Łukasz Kaczmarek KA 4 | Wiele dróg na szczyt  

|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek

O przekuwaniu pasji w biznes, budowaniu firmy na mocnych podstawach, wspieraniu piłkarstwa kobiecego i wspólnym projekcie Roberta Lewandowskiego i Amandy Cunha de Moura Pietrzak, zawodniczki klubu „KA 4 resPect ” opowiedział nam Łukasz Kaczmarek, prezes zarządu spółki KA 4, która w Kołaczkowicach pod Rawiczem od wielu lat rozwija sprzedaż m.in. wyrobów hutniczych 

Chyba trzeba mieć stalowe nerwy, żeby w ostatnim czasie, przy drastycznych wzrostach cen, handlować stalą ? Czy też może jest przeciwnie – jeśli ma się dostęp do surowca, można rozdawać karty? 

Staram się tak kierować firmą, aby stała ona na mocnych „nogach”, solidnych fundamentach. Przez ponad 10 lat działalności na rynku wypracowaliśmy sobie – zarówno u naszych dostawców, jak i odbiorców – pozycję, która pozwoliła nam przetrwać trudny okres pandemii, a obecnie, w obliczu wojny, pozwala nam radzić sobie w tym niepewnym i zmiennym otoczeniu. Dbałość o dobre relacje z partnerami biznesowymi procentuje, a efekty takich działań widać zwłaszcza w trudnych czasach.   

Jako firma, zespół ludzi, nie mamy powodów, aby obawiać się o przyszłość, choć oczywiście poczucie niepokoju, współczucie dla uchodźców i solidarność z ofiarami wojny towarzyszą nam cały czas. 

Zespół osób, współpracowników mających wspólny cele, to najlepsza recepta na radzenie sobie ze scenariuszami, które trudno było przewidzieć. Ze sprawdzoną załogą łatwiej przepłynąć statkiem przez burzliwe wody. 

Od czego zaczęła się historia KA 4? Jak dziś wygląda działanie firmy? 

Stal towarzyszyła mi od ok. 10. roku życia, wtedy to po raz pierwszy trzymałem w rękach spawarkę i do dziś pamiętam ból naświetlonych oczu… To wspomnienie wywołuje teraz uśmiech na mej twarzy, choć wtedy niekoniecznie.  Równie dobrze pamiętam dumę z pierwszej pospawanej „konstrukcji”. Mieszkaliśmy w gospodarstwie rolnym, tak więc dostęp do urządzeń takich jak spawarki czy szlifierki był na porządku dziennym. Z każdym kolejnym małym sukcesem, kiedy udało mi się coś naprawić czy skonstruować, ta pasja stawała się coraz silniejsza. 

Tym tropem poszedłem także wybierając szkołę. Technikum mechaniczne o profilu budowa maszyn, obróbka skrawaniem – świetne czasy, mnóstwo nauki i przygód… To wtedy dostrzegłem o wiele większe możliwości związane ze stalą. Później były studia na kierunku Zarządzanie i Inżynieria Produkcji, kolejny ważny etap zbierania doświadczeń, no i praca inżynierska poświęcona, nie mogłoby być inaczej, konstrukcji stalowej hali przemysłowej. Choć na początku swą przyszłość wiązałem z projektowaniem, konstruowaniem, to życie potoczyło się w taki sposób, że już na studiach zacząłem handel wyrobami hutniczymi. Rozmowy między zajęciami z klientami i dostawcami… aż miło powspominać.

Łukasz Kaczmarek

W 2010 r. podjąłem decyzję o założeniu firmy. Na początku był garaż o powierzchni 15 m kw. i oczywiście handel stalą, ale i produktami powiązanymi z branżą: automatyka, elementy ozdobne, śruby, nakrętki, tarcze itp. Stopniowo rozwijaliśmy działalność, zwiększaliśmy powierzchnię wynajmowanego magazynu, a po dwóch latach postanowiłem sprofilować firmę tylko na wyroby hutnicze, automatykę i element ozdobne, co okazało się decyzją trafioną. 

Kolejnym krokiem milowym w rozwoju KA 4 była decyzja o budowie własnej siedziby. W 2014 r. powstał budynek biurowy oraz magazyn. Kolejne lata to już sukcesywny rozwój i budowa marki. Dziś dysponujemy 10 tys. m kw. powierzchni magazynowej, główna część działalności firmy to handel stalą,  rozwijamy także sprzedaż elementów kutych, akcesoriów do bram i ogrodzeń oraz zestawów napędowych, akcesoriów do bram automatycznych. Od kilku lat z powodzeniem istniejemy w sieci, sprzedając znaczną część produktów w naszym sklepie internetowym.    

Jeśli chodzi o stal zaopatrujemy głównie firmy produkcyjne reprezentujące m.in. przemysł motoryzacyjny i rolniczy. Jesteśmy jedną z najbardziej rozpoznawalnych firm w branży, co najmniej na poziomie województwa, ale dzięki sklepowi internetowemu docieramy do klientów w całej Polsce. Śmiało mogę powiedzieć, że nasze automaty otwierają bramy całej Polski. 

Dziś – choć nie tworzę stalowych konstrukcji – dzięki działalności handlowej mogę procować z materiałem, dzięki którym powstają. I mogę być też trochę dumny z tego, że KA 4 przyczynia się do budowy Polski.   

A skąd wziął się pomysł na nazwę? Czy KA 4 to nawiązanie do K2, alpinizmu, zdobywania szczytów?   

Tak, cieszę się, że od razu dostrzegł Pan analogię – ambicja i wola walki, która jest domeną alpinistów, bez której trudno marzyć o zdobywaniu szczytów, musi towarzyszyć nam także wtedy, gdy chcemy zdobywać własne szczyty. Nazwa KA 4 to jednocześnie nawiązanie do mojego nazwiska i pewna metafora – na szczyt można wchodzić różnymi drogami, z czterech stron świata, zdobywać go po kilka razy, zmieniając stopień trudności. To dość dobrze oddaje moje podejście do życia i pracy. Nawet jeśli zdobędzie się ten umowny szczyt, to nie jest to koniec wędrówki, nie można spoczywać na laurach.  

Jak pandemia i wojna zmieniła działanie Pana firmy i Pana sposób postrzegania ryzyka biznesowego? 

Pracujemy na bazie kontraktów zawieranych najczęściej z półrocznym, a co najmniej z kwartalnym wyprzedzeniem, co w połączeniu ze stosunkowo dużymi stanami magazynowymi zapewnia nam bufor bezpieczeństwa.  

W czasie wzmożonego popytu, kiedy spływało do nas mnóstwo zamówień od nowych klientów, nasi stali kontrahenci mieli pierwszeństwo w dostępie do towaru. Lojalność w biznesie jest dla nas bardzo ważna, a stabilność, bezpieczeństwo dostaw to czynniki, które mają coraz większe znaczenie dla klientów.   

Łukasz Kaczmarek

Jaki model zarządzania jest Panu najbliższy, jak ważny w KA 4 jest zespół? 

Na początku, kiedy firma funkcjonowała jako jednoosobowa działalność gospodarcza, pracowałem po 16 godzin na dobę i była to prawdziwa szkoła życia, z perspektywy czasu bezcenna. Dzięki temu dziś inaczej postrzegam pracę ludzi wokół siebie, mam do niej duży szacunek, łatwiej mi zrozumieć problemy pracowników. Pierwszą osobę zatrudniłem w 2012 r.,  dziś zespół KA 4 tworzy 40 osób. Najważniejsze jest dla mnie, aby pracownicy czuli się częścią firmy i chcieli współuczestniczyć w jej rozwoju, patrzyli w jednym kierunku. Wiadomo bywa lepiej, bywa gorzej, jednak jeśli kierunek jest spójny można wiele zdziałać. 

W sposób usystematyzowany zacząłem rozwijać swoje kompetencje w zakresie budowy zespołu i zarządzania kilka lat temu. W firmie działają obecnie cztery zespoły: dział administracyjno-biurowy, dział zakupów, dział sprzedaży i dział magazynowy. 

W mojej ocenie kluczowe w pracy są cechy, które bardzo trudno wyłuskać

w czasie procesu rekrutacji. Oczywiście wiedza, umiejętności i doświadczenie są ważne, ale dla efektywności zespołu większe znaczenie ma obecnie chęć do pracy, tzw. umiejętności miękkie, które pozwalają pracownikowi dobrze funkcjonować w zespole oraz chęć rozwoju i gotowość do zmian. W dzisiejszych realiach elastyczność, umiejętność adaptowania się do zmieniających się okoliczności pozwala firmie być konkurencyjną na rynku.   

A jak postrzegam swoją rolę w tej strukturze? W dużym uproszczeniu osoby zarządzające można podzielić na trzy grupy. Jest szef, który przeszkadza, psuje atmosferę, paraliżuje pracowników ciągłą kontrolą – nikt z nas nie chciałby takiego mieć. Jest też szef, który chce być potrzebny, włącza się w rozwiązywanie niemal wszystkich problemów w firmie, ale taki model nie sprawdza się w dłuższej perspektywie, bo jest nieefektywny i blokuje rozwój zespołu. I wreszcie trzeci typ – szef, który potrafi delegować kompetencje, doradza w kluczowych kwestiach, ale skupia się nie na bieżącej działalności, ale na rozwoju strategicznym. I takim szefem staram się być, ale nie ukrywam też, że mam za sobą dwa pierwsze wymienione etapy.    

Od wielu lat wspiera Pan rozwój kobiecej piłki nożnej. Skąd zainteresowanie akurat tą dyscypliną? 

Pasję do piłkarstwa kobiecego zaszczepiła we mnie córka, która w wieku 8 lat postanowiła, że będzie piłkarką i zaczęła trenować w lokalnym klubie. W mieszanych grupach dziewczynki często były jednak dyskryminowane, wystawiane w meczach w ostatnich minutach itp. Wraz z kilkoma innymi osobami postanowiliśmy więc stworzyć własną drużynę. Okazało się, że w naszej najbliższej okolicy sporo dziewczyn albo już grało w piłkę albo chciało spróbować swoich sił w tej dyscyplinie, ale nie miało odwagi dołączyć do męskiej drużyny. Stworzony przez nas team wystartował później w imprezie „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku”, największym w Europie turnieju piłki nożnej dla dzieci ze szkół, klubów sportowych i UKS-ów organizowanym przez Polski Związek Piłki Nożnej. Zajęliśmy w nim drugie miejsce w Polsce i to był krok milowy dla rozwoju piłki kobiecej w naszym regionie. Postanowiliśmy wykorzystać ten potencjał i tak powstał klub sportowy „KA 4 resPect Krobia”, którego jestem właścicielem i prezesem. 

Łukasz Kaczmarek
www.jakubwittchen.com

Seniorska drużyna „KA 4 resPect ” gra obecnie w III lidze kobiet, ale klub prowadzi też drużyny w młodszych rocznikach. To jednak tylko część Pana działalności. Jest Pan także członkiem zarządu Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, przewodniczącym Wydziału Piłkarstwa Kobiecego (WPK), a także wiceprzewodniczącym Komisji Piłkarstwa Kobiecego w PZPN. Jak trafił Pan do struktur PZPN? Jaki jest obecnie status piłki nożnej kobiet w Polsce? 

Moja aktywność na szczeblu lokalnym sprawiła, że zostałem zauważony przez osoby z WZPN i PZPN. Myślę, że kluczowe było to, że – działając na rzecz rozwoju własnego klubu – nigdy nie przedkładałem jego dobra nad dobro społeczności piłkarskiej, całej dyscypliny, co może być zarówno plusem, jak i minusem, zależnie od tego, kto ma jaki plan na siebie. 

Rozwój kobiecej piłki nożnej w ostatnich latach nabrał dużego przyspieszenia – zarówno jeśli chodzi o umiejętności zawodniczek, jak i strukturę organizacyjną i wsparcie PZPN. Obecny poziom rozwoju dyscypliny, gdyby porównać ją do piłki nożnej mężczyzn, to jakieś 40-50 lat wstecz, ale to, co najlepsze dopiero przed nami. Za pięć lat może się okazać, że ta różnica jest znacznie mniejsza, bo zarówno UEFA, jak i FIFA kładą duży nacisk na rozwój i promocję tej dyscypliny, wspierają finansowo drużyny i kluby. 

Coraz więcej znanych piłkarskich klubów w dużych miastach prowadzi sekcje kobiece – zarówno na poziomie seniorskim, jak i młodzieżowym czy dziecięcym. Co prawda utrudnia to nabór do klubów działających w mniejszych ośrodkach, ale sprzyja rozwojowi całej dyscypliny. 

Dostrzegam duży potencjał w piłkarstwie kobiet, widzę ogromne zaangażowanie zawodniczek, ale też mnóstwo rzeczy jest jeszcze w tej dyscyplinie do zrobienia. To mnie jeszcze bardziej mobilizuje, bo lubię gdy  efekty mojej pracy są zauważalne, gdy przyczyniają się do rozwoju. 

Na czym obecnie koncentruje Pan swoje działania jako przewodniczący WPK? 

Główny nacisk kładziemy na popularyzację dyscypliny, przyciągnięcie do niej większego zainteresowania. 

Pracujemy nad programem, który umożliwi pracę organiczną z młodymi piłkarkami już na poziomie szkół podstawowych. Chcemy regularnie organizować profesjonalne turnieje międzyszkolne w skali ogólnopolskiej, a także stworzyć kadry regionów umożliwiające weryfikację umiejętności zawodniczek, z możliwością zaistnienia w kadrze U13, U15, U17, a w konsekwencji także w kadrze A.  

To również działania mające na celu zachęcenie do sportu kobiet, mam w wieku 18+ czy 30+, właśnie dla pań organizujemy turnieje takie jak MAMA CUP czy BABSKIE GRANIE 30+.

Łukasz Kaczmarek
www.jakubwittchen.com

Czy opłaca się inwestować w piłkę nożną kobiet, patrząc z punktu widzenia wielkopolskich przedsiębiorców? 

Sam jestem przedsiębiorcą i od wielu lat wspieram piłkę kobiecą – to najlepszy dowód na to, że warto. Piłka nożna kobiet jest coraz bardziej widoczna w mediach i pozwala dotrzeć do odbiorców nie tylko ze środowiska piłkarskiego. 

Robert Lewandowski wraz z Amandą Cunha de Moura Pietrzak, zawodniczką naszego klubu, wystąpili ostatnio wspólnie w reklamie firmy T-Mobile, Ceneo przygotowało niedawno reklamę związaną z piłką kobiecą, jedna z naszych zawodniczek wystąpiła też w reklamie sklepów Media Markt. To rosnące zainteresowanie sponsorów nie jest przypadkowe. 

Jak Pan znajduje czas na zarządzenie firmą, klubem i jeszcze na działalność w ramach PZPN? 

Często słyszę: „jesteś pracoholikiem”. Jednak, wiadomo, ja widzę to trochę inaczej. Zarówno prowadząc firmę, jak i działając w piłce kobiecej nie czuję przymusu. Działam, bo chcę, sprawia mi to radość, powoduje satysfakcję, to moje pasje, a działania wynikające z pasji są w mojej ocenie najlepszym sposobem na osiąganie sukcesów i samozadowolenia. 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek
REKLAMA
REKLAMA

10 lat Why Thai w Poznaniu. Michał Niemiec | Czy osiągnąłem sukces? Ciągle mi mało!

Artykuł przeczytasz w: 14 min.
10 urodziny WHY THAI


Kiedy 10 lat temu wprowadził kuchnię tajską do Poznania, był prekursorem w branży gastronomicznej. Michał Niemiec, właściciel Why Thai, przy okazji 10. urodzin restauracji opowiada o swojej drodze do sukcesu, kulisach budowania marki i o tym, jak gastronomia stała się jego życiową pasją – pomimo że życie pchało go w objęcia ogrodnictwa, straży pożarnej, a nawet muzyki… Dziś Why Thai świętuje dekadę i rozwija nowy koncept, który na nowo odkrywa polską kuchnię.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Michał Musiał

Jadasz coś innego niż kuchnia tajska?

MICHAŁ NIEMIEC: (śmiech) Oczywiście, że tak! Zdradzę Ci tajemnicę, że w sumie to jadam jej już niewiele. (śmiech) Jak to mówią, co za dużo, to niezdrowo – nawet najlepszą kuchnią świata można się w końcu przejeść. Ale zawsze próbuję nowych dań, pilnuję standardów, czy chcę czy nie chcę, bo w końcu to moja praca i pasja – muszę wiedzieć, co serwuję i dbać o to, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

Skąd zamiłowanie do kuchni i gotowania?

