Oman – kraj jak z bajki

Zachód słońca na pustynią w Omanie|Estera Hess|Oman|Wielki Meczet Sułtana Kabusa w Omanie|Wielki Meczet Sułtana Kabusa w Omanie

Już sama nazwa kraju, jedyna na literę „O”, zapowiada niezwykłą przygodę i taką rzeczywiście zapewnia Oman. Po wyjściu z samolotu zazwyczaj dopada człowieka suche i ciepłe powietrze, po wejściu do hali przylotów dla odmiany bardzo przyjemny chłód i niesamowity zapach. Każdy rozgląda się skąd dochodzi woń czegoś, co jeszcze nieznane i egzotyczne świdruje w nosie i kusi nutami drewna, ziemi, mokrego piasku. Po chwili co bardziej bystry wzrok dostrzega wielkie elektroniczne kominki, z których unosi się ten właśnie orientalny ciężki zapach. I wtedy wszystko staje się jasne – tak pachnie kadzidło. Zapach ten towarzyszyć nam będzie podczas całej wizyty w Omanie.

Droga z lotniska w Muskacie do centrum nocą to przepiękna przejażdżka oświetlonymi szerokimi drogami ze wspaniałymi budynkami po bokach, spośród których jeden wyróżnia się znacząco, odcinając podświetlonymi kopułami od pustynnego krajobrazu dookoła. To Wielki Meczet Sułtana Kabusa, wzniesiony tutaj specjalnie na zamówienie ukochanego Sułtana, zachwyca i przytłacza. Ma w sobie równie dużo elegancji i szyku, co rozmachu i fantazji. Bo któż wznosi swój meczet z białego piaskowca ściąganego specjalnie z Indii, kto tka na zamówienie dywan o wadze 21 ton w Iranie w najlepszym zakładzie tkackim, kto zamawia u Swarovskiego wielki żyrandol, do którego oświetlenia potrzeba ponad 1000 żarówek. To nie jedyne ciekawostki i zarazem rekordy wpisane do Księgi Guinessa. Meczet zwiedzać będziemy następnego dnia, i to w ściśle określonych godzinach oraz skromnych i długich strojach, które są bardzo starannie sprawdzane przy wejściu. Budowla robi wrażenie, bo jest niesamowita.

Kto lubi inne podobne perełki architektoniczne, nie może opuścić wizyty w gmachu Opery w Muskacie, która wzniesiona na zamówienie tego samego Sułtana – melomana zachwyca swym rozmachem.

Niewielki corniche, czyli deptak – nabrzeże w centrum miasta i pobliski bazar to kolejne turystyczne miejsca w stolicy kraju. Jednak nie ma co spędzać tu zbyt wiele czasu, gdy natura woła.
Oman to przede wszystkim wadi, czyli wspaniałe doliny, koryta rzeki, wypełnione często wodą i to słodką, wokół których rosną palmy, tworząc niesamowite widoki podczas pogodnych dni, a tych, tutaj nie brakuje. Dodatkową atrakcją wadi jest ich różnorodność, nie ma dwóch takich samych oraz możliwość kąpieli w naturalnych basenach, gdzie woda jest przyjemnie chłodna w porównaniu do temperatury powietrza. Są i takie wadi, które zaskoczą wąskimi przejściami, niskimi tunelami, wodospadami na swym końcu albo stromymi zejściami do wody. To wielka przygoda dla małych i dużych.

Dla żądnych przygód i dla kontrastu z pięknymi mokrymi wadi Oman zaprasza na pustynię. Wahiba Sands to przeurocze miejsce, dokąd dojeżdża się tylko autami 4×4, a nocuje w cudnie zaaranżowanych obozowiskach i choć na ich oficjalnych stronach czytamy o noclegach w namiotach, to mowa tutaj o małych domkach stylizowanych na namioty ze wszystkimi wygodami. Nierzadko po kolacji na środku placu płonie ognisko, ludzie siedzą na poduszkach wokół, a w tle gra arabska muzyka.
Zachód i wschód oglądany z pobliskich wydm to obowiązkowy punkt programu, a dodatkową atrakcją jest wjazd i zjazd po wydmach autami terenowymi. Widoki zapierają dech w piersiach, adrenalina cieszy serce, a wokół tylko piach, pojedyncze wielbłądy i bezkres pustyni.

Oman to miejsce, które od lat upodobały sobie żółwice, które jako dojrzałe zwierzęta doskonale potrafią odtworzyć miejsce własnych narodzin, by wrócić tutaj i złożyć jaja na tej samej plaży. W specjalnych miejscach na terenie rezerwatu wydzielono trasy dokąd udać się można tylko o określonej porze z przewodnikiem lokalnym.
Czy akurat dane Wam będzie zobaczyć ten specjalny spektakl – tego nie wie nikt. To zawsze łut szczęścia. Poza składaniem jaj w nocy, możecie być świadkami pierwszej drogi małych dopiero co wyklutych żółwików do wody.

By jak w każdej bajce nie zabrakło kolorów i zapachów. zapraszam na tutejsze bazary. Kupić tu można wspomniane kadzidło sprzedawane w wielkich ilościach, w kryształach, bryłach, w postaci do palenia, a nawet do żucia. Obok piętrzą się stosy przypraw, których zapach kręci w nozdrzach jeszcze długo po opuszczeniu takich miejsc. Zawsze obok znajdzie się stoiska z daktylami, które podobno nigdzie indziej nie smakują tak jak tutaj. Są soczyste, jest ich ponad 100 odmian i na potrzeby turystów sprzedawane są także z wymyślnymi dodatkami, jak cynamon, róża, kmin albo kardamon. Warto popróbować, smaki bywają dość zaskakujące.
Chałwa omańska to bardziej stała galaretka, w wielu miejscach można zobaczyć ciekawy proces jej powstawania oraz bogactwo dodatków. Sprzedawana w finezyjnych opakowaniach i nagradzana wieloma tytułami jest idealnym i oryginalnym pomysłem na fantastyczny prezent z Omanu.

Dla tych, którym jeszcze mało, Oman szykuje niespodziankę. Salalah to nadmorska miejscowość, gdzie znajdziecie piękne hotele, wymyślne noclegi, smaczną kuchnię i kilka propozycji na umilenie sobie leniuchowania. Nie na darmo Omańczycy uchodzą za jeden z najbardziej gościnnych narodów pośród mieszkańców Zatoki. Uśmiechnięci, eleganccy, noszący z dumą swoje długie szaty (zwane tutaj diszdaszami z charakterystycznymi frędzlami u szyi, które są przedłużeniem perfum) będą Was serdecznie pozdrawiać, spieszyć z pomocą, gdy zajdzie potrzeba. Dobrze jest być gościem w Omanie.


Od samego przyjęcia na lotnisku po uprzejme pożegnanie przy odprawie paszportowej mieszkańcy Omanu udowadniają, spełniając tym samym wolę swojego niedawno zmarłego Sułtana, że to kraj bardzo przyjazny, nowoczesny a przede wszystkim bezpieczny. Idealny dla osób podróżujących samotnie, w parach, grupach, a przede wszystkim oferujący szeroką paletę atrakcji dla małych i dużych.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Zachód słońca na pustynią w Omanie|Estera Hess|Oman|Wielki Meczet Sułtana Kabusa w Omanie|Wielki Meczet Sułtana Kabusa w Omanie
REKLAMA
REKLAMA

Kuba – wyspa niespodzianka

Artykuł przeczytasz w: 6 min.

Jest rok 2004. Lecę na Kubę po raz pierwszy, wszyscy znawcy i doświadczeni podróżnicy zazdroszczą mi tego kierunku. W tle słyszę powtarzające się jak mantrę słowa: „Leć jak najszybciej, odejdzie Fidel, to z Kuby zrobi się kolejny stan USA.” No to lecę.

Tekst i zdjęcia: Estera Hess

Jest rok 2024. Ląduję na Kubie z całą rodziną, to nasze wakacje w tym roku. I choć w ciągu tych ostatnich dwudziestu lat bywałam na Kubie kilka razy, już po zaledwie pierwszych minutach na lotnisku jestem pewna, że to ta sama Kuba co niegdyś. Zapowiada się piękna i z pewnością niejednokrotnie zaskakująca przygoda.

Termin, który wybraliśmy, u nas podyktowany wakacjami, to książkowo nie najlepszy czas na wyjazd na Kubę, bo to pora deszczowa i ryzyko huraganów. I rzeczywiście deszcz będzie nam towarzyszył od czasu do czasu, schładzając wysokie temperatury w ciągu dnia. Nigdy jednak nie pokrzyżuje nam planów na tyle, by przestawiać cały dzień. Pada zazwyczaj przez chwilę, a potem ziemia cudnie paruje, nasycając powietrze i tak już przeogromną wilgotnością.

20240625 image00010 otwierajace

Widzę więcej plusów z wyboru tego terminu; to na pewno brak turystów, a może to jednak nie pogoda, tylko polityka Kuby? Jedynym miejscem, gdzie będzie bardzo wakacyjnie jest słynny resortowy ośrodek znany z kolorowych folderów reklamujących Kubę jako destynację plażową, czyli Varadero. My trafiamy tam na ostatnią i tylko jedną noc, by skrócić sobie przejazd na lotnisko przed odlotem. Takiej Kuby bym nie polubiła. Hotel obok hotelu, all inclusive, animacje, głośna muzyka, drinki z palemkami… Za to plaża cudna, woda ciepła, piasek biały i miałki jak cukier puder. Tego Kubie zazdroszczę najbardziej: nieziemskich plaż, których tutaj bez liku, a każda jeszcze piękniejsza od poprzedniej.
Ale pomijając Varadero, wszystkie pozostałe miejsca były niemal puste, aż tak bardzo, że w jednym z hoteli przygotowanym dla 550 turystów byliśmy jednego wieczoru zaledwie w 25 osób, z czego nasza rodzina stanowiła pokaźną część. I hotel działał, a leżał przy najpiękniejszej plaży na Kubie – Cayo Pilar. Może odległość była przeszkodą dla wielu, by tu dotrzeć, bo osiem godzin jazdy z Hawany to niemal cały dzień.

20240629 image00005 6

A drogi na Kubie to zarówno wyzwanie, jak i wielka atrakcja. Bo poza słabymi trasami, autostradą, na której jeżdżą też dorożki, dwukółki (często pod prąd), ludźmi sprzedającymi mango, awokado, sery, są dziury, czasem wielkie jak krater wulkanu, brakuje oświetlenia, no i benzyna… Stacji jest bez liku, jednak nie na wszystkich możemy my, turyści, zatankować paliwo, bo nie obsługują one płatności w dolarach ani płatności kartami, gdzie indziej paliwo jest, ale nie ma prądu (co nagminnie zdarza się na Kubie), to i dystrybutory nie działają. Płaci się tylko kartą kredytową, ale nie amerykańską. Ale kto jak nie my Polacy wyjdzie z każdej opresji? Trochę sprytu, i już za rogiem kiwa chłopak, który sprzedaje paliwo z kanistrów schowanych na tyłach w toalecie zamkniętej na kluczyk, po kursie wprawdzie wyższym, ale nie istotnie.
Widok sunących pośród bujnej zieleni cadillaków, buików, ład, maluszków wypełnionych ponadregulaminową ilością ludzi, z otwartymi szybkami, w kanarkowych kolorach, z długimi antenami – to prawdziwa wizytówka Kuby.

20240623 image00020 5

Poza cudnymi plażami okalającymi całą wyspę i mnóstwem atrakcji oferowanych przez wodę: nurkowanie, pływanie z maską i rurką, rowery wodne, katamarany, są jeszcze fenomenalne okolice, gdzie widoki zapierają dech w piersiach. Ostańce krasowe, samotne wielkie góry całe zielone w przepięknej wiejskiej i istotnie sielskiej okolicy są cudowne. Szczególnie o tej porze roku, kiedy to kwitną drzewa i niesamowite widoki upstrzone są zalanymi kwiatami gigantami.

20240625 image00011 4

Wokół Trynidadu miasta jak z bajki, z wąskimi uliczkami, małymi kolorowymi domkami, z salsą od rana do nocy wypełniającą liczne tutejsze bary, restauracje, kluby taneczne, krajobraz zdominowany jest przez plantacje trzciny cukrowej. Droga wiedzie pomiędzy wysokimi roślinami, ustawionymi na sztorc, gdzieniegdzie ustępującymi miejsca bananowcom i papai oraz mangowcom.
Samotna podróż przez Kubę to też większa okazja, by poznać ludzi i z nimi porozmawiać. Wypytać o prawdziwe życie, troski i radości, a tych jest zdecydowanie więcej. System, w którym przyszło im żyć, trwa już tak długo, że Kubańczycy nie mają porównania jak mogłoby być inaczej. Niektórzy szczęśliwie mają kogoś z najbliższej rodziny pracującego w Stanach Zjednoczonych – nieustannie raju dla Kubańczyków. Spotkaliśmy wiele rodzin kubańskich na fundowanych przez brata lub wujka wakacjach. W pięknych hotelach, z wszelkimi wygodami delektowali się słońcem i rajem, na plaży wznosząc toasty kubańskim rumem za fundatora tych luksusów.

20240625 image00012 5

Widzieliśmy też dumnych Kubańczyków zakochanych bez pamięci w swojej wyspie, obiektywnie oceniających sytuację w kraju, ale pogodzonych z trudnościami, które nazywali chwilowymi brakami z nadzieją, że ich dzieci będą miały lepiej i łatwiej.
Nam przez dwa tygodnie nie brakowało niczego. Dzielnie przejechaliśmy 2400 kilometrów, docierając do wielu pięknych zakątków Kuby, ani przez chwilę nie czuliśmy się niepewnie. Dzieciaki miały raj na plażach i w wodzie. My zobaczyliśmy klimat odchodzących i przemijających już starych miast. I choć nie zawsze i wszędzie jest różowo to Kuba jest nieoczywistą destynacją wakacyjną, taką, która na pewno zachwyci, ale i skłoni do refleksji. Jak zawsze trzeba chcieć zobaczyć więcej.

P.S.
Omijajcie Varadero!

Estera Hess

Estera Hess

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA