Karol Łapawa | Wypracowałem talent do ciężkiej pracy

Karol Łapawa|Karol Łapawa|Karol Łapawa|Karol Łapawa|Karol Łapawa

Trenuje boks przez ponad połowę życia. W trakcie kariery sportowej 4 razy zdobył tytuł Mistrza Polski w boksie olimpijskim. Obecnie bokser zawodowy, pasjonujący się wpływem treningu mentalnego na wyniki sportowe. Magister zarządzania na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, nieustannie rozwijający umiejętności przedsiębiorcze.

Bywasz samotny jako sportowiec?

KAROL ŁAPAWA: To jest trudne pytanie, bo jestem człowiekiem nastawionym na relacje z ludźmi i nie potrafię żyć bez kontaktu z innymi. Mam wokół siebie wiele bliskich osób, więc patrząc z zewnątrz można powiedzieć, że absolutnie nie jestem samotny. Patrząc jednak z drugiej strony, w kontekście swoich działań i rozwijania kariery wiem, że jeśli sam czegoś nie zrobię, to nic się nie stanie. Nie będzie treningu, walki, kibica na trybunach.

Ty jednak bierzesz to na siebie. Trenujesz boks – sport indywidualny, co wskazuje na to, że jesteś zależny od tego, co zrobisz wyłącznie w pojedynkę. 

Wchodzę do ringu, mierzę się z przeciwnikiem sam, jednocześnie potrzebuję zespołu. Prawdziwy team, którego wsparcie bardzo mi pomaga i jest dla mnie bardzo istotne. Dbanie o relacje z nimi to jest jedna z rzeczy, która mnie napędza do tego, aby przekraczać swoje granice. Energię biorę od ludzi wokół mnie. Potem jestem w stanie ją skondensować i wstrzelić w rywala.

Karol Łapawa

Zatem w kluczowych momentach masz wokół siebie ważne osoby, a w codziennych działaniach akceptujesz konieczność indywidualnego wysiłku. Zgadza się?

Można tak powiedzieć, bo mimo że potrzebuję bliskich dookoła siebie, to najważniejsze decyzje podejmuję samodzielnie. Kiedy jestem sam, kiedy jestem w podróży, czy kiedy mam czas na przemyślenia, to wtedy to się dzieje. Samodzielność jest zdecydowanie trafnym określeniem.

To powoduje u Ciebie bardzo szybki rozwój, także umiejętności pozasportowych. Jedną z nich jest umiejętność proszenia o pomoc. Uczysz się tego czy już to masz?

Zdecydowanie, proszenie o pomoc to myślę, że jedna z moich mocniejszych stron. Jakkolwiek to nie zabrzmi. To jest trudne, przyznać się przed sobą, że potrzebuję pomocy, a później skierować się do właściwej osoby i powiedzieć wprost „potrzebuję Twojego wsparcia”. Nie jest to łatwe, ale wydaje mi się, że kształtowałem to od dziecka, bo wydawało mi się wtedy, że nie jestem samodzielny i chciałem z tym walczyć. Wyjeżdżałem w tamtym czasie na zgrupowania kadry Polski i po powrocie potrzebowałem wsparcia w nauce od kumpli – prosiłem, choć łatwe to nie było. Tak przełamywałem bariery, a dzisiaj to kontynuuję, aby za chwilę osiągnąć cel sportowy i móc wszystkim, którzy mnie wspierają, zrewanżować się.

Karol Łapawa

Nie czujesz się z tym niekomfortowo? Aby realizować marzenia, potrzebujesz finansowania z zewnątrz i zwracasz się do sponsorów oraz przedsiębiorców bezpośrednio – potrzebuję środków, aby trenować i walczyć.

To nie jest tak, jak pierwotnie Polak postrzega proszenie o pomoc. To nie jest „dojenie”, wykorzystywanie drugiej osoby. To raczej jest tak, że jeśli dana osoba ma zasoby, aby udzielić Tobie pomocy i może jej udzielić, to tak naprawdę jest piękna rzecz. Jeśli możesz komuś pomóc i pomożesz to masz z tego olbrzymią satysfakcję. Drugą stroną medalu jest dług wdzięczności. Ja to czuję w stosunku do wielu osób, które mi pomogły i pomagają. Jak tylko w następnych etapach życia będę mógł oddać tą dobrą energię, to zrobię to w podwójny sposób.

Moment Twojego sukcesu będzie również zwycięstwem ludzi, którzy Cię wspierają?

Tak, czuję się zobowiązany, żeby się rozwijać, zdobywać pasy, medale i wygrywać. Chcę to dzielić ze wszystkimi, którzy są obok mnie.

Mówisz z wielkim szacunkiem o ludziach. Uprawiasz jednak sport, w którym wchodzisz do ringu i chcesz zrobić drugiej osobie krzywdę – tak to może odbierać kibic.

Tak, uważam, że boks z jednej strony jest sportem dżentelmeńskim, a z drugiej strony jest bardzo brutalny i niebezpieczny. Ale żeby wyjść na ring i stoczyć walkę na wysokim poziomie, trzeba się wykazać dużym szacunkiem do rywala oraz szacunkiem do swoich umiejętności i przygotowań. Mierzymy się w ringu z ogromnym strachem. Jest pierwszy gong i rywal chce Ci zrobić krzywdę. Ty również chcesz zrobić jemu krzywdę, ale ostatecznie po końcowym gongu to jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki osoby, które były ze mną w ringu.

Karol Łapawa

Widzę tutaj dżentelmeńskie podejście!

Zdecydowanie. Często stereotypowo boks jest postrzegany jako bandziorski sport i spotykam się z tym. Wyobraź sobie, że jak ktoś mnie poznaje, dowiaduje się, czym się zajmuję to zadaje mi pytanie – mam się Ciebie bać? Odpowiadam na to – wręcz przeciwnie, proszę się czuć w moim towarzystwie bardzo bezpiecznie. Jeśli pojawiłoby się jakieś zagrożenie, to mam umiejętności, aby bronić i zapewnić bezpieczeństwo.

Wrócę zatem jeszcze do kwestii treningu i wsparcia. Jak wygląda Twój dzień? Jest on wypełniony po brzegi treningami?

Zaznaczę w tym momencie, że nic nie muszę, ja tylko mogę, a jakoś codziennie chce mi się wstać i podążać według rygorystycznego schematu. Zaczynam dzień od treningu oddechowego i rozgrzewki ogólnorozwojowej. Później przygotowuję się do pierwszej jednostki treningowej i ją wykonuję. Następnie posiłek, drzemka i kolejna jednostka treningowa. Moje życie jest podporządkowane sportowi. Trenuję w Gostyniu i Poznaniu, kursuję między tymi miastami. Chodzę spać ok. godz. 22:00, więc moje życie towarzyskie musiało ulec zmianie. Moja partnerka wspiera mnie w tych działaniach, ale jest to naprawdę nie lada wyzwanie, aby „dotrzeć się” w relacji, gdzie u jednej ze stron jest taki focus na solidny trening, odpowiednie odżywianie i sen. Pragnę podkreślić, że sen jest w mojej hierarchii priorytetów na bardzo wysokim miejscu. Nie chcę zatracić całego wysiłku treningowego poprzez braku snu.

Masz talent czy jesteś pracowity?

Wypracowałem talent do ciężkiej pracy.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Karol Łapawa|Karol Łapawa|Karol Łapawa|Karol Łapawa|Karol Łapawa
REKLAMA
REKLAMA

Blind Football to czysta radość z piłki nożnej

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Blind Football


W listopadzie w Krakowie odbyło się pierwsze, historyczne zgrupowanie blind footballowej kadry Polski kobiet. Poprowadził je nowy selekcjoner Krzysztof Apolinarski, na co dzień trener sekcji blind footballu Warty Poznań. Blind football to rozgrywki piłkarskie dla osób niewidzących i niedowidzących. Z nowym trenerem kadry rozmawiamy o jego doświadczeniach, planach na przyszłość i o tym, dlaczego popłakał się na swoim pierwszym footballowym treningu. 

Rozmawia: Piotr Komorowski | Zdjęcia: Wiktoria Nowak

Czym jest blind football? Czy w ogóle można grać w piłkę, nie widząc? 

KRZYSZTOF APOLINARSKI: W zasadzie mecze blind footballu są bardzo podobne do tradycyjnej piłki nożnej, choć zawierają pewne elementy znane z hokeja. Nie ma tradycyjnych autów – zamiast tego boisko otoczone jest bandami, od których piłka może się odbijać. Drużyny liczą pięciu graczy (czterech w polu i bramkarz). Boisko podzielone jest na trzy strefy: obrony, środka i ataku. Za każdą z tych stref odpowiada jeden przewodnik, który pomaga zawodnikom, cały czas podpowiadając, gdzie znajduje się piłka i gdzie powinni się kierować. Piłka ma w środku specjalny dzwoneczek, który sygnalizuje zawodnikom jej położenie. Aby zapobiec kontuzjom i niebezpiecznym zdarzeniom, obrońca biegnący w stronę piłki musi krzyknąć „voy”, aby dać znać atakującemu, że jest w pobliżu. Mecze trwają 2 x 15 minut, a boisko mierzy 20 x 40 metrów. Oprócz tych zmian, które dostosowują rozgrywkę do potrzeb osób niewidzących, pozostałe zasady są takie same jak w tradycyjnej piłce nożnej. Mecze są bardzo dynamiczne i naprawdę dużo się w nich dzieje.

Jak to się stało, że zacząłeś interesować się blind footballem? Jak zostałeś trenerem?

Sam mam za sobą przygodę z piłką nożną. Byłem zawodnikiem m.in. Lecha Poznań i Warty Poznań, grałem na pozycji bramkarza. Po zakończeniu kariery zostałem bramkarzem także w drużynie blind footballej. Warto wspomnieć, że w tej dyscyplinie bramkarz jest jedyną osobą na boisku, która nie jest niewidząca ani niedowidząca. Pamiętam swoją pierwszą wizytę na treningu blind footballu. Zostałem zaproszony przez znajomego, który powiedział: „przyjedź, zobaczysz jak to wygląda”. Pojechałem tam z żoną, która nie mogła powstrzymać łez – zresztą mnie też było trudno. Entuzjazm i czysta radość z gry w piłkę tych zawodników naprawdę chwytały za serce. Jestem chyba kiepski w odmawianiu, więc mimo że miałem już inne zobowiązania, zgodziłem się zostać trenerem sekcji blind footballowej Warty. Teraz historia się powtórzyła. Piotr N. i Tomek K., dwie fantastyczne osoby, maksymalnie zaangażowane w rozwój blind footballu w Polsce, zapytały mnie, czy nie chciałbym poprowadzić kobiecej kadry. Ponownie – nie mogłem odmówić.

Blind Football

Jesteśmy po pierwszym, historycznym zgrupowaniu kadry kobiet w Krakowie. Jak przebiegało?

To jedno z dwóch miejsc w Polsce, obok Wrocławia, gdzie znajdują się profesjonalne boiska do blind footballu. Zresztą baza i organizacja w Krakowie są świetne – kadra ma tam wszystko, czego potrzebuje, by spokojnie trenować. Na razie w kadrze mamy 15 dziewczyn o bardzo różnym poziomie umiejętności. Trzon stanowią zawodniczki Warty Poznań, bo te dziewczyny są niesamowite. Patrzę bardzo pozytywnie na dalszy rozwój kadry. Moim marzeniem jest wyjazd na mundial, który w przyszłym roku, w październiku, odbędzie się w Indiach. Trzeba przyznać, że rozwój blind footballu kobiet to w dużej mierze zasługa UEFA, która mocno wspiera tworzenie drużyn narodowych (na poziomie rozgrywek klubowych, drużyny są mieszane).

Blind Football

Na co dzień jesteś trenerem sekcji blind footballowej w Warcie Poznań i masz regularny kontakt z zawodnikami i zawodniczkami. Jak to się stało, że oni zaczęli uprawiać blind football? Jaka jest ich motywacja?

To są niesamowici ludzie. Sportowe świry (śmiech), totalnie wkręceni w ten sport. A do tego obdarzeni świetnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Dla nich gra w blind football to możliwość wyjścia z domu, socjalizowania się z innymi. Szukają aktywności i traktują grę w piłkę jako świetną przygodę. To radość z piłki nożnej w czystej postaci. Muszę przyznać, że ci zawodnicy i zawodniczki dają mi olbrzymiego kopa i chęć do życia. Nawet jak mam chandrę, to trening z nimi sprawia, że wszystko mija.

W zeszłym roku zajęliście w rozgrywkach pucharowych trzecie miejsce. Jakie są Twoje oczekiwania w tym sezonie?

Warto dodać, że z drugim Śląskiem Wrocław przegraliśmy tylko różnicą bramek. Konkurencja w lidze jest bardzo silna, ale Warta ma mocną i zdeterminowaną drużynę, w którą bardzo wierzę. Myślę, że stać nas na wiele. Jednak tak naprawdę wynik nie jest dla nas najważniejszy. Trenujemy, bo to nas cieszy. Nie chcę, żeby presja wyników odebrała nam radość z piłki. Gdy jeździmy na zagraniczne turnieje, albo goście z zagranicy przyjeżdżają do nas, zawsze są pod wrażeniem atmosfery, która panuje w naszej drużynie. Na treningach jest dużo zabawy i humoru, bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Chciałbym, żebyśmy wygrywali puchary, ale przede wszystkim chcę, by moi zawodnicy byli szczęśliwi.

Blind Football

Piotr Komorowski

REKLAMA
REKLAMA
Blind Football
REKLAMA
REKLAMA

Stary Browar w ruchu – darmowe treningi w Parku z Xtreme Fitness 

Artykuł przeczytasz w: 2 min.
Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań

Joga dla szukających przestrzeni i balansu, pilates – dla wzmocnienia i elastyczności, taniec dla tych, którzy chcą się zdrowo wyszaleć – Stary Browar i załoga Xtreme Fitness Gyms Poznań zapraszają na letnie treningi w Parku. Od 5 czerwca do końca wakacji będzie można bezpłatnie dołączyć do sportowych zajęć w plenerze.

W poprzednich latach w zajęciach jogi w browarowym Parku uczestniczyło nawet kilkaset osób. Widok tak licznej grupy wykonującej synchronicznie kolejne asany w cieniu parkowych kasztanowców robi wrażenie. Miejsca wystarcza tutaj dla każdego, a instrukcje prowadzących są dodatkowo nagłośnione. 

Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań

Aktywne lato z Xtreme Fitness

Parkowe treningi w Starym Browarze poprowadzą profesjonalni instruktorzy z klubu Xtreme Fitness Gyms w Pasażu. W czerwcu, w każdą środę o 18:00, będzie można dołączyć do zajęć jogi. Program ćwiczeń dostosowany jest także dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z tą aktywnością. W klubie Xtreme Fitness dużą popularnością cieszą się zajęcia dance fitness – tej formy ruchu będzie można spróbować 26 czerwca i 30 lipca, również bezpłatnie. W lipcu program „Stary Browar w ruchu” kusi treningami modnego ostatnio pilatesu. Instruktorzy fitnessu zachwalają tę formę ćwiczeń. Pilates pomaga wzmocnić równomiernie całe ciało, poprawia postawę i krążenie krwi. O tym, jakie zajęcia odbędą się w Parku Starego Browaru w sierpniu zdecydują wkrótce uczestnicy w facebookowej ankiecie. 

Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań

Harmonogram:

JOGA – każda środa czerwca, godz. 18:00

PILATES – każdy wtorek lipca, godz. 18:00

TANIEC – 26 czerwca oraz 30 lipca, godz. 19:00

Aktywności w sierpniu wybierzecie sami – informacje wkrótce!

  • wstęp wolny
  • na zajęcia ubierz się w wygodny strój sportowy
  • na sesje jogi przyjdź ze swoją matą
  • w razie niepogody zajęcia mogą być odwołane – informacje będą publikowane na stronie wydarzenia na Facebooku

Poznański prestiż

REKLAMA
REKLAMA
Joga i pilates w Parku Starego Browaru Poznań
REKLAMA
REKLAMA

Piotr Łykowski | Od ciemności do światła – droga przez sport do pomagania innym

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Piotr Łykowski


Piotr Łykowski rozpoczął swoją podróż do zdrowego trybu życia w momencie, w którym wielu by się poddało. Ważąc 135 kilogramów, zmagał się z głęboką depresją i lękami, które sprawiały, że każdy nowy dzień był dla niego wyzwaniem. To właśnie w sporcie znalazł ulgę oraz dodatkowe wsparcie na drodze do zdrowia. A wraz ze zdrowiem zdobył nową pasję, która sprawiła, że Piotr postanowił bić kolejne osobiste rekordy w triathlonie i ultratriathlonie. Oto jego historia.


Rozmawia: Zuzanna Kozłowska | Zdjęcia: Prywatne materiały P.Ł.

Jakie główne wyzwania napotkałeś na początku swojej drogi do zdrowego trybu życia?

PIOTR ŁYKOWSKI: Na samym początku wszystko było wyzwaniem. Znalezienie motywacji, by wstać rano z łóżka i zrobić cokolwiek pozytywnego dla siebie, było codzienną walką. Każdy trening, każda zmiana w diecie wymagała ode mnie ogromnego wysiłku, bo oznaczało to rezygnację z małych przyjemności, które dawały mi chwilowe poczucie szczęścia. Przełom nastąpił, gdy zrozumiałem, że każda mała zmiana przybliża mnie do celu.

Jakie były początki Twojej przygody z triathlonem?

Moje pierwsze kroki w triathlonie zainspirował film o Jerzym Górskim „Najlepszy”. Historia tego człowieka, który pokonał swoje nałogi i wygrał podwójnego Ironmana, pokazała mi, że sport może być drogą do zmiany życia. Bez żadnej wiedzy o triathlonie, ale z ogromną chęcią zmiany, postanowiłem, że to będzie mój cel – ukończyć Ironmana. By jednak tego dokonać, czekała mnie długa droga, która oznaczała między innymi zmiany żywieniowe, długie treningi, naukę pływania, sporo wyrzeczeń. Zapisałem się na swoje pierwsze zawody na najkrótszym dystansie triathlonowym, które nie bez trudności, ale udało mi się ukończyć i zapragnąłem więcej.

Piotr Łykowski

Przygotowujesz się do największego wyzwania sportowego w Twoim życiu, pięciokrotnego Ironmana, czujesz bardziej podekscytowanie, strach czy mieszankę obu?

Jest to raczej mieszanka emocji. Podekscytowanie tym, co nieznane przez wyzwanie, które przed sobą postawiłem. Ale też świadomość, że to będzie najtrudniejsze przedsięwzięcie w moim życiu. To nie jest strach w negatywnym tego słowa znaczeniu, raczej szacunek dla dystansu i wyzwania. Pływanie, bieg, rower, trzeba być mistrzem każdej z dyscyplin, żeby ukończyć takie zawody, ale przede wszystkim trzeba być mistrzem determinacji, skupienia i pozytywnych myśli. To jest moje największe wyzwanie sportowe, ale też krok w kierunku czegoś jeszcze większego… Uważam, że mieszanka niepokoju i adrenaliny sprawia, że czuję się bardziej żywy niż kiedykolwiek. Wierzę, że każde takie doświadczenie sprawia, że stajemy się silniejsi, nie tylko na trasie, ale w życiu w ogóle.

Jak wygląda Twój typowy dzień treningowy, przygotowując się do słynnego Ironmana?

Dzień zaczynam od porządnego śniadania i suplementów, które przygotowują mój organizm i układ nerwowy do wysiłku. Następnie przechodzę do treningu – pływanie, jazda na rowerze lub bieganie, w zależności od planu. Każda z tych aktywności zajmuje mi około 2-3 godzin, a cały dzień jest ułożony tak, aby znaleźć czas na pracę, rodzinę i odpoczynek. Tak spędzam około 5 dni w tygodniu. Kluczową rolę odgrywa tu również dieta i regeneracja, które pomagają mi utrzymać regularność w reżimie treningowym. Dwa, czasem 3 treningi dziennie, ciężka i żmudna praca. Warto dodać, że dystans Ironmana, który przygotowuję się pokonać, to prawdziwe wyzwanie: 19 kilometrów pływania, 900 kilometrów jazdy na rowerze i 211 kilometrów biegu. To działa na zmysły. Staram się również nie zaniedbywać innych ról w moim życiu poza tym, że jestem sportowcem. Dlatego znajduję czas, by czytać bajkę przed snem dzieciom, spędzić czas z żoną. Pomiędzy treningami nadal jestem przedsiębiorcą, co również pozostaje punktem mojego skupienia. Każdy dzień wymaga więc bardzo dobrego zorganizowania, by zarówno treningi zostały odhaczone, jak i czas z bliskimi czy praca.

Piotr Łykowski

Poza sportem i biznesem — pomagasz. Co skłoniło Cię do założenia fundacji „Zdrowy Kierunek” i jakie są główne cele Waszej działalności?

Założenie fundacji „Zdrowy Kierunek” było dla mnie naturalnym krokiem. Pragnę dzielić się tym, co udało mi się osiągnąć i pomagać innym w potrzebie. Inspiracją była choroba mojej córki, ale szybko zrozumiałem, że chcę działać szerzej. Naszymi głównymi celami jest wsparcie dla dzieci z młodzieńczym idiopatycznym zapaleniem stawów, leczenie otyłości wśród młodzieży i dorosłych oraz pomoc osobom zmagającym się z depresją. Chcemy pokazać, że zmiana na lepsze jest możliwa i że zdrowy tryb życia może być kluczem do szczęścia.

Historia Piotra to opowieść o przemianie, która wykracza poza fizyczne zmiany. Jest to przykład na to, jak determinacja, praca nad sobą i wsparcie bliskich mogą pomóc pokonać najtrudniejsze wyzwania. Poprzez swoje działania – zarówno w sporcie, jak i poprzez fundację – Piotr inspiruje innych, pokazując, że droga do zdrowia i szczęścia jest możliwa dla każdego, kto jest gotów podjąć wyzwanie.

Zuzanna Kozłowska

Zuzanna Kozłowska

REKLAMA
REKLAMA
Piotr Łykowski
REKLAMA
REKLAMA

Kluby sportowe współpracują z biznesem jak PANDA?

Artykuł przeczytasz w: 5 min.

an da na sprzęt, pan da na turniej, pan da na rozwój akademii, pan da na wyjazd dzieci na obóz sportowy… Czy właśnie w taki sposób odbywają się dzisiaj rozmowy przedstawicieli podmiotów sportowych z przedsiębiorcami? Byłoby krzywdzące stwierdzić, że tak to wygląda we wszystkich klubach sportowych, jednak w wielu przypadkach nadal się zdarza, że kluby sportowe „współpracują” z biznesem w podobny sposób. Dlaczego zatem ta współpraca bywa nieskuteczna i czy istnieją nowe możliwości, aby firmy chciały aktywnie wspierać podmioty sportowe?

tekst: Przemek Wichłacz | zdjęcia: Adobestock

Nazywam się Przemysław Wichłacz i jestem specjalistą w dziedzinie marketingu oraz networkingu. Współpracując z przedsiębiorcami i reprezentantami klubów sportowych, dostrzegłem potencjalne możliwości ich rozwoju. Moim zamiarem jest zbudowanie społeczności, w której centralnym punktem będzie kreowanie relacji biznesowych opartych na wzajemnych korzyściach i zasadzie „win-win”.

Obecny model finansowania, dominujący w wielu klubach sportowych, opiera się na zasadzie „Pan da”, gdzie kluby są zależne od hojności i gotowości sponsorów do finansowania ich potrzeb często w zamian za zaspokojenie miłości do sportu właściciela firmy. Taka zależność od zewnętrznych źródeł finansowania nie tylko ogranicza samowystarczalność i niezależność klubów, ale także stawia je w niepewnej sytuacji, szczególnie w obliczu zmieniających się warunków rynkowych i ekonomicznych.

Kluby sportowe, zamiast aktywnie rozwijać własne strategie biznesowe i budować trwałe modele finansowe, często polegają na niestabilnych źródłach dochodu, co może prowadzić do sytuacji, w której nawet niewielkie zmiany w finansowaniu mogą mieć poważne konsekwencje dla przyszłości klubu. Dodatkowo, zależność od sponsorów często zmusza kluby, aby iść na kompromisy, które mogą być niezgodne z ich długoterminową wizją czy wartościami.


Stąd pojawia się pytanie o nowe metody finansowania, które mogłyby zapewnić klubom większą stabilność finansową i niezależność. Czy kluby sportowe mogą samodzielnie generować dochód, redukując swoją zależność od zewnętrznych sponsorów? To kluczowe kwestie, na które poszukamy odpowiedzi, mając na uwadze, że stabilne środowisko finansowe jest kluczowe dla rozwoju każdej organizacji sportowej.

AdobeStock 320607810 2

Nowe perspektywy współpracy klubów sportowych z biznesem

Kluby sportowe stoją przed wyzwaniem pozyskania sponsorów, którzy oczekują więcej niż tradycyjne eksponowanie marki. Dzisiejszy sponsor szuka realnych korzyści biznesowych: dostarczenia nowych klientów, możliwości współpracy z innymi firmami oraz dostępu do znanych osobistości, które mogą wspierać rozwój ich firmy. Kluby sportowe mogą zaoferować coś więcej niż tylko przestrzeń reklamową:

  • Dostarczenie firmie nowych klientów: Kluby mogą wykorzystać swoją bazę fanów i sieć kontaktów, jak również społeczność biznesową wokół klubu do promowania produktów i usług sponsorów.
  • Dostarczenie partnera biznesowego do rozwoju firmy: Współpraca z klubami sportowymi może otwierać nowe możliwości biznesowe, łącząc sponsorów z innymi firmami i przedsiębiorcami w ramach sieci biznesowych.
  • Zapoznanie sponsora ze znanym nazwiskiem: Kluby sportowe często mają kontakty z wpływowymi osobistościami, które mogą działać jako ambasadorzy marki sponsora, zwiększając jej widoczność i prestiż.
  • Rekomendacja zaufanego podmiotu do działań CSR: Kluby mogą wspierać sponsorów w realizacji ich celów CSR, proponując projekty zgodne z ich wartościami i celami.
  • Umożliwienie kontaktu z firmami z rynków zagranicznych: Międzynarodowe kontakty i partnerstwa klubów mogą ułatwić sponsorom dostęp do rynków zagranicznych i nawiązanie ważnych relacji biznesowych.

Takie podejście umacnia pozycję klubów na rynku i tworzy korzystne relacje biznesowe, przekraczające model „Pan da”. Nowoczesna współpraca może być kluczem do stabilnego rozwoju klubów sportowych i ich partnerów biznesowych.

Wspierajmy sport, skorzystają NASZE DZIECI

Ważne jest, aby osoby zainteresowane dobrem klubów sportowych angażowały się w dyskusję o ich finansach. Zachęcam do dzielenia się doświadczeniami i spostrzeżeniami. Rozmowa jest kluczowa, aby zrozumieć potrzeby i wyzwania, przed którymi stoją kluby sportowe.

INSTAGRAM: @przemekwichlacz. – porozmawiajmy o tym!

Kluby sportowe powinny być więcej niż pasywnymi odbiorcami wsparcia finansowego. Przez aktywną współpracę, innowacje i przemyślane strategie biznesowe, mogą one osiągnąć stabilność finansową i niezależność, zapewniając trwałe korzyści sobie i swoim partnerom.
Pamiętajmy, że inwestując w kluby sportowe, inwestujemy w przyszłość naszych dzieci, które dzięki nim mają szansę na rozwijanie swoich talentów i budowanie zdrowych nawyków, zamiast spędzać czas w wirtualnym świecie. To inwestycja w zdrową i aktywną przyszłość młodego pokolenia i w sport jako taki. Czas na refleksję i działanie.

Przemysław Wichłacz

Przemysław Wichłacz

Nazywam się Przemysław Wichłacz i jestem specjalistą w dziedzinie marketingu oraz networkingu. Współpracując z przedsiębiorcami i reprezentantami klubów sportowych, dostrzegłem potencjalne możliwości ich rozwoju. Moim zamiarem jest zbudowanie społeczności, w której centralnym punktem będzie kreowanie relacji biznesowych opartych na wzajemnych korzyściach i zasadzie „win-win”.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Jak radzić sobie z brakiem sportowego sukcesu?

Artykuł przeczytasz w: 8 min.
Koniec kariery sportowej|Przemek wichłacz|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej

Tekst powstał z myślą o rodzicach zawodników i zawodniczek, aby pokazać im jak może wyglądać perspektywa niespełnionego sportowca. Często zdarza się, że jako nastolatek trafiasz do najlepszej piłkarskiej akademii. Osiągasz sportowe sukcesy, twoje indywidualne wyniki są imponujące, a twoje nazwisko jest głośno wymieniane na rodzinnych spotkaniach i w szkole. Jesteś w centrum uwagi. Kontynuując swoją sportową karierę, osiągasz kolejne sukcesy – reprezentujesz młodzieżową reprezentację Polski, zdobywasz puchary, trofea i indywidualne wyróżnienia. Słyszysz komplementy od trenerów i słowa zachęty, że masz szansę osiągnąć wiele. Wzrastają twoje oczekiwania i nadzieje.

W klubie, w którym obecnie jesteś, masz wszystko, czego potrzebujesz. Masz dostęp do fizjoterapeuty, dietetyka, psychologa i doskonałych trenerów. Na treningach masz dobrze przygotowane boiska, a sprzęt treningowy jest zawsze gotowy. W internacie masz zapewnione niezbędne rzeczy. Wszystko jest profesjonalnie zorganizowane, tak jak powinno być. Wyobrażasz sobie, że w dorosłej piłce będzie tak samo. Marzysz o grze w największych klubach, na największych stadionach, w wielkich meczach. Nastaje jednak moment przejścia z juniorskiej piłki do seniorskiej – moment pełen niebezpieczeństw. Możliwe, że albo będziesz kontynuować swoją karierę w klubie, w którym dotąd się rozwijałeś, albo będziesz musiał zmienić klub i przyzwyczaić się do nowych standardów. Jakie pułapki wiążą się z przyzwyczajeniem do pewnych standardów? Jakie realia czekają na zawodnika w seniorskim futbolu? Jak bardzo własne ego może utrudnić uprawianie sportu?

Przyzwyczajenie do pewnego poziomu

Pamiętam doskonale, jakie oczekiwania miałem w momencie, kiedy zakładałem opaskę kapitana Lecha Poznań, odbierałem puchar za wicemistrzostwo Polski, a trener wyróżniał mnie indywidualnie. To były chwile, kiedy człowiek idzie spać po takich wydarzeniach i nie może zasnąć, mając przed oczami swoje marzenia. W moim przypadku marzyłem o debiucie w Ekstraklasie, strzeleniu gola przed pełnym stadionem, a idealnym wydarzeniem było założenie opaski kapitana i wyprowadzenie zespołu na mecz.
Jednak istnieje pewne niebezpieczeństwo – brak realizacji ich marzeń. Co się dzieje, gdy dotknie cię rzeczywistość? Spełnienie tych marzeń okazuje się niemożliwe, ponieważ zdajesz sobie sprawę, że droga do pierwszego zespołu jest zamknięta. Klub nie widzi w tobie przyszłości w pierwszym zespole i masz dwie możliwości: Pozostajesz w klubie jako uzupełnienie składu. lub z niego odchodzisz Ja zdecydowałem się odejść. Chciałem nadal być ważny i mieć szansę awansu w hierarchii. Odrzucenie to jednak spowodowało głębokie poczucie porażki. W mojej głowie inny klub niż Lech Poznań oznaczał krok wstecz. Jedna z bliskich osób powiedziała mi wtedy: „Czasami trzeba zrobić krok wstecz, aby móc zrobić dwa w przód.”
Z jednej strony zrozumiałem sens tej wypowiedzi i szukałem miejsca, które umożliwiłoby mi powrót na ten poziom. Z drugiej strony potwierdzało to, że wykonuję krok do tyłu. Czy kiedykolwiek byłeś w takiej sytuacji? Wiesz, co będzie dalej?

Przemek wichłacz
Mistrzostwo Polski do lat 15


Weryfikacja przyzwyczajeń

Nastąpiła weryfikacja moich przyzwyczajeń i tego, jak wygląda otoczka piłki nożnej w innych miejscach, porównując Lecha Poznań z innym klubem, który znajdował się dwa poziomy niżej:

  • 5-osobowy sztab trenerski na każdym treningu vs jeden trener,
  • dostęp do fizjoterapeuty przed i po treningu vs brak fizjoterapeuty,
  • świetne wyposażenie internatu vs stare, nieodświeżone pomieszczenia,
  • profesjonalnie przygotowany sprzęt treningowy vs amatorski sprzęt,
  • dbanie o detale w Ekstraklasie vs brak uwagi na podstawowe potrzeby zawodników.
    Można wymieniać dalej, ale chciałbym zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że jeśli teraz jesteś na szczycie, sytuacja może się wkrótce zmienić, a twoje przyzwyczajenie do pewnych standardów może utrudniać adaptację w nowym miejscu i pełne wykorzystanie swoich umiejętności piłkarskich.
    Rozwiązaniem jest budowanie własnej świadomości i docenienie tego, co się ma w danym momencie. Własne ego i przyzwyczajenie do pewnych „luksusów” nie pomogą. Czasami trzeba zrobić krok wstecz, a następnie dwa w przód. Akceptacja obecnej sytuacji, determinacja i ciężka praca zarówno na boisku, jak i wewnątrz siebie są kluczowe, jeśli chcesz powrócić do poziomu, którym przyzwyczaiła cię akademia piłkarska w Ekstraklasie. W moim przypadku, na początku musiałem zaakceptować obniżenie poziomu, w którym się znalazłem. Im dłużej trwał brak perspektyw powrotu do Ekstraklasy, tym częściej pojawiało się marudzenie w mojej głowie: „Czegoś brakuje”, „Tak powinno być jak w Lechu”, „To nie jest tak profesjonalne, jak kiedyś”. To myślenie nie przynosiło żadnych pozytywnych efektów, a jedynie wpływało negatywnie na moją wydajność na boisku.
    Zdarzało się, że grałem swoje najlepsze mecze, gdy na boisku dostrzegałem elementy, które przypominały mi profesjonalizm Ekstraklasy – transmisje na żywo, obecność trenera pierwszego zespołu, rywale z doświadczeniem w Ekstraklasie lub I lidze, a także liczba kibiców na stadionie. To motywowało mnie do działania, a mecze, w których tych elementów brakowało, stawały się zwykłymi wydarzeniami, nie wzbudzającymi emocji. Każdy mecz powinien być dla ciebie najważniejszym meczem, niezależnie od tego, jakie są warunki.
    Miedź Legnica – rok 2015
Koniec kariery sportowej
Miedź Legnica – rok 2015

Błędy, które nie zostały przepracowane wówczas, możesz teraz poprawić i zbudować w sobie świadomość, że stadion, szatnia i trener nie mają znaczenia dla twojej postawy. Jeśli potrafisz być tak samo zmotywowany na trzecioligowym stadionie, jak na stadionie Ekstraklasy, możesz powiedzieć, że kontrolujesz swoją motywację i zaangażowanie. W przeciwnym razie, musisz pracować nad swoją mentalnością i podejściem do zawodu. Jeśli nie zrobisz tego szybko, stracisz kolejne rundy, kolejne sezony, a zważywszy, jak krótka jest kariera piłkarska, może to mieć poważne konsekwencje dla twojej przyszłości.

Koniec kariery sportowej

Jeżeli w pewnym momencie twoja przyszłość nie będzie już związana z piłką nożną, czekają cię podobne wyzwania. Będziesz musiał walczyć ze swoimi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami. SPORT kontra BIZNES. Kariera piłkarska może nie pójść zgodnie z twoimi planami, więc przyjdzie czas, aby poszukać innych źródeł dochodu poza piłką nożną. Wtedy często będziesz musiał zmierzyć się z różnicami między twoimi oczekiwaniami dotyczącymi zarabiania pieniędzy w piłce nożnej, a realiami pracy w „normalnym” zawodzie.
Przyzwyczaiłeś się do tego, że za 5-6 treningów tygodniowo plus mecz dostajesz stosunkowo wysokie wynagrodzenie. To wygodna sytuacja, ponieważ otrzymujesz pieniądze za coś, co jest twoją pasją i nie traktujesz tego jako pracę. Jeśli taka sytuacja trwa przez wiele lat, naturalnie przyzwyczaisz się do tego stanu rzeczy. Połączenie pasji z pracą jest idealnym rozwiązaniem. Jednak, kiedy piłka nożna staje się twoją jedyną pasją, a potem szukasz pracy poza nią, okazuje się, że spotykasz się z dwoma zupełnie różnymi światami.
Świat piłki nożnej kontra świat biznesu i normalnej pracy zawodowej. Dowiadujesz się, że:

  • aby zarobić podobne pieniądze jak w piłce nożnej, nie wystarczy pracować 8 godzin dziennie na etacie,
  • nie wystarczy 3-4 godziny pracy, jakie poświęcałeś na trening, aby osiągnąć dochód z własnej działalności gospodarczej,
  • nie jest tak łatwo wymyślić „coś swojego” (co często mówią piłkarze, pytani o plany po zakończeniu kariery – „otworzę coś swojego!”), jak się wydaje,
  • osiągnięcie premii na etacie to nie tylko 90 minut wysiłku.
    Są to tylko niektóre zmiany, które sprawiają, że trudno jest odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
    Patrząc teraz z perspektywy osoby, która zakończyła profesjonalną grę w piłkę i wkroczyła w świat biznesu, mogę powiedzieć, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak wiele trzeba włożyć wysiłku, aby zarobić dobre pieniądze w „normalnej” pracy. Jak trudno jest zdobyć finanse za poświęcony czas, ponieważ w przypadku wielu zawodów zarabiasz pieniądze, gdy jesteś skuteczny, podczas gdy w piłce nożnej, niezależnie od wyników, zawsze otrzymujesz pewną kwotę. Kiedy prowadzisz własną firmę, nie jest to już takie proste.
    Wielu zawodników w takiej sytuacji mimo wszystko pomyśli: „Otworzę firmę lub pójdę do pracy w innym zawodzie, nie będzie dla mnie problemu”. Życzę im tego, ale wiem, że prawdziwe doświadczenia przyjdą dopiero wtedy, kiedy sami na własnej skórze przekonają się, jak to jest. W tych momentach olbrzymim wsparciem są bliscy, którzy będą w stanie zrozumieć, że zaczyna się „życie po życiu”…
REKLAMA
REKLAMA
Koniec kariery sportowej|Przemek wichłacz|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej|Koniec kariery sportowej
REKLAMA
REKLAMA

Przemysław Pluciński | Trudny, acz emocjonujący MOTORSPORT

Artykuł przeczytasz w: 7 min.
Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad

O tym, że motorsport może być nie tylko wielką pasją, ale i sposobem na biznes rozmawiałam z Przemysławem Plucińskim, CEO podpoznańskiej drużyny motorsportowej DriveSquad i właścicielem Mistrzostw Polski Super S Cup.

Jak zaczął Pan swoją przygodę z motorsportem?

PRZEMYSŁAW PLUCIŃSKI: Myślę, że jak wielu światowych kierowców – od… kibicowania. Początkowo oglądałem wyścigi i rajdy w telewizji, później jeździłem kibicować podczas wydarzeń motorsportowych na żywo. Chwilę później zdecydowałem się wziąć udział w amatorskim wyścigu na próbę i już wtedy wiedziałem, że to pasja dla mnie.

Co spowodowało, że tory Pana pracy zawodowej całkowicie przeniosły się do świata aut wyścigowych?

W grę weszły relacje biznesowe. Mój wspólnik prowadził już wtedy firmę DriveSquad i po rozmowie z nim, podjąłem decyzję o zakończeniu pracy w korporacji i całkowitym skupieniu się na rozwoju ekipy motorosportowej. Przejąłem więc prowadzenie organizacji, trzeba przyznać z sukcesami. Miałem na tamten czas odpowiednie kwalifikacje oraz doświadczenie – przepracowane 2,5 sezonu startów w Wyścigowych Samochodowych Mistrzostwach Polski, a także w rajdach amatorskich – dodatkowo energii do tego dodawała pasja, którą zarażałem innych. To przełożyło się na sukcesywne budowanie ekipy kierowców, którzy dołączyli do nas, rozwijając firmę.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Jest wiele osób, które mają predyspozycje do osiągnięcia sukcesu w tym sporcie, ale nie wiedzą, jak zacząć. Jaką radę miałby Pan dla nich?

Trenowanie pod naszym okiem. Drużyna DriveSquad to pasjonaci, ale i bardzo utalentowani ludzie, którzy dziś walczą o tytuły Mistrzów Polski WSMP. Posiadamy też jedną z największych wyścigowych flot Mini Cooper S i Audi VR6 w kraju – dzięki nim, kierowca nie musi martwić się o najlepszy sprzęt – może się skupić wyłącznie na szkoleniu umiejętności z naszymi trenerami. Zapewniamy też elastyczne podejście do zawodników, tak, aby dać im przestrzeń na oswojenie się z autem, jazdą, torem. Jeśli ktokolwiek choć przez chwilę pomyślał „też chcę spróbować, też chcę poczuć tę adrenalinę” – zapraszamy do kontaktu – zrobimy wszystko, by spełnić te marzenie. Zaś tym, którzy już nieco profesjonalniej myślą o jeździe i chcieliby powalczyć o tytuł Mistrza Polski – zapraszamy do Super S Cup – wyścigów o randzie pucharowej. Można przyglądać się im w najbliższych tygodniach m.in. na Torze Poznań czy Slovakia Ring. Mimo że ten sezon mamy już zamknięty pod kątem udziału, zapraszamy do śledzenia naszej strony czy social mediów – tam informujemy na bieżąco o aktualnych zapisach na nowy sezon lub o projektach specjalnych z naszą ekipą.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Czy motorsport jest dla wszystkich?

I tak, i nie. Z jednej strony, nie trzeba mieć profesjonalnej licencji wyścigowej, by startować w różnych zawodach lub jeździć na Torze Poznań szybkim autem dla własnej frajdy. Do takich jazd, ale i np. amatorskich jazd typu TrackDay można przystąpić od razu – wystarczy, że ma się sprawne auto (można też je wynająć od nas, by być najszybszym w swej klasie i zdobyć tytuł). Z drugiej zaś strony są wydarzenia, podczas których się nie wystartuje, bo nie posiada się Licencji Kierowcy Wyścigowego. I tu pomożemy ją zdobyć.

Jednak patrząc na ten sport jeszcze z innej strony – nie każdy może zostać światowej klasy kierowcą z dnia na dzień. Do tego trzeba praktyki, treningów, cennych rad instruktorskich. Bo o ile niemal każdy może jeździć szybko samochodem, już nie każdy wykręci najlepszy czas, nie każdy wejdzie w zakręt odpowiednio technicznie, i nie każdy wyjdzie z opresji kontaktowej z przeciwnikiem tak, aby nie narazić auta na straty mechaniczne, które kosztują. Nasi zawodnicy, trenowani pod naszym okiem to osoby z zaciętością, ambicją, osoby silne charakterem. I takich też szukamy. Te cechy jednak wzmacniają się z czasem. Trzeba też przyznać, że duże znaczenie ma również kwestia finansowa, ponieważ – nie ukrywając – sport ten wymaga niemałego wkładu.

Przemysław Pluciński DriveSquad

No właśnie, pomówmy o pieniądzach. Dlaczego motorsport jest tak prestiżowy?

Bo kosztuje sporo, ale dzięki temu – nie jest dla wszystkich. Stosowanie innowacyjnych i wydajnych komponentów: silniki, aerodynamiczne nadwozie, skrzynia biegów, zaawansowane systemy telemetryczne, specjalistyczne opony i hamulce, paliwo wysokooktanowe, części zamienne i inne – to tylko początek wyliczanki. W motorsporcie liczą się setne sekundy i to dosłownie, więc na częściach i konserwacji oszczędzać nie można. Jednak motorsport to przede wszystkim biznes i relacje – które jak wiadomo, są bezcenne! Dobry networking przynosi wymierne korzyści i to też oferujemy w ramach spotkań w parku maszyn DriveSquad. Podczas rozmów kuluarowych rozmawiamy nie tylko o ścieralności opon, ale i o potencjalnych biznesach i projektach, które nasi kierowcy często prowadzą wspólnie.

Czy da się na motorsporcie zarobić?

Tak, choć my robimy to z pasji. Naszym celem od zawsze była zabawa, prędkość, bicie rekordów toru i uśmiech naszych zawodników, którzy np. w wyścigach Super S Cup walczą w randze Mistrzostw Polski, będąc nagradzani podczas oficjalnej Gali Sportu Samochodowego Polskiego Związku Motorowego. Zabawne, że przychodzili do nas tylko po to, by spełnić marzenie i pojeździć, a często wychodzą z pucharem w ręku i dobrym PR-em w mediach, czego się nie spodziewali.

Z drugiej jednak strony, jak wspominałem wcześniej, obok pasji – motorsport to świetne miejsce dla biznesu. Pomaga on zdobywać nowych klientów i budować markę własną: stąd sponsoring wielu firm i ich udział jako patrona ekipy. Motorsport to także miejsce wymiany kontaktów, to rozmowy o grubych pieniądzach, z ludźmi, którzy te pieniądze mają. Motorsport to także inwestycja w siebie – mało kto ma odwagę i okazję jeździć obok znanych gwiazd czy walczyć o tytuł najlepszego kierowcy w wielu prestiżowych eventach w Polsce i na świecie. Z nami się to udaje. Każda kolejna publikacja w mediach po wyścigach, buduje prestiż kierowcy i jego środowiska. Budowanie nazwiska w świecie motorsportu pomaga, także amatorsko. Część naszych kierowców należy do wielkopolskiej loży Biznes Center Club.

Przemysław Pluciński DriveSquad

Czy sponsoring w motorsport (np. inwestując w Waszą drużynę) opłaca się dziś?

Wszystko zależy, jak postrzegamy sponsoring – czy ma to być narzędzie do szybkiego zwrotu z inwestycji, czy jednak jako czynnik wpływający na długoterminowy wzrost świadomości marki i wizerunek. Jeśli to drugie – to tak. Dla przykładu, oklejenie naszego auta logotypem partnera pozwala podczas jednego, średniego eventu dotrzeć do kilku tysięcy osób. Sam Rajd Barbórka, czyli najbardziej medialne wydarzenie motorsportowe (podczas którego jeździmy corocznie naszymi Audi VR6), pozwala dotrzeć naszym partnerom do ponad kilkuset tysięcy oglądających. Chętnie dajemy możliwość naszym klientom do sprawienia przyjemności także ich klientom VIP – dlatego organizujemy spotkania zamknięte, np. integracje, wzmocnienie więzi z top-sprzedawcami czy spełnienie marzenia szefa. Sponsoring jest widowiskowy, daje emocje, a emocje to pieniądze. Sponsoring jest też efektowny – oklejenie auta robi fantastyczne wrażenie i może pokazać niemal wszystko. Z drugiej strony inwestycja w siebie jako kierowca to kolejny ważny element personal brand building.

Przemysław Pluciński DriveSquad

A na koniec, gdzie można was zobaczyć w akcji? 

Przede wszystkim zapraszamy do naszego DriveSquad Garage do Niepruszewa, gdzie mamy park techniczny dla ponad 20 wyścigowych aut Mini Cooper S. Jeśli nie mogą Państwo odwiedzić nas osobiście, zapraszamy na cykliczne imprezy WSMP organizowane przez Automobilklub Wielkopolski oraz rundy Track Day 2023 na Torze Poznań (wstęp jest bezpłatny). By być na bieżąco z najbliższymi wyścigami, zapraszamy na nasz profil Facebook lub Instagram @DriveSquad.pl

REKLAMA
REKLAMA
Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad|Przemysław Pluciński DriveSquad
REKLAMA
REKLAMA

Już dziś gala Biznes Boxing Polska

Artykuł przeczytasz w: 8 min.
gala Biznes Boxing Polska - Jacek Jaśkowiak|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska

Trenuj, walcz, pomagaj, a więc gala bokserska. Boks może dać wiele dobrego, nie tylko ludziom związanym z tym sportem – jak?

JULIAN SZUMOWSKI: To trzy słowa – trenuj, walcz, pomagaj – które w skrócie mówią najwięcej o tym, co robimy. Zapraszamy osoby, które nie miały rękawic bokserskich na ręku do 8-tygodniowego treningu, jaki dostają za darmo. Aktywizujemy zatem do sportu ludzi, którzy mają jakieś marzenie, chcą wyjść ze swojej strefy komfortu, mając w sobie mnóstwo obaw, czy sobie poradzą, czy sprostają temu wyzwaniu.
Na pierwszym spotkaniu organizacyjnym zadajemy pytanie, kto pierwszy raz w życiu założy dzisiaj rękawice bokserskie. Widząc często połowę rąk w górze, staramy się jak najszybciej dodać im otuchy i w całym procesie treningowym dobrać odpowiedniego przeciwnika do walki. To jest dla nas najważniejszą rzeczą, bo żadna przyjemność dostać słabszego przeciwnika, którego zdominujemy i też w drugą stronę, żadna frajda dostać „bęcki” od kogoś dużo silniejszego.
Jednak sama gala finalnie daje dużo dobrego nie tylko uczestnikom. Ponad 3 mln złotych zebraliśmy na prawie 50 galach Biznes Boxing Polska na cele charytatywne.


Jaki jest klucz doboru podmiotów, które wspieracie do wydarzenia?

Mieliśmy wiele propozycji od fundacji. Współpracowaliśmy z wieloma, mieliśmy również rekomendacje od Prezydenta. Dziś przede wszystkim szukamy kogoś więcej niż beneficjenta gali. Chcemy mieć partnera, który pomoże nam w zdobyciu licytacji, który pomoże nam zaprosić gości, który aktywnie zaangażuje się w wydarzenie. Wspieraliśmy zbiórki na motoambulanse, na wybudzanie ludzi ze śpiączki, na szlachetną paczkę, na dzieciaki chojraki. Wspólną rzeczą w tych zbiórkach jest to, że nie zbieramy na jedną osobę, tylko na wsparcie pewnej grupy czy idei, która jest bliska sercom zawodników i gości.

gala Biznes Boxing Polska

Sporty walki pomagają potrzebującym? Jak to jest, że brutalny sport wspiera innych? Skąd ten pomysł?

Często ludzie wrzucają nas w szufladkę promowania brutalnego sportu, ale po pierwsze proszę pamiętać, że na galach są obowiązkowe kaski, duże rękawice bokserskie i oczywiście ochraniacze na zęby, czyli bardziej przypomina to boks olimpijski. Boks jest jednym z najbardziej prestiżowych i szlachetnych sportów walki na świecie. Druga rzecz, dzięki emocjom, które się wyzwalają nie tylko wśród zawodników, ale także wśród gości, możliwe jest potem duże zaangażowanie w licytacje. Gdybyśmy grali w szachy to boję się, że zbiórki nie osiągnęłyby 20% kwot, które zbieramy. Ta adrenalina i emocje, które się włączają w ludziach szczególnie oglądających swoich znajomych… Oni dostają taką dawkę adrenaliny, że często chcą się odwdzięczyć za te emocje, które dostali, oglądając zmagania.


To jest też sport, z którym związany jest Prezydenta Miasta Poznania Pan Jacek Jaśkowiak. Nieprzypadkowo angażuje się właśnie w BBP i to nie pierwszy raz.

Tak, to jest przede wszystkim facet, który ma geny olimpijczyka. Obserwuję Pana Prezydenta odkąd pierwszy raz stanął do naszego ringu i muszę powiedzieć, że ma nieprawdopodobną formę i sylwetkę w wieku 59 lat. Na początku miał być tylko gościem na gali, ale od razu przejął rolę aktywną i został zawodnikiem. Często podkreśla, że dzięki zaangażowaniu wykonał bardzo duży postęp w umiejętnościach bokserskich. Najważniejsze jest jednak, że jest prawdziwym ambasadorem boksu. Angażuje się w zawodowy boks, organizacje gal bokserskich, promocje szacunku i podziwu dla pięściarzy.
Boks to przecież nie tylko fizycznie korzyści, to również psychiczna siła. Nawet godzinny trening z trenerem personalnym jest wręcz terapeutyczny. Podczas uderzenia wyrzucamy z siebie negatywną energię i zwiększamy swoją pewność siebie.

gala Biznes Boxing Polska

Czy BBP to marka, do której nie trzeba namawiać? Jak angażujecie ludzi do tak dużego wyzwania. Musicie w nich wzbudzić przecież duże pokłady odwagi.

Ciekawe pytanie… Myślę, że w momencie, gdy zaczynają trenować i zbierać pieniądze (każdy ma swoją skarbonkę), to już jest moment łapania wiatru w żagle. Już wtedy nie mogą doczekać się walki. Proszę pamiętać, że nie zawsze jesteśmy w stanie dobrać parę, albo przez kontuzje jakiś zawodnik, który bardzo chce walczyć, jest wykluczony. Wtedy robimy wszystko, żeby ten drugi, zdrowy zawalczył i szukamy wśród naszej stale powiększającej się społeczności osobę, która stanie do walki.
Nigdy natomiast nie miałem sytuacji, żeby ktoś się rozmyślił w ostatniej chwili. Zawodnicy nie mogą się doczekać i biorą na siebie odpowiedzialność. Mają w sobie mnóstwo odwagi, którą też budujemy przez 8 tygodni profesjonalnych treningów.

gala Biznes Boxing Polska

Kto tworzy BBP?

Proszę sobie wyobrazić, że kiedyś zaczynałem sam. Pamiętam rok 2016, gdy oklejałem ring jak już stał na swoim miejscu, pomagałem w ustawianiu stolików, jechałem rowerem po koszulkę Lecha Poznań, czy rozstawiałem prezenty dla gości. To był naprawdę chrzest bojowy na każdym stanowisku, a dzisiaj jest to drużyna ludzi, która nie tylko pomaga przy galach, ale także inicjuje różne aktywności czy gale w innych miastach. Jest z nami Michał Płonka, który zaczynał od roli konferansjera, następnie zawodnika, a potem już został organizatorem. W Poznaniu jest z nami Karol Łapawa, zawodowiec, który na początku był trenerem, dzisiaj również w roli organizatora. Zespół tworzy również Grzegorz Guzek, Balbina Radzimierska, którzy również organizują gale, a dodatkowo mamy grupę konferansjerów, czyli naszych napastników.
To oni nadają całą atmosferę gali. To jak oni potrafią zapowiadać zawodników… Czasami widzę na próbie jak ćwiczą, to wtedy wystarczy spojrzeć na uczestników. Oni mają dreszcze! To są prawdziwe emocje. Dodatkowo też muszę wspomnieć o trenerach, którzy działają lokalnie. Nie ściągamy trenerów z Polski, tylko mamy w lokalizacjach gali kluby bokserskie i osoby, które aktywnie z nami działają.

gala Biznes Boxing Polska

W takim przypadku motywacja do działania płynie od prezesa, czy każdy ma ją w sobie? Czuję, że nie trzeba zbyt wiele Was motywować.

Ostatnio powiedziałem, że nawet gdybym chciał to zatrzymać, to nie da się tego zrobić. To już złapało taki wiatr w żagle, że organizatorzy, ludzie, którzy tworzą BBP mają tyle motywacji i umiejętności w sobie, że podczas niektórych gali mogę swobodnie usiąść, porozmawiać z gośćmi i napić się kieliszka szampana. Mogę wtedy się cieszyć wieczorem wspólnie z ludźmi, którzy nam zaufali.


Dlaczego poznańska gala jest wyjątkowa?

To jest 50 gala BBP! W Poznaniu cały projekt się rozpoczął i to w Poznaniu Prezydent zdecydował się zawalczyć po raz pierwszy. Przy ilości gal, które organizujemy to właśnie okrągła przypada na Poznań. Druga sprawa to fakt, że jest to 10 gala, która odbędzie się w tym mieście. Same okrągłe liczby. Jednocześnie Poznań zebrał zdecydowanie najwięcej pieniędzy ze wszystkich miast, w Poznaniu były rekordowe zbiórki…
Trzecia kwestia – po raz trzeci w ringu pojawi się Prezydent Miasta Poznania Pan Jacek Jaśkowiak. Prezydent sugerował, żeby gala odbyła się właśnie 12 maja w MTP, ponieważ będzie to bezpośrednio po kongresie Impact, o którym mówi cała Polska. Prawdopodobnie wielu gości kongresu zagości na naszej gali. Warto również wspomnieć, że będzie do zdecydowanie większa gala niż dotychczas. Większa przestrzeń, więcej miejsc siedzących, większe wydarzenie. Kto był w 2016 roku myślę, że nie musimy go przekonywać, bo to było coś wyjątkowego. Chcemy to powtórzyć!
Muszę też wspomnieć o celu zbiórki. Będziemy zbierać pieniądze na sprzęt rehabilitacyjny dla seniorów, żeby zwiększyć poziom i jakość ich życia.
Zapraszamy, bo to będzie wielkie święto boksu!

REKLAMA
REKLAMA
gala Biznes Boxing Polska - Jacek Jaśkowiak|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska|gala Biznes Boxing Polska
REKLAMA
REKLAMA

Marka osobista. Dlaczego zawodnik, trener oraz ludzie ze świata sportu muszą dbać o swój wizerunek?

Artykuł przeczytasz w: 4 min.
Marka osobista

Wyobraź sobie sytuację, w której pytam kogoś czy zna Twoje nazwisko. Jeśli zna, to nawet nie zdążę zadać kolejnego pytania, a w głowie tej osoby rozpoczyna się pewien proces. Napływają informacje na Twój temat. Wyobraża lub przypomina sobie Twoją osobowość, sposób bycia, wartości, jakie masz i historie z Tobą związane. Jest to wypadkowa wszystkich działań, jakie wspólnie mieliście. Inaczej mówiąc, pod Twoim nazwiskiem są ukryte dane, które są przypisywane tylko do Ciebie.

To Twoja wizytówka, na którą świadomie lub mniej świadomie pracowałeś w każdym miejscu, gdzie miałeś kontakt z drugim człowiekiem. To nic innego jak wytworzenie marki osobistej, która odpowiada poniekąd na pytanie:



Dlaczego sportowcy uprawiający piłkę nożną, tenis czy koszykówkę zarabiają tak ogromne pieniądze zarówno z kontraktu sportowego, jak i z reklam?

Właśnie dlatego, że dokładając markę osobistą do kariery sportowej, wykorzystują rozpoznawalność danego sportu i są w stanie pomnażać swój dochód. Sport to dziedzina, która przyciąga uwagę milionów ludzi na całym świecie. Zawodnicy, trenerzy oraz kluby sportowe są na bieżąco obserwowani przez media, kibiców oraz sponsorów. Każda ich wypowiedź, zachowanie czy wybór może mieć wpływ na ich wizerunek, a tym samym na ich karierę. W dzisiejszych czasach sport to nie tylko rywalizacja, ale również biznes – potwierdzają to m.in. przykłady zawodników i klub z Poznania.

Lech Poznan 211

Lech Poznań w mediach społecznościowych obserwuje ponad 1 000 000 osób!
Jakie korzyści płyną z dbania o markę osobistą podczas kariery sportowej? Oto kilka z nich:

  • Profesjonalny wizerunek – oznacza przede wszystkim markę, której można zaufać. Jedną z głównych korzyści wynikających z dbałości o profesjonalny wizerunek jest zdobycie nowych sponsorów i kibiców. Przekłada się to na sukcesy zarówno na polu sportowym, jak i biznesowym. Takie podejście daje zawodnikom, trenerom i klubom sportowym zwiększenie ich wartości rynkowej oraz poprawę reputacji w świecie sportu i poza nim.
  • Budowanie rozpoznawalności – osoby ze świata sportu, które zyskują pozytywną opinię wśród kibiców oraz mediów, stają się rozpoznawalne i zyskują na popularności. To z kolei przekłada się na większe szanse na pozyskanie nowych sponsorów oraz kontraktów reklamowych. Im większa jest rozpoznawalność sportowca lub klubu, tym łatwiej jest mu znaleźć nowe źródła finansowania swojej kariery i działalności. W dzisiejszych czasach sport to nie tylko rywalizacja, ale również biznes, a rozpoznawalność to kluczowy element sukcesu w tej dziedzinie.
Robert Lewandowsk1i

Były zawodnik Lecha Poznań – Robert Lewandowski. Na samym Instagramie obserwuje go ponad 33 mln osób!

  • Ochrona reputacji – dbanie o markę osobistą pozwala na ochronę wizerunku przed negatywnymi opiniami oraz plotkami. Dzięki temu można uniknąć negatywnych konsekwencji dla swojej kariery.
Magdalena Linette1

Poznanianka, Magda Linette aktywnie komunikuje się ze swoimi fanami w mediach społecznościowych. M.in. bardzo szybko na twitterze komentuje swoje działania, dzięki czemu kibice są na bieżąco.

Statystyki potwierdzają, że dbanie o markę osobistą w świecie sportu jest niezwykle ważne. Według raportu agencji Octagon, w 2020 roku największe wartości majątkowe osiągnęli sportowcy, którzy posiadali najmocniejsze marki osobiste. Ich wartość wynosiła średnio 31,4 miliona dolarów rocznie.

Jak powiedział znany amerykański przedsiębiorca Jeff Bezos – „Marka osobista to to, co ludzie o tobie mówią, gdy wychodzisz z pokoju”.

Zatem, co przychodzi Ci do głowy, myśląc o Twoim ulubionym sportowcu lub przedsiębiorcy? Czy ta osoba faktycznie taka jest, czy to wykreowany obraz?

Podsumowując, dbanie o markę osobistą w świecie sportu to kluczowy element. Profesjonalny wizerunek zapewnia zyskanie zaufania oraz przyciąga nowych sponsorów i kibiców. Przekłada się na poprawę reputacji i wartości rynkowej. Budowanie rozpoznawalności zwiększa szanse na pozyskanie nowych źródeł finansowania, kontraktów reklamowych, a ochrona wizerunku pozwala na uniknięcie negatywnych konsekwencji dla kariery i reputacji.

REKLAMA
REKLAMA
Marka osobista
REKLAMA
REKLAMA

Sędzia piłkarski zawodem, który… otwiera przedsiębiorczą karierę?

Artykuł przeczytasz w: 6 min.
Zbigniew Dobrynin

Zarządza Pan obecnie firmą Alerta oraz firmą Sempre Nieruchomości, wcześniej był Pan sędzią piłkarskim, który prowadził mecze na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Przejście ze sportu do biznesu to naturalna droga do przedsiębiorczości, czy jednak te dwa światy nie mają ze sobą nic wspólnego?

ZBIGNIEW DOBRYNIN: Sport w kapitalny sposób uczy wielu cech, które pomagają odnieść sukces w biznesie. Mam na myśli przede wszystkim pracowitość, konsekwencję, samodyscyplinę, umiejętność współdziałania czy zdolność przewidywania rozwoju sytuacji. Dlatego też uważam, że osoby uprawiające sport, czy to amatorsko, czy zawodowo, mają większe szanse na osiągnięcie sukcesu w biznesie. Ja w sporcie, a dokładnie w piłce nożnej, jestem od dziecka. Najpierw jako zawodnik, później jako sędzia. Doświadczenia z tych lat przełożyłem na biznes. Od 2009 roku prowadzę firmę Alerta, która specjalizuje się w szkoleniach zawodowych oraz outsourcingu BHP. Pracujemy z wieloma firmami w całej Polsce. Niezależnie od tego prowadzę również firmę Sempre – biuro pośrednictwa w obrocie nieruchomościami w Polsce i w Hiszpanii. 

A skąd pomysł na Pana zaangażowanie w rynek nieruchomości w Hiszpanii? 

Jesienią 2018 roku sędziowałem w zespole Szymona Marciniaka mecz Hiszpania – Anglia. Wsiadając do samolotu, zostawialiśmy w Polsce szarą i zimną jesień. Hiszpania przywitała nas słońcem i kilkunastoma stopniami ciepła. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że Hiszpania to świetne miejsce do spędzania czasu. Szczególnie wybrzeże – średnio ponad 300 słonecznych dni w roku, przyjazne temperatury powietrza przez cały rok, piaszczyste plaże, cudowne promenady, możliwość uprawiania wielu rożnych sportów na świeżym powietrzu przez cały rok, znakomite jedzenie i koszty życia zbliżone do tych, które obecnie są w Polsce. To również bardzo dobre miejsce do inwestowania w nieruchomości. Czyż nie jest kuszący fakt, że w cenie mieszkania w Poznaniu można dziś za naszym pośrednictwem kupić nieruchomość nad Morzem Śródziemnym? 

ZBIGNIEW DOBRYNIN scaled 1

Jakie umiejętności potrzebne w biznesie kształtuje zawód sędziego?

W dzisiejszych czasach dobry sędzia to menedżer, który zarządza grupą ludzi! Spójrz – 22 zawodników na boisku, czasami drugie tyle osób na ławkach rezerwowych (poza zawodnikami również sztaby szkoleniowe, medyczne itp.). Do tego, jako sędzia, jesteś również liderem Zespołu Sędziowskiego, który liczy co najmniej 6 osób w każdym meczu. Zatem w sumie jest to kilkadziesiąt osób. Wszyscy działający pod wpływem ogromnych emocji i adrenaliny. Ty jako sędzia również musisz sobie umiejętnie radzić ze stresem i presją – ze strony drużyn, kibiców czy opinii publicznej. Wiesz, ile decyzji statystycznie sędzia piłkarski podejmuje przez 90 minut na boisku? Około 300. Czasami są one niepopularne, czasami kontrowersyjne. Za wszystkie bierze odpowiedzialność na siebie. To wszystko znajduje później swoje odzwierciedlenie w umiejętności skutecznego radzenia sobie w biznesie. Jednocześnie sędziowanie uczy systematycznego i ciągłego rozwoju, jeśli chcesz osiągać sukcesy. Musisz na co dzień dbać o prawidłowe odżywianie, przygotowanie mentalne, brać udział w szkoleniach, trenować. Po to, żeby stawać się coraz lepszym. Każdego dnia. Po to, żeby być co najmniej tak dobrym, jak ludzie, dla których jesteś liderem. Musisz dbać o siebie i swój rozwój, żeby stanowić autorytet dla innych. To absolutnie cechy wspólne wyróżniające dobrego sędziego i dobrego menedżera. 

Duża presja – z tym się mierzy każdy sędzia. Czy to przygotowuje do wzięcia odpowiedzialności za firmę i ludzi w niej pracujących?

Oczywiście! Liderem można się urodzić, ale to za mało, by prawdziwie skutecznie i rzetelnie realizować zadania menedżerskie w organizacji. Dla człowieka, który potrafi działać pod presją, naturalną jest również umiejętność brania na siebie odpowiedzialności. A co za tym idzie – narzucania sobie zadań i wywiązywania się z nich nawet wbrew negatywnej presji otoczenia lub presji wewnętrznej. Sędziowanie uczy również tego, żeby menedżer na gruncie prowadzenia firmy był pewny swoich umiejętności, znał swoje słabe i mocne strony, a także dobrze radził sobie z krytyką.

Jakie są zatem różnice między prowadzeniem biznesu a karierą sędziego?

Prowadząc biznes, to ja decyduję, kiedy mam wolne weekendy. W sędziowaniu – wolnych jest tylko kilka w roku, są one narzucone. Patrząc z perspektywy stanowisk, prowadząc biznes, jestem szefem, prezesem spółki, zarządzam ludźmi i firmy zależne są od moich decyzji. Będąc sędzią, jest się podporządkowanym kadrze zarządzającej – Kolegium Sędziów PZPN, które decyduje o danej karierze oraz jest się szefem na boisku. To trzy zupełnie inne role, które pełniłem. Bez wątpienia wszystkie te sytuacje wymagają ogromnego zaangażowania i odpowiedzialności. Niewiele osób ma szansę „wejść na szczyt” w sędziowaniu, prowadzić mecze w najwyższych klasach rozgrywkowych w Polsce czy zagranicą i odczuć na własnej skórze adrenalinę z tym związaną. Mnie było to dane. Brałem udział w meczach decydujących o mistrzostwie Polski, jak również w meczach międzynarodowych. Dlatego dziś chętnie dzielę się moimi doświadczeniami z boiska z osobami kierującymi w firmach. Jestem zapraszany jako prelegent na szkolenia i konferencje. Inspiruję ludzi do nowego, innego spojrzenia na zarządzanie ludźmi i skuteczne osiąganie stawianych sobie celów. Jestem przykładem na to, że niemożliwe nie istnieje. Podczas moich szkoleń i spotkań z ludźmi biznesu uczę, jak tego dokonać. 

7K1A3251 scaled 1

Czy Zbigniew Dobrynin chciałby coś wnieść z przedsiębiorczości/biznesu do sportu? Chciałby kogoś zainspirować? Czy chciałby mieć udział jeszcze w sporcie, czy już tylko w biznes?

Sport nieodłącznie towarzyszy mi w życiu. Obecnie skupiłem się na biznesie – zarządzanie dwoma firmami, łącznie ponad 300 osobami zajmuje ogrom czasu. Jednak, kiedy myślę o możliwości zaangażowania się w sport, tym razem już w innym kontekście – serce bije szybciej. Dewizą, która przyświeca mi w życiu, jest dawać ludziom wartość. Sprawiać, że staną się oni świadomie lepsi. Że ich życie stanie się lepsze. Mam ogromną satysfakcję, kiedy moje życie, moja historia, jest dla kogoś inspiracją. 

REKLAMA
REKLAMA
Zbigniew Dobrynin
REKLAMA
REKLAMA

Koniec uprawiania sportu – początek dramatu?

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Błażej Telichowski z zespołem podczas turnieju byłych sportowców i przedsiębiorców.

Moment, w którym dochodzi do Ciebie myśl, że ze sportu, który trenujesz zawodowo nie będziesz (już) zarabiał, jest momentem pełnym emocji. W zależności od indywidualnej historii –i tego czy kończysz długą, uwieńczoną sukcesami karierę, czy też zdajesz sobie sprawę, że nie masz w sobie tyle potencjału, aby zarabiać dzięki sportowi – towarzyszą najczęściej emocje, takie jak: smutek, lęk, strach i niepewność.

Przemysław Wichłacz, rok 2021 vice Mistrzostwo Polski z Lechem Poznań u17
Przemysław Wichłacz, rok 2021 vice Mistrzostwo Polski z Lechem Poznań u17

Z perspektywy czasu, po wielu rozmowach z osobami, które doświadczyły tych uczuć nasuwa się jeden wniosek – nie ma w tym nic złego. Jest to całkiem normalna i zrozumiała reakcja człowieka. Taki stan może chwilę potrwać. Słyszałem nawet historie, że jeden z byłych piłkarzy ekstraklasowych przez miesiąc od zawieszenia butów na kołek chodził w szlafroku i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Domyślam się, że przez ten miesiąc było w jego myślach mnóstwo flashbacków. Pełen mix wspomnień – ważne mecze, historyczne bramki, kluczowe sezony, medale i wyróżnienia przeplatały się z myślami, co dalej? Gdzie będę pracował? Gdzie znajdę, coś co mi sprawia radość? Czy mam jakieś umiejętności inne niż granie i w ogóle jak zacząć zarabiać ponownie dobrą kasę?

2023 rok i seria „Życie na pełnych obrotach” będzie pod znakiem takich historii. Kariera sportowa, piękny sposób na życie i potem… kończy się to w mgnieniu oka i zaczyna „drugie życie”. Życie biznesowe, życie przedsiębiorcy, życie w innym świecie – zmiana o 180 stopni.

Są to inspirujące historie, ponieważ każdemu z nas na co dzień towarzyszą różne emocje, a zestawienie ich z tym jak funkcjonuje człowiek wychowany w sporcie, powoduje, że można zaczerpnąć dla siebie wiele ciekawych przykładów, jak wytrwale dążyć do upragnionych celów, jak radzić sobie z problemami, czy nawet jak łączyć biznes ze sportem i sport z biznesem. Faktem jest to, że w momencie zmian w swoim życiu każdy chciałby znaleźć pozytywne rozwiązania, ale nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że najważniejszym czynnikiem w tej sytuacji jest po prostu głowa.To ona podpowiada najlepsze rozwiązania i kreuje świetne pomysły, jednocześnie to ona powoduje, że stoisz i nie jesteś w stanie znaleźć pomysłu na siebie.

Jakie są zatem konsekwencje, gdy za zmianą trybu życia „nie dojedzie” głowa? Podzieliłbym je na dwie grupy. Materialne i mentalne.

  • Materialne to te, które jesteśmy w stanie zweryfikować w dość szybkim czasie lub te, które namacalnie jesteśmy w stanie zdiagnozować, np.
    • brak dochodu i finansowy pik w dół
    • brak pracy / codziennych obowiązków zawodowych

W przypadku osoby z ekstraklasową historią brak comiesięcznego przelewu nie powinien stanowić problemu ze względu na odłożony kapitał i możliwość zrobienia sobie chwili zawodowej przerwy, to na przykładzie zawodnika, który dopiero, co skończył akademie, zadebiutował ledwo w II / III lidze wygląda to inaczej. Ten margines przerwy jest zdecydowanie krótszy lub go nie ma.

  • Mentalne. Jeśli tego marginesu nie ma lub jesteśmy świadomi, że nie wiemy co mamy w życiu robić to w głowie pojawiają się różne myśli:
    • natłok informacji związanymi z pomysłami na to co dalej
    • świadomość braku wiedzy od czego zacząć
    • brak motywacji
    • świadomość braku umiejętności biznesowych/zawodowych
    • spadek pewności siebie
    • ogólne złe samopoczucie
    • frustracja związana z czasem poświęconym na pracę vs. zarobki (w porównaniu do piłki)

Dodatkowo często zdarza się, że wraz ze zmianą dochodzi do:

  • pogorszenie relacji z najbliższymi
  • wywierania presji ze strony rodziny/bliskich/znajomych, aby „wziąć się w garść”
  • walki z własnym ego. Często pozycja społeczna i przyzwyczajenia byłego sportowca nie pozwala mu zacząć pracy od najniższego stanowiska, a często zmiana trybu sportowca na pracownika tego wymaga.

Finalną konsekwencją może być nerwica, albo nawet depresja, która jak się w wielu źródłach można dowiedzieć jest dość częstym przypadkiem wśród sportowców i ex-sportowców.
Z polskiego świata sportu przykładami osób, które doświadczyły tego stanu to m.in. Justyna Kowalczyk, Marek Plawgo czy Tomasz Smokowski, jednak… seria „Życie na pełnych obrotach”pokaże prawdziwe historie jak skutecznie się przed tym bronić lub przełamywać ten stan. Jak wykorzystać sportowy charakter do zmian w życiu. Pokażą, jak się przebranżowić, jak zmienić swoje nastawienie, jak osiągnąć sukces, czy jak ciężko pracować, aby dojść na szczyt.

Inspirujące historie po to, aby rozmowa z bohaterem dostarczyła jedno zdanie, które zmieni coś w Twoim życiu. Wniesie wartość dodaną do Twoich działań!

REKLAMA
REKLAMA
Błażej Telichowski z zespołem podczas turnieju byłych sportowców i przedsiębiorców.
REKLAMA
REKLAMA

Polowanie na emocje

Artykuł przeczytasz w: 8 min.

W trakcie mistrzostw świata w Katarze, przed i po meczach Polaków, łączenia na żywo z piłkarkami zaproponował TVN 24. Zaszła istotna zmiana w postrzeganiu piłkarek – coraz rzadziej traktowane są jako ciekawostka, a coraz częściej występują w roli ekspertek – mówi Paula Duda, rzeczniczka prasowa reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej.

Od kilku miesięcy przybliżamy naszym Czytelnikom piłkę kobiecą, więc zacznijmy od parytetów: czy w strukturach PZPN znajdziemy wiele kobiet?

PAULA DUDA: Kobiet w PZPN pracuje sporo i sukcesywnie ich przybywa, także na wyższych stanowiskach. Chociażby dyrektorem Departamentu Komunikacji i Mediów jest aktualnie kobieta. Natomiast dla mnie płeć to kwestia drugorzędna. Jeśli ktoś jest dobry w tym, co robi, to według mnie nie ma znaczenia, czy jest mężczyzną czy kobietą. Istotne jest, jakim jest człowiekiem i czy wyróżnia się pasją oraz zaangażowaniem.

Czy, będąc rzeczniczką prasową reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej, zauważa Pani w ostatnim czasie wzrost zainteresowania mediów tą dyscypliną? Jaki czynnik mógłby w największym stopniu wpłynąć na większą popularność kobiecej piłki?

Zainteresowanie kobiecą piłką w Polsce rośnie i to nie jest puste stwierdzenie. Widzimy to w liczbach – stale powiększa się na przykład grono obserwujących nasze profile w mediach społecznościowych, dobre wyniki oglądalności notują w telewizji mecze reprezentacji Polski czy Ekstraligi. A im więcej kibiców i otoczki wokół, tym większe zainteresowanie mediów. Jedno wynika z drugiego. Na pewno proces ten, który wymaga czasu, a także zmiany mentalności społeczeństwa, byłby zdecydowanie szybszy, gdybyśmy częściej bywali w tzw. mainstreamie, ale nie od razu Rzym zbudowano.W porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat, zauważam wzrost zainteresowania mediów. Zdecydowanie częściej niż kiedyś odbieram telefony z prośbą o wywiady z zawodniczkami czy panią selekcjoner i to od dużych redakcji. Na przykład teraz, w trakcie mistrzostw świata w Katarze, przed i po meczach Polaków łączenia na żywo z piłkarkami zaproponował TVN 24. Zaszła istotna zmiana w postrzeganiu piłkarek – coraz rzadziej traktowane są jako ciekawostka, a coraz częściej występują w roli ekspertek. To też ważne, żeby przy okazji największej sportowej imprezy na świecie, którą oglądają miliony widzów, w taki sposób tę piłkę kobiecą „przemycać”. To powoduje, że powoli wchodzimy do mainstremu. Wiadomo, że zainteresowanie najbardziej napędziłby sukces sportowy. Ogromnym krokiem naprzód w tej kwestii byłoby otrzymanie organizacji mistrzostw Europy kobiet w 2025 roku, o które Polska się stara. Decyzję poznamy pod koniec stycznia.

17.09.2021 GDANSK POLSAT PLUS ARENA ( POLAND ) PILKA NOZNA KOBIET ( WOMEN'S FOOTBALL ) ELIMINACJE MISTRZOSTW SWIATA ( WORLD CHAMPIONSHIPS QUALIFIERS ) MECZ POLSKA - BELGIA ( POLAND - BELGIUM ) NZ PAULINA DUDEK NINA PATALON PAULA DUDA FOTO MATEUSZ SLODKOWSKI / CYFRASPORT
17.09.2021 GDANSK POLSAT PLUS ARENA ( POLAND ) PILKA NOZNA KOBIET ( WOMEN’S FOOTBALL ) ELIMINACJE MISTRZOSTW SWIATA ( WORLD CHAMPIONSHIPS QUALIFIERS ) MECZ POLSKA – BELGIA ( POLAND – BELGIUM ) NZ PAULINA DUDEK NINA PATALON PAULA DUDA FOTO MATEUSZ SLODKOWSKI / CYFRASPORT

Jakie było najtrudniejsze pytanie, na które musiała Pani odpowiedzieć jako rzeczniczka kadry?

Może nie tyle było to pytanie, co sytuacja, z którą dość często musiałam się mierzyć. Mediów wokół reprezentacji Polski kobiet jest mniej niż przy męskiej kadrze, dlatego zależy mi na tym, aby w miarę możliwości zawsze wszystkim pomóc, umówić wywiad czy nagranie i spełnić każdą prośbę. To jasne, że media są ważne, bo bez nich nikt o nas nie usłyszy. Czasem jednak oczekiwania reporterów bywały zbyt duże, co z pewnością wynika z faktu, że wydawało im się, że przecież to tylko piłka kobieca, tu na pewno można wszystko i że nie ma żadnych ograniczeń, które są bardzo duże w piłce męskiej, jeśli chodzi o aktywności medialne. Raz otrzymałam pytanie, czy możemy zorganizować o konkretnej godzinie trening pokazowy w trakcie zgrupowania, aby ekipa mogła zrealizować dobry materiał.

Było to zgrupowanie przed meczami eliminacyjnymi, o punkty. Nasz sztab szkoleniowy miesiąc wcześniej przygotowuje zawsze szczegółowy plan, ma rozpisany każdy trening co do minuty. Tego czasu na zgrupowaniach zresztą zawsze brakuje. W ciągu 9-10 dni rozgrywamy zwykle dwa mecze, a zajęć treningowych, na których trenerzy mogą popracować z drużyną, jest zaledwie kilka. Takiej prośby na pewno nigdy nie usłyszałby Kuba Kwiatkowski, rzecznik prasowy reprezentacji męskiej. My również pracujemy w pełni profesjonalnie, mamy zawodniczki z najlepszych europejskich klubów. Nie zawsze więc spełnienie każdego życzenia mediów jest realne. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się coraz rzadziej w miarę, jak ta piłka kobieca się profesjonalizuje i w miarę, jak media na nasz temat nabierają większej wiedzy i świadomości.

Pracując w Departamencie Sponsoringu i Marketingu PZPN ma Pani pewnie stały kontakt z firmami, które zdecydowały się wspierać kobiecą piłkę. Jakie formy współpracy wybierają najczęściej? Na czym najbardziej im zależy? 

Sponsorami kobiecej reprezentacji Polski są te same marki, co reprezentacji męskiej. I – tak samo jak mówiliśmy o wzroście zainteresowania mediów – tak samo i w tej kwestii dostrzegam progres. Sponsoring żeńskiej kadry nie zamyka się jedynie na wyświetleniu logotypów firm na bandach ledowych. Nasi sponsorzy aktywnie uczestniczą i chcą uczestniczyć w rozwoju i promocji reprezentacji kobiecej. Coraz częściej sami wychodzą z inicjatywami, pytają o różne rzeczy, proszą o zdjęcia zawodniczek z meczów czy zgrupowań w celu promocji w mediach społecznościowych zarówno swoich usług, jak i naszych spotkań. Z pewnością ta kwestia będzie się ciągle dynamiczne rozwijać.

Jedną z Pani pasji jest fotografia. Czy fotografowanie kobiecego futbolu różni się od fotografowania męskiej piłki? Jakie zdjęcia najczęściej można zobaczyć w mediach po meczach piłkarek? Czy wizualna otoczka, fetowanie goli, reakcje kibiców są podobne w przypadku męskiej i kobiecej piłki?  

Często ludzie myślą, że fotografia jest moim głównym zadaniem. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie, bo zdjęcia robię dodatkowo, z pasji i chyba ciężko byłoby mi bez tego żyć. A że przy tym mogę się i spełniać, i promować kobiecą piłkę, a także dawać piłkarkom treści do ich kanałów w mediach społecznościowych, to pozostaje mi się tylko z tego cieszyć. Jest to dla mnie taka dodatkowa frajda i przyjemność, kiedy słyszę, że moje zdjęcia się komuś podobają, kiedy piłkarki udostępniają je na swoich profilach i mnie oznaczają. Czy fotografowanie kobiecego futbolu różni się od fotografowania męskiej piłki? Może trochę. Na pewno przy fotografowaniu piłkarek zwracam większą uwagę np. na ich mimikę twarzy. Wiadomo, że jak się oddaje strzał na bramkę, to ciężko się przy tym uśmiechać, ale staram się, aby zawodniczki wychodziły na zdjęciach jak najbardziej korzystnie. Mało tego, po tylu latach pracy z reprezentacją Polski wiem, która piłkarka jakie pozy lubi, albo która czego na zdjęciach nie toleruje i staram się to szanować. Co jednak wcale nie oznacza, że ignoruję tę kwestię, fotografując męski futbol. Najważniejsze dla mnie i najczęściej wykorzystywane później fotografie to tzw. cieszynki po golach. To akurat od męskiej piłki się nie różni. Radość i emocje to jest to, na co najbardziej lubię „polować”.I zdarza się, że przed meczami rozmawiam o tym z zawodniczkami. One same też często wymyślają, jak będą celebrować zdobytą bramkę, a potem szukają mojego obiektywu, co zawsze mnie niezmiernie cieszy i we mnie samej wywołuje największe emocje. Podając przykład z ostatnich meczów – w październiku w Hiszpanii rozgrywaliśmy towarzyskie starcie z Marokiem. Na zgrupowanie z powodu kontuzji zerwania więzadeł w kolanie nie pojechała nasza topowa zawodniczka, Paulina Dudek. Chcieliśmy ją jakoś wesprzeć, więc na rozgrzewkę przed spotkaniem zespół wyszedł w koszulkach z napisem „Dudi, czekamy na ciebie”. Po rozgrzewce Ewa Pajor poprosiła mnie, abym przed meczem zostawiła obok bramki rywalek jedną taką koszulkę. Kiedy Ewa strzeliła pierwszego gola, pobiegła po nią i zapozowała do zdjęcia z całą drużyną, trzymając koszulkę w rękach. To było coś pięknego. Powstało też z tego idealne zdjęcie. I dla takich momentów warto to robić.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Mindset R.Lewandowskiego inspiracją w biznesie?

Artykuł przeczytasz w: 6 min.
Przemysław Wichłacz

Grudzień to czas, w którym wymyślamy takie postanowienie noworoczne, aby 10 stycznia móc już je oficjalnie wyrzucić do kosza – prawda czy fałsz? Odpowiedź jest zapewne kwestią „mindsetu”, na który zwracam uwagę. To aspekt, dzięki, któremu Robert Lewandowski może być niewątpliwie inspiracją i zestawienie jego kariery sportowej, do biznesu może okazać się ciekawym porównaniem, które pozwoli wyznaczyć cel realizowany przez 365 dni, zamiast 10!

Choć grupa osób, która wytrwa cały rok jest w mniejszości to są osoby, które to zrobią.To pewna grupa osób, która „idzie pod prąd”. Mam na myśli mikro, małych przedsiębiorców i start-upowców.Zderzają się z kolejnymi przeszkodami regulowanymi przez rząd, jednak wielu z nich mimo to rozwija swoje biznesy, osiąga kolejne sukcesy i inspiruje ludzi do tego, aby robili coś więcej, niż utarty schemat bycia podporządkowanym.

Dlaczego w takim przypadku Robert Lewandowski może być inspiracją w biznesie? Chodzi mi o jego sposób myślenia, o jego „mindset”, który jest olbrzymią dawką motywacji i inspiracji, w jaki sposób można „zdobywać życie”. Budując firmę, start-up, czy rozpoczynając jakikolwiek projekt, to nastawienie do robienia wielkich rzeczy jest kluczowe.

Na początku trzeba otworzyć firmę, zderzyć się z rynkiem, sprawdzić w praktyce jak przyjmie się produkt– Znicz Pruszków. Następnie zrobić kolejny krok. Wejść na wyższy poziom na krajowym podwórku, wypracować i umocnić swojego flagowca – Lech Poznań. Głowa jednak nie powinna zadowolić się tym wynikiem. Nagrody, rekordy sprzedażowe, puchary, wyróżnienia? Tak, świętować i być dumnym, jednocześnie ruszyć po kolejne!

Rośniemy i wychodzimy za granice. Pierwsze kroki, być może niepowodzenia, jednak cały czas dążenie do pierwszych sukcesów poza swoim lokalnym rynkiem i finalne debiutanckie tryumfy – Borussia. Rozwój– poprzeczka postawiona wyżej, kolejne sukcesy, rekordy sprzedażowe i rozpoznawalność na większym rynku – Bayern. Dodatkowo budowaniemarki osobistej, swojego wizerunku, nazwiska i indywidualne osiągnięcia – Lewandowski król strzelców, MVP, piłkarz roku FIFA i UEFA, Złoty But. Wywiady, okładki w największych gazetach, publiczne wystąpienia szkoleniowe, wydanie książki – dokładnie to samo w biznesowym odzwierciedleniu!Jesteśmy zatem na szczycie, na nieosiągalnym dla wielu poziomie i można na tym poprzestać.

To jak? Pilnujemy tego, co już mamy, szukając ekstra okazji na duży dochód? (piłkarska emerytura i kontrakt w USA, w Katarze, w Arabii?) Nie. Wyjście ze swojej strefy komfortu po raz kolejny i wyznaczenie sobie kolejnego wielkiego celu. Tym razem globalnego. Atak na cały świat – transfer do Barcelony w wieku 34 lat. Duże wyzwanie, trzeba budować „coś od nowa”, jednak otwierają się nowe możliwości, jeszcze większe niż dotychczas.

Przemysław Wichłacz

Możliwości, które są widoczne w momencie otwartej głowy i nienasycenia. To właśnie ten głód sprawia, że robimy więcej niż inni, że robimy coś, co jest dla wielu nieosiągalne. Robimy coś, na co ludzie często reagują – „udało mu się, miał dużo szczęścia!”. A to wcale nie chodzi o „udało się” czy też „szczęście”, tylko o sposób myślenia, który prowadzi do sukcesu. To wieczny głód osiągania celu i wyznaczania kolejnego. To chęć zdobywania świata. To właśnie to wyróżnia Lewandowskiego i wielu przedsiębiorców.Chcą czegoś więcej i o ile tak samo jak piłkarze mogą zadowolić się rynkiem lokalnym i sukcesem w swoim mieście, tak Ci, którzy mają mindseta’la Lewandowski nie poprzestaną na tym. Mamy przykłady Polaków, którzy działają w biznesie w podobny sposób – np. Rafał Brzoska InPost.

Po obserwacji tego jak nowe pokolenie przedsiębiorców buduje firmy, jestem pewny, że takich przykładów będzie więcej. Co ciekawe Ci, którzy dzisiaj wywierają na mnie tak duże wrażenie to ludzie, którzy mieli lub cały czas mają coś do czynienia ze sportem. Różne dyscypliny, różne historie, jednak wspólny mianownik sportowego charakteru powoduje, że ten mindset, czyli połączenie głodu sukcesu, dyscypliny, wytrwałości, wizji i planu jest kluczem do sukcesu.

Zapewne czytając ten tekst automatycznie przekłada się go na swój biznes lub na swoją życiową sytuację. W głowie pojawiają się analiza pt. „czy ja w taki sposób działam? Czy zadowalam się tym, co mam, czy też idę krok po kroku, zdobywając kolejne rynki, osiągając kolejne sukcesy?”.

Grudzień to dobry czas, żeby się nad tym pochylić. Kończymy rok, szukamy w głowie pomysłów na postanowienia noworoczne, ale zanim to nastąpi… Weźmy do ręki kartkę papieru, długopis i zróbmy bilans za rok 2022. Podsumowanie i zestawienie tego, w którym miejscu biznesu jesteśmy, zestawiając to za chwilę z tym, gdzie chcemy być.

  • Co osiągnąłem w tym roku?
  • Kogo poznałem?
  • Co zrobiłem?
  • Jakie wyniki osiągnąłem?
  • Jaka była moja efektywność?
  • Jakie aktywa nabyłem, w jakich ilościach?
  • Ile czasu poświęciłem na poszczególne działania?

To tylko kilka pozycji, które można przeanalizować. Mając to na kartce, łatwiej wtedy wziąć drugą, napisać grubymi liniami 2023 i zaplanować działania na zbliżający się rok. Jest wiele metod wyznaczenia celów, jednak tą, którą od lat ja stosuję, to metoda SMART. Określenie celu S – szczegółowo, M – mierzalnie, A – ambitnie, R – realnie, T – terminowo.

Sfera prywatna, biznesowa, edukacyjna/rozwojowa, zdrowotna/sportowa. Robi się z tego solidna mapa. Wszędzie duży cel rozbijany na mniejsze. Wprowadzam również mały detal, który mi osobiście daje wiele korzyści. Do każdego dużego celu wypisuje kilka odpowiedzi na pytanie: CO MI TO DA? Jakie JA korzyści odniosę po zrealizowaniu celu, jak będę się czuł, jakie marzenie zrealizuję, dlaczego to jest dla mnie takie ważne. To powoduje, że w momencie zawahania w trakcie realizacji patrzę na kartkę i myślę – „ok, dlatego to robię!” i działam dalej.

Zatem… Podsumowanie i plan – do dzieła! Ważne jest jednak to, aby zrobić to już, teraz. Wdrażać od zaraz, działać już. Nie od 1 stycznia, bo tak jest najwygodniej. Niech ten 2023 rok będzie wyjątkowy. Życzę Tobie mindsetu Lewandowskiego, dumy z wykonanych w tym roku działań i realizacji wszystkich rozpisanych planów w kolejnym!

REKLAMA
REKLAMA
Przemysław Wichłacz
REKLAMA
REKLAMA

Jakub Wesołowski | Zwycięstwo kocha przygotowanych 

Artykuł przeczytasz w: 6 min.
|Jakub Wesołowski|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!

Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce.

Wytłumaczmy może – czym jest trening motoryczny?

JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi.

Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. 

Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. 

Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!

Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć?

Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny.

Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki?

Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze.

Jakub Wesołowski

To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie.

Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy.

„Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników?

Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej.

Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!

Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań.

Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań.

Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!

Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie.

To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze?

Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!

REKLAMA
REKLAMA
|Jakub Wesołowski|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!|Jakub Wesołowski – Trener przygotowania motorycznego oraz trener personalny, który dużą część swojej pracy poświęca na pracę ze sportowcami. W codziennej pracy zwiększa u podopiecznych świadomość swojego ciała oraz uczy jak wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. JAKUB WESOŁOWSKI: Trening motoryczny to dla mnie nie tylko budowanie cech fizycznych, to także tworzenie własnego systemu wartości. Moją pracą chcę pokazać, że wysiłek i trening nad aspektami motorycznymi to równoczesna praca nad pewnością siebie i nad cechami wolicjonalnymi. Rozwój motoryczny to jest to, czego wymagają zawodnicy po współpracy z Tobą. Wydaje mi się jednak, że mogą być zaskoczeni, że zmiana pojawia się również w mentalności. Zazwyczaj trening motoryczny jest aspektem, dzięki któremu zawodnik ma zrobić znaczący krok do przodu w swojej karierze. Ciężko pracować jednak tylko nad tym, bo to element, który stricte łączy się z psychologią. Motoryka pozwala uwierzyć, że mogę coś zrobić szybciej, mocniej, bardziej dynamicznie, lepiej… Wraz z przyrostem parametrów fizycznych przychodzi więc wiara w siebie, co na przykładzie moich podopiecznych pokazuje, że jest to strzał w dziesiątkę. Zdradź nam w takim razie kulisy pracy ze sportowcem. Rozwój mentalny wymaga rozmowy, odpowiedniej komunikacji, a rozwój fizyczny to już zaangażowanie ruchowe. Da się to połączyć? Jest czas na ćwiczenia, jest czas na rozmowę. Oczywiście czas na trening to zdecydowana większość, bo na tym najbardziej zależy zawodnikowi. Jednak pomiędzy ćwiczeniami czy seriami, gdzie jest moment na odpoczynek przeplatam pewne komunikaty, które mają „uruchomić głowę”. Mają pomóc zrozumieć ćwiczenie, zbudować świadomość wykorzystania tego na boisku, ale także właśnie zwiększyć wiarę w siebie. To jest bardzo ważne i w jakimś stopniu to klucz do późniejszego sukcesu, ponieważ zrozumienie treningu powoduje automatyzmy i w kluczowych momentach zawodnik po prostu to robi. Jest w stanie chwilę spędzoną na boisku wykorzystać w maksymalny sposób. Nie musi się zastanawiać, czy da radę, czy fizycznie podoła – on to wie. Wie, bo widzi swoje liczby – parametry fizyczne, wie, bo czuje się zdecydowanie mocniejszy i wie, bo ma świadomość, że jest silny. Kto w takim przypadku zaczyna z Tobą trenować? Taki zawodnik, który chce poprawić swoje najmocniejsze strony, czy ten, który musi uzupełnić braki? Dwie grupy osób. Tacy, którzy są zajawkowiczami i trenują, bo taki jest trend i chcą się ogólnie rozwijać motorycznie, ale też tacy, którzy są nieźli, ale mają świadomość swoich braków, rezerw, elementów wymagających poprawy i chcą żebym wydobył z nich to, co mają najlepsze. To przed Tobą duże wyzwanie. Zarówno u tych pierwszych, jak i drugich musisz określić cel. Mam wrażenie, że oni sami dokładnie go nie znają i finalnie jest to Twoje zadanie. Zdecydowanie tak, choć od razu muszę powiedzieć, że mam na to sposób! Znając piłkę od środka i wiedząc z czym zawodnik się mierzy na boisku, plus dodatkowo posiadając już doświadczenie w pracy z nimi, doskonale wiem, jakie pytania im zadawać, aby w krótkim czasie kilkoma treningami ten cel wyznaczyć. Muszę sprawdzić, czy mamy pracować na początku nad tymi aspektami, w których jest mocny, czy skupić się na słabych stronach. Im dłużej trwa współpraca, tym jest to łatwiejsze, bo dzisiaj zawodnicy czują, czego im brakuje w danym momencie, czują, gdzie jest rezerwa i sami to komunikują. Jeśli to pokrywa się z moimi obserwacjami i wynikami badań to MAMY TO. Jasno komunikujemy nad czym będzie praca i świadomie trenujemy. „Z moimi obserwacjami” – to znaczy, że też chodzisz na mecze swoich zawodników? Oczywiście, że tak. Lubię to robić. Obserwacja w meczu jest istotna i jak tylko mogę, to pojawiam się na trybunach, czy też oglądam mecz w TV. We współpracy ze sportowcami też ważne jest to, aby zbierać feedback z otoczenia. Od trenerów, bliskich, ludzi, którzy często widzą tego zawodnika „w akcji”. To pozwala podnieść poziom treningu jeszcze wyżej. Widzę czasami u Ciebie na Instagramie zdjęcia z trybun jak obserwujesz mecze, widzę, jak jesteś za granicą na krótkich indywidualnych przygotowaniach oraz codzienną pracę w studio treningowym. Trener motoryczny to bardzo szerokie spectrum działań. Tak, bo praca 1 na 1 tego wymaga. Bardzo indywidualne podejście, które często trzeba dopasowywać w trakcie działań. Zdarza się, że trzeba zmienić formę treningu i dopasować ćwiczenia do pozycji, na której zawodnik zaczął grać. Zobacz, jeśli zawodnik jest bocznym pomocnikiem i robię mu testy motoryczne, widzę jego kluczowe cechy, to nie próbuję ich na siłę zmieniać. Pomogę mu wejść na wyższy poziom w tych aspektach, ale skupimy się na tym, co jest wymogiem na jego pozycji i to, czego od niego wymagają. Zostając przy bocznym pomocniku, czy też wahadłowym, to już na starcie można powiedzieć, że będzie potrzebna szybkość, zwrotność, dynamika, odejście na pierwszych metrach, ale co jeszcze… musi być bardzo mobilny, żeby w każdej możliwej pozycji mógł szybko się obrócić i zmienić kierunek biegu. Do tego potrzebna jest siła. Te wszystkie elementy powodują, że jest dużo pracy do wykonania i wszystko wymaga tak jak wspomniałeś wielu działań. Wielu działań i też dobrej atmosfery na treningach! Można w mediach społecznościowych zobaczyć, że dobrze się przy tym bawicie. To jest nasza siła. Dobrze się rozumiemy z zawodnikami, bo doskonale potrafimy połączyć profesjonalny trening z miejscem na siatkonogę, zabawę i dużo śmiechu. Stąd też wynikają wyjazdy do zawodników na mini zgrupowania. Wizyta u Tomka Kędziory w Kijowie, czy u Vernona De Marco w Bratysławie to dopiero początek tej pracy, która jest do wykonania. Trening motoryczny, rozwój mentalny i dobra atmosfera to z mojej perspektywy klucz do sukcesu i wierzę, że największe zwycięstwa moich podopiecznych dopiero przed nimi. A być może już na Mistrzostwach Świata w Katarze? Tego życzę zawodnikom i też Tobie, widzę że żyjesz tym i to jest fantastyczne – PASJA!
REKLAMA
REKLAMA

Nina Patalon | Najlepsza wersja siebie

Artykuł przeczytasz w: 5 min.

Dziesięć lat temu Arsene Wenger powiedział, że… za dziesięć lat kobiety w piłce męskiej to będzie normalne zjawisko. Prorokiem chyba tak dobrym jak trenerem nie jest, co nie zmienia faktu, że piłka kobieca bardzo szybko się rozwija, dzięki wielu osobom pełnym pasji i determinacji. Ja traktuję swoją pracę jak misję, ale w tym, co robię nie staram się być doskonała, a jedynie odważna i wytrwała w dążeniu do obranego celu – mówi Nina Patalon, selekcjonerka reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej.

Od marca ubiegłego roku jest Pani selekcjonerką reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej. W przypadku męskiej piłki rola selekcjonera to jednocześnie duża nobilitacja, ale też trudny temat, bo w przypadku niepowodzeń fala krytyki najczęściej zalewa trenera. Czy w kobiecej piłce jest podobnie? 

NINA PATALON: Moim zdaniem wymagania oraz oczekiwania są takie same. Bycie selekcjonerem jakiejkolwiek reprezentacji to ogromna nobilitacja, która pociąga za sobą obowiązki. W tej pracy ważne jest, żeby mieć dystans i jasno określone cele, których weryfikacja powinna opierać się na rozmowie z kompetentnymi partnerami, ponieważ zawsze pojawi się grono niezadowolonych, bez względu na wyniki. 

Na jakim etapie jest obecnie polska kadra? Jakie są jej największe dotychczasowe sukcesy i najważniejsze cele?  

Reprezentacja Polski Kobiet jeszcze nigdy nie brała udziału w turnieju finałowym Mistrzostw Europy czy Świata. Dokonaliśmy tego w reprezentacjach młodzieżowych. Kwalifikacje do zbliżającego się mundialu zakończyliśmy na trzecim miejscu bez prawa awansu, jednak punktowaliśmy najlepiej w historii oraz zbudowaliśmy fundament drużyny, która będzie walczyć o awans na Euro lub, jeżeli otrzymamy prawo organizacji tego wydarzenia, zagra w 2025 roku w finałach. Aktualnie średnia wieku naszego zespołu to niecałe 24 lata, czyli mamy młody skład, który zbiera doświadczenie. Coraz więcej zawodniczek reprezentuje kluby zagraniczne, co też jest nową sytuacją, patrząc z perspektywy wcześniejszych lat. 

Jest Pani jedyną w Polsce kobietą z licencją UEFA Pro, a także koordynatorką szkolenia piłki nożnej kobiet w PZPN. Czy kobiecie trudno przebić się w środowisku trenerskim? Czy kobiece drużyny trenuje się inaczej niż męskie? 

Patrząc wstecz, na pewno nie miałam łatwo i sama zastanawiam się, skąd we mnie tyle siły i determinacji? Na pewno trzeba mieć pasję i nieustający entuzjazm. Wiarę, że to, co robię ma sens i tak naprawdę czemuś służy. Ja traktuję swoją pracę jak misję i powołanie, dlatego ogromne poświęcenie i zaangażowanie pomaga mi w osiąganiu kolejnych celów. Jedno jednak trzeba podkreślić – w tym, co robię nie staram się być doskonała, a jedynie odważna i wytrwała w dążeniu do obranego celu. 

Co do pracy z kobietami, jako ekspert mogę stwierdzić, że – aby osiąganie celów było możliwe – trzeba znać specyfikę pracy z piłkarkami oraz ich potrzeby. 

PD1 6941

W ubiegłym roku Helen Lorraine Nkwocha została trenerką jednej z męskich drużyn na Wyspach Owczych – jako pierwsza kobieta w Europie na poziomie najwyższej klasy rozgrywek. Czy Pani zdaniem w przyszłości podobne przypadki będą częstsze? 

Dziesięć lat temu Arsene Wenger powiedział, że… za dziesięć lat kobiety w piłce męskiej to będzie normalne zjawisko. Prorokiem chyba tak dobrym jak trenerem nie jest. Rola kobiet nie dotyczy tylko procesów w sporcie, to zjawisko społeczne i wymaga ogromnych zmian, głównie kulturowych i mentalnych. 

Przez wiele lat była Pani związana z drużyną Medyka Konin – i jako zawodniczka, i jako trenerka. Jakie jest źródło sukcesów tej drużyny? 

Najlepsza w kraju organizacja i zarządzanie klubem w połączeniu z oświatą, co było nowatorskim pomysłem Prezesa Romana Jaszczaka i przyniosło korzyści na wiele lat. Dodatkowo Medyk Konin to klub z tradycjami – znana marka w środowisku i stworzone w nim warunki dawały gwarancję sukcesów na lata. Istotny jest też kapitał ludzki – w Koninie wychowało się lub przybyło do tego miasta mnóstwo ciekawych osobowości, które pozostawiły w klubie dorobek piłkarski, trenerski czy po prostu pracę na rzecz klubu. Myślę, że „ludzie” to słowo klucz.  

Kto ze świata trenerek i trenerów jest dla Pani największą inspiracją?

Trudno wymienić jedną osobę czy stworzyć grupę takich nazwisk. Mam to szczęście, że na swojej drodze spotkałam mnóstwo inspirujących osób, co pomogło mi stać się najlepszą wersją siebie i wierzę, że nadal będę miała przestrzeń i wiarę, że spotkam kolejnych. Jako człowiek i trener z bogatym doświadczeniem, mimo młodego wieku (śmiech), mogę podpowiedzieć, że czasem warto zobaczyć mecz żaków lub orlików, bo wbrew pozorom to może być w niektórych momentach największym źródłem inspiracji. 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Cezary Kulesza | Kobiecy futbol – praca u podstaw 

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
|

W Hiszpanii mecze kobiecej FC Barcelony w Lidze Mistrzów oglądało z trybun ponad 90 tys. kibiców. W Polsce kobieca piłka nie jest oczywiście tak popularna, ale ciężko pracujemy nad tym, by już za kilka lat mieć powody do zadowolenia, zarówno jeśli chodzi o szkolenie i wyniki, jak i obszar marketingowy. Naszym największym celem sportowym jest występ na mistrzostwach Europy w 2025 roku, o których organizację się staramy – mówi Cezary Kulesza, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. 

Czy znajduje Pan czas, żeby na żywo obejrzeć mecz np. Ekstraligi Kobiet? Czy spośród kobiecych drużyn piłkarskich ma Pan swoją ulubioną?

Kiedy tylko mogę, staram się śledzić rozgrywki kobiet. Jako prezes PZPN mam bardzo dużo obowiązków, ale jestem na bieżąco z wynikami naszych zespołów. W nadchodzącym sezonie z pewnością pojawię się na meczach Ekstraligi. Jeśli chodzi o ulubioną kobiecą drużynę, to zdecydowanie jest nią nasza reprezentacja!  

W rankingu FIFA Kobiet nasza reprezentacja była w czerwcu na 33. pozycji. Czy mamy potencjał, aby zbliżyć się do światowej czołówki? W jakiej perspektywie to realny cel?  

Czeka nas jeszcze dużo pracy u podstaw, by krok po kroku poprawiać swoją pozycję w rankingu. Potencjał z pewnością jest, mamy kilka zawodniczek na wysokim, europejskim poziomie. Myślę chociażby o Ewie Pajor i Katarzynie Kiedrzynek z Wolfsburga czy Paulinie Dudek z PSG. Realnie powinniśmy walczyć o awans do drugiej dziesiątki rankingu, natomiast to cel długoterminowy, kilkuletni. Jestem bardzo zadowolony z pracy, jaką przez ponad rok wykonała z zespołem Nina Patalon. Zbudowany został szkielet tej drużyny, wykonana odpowiednia selekcja zawodniczek. Stawiamy na pracę od fundamentów, nie zapominając o celach sportowych. Największym z nich jest występ na mistrzostwach Europy w 2025 roku, o których organizację staramy się jako PZPN. To również niezwykle ważny aspekt mający na celu promocję dyscypliny. 

Cezary Kulesza

Jakie zagraniczne federacje warto naśladować, jeśli chodzi o rozwój piłkarstwa kobiecego? 

Patrząc na ranking FIFA, zdecydowany prym w piłce kobiecej wiodą takie kraje jak USA, Szwecja czy Francja. Silne są kluby francuskie, niemieckie, hiszpańskie – one zdominowały europejskie rozgrywki w ostatnich latach. Chcemy czerpać najlepsze wzorce, ale zdajemy sobie sprawę, jak dużo pracy czeka nas w tym obszarze. To nie jest kwestia roku czy dwóch.

Zbudował Pan nowoczesną akademię piłkarską w Jagielloni Białystok, od początku swojej kadencji Prezesa PZPN stawia Pan na rozwój szkolenia młodzieży. Na jakim etapie jesteśmy pod tym względem w Polsce w przypadku piłkarstwa kobiecego?  

Mamy dużo pracy w tym względzie, warto jednak zwracać uwagę na pozytywne aspekty związane ze szkoleniem młodych zawodniczek. Powstają kolejne żeńskie zespoły przy największych polskich klubach, w nadchodzącym sezonie taką drużynę będzie miała chociażby Pogoń Szczecin, dysponująca znakomitą bazą treningową. W akademiach piłkarskich coraz częściej tworzy się drużyny dla dziewcząt, czasem na wczesnych etapach grają razem z chłopcami, co również wspomaga ich rozwój. Jestem przekonany, że następujące, pozytywne zmiany przyniosą owoce w niedługiej perspektywie.

Co może w największym stopniu przyczynić się do wzrostu zainteresowania zawodniczek piłką nożną? 

Zwróciłbym uwagę na dwa elementy. Pierwszym z nich jest generalne zainteresowanie piłką nożną w Polsce i otwarcie się na szkolenie juniorek, o czym przed chwilą wspomniałem. To powoduje wzrost zainteresowania futbolem u dziewcząt, stwarza im możliwości rozwoju. Druga kwestia to przykład naszych najlepszych zawodniczek, które mogą być wzorem do naśladowania dla młodych piłkarek. Oczywiście sukcesy naszej reprezentacji kobiecej również mogą być takim dodatkowym bodźcem. Wiemy natomiast, jaki jest nasz obecny pułap, dlatego każda wygrana z faworyzowanymi rywalkami czy awans na duży turniej będzie powodem do dużej satysfakcji i z pewnością jako PZPN będziemy starali się wykorzystywać takie sukcesy w celu promocji dyscypliny w Polsce.

Czy wiadomo jakich odbiorców przyciąga kobieca piłka nożna? Do jakich grup docelowych mogą trafić przedsiębiorcy, którzy zdecydują się na wspieranie tej dyscypliny?  

Kobiecy futbol ma swoją niszę w naszym kraju. Jest coraz więcej osób interesujących się rozgrywkami, media bardzo chętnie relacjonują mecze kobiece, czego najlepszym przykładem jest „opakowanie” trwających obecnie ME w Anglii. Mecze są transmitowane w Telewizji Polskiej, największe portale szeroko opisują zmagania zawodniczek. Rozwój marketingowy piłki kobiecej na świecie w ostatnich latach jest widoczny gołym okiem. Zachęcam przedsiębiorców do inwestycji w sponsoring piłki nożnej kobiet, bo to bardzo ciekawa nisza, którą można odpowiednio wykorzystać. Oczywiście mówimy o zainteresowaniu globalnym czy też w poszczególnych krajach, jak chociażby w Hiszpanii, gdzie mecze kobiecej FC Barcelony w LM oglądało z trybun ponad 90 tys. kibiców! To imponujący wynik. W Polsce kobieca piłka nie jest oczywiście tak popularna, ale ciężko pracujemy nad tym, by już za kilka lat mieć powody do zadowolenia, zarówno jeśli chodzi o szkolenie i wyniki, jak i obszar marketingowy. 

REKLAMA
REKLAMA
|
REKLAMA
REKLAMA

Robert „Wilku” Wilkowiecki | „Wilku” na tropie mistrzostwa świata

Artykuł przeczytasz w: 8 min.

W ubiegłym roku na dystansie pełnego IronMana w „domowych” warunkach pobił rekord Jana Frodeno, trzykrotnego mistrza świata, a później – już na tradycyjnych zawodach w Meksyku – poprawił rekord Polski na tym dystansie. Triathlonista Robert „Wilku” Wilkowiecki nie zwalnia jednak tempa i w tym roku planuje dowieźć zwycięstwo na mistrzostwach świata na Hawajach. Pomoże mu w tym Audi Porsche Poznań Franowo.


Jak wygląda Twój standardowy dzień treningowy? 

ROBERT WILKOWIECKI: Zwykle zaczynam od basenu około godz. 6-7. Przepływam kilka kilometrów z różną intensywnością. Później jest śniadanie, odpoczynek, a następnie trening rowerowo-biegowy, który zajmuje od około 3 do nawet 8 godzin efektywnego wysiłku. W tym czasie są oczywiście krótkie przerwy na posiłki, regenerację, pracę z fizjoterapeutą. Treningi kończę zwykle ok. 17-18. A później kolacja, regeneracja, sen i następnego dnia powtórka. To praca na pełen „etat”, którą bardzo lubię. 

Czas wolny? 

Sport jest moją największą pasją. Kiedy myślę o czasie wolnym, na przykład o kilku luźniejszych dniach po zawodach przeznaczonych na regenerację, to pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to rekreacyjna przejażdżka na rowerze. 

Przez dwa lata miałem przerwę w zawodowym sporcie, pracowałem w restauracji, robiłem wiele innych rzeczy. To spojrzenie z zewnątrz pozwala mi z pełną świadomością powiedzieć, że to, co robię teraz, to właściwa droga. 

IMG 2555

Porozmawiajmy o wyrzeczeniach – diecie, reżimie treningowym. Czego najbardziej Ci brakuje?   

Oczywiście mam takie dni, chyba jak każdy profesjonalny triathlonista, kiedy nienawidzę tej dyscypliny, ale przez większość czasu jestem szczęśliwy, że mogę robić to, co naprawdę lubię. Nie czuję, żebym z czegoś istotnego musiał rezygnować. Jeśli mówimy o poświęceniu, wyrzeczeniach, to dotyczą one bardziej mojej rodziny, dziewczyny, ludzi mi bliskich niż mnie. 

Prawie 8 godzin w czasie startu na dystansie pełnego IronMana to sporo czasu do zastanowienia. O czym myślisz w czasie startów?  

Przy dobrych wyścigach jestem myślami tu i teraz, skupiam się na zadaniu do wykonania, trudno utrzymać koncentrację przez tak długi czas, ale wejście w tryb flow jest kluczowe, aby na ważnych zawodach zrobić dobry wynik. 

84 m FPIX 1 01030577 DIGITAL HIGHRES 4526 177280 8728583 scaled 1

Czy triathlon na dystansie IronMan to Twoim zdaniem sport ekstremalny? Czy bez określonych predyspozycji i talentu da się osiągnąć sukces?  

Duże dystanse, konieczność długich treningów mogą się kojarzyć z balansowaniem na granicy ludzkich możliwości, ale tak naprawdę każdy sport zawodowy jest sportem ekstremalnym. Na przykład piłka nożna na wysokim poziomie, interwały, kilka meczów w tygodniu – to też ogromne obciążenia.  

Każdy performance na wysokim poziomie – w sporcie czy biznesie – to pewnego rodzaju ekstremum.   

Talent, predyspozycje czy dobre geny, tak jak w moim przypadku po tacie kolarzu, to dobry fundament, ale najważniejsza jest ciężka praca, wytrzymałość, którą trzeba wypracować. Triathlon to dyscyplina z dużą liczbą zmiennych, można zbilansować swoje słabe i mocne strony. I nie ma w niej idealnych parametrów fizycznych – trzykrotny mistrz świata Jan Frodeno ma 1,94 m wzrostu, a Kristian Blummenfelt, mistrz olimpijski – 1,73 m. 

Właśnie zostałeś ambasadorem Audi Porsche Poznań Franowo. Z czym kojarzy Ci się marka Audi?

Moje pierwsze skojarzenie z Audi to Patrick Lange, dwukrotny mistrz świata IronMan, który jest w Niemczech ambasadorem tej marki. Cieszę się na tę współpracę, bo profesjonalne uprawianie triathlonu wiąże się z licznymi podróżami, a logistyka jest ważną częścią przygotowań do każdych zawodów. Wiem też, że wśród klientów Audi Porsche Poznań Franowo jest wielu pasjonatów triathlonu. 

Już czwartego września w Poznaniu zawody IronMan 70,3, czyli 1,9 km (1,2 mil) pływania, 90 km (56 mil) jazdy na rowerze i 21,1 km (13,1 mil) biegu. Etap pływacki odbędzie się na Jeziorze Kierskim, gdzie w 1984 r. miały miejsce pierwsze zawody triathlonowe w Polsce. To trzecie w Polsce, po Warszawie i Gdyni, miasto z zawodami Half IronMan na licencji World Triathlon Corporation. Czy Poznań to dobre miasto do uprawiania triathlonu?  

Jak najbardziej. Mam dobre wspomnienia związane z Poznaniem. To tutaj w 2019 r. zdobyłem Mistrzostwo Polski na dystansie ½ IronMan – był to mój pierwszy złoty medal w triathlonie, w dodatku zdobyty dokładnie 10 lat po wywalczeniu pierwszego złotego medalu Mistrzostw Polski w pływaniu.    

IMG 2540

Audi Porsche Poznań Franowo włączyło się w organizację tych zawodów, a w czasie ich trwania klienci Audi będą mogli spotkać się z Tobą w specjalnie przygotowanej strefie.Czy jesteś już na tyle rozpoznawalny, że ludzie podchodzą do Ciebie na ulicy, żeby porozmawiać czy zrobić zdjęcie? O co najczęściej pytają? 

Nie jestem już osobą anonimową, ale tylko na zawodach triathlonowych. Na ulicy rozpoznają mnie na razie jedynie sąsiedzi. (śmiech) Choć może teraz, kiedy jako ambasador marki Audi jeżdżę oklejonym moim nazwiskiem autem z symbolem wilka, będzie więcej okazji do takich spotkań. Ludzie, którzy mnie rozpoznają i podchodzą, żeby porozmawiać najczęściej sami uprawiają amatorsko triathlon, więc pytają o techniczne aspekty dotyczące pływania czy moje plany na kolejne starty.

Gdybyś miał wskazać najprzyjemniejszy i najgorszy moment w czasie uprawiania triathlonu, to co by to było? 

Najprzyjemniejszy – poza momentem zwycięstwa, którego nie da się z niczym porównać – jest wspomniany stan flow, radości w czasie treningu, kiedy pomimo bólu i zmęczenia można poczuć jedność z własnym organizmem. Ten stan zwykle nie trwa długo, ale uzależnia.  

A najgorsza jest pierwsza noc po ważnym starcie. Nie możesz zasnąć, nakładają się na siebie ból, stres i deficyt energetyczny. Na szczęście takich momentów jest coraz mniej, bo z każdym kolejnym startem coraz szybciej się regeneruję. 

IMG 2539

Jak wygląda od środka środowisko triathlonowe na światowym poziomie? Jaka atmosfera panuje między zawodnikami? 

Dopiero wchodzę w ten świat, więc nie mam jeszcze wyrobionego zdania, ale moje pierwsze obserwacje są takie, że dominuje szacunek dla pracy, wysiłku innych zawodników, bo w zawodach IronMan konkuruje się z rywalami, ale w dużej mierzej z samym sobą. 

Czasem więcej złych emocji jest po stronie tych, którym z powodu zawodów zablokowano na przykład wyjazd z osiedla. Pinezki na trasie się zdarzają, ale to marginalne wypadki, bo zazwyczaj możemy liczyć na żywiołowy doping.  

Jakie jest Twoje podejście do pracy z psychologiem sportowym? Jak wyglądają takie treningi? 

To dla mnie kolejny mięsień do wytrenowania, coś co jest nieodzownym elementem przygotowań do zawodów na najwyższym poziomie. Takie treningi są bardzo zróżnicowane – to rozmowy, ale też zadania do wykonania, rzeczy do przemyślenia. Chodzi o to, aby nie przesadzić z obciążeniami, znaleźć właściwy balans między treningiem a regeneracją. W tym przypadku nie zawsze priorytetem jest to, aby się wzmocnić. Trudno to wytłumaczyć, ale czasem można się wzmocnić, delikatnie odpuszczając. 

Opowiedz o swoim pierwszym starcie w triathlonie, w którym zgubiłeś drogę. Często na trasie zdarzają się takie błędy? 

Oczywiście, triathloniści też są ludźmi, więc też robią czasem głupie rzeczy. (śmiech) Zwłaszcza w ferworze walki, przy dużym zmęczeniu. Na zawodach, o których wspomniałeś wyszedłem z wody jako pierwszy, wsiadłem na rower, wjechałem na rondo, pierwszy zjazd był zamknięty, drugi i trzeci otwarty, więc pojechałem pierwszym wolnym. Dopiero po kilkuset metrach zorientowałem się, że to nie może być trasa zawodów i zawróciłem. Ten sam błąd w tym samym miejscu popełniło jeszcze kilku innych zawodników. 

Trasę pomyliłem także w czasie biegu na dystansie 10 km we Wrocławiu, w którym mieszkam. Były dwie identyczne pętle, zgubiłem się na drugiej, a żeby było śmieszniej zawody te nazywały się… Bieg Tropem Wilczym.  

IMG 2538

Jakie znaczenie ma dla Ciebie fakt, że wraz z twoimi sukcesami popularność triathlonu może wzrosnąć, że staniesz się sportowcem, którego inni będą chcieli naśladować?   

Uprawianie zawodowego sportu tylko dla wyników, bez kibiców, nie miałoby sensu. Jestem pracownikiem szeroko pojętej branży rozrywkowej i uważam, że sportowcy są po to, żeby dawać kibicom emocje. To dla mnie dodatkowa motywacja, że ktoś będzie chciał pójść moim śladem. Mogę w ten sposób oddać innym trochę dobra, które dostaję. 

Triathlon jest też o tyle szczególną dyscypliną, że świat profesjonalistów przenika się ze sportem amatorskim. Zawody tych różnych kategorii odbywają się tego samego dnia, na tej samej trasie. Zawodowi triathloniści są dla ludzi, którzy amatorsko uprawiają tę dyscyplinę, bardziej dostępni niż w przypadku innych sportów.   

Jakie są Twoje najbliższe planowane starty? 

12 czerwca wystartuję na połówce IronMan w Warszawie, 26 czerwca na Mistrzostwach Europy na pełnym dystansie IronMan we Frankfurcie, na których  

zamierzam powalczyć o kwalifikację na mistrzostwa świata na Hawajach, a 4 września przyjadę do Poznania.   

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Kasia Zillmann | Nigdy nie akceptuj cudzych ograniczeń

Artykuł przeczytasz w: 6 min.
Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann

Mówią „nigdy nie akceptuj cudzych ograniczeń”, a Kasia Zillmann jest tego najlepszym przykładem. Zdobyła tytuł Mistrzyni Świata, sięgnęła również po srebro na Igrzyskach Olimpijskich, pokonała niejedną granicę. Poznaliśmy się na premierze Porsche Macan III generacji w Porsche Centrum Poznań, gdzie nie omieszkałem zaprosić ją do wspólnego stołu i rozmowy.

Dlaczego wioślarstwo? Skąd wzięło się Twoje zamiłowanie do akurat takiej dziedziny sportu?

KASIA ZILLMANN: Odkąd pamiętam kocham wysiłek fizyczny, a wioślarstwo to suma zdarzeń, przypadków i chęci wielu osób, które widziały we mnie sportowy potencjał.

Wioślarstwo to przede wszystkim silna psychika. Dyscyplina sportu, w której wygrywa się z samym sobą. Z każdym chwytem można stać się skuteczniejszym lub robić regres. Wszystko zależy od sposobu podejścia, od tego, jak poukładamy sobie pewne sprawy w głowie. Nie mówię tutaj, że opanowałam to wszystko do perfekcji. Bez przerwy dążę do tych paru chwil na łodzi, gdy czuję, że wszystko dookoła jest tak, jak być powinno. Szum wody i znikome zmęczenie mimo ogromu siły, którą w to wkładasz. Tak zwane flow.

Wioślarstwo to konkurencja olimpijska, a medal na Igrzyskach od zawsze był moim największym marzeniem. (śmiech)

Jak musiałaś przeprojektować swoje życie, co musiałaś poświęcić, odpuścić?

K.Z.: Moje życie nie było jakoś zbytnio zaprojektowane. Nie czuję, że to był rodzaj poświęcenia. Może bardziej potraktowałabym to jako filtr, przez który parę osób nie przeszło i zniknęło z głównego nurtu mojego życia. 

Zmieniłam swoje życie od podstaw, chociaż lubię swój mały chaos (śmiech) i doskonale się w nim czuję, więc mój projekt jest raczej wolną improwizacją. 

Kasia Zillmann

Co czuje młody człowiek, kiedy staje się wicemistrzem olimpijskim?

K.Z.: Że nie jest już taki młody! (śmiech)

Medal był zwieńczeniem lat pracy, ale w momencie zdobywania medalu myśli się prosto: „mamy to”, „zrobiłyśmy to” i tak przez pierwsze kilka dni. Radość, euforia, spełnienie, proste szczęście. Później dociera trochę więcej. Wydaje mi się, że ja dalej lecę jeszcze na tych endorfinach z 28 lipca. (śmiech) Uczucie nie do opisania. Według mnie jest to zwrot za wszystkie cierpienia związanie z trenowaniem i nadpłata na kolejne lata ciężkich treningów. Co czuję teraz? Że chcę więcej!

Jak wygląda typowy dzień Kasi Zillmann? Wiem, że czasami nie jest lekko…

K.Z.: Jest uzależniony od okresu treningowego. Jesienią czy zimą – tak jak teraz – spędzamy długie godziny na budowaniu bazy tlenowej pod sezon. Przeważnie wykonujemy długie wysiłki o niskiej intensywności. Jeździmy na rowerze, biegamy, pływamy w basenie, trenujemy na nartach biegowych. Wszystko co poprawia naszą kondycję. Na wodzie spędzamy więcej czasu, szlifując technikę, a na siłowni budujemy masę mięśniową. Przedstawiając przykładowy dzień na zgrupowaniu to: 

rozruch przed śniadaniem na wodzie lub zajęciach prewencyjnych, główny trening przed obiadem oraz uzupełniający trening po obiedzie. Oczywiście życie sportowca to nie tylko treningi. To cała baza higieny życia. Odpowiednie odżywianie, sen. Regeneracja jest tak samo ważna jak wysiłek. 

Poznaliśmy się na premierze Porsche Macan i właśnie tam powiedziałaś, że sportowiec to nie tylko ciało, ale przede wszystkim umysł. Czy uważasz, że Twój trener, przed którym w 100 procentach mogłaś się otworzyć i pozbyć jakichkolwiek blokad, pomógł Ci w osiągnięciu mistrzostwa?

K.Z.: Tak, trener jest ważną osobowością w moim życiu. Uważam, że zaufanie jest ważne w budowaniu wyników. Współpracujemy razem od 2015 roku, znamy zarówno swoje zalety, jak i wady. Śmieszy mnie opisywanie naszej współpracy, bo praktycznie wszystko wygląda na papierze nieskazitelnie, a nie zawsze się zgadzamy. (śmiech) Zdarzają się między nami niesnaski, z których jednak na koniec wychodzimy z humorem. Poczucie humoru jest dla mnie bardzo ważne, żeby nie zwariować.

Kasia Zillmann

Jak teraz wygląda życie wicemistrzyni olimpijskiej? Mam na myśli tak ważny medal i drugi coming out.

K.Z.: Chyba muszę przywyknąć do tego, że pozdrowienia dla Julii to „coming out” dla mediów. A jeśli już przy mediach jesteśmy, to właśnie one są największą zmianą w moim życiu. W zintensyfikowanej postaci. Po medalu i moich pozdrowieniach dla Julii świat mediów oszalał. Musiałam nauczyć się mówić „nie” na wiele propozycji, bo bym zwariowała.  Momentami czułam, że oddaję całą moją energię nieznajomym ludziom. A przecież bardzo chciałam im dać jak najwięcej. Bardzo pomógł mi mój nowy menadżer – Dominik Gorzelańczyk, który poukładał mi sprawy związane z mediami. 

A co do medalu? Fajna jest ta świadomość, że ten medal jest ze mną, daje mi siłę na wszystkie nowe wyzwania i jest w przenośni takim mikrofonem do świata. Wiem, że ludzie mnie słuchają. Mam zamiar to wykorzystywać w ważnych dla mnie kwestiach, ale utrzymując równowagę i nie zapominać, że przede wszystkim jestem czynnym sportowcem i nie powiedziałam ostatniego słowa.

Czyli nie czujesz się aktywistką?

K.Z.: Częściej muszę podejmować dyskusje i rozważania na tęczowe tematy, bo do niedawna zajmowałam się tylko sportem i na tym koncentrowało się moje życie. Teraz też mam zamiar zajmować się sportem. Nie zamieniam wiosła na flagę. Mimo tego że zostaję przy wiosłach, cieszę się, dając przykład czy motywację innym ludziom. Wiem, że potrzebne są takie osoby, z którymi możesz się identyfikować. Sama dorastając, szukałam książek do czytania i osób do obserwowania, z którymi mogłabym się identyfikować. Jak wiemy, w Polsce jeszcze niedawno bardzo trudno było kogoś takiego znaleźć. W magazynach czy telewizji nie poruszano tęczowych tematów, a jeśli już to w sposób niezgodny z prawdą. Fajnie, że mogę otwarcie o tym powiedzieć, ale nie nazwałabym się „aktywistką”. Jest w Polsce wiele świetnych osób, które robią to z pasją i chwała im za to, bo dzięki temu nam – pozostałym jest lepiej.

REKLAMA
REKLAMA
Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann|Kasia Zillmann
REKLAMA
REKLAMA