Tomasz Stawiszyński: „Ucieczka od bezradności”

Tomasz Stawiszyński - Ucieczka od bezradności|Centrum Kultury Zamek logo

Koniec roku to dobry czas na podsumowania i zapewne na każdym kroku będą zalewać nas listy: „dziesięciu najważniejszych książek”, „wszystkie lektury, które musisz przeczytać do ostatniego dnia grudnia”, „książki, których nie możesz przegapić”. Tutaj takiej listy nie będzie. Za nami ciężki rok i nie ma się co rozliczać z tego, co się przeczytało bądź nie. Będzie za to o dwóch książkach jednego autora i jeśli mielibyście przeczytać w tym roku tylko dwie książki, to z ręką na sercu mogę powiedzieć, że powinny to być Ucieczka od bezradności i Reguły na czas chaosu. Autora zapewne przedstawiać nikomu nie trzeba, bo Tomasza Stawiszyńskiego można znać nie tylko jako pisarza, ale również felietonistę Tygodnika Powszechnego, a jego głos usłyszeć w audycjach radiowych i podcastach (nie tylko autorskich). Stawiszyński ma niezwykły dar opowiadania o skomplikowanych sprawach w prosty i przystępny sposób, co jak na filozofa nie jest często spotykane. W dodatku niewiele jest takich osób, które tak rozsądnie starają się tłumaczyć otaczający nas świat, jednocześnie nie popadając w skrajności i nie dając prostych odpowiedzi.

Tomasz Stawiszyński - Ucieczka od bezradności
Tomasz Stawiszyński – Ucieczka od bezradności

Ucieczka od bezradności / Tomasz Stawiszyński / Wydawnictwo Znak

Powiedzieć, że żyjemy w ciekawych czasach, to jak nic nie powiedzieć, a jakże ostatnio często parafrazowane powiedzenie, że „kiedyś to było” nabiera trochę innego znaczenia. I być może to świat staje się bardziej skomplikowany, a może my jesteśmy tego skomplikowania bardziej świadomi. Nie zmienia to jednak faktu, że wtrąca to nas w dosyć obezwładniający stan bezradności. I właśnie z ową bezradnością Stawiszyński stara się uporać w tej książce. A robi to oczywiście, jak filozofowi przystało, dosyć przewrotnie, bo oczywiście nie dowiemy się, jak z bezradnością sobie poradzić, jak jej sprostać i sprawić, aby przestała nas męczyć. Stawiszyński pisze przede wszystkim o tym, jak ją oswoić, nauczyć się z nią żyć, zaakceptować, jako część ludzkiego życia i doświadczania. Za sztandarowy przykład służy tutaj żałoba, którą niemal wyrugowaliśmy ze swojego życia, sprowadziliśmy do rangi choroby i przepisujemy na nią leki, aby tylko jej w pełni nie doświadczyć, a co gorsza wprowadzić nią innych w dyskomfort. Zatem nie ma co się bać bezradności, smutku czy lęku, bo to części składowe naszego człowieczeństwa, a zamiast wkładać tyle wysiłku w pozbycie się ich powinniśmy popracować nad ich oswajaniem, bo to na pewno pozwoli nam lepiej poznać samych siebie.

Tomasz Stawiszyński: "Reguły na czas chaosu", Wydawnictwo Znak
Tomasz Stawiszyński: „Reguły na czas chaosu”, Wydawnictwo Znak

Reguły na czas chaosu / Tomasz Stawiszyński / Wydawnictwo Znak

Uwaga, to nie jest poradnik. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. Właściwie to jest swego rodzaju satyra na wszelkie poradniki, które próbują objaśnić nam świat, ale jakoś marnie im to wychodzi. Stawiszyński na pewno nie da nam prostych odpowiedzi na nurtujące nas pytania jak żyć? gdzie jesteśmy? kim jesteśmy? i dokąd zmierzamy? A żeby było bardziej przewrotnie, autor zostawi nas z jeszcze większą ilością pytań i wątpliwości, które długo kołaczą się w głowie jednocześnie przemodelowując nasze postrzeganie wielu rzeczy. Reguł Stawiszyński tworzy jedenaście i trzeba przyznać, że niektóre są dosyć wyzywające, stojące w poprzek bombardujących nas z każdej strony komunikatów. Zatem jeśli dążycie do życia w zgodzie ze sobą, już dawno przygotowaliście się na koniec świata lub poszukujecie swojej tożsamości – sięgnijcie po tę książkę. A czytając, na pewno nie raz przyklaśniecie autorowi, ale równie często (a może nawet częściej) będziecie wywracać oczami, a może nawet głośno wzdychać i pytać siebie i wszechświat „czy on oszalał?”. Warto wtedy usiąść na chwilę w kąciku i podumać, bo jak niektóre rzeczy poskładają nam się w głowie, to jednak powiemy „ma rację!” I może owszem, te reguły nie są szczególnie odkrywcze, ale trzeba przyznać, że mało kto ma taki talent do porządkowania i nazywania zjawisk jak Stawiszyński. Na koniec zdradzę, że jedną z reguł jest „czytaj książki” i chyba nie ma tu innej, z którą mogłabym się bardziej zgodzić.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Tomasz Stawiszyński - Ucieczka od bezradności|Centrum Kultury Zamek logo
REKLAMA
REKLAMA

NATASZA SOCHA | O miłości na kartach powieści słów kilka…

Natasza Socha


W świecie literatury miłość stanowi odwieczne źródło inspiracji, otwierając przed czytelnikami drzwi do najbardziej intymnych zakątków ludzkiego serca. Jedną z autorek, która doskonale operuje tematyką miłości w swoich powieściach, jest – pochodząca z Poznania – Natasza Socha. Odkryjmy więc, jak autorka kreuje pełne emocji opowieści, i poznajmy jej refleksje na temat miłości w literaturze.

Rozmawia: Zuzanna Kozłowska | Zdjęcia: prywatne archiwum N.S.

Dlaczego tak wiele osób lubi sięgać po romanse?

NATASZA SOCHA: Wydaje mi się, że najważniejsza jest tutaj ucieczka od rzeczywistości. Romanse to sposób na oderwanie się od codziennego życia i własnych problemów. To również jakieś podświadome pragnienie emocji, których prawdopodobnie sami już nie przeżywamy. Historie miłosne opisane na kartkach książek budzą uczucie ekscytacji, radości, smutku, wzruszeń, jednym słowem mamy tu cały wachlarz odczuć, które chcemy przeżywać razem z bohaterami. To także poszukiwanie nadziei i optymizmu. W większości romansów mamy pozytywne zakończenia, a ludzie chcą właśnie w takie wierzyć, zwłaszcza kiedy ich własne życie nie układa się tak, jakby tego chcieli. Wiele kobiet identyfikuje się z bohaterami książek, lubi przenosić do ich świata, przeżywać to, co oni, wciągać w ich historie, z niepokojem oczekiwać, co będzie dalej.

Skąd czerpie Pani inspirację do swoich powieści romantycznych? Są to osoby, pary, historie z życia czy w stu procentach wytwory wyobraźni?

Moje książki to nie do końca historie romantyczne, raczej unikam typowych love story, gdzie ona i on ślubują sobie miłość do grobowej deski. To powieści obyczajowe, z wątkami psychologicznymi. Poruszam różne tematy, wśród których miłość jest tylko dodatkiem do głównego problemu. Piszę o kobietach samotnych, takich, które zaczynają swoje życie od nowa, takich, które odnajdują siebie, piszę o menopauzie, o problemach małżeńskich, o starzeniu się, o zdradach, jednym słowem o wszystkim, co spotyka większość z nas. Oczywiście jest w tym również miejsce na miłość, ale to nie ona jest myślą przewodnią moich powieści. Inspiracji szukam tak naprawdę w życiu. Często są to historie zasłyszane lub specjalnie mi opowiedziane. Dostaję dużo listów od czytelniczek, które czasem nawet proszą, żebym opisała ich historię, bo dzięki temu będą mogły poradzić sobie z własnymi problemami. Oczywiście to nigdy nie są historie jeden do jeden, to zlepek różnych opowieści, którymi obdarowuję swoją bohaterkę czy bohatera. Chyba po raz pierwszy w życiu napisałam prawdziwą historię miłosną, która ukaże się w marcu. To będzie książka pt. „Symfonia ciszy”, w której wątek romantyczny jest kluczowy dla całej historii. Nie będzie on jednak wyłącznie cukierkowy i miły.

Natasza Socha

Co jest największym wyzwaniem w tworzeniu wątków romantycznych?

Unikanie stereotypów i umiejętność tworzenia oryginalnych postaci oraz wątków romantycznych, które nie byłyby kalką innych książek. Ważne jest, aby unikać pewnych przewidywalnych wzorców oraz tworzenia sztampowych bohaterów. Dobrze jest zrównoważyć dramat i realizm. Zbyt duża ilość tragedii może sprawić, że historia staje się nieprawdziwa lub przesadzona, a z kolei nadmiar realizmu powoduje, że czytelnik traci zainteresowanie, bo jednak oczekuje czegoś innego, niż tylko opisu szarej rzeczywistości. Bohaterowie muszą przechodzić ewolucję, zarówno indywidualnie, jak i w kontekście ich związku. Istotna jest również kontrola tempa narracji, żeby czytelnik nie stracił zainteresowania. Cały czas musi się coś dziać, a autor powinien podkręcać atmosferę, żeby chciało się czytać kolejny rozdział i odczuwać niepewność co do tego, co się wydarzy.

Czy powieść romantyczna to gatunek literacki tylko dla kobiet?

To pytanie należałoby raczej zadać panom, osobiście uważam, że nie ma czegoś takiego jak literatura skierowana wyłącznie do kobiet. Książki powinno się dzielić na dobre i złe, a nie męskie i żeńskie. Uważam też, że mężczyźni często się nie przyznają do tego, że sięgają po powieści obyczajowe czy romantyczne. Gdyby przeprowadzić ankietę, to pewnie większość panów wskazałaby na kryminały lub sensację jako gatunek, po który sięgają najczęściej. Współczesną literaturę romantyczną obejmuje tak szeroka gama tematów i stylów, a także podgatunków (romans historyczny, fantasy czy science fiction), że tak naprawdę może on przyciągać czytelników o różnych zainteresowaniach. Gust czytelniczy chyba nie zależy od płci, tylko od tego czego szukamy w książkach. Możliwe jednak, że panowie z założenia nie czytają powieści z wątkiem miłosnym, z góry zakładając, że to kiczowate love story, w którym niewiele się dzieje.

Natasza Socha

Jaki rodzaj miłości lubi Pani najbardziej opisywać?

Lubię historie skomplikowane, w których nie wszystko jest od samego początku oczywiste. Lubię, kiedy między bohaterami zachodzą specyficzne interakcje i nie wiadomo, jak dalej potoczą się ich losy. Lubię, kiedy ta ich miłość rozwija się powoli, kiedy uczą się siebie nawzajem, przechodzą przez różne doświadczenia – dobre i złe, by na końcu dojść do wniosku, że jednak chcą być razem. Lubię, kiedy ta miłość jest czymś więcej niż tylko trzymaniem się za ręce.

Woli Pani zakończenia tragiczne, słodko-gorzkie, czy „i żyli długo i szczęśliwie”?

Zdecydowanie nie preferuję zakończeń „i żyli długo i szczęśliwie”, nawet jeżeli czytelnik tego oczekuje. Tragizm i dramat też nie są najlepszym rozwiązaniem, bo mogą zniechęcić i spowodować, że ktoś po przeczytaniu takiej książki poczuje się jeszcze gorzej, a przecież nie o to chodzi. Chyba faktycznie najbardziej lubię zakończenia słodko-gorzkie. Myślę, że sporo czytelników preferuje zakończenia odzwierciedlające bardziej rzeczywistość niż idealizm. Nikt nie lubi przewidywalności i jednostronności, zwłaszcza kiedy mamy bardziej skomplikowane portrety bohaterów.
Doceniam w powieściach happy end, ale niekoniecznie skąpany w lukrze i wacie cukrowej, tylko z domieszką goryczy. Bo takie właśnie jest życie. Gdybyśmy cały czas jedli słodki tort, to choćby nie wiem, jak bardzo byłby niebiański, w końcu by nas zemdliło.

…Zakończmy naszą podróż przez świat literackiej miłości z Nataszą Sochą, podkreślając, że miłość to nie tylko motyw literacki, ale także lustro odzwierciedlające bogactwo ludzkiego doświadczenia. Zapraszamy do lektury powieści autorki, gdzie każda strona jest pełna niespodzianek i głębokich refleksji.

Zuzanna Kozłowska

Zuzanna Kozłowska

REKLAMA
REKLAMA
Natasza Socha
REKLAMA
REKLAMA