Grzyb na zachętę

Marta Kabsch

Do sklepu jadę rowerem. Pogoda sprzyja. Szybka wizyta w piekarni i spożywczaku. Postanawiam wrócić okrężną drogą. Mijając las, dostrzegam nagle dwie kobiety wyłaniające się zza drzew. Niosą kobiałkę pełną kań. Przyspieszam. Prawie potykam się, wbiegając do domu. „Kochanieeeeee, sowyyyyyyyy!” – drę się do B. Wieczorem zajadamy się grzybami usmażonymi w panierce. Tak zaczęła się jesień.

Siedzę w biurze na spotkaniu. Na ekranie telefonu miga powiadomienie. B. śle zdjęcia talerzy wypełnionych brązowymi pięknościami. Przebieram nogami pod stołem. Ciągnie wilka (grzybiarza) do lasu. Kiedyś na zbiory jechaliśmy raz w tygodniu, kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę. Po przeprowadzce cieszymy się jak dzieci – codziennie, praktycznie „w laczkach”, możemy wyskoczyć do lasu i zobaczyć, czy nowe kapelusze wyłoniły się spod warstwy liści. Dom obłędnie pachnie suszonymi grzybami. Popołudniami gotuję zalewy do marynat. Z satysfakcją wypełniam półki spiżarni słoikami.

Zbierania grzybów nauczył mnie B. Moja rodzina nie praktykowała tego hobby. Krąży pewna mrożąca krew w żyłach grzybowa anegdota o moich Dziadkach. Podczas urlopu nad morzem zebrali w czasie spaceru kilka okazów. Później rozłożyli grzyby na stole, żeby je podsuszyć. Po południu znaleźli kartkę od pani sprzątającej z lakoniczną informacją, że wszystkie leśne łupy są niejadalne. Pewnie dlatego, mimo podziwu, jakim darzę specjalistów zbierających nieoczywiste odmiany, ograniczam się do „klasyków”.

Ukułam niedawno teorię „grzyba na zachętę”. Działa to tak: wchodzisz między drzewa i z miejsca zalotnie mruga do ciebie okazały czarny łepek albo, jeśli naprawdę ci się poszczęści, dorodny prawdziwek. Entuzjazm rozbudzony. Motywacja 10/10. Z werwą rozpoczynasz penetrację leśnego poszycia w poszukiwaniu „kuzynów” pierwszego łupu. No, a później jest różnie. Bywa, że dobra passa trwa i kosz szybciutko wypełnia się grzybami. Innym razem mija kwadrans, mija kolejny, i nic. Frustracja 10/10. Obracasz się na pięcie. Chcesz wracać do domu. Wtedy, jak spod ziemi, wyrasta nowy „grzyb na zachętę” i zabawa zaczyna się znowu.

Naszą miejscowość często zachwalam za serdeczność sąsiadów. Każda mijana na ulicy czy w sklepie osoba z uśmiechem mówi „dzień dobry”. Uprzejmości kończą się z początkiem sezonu grzybowego. W lesie każdy patrzy teraz spode łba na „konkurencję”. Nerwowo zakrywane są wiaderka i kosze – żeby nikt nie dowiedział się o najlepszym miejscu na podgrzybki. Spokojnie, to tylko taka gra. Wkrótce grzybnia zaśnie snem zimowym i znowu będziemy dla siebie mili.

Przerywam stukanie w klawiaturę. Dopada mnie dziwne déjà vu. Zerkam do zeszłorocznego „Prestiżu”. No tak. Oczywiście. Co za nudy. Też rozwodziłam się o urokach jesieni. Może to przez to, że urodziłam się we wrześniu, tak sympatyzuję z tą porą roku. Ciemniej, zimniej, a mnie jakoś dobry nastrój nie opuszcza. Nasz pies (ewidentnie urodzony latem) nie podziela tego entuzjazmu. Niechętnie wychodzi na dwór, kicha od zapachu octu z moich zalew, przytula się do grzejników, krótkim, zdecydowanym szczeknięciem nakazuje, żeby przykryć go kocykiem. Otulam Rysia i oddaję się dalej październikowym przyjemnościom. Dziś w planie sadzenie wrzosów i komponowanie nowej aranżacji na tarasie. Jesieni, trwaj, jesteś piękna..!

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Marta Kabsch
REKLAMA
REKLAMA

Nasi powiernicy

Artykuł przeczytasz w: 4 min.
Maskotki - felieton poznański prestiż

Zrobione na szydełku czy na drutach, uszyte z końcówek materiałów, ze ścinek i pozostałości. Kupione lub otrzymane w ramach prezentu. Mają różne kształty i kolory, długie i krótkie uszy, są mniej lub bardziej puchate. Grubaśne, a także chudziutkie i małe jak myszki.

