„Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.” „Lekarz z powołania! Najlepszy lekarz u którego byłem!” „Wspaniała lekarka. Chce rozmawiać z pacjentem, słucha tego co on mówi.” Pani Doktor jest nie tylko specjalistą o wysokich kompetencjach fachowych, ale również człowiekiem empatycznym, sympatycznym i kulturalnym.” – to tylko kilka z niemal sześciuset opinii, które można przeczytać o niej na portalu znanylekarz.pl. I faktycznie, od pierwszych chwil rozmowy pewnym jest, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz, kardiolożka z pasją, prowadząca na poznańskim Strzeszynie gabinet CARDIOMEDICA, opowiedziała mi o sytuacji zdrowotnej serc Polaków, profilaktyce, roli diety w prewencji chorób serca, a także o tym, dlaczego dr Google nie jest najlepszym doradcą.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Katarzyna Loga
Schorzenia sercowo-naczyniowe są w Polsce nie tylko najczęstszą przyczyną zgonów, ale również jedną z najważniejszych przyczyn chorobowości i inwalidztwa. Ocenia się, że na nadciśnienie tętnicze choruje ok. 13 mln Polaków, na chorobę wieńcową — 2 mln, przy czym ok. 80 tys. każdego roku doznaje zawału serca, a ponad 60 tys. — udaru mózgu. Zapadalność na zawały serca w Polsce jest wciąż o 30-50 proc. większa niż w krajach Unii Europejskiej. Dlaczego tak się dzieje?
Na profilaktykę sercowo naczyniową w Polsce wciąż kładziony jest niewystarczający nacisk. Do mojego gabinetu najczęściej trafiają pacjenci z powikłaniami sercowo-naczyniowymi, ale często nawet oni, nie mają świadomości tego, jak ważna jest profilaktyka pierwotna, polegająca na leczeniu między innymi nadciśnienia tętniczego oraz hipercholesterolemii (wysokiego cholesterolu). Ludzie wciąż wychodzą z założenia, że dopóki dane schorzenie nie daje objawów, to nie ma zagrożenia dla ich zdrowia i życia. Takie podejście prowadzi w kolejnych miesiącach lub latach do rozwoju poważnych chorób i ich powikłań. Problem ignorowania objawów choroby dotyka również ludzi młodych, którzy pojawiając się w moim gabinecie, nie mają zupełnie wyobraźni, że dbając dzisiaj o siebie, pracują na stan swojego zdrowia w perspektywie piętnastu, dwudziestu lat. W ciągu piętnastoletniego okresu mojej pracy zawodowej, obserwuję nasilający się problem powikłań sercowo-naczyniowych wśród ludzi młodych. Kiedyś młodym pacjentem z zawałem był pacjent czterdziestoletni, obecnie w gabinecie mam pod opieką dwudziestoośmioletnią kobietę po zawale serca oraz trzydziestodwuletniego mężczyznę po wykonanym uprzednio zabiegu bypasów.
Z czego wynika coraz młodszy wiek ludzi chorujących na serce?
Generalnie z naszego trybu życia, pędu za pracą, który odbywa się kosztem czasu wolnego czy wysiłku fizycznego. Także, nie ukrywajmy – używkami, które mają nam „zrekompensować” nasze codzienne stresy – papierosami, alkoholem, brakiem ruchu, a także „szybką” dietą, czyli niezdrowym odżywianiem się. Pozytywnym aspektem w okresie ostatnich mniej więcej trzech lat, jest coraz częstsza obecność w moim gabinecie ludzi młodych, którzy chcą się przebadać pod kątem kardiologicznym. Starsi pacjenci przychodzą, gdyż chorują, młodzi natomiast przychodzą, gdyż zaczynają mieć świadomość konieczności profilaktyki sercowo-naczyniowej. „Luka” jest w przedziale pacjentów 40-50 letnich, czyli wśród osób, które są w kwiecie wieku oraz w pełni sił witalnych do pracy. Tutaj w kardiologii mamy największą pracę do wykonania w obszarze świadomości i prewencji zdrowia naszych pacjentów.
Jakie są najczęstsze objawy problemów kardiologicznych, których ludzie nie powinni bagatelizować?
Jak już wspomniałam wcześniej, cały problem polega na tym, że nadciśnienie tętnicze i wysoki cholesterol nie bolą. Kiedy pacjent trafia do mnie z bólem głowy spowodowanym nadciśnieniem, zawsze mówię mu, że miał szczęście, gdyż miał niepokojące objawy! Dzięki czemu, był w stanie szybko zareagować i zgłosić się do lekarza ze swoim problemem. Oprócz bólu głowy, mogą pojawić się również dzwonienie w uszach, czasem chwilowe zaniewidzenie, bądź przy wyższym ciśnieniu, krwawienie z nosa. Hipercholesterolemia natomiast daje objawy dopiero w stadium powikłań. Wówczas możemy mieć do czynienia z miażdżycą tętnic szyjnych. W związku z tym pojawiać się mogą problemy z ukrwieniem ośrodkowego układu nerwowego – zawroty głowy czy zaburzenia równowagi. Z kolei, problemy miażdżycowe w chorobie wieńcowej dają objawy dławicowe, czyli ból w klatce piersiowej, a także duszność. Znamiennym jest, że symptomy te pojawiać się będą najpierw w trakcie wysiłku fizycznego, z czasem także w spoczynku. W przypadku mężczyzn wysoki cholesterol może powodować problemy z potencją. Nieleczony wysoki cholesterol powoduje miażdżycę, a to w konsekwencji prowadzi do kłopotów z erekcją. Z perspektywy mojej praktyki zawodowej, ten właśnie argument trafia do mężczyzn najbardziej. Często nie straszne im jest zwiększone ryzyko zawału serca czy udaru mózgu, a właśnie kłopoty, ze wspomnianą przeze mnie wcześniej potencją.

W mediach często słyszy się, że statystyczny pacjent oddziałów kardiologicznych w Polsce to otyły mężczyzna po czterdziestce. Czy faktycznie tak jest?
To stereotyp. Kobiety chorują tak samo często jak mężczyźni, tylko później. Wiek zachorowalności wśród kobiet na choroby serca przesunięty jest w stosunku do wieku mężczyzn o mniej więcej 10 lat. Wynika to z bardzo prostej przyczyny. Dopóki kobiety miesiączkują, ich jajniki produkują estradiol, wówczas zapadalność na choroby serca jest mniejsza niż u mężczyzn w tym samym wieku. Problemy kobiet najczęściej zaczynają się w okresie menopauzy i po niej. Dzisiaj śmiało możemy mówić o kardiologii genderowskiej i nie mówimy tutaj o poczuciu płci, tylko o tym, że kobieta i mężczyzna kardiologicznie chorują inaczej. Mężczyzna ma bardziej typowe objawy, tj. w chorobie niedokrwiennej, będzie odczuwał klasyczny ból dławicowy nasilający się w czasie wysiłku, później pojawiający się także w spoczynku. Kobieta jest nieco bardziej skomplikowana, rzadziej odczuwa ból, częściej duszność, kołatania serca lub zawroty głowy. Są to objawy nieswoiste, które bardzo często tłumaczone są przez same pacjentki, ale także lekarzy, menopauzą, nerwicą, a także depresją. Kobieta szybciej zostanie skierowana do psychiatry niż do kardiologa. Skutkuje to opóźnioną diagnozą u pacjenta-kobiety względem pacjenta-mężczyzny. Istotą kardiologii genderowskiej jest to, aby wyłapać te objawy na wczesnym etapie choroby. Nowe wytyczne kardiologiczne mówią jasno, że tak samo ważnym objawem jak ból w klatce piersiowej może być duszność odczuwana przez pacjenta.
Jakie czynniki mogą zwiększać ryzyko chorób serca, a jakie mogą je zmniejszać?
Czynniki zwiększające ryzyko sercowo-naczyniowe można podzielić na modyfikowalne i niemodyfikowalne, tj. na takie, na które mamy wpływ i takie, na które wpływu nie mamy. Dlatego podstawowym narzędziem każdego kardiologa jest dobrze przeprowadzony wywiad z pacjentem. Zaczynamy go od objawów występujących u pacjenta, następnie pytamy o historię chorób sercowo-naczyniowych w rodzinie. W przypadku chorób serca, genetyka odgrywa znamienną rolę, na co niestety wpływu nie mamy. Mamy jednak wpływ na szereg modyfikowalnych czynników ryzyka, tj. chociażby masę naszego ciała, a co za tym idzie BMI (z ang. Body Mass Index). Przeprowadzone badania naukowe dowiodły, że otyłość, zwłaszcza brzuszna, przyczynia się do rozwoju chorób układu sercowo-naczyniowego, takich jak, m.in.: nadciśnienie tętnicze, choroba wieńcowa czy niewydolność serca. Kolejny czynnik to palenie papierosów, także e-papierosów, które choć nie zawierają substancji smolistych mają w swoim składzie inne związki chemiczne równie niekorzystnie wpływające na nasze serce. Idąc dalej – alkohol, czy stres, które mogą doprowadzić do bardzo poważnego zespołu wieńcowego. W kontekście stresu, kardiolodzy mówią o zespole takotsubo. Jest to rodzaj zespołu wieńcowego częściej występujący u kobiet w średnim wieku, który objawami przypomina klasyczny zawał mięśnia sercowego. Po przeprowadzeniu koronarografii okazuje się, że w tętnicach wieńcowych nie ma istotnych zmian miażdżycowych. Zespół ten bardzo często towarzyszy właśnie silnemu stresowi. Czynnikiem, na który jednocześnie mamy i nie mamy wpływu jest na pewno jakość powietrza, którym oddychamy. Powietrze o dużej zawartości pyłu zawieszonego PM 2,5 i PM 10 stanowi zagrożenie dla serca. Smog zawiera znaczne ilości tlenków siarki, azotu, węgla i ozonu. Może wywołać chorobę niedokrwienną serca, niewydolność serca, arytmię oraz komplikacje zakrzepowo-zatorowe. Podobnie jest z żywieniem. To czynnik, na który teoretycznie mamy wpływ, ale nie do końca.
Skoro przy żywieniu jesteśmy. Specjalizuje się Pani w kardiologii, ale ukończyła Pani także Studium Podyplomowe „Dietetyka i Planowanie Żywienia”. Co powinno znajdować się na naszych talerzach w kontekście profilaktyki kardiologicznej?
Dieta i jedzenie to ogromne wyzwanie w dzisiejszych czasach. Sytuacją idealną byłoby, gdyby każdy z nas miał przydomowy ogródek oraz kurki znoszące jajka i tym samym miałby wpływ na to, co je. Niestety nie jest to możliwe i jesteśmy w ogromnej mierze skazani na jedzenie z supermarketów czy dyskontów. Jako wieloletnia wykładowczyni, obecnie adiunkt Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, moim studentom zawsze mówię, że kiedy będą pytani na egzaminach o kwestie diety w profilaktyce kardiologicznej, zawsze dobrą odpowiedzią będzie – dieta śródziemnomorska. Jednakże moim zdaniem, dieta ta powinna zostać nieco zredukowana w zakresie poziomu węglowodanów. Jednak w większości nie ma ona wysokiego indeksu glikemicznego i jest zdrowa. Niestety niska jakość pożywienia w sklepach obliguje nas do czytania etykiet kupowanych produktów. Nie zawsze to, co nazywane jest przedrostkiem „light” czy „bio” jest dla nas zdrowe. Warto wybierać produkty z krótkim składem, bez polepszaczy. Podobnie jest z suplementami diety. To, że na etykiecie z przodu produktu pojawi się informacja, że ten produkt wspomaga nasze serce – nie zawsze musi być to prawdą.

Z jakich produktów spożywczych powinniśmy zrezygnować, jeśli chcemy zadbać o nasze serce?
Przede wszystkim z wysokoprzetworzonych. Powinniśmy jeść raczej prosto. Dobrym przykładem jest chleb. W powszechnej opinii zdrowy chleb to ciemny chleb. Ale tu nie o jego kolor chodzi, tylko o jego skład. Ważne, żeby był wypieczony z jednej czy dwóch nieprzetworzonych mąk. Bardzo ciemne chleby są często karmelizowane, czyli sztucznie „przyciemniane”. Nie mówię, żeby nie jeść chleba w ogóle. Śniadanie jest ważnym posiłkiem w naszej rutynie dietetycznej, ponieważ układ nerwowy pracuje w dużej mierze na węglowodanach, a wszyscy rano chcemy mieć energię do pracy. Dlatego, dwie skibki dobrego nieprzetworzonego chleba rano nam nie zaszkodzą. Namawiam także do ograniczenia w swojej codziennej diecie czerwonego mięsa. Optymalnie raz w tygodniu na porcję obiadową czerwonego mięsa można sobie pozwolić. Dla wszystkich, którzy całkiem z niego zrezygnowali myślę, że cenną informacją będzie fakt, że czerwone mięso jest ważnym źródłem łatwo przyswajalnego żelaza. Dlatego w diecie wegetariańskiej/wegańskiej należy je najczęściej suplementować. Innym przykładem konsekwencji nieumiejętnego przestrzegania tych diet jest niedobór witaminy B12, która występuje przede wszystkim w produktach pochodzenia zwierzęcego. Dlatego dieta wegetariańska czy wegańska w mojej opinii wymagają co najmniej jednej konsultacji z dietetykiem, aby pomógł on właściwie ją zbilansować, by uniknąć ryzyka niedoborów w przyszłości. Jeśli pozwalamy sobie na czerwone mięso „przy niedzieli” to niech nie będzie to wysmażony schabowy, ale przygotowane w zdrowszy sposób mięso. Pozostaje nam sześć obiadów w tygodniu do zaplanowania. Swoim pacjentom doradzam, że idealną proporcją są cztery obiady rybne i dwa z białego mięsa. Ewentualnie trzy rybne i trzy z mięsa białego. Oczywiście możemy tutaj otworzyć dyskusję na temat pochodzenia ryb oraz obecnej w nich rtęci. Jeśli tak naprawdę chcemy poważnie podejść do naszej diety, znajdźmy wiarygodnego dostawcę, który zaoferuje nam wartościowy i zdrowy produkt. Wymaga to trochę czasu i pracy, ale na pewno nasz organizm nam za to podziękuje.
A co z czerwonym winem. Obiegowa opinia mówi, że lampka czerwonego wina wręcz pomaga naszemu sercu?
W wielu badaniach wykazano korzystny wpływ umiarkowanego spożycia czerwonego wina na układ krążenia. Faktycznie w diecie śródziemnomorskiej wino występuje, ale musimy pamiętać o kilku faktach. Po pierwsze mówimy o umiarkowanych ilościach, a nie o całej butelce wypitej „na głowę” do obiadu. Po drugie dzisiejsza medycyna patrzy na człowieka holistycznie. Oprócz serca, człowiek składa się z wielu innych ważnych układów/organów, takich jak: wątroba, układ nerwowy czy mózg. Wpływ alkoholu na nasz organizm jest powszechnie znany i dlatego jestem powściągliwa w zalecaniu jego spożywania jako środka prewencji kardiologicznej. Nie do końca wiem, czy pacjent dobrze zrozumie, o jakich ilościach mówimy. Alkohol będzie dostarczał nam kalorii oraz będzie podnosił trójglicerydy, czyli teoretycznie „lecząc” swoje serce winem, podniesione trójglicerydy spowodują rozwój miażdżycy. Dodatkowo dojdą do tego wahania glikemii, początkowo hiperglikemia, następnie uruchomi się insulina i nastąpi spadek glikemii. Co zrobi wtedy pacjent podczas picia alkoholu? Zaczyna jeść! W ten sposób dostarczamy sobie kolejnych kalorii. No i najważniejsze, pacjent kardiologiczny przeważnie bierze leki na swoje schorzenia, a alkohol i leki to nie jest najlepiej dobrany duet.
A kawa?
Na pozytywne działanie kawy także mamy dowody naukowe, choć na przestrzeni lat, zdania na ten temat zmieniały się. W tej chwili mówi się, że picie do dwóch kaw dziennie, przy założeniu, że mówimy o prawdziwej kawie, a nie kawie rozpuszczalnej czy produkcie kawopodobnym, nie jest jakimś wielkim problemem. U „przewlekłych kawoszy” spożywanie dwóch kaw dziennie nie wpłynie na zwyżkę ciśnienia tętniczego. Jednak przy piciu kawy musimy pamiętać, że wypłukuje ona elektrolity z organizmu, należy więc dbać o poziom między innymi magnezu i wapnia. Ostatnie badania naukowe dowodzą nawet, że kawa może zmniejszać ryzyko raka jelita grubego. Ale tutaj, podobnie jak ze wszystkim – zalecam umiar, picie sześciu-ośmiu filiżanek kawy dziennie, do tego papieros i ciasteczko – to nie jest droga do zdrowego serca.
A co z ruchem? Czy Polacy się ruszają?
80% osób trafiających do mojego gabinetu to osoby nie wykazujące żadnej aktywności fizycznej. Postawię tezę, że ruch jest nawet ważniejszy od diety. Modelowo powinniśmy mieć od pół godziny do godziny dziennie wysiłku fizycznego. Codziennie! Powinny to być ćwiczenia kardio: szybki spacer, rowerek, orbitrek, pływanie lub chodzenie po schodach, co można dość łatwo i tanio wdrożyć. Do ćwiczeń kardio idealnie byłoby wpleść ćwiczenia kalisteniczne, czyli trening oporowy o umiarkowanej intensywności z wykorzystaniem własnej masy ciała. Trening kalisteniczny opiera się na dwóch podstawowych zasadach – stosowaniu niewielkiej liczby serii oraz powtórzeń i stopniowaniu trudności. Podstawowe ćwiczenia kalisteniczne to pompki, podciąganie, przysiady, unoszenie nóg czy planki. Ćwiczenia takie powinny być wykonywane trzy razy w tygodniu w nie następujące po sobie dni. Nie lubimy w kardiologii ćwiczeń siłowych, czyli wyciskania kilogramów czy martwych ciągów.
Skoro mówimy o ruchu, o chodzeniu na siłownię. Nie mogę nie zapytać o wpływ środków stosowanych na przyrost masy mięśniowej. Czyli sterydach.
Sterydy, anaboliki oraz brany przez „pseudosportowców” hormon wzrostu to prosta droga do powikłań kardiologicznych. Pamiętam jednego z moich pacjentów, u którego niewydolność serca pojawiła się już po czterech miesiącach brania sterydów. Pacjent otarł się o przeszczepienie serca. Miał pecha, że tak szybko wystąpiło u niego to powikłanie, ale prędzej czy później każdy użytkownik tego typu używek trafi do kardiologa. U jednych pojawi się przerost koncentryczny lewej komory, u innych poszerzenie aorty wstępującej i tętniak, najczęściej nadciśnienie tętnicze. Zdecydowanie odradzam wchodzenie na tę drogę w przypadku chęci odpowiedzialnego uprawiania sportu.

Czy istnieje w Polsce profilaktyka kardiologiczna? Jakieś programy, z których statystyczny Polak może skorzystać?
W przypadku profilaktyki kardiologicznej możemy mówić o dwóch jej typach: pierwotnej i wtórnej. Wtórna to taka, która dotyczy pacjentów już z przebytymi zawałami serca czy udarami mózgu. W tych przypadkach istnieją programy dla osób, które wracają do zdrowia. Niestety problem jest z profilaktyką pierwotną, czyli z tymi pacjentami, którzy jeszcze nie chorują bardzo ciężko i często są pozostawieni sami sobie. Z drugiej strony pojawiają się programy dla grupy osób tzw. 40+, gdzie wystarczy wygenerować sobie w systemie skierowanie i udać się na badania do laboratorium. Niestety, pacjenci korzystają z nich zbyt rzadko.
Czy istnieją nowatorskie metody diagnozowania schorzeń serca, o których warto wspomnieć?
Możliwości diagnostyki w kardiologii jest wiele: echo serca, EKG, Holter ciśnieniowy oraz Holter EKG. Nowością na rynku i zarazem moją nową miłością jest telemonitoring. Sprzęt z certyfikacją medyczną, który pozwala na monitoring objawów u pacjenta wtedy, kiedy one faktycznie występują. Często zdarza się tak, że klasyczny 24-godzinny holter ekg nie wykaże zaburzeń, gdyż akurat w danej dobie arytmia po prostu nie wystąpiła. Zaburzenia rytmu nie muszą występować w sposób ciągły, częściej pojawiają się w sposób napadowy. Telemonitoring kardiologiczny monitoruje pacjenta w momencie, kiedy czuje on występujące objawy – arytmię. Ja wówczas od razu otrzymuję alert na swoim komputerze, widzę co dzieje się z pacjentem i mogę od razu reagować. Jest to naprawdę ogromny krok w przód w diagnostyce i leczeniu chorób serca.
A czy pacjenci diagnozujący się sami na podstawie „doktora Google” stanowią duży odsetek w Pani gabinecie?
Niestety nadal duży. Szum informacyjny w internecie powoduje, że to, co pacjent wyczyta nie do końca musi być rzetelne. Plagą są „profesorowie ze Stanów Zjednoczonych” lub „samozwańczy celebryci zdrowotni”, którzy głoszą w internecie objawione pseudonaukowe mądrości. Pacjent niestety nie umie przesiać ziarna od plew. W następstwie tego pojawiają się stereotypy i nieprawdziwe teorie dotyczące chociażby leków na cholesterol. Pacjenci, którzy naczytali się artykułów z nierzetelnych internetowych źródeł, boją się skutków ubocznych na przykład statyn. Statynofobia, jaka zapanowała w ostatnim okresie, stała się wręcz masowym zjawiskiem. Strach nie jest najlepszym doradcą. Jeżeli pacjent się boi, warto zapytać swojego lekarza, a nie opierać się tylko i wyłącznie na opiniach z Internetu. Przyjmowanie, bądź nie, konkretnego leku zawsze należy konsultować ze swoim lekarzem, który zna swojego pacjenta i jego historię choroby. Należy pamiętać, iż każdy pacjent to oddzielna indywidualna sytuacja. Kardiolog dobiera odpowiednią terapię, nie tylko na podstawie samych wyników laboratoryjnych pacjenta, ale także na podstawie jego ryzyka sercowo-naczyniowego. Moim marzeniem jest napisanie w przyszłości książki dla pacjentów, która to w sposób przystępny tłumaczyłaby zawiłości patogenezy i leczenia chorób kardiologicznych, bez straszenia pacjentów, rzetelnie i w oparciu o dowody naukowe. Ale póki co, nie za bardzo mam na to czas…
Jakie są perspektywy dla przyszłości leczenia chorób serca? Czy widzi Pani jakieś obiecujące kierunki badań czy terapii?
W kardiologii bardzo dużo się dzieje. To, o czym chociażby już wspomniałam, czyli telemonitoring. Mogę mieć pacjenta na drugim końcu Polski i wiem, co się u niego dzieje. W kardiologii rozwijają się ogromnie także techniki zabiegowe, pojawiają się coraz mniejsze stymulatory, rozwijają się nowe terapie w hipercholesterolemii- pojawiają się leki stosowane w iniekcji w tkankę podskórną brzucha. Kardiologia się miniaturyzuje i automatyzuje. Jednakże medycyna jest przede wszystkim sztuką opartą na wiedzy i doświadczeniu lekarza praktyka.
Na wizytę u lekarza na NFZ trzeba czekać miesiącami, czasem latami. Prywatnie jest lepiej, jednak często ta wizyta trwa kilka minut i pacjent wychodzi z niedosytem wiedzy. U Pani jest inaczej. Opinie na portalu znany lekarz świadczą o bardzo indywidualnym podejściu do pacjenta.
Moi rodzice, zawsze powtarzają „traktuj swoich pacjentów tak, jakbyś nas leczyła”. Mówi się, że 70 proc. wiedzy lekarza o pacjencie wynika z dobrze przeprowadzonego wywiadu lekarskiego. Zgadzam się z tym stwierdzeniem w całej jego rozciągłości. Dobrze przeprowadzona rozmowa sprawia, że w dużej mierze wiem, co dolega pacjentowi, zanim jeszcze przystąpimy do badań. Przed kardiologią jako pierwszą specjalizację zrobiłam internę, czyli specjalizację z chorób wewnętrznych. I to jest wiedza, która przydaje mi się na co dzień podczas pracy w gabinecie. Zlecam wiele różnych badań. Ba! Jestem wręcz nadgorliwa w tym względzie. Oczywiście zlecam tylko te sensowne i niezbędne w danej sytuacji. Zawsze namawiam moich pacjentów, aby choć raz w roku wykonali komplet badań laboratoryjnych. Staram się odczarować strach pacjenta, ale niestety niejednokrotnie ten proces wymaga czasu. W związku z ilością informacji do przyswojenia podczas przeprowadzanego z pacjentem wywiadu oraz samego badania, wizyta lekarska potrafi trwać u mnie nawet 45 minut. Więc faktycznie w moim gabinecie, pacjent spędza trochę czasu. (uśmiech) Pierwsza wizyta to oczywiście przeprowadzenie z pacjentem wywiadu lekarskiego, pomiar ciśnienia tętniczego, wykonanie badania EKG i echo serca. Na kolejnych wizytach, jeśli jest do tego wskazanie, a zazwyczaj jest, zakładamy holter EKG, bądź holter ciśnieniowy. Diagnostyka może zostać również poszerzona zgodnie z moim wykształceniem, o zalecenia dietetyczne, ziołolecznicze lub poradę w zakresie kardiologii sportowej – uprawiania zdrowego wysiłku fizycznego.
Kiedy byłam mała, uwielbiałam bawić się w biuro detektywistyczne. (śmiech) Dzisiaj znajduję analogię pomiędzy dziecięcą fascynacją, tj. odkrywaniem nieodkrytego, a moim zawodem. Śmiało mogę powiedzieć, że kardiologia jest niczym praca detektywa. Podobnie jak cała medycyna jest sztuką, ale również wiecznym poszukiwaniem i odkrywaniem tajemnic ludzkiego serca.