Łukasz Kaczmarek KA 4 | Wiele dróg na szczyt  

|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek

O przekuwaniu pasji w biznes, budowaniu firmy na mocnych podstawach, wspieraniu piłkarstwa kobiecego i wspólnym projekcie Roberta Lewandowskiego i Amandy Cunha de Moura Pietrzak, zawodniczki klubu „KA 4 resPect ” opowiedział nam Łukasz Kaczmarek, prezes zarządu spółki KA 4, która w Kołaczkowicach pod Rawiczem od wielu lat rozwija sprzedaż m.in. wyrobów hutniczych 

Chyba trzeba mieć stalowe nerwy, żeby w ostatnim czasie, przy drastycznych wzrostach cen, handlować stalą ? Czy też może jest przeciwnie – jeśli ma się dostęp do surowca, można rozdawać karty? 

Staram się tak kierować firmą, aby stała ona na mocnych „nogach”, solidnych fundamentach. Przez ponad 10 lat działalności na rynku wypracowaliśmy sobie – zarówno u naszych dostawców, jak i odbiorców – pozycję, która pozwoliła nam przetrwać trudny okres pandemii, a obecnie, w obliczu wojny, pozwala nam radzić sobie w tym niepewnym i zmiennym otoczeniu. Dbałość o dobre relacje z partnerami biznesowymi procentuje, a efekty takich działań widać zwłaszcza w trudnych czasach.   

Jako firma, zespół ludzi, nie mamy powodów, aby obawiać się o przyszłość, choć oczywiście poczucie niepokoju, współczucie dla uchodźców i solidarność z ofiarami wojny towarzyszą nam cały czas. 

Zespół osób, współpracowników mających wspólny cele, to najlepsza recepta na radzenie sobie ze scenariuszami, które trudno było przewidzieć. Ze sprawdzoną załogą łatwiej przepłynąć statkiem przez burzliwe wody. 

Od czego zaczęła się historia KA 4? Jak dziś wygląda działanie firmy? 

Stal towarzyszyła mi od ok. 10. roku życia, wtedy to po raz pierwszy trzymałem w rękach spawarkę i do dziś pamiętam ból naświetlonych oczu… To wspomnienie wywołuje teraz uśmiech na mej twarzy, choć wtedy niekoniecznie.  Równie dobrze pamiętam dumę z pierwszej pospawanej „konstrukcji”. Mieszkaliśmy w gospodarstwie rolnym, tak więc dostęp do urządzeń takich jak spawarki czy szlifierki był na porządku dziennym. Z każdym kolejnym małym sukcesem, kiedy udało mi się coś naprawić czy skonstruować, ta pasja stawała się coraz silniejsza. 

Tym tropem poszedłem także wybierając szkołę. Technikum mechaniczne o profilu budowa maszyn, obróbka skrawaniem – świetne czasy, mnóstwo nauki i przygód… To wtedy dostrzegłem o wiele większe możliwości związane ze stalą. Później były studia na kierunku Zarządzanie i Inżynieria Produkcji, kolejny ważny etap zbierania doświadczeń, no i praca inżynierska poświęcona, nie mogłoby być inaczej, konstrukcji stalowej hali przemysłowej. Choć na początku swą przyszłość wiązałem z projektowaniem, konstruowaniem, to życie potoczyło się w taki sposób, że już na studiach zacząłem handel wyrobami hutniczymi. Rozmowy między zajęciami z klientami i dostawcami… aż miło powspominać.

Łukasz Kaczmarek

W 2010 r. podjąłem decyzję o założeniu firmy. Na początku był garaż o powierzchni 15 m kw. i oczywiście handel stalą, ale i produktami powiązanymi z branżą: automatyka, elementy ozdobne, śruby, nakrętki, tarcze itp. Stopniowo rozwijaliśmy działalność, zwiększaliśmy powierzchnię wynajmowanego magazynu, a po dwóch latach postanowiłem sprofilować firmę tylko na wyroby hutnicze, automatykę i element ozdobne, co okazało się decyzją trafioną. 

Kolejnym krokiem milowym w rozwoju KA 4 była decyzja o budowie własnej siedziby. W 2014 r. powstał budynek biurowy oraz magazyn. Kolejne lata to już sukcesywny rozwój i budowa marki. Dziś dysponujemy 10 tys. m kw. powierzchni magazynowej, główna część działalności firmy to handel stalą,  rozwijamy także sprzedaż elementów kutych, akcesoriów do bram i ogrodzeń oraz zestawów napędowych, akcesoriów do bram automatycznych. Od kilku lat z powodzeniem istniejemy w sieci, sprzedając znaczną część produktów w naszym sklepie internetowym.    

Jeśli chodzi o stal zaopatrujemy głównie firmy produkcyjne reprezentujące m.in. przemysł motoryzacyjny i rolniczy. Jesteśmy jedną z najbardziej rozpoznawalnych firm w branży, co najmniej na poziomie województwa, ale dzięki sklepowi internetowemu docieramy do klientów w całej Polsce. Śmiało mogę powiedzieć, że nasze automaty otwierają bramy całej Polski. 

Dziś – choć nie tworzę stalowych konstrukcji – dzięki działalności handlowej mogę procować z materiałem, dzięki którym powstają. I mogę być też trochę dumny z tego, że KA 4 przyczynia się do budowy Polski.   

A skąd wziął się pomysł na nazwę? Czy KA 4 to nawiązanie do K2, alpinizmu, zdobywania szczytów?   

Tak, cieszę się, że od razu dostrzegł Pan analogię – ambicja i wola walki, która jest domeną alpinistów, bez której trudno marzyć o zdobywaniu szczytów, musi towarzyszyć nam także wtedy, gdy chcemy zdobywać własne szczyty. Nazwa KA 4 to jednocześnie nawiązanie do mojego nazwiska i pewna metafora – na szczyt można wchodzić różnymi drogami, z czterech stron świata, zdobywać go po kilka razy, zmieniając stopień trudności. To dość dobrze oddaje moje podejście do życia i pracy. Nawet jeśli zdobędzie się ten umowny szczyt, to nie jest to koniec wędrówki, nie można spoczywać na laurach.  

Jak pandemia i wojna zmieniła działanie Pana firmy i Pana sposób postrzegania ryzyka biznesowego? 

Pracujemy na bazie kontraktów zawieranych najczęściej z półrocznym, a co najmniej z kwartalnym wyprzedzeniem, co w połączeniu ze stosunkowo dużymi stanami magazynowymi zapewnia nam bufor bezpieczeństwa.  

W czasie wzmożonego popytu, kiedy spływało do nas mnóstwo zamówień od nowych klientów, nasi stali kontrahenci mieli pierwszeństwo w dostępie do towaru. Lojalność w biznesie jest dla nas bardzo ważna, a stabilność, bezpieczeństwo dostaw to czynniki, które mają coraz większe znaczenie dla klientów.   

Łukasz Kaczmarek

Jaki model zarządzania jest Panu najbliższy, jak ważny w KA 4 jest zespół? 

Na początku, kiedy firma funkcjonowała jako jednoosobowa działalność gospodarcza, pracowałem po 16 godzin na dobę i była to prawdziwa szkoła życia, z perspektywy czasu bezcenna. Dzięki temu dziś inaczej postrzegam pracę ludzi wokół siebie, mam do niej duży szacunek, łatwiej mi zrozumieć problemy pracowników. Pierwszą osobę zatrudniłem w 2012 r.,  dziś zespół KA 4 tworzy 40 osób. Najważniejsze jest dla mnie, aby pracownicy czuli się częścią firmy i chcieli współuczestniczyć w jej rozwoju, patrzyli w jednym kierunku. Wiadomo bywa lepiej, bywa gorzej, jednak jeśli kierunek jest spójny można wiele zdziałać. 

W sposób usystematyzowany zacząłem rozwijać swoje kompetencje w zakresie budowy zespołu i zarządzania kilka lat temu. W firmie działają obecnie cztery zespoły: dział administracyjno-biurowy, dział zakupów, dział sprzedaży i dział magazynowy. 

W mojej ocenie kluczowe w pracy są cechy, które bardzo trudno wyłuskać

w czasie procesu rekrutacji. Oczywiście wiedza, umiejętności i doświadczenie są ważne, ale dla efektywności zespołu większe znaczenie ma obecnie chęć do pracy, tzw. umiejętności miękkie, które pozwalają pracownikowi dobrze funkcjonować w zespole oraz chęć rozwoju i gotowość do zmian. W dzisiejszych realiach elastyczność, umiejętność adaptowania się do zmieniających się okoliczności pozwala firmie być konkurencyjną na rynku.   

A jak postrzegam swoją rolę w tej strukturze? W dużym uproszczeniu osoby zarządzające można podzielić na trzy grupy. Jest szef, który przeszkadza, psuje atmosferę, paraliżuje pracowników ciągłą kontrolą – nikt z nas nie chciałby takiego mieć. Jest też szef, który chce być potrzebny, włącza się w rozwiązywanie niemal wszystkich problemów w firmie, ale taki model nie sprawdza się w dłuższej perspektywie, bo jest nieefektywny i blokuje rozwój zespołu. I wreszcie trzeci typ – szef, który potrafi delegować kompetencje, doradza w kluczowych kwestiach, ale skupia się nie na bieżącej działalności, ale na rozwoju strategicznym. I takim szefem staram się być, ale nie ukrywam też, że mam za sobą dwa pierwsze wymienione etapy.    

Od wielu lat wspiera Pan rozwój kobiecej piłki nożnej. Skąd zainteresowanie akurat tą dyscypliną? 

Pasję do piłkarstwa kobiecego zaszczepiła we mnie córka, która w wieku 8 lat postanowiła, że będzie piłkarką i zaczęła trenować w lokalnym klubie. W mieszanych grupach dziewczynki często były jednak dyskryminowane, wystawiane w meczach w ostatnich minutach itp. Wraz z kilkoma innymi osobami postanowiliśmy więc stworzyć własną drużynę. Okazało się, że w naszej najbliższej okolicy sporo dziewczyn albo już grało w piłkę albo chciało spróbować swoich sił w tej dyscyplinie, ale nie miało odwagi dołączyć do męskiej drużyny. Stworzony przez nas team wystartował później w imprezie „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku”, największym w Europie turnieju piłki nożnej dla dzieci ze szkół, klubów sportowych i UKS-ów organizowanym przez Polski Związek Piłki Nożnej. Zajęliśmy w nim drugie miejsce w Polsce i to był krok milowy dla rozwoju piłki kobiecej w naszym regionie. Postanowiliśmy wykorzystać ten potencjał i tak powstał klub sportowy „KA 4 resPect Krobia”, którego jestem właścicielem i prezesem. 

Łukasz Kaczmarek
www.jakubwittchen.com

Seniorska drużyna „KA 4 resPect ” gra obecnie w III lidze kobiet, ale klub prowadzi też drużyny w młodszych rocznikach. To jednak tylko część Pana działalności. Jest Pan także członkiem zarządu Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, przewodniczącym Wydziału Piłkarstwa Kobiecego (WPK), a także wiceprzewodniczącym Komisji Piłkarstwa Kobiecego w PZPN. Jak trafił Pan do struktur PZPN? Jaki jest obecnie status piłki nożnej kobiet w Polsce? 

Moja aktywność na szczeblu lokalnym sprawiła, że zostałem zauważony przez osoby z WZPN i PZPN. Myślę, że kluczowe było to, że – działając na rzecz rozwoju własnego klubu – nigdy nie przedkładałem jego dobra nad dobro społeczności piłkarskiej, całej dyscypliny, co może być zarówno plusem, jak i minusem, zależnie od tego, kto ma jaki plan na siebie. 

Rozwój kobiecej piłki nożnej w ostatnich latach nabrał dużego przyspieszenia – zarówno jeśli chodzi o umiejętności zawodniczek, jak i strukturę organizacyjną i wsparcie PZPN. Obecny poziom rozwoju dyscypliny, gdyby porównać ją do piłki nożnej mężczyzn, to jakieś 40-50 lat wstecz, ale to, co najlepsze dopiero przed nami. Za pięć lat może się okazać, że ta różnica jest znacznie mniejsza, bo zarówno UEFA, jak i FIFA kładą duży nacisk na rozwój i promocję tej dyscypliny, wspierają finansowo drużyny i kluby. 

Coraz więcej znanych piłkarskich klubów w dużych miastach prowadzi sekcje kobiece – zarówno na poziomie seniorskim, jak i młodzieżowym czy dziecięcym. Co prawda utrudnia to nabór do klubów działających w mniejszych ośrodkach, ale sprzyja rozwojowi całej dyscypliny. 

Dostrzegam duży potencjał w piłkarstwie kobiet, widzę ogromne zaangażowanie zawodniczek, ale też mnóstwo rzeczy jest jeszcze w tej dyscyplinie do zrobienia. To mnie jeszcze bardziej mobilizuje, bo lubię gdy  efekty mojej pracy są zauważalne, gdy przyczyniają się do rozwoju. 

Na czym obecnie koncentruje Pan swoje działania jako przewodniczący WPK? 

Główny nacisk kładziemy na popularyzację dyscypliny, przyciągnięcie do niej większego zainteresowania. 

Pracujemy nad programem, który umożliwi pracę organiczną z młodymi piłkarkami już na poziomie szkół podstawowych. Chcemy regularnie organizować profesjonalne turnieje międzyszkolne w skali ogólnopolskiej, a także stworzyć kadry regionów umożliwiające weryfikację umiejętności zawodniczek, z możliwością zaistnienia w kadrze U13, U15, U17, a w konsekwencji także w kadrze A.  

To również działania mające na celu zachęcenie do sportu kobiet, mam w wieku 18+ czy 30+, właśnie dla pań organizujemy turnieje takie jak MAMA CUP czy BABSKIE GRANIE 30+.

Łukasz Kaczmarek
www.jakubwittchen.com

Czy opłaca się inwestować w piłkę nożną kobiet, patrząc z punktu widzenia wielkopolskich przedsiębiorców? 

Sam jestem przedsiębiorcą i od wielu lat wspieram piłkę kobiecą – to najlepszy dowód na to, że warto. Piłka nożna kobiet jest coraz bardziej widoczna w mediach i pozwala dotrzeć do odbiorców nie tylko ze środowiska piłkarskiego. 

Robert Lewandowski wraz z Amandą Cunha de Moura Pietrzak, zawodniczką naszego klubu, wystąpili ostatnio wspólnie w reklamie firmy T-Mobile, Ceneo przygotowało niedawno reklamę związaną z piłką kobiecą, jedna z naszych zawodniczek wystąpiła też w reklamie sklepów Media Markt. To rosnące zainteresowanie sponsorów nie jest przypadkowe. 

Jak Pan znajduje czas na zarządzenie firmą, klubem i jeszcze na działalność w ramach PZPN? 

Często słyszę: „jesteś pracoholikiem”. Jednak, wiadomo, ja widzę to trochę inaczej. Zarówno prowadząc firmę, jak i działając w piłce kobiecej nie czuję przymusu. Działam, bo chcę, sprawia mi to radość, powoduje satysfakcję, to moje pasje, a działania wynikające z pasji są w mojej ocenie najlepszym sposobem na osiąganie sukcesów i samozadowolenia. 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek|Łukasz Kaczmarek
REKLAMA
REKLAMA

PROF. UAM DR HAB.IWONA SEPIOŁO JANKOWSKA | Jestem, by pomagać ludziom

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Ambitna, asertywna, z niezwykłą pamięcią do dat, ludzi i zdarzeń. We wczesnych latach dzieciństwa szykowana przez rodzinę na lekarza, jednak pomysł na studia medyczne zamieniła na studia prawnicze w Toruniu. Sama wybrała własną drogę zawodową, świadomie łącząc praktykę z teorią, prowadząc trzy kancelarie adwokackie sygnowane swoim nazwiskiem oraz będąc wykładowcą akademickim w Katedrze prawa karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Prof. dr hab. Iwona Sepioło-Jankowska – teoretyk i praktyk w jednej osobie, kocha Poznań i uważa to miasto za swoje miejsce na ziemi. Z wielką pasją uczy studentów i aplikantów, a jednocześnie ratuje oskarżonych i ma duży procent wyroków uniewinniających.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto, archiwum własne ISJ

Ma Pani bogate doświadczenie, wiedzę i wieloletnią praktykę w pracy adwokackiej. Jakie cechy – według Pani – powinien posiadać dobry adwokat?

PROF. IWONA SEPIOŁO-JANKOWSKA: Na pewno potrzebna jest empatia w tym zawodzie, skupienie i cierpliwość podczas długich i częstych rozmów z klientami. Musimy poznać ich życie, w szczególności przy sprawach rodzinnych, rozwodowych, których obecnie jest bardzo dużo. Jak żyją? Z kim żyją? I co chcieliby w sądzie uzyskać? Pragnę też podkreślić, że dzisiejsze sądy nie sprzyjają naszej pracy, pracy adwokata. Na rozprawę czeka się bardzo długo, sprawy trwają po kilka lat. Zdarzają się też takie sytuacje, że przychodzą do mnie klienci, którzy są bardzo zdeterminowani i pragną rozwodu, wybierają tę trudniejszą drogę, czyli chcą rozwód z orzekaniem o winie małżonka i nagle odechciewa im się tej walki i rezygnują z orzekania o winie, chcą ugodowego rozwodu. Zdarzają się też sytuacje, że małżonkowie się dogadują i wracają do siebie. Ostatnio miałam taki przypadek kobiety 70-letniej, która bardzo pragnęła być rozwódką, koniecznie chciała przyspieszać procedury – co jest niemożliwe – a finalnie zeszła się ze swoim mężem. W takich wypadkach adwokat musi dostosować się do istniejących zmian, to też swego rodzaju umiejętność – być elastycznym w tym zawodzie, być dla ludzi, wsłuchiwać się w życzenia i prośby klientów, którzy nieraz sami decydują się na krok wstecz lub odwracają całą sytuację o 180 stopni. Życie jest zmienne, tak jak i klienci są przeróżni.

Co daje gwarancję wysokiej skuteczności w tym zawodzie?

Empatia, o której wspomniałam i umiejętność słuchania klienta. Czas, jaki poświęcamy na zgłębienie problemu, konkretnej sprawy. Mi taką skuteczność zapewnia łączenie pracy zawodowej – czyli praktyki w kancelarii w Poznaniu oraz obu filiach, w Warszawie i Gdańsku – z teorią, czyli wykładami na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Konkretne sprawy, które prowadzę, ludzkie dramaty, którymi się zajmuję, stają się dla mnie odnośnikiem podczas wykładów. Nie opowiadam studentom o suchych faktach, nie recytuję przepisów, tylko mówię o sytuacjach z życia wziętych. Wykładam prawo karne, tłumaczę młodym adeptom prawa o przestępstwach kryminalnych, grupach przestępczych, karuzelach podatkowych – o wszystkim tym, czym zajmuję się w kancelarii. Oczywiście, bez podawania szczegółów. Mam o czym opowiadać na wykładach, robię wszystko, aby uciec od stereotypów i rutyny w prowadzeniu takich zajęć. Studenci – co mnie bardzo cieszy – z chęcią przychodzą na prowadzone przeze mnie wykłady, a aplikanci – na szkolenia.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska


Duże znaczenie dla mnie w zawodzie adwokata ma praca naukowa, czysta teoria. Na początku mojej pracy zawodowej byłam bardziej skupiona na pisaniu monografii, książek, podręczników dla studentów etc. Bardzo szybko zajęłam się pisaniem, bo chciałam uzyskać stopień naukowy. Byłam na tym skoncentrowana. Teraz jest mi łatwiej wykonywać zawód adwokata, gdy mam podstawy stricte teoretyczne. Teorii się nie zapomina, ona niewątpliwie pomaga mi w kancelarii. Ciężko jest mnie zaskoczyć na sali sądowej, bo jestem zawsze bardzo dobrze przygotowana. Ponadto mamy bardzo dużo spraw. Od dwóch lat posiadamy specjalistyczny program prawniczy, w którym wpisujemy sprawy na bieżąco przyjmowane do kancelarii – i wynik jest zdumiewający. Wpisaliśmy do systemu aż 650 prowadzonych spraw. Tu kłania się kolejna cecha charakteru potrzebna w zawodzie prawnika, czyli dobra pamięć. Kiedyś przyszli studenci prawa na egzaminach wstępnych musieli zdawać historię, zapamiętać ogrom dat i faktów – to naprawdę w zawodzie adwokata jest bardzo potrzebne. Raz – gdy trzeba szukać odpowiednich paragrafów, a dwa – ilość spraw, którą się prowadzi w kancelarii, wymaga dobrej pamięci. Gdy rozmawiam z sędziami w Wydziale Cywilnym, z tymi, którzy prowadzą sprawy frankowe, ale i rozwodowe, mówią, że jeden sędzia ma tak przynajmniej 500 spraw. A ja mam ich ponad 600. Oczywiście podczas tych dwóch lat takie mniejsze sprawy już się zakończyły, ale większość z nich jest w toku. Jeżdżę do Warszawy, Gdańska, Szczecina, Wrocławia – to jest norma i specyfika mojej pracy. Przyjeżdżają też do mnie klienci z Krakowa. Mam aktualnie klientkę ze stolicy Małopolski i wierzę, że jej sprawa zakończy się uniewinnieniem.

Rozpoczęła Pani Mecenas temat, o który chciałam zapytać… Występuje Pani jako obrońca osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa, osób już oskarżonych. Czy często zapada w prowadzonych przez Panią sprawach wyrok uniewinniający? Jak to wygląda z Pani doświadczenia, w praktyce, a jak w skali kraju na przestrzeni ostatnich lat?

Niedawno, bo w lutym, na swoich mediach społecznościowych opublikowałam statystyki z ostatnich kilku lat, jeśli chodzi o wyroki uniewinniające w naszym kraju. Statystyki są – niestety – od lat na tym samym poziomie, tj. 2-3 % wyroków uniewinniających w Polsce. Bardzo mało. Utarło się takie przekonanie, że jak sprawa wychodzi z prokuratury z aktem oskarżenia, to już praktycznie zapada wyrok skazujący, więc o jakimkolwiek uniewinnieniu nie ma mowy. Adwokat ma zatem dużo pracy, żeby starać się ratować ludzi, ich sytuacje życiowe i materialne.
Ja tymi wyrokami uniewinniającymi zaczęłam się chwalić (śmiech) w mediach społecznościowych, na różnych platformach i w różnych środowiskach – bo jest czym. Prowadzę też sprawy, które dobrze rokują, czyli w nich również jestem nastawiona na wygraną i wynik uniewinniający. Prowadzę naprawdę medialne i duże sprawy, chociażby takie jak ta w Wągrowcu, gdzie zatrzymano rodzinę, która stworzyła dom zastępczy, rodzinny dom dziecka. Tym osobom zabrano 12 dzieci z podejrzeniem znęcania się nad nimi – ja właśnie bronię te osoby oskarżone. Na początku byłam zdystansowana i nie wiedziałam, gdzie leży prawda. Ale jak zaczęłam wnikliwie czytać akta, przyglądać się całej rodzinie – moim zdaniem w tym przypadku nie ma mowy o żadnym znęcaniu się, poznałam tych rodziców zastępczych, poznałam każde ich dziecko. Często w takich newralgicznych sytuacjach dochodzi do konfliktu pomiędzy rodzicami zastępczymi a rodzicami biologicznymi – w tej sprawie jest podobnie.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Jak Pani podchodzi do prowadzonych spraw? Przeżywa je Pani, rozmyśla o nich?

Nie uodparniam się na ludzkie tragedie, jestem zbyt wrażliwa. Nie ma u mnie rutyny. Przeżywam jak coś się nie udaje – i długo sama ze sobą walczyłam, wręcz zadręczałam się niepowodzeniem. Ale z doświadczenia i nabytej wiedzy już wiem, że niekiedy racja jest po stronie mojego klienta, ale pewnych spraw nie jestem w stanie przeskoczyć, bo taki jest w Polsce mechanizm wymiaru sprawiedliwości. Mówię do moich pracowników, że ja po prostu wcześniej przejdę na emeryturę (śmiech) i taki mam plan.
Puentując odpowiedź na to pytanie – wolę sprawy moich klientów przeżywać, bo to jest ludzkie, jest oznaką empatii i uczuć, a ja nie jestem robotem.

Ponad 600 spraw w ciągu dwóch lat, o których Pani wspomniała, które zaprzątają Pani myśli – to ogrom poświęconego czasu. Kiedy znajduje Pani czas na odpoczynek?

Mówię całkiem szczerze, ja nie mam życia prywatnego. Muszę sobie radzić tak jak umiem i na ile starcza mi właśnie tego cennego czasu. Kiedy wyjeżdżam w celach zawodowych, do moich filii, w Warszawie czy Gdańsku, bądź podróżuję w konkretnej sprawie do innego miasta, wówczas mam kierowcę. Poza Wielkopolskę zawsze jadę z kierowcą, siadam do auta, odpalam laptopa, odbieram mnóstwo telefonów i pracuję. Np. czeka mnie rozprawa godzinna w Warszawie, a 6 godzin w aucie, 3 godziny w jedną stronę i 3 godziny w drugą. To dla mnie sześć godzin pracy podczas drogi. Tempo życia od nas tego wymaga, nieustannej gotowości, przygotowania, znajomości zagadnienia itp.

Kiedy zrodził się pomysł, aby pójść na studia prawnicze?

Do połowy liceum ogólnokształcącego wiedziałam, że idę na medycynę. Tak też postrzegali mnie najbliżsi, że będę pracowała w zawodzie lekarza. Jednak, gdy zaczęłam trzecią klasę ogólniaka, stwierdziłam, że medycyna nie jest dla mnie. Zmieniłam swoje plany, a że zawsze byłam ambitna – wybrałam prawo. Bardzo lubiłam historię, nawet jeździłam na olimpiady, konkursy wiedzy historycznej. Na studiach prawniczych byłam zdeterminowana, od początku wiedziałam, że chcę wykładać, pracować na uczelni jako wykładowca akademicki. To, co postanowiłam, zrealizowałam w pełni i to w bardzo krótkim czasie. Na studiach miałam też sprecyzowaną aplikację – wiedziałam, że chcę być adwokatem. Nie zastanawiałam się nad inną specjalizacją w tym zawodzie.

Czym jest znieważenie, a czym zniesławienie? Często w mediach słyszymy o tego typu sprawach. Jakie są podobieństwa obu tych terminów?

Zniesławienie polega na pomówieniu innej osoby. Chodzi o pomówienie dotyczące postępowania, właściwości, które mogą ją poniżyć w opinii publicznej. Natomiast znieważenie to naruszenie czyjejś godności. Polega na użyciu słów obelżywych i ośmieszających.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Oferuje Pani Mecenas swoim klientom pomoc z zakresu prawa karnego, rodzinnego, cywilnego i gospodarczego. Jakie są dla Pani najtrudniejsze sprawy?

Najtrudniejsze są dla mnie sprawy karne, bo statystyki wyroków uniewinniających nie sprzyjają, nie pomagają ani samym klientom, ani mi pracującej jako adwokat. Często przychodzą do mnie klienci w sprawach karnych, gdzie już przeszli przez jedną instancję, z innym adwokatem, i źle ich sprawa wygląda, albo mają już wyrok pierwszej instancji i proszą mnie o to, aby coś próbować zmienić na etapie drugiej instancji, czyli na etapie apelacji. Z mojej perspektywy sprawy karne są trudniejsze niż rodzinne.

Czy posiłkowanie się pracą detektywa w zawodzie prawnika jest już pewnego rodzaju normą, czymś wymaganym i niezbędnym?

Jest różnie. Przychodzą do mnie klienci, którzy mają już gotowy materiał dowodowy, najczęściej jakieś nagrania, zdjęcia. To klienci, którzy już korzystali z usług detektywa, posiadają wartościowe dowody na winę współmałżonka i chcą rozwodu. W większości przypadków mam klientów, którzy chcą rozwód z orzekaniem o winie, np. chcą wskazać zdradę małżonka. Wtedy klientom daję namiary na detektywa, z którym współpracuję, oni się kontaktują, ustalają szczegóły. Ja również mam kontakt z moim detektywem a propos konkretnej sprawy i mojego klienta/klientki i mówię, co mi jest potrzebne.
Nieraz ludzie nie wiedzą, na co zwrócić uwagę, nawet gdy przychodzą z ich zdaniem gotowym materiałem dowodowym, ja mówię „potrzebuje jeszcze tego”, „to by nam się przydało”. Patrzę na sprawę z innej perspektywy i analizuję ją w szerokim spektrum, z korzyścią dla mojego klienta. Najlepsza jest dla mnie jednoczesna współpraca klienta i z detektywem, i ze mną jako adwokatem. Wspólne ustalenia najlepiej rokują. Często sprawie rozwodowej towarzyszy sprawa o znęcanie czy fizyczne, czy psychiczne. Więc klientka jednocześnie składa pozew o rozwód i składa zawiadomienie do prokuratury o wszczęciu postępowania o znęcanie. I tu, i tu są potrzebne dowody, które umiejętnie może zebrać współpracujący ze mną detektyw.

Jest pani profesorem, wykładowcą akademickim na UAM w Poznaniu. Czy podczas rozmów ze studentami, aplikantami przewijają się podobne zagadnienia, tematy, które frustrują, wręcz irytują młodych prawników, adeptów prawa?

Młodzi prawnicy widzą problem nasyconego rynku prawniczego i dużej konkurencji. Zdają sobie sprawę, że mają małe szanse, aby otworzyć własną kancelarię. Nie mówię tylko o Poznaniu, bo mam kontakt ze studentami i aplikantami z innych polskich miast. I tam jest podobnie. Od kilku dobrych lat prawnicy są nastawieni na to, aby zatrudnić się w jakiejś kancelarii, czyli liczą na prace u kogoś, a nie na samozatrudnienie i otworzenie działalności gospodarczej. Może za kilka lat to się zmieni, gdyż rynek pracy wciąż ewoluuje. Podobnie było z zawodem psychologa, aktualnie z zawodem informatyka czy programisty. Jak ja kończyłam studia, to był zgoła inny problem, czyli taki, aby się dostać na aplikację adwokacką, bo było to środowisko hermetycznie zamknięte. A dla mnie – osoby niepochodzącej z rodziny prawniczej, tym bardziej z rodziny adwokackiej – było to marzenie i wysoki cel, który udało mi się zrealizować. Kliki adwokackie – jak to się mówiło – miały swoich kandydatów, wytypowanych z rodziny i znajomych. Pamiętam, że kończyło studia w moim roczniku około 300 osób, a tylko niewielki procent dostał się na aplikację adwokacką. Teraz studenci dostają się na aplikację, ale nie mają widoków na przyszłość co do kancelarii sygnowanej ich własnym nazwiskiem. Duża konkurencja na rynku – to jest aktualny problem dla adeptów prawa.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

A co Panią nurtuje w obecnej prawnej rzeczywistości?

Funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, jak działają sądy, to że sędziowie są przepracowani, mają za dużo spraw. Nie da się, będąc sędzią i mieć dwa dni w tygodniu wokandy, skrupulatnie i wnikliwie przygotować się do sprawy. Każdy jest tylko człowiekiem, nie maszyną, a czasu nie da się rozciągnąć. Czas jest potrzebny na zagłębienie się w problem, w konkretną sprawę. Trzeba mieć czas, aby dokładnie przeczytać akta. Tu powinny nastąpić zmiany w wymiarze sprawiedliwości, co pomogłoby i samym oskarżonym, ale i nam, adwokatom.

Jakie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu Pani przygotowała? Bo wiem, że w ramach prowadzonej działalności z prawa gospodarczego takie skargi Pani przygotowuje.

Skargi składa się głównie z uwagi na naruszenie przez sąd polski art.6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czyli prawa do rzetelnego procesu. I jeśli ja widzę, że taka zasada rzetelnego procesu nie została spełniona przed sądem, to formułuję taką skargę do Trybunału w Strasburgu. Wykazuję w niej w jaki sposób – według mnie – sąd polski naruszył tę zasadę i w jakim zakresie.

Jak ustosunkowuje się Pani do spotkań on-line z klientem, do pomocy prawnej udzielonej przez Internet?

W kancelarii udzielamy porad prawnych, głównie dla klientów spoza Poznania. Z nimi łączymy się on-line. Ponadto jeszcze odbywają się rozprawy w sądach on-line. Nawet w zeszłym tygodniu prowadziłam rozprawę rozwodową w Warszawie w takim trybie niestacjonarnym. Nie musiałam być na miejscu w stolicy, dla mnie dobrze, bo zaoszczędziłam czas na podróż. Łączyłam się z sądem w Warszawie, moja klientka też była z Warszawy – dla mnie to, nie ukrywam, wielka wygoda, taka praca zdalna, którą nie ja wymyślam, tylko narzuca sąd.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Reasumując, czy lubi Pani te prawne wyzwania, które przed Panią kreuje życie, ale i samo prawo?

Nieskromnie powiem, że lubię, choć to ciężka praca. To mój zawód, który wybrałam świadomie. Nikt mi niczego nie narzucił, nie pchał mnie na aplikację adwokacką. A życie samo napisało scenariusz, dając mi wielką szansę zaistnieć w tym zawodzie. Jacy klienci się do mnie zgłaszają z prośbą o pomoc? Wszyscy, którzy szukają ratunku i porad prawnych czy to w kwestiach stricte rodzinnych, czy karnych, czy w zakresie prawa cywilnego i gospodarczego. Podejmuję się obrony w ciekawych dla mnie sprawach karnych, czy to w Poznaniu, Warszawie, Gdańsku – tam gdzie mam swoje kancelarie. I ja te sprawy sobie sama wybieram. Skupiam się na sprawach najtrudniejszych, sprawach karnych, ale nie ukrywam, że połowę szafy zajmują akta spraw rodzinnych, którymi również się zajmuję, najlepiej jak potrafię, i które są w toku. Muszę mieć silną psychikę, inaczej nie funkcjonowałabym na rynku prawniczym.
Sporo mam klientów, którzy dziękują za pomyślnie przeprowadzoną sprawę, za sukces, wyrok uniewinniający. Zadowoleni klienci – nie tylko z Wielkopolski, ale i z całego kraju – piszą maile, pochlebne opinie, dzwonią i dziękują za ratunek, za pomoc prawną. To mnie niezwykle raduje, napełnia satysfakcją i daje poczucie, że to, co robię, jest potrzebne.

Jakie ma Pani marzenia?

Uważam, że jestem w dobrym miejscu swojego życia. Zadowolona z tego, co osiągnęłam zawodowo, z kim współpracuję, jaki zespół pracowników stworzyłam, ile spraw prowadzę, bo to znaczy, że ludzie we mnie wierzą, mi ufają. Jako kancelaria mamy program pt. „ROZPRAWA” w telewizji lokalnej WTK, dwa razy w miesiącu, w którym wyjaśniamy sprawy trudne, nurtujące społeczeństwo, tj. kwestie związane z rozwodami, sprawy spadkowe, omawiamy wszystkie zagadnienia ciekawe dla odbiorców, np. testamenty, zachowek, jak się rozwieść, jak zapisać porozumienie rodzicielskie. Mamy rozwinięte portale społecznościowe, funkcjonujemy w mediach, tłumaczymy zawiłości i meandry prawne. Chcemy pokazać się od strony nietypowej, sztywnej kancelarii, do której klienci boją się wejść z zapytaniem czy prośbą o poradę – wprost przeciwnie. Jesteśmy dla ludzi.
Oczywiście, pragnę się rozwijać, nie stać w miejscu, dlatego teraz kładę nacisk na rozwój mojej filii w Warszawie. I liczę na to, że to marzenie się spełni. (śmiech)

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
prof. Iwona Sepioło -Jankowska
REKLAMA
REKLAMA