Na straganie w dzień targowy…

Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ

Wakacje na półmetku, sezon ogórkowy w pełni. Upały nie odpuszczają, a lato w mieście potrafi dać w kość. Pisząc to, siedzę na niewielkim tarasie, czekając na cowieczorny atak komarów, które z roku na rok jakby zjadliwsze. Ale to jedyny moment dnia, kiedy praca staje się przyjemnością, a nie morderczą udręką. Kot pod ręką, lampka wina, świeca wygrzebana na pchlim targu migoce zalotnie. A właśnie…


Moja matka to mistrzyni grzebania w lumpeksach. Daj jej pięć złotych, a ubierze całą rodzinę. I jeszcze obrus kupi. Jej ubrania niejednokrotnie wzbudzały podziw, zachwyt czy choćby zaciekawienie jej przyjaciółek. Z niektórymi zresztą dzieliła tę pasję wiele lat. Wystarczyło, że zauważyła rąbek materiału, który mrugał do niej porozumiewawczo i już powstawał plan. To się skróci, to przerobi, tu się utnie, tam doszyje. Z umiejętnościami krawieckimi łatwo było jej wyobrazić sobie efekt końcowy. A ten naprawdę był fantastyczny.
Nie odziedziczyłam po niej tych umiejętności. Cierpliwość tracę w 2,5 sekundy przy próbie nawleczenia nitki na igłę, celem przyszycia guzika. Lumpeksy choć lubię – to nie umiem. Za dużo, za pościskane, za wiele bodźców. Wychodzę z niczym, zła na swoją nieudolność. Chciałabym, ale nie umiem. Irytuję się równie szybko, jak przy igle z nitką. Ale matka nie może całkiem się mnie wyprzeć, bo geny jednak mamy trochę te same i znalazłam swój raj na ziemi. Godny jej fascynacji lumpeksami. I wcale nie za oceanem, na wyspie z białym piaskiem i palmami, tylko kilka minut samochodem, na parkingu jednego z poznańskich centrów handlowych. I choć wstać w niedzielę muszę dość wcześnie, ten cotygodniowy rytuał dostarcza mi wielu wrażeń i emocji niespotykanych nigdzie indziej. I kiedy tylko wysiadam z samochodu, dobiega mnie…

Pchli Targ


„…no jak 3 złote za talerz??? Pani kochana – przecież królowa angielska z niego jadła!”; „a ten garnczek po ile? – Po 40. – A to nie mam na niego miejsca. Jakby był po 20 to bym miała”; „to prawdziwy rosenthal! Że sygnatury nie ma? No pewnie się starła!” „to prawdziwe PRL-owskie rękodzieło! U Jaruzelskiego w gabinecie wisiał!”, „siateczkę podać? Bo się piękna pani nie zabierze. Oj, mąż pewnie zazdrosny? Taki piękny uśmiech”.

Pchli targ. To moje miejsce – odskocznia. To obraz handlu, jaki pamiętam z lat dzieciństwa. Nie zakłóconego pikającymi kasami samoobsługowymi, straszącego hałasującymi bramkami przy wyjściu ze źle odbezpieczonym produktem. Bez kakofonii dźwięków, reklam dobiegających z głośników, informujących o promocji na podudzie z kurczaka, pomieszanych ze stanowczym komunikatem spikera, donoszącym wszem i wobec, że trwa właśnie cicha godzina, ze względu na osoby, którym przeszkadza hałas… Małpi gaj.

Pchli Targ

I nie zrozumcie mnie źle! Pchli targ to kwintesencja gwaru, esencja ludzkich interakcji. Tu nie ma cen na produktach – o każdą trzeba zapytać. Nie ma półek – albo grzebiesz w kartonach, gdzie niczym poszukiwacz skarbów (lub moja matka w lumpeksie) wyławiasz te dla Ciebie najcenniejsze, albo przeciskasz się pomiędzy leżącymi na ziemi płachtami z rozstawionym na nich towarem, bo ta szklana karafka, lub inny kryształowy talerzyk akurat na „ciebie spojrzał” i uśmiechnął się kokieteryjnie.
To także miejsce, gdzie ścierają się strategie negocjacyjne, godne największych guru sprzedaży „nie patrz tak na ten wazon, bo Pan pomyśli, że ci zależy!”; „po ile jedna? Aaa po 6… a jak wezmę dwie to za dziesięć Pan sprzeda?”; „ten rowerek to za ile? Wziąłbym, ale siodełko jakieś takie… Tam ma Pan drugi – może wymienimy?” Na pchlim targu nie ma przegranych, ktoś chce kupić, ktoś chce sprzedać. Panuje tu zasada, każda transakcja jest tak samo ważna. Nieważne, czy za 3, 13 czy 300 złotych.

Pchli Targ


To w końcu skarbnica rzeczy unikatowych, takich, które przetrwały próbę czasu i dziś stanowią niejednokrotnie przedmioty kolekcjonerskie, oryginalne, rzadkie, jedyne w swoim rodzaju. Nierzadko znajdują u kupujących nowe przeznaczenie, bo tego właściwego nikt już nie pamięta. To przedmioty, dzięki którym nasz dom staje się czymś więcej, niż tylko czterema ścianami. Nabiera charakteru i oddaje naszą osobowość.

