Namaste

Marta Kabsch

W każdy środowy wieczór odbywam heroiczną walkę z moim wewnętrznym leniem, wsiadam do samochodu i jadę do pobliskiego miasteczka na jogę. Coraz gorzej szło mi mobilizowanie się do ćwiczeń w domu. Uznałam, że potrzebuję ekonomicznej motywacji w postaci opłaconego z góry miesięcznego karnetu. Działa – raz w tygodniu (mało, wiem!) układam się na macie, oddycham, rozciągam, a na koniec, zgodnie ze wskazówkami instruktorki, dziękuję swojemu ciału za współpracę i sobie za to, że znalazłam czas na aktywny relaks. Z myślą o moich zgnębionych siedzącą pracą plecach, wybrałam zajęcia z jogi kręgosłupa. Chociaż nie znam trzydziestoparolatków, którzy nie narzekają na bóle w lędźwiach, jestem najmłodszą uczestniczką środowych sesji. Nie umiem w small-talki, jestem raczej nieśmiała, więc zwykle tylko przysłuchuję się rozmowom kobiet. Z informacji wydobytych z podsłuchanych pogaduszek zaczęłam konstruować w głowie „portrety” każdej z nich – wiek dzieci, liczbę wnucząt, zawody.

Nasza joginka, po wstępnej serii oddechowych ćwiczeń i śpiewaniu „oooom”, każe nam „masować kolanka, żeby dodać sobie energii”. W tym czasie pyta każdego (a raczej każdą – panowie są tu rzadkością), „czego potrzeba”. Prawy bark. Ramiona. Dół pleców. Piersiowy. Wszystko. Jeśli „wszystko” powtórzy się w kółeczku masujących kolanka kobiet 3-4 razy, prowadząca patrzy na nas poważnie i stwierdza z troską: „wy jesteście przemęczone”. Z krótkich rozmów przed i po zajęciach wynika, że każda z pań pracuje, dba o dom, wozi dzieci do szkoły, na sporty, angielski, pianino albo pomaga w opiece nad wnukami. Większość ma ładne fryzury i manicure, więc jeszcze potrafią zagiąć czasoprzestrzeń na tyle, że regularnie pielęgnują wygląd. Do salki wpadają często zziajane, ale rzadko opuszczają środowe sesje. Nietrudno zgadnąć, jak ważne jest dla nich te 1,5 godziny relaksu i skupienia na sobie. Po litanii narzekań na bóle pleców, spięte szyje, bezsenność i skurcze, prowadząca zwykle wygłasza krótkie „kazanie”. Jeśli zadbacie o siebie, będziecie lepiej dbać o innych. Wypoczęta mama to lepsza mama. Zastanówcie się, czyje ciężary nosicie i zrzućcie je natychmiast. Kobiety słuchają, masują kolanka i kiwają głowami z aprobatą. Tydzień później wracają tak samo wykończone i obolałe.

Sesje jogi kręgosłupa zamyka mini-koncert gongów. Słuchamy głębokich, kojących dźwięków na leżąco, z zamkniętymi oczami, przy zgaszonym świetle, zawinięte w kocyki. Miarowe oddechy, czasem – ciche pochrapywanie. To któraś z dziewczyn zapadła w drzemkę. Po tym błogim relaksie, instruktorka serwuje nam napar z hibiskusa. Częstuje orzeszkami, kandyzowanym imbirem i suszonymi figami. Kobiety, nadal opatulone kocami, powoli gryzą przekąski i sączą gorącą herbatę. Niektóre rozmawiają. Któraś pyta o polecenie fachowca w okolicy. Inna opowiada, gdzie tanio kupić kolagen. Nie spieszy im się do wyjścia.

Czytałam ostatnio ciekawy wywiad z psycholożką. Opowiadała o kobietach przychodzących do niej na terapię. Sugestie, że potrzebują więcej odpoczynku i czasu dla siebie, zbywają prychnięciem albo nerwowym śmiechem. Tłumaczą się: co miesiąc chodzę na masaż. Raz na dwa lata jadę na wczasy do Azji. Na tym tle moje jogowe towarzyszki, uczęszczające na środowe sesje jogi, zawyżają statystyki dotyczące self-care. Myślę o nich jako o hinduskich wielorękich boginiach (o dłoniach z perfekcyjnym manicurem). Silne, sprawcze, wszechmocne. Tylko ból w lędźwiach, barku, szyi (niepotrzebne skreślić) przypomina o człowieczeństwie. 1,5 godziny na macie musi wystarczyć, żeby zebrać energię na kolejny, pracowity tydzień. No to masujemy kolanka.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Marta Kabsch
REKLAMA
REKLAMA

Naturalność – forma autentyczności czy modna konieczność?

Artykuł przeczytasz w: 3 min.

Żyjemy w czasach, w których autentyczność staje się coraz bardziej pożądaną cechą, dużo się o niej mówi i podczas warsztatów z dobrej komunikacji, i podczas szkoleń firmowych edukujących, jak pozbyć się sztuczności i pozerstwa w kontaktach międzyludzkich. Dodatkowo o naturalnym i nieprzerysowanym wyglądzie informują oferty licznych klinik beauty. A jak jest w rzeczywistości? Doskonale wiemy…

Pomimo wielu wysiłków i prób, zdarza się, że naturalność – ta wewnętrzna i zewnętrzna – dla niektórych osób to rzadka cecha, choć mówią inaczej, próbując zaklinać rzeczywistość. Jednocześnie warto pamiętać o tym, co nas otacza. Współczesny świat z mnogością filtrów, łapek w górę lub w dół, z przeróżnymi formami i możliwościami oceniania innych – nie tylko tych na Instagramie, ale i w codziennych relacjach. Zbyt często wybieramy maski dostosowane do okoliczności, próbując spełnić oczekiwania otoczenia. Tylko czy w tym wszystkim nie tracimy siebie, goniąc za chęcią przypodobania się innym? 

Naturalność w życiu to nie tylko brak makijażu czy nieperfekcyjnie ułożona fryzura, twarz bez botoksu czy niepoprawione skalpelem części ciała, to przede wszystkim szczerość wobec siebie i innych. To odwaga, by mówić to, co naprawdę myślimy, i próbować żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, nawet jak innym się one nie podobają. Brzmi prosto, ale w praktyce bywa wyzwaniem. Według mnie naturalność w relacjach to również akceptacja wad i niedoskonałości, które przecież są częścią każdego z nas. Przyzwyczajeni do dostosowywania się do norm społecznych, często ukrywamy swoje prawdziwe emocje, bojąc się negatywnej oceny, drwin, szyderstwa czy wręcz odrzucenia. A może warto w tym życiowym biegu zatrzymać się, zastanowić się na słowami autorstwa Ralpha Waldo Emersona „Żyj w zgodzie ze sobą, a świat sam się do ciebie dostosuje”?

Szczerość tak naprawdę wymaga odwagi, a naturalność – dystansu do siebie, którego uczymy się z wiekiem. Współcześnie wiele dyskutuje się na temat social mediów – w jaki sposób kształtują rzeczywistość, dlaczego przez filtry nie widzimy prawdziwego oblicza, tylko odbicie w krzywym zwierciadle? Dlaczego kreowanie wizerunku często liczy się bardziej niż autentyczność, a ludzie boją się być prawdziwi? W efekcie takich zachowań można otrzymać powierzchowne znajomości, które nie mają głębi, nie są zbyt wiele warte. Dopiero gdy odrzucimy maski, sztuczne dekoracje i pozwolimy sobie na bycie sobą, możemy budować relacje oparte na zaufaniu, a nie na grze pozorów, na grze w dziecięcą ciuciubabkę z zamkniętymi oczami.

Naturalność może stać się luksusowym dobrem, na które każdy z nas może sobie pozwolić i przede wszystkim za które nie trzeba płacić – pod warunkiem, że odważymy się żyć w zgodzie ze sobą. To konieczność, jeśli chcemy budować prawdziwe, szczere i wartościowe relacje w rodzinie, z przyjaciółmi, w miejscach pracy. Niekwestionowana ikona stylu Coco Chanel powtarzała: „Najlepszym sposobem, aby być oryginalnym, jest być po prostu sobą.” I pod tym się podpisuję całą sobą.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA