dr n. med. Lucyna Woźnicka–Leśkiewicz | Jestem trochę detektywem

Lucyna Woźnicka - Leśkiewicz Kardiolog

„Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.” „Lekarz z powołania! Najlepszy lekarz u którego byłem!” „Wspaniała lekarka. Chce rozmawiać z pacjentem, słucha tego co on mówi.” Pani Doktor jest nie tylko specjalistą o wysokich kompetencjach fachowych, ale również człowiekiem empatycznym, sympatycznym i kulturalnym.” – to tylko kilka z niemal sześciuset opinii, które można przeczytać o niej na portalu znanylekarz.pl. I faktycznie, od pierwszych chwil rozmowy pewnym jest, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz, kardiolożka z pasją, prowadząca na poznańskim Strzeszynie gabinet CARDIOMEDICA, opowiedziała mi o sytuacji zdrowotnej serc Polaków, profilaktyce, roli diety w prewencji chorób serca, a także o tym, dlaczego dr Google nie jest najlepszym doradcą.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Katarzyna Loga

Schorzenia sercowo-naczyniowe są w Polsce nie tylko najczęstszą przyczyną zgonów, ale również jedną z najważniejszych przyczyn chorobowości i inwalidztwa. Ocenia się, że na nadciśnienie tętnicze choruje ok. 13 mln Polaków, na chorobę wieńcową — 2 mln, przy czym ok. 80 tys. każdego roku doznaje zawału serca, a ponad 60 tys. — udaru mózgu. Zapadalność na zawały serca w Polsce jest wciąż o 30-50 proc. większa niż w krajach Unii Europejskiej. Dlaczego tak się dzieje?

Na profilaktykę sercowo naczyniową w Polsce wciąż kładziony jest niewystarczający nacisk. Do mojego gabinetu najczęściej trafiają pacjenci z powikłaniami sercowo-naczyniowymi, ale często nawet oni, nie mają świadomości tego, jak ważna jest profilaktyka pierwotna, polegająca na leczeniu między innymi nadciśnienia tętniczego oraz hipercholesterolemii (wysokiego cholesterolu). Ludzie wciąż wychodzą z założenia, że dopóki dane schorzenie nie daje objawów, to nie ma zagrożenia dla ich zdrowia i życia. Takie podejście prowadzi w kolejnych miesiącach lub latach do rozwoju poważnych chorób i ich powikłań. Problem ignorowania objawów choroby dotyka również ludzi młodych, którzy pojawiając się w moim gabinecie, nie mają zupełnie wyobraźni, że dbając dzisiaj o siebie, pracują na stan swojego zdrowia w perspektywie piętnastu, dwudziestu lat. W ciągu piętnastoletniego okresu mojej pracy zawodowej, obserwuję nasilający się problem powikłań sercowo-naczyniowych wśród ludzi młodych. Kiedyś młodym pacjentem z zawałem był pacjent czterdziestoletni, obecnie w gabinecie mam pod opieką dwudziestoośmioletnią kobietę po zawale serca oraz trzydziestodwuletniego mężczyznę po wykonanym uprzednio zabiegu bypasów.

Z czego wynika coraz młodszy wiek ludzi chorujących na serce?

Generalnie z naszego trybu życia, pędu za pracą, który odbywa się kosztem czasu wolnego czy wysiłku fizycznego. Także, nie ukrywajmy – używkami, które mają nam „zrekompensować” nasze codzienne stresy – papierosami, alkoholem, brakiem ruchu, a także „szybką” dietą, czyli niezdrowym odżywianiem się. Pozytywnym aspektem w okresie ostatnich mniej więcej trzech lat, jest coraz częstsza obecność w moim gabinecie ludzi młodych, którzy chcą się przebadać pod kątem kardiologicznym. Starsi pacjenci przychodzą, gdyż chorują, młodzi natomiast przychodzą, gdyż zaczynają mieć świadomość konieczności profilaktyki sercowo-naczyniowej. „Luka” jest w przedziale pacjentów 40-50 letnich, czyli wśród osób, które są w kwiecie wieku oraz w pełni sił witalnych do pracy. Tutaj w kardiologii mamy największą pracę do wykonania w obszarze świadomości i prewencji zdrowia naszych pacjentów.

Jakie są najczęstsze objawy problemów kardiologicznych, których ludzie nie powinni bagatelizować?

Jak już wspomniałam wcześniej, cały problem polega na tym, że nadciśnienie tętnicze i wysoki cholesterol nie bolą. Kiedy pacjent trafia do mnie z bólem głowy spowodowanym nadciśnieniem, zawsze mówię mu, że miał szczęście, gdyż miał niepokojące objawy! Dzięki czemu, był w stanie szybko zareagować i zgłosić się do lekarza ze swoim problemem. Oprócz bólu głowy, mogą pojawić się również dzwonienie w uszach, czasem chwilowe zaniewidzenie, bądź przy wyższym ciśnieniu, krwawienie z nosa. Hipercholesterolemia natomiast daje objawy dopiero w stadium powikłań. Wówczas możemy mieć do czynienia z miażdżycą tętnic szyjnych. W związku z tym pojawiać się mogą problemy z ukrwieniem ośrodkowego układu nerwowego – zawroty głowy czy zaburzenia równowagi. Z kolei, problemy miażdżycowe w chorobie wieńcowej dają objawy dławicowe, czyli ból w klatce piersiowej, a także duszność. Znamiennym jest, że symptomy te pojawiać się będą najpierw w trakcie wysiłku fizycznego, z czasem także w spoczynku. W przypadku mężczyzn wysoki cholesterol może powodować problemy z potencją. Nieleczony wysoki cholesterol powoduje miażdżycę, a to w konsekwencji prowadzi do kłopotów z erekcją. Z perspektywy mojej praktyki zawodowej, ten właśnie argument trafia do mężczyzn najbardziej. Często nie straszne im jest zwiększone ryzyko zawału serca czy udaru mózgu, a właśnie kłopoty, ze wspomnianą przeze mnie wcześniej potencją.

Lucyna Woźnicka - Leśkiewicz Kardiolog

W mediach często słyszy się, że statystyczny pacjent oddziałów kardiologicznych w Polsce to otyły mężczyzna po czterdziestce. Czy faktycznie tak jest?

To stereotyp. Kobiety chorują tak samo często jak mężczyźni, tylko później. Wiek zachorowalności wśród kobiet na choroby serca przesunięty jest w stosunku do wieku mężczyzn o mniej więcej 10 lat. Wynika to z bardzo prostej przyczyny. Dopóki kobiety miesiączkują, ich jajniki produkują estradiol, wówczas zapadalność na choroby serca jest mniejsza niż u mężczyzn w tym samym wieku. Problemy kobiet najczęściej zaczynają się w okresie menopauzy i po niej. Dzisiaj śmiało możemy mówić o kardiologii genderowskiej i nie mówimy tutaj o poczuciu płci, tylko o tym, że kobieta i mężczyzna kardiologicznie chorują inaczej. Mężczyzna ma bardziej typowe objawy, tj. w chorobie niedokrwiennej, będzie odczuwał klasyczny ból dławicowy nasilający się w czasie wysiłku, później pojawiający się także w spoczynku. Kobieta jest nieco bardziej skomplikowana, rzadziej odczuwa ból, częściej duszność, kołatania serca lub zawroty głowy. Są to objawy nieswoiste, które bardzo często tłumaczone są przez same pacjentki, ale także lekarzy, menopauzą, nerwicą, a także depresją. Kobieta szybciej zostanie skierowana do psychiatry niż do kardiologa. Skutkuje to opóźnioną diagnozą u pacjenta-kobiety względem pacjenta-mężczyzny. Istotą kardiologii genderowskiej jest to, aby wyłapać te objawy na wczesnym etapie choroby. Nowe wytyczne kardiologiczne mówią jasno, że tak samo ważnym objawem jak ból w klatce piersiowej może być duszność odczuwana przez pacjenta.

Jakie czynniki mogą zwiększać ryzyko chorób serca, a jakie mogą je zmniejszać?

Czynniki zwiększające ryzyko sercowo-naczyniowe można podzielić na modyfikowalne i niemodyfikowalne, tj. na takie, na które mamy wpływ i takie, na które wpływu nie mamy. Dlatego podstawowym narzędziem każdego kardiologa jest dobrze przeprowadzony wywiad z pacjentem. Zaczynamy go od objawów występujących u pacjenta, następnie pytamy o historię chorób sercowo-naczyniowych w rodzinie. W przypadku chorób serca, genetyka odgrywa znamienną rolę, na co niestety wpływu nie mamy. Mamy jednak wpływ na szereg modyfikowalnych czynników ryzyka, tj. chociażby masę naszego ciała, a co za tym idzie BMI (z ang. Body Mass Index). Przeprowadzone badania naukowe dowiodły, że otyłość, zwłaszcza brzuszna, przyczynia się do rozwoju chorób układu sercowo-naczyniowego, takich jak, m.in.: nadciśnienie tętnicze, choroba wieńcowa czy niewydolność serca. Kolejny czynnik to palenie papierosów, także e-papierosów, które choć nie zawierają substancji smolistych mają w swoim składzie inne związki chemiczne równie niekorzystnie wpływające na nasze serce. Idąc dalej – alkohol, czy stres, które mogą doprowadzić do bardzo poważnego zespołu wieńcowego. W kontekście stresu, kardiolodzy mówią o zespole takotsubo. Jest to rodzaj zespołu wieńcowego częściej występujący u kobiet w średnim wieku, który objawami przypomina klasyczny zawał mięśnia sercowego. Po przeprowadzeniu koronarografii okazuje się, że w tętnicach wieńcowych nie ma istotnych zmian miażdżycowych. Zespół ten bardzo często towarzyszy właśnie silnemu stresowi. Czynnikiem, na który jednocześnie mamy i nie mamy wpływu jest na pewno jakość powietrza, którym oddychamy. Powietrze o dużej zawartości pyłu zawieszonego PM 2,5 i PM 10 stanowi zagrożenie dla serca. Smog zawiera znaczne ilości tlenków siarki, azotu, węgla i ozonu. Może wywołać chorobę niedokrwienną serca, niewydolność serca, arytmię oraz komplikacje zakrzepowo-zatorowe. Podobnie jest z żywieniem. To czynnik, na który teoretycznie mamy wpływ, ale nie do końca.

Skoro przy żywieniu jesteśmy. Specjalizuje się Pani w kardiologii, ale ukończyła Pani także Studium Podyplomowe „Dietetyka i Planowanie Żywienia”. Co powinno znajdować się na naszych talerzach w kontekście profilaktyki kardiologicznej?