Miłość do kuchni zaszczepiła we mnie moja babcia, która świetnie gotowała, potem moja mama, dodatkowo mój wujek był kucharzem. A ja od najmłodszych lat towarzyszyłem im podczas przygotowywania posiłków. Pamiętajmy, że były to lata 80-te, gdzie normą było gotowanie w domu, kuchnia tętniła życiem i była miejscem, które scalało całą rodzinę. Obserwowałem, jak z prostych składników można stworzyć coś wyjątkowego, a wspólne gotowanie było okazją do rozmów i budowania więzi. To właśnie wtedy zrozumiałem, jak wielką radość może dawać przygotowywanie posiłków dla innych.

Babcia i mama wspierały Cię w Twojej rodzącej się wówczas pasji?

One tak, tata niekoniecznie. (śmiech) Jego marzeniem było, abym poszedł w jego ślady i przejął po nim gospodarstwo ogrodnicze. Przez wiele lat hodował róże, dodatkowo był prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej, więc jak już pogodził się z tym, że ogrodnikiem nie zostanę, to pojawił się pomysł, abym został strażakiem, a dodatkowo zapisał mnie na lekcje gry na saksofonie, bo trzecim wyborem była kariera muzyka. (śmiech) Ale to wszystko nie było dla mnie. Moim przeznaczeniem jest gastronomia.

Michał Niemiec Why Thai

Ale w rodzimym gospodarstwie ogrodniczym jednak trochę pracowałeś…

Nie miałem wyjścia. (śmiech) Jednak zawsze uciekałem w stronę sztuki gotowania. Kilka lat spędziłem, pracując w hotelach orbisowskich, a następnie ukończyłem Wyższą Szkołę Hotelarstwa i Gastronomii. To był czas, kiedy turystyka dopiero raczkowała, a Polska zaczynała otwierać się na świat. Dzięki zagranicznym praktykom mogliśmy poznawać nowe smaki i wprowadzać je na nasze stoły, co było niezwykle inspirujące. Po śmierci rodziców wróciłem do Kalisza, parę lat prowadziłem gospodarstwo, zostałem nawet radnym, ale to nie była moja droga. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę – wybrałem gastronomię. Choć z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że praca w gospodarstwie niczego mi nie dała – przede wszystkim nauczyła mnie ciężkiej pracy i szacunku do tego, co samodzielnie się wypracuje. Te doświadczenia ukształtowały mój charakter i nauczyły wytrwałości, która później okazała się kluczowa w budowaniu mojego miejsca w gastronomii.

Jakie było to ostatnie 10 lat dla Ciebie?

Na pewno bardzo pracowite, pełne wyzwań i intensywnego rozwoju. To czas, który nauczył mnie wytrwałości oraz elastycznego podejścia do różnorodnych wyzwań. Były trudne chwile, ale również wiele radości płynącej z osiągnięć i pokonywania barier. Pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie, a także nasze lokalne trudności, takie jak niekończący się remont Starego Rynku, uświadomiły mi, jak istotna jest zdolność adaptacji. Te wydarzenia stanowiły poważny test, a jednocześnie stały się impulsem do działania i poszukiwania nowych dróg w obliczu zmian.

Mija właśnie 10 lat, kiedy powstał pierwszy lokal Why Thai. Jak wspominasz początki, bo zdaje się, że pierwszym pomysłem, była kuchnia włoska. Co zaważyło na zmianie strategii?

To prawda. Why Thai w Poznaniu świętuje właśnie swoje 10-te urodziny, ale cała grupa ma już 12 lat. Pierwszy lokal powstał w Warszawie dlatego, że w Poznaniu nie mogłem znaleźć odpowiedniej lokalizacji. Lokal znalazł się w Warszawie, więc niewiele się zastanawiając, wyruszyłem na podbój stolicy. Nie mając zupełnie wiedzy na temat tamtejszego rynku gastronomicznego, poszedłem na żywioł. (śmiech) I faktycznie początkowo moim pomysłem było otworzenie restauracji z włoskim jedzeniem, ale Warszawa była wówczas już naszpikowana włoskimi smakami, więc z czysto biznesowego punktu widzenia, zmieniłem koncepcję i postawiłem na kuchnię tajską. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Warszawa wiele mnie nauczyła i na pewno dała solidne podwaliny pod biznes w Poznaniu. Z takich ciekawostek powiem Ci, że kiedy po dwóch latach prowadzenia biznesu w Warszawie postanowiłem wrócić na rodzime wielkopolskie podwórko, tu i ówdzie było słychać głosy, że to warszawska firma otwiera knajpę w Poznaniu. (śmiech) A było zupełnie odwrotnie. Jestem wielkopolaninem, pochodzę z Kalisza, więc to Poznań ruszył na podbój Warszawy, a nie odwrotnie. (śmiech) 

Michał Niemiec Why Thai

Pierwszy lokal powstał w Warszawie, potem kolejne w Poznaniu. Warszawa to miasto globalnych korporacji, międzynarodowej społeczności, tam kuchnia tajska pewnie nie była niczym dziwnym. Jednak Poznań, miasto bardziej kulinarnie konserwatywne, ze swoją nieśmiertelną kaczką po poznańsku. Nie obawiałeś się rodzimego rynku?

Poszedłem za ciosem warszawskiego sukcesu i nie miałem większych obaw co do tego, jak poznaniacy przyjmą kuchnię tajską, choć faktycznie była ona dość egzotyczna. Myślę, że duży wkład w popularyzację światowych, a zwłaszcza azjatyckich smaków, miały wtedy lokale z sushi, które w tamtym czasie zaczęły zdobywać w Poznaniu dużą popularność. Dzięki nim klienci byli już otwarci na nowe kulinarne doświadczenia i gotowi spróbować czegoś nieco innego. Dziś myślę, że w tym miejscu, w którym my byliśmy 10 lat temu, jest kuchnia koreańska, którą dopiero poznajemy i oswajamy, podobnie jak wtedy kuchnię tajską. To pokazuje, że kulinarne gusta w Polsce cały czas ewoluują, a klienci są coraz bardziej otwarci na nowe smaki i nieznane wcześniej tradycje kulinarne. W tamtym czasie tajska kuchnia wydawała się egzotyczna, dziś jest dla wielu naturalnym wyborem. 

Czy są jakieś wspomnienia lub historie z początków Why Thai, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Wspominam ten czas jako okres niezwykle intensywnej pracy. Przygotowując się do otwarcia lokalu w Warszawie, pracowałem po 350-370 godzin miesięcznie. Gdy warszawska restauracja zaczęła funkcjonować stabilnie, bez chwili wytchnienia ruszyłem z przygotowaniami do otwarcia lokalu w Poznaniu. Lokal przy ulicy Kramarskiej, w którym mieścimy się do dzisiaj, przeszedł generalny remont, więc w zasadzie kursowałem non stop pomiędzy Warszawą i coraz lepiej prosperującym tam lokalem, a Poznaniem i lokalem w remoncie. (śmiech) Sam remont przebiegł dość szybko i w miarę bez większych trudności, ale ja byłem koszmarnie zmęczony, a mój organizm domagał się odpoczynku. Przyjaciele przekonali mnie, że przed samym otwarciem muszę odpocząć i w końcu dałem się namówić na tydzień urlopu, który pozwolił mi złapać oddech przed kolejnym wyzwaniem, jakim było otwarcie. Pamiętam też wydarzenie z 2015 roku, które na długo zapisało się w mojej pamięci – pękła rura w ulicy i zalała nasz lokal. Co gorsza, stało się to w Boże Narodzenie, więc odkryliśmy problem dopiero po świętach. Piwnica była zalana po sufit, sprzęty zniszczone, a restauracja wymagała generalnego odmalowania. Przez trzy miesiące walczyliśmy, żeby wszystko naprawić i przywrócić lokal do życia. To była jedna z tych sytuacji, które uczą pokory, cierpliwości i tego, że w gastronomii zawsze trzeba być gotowym na niespodziewane wyzwania.

Za oryginalne, tajskie smaki w Why Thai odpowiadają rodowici Tajowie. Już od samego początku zdecydowałeś się zatrudniać kucharzy z Tajlandii, aby zapewnić autentyczność potraw. To nie jest łatwa droga. 

Mam chyba trochę szczęścia w życiu. (śmiech) Mój znajomy, którego żona pochodzi z Tajlandii, bardzo pomógł mi w rekrutacji kucharzy bezpośrednio stamtąd. Dzięki jego wsparciu udało się nie tylko załatwić wszystkie formalności, ale znaleźć prawdziwych mistrzów, którzy zarówno znają techniki tajskiej kuchni, jak i przekazują jej autentycznego ducha. To było wyzwanie, ale kluczowe dla utrzymania najwyższej jakości i prawdziwości naszych dań. Nasza Szefowa Kuchni Mala, pracuje z nami już 10 lat…

Michał Niemiec Why Thai

Czy widzisz różnicę w podejściu Polaków do kuchni tajskiej 10 lat temu i teraz? Czy przez te lata zmieniły się gusta klientów lub ich oczekiwania względem autentycznych smaków Azji?

Bardzo! I to bardzo dobrze! Pamiętam, kiedy otworzyliśmy pierwszą restaurację w Poznaniu, nie mogliśmy przygotowywać dań w takiej ostrości, w jakiej oryginalnie występują, bo dla naszego poznańskiego podniebienia to było zdecydowanie za dużo. (śmiech) Dziś pad thai czy kurczak słodko-kwaśny podawane w Why Thai, smakują tak samo jak w Tajlandii – autentycznie i bez kompromisów w kwestii przypraw czy ostrości. Klienci stali się bardziej otwarci na intensywne smaki, a także świadomi tego, czym naprawdę jest kuchnia tajska. To ogromna zmiana w porównaniu do początków, kiedy musieliśmy dostosowywać przepisy, aby były bardziej neutralne i łagodniejsze.

Ile dzisiaj jest restauracji w sieci?

Obecnie w skład sieci Why Thai wchodzą dwie restauracje z obsługą kelnerską – Why Thai Food & Wine w Warszawie oraz w Poznaniu. To miejsca, które łączą elegancję z autentycznymi tajskimi smakami, oferując gościom wyjątkowe kulinarne doświadczenia. Dodatkowo, półtora roku po otwarciu poznańskiej restauracji, narodził się koncept Why Thai Express. To zupełnie inny pomysł, skierowany do osób ceniących szybkie i wygodne rozwiązania w stylu street food. Why Thai Express specjalizuje się w daniach na wynos, zachowując przy tym charakterystyczną dla sieci jakość i smak autentycznej kuchni tajskiej. Takich punktów mamy w Poznaniu trzy, co pozwala nam pokryć swoim zasięgiem całe miasto. Cała sieć zatem to pięć restauracji.

Michał Niemiec Why Thai

Z perspektywy 10 lat działalności, co uważasz za największy sukces Why Thai? Co według Ciebie sprawiło, że klienci pozostają lojalni wobec Waszych restauracji?

Kiedy prowadzisz własny biznes, praca staje się codziennością, a sukces nie jest czymś, o czym myślisz na co dzień. Dla mnie prawdziwym sukcesem są ludzie, z którymi pracuję, bo bez nich niczego bym nie zrobił. To oni tworzą atmosferę tego miejsca. No i nasi klienci – ci, którzy wracają do nas od lat, polecają nasze restauracje swoim bliskim i wciąż obdarzają nas zaufaniem. Czy czuję, że sam osiągnąłem sukces? Szczerze mówiąc, nie patrzę na to w ten sposób. Ciągle mi mało. (śmiech) O wiem! Mam już dzisiaj struktury tak poukładane, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie na krótki odpoczynek – i to jest mój osobisty sukces! (śmiech)

Co słyszysz od swoich gości?

Słyszę, że jest smacznie i świeżo. W końcu hasło „najlepszy pad thai w mieście” nie wzięło się znikąd! W naszej kuchni używamy wyłącznie świeżych produktów i oryginalnych, tajskich składników. Nie idziemy na skróty ani nie pracujemy na zamiennikach – autentyczność smaku jest dla nas priorytetem i to właśnie doceniają nasi goście.

A Twoja ulubiona potrawa?

Nie będę zbyt oryginalny, (śmiech) oczywiście, pad thai! To klasyka, która nigdy mi się nie znudzi. Ale jeśli miałbym wskazać coś mniej oczywistego, to zdecydowanie khao soi – potrawa pochodzącą z rodzinnego miasta naszej szefowej kuchni. To danie niezwykle aromatyczne i sycące, będące czymś pomiędzy zupą a drugim daniem. Składa się z makaronu zanurzonego w intensywnym curry, mięsa wołowego, kiszonek, świeżych warzyw i chrupiącego makaronu na wierzchu. Każdy kęs to eksplozja smaków, która zawsze przenosi mnie na chwilę do Tajlandii.

Michał Niemiec Why Thai

Gastronomia w Polsce przechodziła przez różne okresy, w tym przez trudności związane z pandemią. Czy doświadczenia ostatnich lat wpłynęły na strategię Why Thai? Co się zmieniło, a co pozostało takie samo?

Przede wszystkim poukładaliśmy strukturę. Dzisiaj zatrudniam 75 osób, a to już wymagało stworzenia jasnego podziału obowiązków i zbudowania solidnego systemu zarządzania. Zależało mi, aby każdy członek zespołu wiedział, za co odpowiada i miał przestrzeń do rozwoju. Od początku istnienia restauracji w Poznaniu, nie czułem się dobrze z tym, że w restauracji z obsługą kelnerską realizujemy również wynosy. Dostawcy wpadali do restauracji jak przeciąg, zakłócając atmosferę, którą chcieliśmy stworzyć dla gości jedzących na miejscu. To powodowało pewien chaos i wpływało na komfort tych, którzy przyszli, aby cieszyć się posiłkiem w spokojnym otoczeniu. Stąd dość szybkie powstanie Why Thai Express, które w pandemii okazało się zbawienne, bo kiedy inni restauratorzy dopiero uczyli się wynosów, my tę strukturę mieliśmy już zbudowaną. Dziś widzę, że dużo większym wyzwaniem niż pandemia, jest inflacja. Ceny produktów poszły mocno w górę, koszty utrzymania lokali wzrosły, a portfel klienta nie jest z gumy… Ale to, co pozostało niezmienne, to dbałość o jakość, autentyczność naszych potraw i budowanie relacji z gośćmi, które zawsze były fundamentem naszej marki.

Twoim nowym dzieckiem jest Restauracja OT.Warta, koncept zupełnie inny niż Why Thai. Co zainspirowało Cię do jej otwarcia?

To było szalone! (śmiech) Ale byłaś tam i przyznasz, że jest pięknie?

Jest pięknie, ale to zupełnie inna bajka niż Why Thai. Wszystko tam jest odmienne od tego, co spotykam w Why Thai. Inny wystrój, inna kuchnia, inne smaki, inna filozofia. Potrzebowałeś zmiany?

Bardzo! Odkryłem to miejsce podczas spaceru z psem i od razu wiedziałem, że chcę tam mieć restaurację. OT.Warta mieści się w zabytkowym budynku Łazienek Rzecznych nad Wartą, które w latach 20. i 30. były jednym z najpopularniejszych miejsc w Poznaniu – przed wojną dziennie odwiedzało je nawet 5000 osób, bo znajdowały się tam miejskie kąpieliska. Niestety, przez lata miejsce popadło w zapomnienie, ale dziś, dzięki modernizacji, odzyskało swój dawny blask. Dla mnie to ogromna satysfakcja, że mogę być częścią tej nowej historii, przywracając to miejsce poznaniakom w zupełnie nowej odsłonie. Miejsce znajdujące się 15 minut spacerem od Starego Rynku, pełne historii, niepowtarzalnego uroku i wyjątkowego charakteru. Kto tam raz zawita, zakocha się w tym miejscu. Gwarantuję.

To powiedz jeszcze, jaką kuchnię serwuje OT.WARTA?

Poznaniacy znajdą tam polską kuchnię w nowoczesnym wydaniu, inspirowaną dawnymi przepisami zaczerpniętymi ze starych książek kucharskich. To dania, które nawiązują do tradycji, ale są podane w sposób współczesny, z wykorzystaniem najwyższej jakości lokalnych składników. Dzięki temu goście mogą odkrywać klasyczne smaki na nowo, w odświeżonej i kreatywnej formie.

Gdzie znajdujesz inspiracje do rozwoju swoich restauracji i wprowadzania nowych pomysłów? Rozwinąłeś sieć, otworzyłeś OT.WARTĄ, podejmujesz odważne decyzje. Skąd czerpiesz pomysły na to, jak dalej rozwijać swoje marki?

To chyba moja domena, że kiedy mam chwilę wolnego czasu, zaczynam intensywnie myśleć o nowych pomysłach. (śmiech) A tak na poważnie, wszystko wynika z mojej pasji do gastronomii – choć czasem mam wrażenie, że nie zawsze jest to miłość odwzajemniona. (śmiech) Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy jestem w ruchu i mogę tworzyć nowe rzeczy. To właśnie ten dynamizm, poszukiwanie nowych wyzwań i chęć odkrywania, co jeszcze można zrobić, napędzają mnie do działania.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
10 urodziny WHY THAI
REKLAMA
REKLAMA