Dziesięć lat temu Arsene Wenger powiedział, że… za dziesięć lat kobiety w piłce męskiej to będzie normalne zjawisko. Prorokiem chyba tak dobrym jak trenerem nie jest, co nie zmienia faktu, że piłka kobieca bardzo szybko się rozwija, dzięki wielu osobom pełnym pasji i determinacji. Ja traktuję swoją pracę jak misję, ale w tym, co robię nie staram się być doskonała, a jedynie odważna i wytrwała w dążeniu do obranego celu – mówi Nina Patalon, selekcjonerka reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej.
Od marca ubiegłego roku jest Pani selekcjonerką reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej. W przypadku męskiej piłki rola selekcjonera to jednocześnie duża nobilitacja, ale też trudny temat, bo w przypadku niepowodzeń fala krytyki najczęściej zalewa trenera. Czy w kobiecej piłce jest podobnie?
NINA PATALON: Moim zdaniem wymagania oraz oczekiwania są takie same. Bycie selekcjonerem jakiejkolwiek reprezentacji to ogromna nobilitacja, która pociąga za sobą obowiązki. W tej pracy ważne jest, żeby mieć dystans i jasno określone cele, których weryfikacja powinna opierać się na rozmowie z kompetentnymi partnerami, ponieważ zawsze pojawi się grono niezadowolonych, bez względu na wyniki.
Na jakim etapie jest obecnie polska kadra? Jakie są jej największe dotychczasowe sukcesy i najważniejsze cele?
Reprezentacja Polski Kobiet jeszcze nigdy nie brała udziału w turnieju finałowym Mistrzostw Europy czy Świata. Dokonaliśmy tego w reprezentacjach młodzieżowych. Kwalifikacje do zbliżającego się mundialu zakończyliśmy na trzecim miejscu bez prawa awansu, jednak punktowaliśmy najlepiej w historii oraz zbudowaliśmy fundament drużyny, która będzie walczyć o awans na Euro lub, jeżeli otrzymamy prawo organizacji tego wydarzenia, zagra w 2025 roku w finałach. Aktualnie średnia wieku naszego zespołu to niecałe 24 lata, czyli mamy młody skład, który zbiera doświadczenie. Coraz więcej zawodniczek reprezentuje kluby zagraniczne, co też jest nową sytuacją, patrząc z perspektywy wcześniejszych lat.
Jest Pani jedyną w Polsce kobietą z licencją UEFA Pro, a także koordynatorką szkolenia piłki nożnej kobiet w PZPN. Czy kobiecie trudno przebić się w środowisku trenerskim? Czy kobiece drużyny trenuje się inaczej niż męskie?
Patrząc wstecz, na pewno nie miałam łatwo i sama zastanawiam się, skąd we mnie tyle siły i determinacji? Na pewno trzeba mieć pasję i nieustający entuzjazm. Wiarę, że to, co robię ma sens i tak naprawdę czemuś służy. Ja traktuję swoją pracę jak misję i powołanie, dlatego ogromne poświęcenie i zaangażowanie pomaga mi w osiąganiu kolejnych celów. Jedno jednak trzeba podkreślić – w tym, co robię nie staram się być doskonała, a jedynie odważna i wytrwała w dążeniu do obranego celu.
Co do pracy z kobietami, jako ekspert mogę stwierdzić, że – aby osiąganie celów było możliwe – trzeba znać specyfikę pracy z piłkarkami oraz ich potrzeby.
W ubiegłym roku Helen Lorraine Nkwocha została trenerką jednej z męskich drużyn na Wyspach Owczych – jako pierwsza kobieta w Europie na poziomie najwyższej klasy rozgrywek. Czy Pani zdaniem w przyszłości podobne przypadki będą częstsze?
Dziesięć lat temu Arsene Wenger powiedział, że… za dziesięć lat kobiety w piłce męskiej to będzie normalne zjawisko. Prorokiem chyba tak dobrym jak trenerem nie jest. Rola kobiet nie dotyczy tylko procesów w sporcie, to zjawisko społeczne i wymaga ogromnych zmian, głównie kulturowych i mentalnych.
Przez wiele lat była Pani związana z drużyną Medyka Konin – i jako zawodniczka, i jako trenerka. Jakie jest źródło sukcesów tej drużyny?
Najlepsza w kraju organizacja i zarządzanie klubem w połączeniu z oświatą, co było nowatorskim pomysłem Prezesa Romana Jaszczaka i przyniosło korzyści na wiele lat. Dodatkowo Medyk Konin to klub z tradycjami – znana marka w środowisku i stworzone w nim warunki dawały gwarancję sukcesów na lata. Istotny jest też kapitał ludzki – w Koninie wychowało się lub przybyło do tego miasta mnóstwo ciekawych osobowości, które pozostawiły w klubie dorobek piłkarski, trenerski czy po prostu pracę na rzecz klubu. Myślę, że „ludzie” to słowo klucz.
Kto ze świata trenerek i trenerów jest dla Pani największą inspiracją?
Trudno wymienić jedną osobę czy stworzyć grupę takich nazwisk. Mam to szczęście, że na swojej drodze spotkałam mnóstwo inspirujących osób, co pomogło mi stać się najlepszą wersją siebie i wierzę, że nadal będę miała przestrzeń i wiarę, że spotkam kolejnych. Jako człowiek i trener z bogatym doświadczeniem, mimo młodego wieku (śmiech), mogę podpowiedzieć, że czasem warto zobaczyć mecz żaków lub orlików, bo wbrew pozorom to może być w niektórych momentach największym źródłem inspiracji.