Traumatyczne przeżycia ugruntowały jej przekonanie jak ważne są zdrowie i równowaga. Temperamentna, niebojąca się wyzwań i non stop podnosząca sobie poprzeczkę intelektualnego rozwoju. Wulkan energii. Muzyka to jej wielka pasja i sposób na życie, począwszy od muzyki klasycznej, folkloru, poprzez muzykę rozrywkową, klubową, a kończąc na romskich klimatach.
Pociągają ją dźwięki i smaki orientu. Jaka jest Karolina Sydorowicz? Przekonajcie się sami. Polecam uwadze historię o żywiołowej a jednocześnie wrażliwej kobiecie mającej w sobie wiele odwagi.
Z jakimi wykonawcami, artystami współpracowałaś i z jakimi nadal ta współpraca trwa?
KAROLINA SYDOROWICZ: W swoim dorobku mam wiele różnorodnych tematycznie i repertuarowo projektów, zarówno związanych z muzyką klasyczną, jak i jazzową. Współpracuję z wieloma restauracjami oraz hotelami, wykonuję również koncerty z twórczością Mieczysława Fogga, Zbigniewa Wodeckiego. Współpracowałam z Krzesimirem Dębskim podczas przygotowań do benefisu Jego twórczości, wykonywałam solowe show arabskie, koncerty z tradycyjną muzyką meksykańską,Zdarza się również, że grywam z latynoskimi zespołami. Można mnie również usłyszeć w klubach w całej Polsce, kiedy gram tzw. live act z DJ -ami.Aktualnie na stałe związana jestem z zespołem . Jednocześnie pracujemy nad nowym projektem związanym z muzyką klubową z DJ VonDiego.Jestem również w trakcie realizacji projektu z arabskimi artystami. Na co dzień jednak zajmuję się solistycznymi występami w formie show, gdzie wykonuję zarówno covery, jak i swoje utwory. Już niedługo pojawi się pierwsze oficjalne nagranie utworu „Ara Malikian” którego fragment można było usłyszeć w pierwszym etapie przesłuchań programu „Mam Talent”. Naprawdę wiele mnie interesuje. Rozpoczęłam teraz współpracę z Teatrem Cortique i niesamowity tajemniczy świat otwiera się przede mną, bo ja mam w sobie dużo z dziecka. (śmiech) Jestem ogromnie podekscytowana, że zostałam zaproszona do współpracy jako solistka. Mam nadzieję że niebawem rozpocznę zajęcia z baletu i akrobatyki w Teatrze Cortique, ponieważ mam marzenie, aby rozwinąć swoje występy muzyczne w formę bardziej taneczno-akrobatyczną oraz teatralną. Dużo się dzieje, dotykam różnych stylów i wariacji muzycznych. Ponadto angażuję się w przeróżne przedsięwzięcia, chociażby planuję odwiedzać dzieci na oddziałach onkologicznych, będę wcielać się w bajkowe role, aby tym małym pacjentom rozświetlić pochmurny i trudny czas. Sama zaproponowałam, że chciałabym, aby to były wizyty cykliczne.
Co Tobie daje muzyka klasyczna?
Wychowywana byłam na muzyce klasycznej, ambitnej, a zderzenie z muzyką rozrywkową – w rozumieniu muzyki popularnej, pop kultury – było dla mnie w pierwszej chwili trochę rozczarowujące i ta rola kobiety w świecie rozrywkowym, gdzie w wielu wypadkach kobieta wcale nie musi umieć grać czy śpiewać, ważne aby wyglądała i oczarowywała publiczność swoim wyglądem. Nie lubię takiego przedmiotowego traktowania, ale musiałam dojrzeć do zrozumienia i pogodzenia się z niektórymi kwestiami i odnalezienia własnej drogi kompromisu „atrakcyjności scenicznej” oraz muzycznej jakości i satysfakcji. Wszystko za sprawą spokoju i równowagi, którą sobie stworzyłam. Równowagi życia, dystansu do pewnych spraw, które są ode mnie niezależne i nie mam na nie wpływu. Musiałam zrozumieć, aby niepotrzebnie się nie irytować. (śmiech)
Niedawno podjęłam się studiów Historycznych Praktyk Wykonawczych na specjalności skrzypce barokowe na poznańskiej Akademii Muzycznej. Wykonawstwo muzyki dawnej różni się stanowczo pod wieloma względami i samo opanowanie instrumentu o obniżonym stroju czy chociażby struny jelitowe, a nie metalowe, jak we współczesnych instrumentach, to jak gdyby nauka gry na innym instrumencie. W tej materii jeszcze daleka droga przede mną, jednak miewam już okazje do koncertowania właśnie w takiej „historycznej” odsłonie. I to jest jeden z elementów mojej wewnętrznej równowagi. Tutaj czuję, że muzyka staje się czymś więcej niż tylko rozrywką. Staje się dla mnie intelektualnym wyzwaniem, wymaga wiedzy, świadomości, szerokiego kontekstu, opanowania. I jest to muzyka dla wąskiego grona odbiorców. Może zabrzmi to dość egoistycznie (śmiech), ale mam potrzebę nieustannego intelektualnego rozwoju.
Od wielu lat grasz również z zespołem cygańskim…
Tak, współpracuję z zespołem cygańskim, wpisując się w ich barwną i energiczną aurę. Miklosz Deki Czureja – wirtuoz skrzypiec, aranżer, kompozytor – dał mi przestrzeń do pokazania swoich umiejętności, a dodatkowo zachęcił do podążania za rytmem, brzmieniem. Tu po prostu trzeba grać bez nut! Wszystko ze słuchu! U Romów jest ogromny luz w graniu, improwizowaniu, oni to mają we krwi. Zaprzyjaźniłam się też z Sarą, jedną z córek Miklosza. Ona jest wybitną cymbalistką, mistrzynią tego instrumentu, która zaczęła koncertować w nieco zmienionym składzie, po wyjeździe swego taty do Szwecji. Wówczas Sara zaproponowała mi granie wraz z nimi, a ja nie wiedziałam, na co się decyduję. (śmiech) Na początku musiałam poznać repertuar, a to jest potwornie trudne. Rodzinny zespół przyzwyczajony był do swego taty, wirtuoza skrzypiec, wcześniej z nikim innym nie grał. Muzyka cygańska jest jedną z gałęzi muzyki, jaką gram. Tu potrzebna jest natychmiastowa reakcja, łatwość w dopasowaniu się, elastyczność i kreatywność.
Czy muzyka klasyczna z improwizacją skrzypcową i folklorem muzycznym jest dla Ciebie ciekawsza?
Od zawsze kochałam i nadal kocham muzykę klasyczną. To moja baza, podstawa, wielka wartość; często do niej powracam. Jestem zodiakalnym Skorpionem, upartym, paskudnym, (śmiech) wciąż poszukującym nowych dróg, nowych rozwiązań. Zbuntowanym, niepokornym temperamentem. We mnie jest po prostu niespożyta energia i ciekawość świata, a co za tym idzie – ciekawość wielu form muzycznych, ich połączeń, zestawień. Lubię elastyczność w muzyce, możliwość wcielania się w różne role w zależności od kolorytu muzycznego.Czasem słyszę pozytywne opiniedotyczące właśnie tego, jak wczuwam się w klimat danego wydarzenia,stylu czy muzyki, jak emocjonalnie się angażuję, naturalnie wchodzę w różne sytuacje. Bawię się muzyką, mając w sobie beztroskę dziecka, a z drugiej strony – świadomość dorosłego człowieka. Moja natura pcha mnie w nieznane, robię wiele różnych – często odmiennych – rzeczy, wchodzę w kompletnie inne projekty muzyczne, to sprawia mi radość i daje wiele pozytywów.Czuję się nieprofesjonalna, kiedy nie daję z siebie 100 procent. Mam poczucie, że nie jestem dobrym „pracownikiem”, wówczas gdy nie jestem zaangażowana w przedsięwzięcie ponad przeciętność (śmiech). Nieustannie uczę się gospodarować swoimi zasobami, uczę się naginać czasoprzestrzeń, aby realizować jak najlepiej podjęte zadania.
Tak samo jest z obowiązkami domowymi?
Oczywiście, bo mam swój balans w życiu: praca i dom. W pracy jestem „stworzeniem”, często wykreowanym na potrzeby występu, a w domu zmywam makijaż i staję się mamą i Panią domu, co bardzo lubię. Sprzątam, gotuję, troszczę się i dbam o tych, których bardzo kocham, o mojego męża, 12-letniego synka i 3-letnią córeczkę. W domu jestem ciepła i opiekuńcza, a zawodowo ludzie mnie odbierają jako silną, stanowczą osobę. Dobrze jest być szczęśliwym w życiu osobistym.
Jak najchętniej odpoczywasz?
Przyroda jest dla mnie lekarstwem na wszystko. Dodatkowo staram się wykorzystywać czas z dziećmi, być blisko i rekompensować im moje wyjazdy i nieobecności.Ostatnio na przykład postanowiłam spróbować sił w capoeirze, chodząc na zajęcia z synem, który trenuje od kilku lat. W ten sposób chciałam być blisko mego dorastającego dziecka i podjęłam wyzwanie. (śmiech) Ponadto zabieram moją rodzinę jako słuchaczy na lokalne poznańskie wydarzenia, w których uczestniczę.
Jak określiłabyś LinViolin? Jaką tworzysz muzykę?
LinViolin bez wątpienia jest dla mnie rodzajem wolności i szczęścia. Jest synonimem walki o siebie, determinacji, wytrwałości i konsekwencji w działaniu. Ale mam tu na myśli determinację nie w walce o ekspozycję swojego „ego” czy swojego artyzmu, ale o uwolnienie swojego wnętrza i wyrażenie emocji – również tych trudnych.
Często podczas występów LinViolin sugeruję własny repertuar, i delikatny, i ten porywisty, charyzmatyczny, ale gram również utwory wskazane, wymagane pod konkretną uroczystość. Np. dla delegacji chińskiej grałam polski folklor w stroju ludowym. Nie odżegnuję się od polskich korzeni, od muzycznych źródeł, wprost przeciwnie… Spędziłam wiele lat w zespole ludowym o nazwie „Poligrodzianie” i ten czas też mnie ukształtował, otworzył na granie ze słuchu oraz umożliwił liczne podróże zagraniczne. Pomysłów na tworzenie i kreowanie muzyki zawsze jest mnóstwo, a ja jestem otwarta na nowości.Wiele przypadków i znajomości zadecydowało o moich decyzjach. Pielęgnuję wciąż swoją pasję i jestem wdzięczna za to, co mnie w życiu spotkało.A szczególnie ludzi, przyjaciół, rodzinę,którzy uwierzyli we mnie, dzięki czemu po wielu latach przerwy sięgnęłam znów po skrzypce. Oni są dla mnie wsparciem i motywacją. W mojej karierze muzycznej to właśnie ludzie są najważniejsi.
Mówisz o trudnych przeżyciach, o pokonywaniu swoich słabości. To ciężkie tematy i sytuacje, z jakimi przyszło się Tobie zmierzyć.
To, że aktualnie mogę cieszyć się życiem, to jest dla mnie ogromna wygrana! Bo przeszłam wiele złego… Wychowywałam sama mojego syna. Później nastąpił czas mojej choroby i brak diagnozy, bo przez prawie dwa lata kompletnie nie wiedzieli lekarze, co mi jest, podejrzewano guzy mózgu, stwardnienie rozsiane… Miałam niedowład lewej strony, brak czucia i w rękach, i w nogach; miałam problem z oddychaniem. Ostatecznie zdiagnozowano miastenię.Skumulowało się wiele różnych czynników natury neurologicznej i psychosomatycznej, efektów ubocznych złego leczenia,a ja jako osoba niezwykle wrażliwa i przeżywająca wiele spraw nad wyraz emocjonalnie zapadałam się w sobie…Miałam zdiagnozowaną depresję, z którą stopniowo starałam się uporać. Przez prawie siedem lat toczyłam walkę ze sobą, o siebie, o aktualną moją pozycję, o to, kim teraz jestem. I cieszę się, bo mogę powiedzieć, że wygrałam. Po wszystkich moich przeżyciach i antrakcie muzycznym trudno mi było powrócić na scenę, do świata muzyków. Miałam nawet takie poczucie wstydu, że moi znajomi, koledzy z Akademii Muzycznej są już o wiele szczebli wyżej. I do tej pory często mówię o sobie „grajek”, a nie muzyk(śmiech), choć staram się nadrobić stracony czas. Mam więcej odwagi i siły w sobie niż dawnej.
A propos odwagi… Jesteś uczestniczką 14. edycji „Mam Talent”, programu telewizyjnego o ogromnej popularności. Co Cię skłoniło, aby brać udział w tym przedsięwzięciu i pokazać się milionom widzów?
Nie szukałam poklasku w programie muzycznym, nie zgłosiłam się do niego sama. To mnie wyszukano i zaproponowano mi udział. Nie myślałam nigdy o sobie, że jestem doskonała, że bezbłędnie wykonuję muzykę – wprost przeciwnie. Dlatego na propozycję odpowiedziałam pozytywnie, bo stwierdziłam, iż nie mam nic do stracenia. Wyszłam z założenia, że ja nie jestem muzykiem o wypracowanej renomie,więc nie mam nic do stracenia.Byłam gotowa na krytykę. Moja odwaga okazała się moją wygraną! Jednak mój sukces nie zmienił mojego nastawienia i nadal wydaje mi się, że podchodzę do wszystkiego z ogromną pokorą.
Czy „Mam Talent” to są dobre wspomnienia, do których lubisz wracać?
Wiele przygód towarzyszyło mi podczas przygotowań i występów w programie. Wielokrotnie były to niezbyt pozytywne zwroty akcji.Widz przed telewizorem widzi tylko mały wycinek realiów programu, jednak myślę, że dzielnie poradziłam sobie z różnymi trudnościami i wyzwaniami, które tam napotkałam.Finalnie przecież mogło mnie tam nie być, a jednak poszłam i wystąpiłam – więc wszystko biorę za cenną monetę i pozytywny czas. Udział w „Mam Talent” wzmocnił zapewne moją wiarę w siebie i możliwość autoprezentacji. To moment, w którym stwierdziłam, że faktyczne ludzie są zainteresowani tym, co robię, co sobą reprezentuję.
Dzięki temu telewizyjnemu doświadczeniu, które było dla mnie wielkim wyzwaniem, zaczęłam produkować moją własną, autorską muzykę z Mikołajem Adamskim z TreVoci. Zrobiłam progres. Jestem z siebie po prostu dumna, odbiera to jako dobry etap rozwoju. Słowa Agnieszki Chylińskiej – że odnalazła w tym moim występie wszystko, że wcześniej czegoś takiego nie było – są dla mnie niezwykle ważne i budujące. Chodziło jej oczywiście i o osobowość, charyzmę, ale i o sam utwór oraz jego prezentację.
Patrząc na Twoje zdjęcia, video czy choćby występ w „Mam Talent” można zaobserwować, że ciągnie Cię w stronę kultury arabskiej, tureckiej. Pokazujesz to w stroju, akcesoriach, biżuterii. Uczysz się ponadto języka tureckiego i arabskiego. Dlaczego?
Tak, śmieję się, że w poprzednim życiu musiałam się urodzić w jakimś kraju arabskim. Ewidentnie ciągnie mnie w stronę ich bogato zdobionych strojów, muzyki i estetyki. O dziwo, większą łatwość sprawia mi nauka języka arabskiego niż francuskiego i włoskiego. To dla mnie jest naturalne…Nie umiem od tego uciec, tu nic nie jest prowokowane czy wytwarzane na siłę, na jakiś pokaz…Niewątpliwie zafascynowana jestem muzyką i kuchnią Bliskiego Wschodu.
Z jakim artystą, muzykiem, mulitinstrumentalistą bym nie rozmawiała, zawsze z podziwem i wielkim zainteresowaniem wysłuchuję historii o początkach przygody z muzyką, która to najczęściej narodziła się we wczesnych latach dzieciństwa. Pochodzisz z rodziny o muzykalnych tradycjach?
Muzyka zawsze była u mnie w rodzinie, mój dziadek grał na akordeonie, trąbce i na skrzypcach – był samoukiem. Mój tata również grał w ramach rozrywki na akordeonie, bardzo hobbystycznie. Jestem jedyną osobą z rodziny, która poszła w tym kierunku profesjonalnie, zawodowo, choć wielu członków rodziny ma ku temu predyspozycje.
Poszłam do szkoły muzycznej, później była Akademia Muzyczna im. Ignacego Jana Paderewskiego. Gram nie tylko na skrzypcach, zdarzało się również na lirze korbowej, prowadziłam muzycznie przez jakiś czas dziecięcy zespół folklorystyczny. Nagrywałam utwory np. na altówce, na wiolonczeli, kiedy była taka
potrzeba, a w pobliżu nie było wiolonczelisty, ale skrzypce są dla mnie najważniejszym instrumentem.
I jeszcze ważne są dla Ciebie…
Zdrowie, moja rodzina i równowaga życia. I tego się trzymam!