Pchli Targ


Od tych kilku tygodni, odkąd regularnie odwiedzam moją mekkę rozmaitości, mój dom wzbogacił się o kilka terakotowych doniczek z ornamentem, w których rośliny wyglądają obłędnie, a także o kilka ozdób, które z mojego tarasu stworzyły prawdziwe boho „zewnętrze”. Jest i wiklinowy kosz z beżową narzutą, który kot pokochał od pierwszego poleżenia, używana klatka po ptaku, w której na czas lata zamieszkał kaktus, kilka drewnianych lampionów, toczonych świeczników i emaliowany garnek do founde w kolorze kości słoniowej, który lata świetności ma już za sobą, ale wstawiona w niego dalia nie narzeka. Wisienką na torcie jest wiklinowy słoń niewiadomego przeznaczenia, który po prostu jest. I mi to pasuje.
Komary tną coraz mocniej, połowa lata, piękny ciepły wieczór. Wpadła nowa sąsiadka zaciekawiona moimi łowami na ostatnim niedzielnym targu. Pokazuje świecznik, nieduży, drewniany, ciężki. Spojrzała na mnie, na świecznik, znów na mnie. „To moździerz jest…” Byle do niedzieli!

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ|Pchli Targ
REKLAMA
REKLAMA

Samorządowa lekcja języka polskiego

Poznań


Wielkie zmiany zaczynają się od małych kroków. Gdy spojrzymy na mapę naszego kraju, zobaczymy nie tylko granice państwa, ale także sieć miast, wsi i miasteczek, które tworzą tkankę naszego społeczeństwa. To właśnie te małe ojczyzny mają ogromne znaczenie dla naszego codziennego życia. Dlatego udział w wyborach samorządowych, które decydują o ich kształcie i funkcjonowaniu, staje się kluczową sprawą dla nas wszystkich.

tekst: Alicja Kulbicka; zdjęcia: Adobe Stock

Załatali NAM dziurę w drodze! – J. nie posiadał się z radości. Łaskawcy – żachnęła się. Dziura zionęła czarną pustką dobre półtora roku, początkowo wywołując wśród mieszkańców ulicy zdenerwowanie przechodzące z czasem w lekceważącą obojętność. – Mogliby NAM jeszcze ulicę posprzątać i kanalizację w końcu podłączyć, bo ostatecznie nie mieszkamy na szczycie lodowca, a w wojewódzkim mieście aspirującym do grona przyjaznych mieszkańcom. – Wiesz, wybory…

Gdyby wybory samorządowe były częścią mowy, byłyby zaimkiem osobowym. I to odmienianym w liczbie mnogiej. MY, NAS, NAM, NAMI. I choć słowa te wymawiane bez kontekstu brzmią co najmniej jak mowa marsjańska, to na tle wyborów samorządowych zyskują niezwykle istotne znaczenie. Bo decyzje podejmowane na poziomie lokalnym mają bezpośredni wpływ na NASZE codzienne życie: od stanu dróg, przez rozwój infrastruktury, aż po jakość edukacji czy opieki zdrowotnej. To właśnie władze lokalne mają realny wpływ na NASZE otoczenie i warunki życia. Wybory samorządowe są jak fundamenty domu. Wybrani przez NAS kandydaci, powinni dbać o to, aby cała konstrukcja zwana miastem mogła się rozwijać w sposób stabilny i harmonijny. I z poszanowaniem głosu mieszkańców.

Poznań

Dziś w erze nowoczesnych technologii i koncepcji inteligentnych miast, nie wolno zapominać o roli ich mieszkańców. Smart City to nie tylko innowacyjne rozwiązania technologiczne czy zrównoważony rozwój infrastruktury, to przede wszystkim społeczność, która aktywnie uczestniczy w kształtowaniu swojego otoczenia. Wybory samorządowe stają się więc jednym z głównych narzędzi realizacji tej wizji, dając NAM, obywatelom, możliwość wyboru liderów, którzy będą reprezentować NASZE wartości i aspiracje w procesie tworzenia miasta, w jakim chcemy żyć, mieszkać, pracować i odpoczywać. Bo to MY, mieszkańcy, jesteśmy centralnym punktem, wokół którego kręci się cała idea miasta. W jego nowoczesnej odsłonie obywatel nie jest tylko odbiorcą usług, ale aktywnym uczestnikiem procesów decyzyjnych. I nie dajMY sobie wmówić, że jest inaczej.

Poznań

I choć udział w wyborach samorządowych często wydaje się mniej atrakcyjny niż w wyborach ogólnokrajowych, co może to wynikać z mniejszego zainteresowania polityką lokalną w porównaniu z tematami o znaczeniu krajowym czy międzynarodowym, to ignorowanie tych wyborów, to trochę jakby zostawić nieempatycznemu sąsiadowi pod opieką NASZEGO psa. Nie oddawajMY kluczy do naszych miast ludziom, którzy nie stawiają na pierwszym planie potrzeb jego mieszkańców.

Poznań

NASZE miasta są NASZYM domem, NASZĄ małą ojczyzną. Dlatego dbanie o nie i uczestnictwo w życiu politycznym na szczeblu lokalnym, choćby „tylko” poprzez oddanie głosu przy urnie wyborczej, to nie tylko NASZ obowiązek, ale także szansa na tworzenie lepszego miejsca do życia dla NAS wszystkich. Dlatego w najbliższych wyborach samorządowych, oddajMY swój głos na tych kandydatów, którzy widzą NASZĄ społeczność jako partnera, nie tylko jako obiekt do zarządzania.

Myślisz, że tę drugą też NAM załatają? – w oczach J. pojawiły się dwa znaki zapytania. I o tym, też będą te wybory.

Wybierzcie mądrze!

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Poznań
REKLAMA
REKLAMA