Agata Wittchen – Barełkowska | Nie boję się języka

Agata Wittchen-Barełkowska|Agata Wittchen-Barełkowska|Agata Wittchen-Barełkowska|Agata Wittchen-Barełkowska|

Humanistka, badaczka, trenerka, dziennikarka. Od dziecka zafascynowana słowem. „Nie trzeba żyć w komunikacyjnym piekle” – przekonuje, a jej zaangażowanie w naukę dobrej komunikacji, poprawiającej jakość życia innych, zostało docenione tytułem Kobiety On Tour, podczas jesiennej edycji konferencji #byckobietaontour. Po godzinach odstawia książki na półkę i oddaje się żywiołowi wody. Dzięki konsekwentnej i systematycznej pracy, na Mistrzostwach Świata w Burgas ustanowiła swój życiowy rekord we freedivingu w monopłetwie. Agata Wittchen-Barełkowska – o komunikacji międzyludzkiej i tej z samą sobą.

Dla mnie to jedna z najważniejszych dziedzin życia, która w dużej mierze decyduje o jego jakości. Od dziecka fascynowało mnie to, w jaki sposób ludzie ze sobą rozmawiają, jak piszą i opowiadają. Dzięki temu szybko nauczyłam się, że mogą istnieć bardzo różne wersje tej samej historii. Zrozumiałam też, że słowa mają wielką moc i postanowiłam dowiedzieć się jak najwięcej o tym, jak funkcjonują – jak mogą budować lub niszczyć nasze życie. Humanistyczne wykształcenie sprawiło, że moja wrażliwość na słowo rosła, a decyzja o zostaniu trenerką komunikacji pozwala mi używać jej w praktyce.

Agata Wittchen-Barełkowska - Madera, maj 2021
Madera, maj 2021

Szkolisz, obserwujesz, słuchasz ludzi. Jak w Polsce ludzie się komunikują? Jaka jest kultura komunikacji?

Myślę, że mamy jeszcze w tym obszarze wiele do zrobienia. Wynika to na pewno z uwarunkowań historycznych, które nas wszystkich dotyczą. Mają one niebagatelny wpływ na kondycję psychiczną ludzi, na sposób, w jaki tworzą relacje, a co za tym idzie – na komunikację. Nasza komunikacja zmienia się nieustannie wraz ze zmianą pokoleń – to, na co nie było przestrzeni w poprzednich generacjach, dzisiaj coraz częściej uznawane jest już za coś normalnego.
W Polsce brakuje nam nauki dobrej komunikacji. Według mnie powinna się ona zaczynać już w szkole podstawowej – dobre nawyki w tym zakresie można wprowadzać od najmłodszych lat. Szkoda, że nie uczymy się jej tak, jak matematyki czy biologii.
Komunikacja to narzędzie, którego używamy przez całe życie, a często w procesie edukacji ani w domu nie mamy możliwości, żeby się w tym zakresie rozwijać. Na szczęście zmiany w tym obszarze są możliwe. Kiedy pracuję z ludźmi często mówię im, że nie trzeba żyć w komunikacyjnym piekle.

Rozwiń myśl…
Nie musimy się ze sobą komunikować w aspekcie ciągłej walki, rywalizacji czy rozgrywania czegoś między sobą. Można znaleźć inny poziom– oparty na otwartości, partnerstwie, akceptacji drugiego człowieka i dogłębnej próbie wzajemnego zrozumienia. Wierzę, że wprowadzenie zmian w sposobie komunikacji jest możliwe dla większości ludzi. Nawet jeśli ktoś nie dostał w rodzinie, szkole czy środowisku pracy pozytywnych wzorców związanych z komunikacją, jako dorosła osoba może podjąć decyzję, że chce nauczyć się działać na rzecz porozumienia. Można się zatrzymać, powiedzieć sobie, że są rzeczy, które mi w tym obszarze nie służą i zbudować sposób komunikowania się z innymi ludźmi świadomie, na nowo. Nie zawsze jest to łatwa praca, ale zdecydowanie warto ją podjąć. Nie trzeba żyć w piekle – można dokonać realnych zmian, które znacząco podnoszą jakość życia.

Agata Wittchen-Barełkowska - Konferencja "Być kobietą On Tour" Heron Live Hotel, marzec 2022
Konferencja „Być kobietą On Tour” Heron Live Hotel, marzec 2022

Kto do Ciebie przychodzi? Z jakimi wyzwaniami i jak pracujecie?

