JOANNA OCHNIAK | Wciąż mam poczucie, że powinnam robić więcej

Joanna Ochniak

Z głową pełną pomysłów, otwartym sercem i wielką empatią ukierunkowuje nasze gusta kulinarne. Robi to – jak przystało na Matkę Polskiej Gastronomii – z ogromną atencją do ludzi, szacunkiem do tradycji i produktów. Joanna Ochniak – jedyna i niepowtarzalna, szefowa wielu szefów kuchni, mistrzyni smaku i doradztwa, inicjator, społecznik. Znów nas oczarowała…

Dobry kucharz to według Pani …

JOANNA OCHNIAK: …ambitny pasjonat z wyrafinowanym wyczuciem smaku, nieustannie chcący się kształcić i rozwijać. Otwarty na nowości i ciekawy kulinarnego świata. Z pokorą podchodzący do życia, pracy, ludzi i produktów. Innowacyjny i eksperymentujący w swych kulinarnych kreacjach, jednak pozostający zawsze w szacunku do tradycji i środowiska, z którego się wywodzi. Utalentowany i chcący się dzielić swoimi umiejętnościami z innymi. Szczęśliwie takich znam! (śmiech) I taki też był patron organizowanego przeze mnie konkursu śp. Rafał Jelewski. 

WKR 1059

Czerwiec był dla Pani bardzo pracowitym miesiącem. 8 czerwca br. odbył się konkurs Wielkopolski Kucharz Roku, Konkurs im. Rafała Jelewskiego w Ostoi Chobienice. Jak Pani ocenia tegoroczne zmagania i poziom startujących? 

Mieliśmy dwuletnią przerwę w organizacji konkursu spowodowaną obostrzeniami związanymi z pandemią. Decyzję o powrocie do organizacji tego przedsięwzięcia podjęliśmy szybko. Jednak nie ukrywam, że do ostatniego dnia zastanawialiśmy się, czy ten powrót się uda i czy konkurs ma szansę odrodzić się na podobnym, wysokim poziomie jak przed laty. 

Zgłoszeń wpłynęło dużo mniej niż przed pandemią, jednak ta szóstka zakwalifikowanych kucharzy stanęła na wysokości zadania już na etapie przygotowań. Wyczuwaliśmy pomiędzy nimi ducha rywalizacji, ale też koleżeństwa i wzajemnego szacunku. Jestem bardzo usatysfakcjonowana poziomem tegorocznego konkursu. To dowód na to, że niezależnie od tego czy nas (w znaczeniu branżę gastronomiczną) zamkną, ograniczą i pozbędą szans rozwoju trafi się grupa ambitnych kucharzy, którzy nadal chcą się rozwijać, wyznaczać cele i spełniać marzenia. Z tego miejsca pragnę jeszcze raz podziękować moim wszystkim zawodnikom za podjęcie wyzwania, walkę fair play, a nam umożliwienie powrotu organizacji tego wyjątkowego kulinarnego wydarzenia Wielkopolski. Muszę też wspomnieć o Ostoi Chobienice, w której odbywał się konkurs już po raz drugi. To miejsce idealnie sprawdza się w organizacji tego typu eventów, a cała załoga z właścicielami i dyrekcją była niezwykle zaangażowana w projekt. Co nam bardzo ułatwia pracę. 

WKR 511

Decyzją jury zwycięzcą VII edycji WKR został Paweł Kubera z poznańskiej Restauracji Podanie. Miejsce II otrzymał Adam Lelewer z Ostoi Chobienice, a III miejsce – Przemysław Szwak z Restauracji RETRO. Czy walka pomiędzy panami była zacięta? Co najbardziej zwróciło Pani uwagę w zwycięskich daniach? 

Zadaniem zawodników było przygotowanie dania głównego z wykorzystaniem tuszki pstrąga i fileta z jesiotra. Dodatkową trudnością było przygotowanie osobno sałatki, która po raz pierwszy została wprowadzona do rywalizacji konkursowej w Polsce i faktycznie z tym zadaniem, uczestnicy mieli największy problem. Tegoroczne dania konkursowe były jak to określali nasi goście, obserwatorzy prawdziwymi dziełami sztuki. Jednak, co pragnę podkreślić, sztuka kulinarna musi przede wszystkim wyróżniać się SMAKIEM. I choć między zawodnikami była naprawdę zacięta rywalizacja, a różnice punktów pomiędzy poszczególnymi miejscami na podium były pojedyncze, to wygrał kucharz z największym doświadczeniem w startach w konkursach, którego danie było odpowiednio zbilansowane smakowo oraz wyróżniało się precyzją wykonania. We wrześniu będziemy Pawłowi Kuberze kibicowali w starcie w Kulinarnym Pucharze Polski 2022.

WKR 1015
Paweł Kubera

Czym Panią ujmują obecni kucharze, których Pani zna, którzy „wyszli spod Pani skrzydeł”? 

Z perspektywy 25 lat mojej pracy w branży gastronomicznej kucharze niezwykle się rozwinęli pod każdym względem zarówno w kraju, jak i na świecie, a to odkrywanie nowych talentów jest niezmiennie pasjonujące. Wciąż mam na liście swoich marzeń miejsca, które chciałabym odwiedzić, by poznać dania i kompozycje smakowe szefów kuchni. Wciąż też spotykam na swojej drodze kucharzy, którzy potrzebują mojego doradztwa i wsparcia w rozwoju swojej kariery. W związku z tym mam nadzieję, że pozostanę w tej branży jeszcze przez kolejne 25 lat, a może dłużej? (śmiech

WKR 417

Gościem specjalnym VII edycji WKR była aktorka Joanna Brodzik, autorka książki „UMAMI”. Była jurorem degustacyjnym oraz przyznała nagrodę specjalną za „Najlepszy Smak”. Sprawdziła się w tej roli? Wniosła swoją nutę indywidualizmu do jury?

Jak dobrze to Pani określiła, powierzyłam Joannie zupełnie nową życiową rolę – rolę jurorki w konkursie kulinarnym dla profesjonalistów. Joanna jest wielką pasjonatką kulinariów i poszukiwaczką smaków od lat, o czym mogą się przekonać czytelnicy „UMAMI”. Szczerze polecam tę lekturę. Poprosiła mnie o podarowanie jej „przygody poznania profesjonalnego kucharstwa” (jak sama to określiła), a ja nie miałam wątpliwości czy sprosta temu zadaniu. Obawiałam się jedynie czy odnajdzie się w naszym, jakby nie było, hermetycznym środowisku. Już pierwszy moment po pojawieniu się Joanny na odprawie zawodników przed konkursem rozwiał moje wszelkie wątpliwości. Joanna to niezwykle otwarta na ludzi, sympatyczna i bardzo pokorna osoba, z wielką atencją chłonęła nauki przekazywane przez mistrzów kucharstwa – pozostałych jurorów, ale też była blisko zawodników. Wprowadziła nową jakość do naszych konkursów, jak chociażby grupową sesję oddechową mającą odstresować zawodników przed startem. Nie ukrywam, że Joasi zaangażowanie i chęć poznania świata kulinariów od strony profesjonalnej mnie wzruszyło i zachwyciło. To z jaką dumą nosiła podarowany jej profesjonalny kitel kucharski było urocze. Jestem bardzo szczęśliwa, że przyjęła nasze zaproszenie i stała się członkiem naszej „motylkowej społeczności”, liczę, że jeszcze do nas powróci.

WKR 733

Cały konkurs uwieczniony był kolacją degustacyjną autorstwa przyjaciół śp. Rafała Jelewskiego, motylkowym tortem przygotowanym przez mistrzynię olimpijską Ewę Drzewicką oraz występem zespołu Czysta Energia. Dużo się działo. Jest Pani usatysfakcjonowana?

Dotknęła Pani najczulszego momentu naszego kulinarnego wydarzenia, a mianowicie tych punktów programu, w których przyjaciele i byli pracownicy śp. Rafała Jelewskiego oddają hołd Mistrzowi. Obserwowanie tych wszystkich szefów kuchni i kucharzy, którzy wywodzą się z jednego miejsca Hotelu Park – uznawanego za kolebkę poznańskiego kucharstwa, a dzisiaj rozrzuceni po całym kraju, którzy potrafią się zjednoczyć, wziąć specjalnie w tym celu urlop, przyjechać i zaserwować naszym gościom najwyższej jakości potrawy, jest dla mnie największą nagrodą i motywacją. Do tej grupy kucharzy wciąż dołączają nowi. Muszę to podkreślić, że wszyscy pracują społecznie za darmo, nie oczekują nawet zwrotu kosztu transportu. To jest ich dar w imię pamięci dla Mistrza i ja to bardzo szanuję. (wzruszenie) Pozwoli Pani, że wymienię trzon tej grupy: Dominik Brodziak, Bartosz Budzyński, Paweł Rozmiarek, Jakub Walczak, Tomasz Zdrenka, Paweł Spodzieja, Tomasz Purol (Top Chef Sopot), Marcin Budynek (Augustów), Maciej Grubman (Rzeszów, mistrz świata BBQ), Sylwia Kruszyńska i Grzegorz Gniech (Gdańsk, mistrzowie świata w carvingu), Ewa Drzewicka (Warszawa, mistrzyni świata i złota medalistka olimpijska w tortach artystycznych) i nasz nagłośnieniowiec i mistrz od efektów specjalnych Miłosz Czajka (Gniezno).  

1

Można rzec, iż motylkowa społeczność się rozrasta…

Tak to prawda! (śmiech) Odwiedza nas już kolejne pokolenie młodych adeptów sztuki kulinarnej. To dobrze wróży na przyszłość.

Czy ma Pani autorytet kulinarny, swojego mentora?

W całym moim życiu i karierze zawodowej wciąż ktoś mnie zachwyca, inspiruje i motywuje. W związku z tym, że wywiad dotyczy organizowanego przeze mnie konkursu kulinarnego Wielkopolski Kucharz Roku muszę wspomnieć o mojej mentorce Barbarze Surmie, która ten konkurs w 2000 roku zainicjowała i organizowała przez kolejnych 10 edycji. Wówczas będąc młodą wykładowczynią w WSHiG, z wielką uwagą przyglądałam się działalności pani Basi, marzyłam by ją osobiście poznać i też w przyszłości organizować konkursy i inne kulinarne wydarzenia. Rzeczywistość przerosła moje marzenia… Dzisiaj, po 22 latach, nie tylko jestem organizatorem tego najstarszego konkursu kulinarnego w Polsce, ale współorganizuję go z panią Basią Surmą, która jest członkiem Kapituły Konkursu, zasiadamy też obie już ponad 10 lat w Kapitule Kulinarnego Pucharu Polski. Nasze drogi się połączyły i myślę, że już pozostaną nierozerwalne. 

WKR 742

Sprawuje Pani wiele funkcji stricte kulinarnych, nazywana jest Pani Matką Polskiej Gastronomii. Zaangażowana w wiele inicjatyw; jest Pani międzynarodowym jurorem konkursów kulinarnych, organizatorem, członkiem Kapituły Konkursu Wielkopolski Kucharz Roku, przewodniczącą Komitetu Obchodów Międzynarodowego Dnia Szefów Kuchni w WorldChefs Association, ambasadorem Kulinarnego Pucharu Polski, członkiem Komitetu Rekrutacji i Weryfikacji Członków w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Szefów Kuchni i Cukierni, a także doradcą ds. sprzedaży i marketingu branży HoReCa. Kiedy Pani znajduje czas na coś innego poza światem kulinarnych przygód? 

A ja wciąż mam poczucie, że marnuję czas i powinnam robić więcej. (śmiech) Jestem niespokojnym duchem, żyję od projektu do projektu i mam nieograniczoną potrzebę działania. Oczywiście, nie wszystkie funkcje, które Pani wymieniła, choć zaszczytne absorbują mnie każdego dnia tak samo. Stąd udaje mi się pogodzić je jeszcze z życiem prywatnym oraz inicjatywami skierowanymi do kobiet. Jestem dumną posiadaczką tytułu Kobieta On Tour i chyba on najwierniej odzwierciedla moją osobowość.  

Jak Pani spędza wolny czas? A jakie plany na wakacje (jeśli można podpytać)?

Najczęściej wolny czas spędzam z najbliższą rodziną w naszym letnim domu nad Zalewem Koronowskim i tak też jest w tym roku. To moja ostoja, którą w tym roku postanowiłyśmy z mamą i siostrą zrewitalizować, co pochłonęło nas całkowicie. Poza tym uwielbiam sztukę, wernisaże, spotkania autorskie, koncerty i spotkania z przyjaciółmi – niekoniecznie w lokalach gastronomicznych. Choć akurat w tym roku planuję odwiedzić w Sopocie Tomasza Purola, który obecnie szefuje w słynnej restauracji przy plaży White Marlin. Marzę też o kolacji degustacyjnej w restauracji The Samuel w Kopenhadze.

3 2

Pani Joasiu, dlaczego turystyka kulinarna jest tak pasjonująca?

Poznawanie czegokolwiek „od kuchni” jest pasjonujące, prawda? A jeszcze jak to jest „kuchnia od kuchni” to radość jest tym większa, rzekłabym, że do kwadratu. (śmiech) Dotąd posiłek w czasie podróży traktowany był jako chwila wytchnienia i służył zregenerowaniu sił, dzisiaj wiąże się z aktywnościami turystycznymi i rozrywkowymi, które stawiają tradycje kulinarne jako filar tożsamości regionalnej i dziedzictwa kulturowego odwiedzanego regionu oraz doceniają związek między żywnością a społeczeństwem. W ten sposób turyści mają szansę poznania żywności u źródeł, bezpośrednio u ich wytwórców, poznając nie tylko oryginalny smak, ale też historię, kulturę spożycia, ich zwyczaje, sposób i jakoś życia itd. To niezwykle ekscytujące, osobiste doświadczenie, które zazwyczaj pozostaje z nami na trwałe, chociażby w naszej codziennej kuchni wzbogaconej o nowe smaki. Zachęcam do podróżowania ze smakiem i ciągłego wzbogacania swojej „biblioteki smaku”.

Co Pani najczęściej gotuje w swoim domu? Co uwielbiają Pani bliscy, rodzina, przyjaciele?

Ja swoją kuchnię nazywam „na winie”, czyli z tego, co się nawinie pod rękę. (śmiech) Przez to jest ona niezwykle świeża, naturalna i sezonowa. Inspiracje na dania czerpię, odwiedzając ryneczki i targowiska, choć oczywiście korzystam też z marketów głównie tych dedykowanych branży gastronomicznej. Uwielbiam świeże, naturalne produkty ich zapachy, kolory i strukturę. Nie ukrywam, że czerpię ogromną radość z ich przetwarzania. Co bardzo doceniają członkowie mojej rodziny i przyjaciele. Z tego też powodu rzadko udaje mi się ich namówić na wizyty w restauracjach. (śmiech) W tym sezonie króluje u nas królik oraz chłodnik i dorada z pieca. 

Jest Pani wielkim społecznikiem, udziela się w liczne akcje charytatywne. Jakie plany i marzenia w kwestii prospołecznej przed Panią? 

W czerwcu zakończyłam jeden z największych moich życiowych projektów społecznych, który realizowałam z Natalią Lewandowską, a którego celem było niesienie posiłku przybywającym do Polski uchodźcom z Ukrainy. Angażując lokalnych restauratorów oraz producentów żywności, firmy dystrybucyjne i transportowe udało nam się łącznie wydać ponad 152 tys. posiłków od Poznania po Rzepin, spełniając oczekiwania i smakowe upodobania mieszkańców poszczególnych ośrodków. Docieraliśmy codziennie z posiłkami do 45 placówek, które przyjęły uchodźców, a współpracowało z nami około 40 organizacji branży gastronomicznej. Projekt trwał 3 miesiące i został dostrzeżony i współfinansowany przez World Central Kitchen. W wakacje postanowiłam odpocząć, jednak już z koleżanką myślimy o projekcie propagowania zdrowych nawyków żywieniowych wśród przedszkolaków i nad tym projektem rozpoczniemy pracę już w sierpniu. 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Joanna Ochniak
REKLAMA
REKLAMA

PROF. UAM DR HAB.IWONA SEPIOŁO JANKOWSKA | Jestem, by pomagać ludziom

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Ambitna, asertywna, z niezwykłą pamięcią do dat, ludzi i zdarzeń. We wczesnych latach dzieciństwa szykowana przez rodzinę na lekarza, jednak pomysł na studia medyczne zamieniła na studia prawnicze w Toruniu. Sama wybrała własną drogę zawodową, świadomie łącząc praktykę z teorią, prowadząc trzy kancelarie adwokackie sygnowane swoim nazwiskiem oraz będąc wykładowcą akademickim w Katedrze prawa karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Prof. dr hab. Iwona Sepioło-Jankowska – teoretyk i praktyk w jednej osobie, kocha Poznań i uważa to miasto za swoje miejsce na ziemi. Z wielką pasją uczy studentów i aplikantów, a jednocześnie ratuje oskarżonych i ma duży procent wyroków uniewinniających.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto, archiwum własne ISJ

Ma Pani bogate doświadczenie, wiedzę i wieloletnią praktykę w pracy adwokackiej. Jakie cechy – według Pani – powinien posiadać dobry adwokat?

PROF. IWONA SEPIOŁO-JANKOWSKA: Na pewno potrzebna jest empatia w tym zawodzie, skupienie i cierpliwość podczas długich i częstych rozmów z klientami. Musimy poznać ich życie, w szczególności przy sprawach rodzinnych, rozwodowych, których obecnie jest bardzo dużo. Jak żyją? Z kim żyją? I co chcieliby w sądzie uzyskać? Pragnę też podkreślić, że dzisiejsze sądy nie sprzyjają naszej pracy, pracy adwokata. Na rozprawę czeka się bardzo długo, sprawy trwają po kilka lat. Zdarzają się też takie sytuacje, że przychodzą do mnie klienci, którzy są bardzo zdeterminowani i pragną rozwodu, wybierają tę trudniejszą drogę, czyli chcą rozwód z orzekaniem o winie małżonka i nagle odechciewa im się tej walki i rezygnują z orzekania o winie, chcą ugodowego rozwodu. Zdarzają się też sytuacje, że małżonkowie się dogadują i wracają do siebie. Ostatnio miałam taki przypadek kobiety 70-letniej, która bardzo pragnęła być rozwódką, koniecznie chciała przyspieszać procedury – co jest niemożliwe – a finalnie zeszła się ze swoim mężem. W takich wypadkach adwokat musi dostosować się do istniejących zmian, to też swego rodzaju umiejętność – być elastycznym w tym zawodzie, być dla ludzi, wsłuchiwać się w życzenia i prośby klientów, którzy nieraz sami decydują się na krok wstecz lub odwracają całą sytuację o 180 stopni. Życie jest zmienne, tak jak i klienci są przeróżni.

Co daje gwarancję wysokiej skuteczności w tym zawodzie?

Empatia, o której wspomniałam i umiejętność słuchania klienta. Czas, jaki poświęcamy na zgłębienie problemu, konkretnej sprawy. Mi taką skuteczność zapewnia łączenie pracy zawodowej – czyli praktyki w kancelarii w Poznaniu oraz obu filiach, w Warszawie i Gdańsku – z teorią, czyli wykładami na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Konkretne sprawy, które prowadzę, ludzkie dramaty, którymi się zajmuję, stają się dla mnie odnośnikiem podczas wykładów. Nie opowiadam studentom o suchych faktach, nie recytuję przepisów, tylko mówię o sytuacjach z życia wziętych. Wykładam prawo karne, tłumaczę młodym adeptom prawa o przestępstwach kryminalnych, grupach przestępczych, karuzelach podatkowych – o wszystkim tym, czym zajmuję się w kancelarii. Oczywiście, bez podawania szczegółów. Mam o czym opowiadać na wykładach, robię wszystko, aby uciec od stereotypów i rutyny w prowadzeniu takich zajęć. Studenci – co mnie bardzo cieszy – z chęcią przychodzą na prowadzone przeze mnie wykłady, a aplikanci – na szkolenia.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska


Duże znaczenie dla mnie w zawodzie adwokata ma praca naukowa, czysta teoria. Na początku mojej pracy zawodowej byłam bardziej skupiona na pisaniu monografii, książek, podręczników dla studentów etc. Bardzo szybko zajęłam się pisaniem, bo chciałam uzyskać stopień naukowy. Byłam na tym skoncentrowana. Teraz jest mi łatwiej wykonywać zawód adwokata, gdy mam podstawy stricte teoretyczne. Teorii się nie zapomina, ona niewątpliwie pomaga mi w kancelarii. Ciężko jest mnie zaskoczyć na sali sądowej, bo jestem zawsze bardzo dobrze przygotowana. Ponadto mamy bardzo dużo spraw. Od dwóch lat posiadamy specjalistyczny program prawniczy, w którym wpisujemy sprawy na bieżąco przyjmowane do kancelarii – i wynik jest zdumiewający. Wpisaliśmy do systemu aż 650 prowadzonych spraw. Tu kłania się kolejna cecha charakteru potrzebna w zawodzie prawnika, czyli dobra pamięć. Kiedyś przyszli studenci prawa na egzaminach wstępnych musieli zdawać historię, zapamiętać ogrom dat i faktów – to naprawdę w zawodzie adwokata jest bardzo potrzebne. Raz – gdy trzeba szukać odpowiednich paragrafów, a dwa – ilość spraw, którą się prowadzi w kancelarii, wymaga dobrej pamięci. Gdy rozmawiam z sędziami w Wydziale Cywilnym, z tymi, którzy prowadzą sprawy frankowe, ale i rozwodowe, mówią, że jeden sędzia ma tak przynajmniej 500 spraw. A ja mam ich ponad 600. Oczywiście podczas tych dwóch lat takie mniejsze sprawy już się zakończyły, ale większość z nich jest w toku. Jeżdżę do Warszawy, Gdańska, Szczecina, Wrocławia – to jest norma i specyfika mojej pracy. Przyjeżdżają też do mnie klienci z Krakowa. Mam aktualnie klientkę ze stolicy Małopolski i wierzę, że jej sprawa zakończy się uniewinnieniem.

Rozpoczęła Pani Mecenas temat, o który chciałam zapytać… Występuje Pani jako obrońca osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa, osób już oskarżonych. Czy często zapada w prowadzonych przez Panią sprawach wyrok uniewinniający? Jak to wygląda z Pani doświadczenia, w praktyce, a jak w skali kraju na przestrzeni ostatnich lat?

Niedawno, bo w lutym, na swoich mediach społecznościowych opublikowałam statystyki z ostatnich kilku lat, jeśli chodzi o wyroki uniewinniające w naszym kraju. Statystyki są – niestety – od lat na tym samym poziomie, tj. 2-3 % wyroków uniewinniających w Polsce. Bardzo mało. Utarło się takie przekonanie, że jak sprawa wychodzi z prokuratury z aktem oskarżenia, to już praktycznie zapada wyrok skazujący, więc o jakimkolwiek uniewinnieniu nie ma mowy. Adwokat ma zatem dużo pracy, żeby starać się ratować ludzi, ich sytuacje życiowe i materialne.
Ja tymi wyrokami uniewinniającymi zaczęłam się chwalić (śmiech) w mediach społecznościowych, na różnych platformach i w różnych środowiskach – bo jest czym. Prowadzę też sprawy, które dobrze rokują, czyli w nich również jestem nastawiona na wygraną i wynik uniewinniający. Prowadzę naprawdę medialne i duże sprawy, chociażby takie jak ta w Wągrowcu, gdzie zatrzymano rodzinę, która stworzyła dom zastępczy, rodzinny dom dziecka. Tym osobom zabrano 12 dzieci z podejrzeniem znęcania się nad nimi – ja właśnie bronię te osoby oskarżone. Na początku byłam zdystansowana i nie wiedziałam, gdzie leży prawda. Ale jak zaczęłam wnikliwie czytać akta, przyglądać się całej rodzinie – moim zdaniem w tym przypadku nie ma mowy o żadnym znęcaniu się, poznałam tych rodziców zastępczych, poznałam każde ich dziecko. Często w takich newralgicznych sytuacjach dochodzi do konfliktu pomiędzy rodzicami zastępczymi a rodzicami biologicznymi – w tej sprawie jest podobnie.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Jak Pani podchodzi do prowadzonych spraw? Przeżywa je Pani, rozmyśla o nich?

Nie uodparniam się na ludzkie tragedie, jestem zbyt wrażliwa. Nie ma u mnie rutyny. Przeżywam jak coś się nie udaje – i długo sama ze sobą walczyłam, wręcz zadręczałam się niepowodzeniem. Ale z doświadczenia i nabytej wiedzy już wiem, że niekiedy racja jest po stronie mojego klienta, ale pewnych spraw nie jestem w stanie przeskoczyć, bo taki jest w Polsce mechanizm wymiaru sprawiedliwości. Mówię do moich pracowników, że ja po prostu wcześniej przejdę na emeryturę (śmiech) i taki mam plan.
Puentując odpowiedź na to pytanie – wolę sprawy moich klientów przeżywać, bo to jest ludzkie, jest oznaką empatii i uczuć, a ja nie jestem robotem.

Ponad 600 spraw w ciągu dwóch lat, o których Pani wspomniała, które zaprzątają Pani myśli – to ogrom poświęconego czasu. Kiedy znajduje Pani czas na odpoczynek?

Mówię całkiem szczerze, ja nie mam życia prywatnego. Muszę sobie radzić tak jak umiem i na ile starcza mi właśnie tego cennego czasu. Kiedy wyjeżdżam w celach zawodowych, do moich filii, w Warszawie czy Gdańsku, bądź podróżuję w konkretnej sprawie do innego miasta, wówczas mam kierowcę. Poza Wielkopolskę zawsze jadę z kierowcą, siadam do auta, odpalam laptopa, odbieram mnóstwo telefonów i pracuję. Np. czeka mnie rozprawa godzinna w Warszawie, a 6 godzin w aucie, 3 godziny w jedną stronę i 3 godziny w drugą. To dla mnie sześć godzin pracy podczas drogi. Tempo życia od nas tego wymaga, nieustannej gotowości, przygotowania, znajomości zagadnienia itp.

Kiedy zrodził się pomysł, aby pójść na studia prawnicze?

Do połowy liceum ogólnokształcącego wiedziałam, że idę na medycynę. Tak też postrzegali mnie najbliżsi, że będę pracowała w zawodzie lekarza. Jednak, gdy zaczęłam trzecią klasę ogólniaka, stwierdziłam, że medycyna nie jest dla mnie. Zmieniłam swoje plany, a że zawsze byłam ambitna – wybrałam prawo. Bardzo lubiłam historię, nawet jeździłam na olimpiady, konkursy wiedzy historycznej. Na studiach prawniczych byłam zdeterminowana, od początku wiedziałam, że chcę wykładać, pracować na uczelni jako wykładowca akademicki. To, co postanowiłam, zrealizowałam w pełni i to w bardzo krótkim czasie. Na studiach miałam też sprecyzowaną aplikację – wiedziałam, że chcę być adwokatem. Nie zastanawiałam się nad inną specjalizacją w tym zawodzie.

Czym jest znieważenie, a czym zniesławienie? Często w mediach słyszymy o tego typu sprawach. Jakie są podobieństwa obu tych terminów?

Zniesławienie polega na pomówieniu innej osoby. Chodzi o pomówienie dotyczące postępowania, właściwości, które mogą ją poniżyć w opinii publicznej. Natomiast znieważenie to naruszenie czyjejś godności. Polega na użyciu słów obelżywych i ośmieszających.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Oferuje Pani Mecenas swoim klientom pomoc z zakresu prawa karnego, rodzinnego, cywilnego i gospodarczego. Jakie są dla Pani najtrudniejsze sprawy?

Najtrudniejsze są dla mnie sprawy karne, bo statystyki wyroków uniewinniających nie sprzyjają, nie pomagają ani samym klientom, ani mi pracującej jako adwokat. Często przychodzą do mnie klienci w sprawach karnych, gdzie już przeszli przez jedną instancję, z innym adwokatem, i źle ich sprawa wygląda, albo mają już wyrok pierwszej instancji i proszą mnie o to, aby coś próbować zmienić na etapie drugiej instancji, czyli na etapie apelacji. Z mojej perspektywy sprawy karne są trudniejsze niż rodzinne.

Czy posiłkowanie się pracą detektywa w zawodzie prawnika jest już pewnego rodzaju normą, czymś wymaganym i niezbędnym?

Jest różnie. Przychodzą do mnie klienci, którzy mają już gotowy materiał dowodowy, najczęściej jakieś nagrania, zdjęcia. To klienci, którzy już korzystali z usług detektywa, posiadają wartościowe dowody na winę współmałżonka i chcą rozwodu. W większości przypadków mam klientów, którzy chcą rozwód z orzekaniem o winie, np. chcą wskazać zdradę małżonka. Wtedy klientom daję namiary na detektywa, z którym współpracuję, oni się kontaktują, ustalają szczegóły. Ja również mam kontakt z moim detektywem a propos konkretnej sprawy i mojego klienta/klientki i mówię, co mi jest potrzebne.
Nieraz ludzie nie wiedzą, na co zwrócić uwagę, nawet gdy przychodzą z ich zdaniem gotowym materiałem dowodowym, ja mówię „potrzebuje jeszcze tego”, „to by nam się przydało”. Patrzę na sprawę z innej perspektywy i analizuję ją w szerokim spektrum, z korzyścią dla mojego klienta. Najlepsza jest dla mnie jednoczesna współpraca klienta i z detektywem, i ze mną jako adwokatem. Wspólne ustalenia najlepiej rokują. Często sprawie rozwodowej towarzyszy sprawa o znęcanie czy fizyczne, czy psychiczne. Więc klientka jednocześnie składa pozew o rozwód i składa zawiadomienie do prokuratury o wszczęciu postępowania o znęcanie. I tu, i tu są potrzebne dowody, które umiejętnie może zebrać współpracujący ze mną detektyw.

Jest pani profesorem, wykładowcą akademickim na UAM w Poznaniu. Czy podczas rozmów ze studentami, aplikantami przewijają się podobne zagadnienia, tematy, które frustrują, wręcz irytują młodych prawników, adeptów prawa?

Młodzi prawnicy widzą problem nasyconego rynku prawniczego i dużej konkurencji. Zdają sobie sprawę, że mają małe szanse, aby otworzyć własną kancelarię. Nie mówię tylko o Poznaniu, bo mam kontakt ze studentami i aplikantami z innych polskich miast. I tam jest podobnie. Od kilku dobrych lat prawnicy są nastawieni na to, aby zatrudnić się w jakiejś kancelarii, czyli liczą na prace u kogoś, a nie na samozatrudnienie i otworzenie działalności gospodarczej. Może za kilka lat to się zmieni, gdyż rynek pracy wciąż ewoluuje. Podobnie było z zawodem psychologa, aktualnie z zawodem informatyka czy programisty. Jak ja kończyłam studia, to był zgoła inny problem, czyli taki, aby się dostać na aplikację adwokacką, bo było to środowisko hermetycznie zamknięte. A dla mnie – osoby niepochodzącej z rodziny prawniczej, tym bardziej z rodziny adwokackiej – było to marzenie i wysoki cel, który udało mi się zrealizować. Kliki adwokackie – jak to się mówiło – miały swoich kandydatów, wytypowanych z rodziny i znajomych. Pamiętam, że kończyło studia w moim roczniku około 300 osób, a tylko niewielki procent dostał się na aplikację adwokacką. Teraz studenci dostają się na aplikację, ale nie mają widoków na przyszłość co do kancelarii sygnowanej ich własnym nazwiskiem. Duża konkurencja na rynku – to jest aktualny problem dla adeptów prawa.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

A co Panią nurtuje w obecnej prawnej rzeczywistości?

Funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, jak działają sądy, to że sędziowie są przepracowani, mają za dużo spraw. Nie da się, będąc sędzią i mieć dwa dni w tygodniu wokandy, skrupulatnie i wnikliwie przygotować się do sprawy. Każdy jest tylko człowiekiem, nie maszyną, a czasu nie da się rozciągnąć. Czas jest potrzebny na zagłębienie się w problem, w konkretną sprawę. Trzeba mieć czas, aby dokładnie przeczytać akta. Tu powinny nastąpić zmiany w wymiarze sprawiedliwości, co pomogłoby i samym oskarżonym, ale i nam, adwokatom.

Jakie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu Pani przygotowała? Bo wiem, że w ramach prowadzonej działalności z prawa gospodarczego takie skargi Pani przygotowuje.

Skargi składa się głównie z uwagi na naruszenie przez sąd polski art.6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czyli prawa do rzetelnego procesu. I jeśli ja widzę, że taka zasada rzetelnego procesu nie została spełniona przed sądem, to formułuję taką skargę do Trybunału w Strasburgu. Wykazuję w niej w jaki sposób – według mnie – sąd polski naruszył tę zasadę i w jakim zakresie.

Jak ustosunkowuje się Pani do spotkań on-line z klientem, do pomocy prawnej udzielonej przez Internet?

W kancelarii udzielamy porad prawnych, głównie dla klientów spoza Poznania. Z nimi łączymy się on-line. Ponadto jeszcze odbywają się rozprawy w sądach on-line. Nawet w zeszłym tygodniu prowadziłam rozprawę rozwodową w Warszawie w takim trybie niestacjonarnym. Nie musiałam być na miejscu w stolicy, dla mnie dobrze, bo zaoszczędziłam czas na podróż. Łączyłam się z sądem w Warszawie, moja klientka też była z Warszawy – dla mnie to, nie ukrywam, wielka wygoda, taka praca zdalna, którą nie ja wymyślam, tylko narzuca sąd.

prof. Iwona Sepioło -Jankowska

Reasumując, czy lubi Pani te prawne wyzwania, które przed Panią kreuje życie, ale i samo prawo?

Nieskromnie powiem, że lubię, choć to ciężka praca. To mój zawód, który wybrałam świadomie. Nikt mi niczego nie narzucił, nie pchał mnie na aplikację adwokacką. A życie samo napisało scenariusz, dając mi wielką szansę zaistnieć w tym zawodzie. Jacy klienci się do mnie zgłaszają z prośbą o pomoc? Wszyscy, którzy szukają ratunku i porad prawnych czy to w kwestiach stricte rodzinnych, czy karnych, czy w zakresie prawa cywilnego i gospodarczego. Podejmuję się obrony w ciekawych dla mnie sprawach karnych, czy to w Poznaniu, Warszawie, Gdańsku – tam gdzie mam swoje kancelarie. I ja te sprawy sobie sama wybieram. Skupiam się na sprawach najtrudniejszych, sprawach karnych, ale nie ukrywam, że połowę szafy zajmują akta spraw rodzinnych, którymi również się zajmuję, najlepiej jak potrafię, i które są w toku. Muszę mieć silną psychikę, inaczej nie funkcjonowałabym na rynku prawniczym.
Sporo mam klientów, którzy dziękują za pomyślnie przeprowadzoną sprawę, za sukces, wyrok uniewinniający. Zadowoleni klienci – nie tylko z Wielkopolski, ale i z całego kraju – piszą maile, pochlebne opinie, dzwonią i dziękują za ratunek, za pomoc prawną. To mnie niezwykle raduje, napełnia satysfakcją i daje poczucie, że to, co robię, jest potrzebne.

Jakie ma Pani marzenia?

Uważam, że jestem w dobrym miejscu swojego życia. Zadowolona z tego, co osiągnęłam zawodowo, z kim współpracuję, jaki zespół pracowników stworzyłam, ile spraw prowadzę, bo to znaczy, że ludzie we mnie wierzą, mi ufają. Jako kancelaria mamy program pt. „ROZPRAWA” w telewizji lokalnej WTK, dwa razy w miesiącu, w którym wyjaśniamy sprawy trudne, nurtujące społeczeństwo, tj. kwestie związane z rozwodami, sprawy spadkowe, omawiamy wszystkie zagadnienia ciekawe dla odbiorców, np. testamenty, zachowek, jak się rozwieść, jak zapisać porozumienie rodzicielskie. Mamy rozwinięte portale społecznościowe, funkcjonujemy w mediach, tłumaczymy zawiłości i meandry prawne. Chcemy pokazać się od strony nietypowej, sztywnej kancelarii, do której klienci boją się wejść z zapytaniem czy prośbą o poradę – wprost przeciwnie. Jesteśmy dla ludzi.
Oczywiście, pragnę się rozwijać, nie stać w miejscu, dlatego teraz kładę nacisk na rozwój mojej filii w Warszawie. I liczę na to, że to marzenie się spełni. (śmiech)

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
prof. Iwona Sepioło -Jankowska
REKLAMA
REKLAMA