Dieta i jedzenie to ogromne wyzwanie w dzisiejszych czasach. Sytuacją idealną byłoby, gdyby każdy z nas miał przydomowy ogródek oraz kurki znoszące jajka i tym samym miałby wpływ na to, co je. Niestety nie jest to możliwe i jesteśmy w ogromnej mierze skazani na jedzenie z supermarketów czy dyskontów. Jako wieloletnia wykładowczyni, obecnie adiunkt Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, moim studentom zawsze mówię, że kiedy będą pytani na egzaminach o kwestie diety w profilaktyce kardiologicznej, zawsze dobrą odpowiedzią będzie – dieta śródziemnomorska. Jednakże moim zdaniem, dieta ta powinna zostać nieco zredukowana w zakresie poziomu węglowodanów. Jednak w większości nie ma ona wysokiego indeksu glikemicznego i jest zdrowa. Niestety niska jakość pożywienia w sklepach obliguje nas do czytania etykiet kupowanych produktów. Nie zawsze to, co nazywane jest przedrostkiem „light” czy „bio” jest dla nas zdrowe. Warto wybierać produkty z krótkim składem, bez polepszaczy. Podobnie jest z suplementami diety. To, że na etykiecie z przodu produktu pojawi się informacja, że ten produkt wspomaga nasze serce – nie zawsze musi być to prawdą.

Lucyna Woźnicka - Leśkiewicz Kardiolog

Z jakich produktów spożywczych powinniśmy zrezygnować, jeśli chcemy zadbać o nasze serce?

Przede wszystkim z wysokoprzetworzonych. Powinniśmy jeść raczej prosto. Dobrym przykładem jest chleb. W powszechnej opinii zdrowy chleb to ciemny chleb. Ale tu nie o jego kolor chodzi, tylko o jego skład. Ważne, żeby był wypieczony z jednej czy dwóch nieprzetworzonych mąk. Bardzo ciemne chleby są często karmelizowane, czyli sztucznie „przyciemniane”. Nie mówię, żeby nie jeść chleba w ogóle. Śniadanie jest ważnym posiłkiem w naszej rutynie dietetycznej, ponieważ układ nerwowy pracuje w dużej mierze na węglowodanach, a wszyscy rano chcemy mieć energię do pracy. Dlatego, dwie skibki dobrego nieprzetworzonego chleba rano nam nie zaszkodzą. Namawiam także do ograniczenia w swojej codziennej diecie czerwonego mięsa. Optymalnie raz w tygodniu na porcję obiadową czerwonego mięsa można sobie pozwolić. Dla wszystkich, którzy całkiem z niego zrezygnowali myślę, że cenną informacją będzie fakt, że czerwone mięso jest ważnym źródłem łatwo przyswajalnego żelaza. Dlatego w diecie wegetariańskiej/wegańskiej należy je najczęściej suplementować. Innym przykładem konsekwencji nieumiejętnego przestrzegania tych diet jest niedobór witaminy B12, która występuje przede wszystkim w produktach pochodzenia zwierzęcego. Dlatego dieta wegetariańska czy wegańska w mojej opinii wymagają co najmniej jednej konsultacji z dietetykiem, aby pomógł on właściwie ją zbilansować, by uniknąć ryzyka niedoborów w przyszłości. Jeśli pozwalamy sobie na czerwone mięso „przy niedzieli” to niech nie będzie to wysmażony schabowy, ale przygotowane w zdrowszy sposób mięso. Pozostaje nam sześć obiadów w tygodniu do zaplanowania. Swoim pacjentom doradzam, że idealną proporcją są cztery obiady rybne i dwa z białego mięsa. Ewentualnie trzy rybne i trzy z mięsa białego. Oczywiście możemy tutaj otworzyć dyskusję na temat pochodzenia ryb oraz obecnej w nich rtęci. Jeśli tak naprawdę chcemy poważnie podejść do naszej diety, znajdźmy wiarygodnego dostawcę, który zaoferuje nam wartościowy i zdrowy produkt. Wymaga to trochę czasu i pracy, ale na pewno nasz organizm nam za to podziękuje. 

A co z czerwonym winem. Obiegowa opinia mówi, że lampka czerwonego wina wręcz pomaga naszemu sercu?

W wielu badaniach wykazano korzystny wpływ umiarkowanego spożycia czerwonego wina na układ krążenia. Faktycznie w diecie śródziemnomorskiej wino występuje, ale musimy pamiętać o kilku faktach. Po pierwsze mówimy o umiarkowanych ilościach, a nie o całej butelce wypitej „na głowę” do obiadu. Po drugie dzisiejsza medycyna patrzy na człowieka holistycznie. Oprócz serca, człowiek składa się z wielu innych ważnych układów/organów, takich jak: wątroba, układ nerwowy czy mózg. Wpływ alkoholu na nasz organizm jest powszechnie znany i dlatego jestem powściągliwa w zalecaniu jego spożywania jako środka prewencji kardiologicznej. Nie do końca wiem, czy pacjent dobrze zrozumie, o jakich ilościach mówimy. Alkohol będzie dostarczał nam kalorii oraz będzie podnosił trójglicerydy, czyli teoretycznie „lecząc” swoje serce winem, podniesione trójglicerydy spowodują rozwój miażdżycy. Dodatkowo dojdą do tego wahania glikemii, początkowo hiperglikemia, następnie uruchomi się insulina i nastąpi spadek glikemii. Co zrobi wtedy pacjent podczas picia alkoholu? Zaczyna jeść! W ten sposób dostarczamy sobie kolejnych kalorii. No i najważniejsze, pacjent kardiologiczny przeważnie bierze leki na swoje schorzenia, a alkohol i leki to nie jest najlepiej dobrany duet. 

A kawa?

Na pozytywne działanie kawy także mamy dowody naukowe, choć na przestrzeni lat, zdania na ten temat zmieniały się. W tej chwili mówi się, że picie do dwóch kaw dziennie, przy założeniu, że mówimy o prawdziwej kawie, a nie kawie rozpuszczalnej czy produkcie kawopodobnym, nie jest jakimś wielkim problemem. U „przewlekłych kawoszy” spożywanie dwóch kaw dziennie nie wpłynie na zwyżkę ciśnienia tętniczego. Jednak przy piciu kawy musimy pamiętać, że wypłukuje ona elektrolity z organizmu, należy więc dbać o poziom między innymi magnezu i wapnia. Ostatnie badania naukowe dowodzą nawet, że kawa może zmniejszać ryzyko raka jelita grubego. Ale tutaj, podobnie jak ze wszystkim – zalecam umiar, picie sześciu-ośmiu filiżanek kawy dziennie, do tego papieros i ciasteczko – to nie jest droga do zdrowego serca.

A co z ruchem? Czy Polacy się ruszają?

80% osób trafiających do mojego gabinetu to osoby nie wykazujące żadnej aktywności fizycznej. Postawię tezę, że ruch jest nawet ważniejszy od diety. Modelowo powinniśmy mieć od pół godziny do godziny dziennie wysiłku fizycznego. Codziennie! Powinny to być ćwiczenia kardio: szybki spacer, rowerek, orbitrek, pływanie lub chodzenie po schodach, co można dość łatwo i tanio wdrożyć. Do ćwiczeń kardio idealnie byłoby wpleść ćwiczenia kalisteniczne, czyli trening oporowy o umiarkowanej intensywności z wykorzystaniem własnej masy ciała. Trening kalisteniczny opiera się na dwóch podstawowych zasadach – stosowaniu niewielkiej liczby serii oraz powtórzeń i stopniowaniu trudności. Podstawowe ćwiczenia kalisteniczne to pompki, podciąganie, przysiady, unoszenie nóg czy planki. Ćwiczenia takie powinny być wykonywane trzy razy w tygodniu w nie następujące po sobie dni. Nie lubimy w kardiologii ćwiczeń siłowych, czyli wyciskania kilogramów czy martwych ciągów.
Skoro mówimy o ruchu, o chodzeniu na siłownię. Nie mogę nie zapytać o wpływ środków stosowanych na przyrost masy mięśniowej. Czyli sterydach.
Sterydy, anaboliki oraz brany przez „pseudosportowców” hormon wzrostu to prosta droga do powikłań kardiologicznych. Pamiętam jednego z moich pacjentów, u którego niewydolność serca pojawiła się już po czterech miesiącach brania sterydów. Pacjent otarł się o przeszczepienie serca. Miał pecha, że tak szybko wystąpiło u niego to powikłanie, ale prędzej czy później każdy użytkownik tego typu używek trafi do kardiologa. U jednych pojawi się przerost koncentryczny lewej komory, u innych poszerzenie aorty wstępującej i tętniak, najczęściej nadciśnienie tętnicze. Zdecydowanie odradzam wchodzenie na tę drogę w przypadku chęci odpowiedzialnego uprawiania sportu.

Lucyna Woźnicka - Leśkiewicz Kardiolog

Czy istnieje w Polsce profilaktyka kardiologiczna? Jakieś programy, z których statystyczny Polak może skorzystać?

W przypadku profilaktyki kardiologicznej możemy mówić o dwóch jej typach: pierwotnej i wtórnej. Wtórna to taka, która dotyczy pacjentów już z przebytymi zawałami serca czy udarami mózgu. W tych przypadkach istnieją programy dla osób, które wracają do zdrowia. Niestety problem jest z profilaktyką pierwotną, czyli z tymi pacjentami, którzy jeszcze nie chorują bardzo ciężko i często są pozostawieni sami sobie. Z drugiej strony pojawiają się programy dla grupy osób tzw. 40+, gdzie wystarczy wygenerować sobie w systemie skierowanie i udać się na badania do laboratorium. Niestety, pacjenci korzystają z nich zbyt rzadko.

Czy istnieją nowatorskie metody diagnozowania schorzeń serca, o których warto wspomnieć?

Możliwości diagnostyki w kardiologii jest wiele: echo serca, EKG, Holter ciśnieniowy oraz Holter EKG. Nowością na rynku i zarazem moją nową miłością jest telemonitoring. Sprzęt z certyfikacją medyczną, który pozwala na monitoring objawów u pacjenta wtedy, kiedy one faktycznie występują. Często zdarza się tak, że klasyczny 24-godzinny holter ekg nie wykaże zaburzeń, gdyż akurat w danej dobie arytmia po prostu nie wystąpiła. Zaburzenia rytmu nie muszą występować w sposób ciągły, częściej pojawiają się w sposób napadowy. Telemonitoring kardiologiczny monitoruje pacjenta w momencie, kiedy czuje on występujące objawy – arytmię. Ja wówczas od razu otrzymuję alert na swoim komputerze, widzę co dzieje się z pacjentem i mogę od razu reagować. Jest to naprawdę ogromny krok w przód w diagnostyce i leczeniu chorób serca.

A czy pacjenci diagnozujący się sami na podstawie „doktora Google” stanowią duży odsetek w Pani gabinecie?