Towarzyszą w nocnych sennych eskapadach i wtedy, gdy jest źle i smutno. Są powiernikami dziecięcych tajemnic, słów, a nawet myśli. Przytulane są, tarmoszone, ściskane tak mocno… z miłości. Pluszaki – bo o nich mowa – stanowią nieodzowną część beztroski dzieciństwa. Są kochane i uwielbiane, zawsze obok – na dobre i na złe przez długie lata.

Wysłuchują obaw i strachów swoich najmłodszych przyjaciół. Pozwalają się w siebie wtulać i dzięki temu kreują schronienie przed dziecięcymi lękami. Potrafią otrzeć niejedną łzę, uspokoić i wprowadzić w spokojną atmosferę. Leżą przy głowie, na głowie, pod ramieniem, na plecach czy brzuchu – one mają dowolność i pozwolenie od najmłodszych na tego typu „spacery”.

Maskotki - felieton poznański prestiż

Wywołują nie lada uśmiech. Są wielką częścią dziecięcego świata, bez nich ani rusz… Dlatego podróżują z dziećmi wszędzie, gdzie to możliwe – na spacery, w odwiedziny, nawet na kolejne szczepienie, aby móc przytulić po ukłuciu. Muszą być w wózku i podczas drzemki, a sen bez nich nie byłby możliwy ani udany. Wyjazd do babci i dziadka czy kuzynostwa bez ukochanej maskotki? Niemożliwy. Wakacje bez przytulanki? Kompletnie nieakceptowalne.

Dzieci im ufają, powierzają swoje najskrytsze sekrety już od najmłodszych lat. Szepczą na uszko i oczekują odpowiedzi. Wsłuchują się w magiczne dźwięki dochodzące ze świata pluszaków, które tylko wybrane dziecko może usłyszeć. Usłyszeć i zobaczyć, co chce przekazać im najukochańszy przyjaciel.

20240718 AdobeStock 764057338

Dzieci wierzą, że zabawki żyją, że ruszają się, wędrują po pokoju i ze sobą rozmawiają, gdy nikt tego nie widzi… To takie słodkie! Imaginacja i fantazja dziecięcych lat.
Jakże ważna więź i trwała relacja tworzy się pomiędzy dzieckiem a jego ulubioną maskotką – wiedzą tylko zainteresowani, a widzi to najbliższe otoczenie. Autentyczna i szczera miłość. Dobroć. Wierność. Poczucie zrozumienia.

Maskotki - felieton poznański prestiż

Puchate stworzonko – czy to tradycyjny miś czy zwariowana wiewiórka, śmieszny lemur, przemądrzały krokodyl, ziejący ogniem smok, skaczący króliczek, gadatliwy słoń, kolorowy motylek, dostojny łabędź itp. – nigdy nie zawiedzie. Nie daje zakazów, nie mówi, co jest zabronione, na wszystko pozwala… na tarmoszenie również. Dziecięca miłość do pluszaków jest wspaniała, taka czysta i szczera, bez udawania i pozorów.

Przed Dniem Dziecka obejrzeliśmy kinowy hit „Istoty fantastyczne” – po prostu fantastyczny obraz i niezwykła fabuła! Polecam każdemu, kto chce poczuć się jak dziecko i choć na trochę zapomnieć o troskach i problemach dorosłego życia. Historia dziewczynki, która odkrywa, że może zobaczyć wyimaginowane zabawki, przenieść się do krainy magii, rozbawi niejednego ponuraka. To nie jest trywialna i stereotypowa opowiastka, jakich wiele… Warto wyruszyć z główną bohaterką w magiczną przygodę, poczuć się jak dziecko. I spróbować rzeczy na pierwszy rzut oka niemożliwych, a jednak w dziecięcym świecie fantazji – naturalnych! Dwa światy, ten realistyczny i wyimaginowany, idealnie można połączyć, trzeba tylko bardzo mocno chcieć. Zgodnie z zasadą „dla chcącego, nic trudnego!”.

Maskotki - felieton poznański prestiż

A w domowych pieleszach – owinięci w koce, poprzytulani do siebie, z dopiero co zrobionym, ciepłym popcornem w wielkiej misce i krakersami w drugiej, gdy za oknem miarowo padał deszcz – byliśmy widzami „Aksamitnego królika”, filmu rodzinnego, z pięknym przesłaniem, którego scenariusz powstał na podstawie książki Margery Williams pod tym samym tytułem. Również godny polecenia, uwagi i zrozumienia…

Każdy z nas miał swojego pluszowego stworka w dzieciństwie, zabawkę na dobre i na złe, maskotkę, z którą rozmawiał. A w wieku dorosłym zapomina się o przyjacielu z dawnych lat… Dlaczego? Przecież…

fantazja jest od tego,
Aby bawić się, aby bawić się,
Aby bawić się na całego…

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Maskotki - felieton poznański prestiż
REKLAMA
REKLAMA