Paulina Domowicz | Instagram dał mi drugie życie

Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|

Poznanianka bezgranicznie kochająca swoje miasto. Szczera, bezkompromisowa, nieowijająca w bawełnę. Od 10 lat prowadzi na Instagramie konto, które zgromadziło 65 tysięcy obserwujących. Nie boi się trudnych tematów, nie unika zabierania głosu w tematach uznawanych za tabu. Spotkałyśmy się w jej ukochanym Starym Browarze, gdzie przy pysznym śniadaniu Paulina Domowicz znana pod nickiem @pauli331 opowiedziała mi o początkach swojej pracy z Instagramem, o mozolnym budowaniu zaufania wśród swoich obserwatorek, miłości do mody i niechęci do słowa „influencerka”.

Czy Polki są dobrze ubrane? 

PAULINA DOMOWICZ: Na pewno coraz lepiej, jednak wciąż dominuje wśród Polek uwielbienie do niemodnych stylizacji często zatrzymanych w czasie, przyciasnych ubrań i garsonek, w których wyglądamy jak własna matka. Niestety na każdym wyjeździe zagranicznym jestem w stanie rozpoznać dziewczynę z Europy Wschodniej z kilometra. Ulice świata wyglądają dzisiaj inaczej niż statystyczna mieszkanka naszego kraju i postawiłam sobie za cel edukować kobiety, pokazywać światowe trendy. Chciałabym, aby Polki nareszcie zaczęły się ubierać na światowym poziomie. 

Udaje się? 

Różnie, ale się nie poddaję! (śmiech)

Paulina Domowicz @pauli331

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z social mediami? Z Instagramem?

Może ciężko w to uwierzyć, ale przed erą Instagrama byłam kurą domową. (śmiech) Dziś nikt w to nie wierzy, ale tak dokładnie było! Zajmowałam się domem, dziećmi i zupełnie mnie to nie uwierało. Moi rodzice rozstali się kiedy byłam mała, w wielkiej przyjaźni – ale jednak rozstali. Może stąd we mnie chęć stworzenia domu. Tak też się stało. Zawodowo pracowałam dość krótko, bo mając 27 lat urodziłam pierwszą córkę Millę, poświęcając się jej w zupełności. Po sześciu latach pojawiła się druga córka Natasza i mój pobyt w domu z dziećmi znów nabrał rozpędu. Ponownie zaczął się wir pieluszek, zabawek, obiadków itd. A, że wielkich ambicji zawodowych nie miałam, aby zostać bizneswoman – spełniałam się w tej roli wiele lat… Byłam typową kochaną kurką domową i to dość mocno zakompleksioną.

Aż trudno mi w to uwierzyć… 

Naprawdę tak było. Uważałam siebie za ostatnią nogę do robienia jakichkolwiek biznesów, nigdy nie miałam do tego drygu, a przynajmniej tak wtedy się czułam.

Paulina Domowicz @pauli331

A co sprawiło, że rozpoczęłaś działalność influencerską na Instagramie? 

Przypadek! Zawsze lubiłam modę, ciuchy, babskie tematy modowe i urodowe, do tego potrafiłam się dobrze ubrać, dobrać dodatki. Ale robiłam to tylko i wyłącznie na własny użytek. I wówczas przyszła do mnie moja 12-letnia córka i pokazała mi Instagram. Wyjaśniła mi do czego służy ta platforma. Okazało się, że jest niesamowitym źródłem stylizacji i nowości modowych. Powoli odważyłam się publikować swoje zdjęcia i bach! Przyjęło się! Na moje konto codziennie przybywało coraz więcej kobiet. A musimy sobie też jasno powiedzieć, że ówczesny Instagram, wyglądał zupełnie inaczej niż ten dzisiejszy. Nie było wielu obecnych funkcji – „szufladki” czy słynne DM – możliwość wysyłania bezpośrednich wiadomości, niewidocznych dla innych czy obecnego stories. Nie było też aż tylu polskich modowych kont. Wstawiało się zdjęcie i tyle. Więc mogę powiedzieć, że jestem z gwardii dinozaurów, które rozpoczynały polski Instagram. (śmiech) Bo właśnie minęło 10 lat odkąd jestem na nim obecna. 

Jaka zatem przyświecała Ci myśl, kiedy zdecydowałaś się otworzyć konto na Instagramie? Myślałaś o tym, że stanie się to Twoją pracą? Twoim zawodem? I że w trakcie tych lat staniesz się jedną z najpopularniejszych instagramerek w Poznaniu? 

Tak naprawdę robiłam to z początku tylko dla siebie, dla inspiracji. Kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze komentarze pomyślałam, że mogę również inspirować inne kobiety. Mój styl stał się rozpoznawalny, a moim znakiem „firmowym” są ukochane przez mnie ciężkie buty noszone do sukienek. I tworząc stylizację i wrzucając posty, zyskiwałam kolejnych obserwujących i tak konto rosło i rośnie do dziś. 

Paulina Domowicz @pauli331

A pamiętasz tę chwilę kiedy nastąpił boom? Czy konto wystrzeliło w górę w jakimś konkretnym momencie? 

Nie było takiego momentu. To był zupełnie naturalny, organiczny rozwój. Lubię porównywać rozwój mojego kanału do otwierania się pąków kwiatowych – nic nie jest w stanie przyspieszyć pełnego rozkwitu kwiatów – i tak samo było u mnie. Wszystko miało swój czas, nie było żadnego cudownego środka, który spowodował, że przez noc moje konto nagle w sposób nadnaturalny urosło. To też był taki czas, kiedy Instagram rósł w siłę sam w sobie, przybywało użytkowników i w sposób naturalny lajkowali oni mój profil. Mało tego – prowadziłam Instagram i miałam już około 15.000 obserwujących, a moje najbliższe przyjaciółki w ogóle o tym nie wiedziały! Instagram to był taki mały świat, który dopiero się rozwijał. Mogę śmiało dzisiaj powiedzieć, że na Instagramie miałam drugie życie. (śmiech) W realnym życiu miałam jedne przyjaciółki, a na Instagramie rosnącą, obserwującą mnie społeczność. 

Z raportu agencji badawczej IQS wynika, że 21 mln Polaków śledzi profil lub kanał przynajmniej jednego influencera. I tu chciałabym się na chwilę zatrzymać. Czy sama siebie nazywasz infuencerką? A może celebrytką?

Nie lubię słowa influencer, bo w ostatnich latach nabrało ono bardzo pejoratywnego wydźwięku, choć sama definicja influencera jest dość miła. Przede wszystkim bardzo wyraźnie rozróżniam celebrytę od influencera. Z perspektywy marki, nie ilość obserwujących jest ważna, a ich jakość – czyli zaangażowanie. Bo możesz mieć kilkunastotysięczne konto, aIe bardzo zaangażowaną społeczność, która skoczy za Tobą w ogień. A zauważono ostatnio, że celebryci z milionowymi kontami są często obserwowani z ciekawości, ale nie są w żaden sposób sprzedażowi. Jest kilku celebrytów sprzedażowych, ale jest to zdecydowana mniejszość. Więc ja raczej zaliczam się do puli influencerów. (śmiech) Choć zdarza się, że słyszę, że mój zawód postrzegany jest przez pryzmat „wciskania kitu” czy też wręcz, że nie jest to zawód, a ja nie pracuję, tylko „leżę i pachnę”. Niestety wielu kobietom wydaje się, że to, co robię nie wymaga żadnego wysiłku i że wszystko przychodzi mi łatwo. 

Paulina Domowicz @pauli331

Usłyszałaś „idź do normalnej pracy”?

Tak, wiele razy. Zawsze odpowiadam, że chętnie się zamienię choćby na dobę z takim krytykantem. Odkąd marki zaczęły postrzegać Instagram jako dobry kanał dla swojego marketingu, nie tylko ja, ale całe mnóstwo innych obecnych na Instagramie dziewczyn, stałyśmy się ich ambasadorkami. I to fantastyczne uczucie, ale wiąże się po pierwsze z dużą odpowiedzialnością, za to, co się pokazuje na swoim profilu, ale przede wszystkim z ogromem pracy. Wiąże się z odpowiadaniem na setki, jeśli nie tysiące wiadomości od swoich obserwatorek, z korespondencją z markami, z wymyślaniem stylizacji, które przypadną do gustu innym kobietom. A przecież zależy mi na tym, aby zrobić to najlepiej jak potrafię. Więc muszę dobrze wyglądać, świeżo, być umalowana, ale przede wszystkim muszę mieć pomysł na te rzeczy, które przychodzą od różnych marek. To praca, która jest bardzo angażująca. Bo po każdym filmie czy relacji przychodzi natychmiastowy odzew od obserwatorek. I te wspomniane setki wiadomości, na które trzeba odpowiedzieć. 

Odpowiadasz na wszystkie zapytania? 

Bez wyjątku. Czasem mogę czegoś nie wiedzieć, i mówię wówczas, że nie wiem. Ale uważam to za przejaw szacunku wobec dziewczyn, które mnie obserwują. Bo ja istnieję dzięki nim. Często dostaję wiadomości prywatne, że jestem jedną z nielicznych influencerek, jeśli już trzymamy się tej terminologii, która zawsze odpowiada na pytania. Ale to wymaga ogromu czasu, który często „wykradam” mojej rodzinie. 

Paulina Domowicz @pauli331

No właśnie jak to jest z tą rodziną w kontekście Twojej pracy? Odrywasz się czasem od telefonu? Czy masz taki czas, który jest tylko dla Ciebie i najbliższych? Czy dzielisz się każdą chwilą ze swoimi obserwatorami, czy jednak zostawiasz coś tylko dla siebie? 

To trudny temat, bo moi bliscy często się denerwują, kiedy siedzę z nosem w telefonie. Nawet czas spędzany z rodziną dzielę pomiędzy nich a moje instagramowe życie. Mam nieodpartą potrzebę pokazania światu pięknych miejsc, wspaniałego jedzenia czy cudownych zachodów słońca. Nie wszystko co dzieje się na moim profilu jest związane ze współpracą komercyjną z markami, zdarza się też, że jeśli coś mnie zachwyci, sama z siebie chcę się tym podzielić. I myślę, że te emocje, które są we mnie, to jest to, co najbardziej kochają i doceniają moje obserwatorki. 

Wspomniałaś o 10 latach istnienia na Instagramie. Ciekawi mnie kiedy rozpoczęła się współpraca z markami? Kiedy marki zaczęły Cię zauważać? I czy jest coś takiego, czego nigdy nie pokazałabyś na swoim profilu? Masz dzisiaj 65 tysięcy obserwujących. To ogromna odpowiedzialność za słowa, za pokazywany produkt. 

Współpraca z markami to kwestia ostatnich 4-5 lat. Tak jak wspomniałam, marki zaczęły zauważać Instagram jako skuteczne narzędzie sprzedaży i starać się pozyskać nas – dziewczyny z Instagrama jako ambasadorki swoich produktów. Jednak mam naczelną zasadę współpracy z firmami czy markami. Wszystkie rzeczy, które pokazuję na swoim koncie to produkty, których sama używam. Każda współpraca rozpoczyna się od przesłania do mnie testowych partii produktów i zdarza się, że produkt nie spełnia moich oczekiwań. Zatem jeśli nie spełnia moich, to nie spełni także oczekiwań moich dziewczyn. Przecież polecając innym produkt biorę za niego odpowiedzialność i muszę być przekonana o jego jakości. Nie pokazałabym też za żadne pieniądze stylizacji, które zrobią z moich dziewczyn kobiety przebrane, a nieubrane. A takich samozwańczych stylistek z naprawdę dużymi kontami jest sporo… Zdarza mi się też już dzisiaj odmawiać współpracy ze względu na brak czasu… Propozycji mam coraz więcej, a czasu coraz mniej. 

Paulina Domowicz @pauli331

Którą współpracę wspominasz najmilej?

Cenię sobie każdą współpracę. Ale kiedy pojawiam się na billboardach Starego Browaru, czy udzielam krótkiego wywiadu dla Vogue, przy współpracy z wielką marką medycyny estetycznej, jestem szczęśliwa podwójnie. 

O swoich obserwujących mówisz pieszczotliwie „moje dziewczyny”. Masz konto mocno sprofilowane pod kobiety, ale czy zatem nie ma wśród twoich obserwatorów w ogóle mężczyzn? 

Najnowsze statystyki z mojego kanału mówią, że wśród tych 65 tysięcy obserwatorów 7% stanowią mężczyźni. Na szczęście mało. 

Na szczęście? 

Duże profile prowadzone przez dziewczyny wrzucające dużą ilość zdjęć, potencjalnie mogących „zachęcać” facetów, otrzymują dwuznaczne propozycje, albo co gorsza zdjęcia, delikatnie mówiąc, różnych części ciała. Niestety nadal istnieje jakaś grupa mężczyzn, która jeśli zobaczy na ekranie swojego smartfona dziewczynę reklamującą chociażby strój kąpielowy, daje sobie przyzwolenie na tego typu akcje. U mnie na szczęście zdarza się to rzadko, dlatego „na szczęście”. 

Paulina Domowicz @pauli331

A hejt? Spotyka Cię? 

Hejt jest wpisany w moją pracę. Wybrałam sobie taki zawód, który mnie bardzo mocno upublicznia. Mnie najbardziej, ale w jakiejś części także moją rodzinę. Nie jestem anonimowa, mam męża, mamę, córki, które siłą rzeczy w jakiejś mierze na moim profilu również się pojawiają. Obserwujące mnie dziewczyny widzą, że nie jestem tylko ładnie umalowaną panienka z Instagrama, która chce im coś sprzedać, ale że mam dokładnie te same problemy co one. Tak samo choruję, tak samo miewam gorsze dni, czy dopadają mnie problemy dnia codziennego. Ale ten medal ma dwie strony. Z jednej – pokazuję, że jestem taką samą kobietą jak one, z drugiej tak mocne „odkrycie się” wydobywa z ludzi jakieś pokłady frustracji. I jakaś część obserwujących decyduje się na nieprzychylne komentarze dotyczące stricte mnie czy moich bliskich. 

Co wobec tego słyszysz? Niech zgadnę. Że wciskasz kit?

To wyobraź sobie słyszę właśnie najrzadziej! Sporo nasłucham się na temat swojego wieku. 

Od kobiet??? To gdzie to słynne wsparcie kobiet?

Od kobiet. Dowiaduję się, że jestem stara i już czas się zająć czymś innym. Tak jakby funkcjonowanie w social mediach musiało mieć limit wiekowy. Komentowany jest mój wygląd czy kwestie poprawiania urody. Za chuda, za gruba, za mały biust, za duży biust. Zawsze znajdzie się dobry powód do wetknięcia szpili. To jeden rodzaj hejtu. Ktoś przychodzi i wylewa na mnie wiadro swoich frustracji. Ale jest też inny rodzaj hejtu. Nazywam to hejtem w białych rękawiczkach – niby dobrze, ale nie do końca. Niby pochwała, ale jednak krytyka. Niby się zgadzam, ale zrobiłabym inaczej. To mój profil, robię jak czuję, jak zechcę. Nikt nikogo na siłę na moim koncie nie trzyma. Nie jestem zupą pomidorową, nie muszę smakować każdemu. 

Paulina Domowicz @pauli331

Jak sobie z tym radzisz?

Ten ordynarny, wylewany na mnie jak kubeł pomyj – po prostu blokuję i usuwam. Nie dyskutuję. Ten drugi – różnie – zdarza mi się wejść w „niby miłą” dyskusję. 

Boli?

Teraz już nie. Dzisiaj już po mnie to spływa. Ale nadal zadziwia mnie jak wiele w kobietach jest niechęci, czasem wręcz nienawiści do innych kobiet – zupełnie sobie obcych! Mieszkamy w Poznaniu, to nie jest kilkumilionowa metropolia. Tu ludzie się znają. I kiedy dociera do mnie sygnał, że jakaś kompletnie obca mi kobieta, siedząc u jednego czy drugiego fryzjera czy kosmetyczki zupełnie beż żadnego skrępowania wypowiada słowa pełne nienawiści o mnie – jestem zdumiona. Bo nienawidzić kogoś tylko za to, że jest? Że istnieje? Pytasz o wsparcie kobiet – nie chcę nikogo urazić, bo sporo dziewczyn na pewno wzajemnie się wspiera i ma w sobie oparcie – ale istnieje też całkiem spora grupa takich, które tylko patrzą jak „dowalić” innej. Na szczęście w całej masie moich obserwatorów „dobrych ludzi jest więcej”. Ale wystarczy spojrzeć co dzieje się pod postami kont o kilkumilionowych obserwatorach. To prawdziwe szambo.

Dotknęłaś bardzo istotnej kwestii, czyli wpływu social mediów na ludzi. Social media są w mojej opinii jednym wielkim influencerem. Mogą zrobić wiele dobrego, czego przykładem były pierwsze tygodnie inwazji Rosji na Ukrainę, gdzie dzięki socialom wiedzieliśmy, jaka pomoc i gdzie jest potrzebna, ale potrafią wyrządzić też wiele złego. Potrafią zaszczuć, wpłynąć na wynik wyborów. Zręcznie wykorzystane stają się niebezpiecznym narzędziem.  

Social media mają ogromną moc i potencjał. Z jednej strony to jest wspaniałe. Zarówno pod kątem szybkiego dostępu do informacji, jak i szybkiej możliwości reakcji na czyjąś prośbę. Jednak jak zawsze – w rękach nieodpowiednich ludzi mogą stać się narzędziem manipulacji. Niech przykładem będzie modny ostatnio trend na pseudo rozwój osobisty. Internet, a co za tym idzie social media wykorzystywane wyłącznie w celach zarobkowych przez pseudo trenerów, czy jakże modnych ostatnio couchów, terapeutów duchowych i tym podobnych, naciągających ludzi, obiecujących im złote góry, oczyszczenie, oświecenie i czego tam jeszcze nie wymyślą, jest niczym innym jak oszustwem. Praktykowanym przez ludzi bez żadnego wykształcenia w tym kierunku, bez żadnego doświadczenia w pracy z ludzi wymagającymi pomocy psychologicznej. Często ci ludzie sami potrzebują pomocy i myślą, że skoro przeczytali jedną książkę o samorozwoju i byli na jednym onlinowym szkoleniu to mogą „uzdrawiać” innych. To szkodliwe. Duchowość stała się towarem za duże pieniądze. A Internet w tym pomógł. I to jest najbardziej przykre. Szukajmy pomocy u fachowców, osób z wieloletnim doświadczeniem i wiedzą a nie w Internecie. 

Paulina Domowicz @pauli331

Jak zatem zostać influencerem/influencerką? Czy jest to jeszcze możliwe? 

Dla wielu marek marketing influencerski jest najważniejszym elementem ich strategii marketingowej. Po pierwsze nie jest to drogie w porównaniu do chociażby kampanii telewizyjnej, której koszty są niemożliwe do przełknięcia dla mniejszych firm. Influencerzy wraz z markami tworzą symbiozę, która opłaca się zarówno jednej, jak i drugiej stronie. Zbudowanie zaangażowanej społeczności na pewno nie jest łatwe. Nie jest tak, że dzisiaj otwierasz konto i postanawiasz, że od dzisiaj mnie obserwujesz i co najważniejsze ufasz mi. Bo tu nie chodzi o ilość obserwujących, ale o ich zaufanie, które buduje się czasem latami. Oczywiście wszystko jest możliwe, jeśli jest się cierpliwym i konsekwentnym, bo dziś konkurencja jest już bardzo duża. 

Zatem gdzie jest klucz? 

Myślę, że w autentyczności. Mogę mówić o sobie – nie boję się mówić rzeczy, które nie są wygodne. Otwarcie zabieram głos w ważnych sprawach, staram się być również społecznie zaangażowana. Mój profil jest dla każdej kobiety z każdym portfelem. Nie skupiam się wyłącznie na bardzo drogich markach, pokazuję stylizacje na każdą kieszeń – bo każda z moich dziewczyn niezależnie od poziomu zamożności zasługuje na to, aby dobrze wyglądać. 

Paulina Domowicz @pauli331

Obserwuje Cię 65 tysięcy głównie kobiet, a kogo Ty obserwujesz? 

Przede wszystkim patrzę na profile modowe top blogerek ze świata. Interesuje mnie, co nosi ulica. Dzisiaj trendów nie wyznaczają aktorki ani nawet wielkie domy mody. Dzisiaj trendy wyznacza ulica. I to top blogerki z Nowego Jorku, Paryża czy Mediolanu są dla mnie inspiracją. Ale przede wszystkim mam swój styl i myślę, że nawet jako babcię z siwą głową będzie mnie można rozpoznać po stylu ubierania się. (śmiech) Jest kilka kont typu Ulice Nowego Jorku czy Ulice Tokyo i to jest dla mnie największa kopalnia inspiracji. Lubię patrzeć na ludzi ubranych bez zadęcia, bez epatowania metkami, często wyrażających swoje emocje i to kim są poprzez to, co mają na sobie. 

Jesteś poznanianką i mocno wspierasz Poznań na swoim profilu. 

Kocham Poznań i wspieram z całej siły poznańskie biznesy. W pandemii starałam się jak mogłam, aby pokazywać dania na wynos z poznańskich restauracji, które nie miały wówczas lekko. Zakochałam się w lokalnych serach Serce Jadzi, które jako zwykła konsumentka po postu kupiłam. A ponieważ się w nich zakochałam pokazałam na swoim profilu i poszło! Lokalne wyroby, jeśli tylko zdobędą moje serce, na pewno zawsze i z całych sił będę wspierać. A podobno jestem skuteczna! (śmiech)

A ulubione miejsca w Poznaniu?

Sołacz. Bez dwóch zdań. Bardzo chciałaby tam mieszkać, nawet kiedyś było blisko spełnienia tego marzenia, ale nie wyszło. Może jeszcze będzie okazja. Bardzo mnie cieszy jako poznaniankę przywracanie dawnej świetności starym budynkom, czego przykładem jest chociażby Stara Drukarnia obok Bałtyku. Nie podobają mi się z kolei takie koszmarkowe „rewitalizacje” jak chociażby Galeria MM na Świętym Marcinie. Generalnie nie podoba mi się też to, co się stało z ulicą Święty Marcin. Uważam, że potencjał tego miasta jest totalnie niewykorzystany, a w ostatnich latach wręcz przeciwnie. To, co dzieje się w centrum miasta powoduje, że nikt nie chce tam przyjeżdżać, co skutkuje masowym upadaniem funkcjonujących tam lokalnych restauracji czy sklepów. 

Czy Twoja szafa pęka w szwach? 

Moja szafa… gdybym chciała trzymać wszystkie te rzeczy, które bym chciała, to musiałabym mieć drugi dom. (śmiech) Dlatego regularnie organizuję wyprzedaż szafy, bo nie jestem w stanie pomieścić wszystkiego w swoim domu. (śmiech) Zostawiam sobie ukochane ciuchy, które stanowią dla mnie bazę stylizacji, a całą resztą obdarowuję swoje córki czy też sprzedaję po naprawdę korzystnych cenach. A to ciuchy niejednokrotnie nowe, raz założone. 

KamilaKarpinskaPhotography17

To na koniec muszę. Team buty czy team torebki?

Nie no! Team buty! Torebek trochę też mam, nie ukrywam, ale team buty zdecydowanie! Ale nie pytaj, ile mam par…Czy teraz ja mogę Ci zadać pytanie?

Śmiało! 

Dlaczego ze wszystkich influencerek poznańskich, zdecydowałaś się porozmawiać właśnie ze mną? 

Rzadko mnie przepytują, jestem raczej po drugiej stronie długopisu (śmiech). Ale de facto sama odpowiedziałaś już na to pytanie. Przede wszystkim – autentyczność. I podobnie jak ja – nie malujesz trawy na zielono. Mówisz jak jest, nie ubarwiając rzeczywistości i nie boisz się wygłaszać swoich poglądów. A ja to bardzo cenię! 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA