Hanna Szumińska | Puzzle w moim życiu zawsze się układają

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen

Wychowana w rzemieślniczej, stolarskiej rodzinie, od najmłodszych lat nauczona szacunku do pracy i prywatnej przedsiębiorczości. Analityczna, opanowana, rozważnie, ale szybko podejmująca decyzje. Jest entuzjastką kształcenia ustawicznego i kiedy tylko może swój wolny czas poświęca na naukę i szkolenia. Dziś mówi, że meble zawsze do niej wracają i choć porzuciła branżę na długie 15 lat, decyzję o powrocie podjęła w cztery i pół minuty – Hanna Szumińska – prezes Komandor Wielkopolska S.A.


Muszę na początek o to zapytać. Czy masz szafę Komandor w domu?
HANNA SZUMIŃSKA
: Oczywiście, że mam! Mam garderobę i przepiękny system Mocca, drzwi do garderoby i łazienki w systemie Lumi. Do tego wbudowaną we wnękę szafę, ale nie z drzwiami przesuwnymi, ale normalnie otwieranymi. Bo choć Komandor kojarzy się głównie z drzwiami właśnie przesuwnymi, normalnie otwierane też mamy w swojej ofercie. Cała moja kuchnia zbudowana jest z systemów Komandora – Opal, z przepięknym szkłem matowym. Z kolei w łazience mam szafę z białego akrylu, która mieści wszystkie sprzęty niezbędne przy sprzątaniu. Wszystkie te meble zostały zrobione na wymiar i dostosowane do mojego wzrostu, co szczególnie ważne jest przy projektowaniu i późniejszej budowie zabudowy kuchennej. Takie możliwości dają nasze systemy Komandora.

Zamiłowanie do stolarki wyniosłaś z domu?
Pochodzę ze Swarzędza, jestem córką stolarza. Mój Tato miał zakład rzemieślniczy i produkował przepiękne meble. I tym samym cała rodzina była zaangażowana w ten nasz rodzinny interes. Mama prowadziła tacie księgowość, ja już w wieku sześciu lat składałam fornir, a nieco później zostałam „asystentką biurową” Taty, pisałam umowy z klientami, przygotowywałam poczęstunek dla kontrahentów. Pamiętam, że szczególnym uznaniem cieszyła się wśród nich herbata z róży. (śmiech) A Tato zajmował się wszystkim – od zaopatrzenia, przez rekrutację młodych stolarzy, czeladników po wykonawstwo, transport i montaż u klienta.

Swarzędz w czasach poprzedniego ustroju był swoistą mekką meblową – jak wspominasz tamte czasy?
Biznes meblowy w tamtych czasach można podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowiły meble produkowane przez Swarzędzką Fabrykę Mebli, w drugiej znajdowali się rzemieślnicy, którzy prowadzili firmy, zrzeszeni w cechu stolarzy. To oni odpowiadali za kształcenie uczniów, czeladników. Tam odbywał się cały proces zawodowy. I tak jak wyglądała nasza rodzinna firma, tak wyglądał de facto cały prywatny biznes meblowy. Był to pewien model – wówczas firma produkująca meble zajmowała się całym procesem ich tworzenia. A to wymagało niezwykle rozbudowanego parku maszynowego i ludzi z umiejętnościami ich obsługi. Często wiele z tych maszyn było robionych samodzielnie, bo po prostu nie można było ich kupić. W naszym zakładzie większość z nich została wykonana przez mojego dziadka ślusarza, takie jak pucówka, frezownia, tarczówka i wyrówniarka. Prowadzenie działalności w tamtych czasach nie należało do popularnych. Wymagało ciężkiej pracy, ale też pozwalało godnie żyć. Kiedy rozpoczęły się zmiany ustrojowe – zaczęły się prawdziwe „przetasowania”. Pewne procesy okazały się nieopłacalne, pojawili się na rynku pseudohandlarze, także problemy z płatnościami, czego nie doświadczało się do tej pory, czy zupełnie nowy system podatkowy, żony stolarzy już nie były w stanie same prowadzić ksiąg rachunkowych. I stary model po prostu z dnia na dzień przestał działać w obliczu przychodzących nowych warunków rynkowych. Większość firm ratowała się i szukała nowych rozwiązań, ale fakt jest taki, że niewiele z nich działa do dzisiaj.

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen

Kiedy stwierdziłaś, że chcesz sprofesjonalizować swoje zainteresowania?
Szczerze powiedziawszy nigdy nie myślałam, że będę pracować w tej branży. Zajęć, które wykonywałam w ramach pomocy w rodzinie nie postrzegałam w kategoriach „pracy”. To była naturalna sprawa, że wszyscy w rodzinie zajmujemy się naszym biznesem. Na to należy nałożyć ówcześnie panujący światopogląd, że stolarstwo jest typowo męskim zajęciem. Gdyby mój ojciec miał synów, naturalnym byłoby przeświadczenie, że to oni w ramach sukcesji przejmą po nim schedę. Stety lub niestety mój Tato miał trzy córki i nikomu nie przychodziło w tamtych czasach do głowy, że kobieta może prowadzić biznes w tej profesji. To było poza zasięgiem czyjejkolwiek wyobraźni. I ja dopiero całkiem niedawno zdałam sobie sprawę, że te szafy, meble całe życie do mnie wracają. Nawet moje panieńskiego nazwisko – Szafoni, skłoniło moich kolegów z klasy do nadania mi przezwiska „Szafa”. (śmiech) I mimo wielokrotnych prób odchodzenia z moimi planami i marzeniami w inne branże, meble ciągle do mnie wracają. Meblarstwo najprawdopodobniej jest mi pisane. (śmiech)

Komandor to dziś synonim szaf z drzwiami przesuwnymi, firma powstała w Polsce w 1992 roku z inicjatywy jej obecnego właściciela Jacka Kozłowskiego. Dołączyłaś do firmy niewiele później. Jak wspominasz lata 90.?
Dość szybko wyszłam za mąż, urodziłam troje dzieci. Późne lata 90. to był czas mojego powrotu na rynek po urlopach wychowawczych. A tak się stało, że Komandor tworzył wówczas swoją pierwszą sieć dealerską i prezentował nowe modele szaf na targach w Poznaniu. Modele, które wzbudzały niemało kontrowersji. Bo mało kto wówczas wierzył w sukces szafy, która nie ma klasycznie otwieranych drzwi, nie ma „pleców” czy boków. Czas pokazał, że Komandor miał rację, a ich produkty stały się hitem rynkowym i doczekały się szerokiego grona naśladowców. Drugim argumentem, jakim Komandor przyciągał potencjalnych franczyzobiorców, był brak konieczności posiadania zaplecza maszynowego. Przypomnijmy, że były to późne lata 90., a Komandor postawił na zupełnie innowacyjny model biznesu w tamtych czasach – tzn. na oprogramowanie. I pamiętam, kiedy poszłam na spotkanie dla przyszłych partnerów firmy, rozgorzała tam dyskusja, że taki schemat na polskim rynku na pewno się nie przyjmie. Że może to w Stanach lub w Niemczech, ale u nas – nie ma mowy. Po roku od wprowadzenia tego modelu na rynek okazało się, że dzięki biznesowym wskazówkom spisanym przez właściciela firmy w tzw. „żółtej książeczce” – do prowadzenia firmy wystarczy laptop, drukarka i chęci. Na pewno wielu czytelników pamięta czasy, kiedy przedstawiciel firmy pojawiał się w domu klienta, robił pomiary, rysował „od ręki” szafę z wyceną w komputerze i jeśli Klient podpisał umowę, to umawiał się już tylko na montaż. Początkowo stolarz wysyłał projekt na dyskietce, potem już poprzez Internet do działu produkcyjnego i jedyne co robił to odbierał gotowe elementy, które montował w domu u Klienta.

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen

Czyli zmiana modelu niosła ze sobą bunt zwolenników starego modelu?
Nie tylko to stanowiło punkt zapalny. Dość spore kontrowersje budziło też wprowadzenie płyty laminowanej jako wypełnienia szaf. Dla nas rzemieślników ze „starej szkoły” było to takie nieco urągające. Laminat nie był postrzegany jako materiał wysokiej klasy. Dzisiaj wydaje się to aż śmieszne, bo laminaty potrafią być naprawdę wysokiej jakości, ale wówczas były materiałem drugiej kategorii. Na to wszystko nakładała się obawa o proces, który dzisiaj nazywamy cyfryzacją. Nie za bardzo rozumieliśmy istotę Internetu. Przypominam, że jesteśmy w latach 90. i trudno było zaufać czemuś, czego nikt nie znał, co dopiero raczkowało. Ale traf chciał, że mniej więcej w tym samym czasie brałam udział w otwartym wykładzie profesora Wojciecha Cellarego na ówczesnej Akademii Ekonomicznej dotyczącym innowacyjności. I pamiętam, że profesor powiedział dokładnie to samo, co usłyszałam na spotkaniu Komandora, że od procesu cyfryzacji nie ma odwrotu i że tak będzie wyglądał rynek w przyszłości. To stanowiło dla mnie swoistą kropkę nad „i”, która zadecydowała o tym, że zostałam partnerem firmy Komandor. Z punktem w Tesco przy ulicy Serbskiej. Co też było zupełnym novum, istnym szaleństwem, bo kto wpadł na pomysł, aby w sklepie spożywczym sprzedawać meble?! (śmiech) Ale ten model się sprawdzał.

Byłaś w firmie kilka lat, zrobiłaś sobie przerwę na 15 lat, po to… aby ostatecznie do niej wrócić. Komandora się nie porzuca?
Myślę, że wszystko w moim życiu miało swój czas. Zawsze czułam, że w pierwszej kolejności chcę postawić na rodzinę, dzieci, a potem dopiero na tzw. karierę. Dzieci zawsze stanowiły dla mnie priorytet i chciałam im poświęcić tyle czasu, ile potrzebowały. W miarę ich dorastania, siłą rzeczy potrzebowały tego czasu coraz mniej i mogłam, kolokwialnie mówiąc, zająć się sobą i swoim rozwojem. Zawsze marzyłam o tym, aby zostać nauczycielką. Poszłam na studia o kierunku psychopedagogika pracy, swoją pracę pisałam o procesach pracy w małej firmie, chwilę później pojawiła się propozycja, aby przejść w ramach spółki Komandor do fundacji, która zajmowała się rozwojem przedsiębiorczości. Ale gdzieś podskórnie czułam, że potrzebuję zmiany. I trafiłam na rynek zarządzania nieruchomościami, aby finalnie zarządzać Centrum Wyposażenia Wnętrz przy ulicy Głogowskiej. Ta branża chyba musi mnie kochać i ja ją chyba też! (śmiech) Zawsze w moim sercu zajmowała szczególne miejsce, więc kiedy w 2019 roku o 8:15 rano zadzwonił telefon od właściciela firmy z propozycją objęcia stanowiska prezesa zarządu Komandor Wielkopolska S.A., decyzję podjęłam w cztery i pół minuty.

Szybko…
Generalnie w swoim życiu staram się szybko podejmować decyzje. I staram się być w tym wszystkim mocno analityczna. W trakcie tych czterech i pół minuty musiałam sobie odpowiedzieć na kluczowe pytania – o własne kompetencje, o to czy jestem przygotowana merytorycznie do tego, aby taki projekt przyjąć i o to, czy mam na to czas. Prowadziłam wówczas swoją działalność i przyjęcie tego stanowiska wymagało reorganizacji dotychczasowej rutyny. Na oba te pytania odpowiedziałam sobie dość szybko i pozytywnie. Tym samym w ciągu dwóch tygodni zostałam powołana na stanowisko prezesa zarządu Komandor Wielkopolska. A między nami mówiąc – chyba kiedyś przez moment o tym marzyłam…

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen

Mówisz, że około 20 procent Twojej pracy to wolontariat. Rozwiniesz myśl?
To pokłosie moich marzeń związanych z byciem nauczycielem. Zarządzanie nieruchomościami, praca w Termach Maltańskich tuż przed ich otwarciem, gdzie odpowiedzialna byłam za poukładanie wszystkich procesów, które jakby nie było, pewnie z korektami, ale działają do dzisiaj. Zajmowałam się tam organizacją właściwie wszystkiego – od sprzątania, poprzez ochronę, komercjalizację powierzchni. Wszystko to sprawiło, że jeszcze bardziej pokochałam porządkowanie kompetencji w zakresie gospodarki nieruchomościami. Kiedy w 2014 roku trafiłam do ministerialnego projektu o nazwie Zintegrowany System Kwalifikacji – systemu, który daje możliwość zdiagnozowania i porównywania kwalifikacji w ponad 130 krajach na świecie, zupełnie przepadłam. Zakochałam się w tym na zabój. (śmiech) Mogłam wykorzystywać swoją wiedzę i praktykę do tego, żeby porządkować procesy w obszarze kompetencji. To była moja odskocznia od codziennej pracy zawodowej. Sporo też dowiedziałam się wówczas o sobie. Przede wszystkim odkryłam, że moją misją jest „opracowywanie”. Zupełnie nie nadaję się do prac odtwórczych, pasjonuje mnie wdrożenie, uporządkowanie, audyty, inwentaryzacje i szukanie dróg rozwoju. Kiedyś zastanawiałam się, po co mi kolejne szkolenia z rzeczy pozornie niepotrzebnych, niezwiązanych z moją branżą. Dziś już wiem, że wszystkie wykłady, w których uczestniczyłam, wszystkie szkolenia, studia podyplomowe – to wszystko okazało się przydatne. Mam całe półki segregatorów materiałów ze szkoleń, na które poświęcałam swoje wolne dni, urlopy czy weekendy. Jestem entuzjastką uczenia się przez całe życie i kształcenia ustawicznego. Puzzle w moim życiu zawsze się układają.

Jesteś prezesem Komandor Wielkopolska. Wytłumaczmy, gdzie na mapie procesu produkcyjnego czy logistycznego znajduje się właśnie Komandor Wielkopolska?
Na całą firmę składa się Zakład Produkcyjny w Radomiu, w którym projektujemy, produkujemy i testujemy systemy do drzwi przesuwnych oraz uchylnych. Dodatkowo – dział oprogramowania działający pod marką Komandor Software. To bardzo ważna część naszej działalności, gdyż firma Komandor posiada autorski program komputerowy służący do projektowania, ofertowania, przygotowywania zamówień i wysyłania ich na produkcję. A z kolei w dziesięciu miastach Polski znajdują się zakłady takie jak nasz, poznański przy ulicy Jeleniogórskiej, które zajmują się obróbką i przygotowaniem pod montaże mebli dla klienta. Posiadamy najlepsze oprogramowanie w kategorii produktów meblowych na wymiar, z którego korzystają naprawdę wszyscy – projektanci, pomiarowcy, obsługujący oferty i zamówienia, puszczający do produkcji, planiści, pracownicy produkcji czy montażyści.

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen

Kiedy realizowaliśmy sesję zdjęciową na potrzeby tego wywiadu w Showroomie w Galerii Polskie Meble, powiedziałaś, że to, co tam widzimy, to tylko szafa, produkt, który może być taki czy inny, ale najpiękniejszy jest proces jego tworzenia i maszyny, na których powstaje. To dość niezwykłe. Wydawało mi się, że to dzieło, które powstaje jest tym, co ostatecznie podziwiamy, zachwycamy się – niekoniecznie sam proces…
Dziadek ślusarz, tata stolarz, zapach drewna i płyty na podwórku – to moje zapachy z dzieciństwa. Może z tego to wynika…? Jednocześnie jestem z firmą Komandor związana od wielu lat, byłam przy jej narodzinach, rozwoju. Mam ogromny szacunek do jej prezesa, że potrafił tak poukładać procesy w firmie, że działa ona do dzisiaj. To wszystko powoduje, że patrzę na produkowane przez nas meble z ogromnym sentymentem, widząc nie tylko gotowy produkt, ale wszystko to, co za nim stoi, zanim powstanie.

Wspomniałaś już o wyjątkowym, autorskim oprogramowaniu, na którym bazuje firma Komandor. I to od samego początku jej istnienia. Można powiedzieć, że byliście w latach 90. pionierami cyfryzacji w branży. Opowiedz proszę, jak powstaje szafa Komandor?
Wszystko zaczyna się od pomiaru w domu klienta. Dzięki naszemu oprogramowaniu jesteśmy w stanie stworzyć najbardziej niestandardową szafę czy zabudowę. Nasze oprogramowanie precyzyjnie wyliczy, gdzie mają się znaleźć nawierty, nie pozwoli na kolizje, a do tego zorganizuje naszym partnerom całą produkcję, optymalizując wszystkie procesy produkcyjne związane z przygotowaniem finalnych produktów. To ogromny skok ewolucyjny w stosunku do tego, w jaki sposób kiedyś robiło się meble. Firma Komandor od samego początku swojego istnienia postawiła na cyfryzację, robotyzację, na procesy, które dzisiaj nazywamy Przemysłem 4.0, a dzięki którym, możemy zrobić projekt dokładnie pod zamówienie klienta. Jeśli tylko jest to technicznie do wykonania. I do tego optymalizacja tych procesów nie powoduje zwiększenia ceny finalnego produktu. Często produkty na zamówienie są droższe od standardowych, gdyż wymagają niestandardowych ustawień maszyn czy jakiś wyjątkowych zabiegów powodujących wzrost kosztów. U nas tego nie ma. Właśnie dzięki postawieniu od samego początku na cyfryzację. Dodatkowo dzięki naszemu oprogramowaniu łączymy różne działy – nie musimy biegać z karteczkami, czy przesyłać sobie arkuszy kalkulacyjnych z księgowości na produkcję czy do działu zaopatrzenia. Wszystko znajduje się w jednym systemie i dzięki temu panuje porządek.

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen

Z jakich rozwiązań cyfryzacyjnych może skorzystać przysłowiowy Kowalski, a z jakich profesjonalista, jakim jest architekt wnętrz?
Dla każdej z tych grup mamy różne rozwiązania. Klientowi ostatecznemu proponujemy rozwiązanie, jakim jest konfigurator Komandor. Darmowa aplikacja, którą każdy może ściągnąć na swój telefon i zwizualizować swój mebel. Właśnie „zwizualizować”, a nie zaprojektować. Do takiej wstępnej wizualizacji potrzeba korekty projektanta, który te zmiany może nanieść w programie Komandor Professional. I ten z kolei wymaga już bardzo dużej wiedzy, mebel jest projektowany od przysłowiowej klapeczki, a samo oprogramowanie wymaga już sporej wiedzy na temat tworzenia mebli. W tej chwili wprowadzamy nowość dla architektów wnętrz i stolarzy – oprogramowanie Komandor SMART, pozwalające na projektowanie na gotowych modułach. To program, który dużą część pracy wykona za projektanta, a ten nie musi się już martwić o odpowiednie nawierty czy obrzeża meblowe. Ale w tym oprogramowaniu znajdują się także informacje o aktualnych cenach czy dostępności poszczególnych płyt, wzorów czy kolorów. To ogromne ułatwienie dla architektów i stolarzy, którzy nie muszą już do nas dzwonić, pytać i sprawdzać.

Komandor słynie z personalizacji swoich mebli. Co zatem zawiera pakiet jak sama mówisz „nieskończenie wielu rozwiązań” i jak zaprojektować szafę idealną?
Żyjemy z szafami. Jest szalenie ważne, jakie potrzeby ma konkretny klient. Dlatego tak istotne jest rozpoznanie własnych potrzeb i odpowiedzenie sobie na parę kluczowych pytań – o swój stan posiadania, ale też o styl życia. Bo istotną kwestią jest to, czy ktoś potrzebuje szafy na 50 sukienek czy 25 par butów, czy lubi szuflady czy półki wysuwane. Szafa ma ułatwiać nam życie. Codziennie ją otwieramy, zaglądamy do niej, zamykamy. To wszystko musi działać. Pamiętam czasy, kiedy nowością był podział szafy na damską i męską część. Po to, aby rano, kiedy wszyscy się spieszymy, nie było kolizji. Aby szafa nie była elementem porannego sporu. Dodatkowo takie elementy jak umiejscowienie na właściwej wysokości drążka na marynarki, aby te nie haczyły o podłogę czy inne półki. Wybór właściwej szafy zależy też od etapów naszego życia. Kiedy mamy małe dzieci potrzebujemy koszy na zabawki, półek na akcesoria i ich ubranka. W miarę dorastania naszych pociech wszystko się zmienia – potrzebujemy więcej miejsca na książki i nieco większe ubrania. Stąd tak ważne jest rozpoznanie potrzeb. Każda z nich ma znaczenie. A dodatkowo – dobrze, kiedy szafa jest ładna i estetyczna, wpasowuje się we wnętrze i po prostu nam się podoba. Bo jak wcześniej powiedziałam, każdy z nas żyje z jakąś szafą. (śmiech)

Jestem też ciekawa jak zmieniały się gusta Polaków na przestrzeni lat? Zauważyłaś jakieś trendy? Co dzisiaj jest na topie?
Specjalnie zapytałam wykonawców o to, jakie meble wykonują ostatnio najczęściej. I na przykład w kuchniach nadal panuje biel, choć powoli wracają do łask beże i brązy. Materiałowy dekor na płytach, to też nowość, która zaczyna być modna. Ale z drugiej strony – ile ludzi, tyle gustów. Jeśli ktoś dobrze czuje się w mocnych kolorach – czerwieni czy różu, to dlaczego na siłę musi mieszkać z białą szafą? Nasze rozwiązania mają tę cudowną właściwość, że aby odmienić wnętrze swojego domu, czasem wystarczy po prostu zmienić drzwi do szafy…

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen

Ile dziś osób pracuje w Komandor Wielkopolska?
W zakładzie przy ulicy Jeleniogórskiej zatrudnionych jest ponad 30 osób, ale oczywiście sieć naszych współpracowników jest dużo, dużo większa.

Bardzo stawiasz na ich rozwój. Stworzyłaś jako pierwsza system szkoleń dla stolarzy.
To pokłosie mojej pasji do uczenia się. Miłość do stolarstwa wyniosłam z domu i bardzo zależy mi, aby małe, prywatne zakłady tworzące ten rynek przetrwały. I bardzo mnie boli, kiedy te niejednokrotnie niewielkie firmy, pomimo ogromnych kompetencji zawodowych, nie zawsze odnajdują się w gąszczu przepisów prawnych czy podatkowych, kiedy nie zawsze nadążają za galopującą cyfryzacją, czy też nie zawsze dobrze radzą sobie z prowadzeniem działalności gospodarczej. Komandor bardzo partnersko traktuje swoich dealerów czy podwykonawców. Każdy jest tak samo ważny w tym łańcuchu, każdy pełni tak samo ważną rolę. I w żywotnym interesie firmy jest to, aby o każde ogniwo tego łańcucha dbać.

Jakie wyzwania stanęły przed firmą w tych ostatnich latach?
Na pewno czasy nie są łatwe dla nikogo. Mechanizm wojny i pandemii to nic innego jak sytuacja kryzysowa i dzięki mojej pracy w obszarze zarządzania nieruchomościami, dość dobrze opanowałam zarządzanie tym obszarem. Jak już wcześniej wspomniałam, także dość szybko analizuję sytuację. I kiedy w mojej głowie pojawiły się pytania o przyszłość, natychmiast pojawiły się też scenariusze ewentualnościowe. Sytuacje kryzysowe zdarzały się, zdarzają się i zdarzać się będą. Myślę, że my jako społeczeństwo, żyjąc wiele lat w okresie prosperity, stworzyliśmy sobie fikcyjną bańkę złudzenia, że nic złego nigdy się nie wydarzy, a my będziemy się tylko rozwijać na tej fali powodzenia. A życie to sinusoida i najważniejszym jest, aby w tych trudniejszych czasach umieć podjąć decyzję. I potem z nią żyć.

Jakie decyzje zatem przyszło Ci podjąć?
Przez pandemię udało nam się przejść suchą stopą, gdyż mądrość życiowa matki trojga dzieci, kazała zabezpieczyć towar. (śmiech) Do domu kupiłam sporo makaronu, natomiast do firmy kilka tirów płyty, okuć, akcesoriów niezbędnych nam do produkcji. Dzięki temu nie zabrakło nam towaru i firma Komandor była gwarantem stabilności w trudnych czasach. Oczywiście w pandemii wdrożyliśmy procedury bezpieczeństwa zarówno dla naszych klientów, jak i dla naszych ekip montujących, bo choć cały świat przechodził na pracę zdalną, to szafy na odległość nie da się zamontować. I to zdało egzamin. Bardzo niewiele montaży zostało wówczas przełożonych, a to także dzięki temu, że montaż w domu u klienta ze względu na przeniesienie całego procesu produkcyjnego do zakładu, trwa naprawdę krótko. Kiedyś montaż szafy w domu klienta trwał dwa dni, w tej chwili to kilka godzin. Dzisiaj stanęliśmy w obliczu nowego kryzysu, czyli spowolnienia w budowlance i branżach pokrewnych. Jesteśmy ściśle powiązani z branżą mieszkaniową i patrząc na twarde dane liczbowe, zdajemy sobie sprawę z tego, że może być trudniej w nadchodzących miesiącach. Ale wykorzystamy ten czas chociażby na szkolenia naszych współpracowników. Bo każdy kryzys kiedyś się kończy i ważne, aby kiedy znów pojawi się koniunktura, wystrzelić ze zdwojoną siłą.

Jakie są najważniejsze ogniwa firmy Komandor?
To po pierwsze pracownicy i współpracownicy ich otwartość na zmiany i wdrożenia nowych technologii i utożsamianie z firmą. Po drugie to nasi klienci, którzy od tylu już lat kupują oryginalnego Komandora. Także ci z najmłodszego pokolenia, bo młodzież zauważa nowoczesny design i możliwość wykorzystania technologii. A po trzecie – firma Komandor funkcjonuje w ponad 40 krajach na świecie co daje zupełnie inne spojrzenie na trendy rozwojowe i siłę wynikającą z wymiany doświadczeń.

Jakie plany na kolejne lata?
Przede wszystkim kuchnie! To nasz najnowszy projekt bazujący na oprogramowaniu iKOM Kuchnie, czyli narzędziu do szybkiego projektowania pomieszczeń kuchennych na wymiar, przy wykorzystaniu gotowych i sprawdzonych mebli. Bardzo zależy nam na jego upowszechnianiu w studiach kuchennych. Dzięki technologii iKOM Kuchnie będą one mogły oferować wszechstronne zabudowy kuchenne, zgodne z najnowszymi trendami panującymi na rynku, z zachowaniem ich pełnej funkcjonalności i użyteczności. Dodatkowo wprowadzamy szeroki program rozwojowy dla stolarzy – mastermind. Tego typu inicjatywy są mocno upowszechnione w środowiskach przedsiębiorców, managerów, a w naszej branży to nowość. Przygotowaliśmy półroczny program, podczas którego porozmawiamy o bolączkach branży, możliwościach reakcji na zachodzące zmiany. Postaramy się przekazać naszą wiedzę na temat zarządzania. Aby inni mogli uczyć się na naszych błędach. Firma jest tak silna jak jej najsłabsze ogniwo. A nam bardzo zależy, aby łańcuch naszych partnerów był nierozerwalny.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen|Hanna Szumińska - prezes Komandor Wielkopolska fot. Jakub Wittchen
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA