W mglisty listopadowy poranek nowy Mercedes GLC stał się – niestety na krótko – moim towarzyszem podróży.
tekst: Alicja Kulbicka, zdjęcia: Maciej Sznek
Pierwsze wrażenie
Na pierwszy rzut oka nie różni się wiele od swego poprzednika, jednak wprawne oko zauważy przeprojektowany przód z reflektorami, które teraz łączą się z osłoną chłodnicy, tylne z kolei są smuklejsze niż u „starszego brata” i optycznie poszerzają auto, zarazem kojarząc się z nową klasą C. Nadwozie jest o 60 mm dłuższe niż u poprzednika i niższe o 4 mm, a bagażnik większy o 50 litrów. To tyle suchych faktów. To, co zmieniło się najbardziej to silniki. Druga generacja GLC mimo że oferowana jest zarówno z silnikami benzynowymi, jak i dieslami, w każdej odmianie jest zelektryfikowana. W przypadku bazowych hybryd mowa wyłącznie o większej instalacji i wspomaganiu przy ruszaniu, ale już w przypadku wersji plug-in mamy sensowną alternatywę dla auta elektrycznego – zasięg na jednym ładowaniu to ponad 100, a nawet i 120 km. Czy to realne? Konstruktorzy zapewniają „jawohl”, a sztuczna inteligencja w aucie na prośbę opowiedzenia dowcipu odpowiada „przepraszam, ale niemieccy inżynierowie nie są znani z poczucia humoru”– więc ja im wierzę. Do tego każdy nowy GLC ma napęd 4×4. Ale o tym później.
Wnętrze
To, co uderza w nowym GLC to genialnie zaprojektowane wnętrze. Jest luksusowo, bardzo futurystycznie, ale nieprzeładowanie. Znane już ze wspomnianej C klasy monitory i przyciski zdominowały kabinę. Wrażenia z jazdy przypominają dowodzenie statkiem kosmicznym, przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Mimo że pewnie z racji wieku jestem fanem klasycznych pokręteł, po kilkunastu minutach jazdy, obsługa stała się intuicyjna i przyznać sama przed sobą musiałam, że działa to nadzwyczaj dobrze i bez opóźnień. Ogromny, prawie 12-calowy monitor w środkowej części kokpitu to centrum sterowania wszechświatem. Pozwala na zarządzanie wszystkim. Dosłownie. Od podgrzewania foteli, przez zmianę trybów jazdy czy stacji radiowych, oświetlenie ambiente, aż po nawigację rozbudowaną o rozszerzoną rzeczywistość, która w Mercedesach jest po prostu genialna. Na skomplikowanych, przecinających się wiaduktach sama prowadzi kierowcę na właściwą drogę. Dodatkowo sztuczna inteligencja, z którą zawsze fajnie pogadać w długiej trasie, bo nawet tematy do small talku podrzuci. Oczywiście cyfrowe zegary z możliwością zmiany ich widoku to już standard w samochodach spod znaku gwiazdy. Tryb klasyczny, sportowy, asysty czy offroadowy. Każdy indywidualnie konfigurowany, wręcz gadżeciarski. Nowością, którą odkryłam, była możliwość ustawienia w konfiguratorze wzrostu kierowcy i samochód sam dostosowuje położenie fotela i lusterek. Z tego ćwiczenia wyszło co prawda, że wg niemieckich standardów do mojego wzrostu mam za krótkie ręce, jednak po kilku poprawkach mogłam zapisać swoje ustawienia w aucie za pomocą przyłożenia kciuka do czytnika linii papilarnych. Genialne rozwiązanie znane z telefonów komórkowych, doskonale sprawdzające się przy okazji korzystania z auta przez kilku użytkowników.
Słyszę ciszę
Po przejechaniu kilku metrów w samochodzie, oprócz radia i upierdliwie brzęczącej muchy, która wpadła do kabiny na postoju, nie słychać NIC. To niesamowite, ale naprawdę tak jest. Idealne wyciszenie Mercedes uzyskał dzięki specjalnym membranom akustycznym w przedniej szybie, dodatkowym warstwom akustycznym na szybach bocznych kierowcy oraz pasażera oraz zastosowaniu pianki akustycznej w słupkach i niektórych nieco bardziej hałaśliwych częściach auta. Wygłuszona została także komora silnika. To sprawia, że silnik nie terkocze, a na pierwszy „rzut ucha” nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jaką jednostką napędową dysponuje nasze auto. To naprawdę duży ukłon ze strony księgowych, którzy nie oszczędzali w GLC na materiałach.
OFFROAD, czyli tam, gdzie SUV się boi, GLC pośle
Samochody typu SUV przyzwyczaiły nas raczej do jazdy po mieście. I GLC po mieście jeździ świetnie. Nieduża kierownica genialnie leży w dłoniach, asystenci pomagają na każdym kroku, system kamer monitoruje otoczenie, wyposażone w miliony pikseli reflektory LED High Performance umożliwiają odczyt znaków drogowych czy wyświetlą sylwetkę samochodu, aby pokazać nam, czy zmieścimy się w przewężeniu drogi. Ale co poza utwardzonymi drogami? Jeśli zapędzamy się SUV-em w teren, to raczej delikatny – szutrowa droga, jakiś polny dojazd do posesji. Jednak konstruktorzy nowego GLC poszli nie o krok, ale nawet o całe kilometry dalej. Mercedes zdecydował, że w standardzie wszystkie odmiany nowego GLC będą miały napęd 4×4. Co więcej –przełączenie się w tryb jazdy offroadowej jest banalnie proste. Przycisk na ekranie systemu MBUX i teren przestaje być groźny. Do dyspozycji mamy tryb offroadowy wyposażony w zwiększony prześwit, asystenta zjazdu ze wzniesienia, który sam operuje gazem i hamulcem, czy kamery 360 stopni i tzw. transparentną maskę, czyli podgląd terenu pod przednimi kołami. I to znowu działa! Miejsca, w które bałabym się wjechać swoim miejskim SUV-em, takie,które odstręczają od wjazdu, GLC po prostu połknął. I być może większość użytkowników nigdy nie wykorzysta w pełni możliwości, jakie daje ten elegant, jednak dla tych, którzy myślą o wykorzystaniu go w terenie świetną opcją jest pneumatyczne zawieszenie Airmatic, które pozwala znacznie zwiększyć prześwit i poprawić tym samym kąty natarcia. I kto by się spodziewał, że ten piękny, luksusowy SUV potrafi robić takie rzeczy?
Luksus AD 2023
Nowy GLC to godny następca swojego poprzednika. Zważywszy na to, że poprzednia generacja sprzedała się w ilości 2,6 mln egzemplarzy, chapeau bas dla konstruktorów, którzy postawili na sprawdzoną bryłę, która tak przypadła do gustu kierowcom na całym świecie, na zróżnicowanie jednostek napędowych, spośród których wybrać można tę dla siebie najodpowiedniejszą czy na wysokiej jakości materiały użyte do wykończenia wnętrza. I choć zwykłam mawiać, że „światem motoryzacji rządzą księgowi”, ci tym razem byli hojni. Licząc, miejmy nadzieję słusznie na to, że nowy GLC powtórzy sukces swojego poprzednika.
Toyota Professional Bońkowscy | Kupno samochodu dostawczego to dopiero początek zabawy
17 marca, 2025
Artykuł przeczytasz w: 17 min.
Salon Toyota Professional w Sadach to nie tylko miejsce zakupu samochodów dostawczych – to przestrzeń, w której motoryzacja spotyka się z biznesem, nowoczesnym podejściem do obsługi i… pszczołami na dachu. Dominika i Darek Bońkowscy opowiadają, jak stworzyli pierwszy w Polsce salon Toyota Professional, dlaczego kupno auta użytkowego to dopiero początek zabawy i jak zmienia się rynek samochodów dostawczych.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto, Toyota Central Europe
Czy pamiętacie wieczór otwarcia salonu Toyota Professional w Sadach? Salon zamienił się wówczas w wybieg dla modelek. Jakie emocje Wam wtedy towarzyszyły?
Dominika Bońkowska: Przyznam, że było to dość odważne i kontrowersyjne zestawienie – samochody dostawcze i moda to połączenie, które na pierwszy rzut oka może wydawać się nietypowe. Choć trzeba dodać, że samochody dostawcze są również nieodłącznym elementem transportu odzieży. (śmiech) Naszym głównym celem było przyciągnięcie jak największej liczby klientów do salonu oraz pokazanie im, że otwieramy nowy punkt w Sadach, który wyróżnia się wyjątkowo silną obsługą mechaniczną. W 2019 roku na rynku było niewiele samochodów dostawczych Toyoty, a z perspektywy biznesowej, utrzymanie tak dużego obiektu, w którym znajdowałyby się tylko modele dostawcze, wydawało się nieopłacalne. Dlatego zdecydowaliśmy się z pełną premedytacją wprowadzić do salonu w Sadach kompleksową ofertę usług blacharskich, lakierniczych oraz serwis mechaniczny. Naszym celem było wyjście na rynek z informacją, że w północno-zachodniej części miasta klienci mogą spotkać się z szeroką ofertą Toyoty, a także samochodów używanych. Darek Bońkowski: To, co w tamtym czasie stanowiło pewną innowację, to fakt, że samochody dostawcze sprzedawaliśmy bezpośrednio z salonu, a nie z placu. Nie były to pojazdy wystawiane w tradycyjny sposób, lecz oferowaliśmy je w eleganckim, profesjonalnym otoczeniu, co miało na celu podniesienie komfortu zakupu i podkreślenie wyjątkowości naszej oferty. Samochód dostawczy to przede wszystkim narzędzie pracy – pojazd użytkowy, niezbędny w wielu branżach. Dziś coraz częściej za sterami firm, które stereotypowo kojarzone były z mężczyznami, stoją kobiety. Niezależnie od tego, czy mówimy o branży budowlanej, logistycznej czy innej, to właśnie kobiety coraz częściej podejmują decyzje zakupowe, również w zakresie wyboru samochodów dostawczych. Stąd też nasz pomysł na tak „kobiecy” akcent podczas wieczoru otwarcia – chcieliśmy podkreślić, że świat motoryzacji, a zwłaszcza segment samochodów dostawczych, dynamicznie się zmienia, stając się coraz bardziej otwartym i dostosowanym do różnorodnych potrzeb klientów, niezależnie od płci.
Wspomnieliście Państwo, że w tamtym czasie oferta samochodów dostawczych Toyoty była dość ograniczona. Mimo to zdecydowaliście się na stworzenie salonu dedykowanego właśnie tym pojazdom – to dość odważne podejście. Co skłoniło Was do takiej decyzji?
Darek Bońkowski: Samochodów dostawczych nie możemy traktować w tych samych kategoriach co osobowy – nie wystarczy powiedzieć, że mamy dwa modele i na tym koniec. Samochody użytkowe mają wiele „twarzy”. Jeden model dostawczy może występować w ogromnej liczbie konfiguracji – w różnych wysokościach i długościach, co daje szeroką paletę możliwości. Innego pojazdu będzie potrzebowała firma budowlana, innego firma kurierska, a jeszcze innego piekarnia. Kluczową rolę odgrywa tutaj kwestia zabudowy – to właśnie ona dostosowuje dany samochód do specyficznych potrzeb biznesu, sprawiając, że oferta dostawczych Toyot była i jest znacznie bardziej różnorodna, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Dominika Bońkowska: W tamtym czasie byliśmy pierwszą stacją Toyota Professional w Polsce. Toyota, wchodząc w segment samochodów dostawczych, poszukiwała zaufanych partnerów, którzy mogliby współtworzyć i rozwijać tę nową gałąź marki. Co istotne, przystąpienie do programu Toyota Professional nie było obowiązkowe – był to świadomy wybór dealerów, którzy chcieli zaangażować się w ten projekt i zaoferować klientom kompleksową obsługę pojazdów użytkowych. Dla nas było to naturalnym krokiem, ponieważ od lat kładliśmy duży nacisk na profesjonalny serwis oraz indywidualne podejście do klientów biznesowych.
Jakie było największe wyzwanie, gdy otwieraliście salon w Sadach?
Darek Bońkowski: Toyota ogłosiła, że program Toyota Professional będzie funkcjonował niezależnie od sprzedaży samochodów osobowych, a dealerzy, chcąc uzupełnić swoją ofertę, mogli wygospodarować na swoich placach miejsce na jedno, dwa auta użytkowe. My jednak znaleźliśmy się w zupełnie innej sytuacji – dysponowaliśmy dużym obiektem w Sadach, który mogliśmy w pełni zaadaptować pod sprzedaż samochodów dostawczych. Postanowiliśmy więc pójść o krok dalej i stworzyć przestrzeń dedykowaną właśnie temu segmentowi, więc największym wyzwaniem okazało się… zatowarowanie salonu. (śmiech) To jest duży obiekt, a dostępność aut użytkowych w tamtym czasie była mocno ograniczona. Musieliśmy znaleźć sposób, aby efektywnie zagospodarować przestrzeń i jednocześnie zapewnić klientom szeroki wybór, mimo że liczba dostępnych modeli była początkowo niewielka.
Jak duży jest salon i co klienci mogą w nim znaleźć?
Darek Bońkowski: Nasz obiekt jest naprawdę duży – ma około 3200 metrów kwadratowych, dlatego podzieliliśmy tę przestrzeń na różne strefy. Znajdują się tu samochody dostawcze, samochody używane oraz rozbudowane zaplecze warsztatowe. Posiadamy zarówno warsztat mechaniczny, jak i blacharsko-lakierniczy, więc z jednej strony mamy przestrzeń typowo sprzedażowo-wystawienniczą, a z drugiej – pełne zaplecze techniczne.
To porozmawiajmy chwilę o samochodach. Jakie modele samochodów dostawczych obecnie oferuje Toyota Professional?
Darek Bońkowski: Samochody dostawcze Toyoty są dostępne pod nazwą PROACE, w tym w wersjach Proace City, Proace oraz Proace Max, które różnią się wielkością i przeznaczeniem, dostosowując się do różnych potrzeb biznesowych. Dominika Bońkowska: Decyzja o zakupie samochodu użytkowego to dopiero początek zabawy. (śmiech) Taki pojazd może pełnić wiele różnych funkcji – może być brygadówką, mobilnym warsztatem, chłodnią, bankowozem, a nawet specjalistycznym autem do przewozu kwiatów, sukienek czy mebli. Niezależnie od potrzeb, jesteśmy w stanie dostosować samochód tak, aby idealnie spełniał oczekiwania klienta. Możliwości są praktycznie nieograniczone, a my pomagamy znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Najbardziej zaskakujące zastosowanie PROACE’a, z jakim przyszło Wam się zmierzyć?
Dominika Bońkowska: Przez lata realizowaliśmy mnóstwo nietypowych adaptacji samochodów użytkowych, dostosowując je do różnych branż i indywidualnych potrzeb. Jednak jednym z najbardziej chwytających za serce projektów było przystosowanie PROACE’a do potrzeb rodziny opiekującej się osobą z niepełnosprawnością. Pojazd musiał zostać dostosowany tak, aby pomieścić wózek inwalidzki i zapewnić wygodny transport. Dlatego zamontowany został specjalny podnośnik, który ułatwiał wsiadanie i wysiadanie, a przestrzeń w pojeździe zaprojektowano tak, aby zapewnić maksymalny komfort i bezpieczeństwo podczas podróży. To była wyjątkowa realizacja, bo pokazała, że samochód dostawczy może pełnić znacznie więcej funkcji niż tylko użytkowe czy biznesowe. Może realnie ułatwiać codzienne życie i dawać rodzinom większą swobodę w poruszaniu się. Takie projekty są dla nas szczególnie ważne, bo za każdą zabudową stoi ludzka historia, emocje i potrzeba, na którą możemy odpowiedzieć. Darek Bońkowski: Wersja City doskonale sprawdza się zarówno w przypadku rodzin wielodzietnych, jak i w transporcie osób. Dzięki osobnym siedziskom pasażerowie mają znacznie więcej przestrzeni i komfortu niż w tradycyjnym samochodzie typu combi. To rozwiązanie, które łączy funkcjonalność auta użytkowego z wygodą rodzinnego vana, dlatego świetnie sprawdza się nie tylko jako samochód rodzinny, ale także jako pojazd do przewozu osób – na przykład w ramach usług transportowych czy jako shuttle bus. Dominika Bońkowska: Na narty jeździmy tylko PROACE’em! To idealny samochód na zimowe wyprawy – przestronny, wygodny i praktyczny. Zresztą, co roku przed feriami widzimy zwiększone zainteresowanie wynajmem właśnie tego modelu. Niezależnie od tego, ile byśmy ich mieli na stanie, wszystkie znikają błyskawicznie. Klienci doceniają przede wszystkim jego przestronność, możliwość zabrania całego ekwipunku narciarskiego oraz komfort podróży nawet na dłuższych trasach.
Jak wygląda proces dopasowania samochodu do indywidualnych potrzeb klienta biznesowego, który trafia do salonu z konkretnymi wymaganiami dla swojego biznesu?
Darek Bońkowski: W naszym salonie mamy dedykowaną osobę, która zajmuje się dopasowaniem samochodu do indywidualnych potrzeb klienta biznesowego. Proces ten zaczyna się od szczegółowej rozmowy – siadamy z klientem i analizujemy jego wymagania, branżę, w której działa, oraz sposób, w jaki pojazd będzie wykorzystywany. Następnie dobieramy odpowiednie elementy zabudowy, tak aby samochód spełniał wszystkie oczekiwania i maksymalnie wspierał codzienną pracę. Wiele konfiguracji mamy dostępnych od ręki, ale jeśli potrzeby są bardziej specyficzne, możemy zaprojektować i wykonać zabudowę na indywidualne zamówienie. Bardzo istotnym aspektem jest w takim przypadku homologacja, ponieważ każda modyfikacja pojazdu musi być zgodna z obowiązującymi przepisami i dopuszczona do ruchu. Dzięki temu klient ma pewność, że jego pojazd nie tylko spełnia jego potrzeby biznesowe, ale również jest w pełni legalny i bezpieczny na drodze.
W styczniu bieżącego roku w Polsce zarejestrowano 1373 osobowe i dostawcze pojazdy z gamy Toyota Professional. To wzrost o 97% w porównaniu z tym samym okresem 2024 roku. W dziesiątce najpopularniejszych samochodów dostawczych znalazły się wszystkie trzy modele z rodziny PROACE. W segmencie użytkowych aut z napędem elektrycznym udział Toyota Professional wzrósł do 24,2%. Skąd taki skok?
Darek Bońkowski: Kluczowe okazały się dostępność oraz zaufanie, jakie Toyota wypracowała sobie na rynku samochodów użytkowych, mimo że przez długi czas nie mieliśmy pełnej gamy modelowej. To, że osiągnęliśmy tak imponujący wynik, jest tym większym sukcesem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że PROACE MAX pojawił się dopiero w IV kwartale ubiegłego roku. Toyota Professional konsekwentnie budowała swoją pozycję, stawiając na niezawodność, kompleksową obsługę biznesową i elastyczne rozwiązania dla klientów. Połączenie tego z coraz lepszą dostępnością samochodów sprawiło, że nasze modele zaczęły zdobywać coraz większą popularność, co widać w statystykach sprzedaży. Co więcej, na rynku widzimy wyraźny trend profesjonalizacji biznesów. Kiedyś przedsiębiorcy kierowali się zasadą „im większy samochód, tym lepiej” – duży pojazd pozwalał zabrać wszystko, co było potrzebne i niepotrzebne. Dziś podejście jest inne. W branży usługowej, zwłaszcza remontowej czy instalacyjnej, poruszanie się dużym samochodem po mieście staje się coraz większym wyzwaniem. Coraz więcej firm zamiast maksymalnie dużego auta wybiera mniejszy, ale nadal bardzo użytkowy pojazd, który jest bardziej funkcjonalny w miejskich warunkach, łatwiejszy w parkowaniu i tańszy w eksploatacji. Właśnie dlatego Toyota Professional, oferując różne warianty PROACE idealnie wpisuje się w potrzeby współczesnych biznesów. Klienci oczekują dziś nie tylko przestrzeni ładunkowej, ale przede wszystkim rozwiązań, dopasowanych do ich realnych warunków pracy. Dominika Bońkowska: Nie bez znaczenia są także warunki, na jakich oferujemy nasze samochody. Klienci biznesowi oczekują dziś nie tylko niezawodnego pojazdu, ale również profesjonalnej obsługi i rozwiązań finansowych, które wspierają rozwój ich firm. Dlatego stawiamy na korzystne opcje leasingu, atrakcyjne finansowanie oraz elastyczne formy zakupu, dopasowane do realnych potrzeb przedsiębiorców. Ważnym elementem naszej oferty jest także samochód zastępczy na czas naprawy, bo w biznesie liczy się ciągłość działania – przestój to realna strata. Ogromnym atutem jest również gwarancja na milion kilometrów, która daje klientom pewność, że ich auto będzie niezawodne przez długie lata. Warto podkreślić, że zmieniło się także podejście do wizerunku w biznesie. Skończyły się czasy, kiedy ekipa remontowa podjeżdżała pod dom klienta starym, wysłużonym samochodem, z którego kapał olej na nowo położoną kostkę brukową. Coraz więcej firm dba nie tylko o jakość usług, ale także o spójny, profesjonalny wizerunek, a samochód dostawczy stał się jego ważnym elementem. Nie tylko przewozi sprzęt czy materiały, ale także buduje zaufanie i pokazuje standard, jaki firma reprezentuje.
Jak wygląda przyszłość samochodów dostawczych z napędem elektrycznym? Czy przedsiębiorcy są już gotowi na elektryfikację floty, czy wciąż dominują obawy związane z zasięgiem i infrastrukturą ładowania?
Darek Bońkowski: Może się okazać, że elektryfikacja w segmencie samochodów użytkowych będzie postępować znacznie szybciej niż w przypadku aut osobowych. Dlaczego? Ponieważ w przypadku samochodów dostawczych trasy są precyzyjnie zaplanowane, co pozwala lepiej zarządzać zasięgiem i procesem ładowania. Firmy transportowe i usługowe dokładnie wiedzą, ile kilometrów ich pojazdy pokonują każdego dnia, w jakich godzinach są wykorzystywane i kiedy mogą być ładowane. To zupełnie inna sytuacja niż w przypadku prywatnych użytkowników, którzy często obawiają się, czy ich samochód elektryczny sprawdzi się w nieprzewidywalnych warunkach. Dodatkowo w wielu miastach wprowadza się strefy czystego transportu, co sprawia, że pojazdy elektryczne stają się dla biznesu nie tylko ekologicznym, ale i praktycznym wyborem. Firmy coraz częściej dostrzegają także korzyści ekonomiczne – niższe koszty eksploatacji, ulgi podatkowe i możliwość uzyskania dopłat sprawiają, że inwestycja w elektryczną flotę staje się coraz bardziej opłacalna.
Wróćmy do salonu. Spektakularna metamorfoza salonu w Sadach, zgodna z wytycznymi Toyota Retail Concept spowodowała duże zmiany. To pierwszy po takiej modernizacji salon w Europie. Co się zmieniło?
Dominika Bońkowska: To na pewno pierwszy po zmianach taki salon w Polsce – przestrzeń w pełni dedykowana samochodom użytkowym, zaprojektowana zgodnie z nowoczesnymi standardami obsługi i sprzedaży. Nie chodzi tylko o sam wygląd salonu, ale o zupełnie nowe podejście do kontaktu z klientem, które stawia na intuicyjność, personalizację i cyfryzację. Odchodzimy od tradycyjnego modelu sprzedaży, gdzie klienci byli obsługiwani zza biurka, a dokumentacja była wypełniana ręcznie. Dziś większość formalności możemy załatwić cyfrowo – od konfiguracji samochodu, przez dobór odpowiedniego finansowania, aż po podpisanie umowy. Cały proces stał się bardziej elastyczny, płynny i dopasowany do potrzeb współczesnych przedsiębiorców, którzy cenią swój czas i chcą mieć pełną kontrolę nad zakupem. Kolejną istotną zmianą jest nowe podejście do obsługi klienta w samym salonie. Zależy nam na tym, by od pierwszego momentu, gdy ktoś wchodzi do środka, czuł się zaopiekowany – nie poprzez klasyczne stanowisko recepcyjne, ale bezpośredni kontakt z doradcą już przy samochodzie. W końcu samochody sprzedaje się, stojąc przy nich, a nie siedząc przy biurku. Klient ma być prowadzony przez proces naturalnie, z naciskiem na jego potrzeby i sposób, w jaki faktycznie użytkuje pojazd. Darek Bońkowski: Ważnym elementem było odświeżenie fasady budynku, aby nadać jej bardziej nowoczesny wygląd, spójny z koncepcją Toyota Retail Concept. Zależało nam na tym, by salon nie tylko funkcjonalnie odpowiadał na potrzeby klientów, ale również wizualnie wpisywał się w nowoczesne standardy. Równie istotnym aspektem było dostosowanie wysokości bram wjazdowych, tak aby mogły przez nie swobodnie przejeżdżać pojazdy o różnych gabarytach, niezależnie od wysokości zabudowy.
Jakie opinie zbieracie wśród klientów?
Dominika Bońkowska: Klienci często mówią, że czują się u nas swobodnie i komfortowo, jak w miejscu, które sprzyja zarówno pracy, jak i rozmowie. To nie jest typowy salon, gdzie wpada się tylko na chwilę, załatwia formalności i wychodzi. Jeśli ktoś zostawia u nas auto w serwisie, może spokojnie popracować, napić się kawy, a nawet nawiązać rozmowę z innymi, którzy również korzystają z naszych usług. Tworzy się tu pewna społeczność, w której klienci nie tylko kupują samochody, ale też dzielą się doświadczeniami i inspirują nawzajem. To dla nas ogromnie ważne, bo pokazuje, że udało nam się stworzyć miejsce, które łączy ludzi i odpowiada na realne potrzeby współczesnego biznesu.
Czym Toyota Professional zaskoczy nas w tym roku?
Darek Bońkowski: W tym roku stawiamy na PROACE MAX, co oznacza, że nasza oferta samochodów użytkowych staje się w pełni komplementarna. Dzięki temu mamy teraz pełne spektrum rozmiarów i możliwości – od kompaktowego PROACE CITY, przez wszechstronnego PROACE, aż po największego i najbardziej pojemnego PROACE MAX. To model, który idealnie uzupełnia gamę Toyota Professional, dając naszym klientom jeszcze większy wybór i elastyczność w dopasowaniu pojazdu do ich biznesowych potrzeb. Teraz każdy przedsiębiorca, niezależnie od skali działalności, znajdzie w Toyocie dostawcze rozwiązanie skrojone na miarę.
Salon w Sadach to nie tylko samochody, ale także… pszczoły. Jak poradziły sobie w trakcie remontu i jak dziś wygląda Wasze zaangażowanie w ich ochronę?
Dominika Bońkowska: Pszczoły to niezwykle ważna część naszej proekologicznej misji, dlatego na czas remontu zadbaliśmy o to, by miały odpowiednie warunki i pełne bezpieczeństwo. W ramach projektu Let’s go BEEyond konsekwentnie realizujemy działania wspierające ich populację, niezależnie od okoliczności. Przez cały czas kontynuowaliśmy inicjatywy edukacyjne i ekologiczne, w tym ekowarsztaty dla dzieci, które pomagają budować świadomość o kluczowej roli pszczół w naszym ekosystemie. Dla nas troska o środowisko to długofalowe zobowiązanie – nie chwilowy projekt, ale stały element filozofii Toyota Professional Bońkowscy.
Na początku lat 60-tych XX wieku, kiedy motoryzacja przeżywała prawdziwą rewolucję, VW Karmann Ghia, z elegancką linią nadwozia i niepowtarzalnym stylem, stał się symbolem nowoczesności i luksusu. To niezwykłe połączenie sportowego ducha i klasycznej elegancji od lat fascynuje miłośników motoryzacji na całym świecie.
Volkswagen Karmann Ghia to jeden z najbardziej rozpoznawalnych klasyków motoryzacji, który od momentu debiutu w 1955 roku, zyskał status ikony stylu i elegancji. Stworzony przez Giorgetto Giugiaro, młodego projektanta pracującego dla włoskiej firmy Carrozzeria Ghia, model łączył w sobie sportowy charakter z ponadczasową estetyką. Karmann Ghia, będący efektem współpracy między Volkswagenem a niemieckim producentem nadwozi Karmann, wyróżniał się zaokrągloną sylwetką i chromowanymi detalami, które szybko zdobyły uznanie miłośników motoryzacji na całym świecie. Karmann Ghia zdobył również uznanie wśród celebrytów. W latach 60. samochód był ulubionym pojazdem wielu znanych osobistości, w tym słynnego amerykańskiego aktora i reżysera Jamesa Deana, który cenił sobie jego elegancję i nietuzinkowy design. Model ten, dostępny w wersji coupe oraz kabriolet, stał się symbolem luksusu i prestiżu, a jego doskonałe właściwości jezdne oraz atrakcyjna stylistyka zapewniły mu miejsce w sercach kolekcjonerów i pasjonatów motoryzacji. Choć produkcja modelu zakończyła się w 1974 roku, jego status jako kultowego klasyka wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, a dobrze zachowane egzemplarze osiągają wysokie ceny na aukcjach.
Spełnić motoryzacyjne marzenie
Urokowi VW Karmann Ghia nie oparli się również studenci z Politechniki Poznańskiej, którzy w ramach projektu PUT Renovation postanowili zmierzyć się z wyzwaniem odrestaurowania tego wyjątkowego auta. To ambitne przedsięwzięcie, w którym młodzi inżynierowie połączyli swoją pasję do motoryzacji z praktycznym doświadczeniem, jest doskonałym przykładem integracji teorii z praktyką. Studenci, zafascynowani nie tylko wyglądem, ale i historią Karmanna, mają teraz szansę na zdobycie cennych umiejętności pod okiem specjalistów z branży. Politechnika Poznańska, reprezentowana przez JM Rektora prof. dr hab. inż. Teofila Jesionowskiego, podpisała umowę sponsorską z Porsche Inter Auto Polska Sp. z o.o., reprezentowaną przez Dyrektora Regionalnego PIA – Dominika Fijałkowskiego. Umowa dotyczy realizacji prac blacharsko-lakierniczych w ramach projektu odrestaurowania VW Karmann Ghia. Dzięki tej współpracy eksperci z działu blacharsko-lakierniczego PIA podzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem, pomagając studentom w renowacji legendarnego modelu. To nie tylko umożliwia praktyczne kształcenie, ale również daje młodym inżynierom możliwość pracy z najlepszymi w swojej dziedzinie.
Współpraca na rzecz przyszłości
Projekt PUT Renovation doskonale ilustruje, jak świat akademicki i przemysł motoryzacyjny mogą się wzajemnie inspirować. Studenci Politechniki Poznańskiej, poprzez bezpośrednią pracę nad renowacją VW Karmann Ghia, mają szansę na zdobycie praktycznych umiejętności w rzeczywistych warunkach warsztatowych. Wizyta przedstawicieli Porsche Inter Auto w laboratoriach uczelni, w tym na Wydziale Inżynierii Lądowej i Transportu oraz Wydziale Inżynierii Mechanicznej, podkreśliła, jak motoryzacyjna pasja może napędzać innowacje i rozwój. Tego rodzaju projekty to nie tylko krok w stronę rozwoju młodych talentów, ale także inwestycja w przyszłość branży motoryzacyjnej. Praca nad odrestaurowaniem legendarnego Karmanna Ghia to dla studentów nieoceniona okazja do zdobycia cennych umiejętności, które mogą znacząco wpłynąć na ich przyszłą karierę.
Powrót ikony
Odrestaurowany VW Karmann Ghia, będący efektem tej współpracy, to uosobienie harmonii między tradycją a nowoczesnością. Dzięki pieczołowitości i zaangażowaniu każdego uczestnika projektu, samochód nie tylko odzyska swój dawny splendor, ale stanie się także dowodem na to, jak klasyka motoryzacji może współgrać z nowoczesnymi technologiami. Projekt PUT Renovation pokazuje, że przy odpowiednim wsparciu i z pasją można tworzyć coś naprawdę wyjątkowego, łącząc przeszłość z przyszłością.
Wybór samochodu używanego coraz częściej staje się rozsądną alternatywą dla zakupu nowego pojazdu. W programie Volvo Selekt klienci mogą liczyć na starannie wyselekcjonowane auta, które łączą w sobie prestiż, bezpieczeństwo i nowoczesne technologie. O tym, dlaczego warto postawić na używane Volvo i jakie korzyści niesie ze sobą program Volvo Selekt, mówią Alicja Dubako-Stachowiak i Przemysław Szulc – doradcy handlowi w Volvo Firma Karlik, odpowiedzialni za sprzedaż samochodów używanych.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Michał Musiał, materiały własne Volvo Firma Karlik
Jak dzisiaj wygląda rynek samochodów używanych? Widzicie wzrost zainteresowania tą kategorią na przestrzeni ostatnich lat?
ALICJA DUBAKO-STACHOWIAK: Rynek samochodów używanych przeżywa obecnie dynamiczny wzrost, a my obserwujemy zwiększone zainteresowanie tą kategorią na przestrzeni ostatnich lat. Pandemia dodatkowo napędziła ten trend, skłaniając wielu klientów do rozważenia zakupu pojazdu używanego. Coraz więcej osób dostrzega, że za cenę nowego samochodu marki wolumenowej może nabyć roczne lub dwuletnie Volvo, auto z segmentu premium, które oferuje nowoczesne systemy bezpieczeństwa i zaawansowane technologie. To sprawia, że wybór samochodu używanego staje się nie tylko bardziej ekonomiczny, ale również pozwala cieszyć się najwyższym komfortem podróżowania, jaki zapewnia marka Volvo.
Alicja Dubako – Stachowiak
Czym dokładnie jest program Volvo Selekt i jakie korzyści oferuje klientom w porównaniu do zakupu samochodu używanego z innego źródła?
PRZEMYSŁAW SZULC: Program Volvo Selekt został stworzony z myślą o osobach, które szukają atrakcyjnych ofert na samochody używane, ale oczekują czegoś więcej niż to, co oferują tradycyjne komisy i portale motoryzacyjne. Ale to przede wszystkim program, który zapewnia duże bezpieczeństwo kupującym pojazd używany, ponieważ każdy samochód wprowadzany do programu przechodzi gruntowny test w serwisie. Nasi mechanicy przeprowadzają szczegółową inspekcję, która obejmuje tzw. listę 100 punktów kontrolnych. Ta lista jest kluczowym elementem procesu certyfikacji pojazdów i gwarantuje, że każdy samochód spełnia rygorystyczne standardy Volvo. Jeśli przegląd wykaże jakiekolwiek nieprawidłowości, są one eliminowane, a uszkodzone części wymieniane na nowe. Na tej podstawie Volvo daje gwarancję na takie auto. Samochody nie starsze niż siedmioletnie dostają gwarancję od producenta, czyli gwarantem jest marka Volvo, starsze auta objęte są ubezpieczeniem kosztów napraw, które ma bardzo szeroki zakres, porównywalny z gwarancją.
Co obejmuje lista 100 punktów kontrolnych? Co w używanym samochodzie, który ma trafić do programu, sprawdzają technicy serwisu?
P.SZ.: W ramach tej inspekcji sprawdzany jest stan nadwozia i lakieru, układ napędowy, hamulcowy oraz kierowniczy, a także zawieszenie i układ elektryczny. Dodatkowo, ocenie podlega wnętrze pojazdu, w tym tapicerka i systemy bezpieczeństwa, a także opony i koła. Każdy samochód przechodzi również test drogowy, aby upewnić się, że wszystkie systemy działają prawidłowo w rzeczywistych warunkach. Inspekcja obejmuje również weryfikację dokumentacji pojazdu, co gwarantuje nienaganny stan techniczny i wizualny każdego auta oferowanego w ramach programu Volvo Select.
Z jakich źródeł pochodzą samochody dostępne w programie Volvo Selekt?
A.D-S.: Większość samochodów, które trafia do programu, to auta pozostawiane w rozliczeniu. Zazwyczaj są to dobrze nam znane pojazdy, które klienci oddają, decydując się na zakup nowego modelu Volvo. Ściśle współpracujemy w naszej firmie z działem sprzedaży samochodów nowych. Jeśli pojawia się u nich klient z zamiarem zakupu nowego auta, jest informowany o możliwości pozostawienia swojego auta w rozliczeniu. Bardzo często kupujemy także samochody z wolnego rynku, współpracując z zaufanymi partnerami zarówno polskimi, jak i zagranicznymi, dbając o najwyższą jakość oferty.
Jakie kryteria musi spełniać samochód, aby mógł zostać włączony do programu Volvo Selekt?
P.SZ.: Dwa podstawowe parametry, które musi spełniać takie auto, to jego wiek i przebieg. Nie przyjmujemy do programu samochodów starszych niż dziesięcioletnie, a ich przebieg nie może przekraczać 150 tysięcy kilometrów. Dodatkowo auto musi być bezwypadkowe oraz musi posiadać udokumentowaną historię serwisową.
Jakie dodatkowe gwarancje i zabezpieczenia otrzymuje klient, decydując się na zakup samochodu z programu Volvo Selekt?
P.SZ.: To przede wszystkim wspomniana już gwarancja producenta w przypadku aut nie starszych niż siedmioletnie i ubezpieczenie kosztów naprawy w przypadku samochodów starszych, ale także wszystkie samochody znajdujące się w programie są chronione ubezpieczeniem Assistance. Co to oznacza? Gdyby taki samochód uległ awarii, ma zapewniony transport do najbliższej stacji serwisowej, dodatkowo jest możliwość skorzystania z samochodu zastępczego.
A co z finansowaniem? Jakie opcje są dostępne dla klientów?
A.D-S.: Marka Volvo od wielu lat współpracuje z mBankiem, oferując atrakcyjne warunki finansowania nowych lub używanych samochodów tej marki. Tak więc jeśli ktoś chciałby z takiego modelu skorzystać, jak najbardziej może to zrobić u nas w salonie, pomożemy w uzyskaniu takiego finansowania. Ale samochody w programie Volvo Selekt można także wziąć w najem długoterminowy czy kupić na kredyt. Zatem są to opcje zupełnie takie same jak w przypadku kupna samochodu nowego.
Jakie usługi posprzedażowe oferujecie klientom, którzy zakupią samochód w ramach programu Volvo Selekt?
A.D-S.: Wspomniana gwarancja może zostać za dodatkową opłatą przedłużona aż do trzech lat w zależności od wieku pojazdu, a każdy samochód kupiony w ramach programu Volvo Selekt, jeśli okaże się zakupem nietrafionym, można w ciągu miesiąca wymienić na samochód o takiej samej wartości lub droższy. W przypadku wymiany dochodzi jeszcze jeden warunek – przebieg pojazdu liczony od chwili wydania go nabywcy nie może przekraczać 1500 kilometrów. P.SZ.: Samochody, które oferujemy w programie, są sprzedawane w standardzie samochodów nowych. To oznacza, że specjalnie przeszkolony handlowiec w dniu wydania rozmawia z klientem, odpowiada na wszystkie pytania, a nawet omawia zakres obsługi wybranego modelu. Tym między innymi zakup samochodu używanego w autoryzowanym salonie różni się od kupna samochodu w komisie, gdzie wiedza na temat sprzedawanego auta często kończy się na roczniku i przebiegu.
Rynek samochodów używanych przez lata obrósł w nieskończoną ilość mitów na ich temat. Czy klientom trafiającym do Was, towarzyszą obawy związane z kupnem auta używanego?
A.D-S.: Dzisiaj duża część naszych klientów ma świadomość, że przychodząc do salonu renomowanej firmy, autoryzowanego salonu, jakim jest Volvo Firma Karlik, znajdzie tu samochody dokładnie sprawdzone, pozbawione jakichkolwiek wad, co daje pewność zakupu pojazdu o najwyższej jakości i niezawodności. Rozwiewamy negatywne stereotypy!
A jak kształtują się ceny takich samochodów?
P.SZ.: Samochody w naszym programie na pewno mają wyższą cenę niż w przydrożnych komisach. A wynika to z rygorystycznej kontroli jakości, gwarancji, oraz pewności, że każdy pojazd jest w sprawdzonym stanie technicznym i wizualnym. Usuwamy w naszym serwisie wszystkie usterki, doprowadzamy auto do stanu dobrego, potwierdzonego szczegółową dokumentacją. Klient decydując się na zakup samochodu w programie Volvo Selekt, oprócz samochodu kupuje także spokój i pewność, że choć nabył samochód używany, może spokojnie udać się nim nawet w daleką trasę. A.D-S.: Samochody, którymi dysponujemy mają udokumentowaną przeszłość serwisową, więc znamy ich historię, wiemy co się z nimi działo w trakcie ich użytkowania przez poprzedniego właściciela. To daje naszym klientom pewność, że kupują pojazd sprawdzony, w pełni przygotowany do jazdy i nic ich niemile nie zaskoczy. P.SZ.: A co warto dodać to to, że doradcy handlowi zatrudnieni w ramach programu Volvo Selekt, mają kompleksową wiedzę na temat samochodów marki Volvo, systemów w nich zamontowanych i generalnej ich obsługi. To także ogromna przewaga nad multibrandowymi komisami, gdzie tak wyspecjalizowana wiedza często nie jest dostępna. A nam to pozwala zapewnić klientom najwyższy poziom wsparcia i profesjonalizmu na każdym etapie zakupu.
Ale czy to oznacza, że tylko samochód marki Volvo mogę u Was zostawić w rozliczeniu?
P.SZ.: Przyjmujemy w rozliczeniu także samochody innych marek, robimy ocenę ich stanu i przekazujemy klientowi listę, co należy w tym samochodzie naprawić, aby przywrócić go do stanu bezpiecznej używalności. Sami nie wykonujemy serwisu, gdyż siłą rzeczy jesteśmy autoryzowanym salonem marki Volvo i nasz serwis jest dedykowany właśnie tej marce.
Hit sprzedażowy?
A.D-S.: Zdecydowanie Volvo XC60. To nasz flagowy model, który niezmiennie od lat cieszy się ogromną popularnością. I co warto dodać, jeśli klient wymarzy sobie konkretny kolor swojego nowego, używanego auta, czy konkretne wyposażenie, a my akurat takiego modelu nie mamy na naszym placu, jesteśmy w stanie, dzięki współpracy z innymi salonami w Polsce, ale także w Niemczech i Szwecji, w bardzo krótkim czasie taki samochód do nas sprowadzić. Zatem kupując auto używane w programie Volvo Selekt, klient nie jest skazany na to, co jest akurat dostępne, ponieważ możemy precyzyjnie dopasować pojazd do jego indywidualnych oczekiwań, spełniając jego marzenia o danym modelu Volvo.
A elektryki? To w miarę nowa kategoria na rynku motoryzacyjnym. Można w ramach programu kupić używany samochód elektryczny?
A.D-S.: Otrzymujemy coraz więcej zapytań o ten segment. Jak najbardziej mamy w ofercie także używane samochody elektryczne. To Volvo EX30 i Volvo EX40. To najczęściej samochody po najmach pracowniczych, więc z relatywnie niskimi przebiegami.
Czy istnieją różnice pomiędzy zakupem samochodu nowego w salonie a używanego w programie Volvo Selekt?
P.SZ.: Proces zakupu samochodu używanego niewiele się różni od zakupu samochodu nowego. Jeśli klient ma upatrzony jakiś konkretny egzemplarz z danego modelu, wówczas zupełnie tak samo jak podczas zakupu nowego auta, handlowiec po prezentacji samochodu na placu, zaprasza klienta na jazdę testową, demonstrując wszelkie systemy zamontowane w aucie. Potem jest czas na samodzielną jazdę i jeśli jest to miłość od pierwszego wejrzenia, wówczas siadamy przy stole i dopełniamy wszelkich formalności.
A wydanie samochodu? Bo to ważny moment, który często jest w wyjątkowy sposób celebrowany w chwili wydawania nowego auta.
P.SZ.: Wydanie samochodu w programie Volvo Selekt odbywa się w salonie, w dedykowanym miejscu, dokładnie tak samo, jak przy odbiorze nowego pojazdu. Każdy klient kupujący samochód w ramach tego programu jest traktowany z taką samą uwagą i dbałością, jak osoba nabywająca fabrycznie nowy samochód. Pojazd jest starannie przygotowany, czysty i pachnący, gotowy do drogi. Zdajemy sobie sprawę, że wydanie to ważny element całego procesu zakupu i bardzo nam zależy, aby klient mógł celebrować ten moment w szczególny sposób.
Klient, który do Was przyjeżdża, to tylko klient lokalny?
P.SZ.: Na rynku samochodów używanych obowiązuje zasada „kto ma towar, ten wygrywa”. Firma Karlik działa bardzo prężnie w tym obszarze od wielu lat i dba o to, aby oferta samochodów używanych była bardzo szeroka. To sprawia, że klient po swoje wymarzone auto potrafi do nas przyjechać z bardzo daleka, nawet z Rzeszowa!
To na koniec powiedzcie, gdzie te samochody można obejrzeć?
A.D-S.: Mamy dedykowaną stronę internetową, gdzie można zobaczyć naszą pełną ofertę samochodów dostępnych na miejscu, a także prezentujemy dostępne modele na portalu OTOMOTO. I oczywiście zapraszamy do naszego poznańskiego salonu przy Jeziorze Maltańskim, a także do nowego salonu przy ul. Torowej 14 na Franowie, gdzie kompleksowo opowiemy i zaprezentujemy dostępne samochody, pomagając w wyborze idealnego modelu dostosowanego do indywidualnych potrzeb klienta.
Natalia Kaczmarek i Rafał Kosiński | Bezpieczeństwo na drodze zaczyna się od kierowcy
4 września, 2024
Artykuł przeczytasz w: 17 min.
W dobie coraz bardziej zaawansowanych technologii motoryzacyjnych świadomość kierowców wciąż pozostaje kluczowym czynnikiem bezpieczeństwa na drodze. Jak pokazują doświadczenia z Ośrodka Doskonalenia Techniki Jazdy Akademia Kierowcy, wielu kierowcom brakuje podstawowych umiejętności, takich jak prawidłowe hamowanie czy manewrowanie pojazdem. Natalia Kaczmarek i Rafał Kosiński, eksperci z zakresu doskonalenia techniki jazdy, wskazują najczęstsze błędy popełniane za kierownicą, obalają mity dotyczące jazdy i wyjaśniają, dlaczego każdy, niezależnie od doświadczenia, powinien regularnie doskonalić swoje umiejętności.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto | Partner: BMW Inchcape Polska
Dlaczego szkolenia z doskonalenia techniki jazdy są tak istotne w kontekście poprawy bezpieczeństwa na drogach?
NATALIA KACZMAREK: Bo od prawidłowej reakcji kierowcy na drodze zależy jego życie i zdrowie. Szkolenia z doskonalenia techniki jazdy pomagają kierowcom opanować prowadzenie pojazdu. To techniki, które mogą uratować życie w trudnych sytuacjach drogowych. Dzięki nim kierowcy zdobywają praktyczne umiejętności w zakresie kontroli nad pojazdem w trudnych warunkach, takich jak poślizgi czy nagłe hamowanie. Uczą się również, jak efektywnie korzystać z nowoczesnych systemów bezpieczeństwa czynnego, które standardowe kursy na prawo jazdy zazwyczaj tylko pobieżnie omawiają. To szkolenie znacząco podnosi ich świadomość i umiejętności, co bezpośrednio przekłada się na poprawę bezpieczeństwa na drogach.
Liczba wszystkich kolizji i wypadków spada na przestrzeni lat. Chociaż takich przykrych zdarzeń jest coraz mniej, nadal się zdarzają. Jakie są najczęstsze przyczyny wypadków drogowych?
N.K.: Bezpieczeństwo w ruchu drogowym zależy od trzech głównych czynników: drogi, czynnika ludzkiego oraz stanu technicznego pojazdu. Odpowiedni stan nawierzchni, dobre oznakowanie i prawidłowe oświetlenie drogi są kluczowe, aby zapewnić komfort oraz bezpieczeństwo jazdy. Równie ważny jest czynnik ludzki, czyli zachowanie kierowcy – jego koncentracja, przestrzeganie przepisów i zdolność do odpowiedniego reagowania w trudnych sytuacjach. Nie można też zapominać o stanie technicznym pojazdu, który powinien być regularnie sprawdzany pod kątem sprawności, opon oraz innych kluczowych elementów, by zminimalizować ryzyko awarii. Właściwa harmonia między tymi aspektami zapewnia bezpieczną jazdę. RAFAŁ KOSIŃSKI: Z kolei, jeśli chodzi o statystyki policyjne, główną przyczyną tragedii na drogach jest prędkość. Przekraczanie dozwolonej prędkości często prowadzi do utraty kontroli nad pojazdem, zwłaszcza w trudnych warunkach drogowych, co w połączeniu z błędami ludzkimi i stanem technicznym pojazdu znacząco zwiększa ryzyko wypadków. Natomiast jeśli chodzi o bezpośrednie przyczyny wypadków drogowych, to na pierwszym miejscu plasuje się wymuszenie pierwszeństwa przejazdu. 70 proc. wypadków z udziałem motocyklistów spowodowanych jest właśnie przez tę przyczynę. A im większa prędkość przy takim zdarzeniu, tym gorsze w skutkach konsekwencje.
W raporcie „Wypadki drogowe w Polsce w 2023 roku” opracowanym przez Biuro Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji jako trzy główne przyczyny wypadków, wymienia się dokładnie te, o których już wspomnieliście: czynnik ludzki, droga i pojazd – w rozumieniu jego sprawności technicznej. W którym z tych trzech obszarów szkolenie z doskonalenia techniki jazdy może okazać się pomocne?
R.K.: Bezdyskusyjnie zależy nam na podnoszeniu świadomości kierowców i eliminacji złych nawyków za kierownicą. Ale naszą uwagę koncentrujemy także na samym pojeździe. Kursy na prawo jazdy skupiają się głównie na podstawowych zasadach prowadzenia samochodu i przepisach drogowych, jednak nie uczą kierowców w pełni, jak reagować w trudnych sytuacjach na drodze, czy jak zrozumieć zachowanie samochodu w różnych warunkach. Szkolenie w ośrodku doskonalenia techniki jazdy pozwala kierowcom lepiej zrozumieć działanie samochodu oraz jego systemów. Współczesne auta posiadają całą masę elektronicznych asystentów wspomagających kierowcę, począwszy od systemu ABS, przez system ESP, system radarowego pomiaru odległości pomiędzy naszym pojazdem a pojazdem z przodu, po takie jak asystent awaryjnego hamowania. I to, co obserwujemy podczas naszych szkoleń, to zupełny brak wiedzy kierowców na temat działania tych systemów. Dlatego nasz projekt, jakim jest Ośrodek Doskonalenia Techniki Jazdy Akademia Kierowcy, bardzo mocno ewoluuje w kierunku nauki o systemach zamontowanych w naszych samochodach.
Systemy ratują nam zdrowie i życie podczas zdarzenia drogowego?
R.K.: Potrafią nam bardzo pomóc, ale także musimy jako kierowcy zdawać sobie sprawę z wielu wykluczeń, jak chociażby złe warunki pogodowe, deszcz, śnieg, mgła czy niska temperatura, mogą zakłócić ich działanie i spowodować, że nie będą one skutecznie wspierać.
Świeżo upieczeni kierowcy są przygotowani do jazdy w realnych warunkach drogowych po ukończeniu standardowych kursów na prawo jazdy?
N.K.: Kursy na prawo jazdy uczą zdać egzamin, ale wiedza na temat technicznego funkcjonowania samochodów jest znikoma. Część kierowców najchętniej wyłączyłaby wszystkie systemy zaraz po zakupie samochodu, bo w ich mniemaniu „przeszkadzają”. A chodzi o to, aby pomóc im zrozumieć, że „nie przeszkadzają”, ale zdecydowanie pomagają. R.K.: Na przestrzeni lat samochody przeszły ogromną transformację pod względem technologii, szczególnie w kontekście asystentów i systemów wspomagających kierowcę. To sprawia, że dzisiejsze pojazdy wymagają od kierowców nie tylko umiejętności prowadzenia, ale także zrozumienia i właściwego korzystania z tych zaawansowanych technologii.
No dobrze, ale czy skoro systemy w naszych samochodach są tak mądre i potrafią nas wyciągnąć z opresji, to czy wiedza na ich temat jest nam, kierowcom, tak naprawdę niezbędna?
N.K.: Samochodem cały czas kieruje człowiek! Systemy są po to, aby wspomagać naszą jazdę, ale nie zastąpią naszej czujności, uważności. Bezpieczeństwo na drodze zaczyna się od kierowcy.
Zwykle przyczyny wypadków drogowych leżą po stronie człowieka. Liczba zdarzeń, w których wina leży po stronie wady fabrycznej auta lub jakiegoś losowego wydarzenia, jest marginalna. Zdecydowanie częściej to ludzie ponoszą odpowiedzialność za kolizje, stłuczki i wypadki. Jakich umiejętności brak kierowcom – co obserwujecie podczas szkoleń?
R.K.: I tu Cię pewnie zdziwię. Umiejętności kręcenia kołem kierownicy i umiejętności awaryjnego hamowania.
Brzmi to trochę przerażająco…
R.K.: Ale tak jest. Dziewięciu na dziesięciu kierowców, którzy trafiają na nasze szkolenia, nie posiada tych, wydawałoby się, podstawowych umiejętności: kręcenia kierownicą oraz awaryjnego hamowania. A przecież na co dzień jeżdżą oni samochodami mającymi sto, dwieście, trzysta koni mechanicznych. Wszyscy chcą rozpędzać auto do przysłowiowej setki w 4 sekundy, ale nie potrafią go zatrzymać na 60-70 metrach. N.K.: Wielu kierowcom brakuje wyobraźni. Współczesne samochody stają się coraz mocniejsze i mogą szybko osiągać duże prędkości, co sprawia, że ich dynamiczne przyspieszenie często bywa niedoceniane przez innych uczestników ruchu. Niepozorne auta, które wyglądają na przeciętne, mogą zaskoczyć kierowców na drodze, zwłaszcza w sytuacjach, gdy ktoś wyjeżdża z podporządkowanej ulicy, nie zdając sobie sprawy, jak szybko nadjeżdżający pojazd się zbliża. Taka nieprzewidywalność zwiększa ryzyko kolizji i wypadków, podkreślając potrzebę większej ostrożności i świadomości podczas oceny sytuacji na drodze.
Ośrodek doskonalenia techniki jazdy prowadzicie od 2013 roku. Świadomość kierowców rośnie? Zauważacie zmianę?
R.K.: Taką zmianę zauważamy głównie wśród motocyklistów. Wręcz powiedziałbym, że to dzisiaj jedyna grupa, która w bardzo świadomy sposób podchodzi do kwestii bezpieczeństwa na drodze. Motocykl nie wybacza błędów i szybko weryfikuje niedociągnięcia kierowcy. W przypadku samochodów jest nieco inaczej. Im lepsze auto, tym bardziej maskuje brak umiejętności kierowcy. N.K.: Motocykliści faktycznie stanowią sporą grupę naszych kursantów, ale nie tylko oni się u nas pojawiają. To także rodzice, którzy wykupują godziny jazdy doszkalającej dla swojego dziecka, które dopiero co zdało egzamin na prawo jazdy i chcą oni zapewnić mu jak najbezpieczniejszy start na drodze. Natomiast naszym głównym klientem są firmy, które zatrudniając zawodowych kierowców, chcą zminimalizować ryzyko wystąpienia zdarzeń drogowych.
A co z przeciętnym użytkownikiem polskich szos?
N.K.: Tu nadal jest wiele do zrobienia. Niestety jest to grupa, która najrzadziej korzysta ze szkoleń z doskonalenia techniki jazdy, uważając, że ich wieloletnie doświadczenie za kierownicą wystarcza do bezpiecznego prowadzenia pojazdu.
Ale skoro już taki się u Was pojawia, to czy wiek ma znaczenie? Widzicie różnice w podejściu do nauki techniki jazdy między młodszymi a starszymi kierowcami?
N.K.: 10 lat temu powiedziałabym, że najtrudniejszą w szkoleniu grupą byli wieloletni kierowcy, którzy po przejechaniu setek tysięcy kilometrów uważali, że wszystko już umieją i niczego nie muszą zmieniać. Dzisiaj jest inaczej. Starsi stażem kierowcy zauważają u siebie zmianę percepcji, spowolnienie reakcji i z większą pokorą podchodzą do swoich umiejętności. Mniej plastyczni są ci młodzi, dla których często pierwszym autem jest auto z segmentu premium, które wiele wybacza i roztacza aurę „nieśmiertelności”, a to błędne myślenie…
Rutyna gubi kierowców? Jak walczyć z wieloletnimi nawykami?
N.K.: Rutyna rzeczywiście może być niebezpieczna dla kierowców, ponieważ wieloletnie nawyki prowadzą często do zbyt dużej pewności siebie i obniżonej czujności za kierownicą. Aby walczyć z tym problemem, warto regularnie odświeżać swoje umiejętności, właśnie poprzez udział w szkoleniach z doskonalenia techniki jazdy, które przypominają o właściwych reakcjach w różnych sytuacjach na drodze. Ponadto, kluczowe jest świadome unikanie automatyzmów – staranie się zachować pełną koncentrację podczas każdej jazdy, nawet na dobrze znanych trasach oraz regularne przeglądanie nowych przepisów drogowych i aktualizowanie swojej wiedzy. R.K.: Pamiętamy jeszcze jazdę kultowym Maluchem, gdzie 50 km/h było prędkością kosmiczną. (śmiech) Dziś, kiedy jedziemy 50 km/h, wydaje nam się, że stoimy w miejscu. A fizyka jest ta sama. Dodatkowo dzisiejsze auta są cięższe, ruch na ulicach większy, pojawiły się hulajnogi, rowery, do tego siedzimy z nosem w telefonie. Jadąc po mieście 50 km/h w ciągu jednej sekundy, przejeżdżamy 14 metrów, czyli trzy długości samochodu. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że w tak krótkim czasie tak wiele się dzieje! Nikt tego w ten sposób nie liczy. Motoryzacja bardzo się zmieniła, samochody się zmieniły. Stare przyzwyczajenia nie działają. Musimy sobie zdawać z tego sprawę.
Jakie są najczęstsze mity dotyczące doskonalenia techniki jazdy, które warto rozwiać w świadomości kierowców? Z jakimi przekonaniami kierowcy do Was trafiają?
N.K.: Wiele osób uważa, że doświadczenie za kierownicą zwalnia ich z konieczności dalszego doskonalenia umiejętności, co jest błędnym przekonaniem. Istnieje także przekonanie, że szybkość jazdy równa się dobrym umiejętnościom, podczas gdy prawdziwie bezpieczna jazda polega na umiejętności dostosowania prędkości do warunków i przewidywania sytuacji na drodze. Ponadto, poleganie wyłącznie na nowoczesnych systemach wspomagających kierowcę może prowadzić do utraty czujności i niebezpiecznych sytuacji. Kierowcy często trafiają do nas z przekonaniem, że nie mają już nic do nauczenia, podczas gdy każdy może poprawić swoje umiejętności, bez względu na poziom doświadczenia.
Jakie konkretne sytuacje drogowe są najtrudniejsze do opanowania dla przeciętnego kierowcy?
N.K.: Z opowieści naszych klientów wynika, że najbardziej stresującą i powodującą dezorientację w reakcji za kierownicą jest wybiegająca nagle na drogę zwierzyna. Czyli coś co na szkoleniach nazywa się po prostu ominięciem przeszkody. R.K.: Z kolei w przypadku motocyklistów zaraz obok zwierzyny najwięcej kłopotów sprawia manewrowanie. Czyli zatrzymanie, poprawne wjechanie w zakręt, wyhamowanie motocykla i zawrócenie go – typowe elementy jazdy precyzyjnej, jazdy miejskiej.
Rynek motoryzacyjny się zmienia, na drogach obserwujemy coraz więcej jednośladów, takich jak hulajnogi i rowery, jak grzyby po deszczu wyrastają w naszych miastach ścieżki rowerowe. To wymaga znacznie większej uważności od kierowców niż jeszcze 10 lat temu. W jaki sposób dostosowujecie szkolenia do zmieniających się warunków na drogach, ale także rozwoju technologii motoryzacyjnych, takich jak chociażby pojazdy elektryczne?
N.K.: Rowerzystów nie szkolimy, a może szkoda. Bo poruszając się rowerem czy hulajnogą po ulicach, warto byłoby znać przepisy ruchu drogowego i zdawać sobie sprawę z tego, że w zderzeniu z samochodem, użytkownik takiego jednośladu praktycznie nie ma szans na wyjście z tego cało. A dziś poruszanie się rowerem, hulajnogą elektryczną czy skuterem o pojemności do 50 cm³ nie wymagają posiadania żadnych uprawnień, a przecież to także użytkownicy dróg. R.K.: W 2023 roku rowerzyści uczestniczyli w przeszło 3500 wypadków, podczas kiedy motocykliści w 836. Tak duża liczba wypadków z udziałem rowerzystów w dużej mierze wynika z braku znajomości przepisów prawa o ruchu drogowym i nieznajomości nawet podstawowych znaków. I choć wszyscy rozumiemy dbałość o planetę, presję na przesiadanie się na ekologiczne środki transportu, samochodów w Polsce przybywa. A w starciu z samochodem użytkownik jednośladu jest praktycznie bezbronny. W przypadku suchej, równej i czystej nawierzchni asfaltowej całkowita droga hamowania samochodu osobowego wynosi ok. 20-25 m z prędkości 50 km/h., ale tylko w przypadku nowoczesnego auta o nienagannym stanie technicznym i na dobrych oponach. Kiedy dodamy do tego złe warunki pogodowe, takie jak chociażby mżawka i opony, na których jeździmy kolejny sezon, droga hamowania się wydłuża. I choć oczywiście przepisy o ruchu drogowym chronią najsłabszych użytkowników dróg, wystarczy trochę wiedzy i wyobraźni, aby uniknąć często najgorszego…
Wspomniałeś o ekologicznych środkach transportu. A co z jazdą samochodami elektrycznymi? Jeździ się nimi inaczej niż pojazdami o napędzie spalinowym?
R.K.: Prowadzenie pojazdów o napędzie elektrycznym różni się od pojazdów spalinowych pod wieloma względami. Samochody elektryczne oferują kierowcy natychmiastowy dostęp do pełnego momentu obrotowego odpowiedzialnego za dynamikę samochodu w zakresie przyśpieszania. Są znacząco cięższe niż ich odpowiedniki z konwencjonalnymi silnikami spalinowymi. Finalnie skutkuje to zmianą prowadzenia takiego pojazdu zarówno na suchej, jak i mokrej nawierzchni oraz zmianą naszego myślenia w zakresie trasy przejazdu. Te różnice wymagają adaptacji i bardziej świadomego podejścia do jazdy. Ale ich inność nie polega tylko na zmianie techniki jazdy, ale także na budowie, naprawie i eksploatacji w rozumieniu stricte serwisowym.
W kontekście samochodów elektrycznych specjalizujecie się także w przygotowywaniu i certyfikacji serwisów do standardów oczekiwanych przez producentów.
R.K.: Bardzo blisko współpracujemy z Polską Izbą Rozwoju Elektromobilności, której celem jest wspieranie i promowanie rozwoju elektromobilności w Polsce. Skupia ona firmy, instytucje oraz ekspertów z sektora elektromobilności, w tym producentów pojazdów elektrycznych, dostawców infrastruktury ładowania, a także organizacje zajmujące się technologiami wspierającymi zrównoważony transport. PIRE działa na rzecz tworzenia sprzyjających warunków legislacyjnych, wspiera innowacje oraz inicjatywy mające na celu rozwój elektrycznego transportu w Polsce, zarówno na poziomie miejskim, jak i krajowym. Naszym zadaniem jest współpraca z importerami pojazdów odnośnie szkolenia techników serwisu w zakresie budowy, diagnostyki, naprawy i logiki działania układów w samochodach elektrycznych. Certyfikujemy sieci importerskie w oparciu o wypracowane programy szkoleniowe w zakresie Aftersale. Specjalizujemy się m.in. w pojazdach z napędem elektrycznym, współpracując między innymi z fabrykami produkującymi samochody z takimi napędami.
Choć w 2023 roku liczba zarejestrowanych samochodów elektrycznych w Polsce względem 2022 roku wzrosła o połowę, to dane te dobrze prezentują się jednak tylko na papierze. W rzeczywistości, udział elektryków w ogólnej puli nowych pojazdów rejestrowanych w 2023 r. wynosi zaledwie 3,6%. Zatem przytłaczającą większość samochodów w naszym kraju stanowią te o napędzie spalinowym. A te trzeba tankować nietanim konwencjonalnym paliwem. Badania wskazują, że statystycznie, rocznie wydajemy na prywatne auto 12 tys. złotych. Czy stylem jazdy możemy wpłynąć na zmniejszenie kosztów paliwa?
R.K.: Jak najbardziej. Coraz popularniejszy na świecie staje się ecodriving, czyli styl jazdy, który ma na celu zmniejszenie zużycia paliwa i emisji spalin poprzez bardziej efektywne i ekologiczne prowadzenie pojazdu. Wielu kojarzy się on z powolną jazdą, ale to nieprawda. Ecodriving obejmuje techniki takie jak płynne przyspieszanie i hamowanie, utrzymywanie stałej prędkości pojazdu, unikanie gwałtownych manewrów oraz optymalne wykorzystanie biegów. Ecodriving promuje również przewidywanie sytuacji na drodze, co pozwala na unikanie zbędnych postojów i przyspieszeń, co nie tylko obniża koszty eksploatacji pojazdu, ale także zmniejsza wpływ na środowisko. A na trasie pozwala bezpieczniej dojechać do celu i być zdecydowanie bardziej wypoczętym.
To brzmi jak dobry plan na zmniejszenie kosztów w przedsiębiorstwach, które dysponują sporą flotą.
R.K.: Ecodriving jest świetnym sposobem na optymalizację kosztów w firmie. Poprzez stosowanie technik ecodrivingu kierowcy mogą zmniejszyć zużycie paliwa nawet o 10-15%, co bezpośrednio przekłada się na obniżenie kosztów operacyjnych. Dodatkowo, płynniejsza jazda zmniejsza zużycie elementów takich jak hamulce, opony i silnik, co redukuje koszty serwisowe oraz przedłuża żywotność pojazdów. Długofalowo wdrożenie ecodrivingu w firmie przyczynia się również do ograniczenia emisji CO2, co może poprawić wizerunek firmy jako ekologicznej i odpowiedzialnej społecznie. Dzisiaj można wykorzystać nowoczesne systemy telematyczne, które analizują styl jazdy, oraz regularnie szkolić kierowców z zakresu ecodrivingu.
Jesteście obecni na rynku motoryzacyjnym od wielu lat zarówno w obszarze edukacji, jak i budowy, eksploatacji oraz systemów montowanych w nowoczesnych samochodach. Obserwujecie zmiany, jakie na tym rynku występują. Dokąd jedzie współczesna motoryzacja?
R.K.: Przede wszystkim w kierunku zrównoważonego transportu, z rosnącym naciskiem na elektromobilność, autonomię pojazdów i cyfryzację. Przemysł coraz bardziej koncentruje się na produkcji pojazdów elektrycznych, hybrydowych i zasilanych alternatywnymi źródłami energii, aby zmniejszyć emisję spalin i uzależnienie od paliw kopalnych. Trwają prace nad wydajniejszymi akumulatorami, a także trwa rozbudowa infrastruktury szybkich stacji ładowania. Równocześnie rozwijane są technologie autonomicznych samochodów oraz zaawansowanych systemów wspomagania kierowcy, które mają na celu poprawę bezpieczeństwa na drogach. Wzrost cyfryzacji umożliwia lepsze połączenie pojazdów z infrastrukturą i użytkownikami, co rewolucjonizuje sposób, w jaki podróżujemy. Te zmiany mają na celu przekształcenie motoryzacji w kierunku bardziej ekologicznego, bezpieczniejszego i wydajniejszego systemu transportu, który lepiej odpowiada na wyzwania współczesnego świata. Naszą misją w tym obszarze działania jest wspieranie m.in. posiadaczy współczesnych samochodów w lepszym zrozumieniu tego świata oraz technik, które mamy, a nie zawsze potrafimy je zastosować jako użytkownicy dróg i szos.
Bentley Continental GT Speed | Nowa definicja luksusu i mocy
19 sierpnia, 2024
Artykuł przeczytasz w: 4 min.
W krainie luksusowych samochodów, gdzie każdy detal jest dziełem sztuki, Bentley od lat stoi na piedestale, wyznaczając standardy, które inni mogą tylko próbować osiągnąć. Najnowszy model brytyjskiego producenta, Continental GT Speed czwartej generacji, to manifestacja elegancji, technologii i niezrównanych osiągów, które wprowadzają markę w nową erę motoryzacyjnego luksusu, oferując swoim klientom podróż, która nie tylko porusza zmysły, ale również redefiniuje pojmowanie komfortu i prędkości.
Pierwsze wrażenie? Niezwykłe. Bentley Continental GT Speed z dumą kroczy ścieżką wyznaczoną przez legendarny model Continental R-Type z 1952 roku, wzbogacając jego klasyczne linie o nowoczesne akcenty. Zupełnie nowy design, który jest kontynuacją rewolucji projektowej marki Bentley to największa zmiana tego modelu od dwóch dekad, a także pierwszy samochód marki z pojedynczymi reflektorami od lat pięćdziesiątych. Przeprojektowano także zderzak, tylne światła i pokrywę bagażnika, tworząc harmonijną całość, która emanuje dynamiką i elegancją. Aerodynamiczny kształt pokrywy bagażnika zapewnia siłę docisku z tyłu bez potrzeby stosowania rozkładanego tylnego spojlera. To rozwiązanie efektywne, a jednocześnie subtelne. Całości dopełniają 22-calowe felgi, dostępne w ciemnych odcieniach z polerowanymi akcentami, które niczym doskonale dopasowana biżuteria, dodają samochodowi elegancji i charakteru.
Przekraczając granice możliwości
Bentley Continental GT Speed czwartej generacji jest najmocniejszym drogowym modelem brytyjskiego producenta, jaki kiedykolwiek powstał. Pod jego maską czai się prawdziwa bestia. To, co kiedyś było tylko marzeniem inżynierów, dziś staje się rzeczywistością dzięki innowacyjnemu układowi napędowemu „Ultra Performance Hybrid”. Łącząc czterolitrowy silnik V8 z mocą 600 KM z elektrycznym napędem o mocy 190 KM samochód osiąga łączną moc 782 KM i moment obrotowy 1000 Nm. Continental GT Speed to samochód, który nie zna kompromisów. Ten potężny układ napędowy pozwala mu rozpędzić się od 0 do 100 km/h w zaledwie 3,2 sekundy, osiągając maksymalną prędkość 335 km/h. Dzięki ośmiobiegowej przekładni dwusprzęgłowej i elektronicznemu mechanizmowi różnicowemu o ograniczonym poślizgu (eLSD), Bentley zapewnia nie tylko wyjątkowe przyspieszenie, ale i bezkompromisową trakcję, niezależnie od warunków.
Komfort i innowacja na najwyższym poziomie
Wnętrze modelu Continental GT Speed to kwintesencja luksusu i innowacji. Fotele zaprojektowane przez brytyjskiego producenta, które od lat wyznaczają standardy w zakresie komfortu, teraz dostępne są w wersji wellness. To prawdziwa rewolucja – pełna regulacja postawy, automatyczna klimatyzacja, masaż i systemy wspierające zdrowie, które nie tylko minimalizują zmęczenie, ale i maksymalizują relaks. Uzupełnieniem kabiny są zaawansowane systemy multimedialne i perfekcyjnie dopasowane detale, które tworzą wnętrze będące połączeniem nowoczesności i klasyki. To miejsce, gdzie luksus spotyka się z funkcjonalnością, a każdy element jest przemyślany w taki sposób, aby zapewnić najwyższy poziom komfortu i wygody.
Bentley. Dziedzictwo
Bentley Continental GT Speed czwartej generacji to nie tylko samochód, ale również kontynuacja 21-letniej tradycji rodziny Continental GT. Od momentu powstania w 2003 roku, Continental GT pozostaje najbardziej inspirującym grand tourerem na świecie. To samochód, który na nowo definiuje najlepsze połączenie osiągów, ręcznie wykonanego rzemiosła oraz komfortu. Nowy model to nie tylko kolejny krok naprzód, ale również początek nowej ery dla marki Bentley, która z każdym rokiem podnosi poprzeczkę wyżej, ustanawiając nowe standardy w motoryzacji.
Zatwierdzanie danych dotyczących emisji CO₂ i zużycia paliwa dla UE-27 w toku ze względu na proces homologacji.
Powstała w 1946 roku, dzięki determinacji Enrico Piaggio, by stworzyć tani środek transportu dla mas. Grała w „Rzymskich Wakacjach” u boku Audrey Hepburn i Gregory Pecka. W latach 50-tych odnosiła sukcesy w rajdach i wyścigach motocyklowych w całej Europie, objechała świat dookoła, brała udział w rajdzie Paryż – Dakar, dekorował ją sam Salvador Dali, a The Times określił ją mianem „na wskroś włoskiego produktu, jakiego nie widziano od czasów rzymskiego rydwanu”. Vespa – ikona popkultury i designu, także w Poznaniu stanowi obiekt westchnień i pożądania. W niezwykłą podróż po meandrach jej historii zabiera nas Karolina Porożyńska, dyrektor zarządzająca firmy Moto RP.
Znajdujemy się w jednym z salonów firmy Moto RP, miejscu powstałym z miłości do motocykli. Jakie były początki?
KAROLINA POROŻYŃSKA: Salon powstał z wielkiej pasji mojego męża Roberta, którego od zawsze fascynowała prędkość. Swoje marzenia o ściganiu się realizował na naszym poznańskim torze podczas wyścigów gokartowych, jeżdżąc w barwach Automobilklubu Wielkopolskiego. Ale było mu mało i z gokartów przerzucił się na motocykle. Swój pierwszy kupił, będąc jeszcze w technikum i zupełnie przepadł. (śmiech) Pokochał motocykle i z tej miłości postanowił otworzyć warsztat motocyklowy. Od 1995 roku robi to, co kocha, rozwijając swoje pasje, doskonaląc się przy tym zawodowo, łącząc teorię z praktyką, czyli najlepiej jak można sobie wymarzyć. Warsztat dość szybko został zauważony na rynku motocyklowym, rozpoczęliśmy współpracę z marką Kawasaki i jako jedni z pierwszych w Polsce zostaliśmy oficjalnym dealerem marki. A że rynek motocykli w Polsce się rozwijał, w krótkim czasie zaproponowano nam kolejne przedstawicielstwa marek, których dzisiaj mamy aż osiem. Do tego dwa salony, jeden w Przeźmierowie przy ulicy Krańcowej, drugi w Baranowie przy ulicy Rzemieślniczej. I oczywiście serwis, bo od niego wszystko się zaczęło.
Serwis to Wasze oczko w głowie. Przez lata funkcjonowania na rynku wyrobiliście sobie mocną markę wśród motocyklistów w całym kraju.
Zatrważającym jest, ile trafia do nas jednośladów, które nie zostały w sposób poprawny naprawione. A jednoślad nie wybacza błędów. Robert jest wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, mamy doskonałych mechaników z ogromną wiedzą i dzięki temu pojawiają się u nas klienci z całej Polski, a zdarzają się i spoza kraju. Kupno motocykla w salonie to jedno, ale równie ważne, o ile nie najważniejsze, jest umieć o niego dbać.
Co jest siłą napędową Moto RP?
Firma Moto RP ma duży wpływ na rynek motocyklowy, zarówno w zakresie sprzedaży, jak i serwisu motocykli, z którego się wywodzimy na rynku poznańskim. Działamy już od wielu lat i zdobyliśmy zaufanie licznych klientów, co pozwoliło nam na rozwój i osiągnięcie stabilnej pozycji w branży. Robert, jest wielkim fanem motocykli sportowych i sam miał ich wiele. Jego praktyczna znajomość tematu oraz doświadczenie sprawiają, że rozumie potrzeby naszych klientów. Co więcej, znaczna większość naszego personelu również jeździ na jednośladach, co nie tylko ułatwia im pracę, ale także pozwala na lepszy kontakt z klientami, bo to właśnie pasja jest tym, co nas napędza. Jesteśmy również dumni z tego, iż wiedza i doświadczenie, zdobyte na przestrzeni lat przez nasz personel, są wsparciem dla innych firm z branży. Napędza nas prędkość, ale i zadowolenie klientów.
Odnajdujesz się w świecie motocykli? Jesteś dyrektorem zarządzającym w firmie motocyklowej Moto RP od 2016 roku.
Moją drogę zawodową od zawsze wiodłam w korporacjach. Wiele lat pracowałam w instytucjach finansowych o zasięgu międzynarodowym, więc kiedy pojawiła się propozycja sprawdzenia się w zupełnie innej branży – od razu z niej skorzystałam. Z wykształcenia, ale też z pasji, jestem ekonomistką, która cały czas czuje niesłabnącą potrzebę rozwoju i pogłębiania wiedzy. Dlatego w ciągu ostatnich 4 lat ukończyłam Executive MBA na Uniwersytecie Ekonomicznym oraz Prawo Restrukturyzacyjne i Upadłościowe na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. To wszystko w naszym pięknym Poznaniu. Od 10 lat prowadzę swoją firmę consultingową. Wspieram firmy w wyborze systemów ERP, uporządkowaniu płynności finansowej, organizacji oraz optymalizacji kosztów. Powiedzieć, że to mój konik – to nic nie powiedzieć. Uwielbiam ten zastrzyk endorfin, kiedy widzę, że moja strategia przynosi pożądane efekty. Kiedy pojawiłam się w Moto RP, firma miała na pokładzie jedną markę, a sprzedaż była dodatkiem do serwisu. Obecnie Moto RP znajduje się na zupełnie innym etapie rozwoju. Nasza oferta rozrosła się do 8 brandów, otworzyliśmy drugi salon. Bacznie obserwuję trendy, podróżuję po świecie, a mój mąż zaraził mnie miłością do jednośladów. Dzięki temu w pełni rozumiem i podzielam pasję naszych klientów.
Kobiety coraz śmielej sięgają po motocykle? Z jakimi opiniami się spotykasz?
Nawet całkiem niedawno miałam w salonie wizytę trzech pań, które postanowiły sprawić sobie przyjemność i kupić po Vespie. To niezwykle budujące, że my, kobiety, stajemy się coraz bardziej śmiałe, odważne, wkraczamy na tereny, o których być może nawet do tej pory nie pomyślałyśmy. Są kobiety, które zaczynają powoli od skutera miejskiego, a z biegiem czasu wracają do nas po motocykle o dużej pojemności. Jeszcze kilka lat temu kobieta za sterami motocykla była czymś egzotycznym. Nie było koleżanek, których mogłyśmy się poradzić, z którymi dałoby się pogadać, pojeździć. Dziś jest inaczej. Pasja do motocykli stała się również pomysłem na spędzanie czasu w gronie przyjaciółek i dzielenie z nimi swoimi zainteresowaniami.
Wspomniałaś o ośmiu markach, jakie macie w swojej ofercie. Jakie to marki?
W salonie w Baranowie prezentujemy włoską Aprillę, Moto Guzzi oraz Piaggio ze swoją kultową Vespą, z kolei w salonie przy ulicy Krańcowej nasi klienci mogą zapoznać się z ofertą motocykli Benelli i QJ, skuterów Voge, a także Kymco.
Rynek motocykli systematycznie rośnie. Jednoślady od wielu miesięcy biją kolejne rekordy rejestracji. Skąd taki wzrost?
To prawda, rynek rozwija się bardzo prężnie, potrzeby rosną, a dotychczasowi użytkownicy czterech kółek otwierają się na nowe doznania, niejednokrotnie budząc w sobie pasję do dwóch kółek. Wiele osób od dzieciństwa marzyło o tym, żeby poczuć przysłowiowy wiatr we włosach, a dziś po prostu stać ich na realizację snu sprzed lat. Motocykl czy skuter gwarantują doznania, jakich nie da się doświadczyć w żadnym samochodzie. Poczucie wolności, swobody to także dla wielu naszych klientów element work life balance. A z rzeczy bardziej przyziemnych – do wzrostu popularności motocykli na pewno przyczyniły się zmiany w prawie, które pozwoliły osobom posiadającym prawo jazdy kategorii B prowadzić jednoślady z silnikiem o pojemności do 125 ccm. A stąd już niedaleka droga do przesiadki na cięższy motocykl. (śmiech) Wystarczy złapać bakcyla, zrobić prawo jazdy kategorii A i droga wolna!
Spotykamy się w salonie w Baranowie, gdzie prezentujecie imponującą wystawę ikony designu wśród miejskich jednośladów – skutery Vespa. Coś czuję, że to Twoja zasługa, że macie je w swojej ofercie…
Bardzo nad tym ciężko pracowałam! Rozmowy z importerem trwały półtora roku i bardzo mi zależało, aby mieć całą gamę modelową Piaggio u siebie w salonie. Nie było łatwo, ale udało się. (śmiech) W 2022 roku uzyskaliśmy oficjalną autoryzację i możemy cieszyć się tymi pięknymi, nacechowanymi wyjątkową historią skuterami.
Skutery Vespa są znane jako ikony stylu i kultury, które przyciągają uwagę swoim wyjątkowym designem i niepowtarzalnym charakterem. To właśnie Cię w nich urzekło?
Lepiej zapytaj, co mnie w nich nie urzekło. (śmiech) Vespa to chyba najbardziej ponadczasowy pojazd, jaki można sobie wyobrazić. Dziś wciąż nowoczesny, jednocześnie cudownie nostalgiczny. Wyjątkowa jest także jego historia. Producentem Vespy jest Piaggio, firma powstała w 1884 roku we włoskiej Genui, specjalizująca się początkowo w obróbce drewna przeznaczonego do wyposażenia środka statków, a następnie samolotów i wodolotów. W krótkim czasie stała się jednym z wiodących producentów części lotniczych we Włoszech. Niestety czasy II wojny światowej nie były dla niej łaskawe, fabryki zostały zbombardowane, a firma stanęła na skraju bankructwa. I kiedy po wojnie syn założyciela – Enrico rozpoczął proces odbudowania fabryk. Postanowił zupełnie zmienić ich profil, stawiając na transport indywidualny. To wtedy wpadł na pomysł stworzenia przystępnego cenowo jednośladu, który przyciągnie klientów swoim wyglądem i praktycznością. Początkowo jednak skutery – napędzane silnikiem rozruchowym z samolotów – nie cieszyły się popularnością. I wówczas Enrico zaprosił do współpracy inżyniera lotniczego Corradino D’Ascanio, który co ciekawe zupełnie nie był zwolennikiem motocykli! Uważał, że są niewygodne, nieporęczne oraz trudne w obsłudze, a po złapaniu gumy ciężko wymienia się w nich koła. Co gorsza, łatwo można się na nich ubrudzić od łańcucha. A to dla Włochów niewybaczalne! (śmiech) W oparciu o doświadczenia z branży lotniczej inż. C. D’Ascanio opracował koncepcję pojazdu, w której udało się wyeliminować wady klasycznych motocykli, rewolucjonizując tym samym świat jednośladów. Kiedy Enrico Piaggio ujrzał prototyp skutera, jego szeroki tył nadwozia oraz wąską talię, wykrzyknął „Sembra una vespa!” co po włosku znaczy „wygląda jak osa!”. I tak już zostało.
I w bardzo krótkim czasie Vespa stała się obiektem pożądania Włochów…
Ale także symbolem filozofii życia określanej mianem „Dolce Vita” czyli „słodkie życie”. Niebagatelny wpływ na jej popularność miała „rola” w kultowym już filmie Rzymskie wakacje, w którym to Audrey Hepburn i Gregory Peck poruszają się na Vespie w ścisku ulic Wiecznego Miasta. Niedługo później, swój udział w promocję marki wniósł Frederico Fellini filmem La Dolce Vita. Posiadanie Vespy stało się symbolem gustu i dobrego smaku. A potem poszło już z górki. (śmiech) Rola Vespy w popkulturze jest ogromna, a jej związek z kinematografią bardzo szczególny. Towarzyszyła i nadal towarzyszy na planach zdjęciowych gwiazdom kina i do dzisiaj „gra” w wielu produkcjach.
Audrey Hepburn i Gregory Peck | Rzymskie wakacje
Doczekała się wielu naśladowców, także w Polsce.
Wpływy włoskiego designu i innowacyjnej myśli technicznej dotarły faktycznie i do nas. Na początku lat 60., w Warszawskiej Fabryce Motocykli produkowany był skuter inspirowany Vespą o oczywistej nazwie – „Osa”. Do dziś w salonie pojawiają się klienci, którzy pamiętają naszą, polską „Osę”. Ale najdalej w kopiowaniu posunął się ówczesny Związek Radziecki, który własność intelektualną, uważając za kapitalistyczny wymysł i fanaberie, wyprodukował skuter Wiatka. Rosjanie bez ceregieli kupili we Włoszech kilka modeli Vespy, rozebrali je do najmniejszej śrubki, zwymiarowali i skopiowali. Ale oczywiście to nie było to samo. Gorszej jakości materiały, mniej staranne wykonanie podzespołów i niechlujny montaż całości powodował trudności w eksploatacji. Ale to tylko potwierdza tezę, że Vespa była i jest obiektem westchnień i pożądania.
Nie brakowało także śmiałków, którzy na Vespie odbywali dalekie podróże.
Aż ciężko ich zliczyć. (śmiech) Vespy w latach 50-tych odnosiły sukcesy w rajdach i wyścigach motocyklowych oraz brały udział w dalekich, często nietypowych podróżach. Vespy ukończyły rajd Paryż – Dakar. Ponadto modelem przebudowanym na amfibię przeprawiono się przez kanał la Manche, innym podróżowano za koło polarne, jeżdżono po afrykańskich pustyniach, wymyślano długie, często egzotyczne trasy liczące dziesiątki tysięcy kilometrów. A jako ciekawostkę dodam, że przed jedną z takich nietypowych podróży o udekorowanie skuterów poproszono samego Salvadora Dali. Pojazdy te do dziś można obejrzeć w muzeum Piaggio w Pontaderze.
Vespa Dali – 1962 . Vespa ozdobiona przez Salvadora Dalí
Vespa jak na ikonę przystało co jakiś czas oferuje także modele kolekcjonerskie. A o jej sile świadczy współpraca ze światowymi domami mody czy ikonami muzyki.
Oczywiście! Od lat Vespa proponuje swoim użytkownikom limitowane kolekcjonerskie egzemplarze, wyprodukowane we współpracy z największymi markami na świecie. W taki sposób powstały modele stworzone z takimi domami mody jak Dior czy Emporio Armani oraz markami jak Disney, czego efektem była Vespa Primavera Disney Mickey Mouse Edition. Od zeszłego roku Vespa, zainspirowana kalendarzem księżycowym, wypuszcza limitowaną serię Vespy 946 obejmującą znaki zodiaku. W zeszłym roku był to królik, w tym jest to wersja Dragon. Korpus skutera ozdobiony jest teksturowanym motywem smoka, który tańczy na całej długości złotej ramy Vespy w kontrastującym szmaragdowym kolorze. Mamy ten model w naszym salonie! Choć jest już sprzedany, można przyjść i go obejrzeć. Vespa nie stroni też od świata muzyki. W 2022 roku powstała kolekcja Sprint Justin Bieber x Vespa 125 oraz Sprint Justin Bieber x Vespa 50. Z kolei rok wcześniej, w 2021 roku, z okazji 75. rocznicy Vespy do sprzedaży trafiły specjalne rocznicowe edycje Primavera 50 i 125 oraz GTS 125 i 300 ccm.
Vespa do dziś jest stałym elementem scenerii gwarnych i ruchliwych włoskich miast – a jak to wygląda na naszym poznańskim rynku?
Społeczność miłośników Vespy w naszym mieście jest coraz bardziej liczna. A poznański rynek jest jednym z lepszych w Polsce. I jest wciąż rosnący. Kolejną wyjątkową cechą Vespy jest to, że ludzie się wokół niej zrzeszają, pozdrawiają na światłach, umawiają na zloty. Vespa przez lata swojego istnienia na rynku stworzyła wyjątkową społeczność, ludzi, którzy chcą być częścią włoskiego lifestyle’u i poczuć na własnej skórze słynne Dolce Vita.
Kto przychodzi do salonu po Vespę?
Niezmiernie mnie cieszy, że coraz częściej kobiety! Vespa kocha kobiety i z wzajemnością! Vespa stanowi nietuzinkowy dodatek do modnego ubrania i wspaniałe dopełnienie naszego kobiecego look’u. Mnogość kolorów, ponadczasowy design, włoski styl, instagramowy sznyt – to wszystko sprawia, że kobiety oprócz wartości użytkowej Vespy widzą w niej coś więcej niż tylko pojazd umożliwiający przemieszczanie się z punktu A do punktu B. Vespa i kobiety to duet idealny! Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie tegoroczny Dzień Kobiet, kiedy to sprzedaliśmy rekordową liczbę Vesp. To niesamowite, jak wielu mężczyzn wpadło ma pomysł podarowania swoim kobietom właśnie Vespy! I co ciekawe, większość sprzedanych egzemplarzy była w kolorze czerwonym, jednoznacznie kojarzonym z miłością. To bardzo wzruszające. Ale oczywiście nie tylko kobiety pojawiają się w progach naszego salonu. Gościmy tu miłośników jednośladów, którzy po prostu chcą komfortowo i bez korków poruszać się po mieście, takich, którzy skosztowali jazdy Vespą w jej naturalnym środowisku, na przykład podczas wakacji we Włoszech i postanowili kontynuować tę przygodę w Polsce. Naszymi klientami są także ludzie, którzy wiele lat marzyli o tym, aby Vespę mieć i w końcu zdecydowali się to marzenie spełnić.
Kolor odgrywa znaczenie?
Ogromne! Kolorystyka skuterów zmienia się co roku, choć najchętniej wybieranymi kolorami jest czerwony i czarny.
Vespa oferuje dzisiaj trzy podstawowe modele – Primavera, Sprint i GTS. A co z modelami elektrycznymi? Trend elektromobilności zauważalny jest na rynku samochodów osobowych, a jak to wygląda na rynku skuterów?
Vespa idzie z duchem czasu i ma w swojej ofercie model elektryczny Vespa Elettrica, który także możemy zobaczyć w naszym salonie. Ten pierwszy skuter z fabryki Piaggio z napędem w pełni elektrycznym, to najnowsza propozycja dla osób dbających o ekologię oraz podążających za najnowocześniejszą technologią w legendarnej i ponadczasowej stylistyce nadwozia. Jego zasięg to 100 km, więc na potrzeby miejskie to zupełnie wystarczająco.
Jakie plany na przyszłość?
Rynek motocyklowy dynamicznie się rozwija, więc i my jako Moto RP nie stoimy w miejscu. Bacznie obserwujemy to, co się dzieje, nieustannie inwestujemy w nasz serwis, a także w podnoszące kwalifikacje szkolenia naszych pracowników. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że klienci wracają do nas, stając się naszymi najlepszymi ambasadorami.
Turystyka kamperowa w Polsce cieszy się coraz większą popularnością. Największy boom przeżywała w covidzie, ale ci, którzy zasmakowali tego rodzaju spędzania wolnego czasu, nie wyobrażają sobie już dzisiaj innej formy urlopu. Dominika i Darek Bońkowscy, pasjonaci caravaningu, ale i biznesowo związani z branżą od lat, na rodzinne wycieczki proponują kampery i przyczepy kampingowe Grupy Erwin Hymer. Dziś sami w ten sposób zwiedzają Polskę i Europę i przekonują, że to doskonały sposób na to, aby odpocząć na łonie natury, zacieśnić więzi rodzinne, ale także podpowiadają, jak wybrać skrojony pod nasze potrzeby dom na kołach.
Rozmawia: Alicja Kulbicka Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto, materiały własne Hymer
Jak wygląda rynek caravaningowy w Polsce i jak oceniacie Państwo jego potencjał?
DAREK BOŃKOWSKI: Zawodowo wokół kamperów krążymy już od 2004 roku, kiedy to mieliśmy pierwsze podejście do tego rynku. Skupiliśmy się wówczas na wynajmie i można śmiało powiedzieć, że byliśmy absolutnymi prekursorami w tej materii. Rynek był młody, a potencjalni klienci niewiele na temat samochodów kempingowych wiedzieli. Do dziś pamiętam pytania, jakie padały podczas prezentacji samochodów – czy w takim samochodzie jest kuchnia i jak to możliwe, że znajduje się w nim pełnowymiarowy prysznic. (śmiech) Obecnie zmieniło się to diametralnie, rynek jest dojrzały, a klient wyedukowany. Pierwszy etap naszej kamperowej przygody zakończyliśmy w 2012 roku, wycofując się z tego rynku, nie widząc znaczących wzrostów. Rynek wynajmu i nadal jest trudny, wiele samochodów wracało zniszczonych, a i zdarzało się, że ulegały awarii podczas urlopów naszych klientów i trzeba było je ściągać z odległych zakątków Europy. Ale rynek o nas nie zapomniał i kiedy w 2018 roku otworzyliśmy w Sadach salon samochodów dostawczych Toyoty, to zdecydowaliśmy spróbować raz jeszcze. Zaczęło się od Toyoty Crosscamp, małego samochodu campingowego na bazie Toyoty Proace, a po targach caravaningowych w Düsseldorfie, od 2019 roku, nasz plac zapełnił się kamperami.
Wróciliście Państwo do modelu wynajmu?
DAREK BOŃKOWSKI: To niewielki wycinek naszej działalności. W tej chwili skupiamy się na sprzedaży i serwisie, a wynajem realizujemy tylko w wyjątkowych sytuacjach, kiedy na przykład potrzebne jest auto zastępcze. Co do zasady nie jesteśmy wypożyczalnią, ale jak to w biznesie nigdy nie mów nigdy, czekamyna dojrzałość rynku
Ale jednak – czy aby napić się piwa trzeba kupować cały browar? Czy nie pokutuje wśród ludzi takie przeświadczenie, że kamper lepiej wynająć niż kupić? Jednak własny samochód trzeba ubezpieczać, gdzieś parkować, a nie korzystamy z niego przecież codziennie…
DAREK BOŃKOWSKI: Mam takie doświadczenie z rowerami, które też teoretycznie mogę sobie wynająć. Tylko zawsze, kiedy mam ochotę pojeździć na rowerze, to albo nie są dostępne, albo nie ma w pobliżu wypożyczalni, albo aplikacja nie zadziała. Kiedy masz swoje auto – gwarantuję, że skorzystasz z niego częściej niż raz w roku i to wtedy, kiedy to Ty masz na to ochotę. DOMINIKA BOŃKOWSKA: Żyjemy w czasach, w których ilość bodźców przekracza już nasze zdolności percepcyjne. Wszyscy bardzo potrzebujemy tych chociaż kilku chwil odpoczynku, a weekendowy, spontaniczny wypad nad jezioro za miastem, dzięki kamperowi, może stać się niezapomnianą przygodą i dostępną od ręki. Naprawdę nie trzeba jechać kilkuset kilometrów. Wystarczy kamper, miejsce z pięknym widokiem i okazuje się, że dużo szybciej wchodzimy w stan relaksu. DAREK BOŃKOWSKI: Wynajem jest świetnym sposobem na to, aby wypróbować, czy ten model spędzania wolnego czasu jest dla nas odpowiedni. Bo kamper to nie wakacje all inclusive. Wymaga on zaangażowania na poziomie technicznym, ale także na poziomie samego planowania podróży. Więc na pierwszy raz wynajem jest dobrą opcją, pozwalającą nabrać doświadczenia i sprawdzenia, czy ten sposób spędzania wolnego czasu nam odpowiada.
Doświadczenie w branży macie Państwo duże, zatem ciekawa jestem, jak zmieniał się klient na przestrzeni lat?
DOMINIKA BOŃKOWSKA: Na pewno dzisiaj nasz klient jest bardziej świadomy. Nie trzeba już go „uczyć”, czym jest kamper i jakie ma funkcje. Na branżę caravaningową ogromny wpływ miał covid, zamknięcie hoteli, niepewność tego czy uda się spędzić w jakikolwiek sposób urlop, spowodowało wręcz wybuch popularyzacji tego sposobu spędzania wolnego czasu. Niektórzy z taką formą już zostali i pewnie zostaną, a inni potraktowali to jako fajną przygodę, ale raczej jednorazową. Ale pojawił się też nowy klient, który plasuje się gdzieś pomiędzy pełnowymiarowym urlopem a weekendowym wypadem za miasto. W związku z tym, że dzisiaj sporo osób pracuje zdalnie, można pozwalić sobie na kilkudniowe eskapady kamperem. Może nie od razu do Włoch, ale po Polsce. Turystyka trzy-czterodniowa staje się coraz bardziej popularna. Bo jeśli już masz kampera, to przeważnie jest on już spakowany, wystarczy zabrać ulubioną poduszkę, jedzenie z domowej lodówki i można szybko oderwać się od prozy życia codziennego. DAREK BOŃKOWSKI: Trzeba też dodać, że w Polsce przez ten czas bardzo zmieniła się infrastruktura. Mamy piękne autostrady, możemy wygodnie i bezpiecznie przemieszczać się pomiędzy miejscowościami. Czekamy wciąż na komfortowe campingi, bo tu w porównaniu z innymi krajami Polska ma jeszcze sporo do nadrobienia. Ale myślę, że powstanie tego typu, przyjaznych kamperom miejsc, to tylko kwestia czasu. Coraz większa liczba miłośników caravaningu wymusi rozwój w tym obszarze. DOMINIKA BOŃKOWSKA: Polska staje się coraz chętniej odwiedzanym przez turystów krajem i to przez cały rok. Więc i oni myślę, pomogą nam w rozwoju infrastruktury, bo kamperem wbrew obiegowej opinii jeździ się cały rok. DAREK BOŃKOWSKI: W popularyzacji tego sposobu spędzania wolnego czasu na pewno pomaga także stale rosnąca sieć serwisów, bo przeciętny użytkownik kampera chce po prostu czuć się w swojej podróży bezpiecznie, nie myśląc o tym, co zrobi, kiedy zdarzy się awaria.
Sami Państwo też kultywujecie ten sposób spędzania wolnego czasu.
DAREK BOŃKOWSKI: To prawda, a najlepszym tego dowodem jest, że rozmawiamy w przeddzień naszego wyjazdu kamperem do Szkocji. (śmiech) Bardzo lubimy ten sposób spędzania wolnego czasu, i to nie tylko w czasie wolnym od pracy! W trakcie covidu niejednokrotnie korzystaliśmy z tego rozwiązania, jeżdżąc na różnorakie targi, konferencje, kiedy to zamiast pobytu w hotelu, mieszkaliśmy w kamperze. DOMINIKA BOŃKOWSKA: Obydwoje wywodzimy się z branży motoryzacyjnej, więc po prostu kochamy samochody! (śmiech) I lubimy doświadczać wszystkiego, co z nimi związane. A kampery są częścią tej przygody.
Podróż kamperem zbliża?
DOMINIKA BOŃKOWSKA: Na pewno! Ostatecznie spędzamy z najbliższymi czas na względnie niewielkiej powierzchni przez parę dni, czasem tygodni. Po wielu naszych rodzinnych podróżach wracaliśmy z zupełnie nową wiedzą na temat naszych dzieci, ich zainteresowań. To także doskonały czas na to, aby się do siebie na nowo zbliżyć. Te wycieczki rozwijały także naszą kreatywność. Wiele godzin w podróży powodowało, że wymyślaliśmy coraz to nowe gry słowne, zabawy w skojarzenia. I już zawsze te eskapady kojarzyć nam się będą z mnóstwem śmiechu, zabawy i relaksu. A nasze dzieci, pomimo że już dzisiaj z nami nie podróżują, mają w pamięci sytuacje, które spotykały nas podczas tych wypraw. I wspominają je dużo częściej niż klasyczne, zorganizowane urlopy all inclusive.
Gdzie biznesowo na mapie turystyki caravaningowej plasuje się Hymer?
DAREK BOŃKOWSKI: Hymer to marka doskonale znana na świecie i w naszym kraju. To kampery ze ścisłej światowej czołówki największego producenta w Europie – grupy Erwin Hymer będącej częścią Thor Industries, światowego giganta w dziedzinie samochodów rekreacyjnych, w którego skład wchodzą producenci kamperów i przyczep kempingowych, a także specjaliści od akcesoriów, a także usług wynajmu i finansowania. Z kolei marka Hymer jest jedną z marek samochodów caravaningowych wchodzących w skład Grupy. To samochody z segmentu premium, plasujące się w wyższych partiach cenowych. Jeśli z kolei spojrzeć na cyfry, to ten rynek w porównaniu z rynkiem samochodów osobowych nie dysponuje tak rozbudowanymi danymi. To, co wiemy na pewno, to w covidzie rynek bardzo urósł, natomiast dzisiaj dostępne dane pokazują, że mamy do czynienia z jego korektą. Choć i tak ilość sprzedawanych rokrocznie aut jest wyższa niż w przedpandemicznym 2019 roku. Polska dla Hymera stanowi ważny rynek, czego dowodem jest otwarcie w 2023 roku fabryki w Nowej Soli.
Jakie zatem samochody macie w swojej ofercie?
DAREK BOŃKOWSKI: Jesteśmy przedstawicielami takich marek jak wspomniany Hymer, a także Sunlight, Burstner i Crosscamp. Nasze portfolio pozwala nam mieć pełen przekrój samochodów caravaningowych, od małych vanów, przez samochody typu półintegra, w pełni zintegrowane, po pojazdy typu alkowa. A dodatkowo przy naszym salonie w Sadach, zlokalizowany jest serwis, w który realizujemy naprawy oraz doposażamy samochody kempingowe i przyczepy.
A jak wybrać najlepszy dom na kołach?
DOMINIKA BOŃKOWSKA: Musimy sobie najpierw odpowiedzieć na kilka pytań o nasze potrzeby. O to w jaki sposób chcemy spędzić wakacje, jaki sprzęt ze sobą zabieramy, o funkcjonalność rozwiązań wewnątrz pojazdu, po ilość osób, która będzie kamperem podróżować. Małe vany będą idealnym towarzyszem, jeśli w podróż wybieramy się w mniejszym gronie. Zabudowa vanów w oparciu o standardowe, ale całkiem nieźle zintegrowane nadwozie samochodu dostawczego, w połączeniu z nowatorskimi rozwiązaniami, zapewnią komfort użytkowania i wygodę podróżowania. Auta takie są krótsze, węższe i niższe, ale rozplanowane w taki sposób, aby we wnętrzu nie brakowało miejsca. Na autostradzie pojedziemy takim kamperem znacznie szybciej, zużyjemy mniej paliwa, zaoszczędzimy na kosztach promów i będzie nam łatwiej prowadzić go w miastach i na wąskich lokalnych drogach. Plusem jest możliwość wjazdu do miejsc niedostępnych dla większych kamperów oraz możliwość postoju całonocnego w miejscach, gdzie obowiązuje zakaz dla kamperów standardowych. Większe samochody na pewno dają dużo więcej swobody i przestrzeni podróżującym, posiadają wszystkie udogodnienia niezbędne do mieszkania – sypialnię, pokój dzienny, kuchnię, łazienkę, często także „garaż” na rowery lub inny sprzęt, jaki zabieramy ze sobą. Ale co za tym idzie, są większe, cięższe i jazda nimi wymaga pewnej wprawy. DAREK BOŃKOWSKI: Jako że sami jesteśmy wielkimi fanami van-life’u i z tego rodzaju wypoczynku korzystamy od lat, z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że w trakcie naszego życia oczekiwania i wymagania dotyczące kamperów, którymi podróżowaliśmy, zmieniały się. Kiedy dzieci były małe, potrzebowaliśmy więcej przestrzeni zorganizowanej typowo pod wakacje z dziećmi. Z biegiem czasu, kiedy jeździmy sami, nasze potrzeby są nieco inne. W tym roku do Szkocji jedziemy najmniejszym samochodem z naszej oferty.
W 2023 roku największą premierą bezwzględnie okazał się Hymer Venture S, w którym system aranżacji pozwala dwukrotnie powiększyć kubaturę mieszkalną, ale też korzystać z nowatorskiego pomysłu na taras adaptowany z tylnej klapy wejściowej.
DAREK BOŃKOWSKI: Hymer Venture S definiuje nową kategorię pojazdów – to innowacyjny kamper o najwyższych standardach wzornictwa i funkcjonalności, który dzięki napędowi 4×4 może poruszać się po trudnym terenie. Oczywiście, nie wjedziemy nim na szczyt góry, ale na pewno daje nam on dużo większe możliwości wjazdu tam, gdzie mamy pewność, że będziemy sami. Hymer Venture S z zewnątrz wygląda zupełnie inaczej niż większość dostępnych kamperów. Na pierwszy rzut oka uwagę przyciąga pneumatycznie podnoszony dach typu pop-top, który podnosi się w niespełna trzy minuty. Dwukomorowy system ścian zapewnia podczas snu ochronę przed hałasem, światłem oraz różnicami temperatur z zewnątrz. Dodatkowo mamy tu masywne koła, jak na auto terenowe przystało. Samochód wyróżnia się też wielkim panoramicznym oknem w tylnej części salonu, które po otwarciu stanowi taras idealny do spędzania wolnego czasu. DOMINIKA BOŃKOWSKA: W przypadku tego auta, widać ogromną inspirację ekskluzywnymi łodziami. Wysokiej jakości materiały, drewno i filc pozwalają uzyskać nam efekt przytulności, a producent skorzystał z całej masy innowacyjnych rozwiązań, tym samym wyznaczając dziś trendy w całym rynku samochodów caravaningowych. Mnie osobiście urzekło światło w nim zainstalowane, które pozwala na czterostopniową regulację jego natężenia, a także możliwość ustawienia twardości materaca. To udogodnienia wcześniej w tego typu autach niespotykane.
Wspomnieliście Państwo o serwisie Hymer Poznań zlokalizowanym przy salonie w Sadach. Inaczej naprawia się samochody osobowe, a inaczej kampery?
DAREK BOŃKOWSKI: Zapewniamy naszym klientom kompleksową obsługę od sprzedaży po serwis. Niewiele punktów sprzedaży ma swój serwis, my z racji tego, że działamy równolegle w branży samochodów osobowych i dostawczych nie wyobrażamy sobie takiego serwisu nie mieć. Na pewno dużym wyzwaniem jest znalezienie osób, które specjalizują się w naprawie kamperów, bo technicy dedykowani do ich naprawy z samochodem sensu stricte nie mają zbyt wiele do czynienia. Naprawy części kempingowej to zupełnie inny wymiar mechaniki. A to dlatego, że znajdują się w niej tysiące śrubek, uszczelek, rurek z wodą, podłączeń zlewu, toalety, prysznica, urządzeń do ogrzewania, paneli słonecznych, elektroniki związanej ze sterowaniem różnymi funkcjami auta. Technik kamperowy musi być bardzo multifunkcjonalny. My takich u siebie mamy i dzięki temu możemy świadczyć usługi serwisowe. Z kolei w Polsce serwisy Hymera są zlokalizowane w dużych miastach, ale ta sieć ciągle się rozwija w miarę rozwoju całego rynku. Hymer ma także swoje centrum techniczne, które służy nam pomocą w sytuacjach, w których nasz serwis nie daje sobie rady. DOMINIKA BOŃKOWSKA: Zdarza się, że kamper uczestniczy w wypadku i potrzebna jest gruntowna naprawa i na przykład trzeba wymienić całą ścianę. To bardzo skomplikowany proces i trzeba nie lada umiejętności, aby zrobić to dobrze. Nasze motoryzacyjne korzenie i umiejętności pozwalają nam naprawić zarówno sam samochód, jak i jego część hotelową. Choć sama budowa kampera jest zupełnie inna niż klasycznego samochodu osobowego, a użyte materiały różnią się od tych używanych w samochodach osobowych.
Elektromobilność dogoniła kampery?
DOMINIKA BOŃKOWSKA: W przypadku kamperów mówimy dokładnie o tych samych silnikach, jakie spotykamy na rynku samochodów osobowych czy dostawczych. Zatem i tę branżę czeka zmiana. DAREK BOŃKOWSKI: W tej chwili całość naszej sprzedaży to diesle, bo kamper to jednak jest masa. A wszyscy zdajemy sobie sprawę z ograniczeń, jakie niesie za sobą elektryfikacja w motoryzacji. Krótkie zasięgi, długie czasy ładowania, ciągle jeszcze niezbyt gęsta sieć ładowarek. Czyli wszystko to, czego podczas jazdy kamperem chcielibyśmy uniknąć. W przypadku kamperów, szansę upatruję raczej w instalacjach wodorowych, bo taką masę coś musi uciągnąć, a w przypadku silników elektrycznych zasięg takich pojazdów byłby bardzo niski.
Jakie plany na najbliższą przyszłość?
DOMINIKA BOŃKOWSKA: Mocno stawiamy na rozwój i wierzymy w rozkwit rynku. W przyszłym roku planujemy otwarcie nowego miejsca w Poznaniu, dedykowanego właśnie kamperom. W tej chwili sprzedaż i serwis są rozdzielone, znajdują się w różnych miejscach, chcemy je połączyć, więc już w przyszłym roku zaprosimy Państwa do zupełnie nowej przestrzeni, w której będzie można zobaczyć, przetestować i ostatecznie wybrać swój skrojony na miarę, wymarzony dom na kółkach.
Co wspólnego ma ze sobą termometr, stymulator serca, klucz nastawny, sztuczna nerka, Bluetooth, dynamit i Spotify? Ich wspólnym mianownikiem jest Szwecja – kraj będący w piątce najbardziej innowacyjnych na świecie. Szwedzkie wynalazki co dzień ułatwiają nam życie, a Szwedzi nie próżnują i wytrwale pracują nad kolejnymi udogodnieniami, inwestując w badania i rozwój w poszukiwaniu kolejnych rozwiązań, zmieniając tym samym nasz świat.
Tekst: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Volvo
Szwecja od dawna jest uznawana za jedną z najbardziej innowacyjnych i zaawansowanych gospodarek na świecie. Dzięki połączeniu stabilnego systemu edukacji, sprzyjającego klimatu biznesowego i silnej kultury przedsiębiorczości, kraj ten stał się żyznym gruntem dla rozwoju nowych technologii i przedsięwzięć innowacyjnych. Jedną z najbardziej znanych szwedzkich marek, które tę innowacyjność odzwierciedlają, jest Volvo.
To cóż, że ze Szwecji
Volvo, założone w 1927 roku w Göteborgu, zyskało renomę jako producent pojazdów o najwyższych standardach bezpieczeństwa i jakości. Ich dążenie do doskonałości technologicznej doprowadziło do wprowadzenia licznych innowacyjnych rozwiązań, które zmieniły sposób, w jaki ludzie podróżują i myślą o motoryzacji. Jednym z kluczowych przykładów innowacyjności Volvo jest wynalezienie trzypunktowego pasa bezpieczeństwa w 1959 roku przez inżyniera Nilsa Bohlina. To proste, ale genialne rozwiązanie zmieniło standardy bezpieczeństwa w przemyśle motoryzacyjnym, a dziś jest standardem w większości samochodów na całym świecie.
Nowa era transportu
Wraz z globalnym wzrostem świadomości ekologicznej i potrzebą redukcji emisji gazów cieplarnianych, elektromobilność staje się kluczowym obszarem innowacji w dziedzinie transportu. W tym kontekście, Szwecja, znana z zaawansowanej technologii i zrównoważonego rozwoju, staje się liderem w promowaniu elektromobilności, a marka Volvo odgrywa w tej transformacji kluczową rolę. Ambitny cel, jakim jest osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2040 roku, Volvo realizuje, wdrażając programy mające na celu zmniejszenie śladu węglowego swoich produktów, a także inwestując w technologie zwiększające efektywność energetyczną oraz redukcję emisji. Volvo zmierza ku stworzeniu samochodów elektrycznych, które nie tylko są ekologiczne, ale także bardziej bezpieczne i inteligentne.
Volvo EX90
Volvo EX90 – zwinny zawodnik wagi ciężkiej
I takie też jest nowe Volvo EX90 – elektryczny następca jednego z najpopularniejszych i najbardziej rozpoznawalnych SUV-ów na świecie, czyli modelu Volvo XC90. Ten zadebiutował przeszło 20 lat temu, a w jego gamie silników znajdowały się trzy jednostki benzynowe oraz jedna wysokoprężna. Żadnej z nich nie znajdziemy już w nowym Volvo EX90. W polskiej gamie Volvo EX90 znajdziemy trzy wersje silnikowe: Single Motor 279 KM, Twin Motor 408 KM oraz Twin Motor Performance 517KM.
Innowacje w służbie bezpieczeństwa
Dużo miejsca na nogi, ergonomia i komfort. Możliwość korzystania z siedmiu lub pięciu łatwo regulowanych foteli. To już znamy z modelu Volvo XC90. Volvo EX90 daje nam jednak coś, co jest kwintesencją szwedzkiej innowacyjności. Samochód jest zaprojektowany tak, by rozumiał człowieka i otoczenie, stając się tym samym zapewne najbezpieczniejszym seryjnym samochodem osobowym, jaki do tej pory powstał. Dzięki aktualizacjom oprogramowania i nowym danym będzie umiał się uczyć, dlatego z czasem będzie stawał się jeszcze mądrzejszy i bardziej bezpieczny.
Volvo EX90
Niewidzialna osłona
Volvo EX90 jest wyposażone w niewidzialną osłonę korzystającą z najbardziej zaawansowanej technologii czujników, dzięki którym samochód potrafi odczytać i zrozumieć kondycję kierowcy oraz jego otoczenie. Czujniki nie męczą się ani nie rozpraszają. Ich zadaniem jest reagować wtedy, gdy na reakcję człowieka jest już o ułamek sekundy za późno. Lidar obserwuje drogę w dzień i w nocy, przy każdej prędkości. Jest w stanie dostrzec niewielkie obiekty setki metrów przed samochodem, co daje czas na poinformowanie kierowcy, reakcję i uniknięcie zagrożenia. W kabinie nasza niewidzialna osłona jest także obecna. Czujniki i kamery sterowane przez specjalne algorytmy mierzą poziom koncentracji kierowcy. Technologia pozwala EX90 rozpoznać oznaki nieuwagi czy zmęczenia lepiej niż w jakimkolwiek wcześniejszym modelu Volvo. Samochód zareaguje najpierw lekkim kuksańcem, potem – w razie konieczności – mocniejszym. A jeśli kierowca zaśnie lub zasłabnie za kierownicą, Volvo EX90 zdoła bezpiecznie się zatrzymać i wezwać pomoc.
Powerbank na czterech kołach
„Naszym celem jest osiągnięcie 1000 km rzeczywistego zasięgu jeszcze w tej dekadzie” – zadeklarowała firma Volvo w 2021 roku. Dodając „Chociaż w ciągu najbliższej dekady będziemy zwiększać zużycie energii w naszych samochodach, będziemy również pracować nad ciągłym zmniejszaniem emisji dwutlenku węgla związanej z produkcją naszych akumulatorów. Zmniejszenie wpływu akumulatorów na emisję dwutlenku węgla realizowane będzie również poprzez lepsze wykorzystanie zawartych w nich cennych materiałów. Kiedy tylko będzie to możliwe, zamierzamy regenerować lub ponownie wykorzystywać akumulatory, a także badamy potencjalne zastosowania wtórne, takie jak magazynowanie energii”. Brzmi nieco futurystycznie, jednak słowo stało się ciałem i elektryczne Volvo EX90 jest pierwszym samochodem tej marki przygotowanym technicznie do ładowania dwukierunkowego. Co to oznacza w praktyce? W połączeniu z funkcjami inteligentnego ładowania dostępnymi w aplikacji Volvo Cars na smartfony, Volvo EX90 umożliwia naładowanie samochodu, gdy ceny prądu i zapotrzebowanie z sieci są niskie – zazwyczaj oznacza to sytuację, gdy w miksie energetycznym jest więcej odnawialnych źródeł energii – i przechowywanie zaoszczędzonej energii do wykorzystania później. Baterię można wykorzystać na wiele sposobów, poczynając od doładowania roweru elektrycznego w czasie podróży, po podłączenie kuchenki turystycznej na świeżym powietrzu podczas weekendowego biwaku. Można nią nawet zasilać dom podczas godzin szczytu, gdy obowiązują najdroższe taryfy na energię elektryczną. A co najważniejsze – zgromadzoną w baterii energią można podzielić się z innymi użytkownikami kompatybilnych z naszym modelem samochodów Volvo. Stan naładowania naszego akumulatora przestaje być przeszkodą na dłuższych trasach. A dodatkowo – może stanowić zaczątek nowych znajomości opartych o rozładowane ogniwa…
Poznańska premiera Volvo EX90 w Showroomie Volvo Firma Karlik w Starym Browarze
Bezpieczny pasażer
Co roku w miesiącach letnich policja apeluje, aby nie pozostawiać w zamkniętym samochodzie w czasie upałów małych dzieci ani zwierząt. Nawet jeśli chcemy tylko „wyskoczyć na minutkę do sklepu”. Pod wpływem upału i operujących promieni słonecznych wystarczy zaledwie kilka minut, aby temperatura wewnątrz auta sięgnęła 50, a nawet 60°C! Najnowszy, pierwszy na świecie system radarowy zaimplementowany w Volvo EX90 ma za zadanie upewnić się, że nikt nie zostanie pozostawiony w kabinie samochodu. System zamontowanych w kabinie czujników wykrywa ruch i przy próbie zamknięcia auta po prostu go odblokuje, informując o tym kierowcę stosownym komunikatem na ekranie konsoli środkowej. Gdyby nasz pasażer pozostał jednak w aucie, system wykrywszy ruch, samoistnie uruchomi system klimatyzacji, starając się poprawić jego komfort. Może to pomóc obniżyć ryzyko hipotermii lub udaru cieplnego.
Zagrajmy w grę!
Innowacyjność marki Volvo w ogromnej mierze opiera się na technologicznych osiągnięciach. Czy nowe Volvo EX90 jest zaczątkiem rozmowy o samochodach w pełni autonomicznych? Bez wątpienia zastosowane w nim systemy i rozwiązania zbliżają nas do tej wizji. Wizji, w której po jeździe samochodem autonomicznym, zamiast odpoczywać po wyczerpującej podróży, z przyjemnością zasiądziemy do pokonywania kolejnego poziomu nomen omen, innego szwedzkiego wkładu w cywilizację – gry Candy Crash Saga.
Track Day Karlik – szkolenia dla miłośników jednośladów
11 czerwca, 2024
Artykuł przeczytasz w: 2 min.
Boom na jednoślady ma się u nas coraz lepiej. Rosnącej popularności na motocykle sprzyjają zmiany klimatyczne w naszej szerokości geograficznej, poprawiająca się infrastruktura drogowa czy nawet sam ustawodawca, dopuszczający możliwość poruszania się motocyklami i skuterami o pojemności do 125 cm3 na prawo jazdy kategorii B. Niestety wraz z rosnącą ilością motocyklistów, wypadki z ich udziałem są wciąż na szczycie niechlubnego rankingu od wczesnej wiosny do późnej jesieni.
By zminimalizować ryzyko zagrożeń dla motocyklistów, firma Karlik Motocykle – poznański dealer marek Honda, Kawasaki i MV Agusta ruszyła z cyklem szkoleń dla miłośników wszystkich typów dwóch kółek. Dzięki kadrze profesjonalnych instruktorów – doświadczonych zawodników oraz trenerów jazdy motocyklem, każdy świadomie i odpowiedzialni podchodzący do swojej pasji może w bezpiecznych warunkach doskonalić swoje umiejętności. Szkolenia odbywające się na Torze Poznań, podnoszą nie tylko umiejętności z jazdy torowej, offroadowej czy skuterowej, ale przede wszystkim uczą dobrych nawyków i zachowań, które przełożą się w trakcie codziennej jazdy.
Zapraszamy do odwiedzenia strony organizatora – każdy, zarówno początkujący, doświadczony, jak i ci którzy dopiero chcieliby rozpocząć przygodę z jednośladami, znajdzie tam szkolenie dla siebie.
Flota od Toyoty Bońkowscy– idealny wybór dla Twojej firmy
23 maja, 2024
Artykuł przeczytasz w: 8 min.
Współcześnie przedsiębiorstwa, starając się utrzymać konkurencyjność na rynku,coraz częściej zwracają uwagę na efektywność swojej floty samochodowej. W obliczu tego wyzwania, decyzja o wyborze lokalnego dealera samochodów może okazać się kluczowa dla sukcesu operacyjnego. Dlaczego więc warto zdecydować się na współpracę z Toyotą Bońkowscy?
Tekst: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Bogusz Kluz, materiały własne Toyota Bońkowscy
Wybór lokalnego dealera samochodów ma wpływ na rozwój lokalnej gospodarki. Wspierając lokalne przedsiębiorstwa, nie tylko pomagamy w budowaniu silnej społeczności biznesowej, ale także przyczyniamy się do tworzenia miejsc pracy i wzrostu gospodarczego w naszym regionie. Lokalni dealerzy często także angażują się w różnorodne inicjatywy społeczne i charytatywne, co dodatkowo umacnia ich pozycję jako partnerów biznesowycah. – Jesteśmy firmą wywodzącą się z rynku poznańskiego i mającą tu siedzibę. Cieszyliśmy się, że możemy nawiązać współpracę z dealerem również działającym lokalnie na tym rynku. Mieliśmy świadomość, że korzystając z dealera lokalnego, sprawniejsza będzie w przyszłości opieka serwisowa – mówi Anna Elsner, kierownik administracji w firmie Spar.
Przede wszystkim człowiek
Ale nie tylko serwis decyduje o wyborze dealera, który kompleksowo obsłuży naszą flotę. Lokalne firmy często mają świadomość, że ich sukces zależy od zadowolenia klientów i dlatego podejmują wszelkie starania, by sprostać ich oczekiwaniom. Indywidualne podejście, bliska współpraca i gotowość do rozwiązania wszelkich problemów to cechy, które wyróżniają Toyotę Bońkowscy. – Z aut marki Toyota korzystamy już od dłuższego czasu. Specyfika działalności naszej firmy powoduje, że flota samochodów nie jest duża, ale w zasadzie od początku, gdy w firmie zaczęły się pojawiać samochody osobowe, zapadła decyzja, że w miarę możliwości będą to auta marki Toyota. Natomiast z dealerem Toyota Bońkowscy nawiązaliśmy współpracę stosunkowo niedawno – mówi Rafał Magnuszewski, specjalista ds. transportu w firmie Labo Print SA. I dodaje – a wynikało to przede wszystkim z bardzo dobrej jakości obsługi. Podobne spostrzeżenia ma Anna Elsner – Na wybór dealera wpłynęła łatwość w nawiązaniu kontaktu z osobą odpowiedzialną za dokonywanie zamówień, jego zaangażowanie w procesie wyboru modeli, wyposażenia, zamawiania i wydawania pojazdów. To były też godziny negocjacji cen i pozyskiwania najlepszej dla naszej organizacji oferty. Mieliśmy już doświadczenie posiadania we flocie pierwszych modeli Toyot, więc korzystając z serwisów przy przeglądach, budowaliśmy sobie opinie o dealerach. Efekt tych obserwacji? – Najlepsze spostrzeżenia dotyczyły właśnie Toyoty Bońkowscy zlokalizowanej w Komornikach oraz w Sadach – konkluduje Anna Elsner.
Spersonalizowanie podejście do klienta
Flota samochodowa to kluczowy element wielu przedsiębiorstw. Współpraca z Toyotą Bońkowscy oznacza szybszy i bardziej elastyczny dostęp do usług. – Dealer był bardzo pomocny w okresie, gdy przygotowywaliśmy dla zarządu propozycje dotyczące wyboru samochodów na kolejny okres – zaznacza Anna Elsner. – Dzieliliśmy się spostrzeżeniami dotyczącymi eksploatacji pojazdów różnych marek, porównywaliśmy wyniki np. rzeczywistego spalania z zapisami katalogowymi. Dealer udostępniał na etapie wyboru modeli samochody do testów i mogliśmy sami przekonać się jak skonfigurować samochód, aby był idealnym narzędziem pracy w naszej firmie.
Kiedy niemożliwe staje się możliwe
Wybór właściwego dealera, który pomoże przy wyborze i zakupie samochodów flotowych to w perspektywie czasu ogromna wartość dla firmy. Profesjonalny zespół Toyoty Bońkowscy doradza w zakresie wyboru optymalnego finansowania, udostępnia samochody do jazd próbnych, umożliwia wynajem krótko- i długoterminowy, oferuje opiekę posprzedażową, a także świadczy pełen zakres obsługi serwisowej i blacharsko-lakierniczej. – Obsługa serwisowa świadczona w salonach Toyota Bońkowscy utrzymuje się na wysokim poziomie. Serwis sam kontaktuje się ze mną jako administratorem floty, aby przypomnieć o przeglądach, dopytać o potrzeby, poinformować o kampaniach serwisowych czy znaleźć czasem wolny termin przyjęcia do serwisu nawet, gdy wydaje się to już niemożliwe – mówi z uśmiechem Anna Elsner. A Rafał Magnuszewski dodaje – podczas ostatnich zakupów wysłałem zapytania do kilku dealerów. U jednego mogłem liczyć na pełne wsparcie, u innego nie mogłem „doprosić się” przedstawienia oferty. Nie trudno zgadnąć, gdzie finalizowałem zakupy.
Zielony skok w przyszłość
Dziś coraz więcej przedsiębiorstw przy zakupie floty samochodowej bierze pod uwagę ochronę środowiska. Wdrażanie strategii proekologicznych stało się priorytetem dla wielu firm, które dążą do zmniejszenia negatywnego wpływu swojej działalności na środowisko naturalne. W ramach tych działań, wybór samochodów o niskiej emisji spalin, takich jak samochody hybrydowe lub elektryczne, staje się coraz bardziej popularny. Ten cel przyświecał także ogólnopolskiemu liderowi sklepów typu convenience – sieci sklepów Żabka, która na swojego partnera w wyborze floty wybrała właśnie Toyotę Bońkowscy. – Konsekwentnie realizujemy plan dekarbonizacji naszej floty zarówno wśród aut dostawczych, jak i aut osobowych. 500 nowych samochodów hybrydowych to nasz kolejny krok mający na celu ochronę środowiska i zmniejszenie śladu węglowego w miastach oraz w regionach szczególnie narażonych na zanieczyszczenia powietrza.Współpraca z Toyotą Bońkowscy jest kolejnym efektywnym partnerstwem pokazującym jak regionalnie możemy uzyskać efekt synergii, by wspólnie przeciwdziałać zmianom klimatu – mówi Adam Manikowski, Wiceprezes Zarządu Grupy Żabka, Dyrektor Zarządzający Żabka Polska. Także firma Spar nie pozostaje obojętna na ekologiczne wyzwania współczesnego świata. – Od 2020 r. do swojej floty wprowadziliśmy samochody z silnikami hybrydowymi, rezygnując świadomie z pojazdów z silnikami benzynowymi – mówi Anna Elsner. – Zoptymalizowaliśmy również ilość floty, do wielkości wymaganej naszą pracą i obowiązkami. Dało nam to znaczną oszczędność, a silniki hybrydowe przyczyniły się do zmniejszenia zużywanego paliwa oraz zmniejszenia emisji CO2. To nasza cegiełka włożona w ochronę środowiska. Jesteśmy związani z marką Toyota, która w swych działaniach chce zredukować do zera swój negatywny wpływ na środowisko naturalne – dodaje. W 2023 roku Toyota ustanowiła kolejny rekord sprzedaży hybryd na poziomie 70 303 aut. Jest to wynik o prawie 20 000 aut lepszy niż rok wcześniej, co oznacza wzrost o 37 proc. – Dziś klient flotowy, przy wyborze samochodów do firmy zwraca uwagę na ekologię i niższą emisję CO2 – zauważa Witek Talarczyk, ekspert ds. floty w Toyota Bońkowscy. – To szczególnie dotyczy dużych korporacji, które chcąc zadbać o ślad węglowy, zwracają uwagę na poziom emisji CO2. Dla Żabka Polska ten argument był jednym z kluczowych, dlatego postawili właśnie na samochody hybrydowe. Toyota ma największe doświadczenie w produkcji hybryd, stąd ich wybór padł właśnie na naszą markę. – 90 proc. aut flotowych przez nas sprzedawanych stanową przyjazne środowisku hybrydy – reasumuje.
Jak wybierać, to najlepszych!
W 2023 roku Toyota Bońkowscy podczas 14 edycji Kongresu Dealerów została ogłoszona zwycięzcą w kategorii Dealer Flotowy. Okazała się bezkonkurencyjna na rynku sprzedaży w Polsce. Duże wrażenie robi suma sprzedanych samochodów flotowych w całej Grupie – jest to ponad 2800 sztuk, a sama Toyota Bońkowscy ma ich na swoim koncie 2000. – Na ten sukces składa się wiele czynników. Kadra pracownicza, którą wyróżnia profesjonalizm i wyjątkowe podejście do każdego Klienta odgrywa tu kluczową rolę. – mówi Magdalena Stefaniak, kierownik działu floty w Toyota Bońkowscy – Najważniejszy zatem jest człowiek. To wartość, w którą jako organizacja, wierzymy najsilniej. Naszą siłą są ludzie, którzy z wiarą i ufnością każdego dnia robią to, co kochają. W zamian otrzymujemy dokładnie to samo – uwagę i szacunek naszych biznesowych partnerów i właśnie w tym upatrujemy największy sukces zdobytego wyróżnienia – puentuje. A najlepszą rekomendacją są opinie zadowolonych Klientów. – Niewątpliwie dealer Toyota Bońkowscy nie pozwala „zapomnieć” o sobie – pozostajemy w kontakcie, a co jakiś czas otrzymuję od nich również zaproszenia na organizowane przez Toyota Bońkowscy wydarzenia. Nasza współpraca układa się na tyle dobrze, że wysoce prawdopodobne jest, że gdy będziemy potrzebowali zakupić kolejne auta dla naszej floty, to będą to Toyoty zakupione również w Toyota Bońkowscy – podsumowuje Robert Magnuszewski.
Kiedy w 2019 roku Porsche zaprezentowało swój pierwszy model samochodu z elektrycznym napędem, wielu miłośników marki sceptycznie podchodziło do tego jak się wówczas wydawało „eksperymentu”. Tymczasem dziś po nieco ponad czterech latach od tej zaskakującej premiery i sprzedaniu ponad 150 tysięcy egzemplarzy tego modelu na całym świecie, producent odświeża gamę modeli Taycan, poprawiając ich wygląd, stronę techniczną i osiągi.
Tekst: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto
Większa moc, większy zasięg i lepsze przyspieszenie, a do tego skrócony czas ładowania — to tylko część atutów nowej generacji elektrycznego Porsche Taycana. Projektanci ze Stuttgartu popracowali również nad jeszcze atrakcyjniejszą, ostrzejszą stylistyką i zwiększyli różnicę pomiędzy „zwykłą” wersją a modelami Turbo. Obrazu całości dopełniają jeszcze bogatsze seryjne wyposażenie oraz najnowsza generacja Porsche Driver Experience. W gamie modelowej Porsche zaprezentowało odświeżone modele Taycan, Taycan Cross Turismo, Taycan Sport Turismo i Taycan Turbo S. Te samochody to elektryczne pojazdy, łączące wysoki poziom komfortu podróżowania oraz sportowe osiągi. Szczególnie możliwości odmiany Turbo S mogą imponować – od 0 do 100 km/h w 2,4 sekundy (o 0,4 sekundy szybciej od poprzednika), oraz nawet 691 kilometrów zasięgu na jednym ładowaniu.
Stylistyka
Porsche nie lubi rewolucji w stylistyce. Na zewnątrz nowa generacja Taycana niewiele różni się od poprzednika, ale kilka detali, m.in. nowy przedni pas z bardziej płaskimi reflektorami czy nowe przednie błotniki nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z kolejną generacją modelu. Nowe reflektory wykorzystują technikę HD Matrix (standard w Turbo, w podstawowej wersji seryjne są reflektory matrycowe) i w nocy wyróżniają się charakterystyczną dla Porsche czteropunktową grafiką. Z kolei logo na tylnym panelu świetlnym ma trójwymiarowy wygląd i po raz pierwszy dostępne jest także w podświetlanej wersji. Do wyboru są także nowe kolory nadwozia, do tej pory w Porsche niespotykane, w tym ciemnozielony Oak Green oraz wrzosowy Provence.
Elektryka i osiągi
Choć zmiany estetyki są tylko kosmetyczne, to modernizacja elektryki – kolosalna. Nowe Porsche Taycan na drodze stało się jeszcze szybsze niż dotychczas. I to w każdej odmianie. Zawdzięcza to przede wszystkim udoskonalonym, mocniejszym i lżejszym silnikom elektrycznym. Prototypami nowego Tycana kierowcy rozwojowi przejechali aż 3,5 miliona kilometrów w różnych miejscach na świecie i w różnych strefach klimatycznych, a wszystko po to, aby zasięg i osiągi były jeszcze lepsze. Podstawowy model Taycana, będzie teraz mógł przejechać do 700 km na jednym ładowaniu, jeśli zostanie wyposażony w większy akumulator Performance Battery Plus, co stanowi postęp o 170 km w porównaniu z poprzednim modelem. Z kolei moc topowego Taycana Turbo S wzrosła do niebotycznych 952 KM, czas przyspieszenia do setki skrócił się do 2,4 s. Maksymalna moc ładowania wynosi teraz 320 kW. W realnym świecie oznacza to dla użytkownika naładowanie od 10 do 80% baterii w zaledwie 18 minut – czyli około cztery minuty szybciej niż w poprzednim modelu. To wszystko przekłada się na większy komfort podróży. Nie tylko możemy cieszyć się lepszą dynamiką, ale przede wszystkim pokonywać dłuższe dystanse na jednym ładowaniu. A i samo ładowanie trwa szybciej. Według szacunków Porsche pokonanie trasy 1247 km ze Stuttgartu do Barcelony pierwszą generacją Taycana wymaga pięciu postojów na ładowanie. Gdy pojedziemy nowym Taycanem, wystarczą trzy, a czas podróży będzie krótszy o 40 minut. Dodatkowo Taycany są teraz standardowo wyposażone w aktywne zawieszenie pneumatyczne, niezależnie sterowane dla każdego koła, ulepszone zarządzanie temperaturą akumulatora, mocniejsze hamowanie z odzyskiem energii (nawet do 400 kW) i nową bardziej wydajną pompą ciepła. Dodatkowo do dyspozycji kierowcy oddano także funkcję „push-to-pass” (w pakiecie Sport Chrono), która za naciśnięciem przycisku ułatwia wyprzedzanie, na 10 sekund, dodając silnikom 70 kW mocy.
Wnętrze
Wewnątrz zoptymalizowano interfejs w obrębie zestawu wskaźników, a także centralnego wyświetlacza i opcjonalnego, umieszczonego po stronie pasażera. Do wyposażenia standardowego dodano przełącznik trybów jazdy przy kierownicy, a także wprowadzono nową dźwignię do zarządzania aktywnymi systemami wsparcia. Nowa funkcja In-Car Video umożliwia strumieniowe przesyłanie wideo na centralny wyświetlacz i ekran pasażera. Z kolei Apple CarPlay bardziej niż do tej pory zintegrowano z wyświetlaczami i funkcjami pojazdu.
Lepsze wyposażenie
Nowe Porsche Taycan, choć lżejsze o 15 kg niż wcześniej, może pochwalić się bogatszym wyposażeniem standardowym. Teraz na pokładzie tego auta znajdziemy m.in.: ParkAssist z kamerą cofania, elektrycznie składane lusterka zewnętrzne z oświetleniem otoczenia, podgrzewane fotele, inteligentny system zarządzania zasięgiem, pompę ciepła z nowym układem chłodzenia, ładowarkę indukcyjną smartfona, elektrycznie sterowane porty ładowania po obu stronach auta, przełącznik trybu jazdy przy kierownicy, wspomaganie układu kierowniczego typu Plus.
Wisienka na torcie
7 minut i 7 sekund. Tyle czasu zabrało nowemu Taycanowi Turbo GT przejechanie Północnej Pętli Toru Nürburgring. To o 26 sekund szybciej niż topowy Taycan Turbo S z pakietem Performance. Z funkcją Launch Control Taycan GT ma 1108 KM! Słownie tysiąc sto osiem koni mechanicznych! Stało się to możliwe dzięki zastosowaniu na tylnej osi falownika, którego materiał półprzewodnikowy to węglik krzemu co zmniejszyło straty przełączania. Poprawiono też wytrzymałość skrzyni biegów, a maksymalny moment obrotowy podniesiono do 1340 Nm. Maksymalna prędkość tego modelu to 305 km/h. Takie wyniki osiągnięto w wersji z pakietem Weissach, który dodatkowo obniża masę samochodu, a za sprawą tylnego skrzydła daje lepszy docisk. Wersja Turbo GT zrzuciła też 75 kilogramów względem standardowego Taycana.
Cena
Rozmawiając o cenach Porsche, nasuwa mi się ulubione powiedzenie prawników „to zależy”. Najdroższym modelem Porsche wszechczasów jest legendarna wyścigówka 917K Le Mans. W 2017 roku na Pebble Beach w Kalifornii samochód ten został sprzedany za niebotyczną sumę 14 milionów dolarów. Ważny jest zatem punkt odniesienia. Taycan dostępny jest w Polsce od 489 tys. zł, Taycan 4S od 558 tys. zł, Taycan Turbo od 809 tys. zł, a Taycan Turbo S od 969 tys. zł. Ceny modeli Cross Turismo zaczynają się od 547 tys. zł (Taycan 4 Cross Turismo), 583 tys. zł (Taycan 4S Cross Turismo), 815 tys. zł (Taycan Turbo Cross Turismo) i 966 tys. zł (Taycan Turbo S Cross Turismo). Dla modeli Sport Turismo przyjęto ceny bazowe – 494 tys. zł (Taycan Sport Turismo), 563 tys. zł (Taycan 4S Sport Turismo), 814 tys. zł (Taycan Turbo Sport Turismo) i 974 tys. zł (Taycan Turbo S Sport Turismo).
Miasta to obszary jedne z najbardziej wrażliwych na zmiany klimatu. Są miejscem zamieszkiwania ponad połowy ludności świata, pomimo że zajmują jedynie ok, 3% powierzchni lądowej Ziemi. W sposób znaczący wpływają na środowisko, bo 75% emisji gazów cieplarnianych generowane jest w miastach. I to również w nich boleśnie odczuwamy efekty zjawisk globalnych. Podtopienia, powodzie, susze, wysokie temperatury, silne wiatry, zanieczyszczone powietrze to zjawiska, których doświadczamy każdego roku coraz bardziej dokuczliwie. Jak więc budować miasta zdrowe, bogate przyrodniczo, przyjazne i interesujące dla mieszkańców, a nade wszystko zeroemisyjne?
Miasta przyszłości stają w obliczu nieustannych wyzwań związanych z ekologią, mobilnością i kreatywnością przestrzenną przyjazną mieszkańcom. „Muszą być projektowane i budowane tak, by zużywać możliwie mało energii i wytwarzać jak najmniej odpadów. Energia ma pochodzić wyłącznie z odnawialnych źródeł, z możliwością magazynowania. Odpady powinny być w całości przetwarzane, a transport zeroemisyjny. I to wszystko musi być urządzone tak, żeby było nas stać na życie w takim mieście” – to głos ekspertów wybrzmiewający podczas Polskiego Kongresu Przedsiębiorczości. Brzmi utopijnie?
Nowe, stare rozwiązania
W ciągu ostatniej dekady, elektryczne samochody zyskały na popularności, a ich rola w kształtowaniu przyszłości transportu miejskiego jest nie do przecenienia. Zasilane energią elektryczną pojazdy te emitują znacznie mniej szkodliwych substancji niż ich odpowiedniki spalinowe, przyczyniając się do poprawy jakości powietrza i zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Jednak napotykają też na opór, nasuwając pytania o bezpieczeństwo, rzeczywistą dbałość o ekologię, zasięg czy brak infrastruktury. A przecież w historii motoryzacji nie są niczym nowym. Andrzej Zieliński w książce „Samochody osobowe. Dzieje rozwoju” pisze, że jednym z pionierów elektrycznych samochodów był Thomas Devenport. Ten Amerykanin szkockiego pochodzenia już w 1834 roku zbudował powóz, który czerpał energię z baterii galwanicznej Volty. Pierwsze sprawnie działające auto elektryczne powstało w 1882 roku, a skonstruowali je Percy i Ayton. Wykorzystywane do zasilania trójkołowca baterie ważyły około 45 kg. Do najważniejszych walorów z punktu widzenia użytkownika należały cicha praca oraz łatwość prowadzenia. Nie bez znaczenia była także dobra dynamika pojazdów elektrycznych. Brzmi znajomo?
Street art – sztuka zaangażowana
Jak świat długi i szeroki ludzie przyozdabiali malunkami ściany jaskiń, domów, murów. Stanowiły one komunikat ostrzegawczy, informacyjny czy estetyczny. Dziś różnorodne formy sztuki ulicznej stały się częścią współczesnego krajobrazu miejskiego, nierzadko ewoluując w formę społecznego komunikatu. Dziś murale street artu nie tylko zdobią ściany, ale również niosą ze sobą silne przesłanie społeczne. Artystyczne protesty, manifestacje równości czy nawet komentarze polityczne stają się integralną częścią ruchu street artu. To forma sztuki, która walczy o zmiany i skupia uwagę na problemach społecznych. Odważne, często kontrowersyjne prace Banksy’ego stanowiące komentarz społeczno-polityczny spowodowały, że stał się on dzisiaj jednym z najbardziej wpływowych artystów na świecie. A jego sztuka dzięki inkluzywności porusza globalną publiczność, a on sam często stawia pytania o przyszłość świata. Jego prace – przedstawiające postaci ludzkie, zwierzęta oraz różnorodne symbole w sposób wyrazisty i niezwykle sugestywny – mają potencjał do inspiracji i pobudzenia debaty na ważne tematy dotyczące nierówności społecznej, przemocy czy bezprawia. Czy zatem street art może stać się ważnym głosem w debacie na temat globalnego ocieplenia? Mural Banksy’ego w pobliżu Oval Bridge w Camden Town w północnym Londynie. Prześmiewczy, na wpół zatopiony w wodzie napis brzmi: „Nie wierzę w globalne ocieplenie”.
Nietypowy mariaż
W odpowiedzi na wyzwania stojące przed współczesnym światem, elektryczne samochody oraz sztuka uliczna, stają się ważnymi elementami transformacji miejskiej. I choć pozornie te dwa faktory nie mają ze sobą styku, marka Volvo udowadnia, że jest inaczej. Aby oswoić i przybliżyć temat elektryfikacji Volvo Firma Karlik połączyła siły ze światem street artu. Owocem współpracy jest unikatowa grafika stworzona dla modelu Volvo EX30, którą zaprojektował poznański street artowiec Noriaki. Samochód zyskał bogatą paletę barw oraz wyraziste detale, co z pewnością przyciąga uwagę. Najbardziej charakterystycznym elementem grafiki jest postać Watchera, który napędza elektryfikację i przygląda się zmianom, jakie zachodzą w motoryzacji. Watcher to postać, która jest motywem przewodnim w twórczości Noriakiego, z głową w kształcie jednego, podłużnego oka, która patrzy, obserwuje, zawsze jednak budzi pozytywne emocje, a można ją spotkać w różnych miejskich przestrzeniach Poznania. I która poznaniakom jest dobrze znana. – Głównym celem projektu było przyciągnięcie uwagi widza poprzez unikatową estetykę. Zależało mi, aby wyróżnić się poprzez futurystyczny design, inspirowany liniami Volvo EX30. Samochód miał być nie tylko źródłem podziwu, lecz także emanować nietuzinkowością. Zazwyczaj preferuję pracę w monochromatycznej palecie, korzystając z kolorów czarno-białych. Jednakże w przypadku tego projektu postanowiłem pójść zupełnie inną drogą, eksponując potęgę kolorów i elektryfikacji, gdyż widzę przyszłość malującą się właśnie w barwach. Na projekcie znalazły się symboliczne elektryczne wtyczki oraz błyskawice, które mają za zadanie podkreślić iskrzący, dynamiczny charakter samochodu – opowiada Noriaki.
Oswoić nieznane
„Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana”. Aktualność tej maksymy Heraklita z Efezu jest uderzająca jak nigdy za naszego życia. Ale de facto nie jest niczym wyjątkowym w skali świata. Ten nieustannie się zmienia, co wymaga od nas nie tylko sprawnego odnotowania, ale także zdolności do adaptacji. Tylko w ciągu ostatnich lat obserwujemy rozwój nowych technologii, medycyny, gospodarki, turystyki i nanotechnologii. Cyfryzacja towarzyszy nam na każdym kroku. Otaczamy się danymi i zmiennymi, które wymagają od nas obserwowania, wnioskowania i elastyczności. Jednym zdaniem funkcjonujemy w świecie zmienności, niepewności, złożoności i niejednoznaczności. Taki świat wymaga od nas elastycznego podejścia, ale także adaptowania się do nieoczywistych wydarzeń. Podstawową kwestią, która pozwoli odnaleźć się w tym niepewnym i zmiennym środowisku jest ciekawość, ale także chęć nieustannej edukacji, analizowania rynku, zgłębiania wiedzy o świecie, motywowania się do nowych aktywności. To definicja postępu. Bez ciekawości, elastyczności i niestandardowego myślenia nigdy nie powstałby telefon, fotografia, wycieraczki samochodowe oraz pewnie nie poznalibyśmy struktury podwójnej helisy DNA. Dziś stoimy u progu kolejnej rewolucji. Samochody elektryczne przynoszą wielką zmianę. Zarówno dla nas, ich użytkowników, ale także dla przestrzeni, w których żyjemy. Bo kto z nas nie chciałby żyć w czystym, cichym i przyjaznym mieszkańcom mieście? Takim, które zgodnie z ideą Smart City 3.0 na pierwszym planie stawia jego mieszkańców, ich inicjatywy, dobrostan i zdrowie, a także współpracę z lokalnym biznesem? Współpraca Volvo Firma Karlik z Noriakim, pokazuje, że to dobry pierwszy krok do oswojenia zmiany, której i tak nie unikniemy.
Toyota Bońkowscy | najchętniej wybierany dealer wśród flotowców
15 kwietnia, 2024
Artykuł przeczytasz w: 8 min.
Wybór floty do firmy to zadanie niełatwe. Ilość czynników, na które zwracają uwagę flotowcy może przyprawić o ból głowy. Spalanie, niezawodność, ubezpieczenie, serwis, wartość odsprzedaży. To tylko kilka z nich, które trzeba dogłębnie przeanalizować, przed podjęciem decyzji o kupnie kilkudziesięciu czy nawet kilkuset aut.
Tekst: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Bogusz Kluz
W Polsce aż 80% zakupów nowych samochodów dokonują przedsiębiorcy, a nie klienci indywidualni. W 2023 roku Toyota była najchętniej wybieraną marką przez klientów flotowych. Firmy zarejestrowały łącznie 69 859 osobowych i dostawczych pojazdów tego japońskiego koncernu. Największą popularnością wśród kupujących cieszyła się Corolla. A w TOP10 rynku flotowego w Polsce znalazło się aż pięć modeli Toyoty. Tym samym poprawiła swój wynik z roku 2022 aż o 29%, umacniając się na pozycji lidera i osiągając aż 17,5% udziału w rynku, co jest rezultatem lepszym o 2 p.p. od wyniku uzyskanego w 2022 roku.
Dlaczego Toyota?
– Na ten sukces składa się wiele czynników. Na pewno jest to doskonała cena, niska awaryjność, a także dostępność samochodów. Ale to co warto podkreślić, to przede wszystkim fakt, że samochody Toyoty doskonale wpisują się właśnie w potrzeby floty. Naszym klientom zależy na tym, aby auta flotowe mało paliły i miały niskie koszty eksploatacji. Toyota spełnia wszystkie te warunki – mówi Maria Bońkowska, doradca ds. sprzedaży flotowej w Toyocie Bońkowscy. – To, co wyróżnia ofertę Toyoty, to szeroka gama modeli, która pozwala we flocie ją różnicować, ze względu na zajmowane stanowisko. U nas auto dla siebie znajdzie każdy niezależnie od stanowiska, jakie zajmuje w firmie – dodaje. A jeśli dodać do tego różnorodne i korzystne metody finansowania samochodów Toyota, nic dziwnego, że to właśnie ta marka ma najsilniejszą reprezentację w TOP10 rynku flotowego.
Królowa Corolla nr 1 w rankingu
Corolla jest najlepiej sprzedającym się samochodem na świecie od 20 lat. Produkowana od 1966 roku, po raz pierwszy została światowym bestsellerem w 1974 roku. W 1997 roku stała się najpopularniejszym samochodem w historii motoryzacji i pozostaje nim do tej pory. W ciągu ponad pięciu dekad Toyota opracowała 12 generacji Corolli, a łączna sprzedaż modelu przekroczyła 50 milionów egzemplarzy. Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie ona od wielu lat dzierży berło królowej aut flotowych. W 2023 roku aż 23 054 egz. tego modelu trafiło do polskich firm. To wynik o 24 proc. lepszy niż rok wcześniej. Dlaczego właśnie ten pojazd cieszył się tak dużą popularnością wśród klientów flotowych? Firmy doceniły atrakcyjne warunki zakupu i finansowania auta, a także szerokie możliwości konfiguracji. Corolla to samochód oferowany w trzech wersjach nadwoziowych – Hatchback, Sedan i TS Kombi, a także w pięciu wersjach wyposażenia – Active, Comfort, Style, GR SPORT i Executive. Dodać do tego należy oszczędne i niezawodne napędy hybrydowe piątej generacji o mocy 140 KM (1.8 Hybrid) lub 196 KM (2.0 Hybrid Dynamic Force), w które są wyposażone te pojazdy. Dodatkowo Sedan jest dostępny także ze sprawdzonym silnikiem benzynowym 1.5 o mocy 125 KM. W każdej wersji standardem są też najnowsze systemy bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy Toyota T-MATE, nowoczesny system multimedialny Toyota Smart Connect czy klimatyzacja dwustrefowa.
Toyota Corolla
Toyota RAV4 nr 3 w rankingu
W światowym rankingu najpopularniejszych samochodów zajmuje drugie miejsce, z kolei w TOP10 aut flotowych uplasowała się na trzeciej pozycji. W 2022 roku Toyota sprzedała 871 220 egzemplarzy tego modelu. RAV4 zadebiutował w Japonii i Europie w 1994 roku jako pierwszy kompaktowy SUV, czyli rekreacyjny samochód 4×4 z samonośnym nadwoziem. Jego obecna, piąta generacja to samochód średniej wielkości oferowany m.in. jako hybryda FWD, hybryda AWD-i oraz auto hybrydowe typu plug-in. Toyota RAV4 zachwyca stylowym wnętrzem pełnym starannie wykonanych elementów. Model został stworzony z myślą o tych, którzy nie boją się wyróżniać z tłumu. Wyraźnie zarysowana linia nadwozia, mocna sylwetka charakterystyczna dla samochodów typu SUV, światła do jazdy dziennej, światła główne oraz tylne pozycyjne i stopu w technologii LED tworzą nietuzinkowe auto, które śmiało stawi czoła wyzwaniom współczesnego świata.
Toyota Rav4
Toyota C-HR nr 5 w rankingu
Odważna stylistyka nadwozia tego nietuzinkowego coupé zachwyca dynamiką, a nowoczesne napędy o imponującej mocy i wszechstronne możliwości charakterystyczne dla auta typu SUV dają niezwykłą radość z jazdy. Toyota C-HR łamie wszelkie zasady, konsolidując dynamiczny styl coupé z potężną sylwetką. Obok tego pojazdu nie sposób przejść obojętnie. Responsywna nowa Toyota C-HR łączy inspirujące osiągi ze zwinnością hatchbacka. Do wyboru są dwa napędy hybrydowe, a także nowa hybryda plug-in, która oferuje niezwykłe przyspieszenie i pełnię możliwości auta elektrycznego. I co ważne. Nowa Toyota C-HR stawia na zrównoważony rozwój. W jej produkcji zwiększono wykorzystanie materiałów pochodzących z recyklingu i produktów niepozyskanych od zwierząt, a także zredukowano emisję dwutlenku węgla poprzez zmniejszenie masy auta i wdrożenie nowych procesów produkcyjnych.
Toyota C-HR
Toyota Yaris Cross nr 8 w rankingu
W przypadku flot zużycie paliwa ma bezpośrednie przełożenie na niższą emisję gazów cieplarnianych. I właśnie m.in. z tego względu Toyota Yaris Cross wyrasta na nową gwiazdę wśród hybryd. To najoszczędniejszy niskoemisyjny SUV w gamie Toyoty. Produkowany w Polsce układ spalinowo-elektryczny składa się z trzycylindrowego silnika benzynowego 1.5 o długim skoku tłoka i wysokim stopniu sprężania, dwóch silników elektrycznych, sterownika, przekładni planetarnej i akumulatora litowo-jonowego o wyższej mocy (w porównaniu do dotychczas stosowanych akumulatorów niklowo-wodorkowych nowe rozwiązanie jest lżejsze o 27 proc.). Zespół generuje 116 KM. A spalanie? Auto w wersji z napędem na przód zużywa od 4,4 l/100 km i emituje od 101 g/km dwutlenku węgla. Z kolei Yaris Cross Hybrid z napędem na cztery koła AWD-i zużywa od 4,7 l/100 km i generuje od 106 g/km CO2. Ograniczanie emisji dwutlenku węgla to coraz częstszy czynnik mający wpływ na wybór floty firmowej. Z tego względu Toyota Yaris Cross stała się flagowym samochodem sieci Żabka. Aż 500 japońskich aut z hybrydą 1.5 przyjęło charakterystyczne barwy poznańskiej firmy. Zdaniem przedstawicieli Żabki kontrakt z Toyotą to kolejna inwestycja w transport bardziej przyjazny środowisku.
Toyota Yarris Cross
Toyota Corolla Cross – last but not least. Nr 10 w rankingu
Finałową dziesiątkę zamyka Toyota Corolla Cross. To nowość w gamie tego modelu i zarazem czwarta wersja nadwoziowa bestsellerowej Corolli. Ten kompaktowy SUV dostępny jest wyłącznie w wariantach hybrydowych. Możemy wybrać wersję z silnikiem o pojemności 1,8 litra i mocy 140 KM lub mocniejszy, produkowany w Jelczu, 2-litrowy wariant o mocy 197 KM. Toyota Corolla Cross Hybrid to wyjątkowo praktyczne i bezpieczne auto, które cechuje doskonała widoczność utożsamiana dotychczas wyłącznie z segmentem SUV.
Toyota Corolla Cross
Ostatni Mohikanin. Toyota Camry. Nr 14 w rankingu
Gdyby TOP10 rynku flotowego nieco rozszerzyć, to w zestawieniu dwudziestu najchętniej kupowanych w Polsce modeli samochodów jako auta flotowe, pojawia się także Toyota Camry. To rodzynek w swojej klasie, wśród znikających z ofert innych producentów sedanów. Kiedy w 2019 roku wracała na polski rynek, walczyła o zainteresowanie klientów. Dzisiaj, przy kurczącej się konkurencji, ten flagowy model Toyoty ma szansę stać się jedynym wyborem dla tych użytkowników szos, którzy cenią sobie wygodę sedanów. Camry, produkowana przez koncern Toyota od 1982 roku, jest najpopularniejszym, z wyłączeniem SUV-ów i pick-upów, samochodem osobowym w USA od 1997 roku. Ta legenda motoryzacji już w kwietniu zaprezentuje się w swojej najnowszej odsłonie. Czy dziewiąta generacja Toyoty Camry podbije serca kierowców? O tym zapewne przekonamy się niebawem.
Toyota Camry
Jeśli coś działa…
Czwarty rok z rzędu Toyota okazuje się największym producentem samochodów na świecie i jako jedyna sprzedała w 2023 roku ponad 10 mln samochodów. Jej przepis na sukces? Japoński koncern należy do czołówki innowacyjnych firm na świecie. Od dawna słynie z nowatorskich rozwiązań w zakresie zeroemisyjnych technologii, systemów autonomicznej jazdy i inżynierii materiałowej. Toyota jako jedyna na rynku oferuje cztery rodzaje napędów: pełna hybryda, hybryda plug-in, napęd elektryczny i napęd wodorowy, z czego największą popularnością cieszą się dwa pierwsze. Są one niezawodne i proste w obsłudze, a przy tym ekologiczne i oszczędne. Automatyczna skrzynia biegów, znikome zużycie paliwa i awaryjność bliska zeru przekonują na tyle mocno, że Toyota stała się ulubioną marką flotowców.
Toyota od lat tworzy i nie naśladuje. I nie na darmo okupuje pierwsze miejsca rozlicznych rankingów zaufania do marek motoryzacyjnych – zwłaszcza tych tworzonych przez kierowców, a więc najbardziej wiarygodnych z punktu widzenia zwykłego użytkownika. I nie na darmo ogromnym uznaniem właścicieli cieszą się poszczególne modele, z kolejnymi wersjami Corolli na czele. Zatem nie dziwi fakt wyboru tej marki na auta flotowe. Bo jeśli coś działa, to po co to zmieniać?
15 lat Porsche Centrum Poznań | Porsche – styl życia okraszony nutką nowoczesnego luksusu
5 kwietnia, 2024
Artykuł przeczytasz w: 21 min.
Kto z nas nie marzył w dzieciństwie o czerwonym, sportowym samochodzie, podświadomie rysując na kartce papieru kultowe Porsche 911? To dziecięce marzenie spełnić można w salonie Porsche Centrum Poznań, który już od 15 lat gości w swoich progach wszystkich tych, dla których ponadczasowe piękno, luksus i prestiż nierozerwalnie kojarzą się z marką Porsche. Dominik Fijałkowski Dyrektor Regionu w Porsche Inter Auto Polska oraz Kamil Kubiak Dyrektor Salonu Porsche Centrum Poznań zabierają nas w podróż po ekskluzywnym świecie tej wyjątkowej marki, o której marzy niejeden z nas.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Maciej Sznek
Na początek zapytam nieco przewrotnie – czy któryś z Panów jako pierwsze auto miał VW Garbusa? Pytam nie bez przyczyny, bo trudno mówić o historii naszego poznańskiego salonu bez perspektywy historycznej i odniesienia do całej grupy Porsche Inter Auto, która w 1949 roku rozpoczynała swoją motoryzacyjną przygodę właśnie od importu i sprzedaży kultowego Garbusa.
Dominik Fijałkowski: W czasach, w których dorastaliśmy, samochód Porsche był nieosiągalnym marzeniem, po polskich ulicach jeździło ich zaledwie kilka egzemplarzy. Posiadały go takie postaci jak Maryla Rodowicz czy Sobiesław Zasada. Z kolei Volkswagen Garbus był zdecydowanie bardziej dostępny, choć na początku lat dwutysięcznych stawialiśmy na samochody z wielu względów bardziej „użyteczne”. Takie, którymi dojedziemy do pracy czy zawieziemy dzieci do szkoły. Także ja osobiście Garbusa nie miałem, ale obserwowałem rodzący się kult jego miłośników. Powstawały kluby zrzeszające fanów, których połączyła miłość do tego wyjątkowego modelu. Na ulicach można było obserwować odrestaurowane egzemplarze „Chrząszcza”. Do dzisiaj istnieje ogromna grupa miłośników Garbusa, którzy cyklicznie spotykają się na zlotach fanów tego auta i fascynują się jego historią. Kamil Kubiak: W mojej rodzinie pierwszym samochodem był popularny w PRL-u Maluch, czyli Fiat 126p. Ale z lubością podglądałem Garbusy na ulicach, nawet nie myśląc wówczas, że w dorosłym życiu, trafię do firmy, której historia z Garbusem jest nierozerwalnie związana.
Miejsce, w którym się znajdujemy, czyli salon Porsche Centrum Poznań jest częścią dużej grupy Porsche Inter Auto. Opowiedzcie proszę trochę o niej.
K.K.: Porsche Inter Auto jest częścią firmy Porsche Holding, czyli austriackiej grupy samochodowej, właściciela największej w Europie sieci dealerskiej samochodów, która nadal należy do rodziny Porsche. Więc nasze korzenie sięgają naprawdę głęboko. I faktycznie wszystko zaczęło się od VW Garbusa, kiedy to w 1949 rodzeństwo Louise Piëch oraz Ferry Porsche rozpoczęli import oraz sprzedaż tego kultowego modelu. W tym samym roku otwarto pierwszy salon Porsche Inter Auto w Salzburgu u podnóża Alp. W Polsce firma PIA pojawiła się 12 lat temu, kiedy to kupiła kilkanaście salonów samochodowych i od tego czasu nieustannie się rozwija, stając się jednym z liderów sprzedaży. Pomimo że nie jesteśmy notowani w rankingach – jako tzw. grupa dealerska, przyimporterska – to wielkość naszej sprzedaży jednoznacznie pozwala nas sytuować w czołówce sprzedaży nowych samochodów.
Dominik Fijałkowski. Dyrektor Regionu Porsche Inter Auto
Zatem wróćmy do teraźniejszości. 6 marca 2009 roku. Jak rozpoczęła się historia salonu Porsche Centrum Poznań?
D.F.: Otwarcie salonu Porsche w Poznaniu to było coś! Luksusowa i prestiżowa marka samochodów doczekała się salonu w stolicy Wielkopolski. To był najbardziej ekskluzywny w tamtym czasie salon samochodowy w mieście. Na otwarciu zaprezentowano dwa modele – model 911 oraz Porsche Boxster. I był to salon dla naprawdę zamożnych ludzi. Sprzedawaliśmy raptem kilkadziesiąt sztuk samochodów rocznie. Co tu dużo mówić, model 911 nie był dostępny dla każdego, co stwarzało wówczas swego rodzaju barierę, powodując, że salon nie był jakoś specjalnie często odwiedzany przez poznaniaków. Wraz z upływem lat i pojawieniem się nowych modeli Porsche, takich jak Cayenne, Panamera czy Macan, marka zaczęła przyciągać coraz szersze grono miłośników, a co za tym poszło i nasz salon stał się coraz chętniej odwiedzanym. K.K.: Ale warto przypomnieć, że zanim powstał salon przy ulicy Warszawskiej, Porsche miało swoje miejsce w salonie przy ulicy Krańcowej, również należącym do grupy PIA. Znajdował się tam jeden podnośnik dedykowany samochodom Porsche i dwóch mechaników, z których jeden pracuje w naszym salonie do dzisiaj.
Kamil Kubiak. Dyrektor salonu Porsche Centrum Poznań
Ile dzisiaj salonów PIA jest w Polsce i jakie marki oferuje?
D.F.: W ramach naszej grupy oferujemy takie marki jak: Skoda, Volkswagen, Volkswagen Samochody Użytkowe, Audi, Bentley, Lamborghini oraz Porsche. Posiadamy 33 autoryzowane salony oraz serwisy samochodowe znajdujące się w 8 miastach w Polsce. W Poznaniu jest to salon Volkswagena przy ulicy Krańcowej, salon Audi na Franowie, salon Skody przy ulicy Obornickiej. I oczywiście salon Porsche przy ulicy Warszawskiej. To wyjątkowa wartość być częścią grupy, bo wymiana doświadczeń pomiędzy nami pozwala nam efektywnie zarządzać poszczególnymi salonami.
Jak poznański rynek zareagował na pojawienie się salonu tak legendarnej i prestiżowej marki?
K.K.: Patrząc na ówczesne wyniki sprzedaży – ostrożnie. Ale już kolejne lata pokazały, że zarówno Poznań, jak i cała Wielkopolska są bogatym regionem i wielu ludzi po prostu stać na auto z kategorii premium. D.F.: Mam też takie całkowicie subiektywne wrażenie, że w tamtych czasach pokutowało przeświadczenie, że posiadanie tak luksusowego samochodu jest oznaką obnoszenia się z bogactwem. I jest w złym guście. Wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa ten mit zaczął upadać i chyba przestaliśmy czuć się winni, że stać nas na produkty premium. To swego rodzaju przełom społeczny, który doskonale widać na przykładzie marki Porsche. Samochody z segmentu premium stały się normalnością na naszych ulicach i nie wzbudzają żadnych negatywnych skojarzeń.
Często słyszę od moich partnerów biznesowych działających na terenie całego kraju, że rynek poznański jest „specyficzny”. Działacie jako salon w ramach ogólnopolskiej grupy, na ogólnopolskich spotkaniach zapewne wymieniacie się opiniami, doświadczeniami. Czy jest coś co wyróżnia rynek poznański aut premium na tle innych rynków? Czy to mit?
D.F.: Myślę, że każdy rynek ma swoją specyfikę, ale uważam to za pozytywną cechę charakteru, czyli coś, co wyróżnia. My, działając na rynku poznańskim, traktujemy go jako nasze naturalne środowisko, nie zauważając jakiś anomalii. Jednak czasem od kolegów z innych miast słyszymy, że panuje u nas „niemiecki ordnung”. (śmiech) Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Podobno mamy wiele kwestii lepiej poukładanych, zorganizowanych i że bardzo ważne są dla nas procesy. Mniej rzeczy pozostawiamy przypadkowości i fantazji. Ale czy to wada? Nie oznacza to przecież, że w naszej pracy nie kierujemy się empatią i emocjami. K.K.: I choć może przypięto nam łatkę „poukładanych i uporządkowanych poznaniaków”, to potrafimy porozumieć się z klientami z całej Polski, bo przyjeżdżają do nas ludzie z całego kraju, szukając swojego wymarzonego auta. I z każdym znajdujemy wspólny język.
A Poznaniak jakim jest klientem? I jak zmieniał się na przestrzeni lat? Czy da się zauważyć jakąś ewolucję?
K.K.: Naszych klientów możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy są z nami od samego początku, kupując już swoje kolejne Porsche. Druga grupa to klienci innych marek premium, którzy spełniają swoje motoryzacyjne marzenie. Bo tak jak Dominik wspomniał, przestaliśmy się wstydzić, że ciężko pracując, zarabiamy po to, aby sprawić sobie odrobinę przyjemności. D.F.: Dodałbym jeszcze jedną bardzo ciekawą grupę. To klienci, dla których samochód Porsche jest tym pierwszym. To przypadki, które zdarzają się coraz częściej.
Gama samochodów Porsche od 2009 roku znacznie się poszerzyła i dzisiaj to już nie tylko 911 czy 718, ale de facto każdy znajdzie auto dla siebie. Jakie modele oferuje dziś marka Porsche?
K.K.: Aktualnie w ofercie Porsche znajdują się, zaczynając od kultowego 911, które w tym roku ma swoją nową odsłonę, Porsche Panamera, czyli sportowa limuzyna, Porsche Cayenne, 718-stka, czyli Boxster i Cayman, jeśli ktoś szuka małego sportowego samochodu. Porsche Taycan, piękne, szybkie i do tego w pełni elektryczne. I Porsche Macan. W tej chwili obserwujemy duży wzrost sprzedaży 911-stki, czyli samochodu absolutnie z górnej półki w stosunku chociażby do Macana, który jeszcze parę lat temu był naszym numerem jeden w sprzedaży. Macan, wchodząc na rynek, był najpopularniejszym samochodem marki, wybieranym przez naszych klientów. W tej chwili się to zmienia. Macan stanowi około 30-35 proc. naszej sprzedaży, ale przed nami duże zmiany, bo model ten od tego roku staje się samochodem o napędzie elektrycznym. Nie kupimy go już z napędem konwencjonalnym.
Mocno integrujecie się z lokalnym rynkiem, poprzez różnego rodzaju inicjatywy. Sporo przez te 15 lat pojawiło się wystaw artystów w salonie i poza nim, których byliście czynnym partnerem, podjęliście współpracę z Uniwersytetem Artystycznym w Poznaniu, pojawiły się inicjatywy dla kobiet, wspieracie poznański motorsport. To wartości wpisane w markę?
D.F.: Porsche to nie tylko samochody. Porsche to styl życia. Będąc użytkownikiem marki, przechodzimy przez etapy, sprawdzając kolejne modele Porsche, dążymy do doskonałości. Do spełnienia marzenia z dzieciństwa, czyli posiadania Świętego Grala, jakim jest Porsche 911. I to nie tylko ze względu na jego design czy osiągi, ale przede wszystkim ze względu na rys historyczny, który ten samochód za sobą niesie. Porsche to nie tylko użytkowe narzędzie do przemieszczania się z punktu A do punktu B, to dla wielu marzenie, uosobienie doskonałości i pasji. Dla nas, osób zarządzających marką w Poznaniu, to także doskonała okazja, aby zrzeszać pasjonatów marki wokół różnych idei, które wpisane są właśnie w wartości marki. Stąd pomysł współpracy z Uniwersytetem Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, czyli spotkania świata sztuki i biznesu i studentów kierunków artystycznych. Wspólnie zorganizowaliśmy warsztaty dla kobiet, które nie tylko miały je zainspirować, ale także pomóc w odkrywaniu nowych pasji i wyrażaniu siebie.
Warsztaty Porsche Timeless na UAP im. Magdaleny Abakanowicz
Skąd taki pomysł?
D.F.: Światowe badania pokazują, że wiek nabywców 911-stki bardzo się obniża, ze względu na to, że młodzi ludzie zarabiają dziś pieniądze w świecie instagrama czy youtuba. Zmienia się także struktura nabywców marki Porsche ze względu na płeć. Coraz więcej kobiet staje się użytkownikami naszej marki. K.K.: Za współpracę z UAP otrzymaliśmy nagrodę od importera za najlepszą aktywizację działań pod kątem poszukiwania nowych grup docelowych.
A co z motorsportem?
K.K.: Motorsport i Porsche to w zasadzie synonimy. W marcu zainaugurowaliśmy sezon 2024 na Torze Poznań w ramach Tor Poznań Track Day. Podjęliśmy współpracę z Porsche Club również na Torze Poznań, a przed nami także runda prestiżowego pucharu markowego Porsche Sprint Cup Challenge. Ale to nie koniec naszych aktywności. W ramach spotkań z marką Porsche planujemy zapraszać do naszego salonu jej miłośników, rozmawiać o historii i pasji do tych pięknych aut. D.F.: Sami też jesteśmy aktywni sportowo, w tym roku jako reprezentacja Porsche Centrum Poznań jedziemy do Wiednia, gdzie weźmiemy udział w maratonie i półmaratonie, a także wspólnie wystartujemy w sztafecie maratońskiej, 12 maja na poznańskiej Malcie.
Powiedzieliście, że Porsche to nie tylko samochody, a styl życia.
D.F.: To połączenie pasji, elegancji i sportowego ducha. Pod marką Porsche znajdziemy nie tylko piękne auta, ale także eleganckie zegarki, rowery, ekskluzywne łodzie, akcesoria do golfa czy akcesoria skórzane. Ale marka Porsche na tym nie poprzestaje. Od kilku lat w kooperacji z Boeingiem trwają prace nad latającym samochodem oraz nad rozwojem dronów do transportu pasażerskiego. Dziś brzmi to niewiarygodnie, brak jest regulacji prawnych, ale myślę, że to kolejny etap w rozwoju komunikacji. K.K.: Porsche jest firmą, która opiera się na innowacjach. Marka inwestuje ogromne kwoty w start-upy, które gwarantują jej dostęp do technologicznych trendów i talentów. Jednocześnie Porsche w dalszym ciągu koncentruje się na wysokiej jakości ekskluzywnych produktach, elektromobilności i zrównoważonym rozwoju, łącząc swoją bogatą historię i DNA sportów motorowych z przyszłością, na nowo definiując koncepcję nowoczesnego luksusu.
Ile dziś osób tworzy Porsche Centrum Poznań i w ramach jakich działów?
K.K.: Zespół liczy dzisiaj około 50 osób. Kiedy 11 lat temu rozpoczynałem pracę w PCP, była to dokładnie połowa. I to idealnie pokazuje, jak bardzo rozwinął się rynek, a wraz z nim nasz salon. Do dyspozycji naszych klientów jest dział handlowy aut nowych i używanych, dział serwisu z biurem serwisu, doradcami serwisowymi oraz mechanikami i diagnostami, dział części oraz dział dyspozycji, który w naszym salonie jest działem centralnym dla całego Poznania.
Dział samochodów nowych i dział samochodów używanych
Jednym z techników serwisu jest kobieta – Laura. To nieczęsty zawód wybierany przez kobiety.
K.K.: Od wielu lat prowadzimy programy stażowe i Laura trafiła do nas właśnie dzięki takiemu programowi. W tej chwili jest już samodzielnym technikiem i chcemy, aby została z nami na dłużej. Ale Laura to nie jedyna kobieta na stanowisku technicznym. Druga dziewczyna pracuje na stanowisku lakiernika, co tylko pokazuje jak bardzo zmienia się świat i że kobiety naprawdę mogą wszystko!
Dział serwisu i dział części i akcesoriów
Dział dyspozycji
Porozmawiajmy trochę o rynku. Co czwarte auto kupowane w Polsce należy do segmentu premium. Porsche w 2023 roku sprzedawało się lepiej niż FIAT. Samar podaje, że liczba nowych rejestracji Porsche w Polsce wyniosła 4281 nowych samochodów. To o 553 samochody więcej od Fiata! Wytłumaczcie ten fenomen.
K.K.: Porsche jest samochodem absolutnie bezkonkurencyjnym. Jeżdżąc autem premium, zmieniając modele i marki, na końcu tej ścieżki jest Porsche. I to właśnie obserwujemy w ostatnich latach, czyli przepływ klientów z innych marek premium do marki Porsche. Na nasz sukces na pewno miała też wpływ dostępność aut w niełatwych czasach pandemii. Bardzo dużą rolę odegrał też Macan, który cenowo był jednym z przystępniejszych modeli Porsche i dzięki temu przez wiele lat był naszym hitem sprzedażowym.
Skoro przy hitach sprzedażowych jesteśmy. Na świecie najchętniej kupowanym modelem Porsche jest Cayenne. A jak to wygląda w Polsce i oczywiście w Poznaniu?
K.K.: Rzeczywiście Porsche Cayenne notuje coraz lepsze wyniki sprzedaży i my jako salon poznański nie odbiegamy od trendu. Macan ze względu na swoją transformację z napędu konwencjonalnego na elektryczny w tej chwili wyprzedaje się na pniu, więc Cayenne wydaje się być bardzo dobrym kompromisem pomiędzy autem użytkowym a nadal mocno sportowym. D.F.: Porsche w zeszłym roku zaprezentowało nową odsłonę modelu Cayenne, nieco pomniejszoną w stosunku do starszych wersji, stąd ten sportowy charakter został jeszcze bardziej podkreślony
Porsche Cayenne
Rynek samochodowy się zmienia. Obserwujemy, zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej odejście od konwencjonalnych napędów i przejście w stronę elektromobilności. Porsche to synonim ryku silnika, motorsportu, jednak i w tej marce widoczne są zmiany. Jak klienci reagują na tę ewolucję? Czy może rewolucję?
K.K.: Dużo zamieszania w naszej ofercie zrobił model Taycan, który początkowo stanowił dla naszych klientów bardziej ciekawostkę niż realny cel zakupu. W tej chwili rynek ochłonął i Taycan znajduje swoich nabywców, najczęściej wśród naszych dotychczasowych klientów, dla których jest kolejnym autem w ich garażach. Chyba każdy, kto miał okazję pojeździć samochodem elektrycznym przekonał się, że są to bardzo mocne samochody. Napęd elektryczny daje zupełnie nowe możliwości, osiągając natychmiastowy moment obrotowy, a równolegle pozwala dbać o środowisko i sprawia, że w miastach będzie nam się żyło po prostu lepiej. D.F.: Światowe wyniki sprzedaży jednoznacznie pokazują, że jednym z najchętniej wybieranych modeli Porsche jest właśnie Taycan. Polska pozostaje nieco w tyle, ze względu na nadal dość ograniczoną infrastrukturę ładowania. Jednak segmentem, który w Polsce ma się naprawdę dobrze są hybrydy, które stanowią swego rodzaju kompromis pomiędzy samochodem elektrycznym a spalinowym. Hybrydy stanowią około 60 proc. całej sprzedaży w marce Porsche. I tu również prym wiedzie model Cayenne, a zaraz za nim plasuje się Panamera.
Porsche Taycan
Producent mówi jednak, że kultowa 911 oprze się zmianom. I będzie produkowana tak długo jak to możliwe z silnikiem spalinowym. Tak będzie?
D.F.: Ryk silnika, konwencjonalny napęd, Motorsport – to atrybuty nieodłącznie kojarzone z marką Porsche. Kiedy w 2019 roku producent pokazał nową wówczas 911-stkę, zakomunikował jednocześnie, że świat się zmienia i kolejna odsłona legendy pojawi się już tylko z silnikiem elektrycznym. Od tego czasu minęło kilka lat i Porsche zmieniło nieco swoje podejście i chcąc zachować możliwość produkowania samochodów z napędem konwencjonalnym, a jednocześnie sprostać wymogom zeroemisyjności, wdrożono projekt polegający na produkcji paliw syntetycznych. Paliwo syntetyczne jest uważane za ekologiczne rozwiązanie, ponieważ jego produkcja może być oparta na różnych źródłach energii, w tym tych odnawialnych. Ponadto produkt może przyczynić się do redukcji emisji gazów cieplarnianych, ponieważ proces produkcji może uwzględniać systemy recyklingu i odzyskiwania dwutlenku węgla. K.K.: Porsche zbudowało fabrykę paliw syntetycznych w Chile, które słynie z silnych wiatrów. W sąsiedztwie fabryki powstały ogromne fermy wiatrowe, z których energia wykorzystywana jest właśnie do produkcji paliw syntetycznych. I w tej sposób uzyskujemy zeroemisyjność tych paliw w całym cyklu ich życia. A wszystkich miłośników i entuzjastów silników konwencjonalnych chciałbym uspokoić. 911 nadal posiada i będzie posiadała silnik spalinowy ze wspomaganiem elektrycznym, jednak bez możliwości jazdy w trybie elektrycznym, czyli elektryfikacji w modelu 911 użytkownik nie zauważy.
W zeszłym roku marka Porsche obchodziła swoje 75 urodziny. To piękny wiek i doskonała okazja do tego, aby przypomnieć nieco starsze kultowe modele, bo i takie możemy zobaczyć w salonie. Zdarzają się klienci, którzy przyjeżdżają ze swoimi oldtimerami?
K.K.: Jak najbardziej! Szczególnie w sezonie letnim klienci przyjeżdżają zrobić przegląd i sprawdzić ich stan. Mamy świetnych mechaników, w tym jednego, który jest z nami od samego początku, czyli od 15 lat. Marka Porsche bardzo dba o swoich klientów kochających starsze modele i z myślą o nich rokrocznie importer organizuje Porsche Parade, paradę Porsche, w której bierze udział około stu załóg. W tym roku, właśnie w hołdzie starszym samochodom zapraszamy do udziału wszystkich tych, którzy posiadają Porsche z silnikiem chłodzonym powietrzem. To ogólnokrajowa impreza, rozpoczyna się w Szczecinie, jej trasa przebiega przez Niemcy i Polskę, aby finalnie po pokonaniu około 1000 kilometrów zakończyć się w Karpaczu.
D.F.: Porsche to bardzo osobisty samochód. W centrum Porsche w Stuttgarcie znajduje się specjalny dział, zajmujący się wsparciem dla klientów chcących odrestaurować swój stary model. Porsche z lat 70. czy 80. wyjeżdżają stamtąd jak nowe. To bardzo zgodne z filozofią Ferdynada Porsche, który mawiał „Próbowałem znaleźć swój wymarzony samochód sportowy. Nie istniał, więc sam go sobie zbudowałem”. Dziś taką możliwość producent oferuje wszystkim entuzjastom marki. Trend personalizacji w Porsche jest bardzo mocno widoczny.
Rok 2024 jest wyjątkowy dla marki Porsche w Poznaniu. Pojawi się dużo nowości…
K.K.: Po raz pierwszy w historii Porsche wypuszcza tyle nowości w jednym roku. Pojawi się nowa odświeżona wersja modelu 911. Swoją premierę, także poznańską, miała już nowa Panamera. Ten rok to także nowy Taycan. Pod koniec zeszłego roku pojawił się nowy Cayenne, a pod koniec 2024 lub na początku przyszłego pojawi się nowa 718. Wisienką na torcie z kolei jest nowy Macan w pełni elektryczny. Także cała gama naszych modeli została odświeżona. D.F.: Dodać warto, że Macan i Taycan weszły na zupełnie nowy poziom technologiczny, zarówno jeśli chodzi o baterie, jak i system rekuperacji. Nowy Taycan oferuje większy zasięg i szybsze ładowanie. Praktyczny, końcowy test zaowocował całkowitym zasięgiem do 665 kilometrów. To naprawdę wyjątkowy wynik jak na samochody elektryczne, a wszystko to dzięki lepszemu odzyskiwaniu energii. K.K.: Porsche pokazuje, że jest bezkonkurencyjne. Niedawno zaprezentowany przedprodukcyjny Porsche Taycan Turbo GT pokonał „Zielone Piekło” Nurburgringu w czasie 7 min i 7 sekund, tym samym ustanawiając nowy rekord wśród elektrycznych sedanów. Porsche pokonało tym samym Teslę Model S Plaid i to aż o 17 sekund.
Jakich atrakcji i wydarzeń mogą spodziewać się miłośnicy marki. Co przygotowaliście, aby uczcić swoje urodziny?
K.K.: Przede wszystkim kontynuujemy swoją przygodę z poznańskim motorsportem, planujemy spotkania z miłośnikami naszej marki w salonie przy ulicy Warszawskiej. Oraz oczywiście niezmiennie wspólnie z Uniwersytetem Artystycznym będziemy wspierać młodych artystów. D.F.: Ten rok będzie dla nas bardzo intensywny. Zaplanowaliśmy dla naszych klientów wiele atrakcji zarówno w salonie, jak i poza nim. Premiery aut, wiele spotkań z entuzjastami Porsche, zawody sportowe. A to wszystko okraszone szczyptą nowoczesnego luksusu.
Flota od Toyoty Bońkowscy to spokojny sen managera
18 marca, 2024
Artykuł przeczytasz w: 13 min.
W 2023 roku Toyota Bońkowscy podczas 14 edycji Kongresu Dealerów została ogłoszona zwycięzcą w kategorii Dealer Flotowy. To wyróżnienie zawdzięcza swojemu profesjonalnemu zespołowi, bo jak w wywiadzie dla Poznańskiego prestiżu mówiła Dominika Bońkowska – floty nie wygrywa jeden człowiek. O tym na co zwracać uwagę przy wyborze floty firmowej, o współpracy z Żabka Polska a także o tym, jak zapewnić managerowi flotowemu w firmie święty spokój, mówią Witek Talarczyk, Ekspert ds. Floty, Maria Bońkowska, oraz Krzysztof Różański, doradcy ds. sprzedaży flotowej.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Bogusz Kluz, materiały własne Toyota Bońkowscy
Toyota została liderem rynku flotowego w 2023 roku. Na auto flotowe najczęściej wybierano w ubiegłym roku Corollę, a w sumie aż pięć modeli Toyoty znalazło się w Top10 rynku aut firmowych. Czemu Toyota zawdzięcza taki sukces?
Maria Bońkowska: Na ten sukces składa się wiele czynników. Na pewno jest to doskonała cena, niska awaryjność a także dostępność samochodów. Ale to co warto podkreślić to przede wszystkim to, że samochody Toyoty doskonale wpisują się właśnie w potrzeby floty. Naszym klientom zależy na tym, aby auta flotowe mało paliły i miały niskie koszty eksploatacji. Toyota spełnia wszystkie te warunki. Witek Talarczyk: Decyzje o zakupie aut flotowych w firmie zapadają w oparciu o dane liczbowe. Toyota oferuje oszczędne auta hybrydowe, mało awaryjne dzięki czemu klienci nie muszą zakładać dodatkowych kosztów napraw, nasze auta mają trzyletnią gwarancję a w tej chwili oferujemy program, który pozwala przedłużyć gwarancję do aż dziesięciu lat. Krzysztof Różański: W 2023 roku dostępność aut marki Toyota była dużo lepsza niż innych marek, co znacznie skróciło czas od zakupu do wydania auta. A to dla managerów firm stanowiło niebagatelną przewagę przy wyborze marki. Synergia wszystkich tych czynników spowodowała, że Toyota zdeklasowała swoich konkurentów w sprzedaży flotowej, pozostawiając konkurencję daleko w tyle. WT.: Warto także dodać, że Toyota ma w swojej ofercie coraz więcej nowych modeli. Kiedy zaczynałem pracę w Toyocie dwadzieścia lat temu to mieliśmy w swojej ofercie Yarisa, Corollę i Toyotę Avensis. I to było wszystko co mogliśmy zaproponować firmom. W tej chwili jest Aygo, które najlepiej sprzedaje się w swoim segmencie, obok Yarisa pojawił się Yaris Cross, który nota bene jest najlepiej sprzedającym się autem Toyoty w Europie i jest Corolla Combi, która jest bestsellerem w sprzedaży nowych aut w 2023 roku. MB.: To co wyróżnia ofertę Toyoty, to szeroka gama modeli, która pozwala we flocie ją różnicować ze względu na zajmowane stanowisko. U nas auto dla siebie znajdzie każdy niezależnie od stanowiska jakie zajmuje w firmie.
Od lewej: Witek Talarczyk, Krzysztof Różański, Magda Stefaniak, Kuba Kaprykowski, Kamil Dollicher, Maria Bońkowska
Zatem zacznijmy od początku. Od ilu samochodów w firmie zaczynamy mówić o flocie?
KR.: W Toyocie klientem flotowym jest klient, który ma w swojej firmie minimum 10 pojazdów o masie do 3,5 tony, ale także taki, który dopiero rozpoczynając swoją przygodę z flotą kupuje minimum trzy samochody jednorazowo. I co ważne – nie muszą być to trzy takie same modele.
Czym różni się proces flotowego zakupu aut od zakupu pojedynczego samochodu?
KR.: Klient indywidualny kupuje samochód bardziej emocjami. Czyli kolokwialnie mówiąc ważne, że auto mu się podoba a koszty eksploatacji schodzą na drugi plan. Klient flotowy to klient bardziej racjonalny. Ze względu na ilość kupowanych aut do firmy, to klient który liczy i porównuje. WT.: Manager ds. floty w firmie chce mieć niezawodne samochody i spokojnie spać, nie martwiąc się chociażby ich awaryjnością. Przy dużej liczbie aut „święty spokój” jest bezcennym zasobem, który pozwala na spokojne zarządzanie flotą. Toyota wg wielu rankingów jest najmniej awaryjną marką na świecie, nasze hybrydy w zasadzie w ogóle się nie psują, więc ten spokój jesteśmy w stanie mu zapewnić.
Maria Bońkowska
Od czego firma powinna rozpocząć proces wyboru samochodów flotowych?
MB.: Ważne jest, aby odpowiedzieć sobie na kilka kluczowych pytań choćby o przeznaczenie aut, czy to mają być samochody dla przedstawicieli handlowych czy może luksusowe limuzyny dla managementu. Istotnym elementem jest miesięczny budżet, bo przy dużej ilości aut w firmie, koszty z nimi związane będą stanowiły pokaźną część wydatków. I mówimy tu zarówno o kosztach zużycia paliwa jak i kosztach serwisowania. Warto zwrócić uwagę na komfort jazdy, bo to często samochody użytkowane w zasadzie w sposób ciągły, pracujące na siebie. A także na bezpieczeństwo, zarówno kierowcy jak i pasażerów. Uważam, że warto także wybierać samochody, które są wizerunkowo spójne z firmą oraz zapewniają ten słynny święty spokój (śmiech). Czyli takie, które nie nastręczą kłopotów z powodu awaryjności i częstych pobytów w serwisie. KR.: Dajemy naszym klientom możliwość testowania wybranych modeli, co z punktu widzenia samochodu służbowego ma ogromne znaczenie. Bo takie auto musi często pomieścić mnóstwo towarów, często niestandardowych gabarytów. Także można samochód sprawdzić pod każdym kątem i dobrać odpowiedni model pod swoje potrzeby.
TCO (ang. Total Cost of Ownership) to termin, któremu warto poświęcić w tym miejscu nieco więcej uwagi. Co się na niego składa?
WT.: TCO to całkowity koszt posiadania. W przypadku samochodów jest to koszt nie tylko zakupu, lecz także finansowania, serwisu, dojazdu do serwisu, opon zimowych, płynów eksploatacyjnych i paliwa. TCO obejmuje też koszty związane z wyłączeniem samochodu z eksploatacji podczas serwisu i cenę, jaką jest wartość rezydualna po okresie eksploatacji. 80 proc. naszych klientów wybiera dzisiaj najem długoterminowy. I rata najmu zazębia się ze wspomnianym już kosztem całkowitym. W Toyocie zarządzaniem najmem flotowym zajmuje się nasz najem fabryczny KINTO. I to właśnie KINTO zajmuje się zarządzaniem tym samochodem, szkodami, przeglądami, serwisami, oponami. Wszystkie te usługi klient może mieć zawarte w racie najmu. Tym samym zdejmujemy z głowy managerowi floty w firmie sporo obowiązków i zapewniamy mu spokojny sen.
Krzysztof Różański
Ostatnio świat motoryzacyjny obiegła informacja o Waszym partnerstwie z firmą Żabka, która zdecydowała, że to właśnie u Was zakupi swoje auta flotowe. A jest ich niemało, bo prawie tysiąc. Zdradźcie trochę szczegółów – jak długo trwały rozmowy, jakie cele przyświecały Żabce i co ostatecznie zdecydowało o wyborze właśnie Toyoty Bońkowscy na swojego partnera?
WT.: Osobiście byłem odpowiedzialny za ten kontrakt i mogę powiedzieć, że cały proces liczyliśmy w latach. Rozmowy trwały od 2018 roku, a ostateczne podpisanie kontraktu miało miejsce w 2022 roku. W sprzedaży flotowej ważna jest cierpliwość, to praca dla długodystansowców (śmiech). Żabka rozważała zakup swojej floty spośród wielu różnych marek, ale wybór ostatecznie padł na Toyotę i model Yaris Cross. Samochody wydawaliśmy klientowi od sierpnia do grudnia, co stanowiło dla nas nie lada wyzwanie. Zdecydowaliśmy się na stworzenie specjalnego działu doposażeń, aby sprostać tempu narzuconemu przez klienta. Czas grał tu ważną rolę, gdyż samochody do tej pory używane w firmie Żabka musiały zostać zwrócone, a handlowcy nie mogli sobie pozwolić na przestoje. Zatem w dość krótkim jak na taką ilość aut, musieliśmy je zamówić, doposażyć i okleić. To było spore wyzwanie logistyczne.
Żabka to niejedyny duży klient, który Wam zaufał. Jakich klientów flotowych jeszcze macie w swoim portfolio?
KR.: Zaufało nam zarówno wiele firm prywatnych jak i instytucji publicznych. Toyota Bońkowscy dostarcza samochody dla firm z Poznania i okolic, działających w branży logistycznej, medycznej, rolniczej, IT i produktów pierwszej potrzeby. Są między nimi Raben czy Inea, ale także takie jak Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. W przypadku instytucji publicznych startujemy oczywiście w przetargach, ale z racji tego, że coraz częściej w ogłoszeniach przetargowych pojawia się warunek , aby samochody były hybrydowymi, Toyota idealnie wpisuje się w tę potrzebę. 90 proc. aut flotowych przez nas sprzedawanych stanową przyjazne środowisku hybrydy.
Trochę wyprzedziliście moje pytanie o niskoemisyjność. Czy klient flotowy, przy wyborze samochodów do firmy zwraca uwagę na ekologię i niższą emisję CO2?
WT.: To szczególnie dotyczy dużych korporacji, które chcąc zadbać o ślad węglowy zwracają uwagę poziom emisji CO2. Dla Żabki, ten argument był jednym z kluczowych, dlatego postawili właśnie na samochody hybrydowe. Toyota ma największe doświadczenie w produkcji hybryd, stąd ich wybór padł właśnie na naszą markę.
A co z trendem na samochody elektryczne? Dynamika rozwoju rynku samochodów elektrycznych jest ogromna. Transformacja z samochodów spalinowych na elektryki już się rozpoczęła i nabiera tempa. Jednak czy samochód elektryczny nadaje się do użytku jako samochód flotowy?
MB.: Tu w grę wchodzą uwarunkowania unijne, które mówią, że począwszy od 2035 r. w Unii Europejskiej mają wejść w życie przepisy, uniemożliwiające rejestrację nowych aut spalinowych, co w praktyce oznacza, że po tym czasie niemożliwy będzie zakup nowego samochodu z napędem konwencjonalnym. Póki co klienci bardziej pytają niż decydują się na zakup floty w pełni elektrycznej. Ale często bywa tak, że jakaś część floty w firmie jest elektryczna, ale na razie nie jest to duży odsetek zapytań. KR.: Doskonałą alternatywą dla tych, którzy chcą zadbać o środowisko są hybrydy typu plug-in. Ładowane z gniazdka, pozwalające po mieście jeździć na prądzie a trasie używać tradycyjnego silnika spalinowego. Na pewno ciągle jeszcze brakuje w Polsce infrastruktury, która pozwoliłaby zbudować flotę tylko w oparciu o samochody elektryczne.
To porozmawiajmy o finansowaniu. Jakie opcje klient ma do wyboru?
KR.: Mamy trzy opcje do wyboru. Pierwsza to oczywiście kupno samochodów za gotówkę. Ale to coraz mniejszy odsetek naszych transakcji. Drugą opcją jest klasyczny leasing i trzecią najem długoterminowy KINTO, który w ostatnich latach bije rekordy popularności, właśnie ze względu na swoją wygodę dla klienta. W racie najmu KINTO zawarta jest pełna obsługa serwisowa, pełne ubezpieczenie, wymiana i przechowywanie opon, opieka assistance oraz auto zastępcze. Ale co warto podkreślić, te składowe nie są obligatoryjne. Można wybrać samo finansowanie w systemie najmu, które jest dużo korzystniejsze niż w standardowym leasingu, ponieważ w najmie długoterminowym klient spłaca utratę wartości pojazdu na przestrzeni danego czasu i przebiegu.
A jeśli samochód zepsuje się na drugim końcu Polski?
KR.: KINTO pozwala serwisować samochód w dowolnym autoryzowanym salonie Toyoty w każdym mieście, gdzie taki salon się znajduje. Nie ma znaczenia, że samochód był kupiony w naszym salonie. To ogromna wartość skorzystania z wynajmu KINTO, bo tę opiekę nad naszym samochodem mamy niezależnie od geografii.
Czy istnieje możliwość dostosowania pojazdów do specyficznych potrzeb firmy, na przykład poprzez instalację dodatkowego wyposażenia lub modyfikacje?
KR.: Toyota oferuje bardzo konkretne wersje wyposażenia, więc jakaś fundamentalna zmiana w ramach jednej nie jest możliwa, ale istnieje możliwość doposażenia w konkretne elementy takie jak czujniki parkowania, gumowe dywaniki, mata do bagażnika czy hak. MB.: Bardzo często w ramach jednej floty żonglujemy modelami, a także wersją wyposażenia. Inne modele trafiają do kadry niższego szczebla, inne do kadry zarządzającej. Ale to co jest elementem wspólnym dla wszystkich samochodów Toyoty niezależnie od segmentu, jest bezpieczeństwo. W podstawowej wersji wyposażenia wszystkich naszych modeli zamontowane są wszystkie systemy bezpieczeństwa, co także zapewnia spokojny sen flotowca. Samochód służbowy robi w trakcie swojego życia trochę kilometrów, napotyka różne sytuacje i warunki na drodze, więc nawet jadąc najmniejszym Aygo kierowca ma się czuć bezpiecznie.
W 2023 roku, w trakcie 14 edycji Kongresu Dealerów Grupa Bońkowscy została ogłoszona zwycięzcą w kategorii Dealer Flotowy z imponującą sumą sprzedanych samochodów flotowych w całej Grupie – ponad 2800 sztuk. To duże wyróżnienie.
WT.: Na sukces Grupy Bońkowscy w tegorocznej edycji Kongresu Dealerów składa się wiele czynników, ale chyba najważniejszym z nich jest nasz zespół, który wyróżnia profesjonalizm i wyjątkowe podejście do każdego klienta. Najważniejszy jest człowiek. To wartość, w którą jako organizacja, wierzymy najsilniej. Naszą siłą są ludzie, którzy z wiarą i ufnością każdego dnia robią to, co kochają. W zamian otrzymujemy dokładnie to samo – uwagę i szacunek naszych biznesowych partnerów i właśnie w tym upatrujemy największy sukces zdobytego wyróżnienia.
Przyszłość maluje się kolorowo. Spotkanie Volvo z Watcherem – czyli co wspólnego ma motoryzacja i street art
8 marca, 2024
Artykuł przeczytasz w: 4 min.
Volvo Firma Karlik połączyła siły ze światem street artu. Owocem współpracy jest unikatowa grafika stworzona dla modelu Volvo EX30, którą zaprojektował – poznański street artowiec Noriaki.
zdjęcia: Volvo Firma Karlik
Głównym celem projektu było przyciągnięcie uwagi widza poprzez unikatową estetykę. Zależało mi, aby wyróżnić się poprzez futurystyczny design, inspirowany liniami Volvo EX30. Samochód miał być nie tylko źródłem podziwu, lecz także emanować nietuzinkowością. Zazwyczaj preferuję pracę w monochromatycznej palecie, korzystając z kolorów czarno-białych. Jednakże w przypadku tego projektu postanowiłem pójść zupełnie inną drogą, eksponując potęgę kolorów i elektryfikacji, gdyż widzę przyszłość malującą się właśnie w barwach. Na projekcie znalazły się symboliczne elektryczne wtyczki oraz błyskawice, które mają za zadanie podkreślić iskrzący, dynamiczny charakter samochodu -opowiada Noriaki.
Volvo EX30 z grafiką Noriakiego jest symbolem nowoczesności i artystycznego wyrazu w ruchu, łącząc w sobie inspirację uliczną sztuką oraz zaawansowaną technologią. To połączenie nie tylko przyciąga uwagę, lecz także tworzy niepowtarzalne doświadczenie dla pasjonatów motoryzacji. Samochód zyskał bogatą paletę barw oraz wyraziste detale, co z pewnością przyciągnie uwagę klientów Volvo przyzwyczajonych do bardziej stonowanych kolorów lakierów. Najbardziej charakterystycznym elementem grafiki jest postać Watchera, który napędza elektryfikację i przygląda się zmianom, jakie zachodzą w motoryzacji. Mieszkańcy Poznania dobrze znają Watchera, postać, która jest motywem przewodnim w twórczości Noriakiego, z głową w kształcie jednego, podłużnego oka, która patrzy, obserwuje, zawsze jednak budzi pozytywne emocje, a można ją spotkać w różnych miejskich przestrzeniach.
Dla naszej marki i firmy ważne jest nie tylko oferowanie najwyższej jakości samochodów, ale też misja dostarczania wyjątkowych doświadczeń, dzielenie się pasją do motoryzacji oraz przybliżanie tematu elektryfikacji i edukacja w tym zakresie. Współpraca z Noriakim to nie tylko spotkanie dwóch światów – motoryzacji i sztuki ulicznej. To synteza kreatywności, innowacji i pasji oraz zwrócenie uwagi na ważny dla naszej marki temat elektryfikacji. Zależy nam, aby każdy klient wychodził z salonu z głębszym zrozumieniem i pewnością, że elektryczne samochody są nie tylko przyszłością, ale także teraźniejszością, która może przynieść wiele korzyści – opowiada Agnieszka Idziak, marketing manager w Volvo Firma Karlik, odpowiedzialna za realizację projektu.
Volvo EX30 to nie tylko samochód, to znak nowej ery motoryzacji i zachodzących w niej zmian. W dzisiejszym dynamicznym świecie, pełnym nowych technologii i ekologicznych wyzwań, elektryczne samochody stają się coraz bardziej powszechne. Poznańskiemu dealerowi zależy na rozmowach z klientami i wyjaśnianiu wątpliwości, które powstały i cały czas powstają wokół samochodów elektrycznych. – Dla marki Volvo ważne są bezpieczeństwo i nowe technologie, ale przede wszystkim ludzie. W centrum wszystkich działań, które podejmujemy zawsze stawiamy człowieka i jego potrzeby. Volvo nadal wytycza standardy w dziedzinie bezpieczeństwa i zmierza do zerowej emisji gazów cieplarnianych netto do 2040 roku. Model Volvo EX30 jest dla nas bardzo ważny, to najmniejszy SUV w naszej flocie, który w 2023 roku miał w Polsce premierę, ale właśnie teraz jest dostępny do jazd testowych. Współpraca z artystą i niebanalne podejście do tematu pomoże nam w zwracaniu uwagi klientów na elektryfikację – podkreśla Sylwia Skorupińska, dyrektor marketingu w Volvo Firma Karlik.
W mroźny styczniowy dzień wsiadłam do auta XXI wieku, aby przekonać się, czy moje dziecięce marzenie o samochodach przyszłości właśnie staje się faktem. Na kilka godzin usiadłam za kierownicą najmniejszego w ofercie Volvo SUV-a z napędem całkowicie elektrycznym. I choć to nie pierwszy elektryk, którego miałam okazję prowadzić, ten całkowicie mnie zaskoczył i sprawił, że poczułam się o krok bliżej moich wyobrażeń o motoryzacji futurystycznej.
tekst i zdjęcia: Alicja Kulbicka | materiały video: Volvo Firma Karlik
Konia z rzędem temu miłośnikowi motoryzacji, kto jako dzieciak nie marzył o autonomicznych, latających samochodach, naszpikowanych elektroniką, o wyglądzie bardziej statków kosmicznych niż aut znanych z naszych ulic. Przez lata wiele się w tym względzie zmieniło. Wygląd kokpitów naszych aut, linie nadwozia, napędy. Jednak mnie, głodnej zmian, które w mojej głowie dawno zostały wytyczone, wciąż było mało. Aż nie wsiadłam do Volvo EX30. I poczułam, że moje dziecięce fantazje wchodzą w fazę realizacji.
Szturmowiec w służbie ekologii
Volvo EX30 to najmniejszy z SUV-ów w szerokiej gamie modeli Volvo. Jego nietuzinkowy charakter, widać już na pierwszy rzut oka. Gładki, pozbawiony grilla pas przedni z dużym logotypem Volvo sugeruje nam, że mamy do czynienia z autem wyjątkowym. Całości dopełniają LED-owe światła w kształcie młota Thora, natomiast z tyłu znajdziemy charakterystyczne dla marki, pionowe lampy w nowej interpretacji. Wisienką na torcie jest ukryty w nich napis Volvo. Całość nadwozia wygląda po prostu świetnie. Szwedzi postawili sobie za cel, aby spośród wszystkich aut w ich portfolio ten model był samochodem, który w najmniejszym stopniu obciąża środowisko naturalne. Dlatego zdecydowali się na kompaktowe rozmiary (dzięki czemu produkcja Volvo EX30 wymaga mniej energii i materiałów) oraz wykorzystanie surowców z recyklingu (z odzysku pochodzi 25% aluminium, 17% stali i 17% tworzyw sztucznych). Przód auta jako żywo przypomina hełm szturmowca z Gwiezdnych Wojen. To hołd T. Jon Mayera, wiceprezesa Volvo ds. projektowania dla tej kinowej produkcji. I kiedy o tym wiesz, zaczynasz zastanawiać się, czy wygląd Volvo EX30 idzie w parze z napędem nadświetlnym…
Centrum sterowania wszechświatem
Ale zanim było dane mi to sprawdzić, przyszła pora na zapoznanie się z jego wnętrzem. To auto to asceta. Ma absolutnie minimalistyczny kokpit, w którym zastosowano nie dwa, a wyłącznie jeden, centralny wyświetlacz, stanowiący centrum sterowania wszechświatem. I nie ma tu cienia przesady. Tablet 12,3″ stanowi połączenie wyświetlaczy centralnego i kierowcy. W jednym miejscu znajduje się dostęp zarówno do informacji dla kierowcy, jak i innych elementów sterujących. Brak wyświetlacza, a co za tym idzie zegarów przed oczami kierowcy to novum, którego do tej pory nie dane było mi doświadczyć. To może powodować początkowy dyskomfort. W drzwiach próżno szukać przycisków sterujących lusterkami czy pokręteł sterujących radiem. Wszystkie funkcje zaszyte zostały w systemie i przeklikanie się do tej upragnionej, może początkowo zająć trochę czasu. Wszystkim, łącznie z otwarciem schowka steruje się z ekranu. No dobra, nie wszystkim. Bo kiedy przyszło do otwarcia okna, wpadłam w zadumę. Przeklikawszy się przez funkcje na ekranie tabletu, włączywszy podgrzewanie siedzeń, radio i relaksacyjne motywy nastrojów, które „wyczarowują atmosferę Skandynawii”, okna pozostawały zamknięte. Olśnienie nastąpiło, kiedy przyszło mi poszukać uchwytu na zakupioną na stacji kawę. Przyciski otwierania szyb w Volvo EX30 znalazły się na konsoli środkowej. Są tylko dwa oraz przełącznik z napisem REAR, który pozwala przełączać się między przednimi a tylnymi szybami. Technologia…
Wewnętrzna klamka drzwi kierowcy i siedzącego obok pasażera wygląda jak przedłużenie srebrnej listwy ozdobnej. Ale to co od początku zwróciło moją uwagę, a krótka jazda po mieście tylko utwierdziła, to miękko wyściełane i niebywale wygodne fotele. Dla samych tych foteli warto przejechać się tym modelem. Nie przesadzam.
To jak z tą nadświetlną?
Bez muzyki nie ma jazdy, więc przy dźwiękach Marszu Imperialnego, pomna tego, że siedzę w aucie elektrycznym, które lubi szybko przyspieszyć, ruszyłam w miasto, pilnując prawej nogi spoczywającej na gazie. Muzyka wypełniła wnętrze dzięki soundbarowi. Tak, takiemu, który stawiamy pod telewizorem. W Volvo ten nowatorski gadżet został umieszczony pod przednią szybą. To pierwsze tego typu rozwiązanie w samochodach. Łączy kilka głośników w jeden i pozwala na to, by nie montować żadnych elementów systemu audio w drzwiach. Dzięki temu w przednich drzwiach wygospodarowano pojemne, podświetlane wnęki. Napęd Volvo jest niemal bezgłośny i niezwykle skuteczny. Testowany przeze mnie model to Twin Motor Performance o mocy 428 KM, z akumulatorem o pojemności 69 kWh i napędem na wszystkie koła. Jego przyspieszenie 0-100 km/h jest imponujące i wynosi 3,6 s. I wciska w fotel. Dla miłośników dynamicznej jazdy to nielada gratka. Średnie zużycie energii wynosi 16,3 kWh/100 km, co wg producenta przekłada się na zasięg do 460 km. I słowo „do” jest kluczowe. Faktyczny zasięg zależy od wielu czynników takich jak styl jazdy kierowcy, korzystanie z klimatyzacji i ogrzewania, od ilości energii odzyskiwanej podczas hamowania, ciśnienia w oponach czy panujących warunków atmosferycznych. I jeśli jesteś tego świadomy, to auto to idealny towarzysz do miasta. W ten styczniowy dzień, kiedy temperatura wynosiła 3 stopnie Celsjusza, naładowana w 100 procentach bateria, wskazywała 310 km zasięgu. To wystarczająco jak na przeciętny dzień w mieście. Volvo proponuje jeszcze dwie inne wersje silnikowe – Single Motor (272 KM, 343 Nm) z akumulatorem o pojemności 51 kWh oraz Single Motor Extended Range (272 KM, 343 Nm) z akumulatorem o pojemności 69 kWh.
Safety first
Volvo to Volvo, nacisk na bezpieczeństwo to priorytet tej marki. W Volvo EX30 nie mogło być inaczej. Najnowocześniejsza technologia kamer i czujników rejestruje otoczenie pojazdu ze wszystkich stron. Kierowca jest już na wczesnym etapie informowany o potencjalnych zagrożeniach i w razie potrzeby otrzymuje wsparcie poprzez hamowanie lub kierowanie. Alarm otwarcia drzwi Safe Exit ma za zadanie zapobiegać kolizjom kierowcy czy pasażerów z rowerzystami podczas otwierania drzwi. Standardowe wyposażenie obejmuje także wykrywanie pieszych, rowerzystów i hulajnóg. Jest też adaptacyjny tempomat z asystentem pokonywania zakrętów i wyprzedzania, aktywny asystent utrzymania pasa ruchu oraz system monitorowania kierowcy, który obserwuje ruchy gałek ocznych i wykrywa wczesne oznaki rozproszenia uwagi.
(Nie tak) dawno temu, w (nie) odległej galaktyce
Volvo planuje, że od 2030 r. będzie producentem wyłącznie elektrycznych samochodów. Czy ta filozofia przetrwa wyzwania, jakie stoją przed rynkiem motoryzacyjnym w najbliższych latach? Zobaczymy. Jednego jestem pewna. Nowe Volvo EX30 to naprawdę doskonały krok w kierunku przejścia na zerową emisję.
Nowe, w pełni elektryczne Volvo EX30 już jest! Zapisz się na jazdy testowe!
26 stycznia, 2024
Artykuł przeczytasz w: 3 min.
W pełni elektryczny, najnowszy model Volvo EX30 – jest już dostępny w salonach Volvo Firma Karlik. To trzy lokalizacje w Poznaniu: Torowa, Baranowo i Showroom w Starym Browarze. Możesz być jedną z pierwszych osób w Polsce za kierownicą najmniejszego SUV-a w gamie Volvo. Zapisy na jazdy testowe trwają!
Jest mały, zaskakujący i niezwykle dynamiczny. To jeden z najbardziej wyczekiwanych modeli tego roku, łączy charakterystyczny dla marki design, minimalizm, szwedzką ideę i prostotę z zaawansowaną technologią. Jest zeroemisyjny i wyjątkowo wydajny.
„Ten pojazd wyznacza trend w motoryzacji. Jak przystało na Volvo: ponadczasowa sylwetka, która na pewno szybko się nie zestarzeje. System multimedialny wykorzystujący najnowocześniejsze technologie pozwala poczuć, że przyszłość nadeszła.” – mówi Albert Jagiełło, doradca klienta w Showroomie Volvo Karlik w Starym Browarze.
Dlaczego warto zwrócić na niego uwagę?
Jest wyposażony w innowacyjne rozwiązania w zakresie bezpieczeństwa. Pomagają one zapobiegać wypadkom i kolizjom. Na przykład, jego drzwi potrafią dostrzec zbliżającego się rowerzystę,
Jego wnętrze jest inspirowane naturą, wszystkie użyte materiały pochodzą z recyklingu.
Ma wbudowane funkcje Google.
Podstawowa wersja przyspiesza do setki w czasie poniżej 6 sekund. W zależności od wersji przyspieszenie od 0 do 100km/h wynosi 5,7 s, 5,3 s lub 3,6 s.
Volvo EX30 wyraźnie otwiera nowy rozdział stylu Volvo. Z poprzednim nie zrywa radykalnie, ale czuć powiew nowości. Obok klasycznych kolorów takich jak czerń, biel, czy szarość, w ofercie znalazły się żywe i odważne barwy nadwozia. Pierwsza z nich to Cloud Blue – jasny, niebieski lakier metalizowany z kontrastującym czarnym dachem. Nietuzinkową propozycją jest także Moss Yellow. To kolor żółty, z odcieniami zieleni. Także w połączeniu z czarnym dachem.
Volvo EX30 nie ma tradycyjnego zestawu zegarów tuż przed kierowcą. Prędkość pojazdu, poziom naładowania baterii i inne informacje są wyświetlane na centralnym ekranie o przekątnej 12,3 cala nad tunelem środkowym. To jedyny ekran w kabinie.
Szacowany czas szybkiego ładowania Volvo EX30 prądem stałym to 26 minut, a zasięg na napędzie elektrycznym to aż do 475 kilometrów.
Chcesz dowiedzieć się o nim więcej? Volvo EX30, czyli elektryczna klasa premium, czeka w salonach. Zapisz się na jazdy testowe już dziś! Więcej o tym modelu już wkrótce, w najnowszym, lutowym wydaniu Poznańskiego prestiżu.
Akcja Renowacja – sentymentalna podróż w przeszłość
5 października, 2023
Artykuł przeczytasz w: 18 min.
Ten szalony pomysł zrodził się w ich głowach kilka lat temu, ale bieżące obowiązki i szybkie życie nie pozwalały na jego realizację. Paradoksalnie pomogła pandemia, kiedy pracy było nieco mniej i można było wrócić do idei, która od dawna kiełkowała pośród pracowników salonu Audi należącego do Porsche Inter Auto Polska znajdującego się na poznańskim Franowie. I kiedy w 2020 roku w progach serwisu pojawiła się motoryzacyjna legenda – Audi GT Coupé z 1983 roku, niemal od razu ruszyła Akcja Renowacja, mająca na celu przywrócenie temu klasykowi dawnej świetności. O wyzwaniach, jakie stanęły przed renowatorami, miłości do historii motoryzacji, ale przede wszystkim o sile pracy zespołowej opowiedzieli Dominik Fijałkowski – Dyrektor Salonu Audi Franowo, Sebastian Dąbkowski – Kierownik Działu Sprzedaży Samochodów Osobowych oraz Michał Kaczmarek – Regionalny Kierownik ds. blacharsko-lakierniczych.
Rozmawia: Alicja Kulbicka
Skąd pomysł na całą akcję?
DOMINIK FIJAŁKOWSKI: Pomysł kiełkował w naszych głowach od dłuższego czasu, a nasza motywacja była wielopoziomowa. Z jednej strony zawsze chcieliśmy jako salon odrestaurować jakiś samochód z gamy klasyków, a z drugiej – dać odskocznię naszym pracownikom od codziennych, często powtarzalnych zadań. Wszyscy kochamy motoryzację, kochamy swoją pracę, jednak dotknięcie legendy było tym, co wyzwoliło w nas jeszcze większą miłość do marki i przypomniało o naszych korzeniach. Nie bez znaczenia był też czas, kiedy podjęliśmy decyzję o zainicjowaniu Akcji Renowacja. Był to sam środek pandemii, lockdownu. Pracy mieliśmy mniej niż w czasach przedpandemicznych, a bardzo zależało nam na utrzymaniu naszych zespołów. I czas, kiedy klientów w serwisie było z oczywistych przyczyn mniej, był najlepszym momentem na rozpoczęcie pracy nad naszym klasykiem. Ale aby to wszystko mogło się zdarzyć, potrzebny był samochód, nad którym moglibyśmy pracować.
Dominik Fijałkowski – Dyrektor Salonu Audi Franowo
Czy trudno było znaleźć właściwy model, nadający się do renowacji?
D.F.: Dużo dyskutowaliśmy o tym, jaki model byłby dla nas idealny do odrestaurowania. Jednym z pierwszych marzeń było Audi 100 Coupé, model trudny do renowacji, ale ponieważ nie boimy się ambitnych wyzwań, to właśnie o nim myśleliśmy w pierwszej kolejności. Jednak to nie poziom trudności prac nad nim, a jego niedostępność zdecydowała, że zaczęliśmy szukać czegoś nowszego. Naszą uwagę przyciągały modele z lat 80 i ostatecznie wybór padł na Audi GT Coupé. Przejrzeliśmy wiele ogłoszeń, ale wciąż nie mieliśmy tego jednego, jedynego egzemplarza.
Zatem, gdzie go znaleźliście?
SEBASTIAN DĄBKOWSKI: O tym jak to przeważnie w takich sytuacjach bywa, zadecydował przypadek. W jedną z moich motoryzacyjnych podróży udałem się do Stargardu, zupełnie prywatnie, chcąc kupić do swojej kolekcji samochód mojej młodości Opla Omegę B. I jakież było moje zdziwienie, kiedy podjeżdżając pod dom właściciela, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Audi GT Coupé! Choć trudno w to dzisiaj uwierzyć, nieomal potknąłem się o nasz święty Graal. D.F.: Auto okazało się być w bardzo dobrym stanie, co potwierdzili nasi serwisanci i stanowiło idealną bazę pod renowację. Więc długo się nie zastanawiając, po prostu je kupiliśmy. Zdradźcie, wobec tego jego parametry techniczne i co ten „bardzo dobry stan” oznaczał? S.D.: Samochód został wyprodukowany w 1983 roku i jest wyposażony w pięciocylindrowy silnik 2.2 litra. To flagowy motor Audi, bo i dziś znajdujemy takie jednostki w Audi RSQ3, Audi RS3 czy Audi TT RS. Samochód jest w kolorze białym i co nas bardzo ucieszyło, wyposażony jest w najmniejsze detale i do tego kompletne, bo znalezienie części dla tak wiekowego modelu zawsze stanowi duże wyzwanie. Ten samochód poza wnętrzem, a precyzyjnie mówiąc fotelami, był de facto kompletny.
Sebastian Dąbkowski (po prawej) – Kierownik Działu Sprzedaży Samochodów Osobowych
Jak zareagował zespół na wieść o tym, że ten wyśniony, wymarzony egzemplarz się znalazł i że można przystąpić do prac renowacyjnych?
D.F.: Doskonale pamiętam dzień, w którym auto do nas przyjechało, zostało ściągnięte z lawety i zespołowo wszyscy pchaliśmy je do naszej hali serwisu. (śmiech) Ale z tyłu głowy, zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie kupiliśmy kota w worku, bo nikt z nas nie miał pojęcia, czy samochód odpali… I kiedy po kilku dniach serwisantom udało się uruchomić motor, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą i mogliśmy przystąpić do renowacji.
Jak gruntowna była renowacja i od czego rozpoczęliście prace?
MICHAŁ KACZMAREK: Po sprawdzeniu, że serce tego samochodu nadal bije, po gruntownym wyczyszczeniu podzespołów mogliśmy przystąpić do prac „rozbiórkowych” i po prostu rozłożyliśmy auto na części.
Michał Kaczmarek – Regionalny Kierownik ds. blacharsko-lakierniczych
Jak dzisiaj jest z dostępnością części do – nie ukrywajmy – całkiem wiekowego auta?
M.K.: W kilku miejscach natknęliśmy się faktycznie na problemy, bo rzeczywiście nie wszystkie części są dostępne na rynku. Podczas planowania całej akcji zakładaliśmy, że uda nam się pozyskać części z Audi Classic Parts, czyli magazynów, w których można jeszcze spotkać elementy do samochodów już nieprodukowanych. Ale magazyny okazały się być niewystarczające i mocno przetrzebione, więc pozostało nam szukać pomocy na rynkach zagranicznych. A kiedy i rynki zagraniczne nas zawodziły, nie było innego wyjścia – trzeba było samemu dorabiać brakujące komponenty.
To duże wyzwanie…
M.K.: Nawet bardzo duże. Na początku całego procesu renowacji nie do końca wiedzieliśmy, z czym się mierzymy, bo żaden z nas nie przeprowadzał nigdy renowacji na taką skalę. Pracując w serwisie mechanicznym, zajmujemy się diagnostyką i wymianą uszkodzonych części, a nie całkowitym rozebraniem samochodu, oglądaniem niemalże każdej śrubki i weryfikacją, czy nadaje się ona do regeneracji, czy musimy szukać w jej miejsce nowej. A być może samemu ją zrobić…
Zakładam, że w serwisie rzadko, a pewnie nawet bardzo rzadko spotykacie się z czterdziestoletnimi samochodami. Na co dzień macie raczej do czynienia z samochodami kilkuletnimi, a przede wszystkim współczesnymi. Skąd czerpaliście wiedzę na temat restaurowanego przez Was modelu?
M.K.: Problem polega na tym, że ze względu na wiek naszego Audi, nie zachowała się żadna lektura, którą moglibyśmy się podeprzeć. Kiedyś książki czy inne lektury techniczne przechowywane były w serwisach w formie drukowanej i niestety nikt nie wpadał na pomysł, aby te książki archiwizować. Więc kiedy pojawiały się nowe modele, a co za tym idzie nowe książki, to te stare zwyczajnie mówiąc wyrzucano. O cyfrowej archiwizacji nikt wówczas nawet nie marzył, bo ona po prostu nie istniała.
Jak sobie zatem radziliście? Motoryzacja przez te 40 lat bardzo się zmieniła.
M.K.: Nasza renowacja przebiegała o tyle łatwo, że ludzie, którzy nad nią pracowali nie są już nastolatkami. To dojrzałe osoby, które w tym zawodzie są od wielu lat i mają solidne kompetencje, a przede wszystkim wiedzę na temat budowy i pracy silnika. A że silnik naszego modelu odżył już po kilku dniach, musieliśmy się skupić de facto na detalach. S.D.: Nasz zespół składa się z fachowców praktyków, którzy mają ogromne doświadczenie i spotkali się w swoim bogatym życiu zawodowym z niejedną trudną sytuacją. A kiedy dodać do tego fakt, że część z nich pracuje w naszym salonie blisko 25 lat i samochód z 1983 roku to często auto ich młodości, to to nie mogło się nie udać.
Co stanowiło największe wyzwanie podczas całej akcji?
M.K.: Zdecydowanie był to układ wtryskowy. Jego poszczególne elementy zupełnie nie nadawały się do użytku i nie udało nam się znaleźć zamienników. Z pomocą przyszedł nam specjalistyczny zakład z Piotrkowa, którego właściciel, jak się okazało dobrze zna ten system wtrysków i podjął się jego regeneracji. S.D.: Ale ostatni szlif układu wtrysków należał do naszego pracownika, a ściślej mówiąc do jego brata, który co prawda nie jest w strukturach naszej firmy, ale za to dysponuje certyfikatem z roku 1993, uzyskanym w Niemczech właśnie z zakresu układów wtryskowych K-Jetronic. Więc śmiało można powiedzieć, że w Akcję Renowacja byliśmy zaangażowani całymi rodzinami.
A co z wnętrzem?
M.K.: Dużym wyzwaniem było znalezienie odpowiednich foteli z właściwego rocznika i oryginalnej tapicerki, którą ostatecznie udało nam się pozyskać ze wspomnianego już Audi Tradition, Uszycia podjął się tapicer z podpoznańskiego Lubonia, który włożył całe swoje serce i umiejętności w to, aby fotele były jak najbliższe tym oryginalnym. Niemało pracy kosztował nas też kokpit, który był bardzo popękany od słońca i wysokiej temperatury, ale udało nam się znaleźć fachowca, który zajmuje się regeneracją desek rozdzielczych. I kiedy deska wróciła z warsztatu, okazało się, że wygląda fantastycznie, ale tak bardzo rożni się od pozostałych elementów kokpitu, że siłą rzeczy je także zdecydowaliśmy się odnowić.
Całą akcją dotknęliście historii, zrobiliście coś, co do tej pory było domeną amatorów, którzy w swoich garażach, po godzinach, hobbystycznie, mozolnie odrestaurowują zapomniane samochody, często poświęcając temu dużą część swojego życia. Wy w proces renowacji zaangażowaliście cały zespół Audi Franowo. Jak to się udało?
D.F.: Obserwując cały proces zarówno po stronie serwisowej, jak i handlowej, pomimo wielu trudności, jak choćby te występujące w dostępie do dokumentacji papierowej, czy w dostępie do części, udało nam się w wyjątkowy sposób, z miłości do motoryzacji zaktywizować naszych pracowników. Nie musieliśmy na siłę szukać zaangażowania, bo mam wrażenie, że każdy chciał mieć swój udział w tworzeniu historii. I uważam, że to, co stworzyliśmy to nasza spuścizna, która pozostanie na lata. Fachowcy jednoznacznie ocenili, że renowacja została wykonana w sposób wzorcowy, a to tylko kolejny argument przemawiający za tym, że to auto ma przed sobą jeszcze wiele lat życia. S.D.: Chyba najlepszym przykładem wspólnego zaangażowania wszystkich pracowników, zarówno tych ze stażem dwudziestokilkuletnim, jak i tych, którzy w naszym zespole są stosunkowo krótko, są wspomniane wcześniej fotele do naszego Audi. Szukaliśmy ich przez przeszło pół roku, a finalnie to, że je mamy jest zasługą kolegi z półrocznym stażem w naszym salonie. Akcja Renowacja bardzo spoiła nasz zespół i dała poczucie wspólnoty.
Liczyliście, ile godzin spędziliście nad całą Akcją Renowacja?
M.K.: Nie rejestrowaliśmy każdej godziny, ale trzeba założyć, że całość trwała jakieś 300-400 godzin. Oczywiście licząc czas każdej osoby, która była zaangażowana w proces. Od mechaników, po ludzi szukających części. D.F.: Gdybyśmy mieli to przełożyć na czas pracy jednego człowieka pracującego tylko nad tym samochodem, to byłaby to praca na cały ośmiogodzinny etat przez trzy i pół do czterech miesięcy non stop.
Mieliście chwile zwątpienia?
M.K.: Tak! D.F.: Zdecydowanie tak! S.D.: Ja tylko przychodziłem pytać „daleko jeszcze?” (śmiech)
Czym podyktowane było to zwątpienie?
M.K.: Głównie niedostępnością niektórych elementów. Moim nemezis w tym aucie została podsufitka, której renowacji nikt nie chciał się podjąć, ze względu na sztywność materiału, z którego jest zrobiona. Nie zliczę już, ilu odwiedziłem tapicerów, ilu mi odmówiło i ile godzin sam spędziłem, próbując samodzielnie ją zregenerować. Ostatecznie trafiłem w końcu na tapicera, który to zrobił, ale ta praca to było mozolne przyklejanie centymetr po centymetrze odgrzanego wcześniej materiału. D.F.: Naszym założeniem od samego początku była renowacja na wysokim poziomie. Jakościowa. Nie chcieliśmy jej robić byle jak. I kiedy dochodziliśmy do ściany właśnie ze względu na brak części, pojawiała się demotywacja i swego rodzaju zniechęcenie. Ale wówczas dawaliśmy sobie kilka dni oddechu i to pomagało. Ostatnio powiedzieliśmy sobie w zespole, że piękne rzeczy rodzą się w bólach i choć w trakcie całej akcji bolało nas bardzo, dzisiaj satysfakcja jest ogromna. S.D.: Nie chcieliśmy iść na skróty. Kiedy pojawiły się problemy przy uzyskaniu części do wspomnianego układu wtryskowego, teoretycznie mogliśmy je sprytnie obejść, zastępując części mechaniczne elektronicznymi. Ale nie chcieliśmy tego robić, bo przyświecała nam idea zachowania jak największej oryginalności tego pojazdu, wszędzie tam, gdzie to tylko było możliwe. I w 95-97 procentach to się udało.
Pamiętacie uczucie, jakie towarzyszyło Wam w dniu zakończenia prac nad samochodem?
M.K.: Na pewno ulga, ale też ogromna satysfakcja, że udało nam się doprowadzić ten projekt do końca, pomimo naprawdę wielu kłód rzucanych nam przez los pod nogi. D.F.: Nasza motywacja do zakończenia prac wzrosła, kiedy została ustalona data wydarzenia, na które zaprosiliśmy naszych partnerów biznesowych oraz klientów. Nie było już innej możliwości, jak tylko zakończyć projekt w terminie, bo klamka zapadła, data została wyznaczona. I choć wzrosła presja, co pewnie nie było dla nikogo przyjemne, myślę, że ostatecznie pomogło nam to zamknąć projekt.
Czy po takim doświadczeniu podjęlibyście się renowacji kolejnego samochodu?
M.K.: Dzisiaj jesteśmy dużo bogatsi o doświadczenie, którego nie mieliśmy, kiedy przystępowaliśmy do renowacji Audi GT Coupé. Dzisiaj wiemy, ile czasu trzeba poświęcić na szukanie części, czy ludzi gotowych podjąć się trudnych tematów związanych z renowacją poszczególnych elementów. Przetarliśmy ścieżki i zyskaliśmy bezcenną wiedzę, która na pewno pomogłaby nam przy kolejnym tego typu projekcie. Dziś już wiemy, do których drzwi pukać. D.F.: Nie mówimy nie, ale musimy chwilę odetchnąć. Ale na pewno nie jest to nasze ostatnie słowo. Jedno jest pewne – pokazaliśmy naszym klientom, że radzimy sobie z samochodami z różnych epok i jesteśmy jako zespół serwisowy godni zaufania, a przede wszystkim jesteśmy fachowcami, którym bez obaw można powierzyć swoje auto. Nawet takie, które lata świetności ma już za sobą.
Samochód jest odrestaurowany, wygląda świetnie, ale na tym nie kończy się jego historia.
D.F.: Jego podroż w ramach Audi GT Coupé Tour rozpoczęła się na początku września, kiedy to podczas dużego wydarzenia dla naszych klientów i pracowników, w salonie Audi Franowo po raz pierwszy pokazaliśmy go szerokiej publiczności. Emocje, jakie towarzyszyły tej niecodziennej premierze, wywołały istny potok wspomnień naszych gości. To dla wielu często pierwszy samochód, z którym wiążą przyjemne skojarzenia, dla innych to samochód, którym jechali do ślubu, jeszcze inni głęboko wdychali jego zapach. Mam wrażenie, że uruchomiliśmy wszystkie zmysły naszych gości, fundując im nostalgiczną podróż w przeszłość, wprost w lata 80. Poznań był pierwszym przystankiem na trasie Audi GT Coupé Tour. Samochód będzie eksponowany we wszystkich salonach Audi należących do naszej firmy. Kolejne miejsca to Warszawa i nasz salon przy ul. Połczyńskiej, następnie: Sosnowiec, Rybnik oraz Kraków. Na ostatnim etapie samochód powróci do Warszawy, do salonu Audi zlokalizowanego na Okęciu. Tam też zaplanowaliśmy uroczysty finał rozpoczętej w Poznaniu akcji. Cały proces renowacji dokładnie dokumentowaliśmy. Pełna dokumentacja, zdjęciowa oraz filmowa wraz z dokładnymi miejscami oraz datami Audi GT Coupe Tour znajdują się na naszej stronie internetowej
Na imprezie w Poznaniu pojawił się Jurek Owsiak, więc chyba nie stanowi tajemnicy, na jaki cel samochód zostanie przekazany.
D.F.: Jesteśmy wiernymi elfami, a nasza współpraca z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy trwa już kilka lat. To czasem drobne aktywności, a czasem coś większego. W naszej historii z WOŚP-em, zdarzyło nam się już raz przekazać samochód na licytację. Był to Volkswagen Passat z pięknie odrestaurowanym środkiem, ale jego karoserię przygotowaliśmy w tzw. wersji rat style. Zdarliśmy z karoserii cały lakier i zrobiliśmy z niego takiego „rdzewiaka”. To auto wystawiliśmy na licytację i kupiła je firma zajmująca się produkcją zewnętrznych elementów elewacji jako żywo przypominających naszego Passata. Co ciekawe, po roku właściciele tej firmy oddali nam to auto i my je ponownie wystawiliśmy na licytację i ponownie zostało wylicytowane przez tę samą firmę. Na tym polega magia Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wartości, jakie niesie za sobą WOŚP, są bliskie naszym i było to dla nas oczywiste, że to właśnie na kolejny 32. już Finał, nasze Audi zostanie przekazane. Ta decyzja zapadła jednogłośnie już na samym początku procesu renowacji. Była ona dodatkowym motywatorem scalającym zespół. Każdy chciał dołożyć swoją cegiełkę na ten szczytny cel.
Jurek Owsiak
Jak zareagował Jurek Owsiak na wieść o tak niesamowitym prezencie?
D.F.: Powiedział, że to mistrzostwo świata. (śmiech) Okazało się, że Jurek Owsiak to podobnie jak my, człowiek motoryzacji tamtych lat i całkiem nieźle porusza się w świecie klasyków z lat 80. Dużo rozmawiał z serwisantami o szczegółach renowacji i bardzo docenił kunszt naszej pracy. A świadczy o tym fakt, że zadeklarował, że nasze auto będzie stało w głównym studio podczas 32. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jako główny fant do wylicytowania. To dla nas ogromne wyróżnienie i ukoronowanie naszej trzyletniej pracy nad tym modelem. Chyba nic bardziej nie mogło dodać nam skrzydeł! My nieśmiało marzyliśmy o tym, aby nasz fant stanął w studio i zastanawialiśmy się jak o to poprosić Jurka…. Nie było takiej konieczności, sam na dzień dobry powiedział, że tego nie można zrobić inaczej.
To jak myślicie, za ile auto zostanie zlicytowane?
D.F.: Wartość kolekcjonerska naszego Audi GT Coupé to zgodnie z opiniami kolekcjonerów co najmniej150 tys. złotych. Ale nie ukrywam, że liczymy przynajmniej na drugie tyle! Bo wartość tego auta, to nie tylko części czy czas, który spędziliśmy nad jego renowacją. To nasz wkład w historię motoryzacji, wyraz naszej miłości do marki. A jeśli przy okazji udało nam się wygenerować zaangażowanie i zjednoczenie tak wielu ludzi wokół tej idei – to wartość nie do przecenienia. Akcja Renowacja pokazała nam, że jeśli są marzenia, to warto je realizować, bez względu na to, ile czasu to trwa, bo smak na koniec jest naprawdę fenomenalny!
Nowa Mazda CX-60 PHEV to pierwsza Mazda z układem napędowym pełnej hybrydy typu plug-in. Flagowy SUV reprezentuje wszystko to, co Mazda wpisała w swoje DNA na przestrzeni ostatnich 100 lat. Od wyjątkowego designu, inspirowanego najlepszym japońskim rzemiosłem, przez innowacyjne technologie skupione na człowieku, po przodujące w skali światowej układy napędowe.
Tekst i zdjęcia: Alicja Kulbicka
Wybierając się na przejażdżkę nową Mazdą CX-60 plug-in hybrid, nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Mazda od lat gości w mojej rodzinie, zwiedziła z nami pół Europy, była nieocenionym towarzyszem podczas budowy domu i kilku przeprowadzek. Jednak to już staruszka, która dzisiaj jest już na samochodowej emeryturze, zabierając nas od czasu do czasu na wyprawy pod namiot. Jednak jej funkcjonalność i użyteczność jest nie do przecenienia. Zatem czy nowa, hybrydowa CX-60, podobnie jak moja seniorka Mazda 6 skradnie moje serce? Już pierwsze chwile spędzone za jej kierownicą, pokazały mi, że jak najbardziej!
Pierwsze wrażenie
Wprowadzona w 2010 r. wyjątkowa filozofia projektowania Mazdy – KODO oznaczająca Duszę Ruchu i jej zdolność do nadania witalności sylwetce samochodu – jest siłą napędową wielokrotnie nagradzanej stylistyki gamy modelowej Mazdy. Nie inaczej jest i w tym przypadku. To, co od razu rzuca się w oczy, to zmodyfikowana przednia część nadwozia. Charakterystyczne skrzydło Mazdy, które rozciąga się pod grillem, zostało nieco zmienione, a w jego górną część zostały wkomponowane światła do jazdy dziennej, które zmieniają swoją funkcję na kierunkowskazy, podczas zmiany kierunku jazdy. Sylwetka auta jest podyktowana technologicznymi rozwiązaniami, ukrytymi pod nadwoziem. Długa maska i cofnięta kabina to wynik zamontowania nowej płyty podłogowej z silnikiem umieszczonym wzdłużnie oraz napędem trafiającym w pierwszej kolejności na tylne koła. Oczywiście wersja przeze mnie testowana to wersja z napędem na cztery koła, jednak Mazda CX-60 w wersji hybrydowej to auto genetycznie tylnonapędowe! Te wszystkie zabiegi technologiczno-wizualne nadają nowej Maździe dynamicznego, nieco sportowego charakteru.
Mazda CX-60 plug-in-hybrid
Kiedy tradycja spotyka się z nowoczesnością
Wnętrze nowej Mazdy pokocha każdy zwolennik minimalizmu i dobrych materiałów. Nietypowe tkane japońskie tkaniny, miękkie wykończenia i wyjątkowe przeszycia to coś, co od razu rzuca się w oczy po wejściu do kabiny. Jest harmonijnie, funkcjonalnie i oszczędnie. A dalej jest jeszcze lepiej! Podczas, kiedy większość marek rezygnuje z klasycznych pokręteł i przycisków na rzecz ekranów dotykowych, Mazda postawiła na model mieszany, zadowalający zarówno fanów cyfrowej rewolucji, jak i tych bardziej analogowych. W centralnej wersji kokpitu znajduje się mający doskonałą rozdzielczość duży ekran dotykowy, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby multimediami i klimatyzacją sterować za pomocą fizycznych przełączników. Jako fanka pokręteł w samochodzie, poczułam ogromną ulgę, że, jeśli chcę przełączyć radio, nie muszę dotykać ekranu, na którym zawsze zostają odciski palców… Oczywiście zegary na desce są cyfrowe, a na szybie kierowca ma do swojej dyspozycji czytelny head-up display. Nie brak także systemów wspomagających kierowcę w trakcie jazdy. Inteligentne wspomaganie hamowania, systemy wykrywające pojazdy w martwym punkcie, ruch poprzeczny podczas cofania i znużenie kierowcy, czy system kontroli zachowania kinematycznego odpowiadającego za stabilizację na zakrętach i poprawę docisku podwozia do nawierzchni. Udogodnień budujących poczucie bezpieczeństwa w czasie jazdy Mazdą CX-60 jest oczywiście znacznie więcej. Także przestrzeń i miejsce wewnątrz na kabiny to coś, co zasługuje na wzmiankę. Siadając, czy to za kierownicą, czy z tyłu auta, mamy do dyspozycji sporo przestrzeni. Dodatkowo niebagatelny jest także rozmiar bagażnika – od 570 do 1726 litrów z elektrycznie sterowaną klapą.
Mazda CX-60 plug-in-hybrid kokpit
Dodatkowo niebagatelny jest także rozmiar bagażnika – od 570 do 1726 litrów z elektrycznie sterowaną klapą.
Sporo miejsca jest także z tyłu
Z prądem i pod prąd
W dobie gigantycznych inwestycji w elektryfikację motoryzacji czynionych przez gigantów motoryzacji, Mazda proponuje zrównoważone podejście do elektromobilności, będąc przekonaną do zasady wprowadzania właściwych rozwiązań we właściwym czasie. I choć samochody elektryczne to niechybna przyszłość transportu indywidualnego, są dynamiczne, ciche i lokalnie zeroemisyjne, to jednak dzisiaj stanowią dobre rozwiązanie w zasadzie tylko dla użytkowników poruszających się na niewielkich odcinkach i przy dobrej dostępności ładowania. A z tym w naszym kraju nadal nie jest najlepiej. Stąd rosnąca popularność samochodów hybrydowych, które stanowią element łączący „starą” motoryzację z motoryzacją przyszłości. I choć ten japoński producent ma w swojej ofercie samochód elektryczny, to hybryda ładowana z gniazdka to dla Mazdy swego rodzaju debiut.
Na swoich zasadach
Hybrydowa Mazda CX60 2.5 E-Skyactiv PHEV ma imponujące 327 koni mechanicznych, 8-biegowy automat i napęd na cztery koła. Napęd tego dużego SUV-a łączy czterocylindrowy silnik benzynowy Skyactiv-G o pojemności 2,5 litra z dużym silnikiem elektrycznym o mocy 100 kW i wydajnym akumulatorem o pojemności 17,8 kWh (355V). Takie połączenie zapewnia moc systemową 327 KM/241 kW i potężny maksymalny moment obrotowy 500 Nm. Przekłada się to na fenomenalne osiągi: przyśpieszenie od 0 do 100 km/h w zaledwie 5,8 sekundy oraz ograniczoną elektronicznie prędkość maksymalną wynoszącą 200 km/h. Brzmi dobrze? A jak jeździ?
Dzięki elektrycznemu „wspomaganiu” 2,5-litrowy, benzynowy silnik Mazdy ani przez chwilę nie zdradza, że jest wolnossący. Auto, o ile ma więcej niż resztkę prądu w akumulatorze, uruchamia się w trybie elektrycznym. Zapewnia wtedy osiągi w zupełności wystarczające do sprawnej jazdy po mieście, nie angażując jednostki benzynowej nawet po mocniejszym wciśnięciu gazu. Kierowca ma do wyboru jeden z pięciu trybów jazdy: Normal Sport, Off-Road, Towing i EV. W ostatnim – elektrycznym, można poruszać się z prędkością nawet 140 km/h, przy czym deklarowany zasięg bezemisyjny do 63 km jest możliwy do osiągnięcia, gdy nie przekracza się 100 km/h. Baterie można ładować podczas jazdy, korzystając z silnika benzynowego i rekuperacji lub po podłączeniu do domowego gniazda lub wallboxa.
Mazda CX-60 plug-in-hybrid
Jinba Ittai
Pytana o moje odczucia po jeździe nową Mazdą, stwierdziłam, że chociaż spodziewałam się bardziej spektakularnego „wciskania” w fotel, to ten ważący dwie tony SUV pokazał mi się z bardzo dynamicznej strony i w myśl japońskiej filozofii Jinba Ittai, czyli jedności jeźdźca i wierzchowca, stając się niezwykle intuicyjnym kompanem podróży. Pewna szczególna więź, która wytworzyła się między nami spowodowała, że jazda nową Mazdą CX-60 to czysta przyjemność, a samo auto wzbudza zachwyt dzięki kunsztowności wykonania, szlachetnemu minimalizmowi, który po mistrzowsku łączy się z rozbudowanymi technologiami, ponadto dzięki praktyczności SUV-a oraz napędowi czyniącemu z niego najmocniejszy samochód marki.
Gdyby istniał synonim dla słowa Toyota, byłaby to „innowacja”. To właśnie Toyocie zawdzięczamy wiele rozwiązań technologicznych obecnych w naszych autach. System odzyskiwania energii z hamowania w samochodzie hybrydowym, system wczesnego reagowania na ryzyko kolizji czy urządzenia wspomagające kierowcę podczas pokonywania stromych wzniesień i zjazdu z nich. To jedyna firma motoryzacyjna, która pojawiła się we wszystkich szesnastu edycjach rankingu Boston Consulting Group, spółki należącej do największych światowych firm doradztwa strategicznego, która co roku analizuje innowacyjność globalnych przedsiębiorstw. W 2022 roku Toyota zarejestrowała w amerykańskim urzędzie patentowym 3056 wniosków. Ponad połowa przyznanych patentów dotyczyło technologii, które ukształtują przyszłość motoryzacji. A to tylko część innowacyjnej drogi Toyoty, na którą 20 lat temu wkroczyli Dominika i Dariusz Bońkowscy, aby stać się częścią tej innowacyjnej rodziny o japońskim rodowodzie.
tekst: Alicja Kulbicka
Ich historia rozpoczyna się w 2003 roku, kiedy przy ulicy Polskiej 112, powstała pierwsza autoryzowana stacja dealerska – salon i serwis Toyoty w Poznaniu, aby zaledwie siedem lat później otworzyć kolejną potężną inwestycję – nowy salon Toyoty w Komornikach koło Poznania. Jednym z nowatorskich pomysłów było stworzenie Toyota Professional Bońkowscy, firmy specjalizującej się w sprzedaży samochodów dostawczych marki Toyota. Jak dzisiaj wspomina Dominika Bońkowska – za sukcesem firmy stoi zaangażowanie jej pracowników, z których wielu pracuje do dzisiaj. Innowacyjne podejście Toyoty do oddolnego usprawniania procesów, jest jedną z podstawowych zasad, które funkcjonują w naszej firmie – dodaje
KAIZEN to DNA Toyoty Bońkowscy
KAIZEN (z japońskiego Kai – zmiana, Zen – dobrze) to wywodząca się z Japonii filozofia ciągłego doskonalenia, której podstawową zasadą jest nieprzerwane zaangażowanie pracowników firmy i chęć podnoszenia jakości jej produktów. To wola i gotowość do usprawniania wszystkiego wokół siebie. Przekonujemy naszych pracowników, że zawsze istnieje lepsza droga do wykonania zadania – mówi Dominika Bońkowska – filozofię Kaizen wykorzystujemy do ciągłego doskonalenia każdego elementu naszej organizacji, począwszy od rzeczy małych po wielkie, strategiczne. Kaizen angażuje wszystkie osoby w przedsiębiorstwie. Nieistotna jest funkcja czy stanowisko na wizytówce, każdy ma wpływ na funkcjonowanie salonu i każda innowacyjna myśl, pozwalająca na usprawnienie procesów, jest w Toyota Bońkowscy na wagę złota – dodaje.
Sztuka gościnności
Japonia to wyjątkowy kraj, który zachwyca nie tylko najnowocześniejszymi technologiami, pysznym jedzeniem czy cudownymi krajobrazami. Ten azjatycki kraj słynie także z wyjątkowej tradycji gościnności, która od lat praktykowana jest w salonie Toyota Bońkowscy. OMOTENASHI, bo o niej mowa, to filozofia, która dosłownie oznacza „bądź gościem w swoim domu”. Zgodnie z tradycją Omotenashi, wizyta w Toyota Bońkowsc, dla każdego klienta powinna być unikalnym doświadczeniem i wyjątkową przygodą, pełną niezapomnianych wrażeń. Podczas wizyty w salonie, klient może zatem spodziewać się czegoś więcej niż tylko świeżo palonej kawy czy aromatycznej herbaty. Wyjątkowo silny nacisk położyliśmy na rozbudowę działu Customer Experience – mówi Dariusz Bońkowski – dbającego stricte o samopoczucie odwiedzającego nas gościa. Właśnie gościa – nie klienta, bo firmie zależy, aby wizytę w salonie traktować jako spotkanie z przyjaciółmi, z którymi można porozmawiać na wszystkie tematy. – Nie tylko samochodowe. Od pogody, przez tematy osobiste, dzieci czy pracę– dodaje pan Dariusz z uśmiechem. – Filozofia Omotenashi inspiruje nas do tego, aby stosować spersonalizowane podejście do naszych gości uwzględniające ich różnorodność – dopowiada Dominika Bońkowska – to w rezultacie umieszcza ich w centrum naszej uwagi.
Innowacyjna zmiana
Na tym nie koniec innowacji w salonie Toyota Bońkowscy. Firma ciągły nacisk kładzie na rozwój, czego rezultatem była tegoroczna, spektakularna metamorfoza salonu w Komornikach, zgodna z wytycznymi Toyota Retail Concept. Spowodowała ona, że przestrzenie dla gości stały się bardziej interaktywne, dzięki czemu podróż po salonie stała się dużo bardziej wciągająca. Ogromne ekrany, które stanęły w strefie klienta, pozwalają mu doświadczyć zalet swojej nowej Toyoty, zanim jeszcze wejdzie do pojazdu – zachwala Dariusz Bońkowski – dzięki nowym technologiom, klienci mogą wchodzić w interakcje z marką Toyota oraz jej różnymi liniami i obszarami działalności. Jesteśmy dumni, że jesteśmy pierwszym funkcjonującym salonem Toyoty w Polsce, który przeszedł przez proces przekształcenia przestrzeni sprzedażowych w interaktywne. Nowe salony są już budowane wg planu nowego konceptu, jednak przystosowanie istniejących powierzchni stanowi nie lada wyzwanie – dodaje. – Ale warto było podjąć ten wysiłek, bo dzięki postawieniu na innowacyjne, cyfrowe rozwiązania, jesteśmy w stanie silniej budować zaangażowanie wśród naszych klientów, a także komunikować znacznie więcej, niż miało to miejsce przed zmianami – konstatuje Dominika Bońkowska
Beeyond Zero
Polityka ekologiczna koncernu Toyota spisana w Karcie Ziemi Toyoty wyraża stanowisko koncernu w kwestii ochrony środowiska oraz zaangażowanie w budowę zrównoważonego społeczeństwa charakteryzującego się zerową emisją zanieczyszczeń. Ekologia i dbałość o środowisko to także oczko w głowie państwa Bońkowskich, którzy w 2019 pod hasłem „przECOnujemy Poznań” zainicjowali szereg proekologicznych akcji. Od tego czasu konsekwentnie realizują swój wkład w bezpośrednią ochronę środowiska i propagują ideę ekologiczną w środowisku lokalnym. Ich autorski projekt Beeyond Zero to inicjatywa wspierająca pszczoły w odbudowie ich populacji. Na dachu salonu w Komornikach stanęły ule, a na terenie salonu w Sadach – domki dla dzikich zapylaczy. Ważnym elementem wsparcia ekosystemu było również posianie hektarowej łąki kwietnej w Nekli, która daje nie tylko pokarm, ale i schronienie owadom i dzikim zwierzętom.
Toyota leci w kosmos
„Toyota i japońska agencja kosmiczna JAXA pracują nad załogowym pojazdem z napędem na wodorowe ogniwa paliwowe. Sześciometrowy Lunar Cruiser ma ułatwić ludziom zamieszkanie na Księżycu przed 2040 rokiem, a następnie również zasiedlenie Marsa” – ta elektryzująca informacja obiegła media na początku ubiegłego roku. To swoiste sci-fi, to kolejny etap w budowaniu innowacyjnej przewagi w Toyocie. Czy tak się stanie? Na tę odpowiedź przyjdzie nam poczekać do 2029 roku, bo taki termin narzucili sobie konstruktorzy łazika. Jednak to właśnie ta inicjatywa i kolejne innowacyjne wyzwanie, jakie postawił przed sobą producent kultowej Corolli, stało się tematem przewodnim jubileuszu Toyoty Bońkowscy, który w iście kosmicznych okolicznościach świętowali pracownicy salonów w Sadach i Komornikach. Nie zabrakło kosmicznych strojów, dekoracji, a także… zbudowanego przez pracowników kosmicznego łazika, który można oglądać na ekspozycji w salonie Toyota Professional Bońkowscy w Sadach koło Poznania. Z dumą możemy powiedzieć, że przez 20 lat naszej działalności zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym aktualnie jesteśmy. – nie kryła wzruszenia Dominika Bońkowska – Z niecierpliwością patrzymy w przyszłość, czując ekscytację związaną z tym co spotka nas na naszej drodze w kolejnych latach działalności. Podbiliśmy kosmos, ale chcemy osiągnąć jeszcze więcej!
Upragnione prawo jazdy to marzenie wielu. 30 godzin lekcyjnych teorii, 30 godzin zegarowych praktyki, trochę nerwów, egzamin i stajemy się mistrzami kierownicy. Przynajmniej we własnym mniemaniu. Polacy dobrze oceniają swoje umiejętności prowadzenia samochodu. W badaniu Polskiej Izby Ubezpieczeń aż 96 proc. ankietowanych uznało samych siebie za dobrych kierowców, a 82 proc. stwierdziło, że wykonując manewry, zawsze bezbłędnie ocenia sytuację na drodze. Jednak, jeśli przyjrzeć się statystykom tak różowo już nie jest.
tekst: Alicja Kulbicka, zdjęcia: Volvo Firma Karlik
W Polsce zarejestrowanych jest 35 milionów samochodów. W porównaniu z rokiem 2013 to wzrost o 35 proc. W 2022 roku zgłoszono 21 322 wypadki drogowe mające miejsce na drogach publicznych, w strefach zamieszkania lub strefach ruchu. I choć w porównaniu z rokiem 2020, liczba ta spadła o 9,4%, ich konsekwencją była śmierć 1 896 osób. Ranne zostały 24 743 osoby (w tym ciężko 7 541). Dodatkowo w 2022 roku zgłoszono 362 266 kolizji drogowych. To oficjalne dane Komendy Głównej Policji, Biura Ruchu Drogowego „Wypadki drogowe w Polsce w 2022 roku”.
Czerwcowe, słoneczne, piątkowe popołudnie… Jak pokazują liczby do większości wypadków wcale nie dochodzi w miesiącach, w których na „chłopski rozum” byśmy się ich spodziewali. To nie miesiące zimowe ze złą aurą królują w statystykach. W 2022 r. najwięcej wypadków miało miejsce w czerwcu (11% ogółu), w sierpniu (10,3%) i w lipcu (10,1%). Najwięcej osób zginęło w sierpniu (10,7%) oraz w październiku (10,3%). Dokonując podziału wypadków drogowych na poszczególne dni tygodnia, najwięcej wypadków odnotowano w piątki (17,0% ogółu), w tych dniach zanotowano też najwięcej osób zabitych (15,9%) oraz osób rannych (16,8%). Zarówno w 2022 r., jak i w latach poprzednich, najwięcej wypadków odnotowano w godzinach 13.00-18.00, czyli w okresie zwiększonego natężenia ruchu (37,6% wypadków). Najmniej – w godzinach 00.00-05.00. W 2022 r., podobnie jak w latach wcześniejszych, najwięcej wypadków wydarzyło się przy dobrych warunkach atmosferycznych.
Wielkopolska w środku stawki Wielkopolska w ilości wypadków zaznacza się dość wysoko w tabeli. W naszym województwie zdarzyło się 2299 wypadków, w których śmierć poniosło 214 osób, a 2617 zostało rannych. Wskaźnik liczby zabitych na 100 wypadków plasuje województwo wielkopolskie w połowie stawki i wynosi 9,3. Niechlubnym zwycięzcą w tej kategorii jest podlaskie, w którym przy 333 wypadkach zginęło aż 69 osób. W 2022 roku zdecydowana większość wypadków, bo 15 050 (70,6% ogółu) miało miejsce w obszarze zabudowanym, zginęło w nich 751 osób (39,6%), a 16 872 zostały ranne. Poza obszarem zabudowanym miały miejsce 6 272 wypadki (29,4% ogółu), zginęło w nich 1 145 osób (60,4%), a obrażenia ciała odniosło 7 871 uczestników ruchu. Mimo iż większość wypadków wydarzyła się na obszarze zabudowanym, to w wyniku wypadków mających miejsce poza obszarem zabudowanym zginęło więcej osób, w co piątym wypadku zginął człowiek, podczas gdy w obszarze zabudowanym „tylko” w co dwudziestym.
Prosta droga nie taka prosta… Jak się okazuje i prosta droga potrafi przysporzyć kłopotów. Na prostych odcinkach dróg miały miejsce 12 784 wypadki. Ich główną przyczyną było niedostosowanie prędkości do warunków ruchu oraz nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu, a także pieszemu na drodze. Zmorą ruchu autostradowego jest niezachowanie bezpiecznej odległości między pojazdami, które stało się przyczyną przeszło 1100 wypadków.
Szukanie winnego Od lat, przy okazji debaty publicznej o wypadkach drogowych w Polsce, mamy do czynienia z przerzucaniem winy. Policja wskazuje na brawurę kierowców, ci z kolei na stan dróg i nieżyciowe przepisy. Jednak rzeczywistość nie pozostawia złudzeń. Wśród czynników mających decydujący wpływ na bezpieczeństwo ruchu drogowego (człowiek – droga – pojazd) na pierwsze miejsce zdecydowanie wysuwa się człowiek. To właśnie zachowanie poszczególnych grup użytkowników dróg wpływa na powstawanie wypadków drogowych. Inne czynniki mają zdecydowanie mniejsze znaczenie. Zatem może warto zadać pytanie o jakość kursów na prawo jazdy? Może cały system szkół nauki jazdy to fikcja, służąca tylko przygotowaniu do egzaminu na prawo jazdy i pokonaniu konkretnej trasy egzaminacyjnej?
Teoria a praktyka Stając się szczęśliwym posiadaczem upragnionego dokumentu zezwalającego nam prowadzić samochód, jesteśmy de facto na początku swojej motoryzacyjnej przygody. Pomyślnie zdany egzamin stanowi zaledwie preludium do tego, co może nas spotkać w trakcie jazdy już bez nadzoru instruktora. Podczas nauki, wielu z nas nie miało szansy poznać swojej reakcji podczas poślizgów czy awaryjnego hamowania. W czasie kursów na prawo jazdy, szkolenie z zakresu techniki jazdy jest dalece niewystarczające. Ale nie tylko umiejętności sprawnej reakcji za kierownicą to pięta achillesowa teorii wykładanej na kursach prawa jazdy. Problemy sprawia także prawidłowa pozycja za kierownicą czy udzielanie pierwszej pomocy w wypadkach drogowych.
Szkoła bezpiecznej jazdy Poznanie granic swoich możliwości, weryfikacja umiejętności, lekcja pokory – to tylko kilka ocen uczestników Szkoły Bezpiecznej Jazdy Volvo Firma Karlik, edukacyjnego spotkania, dzięki któremu można zrozumieć, co dzieje się z samochodem w skrajnej sytuacji i poznać, jak działają systemy bezpieczeństwa. A także zderzyć się z reakcją na własny stres. – Marka Volvo to synonim bezpieczeństwa, zatem dbałość o bezpieczeństwo naszych klientów wpisane jest w nasze DNA – mówi Sylwia Skorupińska dyrektor marketingu Volvo Fima Karlik. I dlatego w połowie maja, na torze Bednary Driving City obyło się kolejne zorganizowane przez Firmę Volvo Karlik szkolenie z technik bezpiecznej jazdy. – Ośrodek Doskonalenia Techniki Jazdy to takie miejsce, gdzie nasi instruktorzy mogą pokazać, jak skutecznie zmienić nawyki, po to, aby bezpieczniej poruszać się po drogach – mówi Tomasz Czopik, autor programów szkoleniowych, jeden z najlepszych polskich kierowców rajdowych.
Bezpieczeństwo jazdy rozpoczyna się na postoju Poprawna pozycja siedząca za kierownicą ma ogromny wpływ na nasze bezpieczeństwo i komfort jazdy. Ustawienie fotela wpływa na wygodę podczas jazdy, ale też szybkość reakcji czy możliwość obserwacji drogi. Prawidłowo naciągnięty pas, odpowiednio wyregulowany fotel i zagłówki, właściwie ustawiona kierownica zwiększają nasze szanse na przeżycie podczas niebezpiecznego zdarzenia drogowego. Pozwalają także na szybszą reakcję w sytuacji konieczności wykonania nagłego manewru. To czasem ułamki sekund, które decydują o naszym życiu lub zdrowiu. Zbyt niskie ustawienie fotela ogranicza widoczność, zbyt wysokie zwiększa ryzyko obrażeń. Optymalnym chwytem jest położenie obu rąk na kierownicy w układzie “za piętnaście trzecia”. Taki chwyt umożliwia wykonanie pełnego ruchu kierownicą, bez zbędnego odrywania dłoni i niepotrzebnego ich przekładania. Grażyna Wolszczak – ambasadorka marki w firmie Volvo Firma Karlik pod czujnym okiem instruktora, prezentowała pozostałym kursantom prawidłową pozycję za kierownicą.
Pierwsza pomoc – obalamy mity Każdy z nas miał w jakimś zakresie szkolenie z udzielania pierwszej pomocy. Czy to w szkole, czy w miejscu pracy. Jednak mało kto zetknął się z tym zagadnieniem w prawdziwym życiu, gdzie stres i adrenalina odgrywają pierwsze skrzypce. Zacznijmy od przepisów prawa. Jak wskazuje przepis zawarty w kodeksie karnym, każdy z nas ma obowiązek udzielenia pomocy, jeśli widzi sytuację zagrażającą życiu lub zdrowiu drugiego człowieka. Regulacja ta nie zawęża kręgu osób, których dotyczy obowiązek. Zatem widząc wypadek drogowy, nie możesz przejść obok niego obojętnie, nawet jeśli w nim nie uczestniczyłeś. Podobny przepis znajdziemy w kodeksie drogowym, który mówi o tym, że osoba kierująca pojazdem w razie uczestnictwa w wypadku drogowym jest zobowiązana udzielić niezbędnej pomocy ofiarom wypadku lub rannym, a także wezwać policję i zespół ratownictwa medycznego. Dodać należy, że art. 44 ust. 3 Kodeksu drogowego rozciąga powyższy obowiązek na wszystkich uczestników zdarzenia. Za nieudzielenie pomocy grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. I tyle teorii. W praktyce w obawie przed konsekwencjami boimy się udzielać pomocy. Wszak nie jesteśmy lekarzami i stan naszej wiedzy pochodzący głównie z seriali o tematyce medycznej nie wydaje się być wystarczający w sytuacji zagrożenia. Na szczęście ustawodawca nie wymaga od nas szczegółowej wiedzy medycznej. Zakres pierwszej pomocy powinien być adekwatny do stanu zagrożenia i naszej wiedzy. Ratownicy z Medevac Kursy Pierwszej Pomocy w trakcie szkolenia przejrzyście wytłumaczyli zawiłe aspekty prawne i przekazali kursantom kilka podstawowych zasad, które zabezpieczą miejsce wypadku oraz poszkodowanych do momentu przyjazdu odpowiednich służb. – Pierwsza pomoc to moduł, który niezmiennie cieszy się ogromnym zainteresowaniem – mówi Tomasz Czopik – nadal nie do końca wiemy, jak zachować się, kiedy najedziemy na wypadek. Okazało się, że nie każdy wie, gdzie w samochodzie znajduje się trójkąt ostrzegawczy czy apteczka. A to podstawowe narzędzia w sytuacji wypadku drogowego. Niemało emocji wywołało także wyciąganie poszkodowanych z rozbitego samochodu. Czy 50-kilogramowa drobna kobieta jest w stanie wyciągnąć z auta 90-kilogramowego mężczyznę? Okazuje się, że przy znajomości odpowiednich chwytów jest to możliwe.
Lekcja pokory Po teoretycznych zajęciach z pierwszej pomocy oraz właściwej pozycji za kierownicą przyszedł czas na to, co najbardziej ekscytujące. Na zajęcia praktyczne na torze. Przez resztę dnia uczestnicy ćwiczyli awaryjne hamowanie na różnego rodzaju nawierzchniach, technikę jazdy w zakręcie, hamowanie i omijanie przeszkód, zachowanie w przypadku poślizgu nadsterownego i podsterownego. Sporo emocji wzbudził tzw. szarpak będący symulacją uderzenia tylnego-bocznego. Profesjonalny, z płytą poślizgową i kurtynami wodnymi dedykowany prowadzeniu zajęć z zakresu opanowywania poślizgu nadsterownego. Awaryjne hamowanie na płytach poślizgowych pokazało jak bardzo różna potrafi być droga hamowania samochodu przy różnych prędkościach. A wisienką na torcie były ćwiczenia na górze szkoleniowej, gdzie różnica poziomów wynosi blisko 14 metrów, a zjazd zakończony długim prawym zakrętem ma nachylenie 10 stopni. Najważniejszym elementem zjazdu są jednak dwa rzędy mechanicznych przeszkód. Elektroniczny system sterujący uruchomia je w określonych momentach, symulując różnego typu zdarzenia drogowe wymuszające omijanie przeszkód i gwałtowną zmianę pasa ruchu. A to wszystko na mokrej nawierzchni.
Polak mądry przed szkodą Możliwość wykonywania niebezpiecznych manewrów w kontrolowanym środowisku, poznanie własnej reakcji na stres i całkiem spora dawka adrenaliny. Dodatkowo świetnie wykwalifikowani, certyfikowani instruktorzy. W parze z ich doskonałymi umiejętnościami i bogatym doświadczeniem idzie również odpowiednie podejście do kursantów, atrakcyjny sposób przekazywania wiedzy oraz poczucie humoru. To tylko kilka opinii uczestników szkolenia po całodniowym pobycie na torze w Bednarach.
– Volvo wyznacza dla branży motoryzacyjnej standardy w dziedzinie bezpieczeństwa, dbając o świat, w którym żyjemy i ludzi wokół nas – mówi Sylwia Skorupińska. I dodaje: W imieniu Volvo Firma Karlik gorąco zachęcam do udziału w naszym kursie. Zapraszamy wszystkich kierowców do uczestnictwa w tego typu szkoleniu. Niezależnie od samochodu, jakim przemieszczasz się na co dzień, możesz skorzystać z tego rodzaju edukacji. Przygotowaliśmy kolejne terminy szkoleń dla wszystkich chcących udoskonalić swoją technikę jazdy i przygotować się do krytycznych zdarzeń na drodze. Zachęcamy do kontaktu pod adresem mailowym: marketing@karlik.dealervolvo.pl, gdzie można dokonać zapisu, poznać ofertę oraz otrzymać więcej informacji. Jeśli chcesz sprawdzić swoje umiejętności, zadbać o bezpieczeństwo swoje i swoich najbliższych, to szkolenie jest dla Ciebie.
McLaren czy Ferrari? Takie perełki tylko w Karlik Luxury Cars
13 marca, 2023
Artykuł przeczytasz w: 2 min.
Wśród kilkunastu wyjątkowych luksusowych i sportowych aut, znajdujących się w ofercie Karlik Luxury Cars, trudno wybrać te najciekawsze. Tym bardziej, że oferta rotuje i stale się powiększa. Przedstawiamy jedne z najbardziej niezwykłych przedstawicieli brytyjskiej i włoskiej motoryzacji, które czekają na honorowe miejsce w garażu prawdziwego pasjonata.
McLaren 570s Spider
Idealne połączenie osiągów wyczynowego auta sportowego z przyjemnością jazdy bez dachu i komfortem codziennego użytkowania. Liczby nie pozostawiają złudzeń – pierwsze 100 km/h pojawia się po 3,2 s. Ten pomarańczowy bolid rozpędza się do maksymalnej prędkości niemal 330 km/h. Prezentowany pojazd pochodzi z polskiego salonu, użytkowany był przez 1 właściciela, który pokonał nim niecałe 15 000 km. Wartość dodana dla nowego właściciela to fakt, że całość niesamowitego lakieru Ventura Orange, zabezpieczona została folią ochronną XPEL.
Ferrari 296 GTB
Rewolucja w gamie modelowej Ferrari. Tak właśnie jednym zdaniem moglibyśmy określić model 296 GTB, a to za sprawą silnika V6, który w połączeniu z silnikiem elektrycznym tworzy napęd hybrydowy typu Plug-in. Młodszy brat modelu SF90 to 830-konne 2-osobowe coupe z napędem na tylną oś. Maksimum osiągów ubranych w najnowszą technologię i bardzo nietuzinkową specyfikację. Prezentowany egzemplarz to auto fabrycznie nowe, pochodzące z polskiego salonu. Nadwozie w kolorze Extra Campionario połączone z jasnym skórzanym wnętrzem Sabbia oraz elementami wykończenia z włókna węglowego.
Wiek automobilizmu w Poznaniu – historia zapisana na asfalcie
27 lutego, 2023
Artykuł przeczytasz w: 17 min.
Sto lat temu grupa pasjonatów zafascynowanych wynalazkiem automobilu, zdecydowała o powstaniu stowarzyszenia, którego historia trwa do dziś. Stowarzyszenia, które mimo wojny, czasów komunizmu i przemian gospodarczych w nowej Polsce, przetrwało dzięki pasji i miłości do czterech kółek. To piękna opowieść o motoryzacyjnym dziedzictwie miasta, roli kobiet w tworzeniu motoryzacyjnej kultury i planach na kolejne sto lat. W setną rocznicę powstania Automobilklubu Wielkopolski i w przypadające na ten czas obchody 50-lecia istnienia Komisji Pojazdów Zabytkowych, w trwającą już wiek podróż po historii automobilizmu w Poznaniu, zabrali mnie Piotr Matuszek, Przewodniczący Komisji Pojazdów Zabytkowych Automobilklub Wielkopolski, oraz Maciej Świderski,Wiceprezes Fundacji Muzeum Motoryzacji AW.
Setne urodziny to piękna rocznica. Jak rozpoczęła się historia stowarzyszenia?
MACIEJ ŚWIDERSKI: Historia Automobilkubu rozpoczęła się w 1923 roku, a dokładnie 25 sierpnia. Wówczas to, w sali Bazaru odbyło się zebranie konstytucyjne Wielkopolskiego Klubu Automobilistów i Motocyklistów – bo taka była pierwotna nazwa naszej organizacji. Pierwszym prezesem został generał Kazimierz Raszewski, postać ówcześnie dobrze znana w Poznaniu. Lata 20.to początek niepodległej Polski i początek polskiej motoryzacji, choć pojawienie się pierwszych samochodów w Poznaniu datuje się już pod koniec XIX stulecia. Pierwsze próby zrzeszania się polskich wielbicieli nowej wówczas technologii pojawiały się zresztą już znacznie wcześniej. Już w 1904 roku z inicjatywy artysty malarza ormiańskiego pochodzenia Zygmunta Antoniewicza powstał Motor Klub Posen. Mówimy tu oczywiście o latach zaborów, stąd niemieckojęzyczna nazwa. Ale pomimo obcobrzmiącej nazwy, Klub zrzeszał głównie Polaków związanych z branżą motoryzacyjną. Byli to w przeważającej części sprzedawcy samochodów i motocykli, których według dzisiejszej nomenklatury nazwalibyśmy dealerami. Ciekawy był także sztandar tej organizacji, czyli biały orzeł na czerwonym tle wskazujący wyraźnie na to, że większość członków stanowili Polacy. Koniec XIX a początek XX wieku to także okres, kiedy zaczynają się pojawiać na terenie Poznania pierwsze firmy motoryzacyjne. Rozpoczyna działalność najsłynniejsza chyba firma motoryzacyjna – Stanisław Brzeski. Początkowo sprzedaje samochody, ale szybko rozwija swoją działalność o produkcję karoserii do samochodów. To pionier poznańskiego automobilizmu. Ale oczywiście nie tylko on, bo tych firm było naprawdę sporo.
Rajd Poznański 2022
Dlaczego Automobilklub powstaje?
Oprócz działalności prowadzonej typowo dla członków, skupiającej się na organizowaniu różnego rodzaju imprez, wyjazdów, życia towarzyskiego, dochodzi propagowanie motoryzacji jako takiej. Edukowanie społeczeństwa w zakresie wiedzy technicznej czy rozwiązań zastosowanych w ówczesnych automobilach. Trzeba pamiętać, że samochody na ulicy często nadal wzbudzały sensację, szczególnie poza Poznaniem.
Motoryzacja wydawać by się mogło, że w tamtych czasach była iście męską domeną. A tymczasem okazuje się, że to właśnie kobiety odegrały niebagatelną rolę w tworzeniu Automobilklubu. M.Ś.:Mówiąc o początkach Automobilklubu, nie sposób nie wspomnieć o Klementynie Śliwińskiej, która jako pierwsza kobieta w Wielkopolsce, jeszcze przed I wojną światową, w 1913 roku uzyskała prawo jazdy. Egzamin zdawała na samochodzie marki NAG. W czasie tego egzaminu zdarzył się też drobny incydent – pani uderzyła w krowę, ale egzamin zdała! Klementynie Śliwińskiej zawdzięczamy przede wszystkim współczesną nazwę Automobilklubu, ponieważ na jej wniosek w 1924 roku, w którym uzasadniała, że ówczesna nazwa Klubu– Wielkopolski Klub Automobilistów i Motocyklistów –sugeruje, że członkami mogą być tylko mężczyźni, została zmieniona na Automobilklub Wielkopolski i pod tą nazwą klub funkcjonuje do dziś. Zasługi pani Śliwińskiej to jednak nie tylko nazwa. Klementyna Śliwińska prowadziła w Poznaniu, na rogu Ratajczaka i Placu Wolności salon samochodów marki Praga. Do tego brała udział w licznych imprezach motoryzacyjnych, propagując automobilizm wśród pań, ale co ciekawe była także założycielką pierwszego przedsiębiorstwa autobusowego w Poznaniu, łącząc Poznań z jego peryferiami. Brała udział w rajdach samochodowych, jeżdżąc właśnie samochodami marki Praga. Swoją pasją do motoryzacji zaraziła nawet swoją siostrę Ojcumiłę Falkowską. I był to naprawdę wówczas ewenement, bo ilość pań w branży uznawanej za jednak typowo męską była niewielka i wzbudzała nie lada sensację.
Międzynarodowy Poznański Rajd Samochodów Zabytkowych 1979r.
A ile dzisiaj jest kobiet w stowarzyszeniu?
Piotr Matuszek: Coraz więcej! Panie bardzo chętnie angażują się w działalność motoryzacyjną, czy to startując w wyścigach na Torze Poznań, czy to w rajdach turystycznych nie tylko na pozycji pilota. Szacujemy, że jest ich w całym Klubie ok. 30%. W naszej Komisji bardzo ważną rolę odgrywają Panie, które z ogromną pieczołowitością dbają o estetykę naszych przedsięwzięć wystawowych oraz dobór strojów na konkursy elegancji.
Jaki jest dzisiaj cel działania Automobilkubu?
P.M.: Naszym głównym i statutowym celem jest popularyzowanie sportu i turystyki motorowej, ale nasz klub to nie tylko pojazdy sportowe czy motocykle. To również podnoszenie wiedzy i kultury motoryzacyjnej poprzez szkolenia z bezpieczeństwa ruchu drogowego zarówno dla osób prywatnych, jak i dla grup zawodowych związanych z ratownictwem drogowym. Pojazdy zabytkowe, kampery, kartingi, rowery.
Rajd Poznański 2022
Ilu członków ma dzisiaj AW i jak takim członkiem można zostać?
P.M.: Klub zrzesza dzisiaj ok. 1300 członków, z czego 250 to członkowie Komisji Pojazdów Zabytkowych, którą reprezentuję. Aby zostać członkiem, wystarczy wypełnić deklarację, opłacić składkę, mieć dwie osoby wprowadzające. No i kochać motoryzację. (śmiech) Pierwszy rok jest rokiem kandydackim i po tym roku zostaje się już pełnoprawnym członkiem. Bardzo zależy nam, aby osoby wstępujące brały czynny udział w życiu klubu. Aby po opłaceniu składki, nie były „martwymi duszami”, tylko aby ich działalność wnosiła także coś nowego do naszego stowarzyszenia.
Ważnym elementem Automobilklubu jest TOR POZNAŃ. To ewenement na skalę kraju, że mamy w Poznaniu swój tor wyścigowy. Jak to się stało?
M.Ś.: Sport jest nieodłączną częścią motoryzacji od samego początku jej istnienia. To dla samochodów stworzono sportowe imprezy motoryzacyjne, które historycznie były świetną formą reklamy i służyły upowszechnianiu i popularyzowaniu automobilizmu. Bicie kolejnych rekordów czy próby sportowe z udziałem aut powodowały, że te znajdowały się na ustach wszystkich. Nie inaczej było także w Poznaniu. Pierwsze wyścigi odbywały się już w okresie międzywojennym. Były to wyścigi motocyklowe na torach trawiastych, chociażby na Woli czy w tzw. Trójkącie Szos, czyli dzisiejszych ulic Grunwaldzkiej, Rycerskiej, Bułgarskiej. Plany na powstanie toru wyścigowego z prawdziwego zdarzenia powstały już przed II wojną światową z racji tego, że organizacja wyścigów na zwykłych ulicach stawała się niebezpieczna, ze względu na osiągi pojazdów i olbrzymią ilość osób, która chciała wyścigi oglądać. Postanowiono zatem ten aspekt kolokwialnie mówiąc „ucywilizować”. W tamtym okresie, w różnych częściach Europy i świata takie tory powstawały, więc i Poznaniu miał takie aspiracje. Wybuch II wojny światowej niestety zniweczył te plany, ale idea nie umarła. I kiedy po wojnie w 1953 roku powstała Fabryka Samochodów Rolniczych, pomysł na tor się odrodził, jako miejsca do testowania produkowanych w FSR Tarpanów. Miejsce, które wydawało się idealnym do zbudowania toru, stanowiły pasy lotniska zbudowane przez Niemców na potrzeby wojenne. Na początku tor służył tylko wyścigom na prostych odcinkach i niczym nie przypominał tego dzisiejszego, jednak dzięki kooperacji z Tarpanem i wysiłkom wielu osób, marzenie wielu stało się rzeczywistością. I ostatecznie w grudniu 1977 roku, odbyły się pierwsze wyścigi na nowo otwartym Torze Poznań. Dobrze, że pogoda sprzyjała. (śmiech)
Mistrzostwa Polski Pojazdów Zabytkowych PZM 2022
W 2009 roku Tor otrzymał homologację Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA), która pozwala przeprowadzać wyścigi na najwyższym międzynarodowym poziomie. Co zatem z wyścigami F1?
M.Ś.:Być może niewiele osób o tym wie, że nasz tor ma homologację FIA, choć nie mamy homologacji na organizację wyścigów Formuły1. Tę konkurencję przegraliśmy z Węgrami i dlatego F1 możemy oglądać na Hungaroring, a nie u nas. Wpływ na to miało wiele czynników, zarówno gospodarczych, jak i politycznych. Dzisiaj już nie pamiętamy świata z 1977 roku, ale żelazna kurtyna miała się dobrze, i pomimo że Węgry również należały do bloku wschodniego, to jednak dostęp z zachodu i z południa Europy był nieco łatwiejszy. Dodatkowo władze węgierskie zapowiedziały wówczas liberalizację przepisów na czas wyścigów i to skłoniła FIA do zainwestowania właśnie tam. Ale nasz tor przez te wiele lat istnienia odwiedziło sporo znanych w motorsporcie osobistości, i ścigało się na nim, jak: Bernie Ecclestone, Michael Schumacher, Jackie Stewart, Lewis Hamilton czy Robert Kubica. A całkiem niedawno odwiedziła nas ekipa z Top Gear. P.M.:Tor Poznań to obecnie największy i zarazem jedyny obiekt w kraju, który może przeprowadzać zawody wyścigów samochodowych rangi krajowej, a także międzynarodowej, i to dzięki ciągłym zmianom modernizacyjnym.Zgodnie z planami władz Klubu poprawiono nitki torów, dojazd do całego obiektu, czyli tzw. drogę życia. Powstały nowe budki sędziowskie, najnowsze systemy pomiarowe czasu przejazdu, czy centrum kierowania wyścigiem z pełnym monitoringiem wszystkich zakrętów.
Jakie zatem imprezy odbywają się na Torze dzisiaj? Z czego mogą skorzystać poznaniacy?
M.Ś.: Może zacznijmy od tego, że „tor” to jest pojęcie troszkę umowne. Tak naprawdę są trzy tory. Ten, o którym najczęściej myślimy to 4083 metry i 14 zakrętów. Drugi to tor dla kartingów, bo Poznań, po Ostrowie Wielkopolskim, gdzie gokart się „urodził”, stanowi drugi silny ośrodek tego sportu w Polsce. I najmłodsze dziecko, czyli tor do rallycrossu, krótkich, ale bardzo emocjonujących i efektownych wyścigów samochodowych, odbywających się na mieszanej, szutrowo-asfaltowej nawierzchni. P.M.: Tor nie zamyka się tylko na członkach Automobilklubu, jest otwarty dla wszystkich. Organizowanych jest sporo imprez, które nie wymagają licencji. Takim przykładem jest TruckDay, czyli trening własnym samochodem lub motocyklem na torze w bezpiecznych warunkach, czy Kryterium SUPEROES – cykl Mistrzostw Okręgu,gdzie każdy poznaniak może spróbować swoich sił i zmierzyć się z wyzwaniem jak najszybszego pokonania nitki toru. Dodatkowo z toru korzystają biegacze, rowerzyści, rolkarze. A w ramach działalności naszej Komisji organizujemy PIKNIK Z AUTOMOBILEM będący integralną częścią Poznańskiego Międzynarodowego Rajdu Pojazdów Zabytkowych.
Skoro zatem jesteśmy przy Komisji. Jubileusz 100-leciaAW zbiegł się w czasie z inną równie ważną rocznicą, 50-lecia istnienia Komisji Pojazdów Zabytkowych. Nie byłoby dzisiejszej motoryzacji, gdyby nie ta historyczna, dzisiaj bardziej kolekcjonerska niż użytkowa, jednak stanowiąca podwaliny pod tę współczesną. Jaka jest geneza powstania Komisji? P.M.:16 września 1973 roku grupa studentów organizuje 1. Wielkopolski Rajd Weteranów Szos. Wydarzenie to dostrzega kolejna ważna dla Automobilklubu kobieta – Maria Gąsiorowska, która zaprasza tych młodych ludzi do klubu,powołując jako jedno z pierwszych w Polsce Koło Miłośników Starych Samochodów, które od 1978 roku nosi nazwę Komisji Pojazdów Zabytkowych.Naszym celem jest dbałość o dziedzictwo motoryzacji. Organizujemy rajdy, parady, pojawiamy się z naszymi samochodami na najważniejszych dla miasta świętach jak chociażby 11 listopada. Działamy według stałego rocznego harmonogramu, w skład którego wchodzi Rajd Wiosenny, w tym roku to 21-23 kwietnia, 50. jubileuszowy Poznański Międzynarodowy Rajd Pojazdów Zabytkowych, będący bezpośrednim spadkobiercą idei Wielkopolskiego Rajdu Weteranów Szos, który odbędzie się 7-10 września. I na zakończenie sezonu w dniach 15-15 października Rajd Jesienny. Od 2016 roku jesteśmy obecni na Retro Motor Show – imprezie organizowanej przez MTP. To wydarzenie było wcześniej częścią Poznań Motor Show, ale rozrosło się tak bardzo, że stanowi dzisiaj osobny byt. Nasze wystawy cieszą się ogromnym zainteresowaniem i wielokrotnie zbierały laury w konkursach na najpiękniejsze stoisko czy wyjątkowy pojazd – co nas niezmiernie cieszy.Dla miłośników rowerów 4 czerwca odbędzie się Retroweriada, jednodniowy zlot pasjonatów zabytkowych rowerów. Wszystkim naszym imprezom towarzyszy zawsze konkurs elegancji, czyli właściciel czy to samochodu, czy roweru przebiera się w strój adekwatny do pojazdu. I to piękna wizytówka każdej z naszych imprez.
Ile zabytkowych aut jest zrzeszonych w Komisji?
P.M.: Szacowaliśmy, że jest to około tysiąca aut, kilkadziesiąt rowerów i motocykli. Samych pojazdów przedwojennych jest około dwustu. Najstarszy to amerykański REO z 1908 roku. M.Ś.: Komisja to nie tylko samochody i jednoślady. Poszerzamy gamę pojazdów chociażby o zabytkowe autobusy. Mamy ich w tej chwili pięć, najstarszy z 1957 roku firmy Saurer i są to dokładnie takie autobusy, które były wykorzystywane przed II wojną światową przez Poznańską Kolej Elektryczną, czyli protoplastę dzisiejszego MPK. Pozostałe autobusy to już nieco nowsza historia, czyli nasz rodzimy Jelcz. Od „ogórka” począwszy, poprzez kolejne modele produkowane właśnie przez to przedsiębiorstwo. Mamy także piętrowy autobus, który był wykorzystywany w komunikacji miejskiej w Berlinie. P.M.: Silną grupę w Komisji stanowią miłośnicy aut wykorzystywanych podczas II wojny światowej. Mamy pasjonatów, którzy upodobali sobie właśnie ten klimat wojskowy i mają sporą kolekcję pojazdów około wojennych.
To duże wyzwanie wyremontować i utrzymać zabytek…
P.M.: Wszyscy bardzo się staramy, aby nasze samochody były jak najbardziej oryginalne. Zdobywamy dokumentację, a potem staramy się pozyskać oryginalne części. W modelach produkowanych w milionowych egzemplarzach jest to na pewno łatwiejsze, niż w niszowych już od dawna nieprodukowanych pojazdach. Ale nie trzeba mieć pojazdu zabytkowego, aby być członkiem Komisji. Nie ukrywajmy, to drogie hobby, samochody stanowią prywatną własność członków Automobilklubu, którzy z własnej kieszeni pielęgnują czasem prawie 100-letnie auta. Mamy na przykład pasjonatów zbierających kolekcjonerskie modele zabytkowych aut, które eksponujemy w gablotach podczas naszych imprez. Wystarczy mieć pasję i chęć działania.
Berlin, Stuttgard, Monachium, Wolfsburg, francuskie Sochaux, włoskie Maranello, Arendal w pobliżu Göteborga czy brytyjskie Coventry. To tylko kilka europejskich miast, których wspólnym mianownikiem są mieszczące się w nich muzea motoryzacji. Dlaczego Poznań mający tak silną reprezentację samochodów zabytkowych nie doczekał się takiego miejsca na swojej mapie? M.Ś.: Tu niestety obracamy się w sferze marzeń. Ten pomysł towarzyszy członkom Komisji od samego początku jej istnienia. Pierwsze takie muzeum nazywane wówczas izbą pamiątek powstało w latach 80., dzięki zaangażowaniu członków Komisji, a konkretnie pana Piotra Adama, który udostępnił swoje prywatne pomieszczenia w Suchym Lesie. Po jakimś czasie przeniesiono ekspozycję do pawilonu na Tor Poznań, ale nie była to najszczęśliwsza lokalizacja ze względu na odległość od centrum miasta. Jednak pomimo tego, frekwencja była naprawdę dobra i miasto zauważyło, że muzeum stanowi ciekawą atrakcję dla poznaniaków i turystów. Konsekwencją było otwarcie w 1996 roku przestrzeni na nasze eksponaty motoryzacyjne pod Rondem Kaponiera. O dosyć ograniczonej powierzchni, więc aby pokazać zwiedzającym całość kolekcji, ekspozycja zmieniała się kilka razy w roku. Remont Ronda Kaponiera niestety zmusił nas do opuszczenia tej placówki. I od tego momentu nie mamy swojego miejsca dla naszych pereł motoryzacji. Ale nie spoczywamy na laurach i staramy się te pojazdy pokazywać nie tylko na rajdach, ale także w formie statycznej w miejscach ogólnodostępnych dla mieszkańców miasta. Są to ograniczone czasowo wystawy mobilne czy to w centrach handlowych czy to na Retro Motor Show. P.M.: W 2021 roku na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich w historycznym pawilonie nr 2 wraz z Grupą MTP zorganizowaliśmy Tymczasowe Muzeum Motoryzacji. Czas ten nie był najłatwiejszy, bo był to okres pandemii i ograniczenia były wprowadzane w dość nieprzewidywalny sposób. Finalnie udało nam się otworzyć muzeum w sześć weekendów, podczas których odwiedziło nas 5035 osób z całej Polski. I to tylko pokazuje, że jest to temat interesujący i zasługujący na większą uwagę. Poznań ma naprawdę ogromne tradycje motoryzacyjne. Wspomniany Brzeski Auto, ale także Zagórski, Hempowicz, z nieco późniejszych czasów Fabryka Samochodów Rolniczych „POLMO”. Mamy ogromne tradycje ogumienia – nasz poznański Stomil czy fabryka akumulatorów Centra. Ale bez pomocy władz miasta sami tego nie dokonamy.
Rok świętowania przed Wami, co zaplanowaliście aby uczcić te piękne jubileusze?
P.M.: Jako Komisja organizujemy jak co roku trzy wspomniane rajdy pojazdów zabytkowych, wiosenny, jesienny oraz ta wisienka na torcie, czyli 50. Poznański Międzynarodowy Rajd Pojazdów Zabytkowych, najstarszy tego typu rajd w Polsce. Liczymy na około 50-60 załóg, w tym sporo zza granicy. Do tego Retroweriada dla pasjonatów rowerów z dawnych lat. Automobilklub jako całość oczywiście będzie obecny na targach Poznań Motor Show, zapełniając całą halę i prezentując całokształt swojej działalności. W planach mamy także parady i czasowe wystawy przypominające poznaniakom motoryzacyjną spuściznę miasta. M.Ś.:Mówiąc o tej naszej wisience, nie sposób nie wspomnieć o pikniku, który jest integralną częścią rajdu poznańskiego. Odbywa się on już od kilku lat i cieszy się naprawdę dużym zainteresowaniem. Podczas PIKNIKU Z AUTOMOBILEM, właściciele aut mogą wziąć udział w wyścigach zabytkowych samochodów i motocykli, który będzie XIX Memoriałem im. Henryka Rucińskiego. Dla najstarszych pojazdów start odbywa się w tradycyjnej formule LeMans, czyli do samochodu trzeba dobiec, uruchomić i jechać. Emocje i zabawa gwarantowane! Można także zostać pasażerem zabytkowego autobusu i przejechać się po torze, organizujemy sporo atrakcji dla odwiedzających w każdym wieku m.in. konkurs elegancji, retro moda, wyścig dla dzieci w pojazdach na pedały, gokarty elektryczne, wystawa klubów motocyklowych i samochodowych z Wielkopolski, zabytkowe rowery czy stoiska dealerów samochodowych. P.M.: Rok 2023 jest też dla nas szczególny z uwagi na kilka wydarzeń wpisanych w harmonogram międzynarodowych wydarzeń. Po pierwsze –meta wyścigu jednego z etapów Tour de Pologne została zaplanowana na terenie Toru Poznań, a po drugie po raz pierwszy w historii toru i po raz pierwszy w Polsce odbędą się wyścigi ciężarówek. To jeden z całej serii wyścigów organizowanych przez FIA, więc to zawody naprawdę wysokiej rangi.
Czego zatem życzyć Automobilkubowi na kolejne sto lat?
M.Ś.:Siłą naszego stowarzyszenia są ludzie i ich pasja. Bez tego nigdy nic by nie powstało. Zatem chyba kolejnych pokoleń entuzjastów kochających motoryzację w każdym wydaniu. Aby ich miłość do czterech kółek sprawił
Wartość rynku dóbr luksusowych osiągnęła w 2022 roku w Polsce rekordową wartość 30 mld złotych, a segment, który urósł najmocniej to segment samochodów luksusowych. I to o całe 17 procent w porównaniu z rokiem 2021. W 2022 roku w Polsce zarejestrowano 92 997 nowych aut segmentu premium, czyli o 3,5% więcej (+3165 szt.) w porównaniu z rokiem 2021. Trend ten zauważył również dealer samochodów Jaguar Land Rover – M.Karlik i wśród salonów z dobrze znanymi i kojarzonymi z dealerem z Baranowa markami pojawił się nowy, tym razem z używanymi samochodami z kategorii luxury. O potencjale na luksus w motoryzacji mówi Dawid Jakubowski, dyrektor handlowy w Jaguar Land Rover Karlik.
Kierunek samochody premium stał się zauważalnym zjawiskiem na rynku. Nie od dziś wiadomo, że produkty luksusowe opierają się negatywnym trendom w czasie spowolnienia gospodarczego. To był naturalny krok z Waszej strony, aby swoją ofertę rozbudować właśnie o samochody z segmentu luxury?
DAWID JAKUBOWSKI: Od 2004 roku jesteśmy dealerem marek Jaguar i Land Rover, ekskluzywnych brytyjskich marek, więc w tym segmencie tak naprawdę jesteśmy obecni od lat. Obie te marki od ponad 70 lat wyznaczają trendy w dziedzinie najbardziej luksusowych, ekscytujących samochodów ze sportową i off-roadową duszą.Mamy zatem takich klientów, którzy poszukują aut z wyższej półki. Zauważyliśmy, że nasz klient, przyzwyczajony do samochodów w kategorii premium, zaczął szukać czegoś jeszcze bardziej elitarnego. Można zatem powiedzieć, że w sposób naturalny staraliśmy się znaleźć rozwiązanie, aby takie samochody mu dostarczać.
Ponadto ważnym bodźcem stojącym za rozwojem Karlik Luxury Cars jest inicjatywa Positive Ways, w której bierzemy czynny udział od lat.To fundacja zrzeszająca ludzi z pasją do samochodów sportowych i chęci niesienia pomocy chorym dzieciom. Wspólne akcje pomocowe i wyjazdy sportowymi samochodami, zainspirowały i zmotywowały nas do większego skupienia się na segmencie aut używanych premium i luxury.
Co ostatnie dwa, trzy lata zmieniły na rynku samochodów?
Cały segment samochodów używanych uległ bardzo dużemu przeobrażeniu w trakcie pandemii. Z uwagi na zerwane łańcuchy dostaw, brak dostępności nowych aut, samochody używane stały się towarem pożądanym w dzisiejszych czasach. I wielu dealerów dostrzegło właśnie w tym segmencie swoją szansę na biznes. Samochody nowe bardzo podrożały, stały się towarem elitarnym. Dodatkowo marki, które reprezentujemy na co dzień – Land Rover i Jaguar też się zmieniają. Range Rover i Range Rover Sport nowymi modelami awansowały z segmentu premium do luxury, nie tylko cenowo, ale także i jakościowo. Zmian jest sporo i to wszystko przekonało nas do pojawienia się nowej marki w naszym portfolio – Karlik Luxury Cars.
Czy w Poznaniu jest rynek na tak drogie i luksusowe auta?
W 2022 roku w Wielkopolsce zarejestrowano 7711 nowych samochodów w segmencie premium. Część z ich użytkowników jest potencjalnymi nabywcami aut z jeszcze wyższej półki cenowej. A dodatkowo w naszym regionie nie ma takiego miejsca, które oferowałoby pod jednym dachem samochody używane premium i luxury. To daje spory potencjał na przyszłość.
Czasy są niepewne, gospodarka zwalnia, inflacja wyznacza nowe poziomy wzrostu. Historia uczy, że rynek dób luksusowych opiera się negatywnym trendom gospodarczym. Czy samochód luksusowy to sposób na pewną inwestycję?
Niech odpowiedzią na to pytanie będzie wzrost transakcji gotówkowych w ostatnim roku. Jeszcze dwa, trzy lata temu gotówka stanowiła 2-3 procent wszystkich transakcji, w tej chwili jest to aż 19 procent. To dość wyraźnie wskazuje, że klienci zaczęli inwestować gotówkę w towar,ratując swoje pieniądze przed spadkiem wartości. Oczywiście nie jest tak, że inwestycja w każde auto uchroni nas przed inflacją, jednak są modele zarówno samochodów, jak i motocykli, które tracą relatywnie mało na wartości, a z czasem mogą wręcz zyskiwać.
Wsparcie dużej grupy motoryzacyjnej to niewątpliwie duży atut Waszego nowego projektu. Na co może liczyć klient decydujący się na zakup luksusowego auta właśnie u Was?
Przede wszystkim może być pewny jakości auta, które u nas kupi. Sprzedajemy samochody w większości od pierwszego właściciela, kupione i serwisowane w polskim ASO. Bardzo często jeszcze na gwarancji. Dodatkowo pomagamy w sfinansowaniu zakupu, zapewniamy także obsługę concierge– w ramach usługi door to door jesteśmy w stanie dostarczyć auto w każde wskazane przez klienta miejsce specjalnym zestawem z przyczepą, przystosowaną do transportu także super sportowych samochodów o bardzo niskim prześwicie. Współpraca z dużą grupą motoryzacyjną, jaką jest Jaguar Land Rover, pozwoliła nam zbudować bazę klientów, mamy wiedzę co się z tymi samochodami działo w trakcie ich użytkowania. To pozwala naszym klientom podejść z pełnym zaufaniem do nas i oferowanych przez nas aut.
Jakie marki zatem dzisiaj możecie zaoferować swoim klientom?
Tutaj chyba „skyis the limit”.(śmiech) Wiele marek już przewinęło się przez nasz salon. Od tak egzotycznych jak Lotus, poprzez Ferrari, Lamborghini, Bentley, Maserati czy Porsche. Zdarzają się także „białe kruki”, czyli 20-, 30-letnie auta kolekcjonerskie. Warto też wspomnieć o motocyklach, bo one także znajdują się w naszej ofercie. Skupiamy się na MV Agusta i motocyklach kolekcjonerskich, a z ciekawostek – oferujemy także skutery wodne. Wraz z zespołem często żartujemy, że pracujemy w sklepie z zabawkami dla dużych chłopców. (śmiech) Dodatkowo realizujemy też indywidualne zamówienia naszych klientów. Jeśli pojawi się nietypowa prośba ze strony naszego klienta, zrobimy wszystko, aby ją spełnić. Nie ograniczamy się do konkretnych marek samochodów. W końcu spełniamy tutaj marzenia…
Volvo EX90 to nowy klasyk skandynawskiego designu, definiujący zasadę podążania formy za funkcją. Jest to wszechstronny, stylowy samochód rodzinny o nowoczesnych proporcjach, w którym zastosowano najnowocześniejsze technologie, łączność i elektryfikację, co pozwala zoptymalizować bezpieczeństwo, wydajność i estetykę.
O nowym modelu Volvo rozmawiamy z Bartłomiejem Stachowskim, dyrektorem sprzedaży w Volvo Firma Karlik.
Porozmawiajmy o samochodzie, EX90 to potężny 7-osobowy SUV, który zastąpi XC90. To początek zastępowalności modeli spalinowych elektrycznymi?
BARTŁOMIEJ STACHOWSKI:Volvo EX90 ma odegrać w gamie modelowej Volvo taką samą rolę jak obecny model XC90 osiem lat temu. Z tym, że tutaj różnice są jeszcze większe.Począwszy od Volvo EX90, co roku będziemy wprowadzać na rynek jeden w pełni elektryczny nowy samochód. Do 2030 roku chcemy sprzedawać wyłącznie samochody w pełni elektryczne. Stanowi to jeden z najbardziej ambitnych planów elektryfikacji w branży motoryzacyjnej i ma kluczowe znaczenie dla naszych celów – do 2040 roku chcemy osiągnąć neutralność klimatyczną. Nowe Volvo EX90 to coś więcej niż tylko samochód. Model zaprezentowany w centrum Sztokholmu to nie tylko najbardziej zaawansowany samochód, jaki kiedykolwiek stworzyło Volvo – to kierunek, w którym marka chce podążać.
Volvo EX90
Zatem co nowego czeka nas w EX90?
Volvo EX90 jest flagowym SUV-em, który jako pierwszy wykorzystuje nową platformę podłogową SPA 2. Ten samochód, tak jak kolejne nowe modele Volvo, będzie napędzany wyłącznie prądem. Na tej płycie podłogowej nie powstaną odmiany spalinowe ani hybrydy ładowane z gniazdka. Nowy model wyposażony jest we wszystkie niezbędne urządzenia umożliwiające ładowanie dwukierunkowe. Jest to technologia wykorzystująca akumulator samochodowy jako dodatkowe źródło energii, na przykład do zasilania domu, innych urządzeń elektrycznych lub innego elektrycznego samochodu Volvo. Funkcja ładowania dwukierunkowego początkowo pojawi się na wybranych rynkach. Docelowo Volvo EX90 będzie oferowane w wersjach tylnonapędowej z jednym silnikiem elektrycznym oraz z dwiema jednostkami elektrycznymi i napędem 4×4.Na polskim rynku Volvo EX90 zadebiutowało w dwóch 2-silnikowych odmianach. Topowa jest najmocniejszym seryjnie produkowanym Volvo w historii. Dwa silniki rozwijają bowiem wspólnie 517 KM, osiągając maksymalny moment obrotowy 910 Nm. Prąd dostarcza akumulator trakcyjny o pojemności aż 111 kWh.
Volvo EX90
A co z baterią i zasięgiem?
Przy opracowywaniu nadwozia Volvo EX90 celem było zapewnienie maksymalnego zasięgu auta, dlatego inżynierowie skupili się na ograniczeniu oporu powietrza stawianego przez karoserię. W samochodzie zastosowano kilka zabiegów wpływających korzystnie na opór aerodynamiczny. Przednia część nadwozia jest zaokrąglona. Szyby są wpasowane w nadwozie tak, by tworzyły jedną, równą powierzchnię ze słupkami i drzwiami. Jeśli przyjrzymy się innym współczesnym autom – szyby są osadzone najczęściej znacznie głębiej. Po raz pierwszy Volvo sięgnęło także po gładkie klamki zintegrowane z linią nadwozia. Te rozwiązania pozwoliły uzyskać współczynnik oporu powietrza na poziomie Cx 0,29. W siedmioosobowym SUV-ie o długości ok. 5 metrów to doskonały rezultat. Przyspieszenie Volvo EX90 od 0 do 100 km/h wynosi 4,9 s, a zasięg w cyklu mieszanym — 580 km.
Volvo EX90
Nowa strategia Volvo zakłada też odejście od naturalnych skór i drewnianych elementów kokpitu. EX90 wpisuje się w ten trend?
Volvo EX90 idealnie wpisuje się we współczesne oczekiwania dotyczące ochrony środowiska. Skórzaną tapicerką zastąpił Nordico, czyli materiał częściowo bazujący na surowcach z recyklingu, które kiedyś były np. butelkami PET. W EX90 może się również znaleźć wełniana tapicerka.Nowy model zawiera około 15 procent stali pochodzącej z recyklingu, 25 procent aluminium pochodzącego z recyklingu, a także 48 kilogramów tworzyw sztucznych i materiałów biopochodnych pochodzących z recyklingu, co odpowiada około 15 procentom wszystkich tworzyw sztucznych użytych w samochodzie – jest to najwyższy poziom wśród wszystkich dotychczasowych samochodów Volvo.
Co jeszcze znajdziemy wewnątrz samochodu?
Duży 14,5-calowy ekran centralny dający możliwość korzystania z jednego z najlepszych systemów informacyjno-rozrywkowych w ofercie, z wbudowanym systemem Google. System oferuje wbudowane aplikacje i usługi Google, w tym niewymagającego użycia rąk asystenta Google Assistant, nawigację Google Maps i więcej ulubionych aplikacji z Google Play. Volvo EX90 jest również kompatybilne z bezprzewodowym systemem Apple CarPlay. Nowe Volvo nie będzie tylko samochodem – będzie to bardzo zaawansowany komputer na czterech kołach. Co więcej, podobnie jak smartfon czy laptop, Volvo EX90 jest zaprojektowane tak, aby z czasem stawało się coraz doskonalsze dzięki regularnym aktualizacjom oprogramowania.
Volvo EX90
EX90 jest także seryjnie naszpikowane pionierską technologią, w tym taką przygotowującą do autonomicznej jazdy.
To prawda, Volvo EX90 jest wyposażone w niewidzialną tarczę bezpieczeństwa, którą zapewnia najnowsza technologia czujników, zarówno wewnątrz pojazdu, jak i na zewnątrz. Najnowocześniejsze czujniki, takie jak kamery, radary i lidary, połączone są z wysokowydajnymi komputerami głównymi samochodu, na których platforma NVIDIA DRIVE uruchamia wewnętrzne oprogramowanie Volvo Cars, tworząc w czasie rzeczywistym 360-stopniowy obraz świata. LiDAR-owi towarzyszy osiem kamer, pięć radarów i 16 sensorów ultradźwiękowych. Pomagając kierowcy, wspólnymi siłami mogą nawet o 20 proc. zmniejszyć liczbę poważnych wypadków. Całością zawiaduje komputer, który potrafi wykonać 254 bilionów operacji na sekundę.
To na koniec cena
Serdecznie zapraszam do samodzielnego skonfigurowania wymarzonej wersji Volvo EX90. Konfigurator dostępny jest na naszej stronie internetowej: https://volvocarkarlik.pl/modele/
Nowy Range Rover Sport zadebiutował pierwszym na świecie wjazdem na zalany wodą przelew spływowy zapory w Islandii. Podczas wspinaczki samochód stawił opór gwałtownie napływającemu strumieniowi wody spadającej z rampy zapory Karahnjukar, najwyższej tego rodzaju zapory na świecie. I co myślę warte odnotowania – samochód prowadziła kobieta.
tekst: Alicja Kulbicka
Jessica Hawkins, oficjalna kaskaderka przygód Jamesa Bonda i jej piękny czerwony Range Rover Sport zmierzyli się z potężnym strumieniem wody spływającym po rampie największej na świecie zapory Karahnjukar, gdzie woda spada kaskadami ciężarem 750 ton na minutę. Utrata przyczepności groziła upadkiem z niebezpiecznej, 90-metrowej podstawy przepływu na dno doliny znajdującej się poniżej. A żeby tam dotrzeć Jessica poprowadziła nowego Range Rovera z dna doliny na szczyt tamy przez koryto rzeki, długie strome tunele i nachyloną pod kątem 40 stopni skalistą ścianę zapory.
Nie tylko dla WAGs
Jessica nie jest pierwszą fanką Range Rovera Sport. Ścieżki popularności tego modelu „wyjeździły” żony piłkarzy, jednak to nie one spowodowały tak olbrzymią popularność tego modelu. Brytyjski Range Rover Sport zadebiutował w 2005 roku jako tańsza alternatywa dla tzw. „dużego Range’a” . Do końca 2020 roku sprzedano ponad milion egzemplarzy drugiej wtedy generacji tego modelu. Clue sukcesu sprzedażowego to jednak nie zdjęcia popularnych WAGs na Instagramie, a wybór jednostek napędowych, jakie Range Rover zaproponował swoim klientom, w tym potężnego 5-litrowego V8 z kompresorem. Nowa, trzecia generacja nie odbiega od tej zasady. W ofercie nowego Range’a znajdziemy bardzo szeroką gamę silnikową. Są diesle, diesle z miękką hybrydą, silniki benzynowe z miękką hybrydą, silniki benzynowe z hybrydą typu plug-in i benzynowe V8 o mocy 530 KM. Dla miłośników rozwiązań w pełni elektrycznych, Range Rover przygotowuje również i taką wersję, jednak zapowiada ją dopiero na rok 2024.
Stylistyka
Range Rover Sport drugiej generacji stylistycznie przypominał nieco Discovery. Nowa jego odsłona przeszła ewolucję i dziś bliżej mu do Evoque’a czy Velara. Masywny kanciasty przód, „pudełkowaty” wygląd to powoli znak rozpoznawczy samochodów tej marki. Zdecydowane powierzchnie nadwozia kojarzą się z mocą i dużymi osiągami, a ukryte reflektory, atrapa chłodnicy i specjalnie wyprofilowany dolny zderzak sugerują pewność siebie oraz silny charakter. Tył nadwozia wyróżnia się ciągłą linią tylnych świateł, a sportowego charakteru nadają prawdziwe końcówki wydechu. We wnętrzu jest prosto, bez niepotrzebnych udziwnień, ale za to znalazło się miejsce na wszystko, co najważniejsze – w tym fizyczne pokrętła do sterowania temperaturą na „leżącym” panelu klimatyzacji. 13-calowy ekran zamocowano nieco poniżej górnej linii deski rozdzielczej, co naprawdę dobrze wygląda.
Nowe technologie
W środku nie brakuje nowych technologii. Przednie światła korzystają ze specjalnej matrycy LED, wyposażonej w 1,8 mln (!) mikroluster. System Dynamic Light Projection zapewnia fenomenalne doświetlenie drogi i oferuje ponad 700 metrów zasięgu snopa światła. O nagłośnienie zadbał system Meridian, który dzięki nawet 29 głośnikom i zaawansowanemu systemowi dźwięku przestrzennego zadowoli każdego audiofila.
Całkowicie nowa konstrukcja
Auto bazuje na zaprojektowanej od podstaw modułowej platformie, która zadebiutowała wraz z dużym Range Roverem. Ma ona szereg zalet – jest sztywniejsza, lżejsza i pozwala na stosowanie zaawansowanej elektryfikacji.Pozwoliła też wygospodarować więcej przestrzeni. Ilość miejsca na tylnej kanapie wzrosła, zaś bagażnik zyskał od 55 do 170 dodatkowych litrów pojemności.Kluczową rolę gra tutaj zawieszenie. DynamicAir Suspension bazuje na specjalnej konstrukcji z podwójnymi zaworami, które w ekspresowym tempie mogą usztywnić lub „zmiękczyć” auto, dostosowując się do warunków drogowych, zapewniając tym samym idealne właściwości jezdne.Nowością jest też system skrętnej tylnej osi. Wpływa to nie tylko na prowadzenie, ale też na zwrotność. Promień skrętu to tylko 10,95 metra, co czyni z Range Rovera Sport zwinną maszynę.
Wrażenia z jazdy
„Siła wody spływającej przelewem od strony doliny zapierała dech w piersiach. Wjeżdżając w nią, wiedziałam, że u dołu zbocza czeka na mnie 90-metrowa przepaść. Świadomość, że gdyby coś poszło nie tak, sprawiła, że była to najtrudniejsza przejażdżka, na jaką kiedykolwiek się wybrałam. Jednak, pomimo stromego zbocza i rwącej wody, nowy Range Rover Sport spowodował, że czułam się spokojna. Jego przyczepność, opanowanie i znakomita widoczność wzbudziły we mnie tyle pewności siebie, że mogłam w pełni cieszyć się tym doświadczeniem” – Jessica Hawkins. I jeśli te słowa wybrzmiewają z ust brytyjskiej kaskaderki i zarazem kierowcy rajdowego– to chyba najlepsza rekomendacja.
Porsche Timeless – sztuka i motoryzacja to duet idealny!
9 grudnia, 2022
Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Czy samochód może być dziełem sztuki? Lub inspiracją dla twórców? Wraz z początkiem motoryzacji, artyści w pojazdach widzieli coś surrealistycznego, modernistycznego, futurystycznego. Nic więc dziwnego, że jedna z najbardziej kultowych marek na świecie, podąża drogą artyzmu i wspólnie z Fundacją Nowej, Uniwersytetu Artystycznego im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu zainaugurowała projekt Porsche Timeless, mający zainspirować kobiety do poszukiwania nowych pasji i odkrywania w sobie artystycznego ducha.
W 1909 r. włoski poeta Philippo Marinetti, zapalony i niestroniący od ryzyka automobilista, w „Manifeście Futurystycznym” pisał: „Samochód wyścigowy […] jest piękniejszy od Nike z Samotraki!” Słynny architekt Le Corbusier piękno samochodu porównywał do Partenonu. Po motoryzacyjny motyw sięgnął sam Salvador Dali,prezentując światu w 1938 roku „Deszczową Taksówkę”. Przerobiony na rzeźbę Cadillac Series 62 czekał na zwiedzających wystawę Dalego. W środku auta padało, podłoga pokryta była bluszczem, a po manekinach siedzących z tyłu pełzała setka burgundzkich ślimaków. W latach 60. „sztuka motoryzacyjna” weszła na inny poziom, a to dzięki kulturze hippisowskiej, a prekursorką tego trendu był nikt inny jak Janis Joplin – ikona muzyki z tamtych lat. Jej Porsche 356C pomalowane w roześmiane słońce, psychodeliczne wzory oraz piękne krajobrazy przemierzało ulice San Francisco, wzbudzając zachwyt przechodniów. Jej tak niecodzienne Porsche zainspirowało innych do podobnych działań. I tak przyozdobione samochody do dzisiaj zobaczymy podczas kultowych festiwali muzycznych czy na zlotach automobilistów.
Artystyczne DNA
Porsche miłość do sztuki ma wpisaną w DNA. I choć model 911 jest dziełem sztuki samym w sobie, Porsche nie raz udowodniło, że sztuka, kultura i design to wartości, które są bliskie sercu marki i chętnie dzieli je ze swoimi miłośnikami. Wystawy malarskie, współpraca z galeriami sztuki czy twórcami na lokalnym rynku, to w poznańskim salonie Porsche Centrum Poznań codzienność. Jednym z ostatnich projektów artystycznych jest oryginalna instalacja autorstwa Chrisa Labrooya zatytułowana „Dream Big”, która jest częścią międzynarodowej wystawy „The Art of Dreams”, prowokującej odbiorców do pytań na temat spełniania swoich dziecięcych marzeń.Dlatego nie dziwi fakt, że przyszedł czas na kolejny krok tej nacechowanej artyzmem wędrówki. Inauguracja projektu Porsche Timeless odbyła się w artystycznej kolebce Poznania – na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz, wiodącej uczelni artystycznej w Europie. –Marka Porsche zrodziła się z kreatywności, pasji i marzenia Ferdynanda Porsche, który nie mogąc pozyskać idealnego dla siebie samochodu, postanowił go zbudować– mówił podczas inauguracji projektu Dominik Fijałkowski, dyrektor regionalny Porsche Centrum Poznań. –Idea podążania za tymi wartościami jest nam wyjątkowo bliska, szczególnie wtedy, gdy połączona z dużą ilością kreatywności nabiera realnych kształtów. Ogromnie cieszy nas współpraca z tak wyjątkowym partnerem, jakim jest Fundacja Nowa UAP im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu.
Kobiety górą!
Kobiety od lat inspirowały malarzy, rzeźbiarzy, fotografów do tworzenia. Wreszcie przyszedł czas, aby wzięły sprawy w swoje ręce i same stały się twórczyniami. Założeniem projektu Porsche Timeless jest inspirowanie nowoczesnych, pewnych swej wartości kobiet, które interesują się sztuką, kulturą, designem i pomoc w odkrywaniu ich nowych pasji i wyrażaniu siebie. Podczas spotkania zorganizowano warsztaty kreatywne, w trakcie których uczestniczki mogły pod czujnym okiem wyjątkowych ekspertów, specjalizujących się w ciekawych dyscyplinach sztuki, spróbować swoich sił w trzech dziedzinach: projektowaniu ubioru, designie oraz grafice – sitodruku. Ale to nie wszystko, co zaproponowano przybyłym na spotkanie kobietom. Zwieńczeniem wieczoru były inspirujące spotkania z założycielkami marki BIZUU Blanką Jordan i Zuzanną Wachowiak, z Łukaszem Marcinkowskim i Radkiem Berentem–właścicielami kwiaciarni Kwiaty & Miutoraz Katarzyną Bukowską i Magdaleną Dąbrowską, projektantkami biżuterii związanymi z marką YES. Rozmowy o pasji, szukaniu inspiracji i codziennych wyzwaniach związanych z procesem tworzenia to tylko niektóre z tematów poruszonych w trakcie spotkania. Kobiety miały również okazję zapoznać się z pracami artystów związanych UAP, które wystawione zostały w patio Uniwersytetu, doskonale komponując się ze stojącymi na dziedzińcu najnowszymi modelami Porsche. A magii całemu przedsięwzięciu dodał prószący, pierwszy w tym roku śnieg…
To dopiero początek!
–Dzięki nawiązaniu współpracy pomiędzy Fundacją Nową Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu i Porsche Centrum Poznań mogliśmy zaprezentować potencjał środowiska artystycznego naszego Uniwersytetu– mówiła podczas spotkania prof. dr hab. Bogumiła Jung,prezeska Fundacji Nowej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, prorektorka ds. współpracy zewnętrznej UAP. Była to dla pań, uczestniczących w spotkaniu, nie tylko znakomita okazja do odkrywania własnej kreatywności poprzez udział w warsztatach twórczych, ale też możliwość ciekawego spotkania z założycielami marek, które słyną z twórczego podejścia do projektowania ubioru, dekoracji i biżuterii. A jednocześnie zaprezentowane zostały także najnowsze dzieła artystów z naszego środowiska – jestem przekonana, że te interesujące rzeźby i prace graficzne były z pewnością źródłem kolejnych wrażeń. –Projekt Timeless stanowi preludium dla kolejnych działań, które na przestrzeni przyszłego roku będziemy mieli okazję tworzyć wspólnie z Fundacją Nowej Uniwersytetu Artystycznego – dodał Dominik Fijałkowski, kształtując bezprecedensowy projekt, który połączy młodą sztukę z wyjątkowym duchem marki Porsche.
Każdy miłośnik motoryzacji ma w swojej głowie modele samochodów, które „źle się zestarzały” Ja też takie mam. Taki Ford KA na przykład, albo PT Cruiser, albo Citroen Pluriel iXsara Picasso. Ich projektanci ślepo podążali za modą i przedobrzyli. Dlatego tak cieszy mnie fakt, że produkowany od 2011 roku Range Rover Evoque nie dał się wmanewrować w stylistyczne nowinki i jego klasyczna, elegancka bryła po 11 latach od premiery, nie tylko niewiele się zmieniła, a wręcz utwierdziła swoich miłośników w przekonaniu, że nie należy zmieniać tego, co doskonałe.
tekst: Alicja Kulbicka | zdjęcia: Maciej Sznek
Evoque’a kupuje się sercem. I oczami. Ten „młodszy brat” Velara od lat króluje w rankingach na najchętniej kupowane „drugie auto w rodzinie”. Najczęściej dla kobiety. I ja się zupełnie nie dziwię. Która z nas nie kocha pięknych butów czy luksusowych torebek? AEvoque jest właśnie luksusowy. To genialny „dodatek” do całej stylizacji. Nie bez przyczyny marka wybrała na swoją pierwszą ambasadorkę ikonę stylu Victorię Beckham. I choć początkowy wizerunek byłej wokalistki Spice Girls nie współgrał raczej z terminami takimi jak klasa czy styl, balansując wręcz na granicy kiczu, przyznam, że wybór tej właśniepostaci, to strzał w dziesiątkę. Victoria dojrzała do Evoque’a.
Styl według Victorii
Odkąd Victoria Beckham porzuciła błyszczący sexy glam na rzecz swojej autorskiej wizji klasyki w modzie, inspiruje kobiety na całym świecie. Jej pierwszy pokaz odbył się w 2008 roku w Nowym Jorku. Ku zaskoczeniu zaproszonych gości niespodziewających się po projektantce objawienia estetycznego, Victoria zaprezentowała szykowną i bardzo wyrafinowaną kolekcję, na którą składały się minimalistyczne sukienki.Nowy Jork oszalał na jej punkcie, a recenzje, na czele z tą najważniejszą z Vogue’a, były wyjątkowo pochlebne.Victoria podążyła tą drogą, tworząc swoją własną wizję klasyki przeplataną kolorami i wzorami. Bo choć minimalizm jest wpisany w DNA jej marki, nie brak też w jej projektach elementów maksymalizmu. W odróżnieniu od projektantów opowiadających się zazwyczaj po jednej stronie barykady, ona w jakiś tajemniczy sposób balansuje na granicy dwóch światów. W klasycznych stylizacjach nie stroni od soczystych kolorów czy odważnych printów. Zasady, którymi się kieruje są nadzwyczaj uniwersalne. Dobrze skrojone dżinsy, spódnice o długości midi, płaszcz, korzystanie z elementów męskiej garderoby i obowiązkowo akcesoria. Okulary słoneczne w każdą pogodę, duża torebka i biżuteria to wizytówka jej stylu. Stylu, który sprawił, że okrzyknięta została jedną z najlepiej ubranych kobiet na świecie.
Drogi Vogue – oto Evoque!
Odnajduję analogię do projektów Victorii w najnowszym Evoque’u. Cechuje go dość surowa i geometryczna bryła. Pomimo niewielkich gabarytów wydaje się być masywny.Jednak podobnie jak kolekcje Victorii w magiczny sposób łączy to, czego na pierwszy rzut oka połączyć nie można. Jest jednocześnie zwarty i kompaktowy. Panoramiczny dach z elektrycznie zamykanymi roletami, opadająca linia tylnych szyb, które dodatkowo są przyciemniane, czerwone zaciski hamulców,no i wisienka na torcie – chowane w karoserię klamki– to detale dopełniające stylizację. Kolor naszego Evoque’ato Carpathian Grey, ta szaro-stalowa barwa to jedna z podstaw garderoby kapsułowej. Doskonale komponująca się z każdą inną. W testowanym przeze mnie modelu kolor tapicerki wpadał w burgund, a perforowane i pikowane siedzenia nadały szyku całości wnętrza. Pomimo mocnego barwnego akcentu, nie ma tu ani odrobiny kolorystycznej przesady. To po prostu do siebie pasuje. Drogi Vogue – możesz już zacząć pisać pozytywną recenzję.
Nowoczesny fashionista
Jak przystało na nowoczesnego fashionistę wnętrze Evoque’a jest naszpikowane elektroniką. Tak jak nasze torebki kryją smartfony czy bezprzewodowe słuchawki, tak w Evoque’u nie mogło zabraknąć cyfrowych gadżetów i systemów wspomagających kierowcę podczas jazdy. Zacznijmy od ekranów. Jest ich aż trzy. Dwa w centralnej części deski rozdzielczej i cyfrowy wyświetlacz przed kierowcą. Nie mogło również obyć się bez naprawdę niezłego systemu multimedialnego oraz dobrych głośników. Połączenie naszego samochodu z telefonem to kwestia kilku sekund dzięki Apple CarPlay czy Android Auto. Jeśli dodamy do tego bezkluczykowy system otwierania i zamykania drzwi, lusterko wewnętrzne SightView pozwalające nam na wybór widoku klasycznego lub z kamery umiejscowionej na dachu auta, oświetlenie wnętrza z możliwością regulowania koloru, asystenta wspomagającego utrzymanie właściwego pasa ruchu, system monitorujący zmęczenie kierowcy, czujniki parkowania i wiele, wiele innych, znanych choćby z Velara, to otrzymamy nie dość, że piękny z zewnątrz, to jeszcze naprawdę dobrze i z klasą wyposażony samochód.
Modelka na wybiegu
Pod maską znalazł się dwulitrowy silnik Diesla o mocy 204 KM. Przyjemna moc, wysoki moment obrotowy, dobre osiągi – tak w skrócie można scharakteryzować jazdę Evoque’m. Brytyjski producent deklaruje, że jego spalanie to 7l/100 km przekładające się na około 800 km zasięgu. Dla miłośników rozwiązań hybrydowych Range Rover przygotował oczywiście i takie wersje silników. Evoque dzięki swoim rozmiarom jest świetnym kompanem do miasta, jeśli jednak trafisz nim przez przypadek na bardziej wyboiste tereny to też sobie poradzi. A to dzięki napędowi 4×4 i systemom wspomagania jazdy w terenie. I nie zachęcam do brodzenia nim w błocie, bo nie do tego został stworzony. Zresztą czy my kobiety lubimy sobie brudzić szpilki?
Dwa oblicza mody
Evoque to samochód jednocześnie klasyczny i charakterny. Miejski i terenowy. Doskonale odnajdzie się w miejskiej dżungli, jak i poza nią. I to, że w większości kupują go kobiety tylko potwierdza, że podobnie jak szpilki na stopach pań, podoba się też mężczyznom.
„Biel i czerń mogą być wystarczające, ale po co pozbawiać się koloru?” pytał Christian Dior, jednak zdjęcia zaprezentowanego przez producenta ze Stuttgartu nowego Mercedesa GLC zdają się przeczyć jego opinii. GLC to najlepiej sprzedający się model Mercedesa w całej Europie. I choć w Polsce ustąpił podium modelowi GLE, to jego nowa odsłona ma szansę zmienić proporcje. Większy od swego poprzednika, lepiej wyciszony, doskonale technologicznie zaawansowany, naszpikowany wręcz futurystycznymi rozwiązaniami znanymi z filmów Sci-Fi i dodatkowo do wyboru z numerem popisowym Mercedesa – hybrydą plug-in z silnikiem Diesla. I choć póki co musimy zadowolić się zdjęciami dostarczonymi przez producenta, już jesienią będzie można przetestować go w poznańskim salonie MBMotors.
tekst: Alicja Kulbicka
1. Design nadwozia
Unikalne proporcje z klasycznymi dla SUV-ów elementami, takimi jak chromowana symulowana osłona podwozia, relingi dachowe i opcjonalne stopnie progowe, w połączeniu z wyprofilowanymi krawędziami po bokach karoserii tworzą równowagę między elegancją, sportowym charakterem oraz zdolnościami terenowymi.
2. Reflektory
Uwagę zwracają przede wszystkim nowe reflektory, które bezpośrednio łączą z osłoną chłodnicy, podkreślając optyczną szerokość samochodu. Każdy nowy GLC wyposażony jest w reflektory LED High Performance. Opcjonalnie zażyczyć można sobie lampy Digital Light lub jeszcze bardziej zaawansowane światła Digital Light z funkcją projekcji. Ta innowacja zapewnia m.in. komunikację z innymi użytkownikami drogi. Może na przykład wyświetlać na jezdni linie, symbole oraz animacje. Snop światła oświetla pieszych w strefie zagrożenia i odpowiednio akcentuje ich pozycję. Przy ewentualnym wjeździe „pod prąd” kierowca zostanie ostrzeżony odpowiednim symbolem. Podobnie przy zignorowaniu czerwonego światła lub znaku STOP.
3. Wnętrze
GLC kontynuuje udaną formułę nowoczesnego, sportowego luksusu Mercedes-Benz. Centralny wyświetlacz zdaje się unosić nad deską rozdzielczą, poziomo rozdzieloną na dwie osobne sekcje. Wysoką jakość podkreślają awangardowy design foteli oraz nowoczesne wzornictwo paneli drzwi.
4. Silniki
Każdy z motorów nowego Mercedesa ma cztery cylindry. Każdy jest też hybrydą – ale to nie znaczy, że każdy wymaga ładowania, bo pod tą nazwą kryją się też jednostki typu MHEV.
5. Odczuwalnie więcej jazdy na napędzie elektrycznym
Znaczny zasięg w trybie elektrycznym sprawia, że codzienne dystanse można zazwyczaj pokonywać wyłącznie „na prądzie”. Udoskonalony tryb jazdy hybrydowej aktywuje poruszanie się wyłącznie na silniku elektrycznym na najbardziej odpowiednich odcinkach trasy – na dłuższych dystansach priorytetyzuje na przykład obszary miejskie.
6. MBUX
najnowsza generacja systemu informacyjno-rozrywkowego z dwoma dużymi wyświetlaczami oraz pełnoekranową nawigacją w standardzie sprawia, że wnętrze jest jeszcze bardziej cyfrowe i inteligentne.
7. Właściwości jezdne
Doskonałe właściwości jezdne w każdym terenie, nawet w niesprzyjających warunkach. Na odcinkach oddalonych od utwardzonych dróg, kierowca doceni uproszczoną obsługę funkcji off-roadowych za pomocą ekranu, lepszy ogląd sytuacji dzięki widokowi nawierzchni pod samochodem, a także maksymalną przyczepność i stabilność jazdy – w czym zasługa udoskonalonych układów elektronicznych.
Maciej Wlaźlak | Jestem spokojny o przyszłość motoryzacji
18 października, 2022
Artykuł przeczytasz w: 9 min.
Z jednej strony zagorzały zwolennik wielkich silników w układzie V8 czy V12, miłośnik hałasu wydobywającego się z rury wydechowej. Z drugiej – fan nowoczesnych technologii z uwagą obserwujący zmiany zachodzące na rynku motoryzacyjnym. Maciek Wlaźlak – Product Expert w MB Motors.
rozmawia: Alicja Kulbicka
Motoryzacja jest wpisana w Twoje DNA?
MACIEK WLAŹLAK: Powiem więcej! Nie tylko motoryzacja, ale przede wszystkim Mercedes. Już od dziecka czułem szczególną miłość do czterech kółek, pomimo że moi rodzice nie byli jakoś bardzo „motoryzacyjni”. Mojego tatę samochód tylko wkurzał kiedy się psuł. (śmiech) Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień motoryzacyjnych to podróż z tatą do Gdańska na Jarmark Dominikański. I tam na jednym ze straganów ktoś sprzedawał mini modele samochodów, popularne wówczas Matchboxy. Ojciec pozwolił mi wybrać po jednym modelu z każdej marki, ale kiedy zobaczył, ile tego jest poprosił, abym ostatecznie skupił się na jednej marce. I ja już jako sześcioletni chłopiec metodą dziecięcej dedukcji, kierując się sobie tylko znanymi kryteriami, odrzucałem kolejne marki. I nie uwierzysz. Zostałem przy Mercedesie. (śmiech)
Czy zatem Twój pierwszy samochód to też był Mercedes?
Nie mogło być inaczej. Jestem poznaniakiem, mieszczuchem, lubię miasto. Mój fyrtel to Rataje, więc nigdy nie miałem nigdzie daleko. Do szkoły, teraz do pracy. Ale w którymś momencie zabrakło mi tej radości, którą daje mi prowadzenie auta. I tak wybrałem A-klasę.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z MB Motors?
Moją drugą pasją zaraz obok motoryzacji jest fotografia. Od rodziców dostałem aparat i oczywiście całą swoją energię skierowałem na fotografowanie samochodów. Któregoś dnia za namową ojca, odezwałem się do MB Motors z pytaniem, czy mógłbym zrobić kilka zdjęć dla siebie, hobbystycznie. I tak zjawiłem się tutaj w pewną zimową sobotę tuż po zamknięciu salonu i zostałem sam na sam z ulubioną marką. (śmiech) I w zasadzie od tego czasu nasza współpraca z różną częstotliwością trwała, przy okazji różnych akcji marketingowych czy pomocy przy targach. A dokładnie siedem lat temu, 1 września 2015 roku przestąpiłem próg salonu jako pełnoprawny, etatowy pracownik. I tak ta przygoda trwa.
Który z modeli Mercedesa zajmuje szczególne miejsce w Twoim sercu?
Jeśli mówimy o obecnej gamie modelowej, to wybór nie może być inny niż Mercedes –AMG E63. To idealny samochód do wszystkiego. A w kombi jest jeszcze lepszy niż w sedanie! Nawet do jazdy na torze. Nazywam je „autem fajnego taty”. Idealny do zawiezienia dzieciaków rano do szkoły, a w wolnym czasie genialnie sprawdzi się w terenie czy właśnie na wspomnianym torze. Natomiast, jeśli cofniemy się w czasie, spojrzymy w historię marki, to myślę, że wielu fanów tzw. „mechanicznej” motoryzacji, do których i ja się zaliczam, czyli wielkich, potężnie brzmiących silników, powiedziałoby SLS. Ale ja powiem SL65 Black Series. Stylizowany wręcz na myśliwca, dosłownie myśliwiec od Mercedesa. Z potężnym silnikiem V12. Ultra legendarny samochód, mimo że kompletnie bezużyteczny. Ale miał swoją duszę. A jeśli jeszcze głębiej spojrzymy wstecz to na pewno Mercedes 300SL, czyli pierwsza mewa. Do dzisiaj kiedy jeżdżę na zloty fanów marki, to widok tego modelu rozgrzewa moje serce.
Nowinki technologiczne to, coś w czym poruszasz się jak ryba w wodzie. Co zrobiło na Tobie największe wrażenie w nowych Mercedesach?
Jestem gadżeciarzem, więc nie zaskoczę Cię moim wyborem. Zdecydowanie MBUX jako najbardziej zaawansowany system multimedialny. System, który doskonale potrafi dopasować się do użytkownika, uczy się go i może pomóc we wszystkim. Zapamiętuje drogę do pracy, ulubione piosenki czy najczęściej wybierane numery telefonu. Możesz spersonalizować wygląd deski rozdzielczej, masz Internet, telefon, nawigację, muzykę, filmy, a nawet gry, zatem wszystko, co oferuje nam urządzenie, które każdy z nas ma w swojej kieszeni, czyli telefon. MBUX to ogromny krok naprzód w inżynierii Mercedesa. Software to była zmora dla Mercedesa, systemy używane wcześniej były bardzo toporne. Dzięki MBUXowi się to zmieniło i Mercedes na pewno wyróżnia się softwarem wśród marek premium. Dzięki personalizacji codziennie możesz wsiąść do innego samochodu i mało tego – wszystkie zmiany możesz zrobić z poziomu aplikacji. Nie musisz nawet wychodzić z domu
Powiedziałeś, że jesteś fanem tej „klasycznej” można chyba dzisiaj powiedzieć „motoryzacji oldfashion”, dużych silników, hałasu wydobywającego się z rury wydechowej. Ale świat się zmienia. Motoryzacja, jaką znaliśmy, staje się historią. Na co dzień pracujesz jako Product Expert w branży technicznie bardzo zaawansowanej, obserwujesz motoryzację niejako od podszewki. Chciałabym, abyś pobawił się trochę w futurologa i przepowiedział, jak będą wyglądały samochody przyszłości?
To fakt, w perspektywie czasu motoryzacja na pewno będzie się zmieniać. Myślę, że jesteśmy w bardzo ciekawym punkcie motoryzacji. Łączącym to, co było z tym, co będzie. I takim ogniwem pośrednim jest trwająca obecnie era samochodów hybrydowych. Połączenie mocy i dźwięku silnika spalinowego z silnikiem elektrycznym. I choć uwielbiam tę klasyczną motoryzację, to do miasta wybrałbym samochód elektryczny. Zakochałem się w samochodach elektrycznych. Ciche, ekologiczne z kompletem benefitów, takich jak jazda bus pasami czy darmowe parkowanie w mieście. Na trasę wybrałbym jednak hybrydę, chociażby ze względu na słabą nadal infrastrukturę w naszym kraju. Ale jeśli pytasz mnie o przyszłość motoryzacji w dłuższej perspektywie, to przypomina mi się pewna anegdota. Kiedy byłem dzieckiem, pokazywałem ojcu w gazetach motoryzacyjnych, jakie auto będę mieć jak dorosnę. A ojciec zawsze mówił – jak dorośniesz to będą już latające samochody. I co? Dorosłem i gdzie są te auta? (śmiech) Ale zaryzykuję też twierdzenie, że przyszłość motoryzacji już się dzieje. I takim pierwiosnkiem tych zmian są samochody autonomiczne. W Stanach Zjednoczonych to już się dzieje. Ale wynika to przede wszystkim z topografii amerykańskich miast. Skrzyżowania o kącie 90 stopni to standard w Stanach. W Europie jest jednak inaczej. Nasze miasta bardzo różnią się od amerykańskich i to dla twórców samochodów autonomicznych stanowi nie lada wyzwanie. Natomiast mam nadzieję, że strona, w którą podąży motoryzacja po erze „spalinowych dinozaurów”, to napęd wodorowy.
Jeden ze znamienitych ambasadorów Mercedesa – Lewis Hamilton kierowca F1 – w jednym ze swoich wywiadów przyznał, że zamierza wpływać na władze marki, by te ograniczyły wykorzystywanie naturalnej skóry do budowy swoich aut. Marki samochodowe szukają dzisiaj rozwiązań pozwalających im ograniczyć lub całkowicie zrezygnować ze skór pochodzenia naturalnego. Pojawiają się coraz to nowe pomysły, a wyobraźnia inżynierów w wykorzystaniu materiałów recyklingowanych zdaje się nie mieć granic. Czy myślisz, że w samochodzie premium jest to możliwe? Czy klient będzie w stanie zaakceptować taką zmianę?
Chyba trudno jest mi sobie to wyobrazić. Skóra czy drewno to materiały kojarzone z luksusem. Ale z drugiej strony eksploatujemy naszą planetę ponad miarę, dorasta pokolenie, dla którego troska o planetę i środowisko to coś naturalnego i być może tak się stanie, że nawet w markach premium użycie naturalnych surowców po prostu stanie się passe.
A co z silnikami? V6 czy V8 odchodzą do lamusa, marki jedna po drugiej deklarują odejście od takich jednostek napędowych, zastępując je o wiele mniejszymi 2-litrowymi jednostkami.
To nic innego jak optymalizacja. Owszem produkujemy mniejsze silniki. I choć często spotykam się z uwagami klientów, że to downsizing jednostek napędowych, że to niszczy motoryzację, nie zgadzam się z taką narracją. Starsze silniki nie cechowała kultura jazdy, a prowadzenie auta czasami bywało wyzwaniem. Zwróć uwagę, że dzisiejsze 2-litrowe silniki są bardzo efektywne, kulturalne w swojej pracy, wydajne i generują naprawdę sporo mocy. I do tego ich niezawodność wzrasta.
A co z car-sharingiem? Czy czeka nas era samochodów nie na własność? Czy pokolenie, dla którego samochód stanowił o ich statusie przechodzi do lamusa? Czy stawiamy zatem na „być” niż „mieć”?
To już się dzieje. Kiedy prekursor tego modelu, właściciel jednej z największych firm car-sharingowych zaczął opowiadać o swoim pomyśle wynajmu samochodów na minuty czy godziny, wielu stukało się w głowę. Jednak okazało się, że pokolenie przyzwyczajone do Netflixa czy Spotify, czyli do wynajmowania usług, ideę podchwyciło. Posiadanie samochodu przy wszystkich zaletach posiadania samochodu ma też swoje ograniczenia. Takie jak jego naprawy, koszty ubezpieczenia, spadająca wartość, czy chociażby „wypychanie” samochodów z centrów miast. Drożejąca strefa parkowania, coraz mniej miejsc parkingowych, ograniczenia wjazdu do centrum w wielu europejskich miastach. Tak więc w tych kategoriach „mieć” przestaje mieć znaczenie. Z kolei uważam, że „być” będzie oznaczało posiadanie samochodu pożądanego. Motoryzację widzę dzisiaj jako dziedzinę stojącą na dwóch filarach – efektywności i lifestyle’u. Jeśli samochód ma nam służyć do poruszania się z punktu A do B szybko i efektywnie, wówczas małe miejskie auto to świetny wybór. Do załatwiania codziennych spraw w mieście. Ale jeśli chcesz dodatkowo coś poczuć i przeżyć tę jazdę, to połączenie dobrego samochodu, ulubionej muzyki i jeszcze najlepiej o zachodzie słońca, to trochę jakbyś malowała obraz. Czujesz że żyjesz! Samochody traktuję z pasją i wiem, że ludzi podobnie do mnie myślących jest naprawdę mnóstwo. Dlatego jestem spokojny o przyszłość motoryzacji.
Co zatem Mercedes zaprezentuje w nadchodzących miesiącach swoim klientom?
Czekamy na nowe GLC, które ma się u nas na dniach pojawić. Będzie lifting A-klasy i B-klasy. Tej drugiej prawdopodobnie ostatni, bo Mercedes zapowiedział zakończenie jej produkcji. Pojawi się też zupełnie nowy model w naszej ofercie. Znika C-klasa w kabriolecie i coupe oraz E-klasa w kabriolecie i coupe i w to miejsce pojawia się nowy model, czyli CLE. No i premiera, na którą bardzo czekam. Czyli nowa klasa E. Oczywiście trochę zadzieje się także w rodzinie AMG – pojawi się długo wyczekiwany model AMG GT. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to emocji w nadchodzących miesiącach nam nie zabraknie.
Jego historia zaczyna się tuż po II wojnie światowej, kiedy to powstał Land Rover Serie I z myślą o potrzebach rolników. Taki trochę traktor, którym można pojechać też do miasta. Wieść gminna niesie, że za sprawą Brytyjczyków model I był pierwszym samochodem, który zobaczyli ludzie w krajach rozwijających się. Kiedy w latach 80. XX wieku model III zastąpiono Defenderem, pozwoliło to marce na skuteczne konkurowanie z wszechobecnymi wówczas japończykami. Tak więc kiedy tylko nadarzyła się okazja, aby potestować nowego Defendera i sprawdzić, ile legendy jest w legendzie, nie mogłam odmówić.
Na przekór złośliwcom
Złośliwi powiedzą, że to już nie samochód terenowy, a terenowo-lifestylowy. Dlaczego? Bo siadając zarówno za kierownicą, jak i na miejscu pasażera, zupełnie nie czujemy dyskomfortu siedzenia w twardej, spartańsko wykończonej terenówce. Myślę, że projekt wnętrza stanowił nie lada wyzwanie dla stylistów nowego Defendera. Kiedy niesiesz na plecach presję legendy, klienci kochają cię za ascetyczność i industrialny styl, a jednocześnie projektujesz auto dla ludzi na co dzień jeżdżących doposażonymi SUV-ami, to może zwiastować katastrofę. Jednak nie w tym przypadku. Projektanci wykonali mnóstwo dobrej roboty, godząc ze sobą jednocześnie prostotę i luksus. Po wejściu do auta od razu rzucają się w oczy śruby montażowe zamontowane na masywnych drzwiach. Magnezowy szkielet na desce rozdzielczej, czy plastikowa, łatwa do umycia podłoga od razu definiuje funkcje auta. A jednocześnie środkowa część konsoli ze znanym z innych Land Roverów systemem Pivi Pro, cyfrowe zegary, czy intuicyjny panel klimatyzacji wnosi do wnętrza nowoczesność XXI wieku. Jest elegancko i nieprzeładowanie. Moim absolutnym zaskoczeniem była lodówka zamontowana w schowku pomiędzy przednimi fotelami. Genialne rozwiązanie na wrzucenie tam kilku batonów, puszki z napojem czy kanapek na podróż. Z czego skwapliwie skorzystałam.
Ale od początku
Pierwsze wrażenie, które odczułam, wsiadając do Defendera – jest naprawdę duży. A testowany przeze mnie model to i tak jego krótsza wersja – Land Rover Defender 90, czyli ten z krótszym rozstawem osi. Trzydrzwiowy, przez co wskakiwanie do tyłu może być nieco kłopotliwe. Może, jeśli nie mierzysz prawie 180 centymetrów wzrostu, byłoby łatwiej. No, ale mnie nie było. Za to kiedy już się tam znajdziesz, ilość miejsca zarówno na nogi, jak i nad głową jest naprawdę imponująca. Za kierownicą jest równie komfortowo, a uczucie dużej bryły auta, znika po kilku przejechanych metrach. Zaskakująco szybko przyzwyczaiłam się również do dźwigni skrzyni biegów, która znajduje się na środkowym panelu tuż obok centrum sterowania dwustrefową klimatyzacją. Defender na szczęście nie zrezygnował całkowicie z pokręteł na korzyść przycisków dotykowych, co nie tylko wzmaga nieco „retro klimat” ale też sprawia, że jest on naprawdę bardzo ergonomicznie zaprojektowany, a wszystkie niezbędne przyrządy mamy pod ręką.
Podróż przez bezdroża. I nie tylko
To, co kocham w dużych autach to uczucie, że jadąc tak ogromną bryłą po mieście inni kierowcy starają mi się po prostu nie przeszkadzać. Defender 90 to naprawdę sporych rozmiarów samochód. Do tego jest dość ciężki, co czuć szczególnie w mieście. Jednak co ciekawe – zaskakująco cichy. Na miejskich parkingach na pewno wyróżnia się swoją kanciastą bryłą, królując nad miejskimi SUV-ami. I jak na swój gabaryt – zwrotny. Pod maską znalazł się 2-litrowy silnik benzynowy, co początkowo wprawiło mnie w lekką konsternację, zważywszy na rozmiary i wagę auta. Jednak 300 KM ukrytych pod maską doskonale rekompensuje niewielką pojemność jednostki napędowej. Nie liczcie za to na niskie spalanie. Dla oszczędnych Land Rover przygotował 300-konny motor diesla oraz hybrydę plug-in o mocy 404 KM. Z kolei dla tych, którzy pieniędzy nie liczą, a kochają „prawdziwą, starą” motoryzację – wersję V8, która ma aż 525 KM, setkę robi w 5,2 sekundy i może mknąć nawet 240 km/h. Jedyne czego zabrakło mi w testowanym modelu, to lusterka wstecznego z funkcją kamery. Dlaczego? Niestety widok z klasycznego lusterka wstecznego przesłania zamontowane na tylnych drzwiach koło zapasowe. Warto rozważyć ten opcjonalny zakup. Nie zabrakło za to wyciągarki. Ten genialny przyrząd to esencja jazdy w terenie. Święty graal każdej udanej eskapady. Nie dane mi było z niej skorzystać, ale doskonale pamiętam godziny spędzane pośrodku niczego, w oczekiwaniu na rolnika z traktorem, kiedy jako nastolatka wraz z ojcem i jego przyjaciółmi ruszaliśmy terenówkami odkrywać dzikie rejony Polski. Ojciec zawsze mawiał „im bardziej się zakopie, tym większa frajda”. Osobliwe poczucie humoru, którego wówczas nie rozumiałam, dzisiaj w pełni podzielam. Ale gdybyśmy wtedy mieli choć jeden taki model z wyciągarką…
Defendera w terenie mało co jest w stanie zatrzymać. Wyposażony w pneumatyczne zawieszenie regulujące prześwit, blokady centralnego i tylnego dyferencjału, reduktor, system All Terrain Response czy kamery monitorujące otoczenie – to wszystko sprawia, że z niejednej opresji jest w stanie wyjść bez szwanku. Nie trzeba już czekać na rolnika.
Godny następca legendy
Ile w nowym Defenderze jest z terenówki a ile z SUV-a? Dla przeciętnego użytkownika Defender oferuje więcej niż potrzeba. Podczas jazdy w mieście nie skorzystamy ze wszystkich możliwości, jakie daje nam jego terenowa dusza. Jednak jeśli mkniemy komfortowo szosą i natkniemy się na korek, bez żadnych ograniczeń możemy skręcić w boczną, nieutwardzoną drogę. Z pełnym zaufaniem, że bezpiecznie dowiezie nas do celu.
Alfabet sukcesu „Dealera Roku” – Jaguar Land Rover Karlik
3 lipca, 2022
Artykuł przeczytasz w: 5 min.
W tym miejscu miał znaleźć się wywiad z Mikołajem Karlikiem – Prezesem Jaguar Land Rover Karlik – salonu z Baranowa pod Poznaniem, który niedawno otrzymał najważniejsze wyróżnienie w polskiej sieci sprzedaży – tytuł „Dealer Roku”. Wywiadu jednak nie będzie, bo jak stwierdził Prezes, ten sukces jest udziałem przede wszystkim pełnego pasji i zaangażowania zespołu. To właśnie im poświęcamy kolejne strony. Poznajcie mistrzowską ekipę – od A do Z.
Administracja
Zanim klienci będą cieszyć się swoim nowym Jaguarem lub Land Rover, kwestie formalne związane z ich przyszłym autem obsłuży zespół Pauliny: Patrycja, Kornelia, Agata i Piotr. Od kompletacji i zamówienia samochodu w fabryce, po umowę sprzedaży i dowód rejestracyjny – to właśnie tu odciąża się klienta z konieczności załatwiania uciążliwych formalności. Ze źródeł zbliżonych do oficjalnych wiemy także, że to tu parzy się najlepsze herbaty ????.
Części
Dział będący pod opieką Tomka, Tomka i Szymona, to miejsce zaopatrujące Serwis oraz bezpośrednio klientów w części zamienne. Także tu swój raj odnajdą wszyscy miłośnicy brytyjskiej motoryzacji, wybierając akcesoria i gadżety z bogatej kolekcji Jaguar Land Rover. Po godzinach pracy, Tomka znajdziecie również… na trasach popularnych imprez biegowych, na których dumnie reprezentuje nasze barwy.
Dział Handlowy
Nie wiemy czy tak działa ich prezencja (aż 90% działu posiada nienagannie przystrzyżone brody) czy pasja, zaangażowanie i wiedza produktowa, ale to właśnie zespół handlowy Dawida, oprócz nieocenionego wkładu w nagrodę „Dealer Roku”, może pochwalić się także największą sprzedażą w polskiej sieci Jaguar Land Rover. Trzech Wojtków, Jarek, Kamil, Bartosz, Michał i Marcin – to oni gotowi są do udzielenia odpowiedzi na każde pytanie i skonfigurowania wymarzonego auta.
Finanse
Podobno dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Karolina i Bartosz wiedzą jednak, jak w najkorzystniejszy dla klienta sposób dopasować odpowiedni rodzaj finansowania i pomóc we wszelkich finansowych zagadnieniach związanych z zakupem samochodu. Doradzają też w zakresie ubezpieczeń tak, by każdy klient uzyskał optymalną ochronę dla siebie i swojego majątku.
Gwarancje
W każdym przypadku, gdy konieczna jest interwencja serwisu w trakcie ochrony gwarancyjnej samochodu, do gry wkraczają Andrzej i Piotr. To oni biorą na siebie cały ciężar formalności i kontaktów z producentem oraz serwisem, by ewentualna naprawa przebiegła jak najszybciej i najkorzystniej dla klienta.
Kadry
Żadna sprawa pracownicza nie jest w stanie odbyć się bez aktywnego udziału zawsze uśmiechniętej i pomocnej Wioli. To także ona jest pierwszym kontaktem dla wszystkich chcących dołączyć do zespołu Jaguar Land Rover Karlik.
Księgowość
Elwira i Kamila – gdyby nie ich perfekcyjna znajomość zasad rachunkowo-księgowych, z pewnością wszyscy utonęliby w zalewie nierozliczonych faktur i płatności. Bezbłędna praca z bardzo dużymi liczbami i niekończącym się stosem dokumentów to dla nich codzienność. Odwiedzając biuro księgowości, często można załapać się na pyszne domowe wypieki ????.
Logistyka
Kuba – po godzinach piłkarz lokalnego klubu, w pracy swoją umiejętność dryblingu z powodzeniem realizuje, sprawnie poruszając się pomiędzy różnorodnością zadań. Codzienna dbałość o ekspozycję aut przed i w salonie, obsługa transportów samochodów, czy pomoc podczas wydarzeń marketingowych – zawsze można liczyć na jego wsparcie.
Marketing
Kopalnia kreatywności, agencja artystyczna, eventowa i biuro prasowe w jednym. O dobry wizerunek firmy, prowadzenie kampanii reklamowych, utrzymywanie relacji z klientami, podwykonawcami i centralą dbają Marek i Łukasz.
Marek Jeliński Łukasz Pełnikowski
Myjnia
Jeden z najbardziej strategicznych działów w każdym salonie motoryzacyjnym. Patryk, Kamil, Tomek i Paulo, doprowadzają codziennie do perfekcyjnego stanu po kilkadziesiąt samochodów po każdej usłudze serwisowej i przed wydaniem, by wyglądały tak, jakby dopiero co zjechały z taśmy produkcyjnej. Dbają także o nienaganny stan samochodów demonstracyjnych oraz zastępczych.
Recepcja
Nie od dziś wiadomo, że liczy się pierwsze wrażenie. Goście wchodzący do salonu w Baranowie mogą liczyć na pomoc zawsze uśmiechniętej Moniki. Dba ona o prawidłowy przepływ informacji oraz obieg dokumentów.
Samochody Używane
W podpoznańskim salonie można skorzystać także z bogatej oferty samochodów używanych. O pozyskiwanie jak najlepszych samochodów z rynku dba Filip. Dzięki jego wiedzy i pasji, pojazdy z oferty Approved w niczym nie ustępują tym fabrycznie nowym.
Serwis
Najnowocześniejsze narzędzia, nieustanne szkolenia podnoszące kompetencje i pasja – to zestaw cech wyróżniający zespół mechaników dowodzonych przez Krzysztofa i Mariusza. Oddając samochód w ich ręce, można być pewnym, że wróci do nas przywrócony do pełnej sprawności. Panowie oprócz bieżących napraw i czynności eksploatacyjnych specjalizują się także w oryginalnych modyfikacjach podnoszących osiągi i poprawiających wygląd aut.
A cały zgrany zespół Serwisu – czyli Doradcy, Diagności, Mistrzowie i Mechanicy to sympatyczne osoby o imionach: Agata, Yulianna, Damian, Piotr, Adrian, Robert, Krzysztof, Włodzimierz, Michał, Miłosz, Marcin, Jan, Dawid, Vitalii i Rafał.
Zarząd
O Prezesie Mikołaju Karliku wspomnieliśmy już na wstępie, lecz prowadząc wiele marek i przedsięwzięć biznesowych codzienne zarządzanie strategiczne przekazał w ręce niezawodnej Dyrektor Karoliny. Jest ona dla wszystkich wzorem spokoju, opanowania i profesjonalizmu, ale jednocześnie potrafi egzekwować ustalenia, czy służyć pomocą i radą nawet w prozaicznych sprawach. Empatia to chyba drugie jej imię
Robert „Wilku” Wilkowiecki | „Wilku” na tropie mistrzostwa świata
25 czerwca, 2022
Artykuł przeczytasz w: 8 min.
W ubiegłym roku na dystansie pełnego IronMana w „domowych” warunkach pobił rekord Jana Frodeno, trzykrotnego mistrza świata, a później – już na tradycyjnych zawodach w Meksyku – poprawił rekord Polski na tym dystansie. Triathlonista Robert „Wilku” Wilkowiecki nie zwalnia jednak tempa i w tym roku planuje dowieźć zwycięstwo na mistrzostwach świata na Hawajach. Pomoże mu w tym Audi Porsche Poznań Franowo.
Jak wygląda Twój standardowy dzień treningowy?
ROBERT WILKOWIECKI: Zwykle zaczynam od basenu około godz. 6-7. Przepływam kilka kilometrów z różną intensywnością. Później jest śniadanie, odpoczynek, a następnie trening rowerowo-biegowy, który zajmuje od około 3 do nawet 8 godzin efektywnego wysiłku. W tym czasie są oczywiście krótkie przerwy na posiłki, regenerację, pracę z fizjoterapeutą. Treningi kończę zwykle ok. 17-18. A później kolacja, regeneracja, sen i następnego dnia powtórka. To praca na pełen „etat”, którą bardzo lubię.
Czas wolny?
Sport jest moją największą pasją. Kiedy myślę o czasie wolnym, na przykład o kilku luźniejszych dniach po zawodach przeznaczonych na regenerację, to pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to rekreacyjna przejażdżka na rowerze.
Przez dwa lata miałem przerwę w zawodowym sporcie, pracowałem w restauracji, robiłem wiele innych rzeczy. To spojrzenie z zewnątrz pozwala mi z pełną świadomością powiedzieć, że to, co robię teraz, to właściwa droga.
Porozmawiajmy o wyrzeczeniach – diecie, reżimie treningowym. Czego najbardziej Ci brakuje?
Oczywiście mam takie dni, chyba jak każdy profesjonalny triathlonista, kiedy nienawidzę tej dyscypliny, ale przez większość czasu jestem szczęśliwy, że mogę robić to, co naprawdę lubię. Nie czuję, żebym z czegoś istotnego musiał rezygnować. Jeśli mówimy o poświęceniu, wyrzeczeniach, to dotyczą one bardziej mojej rodziny, dziewczyny, ludzi mi bliskich niż mnie.
Prawie 8 godzin w czasie startu na dystansie pełnego IronMana to sporo czasu do zastanowienia. O czym myślisz w czasie startów?
Przy dobrych wyścigach jestem myślami tu i teraz, skupiam się na zadaniu do wykonania, trudno utrzymać koncentrację przez tak długi czas, ale wejście w tryb flow jest kluczowe, aby na ważnych zawodach zrobić dobry wynik.
Czy triathlon na dystansie IronMan to Twoim zdaniem sport ekstremalny? Czy bez określonych predyspozycji i talentu da się osiągnąć sukces?
Duże dystanse, konieczność długich treningów mogą się kojarzyć z balansowaniem na granicy ludzkich możliwości, ale tak naprawdę każdy sport zawodowy jest sportem ekstremalnym. Na przykład piłka nożna na wysokim poziomie, interwały, kilka meczów w tygodniu – to też ogromne obciążenia.
Każdy performance na wysokim poziomie – w sporcie czy biznesie – to pewnego rodzaju ekstremum.
Talent, predyspozycje czy dobre geny, tak jak w moim przypadku po tacie kolarzu, to dobry fundament, ale najważniejsza jest ciężka praca, wytrzymałość, którą trzeba wypracować. Triathlon to dyscyplina z dużą liczbą zmiennych, można zbilansować swoje słabe i mocne strony. I nie ma w niej idealnych parametrów fizycznych – trzykrotny mistrz świata Jan Frodeno ma 1,94 m wzrostu, a Kristian Blummenfelt, mistrz olimpijski – 1,73 m.
Właśnie zostałeś ambasadorem Audi Porsche Poznań Franowo. Z czym kojarzy Ci się marka Audi?
Moje pierwsze skojarzenie z Audi to Patrick Lange, dwukrotny mistrz świata IronMan, który jest w Niemczech ambasadorem tej marki. Cieszę się na tę współpracę, bo profesjonalne uprawianie triathlonu wiąże się z licznymi podróżami, a logistyka jest ważną częścią przygotowań do każdych zawodów. Wiem też, że wśród klientów Audi Porsche Poznań Franowo jest wielu pasjonatów triathlonu.
Już czwartego września w Poznaniu zawody IronMan 70,3, czyli 1,9 km (1,2 mil) pływania, 90 km (56 mil) jazdy na rowerze i 21,1 km (13,1 mil) biegu. Etap pływacki odbędzie się na Jeziorze Kierskim, gdzie w 1984 r. miały miejsce pierwsze zawody triathlonowe w Polsce. To trzecie w Polsce, po Warszawie i Gdyni, miasto z zawodami Half IronMan na licencji World Triathlon Corporation. Czy Poznań to dobre miasto do uprawiania triathlonu?
Jak najbardziej. Mam dobre wspomnienia związane z Poznaniem. To tutaj w 2019 r. zdobyłem Mistrzostwo Polski na dystansie ½ IronMan – był to mój pierwszy złoty medal w triathlonie, w dodatku zdobyty dokładnie 10 lat po wywalczeniu pierwszego złotego medalu Mistrzostw Polski w pływaniu.
Audi Porsche Poznań Franowo włączyło się w organizację tych zawodów, a w czasie ich trwania klienci Audi będą mogli spotkać się z Tobą w specjalnie przygotowanej strefie.Czy jesteś już na tyle rozpoznawalny, że ludzie podchodzą do Ciebie na ulicy, żeby porozmawiać czy zrobić zdjęcie? O co najczęściej pytają?
Nie jestem już osobą anonimową, ale tylko na zawodach triathlonowych. Na ulicy rozpoznają mnie na razie jedynie sąsiedzi. (śmiech) Choć może teraz, kiedy jako ambasador marki Audi jeżdżę oklejonym moim nazwiskiem autem z symbolem wilka, będzie więcej okazji do takich spotkań. Ludzie, którzy mnie rozpoznają i podchodzą, żeby porozmawiać najczęściej sami uprawiają amatorsko triathlon, więc pytają o techniczne aspekty dotyczące pływania czy moje plany na kolejne starty.
Gdybyś miał wskazać najprzyjemniejszy i najgorszy moment w czasie uprawiania triathlonu, to co by to było?
Najprzyjemniejszy – poza momentem zwycięstwa, którego nie da się z niczym porównać – jest wspomniany stan flow, radości w czasie treningu, kiedy pomimo bólu i zmęczenia można poczuć jedność z własnym organizmem. Ten stan zwykle nie trwa długo, ale uzależnia.
A najgorsza jest pierwsza noc po ważnym starcie. Nie możesz zasnąć, nakładają się na siebie ból, stres i deficyt energetyczny. Na szczęście takich momentów jest coraz mniej, bo z każdym kolejnym startem coraz szybciej się regeneruję.
Jak wygląda od środka środowisko triathlonowe na światowym poziomie? Jaka atmosfera panuje między zawodnikami?
Dopiero wchodzę w ten świat, więc nie mam jeszcze wyrobionego zdania, ale moje pierwsze obserwacje są takie, że dominuje szacunek dla pracy, wysiłku innych zawodników, bo w zawodach IronMan konkuruje się z rywalami, ale w dużej mierzej z samym sobą.
Czasem więcej złych emocji jest po stronie tych, którym z powodu zawodów zablokowano na przykład wyjazd z osiedla. Pinezki na trasie się zdarzają, ale to marginalne wypadki, bo zazwyczaj możemy liczyć na żywiołowy doping.
Jakie jest Twoje podejście do pracy z psychologiem sportowym? Jak wyglądają takie treningi?
To dla mnie kolejny mięsień do wytrenowania, coś co jest nieodzownym elementem przygotowań do zawodów na najwyższym poziomie. Takie treningi są bardzo zróżnicowane – to rozmowy, ale też zadania do wykonania, rzeczy do przemyślenia. Chodzi o to, aby nie przesadzić z obciążeniami, znaleźć właściwy balans między treningiem a regeneracją. W tym przypadku nie zawsze priorytetem jest to, aby się wzmocnić. Trudno to wytłumaczyć, ale czasem można się wzmocnić, delikatnie odpuszczając.
Opowiedz o swoim pierwszym starcie w triathlonie, w którym zgubiłeś drogę. Często na trasie zdarzają się takie błędy?
Oczywiście, triathloniści też są ludźmi, więc też robią czasem głupie rzeczy. (śmiech) Zwłaszcza w ferworze walki, przy dużym zmęczeniu. Na zawodach, o których wspomniałeś wyszedłem z wody jako pierwszy, wsiadłem na rower, wjechałem na rondo, pierwszy zjazd był zamknięty, drugi i trzeci otwarty, więc pojechałem pierwszym wolnym. Dopiero po kilkuset metrach zorientowałem się, że to nie może być trasa zawodów i zawróciłem. Ten sam błąd w tym samym miejscu popełniło jeszcze kilku innych zawodników.
Trasę pomyliłem także w czasie biegu na dystansie 10 km we Wrocławiu, w którym mieszkam. Były dwie identyczne pętle, zgubiłem się na drugiej, a żeby było śmieszniej zawody te nazywały się… Bieg Tropem Wilczym.
Jakie znaczenie ma dla Ciebie fakt, że wraz z twoimi sukcesami popularność triathlonu może wzrosnąć, że staniesz się sportowcem, którego inni będą chcieli naśladować?
Uprawianie zawodowego sportu tylko dla wyników, bez kibiców, nie miałoby sensu. Jestem pracownikiem szeroko pojętej branży rozrywkowej i uważam, że sportowcy są po to, żeby dawać kibicom emocje. To dla mnie dodatkowa motywacja, że ktoś będzie chciał pójść moim śladem. Mogę w ten sposób oddać innym trochę dobra, które dostaję.
Triathlon jest też o tyle szczególną dyscypliną, że świat profesjonalistów przenika się ze sportem amatorskim. Zawody tych różnych kategorii odbywają się tego samego dnia, na tej samej trasie. Zawodowi triathloniści są dla ludzi, którzy amatorsko uprawiają tę dyscyplinę, bardziej dostępni niż w przypadku innych sportów.
Jakie są Twoje najbliższe planowane starty?
12 czerwca wystartuję na połówce IronMan w Warszawie, 26 czerwca na Mistrzostwach Europy na pełnym dystansie IronMan we Frankfurcie, na których
zamierzam powalczyć o kwalifikację na mistrzostwa świata na Hawajach, a 4 września przyjadę do Poznania.
Gdyby był aktorką – byłby Audrey Hepburn. Delikatny, wysublimowany, a jednak z pazurem. Gdyby był piosenkarką byłby Amy MacDonald – akustyczny, a jednak energetyczny. Nawiązujący swoimi detalami do brytyjskich symboli narodowych, tradycjonalista w nowoczesnym, wysmakowanym wydaniu. Range Rover Velar P400 R-Dynamic.
tekst i zdjęcia: Alicja Kulbicka
Pierwsze wrażenie
Jasny, przestronny, z panoramicznym dachem potęgującym wrażenie jasności wewnątrz kabiny. Kremowo-czarne, skórzane fotele perforowane w symbol flagi Wielkiej Brytanii, z genialnie wygodnymi poduszkami na zagłówkach. Nie bez powodu materiał, z którego je wykonano, nazwano Windsor. Podobnie głośniki Meridian sound, na których delikatny wzór brytyjskiej flagi jest równie dobrze widoczny. Detale, ale jakże istotne dla gadżeciarzy. Trzy czytelne wyświetlacze, z których na pierwszy patrzymy poprzez kolumnę kierownicy, a dwa pozostałe znajdziemy na środkowej konsoli. Czytelne, zrozumiałe i co ważne dla motoryzacyjnej sroki zachwycającej się błyskotkami – bardzo glamour. Szybkie ustawienie właściwej pozycji za kierownicą za pomocą selektora z boku fotela i mogę ruszać. I tu niespodzianka. A w zasadzie dwie. Pierwsze odkrycie – mogę zapamiętać ustawienia fotela! Niby szczegół, jednak rzadko ostatnio dostępny w testowanych przeze mnie samochodach. A to takie przydatne. Szczególnie, jeśli z jednego samochodu korzystają dwie osoby. A komu to się nie zdarza? Kiedy jedno z aut przed domowym garażem zastawione jest przez drugie, o ile przyjemniej jest nie wkurzać się na swoją połowę, że wszystkie ustawienia są pozmieniane? A wystarczy jeden przycisk, który być może oszczędziłby wielu rodzinnych waśni… I odkrycie numer dwa – dźwignia zmiany biegów. Niewysuwane pokrętło wprowadzające mnie w konfuzję tylko prawdziwa dźwignia. Nowoczesna, a jednak oldfashion. Intuicyjna i zgrabna. Jeszcze tylko telefon. Szybkie połączenie się z samochodem. Apple CarPlay oczywiście obowiązkowo w zestawie. No to jadę. Oczywiście przy dźwiękach brytyjskiego Massive Attack. Chyba we wszystkich artykułach motoryzacyjnych mówię, ze muzyka w samochodzie jest dla mnie ważna. Tak więc najważniejsza dla mnie wiadomość – Range Rover Velar gra dobrze.
Wrażenia z jazdy
Swój charakter Velar natychmiast pokazał na drodze i w żadnym calu mnie nie zawiódł. Nie bez powodu na testowanym przeze mnie modelu znalazło się oznaczenie R-dynamic. Silnik o pojemności 2995 cm3 o mocy 400 KM lubi jeździć. Velar jest zwinny i szybki. Zanim się nie obejrzałam na wyświetlaczu head-up było… trochę za dużo. I choć oczywiście zbyt szybka jazda w warunkach miejskich to coś, czego nikt z nas nigdy nie robi, moc silnika to coś, co bardzo lubię. I pozwala mi czuć się bezpiecznie. Po zwolnieniu do dozwolonej prędkości, dojechawszy do skrzyżowania, kierowca przede mną postanowił z prawego pasa skręcić… jednak w lewo. Velar zasygnalizował niebezpieczny manewr w sposób, za który mogłabym go ozłocić. W znakomitej większości samochodów dźwięk ostrzegający przed niebezpieczeństwem przyprawia o zawał serca. Może ma przyprawiać, jednak w Velarze jak na brytyjskiego arystokratę przystało dźwięk jest subtelny. Stanowczy, acz subtelny. Podobnie jak sygnał niezapiętych pasów czy sygnał przychodzącego połączenia. W tym samochodzie wszystko do siebie pasuje. Pan kierowca skręcający w lewo z prawego pasa pojechał w swoją stronę, a ja pomknęłam dalej sprawdzić jak Velar sprawdzi się w warunkach innych niż miejsce ulice.
Arystokrata na trudne warunki
Śmiem twierdzić, że autostrada to dla niego pestka. Jest dla niej stworzony. Wygoda, jaką gwarantuje kierowcy i pasażerom, powoduje, że nie odczuwa się pokonywanych kilometrów. Jest absolutnie „smooth”. Gładko i cicho. Wyciszenie to jeden z ogromnych atutów tego auta. Co zaskakujące przy samochodzie o tych rozmiarach. Obły kształt powoduje, że żadne zawirowania powietrza nie zakłócają toru jazdy. Nie czuć żadnych wahnięć czy podmuchów wiatru. Nawet podczas szybkiej jazdy. Eleganckie opływowe elementy nadwozia czy wysuwane klamki, wszystko to jest zaprojektowane w taki sposób, aby uzyskać jak najlepszą aerodynamikę. Na innych nawierzchniach nie było dane mi sprawdzić mojego brytyjskiego przyjaciela, gdyż ciężko w maju o błoto czy śnieg. Jednak jestem przekonana, że predefiniowane programy jazdy TerrainResponse, takie jak piasek, trawa-żwir-śnieg, czy błoto i koleiny pomogłyby mi wyjść z każdej opresji. I to w najlepszym angielskim stylu. Brytyjski producent zadbał też o właściwości terenowe. Velar ma prześwit 21,3 cm i głębokość brodzenia 60 cm. Dzięki pneumatycznemu zawieszeniu, głębokość brodzenia możemy zwiększyć do 65 cm, a prześwit do 26 cm. Dodatkowym wsparciem jest funkcja kontroli zjazdu ze wzniesień.
Dwa w jednym
Być może to stereotyp, ale kobiety podobno kupują samochody oczami. Dane techniczne nie są tak istotne jak design czy kolor. Velar zauroczył mnie swoim wnętrzem, nacieszył oko detalami, które sprawiły, że przebywanie w nim to czysta przyjemność. Otulił mnie swoją zmysłowością. Ale pokazał mi też swoją moc na drodze, co dla mnie równie ważne. A to połączenie dla mnie doskonałe. Piękny i szybki. Więc czego chcieć więcej?
Remik Świątek | Życie nauczyło mnie nie zakładać żadnego ze scenariuszy
6 czerwca, 2022
Artykuł przeczytasz w: 13 min.
Choć samochody to nie jego największa pasja mówi, że lepiej jeździć mercedesem niż PKS-em. Uśmiechnięty, relacyjny, z poczuciem humoru dającym odczuć się w każdej jego wypowiedzi i dystansem do siebie i otaczającego świata. Tytuł zaproszenia na wywiad, jaki przyszedł do mnie mailem, brzmiał „przyjacielska rozmowa o życiu, śmierci i robocie”. I można z nim rozmawiać godzinami o wszystkim. Remik Świątek dyrektor zarządzający MB Motors Poznań o trudnym czasie pandemii, trudnej miłości do elektryków, szczęściu osobistym i o tym, że nie warto zakładać z góry żadnego ze scenariuszy.
„Przyjacielska rozmowa o życiu, śmierci i robocie” – chciałabym zmienić kolejność i rozpocząć od pracy. Ostatni raz mieliśmy okazję porozmawiać jeszcze przed pandemią, przy okazji Twojej obecności na naszej okładce we wrześniu 2019. Za pół roku pojawił się covid, teraz jest wojna, czasy trudne dla biznesu. Jak sobie poradziliście?
REMIK ŚWIĄTEK: Kiedy dzisiaj sięgam pamięcią do tamtych chwil, pierwszych dni pandemii, to śmiało mogę powiedzieć, że byliśmy dokładnie w tym samym miejscu, co wszyscy inni przedsiębiorcy. Przy kilkunastu zachorowaniach dziennie i zamkniętych dla biegaczy lasach, co było jakimś absurdem, zakładaliśmy najczarniejsze scenariusze. Brak dostaw i niepewność jutra. Ale paradoksalnie ten czas okazał się też swoistym czasem próby. Część ludzi wysłaliśmy na tzw. postojowe, co oznaczało, że ich wynagrodzenie spadło do podstawowego poziomu bez premii. Wówczas okazało się, kto tak naprawdę rozumie sytuację, jest otwarty na współpracę z pracodawcą i potrafi postawić dobro ogółu nad swoje własne. To mi pokazało, kto jest ze mną, kto stoi po mojej stronie. Jako osoba zarządzająca miałem wówczas podwójnie trudne zadanie. Z jednej strony podejmowanie często niepopularnych decyzji, z drugiej komunikowanie ich zespołowi. I niestety z kilkoma osobami musieliśmy się wówczas pożegnać, gdyż nie każdy czuł się częścią tej rodziny. Dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że wyszliśmy z pandemii zdecydowanie silniejsi jako drużyna.
Ale okazało się, że to był dopiero początek. Pandemii podobno już z nami nie ma, ale nie ma też samochodów, rynek zareagował z opóźnieniem na sytuację?
Tak jak my postąpiło wówczas wiele organizacji, wiele koncernów z różnych branż. Chyba można powiedzieć, że nie wytrzymali ciśnienia. A tak naprawdę okazało się, że to, co trudne, czyli wysoka skala zachorowań, było dopiero przed nami. I chyba wiele z koncernów wymyśliło sobie, że teraz świat będzie zamknięty, a my wszyscy będziemy siedzieć w domu na kanapach i grać w PlayStation. I nikt z nas nie będzie kupował samochodów, wobec czego czipy i półprzewodniki będziemy produkowali dla producentów konsol. (śmiech) A tak serio, to faktycznie zrobił się duży kłopot. Zaczęły się problemy z dostępnością, przerwane łańcuchy dostaw sprawiły, że samochody zaczęły przyjeżdżać do salonów z ogromnym opóźnieniem, albo niekompletne.
Jak reagowali klienci?
Na początku z ogromną roszczeniowością. I moi handlowcy usłyszeli pod swoim adresem wiele „przyjemnych” słów na temat swój i organizacji, w której pracują. Ale ponieważ problem nie dotyczył tylko naszej marki, klienci powoli zaczynali rozumieć sytuację i w którymś momencie po prostu przyjmowali z całym dobrodziejstwem inwentarza to, co daje rynek. Handlowcy się zahartowali, zrozumieli, że sytuacja nie jest ich winą, jest po prostu sytuacją. Dzisiaj z klientami rozmawiamy bardziej po partnersku, cena zeszła na drugi plan, mniej się mówi o ratach, samochodach, wyposażeniu. Bo skoro nie mamy na to wpływu… Wiesz, moim generalnym przemyśleniem po covidzie, jest to, że nie należy się martwić na zapas. Jak mawiał Oscar Wilde When you ASSUME, , you make an ASS out of U and ME. Nie ma co zakładać, bo życie i tak się toczy, na pewne jego elementy nie mamy wpływu. Wobec tego przestałem się przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu, bo to zjada emocjonalnie.
Jestem też ciekawa jak wyglądała w tym czasie komunikacja. Tak duża organizacja, w skład której wchodzicie – planuje. Nic nie dzieje się z dnia na dzień. Covid, wojna to wymagało chyba przewartościowania treści pojawiających się w przestrzeni publicznej?
W naszym przypadku za komunikację ogólną zawsze odpowiada importer. Więc to po jego stronie był przekaz reklamowy i informacyjny. Na naszym lokalnym poziomie jako salon prowadzimy swoje social media. I tu faktycznie mocno postawiliśmy na relacje. Często mówię, że w social mediach jest nas dwóch – jest Maciek Wlaźlak, odpowiedzialny za część produktową, samochodową i ja, mocno stawiający na relacje. Na pewno pamiętasz nasz baner, który zawisł nad salonem w pierwszych miesiącach pandemii, mówiący o tym, że razem jesteśmy silni i damy sobie radę. I na tym się skupialiśmy – bo samochodów najpierw nie było, potem na chwilę się pojawiły, potem były niekompletne. Więc siłą rzeczy ta komunikacja zrobiła się bardziej relacyjna.
Wiele mówisz o tym, ile się zmieniło w trakcie tych przeszło dwóch lat. Jak myślisz, czy kiedy sytuacja gospodarcza się ustabilizuje, będzie tak jak było?
Dzisiaj z samochodami jest kłopot, może kiedy sytuacja się odbije i tych samochodów znowu będzie dużo, wrócimy do jakiś przepychanek cenowych. Chociaż wydaje mi się, że nie, bo idziemy powoli w stronę modelu agencyjnego, gdzie cena będzie z góry ustalona, a dealer będzie pełnił funkcję wydawczą i serwisową. Być może uzdrowi to trochę sytuację na rynku dealerskim, bo przestaniemy konkurować ze sobą ceną, a zaczniemy dostępnością, poziomem usług serwisowych, a przede wszystkim jakością. To jest model, który już funkcjonuje na niektórych rynkach europejskich, w Polsce myślę, że to kwestia trzech-czterech lat. Ale czy tak będzie – czas pokaże. Cztery lata są za cztery lata, a jak już mówiłem zakładanie czegoś z góry nie do końca sprawdziło się w ostatnim czasie.
Czas pandemii i pewnej stagnacji nie oznaczał, że Mercedes w tym czasie spał. Pojawiło się wiele nowych modeli, w większości zgodnie z trendem – elektrycznych. Wiem, że nie jesteś wielkim fanem samochodów, ale czy samochody elektryczne to coś, co powoduje u Ciebie szybsze bicie serca?
Mercedes w trakcie pandemii wypuścił kilka nowych modeli, i co stanowi swoiste novum, zobacz jak dyskretnie pojawiły się one na rynku. Kiedyś premiery to były wielkie wydarzenia, show w salonach, eventy zarówno globalne, jak i lokalne, pandemia to zmieniła. Dzisiaj te modele po postu pojawiają się w naszej ofercie.I rzeczywiście kilka jest nowości, w tym kilka elektryków. Zaczynając od najmniejszego EQA, poprzez średnie EQB, a kończąc na naszym flagowcu EQS-ie. Ostatnią naszą nowością jest EQE. Ale to właśnie EQS był takim najbardziej wyczekiwanym przez wszystkich modelem. Z technologią przyszłości, z iście futurystycznym wnętrzem, z prawdziwie kosmicznym ekranem. To tylko pokazuje kierunek, w którym idziemy – elektroniki i dotykowych paneli będzie tylko więcej. Stety i niestety. Mnie trochę jednak żal V-ósemek, bo pomimo że nie jestem faktycznie wielkim fanem samochodów, trochę w tych nowych modelach brakuje mi duszy. Nie chcę powiedzieć, że całkiem jej tam nie ma. Są komfortowe, bezpieczne, naszpikowane gadżetami i pewnie, że lepiej jest jeździć mercedesem niż PKS-em. (śmiech) Kiedy 2,5 roku temu przesiadłem się do elektryka, było to EQC. Jedno mogę powiedzieć, są to samochody, które niewątpliwie mają całą masę plusów. Przede wszystkim jest tam przeuroczo cicho, dynamika jest taka, że przypomina mi czasy wiatru we włosach na motocyklu. Można bezkarnie poruszać się nimi po bus pasach i parkować w mieście za darmo. To są fantastyczne rzeczy. Jednak jak mawiał prezes Ochódzki w „Misiu” – niech te plusy nie przesłonią wam minusów. Głównie za sprawą infrastruktury, a właściwie jej braku. Wyjazd na zawody w odległe regiony kraju już takiej frajdy nie sprawia. Z racji tego, że ostatnio przytrafia mi się jednak coraz więcej dłuższych tras – wróciłem do diesla. Jeśli infrastruktura się rozbuduje – z przyjemnością wrócę znów do elektryków.
A hybrydy?
One faktycznie wydają się dzisiaj logicznym konsensusem. Genialnie sprawdzają się, jadąc na prądzie w mieście, na krótkich dystansach, ale kiedy trzeba pojechać nad morze, zmieniamy tylko źródło napędu i trasa już nam niestraszna. To zresztą bardzo często wybierana przez naszych klientów alternatywa dla silników benzynowych czy wysokoprężnych.
Sport w Twoim życiu zawsze był ważny, mocno wspierasz lokalne inicjatywy sportowe. Ostatnio MB Motors zostało partnerem naszej poznańskiej drużyny żużlowej. Jesteś fanem żużla?
Byłem może raz jak byłem dzieckiem (śmiech), więc kiedydostałem zaproszenie na spotkanie promujące naszą poznańską drużynę, nie ukrywam, że podszedłem do tego sceptycznie. Nie czułem tego zupełnie. Uprawiam sport, ale to bardziej bieganie, triathlon, rower. Jednak dałem się namówić i na spotkaniu Poznańskiego Stowarzyszenia Żużla idea mi się spodobała. I kiedy po wielu latach od pierwszego i jedynego meczu żużla, na którym byłem jako dzieciak, miałem okazję być na Golęcinie, zakochałem się w tej absolutnie genialnej atmosferze. To jest atmosfera pikniku, fajnych emocji, słychać ryk silników, nie przeszkadza nawet unoszący się w powietrzu zapach etanolu. Podziwiam odwagę tych chłopaków, których ciała raz po raz fruwają w powietrzu, obijając się o bandy. I mocno trzymam kciuki za to, aby nasze poznańskie Skorpiony awansowały do pierwszej ligi, a my jako MB Motors chcemy być tego częścią.
Ale Skorpiony to nie jedyna lokalna inicjatywa, w którą angażujecie się jako MB.
Wiesz, wiele lat mieliśmy taki problem, że skoro nasza centrala jest w Warszawie, to byliśmy postrzegani jako bardziej warszawscy niż poznańscy. Dzięki temu, że konsekwentnie od niemalże dziesięciu lat wspieramy poznańską filharmonię, lotnisko czy teraz drużynę żużlową czujemy się bardzo poznańscy. Naszym ambasadorem niezmiennie od trzynastu lat jest Bartek Bosacki, który niedawno znalazł się w jedenastce stulecia Lecha Poznań, czego mu serdecznie gratuluję. To również Bartek namówił nas do współpracy i wspierania Słodkiej Polski i Cukier Asów, czyli drużyn piłkarskich dzieciaków z cukrzycą.
Sam pochodzę spod Poznania i od wielu lat wspieramy tam jako MB Motors – Akwen Czerwonak, nieustannie hołdując zasadzie „w zdrowym ciele zdrowy duch”. I tych inicjatyw z roku na rok jest tylko więcej. Od naszej ostatniej rozmowy wiele się zmieniło, ale jedno pozostało niezmienne. Nie przepadam za samochodami, ale lubię ludzi. I swoje wartości staram się przekładać na prowadzony przeze mnie biznes. Czyli krótko mówiąc, myślę, jak połączyć moją pracę z ludźmi. Poznań, Wielkopolska to nasza mała ojczyzna, więc bardzo mi zależy na tym, aby wspierać to, co nasze i blisko nas.
Nadal biegasz?
Biegam, choć mój organizm coraz bardziej się buntuje. (śmiech) Ale nie wyobrażam sobie z tego całkiem rezygnować, choć być może z czasem będę musiał to trochę ograniczać… Bardzo bym nie chciał, bo mam niewyrównane rachunki z Tatrami, plan biegu 100-kilometrowego w czerwcu, no i niezrealizowane wspólne marzenie moje i Jarka Skiby – pobiec maraton poniżej trzech godzin. Razem już tego marzenia nie zrealizujemy, Jarek mój przyjaciel i trener zginął niedawno tragicznie. Ale bardzo chciałbym zrobić to dla siebie i dla niego. Maraton co prawda jest w październiku, a moje życie we wrześniu mocno się przeorganizuje, nie wiem czy będę się wysypiał…
Zatem nie pozostaje mi nic innego jak skończyć o robocie i przejść do życia. Życie wielu z nas w trakcie tych 2,5 roku mocno się zmieniło. Nie jesteś wyjątkiem. 28 maja miałam okazję i przyjemność uczestniczyć w pewnej pięknej uroczystości niedaleko Czempinia…
Dokładnie rok temu 28 maja 2021 roku jechałem z Jarkiem Skibą i kilkoma kolegami na Bieg Rzeźnika. Dużo rozmawialiśmy w samochodzie, kilka dni później byłem zaproszony na ślub. Nie będę ukrywał, że nie miałem z kim pójść… Po zakończeniu biegu dałem na swoich social mediach post z opisem wrażeń z biegu. Pojawiły się pod nim komentarze i gratulacje. Jedną z osób, która mi gratulowały, była Basia. Pomyślałem, że spróbuję i … poprosiłem Basię, aby poszła ze mną. I dokładnie rok później została moją żoną, a we wrześniu spodziewamy się przyjścia na świat naszej córeczki. Pętla czasu się domknęła. I znowu, kiedy pomyślę o sobie, o moich założeniach, które robiłem półtora roku temu co do przyszłego życia jako „singla z odzysku”, myślę, że powinienem połknąć własny język. Popełniłem błąd – założyłem pewien scenariusz, a życie i tak chciało inaczej. Don’t ASSUME, because when you assume, you make an ASS out of U and ME…
Gdybyś był kobietą, powiedziałabym, że promieniejesz szczęściem, nie wiem czy mężczyźnie wypada…
A dlaczego nie? Myślę, że jeśli człowiek jest szczęśliwy to nie tylko dobrze dla niego, ale też dla jego otoczenia. Kiedyś w Polsce na pytanie „jak u Ciebie?”, nie wypadało odpowiedzieć „super”. Kiedy zapytałaś sąsiada „co słychać”, rozpoczynała się niekończąca litania narzekań. Z drugiej strony Amerykanie choćby się waliło i paliło zawsze odpowiadają, że jest „fine”. Ja dzisiaj z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest super. Kładę się spać uśmiechnięty, wstaję uśmiechnięty, patrzę na osobę, która jest obok mnie i ona też się do mnie uśmiecha! To jest jakaś magia! Znalazłem swoją przystań.
To obok prywatnych, jakie kolejne plany?
W tym roku obchodzimy swoje 13-ste urodziny. I na pewno nie jest to pechowa 13-stka. Dzięki dobrej współpracy z miastem, powiększamy nasz teren o kolejne 3000 metrów kwadratowych tuż obok naszego salonu. A co przed nami? Kolejny rok nauki. Jednak nie jest frazesem powiedzenie, że człowiek się całe życie uczy. Świat jest tak dynamiczny, że trzeba się umieć zaadaptować do nowych, zmieniających się czasów. Stanowimy zgrany, uśmiechnięty, wesoły zespół, bo zgodnie z moją przyświecającą mi od lat maksymą wesoły pociąg jedzie szybciej. I tego konsekwentnie od 13-stu lat się trzymamy. Problemy były i będą – nauczmy się nimi zarządzać i je rozwiązywać zamiast dać się im zżerać. Życie jest jedno i niech będzie piękne – tego życzę każdemu czytelnikowi i Tobie oczywiście!
Analityk, wizjoner, trochę samotnik. W wypowiedziach stonowany, ważący słowa. To jedna z najważniejszych postaci poznańskiego biznesu, mających wpływ na nasz rodzimy rynek motoryzacyjny. Obecność w Poznaniu takich marek jak Honda, Volvo, Jaguar czy Land Rover zawdzięczamy właśnie jemu. Droga, którą przebył zawodowo, ale też wewnętrznie, jest ogromna. W każdym wypowiedzianym zdaniu czuć refleksję nad życiowymi wyborami, biznesem, ale przede wszystkim rodziną. Od kiedy przeprowadził firmę przez udaną sukcesję, ma więcej czasu dla siebie i swoich pasji. Ryszard Karlik w sentymentalnej rozmowie przybliża początki marki Volvo w Poznaniu oraz ponad 30 lat istnienia firmy.
Rozmawia Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Jakub Wittchen
Spotykamy się z okazji 20-lecia Firmy Karlik z Volvo, ale w branży motoryzacyjnej jest Pan już ponad 30 lat. Czy bywa Pan codziennie w firmie?
Teraz już nie.
Większość Pana życia zawodowego jest związane z motoryzacją, ale przecież istniało jakieś życie przed motoryzacją. Jak Pan je dzisiaj wspomina?
Wracam do tego. W momencie kiedy przeszedłem na emeryturę, wiele rzeczy, które robiłem wcześniej, do mnie wróciło. Na nowo zaprzyjaźniłem się z rowerem, motocyklem, podróżami. Dużo też analizuję. Wspominam swoje życie zawodowe. Zastanawiam się nad tym, co było.
Ale motoryzacja to nie było to, czym Pan się fascynował, zawodowo chciał Pan robić zupełnie coś innego.
Chciałem pływać. Skończyłem szkołę morską, niestety pojawiły się przeciwskazania zdrowotne, pojawił się reumatyzm. Więc po trzech latach studiowania w szkole morskiej, przeniosłem się do Poznania i dokończyłem studia na Politechnice Poznańskiej. W 1978 roku w czerwcu otrzymałem dyplom inżyniera, a po dziesięciu dniach od zakończenia studiów już miałem swoją prywatną firmę. I tak jest do dzisiaj.
www.jakubwittchen.com
Ale nie była to firma w branży motoryzacyjnej.
To była produkcja. Branża elektroinstalacyjna. Gniazdka, wyłączniki, przewody. Brat zresztą do dzisiaj prowadzi tę firmę z powodzeniem. Potem doszły do tego maszyny krawieckie. Szyliśmy garnitury męskie zarówno na rynek polski, jak i na eksport. Sporo sprzedawaliśmy do Stanów Zjednoczonych. Ale w tamtych czasach nie opłacało się wymieniać waluty amerykańskiej na polską, więc pieniądze, które nasz kontrahent płacił nam za garnitury, zostawały w USA. Kiedy w 1989 roku w nieistniejącym już dzisiaj hotelu „POLONEZ” usłyszałem słowo „barter” to w zasadzie zmieniło się moje życie. Okazało się, że za pieniądze, które były zdeponowane w Stanach Zjednoczonych, mogę kupić samochody. I tak się stało.
Pierwsze samochody przypłynęły ze Stanów. Dlaczego to właśnie były Hondy?
Czysty przypadek! Osoba, która kupowała samochody w Stanach, akurat przechodziła obok salonu Hondy. I akurat trafiła na promocję. Więc szybka decyzja – kupuj! I tak stałem się właścicielem 42 samochodów marki Honda. Powstał salon samochodowy we Wrześni, przepiękny, wizjonerski, dzisiaj powiedzielibyśmy – designerski i tak to się zaczęło. Niedługo potem przeniosłem salon do Poznania. Potem chcąc się rozwijać i dywersyfikować ofertę dla rożnych klientów z różnymi portfelami, pojawiło się Volvo, Jaguar, Land Rover.
Jaka była reakcja rodziny, kiedy przyprowadził ich Pan nad poznańską Maltę? W miejsce, które w żadnym calu nie przypominało obecnego?
Hmmm… Po wielu latach robię sam przed sobą rachunek sumienia i chcę być całkowicie szczery. I całkowicie szczerze mogę powiedzieć, że nie byli zadowoleni. Moja rodzina była bardzo przywiązana do Wrześni, tam dzieci chodziły do szkoły, tam miały swoich przyjaciół, mieliśmy tam piękny dom i tam było nasze życie.
Pierwszy salon na poznańskiej Malcie
Czy mam rozumieć, że decyzja o przeprowadzce do Poznania, nie była decyzją demokratyczną?
Decyzje należało podejmować szybko. Na tyle, na ile się da – rozsądnie, ale szybko. Dlatego zawsze stawiałem rodzinę przed faktem dokonanym. Niestety. Dzisiaj zastanawiam się sporo nad tym, czy był to błąd. I nie do końca wiem. To zawsze jest trochę wybór pomiędzy biznesem a rodziną. Z jednej strony chcesz budować biznes, który ci ucieka, decyzje wymagają niejednokrotnie poświeceń, a z drugiej strony jest rodzina, kredyty. Kiedy na horyzoncie pojawiła się możliwość współpracy z Volvo, pojawiły się pytania – a po co? Przecież mamy Hondę.Mamy serwisy, sprzedajemy samochody, jest dobrze. Po co nam ten Poznań? To było trudne. To ogromne ryzyko, które podejmowałem każdego dnia. Dzisiaj jestem mądrzejszy, bo wyszło. Wyszło i ok. I zapominamy. Ale często zadaję sobie pytanie – a co by było, gdyby nie wyszło? Tego się nie dowiem i może lepiej.
W którym momencie zaskoczyło?
Mam wspaniałe, mądre dzieci. Żona przygotowała je do dorosłego życia w sposób absolutnie fenomenalny. Lepiej nie mogłem sobie tego wyobrazić. To jest jej ogromna zasługa. Dopiero kiedy dorosły, wkroczyłem na scenę. Zarówno Joasia, jak i Mikołaj bardzo wcześnie rozpoczęli pracę w firmie. W pewnym momencie oboje dostali ode mnie ultimatum – albo idą na swoje i nasze drogi zawodowo się rozchodzą, albo zostają w firmie i pracujemy razem. Dostali osiem miesięcy na podjęcie decyzji. Minęło dziewięć miesięcy i cisza! (śmiech) I w końcu, przy którymś rodzinnym obiedzie nie wytrzymałem i zapytałem czy zostają w firmie. Zostajemy! I dziś muszę powiedzieć, że ta sukcesja przebiegła naprawdę pięknie. Spokojnie. I długo. Bo ja chciałem, aby ona trwała długo. Bo jak oni wchodzili w biznes, to ja schodziłem. Ale ciągle mogliśmy wiele kwestii, co do których nie czuli się jeszcze pewnie, ustalać wspólnie. Nie mieli lepszego doradcy ode mnie. Byłem wówczas codziennie w firmie, o wszystko mogli mnie zapytać. Dzisiaj już nie muszę. I niech to świadczy o tym, że ten proces przebiegł modelowo.
Wiele firm boryka się z tym, że nestor rodu po sukcesji chce kierować firmą z tylnego siedzenia. Czy mam rozumieć, że nie ma Pan takich ciągot?
Dużo rozmawiamy. W 2008 roku inwestowaliśmy w salony czterech marek w Baranowie. Nie chciałem obarczać dzieci trudnymi decyzjami, ale prosiłem, aby spędzali ze mną jak najwięcej czasu i mnie obserwowali. Nauka nie poszła w las, bo przy naszej ostatniej inwestycji przy ulicy Torowej, gdzie powstawały trzy salony czterech marek, moja rola sprowadziła się jedynie do załatwienia pozwolenia na budowę. Resztę zrobili sami. Za swoje pieniądze, codziennie pracowali nad projektami, miesiącami. Efekty są znakomite. Więc już nie mam takich ciągot.
Jest Pan dumny.
Bardzo!
Jakie lekcje dawał Pan dzieciom? Czy to była dla nich szkoła życia?
Nie wydaje mi się. W momencie, w którym zdecydowali o pozostaniu w firmie, byli już na tyle dojrzali, że sami chcieli się wielu rzeczy dowiedzieć, nauczyć, że prowadzenie biznesu, to ciągłe rozwiązywanie problemów. Kiedy rozwiążesz jeden, pojawiają się dwa kolejne. Ale powtarzałem, że tylko my możemy je rozwiązać. Od tego właśnie jesteśmy. Nikt nie będzie chciał z nami pracować, jeśli nie będziemy rozwiązywać problemów wspólnie z naszymi współpracownikami. Jeśli obciążysz pracownika zbyt dużą decyzją i pozostanie on z nią sam, to nie będzie tego ryzyka podejmował zbyt długo. To musi być wspólna decyzja. Musisz go wspierać, musisz być z nim. Rozmawialiśmy też o pieniądzach, że same w sobie nie doświadczają ludzi, jeśli codziennie nie uczestniczą oni w tworzeniu biznesu.
Czy wspólna praca zmieniła Wasze relacje?
Absolutnie nie! Dlatego, że nauczyłem się o błędach mówić dzieciom – ok, taką podjąłeś decyzję, bo jesteś szefem, bo jesteś właścicielem. To była jasna i klarowna sytuacja.
Firma to Pana oczko w głowie. Trudno było zaufać dzieciom, że po oddaniu im kompetencji firma nadal będzie funkcjonować?
Życie mnie nauczyło, że ocenianie ludzi to bardzo mizerne rozumowanie. Najpiękniejsza jest samoocena i to jest najprawdziwsze. Jeśli umiesz się sam ocenić, to jest wartość nie do przecenienia. Wtedy powiesz sobie wszystko. Nie chciałem ich oceniać. Bo po co to robić? Kiedy nadszedł ten czas, aby przeszli do odpowiedzialniejszej pracy, to to zaufanie musiało się pojawić. I zaufałem. Czasem nie chcieli się przyznawać do błędów, bo może sądzili, że jeśli skonsultowaliby jakąś kwestię z ojcem, to byłoby inaczej? Ale zawsze umieli te błędy naprawić. A ja to obserwowałem. I byłem naprawdę dumny.
Czy decyzja o przekazaniu firmy dzieciom była trudna?
W ogóle, pomimo że firma mnie zdominowała. Dzisiaj to wiem. Miałem klapki na oczach i parłem tylko do przodu. To było straszne. Każdy miał prawo wejść do mojego biura i zapytać o cokolwiek. Było to z mojej strony celowe działanie, bo wzajemnie się uczyliśmy tego biznesu. Ale z drugiej strony była to ogromna odpowiedzialność za tych wszystkich ludzi, którzy ze mną współpracowali. Być może w dlatego w 2011 roku podjęcie decyzji o sukcesji nie było takie trudne. Pamiętam do dziś jak podczas spotkania noworocznego zakomunikowałem zespołowi, że połowę udziałów przekazuję córce, a drugą synowi. Spojrzałem wtedy na żonę, która nie miała o niczym pojęcia. I bez słowa wystąpiła krok do przodu i zrobiła dokładnie to samo.
A dzieci?
Zamilkły. (śmiech)
Bał się Pan?
Jak cholera! Choć pojawiały się i wesołe sytuacje, kiedy dzieci szły do banku z wnioskiem kredytowym, a bankowcy nieprzyzwyczajeni do zmian własnościowych pytali „a co na to ojciec”? (śmiech)
Salon Volvo na ulicy Torowej
Czy pojawiła się bitwa o marki? Joanna zarządza dziś marką Volvo, Mikołaj pozostałymi markami w Waszym portfolio.
Decyzja o podziale według marek, również była moją decyzją. Zdecydowałem, że Joanna dostanie Volvo, bo producent prowadzi każdego dealera poprzez zarządzanie centralne. Natomiast pozostałe marki pozostały pod moją i Mikołaja kontrolą. Można powiedzieć, że swego rodzaju bezpieczną przystań, jaką jest Volvo, dostały dziewczyny i oczywiście zięć Jacek Knociński. Natomiast my poszliśmy na sztorm. I chyba dobrze się stało. W tym roku mija 20 lat, od kiedy jesteśmy z Volvo na poznańskim rynku, pojawił się nowy salon na ulicy Torowej, marka się rozwija.
Wiele decyzji podejmował Pan sam, jednak z Pana opowieści wyłania się obraz rodziny, która pozostawiła przestrzeń do ich podejmowania. Czy dzisiaj może Pan powiedzieć, że rodzina to jest siła?
Rodzina jest wszystkim! Wszystkim co daje Ci kopa! Czasem jednak myślę, że może tej przestrzeni było ciut za dużo…?
Jak poradził Pan sobie z życiem „po firmie”? Nie pojawiła się pustka?
Nigdy nie myślałem o życiu poza biznesem. Nigdy. Wszedłem w firmę za mocno. Dziś kiedy mam więcej czasu, wsiadam w swoją Hondę Jazz, jadę do zwykłego baru, bo go lubię, bo tam jest jedzenie domowe. To mnie z niczym nie identyfikuje. Jestem sam ze sobą. A to jest mi bardzo potrzebne. A kiedy naprawdę jest mi smutno, wsiadam w samochód i robię objazd po salonach. I wtedy jestem szczęśliwy.
A poza pracą?
Codziennie jeżdżę na rowerze, zimą na trenażerze. Jeżdżę też motocyklem, choć zeszły sezon trochę odpuściłem. Za to kiedy jestem w Hiszpanii, gram w golfa. Ale nie zespołowo. Chcę być sam. Czuję, się dobrze sam ze sobą. Podczas samotnej gry w golfa, tylko pole cię ocenia, wiatr cię ocenia. Nie mam wówczas żadnych zakłóceń. W Hiszpanii mam dwa piękne samochody, motocykl , rowery i korzystam z tego. Lubię jeździć sam. Lubię też w samotności zabunkrować się w domu, wtedy oglądam stare zdjęcia, filmy ze ślubu córki, syna. Wracam do historii firmy. Niczego nie żałuję.
Zmieniłby Pan coś w swoim życiu, biznesowym i prywatnym?
Biznesowo prawie nic. Albo niewiele. Prywatnie… częściej przytulałbym żonę…
Rozmawia: Filip Olczak Zdjęcia: Maciej Sznek (Escargofoto)
Przeglądając Instagram, znalazłem ujęcia aut, które wyjątkowo przyciągnęły moją uwagę. Zdjęcia te bardzo wyróżniały się na tle tradycyjnych „pstryków”, a każde ujęcie to uczta dla oczu konesera motoryzacji. Odpowiednio oddane kolory i odwzorowana linia nadwozia to główne punkty tych dzieł. Ich autorem jest Maciej Sznek (Escargofoto), osoba bardzo związana z Poznaniem. Tutaj też zaczęła się jego kariera.
Rozmawia: Filip Olczak
Zdjęcia: Maciej Sznek (Escargofoto)
Maciej, jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią? W Internecie znalazłem informacje o fotografii ślubnej Twojego autorstwa, a jednak śluby mają mało wspólnego z motoryzacją. (śmiech)
MACIEJ SZNEK: Śluby to jest taka mało chlubna historia większości fotografów, którzy potrzebują zarobić na swój pierwszy sprzęt w Polsce, więc te sesje śluby były, ale traktowałem je zdecydowanie jako środek pośredni. Był to jednak krótki epizod. Ale wracając do fotografii motoryzacyjnej, to zaczęło się już dużo szybciej, bo w szkole średniej, w której zorganizowano wymianę do Niemiec. Wtedy też miałem już przy sobie pierwszy, cyfrowy aparat o rozdzielczości 640×480 pikseli i pamiętam doskonale, że to była wycieczka do Muzeum Volkswagena w Wolfsburgu. Jadąc na tę zagraniczną wymianę, która trwała dwa tygodnie, karta pamięci mojego aparatu nie posiadała żadnych innych zdjęć niż właśnie z tego muzeum. Były to wyłącznie samochodu, detale, całe sylwetki, zero infrastruktury Niemiec. Nie sfotografowałem też ani jednej osoby
To był właśnie ten przełomowy moment? Poczułeś, że to jest właśnie to, czym chciałbyś się zajmować?
Dokładnie, to był ten moment, wtedy zrozumiałem, że to jest coś, co chciałbym robić, „pokombinować” w temacie motoryzacji. Warto zaznaczyć, że były to czasy, gdzie nie istniał Facebook, Internet ledwo hulał, więc odkrycie czegoś takiego – mam na myśli fotografii motoryzacyjnej – było dużo trudniejsze niż obecnie. Przemknęła mi myśl, że: „chcę też robić zdjęcia szybkim samochodom”.
Po tym, jak sam dobrze zauważyłeś, były śluby, ale jeszcze przed samymi ślubami było to lotnictwo. Mieszkam ok. 50 kilometrów pod Poznaniem, więc moje pierwsze szlify czegoś, co przemieszcza się znacznie szybciej niż samochody to były właśnie zdjęcia samolotów, które są – według mnie – niezwykle majestatyczne.
A kiedy samochody zagościły w Twoim portfolio na dobre?
Odwiedziłem wydarzenie na Torze Poznań, które nosi nazwę Tor Poznań Track Day i to był strzał w dziesiątkę! Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę, aby ukierunkować się i związać swoje plany zawodowe z fotografią motoryzacyjną, żeby zacząć na niej zarabiać. Było to też swego rodzaju otwarciem nowych drzwi, bo jak wiadomo ludzie, którzy przyjeżdżają Ferrari i lubią pobawić się na torze, najczęściej posiadają swoje firmy, co w efekcie przełożyło się na nowe znajomości, współpracę, zaowocowało nowymi kontaktami.
Mówisz o firmach, czyli rozumiem, że mowa nie tylko o fotografii motoryzacyjnej?
Tak, mało ludzi zna mnie z tej strony, ale wykonuję też fotografię produktową, wnętrz, sesje stricte biznesowe oraz reportaże. Działam z kilkoma dużymi firmami w Polsce, gdzie tworzę dla nich fotografię reklamową, jednak w Internecie najbardziej jestem popularny jako fotograf motoryzacyjny, bo samochody przecież są najbardziej atrakcyjne. (śmiech)
Mój profil na Instagramie zaczął się pokazywać, choć długo opierałem się przed tym medium. Wcześniej działałem bardziej na Facebooku, założyłem swój tzw. „Fanpage” i odzew był jednoznaczny, czyli po prostu: „rób to, bo ludziom się podoba”. Tam trafiały pierwsze zdjęcia samolotów, a takim maksymalnym zastrzykiem motywacji było pierwsze zlecenie od Porsche Centrum Poznań, od którego zaczęła się lawina zleceń zdjęć motoryzacyjnych i tutaj powinna zaczynać się ta właściwa historia. (śmiech)
Zagłębmy się więc w tym temacie. Jak to było z Porsche Centrum Poznań? Oni zadzwonili do Ciebie czy Ty wyszedłeś z propozycją zabrania samochodu na sesję? Jak oboje wiemy, w świecie influencerów motoryzacyjnych lub fotografów, najczęściej jest tak, że prosi się deleara o użyczenie.
Moja pierwsza sesja zdjęciowa w Porsche to jedna z najprzyjemniejszych sesji, jakie tylko wspominam. Był to nietypowy zestaw, a dokładniej trzy sztuki Porsche 911 GT2RS 991, więc startowałem z dużym przytupem i zaraz po tej sesji dostałem na zdjęcia Porsche Cayenne. Był to 2017 rok. Ludzie z Porsche Centrum Poznań mi zaufali, z samochodem obchodziłem się w sposób odpowiedzialny, nie było żadnych nieporządanych relacji, następnie samochód oddałem w jednym kawałku, (śmiech) a materiał finalny był bardzo dobry. Ta współpraca bardzo mi pomogła, otworzyła nowe możliwości rozwoju – inne marki również mnie zauważyły, że jest godny zaufania, co równa się z tym, że nie boją się wypożyczyć mi auta demonstracyjnego. To był kolejny przełom w mojej karierze.
Drugim takim większym klientem była grupa posiadająca marki od tych wolumenowych, po luksusowe. Dzięki tej współpracy, miałem naprawdę szeroki wachlarz możliwości. Nie zmienia to faktu, że robiłem to na jak najwyższym poziomie. Nie jest ważne, czy jest to Dacia Sandero, czy Porsche 911 GTS – zawsze fotografuję to tak samo, czyli najlepiej jak tylko potrafię.
Na Twoich social mediach można znaleźć też większe samochody, jakimi są autobusy. Opowiesz o tym?
Współpracuję też z marką Solaris, z którą przejechałem większą część Europy. Byliśmy już razem w Tallinie, w Hiszpanii, we Włoszech i w wielu innych państwach. Ten rok też zapowiada się świetnie, jeżeli chodzi o plany wyjazdowe. Co ważne, możliwość pracy z takimi markami to nauka i zdobywanie wiedzy. To nie jest tak, że osiągnąłem już jakiś poziom i wiem wszystko. Cały czas dowiaduję się nowych rzeczy, szukam innowacyjnych rozwiązań, żeby moje prace ze zlecenia na zlecenie były coraz bardziej efektowne i lepsze warsztatowo.
Praca z dużymi markami to także duża odpowiedzialność. Masz swój indywidualny przepis na to, żeby wszystko przebiegało pomyślnie?
Dla mnie najważniejsza jest relacja z klientem. Najczęściej jest tak, że proszę klienta, żeby mówił wprost na pierwszych 3-4 sesjach, co mu się nie podoba, a później ja dołączam swoje uwagi. Takie działania zapobiegają niedopowiedzeniom i zaoszczędzają dużo czasu. W ten sposób zaciera się tę granicę, gdzie normalnie krępowalibyśmy się wzajemnie powiedzieć co jest nie tak. Czyli szczerość i otwartość ( żetelność ) jest tu podstawą!
A czy w swojej karierze masz jakieś zdjęcia, których się wstydzisz?
Nie powiedziałbym, że mam zdjęcia, których się wstydzę. Są jednak takie, które na pewno mógłbym zrobić lepiej. Warto pamiętać, że każdy z nas – nie ważne czym się zajmuje – powinien analizować swój postęp, patrząc z perspektywy czasu, na poszczególnych etapach rozwoju. Kiedyś był inny sprzęt, inne realia, inne trendy, więc teraz nie mogę się pytać: „Dlaczego ja to w ogóle pokazałem światu?”. Do tych tematów podchodzę bardzo rozsądnie, jest to historia, której nie należy się wstydzić. Wszystkie stare zdjęcia to swoista skala, bo porównując je z tymi dzisiejszymi, mogę przyznać się do tego, że cały czas się rozwijam.
Wracając do Twoich zdjęć. Niewątpliwie wyróżniają się one na tle innych. Zdradzisz sekret jak powstają?
Duża część zdjęć, którą ogląda się na Instagramie i w innych mediach społecznościowych, nie składa się z jednego ujęcia. Jest to ten etap, gdzie jednoujęciowe zdjęcia zginęłyby w gąszczu internetowych twórców. Z resztą, chyba sam wiesz, że w dzisiejszych czasach jest fotografia i jest obróbka. Nie istnieje już fotografia bez obróbki. Podobno trzeba poświęcić 10 000 godzin, żeby być mistrzem w swojej dziedzinie. Ja zmodyfikuję to twierdzenie: Ile zdjęć trzeba zrobić, żeby dojść do takiego poziomu? Nie chciałbym stawiać sobie ściany perfekcji, bo wtedy nie będę się rozwijać. To pytanie jest ciekawe i jedynie jak mógłbym to zweryfikować, to po licznikach migawek w aparatach. Jestem teraz gdzieś na czwartym milionie. Na samym Nikonie D90 zrobiłem około 1,7 miliona klapnięć – to taki stary Mercedes wśród aparatów.
Jakie masz rady dla osób, które chcą zacząć swoją przygodę z aparatem?
To jest to, co powtarzam swojej starszej córce. Weź aparat, idź na spacer, porób zdjęcia, może ich być nawet 500-600, a później usiądź i zobacz to, co zrobiłaś źle, a co dobrze. Każdy z fotografów przechodził ten etap selekcji, umiejętnego wyboru kilku dobrych lub nawet bardzo dobrych ujęć. Tego trzeba się nauczyć, nikt za nas tego nie zrobi…
Czego mógłbym Ci życzyć?
Na pewno tego, żebym nigdy nie popadł w rutynę. (śmiech) I abym otrzymywał coraz ciekawsze oferty współpracy.
Poznańska premiera w pełni elektrycznego crossovera Volvo C40
20 lutego, 2022
Artykuł przeczytasz w: 1 min.
W piątek 18 lutego w ramach VOLVO ELECTRIC DAYS w Showroomie Volvo Firma Karlik w Starym Browarze odbyło się kameralne spotkanie połączone z poznańską premierą w pełni elektrycznego Volvo C40 Recharge.
Stanisław Dojs z Volvo Car Poland, Rafał Szczechowiak z Firmy Karlik, Bożena Wola z Fundacji Pszczoła oraz Karol Wiśniewski z Karlik Energy wygłosili krótkie wykłady przybliżające zagadnienia dotyczące elektryfikacji branży motoryzacyjnej, zmian w środowisku naturalnym oraz odnawialnych źródeł energii.
Volvo C40 Recharge oferuje klientom wszystko to, czego mogą oczekiwać od nowoczesnego samochodu elektrycznego. Wyposażony jest w napęd na cztery koła. Jego dwa silniki generują łączną moc 408 KM. Zasięg auta, homologowany według zasad WLTP, wynosi ok. 440 km. Akumulator ładuje się do 80% swojej pojemności w ok. 40 minut, gdy skorzystamy z szybkiej ładowarki (CCS).
Volvo C40 Recharge dołączyło do ekspozycji stałej Showroomu Volvo w Starym Browarze. Firma Karlik zaprasza na jazdy testowe do swoich salonów.