Tomasz Fiedor | Dobry design wzbudza emocje

Skandynawski design to jego konik. Od zawsze zakochany w rzeczach ładnych, którymi otacza się zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Jego przygoda z pochodzącym z krajów Europy Północnej wzornictwem trwa już 15 lat. Tomasz Fiedor – właściciel usytuowanego na poznańskim Grunwaldzie sklepu z designem Design for Home opowiedział mi o tym jak rozpoznać dobry design, o miłości Polaków do skandynawskiego stylu oraz o tym, która z ikon wzornictwa zajmuje w jego sercu szczególne miejsce.

Czy nasze wnętrza są coraz bardziej designerskie? Czy zwracamy uwagę na to, aby otaczające nas przedmioty były po prostu ładne?

TOMASZ FIEDOR: Zdecydowanie tak i jest to tendencja wzrostowa! Od 15 lat prowadzę sklep z designem i z każdym rokiem zainteresowanie designerskimi, starannie zaprojektowanymi przedmiotami stale rośnie. I to mnie bardzo cieszy, że Polacy coraz chętniej otaczają się niebagatelnymi dodatkami do wnętrz. To widać choćby na przykładzie galerii handlowych, gdzie jak grzyby po deszczu wyrastają sklepy z dekoracjami do naszych mieszkań. Myślę, że w trakcie tych piętnastu lat bardzo wzrosła świadomość i znajomość marek, tzw. ikon designu i chyba wyrobiliśmy sobie dobry gust. Chcemy mieć koszyk na owoce, świecznik, może jakąś rzeźbę. Cieszy nas gustowny dozownik do mydła czy designerski wazon z kwiatami.

Wspomniał Pan o guście. Z ostatnich badań przeprowadzonych na zlecenie firmy Westwing przeszło 30 proc. Polaków, gdyby miało urządzać swój dom, mieszkanie wybrałoby styl scandi. Dlaczego tak pokochaliśmy skandynawski design?

Na pewno niebagatelną rolę odegrała tu IKEA, która pokazała Polakom styl skandynawski i wiele lat stanowiła wyznacznik tego, jak ładnie, ale też mądrze i praktycznie urządzić swoje cztery kąty. Mieszkanie urządzone w stylu IKEA było mieszkaniem plasowanym w kategorii premium. Dzisiaj mamy do wyboru wiele innych marek, reprezentujących styl scandi i co ciekawe, nie zawsze są to marki wywodzące się ze Skandynawii. Prostota i minimalizm, jakościowe materiały, ceramika, metal, drewno – to przede wszystkim główne powody triumfu stylu skandynawskiego.

Tomasz Fiedor Designforhome

Czym zatem dla Pana jest dobry design?

Mam na to jedno określenie, które zresztą jest hasłem sklepu. Dobry design jest emocją. To szybsze bicie serca na widok czegoś, co chciałbym mieć, postawić w swoim domu. Dobry design to taki, który cieszy.

A jak rozpoznać dobry design?

W latach siedemdziesiątych projektant Dieter Rams sformułował 10 zasad, według których można skategoryzować dobry design. Wśród nich wymienił jakość, użyteczność, estetykę. Ale także zrozumiałość produktu, dyskrecję, ponadczasowość, kompletność, przemyślenie produktu w najmniejszych detalach, przyjazność środowisku i minimalizm. Ja do tego dorzucę jeszcze swoją zasadę – czyli osobę projektanta. W sklepach sieciowych oczywiście możemy kupić rzeczy ładne, ale najczęściej są one kopią produktów stworzonych przez projektantów pracujących dla firm typowo designerskich. Za projektami produktów markowych stoją często artyści, których te firmy chętnie pokazują, promują ich twórczość, zamieniając ich projekty w produkty użytkowe. Osoby wrażliwe na design na pewno wyczuwają tę subtelną różnicę, chwytając do ręki wazon z sieciówki, a wazon od projektanta, za którym stoi historia i dorobek artystyczny. Można wówczas prześledzić inne projekty danego twórcy. I co bardzo cieszy, dla naprawdę dużych marek designerskich pracuje wielu polskich projektantów.

Wspomniał Pan o ponadczasowości dobrego designu. Ale zakładam, że jakieś trendy jednak na tym rynku się pojawiają. Jak za nimi nadążać?

Ponadczasowość designu to jeden z tych elementów, dla których możemy mówić o ikonach. Lata istnienia na rynku spowodowały, że wiele z nich zyskało status legend. I żaden z producentów ani myśli wyrzucać je ze swojej oferty. Pomimo że co sezon pojawiają się katalogi z nowościami, są przedmioty tak silnie identyfikowane z konkretnym producentem, że ich zniknięcie byłoby niemal równoznaczne z końcem marki. Spójrzmy na Juicy Salifa od Alessi. Dziś mówiąc Alessi – myślimy od razu o wyciskarce do cytryn, która stanowi DNA marki. Ale oczywiście istnienie ikon designu nie oznacza, że nie pojawiają się nowe produkty w ofercie marek. Czasem to produkty już funkcjonujące na rynku pojawiają się w edycjach limitowanych czy nowej kolorystyce. Ale też powstaje naprawdę mnóstwo nowości, za którymi warto nadążać. Bo a nuż pojawi się wśród nich kolejna ikona?

Juicy Salif od Alessi
Juicy Salif od Alessi

Co skłoniło Pana do otwarcia sklepu z designem?

Przypadek. (śmiech) Wiele rzeczy w moim życiu zawdzięczam przypadkowi. (śmiech) Na szczęście tylko w dobrym tego słowa znaczeniu! Kończyłem studia i szukałem swojej życiowej drogi. A że zawsze lubiłem otaczać się ładnymi rzeczami, to w ramach wycieczki udałem się do mekki skandynawskiego designu – Kopenhagi. I tam jak typowy turysta nakupowałem gadżetów, którymi po powrocie ustroiłem swój dom. Cieszyłem się tymi produktami jakiś czas, ale w pewnym momencie trochę już mi się znudziły i postanowiłem je sprzedać w jednym z serwisów aukcyjnych w Internecie. I traf chciał, że to ogłoszenie odnalazł dystrybutor tych produktów na Polskę – firma Rodan i otrzymałem od nich propozycję współpracy. I pomyślałem wówczas, dlaczego nie połączyć przyjemnego z pożytecznym i swojej miłości do designu nie zamienić w codzienne funkcjonowanie i drogę zawodową. I tym samym powstał sklep internetowy Design for Home.

Jak wspomina Pan początki?

Dzisiaj patrzę na to dwojako. Było i łatwiej, i trudniej. Łatwiej, bo konkurencja w Internecie była mniejsza. Trudniej, bo świadomość konsumentów była strasznie niska. I niewiele osób miało potrzebę posiadania, ale przede wszystkim nie miało wiedzy na temat dobrego designu. To zaczęło się z czasem zmieniać. Sporo pracy wykonały czasopisma wnętrzarskie czy programy telewizyjne pokazujące dobre wzorce. I ludzie pomyśleli, że można odesłać do lamusa stare, ciężkie, ciemne meble i mieszkać ładniej. A miłość do skandynawskiego designu tylko pomogła.

To ciekawe, co Pan mówi i trochę wbrew biegowi historii. Wiele sklepów niezależnie od branży rozpoczynało swoją działalność od sklepu stacjonarnego, dopiero w drugiej kolejności, budując internetowy. U Pana było odwrotnie.

Jestem z pokolenia internetowego. Osobiście uważam, że zakupy w internecie to najwygodniejsza forma handlu, ale sprzedaję produkt premium, który wymaga czasem specjalnej oprawy, dotknięcia go, czy rozmowy. Jest całkiem spora grupa ludzi, którzy lubią przyjść do sklepu, porozmawiać, zobaczyć produkt na żywo. I mimo że bardzo się wzbraniałem przed stworzeniem showroomu stacjonarnego, dzisiaj uważam, że był to dobry pomysł. Oczywiście w naszej przestrzeni na ulicy Malwowej prezentujemy ledwie wycinek tego, co oferujemy, bo oferta sklepu internetowego to 50 tysięcy pozycji.

To przyznaję – robi wrażenie. W jakich kategoriach klient może znaleźć z Design for Home produkty i jakich marek?

Clue działalności sklepu stanowi skandynawski design, a krajem, który przoduje w jego projektowaniu, jest Dania. Stamtąd też pochodzi większość produktów, które mamy w swojej ofercie. To dzisiaj przeszło sto marek. Ale oczywiście jest też wspomniane przeze mnie włoskie Alessi, a także Philippi, bardzo dobrze w Polsce znany, niemiecki producent designu. Polacy bardzo lubią rzeczy błyszczące – więc Philippi ze swoimi produktami metalowymi, lustrzanymi czy szklanymi doskonale wpisał się w nasze gusta. Natomiast jeśli chodzi o kategorie produktów, to Design for Home oferuje wszystko do wnętrz. Od mebli i oświetlenia, po akcesoria, w które wyposażamy swój salon, łazienkę czy kuchnię. Czyli te wisienki na torcie, które tworzą klimat i charakter wnętrza.

Tomasz Fiedor Designforhome

Ale nie tylko ludzie znajdą dla siebie coś miłego. Całkiem sporą reprezentację w sklepie mają produkty dla zwierząt.

Skandynawowie słyną z miłości do przyrody i zwierząt. Więc i nasz milusiński może zostać dopieszczony dobrym designem. A jest tych produktów naprawdę szeroka gama. Od ubranek, przez miski, pojemniki na karmę, po smycze czy legowiska. Nie brakuje też w naszej ofercie produktów dla zwierząt dziko żyjących, czego przykładem są piękne karmniki dla ptaków.

Produkty, które ma Pan w swojej ofercie nie należą do najtańszych. Czy jako konsumenci rozumiemy dlaczego musimy zapłacić czasem całkiem spore pieniądze za przysłowiową solniczkę czy podajnik do mydła?

Wiele lat pokutowało w nas przeświadczenie, że musimy mieć w naszych domach wszystkiego dużo. Wazonów, świeczników, młynków do pieprzu, mydelniczek. Dobry design charakteryzuje się ponadczasowością, więc wybierając jeden jakościowy produkt możemy stworzyć wiele aranżacji, które będą odporne na zmiany trendów. I tego staram się uczyć swoich klientów.

Wiele firm mówi dzisiaj o zrównoważonym rozwoju, ochronie środowiska czy dbałości o powtórne wykorzystanie surowców. Zastanawia mnie rola designu w tym procesie. Dla wielu kupno kolejnego gadżetu do domu to pochwała konsumpcjonizmu…

Kraje skandynawskie wiodą prym w zakresie świadomości ekologicznej. I projektowany przez nich design doskonale wpisuje się w trend zrównoważonego rozwoju. Trwałość, ponadczasowość i minimalizm produkowanych przez nich przedmiotów powoduje, że gotowi są zapłacić więcej za produkt, który będzie im służył przez lata. Bez konieczności jego częstej wymiany. Zgodnie z zasadą – nie stać mnie na kupno tanich przedmiotów. Dobry design cechuje się także funkcjonalnością, zatem skoro spełnia swoją funkcję, a dodatkowo jest piękny i nie starzeje się wizualnie – to nie ma potrzeby go zmieniać. Wiele z przedmiotów skandynawskiego designu przechodzi z pokolenia na pokolenie, nabierając wręcz szlachetności i stając się powodem do dumy kolejnych generacji. Czy zatem to właśnie nie jest świadome podejście do planety i jej zasobów?

Ulubiony produkt, bez którego nie wyobraża Pan sobie swojego domu?

No, małpa! (śmiech) Małpa od Kay’a Bojesena. To potwierdzenie tego, co powiedziałem na początku. To miłość od pierwszego wejrzenia. Przedmiot pożądania, który kiedy tylko na niego spojrzałem, uśmiechnął się do mnie i już nie mogłem bez niego żyć. (śmiech) Moja prywatna małpa towarzyszy mi w podróżach, ma zdjęcia w różnych miejscach i jest całkiem niekłopotliwym pasażerem. (śmiech) Ale to przede wszystkim jej historia jest tym, co mnie w niej najbardziej urzekło. Choć w Polsce traktowana jest jako dekoracja, tak naprawdę wyszła spod ręki tego jednego z najbardziej utalentowanych duńskich projektantów jako… zabawka dla dzieci. Sposób, w jaki jest wykonana, drewno z jakiego pochodzi, jej kształty i ponadczasowa, niestarzejąca się forma, jest tym, co powoduje, że choć dzieckiem już nie jestem, przysparza mi ona mnóstwo radości. Do tego stopnia, że znalazła swoje miejsce na moim przedramieniu w formie tatuażu.

Małpa Kaj Bojesen

Są przedmioty, których projekty powstały kilkadziesiąt lat, a nadal stanowią przedmiot pożądania. Takie jak wspomniana wyciskarka do cytrusów Juicy Salif, wieszak „Hang It All” Ray i Charlesa Eamesów, czy lampa Artichoke. A jakie są ikony designu według Tomasza Fiedora? Oczywiście zaraz obok małpy.

Na pewno termosy Stelton, piękne w swojej prostocie i od lat produkowane w niezmienionej formie, są najlepiej sprzedającym się produktem firmy Stelton. A przypomnijmy, że to projekt z 1977 roku… Korkociąg Anna G. od Alessi i jej towarzysz Alessandro. To produkty, których nie wolno chować do szuflady! Są tak dekoracyjne i niebanalne, że stanowią przepiękną dekorację każdej kuchni. Kultowa seria porcelany Lyngby to uosobienie minimalizmu i odpowiedź na panującą na przełomie XIX i XX wieku modę na zdobienia i ornamenty. Wystarczy do takiego wazonu wstawić kwiaty, suszki czy zimowe gałązki i już otrzymujemy różne aranżacje. Pięknych produktów jest cała masa i wybór tylko kilku to nie lada wyzwanie. Mam w domu swoje „pudełko radości” będące kompilacją pięknych przedmiotów.

Hit sprzedażowy?

Chyba nie ma jednego produktu, który mógłbym nazwać sprzedażowym hitem. Design jak wiele innych branż cechuje sezonowość. Czas wesel to okres poszukiwania prezentów, podobnie jest przed Bożym Narodzeniem. Latem dobrze sprzedają się produkty do ogrodu. Gdybym jednak miał postawić na jeden produkt byłyby to młynki butelki od AUDO Copenhagen.

Audo Copenhagen młynki
Młynki AUDO Copenhagen

Plany na przyszłość?

Nieustanny rozwój! Poszukiwanie nowych pięknych, niebanalnych rozwiązań na rynku produktów użytkowych, takich, na widok których serce zabije jeszcze mocniej niż dotychczas.

Design for Home ul. Malwowa 37a, Poznań

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

REKLAMA
REKLAMA

Radosław Mączyński | DomData Z Poznania na szczyt technologicznego świata

Artykuł przeczytasz w: 17 min.
Radosław Mączyński Prezes Zarządu DomData


Radosław Mączyński, absolwent poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, w 1997 roku rozpoczął pracę w DomData jako programista. Dziś stoi na czele firmy, która zatrudnia ponad 500 osób, wspiera największe banki w Polsce i śmiało patrzy na rynek niemiecki i amerykański. Mówi o sobie, że prywatnie woli Poznań od Warszawy, uwielbia rozmowy z taksówkarzami i wierzy, że technologia powinna wspierać, a nie zastępować ludzi. O sztucznej inteligencji, wizji przyszłości i sile lokalności opowiada w rozmowie o firmie, która zmieniła zasady gry na rynku IT.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: materiały własne DomData

Jakie były początki DomData? Skąd pomysł na stworzenie firmy specjalizującej się w automatyzacji procesów biznesowych?

RADOSŁAW MĄCZYŃSKI: Historia DomData sięga trzydziestu lat wstecz, jednak specjalizacja w automatyzacji procesów biznesowych pojawiła się dopiero z czasem. Początkowo firma została założona przez niemiecki bank i jego spółki córki, którzy potrzebowali w Polsce partnera wspierającego ich działalność od strony IT. Przez pierwsze lata głównym celem DomData było świadczenie usług informatycznych na potrzeby banku i jego spółek zależnych, którzy jednocześnie pełnili rolę głównych udziałowców spółki. Dopiero później firma zaczęła ewoluować i rozwijać swoją obecną specjalizację.

Ale dzisiaj firma jest w rękach polskich. Jak to się stało, że zostałeś akcjonariuszem, a DomData zmieniła profil działalności?

Historia przejęcia DomData przez polskie ręce to wynik kilku czynników, w tym zmieniającej się strategii banku oraz globalnego kryzysu finansowego, który miał miejsce w 2008 roku. To stworzyło przestrzeń na zmiany w strukturze właścicielskiej firmy. Moja droga w DomData rozpoczęła się w 1997 roku, kiedy dołączyłem do zespołu jako programista. Z czasem awansowałem na stanowiska lidera zespołu, project managera, dyrektora jednostki, a w końcu członka zarządu. Wraz z przejęciem firmy postawiliśmy na zmianę profilu działalności i rozwój w kierunku automatyzacji procesów biznesowych, co stało się naszą specjalizacją i siłą napędową.

20250209 1716545808653

Zatem porozmawiajmy o czasach „nowożytnych”. 15 lat funkcjonowania firmy w obecnym profilu. Czy pamiętasz pierwszy projekt, który firma zrealizowała? 

Początek firmy pod nowymi rządami to było ogromne wyzwanie. Wcześniej działalność opierała się na jednym głównym odbiorcy, który w jednej chwili zniknął, pozostawiając nas w sytuacji, gdzie trzeba było wymyślić nową koncepcję, zbudować ofertę i pozyskać klientów od zera. To nie były łatwe lata – wymagały determinacji, ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia. Naszym pierwszym klientem, który nam zaufał i w pewien sposób pomógł zdefiniować nowy profil naszej działalności, był mBank. Powierzył nam stworzenie systemu automatyzującego procesy sprzedażowe, obejmującego m.in. otwieranie rachunków, sprzedaż kredytów czy wydawanie kart. Było to ambitne przedsięwzięcie, ale udało się stworzyć rozwiązanie, które spełniło potrzeby mBanku. Następnie skalowaliśmy ten system, przekształcając go w tzw. „produkt pudełkowy” – gotowe rozwiązanie, które można było zaoferować innym klientom. To był moment przełomowy, który otworzył nowy rozdział w historii DomData.

Czym dokładnie zajmuje się DomData? Jak w prosty sposób wyjaśnić Waszą działalność komuś, kto nie zna branży IT?

DomData to firma informatyczna, choć nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Obecnie, wraz ze spółkami zależnymi, zatrudniamy ponad 500 osób. Co ciekawe, większość naszego zespołu to specjaliści z różnych dziedzin, a nie tylko programiści – dzięki temu nasze rozwiązania są kompleksowe i dostosowane do potrzeb różnych branż. Naszym flagowym produktem jest platforma do automatyzacji procesów biznesowych. Chociaż skupiamy się głównie na sektorze bankowym, nasze rozwiązania znajdują zastosowanie również w innych branżach, takich jak branża energetyczna, telekomunikacyjna czy branża zarządców nieruchomości. W skrócie – usprawniamy procesy, które kiedyś były czasochłonne i skomplikowane, zamieniając je w szybkie i intuicyjne działania.

Usprawnianie procesów brzmi skomplikowanie… 

Ale wcale takie nie jest. (śmiech) Dla przykładu, kiedyś otwarcie rachunku bankowego wymagało wizyty w placówce, wypełnienia stosu papierowych dokumentów, podpisania ich długopisem, a następnie ręcznego wprowadzania danych do systemu przez pracownika banku. Był to czasochłonny i angażujący wiele osób proces. Dziś, dzięki naszym rozwiązaniom, klient może otworzyć konto samodzielnie – wystarczy, że wypełni formularz online i podpisze go elektronicznie. Nasz system automatycznie przetwarza dane, łączy się z innymi bazami i maksymalnie upraszcza całą procedurę. I to nie wszystko – nasze oprogramowanie obsługuje również wszystkie inne operacje, takie jak chociażby składanie wniosków o kredyt, zastrzeganie czy wydawanie kart czy aktualizację danych osobowych. Wszystkie te procesy, które wcześniej były długotrwałe i wymagały wizyt w placówce, teraz można wykonać szybko i sprawnie online. Dostarczamy rozwiązania, które oszczędzają czas, redukują koszty i upraszczają codzienne działania sektora bankowego. 

20250209 1 9

DomData współpracuje z dużymi graczami na rynku, takimi jak Bank Pekao, ING czy mBank. Jak zdobywa się zaufanie takich klientów?

Kluczem do sukcesu było zbudowanie solidnych fundamentów referencyjnych przy pierwszych klientach. Dostarczenie rozwiązania, które spełniło wymagania pierwszych odbiorców, sprawiło, że stali się oni naszymi ambasadorami, polecając nasze produkty i usługi kolejnym firmom. Tak właśnie zdobyliśmy zaufanie rynku. Oczywiście nie wystarczy dobry początek – równie ważny jest niezawodny produkt, który odpowiada na potrzeby klientów, zarówno funkcjonalne, jak i cenowe. Naszą dużą przewagą nad konkurencją, głównie firmami amerykańskimi, jest lokalność. Działając w Polsce, jesteśmy w stanie błyskawicznie reagować na potrzeby klientów i zapewnić wsparcie w przypadku jakichkolwiek problemów – często dosłownie „od ręki”. Projekty realizujemy z udziałem polskich specjalistów, doskonale znających lokalne przepisy i specyfikę rynku. Dzięki temu nasze rozwiązania są nie tylko skuteczne, ale także elastyczne, a decyzje i działania podejmujemy szybko. Dziś nasze oprogramowanie wspiera funkcjonowanie około 70 procent sektora bankowego w Polsce. To dla nas ogromne wyróżnienie i potwierdzenie, że lokalność, niezawodność i jakość są kluczowe w budowaniu zaufania rynku. 

Ferryt Low-Code nazwa Waszego produktu brzmi tajemniczo. Czy możesz wyjaśnić, czym jest ta platforma? 

Ferryt Low-Code to innowacyjna platforma, która zmienia sposób, w jaki tworzy się systemy informatyczne. Tradycyjnie tego rodzaju rozwiązania tworzą programiści – specjaliści po studiach kierunkowych, którzy posługują się klasycznymi językami programowania. Nasza platforma low-code działa zupełnie inaczej. Umożliwia tworzenie systemów bez konieczności kodowania w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, a raczej „low-codując”. W praktyce oznacza to, że systemy informatyczne mogą być tworzone nie przez programistów, ale przez ludzi z biznesu, którzy doskonale znają specyfikę swojej branży i wiedzą, jakie funkcjonalności są im potrzebne. Ferryt Low-Code pozwala na tworzenie systemów poprzez układanie gotowych elementów, takich jak grafy czy moduły. Dzięki temu proces jest prostszy, szybszy i bardziej intuicyjny, a tworzone rozwiązania są precyzyjnie dopasowane do potrzeb klienta. 

Ale jak rozumiem, te gotowe „pudełka” trzeba jednak napisać w języku programowania?

Oczywiście! W naszym zespole pracują programiści, ale stanowią oni około 20 procent zatrudnionych w DomData. To oni tworzą gotowe elementy, które później wykorzystywane są w naszej platformie low-code. Jednak zdecydowana większość naszego zespołu to specjaliści poruszający się w obszarach okołobiznesowych. To ludzie, którzy doskonale rozumieją potrzeby klientów, procesy oraz specyfikę branż. Dzięki temu jesteśmy w stanie tworzyć rozwiązania, które są zarówno technicznie zaawansowane, jak i idealnie dostosowane do realiów biznesowych naszych klientów.

20250209 1727893333465

Dlaczego postawiliście właśnie na taki model? Dlaczego to nie programiści odpowiadają za cały proces automatyzacji?

Ponieważ kluczowe dla sukcesu automatyzacji procesów biznesowych jest zrozumienie samego biznesu, jego intencji i specyfiki. Ludzie poruszający się w obszarze okołobiznesowym mają przewagę w tej dziedzinie, ponieważ to oni najlepiej wiedzą, jak działa dany proces, jakie są potrzeby użytkowników końcowych i jakie cele ma osiągnąć dany system. Dzięki temu, że tworzeniem rozwiązań zajmują się osoby znające biznes od środka, finalny produkt jest dużo bardziej dopasowany do wymagań klienta. Taki model pozwala nam także znacznie zredukować koszty i czas realizacji projektów. W efekcie proces jest szybszy, bardziej precyzyjny i, co równie ważne, tańszy – zarówno dla nas, jak i dla klienta.
Programiści oczywiście odgrywają swoją rolę, ale to właśnie specjaliści biznesowi, korzystając z naszej platformy low-code, przejmują większość pracy związanej z tworzeniem konkretnych rozwiązań. 

To źródło sukcesu DomData? 

Bez wątpienia, to podejście było jednym z kluczowych elementów naszego sukcesu. Łączymy wiedzę biznesową z technologicznymi możliwościami, co pozwala nam tworzyć rozwiązania maksymalnie dopasowane do potrzeb naszych klientów. Do tej pory to działało świetnie – a od niedawna dodaliśmy do tego kolejny element, który wynosi nasze możliwości na zupełnie nowy poziom: sztuczną inteligencję.

Wyprzedziłeś moje pytanie. Sztuczna inteligencja to dziś gorący temat. Jaką rolę odgrywa w Waszych rozwiązaniach?

Pokładamy w sztucznej inteligencji ogromne nadzieje, bo dostrzegamy jej ogromny potencjał w usprawnianiu procesów. AI nie tylko analizuje dane, ale również optymalizuje procesy, które dla człowieka mogłyby być czasochłonne i obarczone ryzykiem błędu. Jednym z kierunków, które szczególnie nas interesują, są tzw. asystenci lub agenci AI. To narzędzia, które odciążają pracowników od powtarzalnych zadań, takich jak ręczne wprowadzanie danych. Dziś mamy już dostępne rozwiązania, które automatycznie skanują dokumenty i zapisują odpowiednie dane w systemach, eliminując konieczność ręcznej obsługi. Dzięki temu pracownik banku może skoncentrować się na budowaniu relacji z klientem, a nie na żmudnych formalnościach. To nie tylko zwiększa efektywność, ale również wpływa na jakość obsługi – klienci otrzymują szybkie i trafne rozwiązania, a pracownicy mają więcej czasu na bardziej wymagające i twórcze zadania. Właśnie w tym kierunku widzimy przyszłość – AI wspierającą ludzi, a nie zastępującą ich.

Ściśle współpracujecie z UAM w Poznaniu, z Centrum Sztucznej Inteligencji UAM, z Wydziałem Matematyki i Informatyki. Co Wam to daje?

To bardzo korzystna współpraca, która przynosi wymierne efekty. Na Wydziale Matematyki i Informatyki UAM kształci się obecnie specjalistów w obszarze sztucznej inteligencji, pozyskując kompetencje, które są niezwykle cenne i coraz bardziej pożądane w naszej organizacji. Wspólnie z uniwersytetem realizujemy projekty badawczo-rozwojowe, które dostarczają nam cennych wskazówek dotyczących kierunków rozwoju w zakresie AI. Ten model współpracy między biznesem a środowiskiem akademickim wynieśliśmy wprost z Doliny Krzemowej, gdzie tego typu relacje są standardem. Tego rodzaju synergiczne podejście pozwala łączyć innowacyjność i praktyczną wiedzę z naukową precyzją, co przynosi ogromne korzyści obu stronom. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu umożliwia nam korzystanie z wiedzy i doświadczenia zarówno kadry profesorskiej, jak i studentów. Dzięki projektom studenckim, realizowanym pod okiem wykładowców, mamy możliwość testowania konkretnych rozwiązań na rzeczywistych danych z biznesu. Z kolei dla studentów jest to szansa na zdobycie praktycznego doświadczenia i pracy nad realnymi wyzwaniami. To obopólna korzyść – my zyskujemy świeże spojrzenie i innowacyjne pomysły, a uniwersytet oferuje swoim studentom dostęp do „żywego” materiału, co wzbogaca ich edukację i przygotowuje ich do wejścia na rynek pracy.

20250209 IMG 8511

Sam jesteś absolwentem UAM i wspomnianego Wydziału Matematyczno-Informatycznego. Do firmy dołączyłeś w 1997 roku. Jestem ciekawa Twojej perspektywy. Jak zmieniła się branża IT przez ten czas? 

Branża IT rozwija się w zawrotnym tempie, szybciej niż jakakolwiek inna. Kiedy studiowałem, podstawowym nośnikiem danych była dyskietka. (śmiech) Dzisiaj przechowujemy dane w chmurze, co oznacza, że nawet nie wiemy dokładnie, gdzie są one fizycznie zapisane. Ogromne zmiany zaszły również w sprzęcie, z którego korzystamy. Dawniej były to komputery zajmujące całe pomieszczenia, dziś każdy z nas ma w kieszeni smartfon – urządzenie niewielkie, a jednak zapewniające dostęp do niemal każdej informacji i komunikacji z dowolnym miejscem na świecie.
Jeśli jednak spojrzymy na programowanie w klasycznym podejściu, można powiedzieć, że fundamenty tej pracy pozostają zaskakująco podobne. Oczywiście zmieniło się środowisko pracy – kiedyś programista pracował w surowym, tekstowym interfejsie, a dziś korzysta z zaawansowanych, graficznych narzędzi, które oferują wsparcie na każdym kroku. Do tego doszła sztuczna inteligencja, która potrafi wygenerować fragment kodu, a czasem nawet cały program, który trzeba jedynie zweryfikować.
Największą rewolucją jest jednak rozwój platform low-code, takich jak nasz Ferryt. Pokazują one, że tworzenie oprogramowania nie musi być zarezerwowane wyłącznie dla programistów. 

A w którą stronę idziemy? 

W stronę coraz większej automatyzacji procesów programowania. Pewne działania programistów będą coraz częściej wspierane przez agentów AI, którzy są w stanie przejąć na siebie część zadań. To ogromna zmiana, która pozwala skupić się na bardziej kreatywnych i strategicznych aspektach tworzenia oprogramowania.

A dla nas? Użytkowników końcowych, jak technologia będzie zmieniać nasze życie? 

Tu obstawiam, że integralną częścią naszego życia staną się inteligentni asystenci. Ten kierunek już teraz możemy obserwować w samochodach, gdzie systemy wspierają nas w prowadzeniu – od automatycznego parkowania, przez systemy ostrzegające przed kolizjami, aż po autonomiczne pojazdy. Nasze telefony są wyposażone w asystentów głosowych, którzy mogą zapisać notatkę, zaplanować spotkanie czy zamówić jedzenie. Inteligentne domy, które nie tylko regulują temperaturę czy oświetlenie, ale też przewidują Twoje potrzeby na podstawie codziennych nawyków. W przyszłości technologia stanie się jeszcze bardziej intuicyjna i spersonalizowana. 

To dobrze? 

Zależy, co kto lubi. (śmiech) Jeśli cenisz rozmowy z taksówkarzem, może się zdarzyć, że w przyszłości już ich nie uświadczysz – bo taksówka, którą zamówisz, będzie autonomiczna, bez kierowcy. To pokazuje, że technologia wpłynie nie tylko na nasze codzienne życie, ale też na relacje międzyludzkie, minimalizując ich liczbę. Czy to dobrze? Dla mnie osobiście nie – lubię rozmawiać z taksówkarzami. (śmiech)

20240605 20240605 172300

Czy istnieje jakiś projekt, z którego jesteś szczególnie dumny?

Tych projektów na przestrzeni lat było setki, więc trudno wskazać jeden konkretny. Myślę, że jestem najbardziej dumny z całokształtu naszej pracy – z tego, co udało nam się osiągnąć jako firma. To właśnie suma naszych działań pozwoliła nam zaistnieć i ugruntować pozycję na tak wymagającym rynku, jakim jest sektor bankowy. Największą satysfakcję daje mi fakt, że byliśmy w stanie wygrać konkurencję z gigantami zza oceanu i udowodnić, że polska myśl technologiczna nie ustępuje światowym liderom. Co więcej, dzięki naszej lokalności, elastyczności i szybkiej reakcji na potrzeby klientów, często jesteśmy w stanie dostarczyć rozwiązania lepiej dopasowane i bardziej efektywne. To pokazuje, że na rynku usług programistycznych Polacy mają powody do dumy.

Główna siedziba spółki znajduje się w Poznaniu. Nie kusiło Cię nigdy, żeby przenieść firmę do Warszawy? Utarło się myśleć o stolicy jako o centrum biznesu, gdzie przy mnogości dużych graczy może być łatwiej prowadzić interesy.

Nie, zupełnie nie widzimy takiej potrzeby, a pandemia tylko to potwierdziła. Banki, z którymi współpracujemy, mają swoje centrale w Warszawie, ale ich centra operacyjne są rozsiane po całym kraju. Jako grupa działamy na terenie całej Polski, a także poza jej granicami – mamy na przykład spółkę córkę w Hamburgu, która odpowiada za rynek niemiecki. Prowadzimy również spółkę powstałą we współpracy z bankiem ING, która realizuje wysoko wyspecjalizowane usługi dla tego klienta. Nasza siedziba w Poznaniu absolutnie nie jest ograniczeniem – wręcz przeciwnie, jesteśmy lokalnym graczem z międzynarodowym zasięgiem.

Liczyłam, że powiesz, że kochasz Poznań… 

Na pewno bardzo lubię to miasto, bo daje mi wszystko, czego potrzebuję. Mamy tu teatry, lotnisko, galerie sztuki, dobre sklepy – a jednocześnie Poznań nie jest przytłaczający. Nie jest zbyt duży, nie ma wszechobecnych korków, a poruszanie się po mieście nie zabiera połowy dnia. To miasto, które jest funkcjonalne, wygodne i – co też ważne – bezpieczne. Idealne miejsce do życia i prowadzenia biznesu.

Osiągnąłeś wraz z firmą ogromny sukces. Firma zatrudnia ponad 500 osób, realizujecie projekty dla największych podmiotów na rynku bankowym. Jakie cechy charakteru są niezbędne, by prowadzić tak dynamiczną firmę? 

Na pewno kluczowe jest bycie ekspertem w swojej dziedzinie. Dzięki temu dokładnie rozumiesz, jak działa firma, a co za tym idzie, wiesz, jak skutecznie ją rozwijać. Wytrwałość w dążeniu do założonych celów również odgrywa ogromną rolę – bez niej trudno poradzić sobie w momentach wyzwań i niepewności. Ważny jest też talent do przekonywania innych do swoich pomysłów i idei. W końcu sukces firmy to nie tylko Twoje działania, ale także zespół ludzi, którzy podzielają Twoją wizję i są gotowi działać razem na rzecz jej realizacji. A o tego… trzeba też mieć szczęście. I spotkać na swojej drodze właściwych ludzi. 

20241026 Konferencja o polskich LLM ach 37

A masz jakieś „codzienne rytuały”, które pomagają w zarządzaniu?

Staram się regularnie poświęcać czas na sport, który nie tylko pozwala mi utrzymać dobrą kondycję, ale przede wszystkim pomaga oczyścić umysł i złapać dystans do codziennych wyzwań. Dodatkowo dbam o to, by regularnie ćwiczyć języki obce – czy to przez czytanie, rozmowy, czy oglądanie materiałów w innych językach. To nie tylko podtrzymuje moje umiejętności komunikacyjne na wysokim poziomie, ale też daje poczucie ciągłego rozwoju i otwiera nowe perspektywy.

A w życiu prywatnym korzystasz z najnowszych zdobyczy technologii? 

Zupełnie nie! Zdziwię Cię pewnie, ale wiesz, że nigdy niczego nie kupiłem przez Internet? 

Nie wierzę! 

A nie – przepraszam! Raz kupiłem! Samochód do remontu. (śmiech) Ale to było doświadczenie bardziej społeczne niż zakupowe. 

Jakie są największe wyzwania, przed którymi stoi DomData w najbliższych latach?

Zeszły rok był dla nas przełomowy – zdecydowaliśmy się na wejście na rynek niemiecki. To duże wyzwanie, wymagające sporych nakładów finansowych i odpowiedniego przygotowania, bo wejście na nowy rynek nigdy nie jest proste. Naszym marzeniem jest jednak pójść o krok dalej i zaistnieć na rynku amerykańskim. Niedawno wróciłem ze Stanów Zjednoczonych i z całą pewnością mogę powiedzieć, że widzę tam ogromny potencjał. Poziom digitalizacji w USA jest zaskakująco niższy niż w Polsce, co otwiera przed nami szerokie możliwości. Wyzwaniem będzie nie tylko zdobycie zaufania tamtejszych klientów, ale też dostosowanie naszych rozwiązań do specyfiki i potrzeb tego rynku. To jednak kierunek, który chcemy eksplorować, bo wierzymy, że nasze doświadczenie i elastyczność mogą być dużym atutem.

Gdybyś miał zareklamować poznaniakom DomData jednym zdaniem, co by to było?

Lata pracy w biznesie nauczyły mnie, że często szukamy rozwiązań gdzieś daleko – w innym kraju, na innym kontynencie – a tymczasem najlepsze rozwiązania mamy tuż obok. Dlatego powiedziałbym: „Cudze chwalicie, swego nie znacie” a my, DomData, jesteśmy tego najlepszym dowodem.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Radosław Mączyński Prezes Zarządu DomData
REKLAMA
REKLAMA