Pracuję zarówno z klientami indywidualnymi, jak i organizacjami. Każdą współpracę rozpoczynam od rozmowy, przeprowadzenia diagnozy i dopiero na tej podstawie przygotowuję plan działań, dopasowany do potrzeb danego klienta. Budujemy relację i zazwyczaj spotykamy się co najmniej kilka razy. Wieloletnie doświadczenie doprowadziło mnie do wniosku, że jednorazowe szkolenia z komunikacji nie mają większego sensu i w związku z tym nie można ode mnie kupić „gotowych” warsztatów. Rozwiązania, które przygotowuję, są zawsze spersonalizowane. Dzięki takiemu stylowi pracy udaje się wprowadzać realne zmiany w życiu moich klientów i ich organizacji.
Jest mnóstwo poradników na temat tego, jak mówić, jak nie mówić, jakich słów używać, a jakich nie, jak coś powiedzieć w kilku krokach, żeby zadziałało. Ale ja uważam, że poznanie tych schematów, choć wartościowe, jednak nie wystarczy. Bez zbudowania świadomości, odpowiedniego nastawienia i chęci zrozumienia drugiego człowieka sam szablon nie będzie działał. Zmiana sposobu komunikacji w sposób bezpośredni łączy się ze zmianą sposobu myślenia, a tego nie da się zrobić w ciągu jednego spotkania.
Jeśli chodzi o tematy, z którymi najczęściej pracujemy, to w zespołach biznesowych wiodącym tematem jest obecnie budowanie wspólnoty. Mam okazję pracować z firmami, w których pracownicy stanowią zbiór specjalistów w danej dziedzinie, działających w bardzo indywidualny sposób. Można powiedzieć, że nikt ich nie nauczył grać zespołowo. Każdy z nich jest solistą, a działania, które podejmują często wymagają całej orkiestry. Pracujemy wtedy nad zachowaniami komunikacyjnymi, które pomagają wzmocnić relacje w zespole. Drugim ważnym obszarem jest poszanowanie różnorodności w organizacjach – pokazanie, że pomimo różnic w naszych poglądach możemy ze sobą współistnieć i współdziałać. Jako trenerka staram się pokazać, że uszanowanie różnych sposobów widzenia, pracy, myślenia, które każdy z nas ma, jest wielkim zasobem. Jeśli nauczymy się komunikować z szacunkiem, działa to na korzyść całej organizacji.

A co z osławioną „informacją zwrotną”?

Wielu trenerów na tym budowało swoje portfolio i był czas, kiedy hasło „informacja zwrotna” i „metoda kanapki” były przerabiane na tysiąc sposobów na każdym biznesowym szkoleniu.
Kiedy rozmawiam z liderami, często słyszę „chciałbym, aby ludzie do mnie mówili, a oni wciąż do mnie nie mówią”. To jeden z tematów, który często jest początkiem mojej współpracy z klientami, ale najczęściej stanowi element większej całości. Osobiście nie lubię sformułowania „informacja zwrotna”. Wolę mówić o wzajemności w komunikacji.

Agata Wittchen-Barełkowska
Konferencja „Być kobietą On Tour” , Poznań, kwiecień 2022

Sporo mówimy tu o organizacjach, których liderzy, co niejako jest wpisane w zarządzanie, w sposób świadomy chcą usprawnić komunikację w swoich firmach. Ale ciekawi mnie, z czym przychodzą do Ciebie osoby prywatne?

Najczęściej przychodzą do mnie osoby, które pracują nad swoim rozwojem i zauważają, że coś w ich komunikacji nie sprzyja budowaniu porozumienia. Czasami nie są w stanie dokładnie określić, co to jest, ale czują, że ta komunikacja mogłaby przebiegać inaczej. Widzą na przykład u swoich znajomych, czy w rodzinie, że ludzie inaczej ze sobą rozmawiają i chcieliby też tak się porozumiewać. Ta świadomość sama w sobie jest już wielką wartością.Od swoich klientów często słyszę na początku: „ja tak mam”. „Ja tak mam, że jak się zdenerwuję, to bardzo krzyczę”, „ja tak mam, że na czymś mi bardzo zależy, ale nie potrafię tego powiedzieć”, „ja tak mam, że słowa więzną mi w gardle i nie mogę zabrać głosu na spotkaniu”. „Ja tak mam, a wolałbym funkcjonować inaczej”. Szukamy zachowań, które warto zmienić, ustalamy plan działania i cele, które chcemy osiągnąć. Zdarza się też, że komunikacja jest tylko wierzchołkiem góry lodowej i trudności z nią związane są wynikiem głębokich, czasem traumatycznych wydarzeń. Tu moja rola się kończy. Nie jestem terapeutą i jasno to komunikuję. Trzeba najpierw uporządkować inny obszar życia.

Jak wygląda praca z Tobą?

Świadomie nazywam się trenerką dobrej komunikacji, bo praca ze mną jest konkretnym treningiem. Nie daję żadnych czarodziejskich recept, bo nie istnieje cudowna pigułka, która usprawni naszą komunikację. Spotykamy się, rozmawiamy, poznajemy nową wiedzę, realizujemy ćwiczenia, zdobywamy kompetencje. Podobnie jak trener w sporcie – towarzyszę, ułatwiam, tłumaczę, pomagam wyznaczać kierunki i osiągać cele. Ale maratonu za nikogo nie przebiegnę – tę drogę trzeba przebyć samemu.

To zapytam przekornie – jak szybko widać efekty zmiany?

Komunikacja to bardzo wdzięczna dziedzina i bardzo szybko daje efekty. Podjęcie refleksji, rozpoczęcie obserwacji na temat własnego sposobu komunikowania się z innymi ludźmi, wyciągnięcie schematów na światło dziennie i przemodelowanie ich to są działania, które układa się trochę jak puzzle. W pracy z klientami indywidualnymi pierwsze zmiany widać już po kilku miesiącach, a zazwyczaj spotykamy się dwa razy w miesiącu. Wielkim przywilejem jest słyszeć, jak klienci mówią o zmianie jakościowej w ich życiu – na przykład o tym, że szef zauważył ich nowe nastawienie w podejściu do współpracowników, w wyniku czego dostali pracę przy wymarzonym projekcie, podwyżkę lub awans.

Agata Wittchen Barylkowska 4
Sesja dla marki Orska, kolekcja Baltica

Mówisz, że nie ma schematu na dobrą komunikację, jednak może uda mi się wyciągnąć jakąś złotą radę?

Jeśli ktoś ma poczucie, że nie dogaduje się w związku czy w pracy tak, jakby chciał, to warto zacząć od przyjrzenia się rozmowom i szczerej odpowiedzi na pytanie: ile JA mówię, a ile słucham drugiego człowieka. Można to określić procentowo. Jeśli zrobimy taki eksperyment, to bardzo często dochodzimy do wniosku, że ta proporcja jest korzystna dla nas, a niekorzystna dla naszego rozmówcy, np. okazuje się, że mówię przez około 70% czasu. Dla wielu osób definicją komunikacji jest „przekazanie tego, co JA mam do powiedzenia”. Ale to jest cały czas o JA. Brakuje miejsca na drugą osobę. Warto zacząć od zmiany tych proporcji. Lubię sformułowanie „zrobić miejsce na drugiego człowieka”. Zaangażowane słuchanie jest na pewno jedną z podstaw dobrej komunikacji.

Dużo mówimy tu o szacunku, wzajemności,dialogu, ale… W przestrzeni publicznej padają coraz ostrzejsze słowa, które jeszcze kilka lat temu byłyby nie do pomyślenia, często nie stroniące od wulgaryzmów.
Mówi się, że są liderzy na czas wojny i liderzy na czas pokoju. Według mnie podobnie jest z językiem. Reaguje on żywo na naszą rzeczywistość.

Im więcej w nas emocji i gniewu, tym żywiej reagujemy. Po protestach w 2020 byłam często pytana, jak to jest, że śliczne dziewczyny wykrzykują wulgaryzmy na ulicy?

Myślę, że to jest historia o zagrożeniu. Kiedy ktoś cię bezpardonowo atakuje, wchodzi w twoją przestrzeń, stwarza poczucie zagrożenia, trudno jest koncyliacyjnie poprosić o odejście. Te słowa były użyte do obrony. Nie boję się języka i ze wszystkich sił dążę do tego, abyśmy nie musieli go używać jako broni, abyśmy mogli zejść z pola walki. Jednocześnie uważam, że są w życiu sytuacje, które wymagają użycia mocnych słów. W świecie, w którym żyjemy,czasami może to zdecydować o naszym bezpieczeństwie.

Trzy lata temu urodziłaś się jako freediverka. Jesteś żywym przykładem na to, że po latach spędzonych w bibliotekach i teatrach można wstać z przysłowiowej kanapy i zacząć uprawiać sport. Powiedziałaś kiedyś, że pod wodą nie masz swojego najskuteczniejszego narzędzia – słów.

Może jednak jest coś, co wspólnego mają ze sobą freediving i komunikacja?

Trudno jest komunikować się z innymi ludźmi, jeśli człowiek ma trudności w komunikacji z samym sobą. Na przykład: trudno stawiać granice, jeśli nigdy nie odpowiedziało się sobie na pytanie, co jest dla mnie naprawdę ważne.
Freediving to sport, który ma ogromny wpływ na ten rodzaj komunikacji. Gdy bierzesz jeden oddech i schodzisz pod wodę, jesteś sama ze sobą w zupełnie niezwykły sposób. Masz intensywny kontakt ze swoim ciałem, ale sfera mentalna też pozostaje aktywna. Dążymy do relaksu, jednak ważna jest również umiejętność automotywacji, świadome używanie mowy wewnętrznej – szczególnie podczas nurkowań, kiedy nie wszystko idzie zgodnie z naszymi założeniami.
Bardzo istotne jest nastawienie, z jakim wchodzę do wody i tu również widzę podobieństwo do komunikacji.W życiu na ważnes potkanie warto iść z poczuciem, że jestem dobrze przygotowana, pewna siebie, znam temat. To nie jest czas na mówienie sobie: „mogłam się lepiej przygotować”, „nie zrobiłam wszystkiego, co mogłam”. Podobnie jest pod wodą, w trakcie zawodów – ważne, żeby uruchamiać dialog wewnętrzny, który jest dla nas wspierający.

Czy przydało Ci się to na Mistrzostwach Świata w Burgas?

Zrobiłam tam swoją życiówkę – 128 metrów na jednym oddechu!
Jak mówi moja trenerka, Agnieszka Kalska,freediving jest sportem dla każdego, kto lubi wodę i dobrze się w niej czuje. Jestem dowodem na to, że w każdym momencie można się oderwać od biurka, wejść do wody i odnaleźć w tym ogromną przyjemność, a może nawet zacząć stawiać sobie cele i zdecydować się na rozwój w tym kierunku.

„Skromna, uśmiechnięta, serdeczna, cudownie wyrozumiała kobieta. Mądra, elokwentna, niezwykle oczytana i świadoma siebie. Stawia granice i dba o swój spokój. W ludziach szuka dobra i jest ich szalenie ciekawa. Przyjaźń traktuje serio. Nigdy się nie obraża. Nie ocenia. Nie krytykuje. Nie wypomina. Zawsze ma dobre słowo. Służy ramieniem. Można z nią wspólnie pomilczeć. Słucha rad i pyta, co może zrobić lepiej. Nie robi wyrzutów z powodu braku czasu dla niej”. To część laudacji na Twoją cześć wygłoszonej przez Martę Klepkę (organizatorkę wydarzenia) podczas wręczania Ci tytułu „Kobiety OnTour” podczas konferencji #byckobietaontour.

Agata Wittchen-Barełkowska
Konferencja „Być kobietą On Tour” , Poznań, październik 2022

Niezwykle wzruszający moment – specjalistka od słów zapomniała słów. Czym jest dla Ciebie ten tytuł?

Faktycznie niewiele było sytuacji w moim życiu, kiedy zabrakło mi słów. Ten tytuł jest dla mnie szczególnie ważny spośród wielu nagród, które w życiu zdobyłam. Bo otrzymałam go nie za to, co osiągnęłam, ale za to, kim jestem. Jest o relacjach: zarówno o mojej osobistej relacji z Martą, która niezwykle mnie motywuje do rozwoju i dzielenia się wiedzą, ale też o relacjach z kobietami, które spotykam podczas #byckobietaontour, i z tymi, z którymi pracuję nad tym, żeby dobra komunikacja przyniosła zmiany w ich życiu.
Jestem uczestniczką i prelegentką konferencji od kilku lat i według mnie mają one jedyną w swoim rodzaju energię, z której rodzą się wspaniałe relacje. Nawiązałam podczas tych spotkań wiele wartościowych znajomości, ale też odnowiłam takie, na które przez lata nie było czasu czy przestrzeni w zabieganym życiu. To, co na konferencjach podoba mi się szczególnie jako trenerce, która pracuje z tematem różnorodności, to przełamywanie stereotypów. Marta Klepka zaprasza bardzo różnych gości i podczas #byckobietaontour wszyscy spotykają się, by naprawdę ze sobą rozmawiać, uważnie się słuchają, nie ukrywają emocji, wchodzą w autentyczny dialog, są siebie nawzajem ciekawi. Według mnie to również przykład tego, co może zdziałać dobra komunikacja. Bardzo się cieszę, że jestem częścią tej społeczności, która w dzisiejszym świecie, pełnym napięć i niepewności, daje poczucie wspólnoty, kobiecej mocy i wzajemnego zrozumienia.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Agata Wittchen-Barełkowska|Agata Wittchen-Barełkowska|Agata Wittchen-Barełkowska|Agata Wittchen-Barełkowska|
REKLAMA
REKLAMA

10 lat Why Thai w Poznaniu. Michał Niemiec | Czy osiągnąłem sukces? Ciągle mi mało!

Artykuł przeczytasz w: 14 min.
10 urodziny WHY THAI


Kiedy 10 lat temu wprowadził kuchnię tajską do Poznania, był prekursorem w branży gastronomicznej. Michał Niemiec, właściciel Why Thai, przy okazji 10. urodzin restauracji opowiada o swojej drodze do sukcesu, kulisach budowania marki i o tym, jak gastronomia stała się jego życiową pasją – pomimo że życie pchało go w objęcia ogrodnictwa, straży pożarnej, a nawet muzyki… Dziś Why Thai świętuje dekadę i rozwija nowy koncept, który na nowo odkrywa polską kuchnię.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Michał Musiał

Jadasz coś innego niż kuchnia tajska?

MICHAŁ NIEMIEC: (śmiech) Oczywiście, że tak! Zdradzę Ci tajemnicę, że w sumie to jadam jej już niewiele. (śmiech) Jak to mówią, co za dużo, to niezdrowo – nawet najlepszą kuchnią świata można się w końcu przejeść. Ale zawsze próbuję nowych dań, pilnuję standardów, czy chcę czy nie chcę, bo w końcu to moja praca i pasja – muszę wiedzieć, co serwuję i dbać o to, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

Skąd zamiłowanie do kuchni i gotowania?

Miłość do kuchni zaszczepiła we mnie moja babcia, która świetnie gotowała, potem moja mama, dodatkowo mój wujek był kucharzem. A ja od najmłodszych lat towarzyszyłem im podczas przygotowywania posiłków. Pamiętajmy, że były to lata 80-te, gdzie normą było gotowanie w domu, kuchnia tętniła życiem i była miejscem, które scalało całą rodzinę. Obserwowałem, jak z prostych składników można stworzyć coś wyjątkowego, a wspólne gotowanie było okazją do rozmów i budowania więzi. To właśnie wtedy zrozumiałem, jak wielką radość może dawać przygotowywanie posiłków dla innych.

Babcia i mama wspierały Cię w Twojej rodzącej się wówczas pasji?

One tak, tata niekoniecznie. (śmiech) Jego marzeniem było, abym poszedł w jego ślady i przejął po nim gospodarstwo ogrodnicze. Przez wiele lat hodował róże, dodatkowo był prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej, więc jak już pogodził się z tym, że ogrodnikiem nie zostanę, to pojawił się pomysł, abym został strażakiem, a dodatkowo zapisał mnie na lekcje gry na saksofonie, bo trzecim wyborem była kariera muzyka. (śmiech) Ale to wszystko nie było dla mnie. Moim przeznaczeniem jest gastronomia.

Michał Niemiec Why Thai

Ale w rodzimym gospodarstwie ogrodniczym jednak trochę pracowałeś…

Nie miałem wyjścia. (śmiech) Jednak zawsze uciekałem w stronę sztuki gotowania. Kilka lat spędziłem, pracując w hotelach orbisowskich, a następnie ukończyłem Wyższą Szkołę Hotelarstwa i Gastronomii. To był czas, kiedy turystyka dopiero raczkowała, a Polska zaczynała otwierać się na świat. Dzięki zagranicznym praktykom mogliśmy poznawać nowe smaki i wprowadzać je na nasze stoły, co było niezwykle inspirujące. Po śmierci rodziców wróciłem do Kalisza, parę lat prowadziłem gospodarstwo, zostałem nawet radnym, ale to nie była moja droga. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę – wybrałem gastronomię. Choć z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że praca w gospodarstwie niczego mi nie dała – przede wszystkim nauczyła mnie ciężkiej pracy i szacunku do tego, co samodzielnie się wypracuje. Te doświadczenia ukształtowały mój charakter i nauczyły wytrwałości, która później okazała się kluczowa w budowaniu mojego miejsca w gastronomii.

Jakie było to ostatnie 10 lat dla Ciebie?

Na pewno bardzo pracowite, pełne wyzwań i intensywnego rozwoju. To czas, który nauczył mnie wytrwałości oraz elastycznego podejścia do różnorodnych wyzwań. Były trudne chwile, ale również wiele radości płynącej z osiągnięć i pokonywania barier. Pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie, a także nasze lokalne trudności, takie jak niekończący się remont Starego Rynku, uświadomiły mi, jak istotna jest zdolność adaptacji. Te wydarzenia stanowiły poważny test, a jednocześnie stały się impulsem do działania i poszukiwania nowych dróg w obliczu zmian.

Mija właśnie 10 lat, kiedy powstał pierwszy lokal Why Thai. Jak wspominasz początki, bo zdaje się, że pierwszym pomysłem, była kuchnia włoska. Co zaważyło na zmianie strategii?

To prawda. Why Thai w Poznaniu świętuje właśnie swoje 10-te urodziny, ale cała grupa ma już 12 lat. Pierwszy lokal powstał w Warszawie dlatego, że w Poznaniu nie mogłem znaleźć odpowiedniej lokalizacji. Lokal znalazł się w Warszawie, więc niewiele się zastanawiając, wyruszyłem na podbój stolicy. Nie mając zupełnie wiedzy na temat tamtejszego rynku gastronomicznego, poszedłem na żywioł. (śmiech) I faktycznie początkowo moim pomysłem było otworzenie restauracji z włoskim jedzeniem, ale Warszawa była wówczas już naszpikowana włoskimi smakami, więc z czysto biznesowego punktu widzenia, zmieniłem koncepcję i postawiłem na kuchnię tajską. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Warszawa wiele mnie nauczyła i na pewno dała solidne podwaliny pod biznes w Poznaniu. Z takich ciekawostek powiem Ci, że kiedy po dwóch latach prowadzenia biznesu w Warszawie postanowiłem wrócić na rodzime wielkopolskie podwórko, tu i ówdzie było słychać głosy, że to warszawska firma otwiera knajpę w Poznaniu. (śmiech) A było zupełnie odwrotnie. Jestem wielkopolaninem, pochodzę z Kalisza, więc to Poznań ruszył na podbój Warszawy, a nie odwrotnie. (śmiech) 

Michał Niemiec Why Thai

Pierwszy lokal powstał w Warszawie, potem kolejne w Poznaniu. Warszawa to miasto globalnych korporacji, międzynarodowej społeczności, tam kuchnia tajska pewnie nie była niczym dziwnym. Jednak Poznań, miasto bardziej kulinarnie konserwatywne, ze swoją nieśmiertelną kaczką po poznańsku. Nie obawiałeś się rodzimego rynku?

Poszedłem za ciosem warszawskiego sukcesu i nie miałem większych obaw co do tego, jak poznaniacy przyjmą kuchnię tajską, choć faktycznie była ona dość egzotyczna. Myślę, że duży wkład w popularyzację światowych, a zwłaszcza azjatyckich smaków, miały wtedy lokale z sushi, które w tamtym czasie zaczęły zdobywać w Poznaniu dużą popularność. Dzięki nim klienci byli już otwarci na nowe kulinarne doświadczenia i gotowi spróbować czegoś nieco innego. Dziś myślę, że w tym miejscu, w którym my byliśmy 10 lat temu, jest kuchnia koreańska, którą dopiero poznajemy i oswajamy, podobnie jak wtedy kuchnię tajską. To pokazuje, że kulinarne gusta w Polsce cały czas ewoluują, a klienci są coraz bardziej otwarci na nowe smaki i nieznane wcześniej tradycje kulinarne. W tamtym czasie tajska kuchnia wydawała się egzotyczna, dziś jest dla wielu naturalnym wyborem. 

Czy są jakieś wspomnienia lub historie z początków Why Thai, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Wspominam ten czas jako okres niezwykle intensywnej pracy. Przygotowując się do otwarcia lokalu w Warszawie, pracowałem po 350-370 godzin miesięcznie. Gdy warszawska restauracja zaczęła funkcjonować stabilnie, bez chwili wytchnienia ruszyłem z przygotowaniami do otwarcia lokalu w Poznaniu. Lokal przy ulicy Kramarskiej, w którym mieścimy się do dzisiaj, przeszedł generalny remont, więc w zasadzie kursowałem non stop pomiędzy Warszawą i coraz lepiej prosperującym tam lokalem, a Poznaniem i lokalem w remoncie. (śmiech) Sam remont przebiegł dość szybko i w miarę bez większych trudności, ale ja byłem koszmarnie zmęczony, a mój organizm domagał się odpoczynku. Przyjaciele przekonali mnie, że przed samym otwarciem muszę odpocząć i w końcu dałem się namówić na tydzień urlopu, który pozwolił mi złapać oddech przed kolejnym wyzwaniem, jakim było otwarcie. Pamiętam też wydarzenie z 2015 roku, które na długo zapisało się w mojej pamięci – pękła rura w ulicy i zalała nasz lokal. Co gorsza, stało się to w Boże Narodzenie, więc odkryliśmy problem dopiero po świętach. Piwnica była zalana po sufit, sprzęty zniszczone, a restauracja wymagała generalnego odmalowania. Przez trzy miesiące walczyliśmy, żeby wszystko naprawić i przywrócić lokal do życia. To była jedna z tych sytuacji, które uczą pokory, cierpliwości i tego, że w gastronomii zawsze trzeba być gotowym na niespodziewane wyzwania.

Za oryginalne, tajskie smaki w Why Thai odpowiadają rodowici Tajowie. Już od samego początku zdecydowałeś się zatrudniać kucharzy z Tajlandii, aby zapewnić autentyczność potraw. To nie jest łatwa droga. 

Mam chyba trochę szczęścia w życiu. (śmiech) Mój znajomy, którego żona pochodzi z Tajlandii, bardzo pomógł mi w rekrutacji kucharzy bezpośrednio stamtąd. Dzięki jego wsparciu udało się nie tylko załatwić wszystkie formalności, ale znaleźć prawdziwych mistrzów, którzy zarówno znają techniki tajskiej kuchni, jak i przekazują jej autentycznego ducha. To było wyzwanie, ale kluczowe dla utrzymania najwyższej jakości i prawdziwości naszych dań. Nasza Szefowa Kuchni Mala, pracuje z nami już 10 lat…

Michał Niemiec Why Thai

Czy widzisz różnicę w podejściu Polaków do kuchni tajskiej 10 lat temu i teraz? Czy przez te lata zmieniły się gusta klientów lub ich oczekiwania względem autentycznych smaków Azji?

Bardzo! I to bardzo dobrze! Pamiętam, kiedy otworzyliśmy pierwszą restaurację w Poznaniu, nie mogliśmy przygotowywać dań w takiej ostrości, w jakiej oryginalnie występują, bo dla naszego poznańskiego podniebienia to było zdecydowanie za dużo. (śmiech) Dziś pad thai czy kurczak słodko-kwaśny podawane w Why Thai, smakują tak samo jak w Tajlandii – autentycznie i bez kompromisów w kwestii przypraw czy ostrości. Klienci stali się bardziej otwarci na intensywne smaki, a także świadomi tego, czym naprawdę jest kuchnia tajska. To ogromna zmiana w porównaniu do początków, kiedy musieliśmy dostosowywać przepisy, aby były bardziej neutralne i łagodniejsze.

Ile dzisiaj jest restauracji w sieci?

Obecnie w skład sieci Why Thai wchodzą dwie restauracje z obsługą kelnerską – Why Thai Food & Wine w Warszawie oraz w Poznaniu. To miejsca, które łączą elegancję z autentycznymi tajskimi smakami, oferując gościom wyjątkowe kulinarne doświadczenia. Dodatkowo, półtora roku po otwarciu poznańskiej restauracji, narodził się koncept Why Thai Express. To zupełnie inny pomysł, skierowany do osób ceniących szybkie i wygodne rozwiązania w stylu street food. Why Thai Express specjalizuje się w daniach na wynos, zachowując przy tym charakterystyczną dla sieci jakość i smak autentycznej kuchni tajskiej. Takich punktów mamy w Poznaniu trzy, co pozwala nam pokryć swoim zasięgiem całe miasto. Cała sieć zatem to pięć restauracji.

Michał Niemiec Why Thai

Z perspektywy 10 lat działalności, co uważasz za największy sukces Why Thai? Co według Ciebie sprawiło, że klienci pozostają lojalni wobec Waszych restauracji?

Kiedy prowadzisz własny biznes, praca staje się codziennością, a sukces nie jest czymś, o czym myślisz na co dzień. Dla mnie prawdziwym sukcesem są ludzie, z którymi pracuję, bo bez nich niczego bym nie zrobił. To oni tworzą atmosferę tego miejsca. No i nasi klienci – ci, którzy wracają do nas od lat, polecają nasze restauracje swoim bliskim i wciąż obdarzają nas zaufaniem. Czy czuję, że sam osiągnąłem sukces? Szczerze mówiąc, nie patrzę na to w ten sposób. Ciągle mi mało. (śmiech) O wiem! Mam już dzisiaj struktury tak poukładane, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie na krótki odpoczynek – i to jest mój osobisty sukces! (śmiech)

Co słyszysz od swoich gości?

Słyszę, że jest smacznie i świeżo. W końcu hasło „najlepszy pad thai w mieście” nie wzięło się znikąd! W naszej kuchni używamy wyłącznie świeżych produktów i oryginalnych, tajskich składników. Nie idziemy na skróty ani nie pracujemy na zamiennikach – autentyczność smaku jest dla nas priorytetem i to właśnie doceniają nasi goście.

A Twoja ulubiona potrawa?

Nie będę zbyt oryginalny, (śmiech) oczywiście, pad thai! To klasyka, która nigdy mi się nie znudzi. Ale jeśli miałbym wskazać coś mniej oczywistego, to zdecydowanie khao soi – potrawa pochodzącą z rodzinnego miasta naszej szefowej kuchni. To danie niezwykle aromatyczne i sycące, będące czymś pomiędzy zupą a drugim daniem. Składa się z makaronu zanurzonego w intensywnym curry, mięsa wołowego, kiszonek, świeżych warzyw i chrupiącego makaronu na wierzchu. Każdy kęs to eksplozja smaków, która zawsze przenosi mnie na chwilę do Tajlandii.

Michał Niemiec Why Thai

Gastronomia w Polsce przechodziła przez różne okresy, w tym przez trudności związane z pandemią. Czy doświadczenia ostatnich lat wpłynęły na strategię Why Thai? Co się zmieniło, a co pozostało takie samo?

Przede wszystkim poukładaliśmy strukturę. Dzisiaj zatrudniam 75 osób, a to już wymagało stworzenia jasnego podziału obowiązków i zbudowania solidnego systemu zarządzania. Zależało mi, aby każdy członek zespołu wiedział, za co odpowiada i miał przestrzeń do rozwoju. Od początku istnienia restauracji w Poznaniu, nie czułem się dobrze z tym, że w restauracji z obsługą kelnerską realizujemy również wynosy. Dostawcy wpadali do restauracji jak przeciąg, zakłócając atmosferę, którą chcieliśmy stworzyć dla gości jedzących na miejscu. To powodowało pewien chaos i wpływało na komfort tych, którzy przyszli, aby cieszyć się posiłkiem w spokojnym otoczeniu. Stąd dość szybkie powstanie Why Thai Express, które w pandemii okazało się zbawienne, bo kiedy inni restauratorzy dopiero uczyli się wynosów, my tę strukturę mieliśmy już zbudowaną. Dziś widzę, że dużo większym wyzwaniem niż pandemia, jest inflacja. Ceny produktów poszły mocno w górę, koszty utrzymania lokali wzrosły, a portfel klienta nie jest z gumy… Ale to, co pozostało niezmienne, to dbałość o jakość, autentyczność naszych potraw i budowanie relacji z gośćmi, które zawsze były fundamentem naszej marki.

Twoim nowym dzieckiem jest Restauracja OT.Warta, koncept zupełnie inny niż Why Thai. Co zainspirowało Cię do jej otwarcia?

To było szalone! (śmiech) Ale byłaś tam i przyznasz, że jest pięknie?

Jest pięknie, ale to zupełnie inna bajka niż Why Thai. Wszystko tam jest odmienne od tego, co spotykam w Why Thai. Inny wystrój, inna kuchnia, inne smaki, inna filozofia. Potrzebowałeś zmiany?

Bardzo! Odkryłem to miejsce podczas spaceru z psem i od razu wiedziałem, że chcę tam mieć restaurację. OT.Warta mieści się w zabytkowym budynku Łazienek Rzecznych nad Wartą, które w latach 20. i 30. były jednym z najpopularniejszych miejsc w Poznaniu – przed wojną dziennie odwiedzało je nawet 5000 osób, bo znajdowały się tam miejskie kąpieliska. Niestety, przez lata miejsce popadło w zapomnienie, ale dziś, dzięki modernizacji, odzyskało swój dawny blask. Dla mnie to ogromna satysfakcja, że mogę być częścią tej nowej historii, przywracając to miejsce poznaniakom w zupełnie nowej odsłonie. Miejsce znajdujące się 15 minut spacerem od Starego Rynku, pełne historii, niepowtarzalnego uroku i wyjątkowego charakteru. Kto tam raz zawita, zakocha się w tym miejscu. Gwarantuję.

To powiedz jeszcze, jaką kuchnię serwuje OT.WARTA?

Poznaniacy znajdą tam polską kuchnię w nowoczesnym wydaniu, inspirowaną dawnymi przepisami zaczerpniętymi ze starych książek kucharskich. To dania, które nawiązują do tradycji, ale są podane w sposób współczesny, z wykorzystaniem najwyższej jakości lokalnych składników. Dzięki temu goście mogą odkrywać klasyczne smaki na nowo, w odświeżonej i kreatywnej formie.

Gdzie znajdujesz inspiracje do rozwoju swoich restauracji i wprowadzania nowych pomysłów? Rozwinąłeś sieć, otworzyłeś OT.WARTĄ, podejmujesz odważne decyzje. Skąd czerpiesz pomysły na to, jak dalej rozwijać swoje marki?

To chyba moja domena, że kiedy mam chwilę wolnego czasu, zaczynam intensywnie myśleć o nowych pomysłach. (śmiech) A tak na poważnie, wszystko wynika z mojej pasji do gastronomii – choć czasem mam wrażenie, że nie zawsze jest to miłość odwzajemniona. (śmiech) Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy jestem w ruchu i mogę tworzyć nowe rzeczy. To właśnie ten dynamizm, poszukiwanie nowych wyzwań i chęć odkrywania, co jeszcze można zrobić, napędzają mnie do działania.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
10 urodziny WHY THAI
REKLAMA
REKLAMA