Podjęła wyzwanie. Zaryzykowała. W ekskluzywnej lokalizacji w Poznaniu, w odrestaurowanej kamienicy przy ul. Libelta 27, wykreowała raj dla oczu i duszy. Stworzyła miejsce kameralne i przytulne dla kobiet oraz z myślą o kobietach. Marietta Kręciołek – optymistka lubiąca planować, właścicielka marki odzwierciedlającej jej własny styl, elegancję, subtelność i delikatność – otwiera drzwi swojego Marie Atelier. Szczerze zapraszamy!
Marie Atelier to spełnienie Twojego marzenia?
MARIETTA KRĘCIOŁEK: Tak, wreszcie urzeczywistniłam pomysł, który dojrzewał w moim umyśle więcej niż trzy lata. Wcześniej pracowałam w sklepie odzieżowym, ponadto przez 10 lat w branży nieruchomości – doszłam jednak tam do przysłowiowej ściany. To, co mogłam osiągnąć jako kierownik działu, osiągnęłam. Czułam wypalenie zawodowe. Czas więc przyszedł na spełnianie swoich marzeń. (śmiech) I to jest piękne! Podjęłam ryzyko – decyzję o odejściu, przebranżowieniu się. Miałam potrzebną do tego odwagę i determinację. W sierpniu 2021 roku odeszłam z branży deweloperskiej, z nieruchomości, we wrześniu już byłam oglądać pierwsze tkaniny i zaczęłam szkicować kolekcję. Potem już poszła lawina – szukanie guziczków, tasiemek, detali. To jest niezwykle wciągające i ekscytujące. Cieszą mnie takie drobiazgi.
Branżą fashion interesujesz się od wielu lat. To Twoja pasja.
Jak wspomniałam pracowałam w sklepie odzieżowym i tam połączyłam pracę, kontakt z klientem z satysfakcją i radością z wykonywanych obowiązków. Podkreślę jeszcze, że wypłaty często nie miałam, tylko wynagrodzenie odbierałam sobie w odzieży ze sklepowych półek. W związku z pracą zaczęłam przywiązywać większą uwagę do układania rzeczy w szafach, na półkach w swoim domu, dobierałam garderobę kolorystycznie sobie czy partnerowi, obecnie już mężowi. (śmiech) Zaczęłam zwracać większą uwagę na jakość, na tkaniny. Często powtarzałam „nie mogę tego znaleźć, to sobie uszyję!”, np. sukienki maxi z odkrytymi plecami – która stała się pierwszym moim projektem.
Jestem typem bardzo zadaniowym. Planuję, bo to mi w życiu ułatwia wiele kwestii. Spontaniczność też jest potrzebna i z niej również niejednokrotnie korzystam (śmiech), ale takie już mam usposobienie, że lubię mieć wszystko poukładane. Planuję wakacje, nowe projekty i wtedy jestem spokojniejsza.
Od planowania wiele się zaczyna…
Kto Cię inspiruje? Czy masz swoje wzorce, międzynarodowe autorytety ze świata mody?
W szczególności jest to Coco Chanel i jej lata świetności, dochodzenia do sławy, ewoluowanie, szukanie nowych rewolucyjnych – jak na tamte czasy – projektów. Tak jak francuska ikona stylu lubię proste kroje, wygodne fasony, kolor bieli, perły. Uwielbiam projekty Chanel, filmy z tamtego okresu, Francję, francuską modę i to, co broni się również w mojej kolekcji, czyli minimalizm, kobiecość i subtelność.
Inspiruje mnie wiele rzeczy, codzienność, kwiaty, pogoda… Zewsząd można czerpać natchnienie do nowych kreacji, interesujących pomysłów. Po prostu życie samo w sobie jest dla mnie inspiracją. Pochłania, wyzwala wiele pozytywnych emocji.
W marcu ruszyła sprzedaż kolekcji Marie Atelier. Jakie części garderoby są w ofercie?
Głównie sukienki – tego jest najwięcej, ale są również marynarki, szorty, spódnice, topy, spodnie, dresy. Mocno jest ta kolekcja kapsułowa. Chcę pokazać dziewczynom, kobietom jak można bawić się modą, ciekawie zestawiać różne części w zależności od okazji, własnych upodobań i gustu. Osobiście lubię zestawienie szpilek i spodni dresowych – to kombinacja na obecne czasy, połączenie sportowej elegancji z sex appealem. To wariant dla odważnych i świadomych kobiet.
Mam dopasowane poszczególne części i tkaninami, i kolorami, co daje wiele możliwości, pozwala stworzyć swój ulubiony komplet. Wyjątkowy, nietuzinkowy.
Tworzę rzeczy, z którymi się utożsamiam, które mam w swojej szafie. Inna opcja byłaby dla mnie niemożliwa, niespójna z moim charakterem.
Jaka kolorystyka jest Tobie bliska i jednocześnie jaka jest w ofercie Marie Atelier?
Subtelne, stonowane kolory, pastelowe barwy. Złamana biel, beż – kolory bliskie memu sercu, dlatego wypełniające kolekcję NUDE. Ja w ogóle jestem mało printowa. Mało dodatków i mało wzorów na tkaninach. Preferuję gładkie materiały, wolę pobawić się formą, fasonem, dobrać odpowiednie akcesoria do ubioru. Np. niech marynarka ma odpowiednią fakturę, przykuwającą wzrok, ale niekoniecznie print.
Warto mieć bezpieczną, gładką bazę, która jest odpowiednia do każdego typu stylizacji – wystarczy tylko dobrać odpowiednie akcesoria, czy to buty, torebkę, okulary.
Czarny kolor mnie przytłacza, czuję się w nim jakbym gasła. Choć znam osoby, którym jest bardzo dobrze w czerni i przede wszystkim świetnie się w niej czują.
Tkaniny dobrej jakości to bardzo istotna kwestia krawiectwa. Gdzie kupujesz materiały i gdzie szyte są poszczególne części garderoby?
Jeśli mówimy o produkcji, o szyciu to jest to Polska, okolice Poznania. Tkaniny kupuję z trzech krajów, oprócz Polski, tj. z Francji, Turcji i Włoch. Co warto zaznaczyć, nasze rodzime tkaniny są bardzo dobrej jakości. Nie jeżdżę sama po materiały, korzystam z firm i pośredników, którzy tym się zajmują. Bez problemu jest z dostępnością tkanin, więcej czasu poświęcam na przejrzenie ich pod kątem jakości, na dotykanie.
Czy Ty masz dar manualny, sama projektujesz kreacje?
(śmiech) Właśnie nie! Mam wizje, wyobrażenie, gorzej z przelaniem tego na papier. Dlatego swoje pomysły wysyłam do Pani konstruktor, z którą bardzo wiele konsultuję, wówczas ustalamy ostateczną formę. Wiem, co chcę, jak dana rzecz ma wyglądać, ale niekoniecznie biorę się za szkicowanie, rysowanie. Zostawiam to profesjonalistce.
Czyli jak przebiega cały proces twórczy?
Wymyślam konkretną rzecz, szkicuję – jak umiem – po swojemu i uzgadniam z Panią konstruktor. Ona wie, o co zapytać, a ja wiem, jaki ma być finalny efekt. Ustalamy wszystko, oczywiście, z próbnikiem tkanin. Powstaje następnie prototyp, który jest szyty na mnie. Jeśli niezbędne są poprawki, to je wprowadzamy, choć zdarzały się też prototypy bez poprawek. Po akceptacji wzoru, czyli tego prototypu, następuje szykowanie kolekcji i szycie jej w poszczególnych rozmiarach.
Po premierowej kolekcji co szykujesz?
Mam już następną kolekcję w fazie szykowania konstrukcji, pięć nowych rodzajów rzeczy. Te nowości zobaczą światło dzienne na przełomie maja i czerwca br. Specjalna letnia oferta. Z tym, że sukienki, które ukazały się w pierwszej mojej kolekcji powielą się w tej letniej, ale w innej kolorystyce; czyli fason pozostaje bez zmian, a bawimy się kolorem. Przygotowywana jest również jedna sukienka na długi rękaw w kolorze czarnym, którą będzie można wykorzystać na okazje całoroczne, niekoniecznie w ciepłej aurze.
Za miesiąc już jadę wybierać tkaniny i dodatki do kolekcji jesień-zima. Na pewno będą w niej jeansy, bo sama kocham taki styl.
Twoja ulubiona tkanina?
Bezsprzecznie wiskoza, gdy mówimy o wiośnie i zbliżającym się lecie. Wiskoza jest bardzo lekka, przyjemna, daje duży komfort noszenia.
Czy masz w zamyśle tworzenie kolekcji dziecięcej, czy kolekcji identycznej dla mamy i córki?
Nie zamykam się na ten pomysł, bo już z jednego modelu sukienka SOLEIL, z wiskozy właśnie, wyjdzie w rozmiarze dla mnie i dla moich obu córeczek. Biała, delikatna, miła w dotyku, z delikatną falbanką na dole i sznureczkami wiązanymi na ramionach. Specjalnie przygotowane kreacje do sesji z okazji Dnia Matki, akcja taka bardziej prywatna, na własne potrzeby, ale kto wie, co czas pokaże…
Znamy powiedzenie „każdy jest kowalem własnego losu”. Podoba mi się Twoje sformułowanie, które ma nowoczesny wydźwięk – „zaprojektuj życie po swojemu”. Taka wiara w siebie, we własne możliwości zapewne pomaga rozwinąć skrzydła.
Tę wiarę w siebie, we własne możliwości, wiarę, że możemy robić w życiu to, co kochamy, wyniosłam z domu rodzinnego. Otrzymałam dużo wsparcia od mamy.
Ponadto postanowiłam sobie, żeby żyć tak, aby do niczego się nie zmuszać, żeby nie czuć presji. Żyć pełnią życia i być szczęśliwą – to taka moja dewiza. Wiadomo, iż w pracy spędzamy bardzo dużo czasu, więc skupiłam się, aby zawód, który wykonuję, dawał mi satysfakcję, nie był przymusem. Zawsze chciałam chodzić do pracy z uśmiechem – i tak właśnie teraz mam. (śmiech) Uważam, że mając jedno życie, trzeba wykorzystać wszystkie dane nam możliwości, często stawiając decyzję na ostrzu noża, podejmując ryzyko, bo może już drugiego razu nie być. Niekiedy nie otrzymamy już drugiej szansy, dlatego tak ważne – według mnie – jest wykorzystywanie okazji. Nawet jak czegoś będziemy żałować pozostanie poczucie „Zrobiłam! Spróbowałam!”.
Gdy ogłosiłam, czym będę się zajmować, że odchodzę z nieruchomości, to ludzie gratulowali mi przede wszystkim odwagi i to dało mi dużo do myślenia. Znam osoby sfrustrowane swoim miejscem pracy, ale tkwiące tam, bo boją się podjąć ryzyko, bo mają kredyty, dzieci, rodzinę na utrzymaniu. Wiele jest skrajnych sytuacji, wiele ludzkich postaw, zachowań… Ale nieraz warto! Warto zainwestować w siebie, swoje marzenia. Warto próbować! Życzę ludziom, aby mieli odwagę realizować swoje plany, spełniać marzenia, aby podejmowali wyzwanie. Moje marzenie jest przemyślane, świadome, kolekcje są odzwierciedleniem mojej osobowości, mojego gustu. Tu nie ma sztuczności, niczego na pokaz. Jest naturalność.
Marie Atelier to moje kolejne dziecko, oczywiście poza dwiema cudownymi córeczkami (śmiech), to moja pasja, spełnione marzenie, z którego jestem bardzo dumna.
Często powtarzasz, iż trzeba zaakceptować siebie, nauczyć się zauważać swoje zalety, a nie tylko wady. Zawsze miałaś takie nastawienie do życia czy ta mądrość przyszła z czasem, wraz z doświadczeniem życiowym?
W moim przypadku to jest wielka praca i proces. Zaakceptowałam siebie, swoje ciało dopiero po drugim porodzie. Wcześniej zawsze coś mi przeszkadzało, nie podobało się… Teraz analizując to z perspektywy czasu, stwierdzam, że to było deprymujące, pozbawione logiki, wręcz irytujące. Oczywiście, wciąż mam kompleksy, ale potrafię już z nimi walczyć, bo nikt nie jest doskonały – i to jest dojrzałe. Zaczęłam też zagłębiać się w lekturę mądrych i życiowych książek, kobiecych, pisanych przez kobiety – polecam pozycje autorstwa Agnieszki Maciąg, one bardzo do mnie trafiają. Wierzę, że wszystko zaczyna się w naszej głowie. Skrupulatnie dokonałam oglądu środowiska, w którym byłam, dokonałam selekcji towarzystwa, które wpływało na mnie demobilizująco, a wręcz toksycznie.
Ja też mam lepsze i gorsze dni, non stop nie jestem perfekcyjna, roześmiana, ale w wielu newralgicznych sytuacjach pomagają mi najbliżsi, którzy są dla mnie podporą i ogromnym wsparciem. A nieocenione są uśmiechy moich dzieci.
Nagrodą dla Ciebie będą…
Zadowolone i stałe klientki, które z radością przestąpią próg Marie Atelier przy Libelta 27.