Projekt, który skazywany był na porażkę święci tryumfy na polskich scenach. Jak to możliwe, że muzyka „poważna” – przez tak wielu omijana z daleka – potrafi gromadzić tłumy publiczności, która długimi owacjami nagradza kolejne koncerty? Z dyrygentem, prof. Marcinem Sompolińskim rozmawiamy o niezwykłym projekcie „Speaking Concerts” i żywiołowych reakcjach odbiorców.
Rozmawia: Michał Mazur, Fundacja Fabryka Sztuki
Zdjęcia: Katarzyna Zalewska, Piotr Łysakowski, Dawid Linkowski Art.&Action Photography, Marcin Zięba Finch Photographer
Muzyka klasyczna uchodzi za dość hermetyczne hobby, a jednak Pana projekt dowodzi, że może przyciągać bardzo szerokie audytorium. To zasługa nieszablonowej formuły?
PROF. MARCIN SOMPOLIŃSKI: Z pewnością. Po pierwsze sam występuję w podwójnej roli: dyrygenta i komentatora. Po drugie, na scenie poza orkiestrą i solistami ustawiony jest olbrzymi ekran. Wyświetlamy na nim materiały filmowe, które nagrywamy w całej Europie. Repertuar jest starannie dobierany, a scenariusz ułożony tak, by dostarczyć nie tylko sporej dawki wiedzy, ale i rozrywki, gdyż wszystko podane jest w formie zbliżonej do stand-upu. „Speaking Concerts” to nadzwyczajne zdarzenie, to zarazem koncert, wykład, a właściwie dobrze rozumiany „show”.
Zdjęcia kręcicie w całej Europie?
Oczywiście. Jeżeli mówimy o Mozarcie, to jesteśmy w Wiedniu, jeśli o Chopinie, to w Paryżu, a gdy opowiadaliśmy o bachowskiej „Pasji”, byliśmy w Ogrodzie Oliwnym w Jerozolimie. Proszę zauważyć, że cały czas mówię w liczbie mnogiej, bo za produkcję każdego programu odpowiada kilkanaście osób pracujących w Fundacji „Fabryka Sztuki”. Logistycznie to bardzo skomplikowane przedsięwzięcie. Trzeba uzyskać zgody na filmowanie, opłacić licencje, zgromadzić ekipę i zaplanować trasę zdjęciową, zmontować felietony, by na końcu odbyć próby z orkiestrą i spotkać się z publicznością. Wymaga to setek godzin pracy, znakomitej organizacji, a czasem improwizacji. Na przykład, gdy chcieliśmy nakręcić wenecki kościół, w którym koncertował Vivaldi, okazało się, że na skraju nadbrzeża postawiono kontenery dla remontujących je robotników. Trzeba było dostać się na najwyższy pokład cumującego obok statku, by kamera była dostatecznie wysoko. Mało co nas nie aresztowano. (śmiech)
Mottem Waszego projektu jest „Tego nie dowiesz się w Wikipedii…”
W dzisiejszym świecie bardzo łatwo dowiedzieć się, ile symfonii napisał Haydn, ale już nie dlaczego napisał ich tyle… Ile symfonii napisał Beethoven, ale nie można dowiedzieć się, jak je pisał, jak wyglądał proces twórczy etc. Można powiedzieć, że podczas naszych programów działamy jak detektywi, przeprowadzając swoiste muzyczne śledztwo. Czasem poruszamy dość trudne tematy, jak analiza figur retorycznych. Pokazujemy publiczności w jaki sposób można analizować dzieło muzyczne, jak je interpretować i próbować zrozumieć.
Brzmi bardzo uczenie…
Owszem, ale wszystko zależy jak się tę informację przekaże. Muzyka klasyczna jest fascynująca, trzeba tylko umieć o niej opowiedzieć. Nawet mówiąc o skomplikowanych zagadnieniach, staram się to czynić „lekką kreską”. Zresztą po koncertach otrzymujemy szereg opinii od słuchaczy zachwyconych poziomem programu. Zdarzyło się, że jeden z melomanów stwierdził: „Mózg mi dymił, ale wszystko zrozumiałem”. (śmiech). Naszym założeniem jest tworzenie programów ambitnych. Wymagamy od słuchaczy wiedzy i interakcji, a oni to doceniają. W moim odczuciu liczba osób niemądrych w społeczeństwie jest daleko niższa niż wskazywałby na to poziom wielu idiotycznych teleturniejów…
Można powiedzieć, że „Speaking Concerts” to projekt z pasją, a chyba nawet więcej – projekt misyjny.
Celne spostrzeżenie. Każdą misję pełniono zawsze z pasją! (śmiech) I z całą świadomością potwierdzam, że wszyscy go tworzący to pasjonaci. Zespół Fabryki Sztuki, a nade wszystko założona przeze mnie wspaniała orkiestra Collegium F – która gwarantuje nie tylko najwyższy poziom artystyczny, ale gra w sposób niezwykle zaangażowany, dzięki czemu podczas koncertów wytwarza się między nami a publicznością niezwykły związek – to coś fenomenalnego! Gdy artyści czują, jak sala słucha nas z napięciem i podziwem, to nas uskrzydla, pomaga wspiąć się na wyżyny. Dla takich chwil warto żyć!
Rzeczywiście. Wśród opinii słuchaczy przeważają głosy pełne superlatyw i niekłamanych emocji.
Posiadacie już olbrzymi – dwudziestoletni dorobek, co zatem dalej?
Tak, za nami już dwadzieścia lat, setki koncertów, podróży i doznań. Cały czas myślimy o rozwoju, o umiędzynarodowieniu naszego projektu, pozyskaniu uznanych europejskich autorytetów. I cały czas – po poznańsku – uparcie i rzetelnie pracujemy. Nasz najbliższy projekt poświęcony będzie Fryderykowi Chopinowi. Już 28 września opowiemy o „Piramidzie Chopina”. Wszyscy wiemy, jak powinna wyglądać piramida żywieniowa i stosując tę paralelę, postaramy się określić, jakie elementy sprawiły, że geniusz Fryderyka objawił się w tak niezwykły sposób. Będzie fascynująco i pięknie. Muzykować będziemy ze wspaniałymi artystami, sopranistką Marią Rozynek i pianistą Jackiem Kortusem – finalistą XV konkursu chopinowskiego. Zapraszam serdecznie. Przeżyjmy ten wieczór razem!