NATALIA PRZYBYLSKA | Najpiękniejszy dzień w moim życiu jest codziennie

Natalia Przybylska

MIASTO I LUDZIE. O SZTUCE ŻYCIA rozmawia JOANNA JANOWICZ, malarka i trenerka Rezyliencji i Vedic Art.

NATALIA PRZYBYLSKA

Joginka, mama czwórki dzieci, optometrysta. Kocha naturę, przytula się do drzew i do siwej Molly w delikatnym kłusie. Z pacjentami pracuje z intencją. W życiu pozwala sobie doświadczać. Ufa nieznanemu i wierzy, że wszystko dzieje się po to, by urosła i była lepsza dla innych. Gdzie szuka spokoju, gdy wszystko leci na łeb na szyję? Dlaczego, gdy bolą plecy, joga mówi o otwarciu duszy? O tym opowie Natalia Przybylska.

Zdjęcia: Natalia Nowak, Przemek Rybiński

Używasz określenia „Być przy sobie”. Co oznacza dla Ciebie?

NATALIA PRZYBYLSKA: Uważność na siebie, na uczucia, emocje. Przyglądam się reakcjom z ciała, żeby widzieć, czego na ten moment mi potrzeba. To kontakt z naturą, medytacja, praktyka jogi, świadome jedzenie, zasilanie się energią słońca. Gdy z kimś pracuję, to mam zawsze intencję. Efektem jest spokój, radość i zaufanie nieznanemu. Sama wyzbywam się chęci, by kontrolować, zarządzić, bo to sprawia, że jesteśmy uwikłani w oczekiwanie. A nie da się przewidzieć wszystkiego, co przyniesie życie. W zaufaniu, pozwalam się życiu zaskakiwać w poczuciu, iż dzieje się dla mojego dobra.

Masz swoje codzienne rytuały?

Gdy przychodzi moment pogubienia, idę do ciała. Idę do natury, medytuję, szukam ciszy. Nie zawsze jest przestrzeń na jogę, ale mam rytuał szczotkowania ciała. Od palców stóp, centymetr po centymetrze masuję je, mam z nim kontakt, doświadczam, obserwuję jak reaguję i to zajmuje myśli. Mycie zębów może być także rytuałem, jeśli robisz to uważnie i świadomie. Daję sobie przestrzeń dla siebie. Innym z rytuałów jest przyzwalanie sobie na przebywanie z cudownymi ludźmi, czerpię radość z relacji i tej chwili, aby wyjść z obowiązków… nie musieć.  

Jak karmisz duszę?

Lubię robić zdjęcia i czytam teraz cudowną książkę „Zdjęcia z duszą” o czarno-białej fotografii. Napisał ją David duChemin, zabierając nas w świat kreacji, pokazując, że rodzi się ona z lekkości i przychodzi w momentach odpuszczenia. To jest metafora życia: ja tutaj nic nie wiem. Nie wiem, jaki to kadr. Nie wiem, co z tego będzie. Po prostu łapię chwilę. To jest bardzo uwalniające, a duChemin podkreśla, że mamy ciągle stawiać pytania i pozwalać, aby się zadziało. A co jeśli… słońce nie zaświeci, nie złapiemy „golden hour”?

I tak może powstać piękne zdjęcie? Ufasz nieznanemu. Gdzie znajdujesz granicę pomiędzy tym, czego chcesz, a odpuszczaniem?

Zaufać nieznanemu – to wspaniale brzmi – ale w takim razie chcieć czy nie chcieć? Lubię prowadzić wewnętrzy dialog, zadawać pytania – wtedy poznaję lepiej siebie i tworzę mapę dla innych. Ty mówisz pięknie w rezyliencji o tym, żeby mieć, ale nie pragnąć. Doceniać, podziękować… Planuję, ale pozwalam się zaskoczyć. Wiem, że Wszechświat ma dla mnie to, co najlepsze i pozwalam, by to zaistniało. Może mandat mnie dziś nie ominie, ale wieczorne utulenie w ramionach dzieci będzie cudownym doświadczeniem. To wystarczy! To jest akceptacja w życiu. To jest słowo klucz, po zajęciach u Ciebie na MBA z Życia (program rozwojowy realizowany z Piotrem Strzyżewskim – przyp. autorki) wypisałam je sobie w wielu językach. To podejście kreuje w nas lekkość życia, brak przywiązywania się. DuChemin mówi „Im jesteśmy ciekawsi świata, tym bardziej kreatywni się stajemy. Kreatywność dzieje się w kontekście nieznanego”.

W malowaniu intuicyjnym, wychodzimy z intelektu, by wejść na poziom duszy i czuć. Co się dzieje, gdy zabiera Cię smutek?

Trzeba zauważyć. Pozwolić sobie go objąć z czułością. Uczę się, by nie zabierały mnie na zbyt długo emocje żalu, czy gniewu. To jest spalające. Buduje mnie zabieranie się w miłość i radość.

A czym jest miłość dla Ciebie?

Wolnością. To wtedy, kiedy nic nie musisz, a chcesz dać. To otwartość i dobro. Każdy z nas szuka miłości bezwarunkowej, by tak kochać i taką miłością być kochanym. Tak sobie myślę… Co ja o miłości wiem? Najcudowniejsza miłość bezwarunkowa płynie od dzieci. Od zwierząt też – taki kociak czy psiak nigdy nie ma humorów. Kocha zawsze.

przybylska 11 scaled 1

Co daje Ci miłość do jogi i jak zaczęła się Twoja przygoda? 

Mówi się, że każdy ma w sobie jogina, pytanie tylko kiedy się obudzi (śmiech). U mnie joga pojawiła się 14 lat temu, gdy szukałam równowagi w staraniach o pierwsze dziecko, Sofii. Już wtedy wiedziałam, że to nie jest forma gimnastyki, a bardziej stan duchowości. Później pojawiła się Nelli, Hugo, Wiktor, a moja przygoda z jogą trwa. Kilka lata temu zaczęłam praktykować intensywniej, aż uznałam, że chcę zrobić kurs nauczycielski. Nie tyle nawet, by uczyć, ale by zgłębić wiedzę. Wybrałam cudowną nauczycielkę, Ullę. Uwielbiam być uczniem i dawać sobie czułość, i wiem, że tego samego oczekują kobiety, z którymi pracuję. Joga zauważenie tego, co w nas na dany moment jest. Sekwencja asan pozwala uwolnić to, co jest wewnątrz. Joga ma moc i jest dla odważnych, ponieważ wiele dowiadujemy się o sobie: czasami przecież ciało odmawia fizycznie i to jest moment ukochania, akceptacji. Nie zawsze łatwy. Z drugiej strony, gdy zaczynasz praktykę, myśli idą do wnętrza do serca i nie masz pojęcia, co będzie z niego wypływało. Co dziś przyjdzie? Ból? Niecierpliwość? Co jest we mnie? I wiesz, tu jest o tej odwadze: stajesz do tego. Widzisz się, jak w lustrze i możesz zareagować. Uczysz się miłości do siebie.

Joga jest o sercu?

Tak, bo w jodze szukamy nie tylko sposobów na uśmierzenie bólu w plecach, ale bodźców do wewnętrznych przemian. Donna Farhi, cudowna nauczycielka jogi od kilku dekad, mówi, że jest ona otwarciem z poziomu serca i uwolnieniem przestrzeni na wrażliwość, radość, ale też smutek, który wcale nie powoduje zamknięcia. Jest otwarciem umysłu na zauważanie.

Mówisz, że asany to trzeci z ośmiu filarów jogi. To pokazuje głębię tej praktyki w kontekście nie tylko ciała, ale i duszy.

Mówimy też o ćwiczeniach oddechowych i medytacji, a w szerszym ujęciu to asany są przygotowaniem do podróży duszy w medytacji. Niemoc z ciała pokazuje, że cokolwiek zrobię, to jest w porządku. Sama jestem joginką z ograniczeniami wynikającymi z tego, że przyprowadziłam na świat czwórkę moich dzieci i wiele asan nie jest dla mnie. Jednak staram się do jakiegoś momentu w nie wchodzić. To jest sprawczość. Próbujesz, idziesz trochę dalej, akceptujesz, masz progres, nie masz progresu, dziś jest tak, choć wczoraj było inaczej. Nie każesz się, nie przymuszasz. Obserwujesz. Tak samo jest w życiu, nie chodzi o to, by na siłę pokonywać jakieś granice, bo może nie jest to dla nas korzystne. Nie zawsze musi być obiad z trzech dań. Może być ratatouille w jednym garnku. Joga niesie umiejętność, by siebie szanować, traktować jak tę świątynię. Donna Farhi mówi, że była świadkiem mocy jogi, zmieniającej pozornie nienaruszalne negatywne schematy, by przebudzić ciało, umysł i serce i otworzyć je na nowe możliwości.

Co dla Ciebie jest trudne?

Na pewno moment, gdy zabiera mnie smutek. Jednak jestem z nim już całkiem dobrze skomunikowana, widzę go, jak przychodzi. Słucham, co mówi i kiedy obejmuję go z taką akceptacją, zauważam, że jest wynikiem niepotrzebnych oczekiwań.

Czyli kiedy Ci smutno, zatrzymujesz się i pytasz siebie, czego ja chcę i czy ja chcę tego chcieć?

Tak. I wiesz, ja na co dzień w swojej pracy inspiruję pacjentów do tego, by też się zatrzymali i by widzieli lepiej. To jest dla mnie misja w pracy optometrysty. Przez dobrane dobrze okulary, sprawiam, że człowiek dostaje nową jakość postrzegania codzienności i widzi lepiej, ale nie tylko. W moim ukochanym „Małym Księciu” są słowa: dobrze widzi się tylko sercem, najpiękniejsze jest niewidzialne dla oczu. Ja zakładam ludziom okulary, ale są one zawsze z intencją, np. żeby pani nie przeoczyła miłości, albo żeby dziecko w szkole nie czuło się gorsze. Bo ta pani chce kogoś pokochać, a ten chłopiec chce się uczyć, tylko po prostu chodzi o dobrze dobrane szkła, których nie miał. W gabinecie zawsze pacjent powie więcej. Wywiązuje się między nami relacja.

Czego uczysz swoje dzieci?

Miłości do świata, ludzi i zwierząt. Mają swoje drzewa, do których się tulą. Uczę ich, by stojąc przed lustrem, każde z nich umiało powiedzieć „kocham Cię” do siebie. Uczę je pielęgnowania pasji: Nelli w tańcu i malowaniu, Wiktor w kreacji z klockami, a Hugo z tatą ma wspólne lekcje gry na perkusji. Niesamowita miłość przyszła do naszej rodziny wraz z pasją naszej najstarszej córeczki, która trenuje jeździectwo, zaczynała jako pięcioletnia dziewczynka. Jako mama miałam duży lęk o nią, ale nie chciałam, by ten strach coś jej zabrał, więc sama zaczęłam oswajać się i jeździć konno. 

Zaczęłaś doceniać jej pracę? Czego Twoja rodzina nauczyła się od koni?

Mam dla Sofii wielkie uznanie. Konie uczą panowania nad emocjami. Przez lewe oko koń wyczuwa nasze emocje. My możemy nie rozumieć o co chodzi, ale zwierzę bardzo wyświetla nasz wewnętrzny stan: czasem chce się tulić, a czasem nie. Kiedy Molly buduje dystans, to ja zauważam, że jestem w tym dniu też zdystansowana. Kiedy się boi, wiem, że strach jest wewnątrz mnie. Do konia potrzebujemy dużej pewności siebie, ponieważ kiedy my nie panujemy nad nim, to on przejmie inicjatywę i może być różnie. 

przybylska 8

To jak z umysłem, konieczny jest woźnica.

Umysł z automatu zabiera w obszary jemu dobrze znane i nie zawsze dla mnie korzystne. Jak galop po niebezpiecznym terenie, który wybrało zwierzę, a nie jeździec. Jazda konna jest wspaniałą terapią dla osób, które pracują nad poczuciem własnej wartości, bo na koniu, tak jak na macie, możemy poczuć moc! Jesteśmy tu po to, żeby doświadczać.

Najpiękniejszy dzień w Twoim życiu…

Jest codziennie. Jest przede mną. Wiesz, czasem, wszystko leci na łeb na szyję. Dzieci się kłócą, któreś jest chore, obiadu nie zrobiłam, nigdzie nie mogę zdążyć, wszyscy i wszystko w chaosie… Na takie chwile, bo wiem, że kiedyś mogą przyjść, praktykuję bycie w lesie i kontakt z naturą. Wyciszam się na później, żeby to ogarnąć, gdy nastąpi. Umieć odpuścić. Najpiękniejszy dzień to docenianie tych wspaniałych osób wokół, wdzięczność za rodzinę. To, że teraz mogę rozmawiać z Tobą, że mamy z mężem mały, ale cudowny zespół w firmie. Najpiękniejszy jest oddech, bo on automatycznie łączy nas z naszym sercem, wtedy jest empatia, miłość i największy dramat zaczynam postrzegać, jako coś, co musiało się zadziać. Żebym urosła i była lepsza dla innych.

Dobro niesie też Twoje stowarzyszenie „Widzieć w PEŁNI” i realizujesz z Miastem Swarzędz „Jogę na trawie”, która będzie dostępna dla każdego, kto chce być przy sobie. 

Najpiękniejsze rzeczy w naszym życiu dzieją się z poziomu serca, one nie są kreowane przez rozum. To jak malowanie z intuicji – otwiera serce. A joga to nie fizyczność, ale przede wszystkim to, co dzieje się w naszej głowie i duszy. W sprawie jogi na trawie i sesji w tygodniu można pisać na mój profil (Natalia Przybylska). Zapraszam do wspólnej podróży na macie i już jestem za Was wdzięczna. 

Zostawimy Czytelników z Twoim przesłaniem?

Najważniejsza jest miłość własna, bo wtedy z lekkością rezygnujemy z tego, co mogłoby nas poparzyć. Wybieramy to, co sprawia, że rośniemy. Wtedy płyniemy. Kiedy dostrzegamy w sobie dary i zaczynamy je realizować, jak Ty nas tego pięknie uczysz, to płyniemy. Trzeba to swoje „dlaczego” znaleźć. Misję. Flow. Bruce Lee mówił „bądź jak woda”. Ciągle się tego uczę. Dziękuję za zaproszenie do wspólnej rozmowy, było pięknie. 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Natalia Przybylska
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA