W świecie, gdzie zabiegi estetyczne są na porządku dziennym, a poprawki urody stały się normą, nie możemy zapominać o ryzyku związanym z tymi procedurami. Co zrobić, gdy coś pójdzie nie tak? Jakie powikłania są najczęstsze i jak im zapobiegać? Na te i inne pytania odpowiada dr n.med. Marta Bogusz, właścicielka gabinetu Młodość, specjalizującego się w leczeniu powikłań po zabiegach estetycznych, wykładowczyni akademicka i edukatorka, autorka książki „Powikłania po zabiegach estetycznych. Protokoły naprawcze”.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Łukasz Filipowski Photography
Jesteś doktorem nauk medycznych, wykładowcą akademickim Wyższej Szkoły Edukacji i Terapii w Poznaniu, specjalizujesz się w edukacji w zakresie diagnostyki i leczenia powikłań po zabiegach estetycznych. Twój życiorys zawodowy jest naprawdę imponujący. Skąd zainteresowanie tą tematyką?
MARTA BOGUSZ: Działalnością medyczną zajmuję się całe swoje życie. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Medycznym związałam się z placówkami medycznymi. I bardzo długo, bo niemalże 12 lat pracowałam dla Wielkopolskiego Centrum Onkologii, tam pnąc się po szczeblach kariery, od pracownika samodzielnego po zastępcę dyrektora. Potem przyszedł w moim życiu czas na pracę w prywatnych placówkach, gdzie byłam prezesem kilku spółek medycznych w tym, związanych z radioterapią, bowiem moje korzenie zawodowe sięgają głównie onkologii i radioterapii. W międzyczasie wspólnie z siostrą prowadziłam fundację prosenioralną, a także placówkę dziennej opieki medycznej dla seniorów. Zatem onkologia, pomoc seniorom, a obecnie powikłania po zabiegach estetycznych są w zakresie moich zainteresowań. Zawsze zajmuję się czymś, co daje upust mojemu poziomowi empatii. Ponadto mam zacięcie naukowe, więc poznanie tła biologicznego, immunologicznego, klinicznego zabiegów medycyny estetycznej stało się w pewnym momencie moją pasją. Każdy zabieg wykonywany w celach estetycznych ma bowiem wpływ na naszą skórę, na nasze komórki, a także na naszą fizjologię. I niesie za sobą określone ryzyko.
Historia kliniki Młodość rozpoczęła się od blogowania na temat tego, o czym w medycynie estetycznej się nie mówi, czyli o niepożądanych skutkach zabiegów.
Medycyna estetyczna jest dzisiaj bardzo popularna, social media wręcz kipią od pochwał na temat coraz to nowych zabiegów, ale milczą na temat ewentualnych zdarzeń niepożądanych, efektów ubocznych i powikłań. Mój blog jest swojego rodzaju odpowiedzią na dynamicznie rosnący rynek medycyny estetycznej. Każdy zabieg to przecież ingerencja w nasz organizm. Zaczęłam zadawać sobie pytania, czy oferowane zabiegi powinny być w taki czy inny sposób wykonywane, biorąc pod uwagę fizjologię skóry, anatomię, genetykę czy immunologię. To mój wkład w edukację pacjentów oraz klientów gabinetów estetycznych. Uważam, że każdy pacjent przed poddaniem się zabiegowi powinien być w pełni świadomy tego, co może się wydarzyć. Kolejnym, naturalnym krokiem w tej edukacji było powstanie podmiotu leczniczego Młodość, specjalizującego się w leczeniu powikłań po zabiegach estetycznych.
Czy oprócz leczenia powikłań również wykonujecie zabiegi medycyny estetycznej?
Mamy w naszej ofercie całą gamę zabiegów, wykonywanych przez personel lekarski. Ale to, co nas wyróżnia to, że nie boimy się podjąć działań naprawczych po zabiegach wykonanych w innych gabinetach, ale także pewnych zabiegów po prostu nie wykonujemy – np. z użyciem nici. W porównaniu do ich wysokiej ceny, uzyskujemy niski efekt pozabiegowy. Czyli krótko mówiąc, nie są zbyt skuteczne, a rodzą wyższe ryzyko powikłań. Nie wykonujemy także zabiegów w ramach terapii termicznych, nad którymi nie do końca mamy w pełni kontrolę. Takim zabiegiem jest np. zabieg HIFU i choć na rynku są dostępne dwa urządzenia medyczne z pełną kontrolą parametrów, to jednak w oparciu o analizy publikacji naukowych, współczynnik ceny do rezultatu pozabiegowego nie jest naszym zdaniem zadowalający. Natomiast wykonujemy u nas w gabinecie radiofrekwencję mikroigłową, laseroterapię resurfacingową, redukującą rumień, przebarwienia, a także, podajemy toksynę botulinową, jak również wykonujemy zabiegi stymulujące, mezoterapię igłową, mikroigłową i wolumetrię.
Zatrzymajmy się na chwilę przy popularnej wolumetrii twarzy. Ostatnio pojawiło się sporo kontrowersji na temat tego zabiegu.
Wolumetria twarzy to nic innego jak przywracanie objętości twarzy za pomocą wypełniaczy w miejscach ubytków tkankowych pojawiających się z wiekiem, spadkiem wagi itp. Musimy jednak pamiętać, że wypełniacze używane do takich zabiegów nie metabolizują się w naszym organizmie w takim tempie, jak zakłada to producent. Ostatnie dwa lata badań, a co za tym idzie publikacji naukowych dowiodły, że wypełniacz żelowy utrzymuje się w tkankach dużo dłużej niż pierwotnie zakładano, nawet do kilkunastu lat. Po drugie musimy mieć świadomość, że podany nieprawidłowo technicznie wypełniacz, szczególnie na poziomie powięzi mięśniowo-rozścięgnowej (SMAS) nazywanej też drugą skórą, łatwiej migruje i nawet z obszaru skroni może przewędrować w obszar szyi. W ostatnim czasie pojawiają w naszej klinice pacjentki ze zmianami wynikającymi właśnie z przesunięcia się wypełniacza. Stare wypełnienia często z biegiem czasu potrafią się też otorbić i formułować cystę, przez którą ciężko się przebić i stąd niezbędne jest obrazowanie USG, żeby precyzyjnie trafić w powstałą zmianę. Dlatego tak ważnym jest, aby nie podawać się zabiegom z wypełniaczami dla „odświeżenia” efektu co pół roku czy co rok, ponieważ wypełniacz kumuluje się w naszej twarzy, nie znika w magiczny sposób, a co gorsza – z upływem czasu zwiększa nam objętość twarzy blisko dwukrotnie.
W jednym z badań naukowych z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego 3D wskazano, że pacjentka w ciągu sześciu lat miała podany w różne obszary twarzy wypełniacz o maksymalnej wartości 12 ml. Czyli można przyjąć, że co rok przychodziła na tzw. „zabieg odświeżania”. Badanie wykazało, że objętość wypełniacza w trakcie tych sześciu lat zwiększyła się dwukrotnie z 12 ml do 28 ml. To doprowadziło do efektu PHAREE – obrzęku nawracającego po podaniu wypełniacza żelowego, znanego potocznie jako „pillow face”. Trzeba pamiętać, że wypełniacze są hydrofilne, przyciągają wodę z naszej przestrzeni międzykomórkowej i zwiększają swoją objętość. Dlatego tak ważnym jest, aby mieć świadomość, że wypełniacz służy wolumetryzacji, czyli zwiększaniu objętości w miejscach atrofii, czyli ubytku tkanki! Nie możemy go więc traktować jako żelu liftingującego! On nam nigdy twarzy nie zliftinguje, tylko zwiększy objętość – co poprawia oczywiście wygląd, jeśli jest podany w miejscu ubytku, ale jeśli podamy go za dużo i za często, po paru miesiącach zrobi z naszej twarzy księżyc w pełni. Stąd tak ważne jest, aby do tego, co producent podaje w swoich ulotkach podchodzić krytycznie i ostrożnie, a przede wszystkim brać pod uwagę badania naukowe. W naszej placówce nie eksperymentujemy na pacjentach. Stosujemy produkty z wieloletnią historią i zweryfikowane z poziomu badań naukowych.
A botox? Bo to, obok kwasu hialuronowego i mezoterapii igłowej, najpopularniejszy zabieg medycyny estetycznej.
Publikacje naukowe wskazują na niezwykle rzadkie powikłania po podaniu toksyny botulinowej. Jednym z efektów ubocznych jest po prostu asymetria czy ptoza (opadanie powieki, brwi, policzka) wynikająca z niewłaściwego podania preparatu. Ale to zejdzie – wystarczy czas, ciepło i podanie soli fizjologicznej. Jednym z bardzo rzadkich powikłań jest reaktywacja wirusa półpaśca z powodu podania białka toksyny botulinowej. Jeśli jesteśmy nosicielami wirusa półpaśca, podania preparatu może na nowo uruchomić wirus opryszczki czy półpaśca w miejscu iniekcji. Innym powikłaniem rejestrowanym w doniesieniach naukowych jest np. wgłębienie mięśnia najpewniej związane z neurogenną atrofią ogniskową. A powikłaniem niezwykle rzadkim, ale jednak zarejestrowanym, jest okluzja powstała na skutek podania wraz z preparatem mikro cząsteczki korka, przez który pobierana jest toksyna botulinowa, czyli zassanie jej do igły i wprowadzenie do skóry pacjenta. To powikłanie nie jest efektem działania preparatu, a najczęściej wadliwej techniki wykonania zabiegu.
To, o czym mówisz brzmi nieco przerażająco, bo mam wrażenie, że w wielu miejscach wykonujących zabiegi medycyny estetycznej niewiele mówi się o działaniach niepożądanych.
Rynek medycyny estetycznej jest duży i wiele wart. Funkcjonują na nim ogromne firmy i w ich interesie nie leży zniechęcanie klientów gabinetów medycyny estetycznej do wykonywania zabiegów. Dlatego ważne jest, aby być na bieżąco z publikacjami medycznymi i to niszowymi, które niekoniecznie idą głównym nurtem, czyli nie są pisane na zamówienie producentów preparatów medycznych. Ta idea przyświeca nam od początku naszego istnienia jako placówki leczniczej. Wykonujemy zabiegi medycyny estetycznej, ale patrzymy krytycznie zarówno na produkt, jak i istotę samego zabiegu.
Jak duży jest Wasz zespół i w czym się specjalizuje?
W skład naszego zespołu wchodzą lekarze różnych specjalizacji, którzy są w stanie odpowiedzieć na większość wyzwań naszych pacjentów. I tak mamy w naszym zespole jednego mężczyznę lekarza Szymona Błaszaka, obesitologa, który w klinice Młodość realizuje konsultacje obesitologiczne, czyli konsultacje leczenia otyłości zarówno u osób dorosłych, jak i dzieci. Następnie mamy lekarz Joannę Błaszak, obecnie w trakcie specjalizacji z chirurgii naczyniowej, a w naszym gabinecie najczęściej zajmuje się usuwaniem wypełniaczy pod kontrolą USG, podawaniem toksyny botulinowej, zabiegami stymulacji i wolumetrii. W zespole mamy także lekarz Annę Kostrzewską, absolwentkę Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a także studiów podyplomowych w zakresie medycyny estetycznej. Jest pani lekarz Maria Czwojda – dyplomowany lekarz medycyny estetycznej, w tej chwili w trakcie specjalizacji z psychiatrii. Zdarzają nam się pacjentki, uzależnione od zabiegów czy mające dysmorfofobię, a u podstaw ich decyzji o wykonaniu zabiegu estetycznego leżą przesłanki psychologiczne. Stąd naszym zdaniem, konieczna jest obecność lekarza psychiatry. Mamy także trzy panie stomatolog, które w medycynie estetycznej szczególnie w obrębie twarzy nie mają sobie równych. Bo kto jak nie stomatolog zna lepiej anatomię naszych twarzy? Są to lekarz dentysta Aleksandra Degis, lekarz dentysta Kay Kwiatkowska oraz lekarz dentysta Natalia Gadzińska.
Z jakimi powikłaniami najczęściej przychodzą pacjentki i pacjenci?
Najczęstszym powikłaniem, z jakim zgłaszają się do nas pacjenci, jest efekt PHAREE, czyli nawracający obrzęk powiek, a także całej twarzy po uprzednim podaniu wypełnienia żelowego. Jak już mówiłam, wypełnienia zwiększają swoją objętość blisko dwukrotnie. Kolejnym powikłaniem jest tzw. guzek o późnym początku, czyli zgrubienie powstałe na skutek uprzednio zastosowanego zabiegu z użyciem wypełniaczy lub innych substancji aktywnych np. PLLA, CaHA, polikaprolaktonu, najczęściej leczone farmakologicznie, doiniekcyjnie. Mamy także pacjentki z problemem tzw. cellulitisu, czyli zapalenia tkanki skórnej i podskórnej wskutek zakażenia bakteryjnego. Spory odsetek pacjentów pojawia się z obrzękiem powiek powstałym wskutek nieumiejętnego podania preparatu lub, co gorsza, preparatu niewiadomego pochodzenia bez certyfikacji.
Jak długo trwa proces leczenia powikłań po nieudanych zabiegach estetycznych?
To oczywiście zależy od tego, z czym pacjent do nas trafia. Najdłużej proces leczenia w naszej placówce trwał 12 miesięcy, natomiast większość powikłań jest możliwa do wyleczenia w krótszym czasie. Ale są i takie sytuacje, kiedy nie jesteśmy w stanie sobie poradzić ze zmianą, ponieważ wymaga ona interwencji chirurgicznej. Mieliśmy przypadek pacjentki, która po nieumiejętnym podaniu kwasu polimlekowego w innym gabinecie, miała zatkany przewód odprowadzający ślinianki i niestety wymagała już interwencji otolaryngologa.
Wszystko da się naprawić?
Niestety nie. Trafiła do nas niedawno pacjentka, której wykonano zabieg preparatem, który nie był dedykowany dla obszaru powiek dolnych i boryka się ona aktualnie z dosyć sporymi obrzękami. Mogło w jej przypadku dojść do trwałego uszkodzenia naczyń chłonnych, bowiem zabiegi stymulujące mogą doprowadzić do zwapnienia lub zwłóknienia ściany naczyń chłonnych, a w efekcie do ich niedrożności. Stosujemy w jej przypadku leczenie farmakologiczne, ale być może tu również potrzebna będzie interwencja chirurgiczna.
Na co pacjentki gabinetów medycyny estetycznej powinny zwracać uwagę, aby do takich powikłań nie doszło?
Jako pacjenci mamy przede wszystkim prawo do informacji. Nie musimy opierać się tylko na słowach lekarza, ale mamy prawo przed zabiegiem poprosić o kartę charakterystyki produktu. Mamy prawo zapoznać się z jego działaniem, zakresem stosowania, sprawdzić, czy posiada certyfikację, a także czy nadaje się do iniekcji i w jakie obszary naszego ciała może zostać podany. Powinniśmy otrzymać także tzw. „paszport urody” czy kartę pozabiegową, która będzie zawierała informację na temat tego, co zostało wykonane, aby inny specjalista wykonujący nam kolejny zabieg miał o tym wiedzę. Historia naszych zabiegów estetycznych powinna iść za nami. I to, co bardzo ważne – powinniśmy wręcz domagać się, aby preparat używany podczas zabiegu był otwierany przy nas. Lekarz wykonujący zabieg musi poinformować nas o wszystkich możliwych działaniach niepożądanych i otrzymać naszą świadomą zgodę na wykonanie zabiegu. I warto pamiętać – w gabinecie nie ma głupich pytań! Każde pytania są ważne dla osoby je zadającej, a lekarz powinien na każde pytanie odpowiedzieć. Bo nie ma na świecie zabiegu, który byłby w stu procentach bezpieczny i każdy może wywołać reakcję alergiczną.
Twoja praca zaowocowała powstaniem autorskiej książki „Powikłania po zabiegach estetycznych. Protokoły naprawcze”. Ilość opisywanych w niej przypadków jest ogromna, to prawdziwe kompendium wiedzy dla osób takie zabiegi przeprowadzających, ale także niezła przestroga dla tych, którzy wykonują takie zabiegi w niesprawdzonych miejscach. Co w niej znajdziemy?
Praca nad książką trwała dwa lata. Analizowałam wszystkie publikacje naukowe, traktujące o skutecznym leczeniu danego powikłania, a także oparłam ją o doświadczenia pracy moich lekarzy w placówce Młodość. Książka przeznaczona jest dla wszystkich, którzy zajmują się medycyną estetyczną. Dedykuję ją zarówno lekarzom, którym przedstawiam protokoły naprawcze wynikające z przeglądu literatury przedmiotu, ale także kosmetologom, bo z niektórymi powikłaniami, takimi jak poparzenia czy odmrożenia, możemy sobie poradzić lekami bez recepty. Ale zachęcam też laików do sięgnięcia po tę książkę, bo dzięki temu można łatwiej zrozumieć co może się wydarzyć po takim zabiegu medycyny estetycznej. Moją misją jest rozpowszechniane tej wiedzy, bo jako pacjent chciałabym sama wiedzieć więcej.
Jesteś także organizatorką konferencji dla wszystkich, którzy zajmują się ogólnie pojętą estetyką. W tym roku konferencja odbyła się w maju i dotyczyła trendów w estetyce. Komu ją dedykujesz i z jaką wiedzą wychodzą uczestnicy?
Jestem zwolenniczką integracji środowisk, więc konferencja dedykowana jest zarówno dla środowiska medycznego, jak i niemedycznego. Podejmowane na niej tematy dotyczą ich obu, bez kolizji merytorycznej. Podczas ostatniej skupiliśmy się na dwóch najbardziej popularnych hasłach – „LONGEVITY”, czyli długowieczność oraz „INFLAMMAGING”, czyli starzenie się wskutek stanu zapalnego. Sporo rozmawiamy o trendach, bo te jak w każdej branży zmieniają się i to my, jako przedstawiciele branży, je eksponujemy i przekonujemy naszych pacjentów do takich a nie innych zabiegów.
O jakich trendach zatem możemy dzisiaj mówić w medycynie estetycznej?
Zdecydowanie stawiamy teraz na zadbaną naturalność bez modyfikacji. Przywracamy też naturalność, normalizujemy i w odpowiedni sposób ją pielęgnujemy. Od starzenia nie uciekniemy i nie robimy na siłę z pacjentki w średnim wieku nastolatki, bo efekt będzie przerysowany i nienaturalny. Dzisiaj chcemy, aby czterdziestolatka pozostała sobą, ale miała świadomość właściwej pielęgnacji, miała piękną skórę niekoniecznie wolną od zmarszczek. Ten trend doskonale łączy się z dietetyką, fitnessem, szeroko pojętym wellness, czyli dbaniem o nasz dobrostan.
To na koniec naszej rozmowy. Jak korzystać z dobrodziejstw zabiegów estetycznych, żeby było bezpiecznie?
Przede wszystkim stawiamy nie na ilość, a na jakość. Myślę, że istotą naszego bezpieczeństwa podczas korzystania z medycyny estetycznej jest to, aby zabiegów nie robić dużo, ale by były prawidłowo dobrane i żeby były wykonywane odpowiednimi, certyfikowanymi i sprawdzonymi preparatami, technologiami i technikami, w odpowiedniej częstotliwości, ponieważ możemy doprowadzić do przestymulowania skóry, czyli osiągnąć efekt odwrotny do zamierzonego. Dużo nie znaczy dobrze, tanio nie znaczy dobrze. Bardzo ważna jest również nasza pielęgnacja przed i pozabiegowa w domu. Nie rzucajmy się też bezrefleksyjnie na wszystkie nowinki. Poczekajmy na pogłębione analizy naukowe. Najważniejsze to podejść do tematu z rozwagą i zawsze konsultować się ze specjalistami.