MIŁOSZ BRONISZ | Woda w starciu z kamieniem wygra nie dzięki sile, a dzięki wytrwałości.

Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz

Na pytanie o plany życiowe odpowiada: a ile mamy czasu? Ma 17 lat i uczy się w liceum Króla Dawida. Mówi, że cieszy się, bo przyszedł na świat tak wyjątkowy i dzięki temu może inaczej doświadczać życia. Dojrzały ponad wiek. Średniej nie liczy, bo nie ma potrzeby sprawdzać się w ten sposób. Nie ma przedmiotu, którego nie lubi. Śmieje się, że jego narodziny były mocnym przeżyciem, a w życiu z nim nie da się nudzić. Od Nicka Vujicica nauczył się, że może kochać i być kochanym.

Kiedy się poznaliśmy byłeś o 8 lat młodszy i opowiadałeś, że jako przykład spełnionego człowieka, mama pokazała Ci australijskiego mówcę Nicka Vujicica, który tak, jak Ty urodził się z tetraamelią. Czego wtedy nauczyłeś się od niego?

Miłosz Bronisz: Od początku był dla mnie inspiracją. Pokazał mi, jak wiele możliwości mam przed sobą i że jeśli tylko chcę, i naprawdę w to wierzę, mogę mieć szczęśliwe życie. Zobaczyłem, że to, co mogłoby się wydawać ograniczeniem, może być moją siłą. Nick pokazał mi, że na każdy problem jest inna metoda, że chodzi o cechy, które pozwalają nam sobie z nim poradzić. Jedną z nich jest wytrwałość, choć moja mama powiedziałaby, że raczej jestem uparty. (śmiech) Druga to pewien rodzaj otwartości na coś zupełnie innego w życiu i szukanie rozwiązań. Nick miał żonę i dzieci. Jeździł, występował, uprawiał sporty. Nauczyłem się więc od niego wierzyć w to, że mogę pokochać i być pokochanym, stworzyć rodzinę i spełniać w życiu swoje marzenia. Niezależnie od tego, czy mam ręce i nogi, czy też, jak Nick – nie mam.

Miłosz Bronisz

Kiedy poprosiłam Cię o podzielenie się w mojej książce swoją historią („Być sobą. Żyć tak, by niczego nie żałować” Przyp. autorki), powiedziałeś, że cieszysz się, że urodziłeś się tak wyjątkowy, bo dzięki temu możesz inaczej doświadczać życia. Czego nie doświadczyłbyś, gdybyś urodził się w pełni sprawny fizycznie?

Miłosz Bronisz: Trzeba zacząć od tego, że ja zupełnie nie wiem, kim byłbym teraz, gdybym urodził się osobą w pełni sprawną. Być może inni nie zwracaliby na mnie takiej uwagi, jak teraz. Ludzie obserwują moje zachowanie, dzieci komentują, są ciekawi, co mam do powiedzenia. Gdybym był sprawny, zapewne nie miałbym tak głębokich przeżyć i przemyśleń, którymi mogę się dziś podzielić. Nie sądzę, że byłbym też tak wytrwały jak teraz, że byłbym tak bardzo otwarty na innych ludzi. Można powiedzieć, że gdyby nie moja niepełnosprawność, to byłbym zupełnie innym człowiekiem.

Nie robiłbyś na przykład wykładów i wystąpień dla dzieci w szkołach?

Wiesz, to może duże słowo „wykłady”, raczej powiedziałbym, że kiedy już przemawiam, to staram się opowiadać i dawać życiowe przykłady. Ale tak, owszem, podejrzewam, że wtedy nie mówiłbym do ludzi, nie inspirował ich i w ogóle nie wiem, jaki miałbym wtedy z nimi kontakt. Moja niepełnosprawność w pewnym sensie pcha mnie do otwartości i muszę też umieć poprosić o pomoc. To zmienia perspektywę i otwiera.

Miłosz Bronisz

Twoje dłonie zastępuje stopa. Czego nauczyłeś się z życiowych czynności, do których zazwyczaj używa się rąk?

To jest dobre pytanie, bo jakby się tak zastanowić, to dla mnie jest to codzienność. Nie widzę w tym nic niezwykłego, że ktoś robi coś dłońmi, a ja moją jedną stopą. Czasami słyszę: „o wow, malujesz stopą, jesz, myjesz zęby stopą!”. To jakby ktoś wziął przypadkową osobę na ulicy i powiedział jej: „wow, potrafisz jeść ręką!”. Ale przyznaję, że ludzie są zafascynowani tym, że umiem zrobić coś po prostu całym sobą: gdzieś wejść, dostać się, wykonać to, co wydaje im się niemożliwe z perspektywy kogoś, kto nie ma rąk i nóg. Jestem wdzięczny za to, co umiem, to jakiś mały dla mnie powód, by czuć pewien rodzaj dumy i zadowolenia z siebie, że faktycznie coś potrafię. Największą satysfakcję mam wtedy, gdy nauczę się czegoś nowego, co jest przydatne w tym moim życiu.

To w takim razie do czego potrzebujesz drugiej osoby, czego nie zrobisz sam?

Wtedy kiedy trzeba zrobić coś na wysokości, sięgnąć po coś. Wtedy potrzebuję pomocy.

Ze swoją przyjaciółką Gosią, realizujecie projekt odwiedzania kawiarni i przy kawie obserwujecie, jak są one dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Mamy progres na przestrzeni czasu?

Nie chciałbym, by zabrzmiało to pesymistycznie, ale większość miejsc nie jest dostosowana dla osób na wózkach, bo trzeba pamiętać, że wózki i niepełnosprawności są różne. Staramy się, opisując miejsca, zwracać uwagę na osoby, które poruszają się na wózkach ogólnie, a także na wózkach elektrycznych lub mają inną niepełnosprawność ruchową Trzeba jednak przyznać, że bardzo wiele zależy od ludzi, od chęci ulepszenia nie dlatego, że trzeba, ale dlatego, że właściciel chce, by jego lokal był dostępny. Chcę też powiedzieć, że często zanim wejdziemy, obsługa dostrzega nas i pyta jak pomóc, nawet jeśli infrastruktura nie jest idealna. W ludziach jest wiele życzliwości i o to tu też chodzi. Bywamy mile zaskoczeni.

Miłosz Bronisz

Powiedziałeś mi, że kiedy masz trudniejszy dzień, to pytasz: co zrobiłby Jezus, gdyby był w tej sytuacji? Czy nadal to robisz?

Teraz powiedziałbym, że bardziej czuję wewnętrzne zaufanie. W trudnych momentach myślę: „w porządku, ufam Bogu, wiem, że cokolwiek przyjdzie, to ma być częścią mojego życia”. Przyjmuję to z pełną akceptacją i wiem, że mogę iść dalej. Niektórzy nazywają to zaufaniem do Wszechświata albo do życia. To większa siła, która wie i zsyła to, czego potrzebujemy, by urosnąć.

W co wierzysz, jakie wartości są dla Ciebie ważne?

Bardzo ważne są dla mnie samodzielność, a także empatia – umiejętność czucia drugiej osoby. Ale też wewnętrzny spokój, żeby niezależnie od sytuacji potrafić z niej wyjść z najlepszym efektem, może lekcją.

Kiedy była taka sytuacja, że zaufałeś intuicji, sile wyższej?

Codziennie są. Nawet, gdy jestem w drodze na autobus i widzę, że nadjeżdża, myślę: „ok, nie będę kombinować, zdążę to zdążę”. Z jakiegoś powodu to jest, tak ma być. Przyznaję, że lubię odkładać rzeczy na tak zwaną ostatnią chwilę i w ostatnim czasie kiedy planowałem się uczyć, miałem też wizytę u ortodonty oraz zajęcia rehabilitacyjne, więc poczekałem, aż samo się rozwiąże i okazało się, rehabilitant odwołał zajęcia. Pomyślałem: „kurczę, Bóg naprawdę działa!” (śmiech) Takie sytuacje dnia codziennego są najlepszym przykładem zaufania i tego, że tę wiarę w to, że będzie dobrze – mam w sobie. Każdy z nas ją ma i warto z niej korzystać.

Kiedy się rodziłeś, rodzice wiedzieli, że nie będziesz w pełni sprawny fizycznie. Czego musieli się nauczyć?

Myślę, że obok codziennych czynności, rodzice musieli nauczyć się spokoju o moją przyszłość i także zaufania, że umiem i będę umiał sam sobie poradzić. Spokoju, że będę samodzielny. Przede wszystkim zaś na pewno musieli otworzyć się na nowe możliwości, nowe rozwiązania, zmianę podejścia do życia, większą kreatywność. Mimo wszystko takie życie wygląda trochę inaczej, więc musieli nauczyć się żyć z osobą z niepełnosprawnością. Trzeba powiedzieć, że wraz z narodzinami wniosłem sporo wyzwań i większą dynamikę. Mama jeździ ze mną na wystąpienia i też często opowiada, jak to jest radzić sobie z „innością”. Moje narodziny były mocnym przeżyciem, a w życiu ze mną nie da się nudzić. (śmiech)

Częściej korzystasz z protez czy wózka?

Wózek jest szybszy! Protez używam, gdy idę na przykład z kimś na spacer.

Kiedy widzieliśmy się wcześniej, skupiałeś się na modelach samolotów. Co jest aktualnie Twoją pasją?

Malowanie jest moim hobby i myślę, że tak zostanie, bo lubię to i dobrze mi idzie. Staram się używać najróżniejszych technik, ale najbardziej bliska jest mi praca w farbach olejnych, a w sercu zostanie akwarela, bo to od niej zaczynałem, malując ptaki. Mam do nich sentyment, bo były moimi pierwszymi obrazami i od nich zaczęło się moje poważne malowanie i wystawy. 

Miłosz Bronisz

Co jest Twoim największym osiągnięciem w życiu?

Nie mam wrażenia, że osiągnąłem nie wiadomo co, albo, że jestem nie wiadomo jaki. Myślę, że moim osiągnięciem jest to, że staram się dążyć do mojej samodzielności i nie skończyłem przyklejony do łóżka. Osiągnięciem jest to, że stale dążę do swoich celów. Może też to, co mówi mama, że jestem uparty?

Kto jest Twoim autorytetem?

Ktoś, kto potrafi poświęcić siebie dla drugiego człowieka. Mam na myśli to, że praca na rzecz innych stanowi sens jego życia, rodzaj misji i sprawia, że jest on spełniony oraz szczęśliwy. Nic nie traci z siebie, a wręcz zyskuje dzięki temu, że wykorzystuje swój potencjał dając wartość innym.

Dwa słowa od Ciebie?

Czasem ludzie mówią, że za dużo filozofuję, ale myślę, że to, co jest ważne, co warto usłyszeć szczególnie w trudniejszych chwilach – to, że nie powinniśmy się poddawać. Trzeba iść do przodu, bo niezależnie od tego kim jesteśmy i jacy jesteśmy, wszyscy jesteśmy ważni. Każdy z nas coś wnosi.

Miłosz Bronisz

Co Ty dziś powiedziałbyś Nickowi Vujicicowi?

Nie jestem pewien, czy mógłbym coś powiedzieć Nickowi, co byłoby dla niego ważne. Jednak teraz mógłbym już znacznie swobodniej porozmawiać i zadać więcej pytań, niż wtedy, gdy byłem prawie dzieckiem, mój angielski raczkował i byłem oszołomiony tym naszym spotkaniem. Wypytałbym go o rozwiązania i pomysły, jeśli chodzi o samodzielność. Podziękowałbym mu za to, jaki jest i jak wiele daje innym ludziom. No cóż… mówią, że porządny przytulas czasem znaczy więcej niż milion słów…

Chcesz powiedzieć, że padlibyście sobie w ramiona?

(śmiech Miłosza i Joanny)

Jakie masz plany na siebie?

A ile mamy czasu?! Są bardzo konkretne, więc mógłbym mówić sporo… Przede wszystkim marzę, żeby pójść na studia z psychologii. Czuję, że to jest kierunek dla mnie. Chcę wspierać ludzi.

A zrobiłeś coś szalonego w życiu?

Ja jestem człowiekiem spokojnym i że tak powiem, szaleństwo w moim wydaniu jest rzeczą niespotykaną. Ale jeździłem na nartach! Co w moim przypadku jest szaleństwem, bo nie mam rąk, nóg i zaufałem narciarzowi, który trzymając mnie zjeżdżał ze stoku.

Jaka jest Twoja definicja szczęścia?

Dla każdego jest czymś zupełnie innym. Dla mnie oznacza poczucie spełnienia. Zwolnienie tempa i wyjście poza koncept praca – dom, praca – dom. Szczęście to poczucie, że jest coś głębszego i można je osiągać na wiele sposobów, przez sport, malowanie. Można je rozpatrywać w kontekście szczęścia chwilowego. Moment, w którym czujemy, że jest pięknie. Tak, jak teraz leje deszcz, wszystko pachnie, a my pijemy lemoniadę pod daszkiem ulubionej kawiarni. Trzeba w życie wpleść jak najwięcej takich szczęśliwych momentów. Trzeba je dostrzec. Mi najwięcej szczęścia dają spotkania z ludźmi. Uwielbiam rozmawiać. W sumie do szczęścia niewiele potrzebuję.

Miłosz Bronisz

Kiedy był Twój najszczęśliwszy dzień życia?

To dość ciężkie pytanie, bo raczej mówię o szczęśliwości w dłuższym kontekście, a nie o chwili czy momencie. Ale dla mnie każdy dzień, który spędziłem dobrze mogę nazwać najszczęśliwszym. Mogę powiedzieć, że wtedy mam urodziny każdego dnia.

Powiedziałeś, że osoby z niepełnosprawnością miewają wyższe poczucie własnej wartości i bycia trochę oderwanym od ziemi, ponieważ nie są tak przywiązani do tego, co ziemskie, bo muszą być bardziej otwarci, by sobie radzić. Jaka jest Twoja sentencja, która mogłaby tu zostać?

Woda w starciu z kamieniem wygra nie dzięki sile, a dzięki wytrwałości. To zdanie mnie prowadzi.

Dziękuję Miłosz, to była wielka przyjemność, rozmowa z Tobą.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA