Na scenie uwodzi nas swoim profesjonalizmem, talentem aktorskim i wokalnym, mistrzostwem artystycznych wzniesień i upadków, wzruszeń i emocji. W prywatnym życiu przyciąga normalnością, dobrocią i ciepłem. Nie udaje, nie wywyższa się, traktuje ludzi z szacunkiem, dlatego ma tak wielkie rzesze wielbicieli i tych, którzy ją po prostu kochają. Oksana Hamerska tłumaczy nam rzeczywistość w żółto-niebieskich barwach.
Kontaktowałam się z Tobą w pierwszych dniach wojny. Mówiłaś, iż w Ukrainie pozostali Twoi rodzice i brat, aby pomagać walczącym, potrzebującym. Czy sytuacja zmieniła się?
OKSANA HAMERSKA: Moja bratowa z dziećmi jest u nas, a moi rodzice z bratem i całą dalszą rodziną zostali w Ukrainie. Jest ciężko, ale wierzymy w wygraną.
Żółto-niebieskich kolorów mamy teraz pod dostatkiem.
Tak i to niesamowite jak Polacy jednoczą się, pokazują swoje poglądy, nie boją się o nich mówić. Plakietkę czy kotylion w barwach flagi Ukrainy noszę dla siebie, nie na pokaz. Tak czuję. Jestem solidarna z narodem ukraińskim, codziennie myślę o tym, co się dzieje. Taki drobny symbol przypięty do stroju też nakłania do chwili zadumy i refleksji. Do zatrzymania się w tym życiowym biegu.
Czym aktualnie się zajmujesz?
Każdy ma swój sposób na pomoc Ukraińcom. Ja działam scenicznie od samego początku tej szalonej, nikomu niepotrzebnej wojny. Moje niezbyt spokojne życie przyspieszyło jeszcze bardziej, bo dużo zaczęło się dziać dookoła. Wszystko to związane jest z moimi ukraińskimi korzeniami. Ktoś potrzebował przetłumaczyć tekst na ukraiński, służyłam pomocą. W Teatrze Muzycznym podczas organizacji przeróżnych akcji również było (i jest nadal) zapotrzebowanie na tłumaczenie z języka polskiego na ukraiński i odwrotnie. W ostatnim czasie dużo powstało utworów, które też trzeba było przetłumaczyć i zaśpiewać.
Jak wspomniałaś, każdy na swój sposób pomaga w tych trudnych chwilach. Ty jako artystka zaśpiewałaś podczas koncertu na Placu Wolności w Poznaniu wymowną pieśń „Ukraina żyje”. Czy według Ciebie muzyka, teksty piosenek teraz w obecnej rzeczywistości, tak jak i podczas przeszłych wojen, wielu powstań, zrywów patriotycznych mają niezwykłą moc, pomagają przetrwać najtrudniejsze czasy?
To była szybka akcja, najpierw zaśpiewałam na scenie przygotowanej na Placu Wolności, 3 kwietnia, a 14 kwietnia już nagrałam tę piosenkę w Studiu S10 Sergiusza Suprona w Poznaniu. Tekst napisał Przemek Prasnowski z Fundacji Barak Kultury, a muzykę skomponował Maciej Muraszko. Obecne czasy potrzebują reakcji, głośnego i wymownego przekazu. Mądre słowa, wartościowe melodie, piosenki – mają ogromną moc, i teraz, i przed laty. Wskrzeszają nadzieję w ludziach, dodają otuchy i wiary. Dobrze, że istnieje międzynarodowy zasięg i szybka komunikacja, że możemy te nasze działania wysłać do ludzi walczących, pomagających w Ukrainie.
Od razu po tym, jak narodził się pomysł piosenki „Ukraina żyje”, którą wykonałam w dwóch językach, otrzymałam ogrom podziękowań i wzruszeń ze strony Ukraińców, że jesteśmy z nimi, pomagamy, dajemy im siłę i potrzebną nadzieję. Wydawałoby się, co taka piosenka może zrobić? Jednak może wiele…Można stworzyć bardzo dobrą energię i umiejętnie przekonywać innych ludzi do zmian. Tak czynił chociażby przed laty Ignacy Jan Paderewski, któremu poświęcony jest musical „Virtuoso” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Artyści mają swoje metody i sposoby na działanie, na pomoc swojemu krajowi, bliźnim, na zmiany światopoglądowe, geopolityczne. Sądzę, że nieraz sam prezydent Volodymyr Zelensky korzysta ze swoich zdolności artystycznych, aby przekonywać niedowiarków i docierać do ludzi na różnych szerokościach geograficznych.
W środkach masowego przekazu widzimy, słyszymy ludzi grających na skrzypcach w bunkrach, śpiewających, podtrzymujących innych na duchu, np. mała Amelka, która rozkochała wszystkich swoim wykonaniem piosenki z bajki „Kraina Lodu”, potem odśpiewała na scenie, już w Polsce, hymn Ukrainy. Orkiestra grająca na tle zrujnowanego bloku, przy leju po bombie, skrzypek zanurzający się w pięknych dźwiękach, gdy wokół panuje tragiczny widok. To wszystko jest po coś. Ma swój cel. Muzyka zawsze wspierała walczących, towarzyszyła im w poprzednich wiekach. I tak jest teraz. Artystyczne przesłanie trafia do szerokiej publiczności na świecie.
Uczestniczyłaś też w innych akcjach podobnych do „Światła dla Ukrainy”…
W Teatrze Polskim odbył się koncert na rzecz Ukrainy łączący artystów scen poznańskich, w którym wzięłam udział. Nagrałam również piosenkę z dziećmi z „Łejerów”, ze szkoły podstawowej. Marcin Przewoźniak napisał tekst, ja – tłumaczenie, a Mariusz Matuszewski stworzył muzykę. Śpiewałam razem z moim 9-letnim synkiem, Piotrkiem, refren tego utworu. W Teatrze Muzycznym odbywały się spektakle, z których dochód w całości przeznaczony był na pomoc Ukrainie, np. spektakl „Kombinat”. Podczas pozostałych spektakli prowadzone były zbiórki pieniędzy do puszek. Oprócz tego cały czas działam w mediach, w telewizji, w radiu, aby przybliżyć temat Ukraińców mieszkających w Poznaniu. Cały czas włączam się w akcje pomocy, które docierają bezpośrednio z transportem na Ukrainę. Bardzo prężnie działa w tym mój mąż, Andrzej. Natychmiastowo założył na FB grupę wsparcia Ukraińcom, na której wiele osób wymienia się informacjami, co, gdzie i komu jest potrzebne na daną chwilę. Pomoc obywatelska w znalezieniu mieszkania, pracy, szkoły dla dzieci tu w Poznaniu. Tyle będziemy pomagać, na ile będzie potrzebna ta pomoc… i jak długo.
Czy teraz – już w kolejnych etapach wojny, po bestialstwie dokonanym w Buczy, Borodziance, Irpieniu – próbujesz odcinać się od drastycznych obrazów i mniej oglądasz telewizję, przeglądasz Internet? Jak sobie radzisz z tym nagromadzeniem informacji?
Nieustannie wszystko przeżywam. Faktycznie na początku chłonęło się wszystkie docierające do nas wiadomości ze Wschodu. Każda jedna była na wagę złota. Teraz muszę sobie „dawkować” te okrucieństwa, bo obrazy śnią mi się po nocach. Płacz ludzi, ich niedowierzanie, przytoczone historie. Wzruszam się, popłaczę – tak jak i Ty. Jestem cała roztrzęsiona. Przeżywam bardzo… Zastanawiałam się, czy mogę sobie „odpuścić” ten napływ informacyjny? Ale tak nie umiem, bo potem miałabym wyrzuty sumienia, że może gdzieś potrzebna jest pomoc, a ja przegapiłam, nie zareagowałam we właściwym czasie. A potem może być za późno… Więc pomimo tych katastrofalnych doniesień i obrazów z wojny – nie ma dnia, abym nie czytała, nie słuchała, nie oglądała serwisów informacyjnych w kraju i na świecie. To jest ambiwalentne i trzeba sobie dawkować te emocje.
Jak radzą sobie Twoi bliscy, którzy zostali w Ukrainie?
Na początku był ogromny niepokój, przerażenie, wielka niewiadoma. Teraz jak rozmawiam np. z mamą to słyszę wycie syreny i widzę ich reakcje. Oni po części zaczęli przywykać do tych dźwięków i odgłosów wojny. Na szczęście mieszkają 15 km od granicy polsko-ukraińskiej i te ziemie nie są celem – na razie.
Jak według Ciebie można zatrzymać Putinowską machinę?
Mam nadzieję, że wreszcie obudzi się z letargu naród rosyjski, że społeczeństwo zacznie głośno mówić, przeciwstawiać się wojnie i okrucieństwom. Przebije się mur kłamstwa.
Zmieniając nieco temat, kiedy w Ukrainie przypada Dzień Mamy?
To jest ruchome święto i zawsze przypada w drugą niedzielę maja.
W Polsce świętujemy 26 maja. Jaką Ty jesteś mamą, wymagającą czy pobłażającą, przymykającą oko na dziecięce humory?
Oczywiście, im jeden rodzic jest autorytarny, to ten drugi – jest bardziej spolegliwy i pozwalający na dziecięce fanaberie. U nas Andrzej jest tym mocnym rodzicem, stanowczym, którego dzieci bardziej słuchają. Choć jak sama zostaję z moją trójką, której trzeba powtarzać po stokroć, to staram się być asertywna. (śmiech)
Jakie masz sprawdzone metody na niesforne zachowania dzieci?
Gdy jestem na granicy wybuchnięcia, albo idę do kuchni ochłonąć, albo próbuję zamienić negatywne emocje w żart. Staram się przeobrazić to w zabawę, np. gilgotki, bo wiem, że emocje i słowa mogą wyrządzić dużą krzywdę. A dziecko czerpie jak gąbka i oddaje to, co otrzymuje. Dorosły krzyczy – dziecko tak samo. Rodzi się konflikt. Staram się opanowywać sytuacje, rozwiązywać trudne chwile i rozładować złe emocje, choć różnie to wychodzi. Nie zawsze o tym pamiętam.
Muzykujecie rodzinnie?
Tak, oczywiście. Nie tak dawno rozmawiałam właśnie z Anią Wilczyńską z Narodowego Forum Muzyki o muzykowaniu w rodzinie. Cały czas chodzimy i nucimy sobie w domu: Piotrek podśpiewuje, Kostek jest naszym rodzinnym rockmanem i udaje, że gra na gitarze, a Julek odstawia kocie mruczando, gdy jest już bardzo śpiący. (śmiech)
Najchętniej dzieci słuchają moich wymyślonych utworów, uwielbiają to, np. opowieść o dzielnym rycerzu Kostku lub „aaa były sobie pociągi dwa”. Piotrek śpiewa też po swojemu utwory Krzysztofa Zalewskiego.
Uczysz swoich chłopców ukraińskiego?
Niestety, mam sobie tu trochę do zarzucenia. Dzieci doskonale słyszą ten język, gdy rozmawiam np. z moimi rodzicami, z rodziną. Śpiewam im piosenki i kołysanki na dobranoc w moim ojczystym języku. I dodatkowo do usypiania mamy tradycyjne gilganie po plecach. (śmiech)
Najlepiej ukraińskim posługuje się Piotrek, gorzej już Kostek. A Julian jest jeszcze za mały na mówienie. W zabawie z dziećmi też stosuję język ukraiński. A teraz więcej słyszą, bo z bratową i jej dziećmi rozmawiam tylko w tym języku. Bardzo chcę wychować moje dzieci dwujęzycznie.
Jakie wspólne cechy masz z własną mamą, jeśli chodzi o relacje z dziećmi, życiowe mądrości?
Patrząc z perspektywy czasu na moje dzieciństwo, na mnie i mojego brata, cały czas się zastanawiam, jakie to jest trudne wychowywać dzieci. Jak to udało się moim rodzicom?
Staram się bardzo tulić moich synów, gdy jest potrzeba i bez potrzeby też – to wyniosłam z domu rodzinnego, bo moja mama często nas przytulała, dawała to poczucie bliskości i bezpieczeństwa. To był dla mnie taki cudowny moment. Gdy wkoło coś działo się źle, wystarczyło przyjść i się przytulić do mamy i już było lepiej. Słowa mojej mamy pozostały mi w pamięci: „przytul się i wszystko będzie dobrze”. Takie zaklinanie rzeczywistości zawsze pomagało.
Pragnęłabym zastosować ten trik – zaklinania rzeczywistości – i zmienić trudny czas w lepszy; w pokój i spokój w Ukrainie, czego Tobie, sobie i wszystkim życzę.
Jestem pełna nadziei, że tak się stanie… Musimy poczekać, a potem pomagać odbudowywać Ukrainę. Mój synek, Kostek, spuentował całą sytuację, mówiąc do mojej mamy „Nie martwcie się, że macie tam bałagan. Przyjedziemy i pomożemy Wam posprzątać.” Oczywiście wzruszyłam się bardzo.
Ukraina żyje
Każdy ma prawo być wolny
Jak wiatr na stepie
Oddychać miłością
swojego domu
Każdy ma prawo być wolny
Jak ptak na niebie
Co rozwija skrzydła
Ponad istnieniem
W labiryncie miasta
Szukamy drogi
Która nas przeniesie
W rodzinne strony
Tutaj jest bezpiecznie
tam nadciąga burza
Oczy same płaczą
A serce mocniej bije
Żyje Ukraina! Ukraina… żyje!