Krzysztof Deszczyński | Posiadacz wielu talentów

Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński

Jest taka myśl choć ciepła, przejmująca,

Jest taki błysk, choć groźny to radosny,

Po prostu zimą – przebudzenie wiosny.

(…)

Pełnił funkcję dyrektora artystycznego Estrady Poznańskiej, zna wiele wybitnych postaci sceny muzycznej, kabaretowej, a w szczególności przez lata współpracował i tworzył z Bohdanem Smoleniem. Człowiek o wielkim sercu, z głową pełną niebanalnych pomysłów, po prostu człowiek – orkiestra. Spisał wspomnienia o współczesnych kuglarzach, nawiązując do dobrze znanego teatru lalek. Nad czym obecnie pracuje Krzysztof Deszczyński, jakimi wartościami w życiu się kieruje, o czym marzy – wyjawił podczas rozmowy. 

Panie Krzysztofie, jest Pan aktorem-lalkarzem, kabareciarzem, twórcą festiwalu „Zostań Gwiazdą Kabaretu”, scenarzystą, reżyserem, animatorem kultury, pisarzem, fotografikiem, podróżnikiem, producentem muzycznym…Wszystko w jednej osobie. W wiele życiowych ról Pan się wciela. A kim Pan lubi być najbardziej?

KRZYSZTOF DESZCZYŃSKI: To skomplikowane. (śmiech) Jestem tym, kim w danym momencie wymaga ode mnie życie. Jak byłem młody, miałem inne przeświadczenie, kim chciałbym być. Kiedy występowałem w Teatrze „Marcinek”, również moje aspiracje były inne. Kiedy piastowałem stanowisko dyrektora artystycznego Estrady Poznańskiej – co innego świtało mi w głowie. Współpraca z Bohdanem Smoleniem też dawała nowe możliwości i otwierała kolejne drzwi rozwoju. Każdy etap w moim życiu pociągał za sobą nowe spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość, stawiał mnie w nowej roli. Za co jestem ogromnie wdzięczny losowi. (śmiech)

Czego Panu najbardziej brakuje w obecnych czasach?

K.D.: Czuję się ograniczony przez narzucone restrykcje i obostrzenia pandemiczne w różnych rejonach świata. Bezsprzecznie brakuje mi podróży. Jestem jak ptak w klatce, niemogący polecieć w upragnione miejsce, bez obawy o zdrowie i życie. To przytłaczające…

Zawsze od wielu lat wyjeżdżałem w styczniu na miesiąc, aby naładować akumulatory, nacieszyć się słońcem, morzem, oceanem; doświadczyć kolejnej przygody. Oglądając różne plemiona ludzi na całym świecie, najczęściej w Azji, która jest bardzo bliska memu sercu. Podróże dawały mi dużo radości i pomagały przeżyć rok, z różnymi przyziemnymi problemami. Jeszcze w styczniu 2020 roku udało mi się być w Birmie i wrócić przed zamknięciem granic.

Krzysztof Deszczyński

Jest Pan zagorzałym podróżnikiem, kochającym Azję. Często Pan wraca w tamte strony. Jaką cząstkę Azji, jakie cechy charakterologiczne Azjatów chciałby Pan zaszczepić w Polakach?

K.D.: Popularny w Chinach, w ogóle w Azji, Konfucjusz głosił nauki, które można by odnieść i do naszych czasów. Chociażby słowa filozofa – „Zaniedbasz to stracisz”.

Dla mnie najważniejsza jest praca w rozumieniu wielowymiarowym, tzn. jako zainteresowanie, nieustanny rozwój. Staram się, aby moja głowa nie myślała, mówiąc po poznańsku (śmiech), o pierdołach, mało istotnych rzeczach, fałszywych historiach, które zamazują racjonalny obraz świata. Od Azjatów moglibyśmy właśnie nauczyć się tego prostego myślenia, niezmąconego fałszem i obłudą. 

