Natalia Werstak | Stawiam na lokalnych dostawców

|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art

Elektroradiolożka z wykształcenia, z pasji miłośniczka kwiatów i dobrego designu. Lokalność to słowo, które odmienia przez wszystkie przypadki, a wspieranie rodzimych firm i inicjatyw pozwoliło jej wokół swojego biznesu zbudować społeczność, którą łączą wspólne wartości i miłość do rękodzieła. Natalia Werstak – właścicielka pracowni florystycznej Warsztat.art. 

Jeśli spojrzysz we właściwy sposób, zobaczysz, że cały świat jest ogrodem. To piękne zdanie przyświeca Twoje działalności. Dlaczego właśnie tę sentencję wybrałaś na motto swojego biznesu? 

Od dziecka kochałam rośliny. Zarówno te w ogrodzie, jak i te na parapecie w domu rodzinnym. Dziadek miał ogród i to właśnie on zaszczepił we mnie wrażliwość i szacunek do roślin. Całe lato spędzaliśmy w ogrodzie, hodując warzywa i zioła czy pielęgnując kwiaty. I do dziś pamiętam to uczucie, kiedy dzięki mojej pielęgnacji rośliny pięknie rosły, a kwiaty rozkwitały. Z wykształcenia jestem elektroradiologiem, więc mojej pracy zawsze przyświecała misja, a biologia była i jest bliską mi dziedziną. I zawsze chciałam być blisko przyrody i natury. A kwiaty i rośliny to jest coś, co jest w naszych rękach totalnie. Z naszą pomocą potrafią zaskoczyć. Zrezygnowałam zatem z pracy „na etat” i zajęłam się swoją pasją. Tak powstał Warsztat.art. Zajmujemy się szeroko pojętymi kwiatami. Od klasycznego bukietu dla mamy na urodziny, po duże eventy, wesela oraz sesje zdjęciowe. Zarówno te produktowe, jak i z modelkami. Dodatkowo aranżujemy zieleń w przestrzeniach biurowych i opiekujemy się nią, jeśli ktoś potrzebuje wsparcia w tym obszarze. 

Warsztat.art

Zatem jaka misja przyświeca Ci dzisiaj w Twojej pracy? 

Rośliny i kwiaty potrafią zmienić nasze wnętrze natychmiastowo. Odczarowują nasze domy czy ogrody. Wystarczy postawić bukiet kwiatów na stole i już jest przytulniej i cieplej wizualnie. A co najważniejsze – kwiaty są obecne w najważniejszych momentach życia człowieka. Od gratulacji dla przyszłej mamy, poprzez narodziny, chrzciny, komunie, każde urodziny, imieniny aż po naszą ostatnią drogę – zawsze towarzyszą nam kwiaty. Są z ludźmi podczas celebrowania ich sukcesów, na randkach, czy też po prostu zdobią nasze pomieszczenia, dostarczając wrażeń wizualnych i podnosząc nam nastrój. Praca z roślinami jest niesamowicie wdzięczna. Ile pracy im poświęcisz, tyle oddadzą nam piękna. 

Przyznasz jednak, że droga od elektroradiologii do florystyki to dość kręta ścieżka…

Wszystko zaczęło się od ślubu moich przyjaciół, którzy zaufali mi i dali wolną rękę do wykonania oprawy kwiatowej ich ślubu. To by mój prezent dla nich. I gdy zobaczyłam wzruszenie w ich oczach, kiedy weszli na salę po mojej całonocnej pracy z kwiatami, stało się dla mnie jasne, co powinnam w życiu robić i dlaczego. Zaczęłam wówczas bardziej rozmyślnie podchodzić do tematu florystyki. Zrobiłam kilka kursów, aby bukiety robić świadomie i poprawnie. Z drugiej strony pokazały mi one, czego we florystyce nie chcę i jak nie chcę pracować i z czego świadomie chcę zrezygnować. Wiele z tych kursów opiera się na tzw. starej szkole florystycznej, która nie nadąża w mojej opinii za zmianą trendów. 

Warsztat.art

Twoje prace są bardzo naturalistyczne i przede wszystkim sezonowe. Skąd czerpiesz inspiracje? 

Inspiracje są wszędzie. Nawet w budownictwie czy architekturze, ale przede wszystkim zainspirowały mnie plenerowe śluby, na które moda z zachodu Europy przywędrowała i do nas.  Nie ukrywam, że czas epidemii i konieczność organizowania imprez na świeżym powietrzu zmotywowała mnie do czerpania garściami z naturami. Naturalistyczny trend to zresztą nic nowego w sztuce florystyki. Już w XIX wieku dawano kompozycjom kwiatowym powietrza, podążano za naturalnym skrzywieniem gałązek. Co w tym złego, aby ciężkie główki tulipanów zwisały, a nie sztywno stały w kompozycji? Tak dzieje się w naturze i jest to zupełnie normalne. Nie drutujemy na siłę róży w bukiecie, aby wygiąć ją w określonym kierunku, tylko pozwalamy jej „być sobą”. Taka jest natura i jest piękna. Dodatkowo „idziemy sezonem”, czyli wykorzystujemy w kompozycjach kwiaty sezonowe od lokalnych ogrodników. Zaskakujemy naszych klientów formą i różnorodnością. 

Warsztat.art

Za oknami jesień, za chwilkę zima, wydawać by się mogło, że nie najszczęśliwsza pora na bukiety. Czy zatem jesienią i zimą musimy zrezygnować z kwiatów ciętych? 

Absolutnie nie! W zimowych bukietach po prostu pojawia się więcej gałązek zimowych, takich jak chociażby ostrokrzew. W listopadzie powoli zaczynamy myśleć o świętach, a zima to czas naprawdę ciekawych kwiatów. Pojawia się amarylis, czy pojawiają się dostępne tylko zimą jaskry w odmianie hanoi, które mogą cieszyć oko na wigilijnym stole. No i coroczny hit, czyli  kompozycje na bazie igliwia. Wianki, które rokrocznie zdobią nasze drzwi to absolutny must have w wielu domach. A do tego dekoracje – świece, które stworzą nam niepowtarzalny klimat w domu. Mamy w swojej ofercie świece o pięknym, naturalnym designie pochodzące z lokalnej pasieki, stworzone z naturalnych olejków. 

W Warsztacie oprócz pięknych kompozycji kwiatowych czy roślin zielonych znajdziemy też niebanalną ceramikę, doniczki, szkło. Jak dobierasz akcesoria? 

Dużą wagę przywiązuję przede wszystkim do tego, skąd one pochodzą. Pierwotna koncepcja Warsztatu była taka, że chcemy wspierać lokalnych twórców, lokalne rękodzieło. Aspekt lokalności stał się tym ważniejszy, że miesiąc po otwarciu pracowni rozpoczął się covid. A to – mimo że czas nie był łatwy – sprzyjało wysypowi rodzimych twórców. Wiele z osób mających pasje rękodzielnicze, mogło je zacząć realizować, bo wreszcie znaleźli na to czas. A ja z kolei ten czas poświeciłam na poszukiwanie odpowiednich produktów, rozwijałam współpracę przy jednoczesnym zachowaniu warunku lokalności. I dzisiaj pracujemy z kilkoma rodzinnymi pracowniami, które dostarczają nam jedyną w swoim rodzaju ceramikę czy akcesoria. Dodatkowo mamy w swojej ofercie produkty skandynawskie – szło czy papierowe osłonki pochodzące z recyklingu. Staramy się, aby asortyment, który oferujemy, był wytwarzany z poszanowaniem natury. 

Warsztat.art

Wspieranie lokalności, produktów pochodzące od regionalnych twórców to ważna część Twojej działalności. 

Skandynawowie wiele mówią o filozofii hygee oznaczającej komfort, wygodę, przytulność i bezpieczeństwo, która także znajduje swoje odzwierciedlenie w wystroju wnętrzi dodatkach, jakimi się otaczamy. Mamy tak wiele pięknego rękodzieła wytwarzanego w Polsce, nie musimy go szukać poza granicami kraju. Możemy stworzyć nasze własne lokalne hygee tu w Poznaniu. Z wieloma biznesami, z którymi współpracujemy, po prostu się przyjaźnimy, a to wielki przywilej. Łączą nas wspólne wartości i podobny sposób patrzenia na świat. Tworzymy społeczność, do której zapraszamy każdego, kto czuje i myśli w podobny sposób. Taka też idea przyświecała mi przy okazji tworzenia nowego miejsca dla Warsztat.art przy ulicy Młyńskiej. Jako miejsca spotkań dla naszej lokalnej społeczności. Bo miejsce tworzą ludzie. A jeśli dodamy do tego nasze piękne lokalne rękodzieło, to wyjdzie z tego duet idealny. Zapraszamy do Warsztatu! 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art|Warsztat.art
REKLAMA
REKLAMA

PROF. UAM DR HAB.IWONA SEPIOŁO JANKOWSKA | Jestem, by pomagać ludziom

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Ambitna, asertywna, z niezwykłą pamięcią do dat, ludzi i zdarzeń. We wczesnych latach dzieciństwa szykowana przez rodzinę na lekarza, jednak pomysł na studia medyczne zamieniła na studia prawnicze w Toruniu. Sama wybrała własną drogę zawodową, świadomie łącząc praktykę z teorią, prowadząc trzy kancelarie adwokackie sygnowane swoim nazwiskiem oraz będąc wykładowcą akademickim w Katedrze prawa karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Prof. dr hab. Iwona Sepioło-Jankowska – teoretyk i praktyk w jednej osobie, kocha Poznań i uważa to miasto za swoje miejsce na ziemi. Z wielką pasją uczy studentów i aplikantów, a jednocześnie ratuje oskarżonych i ma duży procent wyroków uniewinniających.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto, archiwum własne ISJ

Ma Pani bogate doświadczenie, wiedzę i wieloletnią praktykę w pracy adwokackiej. Jakie cechy – według Pani – powinien posiadać dobry adwokat?

PROF. IWONA SEPIOŁO-JANKOWSKA: Na pewno potrzebna jest empatia w tym zawodzie, skupienie i cierpliwość podczas długich i częstych rozmów z klientami. Musimy poznać ich życie, w szczególności przy sprawach rodzinnych, rozwodowych, których obecnie jest bardzo dużo. Jak żyją? Z kim żyją? I co chcieliby w sądzie uzyskać? Pragnę też podkreślić, że dzisiejsze sądy nie sprzyjają naszej pracy, pracy adwokata. Na rozprawę czeka się bardzo długo, sprawy trwają po kilka lat. Zdarzają się też takie sytuacje, że przychodzą do mnie klienci, którzy są bardzo zdeterminowani i pragną rozwodu, wybierają tę trudniejszą drogę, czyli chcą rozwód z orzekaniem o winie małżonka i nagle odechciewa im się tej walki i rezygnują z orzekania o winie, chcą ugodowego rozwodu. Zdarzają się też sytuacje, że małżonkowie się dogadują i wracają do siebie. Ostatnio miałam taki przypadek kobiety 70-letniej, która bardzo pragnęła być rozwódką, koniecznie chciała przyspieszać procedury – co jest niemożliwe – a finalnie zeszła się ze swoim mężem. W takich wypadkach adwokat musi dostosować się do istniejących zmian, to też swego rodzaju umiejętność – być elastycznym w tym zawodzie, być dla ludzi, wsłuchiwać się w życzenia i prośby klientów, którzy nieraz sami decydują się na krok wstecz lub odwracają całą sytuację o 180 stopni. Życie jest zmienne, tak jak i klienci są przeróżni.

Co daje gwarancję wysokiej skuteczności w tym zawodzie?

Empatia, o której wspomniałam i umiejętność słuchania klienta. Czas, jaki poświęcamy na zgłębienie problemu, konkretnej sprawy. Mi taką skuteczność zapewnia łączenie pracy zawodowej – czyli praktyki w kancelarii w Poznaniu oraz obu filiach, w Warszawie i Gdańsku – z teorią, czyli wykładami na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Konkretne sprawy, które prowadzę, ludzkie dramaty, którymi się zajmuję, stają się dla mnie odnośnikiem podczas wykładów. Nie opowiadam studentom o suchych faktach, nie recytuję przepisów, tylko mówię o sytuacjach z życia wziętych. Wykładam prawo karne, tłumaczę młodym adeptom prawa o przestępstwach kryminalnych, grupach przestępczych, karuzelach podatkowych – o wszystkim tym, czym zajmuję się w kancelarii. Oczywiście, bez podawania szczegółów. Mam o czym opowiadać na wykładach, robię wszystko, aby uciec od stereotypów i rutyny w prowadzeniu takich zajęć. Studenci – co mnie bardzo cieszy – z chęcią przychodzą na prowadzone przeze mnie wykłady, a aplikanci – na szkolenia.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska


Duże znaczenie dla mnie w zawodzie adwokata ma praca naukowa, czysta teoria. Na początku mojej pracy zawodowej byłam bardziej skupiona na pisaniu monografii, książek, podręczników dla studentów etc. Bardzo szybko zajęłam się pisaniem, bo chciałam uzyskać stopień naukowy. Byłam na tym skoncentrowana. Teraz jest mi łatwiej wykonywać zawód adwokata, gdy mam podstawy stricte teoretyczne. Teorii się nie zapomina, ona niewątpliwie pomaga mi w kancelarii. Ciężko jest mnie zaskoczyć na sali sądowej, bo jestem zawsze bardzo dobrze przygotowana. Ponadto mamy bardzo dużo spraw. Od dwóch lat posiadamy specjalistyczny program prawniczy, w którym wpisujemy sprawy na bieżąco przyjmowane do kancelarii – i wynik jest zdumiewający. Wpisaliśmy do systemu aż 650 prowadzonych spraw. Tu kłania się kolejna cecha charakteru potrzebna w zawodzie prawnika, czyli dobra pamięć. Kiedyś przyszli studenci prawa na egzaminach wstępnych musieli zdawać historię, zapamiętać ogrom dat i faktów – to naprawdę w zawodzie adwokata jest bardzo potrzebne. Raz – gdy trzeba szukać odpowiednich paragrafów, a dwa – ilość spraw, którą się prowadzi w kancelarii, wymaga dobrej pamięci. Gdy rozmawiam z sędziami w Wydziale Cywilnym, z tymi, którzy prowadzą sprawy frankowe, ale i rozwodowe, mówią, że jeden sędzia ma tak przynajmniej 500 spraw. A ja mam ich ponad 600. Oczywiście podczas tych dwóch lat takie mniejsze sprawy już się zakończyły, ale większość z nich jest w toku. Jeżdżę do Warszawy, Gdańska, Szczecina, Wrocławia – to jest norma i specyfika mojej pracy. Przyjeżdżają też do mnie klienci z Krakowa. Mam aktualnie klientkę ze stolicy Małopolski i wierzę, że jej sprawa zakończy się uniewinnieniem.

Rozpoczęła Pani Mecenas temat, o który chciałam zapytać… Występuje Pani jako obrońca osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa, osób już oskarżonych. Czy często zapada w prowadzonych przez Panią sprawach wyrok uniewinniający? Jak to wygląda z Pani doświadczenia, w praktyce, a jak w skali kraju na przestrzeni ostatnich lat?

Niedawno, bo w lutym, na swoich mediach społecznościowych opublikowałam statystyki z ostatnich kilku lat, jeśli chodzi o wyroki uniewinniające w naszym kraju. Statystyki są – niestety – od lat na tym samym poziomie, tj. 2-3 % wyroków uniewinniających w Polsce. Bardzo mało. Utarło się takie przekonanie, że jak sprawa wychodzi z prokuratury z aktem oskarżenia, to już praktycznie zapada wyrok skazujący, więc o jakimkolwiek uniewinnieniu nie ma mowy. Adwokat ma zatem dużo pracy, żeby starać się ratować ludzi, ich sytuacje życiowe i materialne.
Ja tymi wyrokami uniewinniającymi zaczęłam się chwalić (śmiech) w mediach społecznościowych, na różnych platformach i w różnych środowiskach – bo jest czym. Prowadzę też sprawy, które dobrze rokują, czyli w nich również jestem nastawiona na wygraną i wynik uniewinniający. Prowadzę naprawdę medialne i duże sprawy, chociażby takie jak ta w Wągrowcu, gdzie zatrzymano rodzinę, która stworzyła dom zastępczy, rodzinny dom dziecka. Tym osobom zabrano 12 dzieci z podejrzeniem znęcania się nad nimi – ja właśnie bronię te osoby oskarżone. Na początku byłam zdystansowana i nie wiedziałam, gdzie leży prawda. Ale jak zaczęłam wnikliwie czytać akta, przyglądać się całej rodzinie – moim zdaniem w tym przypadku nie ma mowy o żadnym znęcaniu się, poznałam tych rodziców zastępczych, poznałam każde ich dziecko. Często w takich newralgicznych sytuacjach dochodzi do konfliktu pomiędzy rodzicami zastępczymi a rodzicami biologicznymi – w tej sprawie jest podobnie.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Jak Pani podchodzi do prowadzonych spraw? Przeżywa je Pani, rozmyśla o nich?

Nie uodparniam się na ludzkie tragedie, jestem zbyt wrażliwa. Nie ma u mnie rutyny. Przeżywam jak coś się nie udaje – i długo sama ze sobą walczyłam, wręcz zadręczałam się niepowodzeniem. Ale z doświadczenia i nabytej wiedzy już wiem, że niekiedy racja jest po stronie mojego klienta, ale pewnych spraw nie jestem w stanie przeskoczyć, bo taki jest w Polsce mechanizm wymiaru sprawiedliwości. Mówię do moich pracowników, że ja po prostu wcześniej przejdę na emeryturę (śmiech) i taki mam plan.
Puentując odpowiedź na to pytanie – wolę sprawy moich klientów przeżywać, bo to jest ludzkie, jest oznaką empatii i uczuć, a ja nie jestem robotem.

Ponad 600 spraw w ciągu dwóch lat, o których Pani wspomniała, które zaprzątają Pani myśli – to ogrom poświęconego czasu. Kiedy znajduje Pani czas na odpoczynek?

Mówię całkiem szczerze, ja nie mam życia prywatnego. Muszę sobie radzić tak jak umiem i na ile starcza mi właśnie tego cennego czasu. Kiedy wyjeżdżam w celach zawodowych, do moich filii, w Warszawie czy Gdańsku, bądź podróżuję w konkretnej sprawie do innego miasta, wówczas mam kierowcę. Poza Wielkopolskę zawsze jadę z kierowcą, siadam do auta, odpalam laptopa, odbieram mnóstwo telefonów i pracuję. Np. czeka mnie rozprawa godzinna w Warszawie, a 6 godzin w aucie, 3 godziny w jedną stronę i 3 godziny w drugą. To dla mnie sześć godzin pracy podczas drogi. Tempo życia od nas tego wymaga, nieustannej gotowości, przygotowania, znajomości zagadnienia itp.

Kiedy zrodził się pomysł, aby pójść na studia prawnicze?

Do połowy liceum ogólnokształcącego wiedziałam, że idę na medycynę. Tak też postrzegali mnie najbliżsi, że będę pracowała w zawodzie lekarza. Jednak, gdy zaczęłam trzecią klasę ogólniaka, stwierdziłam, że medycyna nie jest dla mnie. Zmieniłam swoje plany, a że zawsze byłam ambitna – wybrałam prawo. Bardzo lubiłam historię, nawet jeździłam na olimpiady, konkursy wiedzy historycznej. Na studiach prawniczych byłam zdeterminowana, od początku wiedziałam, że chcę wykładać, pracować na uczelni jako wykładowca akademicki. To, co postanowiłam, zrealizowałam w pełni i to w bardzo krótkim czasie. Na studiach miałam też sprecyzowaną aplikację – wiedziałam, że chcę być adwokatem. Nie zastanawiałam się nad inną specjalizacją w tym zawodzie.

Czym jest znieważenie, a czym zniesławienie? Często w mediach słyszymy o tego typu sprawach. Jakie są podobieństwa obu tych terminów?

Zniesławienie polega na pomówieniu innej osoby. Chodzi o pomówienie dotyczące postępowania, właściwości, które mogą ją poniżyć w opinii publicznej. Natomiast znieważenie to naruszenie czyjejś godności. Polega na użyciu słów obelżywych i ośmieszających.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Oferuje Pani Mecenas swoim klientom pomoc z zakresu prawa karnego, rodzinnego, cywilnego i gospodarczego. Jakie są dla Pani najtrudniejsze sprawy?

Najtrudniejsze są dla mnie sprawy karne, bo statystyki wyroków uniewinniających nie sprzyjają, nie pomagają ani samym klientom, ani mi pracującej jako adwokat. Często przychodzą do mnie klienci w sprawach karnych, gdzie już przeszli przez jedną instancję, z innym adwokatem, i źle ich sprawa wygląda, albo mają już wyrok pierwszej instancji i proszą mnie o to, aby coś próbować zmienić na etapie drugiej instancji, czyli na etapie apelacji. Z mojej perspektywy sprawy karne są trudniejsze niż rodzinne.

Czy posiłkowanie się pracą detektywa w zawodzie prawnika jest już pewnego rodzaju normą, czymś wymaganym i niezbędnym?

Jest różnie. Przychodzą do mnie klienci, którzy mają już gotowy materiał dowodowy, najczęściej jakieś nagrania, zdjęcia. To klienci, którzy już korzystali z usług detektywa, posiadają wartościowe dowody na winę współmałżonka i chcą rozwodu. W większości przypadków mam klientów, którzy chcą rozwód z orzekaniem o winie, np. chcą wskazać zdradę małżonka. Wtedy klientom daję namiary na detektywa, z którym współpracuję, oni się kontaktują, ustalają szczegóły. Ja również mam kontakt z moim detektywem a propos konkretnej sprawy i mojego klienta/klientki i mówię, co mi jest potrzebne.
Nieraz ludzie nie wiedzą, na co zwrócić uwagę, nawet gdy przychodzą z ich zdaniem gotowym materiałem dowodowym, ja mówię „potrzebuje jeszcze tego”, „to by nam się przydało”. Patrzę na sprawę z innej perspektywy i analizuję ją w szerokim spektrum, z korzyścią dla mojego klienta. Najlepsza jest dla mnie jednoczesna współpraca klienta i z detektywem, i ze mną jako adwokatem. Wspólne ustalenia najlepiej rokują. Często sprawie rozwodowej towarzyszy sprawa o znęcanie czy fizyczne, czy psychiczne. Więc klientka jednocześnie składa pozew o rozwód i składa zawiadomienie do prokuratury o wszczęciu postępowania o znęcanie. I tu, i tu są potrzebne dowody, które umiejętnie może zebrać współpracujący ze mną detektyw.

Jest pani profesorem, wykładowcą akademickim na UAM w Poznaniu. Czy podczas rozmów ze studentami, aplikantami przewijają się podobne zagadnienia, tematy, które frustrują, wręcz irytują młodych prawników, adeptów prawa?

Młodzi prawnicy widzą problem nasyconego rynku prawniczego i dużej konkurencji. Zdają sobie sprawę, że mają małe szanse, aby otworzyć własną kancelarię. Nie mówię tylko o Poznaniu, bo mam kontakt ze studentami i aplikantami z innych polskich miast. I tam jest podobnie. Od kilku dobrych lat prawnicy są nastawieni na to, aby zatrudnić się w jakiejś kancelarii, czyli liczą na prace u kogoś, a nie na samozatrudnienie i otworzenie działalności gospodarczej. Może za kilka lat to się zmieni, gdyż rynek pracy wciąż ewoluuje. Podobnie było z zawodem psychologa, aktualnie z zawodem informatyka czy programisty. Jak ja kończyłam studia, to był zgoła inny problem, czyli taki, aby się dostać na aplikację adwokacką, bo było to środowisko hermetycznie zamknięte. A dla mnie – osoby niepochodzącej z rodziny prawniczej, tym bardziej z rodziny adwokackiej – było to marzenie i wysoki cel, który udało mi się zrealizować. Kliki adwokackie – jak to się mówiło – miały swoich kandydatów, wytypowanych z rodziny i znajomych. Pamiętam, że kończyło studia w moim roczniku około 300 osób, a tylko niewielki procent dostał się na aplikację adwokacką. Teraz studenci dostają się na aplikację, ale nie mają widoków na przyszłość co do kancelarii sygnowanej ich własnym nazwiskiem. Duża konkurencja na rynku – to jest aktualny problem dla adeptów prawa.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

A co Panią nurtuje w obecnej prawnej rzeczywistości?

Funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, jak działają sądy, to że sędziowie są przepracowani, mają za dużo spraw. Nie da się, będąc sędzią i mieć dwa dni w tygodniu wokandy, skrupulatnie i wnikliwie przygotować się do sprawy. Każdy jest tylko człowiekiem, nie maszyną, a czasu nie da się rozciągnąć. Czas jest potrzebny na zagłębienie się w problem, w konkretną sprawę. Trzeba mieć czas, aby dokładnie przeczytać akta. Tu powinny nastąpić zmiany w wymiarze sprawiedliwości, co pomogłoby i samym oskarżonym, ale i nam, adwokatom.

Jakie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu Pani przygotowała? Bo wiem, że w ramach prowadzonej działalności z prawa gospodarczego takie skargi Pani przygotowuje.

Skargi składa się głównie z uwagi na naruszenie przez sąd polski art.6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czyli prawa do rzetelnego procesu. I jeśli ja widzę, że taka zasada rzetelnego procesu nie została spełniona przed sądem, to formułuję taką skargę do Trybunału w Strasburgu. Wykazuję w niej w jaki sposób – według mnie – sąd polski naruszył tę zasadę i w jakim zakresie.

Jak ustosunkowuje się Pani do spotkań on-line z klientem, do pomocy prawnej udzielonej przez Internet?

W kancelarii udzielamy porad prawnych, głównie dla klientów spoza Poznania. Z nimi łączymy się on-line. Ponadto jeszcze odbywają się rozprawy w sądach on-line. Nawet w zeszłym tygodniu prowadziłam rozprawę rozwodową w Warszawie w takim trybie niestacjonarnym. Nie musiałam być na miejscu w stolicy, dla mnie dobrze, bo zaoszczędziłam czas na podróż. Łączyłam się z sądem w Warszawie, moja klientka też była z Warszawy – dla mnie to, nie ukrywam, wielka wygoda, taka praca zdalna, którą nie ja wymyślam, tylko narzuca sąd.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Reasumując, czy lubi Pani te prawne wyzwania, które przed Panią kreuje życie, ale i samo prawo?

Nieskromnie powiem, że lubię, choć to ciężka praca. To mój zawód, który wybrałam świadomie. Nikt mi niczego nie narzucił, nie pchał mnie na aplikację adwokacką. A życie samo napisało scenariusz, dając mi wielką szansę zaistnieć w tym zawodzie. Jacy klienci się do mnie zgłaszają z prośbą o pomoc? Wszyscy, którzy szukają ratunku i porad prawnych czy to w kwestiach stricte rodzinnych, czy karnych, czy w zakresie prawa cywilnego i gospodarczego. Podejmuję się obrony w ciekawych dla mnie sprawach karnych, czy to w Poznaniu, Warszawie, Gdańsku – tam gdzie mam swoje kancelarie. I ja te sprawy sobie sama wybieram. Skupiam się na sprawach najtrudniejszych, sprawach karnych, ale nie ukrywam, że połowę szafy zajmują akta spraw rodzinnych, którymi również się zajmuję, najlepiej jak potrafię, i które są w toku. Muszę mieć silną psychikę, inaczej nie funkcjonowałabym na rynku prawniczym.
Sporo mam klientów, którzy dziękują za pomyślnie przeprowadzoną sprawę, za sukces, wyrok uniewinniający. Zadowoleni klienci – nie tylko z Wielkopolski, ale i z całego kraju – piszą maile, pochlebne opinie, dzwonią i dziękują za ratunek, za pomoc prawną. To mnie niezwykle raduje, napełnia satysfakcją i daje poczucie, że to, co robię, jest potrzebne.

Jakie ma Pani marzenia?

Uważam, że jestem w dobrym miejscu swojego życia. Zadowolona z tego, co osiągnęłam zawodowo, z kim współpracuję, jaki zespół pracowników stworzyłam, ile spraw prowadzę, bo to znaczy, że ludzie we mnie wierzą, mi ufają. Jako kancelaria mamy program pt. „ROZPRAWA” w telewizji lokalnej WTK, dwa razy w miesiącu, w którym wyjaśniamy sprawy trudne, nurtujące społeczeństwo, tj. kwestie związane z rozwodami, sprawy spadkowe, omawiamy wszystkie zagadnienia ciekawe dla odbiorców, np. testamenty, zachowek, jak się rozwieść, jak zapisać porozumienie rodzicielskie. Mamy rozwinięte portale społecznościowe, funkcjonujemy w mediach, tłumaczymy zawiłości i meandry prawne. Chcemy pokazać się od strony nietypowej, sztywnej kancelarii, do której klienci boją się wejść z zapytaniem czy prośbą o poradę – wprost przeciwnie. Jesteśmy dla ludzi.
Oczywiście, pragnę się rozwijać, nie stać w miejscu, dlatego teraz kładę nacisk na rozwój mojej filii w Warszawie. I liczę na to, że to marzenie się spełni. (śmiech)

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
prof. Iwona Sepioło -Jankowska
REKLAMA
REKLAMA