Dzisiaj kierunek Ameryka Środkowa, zapraszamy do Kostaryki. Sama jej nazwa z hiszpańskiego Costa Rica brzmi obiecująco. Bogate Wybrzeże, bo tak można przetłumaczyć nazwę tego kraju, nęci obietnicami, których nie pozostawi bez pokrycia. Na bogato będzie z pewnością.
Największym bogactwem Kostaryki jest przyroda i to dla niej i po nią się tutaj przylatuje. Wspaniałe zróżnicowanie krajobrazów, od plaż po góry, od wulkanów po rafy koralowe, od lasów chmurzastych po rwące rzeki pełne seledynowej wody – Kostaryka ma wszystko. Na co dzień będzie zielono, będzie wilgotno, czasem mgliście, czasem deszczowo, a ta ilość wody jest gwarancją zielonych wakacji.
Pura vida słyszy się w Kostaryce wymiennie z dzień dobry, „samo życie” na powitanie? Brzmi to dość osobliwie, ale gdy to samo pura vida usłyszycie także przy pożegnaniu, dodane do podziękowań, a czasem po prostu ot tak bez powodu, uda się nam rozszyfrować filozofię życia Tikos – bo tak o sobie mówią Kostarykańczycy.
Odetchną tutaj osoby, które nie lubią zwiedzać zabytków, Kostaryka nie ma ich zbyt wiele, a może nawet wcale. Nikt nie umęczy się długimi i monotonnymi przejazdami, bo odległości są tutaj niewielkie. Nie ma mowy o nudzie, każdy dzień i każda okolica proponuje zupełnie inne aktywności.
Zachwyceni będą Ci, którzy lubią i znają się na wulkanach. Jest tu ich sporo, wiele z nich oferuje szlaki piesze z możliwością dotarcia nawet do samego krateru, inne zdobywać można, pnąc się do góry po dość trudnych trasach trekkingowych, są i takie – stale aktywne, które można obserwować, leżąc w gorących źródłach u ich stóp, kiedy te plują lawą i skrzą się nocą drobinkami wydychanej lawy.
Dla osób o mocnych nerwach Kostaryka przygotowała piękny rafting, nie tylko chodzi w nim o samą adrenalinę podczas pokonywania kolejnych przełomów, ale także o widoki dookoła. Gdyby tego było za mało, Zip line czyli popularna tyrolka, wymyślona właśnie tutaj, zaskakuje rekordowymi odległościami pomiędzy platformami, prędkością, z którą można zjeżdżać, a i wysokość kilkunastu metrów zapowiada się imponująco.
By nie przestraszyć tych, co wolą jednak zwiedzać na wakacjach trochę spokojniej, mamy wspaniałe wiszące mosty, które ukryte w koronach drzew oferują niezapomniane przeżycia. Są motylarnie i ranarium, czyli wielkie hale z żabkami, mamy mnóstwo wolier z kolibrami i papugami, tukanami. A i tak każdy czeka na swojego pierwszego leniwca. I daję słowo, że bez niego nikt do domu nie wróci. Znajdziemy go na pewno na trasie, z natury leniwy nie da się zastraszyć i z pewnością dostojnie wisieć będzie nadal w niezmienionej pozycji, co najwyżej przeciągnie się leniwie, może rozprostuje łapy. Inaczej rzecz się ma z quetzalami, pięknymi i kolorowymi ptakami z dwoma długimi piórami w ogonie. Tu potrzeba szczęścia, by zobaczyć je z bliska ukryte w zielonych koronach drzew.
Nie omijajcie Tortugero. By dotrzeć tu, trzeba porzucić auto i przesiąść się do łódki, a potem podczas pobytu albo chadzać pieszo, albo pływać łódkami czy kajakami, to dwie albo trzy noce spędzone w Tortugero będą z pewnością okazją do obcowania z naturą oko w oko. A gdybyście trafili tutaj w lipcu (choć specjalnie Kostaryki w tym terminie nie polecam, bo to jednak pora deszczowa, która lubi dokuczyć w podróży objazdowej), to po zmierzchu na tutejszych plażach zobaczycie wielkie żółwice składające jaja. W Kostaryce jak nigdzie indziej na świecie dba się o spokój i bezpieczeństwo zwierzaków. Grupy zorganizowane pozostają pod stałą opieką przewodnika, a ten dokładnie wie, co i na ile nam wolno, by nie zakłócić tego wielkiego, ale i pięknego wydarzenia.
Dla wielbicieli plaż i palm Kostaryka przygotowała piękne białe plaże na południu i cudne, puste, bardziej surowe i czarne plaże na północy. I choć wraz z wami z samolotu w stolicy wysiądzie na pewno wielu turystów, bez obaw, nie będziecie stacjonować przez dwa tygodnie w tym samym miejscu. Może się zdarzyć, że na wielu plażach będziecie zupełnie sami. A miejsc wyjątkowych wzdłuż wybrzeża jest bardzo dużo. Na jednych ogląda się najpiękniejsze zachody słońca, na innych plantacje ananasów, gdzie indziej chodzi się skakać przez fale, gdzie indziej surfować. Kostaryka nie jest nudna. Jest różnorodna. Jej urok odkryło sporo Amerykanów, którzy chętnie spędzają tutaj nawet pół roku, mając do siebie zaledwie żabi skok samolotem, wielu z nich tak bardzo zakochało się w tutejszym luzie i sposobie na życie, że przenosi się na jesień życia właśnie na Kostarykę.
Nikt nie będzie głodny, jada się tu proste i smaczne rzeczy. Na talerzach króluje malowany kogut, czyli gallo pinto, mieszanka ryżu i fasoli z dodatkami. Ryżu tu będzie pod dostatkiem, często w ustalonych zestawach z rybą, kurczakiem czy mięsem. Wygrali los na loterii wegetarianie, którzy gdzie się nie obejrzą, będą mieli fantastyczne soki, sałaty, warzywa i owoce. Większość z nich prosto z drzewa albo krzaka. Nigdzie indziej na świecie nie widziałam tak ogromnych awokado czy soczystych mango.
Nie bez znaczenia jest fakt, że Kostaryka to kraj bardzo bezpieczny. Nie bój się wybrać w objazd tego kraju w pojedynkę. Nie ma tu armii, nie ma tu służby wojskowej. Każdy każdemu jest przyjacielem. Czuć tę filozofię życia w wielu miejscach na trasie. Slow life, bez pośpiechu, bez gonitwy w wyścigu.
Dobra kawa, pyszna czekolada, wspaniały rum… rodzina i przyjaciele. Kostaryka oczaruje każdego, komu jest bliska natura. Każdego, kto ceni autentyczność i naturę. I wreszcie każdego, kto ma w sobie choć odrobinę latynoskiej krwi, tej nieugłaskanej, szalonej i spontanicznej.
Pura vida!