnie trenować. Na razie w kadrze mamy 15 dziewczyn o bardzo różnym poziomie umiejętności. Trzon stanowią zawodniczki Warty Poznań, bo te dziewczyny są niesamowite. Patrzę bardzo pozytywnie na dalszy rozwój kadry. Moim marzeniem jest wyjazd na mundial, który w przyszłym roku, w październiku, odbędzie się w Indiach. Trzeba przyznać, że rozwój blind footballu kobiet to w dużej mierze zasługa UEFA, która mocno wspiera tworzenie drużyn narodowych (na poziomie rozgrywek klubowych, drużyny są mieszane).

Blind Football

Na co dzień jesteś trenerem sekcji blind footballowej w Warcie Poznań i masz regularny kontakt z zawodnikami i zawodniczkami. Jak to się stało, że oni zaczęli uprawiać blind football? Jaka jest ich motywacja?

To są niesamowici ludzie. Sportowe świry (śmiech), totalnie wkręceni w ten sport. A do tego obdarzeni świetnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Dla nich gra w blind football to możliwość wyjścia z domu, socjalizowania się z innymi. Szukają aktywności i traktują grę w piłkę jako świetną przygodę. To radość z piłki nożnej w czystej postaci. Muszę przyznać, że ci zawodnicy i zawodniczki dają mi olbrzymiego kopa i chęć do życia. Nawet jak mam chandrę, to trening z nimi sprawia, że wszystko mija.

W zeszłym roku zajęliście w rozgrywkach pucharowych trzecie miejsce. Jakie są Twoje oczekiwania w tym sezonie?

Warto dodać, że z drugim Śląskiem Wrocław przegraliśmy tylko różnicą bramek. Konkurencja w lidze jest bardzo silna, ale Warta ma mocną i zdeterminowaną drużynę, w którą bardzo wierzę. Myślę, że stać nas na wiele. Jednak tak naprawdę wynik nie jest dla nas najważniejszy. Trenujemy, bo to nas cieszy. Nie chcę, żeby presja wyników odebrała nam radość z piłki. Gdy jeździmy na zagraniczne turnieje, albo goście z zagranicy przyjeżdżają do nas, zawsze są pod wrażeniem atmosfery, która panuje w naszej drużynie. Na treningach jest dużo zabawy i humoru, bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Chciałbym, żebyśmy wygrywali puchary, ale przede wszystkim chcę, by moi zawodnicy byli szczęśliwi.

Blind Football

Piotr Komorowski

REKLAMA
REKLAMA
Blind Football
REKLAMA
REKLAMA