Dacza Puchacza | Miejsce, gdzie świat zwalnia

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno


Po dwóch godzinach jazdy z Poznania docieram do Starego Osieczna, niewielkiej miejscowości w regionie lubuskim, otulonej lasami Drawieńskiego Parku Narodowego. Wysiadam z auta i przez chwilę po prostu stoję. Cisza. Taka, która nie niepokoi, ale koi. Z krzaków wypadają dwa czarne psiaki – Cezar i Kleopatra – radośnie merdające ogonami, jakby chciały powiedzieć: „nareszcie jesteś”. W powietrzu czuć wilgoć lasu, śpiew ptaków i ten rodzaj spokoju, który mówi: zwolnij. To tutaj, w otoczeniu natury, Marek Lewandowski stworzył Daczę Puchacza, kameralne, glampingowe miejsce zaprojektowane z myślą o tych, którzy chcą odpocząć blisko natury, ale bez rezygnacji z wygody. W rozmowie opowiada o przypadkowym odkryciu tego miejsca, o inspiracjach z podróży i o tym, dlaczego prostota działa na nas lepiej niż mogłoby się wydawać.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Dariusz Jarząbek

Dacza Puchacza – nazwa, która od razu budzi skojarzenia z leśną przygodą i ucieczką od codzienności. Skąd pomysł na stworzenie takiego miejsca właśnie tutaj, w sercu lubuskich lasów, w sąsiedztwie Drawieńskiego Parku Narodowego?

Marek Lewandowski: To był trochę przypadek. (śmiech) Od lat prowadzę w Poznaniu biuro nieruchomości i nigdy nie zakładałem, że będę prowadził życie w rytmie slow. (śmiech) Wszystko zaczęło się zupełnie niepozornie, gdy szukałem działki dla znajomego, który marzył o kawałku ziemi w otoczeniu natury. Trafiliśmy tutaj, w sam środek zielonego spokoju. Wysiadłem z auta, rozejrzałem się i… przepadłem. To była ta chwila, w której człowiek wie. Poczułem, że to miejsce mnie woła. Kupiłem jedną z dostępnych działek bez chwili wahania. Później okazało się, że tuż obok jest jeszcze jedna, przepięknie położona, tuż przy samej rzece Drawie. To było jak znak. Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć… Może to przez te wszystkie podróże, które odbyłem, widziałem wiele niesamowitych miejsc na świecie, ale to tutaj, wśród lubuskich lasów, poczułem coś wyjątkowego. Coś znajomego, bliskiego, jakby to miejsce czekało właśnie na mnie.

Siedzę tu z Tobą na tarasie jednej z jurt od jakiś czterdziestu minut i pomimo że pełnoprawna, zielona wiosna jeszcze się na dobre nie zdążyła rozkręcić, to już rozumiem, dlaczego pokochałeś to miejsce. Spokój, cisza, śpiew ptaków, szelest drzew… wszystko tutaj działa inaczej, jakby wolniej, głębiej. Co dla Ciebie jest w tym miejscu najważniejsze?

To, że mogę naprawdę odetchnąć. I nie mam na myśli tylko powietrza, choć ono też tu smakuje inaczej, jakby było filtrowane przez las i rzekę. Chodzi mi o to, że tu po prostu jestem. Nie muszę nic udowadniać, nigdzie się spieszyć. Czas płynie inaczej, wolniej, ale w tym dobrym sensie. Zaczynasz zauważać rzeczy, których w mieście się nie widzi, jak para unosząca się nad rzeką o poranku, jak ten moment, gdy słońce przemyka przez gałęzie i kładzie się plamą światła na tarasie. To miejsce działa jak reset. I myślę, że każdy, kto tu przyjeżdża, czuje coś podobnego. Nawet jeśli sam nie do końca potrafi to nazwać.

A skąd pomysł na jurty? Bo kiedy tylko wysiada się z auta, od razu w oczy rzucają się ich charakterystyczne kształty – zaokrąglone, miękkie, trochę jakby wycięte z innej rzeczywistości. Stoją zanurzone w zieleni, jakby rosły tu od zawsze. Nie wyglądają na „postawione”, raczej… wrośnięte. Skąd właśnie taki wybór?

Spośród wielu moich podróży najbardziej zapadły mi w pamięć te miejsca, gdzie nie musiałem wybierać między bliskością natury a wygodą. Gdzie mogłem usiąść w ciszy, patrzeć na przestrzeń i jednocześnie cieszyć się komfortem. Takie właśnie były mongolskie jurty. Ich prostota, funkcjonalność i to, jak pięknie wpisywały się w krajobraz, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Pomyślałem wtedy: a gdyby tak przenieść ten pomysł bliżej? Nie dosłownie, nie jako skansen czy kopię, tylko jako ideę – stworzyć miejsce, które daje gościom poczucie odosobnienia, ale bez rezygnowania z przyjemności. Jurty wydawały się naturalnym wyborem – lekkie, ale solidne, inne niż wszystko, co widuje się w standardowej agroturystyce czy domkach letniskowych. Zależało mi, żeby nie zakłócały przestrzeni, tylko z nią współistniały. Dlatego nie dominują nad krajobrazem, a raczej się z nim zlewają. I chyba właśnie to ludzie czują, kiedy tu przyjeżdżają – że są w czymś wyjątkowym, ale bez zadęcia. Że to luksus, który nie krzyczy.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

A dlaczego „Dacza Puchacza”?

Puchacz to największa sowa świata, majestatyczna, dostojna, a jednocześnie nieuchwytna. I my, jako Polacy, mamy to niesamowite szczęście, że w Drawieńskim Parku Narodowym żyje para tych niezwykłych ptaków. Podobno mają swoje domostwo gdzieś na północy parku. Zobaczyć je to jak wygrać na loterii – graniczy z cudem, ale świadomość, że tam są, dodaje temu miejscu czegoś baśniowego. Kiedy wspólnie z przyjaciółmi zastanawialiśmy się nad nazwą, chcieliśmy czegoś, co nie będzie przypadkowe. Coś, co zakorzeni się w miejscu i opowie jego historię. I wtedy moja przyjaciółka rzuciła: „Dacza Puchacza”. I od razu zaiskrzyło. Dacza, czyli coś swojskiego, przytulnego, z duszą. A Puchacz – dziki, wolny, niemal mityczny. Ta nazwa od razu niosła ze sobą historię, której nie trzeba było już dopowiadać. Idealnie oddaje ducha tego miejsca: schronienie w sercu lasu, gdzie natura ma głos, nawet jeśli mówi szeptem.

Jak wyglądały początki Daczy? Czy od razu wiedziałeś, że to ma być coś więcej niż tylko miejsce noclegowe?

To na pewno nie było coś, co dało się zrealizować z dnia na dzień. Od pomysłu do pierwszych gości minęło sporo czasu, a po drodze były i zwątpienia, i decyzje, które trzeba było podejmować na szybko. Wiele rzeczy działo się zupełnie spontanicznie. Tak po prostu: coś czułem, więc działałem. Od początku wiedziałem tylko jedno: nie chcę tworzyć kolejnego miejsca z noclegiem i kluczem pod wycieraczką. Chciałem, żeby ludzie naprawdę tu byli, żeby poczuli przestrzeń, ciszę, bliskość natury. Dlatego zwróciłem się do kogoś, kto potrafi myśleć o przestrzeni zupełnie inaczej. Iwo Borkowicz, świetny architekt, którego projekty zdobywają nagrody na całym świecie, zaprojektował cały teren. I zrobił to tak, że każda jurta ma swój własny rytm. Stoją w odpowiednich odległościach, nic się tu nie narzuca, wszystko ma miejsce. To on zadbał o to, żeby architektura nie przyćmiewała natury, tylko ją podkreślała. A ja miałem pewność, że buduję coś, co naprawdę będzie miało duszę.

Jurty od razu przyciągają wzrok swoim kształtem i klimatem. Ale to, co zaskakuje najbardziej, to ich wnętrze – co dokładnie znajdziemy w środku?

Tak, jurty mają swój wyjątkowy charakter już z zewnątrz, ale w środku naprawdę potrafią zaskoczyć. Każda z nich to w pełni funkcjonalna, całoroczna przestrzeń o powierzchni 35 metrów kwadratowych – z własną łazienką z prysznicem i WC, kuchnią z lodówką, zmywarką i kompletem naczyń oraz sztućców. Jest też wydzielona sypialnia z oknem na las – budzisz się i widzisz zieleń, nie ekran telefonu. W części dziennej znajduje się rozkładana, dwuosobowa kanapa, więc jurta może komfortowo pomieścić do czterech osób. Dodatkowo wiadomo – stół, cztery krzesła, fotel. Ogrzewanie zapewnia piecyk typu koza, a drewno można sobie dobierać z własnej drewutni. Do tego świetlik otwierany elektrycznie, nie tylko zapewnia wymianę powietrza, ale pozwala też zerknąć nocą na gwiazdy. To może brzmieć jak detal, ale robi wrażenie. Co ważne, nasze jurty stoją w okrągłych, starannie zaplanowanych kręgach. Wszystko zostało zaprojektowane funkcjonalnie i z dużą dbałością o detale, wykorzystaliśmy wysokiej jakości materiały, ale… dalej zaczyna się las. Dziki, naturalny, nietknięty. I nie ingerujemy w to, co się tam dzieje. Tylko mały teren wokół każdej jurty jest zagospodarowany, reszta to przyroda taka, jaka jest.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

To wszystko brzmi… trochę jak budowa domu. Tyle, że Ty zbudowałeś trzy.

(śmiech) Dokładnie tak! To była prawdziwa budowa, tylko że w lesie. Elektrycy, stolarze, hydraulicy, dostawy, opóźnienia, klasyka gatunku. Wszystko trzeba było zaprojektować, skoordynować i dopilnować. A przy tym zadbać o każdy szczegół: od ścieżek wysypanych kamyczkami, po tarasy, hamaki czy wiatę ze wspólną przestrzenią. Stworzyliśmy też strefę relaksu z sauną i banią – i to strzał w dziesiątkę. Goście uwielbiają wieczory w balii z ciepłą wodą, kiedy w ogrodzie palą się lampki, a wokół panuje absolutna cisza. Potem pozostało już tylko jedno: czekać. Na gości i na ich reakcje.

Pamiętasz tych pierwszych?

Wyobraź sobie, że w dniu, w którym dodaliśmy Daczę Puchacza do systemów rezerwacyjnych – Booking, Aloha i tak dalej – kliknęliśmy ten magiczny przycisk „aktywuj”… i dosłownie po chwili przyszła pierwsza rezerwacja! Byłem totalnie zaskoczony. Wiesz, to zabawne, robisz miejsce dla gości, wszystko planujesz, urządzasz, ale kiedy ci pierwsi naprawdę się pojawiają, jesteś w szoku, że… ktoś chce przyjechać. (śmiech) Pamiętam to jak dziś – poczułem lekki atak paniki. Wsiadłem w auto i z Poznania ruszyłem pędem do Daczy, żeby być tu przed nimi i jeszcze raz wszystko sprawdzić: czy działa woda, czy łóżka są zaścielone, czy filiżanki stoją równo. (śmiech) Pierwszymi gośćmi było małżeństwo z Niemiec. Cudowni ludzie, zachwyceni miejscem, bardzo otwarci. Ich reakcje – ten błysk w oku, kiedy opowiadali o porannej mgle nad rzeką, o ciszy, której nie znali – były dla mnie potwierdzeniem, że to wszystko miało sens. Że nie tylko ja poczułem magię tego miejsca.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

Jak wygląda dzień idealny w Daczy Puchacza?

To przede wszystkim dzień bez pośpiechu. Budzisz się, kiedy chcesz, najlepiej wtedy, gdy przez okno jurty wpada pierwsze światło, a z lasu dochodzą odgłosy ptaków. Wychodzisz na taras, bierzesz głęboki oddech i nagle okazuje się, że kawa smakuje inaczej, jakby lepiej – może to powietrze, może to cisza. Śniadanie zwykle jemy na zewnątrz, przy stole pod drzewem, z widokiem na zieleń i wodę. W sezonie letnim prawie nikt nie chce siedzieć w środku, bo po co? A potem każdy robi to, na co ma ochotę. Jedni idą na spacer po lesie, inni wybierają rower albo po prostu rozkładają się z książką w hamaku. Ktoś bierze wędkę i idzie nad Drawę, ktoś inny zbiera grzyby albo zapuszcza się w las bez celu. Po południu można odpocząć jeszcze bardziej – skorzystać z sauny, wskoczyć do balii, posiedzieć nad wodą. I to działa, serio. Nawet jak ktoś przyjeżdża tu zestresowany i „na wysokich obrotach”, to po jednym dniu zaczyna zwalniać. Wieczorem zapalają się lampki w ogrodzie, pali się ognisko, rozstawiają się stoły – i zaczyna się to, co lubimy najbardziej: rozmowy, jedzenie, trochę wina, śmiech. Bez napięcia, bez scenariusza. Po prostu dobry wieczór w dobrym miejscu.

A zimą?

Choć wiele osób kojarzy jurty głównie z latem, Dacza Puchacza działa przez cały rok – i to właśnie poza sezonem potrafi zaskoczyć najbardziej. Nawet w środku zimy, przy dużych mrozach, w jurcie jest przytulnie i ciepło. Ocieplenie i koza na drewno robią swoje, ogień mruga spokojnie w palenisku, a Ty siedzisz z książką, herbatą albo kieliszkiem wina i czujesz się totalnie otulony. A kiedy na zewnątrz wieje wiatr albo pada deszcz, robi się wręcz magicznie. Krople uderzające o płótno namiotu dają niesamowity efekt dźwiękowy, do tego dochodzi szum drzew, czasem pohukiwanie sowy… i nagle jesteś dokładnie tam, gdzie trzeba. To jedno z tych doświadczeń, które trudno opisać, ale łatwo zapamiętać.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

Zdarzają się goście, którzy uciekają z miasta, aby w ciszy popracować?

Oczywiście! Przy obecnym modelu pracy zdalnej to już właściwie norma. Coraz więcej osób szuka miejsca, gdzie mogą na chwilę uciec z miasta, ale nie muszą brać urlopu, wystarczy laptop i dostęp do internetu. Sam też chętnie z tego korzystam. Przyjeżdżam tutaj, żeby popracować w ciszy, bez rozpraszaczy. I to naprawdę działa – inaczej się myśli, kiedy za oknem masz las, a nie tramwaje. Czasem wystarczy krótki spacer po okolicy, żeby rozwiązać problem, nad którym w biurze siedziałbym godzinami. Goście często mówią to samo: że tu szybciej się regenerują, nawet jeśli dzień spędzają przy komputerze. A po pracy mają luksus, którego nie znajdziesz w żadnym coworku – wskakują do balii, idą na spacer nad rzekę albo po prostu siadają z herbatą na tarasie i słuchają, jak las mówi.

Wszystko, o czym mówisz, to prawdziwa strawa dla ducha – cisza, spokój, natura. A co ze strawą dla ciała? Jurty są wyposażone w kuchnie, ale czy to oznacza, że wszystko trzeba sobie przywieźć?

Faktycznie, wszystko, co tu się dzieje, to strawa dla ducha. Ale i ciało trzeba nakarmić! Jurty są wyposażone w aneksy kuchenne, więc można gotować samodzielnie – są garnki, naczynia, zmywarka, lodówka, wszystko jest na miejscu. Ale nie trzeba przywozić całej lodówki z domu. Dla naszych gości przygotowaliśmy możliwość zamówienia gotowych koszy pełnych lokalnych produktów – na śniadanie albo kolację. Największą popularnością cieszy się Kosz Puchacza – tam jest wszystko: świeżo wypiekany chleb, wiejskie jajka, nabiał z ekologicznej farmy, pasty warzywne, miód z lokalnej pasieki, swojskie wędliny i coś słodkiego na deser. Mamy też wersje bardziej minimalistyczne albo wegetariańskie – każdy znajdzie coś dla siebie. Oprócz tego można u nas zamówić mrożone pierogi i dania w słoikach – wszystko przygotowywane przez gospodynie z okolicznych wsi. Mamy bigos, żurek, leczo, gołąbki… Taki domowy komfort bez stania przy garach. A jeśli ktoś ma ochotę na coś wyjątkowego, oferujemy też zestawy do grzanego wina, herbaciane ceremonie w żeliwnym czajniku albo serowe fondue z winem i dodatkami. Jest też mongolski kociołek do przygotowania na ognisku – idealny, żeby posiedzieć wieczorem przy ogniu i celebrować wspólne chwile.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

A jeśli już ktoś przyjedzie, wyśpi się, nacieszy ciszą… i nagle zacznie się zastanawiać: „co tu właściwie robić?” Co polecasz gościom, którzy twierdzą, że się… nudzą?

Jeśli ktoś mówi, że się tu nudzi, to zazwyczaj jest to stan chwilowy – i bardzo zdrowy. (śmiech) Ale oczywiście, kiedy już wyśpisz się do oporu, wypijesz kawę na tarasie i nasycisz się ciszą, to możliwości jest naprawdę sporo. Przede wszystkim warto zobaczyć Drawieński Park Narodowy – to absolutna perełka. Dzika przyroda, lasy, rzeka, mnóstwo ścieżek i tras do spacerów czy jazdy na rowerze. To miejsce, które robi ogromne wrażenie o każdej porze roku. Na samym terenie Daczy też sporo się dzieje. Mamy paletki do badmintona, kule do gry w bule, a w jurtach znajduje się podstawowy sprzęt do aktywnego wypoczynku: kijki do nordic walking, maty do jogi, hamaki. Goście mogą korzystać z sauny i balii opalanej drewnem, ziołowych kąpieli, jest miejsce na ognisko i grill, a wieczory przy kozie z książką też potrafią być całkiem wciągające. W okolicy są wypożyczalnie kajaków, stadniny koni, winnice, a dla smakoszy świetne restauracje i możliwość zamówienia wycieczki z przewodnikiem po regionie. Można też iść na ryby albo na grzyby, bo wokół mamy tereny, które aż proszą się o wiklinowy koszyk, a my zapewniamy „pakiety grzybiarskie”, w ramach których dostarczamy wszystko, czego potrzeba, żeby ruszyć na zbiory. No i jeszcze jedno: nocą jest tu naprawdę ciemno. Zero miejskiego światła. Można wyjść na zewnątrz i przez lunetę patrzeć w gwiazdy i dla wielu to właśnie ten moment staje się najważniejszym wspomnieniem z pobytu. We wrześniu wielu gości przyjeżdża, żeby posłuchać rykowiska jeleni, niesamowite doświadczenie, którego nie da się zapomnieć. To tylko przykłady – często realizujemy indywidualne prośby, dopasowane do nastroju gości.

Dodajmy też, że można tu przyjechać ze swoim psem.

To miejsce jest bardzo psiolubne! Jak widzisz, moje dwa psiaki, Cezar i Kleopatra, nie opuszczają nas ani na krok. Kocham psy i nie wyobrażam sobie życia bez nich, dlatego w każdej jurcie znajduje się psie posłanie, miseczki, wszystko, czego trzeba, żeby także czworonożni goście czuli się jak u siebie.

Opinie gości na Bookingu czy też Google są rewelacyjne. Na przykład Amelia napisała: „Warte każdej ceny, każdy powinien udać się tam przynajmniej raz. Na pewno wrócimy!” Inna opinia podkreśla: „Cisza, spokój, otaczający las i przecudne wnętrza.” Te słowa doskonale oddają atmosferę Daczy Puchacza. Co czujesz, czytając te słowa?

Te wszystkie opinie są dla mnie ogromnie ważne, bo pokazują, że ludzie naprawdę czują to, co chciałem tu stworzyć. Kiedy ktoś pisze, że „to miejsce warte każdej ceny” albo że „każdy powinien tu przyjechać chociaż raz”, to wiem, że Dacza działa dokładnie tak, jak powinna – nie przez wielkie atrakcje, tylko przez swoją prostotę. Bo właśnie w tej prostocie tkwi siła. Nie staramy się być kurortem ani luksusowym hotelem. To miejsce, które daje przestrzeń, spokój i kontakt z naturą, bez udawania i bez napięcia. Goście czują, że mogą tu naprawdę odpocząć. Że nikt ich nie pogania, nikt im niczego nie narzuca. Jest jurta, jest las, jest rzeka. Reszta dzieje się sama – w rytmie, który każdy ustala sobie sam. I myślę, że właśnie to doceniają najbardziej.

Czy zdarza Ci się zastanawiać, dlaczego to miejsce tak mocno działa na ludzi? Co sprawia, że chcą wracać?

Myślę, że ludzie doceniają to miejsce właśnie za jego prostotę. Dacza nie krzyczy luksusem, nie przytłacza udogodnieniami, nie próbuje nikogo na siłę „zatrzymać”. Ona po prostu jest. I daje przestrzeń – nie tylko tę fizyczną, ale też mentalną. Goście bardzo to doceniają. Nawet w sezonie Park nie jest zatłoczony, a tu panuje prawdziwa cisza. Często przyjeżdżają pary, przyjaciółki, małe grupy, żeby się wyciszyć, posłuchać siebie i świata. Bo to jest miejsce, które daje dokładnie tyle, ile akurat potrzebujesz. W codziennym biegu często zapominamy, jak ważny jest kontakt z naturą. Czasem wystarczy jeden dzień tutaj, żeby to sobie przypomnieć, że można wstać bez budzika, zjeść śniadanie na tarasie, pójść do lasu bez planu i wieczorem patrzeć w gwiazdy. To miejsce pozwala wrócić do podstaw, do oddechu, do ciszy, do tego, co naprawdę koi. I myślę, że właśnie to ludzie czują, kiedy piszą te piękne opinie, że tu nie trzeba wiele. Tu wystarczy być.

Czy Dacza Puchacza ma jeszcze przed sobą nowe odsłony?

Zdecydowanie tak, ale powoli, bez pośpiechu. Chciałbym, żeby miejsce rozwijało się naturalnie, w swoim tempie, bez naruszania tej ciszy i spokoju, która jest tu najważniejsza. Docelowo projekt zakłada sześć jurt, ale myślę też o czymś lżejszym na lato – dwóch namiotach typu safari, które będą działały sezonowo. Dla tych, którzy chcą być jeszcze bliżej natury. Na sąsiedniej działce, tej bliżej rzeki, planuję też stworzyć niewielki domek dla gości z widokiem na Drawę. Taki, który będzie równie kameralny, jak jurty, ale w nieco innym stylu. Wszystko, co tu powstaje, ma być spójne z tym miejscem i z jego rytmem. Z szacunkiem do tego, co dzikie i naturalne.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno
REKLAMA
REKLAMA

LEK. MICHAŁ GRZESZCZAK | Wsparcie w szpitalu MedPolonia

Artykuł przeczytasz w: 9 min.


Chirurgia to dziedzina wymagająca nie tylko precyzji i wiedzy, ale także ogromnej odporności psychicznej i empatii wobec pacjentów. Michał Grzeszczak, doświadczony chirurg ogólny i naczyniowy, od września br. będzie swoją wiedzą i doświadczeniem służył również pacjentom w szpitalu MedPolonia w Poznaniu. Jakie cechy niezbędne są w zawodzie lekarza? Co oznacza umiejętność budowania zaufania zarówno w zespole, jak i w kontakcie z pacjentem? O jakie nowe zabiegi zostanie wzbogacona oferta szpitalna przy ul. Obornickiej 262? To opowieść o odpowiedzialności, pokorze i satysfakcji, które kryją się za białym fartuchem.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Dominika Szemiel, archiwum Med Polonia

Wielu pacjentów mówi o Panu, że jest Pan „lekarzem z powołania” – otwartym, tłumaczącym i bardzo ludzkim. Jak Pan sam postrzega swoją rolę?

LEK. MICHAŁ GRZESZCZAK: Na pewno nie należę do osób z parciem na szkło. Zdarza się jednak, że po dyżurach czy spotkaniach telefon dzwoni bez przerwy – znajomi znajomych, pacjenci, ktoś z rodziny chorego. To taka pajęczyna połączeń. Mimo to staram się zawsze pamiętać, że lekarz musi być przede wszystkim pokorny.

Skąd wybór chirurgii naczyniowej i ogólnej? To przecież bardzo wymagająca specjalizacja.

Z ciekawości i chęci wyzwania. To dziedzina trudna, wymagająca odpowiedzialności, przewidywania, ale przede wszystkim pokory. Spotkałem w swoim życiu chirurgów z „kompleksem Boga” – uważali, że są najlepsi. Moim zdaniem prędzej czy później to wychodzi na jaw. Lekarz nie powinien stawiać siebie ponad pacjenta.

Pacjenci podkreślają, że Pan bardzo dużo tłumaczy i nie pozostawia ich samych z diagnozą.

Tak, uważam, że pacjent musi wiedzieć, co się z nim dzieje. Dlatego zawsze dostaje ode mnie kartkę A4 z trzema–czterema zdaniami: diagnozą, zaleceniami i informacją, co mu się należy w ramach NFZ, a za co trzeba dopłacić. Pacjent nie może wyjść z gabinetu z większą niewiedzą niż wszedł. Nie może też zostać przytłoczony nadmiarem informacji.

Jak Pan ocenia świadomość zdrowotną społeczeństwa? Czy profilaktyka jest dziś traktowana poważniej niż kiedyś?

Widzę poprawę, głównie dzięki mediom społecznościowym. Ludzie mają łatwy dostęp do wiedzy, pytają, sprawdzają, stają się coraz bardziej świadomi. Zawsze powtarzam, że cenię pacjentów, którzy zadają pytania – wtedy jest między nami prawdziwy kontakt. Jednocześnie przestrzegam przed diagnozowaniem się na podstawie Internetu. Trzeba się zawsze skonfrontować z lekarzem odpowiedniej specjalizacji.

Czy choroby naczyniowe różnią się w zależności od płci?

Nie ma prostego podziału na „kobiece” i „męskie” schorzenia. Zakrzepicę może mieć zarówno 20-latek z chorobą nowotworową, jak i 70-latek z ograniczoną mobilnością. Duże znaczenie mają geny, styl życia i choroby współistniejące.

Podkreśla Pan zawsze wagę rozmowy – nie tylko z pacjentem, ale i z rodziną.

Tak, to niezwykle ważne. Wiele spraw sądowych czy odszkodowawczych bierze się z tego, że pacjent lub jego bliscy czują się niedoinformowani. Ja wolę powiedzieć więcej, nawet ostrzej, żeby potem pozytywnie zaskoczyć, niż ukrywać fakty. Ale trzeba też wyczuć psychikę pacjenta – nie każdy zniesie trudną wiadomość wprost. Dlatego rozmowa z najbliższymi w wielu sytuacjach kryzysowych, nagłych czy w chorobach terminalnych, jest zasadna.

Jak wygląda sytuacja pacjentów w stanach terminalnych?

Czasem trzeba powiedzieć rodzinie: „dajmy mu humanitarnie odejść”. To nie eutanazja, tylko rezygnacja z terapii daremnej, która przedłuża cierpienie. Miałem wielu pacjentów, którym mogłem pomóc tylko poprzez rozmowę z bliskimi i skierowanie do hospicjum czy poradni leczenia bólu. To też jest część naszej pracy.

Wracając do profilaktyki – jakie badania uważa Pan za kluczowe?

Kolonoskopia, tomografia komputerowa, USG jamy brzusznej, badania endoskopowe. Proste badania mogą uratować życie – np. USG wykrywa tętniaki. To bezbolesne, tanie i skuteczne badanie.

Wykonuje Pan badania obrazowe, takie jak USG jamy brzusznej czy USG Doppler. Czy potrzebę zastosowania Dopplera trzeba jeszcze tłumaczyć pacjentom?

Mówię prosto: są tętnice i żyły – tętnice doprowadzają krew, żyły odprowadzają. Badanie Dopplerem pozwala ocenić ich drożność. Pacjent nie potrzebuje skomplikowanych definicji, tylko jasnego wytłumaczenia. Taki konkret w wielu wypadkach bardzo pomaga.

20250424 przychodnia

Duże znaczenie dla naczyń, kości i stawów ma odpowiednia dieta, ruch, aktywność fizyczna. Czy o tym Pan musi przypominać pacjentom?

Trzeba mówić pacjentom wprost: palenie, tłusta dieta, brak ruchu to droga donikąd. Nie da się zmienić wszystkiego od razu, ale krok po kroku można poprawić zdrowie. Ja zawsze powtarzam: „Proszę Pana, zdrowie to bilet w przyszłość. Decyzja należy do Pana”. Czasami lepiej powiedzieć: „Ma pan dla kogo żyć” niż straszyć, że ktoś umrze od papierosów czy tłustego jedzenia. Argument emocjonalny działa skuteczniej niż zakazy. Poza tym pacjenci dziś mają łatwy dostęp do mediów i coraz częściej sami interesują się zdrowym stylem życia.

A jak wygląda kwestia leków na cholesterol, zwłaszcza statyn? Opinie są podzielone.

Obowiązują pewne standardy – statyny są podstawą leczenia miażdżycy. Ale nie zawsze trzeba je od razu włączać. U młodych kobiet ze szczupłą sylwetką często wystarczy dieta. Natomiast gdy cholesterol jest znacznie podwyższony, statyna jest konieczna. Trzeba pacjentowi jasno powiedzieć, że to leczenie przewlekłe – odstawienie leku powoduje gwałtowny wzrost cholesterolu. To nie antybiotyk na kilka dni, tylko lek brany latami. A najlepiej w temacie statyn wypowiadają się kardiolodzy, bo to oni prowadzą pacjentów najdłużej.

Zajmuje się Pan także przypadkami nagłymi. Z jakimi sytuacjami spotyka się Pan najczęściej?

Jako szef oddziału dyżurowałem bardzo często i nie było taryfy ulgowej. Spotykałem ostre zapalenia wyrostka, niedrożności, zapalenia pęcherzyka żółciowego, urazy jamy brzusznej, a także powikłania pooperacyjne – krwotoki, problemy z gojeniem ran. To codzienność chirurgii.

Wspomniał Pan wcześniej o tętniakach. Jak się je wykrywa i leczy?

Tętniaki aorty – pierwszym badaniem przesiewowym jest USG jamy brzusznej. Tętniak daje objawy dopiero później, pacjent często nie zdaje sobie sprawy, że go ma. Jeśli osiągnie określoną średnicę, kwalifikuje się do operacji – klasycznej, z protezą, albo endowaskularnej, ze stent-graftem.

Jakie zabiegi będzie wykonywał Pan w szpitalu MedPolonia?

Skupiamy się na chirurgii ogólnej – operacjach przepuklin i pęcherzyka żółciowego. To stosunkowo bezpieczne zabiegi. Nie operujemy tu tętniaków czy skomplikowanych przypadków – takie wymagają pobytu w ośrodku referencyjnym. Natomiast przepukliny czy laparoskopowe usunięcia pęcherzyka żółciowego będziemy wykonywać regularnie.

20251021 logo 3

A co z leczeniem żylaków i tzw. „pajączków naczyniowych”? To temat bardzo bliski kobietom.

Pajączki są pierwszym stopniem niewydolności żylnej, żylaki – drugim. W szpitalu MedPolonia będziemy oferować różne metody leczenia: klasyczne (stripping) i wewnątrznaczyniowe. Zainteresowanie jest ogromne. Każdy pacjent i każda pacjentka muszą jednak przejść kwalifikację. Uważam, że najlepiej, jeśli ten sam lekarz prowadzi diagnostykę i operuje – wtedy pacjent czuje się bezpieczniej.

Poczucie bezpieczeństwa pacjenta. Jak to wygląda w praktyce?

Wprowadziliśmy system, w którym każdy pacjent ma imiennie przydzielonego lekarza prowadzącego. Dzięki temu wie, do kogo może się zwrócić. Pacjent musi czuć, że ktoś go słucha i że jest dla lekarza ważny. To buduje zaufanie, a relacja lekarz–pacjent przypomina czasem rozmowę u psychologa – pacjent chce się wygadać, poczuć, że ktoś go rozumie.

Jak radzi Pan sobie z presją czasu, kiedy w poczekalni czeka kilkunastu pacjentów, a Pan np. spóźnia się przez dyżur w szpitalu?

To trudne. Staram się być punktualny, bo nie lubię, gdy ktoś czeka na mnie, tak jak ja nie lubię czekać na innych. Jeśli wiem, że się spóźnię, zawsze dzwonię do rejestracji, żeby pacjenci zostali poinformowani. Szacunek do czasu pacjenta jest podstawą.

Wspomniał Pan o przewlekłych dolegliwościach, a teraz chciałam zapytać o sytuacje nagłe, jakimi Pan się zajmuje.

Przede wszystkim to pacjenci przywożeni karetką, np. po wypadku. Jeśli mamy ewidentny uraz brzucha – pacjent blady, spocony, ciśnienie spada – nie ma czasu na przedłużoną diagnostykę. Od razu podejmujemy decyzję: stół operacyjny i działamy. Oczywiście, podstawowe badanie, np. USG, powinno być wykonane, ale każdy przypadek jest inny i wymaga szybkiego osądu.

Jak Pan się regeneruje po długich dyżurach, po sytuacjach stresogennych?

Różnie. Lubię wsiąść na rower, żeby przewietrzyć głowę i dotlenić mózg. Wiem, że po pracy w zamkniętym pomieszczeniu potrzebuję oddechu. Zdarza się też, że wracam do domu zmęczony, ale wsparcie bliskich bardzo mi pomaga.
Jednak staram się planować czas w granicach możliwości organizmu. Mam wsparcie żony, rodziców i bliskich. To pozwala zachować balans i cieszyć się zarówno pracą, jak i życiem prywatnym.

W tym roku obchodzi Pan trzydziestolecie pracy zawodowej. Jak zaczynał Pan swoją drogę?

Zaczynałem od pracy w firmie farmaceutycznej jako przedstawiciel medyczny, później szpital powiatowy, wojewódzki, klinika chirurgii naczyń, a następnie ordynatura na Lutyckiej. Zawsze, co pragnę podkreślić, interesowało mnie kształcenie i zdobywanie doświadczenia, nie same tytuły czy stanowiska.

Co te lata pracy nauczyły Pana o zarządzaniu zespołem?

Najważniejsze to praca z ludźmi, nie nad nimi. Staram się, żeby każdy miał możliwość wykazania się. Będąc ordynatorem, nauczyłem się podejmować decyzje oraz brać odpowiedzialność – bo według mnie brak decyzji jest najgorszą decyzją.
Dużo dała mi praca w szpitalu powiatowym w Wągrowcu – operowałem na ortopedii, chirurgii naczyniowej, neurochirurgii. Nauczyłem się pokory, że można wiele zrobić, ale nie wszystko. Trzeba też wiedzieć, kiedy odesłać pacjenta do ośrodka referencyjnego. W medycynie warto skupić się na wybranej dziedzinie i być w niej naprawdę dobrym.

Jak rozpoczyna Pan współpracę ze szpitalem MedPolonia?

Nie wyobrażam sobie pracy bez osób, którym w pełni ufam. Współpraca w grupie jest kluczowa – samodzielnie można się wiele nauczyć, ale wspólnie osiąga się najlepsze rezultaty. Ordynatura nauczyła mnie też, że nie chodzi o tworzenie wrogich miejsc pracy, tylko o wspieranie się nawzajem.

Czyli jest Pan dostępny dla pacjentów?

Nigdy nie zostawiam pacjenta bez odpowiedzi. Zachęcam do kontaktu ze szpitalem MedPolonia i umówienia się na wizytę w odpowiednim terminie. Jestem do dyspozycji pacjenta i z chęcią udzielę wyczerpującej odpowiedzi oraz wszelkiej potrzebnej pomocy medycznej.

Dziękuję, Panie doktorze, za inspirującą rozmowę.

Również dziękuję. Cieszę się, że mogłem podzielić się doświadczeniem.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Jesienna odnowa w SPA52 – czas na regenerację i piękno

Artykuł przeczytasz w: 4 min.

Jesień to pora roku, w której natura zwalnia tempo, a my chętniej otulamy się ciepłem i szukamy chwili dla siebie. To także idealny moment, by zadbać o skórę po letnich miesiącach, kiedy słońce, wysokie temperatury i morska sól pozostawiły na niej swoje ślady. Właśnie teraz w Spa52 w Poznaniu warto postawić na zabiegi, które nie tylko przywracają skórze świeżość i blask, ale też przygotowują ją na zimowe miesiące.

Tekst: mgr kosmetologii Ewelina Rogozińska

Radiofrekwencja mikroigłowa – lifting bez skalpela

Jednym z najchętniej wybieranych zabiegów w jesiennym sezonie jest radiofrekwencja mikroigłowa. To połączenie technologii fal radiowych i mikronakłuć, które stymulują skórę do intensywnej regeneracji. Zabieg działa w głębokich warstwach skóry, pobudzając produkcję kolagenu i elastyny. Efektem jest widoczne ujędrnienie, redukcja blizn, obkurczenie rozszerzonych porów, redukcja zmarszczek oraz poprawa owalu twarzy – bez konieczności sięgania po inwazyjne metody chirurgiczne. Jesień to najlepszy czas na radiofrekwencję, ponieważ skóra po zabiegu potrzebuje ochrony przed słońcem, a promieniowanie UV jest w tym okresie zdecydowanie mniejsze.

Zabiegi laserowe – działanie naprawcze tkanek

Laser to narzędzie, które w medycynie estetycznej ma niemal nieograniczone zastosowanie. W Spa52 pacjenci mogą liczyć na szeroką gamę terapii laserowych – od redukcji przebarwień i naczynek, przez wygładzanie blizn, aż po odmładzanie skóry. Laser precyzyjnie działa w miejscu problemu, nie naruszając przy tym zdrowych tkanek. Dzięki temu zabiegi są skuteczne, a okres rekonwalescencji krótki. Jesień sprzyja tego typu terapiom, ponieważ ograniczona ekspozycja na słońce minimalizuje ryzyko powstawania niepożądanych zmian pigmentacyjnych.

Światło szerokopasmowe – kompleksowe leczenie każdego problemu skóry

Dla osób, które pragną przywrócić cerze młodzieńczy blask, doskonałym rozwiązaniem jest zabieg światłem szerokopasmowym (BBL). Technologia ta pozwala skutecznie redukować zaczerwienienia, rumień, trądzik różowaty, pospolity, przebarwienia posłoneczne oraz oznaki starzenia się skóry. Regularne serie zabiegów światłem szerokopasmowym prowadzą do poprawy struktury skóry i wyrównania jej kolorytu, nadając twarzy promienny, zdrowy wygląd. To jeden z najskuteczniejszych sposobów, aby po lecie odzyskać czystą i gładką cerę.

Depilacja laserowa – inwestycja w komfort

Jesienne miesiące to również najlepszy moment, aby rozpocząć lub kontynuować serię depilacji laserowej. Gdy skóra nie jest już narażona na intensywne promieniowanie słoneczne, stanowi doskonałe podłoże do tego rodzaju zabiegów. Depilacja laserowa w Spa52 pozwala trwale zredukować niechciane owłosienie, zapewniając gładkość i komfort na długie lata. Regularne sesje przynoszą najlepsze rezultaty, a dzięki rozpoczęciu kuracji jesienią, już latem można cieszyć się efektami bez konieczności codziennego sięgania po maszynkę czy wosk.

20251008 AdobeStock 1619558450

Peelingi chemiczne – świeżość i odnowa

Po intensywnych promieniach słońca skóra często staje się poszarzała, szorstka i zmęczona. Z pomocą przychodzą peelingi chemiczne, które złuszczają zewnętrzne warstwy naskórka, odsłaniając zdrową, promienną cerę. W zależności od potrzeb skóry, w Spa52 dobierane są odpowiednie kwasy, które mogą działać delikatnie rozjaśniająco, wygładzająco lub intensywnie odmładzająco oraz przeciwtrądzikowo. Peelingi poprawiają nie tylko wygląd skóry twarzy, ale także szyi, dekoltu czy dłoni – miejsc szczególnie narażonych na działanie czynników zewnętrznych.

Jesień w Spa52 – czas dla Ciebie

Jesień to najlepsza pora, by zainwestować w siebie i dać swojej skórze szansę na odnowę. Spa52 w Poznaniu to przestrzeń, w której nowoczesna technologia łączy się z troską o komfort i indywidualne podejście do każdego gościa. Zabiegi wykonywane są przez doświadczonych specjalistów, w atmosferze relaksu i spokoju, która sprzyja zarówno regeneracji ciała, jak i ukojenia zmysłów.
Pozwól sobie na odrobinę luksusu i wejdź w zimę z promienną, zdrową skórą. Jesień w Spa52 to czas piękna, harmonii i nowej energii – idealny początek kolejnego rozdziału w dbaniu o siebie.

Poznański prestiż

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

PLANOGROUP – BEATA I MARIUSZ CIEŚLUKOWSCY | Oman, Montenegro czy Costa del Sol?

Artykuł przeczytasz w: 16 min.


Nieruchomości to dziś nie tylko bezpieczna lokata kapitału, ale coraz częściej także paszport do innego stylu życia. Inwestorzy poszukują miejsc, które łączą stabilność, potencjał wzrostu i wyjątkową jakość codzienności. Takie możliwości oferują trzy niezwykle atrakcyjne kierunki: Oman — ze swoją egzotyką, bezpieczeństwem i dynamicznie rozwijającym się rynkiem, Czarnogóra — wschodząca gwiazda Bałkanów, zachwycająca śródziemnomorskim klimatem i przyjaznym systemem podatkowym, oraz Costa del Sol — hiszpańska perła, od lat przyciągająca słońcem i luksusowym stylem życia. O trendach, korzyściach i wyjątkowej ofercie w tych regionach opowiadają Beata i Mariusz Cieślukowscy, właściciele PlanoSpain i pomysłodawcy nowej międzynarodowej marki Planogroup.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: prywatne archiwum Planogroup

Na początku porozmawiajmy o tym jak to się stało, że nieustanny rozwój PlanoSpain został zauważony, otrzymaliście wyróżnienia i prestiżowe nagrody. Pochwalcie się, bo jest czym.

BEATA CIEŚLUKOWSKA: Tak to prawda – stworzyliśmy butikową agencję, która poprzez swoją najlepszą jakość zdobyła serca naszych klientów. Nasza ciężka praca zaowocowała otrzymaniem nagrody na prestiżowej Gali Higueron Awards, gdzie dostaliśmy nagrodę dla najlepszej agencji na Costa del Sol 2023/2024. Dodam, że konkurując z ponad 1200 agencjami z całego świata! Zdobyliśmy tą nagrodę jako pierwsza i jak na razie jedyna polska agencja nieruchomości, co mocno nas uwiarygodniło na lokalnym rynku i otworzyło wiele nowych możliwości.

MARIUSZ CIEŚLUKOWSKI: Następnie pojawiły się kolejne nagrody m.in. prestiżowa nagroda „Lider sprzedaży nieruchomości w Hiszpanii wśród polskich agencji” podczas XXIV Gali Businesswoman Awards. A niedawno otrzymaliśmy Best Luxury Boutique Real Estate Brokerage in Andalucia, czyli nasz globalny rozwój został doceniony przez Luxury Lifestyle Awards 2025. Generalnie kolejne sukcesy napędzały nasz dalszy rozwój i pchały w kierunku globalnych nieruchomości. Co zaowocowało międzynarodową marką Planogroup.


20250204 siedziba sultana

Jak narodził się taki rewolucyjny pomysł, aby otworzyć się na cały świat? I zacząć w pierwszej kolejności od Omanu, który wydaje się kompletnie egzotyczną destynacją, jeśli chodzi o zakup domu?

B.C.: Patrząc na zmieniające się trendy oraz dużą otwartość klientów na nowości, zaczęliśmy szukać alternatyw na świecie. Musiały być bezpieczne, ale też z dużym potencjałem zarówno wzrostu wartości, jak i najmu. Oczywistymi kandydatami był Dubaj i Floryda. Do nas jednak Dubaj nie do końca przemawia, zarówno lifestyle’owo jak i inwestycyjnie. Jest to rynek mocno spekulacyjny, a nam zależało na bezpieczeństwie. Wtedy natrafiliśmy na Oman.
M.C.: Udało nam się tam spotkać z Honorowym Konsulem Polski w Omanie, jak również przedstawicielami Ministerstwa ds. Mieszkalnictwa. Odbyliśmy wiele spotkań z lokalnymi kancelariami prawnymi, aby stworzyć cały proces zakupu nieruchomości przez naszych klientów i maksymalnie, jak to możliwe, im wszystko ułatwić. Stworzyliśmy markę Planogroup i obecnie jesteśmy pierwszą polską agencją w Omanie, sprzedającą najwięcej wśród europejskich agencji.
B.C.: Wracając do Omanu, to zachwyciło nas to państwo od razu – bardzo poukładane z długoterminowym planem na siebie, które dopiero otwiera się na zagranicznych inwestorów, czyli wszystko to, czego szukaliśmy, bezpieczeństwo, ale też duży potencjał wzrostu. Oman jest pięknym krajem, całkowitym przeciwieństwem Dubaju. Jest to kraj, który zachwyca swoją unikalną mieszanką orientalnego uroku, dziewiczej przyrody i gościnności mieszkańców. Stolica Maskat urzeka historycznymi fortami, tętniącymi życiem targami i zapachem kadzidła unoszącego się w powietrzu. Kraj ten oferuje autentyczne doświadczenia, od degustacji tradycyjnej kawy z daktylami po odkrywanie starożytnych wiosek i wadi, czyli malowniczych oaz z turkusową wodą. To wszystko trzeba zobaczyć!

20240606 UMO 15 Pods EF2 copy 2

Czym Was jeszcze przyciągnął ten kierunek, poza wspomnianymi walorami?

M.C.: Oman to nie tylko turystyczna perełka, ale także obiecujący rynek dla inwestorów w nieruchomości. Kraj ten dynamicznie się rozwija, a rząd aktywnie wspiera zagraniczne inwestycje, oferując korzystne warunki, takie jak zwolnienia podatkowe, możliwość otrzymania wizy rezydenckiej i pełną własność nieruchomości dla obcokrajowców w wybranych strefach, np. Muscat Hills czy Al. Mouj. Rynek nieruchomości w Omanie dopiero niedawno otworzył się na inwestorów zza granicy – dlatego to jest ten moment, w którym warto w to zainwestować. Apartamenty z widokiem na Ocean Indyjski zaczynające się od ceny 850 tys. złotych w pełni wykończone wraz z zabudową kuchenną i sprzętami AGD, luksusowe wille w resortach zaczynające się od 1,5 mln złotych to tylko niektóre z opcji.
B.C.: Turystyka w Omanie rośnie w imponującym tempie, co przekłada się na wysoki popyt na wynajem krótkoterminowy, szczególnie w sezonie. Inwestując w Omanie, nie tylko zyskujesz szansę na atrakcyjny zwrot z inwestycji, ale także dostęp do nieruchomości w kraju o stabilnej gospodarce i bezpiecznym środowisku politycznym.

Dlaczego teraz jest idealny moment na inwestycje w Omanie?

M.C.: Oman znajduje się na fali transformacji, łącząc tradycję z nowoczesnością. Rządowa strategia „ Wizja 2040” zakłada dalszy rozwój infrastruktury, turystyki i sektora nieruchomości, co czyni ten kraj jednym z najbardziej obiecujących w regionie Zatoki Perskiej. Inwestując teraz, możesz wejść na rynek w jego wczesnej fazie wzrostu, zanim ceny osiągną poziomy znane z Dubaju czy Abu Zabi.
B.C.: Ważnym aspektem zakupowym jest fakt, że inwestycje, które teraz powstają są zlokalizowane w pierwszej linii od wody ze spektakularnym widokiem na ocean. To nie tylko inwestycja finansowa, ale także emocjonalna. To również szansa na posiadanie kawałku raju, który łączy spokój, luksus i niepowtarzalny klimat.

20250203 Yiti Sustainable City

Jak kupić nieruchomość w Omanie taniej niż w Polsce?

B.C.: Najlepiej zgłosić się do nas. (śmiech) Ceny nieruchomości oscylują między 850 tys. złotych za tak zwany 1 bed – ok. 70 m kw., wykończone w standardzie pod klucz z miejscem postojowym i z pięknym widokiem na ocean. 2 bed to wydatek ok 1,3 mln złotych, ale wtedy mamy już dwie duże sypialnie, dwie łazienki, salon z aneksem i powierzchnię apartamentu ponad 100 m kw.
M.C.: Ciekawą alternatywą do apartamentów są Ville, które teraz możemy kupić nawet za 1,5 mln złotych! Jest w czym wybierać, więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Na co warto zwrócić uwagę, podejmując decyzję o zakupie nieruchomości w egzotycznym kraju, jakim jest Oman?

B.C.: Najważniejsze to mieć sprawdzoną agencję, która na każdym etapie transakcji będzie nas wspierać i pomagać. My oprócz tego, że jesteśmy z klientami od początku decyzji, to również monitorujemy cały proces, a po oddaniu inwestycji chętnie też zajmiemy się obsługą i najmem apartamentu. Jesteśmy tam na miejscu, więc zawsze można na nas liczyć i myślę, że to w tych czasach jest najważniejsze.

20250327 FBCFC23D 0D7A 4E06 A1FA 3DDD1B3BD57E

Czy Oman jest bezpiecznym miejscem do życia i inwestowania swoich środków finansowych?

M.C.: Oman jest państwem bardzo otwartym i nie należy się go obawiać. W niedawnym zestawieniu najbezpieczniejszych krajów na świecie zajął 4 miejsce! Państwo posiada plan rozwoju do 2040 roku i realizuje go rok w rok z nawiązką, co daje stabilność i bezpieczeństwo. W Omanie żyją Ibadyci, pokojowo nastawiony i otwarty odłam islamu. Między innymi dlatego jest nazywany Szwajcarią Bliskiego Wschodu, bo nigdy nie angażuje się w żadne konflikty.
B.C.: W ramach ciekawostki dodam, że w tym momencie w omańskim parlamencie jest więcej kobiet niż było za rządów Leszka Millera i parytetów dla kobiet w Polsce. Ekonomicznie Oman daje wszystko to, co daje Dubaj: wizę, zero podatków, możliwość cesji apartamentu, ale również spokój, stabilizację, ogromny potencjał i mnóstwo natury. Zakochaliśmy się w nim od pierwszego wejrzenia.

Czy w Omanie czekają na pasjonatów – takich jak Wy – pola golfowe?

M.C.: Pola golfowe to dzisiaj must have przy inwestycjach premium, ponieważ generują ogromne zyski wszędzie tam, gdzie powstają. W samym Maskacie, w stolicy Omanu, jest 5 pól golfowych, z czego buduje się kolejne pole klasy championship, wokół którego sprzedajemy apartamenty i ville z widokiem nie tylko na ocean, ale właśnie na pole golfowe. To wyjątkowy projekt na skalę całego kraju, godny polecenia.

20250922 Montenegro golf 2

Na jakie ceny wynajmu, ceny kupna i zwroty z inwestycji można liczyć w Omanie, porównując np. apartament w Maskacie nad Oceanem Indyjskim z hiszpańską Marbellą? Jak zachęcić inwestorów?

M.C.: Oman, realizując strategię „Wizja 2040”, planuje znacząco zwiększyć wpływy z turystyki do budżetu państwa. Obecnie sektor turystyczny stanowi około 4 procent produktu krajowego brutto (PKB) Omanu. Celem jest podniesienie tego udziału do 10 procent PKB do roku 2040, co oznacza 2,5-krotny wzrost w porównaniu z obecnym poziomem. Aby osiągnąć ten ambitny cel, Oman planuje zainwestować około 31 miliardów dolarów w rozwój sektora turystycznego do 2040 roku. Inwestycje te obejmują rozbudowę infrastruktury, rozwój kompleksów turystycznych oraz promowanie dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego kraju.
B.C.: W 2023 roku Oman odwiedziło rekordowe 4 miliony turystów, co stanowi wzrost o 38 procent w porównaniu z rokiem poprzednim. Plan zakłada zwiększenie liczby odwiedzających do 11 milionów rocznie do 2040 roku. Oman obecnie ma bardzo rozbudowaną bazę hotelową, głównie dla klienta premium, czyli 4 i 5-gwiazdkową. Są to piękne kompleksy z mnóstwem zieleni najczęściej w pierwszej linii brzegowej. Faktycznie ceny noclegów w tych hotelach nie należą do najtańszych, porównałabym je do cen w Marbelli. Jednak z perspektywy potencjalnego klienta, myślącego o zakupie apartamentu w Omanie, to duży plus.
M.C.: Ogromną zaletą takiego zakupu z perspektywy przyszłego inwestora jest fakt, że budowy obiektów skierowanych do inwestora zagranicznego są ograniczone tylko do wyznaczonych miejsc, tak zwanych ITC (Integrated Tourism Complex), z perspektywy inwestora ogranicza to podaż przy ciągłym wzroście popytu podtrzymywanym między innymi przez państwowy plan „Wizja 2040”. Jednym z kierunków rozwoju turystyki i samej bazy hotelowej ma być najem apartamentów w nowych budowanych właśnie kompleksach w ramach ITC.
B.C.: Ponadto jak już wspomniałam, ceny najmu dorównują tym w Marbelli, jednak ceny zakupu są 2 lub 3 razy tańsze, co powoduje wyższe zwroty z inwestycji nawet przy założeniu, że sezon jest tu dużo krótszy niż w Marbelli, gdzie trwa on cały rok. Przykładowo wynajmując apartament w Maskacie, jesteśmy w stanie w 3 miesiące obłożenia w roku wygenerować taki sam zysk, co w Marbelli, wynajmując go ze standardowym obłożeniem 7-miesięcznym. Finalnie warto również zwrócić uwagę na korzyści podatkowe oraz rezydenturę, którą otrzymuje potencjalny nabywca nieruchomości w Omanie. W obecnych niepewnych czasach, warto dywersyfikować nie tylko swój majątek, lecz dodatkowo zostawiać sobie furtki. Co do podatków to Oman oferuje wszystko to, co obecnie oferuje Dubaj, czyli zero podatku: dochodowego, od spadków, od zysków kapitałowych.

20250922 Projekt bez nazwy1

Inną alternatywą, jaką proponujecie klientom, jest Czarnogóra. Czym Was zaskoczył ten kraj nad Adriatykiem?

B.C.: Czarnogóra nazywana jest również perłą Adriatyku. To tu buduje się nowoczesne nadmorskie miasto, gdzie znajdziemy apartamenty, ville i rezydencje z zapierającym dech w piersiach widokiem na morze, Zatokę Kotorską czy piękny port Luštica.
M.C.: Do dyspozycji mieszkańców jest marina z 115 miejscami, ekskuzowane restauracje, butikowy hotel The Chedi i co dla nas najważniejsze – buduje się tam jedyne pole golfowe w Czarnogórze projektu Gary’ego Playera, ikony w tej branży. Resort jest całkowicie zamknięty, więc możemy liczyć na dużo prywatności i spokoju na jednej z przepięknych prywatnych plaż. Na całym obiekcie działają meleksy, które w ciągu 3 minut od telefonu przyjeżdżają i podwożą na wybrane miejsce wewnątrz resortu.
B.C.: Czarnogóra – dla większości osób znana jako Montenegro – to kraj, którego walutą jest euro; pomimo że jeszcze nie jest w strefie Euro. Jednak jak to nastąpi to ceny nieruchomości bez wątpienia poszybują w górę. Tak jak to miało miejsce chociażby w przypadku Chorwacji. Zatem zapraszamy do kontaktu oraz inwestycji w tym cudownym kraju z bogatą ofertą przyrodniczą, turystyczną, zabytkową itp. Bez wątpienia jest w czym wybierać…

Czy Czarnogóra to nowy europejski potencjał w branży nieruchomości? Jeszcze nie do końca odkryty…

B.C.: Zapewne tak! Teraz jest czas na Czarnogórę, po latach świetności, jakie zbierały Chorwacja i Grecja. Czarnogóra konsekwentnie budowała swoją pozycję. Stabilna politycznie, z korzystnym systemem podatkowym i rosnącą siecią połączeń lotniczych, dziś wyrasta na jeden z najciekawszych adresów na mapie Europy Południowej. A przy tym wciąż oferuje potencjał wzrostu i świeżość rynku, który dopiero się rozpędza. Z wielu lotnisk w Polsce można dolecieć bezpośrednio do Tivatu albo Podgoricy.
M.C.: Czarnogóra oferuje zero procent podatku od przeniesienia własności przy zakupie bezpośrednio od dewelopera. Ponadto minimum formalności przy maksymalnej przejrzystości procesu. Natychmiastowy wynajem – można tu zarabiać od chwili odbioru nieruchomości, jeszcze przed zakończeniem płatności. I co ważne, Czarnogóra proponuje dogodny system ratalny – nawet do 5 lat.

20250922 Port Lustica Bay 2

Jakie miejsca Was urzekły w Czarnogórze? Co robi duże wrażenie inwestycyjne?

B.C.: Coraz częściej inwestycje łączą słońce, morze i świeży pomysł na życie. Na południu Czarnogóry powstaje Luštica Bay – miasteczko stworzone od podstaw, a jednak z duszą miejsca, które wygląda, jakby istniało od zawsze. To projekt, który już dziś zachwyca skalą, wizją i potencjałem. Luštica Bay to inwestycja z widokiem na przyszłość.
M.C.: Dodatkowo, The Peaks – luksus z perspektywą. To jedyne miejsce w Czarnogórze, gdzie pole golfowe oferuje widok na morze z każdego dołka. Wille i apartamenty, zaprojektowane przez światowej klasy architektów, wpisują się harmonijnie w śródziemnomorski krajobraz. Nieco inną aurę oferuje tzw. Horizon – to dzielnica stworzona dla tych, którzy szukają ciszy i równowagi. Kameralne zabudowania, tarasy kaskadowo schodzące ku morzu, zapach lip i lawendy. Horizon to prywatna enklawa, w której czas płynie inaczej. Tu spokój i przyroda stanowią inspiracje.
B.C.: Według nas Czarnogóra to nowy lider południowej Europy. To rynek młody, świeży, z ogromnym potencjałem wzrostu. I oczywiście, cudowna Zatoka Kotorska – perła Adriatyku. Otoczona górami, otwarta na morze – przyciąga żeglarzy, podróżników i inwestorów. Nie potrzebuje billboardów. Opowiada swoją historię zapachem morza, szumem fal i codziennym rytmem życia. Poranną kawę w marinie, rozmowami w kilku językach w tle i zachodem słońca z kieliszkiem lokalnej rakiji. Czarnogóra to nie wakacyjna wizja – to codzienność na wyciągnięcie ręki.

20250922 widok z villi 2

Jakie koszty należy wziąć pod uwagę, chcąc jako inwestor kupić apartament w Czarnogórze?

B.C.: Kupując na rynku pierwotnym, nie ma żadnych dodatkowych kosztów, czyli cena prezentowana w ofercie jest zawsze ceną końcową. Nawet koszt notariusza jest pokrywany przez dewelopera i to jest wielki ukłon w stronę potencjalnych inwestorów.
M.C.: Wartość nieruchomości w Luštica Bay rośnie z roku na rok, szybciej niż w wielu klasycznych śródziemnomorskich lokalizacjach. Ceny rezydencji w Horizon zaczynają się od około 450 tys. euro, a w przypadku inwestycji w The Peaks to pułap 785 tys. euro.

Oprócz powyższych miejsc, wciąż z sukcesem wspieracie klientów w zakupie luksusowych nieruchomości na Costa del Sol. Jakie możliwości inwestycyjne aktualnie oferujecie w słonecznej Hiszpanii?

M.C.: Hiszpania to ciągle najbardziej rozchwytywany wśród polskich klientów kierunek, który nie tylko kojarzy się ze słońcem, ale też z dużym bezpieczeństwem i relaksem. Mamy na tym rynku dużą przewagę ze względu na bardzo solidne współprace z topowymi deweloperami.
B.C.: Po części jest to wynikiem tych nagród, o których wcześniej wspominałam. W bardzo wielu przypadkach dostajemy informacje od deweloperów o nowych projektach dużo szybciej niż trafiają na ogólny rynek – dzięki temu nasz klient może wybrać sobie najlepszy apartament. Mamy też dużo większą siłę przebicia w negocjowaniu umów i harmonogramów płatności dla naszych klientów. Propozycje inwestycyjne w Hiszpanii kręcą się obecnie w obszarze Estepony, Casares i Manilvy, gdzie te ceny są po prostu jeszcze bardziej atrakcyjne niż w Maladze czy Marbelli.

Jesteście dynamiczni, pełni energii, lubiący nowe wyzwania. Co przed Wami? Floryda jako nowa oferta?

B.C.: Dziękujemy za te miłe słowa! Na pewno czeka nas jeszcze bardzo dużo pracy, bo nie chcemy osiąść na laurach. Wprowadzając nowy projekt do sprzedaży, musimy najpierw go dobrze poznać, żeby być pewnym, że to będzie korzystny kierunek dla naszych klientów, kierunek bezpieczny i komfortowy. A na to wszystko potrzeba czasu, którego wciąż mamy za mało. (śmiech)
M.C.: Jedno jest pewne – jeszcze o nas usłyszycie, bo mamy mnóstwo nowych pomysłów do zrealizowania.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

KAMIENICA WIEDEŃSKA I KULINARNA | Nowy projekt w samym sercu Poznania

Artykuł przeczytasz w: 11 min.


Przy skrzyżowaniu ulic Podgórnej i Szkolnej, blisko Starego Rynku w Poznaniu, historia spotyka się z nowoczesnością, a codzienność zyskuje zupełnie nowy smak. Kamienica Wiedeńska – odrestaurowana z dbałością o każdy detal – otrzymała drugie życie, stając się symbolem elegancji i wygody w centrum miasta. To tutaj powstała również Kulinarna Kamienica, pierwszy w Poznaniu Food Hall niezwiązany z centrum handlowym, w którym architektura, różnorodność kuchni i swoboda spotkań tworzą jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Dziesięć restauracyjnych konceptów, trzy bary, oranżeria pełna światła, a obok – apartamenty i biura o wysokim standardzie. To miejsce, które łączy tradycję z nowoczesnością i staje się nowym punktem na mapie Poznania. O idei, architekturze i wyjątkowej ofercie opowiadają moi rozmówcy.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska
Zdjęcia osób: Tomek Tomkowiak / www.tomektomkowiak.com | Zdjęcia wnętrz i budynku: Przemek Turlej, Magdalena Górzna-Jaromin

Nowy koncept gastronomiczny w Poznaniu

Macie już komplet najemców w nowej przestrzeni gastronomicznej, która obejmuje aż 1350 m²?

KRZYSZTOF JANCEN: Tak, mamy dziesięciu restauratorów i trzy bary. Koncepcja pozostała taka, jak zakładaliśmy na początku, czyli połączenie różnych kuchni świata. Od śródziemnomorskiej, przez azjatycką, po nasze rodzime smaki. Udało się to wszystko spiąć w jedną całość. Czekamy tylko na otwarcie w październiku, to już niebawem.

Brzmi imponująco. Jakie marki i koncepty zobaczymy w środku?

Na przykład Sexy Bull – projekt ekipy z Poznania, który świetnie sprawdził się już w Słonym Spichlerzu w Gdańsku. Będzie Pita Bros z kuchnią grecką, Pierogi&Co. z Wrocławia, indyjski Curry Leaves, Noodle House z azjatyckim miksem smaków, koreański Cheeky Chicken, frytki ze świeżych ziemniaków od The Fry czy Fiori Pasta z Trójmiasta. Do tego FIUFIU Pizza – autorski koncept Łukasza Glassera i japoński miks sushi, ramenu i dimsum od Umi. Razem dziesięć wyjątkowych konceptów, każdy z charakterem. Każdy inny i wyjątkowy.

20250821 KRZYSZTOF JANCEN 2
Krzysztof Jancen – pomysłodawca konceptu Kulinarna Kamienica

Całość powstała w pięknej kamienicy. To była pierwsza brana pod uwagę lokalizacja?

Tak. Właścicielami kamienicy są moi wspólnicy z Gdańska, więc od początku myśleliśmy o tym miejscu, w sercu Poznania, przy Starym Rynku. Pamiętam, jak kilka lat temu chodziłem po piwnicach starego szpitala i pomyślałem: „To musi powstać właśnie tutaj”. I udało się – dziś mamy odnowioną kamienicę z mieszkaniami, apartamentami i gastronomicznym wnętrzem.

Rynek kulinarnych rozmaitości zna już różne food halle – choćby w Starym Browarze, w Posnanii czy w innych miastach w Polsce. Czym Wasz koncept się wyróżnia?

Przede wszystkim nie jesteśmy związani z centrum zakupowym. To osobne miejsce, do którego przychodzi się w konkretnym celu: żeby dobrze zjeść, spędzić czas, spotkać ludzi. Są tu pięknie zaaranżowane przestrzenie, pewnego rodzaju zakamarki, takie kameralne, zarówno na spotkania prywatne, rodzinne, towarzyskie czy biznesowe. Wnętrza podzielone są na pewnego rodzaju strefy, w których z łatwością można odciąć się od zgiełku i poczuć dobrą aurę i energię tego miejsca, po prostu bez zadęcia.

20250416 PRZ 0268 2 2

Secesyjne wnętrza kamienicy dopracowane w nowoczesny sposób będą poza gastronomią proponowały szeroką ofertę artystyczną. Co jeszcze będzie się tu działo?

Pragniemy, aby to miejsce żyło także wieczorami. Planujemy więc koncerty, wystawy, działania artystyczne, mini targi, występy DJ-ów. Od początku tego konceptu nawiązujemy współpracę z lokalnymi artystami i absolwentami Akademii Artystycznej, więc naturalnym krokiem są również wernisaże, wystawy, na które przeznaczymy przestrzeń w Kulinarnej Kamienicy. Z założenia to ma być przestrzeń otwarta na kulturę.

Wnętrza robią ogromne wrażenie. Kto je projektował?

Nasza przyjaciółka Dorota Terlecka z Biura Kreacja wraz z M19 Architekci. Dorota współtworzyła już wcześniejsze nasze szalone projekty (śmiech), m.in. Słony Spichlerz również z Food Hall, a także restaurację, klub muzyczny i koktajl bar Sassy w Gdańsku. Zna nas, rozumie naszą wizję i dzięki temu efekt projektowo-aranżacyjny jest spójny i wyjątkowy.

Prywatnie – którą kuchnię lubisz najbardziej?

Uwielbiam różne smaki i gusta kulinarne, w każdej kuchni świata znajdę coś dla siebie. Nie jestem wybredny. (śmiech) Zachwycam się nowościami, a innym razem mam ochotę zjeść coś bardziej klasycznego, dobrze znanego, jak chociażby polskie pierogi. To właśnie w tym modelu Food Hall jest najlepsze – nie trzeba wybierać jednej kuchni. Możesz zacząć od burgera, potem spróbować sushi czy pity, a na koniec azjatyckiego curry. Dla mnie Kulinarna Kamienica to synonim wielkiej kulinarnej przygody, ekscytującej i jednocześnie doprawionej szczyptą magii. Więc kiedy przyjdziesz tu z rodziną czy przyjaciółmi, każdy znajdzie coś dla siebie – i nie trzeba iść na kompromis. Wystarczy jeden stolik, a na nim kuchnie z rożnych stron świata.

Ile osób jednocześnie pomieści Kulinarna Kamienica?

Około 500 gości na powierzchni 1350 m². To duża przestrzeń, ale zaprojektowana tak, by sprzyjała spotkaniom. Założeniem projektu było stworzyć wnętrza przytulne i przyjazne wszystkim, aby słowo „kamienica” miało pozytywny wydźwięk jednoczenia ludzi pod jednym dachem i przy wspólnym stole.

20250821 DSCF4124 2

Projektowanie przestrzeni z poznańskim akcentem

Co dla Ciebie było największym wyzwaniem w projektowaniu tej kamienicy?

DOROTA TERLECKA: To zależy. Części wspólne Kamienicy Wiedeńskiej były dla mnie wręcz przyjemnością — mogłam się bawić eklektycznym miksem klasyki, secesji i nowoczesności. W przypadku Kamienicy Kulinarnej było trudniej, bo to projekt wymagający wielu rozwiązań technologicznych i funkcjonalnych. Do tego całość mieści się w dwóch kamienicach, na różnych poziomach, z wieloma przejściami i zaułkami. Ale właśnie dzięki temu miejsce ma klimat — można odkrywać kolejne przestrzenie, od większych sal po kameralne zakątki czy piękny przeszklony taras pełen zieleni. Projektowałam wnętrza części wspólnych Kamienicy Wiedeńskiej oraz całej Kamienicy Kulinarnej. To dwa różne światy — jeden bardziej klasyczny i secesyjny, drugi funkcjonalny i kulinarny – ale starałam się zachować pewne punkty styczne, żeby oba te projekty były spójne.

20250821 DOROTA TERLECKA 2
Dorota Terlecka, projektantka wnętrz Kulinarnej Kamienicy oraz częci wspólnych Kamienicy Wiedeńskiej

Ten projekt rozpoczął się jeszcze przed pandemią COVID-19. Upłynęło dużo czasu od jego pomysłu do realizacji.

Tak, zaczęliśmy go projektować już na początku 2020 roku. Wstępnie miał obejmować tylko parter, ale potem dodaliśmy piętro z barem Welur, a następnie taras, który udało się przeszklić. Projekt zmieniał się i rozrastał, co było wyzwaniem, zwłaszcza że to zabytkowa kamienica, wymagająca szczególnego podejścia.

Wnętrze zdobią piękne oryginalne rysunki i mural z podobizną Hipolita Cegielskiego. Kto jest autorem tych prac?

Zarówno elementy secesyjne, jak i mural nawiązujący do Hipolita Cegielskiego stworzyła Maria Broniewska z Uniwersytetu Artystycznego im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, dawnego ASP. Od początku nazywaliśmy tę część „industrialną” i chcieliśmy, żeby znalazły się tu elementy związane właśnie z Cegielskim, bo niedaleko znajdował się jego dom. Całość projektu muralu była pomysłem Marii i to ona ręcznie malowała wszystkie detale na miejscu. W projekcie bierze też udział Bart Sucharski, a na ścianach pojawią się plakaty z lokalnej pracowni sitodruku. Warto przyjść tu i na kulinarną podróż smaków, a także, aby podziwiać kunszt i talent artystów.

20250821 DOMINIKA LACKA 2
Dominika Łącka, PR Manager Kulinarnej Kamienicy

Zastanawia mnie dobór kolorystyki. Wnętrza są delikatne, spokojne, przyjazne dla oka. Taki był plan od początku?

Chcieliśmy, by Kamienica Wiedeńska była wnętrzem premium, ale jednocześnie przyjaznym i ponadczasowym. Nie chodziło o stworzenie kopii secesyjnego wnętrza, ale raczej o nowoczesne rozwiązania z klasycznymi akcentami. Zależało mi na tym, by te przestrzenie nie zestarzały się po kilku latach i nie wymagały sezonowych zmian. To klasyka, która przetrwa próbę czasu.

A meble do Kulinarnej Kamienicy? Czy ich dobór sprawiał trudności?

Wnętrze to miks mebli gotowych i tych projektowanych na zamówienie. Zależało nam na różnorodności – są miejsca do siedzenia miękkie, ale i wysokie, stoły wspólne oraz mniejsze, bardziej kameralne. Dzięki temu każdy może znaleźć przestrzeń dla siebie — i większe grupy, i pary, i osoby szukające spokojnego kąta.

20250527 to ma byc 2

Masz swoje ulubione miejsce w całym projekcie?

Trudno wybrać jedno. Bardzo lubię część secesyjną, ale też przeszklone przestrzenie, które robią ogromne wrażenie. Z drugiej strony mniejsze, kameralne zakątki, np. w części azjatyckiej, mają zupełnie inny klimat i również są wyjątkowe.

Czyli ta przestrzeń Kulinarnej Kamienicy jest dla wszystkich? Turystów, obcokrajowców, poznaniaków, bez względu na wiek i zasobność portfela.

Dokładnie tak. Zadbaliśmy o poznańskie akcenty – mural Hipolita Cegielskiego, lokalnych artystów, elementy gwary czy koziołki. To ma być miejsce swojskie, ale też atrakcyjne dla odwiedzających z innych miast czy krajów. Myślimy nawet o dodaniu tablic informacyjnych, które opowiedzą historię Cegielskiego czy zachowanych elementów kamienicy, jak fragmenty kafli. Chcemy, by to miejsce miało także walor edukacyjny i historyczny.

Przytulna kamienica dla wszystkich

W samym sercu Poznania, przy ul. Podgórnej 13, otwieracie Kulinarną Kamienicę. Czym to miejsce będzie się wyróżniać?

MAGDA GÓRZNA – JAROMIN: To przestrzeń, która łączy różnorodną kuchnię, piękną architekturę i codzienną lekkość spotkań. Pod jednym dachem znajdzie się dziesięć konceptów restauracyjnych i trzy bary – WIR, WENA i WELUR. Każdy wnosi swój charakter, a razem tworzą kulinarną mapę świata. Od znanych i lubianych smaków po dania, które w naszej Kamienicy nabierają nowej energii.

Lokalizacja wydaje się doskonała – tuż obok Starego Rynku. Czy to było kluczowe?

Tak, zdecydowanie. To serce Poznania, do którego łatwo dojść z każdego miejsca w centrum. Dla turystów oznacza to bliskość atrakcji, a dla poznaniaków – że trudno nas przegapić podczas codziennych spotkań i spacerów.

20250821 ESTATE POINT 2

Jak zaplanowane są wnętrza?

Na parterze mamy cztery strefy: secesyjną, industrialną, azjatycką i wschodnią. Każda ma swój klimat. Secesyjna to kuchnie bliskie europejskim gustom – greckie smaki i pierogi w nowoczesnym wydaniu. Industrialna stawia na kuchnię włoską i indyjską – pizzę, makarony, aromatyczne curry. Azjatycka to rameny i noodle, które cieszą się niesłabnącą popularnością. Wschodnia to street food w nowoczesnym wydaniu – koreański kurczak i autorskie frytki.

A wspólna przestrzeń?

Centralnym punktem parteru jest duża strefa konsumpcyjna. To taki wspólny stół, przy którym siadają obok siebie studenci, rodziny i goście z zagranicy. Można zamówić coś z różnych kuchni i zjeść razem. Integralną częścią parteru jest też oranżeria – pełna światła i zieleni, otwarta przez cały rok.

20250821 ZESPOL KAMIENICY WIEDENSKIEJ I KULINARNEJ 2

Pierwsze piętro to już inna atmosfera?

Tak, tam znajduje się WELUR – przestrzeń o zupełnie innym charakterze. W ciągu dnia sprzyja kameralnym spotkaniom, a wieczorem zamienia się w elegancki koktajl bar. To też miejsce, które można wynająć na prywatne przyjęcia, spotkania firmowe czy zamknięte eventy.

Zatem Kulinarna Kamienica to przestrzeń dla każdego – od szybkiego lunchu po wieczorne wydarzenia.

Dokładnie tak. Nie udajemy ekskluzywnego lokalu – to nasz główny cel. Kulinarna Kamienica ma być domem wielu smaków i przytulnym wnętrzem dla różnych gości. Od października, kiedy wszystko ruszy i drzwi Kamienicy zostaną otwarte, będzie można tu wpaść w tygodniu na szybki obiad, w weekend na spotkanie z rodziną czy znajomymi. To ma być miejsce, w którym dobrze będą czuli się i poznaniacy, i turyści – bo każdy znajdzie tu coś dla siebie.

20250821 to zdjecie jako mini na samym koncu przy EstatePoint 2
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

SPA52 | Piękno zaczyna się od zgody na siebie

Artykuł przeczytasz w: 10 min.
SPA52


Świadoma pielęgnacja, uważność i troska o relację z własnym ciałem – to nie tylko modne hasła, ale fundament filozofii Katarzyny Charłampowicz-Jabłońskiej, właścicielki SPA52. W rozmowie opowiada o tym, dlaczego prawdziwe piękno zaczyna się od autentyczności i w jaki sposób nieinwazyjne technologie mogą przynieść nie tylko spektakularne efekty, ale też głęboki komfort. SPA52 to nie tylko Instytut – to przestrzeń zaufania, zrozumienia i realnej zmiany.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Olga Jędrzejewska, Anna Saporowska, Maciej Zakrzewski

Hasłem SPA52 jest cytat Coco Chanel: „Piękno zaczyna się wtedy, gdy decydujesz się na bycie sobą”. Co to dla Ciebie, dla Twojego zespołu oznacza w codziennej pracy z klientkami i klientami?

KATARZYNA CHARŁAMPOWICZ-JABŁOŃSKA: Dla mnie to zdanie ma wyjątkową siłę. Żyjemy w czasach, w których pojęcie piękna jest mocno zrelatywizowane – kształtowane przez trendy, algorytmy i wyidealizowane obrazy. Ale prawdziwe piękno nie ma jednego wzorca. Zaczyna się tam, gdzie jest zgoda na siebie – na swoją twarz, ciało, historię. W pracy z klientami naszym celem nie jest upodobnienie ich do kogoś innego. Chcemy pomóc im wydobyć ich naturalne piękno, przywrócić zdrowy i promienny wygląd skóry, wymodelować sylwetkę oraz zadbać o dobre samopoczucie.

Na stronie piszecie, że niezależnie czy pragnę zadbać o skórę, rozwiązać jej problemy czy po prostu odnaleźć spokój – wspólnie odkryjemy to, czego najbardziej potrzebuję?

To dla nas bardzo ważne. Każda osoba to inna historia, inne pragnienia i potrzeby. Drogę do sukcesu naszego klienta rozpoczynamy podczas profesjonalnej konsultacji. To tam go poznajemy, jego organizm, identyfikujemy indywidualne potrzeby, rozpoznajemy przeciwskazania i ustalamy kierunek oraz cele terapii.

20250623 fot 5 Olga Jedrzejewska

Co wg SPA52 składa się zatem na efektywną terapię zabiegową?

Świadoma terapia zaczyna się od zrozumienia, czego potrzebuje nasze ciało i skóra. Edukujemy naszych klientów, tłumaczymy mechanizmy, pomagamy odczytywać sygnały, które często są ignorowane. Dzięki temu klient staje się aktywnym uczestnikiem procesu, a nie tylko odbiorcą usługi. To współpraca oparta na relacji, nie na schemacie. Efektywna terapia zabiegowa posiada więc aż trzy fundamenty: prawidłowo dobrane zabiegi, odpowiednią pielęgnację domową oraz zdrowy styl życia. Ważne jest, aby odpowiednio zadbać o każdy z tych elementów.

Dla Ciebie jako osoby z branży beauty, który z tych elementów wskazałabyś jako najważniejszy?

Wszystkie trzy są niezwykle istotne, gdyż wzajemnie na siebie oddziałują, są jak system naczyń połączonych. Po ustaleniu celów z naszymi klientami wychodzimy od wykonania zabiegów, dołączamy do tego profesjonalne kosmetyki domowe oraz zalecenia pozabiegowe.

Przybliżysz nam zatem jak wygląda u Was dobór zabiegów?

Na podstawie szczegółowego wywiadu, oceny kondycji skóry i ciała, otwartości klienta do korzystania z danego typu usług, kosmetolog wraz z klientem ustala plan terapeutyczny. Mając tak dużą gamę technologii i zabiegów białej kosmetyki do wyboru jest w stanie dobrać zabiegi w taki sposób, by stworzyć indywidualną terapię łączoną, która w przeciwieństwie do monoterapii przyniesie lepsze efekty. Bazując na naszym wieloletnim doświadczeniu możemy wskazać szereg łączonych terapii, które wielokrotnie przyniosły wspaniałe rezultaty naszym klientom. Przykładami takich terapii łączonych jest np. drenaż limfatyczny (Icoone) lub endermomasaż (LPG Alliance lub Infinity) wykonany po zabiegu z użyciem mikrofali Coolwaves, gdyż przyspieszy wydalanie komórek tłuszczowych z organizmu, które są podczas tego zabiegu uszkadzane. Natomiast przygotowanie skóry mezoterapią igłową z preparatem na bazie aminokwasów jeszcze bardziej wzmocni efekt lasera wolumetrycznego. Oczywiście takich przykładów łączonych terapii jest o wiele więcej.

20250522 fot 3 Zuzanna Kaczmarek

Jaki jest kolejny etap?

Kolejnym etapem, lub często równoległym do wykonywania zabiegów, jest stosowanie przez klienta odpowiednio dobranej pielęgnacji domowej. Ma ona za zadanie chronić skórę przed czynnikami zewnętrznymi, zadbać o odpowiednią barierę hydrolipidową, a także o prawidłowe nawilżenie skóry, które jest kluczowym czynnikiem w powodzeniu terapii przeciwstarzeniowych. Skoro mowa o terapiach przeciwstarzeniowych nie sposób nie wspomnieć o fotoprotekcji. Oferowane przez nas kosmetyki zawierają nie tylko filtry UV, ale również filtry HEV, które mają za zadanie ochronić skórę przed starzeniem się spowodowanym światłem niebieskim pochodzącym z naszych smartphone’ów oraz komputerów.
W naszym Instytucie od lat korzystamy z najbardziej renomowanych marek pielęgnacyjnych takich jak szwajcarski Selvert czy amerykański ZO Skin Health, które podbiły serca naszych klientek. Ponadto, jako wyjątkową nowość na mapie Poznania wprowadziłyśmy luksusową japońską markę Forlle’d. Marka ta stawia na innowacyjne rozwiązania. Jej zmniejszone cząsteczki składników aktywnych wnikają nie tylko do naskórka, ale także do skóry właściwej! To ona w ostatnich kilku tygodniach wychodzi na prowadzenie wśród naszych kosmetologów oraz klientów.

Czy na tym kończy się ścieżka, którą klient pokonuje z Wami?

Staramy się w naszych działaniach towarzyszyć klientowi także poza gabinetem. Stąd rozbudowane zalecenia pozabiegowe, które najpierw omawiamy, a następnie wysyłamy naszym klientom e-mailem. Na drugi dzień lub dwa dni po zabiegach wymagających rekonwalescencji kontaktujemy się z naszymi klientami, żeby dowiedzieć się w jakiej kondycji jest ich skóra po zabiegu i czy proces gojenia przebiega prawidłowo.
W czasach, w których żyjemy w ciągłym biegu towarzyszy nam wysoki poziom stresu, wysoki poziom kortyzolu, co przekłada się m.in.  na słaby sen. Konsekwencją powyższych są problemy z uzyskaniem odpowiednich efektów jak np. redukcję tkanki tłuszczowej, a także liczne problemy skórne. Jako kosmetolodzy z dużym doświadczeniem wiemy, że na skuteczną pielęgnację poza profesjonalnymi kosmetykami stosowanymi w domu i zabiegami wykonywanymi w zaciszu gabinetu, składa się także zdrowa dieta, picie odpowiedniej ilości wody, ruch i zdrowy sen. Dlatego nasze zalecenia zawsze dotyczą także tych aspektów. Ostatnio do naszej oferty wprowadziliśmy innowacyjną technologię endermologii LPG Cellu M6 Infinity, która nie tylko doskonale modeluje sylwetkę, ale także pomaga obniżyć poziom kortyzolu nawet o 40%, co przekłada się na lepsze samopoczucie, zdrowszy sen i dzięki temu lepsze efekty zabiegowe.

Jak wspieracie osoby, które czują się zagubione albo mają złe doświadczenia z innych miejsc?

To dość częsty scenariusz. Klienci trafiają do nas po zabiegach, które nie przyniosły efektu – lub wręcz przeciwnie – zaszkodziły. To może być kwestia słabego sprzętu, źle przeprowadzonej konsultacji, niekompetencji czy braku uważności. W SPA52 zaczynamy od zbudowania zaufania. Tłumaczymy, co możemy zrobić, jak będzie wyglądać proces i co warto zmienić. Ustalamy plan działania i wspólnie go realizujemy. Tu nie chodzi tylko o ciało – to również praca z emocjami, z lękiem, z niepewnością. Chcemy, żeby każda osoba czuła się u nas bezpiecznie, zrozumiana i zaopiekowana.

20250623 fot 2 M.Zakrzewski

Jakie zabiegi są dziś najpopularniejsze – zwłaszcza w sezonie wiosenno-letnim?

Zdecydowanie dominują zabiegi modelujące sylwetkę – w tym okresie klienci intensywnie pracują nad formą. Mikrofale Coolwaves, monopolarna fala radiowa  czy LPG Infinity to technologie, które przynoszą widoczne rezultaty: drenaż, redukcję tkanki tłuszczowej i  ujędrnienie. Ale nie zapominamy też o zabiegach na  twarz – warto przygotować swoją skórę przed latem zwłaszcza pod kątem odżywienia i nawilżenia. Tutaj doskonale sprawdzają się zabiegi mezoterapii igłowej oraz mikroigłowej. W ofercie Instytutu posiadamy również całoroczne zabiegi stymulujące kolagen i elastynę, takie jak monopolarna fala radiowa czy laser wolumetryczny, które  w połączeniu z pielęgnacją gabinetową dają świetne efekty liftingujące. A wszystko to w zgodzie z naturalną strukturą skóry – bez skalpela.

W ofercie macie również masaże, rytuały, elementy relaksu. Czy zauważacie, że klienci oczekują dziś czegoś więcej niż tylko efektu wizualnego?

Zdecydowanie tak. Choć efekt „przed i po” wciąż jest istotny, to coraz więcej osób przychodzi po coś więcej – po spokój, uwagę, reset. Często słyszymy: „Nie mam czasu, żeby o siebie zadbać” – i właśnie wtedy staramy się tę przestrzeń stworzyć. Tworzymy długofalowe plany terapeutyczne, odciążamy klienta z decyzji, dbamy o każdy szczegół – także o to, co niewidoczne na pierwszy rzut oka.

SPA52 to zespół ekspertek. Jak ważne są relacje – i wewnątrz zespołu, i z klientami?

Zespół to nasza siła. Regularnie spotykamy się, omawiając bieżące sprawy oraz obieramy kierunek wspólnych działań. Pracujemy razem wiele godzin dziennie – musimy się wspierać, ufać sobie, wiedzieć, że możemy na siebie liczyć. To poczucie bezpieczeństwa przenosi się na klientów. Tworzymy atmosferę, która daje spokój – a w tym zawodzie, gdzie dotyk i zaufanie są tak ważne, to absolutnie kluczowe.

Co najczęściej słyszycie od klientów po zabiegach?

Czasem są to słowa wdzięczności, czasem wzruszenie – kiedy ktoś zobaczy siebie w lustrze i mówi: „W końcu czuję się dobrze ze sobą”. To najpiękniejsza nagroda. Każdy klient przychodzi z inną historią, inną emocją – a my mamy zaszczyt towarzyszyć mu w tej zmianie. Takie chwile zostają z nami na długo.

SPA52

Czy zauważacie, że potrzeby klientów zmieniają się z biegiem czasu?

Tak, i to bardzo. Choć nadal liczy się efekt, coraz więcej osób interesuje się profilaktyką, holistycznym podejściem. Klienci chcą dbać o naskórek, wspierać procesy biologiczne, a nie tylko walczyć z oznakami czasu. To ogromna zmiana, bardzo pozytywna – i daje nam przestrzeń do jeszcze lepszej pracy. Warto tutaj wspomnieć o filozofii „Longevity”, która odnosi się do długofalowego wspierania zdrowia skóry i ciała przy użyciu nieinwazyjnych metod. Doskonale w ten nurt wpisują się zabiegi LPG Cellu M6 Infinity, które za pomocą mechanicznej stymulacji w naturalny sposób opóźniają procesy starzenia.

A co z panami? Również odwiedzają SPA52? Jeśli tak, to z jakich zabiegów najczęściej korzystają?

Z przyjemnością obserwujemy, że panowie coraz częściej pojawiają się w naszym Instytucie. Szukają skutecznych, ale konkretnych rozwiązań modelujących sylwetkę – np. elektrostymulacja (wspierająca przyrost mięśni) czy mikrofale Coolwaves i kriolipoliza (dla redukcji tkanki tłuszczowej). Dużą popularnością wśród mężczyzn cieszą się również zabiegi na twarz, zarówno te mniej, jak i bardziej inwazyjne. W przypadku grubych męskich skór świetnie sprawdza się radiofrekwencja mikroigłowa – działa na blizny, zmarszczki i rozszerzone pory. Panowie częściej popełniają błędy w pielęgnacji domowej, dlatego bardzo ważna jest edukacja w gabinecie. Często zaczynamy terapię od oczyszczenia przy użyciu zabiegu Geneo X, który również doskonale złuszcza i odżywia skórę.

W komunikacji mocno akcentujecie indywidualność i naturalność. Czy to Wasz manifest?

To nie tyle manifest, co nasza filozofia. Chcemy doradzać z uważnością, bez presji. Pomagać w sposób delikatny, ale skuteczny. Naturalność efektu to dla nas priorytet – nie chcemy zmieniać ludzi, tylko pomagać im zobaczyć siebie w lepszym świetle.
Jakie macie plany na rozwój?
Nieustannie się rozwijamy – szkolimy, śledzimy branżowe nowości, inwestujemy w nowe technologie. Jesienią planujemy poszerzyć ofertę o kolejne urządzenia high-tech – będą działać zarówno na twarz, jak i ciało. Będzie to absolutna nowość w naszej okolicy, dlatego warto być z nami na bieżąco!

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
SPA52
REKLAMA
REKLAMA