Obecnie ludzie bardzo chętnie wspominają czasy PRL-u i występujących wówczas kabareciarzy, satyryków, jak: Bohdan Smoleń, Zenon Laskowik, Jan Kaczmarek, Krzysztof Jaroszyński, Krzysztof Daukszewicz, Marcin Daniec z prostego powodu, że stosunki i relacje międzyludzkie były na o wiele wyższym poziomie. Po prostu ludzie się więcej szanowali, bo wiedzieliśmy, że mamy jednego wspólnego wroga. Jednocześnie nie mieliśmy tzw. galerii handlowych, w których teraz wszystko można kupić. Zatem walka o złotówkę nie była najważniejsza. Teraz, niestety, jest inaczej… 

Bieda potrafi zjednoczyć społeczeństwo, ludzie mają wówczas większy szacunek do siebie nawzajem. To jest ta cecha, której nam, Polakom, brakuje, o której zapominamy w życiowej pogoni za lepszą pracą, rzeczami materialnymi. Szanujmy się! – to przecież takie łatwe do zrobienia. W Azji, zważywszy na wielodzietność i wielopokoleniowość, ludzie bardziej nauczeni są dbania o starszych, opiekowania się najmłodszymi, słabszymi. To dla nich coś normalnego, wypływającego z serca i właśnie z ogólnie przyjętej zasady szacunku. Bieda wzmacnia relacje międzyludzkie. W Polsce gdy pojawiły się pieniądze i sytuacja polepszająca życie, wiele wartości straciło na znaczeniu, rzeczywistość odwróciła hierarchię ważności.

15 grudnia 2021 roku była już piąta rocznica śmierci Bohdana Smolenia. Współpracował Pan z tym wybitnym człowiekiem, kabareciarzem, satyrykiem. Jest Pan inicjatorem powstania pomnika Smolenia w Poznaniu u zbiegu ulic Rybaki i Strzałowej. Za co Pan najbardziej cenił i ceni do tej pory Bohdana Smolenia?

K.D.: Smoleń był zjawiskiem artystycznym. Nie określałem go, czy jest dobrym czy złym człowiekiem. Bez wątpienia znakomity artysta, dla mnie Buster Keaton polskiego kabaretu. On z żartem odpowiadał: „zgadzam się Deszczu, abyś tak o mnie mówił”. (śmiech)

W sztuce tak bywa, że ona rodzi się najczęściej w bólach i na tzw. zgrzytaniu, trzaska się drzwiami, wychodzi się i wraca. Trzeba właśnie umieć wracać i wiedzieć, że akt artystyczny powstaje poprzez spotkanie zimnego z ciepłym, (śmiech), słońca z chmurą… Jak się odróżni dzieło artystyczne od życia towarzyskiego, rodzinnego, to wszystko jest w porządku. Trzeba umieć ze sobą przebywać, aby współpraca układała się dobrze. Były takie miesiące, że ze Smoleniem jeździłem dwa tygodnie, występowaliśmy, bawiliśmy publiczność. Potem powrót do rodziny i znów razem dwa tygodnie w trasie. I tak rok w rok. Czasami były to wyjazdy dłuższe niż pół miesiąca, jak np. tournée po Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy w Australii, z której wracaliśmy przez RPA. Musieliśmy później od siebie odpocząć. (śmiech) Trzeba mieć do tak wybitnej osoby dużą dozę tolerancji.

Krzysztof Deszczyński

Jest Pan pomysłodawcą spektaklu zatytułowanego „Cyrk przyjechał”. Proszę przybliżyć koncepcję tego projektu.

K.D.: „Cyrk przyjechał” powstał z mojej wewnętrznej potrzeby serca. Zapragnąłem, aby jeździć i zbierać pieniądze na powstanie pomnika Bohdana Smolenia w Poznaniu. Premiera spektaklu trafiła niestety na pandemię i przedsięwzięcie nie może się rozwinąć, aby ruszyć pełną parą. Jednak już otrzymałem pozytywny odzew od publiczności i ważne dla mnie opinie od wybitnych osobowości, które twierdzą, że „to jest stary dobry kabaret”. 

„Cyrk przyjechał” to spektakl z lekką nutką dekadencji, z udziałem Kolombiny, Arlekina, Klauna, Charliego Chaplina, zespołu tanecznego „Nogi Roztańczone”, Garderobianego i Pianisty. Zaprezentowane rozmowy w aktorskiej garderobie to kwintesencja rzeczywistości, w której żyjemy. Tu paradoks i absurd, tematy seksu, polityki i śmierci przeplatane są muzyką oraz wpadającymi w ucho piosenkami. Tak jest skonstruowany ten spektakl, że on za wszelką cenę nie rozśmiesza, a śmieszy, bawi i skłania do refleksji, bardzo głębokiej refleksji nad sobą, otaczającą nas rzeczywistością, naszymi relacjami międzyludzkimi. 

Kieruje Pan ogólnopolskim festiwalem „Zostań Gwiazdą Kabaretu”. Jak na przestrzeni tych wielu lat ocenia Pan formę rozrywki, jaką niewątpliwie jest kabaret w Polsce?  

K.D.: Obecne występy oceniam nie najlepiej. W PRL-u trzeba było oszukać cenzurę, tutaj brylował Bohdan Smoleń, wszystko było na wysokim poziomie. Teraz nie ma żadnych barier, chodzi tylko o to, aby się ludzie śmiali. To już było w kinie niemym, np. z Flipem i Flapem, kopanie po tyłku. Współczesne „kopanie po tyłku” jest nieprzemyślane, fatalnie zaaranżowane, a powinno mieć inny sens, o wiele głębszy. Teraz temat kabaretowy jest – powiem kolokwialnie – miałki, łączy się z wersją variété, estradą szmirowatą, gdzie jest mnóstwo światełek, elementów, które mają zastąpić kabaret lub mają kabaret – według jego twórców – ulepszyć, ubarwić, a w moim przekonaniu go psują. Jest więcej wizualizacji, a mniej inteligentnego i mądrego spojrzenia na rzeczywistość. 

Krzysztof Deszczyński
Cyrk przyjechał

Mówiło się, że wszyscy najlepsi artyści byli związani z Estradą Poznańską. Jak Pan wspomina ten twórczy czas? 

K.D.: Wspomnienia z Estradą Poznańską mam same pozytywne. Pozwoliła mi ona rozwinąć skrzydła, gdy w stanie wojennym odszedłem z Poznańskiego Teatru Lalki i Aktora „Marcinek”. Stworzyłem ogromne widowisko zatytułowane „Dziecko potrafi”, to cykl muzyczno-teatralny Estrady Poznańskiej, adresowany do dzieci i młodzieży, wystawiany w latach 1983-1994 w poznańskiej Arenie i innych halach widowiskowych w kraju, we Wrocławiu, w Gdańsku, Łodzi, Warszawie, Katowicach. Tworzyliśmy w innych miastach widowiska z takim samym pietyzmem i artystycznym powołaniem jak w stolicy Wielkopolski. Widowisko „Dziecko potrafi” emitowane było w Telewizji Polskiej oraz wydane na kasetach magnetofonowych. Ale to były czasy! (śmiech)

Estrada Poznańska zawsze miała szczęście do dobrych dyrektorów artystycznych. Piastował taką funkcję i Zbigniew Napierała, późniejszy dyrektor 2 programu Telewizji Polskiej, i Andrzej Kosmala, wieloletni manager Krzysztofa Krawczyka, i skromnie wpiszę się na tę listę ja, Krzysztof Deszczyński. (śmiech)

Spisał Pan swoje wspomnienia o ludziach, których Pan spotkał na swojej drodze życia. Powstała piękna książka Pana autorstwa „Kolory Deszcza… Kuglarze”. Kto jest dla Pana niewątpliwie intrygującą postacią, wybitną osobowością, takim właśnie kuglarzem?

K.D.: Kuglarz był niegdyś pejoratywnie traktowany. Zapisane jest to w proweniencji lalkarskiej: w Rosji był Pietruszka, w Anglii – Judy i Punch, we Francji – Guignol, w Niemczech – Jaś Kiełbasa (śmiech), czyli Hans Wurst. To były postaci, które miały prawo, ogólne przyzwolenie, na rubaszne żarty, coś na wzór polskiego Stańczyka, który na dworze mógł więcej. Kuglarz to typowy „wycirus” (śmiech). Dla mnie nr 1 wśród kuglarzy był i zawsze pozostanie Bohdan Smoleń. On się nie bratał z elitą intelektualną, był przedstawicielem ludu uciemiężonego miast i wsi, umiał się odszczeknąć Laskowikowi, który był uosobieniem władzy czasów PRL-u. Kuglarz to po prostu swojski człowiek. 

Jeden z moich znanych kolegów, którego również nazwałbym kuglarzem, to niewątpliwie Zbigniew Wodecki. Wspaniały człowiek i wybitny artysta. Bardzo dużo ludzi go uwielbiało. Piękny głos i niezwykła osobowość. Wchodził na scenę i publiczność wstrzymywała oddech.

Często Pan skraca swoje nazwisko, tak jak wiele lat temu zrobił to Bohdan Smoleń, mówiąc „Deszczu”. A jakim kolorem deszczu określiłby Pan siebie? 

K.D.: Moje ulubione kolory to różne odcienie zieleni i złota, które wytwarza wschodzące słońce, rozbijając się o kropelki porannej rosy i mgły. Wówczas powstają niepowtarzalne, wręcz wyjątkowe zdjęcia. Zawsze staram się być światłoczułym fotografikiem, podczas moich podróży po świecie. Zwracam uwagę na detale i warunki pogodowe. Często ja widzę światło, które nikt inny nie widzi.

Krzysztof Deszczyński
Cyrk przyjechał

W grudniu organizował Pan Wigilię ze Smoleniem dla ubogich. Co obecnie pochłania Pana czas?

K.D.: Przygotowuję się do nowego sezonu, 20. edycji „Zostań Gwiazdą Kabaretu”, ponadto z Biblioteką Wojewódzką w Poznaniu zainicjowałem konkurs fotograficzny pt. „Smoleń na Skwerze”. W czerwcu, gdyby Smoleń żył, miałby 75 lat – staram się, aby skwer, na którym znajduje się pomnik artysty, otrzymał nazwę Skwer im. Bohdana Smolenia. Chciałbym wydać razem z poznańskim grafikiem i plakacistą, Maxem Skorwiderem, „6 dni z życia kolonisty” jako komiks. Pragnę, aby dawny, kultowy program kabaretowy z tekstami mojego autorstwa i główną rolą Bohdana Smolenia zamienić na bardziej współczesną formę przekazu. Marzy mi się dodatkowo duży koncert piknikowy, urodziny Bohdana Smolenia, aby można było zjeść, pośpiewać, zatańczyć. Marzą mi się działania cykliczne jak czerwcowe urodziny Smolenia, gdy ulica się bawi w dobrym stylu i grudniowe wigilijne spotkania. Planów na ten rok mam sporo. Muszę jednak najpierw zdać egzamin w katedrze żebractwa stosowanego, by zdobyć na te plany pieniądze. (śmiech

O czym Pan jeszcze marzy?

Marzę o zdrowiu dla siebie, najbliższych, dla swoich wnuków, dla wszystkich mieszkańców globu. Zdrowia i uśmiechu życzę! Napisałem pastorałkę zatytułowaną „Weselmy się wszyscy na całym świecie”, którą wykonuje Beata Noszczyńska, a muzykę do niej skomponowała Marzena Osiewicz. Niechaj jej tytuł będzie przesłaniem na 2022 rok, po prostu weselmy się wszyscy na całym świecie. 

„(…) Złóżmy im miłość i pokój w darze,

Miejmy od dzisiaj uśmiechnięte twarze…”

Na początku rozmowy mówiliśmy o zawodach, jakie Pan wykonuje lub wykonywał przed laty. Zapytam odwrotnie – na pewno nie chciałby Pan być…

K.D.: Nie chciałbym być złym człowiekiem. 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński|Krzysztof Deszczyński
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA