Skip to content

Ciałopozytywność od pewnego czasu to temat gorący jak piekący od słońca letni piasek. Tak naprawdę jednak nie jest to nowy nurt! Już w latach dziewięćdziesiątych Connie Sobczak i Elizabeth Scottt stworzyły ruch Body Positive. Myślę, że nie spodziewały się, że stanie się on globalnym trendem wywołującym tak silne emocje i zagorzałe dyskusje. Postaram się obiektywnie spojrzeć na ten temat i pokazać Wam jak duży wpływ na naszą seksualność ma podejście do własnego ciała.

Większość z nas rozumie dobry związek jako relację współzależności osób, które w nim pozostają. Mamy żyć w pełnej symbiozie, uznając związek i drugą osobę jako jedyne i słuszne towarzystwo. Prowadzi to niestety często do utraty tożsamości nas, czyli jednostek, co powoduje frustrację, stagnację lub nudę – felieton Magdaleny Świderskiej

„Mam zerowe libido”, „moje libido szaleje, nie mogę tego opanować!” – to tylko dwie z wielu podobnych wypowiedzi moich klientów dotyczące popędu seksualnego.

W filmach romantycznych partnerzy, kochankowie, małżonkowie rozumieją się bez słów, płyną na fali podniecenia i pożądania i niejako telepatycznie odgadują swoje miłosne, emocjonalne i cielesne potrzeby oraz pragnienia.

Potrzeba to inaczej powód, dla którego uprawiamy seks. Dla każdego z nas, na różnych etapach życia, a nawet każdego, poszczególnego dnia, może być to coś innego.

Deklaratywnie, Polacy to społeczeństwo bardzo zadowolone ze swojego życia seksualnego. Jednak seksuolodzy są mocno podejrzliwi co do wiarygodności tych badań. Gdyby faktycznie sztuka ars amandi była naszym dobrem narodowym, gabinety specjalistów świeciłyby pustkami. A tak nie jest. Zatem jak jest? Rozmowa z seksuolożką Magdalena Świderską