Natalia Kaczmarek i Rafał Kosiński | Doskonalenie jazdy to inwestycja w bezpieczeństwo

|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto

Początek 2013 roku miał być dla Akademii czarnym koniem. Rokiem, w którym nowo wybudowany obiekt szkoleniowy stanie się, zgodnie z mającym wejść w życie prawem, miejscem szkolenia świeżo upieczonych kierowców. Ustawa trafiła do kosza, plan biznesowy wziął w łeb i trzeba było na nowo rozpisać przyszłość Akademii. Natalia Kaczmarek i Rafał Kosiński obecnie tworzą jeden z najnowocześniejszych ośrodków doskonalenia techniki jazdy – Akademię Kierowcy. Dziś opowiadają o 10-letniej historii, wyzwaniach, jakie stanęły przed nimi na samym początku działalności, o tym jak jeżdżą Polacy i miłości do motocykli.

To od początku – rozszyfrujmy skrót ODTJ?

NATALIA KACZMAREK: Skrót ten oznacza „ośrodek doskonalenia techniki jazdy”. Przede wszystkim musimy sobie wyjaśnić, że nie jest to nazwa przypadkowa. Jest uregulowana przepisami, a dokładnie rozporządzeniem ministra infrastruktury. W tym rozporządzeniu zawarte są bardzo konkretne informacje na temat tego, jak taki ośrodek powinien być zbudowany, kto może szkolić i kogo my możemy szkolić. To jest szalenie ważne, bo dotyczy jednego z ważniejszych dla wszystkich tematów. Mianowicie – tematu bezpieczeństwa. Jesteśmy ośrodkiem doskonalenia jazdy stopnia wyższego, co pozwala nam na realizację szkoleń w każdej kategorii – od motocykli, poprzez samochody osobowe, ciężarowe, po autobusy.
RAFAŁ KOSIŃSKI: Rozporządzenie jasno określa też kwalifikacje instruktorów, mówi o tym, kto może pracować jako szkoleniowiec w ODTJ – czyli mówiąc precyzyjnie jako instruktor doskonalenia techniki jazdy. Aby zdobyć takie uprawnienia, należy zdać państwowy egzamin przed Komisją powołaną przez Ministerstwo Infrastruktury, a to nie jest łatwa ścieżka. Ale pozwala zdobyć konkretną kompetencję i wykonywać ten zawód.

Kogo szkolicie? Komu dedykowane są szkolenia w ODTJ-ach?

N.K.: Szkolenia są dla każdego, kto posiada prawo jazdy w danej kategorii i chce podnieść swoje umiejętności w zakresie prowadzenia pojazdów. Swoją ofertę kierujemy dla klientów indywidualnych, firm, instytucji państwowych, sieci warsztatów. Często pytają nas – czym w takim razie różnimy się od ośrodków nauki jazdy? To bardzo proste – nauka jazdy przygotowuje do egzaminu, my podnosimy kompetencje tym wszystkim, którzy ten egzamin mają już za sobą.
R.K.: Nauka uczy, a doskonalenie – udoskonala. Tak chyba najkrócej można rozróżnić szkołę nauki jazdy od ODTJ. W naszym ośrodku pojawiają się ludzie z konkretnym oczekiwaniem, dotyczącym chęci podniesienia swoich umiejętności. I wówczas podejmujemy bardzo szerokie działania oparte między innymi o procesy andragogiki czy procesy psychologii w nauczaniu.

ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto

Zatem zakładając, że mam prawo jazdy, ale nie jeździłam samochodem i chcę się doszkolić, powinnam skorzystać z ODTJ, a nie z instruktora nauki jazdy?

N.K.: Z ustawy jasno wynika – instruktor nauki jazdy nie może szkolić osoby posiadającej prawo jazdy, natomiast instruktor techniki jazdy nie może uczyć osoby, która uprawnień do prowadzenia samochodu nie ma. Bo instruktor nauki jazdy i techniki jazdy to dwa różne stanowiska, a co z tym idzie – kompetencje.
R.K.: Niestety brakuje edukacji w tym zakresie, ustawa weszła w życie, a w powszechnej społecznej świadomości panuje przekonanie, że jeśli chcesz się doszkolić – wracasz do swojej szkoły nauki jazdy. To błędny tok myślenia.

Polacy deklarują, że są świetnymi kierowcami i nie popełniają błędów na drodze. Takie zdanie ma o sobie aż 90 proc. kierowców. Jak wygląda to z Waszej perspektywy, kiedy trafiają do ośrodka?

R.K.: Jesteśmy najlepszymi kierowcami na świecie. (śmiech) To oczywiście sarkazm, bo rzeczywistość pokazuje, że jesteśmy świetnymi kierowcami dopóki nie musimy awaryjnie hamować czy ominąć przeszkody, która nagle znalazła się na naszej drodze. Nasze doświadczenie pokazuje, że wiele osób pojawiających się w ośrodku nie bardzo nawet wie, jak prawidłowo ustawić fotel, czy trzymać kierownicę. A to wszystko ma wpływ na nasze bezpieczeństwo na drodze!
N.K.: Samozadowolenie to jedno, a statystyki pokazują inaczej. Ostatnie wypadki młodych kierowców wskazują, że ta statystyka nie bierze się znikąd. Największe zagrożenie na polskich drogach niezmiennie sprawiają kierowcy z najniższej grupy wiekowej 18-24 lata, czyli dalej nie dbamy o prewencję, kształcenie i uświadamianie.

Wspomniałaś o braku ustawy. Ale miała być!

N.K.: Powstał projekt ustawy, która miała obligować wszystkich nowych kierowców do odbycia szkolenia z techniki jazdy w czasie od 4 do 8 miesiąca od wydania prawa jazdy w ramach tzw. okresu próbnego. Przepisy pierwotnie miały wejść w życie już w 2013 r., termin wejścia był jednak kilkukrotnie przesuwany. Polski, ustawowy program szkolenia techniki jazdy został opracowany w oparciu o doświadczenia w tego typu szkoleniach z innych państw, a w szczególności o model szwedzki. Tam szkolenia prowadzone są już od kilkudziesięciu lat, co przynosi doskonałe efekty. Szwecja jest obecnie najbezpieczniejszym państwem w Europie, na drogach tego kraju ginie 27 na milion mieszkańców, a w Polsce 79 – trzy razy więcej! Czynników wpływających na taki stan rzeczy jest wiele, ale bez wątpienia jednym z nich są obowiązkowe szkolenia z techniki jazdy, w których musi uczestniczyć każdy nowy szwedzki kierowca. Ale u nas ustawy niestety nie ma do dziś.

Dlaczego?

N.K.: Zbudowanie ODTJ to spory koszt. Trzeba spełnić wiele rygorystycznych norm, których wdrożenie po prostu jest kosztowne. Powstało zbyt mało ODTJ-otów w kraju, a to oznacza, że kursanci na szkolenia musieliby jeździć czasem setki kilometrów. I to spowodowało przesunięcia wdrożenia ustawy. Na kiedy? Nie wiadomo.

ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto

Ośrodek z myślą o nadchodzących nowych przepisach powstaje, ustawa trafia do kosza. I co?

N.K.: Musieliśmy zaczynać wszystko od początku, przemodelować cały biznesplan. Szukać nowych produktów i nowych grup odbiorców.
R.K.: Pomógł nam w tym projekt „Motoryzacja w praktyce”, który poświęciliśmy technice motoryzacyjnej, spięliśmy to z ODTJ i tak powstały zupełnie nowatorskie produkty szkoleniowe, uwzględniające technikę motoryzacyjną. Początki nie były łatwe. Wiele osób stukało się w głowę, kiedy mówiliśmy o szkoleniach w warsztacie. Że przecież są doświadczeni mechanicy, technicy i co my możemy im zaproponować. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę i dzisiaj, kiedy mówimy o działaniach stricte szkoleniowych, to mówimy też o zapleczu, które jest związane z częścią warsztatową, po to, aby tę diagnostykę można było przeprowadzić. Ale na tym nie poprzestaliśmy – poszliśmy w tym kierunku znacznie dalej i dzisiaj jesteśmy jedynym w Polsce, o ile nie w Europie ośrodkiem, który łączy możliwość sprawdzenia poszczególnych elementów samochodu w warunkach bezpiecznych z możliwością diagnozowania części układu bezpieczeństwa, tudzież układu jezdnego.
N.K.: To także jest nasza odpowiedź na zmieniającą się motoryzację. W bliższej lub dalszej przyszłości kierowca nie będzie miał już takiego wpływu na jazdę, jaki ma dzisiaj. Technologicznie zbliżamy się do samochodów autonomicznych, które same będą decydowały o tym, kiedy hamować i jak wyjść z poślizgu. Jednak nadal będą wymagały diagnostyki, naprawy i wiedzy, na temat tego jak zamontowane w nich systemy działają.

Z tego, co mówicie wyłania się całkiem odpowiedzialna misja. Co napędza Was do działania?

R.K.: Chcemy podnosić świadomość każdego użytkownika jakiegokolwiek środka transportu indywidualnego. Czy jest to samochód, hulajnoga czy betoniarka. Nie jesteśmy torem wyścigowym, nie konkurujemy z ośrodkami wywodzącymi się z motosportu, jesteśmy jednostką szkoleniową i idziemy w kierunku doskonalenia umiejętności. Mamy za sobą profesjonalny ośrodek, wyszkoloną kadrę, wszystkie wymagane uprawnienia i kompetencje.

To zatem skoro przy ośrodku i kadrze jesteśmy. Z czego mogą skorzystać przyjeżdzający do Was kursanci?

N.K.: Nasz ODTJ to przede wszystkim 16 hektarów zamkniętego obiektu w Międzychodzie nieopodal Śremu. Jesteśmy pierwszym ośrodkiem w Polsce, który zastosował płyty betonowe. Płyty oczywiście wyposażone są w nawodnienie. I nasza wisienka na torcie – offroad, przystosowany z sekwencją trasy pod motocykle, samochody osobowe oraz z osobnymi trasami dla ciężarówek. To, co nas wyróżnia to zróżnicowanie terenu. W naszym obiekcie można jeździć na kilku wysokościach. Do tego oczywiście dochodzi cała infrastruktura związana z częścią teoretyczną szkoleń. Dysponujemy szerokim zapleczem sal konferencyjnych, w których kursanci zdobywają wiedzę, z którą później idą na zajęcia praktyczne.
R.K.: Jesteśmy w czołówce ośrodków cenionych za aspekty techniczne. Prowadzone są u nas na przykład badania w zakresie homologacji pojazdów w sferze bezpieczeństwa. Dodatkowo jesteśmy jedynym ośrodkiem, na który można wjechać wszystkim. Począwszy od lekkiego motocykla, skończywszy na 40-tonowym pojeździe ciężarowym – i to, mówiąc kolokwialnie, się nie zarwie. Niezależnie od warunków pogodowych, nie ma znaczenia czy panuje afrykański upał, czy sroga zima.

PP moto 07 2

Czy takie szkolenia dla pojazdów ciężarowych to częsta praktyka?

R.K.: Zdecydowanie za rzadka. To, że kierowcy zawodowi spędzają wiele godzin za kółkiem nie oznacza, że mają wypracowane odruchy, które pomogą im wyjść z niebezpiecznej sytuacji na drodze. Zresztą nie dotyczy to tylko kierowców pojazdów ciężarowych. Dotyczy to także przedstawicieli handlowych, kurierów, kierowców pojazdów uprzywilejowanych czy autobusów. To grupy, które relatywnie dużo jeżdżą, więc statystycznie są bardziej narażone na nieprzewidziane sytuacje. Każda z tych grup w naszym ośrodku znajdzie program dostosowany do jej indywidualnych potrzeb.

Ciekawi mnie, czy kierowcy pojawiający się w Waszym ośrodku „oddają się” łatwo w Wasze ręce, czy w nawiązaniu do tego, o czym mówiliśmy wcześniej, są przekonani o własnej nieomylności i stają okoniem, próbując dyskutować?

N.K.: Często gościmy w ośrodku zorganizowane grupy, kierowane przez firmy. Nasz plan szkoleniowy, oprócz oczywiście potężnej dawki wiedzy, zakłada dużo dobrej zabawy. Po to, aby każdy uczestnik rozluźnił się i przyswoił niezbędne informacje, przy okazji dobrze się bawiąc.
R.K.: Dorosły uczy się w modelu poznawczym. Czyli nie może być to sztywna relacja ławka – wykładowca, to musi być forma interakcji dwukierunkowej, która zapewnia im z jednej strony na początku strefę komfortu, a z drugiej strony daje możliwość weryfikacji tego, co wiedzą, z tym, co poznają.

A są tacy kierowcy, czy też grupy, które świadomie wybierają kurs doskonalenia jazdy?

N.K.: Grupą, która najchętniej i najczęściej się szkoli są motocykliści. To bardzo świadoma społeczność, która chyba najszerzej widzi zagrożenia na drodze. Głównie ze strony innych użytkowników szos. Przyjeżdżają do ośrodka, chcąc podszkolić swoje umiejętności, aby wiedzieć jak wyjść z trudnej, niebezpiecznej sytuacji na drodze, którą może im stworzyć inny pojazd, inny kierowca. Natomiast jeśli chodzi o kierowców samochodów osobowych, ciężarówek czy autobusów, to wymagają oni zdecydowanie więcej pracy, aby przekonać ich, że to, co chcemy im przekazać, może im tylko pomóc na drodze. Ale zdanie „30 lat jeżdżę na ciężarówce i wypadku nie miałem” jest chyba najczęściej słyszanym w naszym ośrodku. (śmiech). I to dla nas spore wyzwanie, z pasji przechodzimy do nie lada sztuki, aby tak ich zaciekawić programem, aby wyszli ze szkolenia zadowoleni.

ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto

I udaje się?

R.K.: Kupują szkolenie dla syna, córki lub kogoś sobie bliskiego. To dla nas najlepsza rekomendacja.

A które z zadań wykonywanych przez kursantów sprawia im największe problemy?

R.K.: Hamowanie awaryjne. 9 na 10 osób nie potrafi awaryjnie hamować. A druga kwestia to zrozumienie działania systemów. Kierowcy mają taką tendencję, że myślą, że wiedzą lepiej. Ale nie w dobie dzisiejszych samochodów i zamontowanej tam elektroniki. Samochody są nią dzisiaj tak naszpikowane, że czasem trudno się połapać, który system do czego służy. I tego właśnie uczymy na naszych szkoleniach.

ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto

W Waszym ośrodku szkolą się też zagraniczne służby.

N.K.: Tak, przyjeżdżają do nas grupy z całego świata. Głównie ze względu na autorskie programy szkoleniowe skierowane do komandosów, ochrony VIP-ów. Za tym wszystkim stoi wąsko wyspecjalizowana anglojęzyczna kadra dydaktyczna. To są szkolenia, które osobiście najbardziej lubię planować, są ciekawe, z bogatym programem, a do tego w praktyce bardzo widowiskowe. Cieszymy się ogromnie, że nasza Akademia zostala uznana na rynkach zagranicznych. Mamy wśród klientów ochronę rządową Dubaju, Portugalii czy Meksyku.

Czyli programy dla potencjalnych kursantów szyjecie na miarę?

R.K.: Siadamy, zbieramy oczekiwania i tworzymy autorski program wedle potrzeb klienta.

Najbardziej wymagający program jaki stworzyliście?

N.K.: Zdecydowanie programy dla służb specjalnych.

ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto

Wspomnieliście o motocyklach – to także Wasza pasja. Od kiedy ona trwa?

N.K.: Rafał zaraził mnie tą pasją i miałam do wyboru – jeździć albo nie jeździć. (śmiech) A skoro uwielbiamy spędzać ze sobą czas, to wybrałam „jeździć”! Początki nie były łatwe, wyobraźnia bardzo pracowała, zresztą do dzisiaj pracuje i miałam naprawdę spore obawy. Wspomnę tylko, że pierwsza moja jazda na motocyklu skończyła się urwaniem kierownicy przy prędkości 5 km/h… A mówili, że się nie da… (śmiech) Rafał miał dla mnie dużo cierpliwości, czasami miałam wrażenie, że chce tego bardziej ode mnie. Ale ostatecznie udało się i dzisiaj jeździmy wspólnie. Postawiliśmy sobie za cel zwiedzanie Polski, w myśl „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Motocykle dają dużą swobodę zwiedzania, więc robimy sobie kilkudniowe, weekendowe wyprawy, przejeżdżając podczas takiej wycieczki około 2000 kilometrów. W ciągu roku odbywamy takich wycieczek kilka, łącznie robiąc jakieś 15 do 20 tysięcy kilometrów.
R.K.: Jeśli są obawy, to dobrze. Ja jeżdżę, bo się boję. Jakbym się nie bał, to bym sobie zrobił krzywdę. W jeździe na motocyklu musi być element szacunku do maszyny, to nie są urządzenia, które w przypadku jakiegokolwiek zdarzenia na drodze pozostawiają margines błędu. Jeśli coś przyspiesza do 200 km/h w siedem sekund, to warto znać swoje umiejętności, ograniczenia i możliwości swojej maszyny. Ważne jest też wiedzieć, co się dzieje dookoła nas. Jaka jest temperatura, jaką mamy przyczepność, ciśnienie w oponach, bo to może być kluczowe dla uzyskania pewnych parametrów.
N.K.: I bardzo ważny jest też strój. Nie warto oszczędzać na kasku, butach, kurtce z ochraniaczami. Na szczęście dzisiaj jest tak szeroki wybór ubrań dla motocyklistów i co ważne – także dla motocyklistek! Więc nie jesteśmy już zdane tylko na jeden kolor czy fason. Na motocyklu także można być modną!
R.K.: Niezależnie od pogody jeździmy zawsze w stroju motocyklowym. Skrajną głupotą jest jazda w lecie w klapkach czy szortach. Strój jest tym, co ma za zadanie ochronić motocyklistę w przypadku jakiegoś zdarzenia. Więc nie wolno tego lekceważyć.

Wspólna jazda na motocyklach wzmocniła Waszą relację?

N.K.: Bardzo! Jakbyśmy się poznawali na nowo, w nowych trudnych sytuacjach, bo takie też bywały… nocna kilkugodzinna jazda w deszczu. Z każdej podróży wracamy z innym doświadczeniem, silniejsi i pełni pozytywnych emocji, bo to właśnie dostarcza nam jazda motocyklami.

Jakie plany na kolejne lata?

N.K.: Pomysły na nowe tematy mamy codziennie! (śmiech) Ale nasza historia pokazuje, że jeśli „chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach” … Weryfikacja naszego planu sprzed 10 lat spowodowała, że dzisiaj bardzo ostrożnie podchodzimy zarówno do nowych inwestycji, jak i do partnerów, których wybieramy do współpracy.
R.K.: Naszym celem jest tworzenie największego centrum w Europie specjalizującego się w badaniach i kształceniu w obszarach samochód – technika motoryzacyjna. I de facto dzisiaj już to robimy, ale na pewno chcemy jeszcze na większą skalę.

A wymarzona wycieczka motocyklowa?

N.K.: Skandynawia! To nasz wymarzony kierunek, o którym myślimy już od dawna. I w kolejnym roku to na pewno nasz „must have”!

I tego Wam życzę!

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto|ODTJ Akademia Kierowcy Natalia Kaczmarek Rafał Kosiński foto: Maciej Sznek Escargofoto
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA