Wenecja – odkryj ją naprawdę!

Wenecja nocą

Wenecja zimą? Czy to jest dobry pomysł? Czy to w ogóle ma sens? Postaram się szybko przekonać wszystkich, że to jest świetny pomysł, a do tego jaki wygodny. Bo jeśli wziąć pod uwagę coraz gęstszą siatkę połączeń tanimi liniami z wielu portów w Polsce bezpośrednio z Wenecją, to aż miło pomyśleć, że od wyjścia z domu cała podróż: samolotem, autobusem i nawet tramwajem wodnym nie powinna zająć więcej niż pięć godzin.

Tylko pięć godzin, by przenieść się w zupełnie inny bajkowy świat. Kiedyś wylot z Warszawy był jedynym rozwiązaniem, często dojazd do niej zajmował więcej czasu niż sam lot zagraniczny. Niektórzy jechali w przeciwną stronę i startowali z Berlina, ale to też podobny czas, poza tym parking, opłaty, język niepolski. Bezpośrednie połączenie z Ławicy wydaje się rozwiązywać wszystkie kłopoty.

Wenecja

Zima może być idealną porą do zwiedzania, pod warunkiem, że mowa tu o zimie włoskiej, w swojej delikatnej odsłonie, czyli przyjemne 10 stopni w ciągu dnia i ok. 5 w nocy. A takie zimy w styczniu w Wenecji są niemal co roku. Co ważne, zdarzają się dni dużo cieplejsze, kiedy temperatury sięgają nawet 14 stopni, niebo robi się wtedy niebieskie, a słońce tworzy niezapomniany zimowo-letni klimat.

Wenecja

Kto choć przez chwilę nie marzył o Wenecji, no kto? To miasto wyjątkowe, często jednak oglądane w pośpiechu, przelotem, bo leży tak zgrabnie u wjazdu do Włoch na trasach objazdowych autobusem, albo po drodze w trasie z nart do Polski. Ale by nie stać się największą zmorą Wenecji, czyli jednym z wielu tysięcy turystów jednodniowych, którzy wpadają do niej jak po ogień, przemierzając stale te same uliczki i te same punkty widokowe, trzeba zarezerwować na Wenecję więcej czasu.Trzy noce i cztery dni to akurat w sam raz, ani za krótko, bo to naprawdę sporo czasu na samo miasto jak i okoliczne wyspy, ale też nie za długo, bo z Wenecji warto wyjechać z niedosytem, obiecując sobie, że się na pewno tu jeszcze nieraz wróci.

Wenecja

Zima to nieoczywista pora na zwiedzanie miast europejskich, tym samym liczyć można na mniejszą liczbę turystów na uliczkach miasta. Nigdy nie pustoszeją one całkowicie, takie miejsca jak Wenecja są zawsze w kręgu zainteresowania turystów z całego świata. Ale początek roku nie zna kolejek, zakorkowanych głównych tras wycieczkowych, ogonków przed kasami biletowymi czy kolejnych tramwajów wodnych odjeżdżających z kompletem pasażerów bez wsiadania i wysiadania na przystanku.

Wenecja

W Wenecji cieszy nawet niepogoda, tajemnicza mgła, która otula miasto. Pięknie komponuje się z malowniczymi wąskimi kanałami, bezszelestnie przemykającymi blisko murów przechodniami, z pewnością mieszkańcami na stałe. Acqua alta czyli przypływ, który zalewa Wenecję, wtłaczając w miasto wodę, zalewa główne place i dróżki spacerowe to istne szaleństwo. I choć ostatnie lata zredukowały widowiskowość tego zjawiska, bo wielka tama reguluje już przypływy i odpływy, ku uciesze Wenecjan, to każde kilkanaście centymetrów ponad standardowy poziom wody cieszy wszystkich turystów. Ustawione na boku chodników trapy znajdują teraz swoje miejsce, tworząc przejścia dla pieszych po podestach, w ruch idą kalosze i kolorowe parasolki, bardziej potrzebne do Insta zdjęć aniżeli jako ochrona przed deszczem. Kałuże na Placu Św. Marka i zwielokrotniony widok zabytków odbijających się w wodzie to wyjątkowe przeżycie.

Wenecja

Wenecja to także atrakcje wewnątrz wspaniałych budynków i pałaców. Każdy z nich ma swoją historię i każdy z nich kryje wielkie bogactwa. Nawet w styczniu warto zadbać o bilety wstępów wcześniej i zakupić je online, by mieć pewność, że nic nas nie ominie. Ale gdy jednak przeoczymy jedną czy dwie atrakcje, sytuacja nie jest beznadziejna, z reguły udaje się znaleźć lukę i wejść do obiektu tak po prostu z ulicy. Latem jest to nie do pomyślenia.
Wenecja jest droga – pewnie tak, gdy chadza się tylko turystycznymi ścieżkami i zajada tam sprzedawane lody, makarony czy pizzę. Mogą one rozczarować, tym bardziej, że większość załogi tych lokali stanowią nie Włosi, ale przyjezdni najczęściej z Indii czy Bangladeszu. Jeśli zależy Wam na włoskiej pizzy, małych kanapeczkach z różnymi dodatkami (cicchetti–specjał wenecki) czy kieliszku szprycera – aperola pitego po wenecku, czyli z oliwką, koniecznie skręćcie w bok, zaledwie kilka metrów od turystycznych szlaków, a odkryjecie Wenecję swojską, tutejszą, włoską, smaczną i spokojną. Tu czas stoi w miejscu, wnętrza z kotarami, lambrekinami i zwojami ksiąg pasują tutaj jak nigdzie indziej. Obsługa przeniesiona żywcem z minionej epoki dopełni całego obrazu miasta.

Wenecja

Podobnie jest z noclegami, upoluj promocje, ponegocjuj z właścicielami, zamień pokój duży na mały, nie przegap jednak widoku na Canale Grande. Już pierwszego dnia odkryjesz swoje miejsca w Wenecji, a trzeciego będziesz czuł się jak u siebie, tym bardziej, że w mijanym barze rozpozna Ciebie sprzedawca parzący jedno espresso za drugim, znad lady tuż obok machnie do Ciebie pani sprzedająca lody włoskie, a na zakręcie stojący tam gondolier, szukający chętnych na przejażdżkę łódką, zamieni z Tobą dwa słowa. Właśnie nawet gondole mają tutaj swoje urzędowe ceny za przejazd, nie ma cen z księżyca, nie ma cen opisywanych na blogach jako ceny z horroru. Wystarczy być w Wenecji dłużej, nie w biegu, oglądać miejsca, pytać ludzi, czytać tabliczki.
Wenecja to gwarancja udanego wyjazdu dla każdego. Zasadnie nazywana miejscem miłości, miastem dla zakochanych sprawdzi się także na wypad w gronie przyjaciółek, nie zawiedzie rodzin z dzieciakami, a i single przepadną całkowicie, poddając się urokowi tego miasta.

Wenecja
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Wenecja nocą
REKLAMA
REKLAMA

Kuba – wyspa niespodzianka

Artykuł przeczytasz w: 6 min.

Jest rok 2004. Lecę na Kubę po raz pierwszy, wszyscy znawcy i doświadczeni podróżnicy zazdroszczą mi tego kierunku. W tle słyszę powtarzające się jak mantrę słowa: „Leć jak najszybciej, odejdzie Fidel, to z Kuby zrobi się kolejny stan USA.” No to lecę.

Tekst i zdjęcia: Estera Hess

Jest rok 2024. Ląduję na Kubie z całą rodziną, to nasze wakacje w tym roku. I choć w ciągu tych ostatnich dwudziestu lat bywałam na Kubie kilka razy, już po zaledwie pierwszych minutach na lotnisku jestem pewna, że to ta sama Kuba co niegdyś. Zapowiada się piękna i z pewnością niejednokrotnie zaskakująca przygoda.

Termin, który wybraliśmy, u nas podyktowany wakacjami, to książkowo nie najlepszy czas na wyjazd na Kubę, bo to pora deszczowa i ryzyko huraganów. I rzeczywiście deszcz będzie nam towarzyszył od czasu do czasu, schładzając wysokie temperatury w ciągu dnia. Nigdy jednak nie pokrzyżuje nam planów na tyle, by przestawiać cały dzień. Pada zazwyczaj przez chwilę, a potem ziemia cudnie paruje, nasycając powietrze i tak już przeogromną wilgotnością.

20240625 image00010 otwierajace

Widzę więcej plusów z wyboru tego terminu; to na pewno brak turystów, a może to jednak nie pogoda, tylko polityka Kuby? Jedynym miejscem, gdzie będzie bardzo wakacyjnie jest słynny resortowy ośrodek znany z kolorowych folderów reklamujących Kubę jako destynację plażową, czyli Varadero. My trafiamy tam na ostatnią i tylko jedną noc, by skrócić sobie przejazd na lotnisko przed odlotem. Takiej Kuby bym nie polubiła. Hotel obok hotelu, all inclusive, animacje, głośna muzyka, drinki z palemkami… Za to plaża cudna, woda ciepła, piasek biały i miałki jak cukier puder. Tego Kubie zazdroszczę najbardziej: nieziemskich plaż, których tutaj bez liku, a każda jeszcze piękniejsza od poprzedniej.
Ale pomijając Varadero, wszystkie pozostałe miejsca były niemal puste, aż tak bardzo, że w jednym z hoteli przygotowanym dla 550 turystów byliśmy jednego wieczoru zaledwie w 25 osób, z czego nasza rodzina stanowiła pokaźną część. I hotel działał, a leżał przy najpiękniejszej plaży na Kubie – Cayo Pilar. Może odległość była przeszkodą dla wielu, by tu dotrzeć, bo osiem godzin jazdy z Hawany to niemal cały dzień.

20240629 image00005 6

A drogi na Kubie to zarówno wyzwanie, jak i wielka atrakcja. Bo poza słabymi trasami, autostradą, na której jeżdżą też dorożki, dwukółki (często pod prąd), ludźmi sprzedającymi mango, awokado, sery, są dziury, czasem wielkie jak krater wulkanu, brakuje oświetlenia, no i benzyna… Stacji jest bez liku, jednak nie na wszystkich możemy my, turyści, zatankować paliwo, bo nie obsługują one płatności w dolarach ani płatności kartami, gdzie indziej paliwo jest, ale nie ma prądu (co nagminnie zdarza się na Kubie), to i dystrybutory nie działają. Płaci się tylko kartą kredytową, ale nie amerykańską. Ale kto jak nie my Polacy wyjdzie z każdej opresji? Trochę sprytu, i już za rogiem kiwa chłopak, który sprzedaje paliwo z kanistrów schowanych na tyłach w toalecie zamkniętej na kluczyk, po kursie wprawdzie wyższym, ale nie istotnie.
Widok sunących pośród bujnej zieleni cadillaków, buików, ład, maluszków wypełnionych ponadregulaminową ilością ludzi, z otwartymi szybkami, w kanarkowych kolorach, z długimi antenami – to prawdziwa wizytówka Kuby.

20240623 image00020 5

Poza cudnymi plażami okalającymi całą wyspę i mnóstwem atrakcji oferowanych przez wodę: nurkowanie, pływanie z maską i rurką, rowery wodne, katamarany, są jeszcze fenomenalne okolice, gdzie widoki zapierają dech w piersiach. Ostańce krasowe, samotne wielkie góry całe zielone w przepięknej wiejskiej i istotnie sielskiej okolicy są cudowne. Szczególnie o tej porze roku, kiedy to kwitną drzewa i niesamowite widoki upstrzone są zalanymi kwiatami gigantami.

20240625 image00011 4

Wokół Trynidadu miasta jak z bajki, z wąskimi uliczkami, małymi kolorowymi domkami, z salsą od rana do nocy wypełniającą liczne tutejsze bary, restauracje, kluby taneczne, krajobraz zdominowany jest przez plantacje trzciny cukrowej. Droga wiedzie pomiędzy wysokimi roślinami, ustawionymi na sztorc, gdzieniegdzie ustępującymi miejsca bananowcom i papai oraz mangowcom.
Samotna podróż przez Kubę to też większa okazja, by poznać ludzi i z nimi porozmawiać. Wypytać o prawdziwe życie, troski i radości, a tych jest zdecydowanie więcej. System, w którym przyszło im żyć, trwa już tak długo, że Kubańczycy nie mają porównania jak mogłoby być inaczej. Niektórzy szczęśliwie mają kogoś z najbliższej rodziny pracującego w Stanach Zjednoczonych – nieustannie raju dla Kubańczyków. Spotkaliśmy wiele rodzin kubańskich na fundowanych przez brata lub wujka wakacjach. W pięknych hotelach, z wszelkimi wygodami delektowali się słońcem i rajem, na plaży wznosząc toasty kubańskim rumem za fundatora tych luksusów.

20240625 image00012 5

Widzieliśmy też dumnych Kubańczyków zakochanych bez pamięci w swojej wyspie, obiektywnie oceniających sytuację w kraju, ale pogodzonych z trudnościami, które nazywali chwilowymi brakami z nadzieją, że ich dzieci będą miały lepiej i łatwiej.
Nam przez dwa tygodnie nie brakowało niczego. Dzielnie przejechaliśmy 2400 kilometrów, docierając do wielu pięknych zakątków Kuby, ani przez chwilę nie czuliśmy się niepewnie. Dzieciaki miały raj na plażach i w wodzie. My zobaczyliśmy klimat odchodzących i przemijających już starych miast. I choć nie zawsze i wszędzie jest różowo to Kuba jest nieoczywistą destynacją wakacyjną, taką, która na pewno zachwyci, ale i skłoni do refleksji. Jak zawsze trzeba chcieć zobaczyć więcej.

P.S.
Omijajcie Varadero!

Estera Hess

Estera Hess

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA