Stosunek do zwierząt to miara człowieczeństwa

Agata Spławska - Fundacja Animalia|Agata Spławska - Fundacja Animalia

Niemiecki filozof Arthur Schopenhauer powiedział kiedyś, że: „Kto jest okrutny w stosunku do zwierząt, ten nie może być dobrym człowiekiem”. Na szczęście czasy, kiedy zwierzęta traktowaliśmy w sposób użytkowy, odchodzą powoli do lamusa, jednak wciąż zdarzają się przypadki, w których nasi bracia mniejsi potrzebują ludzkiego wsparcia. I wówczas na horyzoncie pojawiają się organizacje, które nie bacząc na niepogodę, braki finansowe czy kadrowe, gotowe są nieść im pomoc. O codziennych zmaganiach najstarszej poznańskiej fundacji prozwierzęcej Animalia, opowiedziała jej prezeska Agata Spławska.

Kiedy powstała Fundacja i jaki jest jej cel statutowy?


AGATA SPŁAWSKA: Fundacja dla Zwierząt Animalia powstała w 2006 roku i jest najstarszą, siedemnastoletnią organizacją prozwierzęcą działającą nieprzerwanie w Poznaniu. Powstała z inicjatywy ośmiu osób, które wspierały zwierzaki w innych miejscach i postanowiły założyć własną fundację ratującą zwierzęta.
Jej główne cele to niesienie pomocy zwierzętom porzuconym, bezdomnym i skrzywdzonym, zwalczanie wśród nich bezdomności oraz szerzenie edukacji prozwierzęcej w społeczeństwie.


Swoją pracę opieracie na wolontariuszach – jakie warunki trzeba spełnić, aby zostać jednym z nich?

Należy być pełnoletnim, kochać zwierzęta i mieć chęci do pracy na ich rzecz. Praca w Fundacji to nie tylko głaskanie kotków czy wyprowadzanie piesków – bo to brzmi bardziej jak przyjemność niż praca. To także umiejętność współpracy z człowiekiem, bo to ludzie zgłaszają nam zwierzęta potrzebujące pomocy. To też praca z innymi wolontariuszami – codziennie komunikujemy się ze sobą, dyskutujemy czy ścieramy się, godzinami rozmawiamy przez telefon. Ważne też, by osoby zgłaszające się na wolontariat miały tę decyzję przemyślaną, by nie był to chwilowy „odruch serca” w przypływie emocji. Myślę też, że cierpliwość jest bardzo wskazana – pracujemy sporo z człowiekiem, a to zawsze jest najtrudniejsze. Trzeba mieć „grubą skórę”, by wszystkiego nie brać do siebie, nie przejmować się, tylko robić swoje, niezależnie od tego, co się słyszy.
Mamy rok 2023 – wydawać by się mogło, że normalnym jest, że traktujemy nasze zwierzaki jak członków naszych rodzin, ale jednak takie organizacje jak Wasza mają ciągle ręce pełne roboty.

W jakim obszarze ciągle tej pracy jest najwięcej?

Jeszcze nie wszyscy traktują zwierzęta jako członków rodziny, choć powoli się to zmienia. Nadal są ludzie, którzy uważają, że psy i koty to zwierzęta użytkowe: pies ma pilnować posesji i odstraszać złodziei, a kot ma łapać myszy i odstraszać je od spiżarki czy piwnicy. To dość przedmiotowe traktowanie zwierząt, które zamiast być naszymi towarzyszami życia mają mieć w nim określoną funkcję, „pracę” do wykonania. Człowiek w swej bucie i niezrozumiałym dla mnie antropocentryzmie chciałby podporządkować sobie zwierzęta i czerpać z tego korzyści. Obecnie najwięcej pracy mamy w związku z ograniczaniem populacji kotów wolnożyjących poprzez ich kastracje i sterylizacje oraz z ilością zgłoszeń dotyczących właśnie tych kotów i niesienia im pomocy. Jeśli chodzi o psy, tutaj problemy związane są bardziej z rozbijaniem interwencyjnie pseudohodowli czy „patoschronisk”, z których odbiera się zwierzęta w okropnym stanie, nierzadko ze śladami znęcania się. Drugim problemem, który dotyka psy, tym razem właścicielskie jest chęć ich pozbycia się przez aktualnych opiekunów. Niestety z wielu z takich zgłoszeń wynika jasno, że właściciel uznał oddanie zwierzęcia za najprostsze wyjście z sytuacji, nie szukając alternatywnych rozwiązań. Oczywiście zdarzają się przypadki, gdzie ludzie po długich staraniach, konsultacjach behawiorysty i wszystkich innych możliwych środkach pomocy decydują z ciężkim sercem o szukaniu nowego domu dla zwierzaka, jednak to rzadkość. Bardzo przykre jest dostawać takie zgłoszenia, bo pojawia się refleksja, że „jak jest dobrze, to jest dobrze, a jak jest źle, to musimy się rozstać”, co nie wpisuje się kompletnie w przyjaźń między człowiekiem a psem.

Wolontariuszki podczas Szreniawskich Warsztatow Ekologicznych na Madalinie lipiec 2022

Jaka jest świadomość ludzi w zakresie opieki nad naszymi braćmi mniejszymi?

Oj, nadal nie jest ona na wysokim poziomie, niemniej jednak trochę się to zmienia – ludzie zaczynają rozumieć, że marketowe karmy nie są najlepszą opcją żywieniową. Zwiększa się powoli świadomość dotycząca kastracji i sterylizacji kotów, odrobaczania i szczepień zwierząt, kontrolnych badań krwi czy higieny jamy ustnej. Myślę, że najlepszym dowodem na moją tezę dotyczącą poprawy świadomości dbania o zwierzęta jest fakt, że większość gabinetów i przychodni weterynaryjnych pęka w szwach, często terminy na wizyty są dość odległe.

A jak wygląda dzisiaj prawo w zakresie opieki nad zwierzętami?

Znęcanie się nad zwierzęciem jest przestępstwem. Coraz więcej takich spraw trafia na wokandę i w mediach słychać czasem o wyrokach, gdzie osoba znęcająca się nad zwierzęciem otrzymała wyrok skazujący i nie był to wyrok w zawieszeniu! Obecnie wg polskiego prawa za znęcanie się nad zwierzęciem grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Prawo powoli zaczyna w zwierzętach widzieć istoty czujące, co daje nadzieję na jeszcze surowsze wyroki.

Fundacja Animalia

Jak przebiega procedura adopcyjna w Fundacji? I jakie warunki musi spełnić przyszły opiekun czworonoga?

Procedura adopcyjna nie należy do skomplikowanych, ale zdarza się, że ludzie są oburzeni, że nie mogą dostać zwierzaka „od ręki”. Cel jest oczywiście jeden: znaleźć dobry i odpowiedzialny dom naszym zwierzętom. Pamiętajmy, że adopcja zwierzęcia to zobowiązanie przeważnie na kilkanaście lat! Nie sztuką jest wyadoptować zwierzę „komukolwiek”, by potem do nas wróciło. Każde zwierzę jest inne, ma swój charakter, przyzwyczajenia i nie wszystko toleruje, więc na każdą adopcję należy spojrzeć bardzo indywidualnie. Jeśli chodzi o proces adopcyjny, osoba zainteresowania adopcją zwierzaka zaczyna od wypełnienia ankiety adopcyjnej, którą weryfikujemy. Kolejnym krokiem jest wizyta w przyszłym domu zwierzaka. Jeśli dane podane w ankiecie są zgodne ze stanem faktycznym – zwierzę zawozimy do nowych właścicieli.


Czy zdarza się że zwierzak wraca do Was już po przeprowadzonej adopcji?

Zdarzają się takie przypadki, natomiast bardzo sporadycznie. Niezmiennie za każdym razem jest to dla nas cios, załamywanie rąk, smutek i żal, ale zgodnie z zapisem w umowie adopcyjnej my jako pierwsi takie zwierzę powinniśmy przyjąć i szukać mu domu ponownie. Zapis ten ma na celu ograniczenie porzucania zwierząt przez właścicieli.


Z jakimi brakami borykacie się w codziennej pracy?

Przede wszystkim z finansowymi oraz kadrowymi. Nierzadko jest więcej zwierząt pod opieką, niż pozwalają na to finanse, co jakiś czas trafiają do nas zwierzęta, których leczenie kosztuje kilka tysięcy złotych… Takie zwierzęta najbardziej potrzebują naszej pomocy, więc ciężko im jej odmówić. W obecnej sytuacji nie pomaga nam również inflacja, bo ceny usług weterynaryjnych, karmy i akcesoriów dla zwierząt mocno poszły w górę. Jeśli chodzi o braki kadrowe – gdybyśmy chcieli realizować wszystkie pomysły i mogli pomagać na większą skalę – potrzebowalibyśmy sztabu ludzi. Doskwiera nam też brak nowych domów tymczasowych dla zwierząt. Szczególnie brak nam domów tymczasowych dla psów, bo pies to większy obowiązek i wyzwanie.


Zatem jak można Wam pomóc?

Można nam pomagać na wiele sposobów: wpłacając darowizny na naszą rzecz, przekazując swój 1,5% podatku, adoptując od nas zwierzaka, promując naszą Fundację wśród rodziny i znajomych, biorąc udział w naszych bazarkach internetowych, przekazując nam dary rzeczowe i samodzielnie edukując najbliższe sobie otoczenie – to też jest bardzo ważne, choć efektów nie widać od razu.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Agata Spławska - Fundacja Animalia|Agata Spławska - Fundacja Animalia
REKLAMA
REKLAMA

10 lat Why Thai w Poznaniu. Michał Niemiec | Czy osiągnąłem sukces? Ciągle mi mało!

Artykuł przeczytasz w: 14 min.
10 urodziny WHY THAI


Kiedy 10 lat temu wprowadził kuchnię tajską do Poznania, był prekursorem w branży gastronomicznej. Michał Niemiec, właściciel Why Thai, przy okazji 10. urodzin restauracji opowiada o swojej drodze do sukcesu, kulisach budowania marki i o tym, jak gastronomia stała się jego życiową pasją – pomimo że życie pchało go w objęcia ogrodnictwa, straży pożarnej, a nawet muzyki… Dziś Why Thai świętuje dekadę i rozwija nowy koncept, który na nowo odkrywa polską kuchnię.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Michał Musiał

Jadasz coś innego niż kuchnia tajska?

MICHAŁ NIEMIEC: (śmiech) Oczywiście, że tak! Zdradzę Ci tajemnicę, że w sumie to jadam jej już niewiele. (śmiech) Jak to mówią, co za dużo, to niezdrowo – nawet najlepszą kuchnią świata można się w końcu przejeść. Ale zawsze próbuję nowych dań, pilnuję standardów, czy chcę czy nie chcę, bo w końcu to moja praca i pasja – muszę wiedzieć, co serwuję i dbać o to, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

Skąd zamiłowanie do kuchni i gotowania?

Miłość do kuchni zaszczepiła we mnie moja babcia, która świetnie gotowała, potem moja mama, dodatkowo mój wujek był kucharzem. A ja od najmłodszych lat towarzyszyłem im podczas przygotowywania posiłków. Pamiętajmy, że były to lata 80-te, gdzie normą było gotowanie w domu, kuchnia tętniła życiem i była miejscem, które scalało całą rodzinę. Obserwowałem, jak z prostych składników można stworzyć coś wyjątkowego, a wspólne gotowanie było okazją do rozmów i budowania więzi. To właśnie wtedy zrozumiałem, jak wielką radość może dawać przygotowywanie posiłków dla innych.

Babcia i mama wspierały Cię w Twojej rodzącej się wówczas pasji?

One tak, tata niekoniecznie. (śmiech) Jego marzeniem było, abym poszedł w jego ślady i przejął po nim gospodarstwo ogrodnicze. Przez wiele lat hodował róże, dodatkowo był prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej, więc jak już pogodził się z tym, że ogrodnikiem nie zostanę, to pojawił się pomysł, abym został strażakiem, a dodatkowo zapisał mnie na lekcje gry na saksofonie, bo trzecim wyborem była kariera muzyka. (śmiech) Ale to wszystko nie było dla mnie. Moim przeznaczeniem jest gastronomia.

Michał Niemiec Why Thai

Ale w rodzimym gospodarstwie ogrodniczym jednak trochę pracowałeś…

Nie miałem wyjścia. (śmiech) Jednak zawsze uciekałem w stronę sztuki gotowania. Kilka lat spędziłem, pracując w hotelach orbisowskich, a następnie ukończyłem Wyższą Szkołę Hotelarstwa i Gastronomii. To był czas, kiedy turystyka dopiero raczkowała, a Polska zaczynała otwierać się na świat. Dzięki zagranicznym praktykom mogliśmy poznawać nowe smaki i wprowadzać je na nasze stoły, co było niezwykle inspirujące. Po śmierci rodziców wróciłem do Kalisza, parę lat prowadziłem gospodarstwo, zostałem nawet radnym, ale to nie była moja droga. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę – wybrałem gastronomię. Choć z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że praca w gospodarstwie niczego mi nie dała – przede wszystkim nauczyła mnie ciężkiej pracy i szacunku do tego, co samodzielnie się wypracuje. Te doświadczenia ukształtowały mój charakter i nauczyły wytrwałości, która później okazała się kluczowa w budowaniu mojego miejsca w gastronomii.

Jakie było to ostatnie 10 lat dla Ciebie?

Na pewno bardzo pracowite, pełne wyzwań i intensywnego rozwoju. To czas, który nauczył mnie wytrwałości oraz elastycznego podejścia do różnorodnych wyzwań. Były trudne chwile, ale również wiele radości płynącej z osiągnięć i pokonywania barier. Pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie, a także nasze lokalne trudności, takie jak niekończący się remont Starego Rynku, uświadomiły mi, jak istotna jest zdolność adaptacji. Te wydarzenia stanowiły poważny test, a jednocześnie stały się impulsem do działania i poszukiwania nowych dróg w obliczu zmian.

Mija właśnie 10 lat, kiedy powstał pierwszy lokal Why Thai. Jak wspominasz początki, bo zdaje się, że pierwszym pomysłem, była kuchnia włoska. Co zaważyło na zmianie strategii?

To prawda. Why Thai w Poznaniu świętuje właśnie swoje 10-te urodziny, ale cała grupa ma już 12 lat. Pierwszy lokal powstał w Warszawie dlatego, że w Poznaniu nie mogłem znaleźć odpowiedniej lokalizacji. Lokal znalazł się w Warszawie, więc niewiele się zastanawiając, wyruszyłem na podbój stolicy. Nie mając zupełnie wiedzy na temat tamtejszego rynku gastronomicznego, poszedłem na żywioł. (śmiech) I faktycznie początkowo moim pomysłem było otworzenie restauracji z włoskim jedzeniem, ale Warszawa była wówczas już naszpikowana włoskimi smakami, więc z czysto biznesowego punktu widzenia, zmieniłem koncepcję i postawiłem na kuchnię tajską. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Warszawa wiele mnie nauczyła i na pewno dała solidne podwaliny pod biznes w Poznaniu. Z takich ciekawostek powiem Ci, że kiedy po dwóch latach prowadzenia biznesu w Warszawie postanowiłem wrócić na rodzime wielkopolskie podwórko, tu i ówdzie było słychać głosy, że to warszawska firma otwiera knajpę w Poznaniu. (śmiech) A było zupełnie odwrotnie. Jestem wielkopolaninem, pochodzę z Kalisza, więc to Poznań ruszył na podbój Warszawy, a nie odwrotnie. (śmiech) 

Michał Niemiec Why Thai

Pierwszy lokal powstał w Warszawie, potem kolejne w Poznaniu. Warszawa to miasto globalnych korporacji, międzynarodowej społeczności, tam kuchnia tajska pewnie nie była niczym dziwnym. Jednak Poznań, miasto bardziej kulinarnie konserwatywne, ze swoją nieśmiertelną kaczką po poznańsku. Nie obawiałeś się rodzimego rynku?

Poszedłem za ciosem warszawskiego sukcesu i nie miałem większych obaw co do tego, jak poznaniacy przyjmą kuchnię tajską, choć faktycznie była ona dość egzotyczna. Myślę, że duży wkład w popularyzację światowych, a zwłaszcza azjatyckich smaków, miały wtedy lokale z sushi, które w tamtym czasie zaczęły zdobywać w Poznaniu dużą popularność. Dzięki nim klienci byli już otwarci na nowe kulinarne doświadczenia i gotowi spróbować czegoś nieco innego. Dziś myślę, że w tym miejscu, w którym my byliśmy 10 lat temu, jest kuchnia koreańska, którą dopiero poznajemy i oswajamy, podobnie jak wtedy kuchnię tajską. To pokazuje, że kulinarne gusta w Polsce cały czas ewoluują, a klienci są coraz bardziej otwarci na nowe smaki i nieznane wcześniej tradycje kulinarne. W tamtym czasie tajska kuchnia wydawała się egzotyczna, dziś jest dla wielu naturalnym wyborem. 

Czy są jakieś wspomnienia lub historie z początków Why Thai, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Wspominam ten czas jako okres niezwykle intensywnej pracy. Przygotowując się do otwarcia lokalu w Warszawie, pracowałem po 350-370 godzin miesięcznie. Gdy warszawska restauracja zaczęła funkcjonować stabilnie, bez chwili wytchnienia ruszyłem z przygotowaniami do otwarcia lokalu w Poznaniu. Lokal przy ulicy Kramarskiej, w którym mieścimy się do dzisiaj, przeszedł generalny remont, więc w zasadzie kursowałem non stop pomiędzy Warszawą i coraz lepiej prosperującym tam lokalem, a Poznaniem i lokalem w remoncie. (śmiech) Sam remont przebiegł dość szybko i w miarę bez większych trudności, ale ja byłem koszmarnie zmęczony, a mój organizm domagał się odpoczynku. Przyjaciele przekonali mnie, że przed samym otwarciem muszę odpocząć i w końcu dałem się namówić na tydzień urlopu, który pozwolił mi złapać oddech przed kolejnym wyzwaniem, jakim było otwarcie. Pamiętam też wydarzenie z 2015 roku, które na długo zapisało się w mojej pamięci – pękła rura w ulicy i zalała nasz lokal. Co gorsza, stało się to w Boże Narodzenie, więc odkryliśmy problem dopiero po świętach. Piwnica była zalana po sufit, sprzęty zniszczone, a restauracja wymagała generalnego odmalowania. Przez trzy miesiące walczyliśmy, żeby wszystko naprawić i przywrócić lokal do życia. To była jedna z tych sytuacji, które uczą pokory, cierpliwości i tego, że w gastronomii zawsze trzeba być gotowym na niespodziewane wyzwania.

Za oryginalne, tajskie smaki w Why Thai odpowiadają rodowici Tajowie. Już od samego początku zdecydowałeś się zatrudniać kucharzy z Tajlandii, aby zapewnić autentyczność potraw. To nie jest łatwa droga. 

Mam chyba trochę szczęścia w życiu. (śmiech) Mój znajomy, którego żona pochodzi z Tajlandii, bardzo pomógł mi w rekrutacji kucharzy bezpośrednio stamtąd. Dzięki jego wsparciu udało się nie tylko załatwić wszystkie formalności, ale znaleźć prawdziwych mistrzów, którzy zarówno znają techniki tajskiej kuchni, jak i przekazują jej autentycznego ducha. To było wyzwanie, ale kluczowe dla utrzymania najwyższej jakości i prawdziwości naszych dań. Nasza Szefowa Kuchni Mala, pracuje z nami już 10 lat…

Michał Niemiec Why Thai

Czy widzisz różnicę w podejściu Polaków do kuchni tajskiej 10 lat temu i teraz? Czy przez te lata zmieniły się gusta klientów lub ich oczekiwania względem autentycznych smaków Azji?

Bardzo! I to bardzo dobrze! Pamiętam, kiedy otworzyliśmy pierwszą restaurację w Poznaniu, nie mogliśmy przygotowywać dań w takiej ostrości, w jakiej oryginalnie występują, bo dla naszego poznańskiego podniebienia to było zdecydowanie za dużo. (śmiech) Dziś pad thai czy kurczak słodko-kwaśny podawane w Why Thai, smakują tak samo jak w Tajlandii – autentycznie i bez kompromisów w kwestii przypraw czy ostrości. Klienci stali się bardziej otwarci na intensywne smaki, a także świadomi tego, czym naprawdę jest kuchnia tajska. To ogromna zmiana w porównaniu do początków, kiedy musieliśmy dostosowywać przepisy, aby były bardziej neutralne i łagodniejsze.

Ile dzisiaj jest restauracji w sieci?

Obecnie w skład sieci Why Thai wchodzą dwie restauracje z obsługą kelnerską – Why Thai Food & Wine w Warszawie oraz w Poznaniu. To miejsca, które łączą elegancję z autentycznymi tajskimi smakami, oferując gościom wyjątkowe kulinarne doświadczenia. Dodatkowo, półtora roku po otwarciu poznańskiej restauracji, narodził się koncept Why Thai Express. To zupełnie inny pomysł, skierowany do osób ceniących szybkie i wygodne rozwiązania w stylu street food. Why Thai Express specjalizuje się w daniach na wynos, zachowując przy tym charakterystyczną dla sieci jakość i smak autentycznej kuchni tajskiej. Takich punktów mamy w Poznaniu trzy, co pozwala nam pokryć swoim zasięgiem całe miasto. Cała sieć zatem to pięć restauracji.

Michał Niemiec Why Thai

Z perspektywy 10 lat działalności, co uważasz za największy sukces Why Thai? Co według Ciebie sprawiło, że klienci pozostają lojalni wobec Waszych restauracji?

Kiedy prowadzisz własny biznes, praca staje się codziennością, a sukces nie jest czymś, o czym myślisz na co dzień. Dla mnie prawdziwym sukcesem są ludzie, z którymi pracuję, bo bez nich niczego bym nie zrobił. To oni tworzą atmosferę tego miejsca. No i nasi klienci – ci, którzy wracają do nas od lat, polecają nasze restauracje swoim bliskim i wciąż obdarzają nas zaufaniem. Czy czuję, że sam osiągnąłem sukces? Szczerze mówiąc, nie patrzę na to w ten sposób. Ciągle mi mało. (śmiech) O wiem! Mam już dzisiaj struktury tak poukładane, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie na krótki odpoczynek – i to jest mój osobisty sukces! (śmiech)

Co słyszysz od swoich gości?

Słyszę, że jest smacznie i świeżo. W końcu hasło „najlepszy pad thai w mieście” nie wzięło się znikąd! W naszej kuchni używamy wyłącznie świeżych produktów i oryginalnych, tajskich składników. Nie idziemy na skróty ani nie pracujemy na zamiennikach – autentyczność smaku jest dla nas priorytetem i to właśnie doceniają nasi goście.

A Twoja ulubiona potrawa?

Nie będę zbyt oryginalny, (śmiech) oczywiście, pad thai! To klasyka, która nigdy mi się nie znudzi. Ale jeśli miałbym wskazać coś mniej oczywistego, to zdecydowanie khao soi – potrawa pochodzącą z rodzinnego miasta naszej szefowej kuchni. To danie niezwykle aromatyczne i sycące, będące czymś pomiędzy zupą a drugim daniem. Składa się z makaronu zanurzonego w intensywnym curry, mięsa wołowego, kiszonek, świeżych warzyw i chrupiącego makaronu na wierzchu. Każdy kęs to eksplozja smaków, która zawsze przenosi mnie na chwilę do Tajlandii.

Michał Niemiec Why Thai

Gastronomia w Polsce przechodziła przez różne okresy, w tym przez trudności związane z pandemią. Czy doświadczenia ostatnich lat wpłynęły na strategię Why Thai? Co się zmieniło, a co pozostało takie samo?

Przede wszystkim poukładaliśmy strukturę. Dzisiaj zatrudniam 75 osób, a to już wymagało stworzenia jasnego podziału obowiązków i zbudowania solidnego systemu zarządzania. Zależało mi, aby każdy członek zespołu wiedział, za co odpowiada i miał przestrzeń do rozwoju. Od początku istnienia restauracji w Poznaniu, nie czułem się dobrze z tym, że w restauracji z obsługą kelnerską realizujemy również wynosy. Dostawcy wpadali do restauracji jak przeciąg, zakłócając atmosferę, którą chcieliśmy stworzyć dla gości jedzących na miejscu. To powodowało pewien chaos i wpływało na komfort tych, którzy przyszli, aby cieszyć się posiłkiem w spokojnym otoczeniu. Stąd dość szybkie powstanie Why Thai Express, które w pandemii okazało się zbawienne, bo kiedy inni restauratorzy dopiero uczyli się wynosów, my tę strukturę mieliśmy już zbudowaną. Dziś widzę, że dużo większym wyzwaniem niż pandemia, jest inflacja. Ceny produktów poszły mocno w górę, koszty utrzymania lokali wzrosły, a portfel klienta nie jest z gumy… Ale to, co pozostało niezmienne, to dbałość o jakość, autentyczność naszych potraw i budowanie relacji z gośćmi, które zawsze były fundamentem naszej marki.

Twoim nowym dzieckiem jest Restauracja OT.Warta, koncept zupełnie inny niż Why Thai. Co zainspirowało Cię do jej otwarcia?

To było szalone! (śmiech) Ale byłaś tam i przyznasz, że jest pięknie?

Jest pięknie, ale to zupełnie inna bajka niż Why Thai. Wszystko tam jest odmienne od tego, co spotykam w Why Thai. Inny wystrój, inna kuchnia, inne smaki, inna filozofia. Potrzebowałeś zmiany?

Bardzo! Odkryłem to miejsce podczas spaceru z psem i od razu wiedziałem, że chcę tam mieć restaurację. OT.Warta mieści się w zabytkowym budynku Łazienek Rzecznych nad Wartą, które w latach 20. i 30. były jednym z najpopularniejszych miejsc w Poznaniu – przed wojną dziennie odwiedzało je nawet 5000 osób, bo znajdowały się tam miejskie kąpieliska. Niestety, przez lata miejsce popadło w zapomnienie, ale dziś, dzięki modernizacji, odzyskało swój dawny blask. Dla mnie to ogromna satysfakcja, że mogę być częścią tej nowej historii, przywracając to miejsce poznaniakom w zupełnie nowej odsłonie. Miejsce znajdujące się 15 minut spacerem od Starego Rynku, pełne historii, niepowtarzalnego uroku i wyjątkowego charakteru. Kto tam raz zawita, zakocha się w tym miejscu. Gwarantuję.

To powiedz jeszcze, jaką kuchnię serwuje OT.WARTA?

Poznaniacy znajdą tam polską kuchnię w nowoczesnym wydaniu, inspirowaną dawnymi przepisami zaczerpniętymi ze starych książek kucharskich. To dania, które nawiązują do tradycji, ale są podane w sposób współczesny, z wykorzystaniem najwyższej jakości lokalnych składników. Dzięki temu goście mogą odkrywać klasyczne smaki na nowo, w odświeżonej i kreatywnej formie.

Gdzie znajdujesz inspiracje do rozwoju swoich restauracji i wprowadzania nowych pomysłów? Rozwinąłeś sieć, otworzyłeś OT.WARTĄ, podejmujesz odważne decyzje. Skąd czerpiesz pomysły na to, jak dalej rozwijać swoje marki?

To chyba moja domena, że kiedy mam chwilę wolnego czasu, zaczynam intensywnie myśleć o nowych pomysłach. (śmiech) A tak na poważnie, wszystko wynika z mojej pasji do gastronomii – choć czasem mam wrażenie, że nie zawsze jest to miłość odwzajemniona. (śmiech) Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy jestem w ruchu i mogę tworzyć nowe rzeczy. To właśnie ten dynamizm, poszukiwanie nowych wyzwań i chęć odkrywania, co jeszcze można zrobić, napędzają mnie do działania.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
10 urodziny WHY THAI
REKLAMA
REKLAMA