Niestety nadal duży. Szum informacyjny w internecie powoduje, że to, co pacjent wyczyta nie do końca musi być rzetelne. Plagą są „profesorowie ze Stanów Zjednoczonych” lub „samozwańczy celebryci zdrowotni”, którzy głoszą w internecie objawione pseudonaukowe mądrości. Pacjent niestety nie umie przesiać ziarna od plew. W następstwie tego pojawiają się stereotypy i nieprawdziwe teorie dotyczące chociażby leków na cholesterol. Pacjenci, którzy naczytali się artykułów z nierzetelnych internetowych źródeł, boją się skutków ubocznych na przykład statyn. Statynofobia, jaka zapanowała w ostatnim okresie, stała się wręcz masowym zjawiskiem. Strach nie jest najlepszym doradcą. Jeżeli pacjent się boi, warto zapytać swojego lekarza, a nie opierać się tylko i wyłącznie na opiniach z Internetu. Przyjmowanie, bądź nie, konkretnego leku zawsze należy konsultować ze swoim lekarzem, który zna swojego pacjenta i jego historię choroby. Należy pamiętać, iż każdy pacjent to oddzielna indywidualna sytuacja. Kardiolog dobiera odpowiednią terapię, nie tylko na podstawie samych wyników laboratoryjnych pacjenta, ale także na podstawie jego ryzyka sercowo-naczyniowego. Moim marzeniem jest napisanie w przyszłości książki dla pacjentów, która to w sposób przystępny tłumaczyłaby zawiłości patogenezy i leczenia chorób kardiologicznych, bez straszenia pacjentów, rzetelnie i w oparciu o dowody naukowe. Ale póki co, nie za bardzo mam na to czas…

Jakie są perspektywy dla przyszłości leczenia chorób serca? Czy widzi Pani jakieś obiecujące kierunki badań czy terapii?

W kardiologii bardzo dużo się dzieje. To, o czym chociażby już wspomniałam, czyli telemonitoring. Mogę mieć pacjenta na drugim końcu Polski i wiem, co się u niego dzieje. W kardiologii rozwijają się ogromnie także techniki zabiegowe, pojawiają się coraz mniejsze stymulatory, rozwijają się nowe terapie w hipercholesterolemii- pojawiają się leki stosowane w iniekcji w tkankę podskórną brzucha. Kardiologia się miniaturyzuje i automatyzuje. Jednakże medycyna jest przede wszystkim sztuką opartą na wiedzy i doświadczeniu lekarza praktyka.

Na wizytę u lekarza na NFZ trzeba czekać miesiącami, czasem latami. Prywatnie jest lepiej, jednak często ta wizyta trwa kilka minut i pacjent wychodzi z niedosytem wiedzy. U Pani jest inaczej. Opinie na portalu znany lekarz świadczą o bardzo indywidualnym podejściu do pacjenta.

Moi rodzice, zawsze powtarzają „traktuj swoich pacjentów tak, jakbyś nas leczyła”. Mówi się, że 70 proc. wiedzy lekarza o pacjencie wynika z dobrze przeprowadzonego wywiadu lekarskiego. Zgadzam się z tym stwierdzeniem w całej jego rozciągłości. Dobrze przeprowadzona rozmowa sprawia, że w dużej mierze wiem, co dolega pacjentowi, zanim jeszcze przystąpimy do badań. Przed kardiologią jako pierwszą specjalizację zrobiłam internę, czyli specjalizację z chorób wewnętrznych. I to jest wiedza, która przydaje mi się na co dzień podczas pracy w gabinecie. Zlecam wiele różnych badań. Ba! Jestem wręcz nadgorliwa w tym względzie. Oczywiście zlecam tylko te sensowne i niezbędne w danej sytuacji. Zawsze namawiam moich pacjentów, aby choć raz w roku wykonali komplet badań laboratoryjnych. Staram się odczarować strach pacjenta, ale niestety niejednokrotnie ten proces wymaga czasu. W związku z ilością informacji do przyswojenia podczas przeprowadzanego z pacjentem wywiadu oraz samego badania, wizyta lekarska potrafi trwać u mnie nawet 45 minut. Więc faktycznie w moim gabinecie, pacjent spędza trochę czasu. (uśmiech) Pierwsza wizyta to oczywiście przeprowadzenie z pacjentem wywiadu lekarskiego, pomiar ciśnienia tętniczego, wykonanie badania EKG i echo serca. Na kolejnych wizytach, jeśli jest do tego wskazanie, a zazwyczaj jest, zakładamy holter EKG, bądź holter ciśnieniowy. Diagnostyka może zostać również poszerzona zgodnie z moim wykształceniem, o zalecenia dietetyczne, ziołolecznicze lub poradę w zakresie kardiologii sportowej – uprawiania zdrowego wysiłku fizycznego.
Kiedy byłam mała, uwielbiałam bawić się w biuro detektywistyczne. (śmiech) Dzisiaj znajduję analogię pomiędzy dziecięcą fascynacją, tj. odkrywaniem nieodkrytego, a moim zawodem. Śmiało mogę powiedzieć, że kardiologia jest niczym praca detektywa. Podobnie jak cała medycyna jest sztuką, ale również wiecznym poszukiwaniem i odkrywaniem tajemnic ludzkiego serca.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Lucyna Woźnicka - Leśkiewicz Kardiolog
REKLAMA
REKLAMA

Seksualność a szczęście. Czy satysfakcja w życiu intymnym wpływa na nasze ogólne zadowolenie?

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Dwudziestego marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Szczęścia. A czy zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo seksualność łączy się z poczuciem szczęścia? W codziennym pędzie łatwo zapomnieć, że intymność to nie tylko fizyczność, ale przede wszystkim emocjonalne połączenie – z partnerem i z samym sobą. A jednak wciąż funkcjonuje przekonanie, że seks to temat drugorzędny, dodatek do życia, a nie jego istotny element. Nic bardziej mylnego. Jedną z podstaw naszego szczęścia jest umiejętność balansowania między potrzebą bezpieczeństwa a pragnieniem ekscytacji. Seksualność, kiedy traktujemy ją jako przestrzeń autentycznego wyrażania siebie, daje nam nie tylko radość, ale i poczucie kontroli nad własnym ciałem, emocjami i relacjami. Nie chodzi o liczby czy statystyki, ale o jakość i świadomość własnych pragnień.

Chciałabym podkreślić, że nasza seksualność działa na zasadzie mechanizmu „gaz-hamulec” – różne bodźce mogą ją pobudzać, ale równie łatwo coś może ją zatrzymać. Stres, zmęczenie, brak komunikacji czy kulturowe tabu skutecznie blokują naszą zdolność do czerpania przyjemności. A przecież życie seksualne, zamiast być źródłem frustracji, powinno wspierać nasz emocjonalny i fizyczny dobrostan.
Badania Justina Lehmillera pokazują, że ludzie, którzy otwarcie rozmawiają o swoich fantazjach i potrzebach, są szczęśliwsi – nie tylko w sypialni, ale ogólnie w życiu. Dlaczego? Bo zamiast tłumić swoje pragnienia, uczą się akceptacji siebie i budowania relacji opartych na wzajemnym zrozumieniu. Szczęście nie wynika z idealnego związku czy perfekcyjnie dopasowanych partnerów, ale z umiejętności bycia otwartym na własne emocje i potrzeby. Ważne jest to, że nie musimy spełniać żadnych norm czy oczekiwań. Każda osoba powinna mieć przestrzeń do odkrywania swojej seksualności na własnych zasadach – bez wstydu, presji i lęku przed oceną. Seksualność to nie coś, co podlega osądowi innych, lecz sfera, którą każdy z nas ma prawo kształtować w zgodzie ze sobą. Szczęście nie tkwi w porównywaniu się do innych, ale w autentyczności.

Co więcej, seksualność nie ogranicza się jedynie do aktów fizycznych – to także sposób, w jaki postrzegamy siebie, nasze ciało, przekonania, pragnienia i granice. Każdy z nas powinien mieć odwagę eksplorować swoje potrzeby i mówić o nich bez poczucia winy. Jeśli seks nie daje nam radości, warto zastanowić się, co stoi na przeszkodzie – czy to brak komunikacji, społeczne wymagania czy może presja, którą sami na siebie nakładamy?

Z okazji Międzynarodowego Dnia Szczęścia warto więc zadać sobie kilka pytań: Czy daję sobie prawo do czerpania przyjemności? Czy moja seksualność jest źródłem radości, czy raczej napięcia? A przede wszystkim – czy potrafię mówić o swoich pragnieniach? Bo prawdziwe szczęście zaczyna się tam, gdzie jest miejsce na autentyczność i akceptację siebie.

Wasza Magda

Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

Seksuolożka
Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu. Prowadzi warsztaty, konsultacje seksuologiczne i sesje coachingowe. Zajmuje się nauką skutecznej komunikacji, odkrywania potrzeb i granic oraz rozwoju inteligencji seksualnej partnerek/partnerów.Pomaga stawiać czoła wszelkim wyzwaniom związanym z seksualnością człowieka. Podstawowymi wartościami, którymi kieruje się w swojej pracy są pozytywne podejście do seksualności, otwartość, zaufanie…
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Zaburzenia erekcji a choroby kardiologiczne

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Zaburzenia erekcji dotyczą ok. 150 mln mężczyzn na świecie, w tym 20 mln Europejczyków, z czego 1,5 mln stanowią Polacy. Obecnie zaburzenia te uważane są za objaw innych schorzeń. W mechanizmie wzwodu uczestniczą zarówno czynniki naczyniowe, nerwowe, metaboliczne, hormonalne, jak i psychiczne. Zaburzenia te mogą występować w każdym wieku, szczególnie u mężczyzn chorujących na cukrzycę, choroby układu krążenia, zaburzenia psychiczne lub zaburzenia hormonalne na przykład hipogonadyzm.

Tekst: dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | Zdjęcia: Katarzyna Loga, Adobe Stock

Przyczyny zaburzeń erekcji

Czynniki psychologiczne, takie jak stres, depresja, schizofrenia czy lęk przed niepowodzeniem podczas stosunku, często prowadzą do zaburzeń wzwodu. Przyczynę zaburzeń erekcji mogą również stanowić niektóre schorzenia neurologiczne, takie jak: stwardnienie rozsiane, stan po udarze mózgu, choroba Parkinsona lub Alzheimera oraz uraz rdzenia kręgowego. Choroby te wpływają negatywnie na libido, mogą również zaburzać przewodzenie impulsów w nerwach sromowych, które odpowiadają za czynności płciowe. Hormonalne podłoże zaburzeń erekcji wynika zazwyczaj z niedoboru testosteronu, hipogonadyzmu lub hiperprolaktynemii.  Przyczyny naczyniowe obejmują: miażdżycę naczyń obwodowych oraz zaburzenia funkcji śródbłonka, które rozwijają się w przebiegu cukrzycy, a także nadciśnienia tętniczego.

Istotną rolę w rozwoju zaburzeń erekcji mogą pełnić leki, również te stosowane u pacjentów kardiologicznych. Zaburzenia wzwodu mogą być działaniem niepożądanym występującym u osób przyjmujących: diuretyki tiazydowe, beta-adrenolityki, antagonistów receptorów androgenowych (spironolakton) oraz innych leków hipotensyjnych starszej generacji (klonidyna, metyldopa). Bez obaw, w trakcie konsultacji kardiologicznej lekarz specjalista powinien wziąć pod uwagę również te aspekty i odpowiednio dobrać leki kardiologiczne pacjentowi, minimalizując prawdopodobieństwo wystąpienia działań niepożądanych. Należy w tym miejscu podkreślić fakt, że można leczyć skutecznie pacjenta kardiologicznego bez narażania go na wystąpienie działań niepożądanych w postaci zaburzeń erekcji.
Do innych czynników zwiększających ryzyko zaburzeń erekcji zalicza się także: starzenie się i związany z tym spadek poziomu testosteronu, siedzący tryb życia, palenie tytoniu, otyłość, zespół metaboliczny, hiperlipidemię, nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, nadużywanie alkoholu i narkotyków, zaburzenia snu, przewlekłe choroby nerek, wątroby i płuc.

20220411 AdobeStock 502231570

Zaburzenia erekcji a choroby serca

Częstą przyczyną kłopotów ze wzwodem są choroby układu krążenia, takie jak miażdżyca wraz z chorobą wieńcową czy niewydolność serca. W wielu przypadkach problemy z erekcją są pierwszym objawem chorób układu sercowo-naczyniowego u mężczyzn, u których brak jest jeszcze innych objawów klinicznych. Z tego względu wszyscy mężczyźni powyżej 30. r.ż., u których występują zaburzenia erekcji, powinni zdawać sobie sprawę, że znajdują się w grupie zwiększonego ryzyka chorób układu krążenia.
Każdy mężczyzna, którego dotyczą zaburzenia erekcji, powinien znajdować się pod opieką lekarza specjalisty. Oprócz znalezienia przyczyny i wprowadzenia terapii polepszającej jakość życia seksualnego, a tym samym komfort życia pacjenta, lekarz ma za zadanie sprawdzić, czy u pacjenta występują czynniki ryzyka chorób sercowo-naczyniowych i rozpoznać ewentualną chorobę na jak najwcześniejszym etapie.

Metody leczenia zaburzeń wzwodu

Leczenie zaburzeń erekcji przebiega zazwyczaj wielotorowo. Skuteczna terapia powinna obejmować: zmianę stylu życia i obniżenie masy ciała, farmakoterapię oraz leczenie chorób towarzyszących, takich jak cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, czy miażdżyca tętnic obwodowych na podłożu hipercholesterolemii.
Modyfikacja stylu życia obejmuje najczęściej: regularny wysiłek fizyczny, redukcję masy ciała, zmianę diety, zaprzestanie palenia papierosów oraz spożywania alkoholu.
Dietą zalecaną dla mężczyzn z zaburzeniami erekcji jest dieta śródziemnomorska. Mężczyźni, którzy opierają swój jadłospis na warzywach, owocach, produktach pełnoziarnistych i tłuszczach wielonienasyconych, rzadziej doświadczają problemów seksualnych.
Wprowadzenie wszystkich, rekomendowanych wyżej zmian sprawia, że pacjenci rzadziej doświadczają zaburzeń erekcji. Najlepsze rezultaty osiągane są jednak, gdy dodatkowo włączy się pod kontrolą specjalisty leczenie inhibitorami fosfodiesterazy-PDE-5. Są one podstawową grupą związków używanych w leczeniu zaburzeń wzwodu. Preparaty z tej grupy są zazwyczaj bezpieczne i dobrze tolerowane. Pod kontrolą lekarską mogą być stosowane również u pacjentów kardiologicznych.
Bardzo istotne jest również, aby temat zaburzeń erekcji nie był tematem tabu w rozmowie między lekarzem a pacjentem. Jako kardiolog zauważam, że coraz więcej pacjentów inicjuje rozmowę na ten temat. Nie zawsze ma to miejsce w czasie pierwszej wizyty, ale jeśli lekarz zdobędzie zaufanie, pacjent najczęściej powie o swoich dolegliwościach również w tym aspekcie. Sądzę, że najistotniejszym elementem opieki nad pacjentem jest prosta, serdeczna rozmowa.

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

Specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiolog. W 2013 roku otrzymała tytuł doktora nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Absolwentka Studium Podyplomowego „Dietetyka i Planowanie Żywienia” na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, posiada certyfikację Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, uprawniającą do kompleksowego leczenia pacjentów borykających się z problemem nadwagi i otyłości.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Holistyczne piękno w Klinice Młodość

Artykuł przeczytasz w: 26 min.


Klinika Młodość to przestrzeń, w której medycyna estetyczna spotyka się z innymi specjalizacjami, tworząc unikalne i kompleksowe podejście do zdrowia i urody. Współpraca specjalistów z różnych dziedzin – od obesitologii i chirurgii naczyniowej, po psychiatrię i stomatologię – pokazuje, że ciało i umysł to naczynia połączone, a osiągnięcie harmonii wymaga spojrzenia na pacjenta jako na całość. Od terapii otyłości poprawiającej jakość skóry, przez leczenie powikłań naczyniowych, aż po interdyscyplinarną opiekę stomatologiczną wspierającą estetykę twarzy – Klinika Młodość stawia na synergiczne działanie, które przynosi pacjentom długotrwałe i naturalne efekty.

Tekst i rozmowy: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Łukasz Filipowski

Obesitologia – zdrowie jako fundament piękna

Obesitologia, jako stosunkowo nowa dziedzina medycyny, doskonale uzupełnia działania estetyczne. Leczenie otyłości i nadwagi ma bowiem nie tylko kluczowe znaczenie dla zdrowia, ale również wpływa na wygląd i pewność siebie pacjentów. Zmniejszenie masy ciała może poprawić elastyczność skóry, zmniejszyć widoczność cellulitu i wzmocnić efekty wielu zabiegów estetycznych. Dlatego obecność specjalistów takich jak lek. Szymon Błaszak w strukturze kliniki to krok w stronę kompleksowej opieki nad pacjentami.

lek. Szymon Błaszak
lek. Szymon Błaszak
Absolwent Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Lekarz w trakcie specjalizacji z medycyny rodzinnej zajmujący się obesitologią (leczeniem otyłości) oraz medycyną stylu życia. Członek i certyfikowany obesitolog Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości (PTLO). W klinice Młodość realizuje konsultacje obesitologiczne, a jego gabinet obesitologii został certyfikowany przez PTLO jako miejsce zapewniające kompleksowe, zgodne ze standardami leczenie. Zdaniem Pana doktora w medycynie najważniejsza jest profilaktyka – lepiej zapobiegać niż leczyć, stąd zainteresowania tematami związanymi ze stylem życia. Prywatnie uwielbia sport i podróże. Stara się dawać pacjentom przykład, zdrowo się odżywiając i uprawiając aktywność fizyczną.

Czym jest obesitologia? Bo myślę, że słowo jest na tyle nowe, że jeszcze nie wszyscy mieli okazję się z nim zapoznać. 

lek. Szymon Błaszak: Obesitologia to stosunkowo nowa dziedzina medycyny, która skupia się na leczeniu otyłości oraz powikłań z nią związanych. W odróżnieniu od dietetyki, którą zajmują się specjaliści od żywienia, obesitologię prowadzą lekarze, co pozwala na zastosowanie bardziej zaawansowanych metod terapeutycznych. W praktyce leczenie to obejmuje głównie farmakoterapię, a w najbardziej zaawansowanych przypadkach również chirurgię bariatryczną, czyli operacyjne leczenie otyłości. Należy jednak podkreślić, że obesitologia jest znacznie szerszym pojęciem niż sama chirurgia bariatryczna. Specjaliści w tej dziedzinie koncentrują się również na leczeniu zachowawczym, które często jest pierwszym krokiem w terapii. Rozwój obesitologii nastąpił w momencie, gdy medycyna zaczęła postrzegać otyłość jako chorobę przewlekłą, wymagającą kompleksowego podejścia. Podstawą leczenia otyłości nadal pozostaje zmiana nawyków żywieniowych i aktywność fizyczna, ale dzięki możliwościom farmakologicznym zyskaliśmy możliwość leczenia zachowawczego, dzięki któremu często udaje się uniknąć operacji bariatrycznej.  

Otyłość stanowi w Polsce poważny problem zdrowotny, który z roku na rok narasta. Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) z 2024 roku, nadwagę ma trzech na pięciu dorosłych Polaków, a co czwarty jest otyły. Jakie są przyczyny tego alarmującego zjawiska?

Nie ma jednej dominującej przyczyny, która mogłaby wyjaśnić globalną epidemię otyłości, nad którą naukowcy głowią się od lat. Problem ten nie ogranicza się wyłącznie do Polski – jest to wyzwanie ogólnoświatowe. Do głównych czynników sprzyjających rozwojowi otyłości zalicza się zmianę stylu życia na bardziej siedzący oraz powszechne spożywanie przetworzonej żywności, a także nadmiar spożywanego cukru. W ostatnich latach coraz więcej mówi się także o tzw. obesogenach, czyli substancjach mogących sprzyjać gromadzeniu tkanki tłuszczowej. Obesogeny znajdują się m.in. w słodzikach powszechnie stosowanych w przemyśle spożywczym, ale również w chemikaliach zawartych w plastikowych opakowaniach. Substancje te mogą przenikać do naszego organizmu przez skórę, drogi oddechowe lub układ pokarmowy. Następnie dostają się do komórek, gdzie zaburzają procesy metaboliczne i utrudniają utratę masy ciała. Ten wielowymiarowy problem pokazuje, jak skomplikowane są mechanizmy powstawania otyłości i jak wiele czynników musi być branych pod uwagę w jej leczeniu i zapobieganiu.

Jakie są konsekwencje otyłości?

Otyłość to przewlekła choroba, która wywołuje liczne i poważne konsekwencje zdrowotne. Naukowcy zidentyfikowali już ponad 200 powikłań związanych z nadmierną masą ciała. Do najczęstszych z nich należą nadciśnienie tętnicze, stan przedcukrzycowy, cukrzyca typu 2, insulinooporność oraz bezdech senny. Otyłość wpływa również na rozwój chorób zwyrodnieniowych stawów, miażdżycy, a w jej następstwie – zawałów serca i udarów mózgu. Warto podkreślić, że większości tych powikłań można by uniknąć, gdyby podstawowa choroba, jaką jest otyłość, była odpowiednio leczona. Jak zauważają specjaliści w dziedzinie obesitologii, współczesna medycyna często skupia się na leczeniu skutków otyłości, zamiast zwalczać jej pierwotną przyczynę. W efekcie pacjenci pozostają w błędnym kole terapii, które koncentruje się na powikłaniach, pomijając kluczowy problem.

Dotarliśmy już do punktu, w którym dietetyk to za mało?

Leczenie otyłości powinno zawsze zaczynać się od podstaw – zmiany nawyków żywieniowych i stylu życia. Dietetyk jest w tej kwestii niezastąpionym specjalistą, który pomaga wprowadzić zbilansowaną dietę, dostosowaną do indywidualnych potrzeb pacjenta. Jednak w niektórych przypadkach sama zmiana diety i aktywność fizyczna mogą nie wystarczyć. Współczesna obesitologia nie neguje roli dietetyki, ale stanowi jej rozwinięcie i wsparcie. Jak podkreślają specjaliści, farmakoterapia nie powinna być pierwszym krokiem – proces redukcji masy ciała warto rozpocząć od naturalnych metod, takich jak odpowiednia dieta, regularny ruch oraz edukacja zdrowotna. Dopiero gdy te działania nie przynoszą oczekiwanych rezultatów lub gdy pacjent zmaga się z poważnymi powikłaniami otyłości, wkracza obesitologia z bardziej zaawansowanymi metodami leczenia, w tym farmakoterapią. 

Farmakologia to niezbędny etap? Zmiana nawyków żywieniowych nie wystarczy?

Badania pokazują, że sama zmiana nawyków żywieniowych pozwala na redukcję średnio zaledwie 5%, masy ciała i jest nietrwała. Dla większości osób takie podejście okazuje się niewystarczające i często prowadzi do nawrotu masy ciała. 

Jakie nawyki zdrowotne poleciłby Pan każdemu, kto chce zadbać o profilaktykę i zdrowy styl życia?

To temat niezwykle szeroki, ale warto zacząć od prostych zasad, które mają uniwersalne zastosowanie. Jako obesitolodzy często mówimy pacjentom o „niebieskim talerzu zdrowia”, czyli proporcji posiłków podzielonej na trzy równe części: warzywa, węglowodany i białko. Taka kompozycja jest szczególnie wskazana dla osób stosujących farmakoterapię otyłości, ale sprawdza się również jako ogólna zasada zdrowego odżywiania. Kluczowe jest również unikanie węglowodanów prostych, przetworzonej żywności, słodzonych napojów i alkoholu. Ważne, by zrezygnować z jedzenia na noc i unikać podjadania między posiłkami. W przypadku osób z insulinoopornością istotne jest zwracanie uwagi na indeks glikemiczny spożywanych produktów. Należy jednak pamiętać, że zdrowe nawyki to temat mocno zindywidualizowany. Każdy organizm ma inne potrzeby, dlatego kluczowe jest dostosowanie zaleceń do indywidualnych warunków i stanu zdrowia pacjenta.

Czy w Polsce pacjenci, ale także lekarze są wystarczająco świadomi znaczenia profilaktyki w zapobieganiu chorobom związanym z otyłością?

Zaczyna się to zdecydowanie poprawiać. Dużą rolę w tym procesie odgrywa działalność Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, które opracowuje i publikuje oficjalne zalecenia dotyczące postępowania w leczeniu i zapobieganiu otyłości. Dzięki temu zarówno lekarze, jak i pacjenci mają dostęp do rzetelnych informacji oraz wytycznych opartych na najnowszej wiedzy naukowej. PTLO prowadzi również działania edukacyjne, mające na celu podnoszenie świadomości społecznej oraz wspieranie środowiska medycznego w skuteczniejszym podejściu do leczenia i zapobiegania otyłości. Choć jest jeszcze wiele do zrobienia, coraz większy nacisk na profilaktykę wskazuje na pozytywną zmianę w podejściu zarówno pacjentów, jak i lekarzy.

Chirurgia naczyniowa i flebologia estetyczna – zdrowie i piękno w harmonii

Medycyna estetyczna i chirurgia naczyniowa coraz częściej się przenikają, szczególnie w obszarze flebologii estetycznej. Problemy naczyniowe, takie jak żylaki czy teleangiektazje, łączą w sobie aspekty medyczne i estetyczne, co sprawia, że doświadczenie chirurga naczyniowego staje się kluczowe również w medycynie estetycznej. Lek. Joanna Błaszak, wykonuje zabiegi z zakresu chirurgii naczyniowej i flebologii estetycznej, wykorzystuje swoją wiedzę i umiejętności. Dzięki takim połączeniom możliwe jest nie tylko skuteczne leczenie, ale także poprawa wyglądu, co znacząco wpływa na jakość życia pacjentów.

20241129 Joanna Blaszak
lek. Joanna Błaszak
Absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, obecnie w trakcie specjalizacji z chirurgii naczyniowej w Klinice Chirurgii Naczyniowej, Wewnątrznaczyniowej, Angiologii i Flebologii szpitala klinicznego w Poznaniu. Jej szczególnym zainteresowaniem jest diagnostyka chorób naczyń oraz leczenie zabiegowe  – metodami klasycznymi i wewnątrznaczyniowymi, w tym laseroterapia. Interesuje się zabiegami z zakresu medycyny estetycznej oraz flebologii estetycznej. Specjalizuje się w zabiegach wolumetrii, modelowania ust i relaksacji mięśni oraz ultrasonografii tkanki skórnej i podskórnej, usuwaniu skutków powikłań po zabiegach medycyny estetycznej. 

Chirurgia naczyniowa kojarzy się głównie z leczeniem poważnych schorzeń. Jak włączyła Pani do tego medycynę estetyczną i flebologię estetyczną?

lek. Joanna Błaszak: Flebologia estetyczna jest naturalnym uzupełnieniem chirurgii naczyniowej. W szpitalu zajmujemy się przede wszystkim poważnymi schorzeniami, takimi jak choroby tętnic, ale wielu pacjentów borykających się z żylakami poszukuje nowoczesnych metod ich leczenia, które często nie są refundowane przez NFZ. Właśnie tu pojawia się przestrzeń dla flebologii estetycznej, która pozwala chirurgom naczyniowym rozwijać swoje umiejętności poza standardową opieką szpitalną. Jeśli chodzi o medycynę estetyczną, traktuję ją jako pewnego rodzaju odskocznię od pracy w szpitalu. Zajmuję się zarówno diagnostyką, jak i zabiegami, które pozwalają pacjentom odzyskać pewność siebie i poprawić swój wygląd, na przykład poprzez modelowanie ust, wolumetrię czy leczenie powikłań po innych zabiegach estetycznych. Medycyna estetyczna i flebologia estetyczna łączą się w tym, że obie dziedziny wymagają precyzji, dokładnej diagnostyki oraz skupienia na szczegółach, co stanowi ważny element mojej pracy.

Jakie są najczęstsze problemy naczyniowe, z którymi zgłaszają się pacjenci, szukając jednocześnie estetycznych rozwiązań?

Przewlekła choroba żylna jest jednym z głównych problemów, które łączą aspekty medyczne i estetyczne. Z perspektywy lekarza to przede wszystkim schorzenie wymagające leczenia, jednak dla pacjentów bardzo często stanowi ono przede wszystkim wyzwanie estetyczne, które wpływa na ich pewność siebie i komfort życia. W ramach flebologii estetycznej, będącej częścią chirurgii naczyniowej, mogę zaproponować pacjentom kompleksowe podejście do leczenia. W zależności od potrzeb, dostępne są różne metody, od zaawansowanych technik, takich jak ablacje termiczne po mniej skomplikowane rozwiązania, jak skleroterapia. Dzięki temu możliwe jest zarówno skuteczne leczenie medyczne, jak i poprawa wyglądu, co razem przynosi pacjentom pełną satysfakcję. Ale to także drobne teleangiektazje, które najczęściej tworzą się przy skrzydełkach nosa i na kończynach dolnych, a także rumień, który potrafi znacząco wpływać na wygląd i samopoczucie pacjenta. Te zmiany, choć mogą wydawać się drobne, często stanowią dla pacjentów istotny problem estetyczny. Dzięki nowoczesnym technologiom możemy dzisiaj przywrócić skórze zdrowy i jednolity wygląd. Takie zabiegi nie tylko poprawiają estetykę, ale również zwiększają komfort życia pacjentów, którzy zmagają się z tymi dolegliwościami na co dzień.

Czy zabiegi estetyczne, takie jak wolumetria czy modelowanie ust, wymagają innego podejścia, gdy pacjent ma problemy naczyniowe?

Tak, choć problemy naczyniowe zazwyczaj nie stanowią przeciwwskazania do takich zabiegów, to wymagają szczególnej ostrożności i indywidualnego podejścia. Na przykład, jeśli pacjent ma malformacje naczyniowe w obrębie czerwieni wargowej, te obszary muszą być omijane podczas zabiegu. W takich przypadkach kluczowe jest szczere omówienie z pacjentem ograniczeń, jakie mogą wynikać z konieczności unikania nakłuwania tego miejsca. Oznacza to, że możliwości modelowania ust mogą być częściowo ograniczone, ale priorytetem zawsze pozostaje bezpieczeństwo i dobro pacjenta.

Jak zmienia się rola lekarza w medycynie estetycznej, gdy pojawia się konieczność usuwania skutków powikłań po nieprawidłowo przeprowadzonych zabiegach?

W takich sytuacjach medycyna estetyczna przestaje być postrzegana jako proces upiększania, a staje się przede wszystkim narzędziem naprawczym. Głównym celem lekarza jest wtedy odwrócenie skutków oszpecenia, jakie pacjent mógł doznać w wyniku nieprawidłowo przeprowadzonego zabiegu, takich jak błędne podanie preparatu czy infekcje wywołane zanieczyszczonym materiałem. Wymaga to od lekarza szczególnej wiedzy i umiejętności, ponieważ często konieczne jest wdrożenie takich procedur jak antybiotykoterapia w przypadku zakażeń czy rozpuszczenie nieprawidłowo podanego kwasu hialuronowego za pomocą hialuronidazy. Kluczowe jest tu także empatyczne podejście i wsparcie pacjenta, dla którego takie doświadczenia mogą być szczególnie trudne emocjonalnie.

Co Pani słyszy od swoich pacjentów po zabiegach przywracających im dawny wygląd?

Towarzyszy im ulga i wdzięczność. Dzięki szybkim i widocznym efektom tych zabiegów zyskują nie tylko lepszy wygląd, ale także poczucie komfortu i pewności siebie. Często mówią o tym, jak pozytywnie zmienia się ich codzienne funkcjonowanie, relacje z innymi i sposób postrzegania siebie. To daje mi ogromną satysfakcję i motywację do dalszej pracy. 

Psychiatria i medycyna estetyczna – w harmonii piękna i dobrostanu psychicznego

Medycyna estetyczna coraz śmielej przekracza własne granice, łącząc się z innymi dziedzinami medycyny i tworząc przestrzeń holistycznego podejścia do zdrowia oraz urody. Lek. Maria Czwojda, łącząca specjalizację psychiatryczną z doświadczeniem w medycynie estetycznej, doskonale obrazuje, jak kluczowe jest rozumienie psychologicznych i emocjonalnych potrzeb pacjentów w procesie dbania o ich samopoczucie.

20241129 Maria Czwojda
lek. Maria Czwojda
Absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Dyplomowany lekarz medycyny estetycznej. Ukończyła z wyróżnieniem studia podyplomowe w Śląskiej Wyższej Szkole Medycznej. Obecnie realizuje specjalizację z psychiatrii w Klinice Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. W swojej praktyce kładzie nacisk na precyzję anatomiczną, bezpieczeństwo oraz zachowanie naturalnego wizerunku pacjentów. Specjalizuje się w profilaktyce i medycynie przeciwstarzeniowej.

Co skłoniło Panią do połączenia medycyny estetycznej z psychiatrią? Czy uważa Pani, że te dziedziny mogą się wzajemnie uzupełniać?

lek. Maria Czwojda: Moja decyzja wynikała z głębokiej obserwacji, jak silnie wygląd zewnętrzny wpływa na kondycję psychiczną pacjentów. Często słyszę, że poprawa wizerunku pomaga odzyskać pewność siebie, ułatwia funkcjonowanie w relacjach społecznych i pomaga skuteczniej radzić sobie z codziennymi wyzwaniami. Równocześnie dostrzegam, że stan emocjonalny, samoocena i motywacja pacjenta mają kluczowe znaczenie w procesie leczenia estetycznego. Obie dziedziny medycyny tworzą komplementarną całość, pozwalając spojrzeć na pacjenta wielowymiarowo. Medycyna estetyczna dostarcza narzędzi poprawy wizerunku, co przekłada się na wzrost satysfakcji pacjenta, podczas gdy psychiatria pomaga zrozumieć głębsze mechanizmy jego zachowań, oczekiwania i potrzeby emocjonalne. Kluczowe jest holistyczne podejście, które troszczy się zarówno o urodę, jak i dobrostan psychiczny, gwarantując trwałe i satysfakcjonujące efekty.

Jak często zdarza się, że pacjenci trafiający do gabinetu medycyny estetycznej w rzeczywistości nie potrzebują kolejnego zabiegu, a ich problem ma podłoże psychologiczne?

Takie sytuacje są relatywnie częste i ich rozpoznanie wymaga szczególnej uwagi. Rola lekarza medycyny estetycznej wykracza poza sam zabieg – kluczowa jest umiejętność oceny, czy zgłaszany problem rzeczywiście wymaga interwencji medycznej. Nierzadko pacjenci oczekują zmiany wizerunku jako remedium na głębsze trudności emocjonalne: niską samoocenę, brak akceptacji siebie czy zaburzenia obrazu własnego ciała. W takich przypadkach niezbędne jest umiejętne pokierowanie pacjentem. Wskazanie alternatywnych form pomocy – jak konsultacja psychologiczna czy psychiatryczna – może przynieść znacznie lepsze rezultaty niż kolejny zabieg kosmetyczny.

Powikłania po zabiegach estetycznych mogą być dużym obciążeniem nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Jak ważne jest wsparcie emocjonalne pacjentów w takich sytuacjach?

Wygląd odgrywa fundamentalną rolę w naszym poczuciu wartości, dlatego powikłania po zabiegach medycyny estetycznej mogą stanowić ogromne wyzwanie emocjonalne. Leczenie takich komplikacji to często długotrwały proces wymagający cierpliwości i głębokiego zrozumienia. Kluczowe jest, aby pacjent wiedział, że przed osiągnięciem pożądanego efektu może pojawić się seria etapów, które mogą przypominać przejściowe pogorszenie – jak ubytki, zaczerwienienia czy siniaki. Istotne jest precyzyjne wyjaśnienie przebiegu leczenia, utrzymywanie stałego kontaktu i konsekwentne podkreślanie, że choć proces wymaga czasu, pozytywny rezultat jest możliwy do osiągnięcia.

Dysmorfofobia to coraz częściej diagnozowany problem. Jak rozpoznaje Pani pacjentów, u których potrzeba zabiegów estetycznych wynika z zaburzeń psychicznych?

Dysmorfofobia to złożone zaburzenie, manifestujące się obsesyjnym niezadowoleniem z własnego wyglądu, często całkowicie niezależnym od obiektywnej oceny. Pacjenci z tym schorzeniem mogą być wręcz uzależnieni od kolejnych zabiegów, wierząc, że każda ingerencja estetyczna rozwiąże ich wewnętrzne problemy emocjonalne. Kluczowa jest uważna analiza zgłaszanych potrzeb oraz weryfikacja, czy oczekiwania są realistyczne. Sygnałem ostrzegawczym może być nadmierna koncentracja na domniemanych, często niewidocznych dla innych „defektach”, brak satysfakcji z wcześniejszych zabiegów oraz ich nadmierna liczba. Podczas konsultacji staram się dokładnie zrozumieć motywy pacjenta, oceniając, czy zgłaszane problemy mają rzeczywiste podstawy estetyczne, czy są wyrazem wewnętrznego dyskomfortu wskazującego na potencjalne zaburzenia psychiczne.

Czy uważa Pani, że współpraca specjalistów psychiatrii i medycyny estetycznej powinna być standardem w branży?

Zdecydowanie tak. Lekarz, niezależnie od specjalizacji, powinien kierować się nadrzędną zasadą – dobrem pacjenta. Współpraca psychiatrii i medycyny estetycznej pozwala tę zasadę realizować w sposób kompleksowy. Pacjenci często trafiają do gabinetu medycyny estetycznej, poszukując rozwiązania problemów głęboko osadzonych w sferze psychicznej. Lekarz medycyny estetycznej, dostrzegając te zależności, ma obowiązek podchodzić do pacjenta w sposób całościowy – nie tylko oferując zabiegi, ale również identyfikując sygnały wskazujące na potrzebę wsparcia psychiatrycznego. .

Jaką rolę odgrywa medycyna estetyczna w procesie budowania akceptacji siebie, a gdzie zaczyna być ryzykiem dla zdrowia psychicznego pacjenta?

Medycyna estetyczna może być niezwykle skutecznym narzędziem w procesie kształtowania samoakceptacji, pod warunkiem stosowania jej z roztropnością i głęboką świadomością. Subtelna korekta niedoskonałości potrafi zbudować prawdziwe poczucie własnej wartości, wzmacniając pozytywny obraz siebie. Kluczowe jest jednak, aby podejmowane interwencje wynikały z autentycznych, dojrzale przemyślanych potrzeb, a nie stanowiły desperackiej próby maskowania wewnętrznych konfliktów emocjonalnych. Niebezpieczeństwo pojawia się wówczas, gdy medycyna estetyczna staje się jedyną, obsesyjną metodą osiągania akceptacji. W takiej sytuacji ciężar odpowiedzialności spoczywa na lekarzu, który musi precyzyjnie balansować między zrozumieniem oczekiwań pacjenta a wyznaczaniem granic ingerencji.

Trendy w medycynie estetycznej: naturalność i bezpieczeństwo

Współczesna medycyna estetyczna coraz mocniej kładzie nacisk na naturalność i subtelne efekty, a pacjenci szukają rozwiązań, które podkreślą ich urodę, zachowując autentyczność. Lek. Anna Kostrzewska z Kliniki Młodość doskonale rozumie te potrzeby, koncentrując się na biostymulatorach tkankowych i toksynie botulinowej – zabiegach, które odpowiadają na aktualne trendy. Jednocześnie zwraca uwagę na rosnące wyzwania związane z nadmiernym stosowaniem wypełniaczy oraz potrzebę precyzji w ich usuwaniu. W dynamicznie zmieniającej się branży priorytetem staje się nie tylko piękno, ale także zdrowie i bezpieczeństwo pacjenta.

20241129 Anna Kostrzewska
lek. Anna Kostrzewska
Absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu oraz studiów podyplomowych „Estetyka Twarzy. Specjalizuje się w zabiegach z użyciem toksyny botulinowej, stymulatorów tkankowych, modelowaniu ust oraz leczeniem powikłań po nieudanych zabiegach medycyny estetycznej. Nieustannie podnosi swoje kompetencje, uczestnicząc w licznych szkoleniach i konferencjach, aby zapewnić pacjentom najwyższą jakość i bezpieczeństwo wykonywanych zabiegów.

Jakie zabiegi są dziś najczęściej wybierane przez pacjentki?

lek. Anna Kostrzewska: Obecnie największym zainteresowaniem cieszą się zabiegi z wykorzystaniem biostymulatorów tkankowych i toksyny botulinowej. Toksyna botulinowa to niezastąpione narzędzie w walce ze zmarszczkami mimicznymi – pozwala nie tylko na ich wygładzenie, ale także na delikatne zrelaksowanie mięśni, co nadaje twarzy młodszy i bardziej wypoczęty wygląd. Biostymulatory tkankowe to z kolei innowacyjna metoda poprawy jakości skóry. Zabiegi z ich użyciem działają na głębsze warstwy skóry, stymulując produkcję kolagenu i elastyny. Dzięki temu skóra staje się bardziej jędrna, elastyczna i nawilżona, a efekty są naturalne i długotrwałe. Pacjentki często wybierają biostymulatory, ponieważ pozwalają one na rewitalizację skóry bez nadmiernej ingerencji – są świetnym rozwiązaniem zarówno w profilaktyce starzenia, jak i w poprawie już istniejących oznak utraty elastyczności skóry. Oba te zabiegi doskonale się uzupełniają i dają efekt harmonijnego odmłodzenia, zachowując jednocześnie naturalny wygląd. To właśnie na tym zależy dziś pacjentkom najbardziej – na poprawie wyglądu w sposób subtelny, który podkreśla ich urodę, zamiast ją zmieniać.

Obserwujemy dziś trend na naturalność?

Zdecydowanie tak. Współczesne podejście w medycynie estetycznej kładzie coraz większy nacisk na naturalność i subtelne efekty. Pacjentki coraz rzadziej oczekują drastycznych zmian, a coraz częściej zależy im na podkreśleniu swojej urody w sposób, który wygląda świeżo i naturalnie. Jednak mimo tego trendu wypełniacze wciąż są niezastąpione w przypadkach ubytków tkankowych, które wymagają uzupełnienia. Są one kluczowym narzędziem w wolumetrii twarzy, poprawie jej konturów czy odbudowie utraconej objętości. Niemniej ich stosowanie wiąże się z ryzykiem, które należy brać pod uwagę. Najnowsze badania wskazują, że wypełniacze – szczególnie te na bazie kwasu hialuronowego – mogą nie rozpuszczać się całkowicie, jak wcześniej zakładano. Istnieje też ryzyko migracji preparatu poza miejsce podania, co w skrajnych przypadkach może prowadzić do zmian rysów twarzy, a nawet jej kształtu. Dodatkowo, obserwujemy coraz więcej przypadków późnych powikłań, takich jak obrzęki czy reakcje zapalne, które mogą pojawić się długo po zabiegu.

Najczęstsze powikłanie, z jakim przychodzą do Pani pacjentki, to właśnie zmiany związane z nadmiernym podawaniem wypełniaczy? 

Tak, to znaczący odsetek przypadków, z którymi spotykam się w moim gabinecie. Nadmierne podawanie wypełniaczy często prowadzi do nienaturalnych efektów, które zmieniają rysy twarzy, nadając jej ciężki, „przerysowany” wygląd. To problem estetyczny, który dla wielu pacjentek staje się powodem dużego dyskomfortu, ale czasami także problem zdrowotny. Proces korekcji takich zmian wymaga zastosowania hialuronidazy – enzymu, który rozpuszcza nadmiar kwasu hialuronowego. Jednak i tutaj należy zachować dużą ostrożność. Nadmierna ilość hialuronidazy może spowodować zapadnięcie się tkanek, zwłaszcza w delikatnych obszarach takich jak okolica pod oczami, co może uwydatnić cienie i wprowadzić kolejne problemy estetyczne. Dlatego stosujemy ją etapowo, uważnie obserwując, jak przebiega proces i jakie przynosi efekty.

Klinice Młodość wykorzystujecie USG do lokalizowania wypełniaczy. Czy taka technologia staje się dzisiaj standardem w medycynie estetycznej?

Na szczęście coraz częściej USG jest wykorzystywane w medycynie estetycznej, choć wciąż nie jest to standard w każdej klinice. W Klinice Młodość przykładamy ogromną wagę do bezpieczeństwa i precyzji zabiegów, dlatego ultrasonografia jest dla nas narzędziem niezastąpionym. USG pozwala nie tylko na precyzyjne zlokalizowanie wypełniacza, co jest kluczowe przy korekcji czy leczeniu powikłań, ale także na lepsze zrozumienie anatomii pacjenta przed przystąpieniem do zabiegu. Dzięki temu możemy unikać niebezpiecznych miejsc, takich jak naczynia krwionośne, minimalizując ryzyko powikłań. W przypadku konieczności podania hialuronidazy, USG umożliwia dokładne określenie, gdzie należy zastosować enzym, co zwiększa skuteczność i bezpieczeństwo procedury.

To jeszcze zapytam na koniec – jak często w progach Kliniki Młodość goszczą panowie?

Zdecydowanie rzadziej niż kobiety, ale coraz częściej! Mężczyźni najczęściej zgłaszają się na zabiegi z wykorzystaniem toksyny botulinowej, przede wszystkim w celu wygładzenia zmarszczek mimicznych. Dużym zainteresowaniem cieszą się także terapie łysienia, które pomagają wzmocnić i zagęścić włosy, oraz zabiegi usuwania przebarwień, poprawiające wygląd skóry. Widać, że panowie coraz bardziej otwierają się na medycynę estetyczną i zaczynają dbać o swój wygląd w sposób świadomy i profesjonalny.

Stomatologia i medycyna estetyczna – interdyscyplinarne podejście do piękna i zdrowia

Współczesna estetyka twarzy wymaga kompleksowego spojrzenia, które łączy wiedzę z różnych dziedzin medycyny. Lekarz dent. Aleksandra Degis, lek. dent. Kay Kwiatkowska i lek. dent. Natalia Gadzińska udowadniają, że współpraca stomatologii i medycyny estetycznej pozwala osiągnąć nie tylko spektakularne efekty wizualne, ale także zadbać o zdrowie pacjentów. Od leczenia braków w uzębieniu, które wpływają na proporcje twarzy, przez terapię bruksizmu toksyną botulinową, aż po precyzyjne zabiegi estetyczne wymagające doskonałej znajomości anatomii głowy i szyi – interdyscyplinarne podejście staje się standardem w dążeniu do harmonii i naturalnego piękna.

20241129 Kay Kwiatkowska Aleksandra Degis Natalia gadzinska
od lewej: lek. dent. Kay Kwiatkowska
Dyplomowany lekarz medycyny estetycznej. Absolwentka wydziału medycznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Ukończyła z wynikiem bardzo dobrym studia podyplomowe z medycyny estetycznej na Śląskiej Wyższej Szkole Medycznej w Katowicach. Należy do Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging. Regularnie bierze udział w szkoleniach i konferencjach.
lek. dent. Aleksandra Degis
Absolwentka Wydziału Lekarskiego II Uniwersytetu w Poznaniu. Stomatolog z zamiłowaniem do estetyki. Ukończyła również studia podyplomowe w Poznaniu, otrzymując tytuł lekarza medycyny estetycznej. Poprzez uczestnictwo w licznych szkoleniach nieustannie pogłębia swoją wiedzę i kompetencje. Specjalizuje się w zabiegach wolumetrii, modelowania ust i relaksacji mięśni.
lek. dent. Natalia Gadzińska
Absolwentka Wydziału Lekarskiego II Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Stypendystka za wybitne osiągnięcia w nauce. Specjalizuje się w zabiegach wolumetrii, modelowania ust i relaksacji mięśni oraz powikłaniach po zabiegach medycyny estetycznej. Wykonuje również zabiegi autologiczne oraz z wykorzystaniem hydroksyapatytu wapnia.

Czy stomatologia estetyczna i medycyna estetyczna powinny być traktowane jako wzajemnie uzupełniające się dziedziny?

lek. dent. Aleksandra Degis: Oczywiście, że tak! Obie te dziedziny doskonale się uzupełniają, szczególnie kiedy pracujemy nad estetyką twarzy. W medycynie estetycznej kluczowe jest zrozumienie anatomii twarzy, a stomatologia estetyczna wnosi w to ogromną wartość – od proporcji uśmiechu, przez kształt warg, aż po odpowiednie podparcie dla tkanek miękkich.

Kiedy wsparcie stomatologa staje się kluczowe w planowaniu i realizacji zabiegów medycyny estetycznej? 

lek. dent. Natalia Gadzińska: To szczególnie istotne w przypadku braków w uzębieniu. Ubytki w zębach mogą powodować zapadanie się policzków, co znacząco wpływa na wygląd twarzy. Bez wcześniejszego uzupełnienia tych braków efekty zabiegów medycyny estetycznej mogą być ograniczone lub nie spełniać oczekiwań pacjenta. Dlatego tak ważne jest kompleksowe podejście, które uwzględnia zarówno zdrowie i estetykę uzębienia, jak i harmonię rysów twarzy.

Znajomość anatomii głowy i szyi także odgrywa istotną rolę przy realizowaniu zabiegów właśnie w tym obszarze. 

lek. dent. N.G.: Precyzyjna wiedza na temat struktur anatomicznych, takich jak mięśnie, naczynia krwionośne czy nerwy, pozwala nie tylko osiągnąć zamierzone efekty, ale przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo pacjenta. To właśnie szczególnie istotne w obszarze twarzy i szyi, gdzie każdy ruch igły musi być dokładnie przemyślany, aby uniknąć powikłań i zachować naturalne proporcje.

Czy niewyleczona jama ustna jest przeciwskazaniem do wykonania zabiegów estetycznych w obrębie twarzy czy ust?  

lek. dent. Kay Kwiatkowska: Tak, niewyleczona jama ustna może stanowić przeciwwskazanie do wykonania zabiegów estetycznych. Przede wszystkim mówimy tu o aktywnej próchnicy, stanach zapalnych w obrębie jamy ustnej oraz opryszczce. Każda z tych dolegliwości zwiększa ryzyko powikłań po zabiegach, takich jak infekcje czy przedłużone gojenie. Dlatego przed przystąpieniem do jakiejkolwiek procedury medycyny estetycznej w tych obszarach kluczowe jest wyleczenie wszelkich problemów stomatologicznych i zadbanie o zdrowie jamy ustnej. W idealnym świecie, przed wykonaniem zabiegu w obrębie twarzy czy ust dobrze byłoby udać się do stomatologa, aby uniknąć ewentualnych powikłań. 

Medycyna estetyczna znajduje zastosowanie również w leczeniu bruksizmu, łącząc troskę o zdrowie z estetyką.

lek. dent. N.G.: Jedną z metod terapii bruksizmu jest zastosowanie toksyny botulinowej. Warto jednak podkreślić, że jest to leczenie objawowe, a nie przyczynowe. Polega ono na relaksacji mięśnia żwacza, co zmniejsza napięcie i ogranicza skutki nadmiernego zaciskania zębów. Bruksizm wymaga podejścia interdyscyplinarnego, które łączy wiedzę stomatologa z doświadczeniem lekarza medycyny estetycznej, aby skutecznie zaradzić problemowi i poprawić jakość życia pacjenta. 

Piękno w harmonii ze zdrowiem

Klinika Młodość udowadnia, że medycyna estetyczna to znacznie więcej niż poprawa wyglądu – to troska o zdrowie fizyczne, psychiczne i emocjonalne pacjentów. Dzięki współpracy specjalistów z różnych dziedzin, pacjenci otrzymują kompleksową opiekę, która nie tylko poprawia ich samopoczucie, ale też realnie wpływa na jakość życia. Holistyczne podejście do zdrowia i urody jest przyszłością medycyny estetycznej, w której piękno jest nierozerwalnie związane z harmonią i zdrowiem całego organizmu.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Aktywność fizyczna w profilaktyce chorób cywilizacyjnych  

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Recepta na aktywność fizyczną jest pomysłem powstałym w latach 90. XX wieku, w związku z przeprowadzeniem badań dowodzących korzyści zdrowotnych płynących z podejmowania odpowiedniego wysiłku fizycznego. Wiele krajów wprowadziło ten model do podstawowej opieki zdrowotnej – Wielka Brytania, Holandia, Finlandia, Niemcy, Stany Zjednoczone, Szwecja oraz Kanada. W 2017 roku zostało opublikowane badanie wskazujące na efektywność przepisywania aktywności fizycznej pacjentom z przynajmniej jednym czynnikiem ryzyka zespołu metabolicznego. Interwencja ta poskutkowała obniżeniem BMI, skurczowego ciśnienia tętniczego krwi, obwodu talii, stężenia glukozy na czczo oraz cholesterolu, które są czynnikami ryzyka wystąpienia zespołu metabolicznego oraz wielu chorób cywilizacyjnych.

Tekst: dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | Zdjęcia: Katarzyna Loga, Adobe Stock

W Szwecji receptę na wysiłek fizyczny może wystawić każdy wykwalifikowany pracownik ochrony zdrowia, posiadający odpowiednią wiedzę i kompetencje. Recepta na aktywność fizyczną powinna zawierać dokładne zalecenia co do rodzaju, czasu i intensywności zalecanego wysiłku. Pacjent powinien dokładnie wiedzieć, co ma robić, aby interwencja przyniosła zamierzony efekt. Należy ocenić aktualny stan zdrowia pacjenta, jego dotychczasową aktywność fizyczną oraz ewentualne przeciwwskazania do podejmowania wysiłku fizycznego.

Jak dawkować aktywność fizyczną?

Przepisując receptę na aktywność fizyczną, trzeba wziąć pod uwagę wytyczne. Dla dorosłych osób wskazują one przynajmniej 150-300 minut aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności lub 75-150 minut wysiłku o wysokiej intensywności tygodniowo. Powinny również zostać uwzględnione ćwiczenia oporowe (kalisteniczne) 3 razy w tygodniu. Dodatkowe korzyści zdrowotne przynosi podejmowanie powyżej 300 minut aerobowej aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności tygodniowo. Wystawienie recepty wymaga dokładnego określenia rodzaju wysiłku, który pacjent powinien wykonywać. Konieczne jest indywidualne podejście. Należy wziąć pod uwagę preferencje pacjenta i zalecać aktywność, która będzie sprawiała mu przyjemność. Do aktywności o umiarkowanej intensywności należy między innymi szybki marsz, jazda na rowerze, trening oporowy, gra w badmintona oraz taniec. Wysiłek o wysokiej intensywności to np. aerobik, sztuki walki, szybka jazda na rowerze, bieganie, większość sportów zespołowych oraz trening siłowy obwodowy. Warto również pamiętać, że obowiązki domowe takie jak mycie podłóg, noszenie zakupów czy praca w ogrodzie to również aktywność fizyczna o umiarkowanej intensywności. 

20170903 AdobeStock 177817667

Komu zalecać aktywność fizyczną?

Zalecanie aktywności fizycznej powinno być nawykiem każdego lekarza. Szczególnie należy zwrócić uwagę na pacjentów obciążonych wysokim i bardzo wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym. Pozytywny wpływ aktywności fizycznej to między innymi: zmniejszenie spoczynkowej częstotliwości akcji serca, wydłużenie rozkurczu serca, zmniejszenie oporu naczyniowego i wzrost przepływu w tętnicach wieńcowych, obniżenie ciśnienia tętniczego krwi oraz poprawa lipidogramu. Kolejną grupą pacjentów, którzy odniosą korzyści z większej ilości ruchu, to osoby chorujące na cukrzycę typu 2. Podłożem tej choroby jest insulinooporność. Regularny wysiłek o charakterze aerobowym oraz oporowym zwiększa wrażliwość komórek na ten hormon, powodując spadek stężenia glukozy we krwi na czczo oraz hemoglobiny glikowanej.

O czym warto pamiętać?

Aktywność fizyczna powinna być uprawiana przez każdego z nas. Musi być ona dopasowana do potrzeb i możliwości pacjenta. Rolą lekarza jest zachęcanie i propagowanie aktywnego trybu życia. Co ciekawe, medycy, którzy sami prowadzą zdrowy styl życia, częściej udzielają pacjentom porad tego dotyczących. Recepty na aktywność fizyczną są dobrą formą interwencji związanej ze stylem życia i przekładają się na zwiększenie aktywności ruchowej wśród pacjentów. Powinny być one konkretne i dokładnie określać rodzaj, czas trwania i intensywność wysiłku, gdyż poprawia to przestrzeganie zaleceń przez pacjentów. W Polsce do tej pory aktywność fizyczna na receptę niestety nie funkcjonuje jeszcze jako rozwiązanie systemowe.

20230908 AdobeStock 647416736

Czy istnieją jakieś przeciwwskazania do aktywności fizycznej?

U większości pacjentów nie ma przeciwwskazań, ale warto się do niej odpowiednio przygotować, zwłaszcza, gdy ma ona być intensywna. Bez względu na to, jak jesteśmy aktywni, opieka kardiologiczna jest niezbędna. Warto od 35. roku życia robić EKG raz w roku. Po 40. roku życia warto zrobić test wysiłkowy EKG. Ocenić, czy przypadkiem nie ma zmian miażdżycowych, czy w trakcie wysiłku nie wzrasta za bardzo ciśnienie oraz tętno. Czy nie pojawia się arytmia, która może być groźna dla pacjenta. Badania powinny wykonać zwłaszcza osoby dotychczas nieaktywne, które zamierzają rozpocząć aktywność fizyczną. Należy sprawdzić, czy nie ma żadnych przeciwwskazań zdrowotnych do jej wykonywania. Co istotne pacjenci z rozpoznanymi schorzeniami sercowo-naczyniowymi powinni skonsultować rodzaj uprawianego sportu oraz jego intensywność z certyfikowanym lekarzem kardiologiem.

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

Specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiolog. W 2013 roku otrzymała tytuł doktora nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Absolwentka Studium Podyplomowego „Dietetyka i Planowanie Żywienia” na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, posiada certyfikację Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, uprawniającą do kompleksowego leczenia pacjentów borykających się z problemem nadwagi i otyłości.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Sen, a ryzyko sercowo – naczyniowe

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Sen, a ryzyko sercowo - naczyniowe


Według danych Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) aż dziewięć na dziesięć osób nie wysypia się wystarczająco w nocy, co znacznie zwiększa ryzyko chorób serca oraz udaru mózgu.

Tekst: dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | Zdjęcia: Katarzyna Loga, Adobe Stock

Sen jest podstawową, fizjologiczną potrzebą naszego organizmu. Polega na częściowym wyłączeniu aktywności ośrodkowego układu nerwowego i jego regeneracji. Rekomendowany czas trwania snu zależy od wieku człowieka. U osoby dorosłej powinien wynosić od 7 do 9 godzin na dobę. Zaburzenia snu należą do jednych z najpowszechniej występujących dolegliwości w populacji. Szacuje się, że na bezsenność cierpi około 15% Polaków.

Fazy snu a zdrowie

Na sen składają się dwie odmienne fazy snu: faza NREM oraz faza REM. W fazie NREM pojawia się sen głęboki, w którym organizm zaczyna się regenerować. W fazie REM pojawiają się marzenia senne. Zapamiętujemy wtedy również to, czego się nauczyliśmy podczas dnia. Obie fazy następują po sobie cyklicznie. Dopiero przejście wszystkich cykli gwarantuje efektywność snu. Zaburzenia snu prowadzą do zwiększenia ryzyka wystąpienia nadciśnienia tętniczego. Co więcej, zwiększają ryzyko zgonu u chorych z już istniejącym nadciśnieniem tętniczym. Należy także pamiętać, że problem ten zwiększa również ryzyko wystąpienia innych czynników ryzyka sercowo-naczyniowego, takich jak: zaburzenia lipidowe (hipercholesterolemia), cukrzyca typu 2, otyłość, przewlekły stan zapalny o działaniu promiażdżycowym oraz zespół metaboliczny.

Styl życia ma znaczenie!

Obecny styl życia, w którym systematycznie wydłuża się czas pracy kosztem wypoczynku, ciągła dyspozycyjność oraz praca zmianowa w istotny sposób przyczyniają się do pogorszenia jakości snu oraz skrócenia czasu poświęconego na sen. Zdrowy, niezaburzony sen jest nieodzownym elementem właściwej ergonomii człowieka zarówno w sferze psychicznej, jak i somatycznej. Zaburzona struktura snu oraz niewystarczająca jego ilość towarzyszą wielu schorzeniom. Do najczęściej występujących nieprawidłowości zaliczamy zaburzenia oddychania w trakcie snu, a zwłaszcza Obturacyjny Bezdech Senny (OBS). Choroba ta charakteryzuje się okresowymi incydentami zatrzymania lub znacznego obniżenia przepływu powietrza przez drogi oddechowe. Wskutek zaburzeń snu początkowo dochodzi do rozwoju subklinicznych powikłań w obrębie naczyń, serca i nerek. Z czasem symptomy nasilają się, przybierają postać objawów klinicznych i dochodzi do zmian o charakterze wtórnym. Wspólną i dominującą cechą tych zaburzeń jest nadciśnienie tętnicze. Wielu naukowców potwierdza istotny wpływ zaburzeń snu także na etiologię innych chorób sercowo-naczyniowych, na przykład chorobę niedokrwienną serca. Jej istotnym czynnikiem ryzyka jest nieprawidłowa ilość snu, która odnosi się do dwóch skrajnych sytuacji: braku snu, ale także jego nadmiaru (ponad 9 godzin na dobę).

20240507 AdobeStock 813423207

Nie tylko serce

Zaburzenia snu negatywnie wpływają na funkcjonowanie całego organizmu, w tym na układ hormonalny. Zaburzają wytwarzanie leptyny i greliny, hormonów odpowiedzialnych za regulowanie uczucia sytości. Niedobór odpoczynku sprzyja tym samym występowaniu nadwagi i otyłości, które są ważnym czynnikiem ryzyka większości chorób sercowo-naczyniowych. Bezsenność może zaburzyć dodatkowo metabolizm tłuszczów oraz gospodarkę lipidową. Co więcej, zaburzenia snu zmniejszają wrażliwość organizmu na insulinę, prowadząc do insulinooporności oraz cukrzycy, co sprzyja dalszemu rozwojowi zmian miażdżycowych.

Jak poprawić jakość snu?

  • Stabilizuj swoje godziny spania: staraj się kłaść i wstawać o stałych porach, aby utrzymać regularny cykl snu. To pomaga w dostosowaniu się organizmu do zdrowego rytmu snu.
  • Stwórz sprzyjającą atmosferę: zapewnij sobie spokojne i komfortowe środowisko do spania.
  • Wyłącz elektronikę i unikaj pobudzających aktywności przed snem (telewizor, telefon komórkowy).
  • Unikaj późnych przekąsek i napojów: unikaj ciężkich posiłków oraz napojów zawierających kofeinę czy alkohol przed snem, ponieważ mogą one zakłócać zdrowy sen.
  • Ćwicz regularnie: regularna, najlepiej codzienna aktywność fizyczna, może pomóc w poprawie jakości snu. Staraj się wykonywać ćwiczenia regularnie, ale pamiętaj o unikaniu intensywnego wysiłku tuż przed snem.

Analiza danych wskazuje, że istotne znaczenie w opiece nad pacjentami z chorobą układu sercowo-naczyniowego ma wczesne rozpoznawanie zaburzeń snu oraz eliminacja czynników ryzyka ich występowania. Niska jakość snu może istotnie wpływać negatywnie na jakość życia pacjentów, samopoczucie, odczuwane dolegliwości, kontakty społeczne oraz sam przebieg choroby sercowo-naczyniowej. Wiele czynników ryzyka zaburzeń snu to jednocześnie czynniki ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Wdrożenie programów informacyjnych i edukacyjnych dla pacjentów z chorobami układu sercowo-naczyniowego na temat m.in. prawidłowej higieny snu, zmniejszenia nadmiernej masy ciała, przekłada się na zmniejszenie ryzyka wystąpienia zespołu obturacyjnego bezdechu sennego. Może to przyczynić się do zwiększenia świadomości na temat profilaktyki zaburzeń snu oraz podejmowania aktywnych działań na rzecz poprawy komfortu życia pacjentów.

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

Specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiolog. W 2013 roku otrzymała tytuł doktora nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Absolwentka Studium Podyplomowego „Dietetyka i Planowanie Żywienia” na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, posiada certyfikację Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, uprawniającą do kompleksowego leczenia pacjentów borykających się z problemem nadwagi i otyłości.
REKLAMA
REKLAMA
Sen, a ryzyko sercowo - naczyniowe
REKLAMA
REKLAMA