Dacza Puchacza | Miejsce, gdzie świat zwalnia

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno


Po dwóch godzinach jazdy z Poznania docieram do Starego Osieczna, niewielkiej miejscowości w regionie lubuskim, otulonej lasami Drawieńskiego Parku Narodowego. Wysiadam z auta i przez chwilę po prostu stoję. Cisza. Taka, która nie niepokoi, ale koi. Z krzaków wypadają dwa czarne psiaki – Cezar i Kleopatra – radośnie merdające ogonami, jakby chciały powiedzieć: „nareszcie jesteś”. W powietrzu czuć wilgoć lasu, śpiew ptaków i ten rodzaj spokoju, który mówi: zwolnij. To tutaj, w otoczeniu natury, Marek Lewandowski stworzył Daczę Puchacza, kameralne, glampingowe miejsce zaprojektowane z myślą o tych, którzy chcą odpocząć blisko natury, ale bez rezygnacji z wygody. W rozmowie opowiada o przypadkowym odkryciu tego miejsca, o inspiracjach z podróży i o tym, dlaczego prostota działa na nas lepiej niż mogłoby się wydawać.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Dariusz Jarząbek

Dacza Puchacza – nazwa, która od razu budzi skojarzenia z leśną przygodą i ucieczką od codzienności. Skąd pomysł na stworzenie takiego miejsca właśnie tutaj, w sercu lubuskich lasów, w sąsiedztwie Drawieńskiego Parku Narodowego?

Marek Lewandowski: To był trochę przypadek. (śmiech) Od lat prowadzę w Poznaniu biuro nieruchomości i nigdy nie zakładałem, że będę prowadził życie w rytmie slow. (śmiech) Wszystko zaczęło się zupełnie niepozornie, gdy szukałem działki dla znajomego, który marzył o kawałku ziemi w otoczeniu natury. Trafiliśmy tutaj, w sam środek zielonego spokoju. Wysiadłem z auta, rozejrzałem się i… przepadłem. To była ta chwila, w której człowiek wie. Poczułem, że to miejsce mnie woła. Kupiłem jedną z dostępnych działek bez chwili wahania. Później okazało się, że tuż obok jest jeszcze jedna, przepięknie położona, tuż przy samej rzece Drawie. To było jak znak. Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć… Może to przez te wszystkie podróże, które odbyłem, widziałem wiele niesamowitych miejsc na świecie, ale to tutaj, wśród lubuskich lasów, poczułem coś wyjątkowego. Coś znajomego, bliskiego, jakby to miejsce czekało właśnie na mnie.

Siedzę tu z Tobą na tarasie jednej z jurt od jakiś czterdziestu minut i pomimo że pełnoprawna, zielona wiosna jeszcze się na dobre nie zdążyła rozkręcić, to już rozumiem, dlaczego pokochałeś to miejsce. Spokój, cisza, śpiew ptaków, szelest drzew… wszystko tutaj działa inaczej, jakby wolniej, głębiej. Co dla Ciebie jest w tym miejscu najważniejsze?

To, że mogę naprawdę odetchnąć. I nie mam na myśli tylko powietrza, choć ono też tu smakuje inaczej, jakby było filtrowane przez las i rzekę. Chodzi mi o to, że tu po prostu jestem. Nie muszę nic udowadniać, nigdzie się spieszyć. Czas płynie inaczej, wolniej, ale w tym dobrym sensie. Zaczynasz zauważać rzeczy, których w mieście się nie widzi, jak para unosząca się nad rzeką o poranku, jak ten moment, gdy słońce przemyka przez gałęzie i kładzie się plamą światła na tarasie. To miejsce działa jak reset. I myślę, że każdy, kto tu przyjeżdża, czuje coś podobnego. Nawet jeśli sam nie do końca potrafi to nazwać.

A skąd pomysł na jurty? Bo kiedy tylko wysiada się z auta, od razu w oczy rzucają się ich charakterystyczne kształty – zaokrąglone, miękkie, trochę jakby wycięte z innej rzeczywistości. Stoją zanurzone w zieleni, jakby rosły tu od zawsze. Nie wyglądają na „postawione”, raczej… wrośnięte. Skąd właśnie taki wybór?

Spośród wielu moich podróży najbardziej zapadły mi w pamięć te miejsca, gdzie nie musiałem wybierać między bliskością natury a wygodą. Gdzie mogłem usiąść w ciszy, patrzeć na przestrzeń i jednocześnie cieszyć się komfortem. Takie właśnie były mongolskie jurty. Ich prostota, funkcjonalność i to, jak pięknie wpisywały się w krajobraz, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Pomyślałem wtedy: a gdyby tak przenieść ten pomysł bliżej? Nie dosłownie, nie jako skansen czy kopię, tylko jako ideę – stworzyć miejsce, które daje gościom poczucie odosobnienia, ale bez rezygnowania z przyjemności. Jurty wydawały się naturalnym wyborem – lekkie, ale solidne, inne niż wszystko, co widuje się w standardowej agroturystyce czy domkach letniskowych. Zależało mi, żeby nie zakłócały przestrzeni, tylko z nią współistniały. Dlatego nie dominują nad krajobrazem, a raczej się z nim zlewają. I chyba właśnie to ludzie czują, kiedy tu przyjeżdżają – że są w czymś wyjątkowym, ale bez zadęcia. Że to luksus, który nie krzyczy.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

A dlaczego „Dacza Puchacza”?

Puchacz to największa sowa świata, majestatyczna, dostojna, a jednocześnie nieuchwytna. I my, jako Polacy, mamy to niesamowite szczęście, że w Drawieńskim Parku Narodowym żyje para tych niezwykłych ptaków. Podobno mają swoje domostwo gdzieś na północy parku. Zobaczyć je to jak wygrać na loterii – graniczy z cudem, ale świadomość, że tam są, dodaje temu miejscu czegoś baśniowego. Kiedy wspólnie z przyjaciółmi zastanawialiśmy się nad nazwą, chcieliśmy czegoś, co nie będzie przypadkowe. Coś, co zakorzeni się w miejscu i opowie jego historię. I wtedy moja przyjaciółka rzuciła: „Dacza Puchacza”. I od razu zaiskrzyło. Dacza, czyli coś swojskiego, przytulnego, z duszą. A Puchacz – dziki, wolny, niemal mityczny. Ta nazwa od razu niosła ze sobą historię, której nie trzeba było już dopowiadać. Idealnie oddaje ducha tego miejsca: schronienie w sercu lasu, gdzie natura ma głos, nawet jeśli mówi szeptem.

Jak wyglądały początki Daczy? Czy od razu wiedziałeś, że to ma być coś więcej niż tylko miejsce noclegowe?

To na pewno nie było coś, co dało się zrealizować z dnia na dzień. Od pomysłu do pierwszych gości minęło sporo czasu, a po drodze były i zwątpienia, i decyzje, które trzeba było podejmować na szybko. Wiele rzeczy działo się zupełnie spontanicznie. Tak po prostu: coś czułem, więc działałem. Od początku wiedziałem tylko jedno: nie chcę tworzyć kolejnego miejsca z noclegiem i kluczem pod wycieraczką. Chciałem, żeby ludzie naprawdę tu byli, żeby poczuli przestrzeń, ciszę, bliskość natury. Dlatego zwróciłem się do kogoś, kto potrafi myśleć o przestrzeni zupełnie inaczej. Iwo Borkowicz, świetny architekt, którego projekty zdobywają nagrody na całym świecie, zaprojektował cały teren. I zrobił to tak, że każda jurta ma swój własny rytm. Stoją w odpowiednich odległościach, nic się tu nie narzuca, wszystko ma miejsce. To on zadbał o to, żeby architektura nie przyćmiewała natury, tylko ją podkreślała. A ja miałem pewność, że buduję coś, co naprawdę będzie miało duszę.

Jurty od razu przyciągają wzrok swoim kształtem i klimatem. Ale to, co zaskakuje najbardziej, to ich wnętrze – co dokładnie znajdziemy w środku?

Tak, jurty mają swój wyjątkowy charakter już z zewnątrz, ale w środku naprawdę potrafią zaskoczyć. Każda z nich to w pełni funkcjonalna, całoroczna przestrzeń o powierzchni 35 metrów kwadratowych – z własną łazienką z prysznicem i WC, kuchnią z lodówką, zmywarką i kompletem naczyń oraz sztućców. Jest też wydzielona sypialnia z oknem na las – budzisz się i widzisz zieleń, nie ekran telefonu. W części dziennej znajduje się rozkładana, dwuosobowa kanapa, więc jurta może komfortowo pomieścić do czterech osób. Dodatkowo wiadomo – stół, cztery krzesła, fotel. Ogrzewanie zapewnia piecyk typu koza, a drewno można sobie dobierać z własnej drewutni. Do tego świetlik otwierany elektrycznie, nie tylko zapewnia wymianę powietrza, ale pozwala też zerknąć nocą na gwiazdy. To może brzmieć jak detal, ale robi wrażenie. Co ważne, nasze jurty stoją w okrągłych, starannie zaplanowanych kręgach. Wszystko zostało zaprojektowane funkcjonalnie i z dużą dbałością o detale, wykorzystaliśmy wysokiej jakości materiały, ale… dalej zaczyna się las. Dziki, naturalny, nietknięty. I nie ingerujemy w to, co się tam dzieje. Tylko mały teren wokół każdej jurty jest zagospodarowany, reszta to przyroda taka, jaka jest.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

To wszystko brzmi… trochę jak budowa domu. Tyle, że Ty zbudowałeś trzy.

(śmiech) Dokładnie tak! To była prawdziwa budowa, tylko że w lesie. Elektrycy, stolarze, hydraulicy, dostawy, opóźnienia, klasyka gatunku. Wszystko trzeba było zaprojektować, skoordynować i dopilnować. A przy tym zadbać o każdy szczegół: od ścieżek wysypanych kamyczkami, po tarasy, hamaki czy wiatę ze wspólną przestrzenią. Stworzyliśmy też strefę relaksu z sauną i banią – i to strzał w dziesiątkę. Goście uwielbiają wieczory w balii z ciepłą wodą, kiedy w ogrodzie palą się lampki, a wokół panuje absolutna cisza. Potem pozostało już tylko jedno: czekać. Na gości i na ich reakcje.

Pamiętasz tych pierwszych?

Wyobraź sobie, że w dniu, w którym dodaliśmy Daczę Puchacza do systemów rezerwacyjnych – Booking, Aloha i tak dalej – kliknęliśmy ten magiczny przycisk „aktywuj”… i dosłownie po chwili przyszła pierwsza rezerwacja! Byłem totalnie zaskoczony. Wiesz, to zabawne, robisz miejsce dla gości, wszystko planujesz, urządzasz, ale kiedy ci pierwsi naprawdę się pojawiają, jesteś w szoku, że… ktoś chce przyjechać. (śmiech) Pamiętam to jak dziś – poczułem lekki atak paniki. Wsiadłem w auto i z Poznania ruszyłem pędem do Daczy, żeby być tu przed nimi i jeszcze raz wszystko sprawdzić: czy działa woda, czy łóżka są zaścielone, czy filiżanki stoją równo. (śmiech) Pierwszymi gośćmi było małżeństwo z Niemiec. Cudowni ludzie, zachwyceni miejscem, bardzo otwarci. Ich reakcje – ten błysk w oku, kiedy opowiadali o porannej mgle nad rzeką, o ciszy, której nie znali – były dla mnie potwierdzeniem, że to wszystko miało sens. Że nie tylko ja poczułem magię tego miejsca.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

Jak wygląda dzień idealny w Daczy Puchacza?

To przede wszystkim dzień bez pośpiechu. Budzisz się, kiedy chcesz, najlepiej wtedy, gdy przez okno jurty wpada pierwsze światło, a z lasu dochodzą odgłosy ptaków. Wychodzisz na taras, bierzesz głęboki oddech i nagle okazuje się, że kawa smakuje inaczej, jakby lepiej – może to powietrze, może to cisza. Śniadanie zwykle jemy na zewnątrz, przy stole pod drzewem, z widokiem na zieleń i wodę. W sezonie letnim prawie nikt nie chce siedzieć w środku, bo po co? A potem każdy robi to, na co ma ochotę. Jedni idą na spacer po lesie, inni wybierają rower albo po prostu rozkładają się z książką w hamaku. Ktoś bierze wędkę i idzie nad Drawę, ktoś inny zbiera grzyby albo zapuszcza się w las bez celu. Po południu można odpocząć jeszcze bardziej – skorzystać z sauny, wskoczyć do balii, posiedzieć nad wodą. I to działa, serio. Nawet jak ktoś przyjeżdża tu zestresowany i „na wysokich obrotach”, to po jednym dniu zaczyna zwalniać. Wieczorem zapalają się lampki w ogrodzie, pali się ognisko, rozstawiają się stoły – i zaczyna się to, co lubimy najbardziej: rozmowy, jedzenie, trochę wina, śmiech. Bez napięcia, bez scenariusza. Po prostu dobry wieczór w dobrym miejscu.

A zimą?

Choć wiele osób kojarzy jurty głównie z latem, Dacza Puchacza działa przez cały rok – i to właśnie poza sezonem potrafi zaskoczyć najbardziej. Nawet w środku zimy, przy dużych mrozach, w jurcie jest przytulnie i ciepło. Ocieplenie i koza na drewno robią swoje, ogień mruga spokojnie w palenisku, a Ty siedzisz z książką, herbatą albo kieliszkiem wina i czujesz się totalnie otulony. A kiedy na zewnątrz wieje wiatr albo pada deszcz, robi się wręcz magicznie. Krople uderzające o płótno namiotu dają niesamowity efekt dźwiękowy, do tego dochodzi szum drzew, czasem pohukiwanie sowy… i nagle jesteś dokładnie tam, gdzie trzeba. To jedno z tych doświadczeń, które trudno opisać, ale łatwo zapamiętać.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

Zdarzają się goście, którzy uciekają z miasta, aby w ciszy popracować?

Oczywiście! Przy obecnym modelu pracy zdalnej to już właściwie norma. Coraz więcej osób szuka miejsca, gdzie mogą na chwilę uciec z miasta, ale nie muszą brać urlopu, wystarczy laptop i dostęp do internetu. Sam też chętnie z tego korzystam. Przyjeżdżam tutaj, żeby popracować w ciszy, bez rozpraszaczy. I to naprawdę działa – inaczej się myśli, kiedy za oknem masz las, a nie tramwaje. Czasem wystarczy krótki spacer po okolicy, żeby rozwiązać problem, nad którym w biurze siedziałbym godzinami. Goście często mówią to samo: że tu szybciej się regenerują, nawet jeśli dzień spędzają przy komputerze. A po pracy mają luksus, którego nie znajdziesz w żadnym coworku – wskakują do balii, idą na spacer nad rzekę albo po prostu siadają z herbatą na tarasie i słuchają, jak las mówi.

Wszystko, o czym mówisz, to prawdziwa strawa dla ducha – cisza, spokój, natura. A co ze strawą dla ciała? Jurty są wyposażone w kuchnie, ale czy to oznacza, że wszystko trzeba sobie przywieźć?

Faktycznie, wszystko, co tu się dzieje, to strawa dla ducha. Ale i ciało trzeba nakarmić! Jurty są wyposażone w aneksy kuchenne, więc można gotować samodzielnie – są garnki, naczynia, zmywarka, lodówka, wszystko jest na miejscu. Ale nie trzeba przywozić całej lodówki z domu. Dla naszych gości przygotowaliśmy możliwość zamówienia gotowych koszy pełnych lokalnych produktów – na śniadanie albo kolację. Największą popularnością cieszy się Kosz Puchacza – tam jest wszystko: świeżo wypiekany chleb, wiejskie jajka, nabiał z ekologicznej farmy, pasty warzywne, miód z lokalnej pasieki, swojskie wędliny i coś słodkiego na deser. Mamy też wersje bardziej minimalistyczne albo wegetariańskie – każdy znajdzie coś dla siebie. Oprócz tego można u nas zamówić mrożone pierogi i dania w słoikach – wszystko przygotowywane przez gospodynie z okolicznych wsi. Mamy bigos, żurek, leczo, gołąbki… Taki domowy komfort bez stania przy garach. A jeśli ktoś ma ochotę na coś wyjątkowego, oferujemy też zestawy do grzanego wina, herbaciane ceremonie w żeliwnym czajniku albo serowe fondue z winem i dodatkami. Jest też mongolski kociołek do przygotowania na ognisku – idealny, żeby posiedzieć wieczorem przy ogniu i celebrować wspólne chwile.

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno

A jeśli już ktoś przyjedzie, wyśpi się, nacieszy ciszą… i nagle zacznie się zastanawiać: „co tu właściwie robić?” Co polecasz gościom, którzy twierdzą, że się… nudzą?

Jeśli ktoś mówi, że się tu nudzi, to zazwyczaj jest to stan chwilowy – i bardzo zdrowy. (śmiech) Ale oczywiście, kiedy już wyśpisz się do oporu, wypijesz kawę na tarasie i nasycisz się ciszą, to możliwości jest naprawdę sporo. Przede wszystkim warto zobaczyć Drawieński Park Narodowy – to absolutna perełka. Dzika przyroda, lasy, rzeka, mnóstwo ścieżek i tras do spacerów czy jazdy na rowerze. To miejsce, które robi ogromne wrażenie o każdej porze roku. Na samym terenie Daczy też sporo się dzieje. Mamy paletki do badmintona, kule do gry w bule, a w jurtach znajduje się podstawowy sprzęt do aktywnego wypoczynku: kijki do nordic walking, maty do jogi, hamaki. Goście mogą korzystać z sauny i balii opalanej drewnem, ziołowych kąpieli, jest miejsce na ognisko i grill, a wieczory przy kozie z książką też potrafią być całkiem wciągające. W okolicy są wypożyczalnie kajaków, stadniny koni, winnice, a dla smakoszy świetne restauracje i możliwość zamówienia wycieczki z przewodnikiem po regionie. Można też iść na ryby albo na grzyby, bo wokół mamy tereny, które aż proszą się o wiklinowy koszyk, a my zapewniamy „pakiety grzybiarskie”, w ramach których dostarczamy wszystko, czego potrzeba, żeby ruszyć na zbiory. No i jeszcze jedno: nocą jest tu naprawdę ciemno. Zero miejskiego światła. Można wyjść na zewnątrz i przez lunetę patrzeć w gwiazdy i dla wielu to właśnie ten moment staje się najważniejszym wspomnieniem z pobytu. We wrześniu wielu gości przyjeżdża, żeby posłuchać rykowiska jeleni, niesamowite doświadczenie, którego nie da się zapomnieć. To tylko przykłady – często realizujemy indywidualne prośby, dopasowane do nastroju gości.

Dodajmy też, że można tu przyjechać ze swoim psem.

To miejsce jest bardzo psiolubne! Jak widzisz, moje dwa psiaki, Cezar i Kleopatra, nie opuszczają nas ani na krok. Kocham psy i nie wyobrażam sobie życia bez nich, dlatego w każdej jurcie znajduje się psie posłanie, miseczki, wszystko, czego trzeba, żeby także czworonożni goście czuli się jak u siebie.

Opinie gości na Bookingu czy też Google są rewelacyjne. Na przykład Amelia napisała: „Warte każdej ceny, każdy powinien udać się tam przynajmniej raz. Na pewno wrócimy!” Inna opinia podkreśla: „Cisza, spokój, otaczający las i przecudne wnętrza.” Te słowa doskonale oddają atmosferę Daczy Puchacza. Co czujesz, czytając te słowa?

Te wszystkie opinie są dla mnie ogromnie ważne, bo pokazują, że ludzie naprawdę czują to, co chciałem tu stworzyć. Kiedy ktoś pisze, że „to miejsce warte każdej ceny” albo że „każdy powinien tu przyjechać chociaż raz”, to wiem, że Dacza działa dokładnie tak, jak powinna – nie przez wielkie atrakcje, tylko przez swoją prostotę. Bo właśnie w tej prostocie tkwi siła. Nie staramy się być kurortem ani luksusowym hotelem. To miejsce, które daje przestrzeń, spokój i kontakt z naturą, bez udawania i bez napięcia. Goście czują, że mogą tu naprawdę odpocząć. Że nikt ich nie pogania, nikt im niczego nie narzuca. Jest jurta, jest las, jest rzeka. Reszta dzieje się sama – w rytmie, który każdy ustala sobie sam. I myślę, że właśnie to doceniają najbardziej.

Czy zdarza Ci się zastanawiać, dlaczego to miejsce tak mocno działa na ludzi? Co sprawia, że chcą wracać?

Myślę, że ludzie doceniają to miejsce właśnie za jego prostotę. Dacza nie krzyczy luksusem, nie przytłacza udogodnieniami, nie próbuje nikogo na siłę „zatrzymać”. Ona po prostu jest. I daje przestrzeń – nie tylko tę fizyczną, ale też mentalną. Goście bardzo to doceniają. Nawet w sezonie Park nie jest zatłoczony, a tu panuje prawdziwa cisza. Często przyjeżdżają pary, przyjaciółki, małe grupy, żeby się wyciszyć, posłuchać siebie i świata. Bo to jest miejsce, które daje dokładnie tyle, ile akurat potrzebujesz. W codziennym biegu często zapominamy, jak ważny jest kontakt z naturą. Czasem wystarczy jeden dzień tutaj, żeby to sobie przypomnieć, że można wstać bez budzika, zjeść śniadanie na tarasie, pójść do lasu bez planu i wieczorem patrzeć w gwiazdy. To miejsce pozwala wrócić do podstaw, do oddechu, do ciszy, do tego, co naprawdę koi. I myślę, że właśnie to ludzie czują, kiedy piszą te piękne opinie, że tu nie trzeba wiele. Tu wystarczy być.

Czy Dacza Puchacza ma jeszcze przed sobą nowe odsłony?

Zdecydowanie tak, ale powoli, bez pośpiechu. Chciałbym, żeby miejsce rozwijało się naturalnie, w swoim tempie, bez naruszania tej ciszy i spokoju, która jest tu najważniejsza. Docelowo projekt zakłada sześć jurt, ale myślę też o czymś lżejszym na lato – dwóch namiotach typu safari, które będą działały sezonowo. Dla tych, którzy chcą być jeszcze bliżej natury. Na sąsiedniej działce, tej bliżej rzeki, planuję też stworzyć niewielki domek dla gości z widokiem na Drawę. Taki, który będzie równie kameralny, jak jurty, ale w nieco innym stylu. Wszystko, co tu powstaje, ma być spójne z tym miejscem i z jego rytmem. Z szacunkiem do tego, co dzikie i naturalne.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Dacza Puchacza, glamping Stare Osieczno
REKLAMA
REKLAMA

Miasto wolnego słowa, czyli o tym jak Poznań walczył o niezależne dziennikarstwo

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Jeśli wolność w ogóle coś znaczy, oznacza prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć.
W czasach powszechnego kłamstwa mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym.

George Orwell

Międzynarodowy Dzień Wolnej Prasy obchodzimy 20 kwietnia. To święto, które przypomina nam, jak wielką wartością jest swoboda wypowiedzi. W czasach, gdy wiadomości docierają do nas szybciej niż kiedykolwiek, trudno ocenić wiarygodność danej informacji, a media przechodzą dynamiczne zmiany, warto spojrzeć wstecz i zadać sobie pytanie: jak wyglądała droga do wolnej prasy w Polsce?
A jeśli szukać symbolu tej walki, to stolica Wielkopolski jest jednym z najlepszych miejsc, by zacząć tę opowieść.

tekst: Zuzanna Kozlowska


Poznań zawsze miał w historii coś do powiedzenia, dosłownie. Już w XIX wieku tutejsze redakcje walczyły o to, by polski język i polska sprawa nie zniknęły z kart gazet. „Dziennik Poznański”, założony przez Hipolita Cegielskiego oraz wydawany od 1859 roku, to przykład gazety, która mimo pruskiej cenzury kształtowała świadomość mieszkańców Wielkopolski. Wtedy drukarnie były niczym ukryte bastiony oporu, a każde kolejne wydanie niosło w sobie ducha niezależności.

Podobnie było w okresie PRL, gdy oficjalne media mówiły jedno, a ulica drugie. W 1921 roku ukazywał się „Dwutygodnik Sportowy”, niezależne pismo poświęcone sprawom sportu. W latach 80. niezależne pisma, takie jak „Obserwator Wielkopolski”, powielały informacje, których próżno było szukać w państwowych gazetach. Cenzorzy próbowali blokować publikacje, ale Poznań, miasto, które już w 1956 roku pokazało, że nie boi się walczyć, nie zamierzało milczeć.

Co ciekawe, stolica Wielkopolski była też jednym z pierwszych miast, w którym zaczęto eksperymentować z lokalną telewizją – już w 1957 roku powstał tu Ośrodek Telewizji Poznań, mający ogromny wpływ na rozwój mediów w regionie.

Drukowano niezależne pisma w garażach i piwnicach, a rozprowadzano je ukradkiem, ryzykując wiele. Potem nadeszła upragniona wolność 1989 roku oraz prawdziwy rozkwit gazet, lokalnych periodyków, a dziś także portali, blogów czy niezależnych mediów społecznościowych. Każda z tych publikacji to nie tylko historia lokalnego dziennikarstwa, ale też żywy dowód na to, że Poznań zawsze stał po stronie prawdy. Wolność słowa przetrwała.

Warto o tym pamiętać, bo wolna prasa to nie tylko wielkie hasła z podręczników historii. To codzienna praca dziennikarzy, którzy piszą o naszym mieście, o sprawach bliskich każdemu z nas. To także nasza, czytelników, odpowiedzialność, by wybierać media rzetelne, uczciwe i lokalne. Dziś w Poznaniu wolność słowa ma się dobrze, chociaż, jak zawsze, wymaga czujności. Internet zmienił zasady gry, ale jedno pozostało niezmienne: wolne słowo jest fundamentem demokracji. A prasa, mimo że dynamicznie zmienia formę, wciąż jest jej strażnikiem.

Dlatego warto zatrzymać się na chwilę, wziąć do ręki gazetę i docenić to, że możemy czytać, pisać i mówić – wolno. Poznań od zawsze miał coś do powiedzenia. I niech tak zostanie.

Zuzanna Kozłowska

Zuzanna Kozłowska

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Takie małe skarby w zasięgu ręki

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Jako dziecko nie znałam tradycji „prezentów od zajączka”, nie szukaliśmy z rodzeństwem żadnych słodkości w ogrodzie poukrywanych przez skocznego długouchego jegomościa. Absolutnie nie skarżę się, abym nie była opacznie zrozumiana… Choć słodyczy i wykwintnych delicji było w domu o wiele mniej niż obecnie, to niczego nam nie brakowało do szczęścia. Nie marudziliśmy, nie naciskaliśmy na rodziców, co koniecznie musimy mieć. Nie przypominam sobie tupania nogami, wychciewania, krzyków wymuszonych o nową zabawkę, pluszaka czy kolejną słodycz, nie było irytującego płaczu „z niczego”, takiego aż uszy puchną. Moje wspomnienia z dzieciństwa – bez wymarzonej zabawki z Pewexu – są dla mnie wielką skarbnicą radości, uśmiechów, beztroski, są źródłem ciepłych uczuć, łez wzruszenia, których u mnie zawsze w nadmiarze.

tekst: Magdalena Ciesielska

Nie w ilości, ale jakości upływał nam przedświąteczny i świąteczny czas wielkanocny. W gronie najbliższych, przy strojeniu domu baziami i własnoręcznie wykonanymi ozdobami. Często w kuchni, gdzie z rodzeństwem byliśmy małymi kuchcikami, wylizującymi łyżeczki po czekoladzie, którą Mama wcześniej ozdobiła mazurka z własnego przepisu. Podjadaliśmy pomarańcze, to był dopiero rarytas, albo Wedlowskie słodycze zakupione przez Tatę w jedynym firmowym wówczas sklepie „Wedel”. Układaliśmy porcelanowe owieczki na starym wysłużonym segmencie, od największej do najmniejszej. Brudziliśmy się nieustannie farbami i pisakami, tworząc dziecięce arcydzieła pisanek, a prasowanie białych serwetek zrobionych na szydełku i wstążek – którymi potem z siostrą dekorowałyśmy nasz rodzinny koszyczek wielkanocny – też miało swój urok i pewnego rodzaju czar, choć to niby zwyczajna codzienna czynność. Ale w tym przedświątecznym czasie zyskiwała na wartości. Pamiętam jak z ogromnego bukszpanu, rosnącego w ogrodzie mego dziadka, zrywaliśmy gałązki, aby przystroić nimi wielkanocny stół. Wszystkie takie małe rzeczy, szczegóły zawsze mnie cieszyły… i cieszą po dziś dzień.

Słucham mimochodem utyskiwania współczesnych rodziców, „co kupić dziecku na zajączka”, jakby to było sedno Wielkanocy. I czuję lekką irytację, że dla wielu ten piękny wiosenny czas sprowadza się niestety do jednego – zakupu prezentu, kolejnego i jeszcze kolejnego, żeby dziecko miało, „bo tak trzeba”, „aby nie było gorsze od innych”. A ja na opak współczesnym wydumanym i często bezrefleksyjnym trendom – rozpakowuję z dziećmi wielkie dwa kartony z wielkanocnymi ozdobami, tymi naszymi, oryginalnymi, które mają wartość sentymentalną. Jest tam i mały uśmiechnięty zajączek z porcelany podarowany mi przez śp. teścia, dwie puchate owieczki, które wędrowały ze mną przez wszystkie wynajmowane mieszkania, a teraz już w naszym własnym lokum mają wyjątkowe miejsce. Piękne pamiątki od mego rodzeństwa, które zawsze cieszą moje oczy, zawieszki na okna od rodziców, nawet obrus i serwetki typowo wielkanocne po śp. babci i wykonane przez nią artystyczne wydmuszki w nietuzinkowe wzory. Są i kolorowe obrazki namalowane przez moje dzieci jeszcze w czasach przedszkolnych, wycinane koszyczki, kwiatki z bibuły ich autorstwa. A nowych skarbów wciąż przybywa, bo co roku otwieramy warsztaty wielkanocne. Bibuła, cekiny, kolorowe tasiemki, farby w rozmaitych kolorach, przeróżne akcesoria kojarzone z Wielkanocą i wiosną mają swój czas na wielkim stole, który jest jak garderoba w teatrze. Tu też role i aktorzy są różni…

Patrzę na drzewa i krzewy dookoła, które poruszone ciepłem ostatnich dni, śmiało zarzucają kwiatowo-zieloną pelerynę. Kolor traw – ten soczysty, zielony – bawi moje oczy, a zmysł słuchu raduje się codziennym śpiewem ptaków. Te ptasie trele są dla mnie ukojeniem i najcudowniejszą muzyką natury, która potrafi mnie i uspokoić, i rozweselić, gdy tego potrzebuję. Niebo jest takie wspaniałe, ożywczy błękit, mój ulubiony niebieski kolor, z płynącymi obłokami o różnych kształtach, wystarczy tylko wysilić wyobraźnię… Uwielbiam tę porę roku, gdy wiosną wszystko rozkwita i budzi się z zimowego snu, opieszale muskane pierwszymi promykami słońca. Często jeszcze zawstydzonego. Nawet jak chłonę przyrodę, z perspektywy myjącej okna, czuję ciepły powiew wiatru, promyki słońca na twarzy, i jestem szczęśliwa. Ta powtarzająca się czynność wiosennych porządków nie jest dla mnie tak straszna, gdy tylko wyjrzę przed siebie i dam się ponieść bujnym widokom, poczuję obezwładniające zapachy natury.
Życzę wszystkim radości, bliskości tych, których kochamy, i czerpania pełnymi garściami z piękna przyrody.

20231124 AdobeStock 683576443

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

MAGDA JURGA, MOOJ OPTYK. John Dalia w Poznaniu – luksus, jakość i przyjaźń z Paryża

Artykuł przeczytasz w: 10 min.
John Dalia

Tam, gdzie francuski szyk spotyka się z perfekcyjnym rzemiosłem, a okulary stają się czymś więcej niż dodatkiem – powstaje marka John Dalia. W Poznaniu jej wyłącznym ambasadorem jest butik Mooj Optyk – przestrzeń, w której design, jakość i emocje grają pierwsze skrzypce. O międzynarodowej współpracy, paryskiej elegancji i tym, jak buduje się prawdziwe relacje z marką klasy haute couture, opowiada Magda Jurga – właścicielka jednego z najbardziej stylowych salonów optycznych w Polsce.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska
Zdjęcia: materiały prasowe John Dalia

Magdo, 29 i 30 marca zorganizowałaś wyjątkowy event z udziałem właściciela marki John Dalia w Betonhausie. Skąd wziął się ten pomysł?

MAGDA JURGA: Pomysł zrodził się z mojej własnej potrzeby – spotkania z naszymi stałymi klientami i podziękowania im za sześć wspólnych lat. Tak, tak! (śmiech) Mooj Optyk w City Parku obchodzi właśnie swoje szóste urodziny. Chciałam stworzyć coś wyjątkowego – coś, co będzie wyrazem wdzięczności i jednocześnie świętem piękna i designu. Zaproszenie właściciela i projektanta marki John Dalia było dla mnie naturalnym krokiem – bo to właśnie z tą marką najbardziej się utożsamiamy. W całym Poznaniu okulary John Dalia dostępne są tylko u nas, w Mooj Optyk. Nasza współpraca z tą marką zaczęła się bardzo niewinnie – od zamówienia kilku sztuk, kiedy jeszcze nikt w Polsce o niej nie słyszał. To było ogromne ryzyko, ale też wielka intuicja. Choć było to posunięcie odważne, intuicja nas nie zawiodła – dziś widzimy, jak marka John Dalia zyskała międzynarodowy prestiż i uznanie.

Ryzyko się opłaciło. Dziś John Dalia to marka, którą noszą gwiazdy i osoby z pierwszych stron gazet.

Dokładnie tak! W okularach John Dalia pokazują się między innymi Ania Lewandowska, Małgorzata Rozenek-Majdan czy wiele innych znanych postaci z polskiego i zagranicznego show-biznesu. Ale co najważniejsze – to nie jest „ustawka” marketingowa. To ludzie, którzy naprawdę chcą je nosić. Sami się do nas zgłaszają, bo czują, że te okulary po prostu pasują do ich stylu i osobowości. To nie jest marka, którą się pokazuje „na siłę” – to luksus z klasą, bez zadęcia.

Gdzie poznałaś markę John Dalia? To była miłość od pierwszego wejrzenia? A dziś – jak wyglądają Wasze relacje?

Od początku działalności Mooj Optyk regularnie uczestniczymy w największych targach optycznych w Mediolanie i Paryżu – to dla nas ważny rytuał, sposób na trzymanie ręki na pulsie światowych trendów i poznawanie wyjątkowych marek. I właśnie podczas jednych z tych wydarzeń – na targach SILMO w Paryżu – natknęliśmy się na John Dalia. I tak, zdecydowanie – to była miłość od pierwszego wejrzenia. (śmiech) Od razu poczuliśmy, że mówimy tym samym językiem – estetycznym i ludzkim. To było takie zawodowe „klik” – zarówno z marką, jak i z jej twórcami.

Dziś mogę śmiało powiedzieć, że nasze relacje z Johnem i Benem, właścicielami marki, wykraczają daleko poza biznes. Bardzo się lubimy, mamy kontakt na co dzień – nie tylko w sprawach zawodowych, ale też zupełnie prywatnych. Piszemy do siebie, dzwonimy, śmiejemy się z różnych sytuacji, rozmawiamy o nowościach i trendach. Łączy nas podobna wrażliwość, podobne podejście do jakości, designu i klienta. Wspólnie wierzymy, że luksus nie musi krzyczeć – wystarczy, że jest wyczuwalny w każdym detalu. I to właśnie sprawia, że tak dobrze się rozumiemy.

John Dalia

Co takiego mają w sobie okulary John Dalia, że przyciągają uwagę stylistów, klientów i gwiazd?

Przede wszystkim DNA marki jest bardzo spójne i klarowne. To nie są przypadkowe projekty – każda kolekcja ma swój rytm, charakter, ducha. Marka potrafi doskonale dopasować się do stylu i osobowości klienta. Oprawki są dostępne zarówno w wersjach geometrycznych, okrągłych, jak i delikatnie podłużnych. Co ważne – każdy model dostępny jest w sześciu, ośmiu, a nawet dziesięciu różnych wersjach kolorystycznych, więc naprawdę można wybrać coś dla siebie. To bogate, różnorodne portfolio, które daje ogromne możliwości budowania własnej garderoby okularowej.

W świecie John Dalia jakość nie jest dodatkiem – to punkt wyjścia. Co się na nią składa?

To absolutnie kluczowa sprawa. W produkcji oprawek wykorzystywane są materiały klasy premium takie jak octan celulozy – pochodzenia roślinnego, niezwykle lekki, a przy tym wytrzymały i idealny do formowania. Daje niesamowitą głębię koloru. Dodatkowo metal platerowany rutenem – czyli szlachetny, rzadki pierwiastek z rodziny platynowców, który zapewnia połysk, odporność na zarysowania i trwałość na lata. A prawdziwą wisienką na torcie jest fakt, że niektóre modele mają detale pokryte prawdziwym 18-karatowym złotem, co nadaje im biżuteryjnego, luksusowego wykończenia. To okulary, które nie tylko świetnie wyglądają, ale naprawdę są dopieszczone w każdym detalu.

A co z soczewkami? Nadal modne są barwione, gradalne szkła?

Zdecydowanie! Soczewki w odcieniach granatu, karmelu, brązu, szarości, zieleni – często z wyraźną gradacją – są niezwykle stylowe. One nie tylko pełnią funkcję ochronną, ale też dopełniają całą stylizację, nadają jej lekkości, oryginalności. W zeszłym sezonie mieliśmy w ofercie John Dalia wiele takich modeli, zarówno w klasycznych, jak i odważniejszych połączeniach kolorystycznych – jak czerń z niebieskim czy z zielenią.

W ofercie John Dalia są też tzw. „patentki”, czyli okulary bez pełnych oprawek. Moda czy stały trend?

To już zdecydowanie coś więcej niż przelotny trend – patentki na stałe weszły do świata optyki i mają się świetnie. To modele, w których soczewka nie jest oprawiona w klasyczną ramkę, tylko trzyma się na delikatnych zaczepach, śrubkach i precyzyjnych mocowaniach, umieszczonych przy nosku i zausznikach. Efekt jest wyjątkowy: maksymalna lekkość, optyczna delikatność i subtelny luksus.

Patentki są niezwykle wygodne – ponieważ nie mają klasycznej oprawy, są lżejsze i mniej odczuwalne podczas noszenia. Ale ich największą siłą jest to, że dają ogromne możliwości personalizacji. Dzięki różnorodnym kształtom soczewek – od klasycznych po bardziej geometryczne czy futurystyczne – można idealnie dopasować je do rysów twarzy, eksponując to, co najpiękniejsze. 

John Dalia

Jakie trendy będą rządzić sezonem wiosna–lato 2025? Na co powinni zwrócić uwagę klienci?

Ten sezon zapowiada się naprawdę ekscytująco. John Dalia wprowadza kolekcję bardziej nowoczesną, która jest pięknym połączeniem klasycznej elegancji i paryskiego szyku z nutą ekstrawagancji i odwagi. To propozycje dla tych, którzy szukają designu z charakterem – ale nadal w ramach ponadczasowej estetyki.

Z kolei na lato projektanci marki przygotowali kolekcję wykonaną z tworzywa – bardzo lekką, prostą, klasyczną, a zarazem niezwykle wygodną. Często powtarzam klientom, że mając w swojej garderobie tylko jeden brand – tak jak John Dalia – można zbudować pełną, różnorodną kolekcję okularów, bo każda linia tej marki jest inna, unikatowa. I to właśnie jest największa siła tej marki – różnorodność, bez utraty tożsamości.

Absolutnym hitem tej wiosny jest jednak kolekcja Project – limitowana seria, która opiera się na wyj personalizacji. Każda para okularów zawiera w zauszniku chip identyfikacyjny, który można odczytać za pomocą telefonu i dedykowanej aplikacji. Użytkownik uzyskuje wtedy informacje o właścicielu, numerze seryjnym danego modelu, a także dostęp do cyfrowej karty produktu. Każde okulary mają również specjalną kartę z QR kodem, który łączy się z chipem. To kolekcja, która przenosi optyczne doświadczenie na zupełnie nowy poziom – łączy rzemiosło, design i technologię.

Jeśli chodzi o estetykę, sezon wiosna–lato 2025 będzie należeć do bardziej masywnych oprawek – choć bez przesady. John Dalia nie idzie w skrajności, nie ma tu mowy o „oversize dla oversize’u”. Liczy się komfort, funkcjonalność i styl, który nie dominuje użytkownika, tylko go dopełnia.

Królować będą jasne soczewki – nawet te delikatnie przezroczyste, które lekko odsłaniają oczy, ale jednocześnie nadają kolor twarzy. Wśród odcieni pojawią się zielenie, lekkie brązy, pomarańcze – kolory energetyczne, świeże, idealne na tę porę roku (śmiech). Nadal mocno trzyma się khaki, który zdobył popularność zimą i został z nami na dłużej. Pojawią się także oprawki w odcieniach zieleni, beżu, karmelu i klasycznego brązu, a także powrót transparentnych modeli – np. przeźroczysta oprawka z niebieskimi soczewkami, która jest lekką, zmysłową alternatywą na ciepłe dni.

Na marginesie dodam, że pierwsze zamówione modele z nowej kolekcji dotrą do nas już w maju – być może nawet jeszcze przed majówką. Jako pierwszy salon w Polsce, regularnie otrzymujemy najnowsze dostawy tej francuskiej marki – a wiele modeli mamy na wyłączność.

John Dalia

Szylkret – kiedyś nowość, dziś…?

Dziś to basic. Szylkret traktowany jest jak czarna oprawka – uniwersalny, ale mniej przytłaczający. Dobrze wygląda w różnych stylizacjach – od casualowych po bardziej eleganckie. Jest subtelny, ale wyrazisty. Wiele klientek wybiera właśnie szylkret, bo to kompromis między klasyką a delikatnością.

MOOJ Optyk to nie tylko John Dalia, jakie inne marki można znaleźć w Twoim salonie? 

Mamy naprawdę bogatą ofertę: Peter and May, Linda Farrow, która słynie z oversize’u, La Pima z Brazylii, czy T-Henri ze Stanów. Staram się nie wprowadzać marek, które się dublują stylistycznie. Chcę, by kolekcje się uzupełniały, a nie konkurowały między sobą. Każdy brand ma swój język, swój świat – i o to chodzi.

Mooj Optyk to już nie tylko Poznań… Rozwój, nowe miejsca, kolejne wyzwania – jak to wygląda z Twojej perspektywy? Co czujesz, otwierając drugi, a za chwilę być może trzeci salon?

To dla mnie ogromna radość i takie wewnętrzne poczucie, że robimy coś właściwego. We Wrocławiu otworzyliśmy salon w sierpniu ubiegłego roku, w wyjątkowej, zabytkowej przestrzeni – to miejsce ma duszę i styl, a to dla mnie bardzo ważne. Wrocław wybraliśmy nieprzypadkowo – ul. Księcia Witolda to dziś jedna z najpiękniej odmienionych ulic miasta, łącząca historię z nowoczesnością. To miejsce z charakterem – dokładnie takie, jakie kochamy. Już niedługo będziemy świętować pierwszy rok obecności na Dolnym Śląsku, co wydaje mi się… trochę nierealne! (śmiech). Wiesz, rozwój to zawsze ekscytacja, ale też ogromna odpowiedzialność. Bo nie chodzi tylko o otwieranie kolejnych lokalizacji – dla mnie najważniejsze jest zachowanie tej samej jakości, podejścia do klienta i filozofii, która stoi za Mooj Optyk. Każde nasze miejsce ma być przemyślane, dopracowane i zgodne z tym, w co wierzę – że optyka może być pięknym doświadczeniem, spotkaniem, opowieścią o stylu.

A teraz… planujemy Warszawę! To kolejny duży krok, ale czuję, że jesteśmy gotowi. Mamy świetny zespół, zaufanie klientów i co najważniejsze – pasję, która nas napędza. Nie chcę, żeby Mooj Optyk stał się „sieciówką”, to nie ta droga. My rośniemy organicznie, krok po kroku, z szacunkiem do detalu, relacji i przestrzeni, które tworzymy.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
John Dalia
REKLAMA
REKLAMA

Mamy pomysł na biznes! Jak kobiety przekuwają pasję w udane przedsiębiorstwa

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Kiedy myślimy o przedsiębiorczości, często przychodzi nam na myśl obraz mężczyzn w garniturach, prowadzących wielkie firmy. Jednak w Polsce coraz więcej kobiet decyduje się na założenie własnego biznesu. I choć nie jest to łatwa droga, to coraz częściej widzimy, jak pasja, kreatywność i determinacja prowadzą do sukcesu.

Kobiety założyły w 2024 r. ponad 103 tys. jednoosobowych firm.

W 2024 roku działalność gospodarczą w Polsce rozpoczęło 103,6 tys. firm założonych przez kobiety, co stanowiło 38% wszystkich nowo powstałych jednoosobowych działalności gospodarczych (JDG). Ponad połowa z nich działa w czterech kluczowych branżach: handlu (18%), działalności profesjonalnej, naukowej i technicznej (15%), pozostałych usługach (15%) oraz opieki zdrowotnej (13%). Co więcej, aż 80% firm w branży usługowej należy do kobiet. (Źródło: Polski Instytut Ekonomiczny)

Co motywuje do założenia własnej firmy ?

Dlaczego kobiety decydują się na prowadzenie biznesu? Okazuje się, że głównymi motywacjami są niezależność i elastyczność. Badania pokazują, że aż 41% kobiet, które prowadzą własne firmy, wskazuje na chęć uzyskania większej wolności w pracy jako kluczowy powód ich decyzji. Dla wielu z nich, to również możliwość realizacji pasji zawodowej. Nie ma tu miejsca na nudę – kobiety przedsiębiorczynie chcą robić to, co kochają, i robić to na własnych warunkach. Praca w elastycznych godzinach czy możliwość pracy zdalnej to elementy, które przyciągają szczególnie młodsze osoby wchodzące na rynek pracy.

20250411 AdobeStock 997277129

Własna firma a wyzwania

Oczywiście droga do sukcesu nie jest usłana różami. Aż 33% kobiet obawia się utraty stabilności finansowej, co jest jednym z głównych powodów opóźniania decyzji o założeniu własnego biznesu. Niestety, kobiety często stają przed trudnościami związanymi z łączeniem życia zawodowego i prywatnego. Wiele z nich, oprócz bycia przedsiębiorcami, pełni także role matek czy opiekunek, co wymaga od nich ogromnej organizacji czasu i energii.

Wsparcie na każdym etapie

Co może pomóc w realizacji marzeń o własnym biznesie? Raporty wskazują, że wiele kobiet oczekuje wsparcia, które pomoże im w trudnych początkach. Większość z nich stawia na pomoc w postaci niższych składek ZUS, mniejszych obciążeń podatkowych i dofinansowania na start. Dzięki takim inicjatywom, kobiety mogą poczuć się bezpieczniej, a ich biznesy mają większe szanse na rozwój. I chociaż na rynku istnieje wiele programów wsparcia, to ich dostępność wciąż pozostawia wiele do życzenia.

Kobieta w świecie biznesu – liczby mówią same za siebie

Dane z raportu „GEM Polska 2024” pokazują, że przedsiębiorczość kobiet w Polsce rośnie z roku na rok. W 2022 roku aż 2,8% kobiet prowadziło młode firmy, co w porównaniu do mężczyzn, stanowiło imponujący wynik. Polska staje się więc jednym z liderów, jeśli chodzi o przedsiębiorczość kobiet w Europie. Kobiety, które decydują się na rozpoczęcie własnej działalności, mają nie tylko pasję, ale także gotowość do podejmowania ryzyka, co w biznesie jest niezbędne.

Przyszłość kobiecej przedsiębiorczości

Z prognoz wynika, że kobiety przedsiębiorcze będą miały coraz większy wpływ na gospodarkę kraju. Wzrost aktywności zawodowej Polek może znacząco wpłynąć na polski Produkt Krajowy Brutto, a dodatkowe 90–180 miliardów złotych to tylko jeden z przykładów potencjalnych korzyści. Jeśli kobiety będą mogły liczyć na większe wsparcie instytucjonalne i polityczne, ich rola w polskim biznesie będzie rosła.

Podsumowanie

Polska coraz bardziej staje się przestrzenią, w której kobiety odważniej stawiają kroki na drodze przedsiębiorczości. To właśnie dzięki swojej pasji, kreatywności i niezłomnej determinacji, wiele z nich realizuje swoje marzenia o własnym biznesie, pokonując liczne trudności, które na niej czekają. Choć droga do sukcesu nie zawsze jest łatwa, kobiety potrafią wykorzystać swoje mocne strony, zamieniając je w prawdziwe osiągnięcia. I mimo że nie brakuje przeszkód, ich wkład w rozwój polskiej gospodarki i społeczności jest nieoceniony. To czas, by w pełni docenić rolę kobiet w biznesie – to właśnie ich pasja, wytrwałość i odwaga stanowią fundament przyszłości polskiego rynku.

20170203 AdobeStock 153904475
Karolina Porożyńska

Karolina Porożyńska

Ekonomistka, absolwentka studiów Executive MBA na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, Podyplomowych Studiów Prawa Restrukturyzacyjnego i Upadłościowego na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz programów z zakresu Wyceny Przedsiębiorstw i Modelowania Finansowego na Akademii Leona Koźmińskiego i Controllingu i Zarządzania Bankiem na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Posiada kilkunastoletnie doświadczenie w pracy w organizacjach nadzorczych, a od kilku lat pełni funkcję zarządczą…
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Wiosna / Lato 2025 Najmodniejsze sukienki tego sezonu.  Czy porzucimy garnitury na rzecz zwiewnych sukienek? 

Artykuł przeczytasz w: 4 min.

Wiosna to czas odrodzenia – nie tylko w przyrodzie, ale i w modzie. Po sezonach zdominowanych przez power -dressing, minimalistyczne garnitury i geometryczne kroje, świat mody coraz śmielej flirtuje z kobiecością w jej najbardziej romantycznym wydaniu. Czy to oznacza, że wiosną 2025 całkowicie porzucimy przeskalowane marynarki na rzecz zwiewnych sukienek? 

Tekst: Ania Śmiechowska 

Trend na męskie fasony w kobiecej garderobie nie jest niczym nowym. Oversizowe marynarki i dopasowane garnitury były symbolem siły, niezależności i nowoczesności. Jednak w ostatnich miesiącach można dostrzec subtelne, ale znaczące przesunięcie w stronę lekkości. Projektanci odważnie reinterpretują klasykę, stawiając na delikatność, ruch i naturalność. Sukienki powracają jako symbol wolności, ekspresji i oddechu od narzuconych form. Widać to już na wybiegach – z kolekcji Chanel, Valentino czy Chloé bije atmosfera nonszalancji połączonej z elegancją. Przewiewne tkaniny, falujące kroje i subtelne detale nadają kobiecej sylwetce nową jakość. Sukienki w zbliżającym się sezonie prezentowane jako manifest kobiecości  

Po warsztatach i spotkaniach z kobietami, które prowadziłam w marcu – miesiącu kobiet – utwierdziłam się w przekonaniu, że pragniemy więcej swobody, seksapilu i kobiecości w codziennych stylizacjach. Z chęcią porzucimy przeskalowane formy na rzecz lekkości i swobody. Modą można wyrażać emocje, dlatego odpuśćmy trochę i pójdźmy w stronę lekkości. Wiosną/latem 2025 roku sukienka to nie tylko element garderoby, ale i manifest odwagi w byciu sobą, celebrowania własnej indywidualności i zmysłowości bez kompromisów. Dominować będą: 

Transparencje i warstwy – tiule, organzy i lekkie jedwabie sprawiają, że sylwetka jest otulona mgiełką luksusu. Dior i Stella McCartney już pokazują, że transparentność to nie tylko trend, ale i metafora autentyczności. 

Romantyczny minimalizm – sukienki proste w formie, ale bogate w detal – kwiatowe printy, łączki, asymetryczne cięcia i delikatne hafty. To hołd dla klasyki w nowoczesnym wydaniu. 

Energia kolorów – pastele, ale w odświeżonej wersji. Liliowy, miętowa zieleń i brzoskwiniowy róż zostają zestawione z dynamicznymi akcentami – intensywnym oranżem czy nasyconą czerwienią. 

Nowoczesne boho – luźne fasony, frędzle, koronki i dzianiny. Sukienki w stylu boho, ale z miejskim twistem, będą podstawą wiosennych stylizacji. 

Marszczenia i drapowania – sukienki, które subtelnie modelują sylwetkę dzięki umiejętnemu marszczeniu materiału, to kluczowy element wiosennych kolekcji. Drapowania potrafią zdziałać cuda – zamaskować brzuszek, optycznie powiększyć biust lub podkreślić talię, nadając figurze harmonijnych proporcji. 

Do sukienki w nowoczesnym streetsylu, aby uniknąć przesłodzonego, dziewczęcego efektu, wystarczy zainspirować się podejściem marki Loewe. Marka ta udowodniła, że sukienka może być nie tylko delikatna, ale i pełna charakteru, jeśli połączymy ją z męskimi butami – masywnymi loafersami, ciężkimi botkami czy sportowymi sneakersami. To zestawienie tworzy intrygujący kontrast i pokazuje, że kobiecość ma wiele twarzy. Sukienka może też całkowicie zmienić swój charakter dzięki dodatkom. Biżuteria, skórzane paski, oversizowe okulary czy geometryczne torebki dodadzą jej nowoczesności. 

Ale czy garnitury znikną całkowicie – czy ponownie ewoluują? Według mnie przestaną być jedynym symbolem siły i profesjonalizmu, a staną się jednym z wielu wyborów. Sukienki odzyskują należne im miejsce – nie jako manifest słabości, ale jako świadome podkreślenie kobiecej energii i swobody. Często w połączeniu lekkiej zwiewnej sukienki z przerysowaną formą marynarki, aby dodać klasy i charakteru, prezentując tym samym odwagę i siłę kobiet.

Czy wiosna/lato 2025 to moment, w którym ponownie zakochamy się w sukienkach? Wszystko na to wskazuje. To czas, by ubrać się w lekkość, celebrować ruch i dać sobie przestrzeń na wyrażenie siebie w pełni. A Ty? Jesteś gotowa, by tej wiosny rozkwitnąć w sukience? 

Ania Smiechowska|Ania Smiechowska

Anna Śmiechowska

Ania Śmiechowska stylistka mody. Pomaga odkrywać unikalny styl i budować pewność siebie poprzez odpowiedni dobór ubrań. Wierzy, że moda powinna podkreślać indywidualność, dlatego jej motto brzmi: „Bądź sobą, nie kopią”. Zaraża pozytywną energią i pokazuje, że ubranie ma moc i jest ogromnym narzędziem naszego sukcesu.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Jeden look – dwa oblicza. Street style niczym z wybiegów

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Moda uliczna od lat czerpie inspiracje z wybiegów, ale to właśnie na ulicach nowe trendy nabierają życia i autentyczności. Jak przenieść styl z pokazów mody do codziennych stylizacji, by wyglądać modnie, naturalnie, a jednocześnie czuć się swobodnie? Jak wykorzystać współczesne trendy bez utraty indywidualnego charakteru?

Tekst: Ania Śmiechowska

Wystarczy, że z trendów wybierzesz elementy pasujące do Ciebie – znajdź klucz do swojej stylizacji. Skup się na materiałach, kolorach bądź fasonach – nie wszystkie fasony i propozycje z wybiegów muszą znaleźć się w Twojej szafie. To nie o to chodzi. Jeśli nie lubisz oversizeowych marynarek, postaw na trend szerokich spodni, które dodają elegancji i wygody. Jeśli lubisz ubrania podkreślające sylwetkę, postaw na detale – akcesoria dopełniają całości, pomagają przemycać styl z wybiegów do codziennych stylizacji bez zbędnego wysiłku: duże kolczyki, okulary słoneczne to jedne z wielu dodatków, które pozwolą Ci skomponować stylowy look. Najlepsze street stylowe stylizacje to te, które łącza luz i wygodę z klasą i elegancją, które balansują pomiędzy modą formalną a codziennym stylem, bawiąc się warstwami i nieoczywistymi połączeniami kolorów czy tkanin. Takie modowe więzi dodają głębi, nonszalancji i oryginalności.

Ulubiony dres czy dzianinowy zestaw możesz stylizować jak międzynarodowe gwiazdy. Eksperymentuj, ale nie zapominaj o własnym stylu i własnej osobowości. Trendy to głos, wolny głos do ich interpretacji.
W sezonie wiosna-lato 2025 projektanci zaprezentowali kolekcje, które z łatwością można wprowadzić do codziennej garderoby.

20190303 AdobeStock 309336670 Editorial Use Only

Jednym z tych trendów, który mi osobiście przypadł do gustu, a zdominował paryskie wybiegi, jest przezroczystość tkanin, pod którymi widoczna jest bielizna, w sposób romantyczny i elegancki. Jest to trend, który w łatwy sposób wprowadzisz do swojej garderoby i stworzysz Pinterestową stylizację. Wystarczy, że założysz koronkowy top na T-shirt lub pod marynarkę, aby subtelnie eksponować bieliznę. Bieliźniane topy zestawione z marynarką, swetrem, jeansami przełamują dziewczęcość, a przy okazji nadają charakteru stylizacji. Koronkowa spódnica, czy halka nałożona na spodnie lub szorty dodaje ciekawego charakteru stylizacji.

Oczywiście na wybiegach nie zabrakło garniturów, które triumfują już od dłuższego czasu. Garnitury kocha już chyba większość z nas, dzięki luźniejszym krojom, nowoczesnym detalom zapewniają styl i komfort. Połącz je z białą koszulą, którą dla urozmaicenia możesz zapiąć w niestandardowy sposób lub po prostu zostawić luźną, niezapiętą na T-shirtach czy w połączeniu z gorsetem bądź sukienkami na ramiączkach – w ten sposób stworzysz look niskim nakładem pracy. Swój ulubiony garnitur zaprezentuj więc w innym wydaniu, dodaj do niego jeden trendujący element, a Twoja stylizacja nabierze innego wyrazu, tym samym budując czy podkreślając Twoją pewność siebie na ulicach miast.
Pamiętaj o zabawie kolorami, na wybiegach gościło dużo pasteli, róż, zieleń, żółty w odsłonie masełkowej. Dodając te kolory do ubrań z szafy, urozmaicisz stylizacje świeżością wyobraźni i kreacji. Jednocześnie pamiętaj o zachowaniu dystansu pomiędzy trendami, modowym wyglądem a osobowością.

Ania Smiechowska|Ania Smiechowska

Anna Śmiechowska

Ania Śmiechowska stylistka mody. Pomaga odkrywać unikalny styl i budować pewność siebie poprzez odpowiedni dobór ubrań. Wierzy, że moda powinna podkreślać indywidualność, dlatego jej motto brzmi: „Bądź sobą, nie kopią”. Zaraża pozytywną energią i pokazuje, że ubranie ma moc i jest ogromnym narzędziem naszego sukcesu.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Ewelina Kałużna, prezes zarządu Business Link | Biura lepsze niż domowy azyl

Artykuł przeczytasz w: 21 min.
Ewelina Kałużna prezes zarządu Business Link


Jak zmienił się model pracy na przestrzeni kilku ostatnich lat? Czym cechują się nowoczesne przestrzenie biurowe oferowane przez Business Link? Dlaczego mini siłownie, przestrzenie do jogi, stoły do ping ponga stanowią wartość dodaną we współczesnych biurowcach, tworząc tym samym przyjazne community w miejscu pracy? Prezes zarządu Business Link Ewelina Kałużna w przyjaznej atmosferze tłumaczy, jak wykreowano przytulne biura, aby były lepsze niż domowy azyl.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia E.K.: Materiały prasowe Business Link | Zdjęcia wnętrz: Stanisław Zajączkowski

Skąd pomysł na nieruchomości? W jaki sposób dokonała Pani wyboru takiej profesji?

EWELINA KAŁUŻNA: Moja zawodowa historia nie ma dramatycznych zwrotów akcji (śmiech), jest zaplanowana. Już na studiach wiedziałam, że chcę pracować w nieruchomościach. Udało mi się skończyć specjalizację – inwestycje w nieruchomości, która dotyczyła nieruchomości komercyjnych. Dla wielu osób ten mój krok był wręcz niespodziewany, bo Polska wówczas nie była jeszcze przygotowana na tego typu projekty inwestycyjne. Jak wiemy, Polska została członkiem Unii Europejskiej w 2004 roku, a ja studia 5-letnie zaczęłam w 2000 roku. Osoby z mojego bliskiego otoczenia pół żartem pół serio mówiły, że swoją decyzją wyprzedziłam rynek. (śmiech) Może to i prawda… Wówczas osób pracujących w bankowości czy w consultingu było bardzo dużo, a ja perspektywicznie rozmyślałam już o moim miejscu pracy. Branża nieruchomości komercyjnych dopiero rozkwitała, nie było wielu specjalistów – dlatego też poszłam w tym kierunku. A urzeczywistnienie moich planów nastąpiło właśnie z wejściem Polski do Unii Europejskiej, kiedy to na polskim rynku zaczęły pojawiać się inwestycje międzynarodowe. Polska bardzo szybko zareagowała na potrzeby dotyczące powierzchni biurowych, zaczęło powstawać wiele nowych biurowców, a rynek nieruchomości komercyjnych miał swój owocny czas, co roku bijąc kolejne rekordy. Polska stała się atrakcyjnym miejscem do inwestycji i kapitału zagranicznego, wówczas było widać ogromny potencjał w nieruchomości komercyjne, wiele międzynarodowych korporacji otwierało swoje siedziby, oddziały właśnie w naszym kraju. I to był 2005 rok, wtedy kiedy ukończyłam studia. Pasjonowała mnie branża nieruchomości, interesowałam się nowo otwieranymi biurowcami – był taki czas, że wszystkie biurowce w Polsce znałam, tzn. kto jest jego właścicielem, co ten konkretny biurowiec wyróżnia na tle konkurencji. Obecnie nie ma już takiej możliwości, aby dysponować zasobem wiedzy o wszystkich biurowcach w kraju, bo tych powierzchni jest bardzo dużo. Muszę przyznać – nieskromnie (śmiech) – że te osoby, które razem ze mną kończyły studia na SGH miały szczęście, bo mogliśmy współtworzyć rynek nieruchomości komercyjnych, z wielkopowierzchniowymi obiektami w naszym kraju. Mieliśmy łatwiejszą ścieżkę kariery i w młodym wieku mogliśmy już obejmować wyższe stanowiska.

Jak rozpoczęła się Pani współpraca z Business Link, jak wyglądała droga po szczeblach kariery?

Zanim trafiłam do Business Link, ponad 13 lat pracowałam w firmach doradczych, które doradzały deweloperom, właścicielom budynków i funduszom inwestycyjnym. Potem dostałam ofertę pracy ze SKANSKA, która, jak wiemy, jest dużą międzynarodową firmą budowlaną, notowaną na szwedzkiej giełdzie, ale i firmą deweloperską, budującą obiekty zarówno w sektorze komercyjnym, jak i indywidualnym, mieszkaniowym. I tak moja przygoda ze SKANSKA trwa już 9 lat. W 2017 roku właściciele, wyprzedzając trendy rynkowe, zdecydowali się na zakup firmy Business Link. To było odważne zagranie, wręcz nieoczekiwany ruch zarządu w Szwecji, ponieważ SKANSKA ma od lat określony kurs inwestycji i określone strategie, plany na przyszłość. Jednak udało się przekonać zarząd, że świat się zmienia i idziemy w nieco innym kierunku, że tradycyjny najem biura nie jest już jedyną opcją zapewnienia miejsca do pracy, dlatego musimy poszukać także innych rozwiązań. Nowa inwestycja, czyli zakup firmy Business Link, była dużym wyzwaniem i próbą dopasowania się do oczekiwań i wymagań rynku.

Ewelina Kałużna prezes zarządu Business Link

Aż wybuchła pandemia, następnie wojna za naszą wschodnią granicą i świat znowu się zmienił, a z nim nasze potrzeby, priorytety… Wiele modyfikacji zostało wprowadzonych na rynku pracy w związku z pandemią koronawirusa, z zagrożeniem, niepewnością jutra… Dynamika pracy, liczne przeobrażenia, nowe wyzwania, jakie przed nami stają – jaki to wszystko ma wpływ na przestrzeń, którą firmy obecnie potrzebują?

W 2020 roku, gdy nastał covid, wiele standardów – tego, co zdążyłam się nauczyć przez 15 lat mojej pracy zawodowej – stało pod znakiem zapytania. Nagle koronawirus zmienił świat, nastąpiło biznesowe trzęsienie ziemi. Wszyscy czekaliśmy co się zadzieje, jakie będą nowe wytyczne, co do modelu pracy. I nastąpiła lawina prac zdalnych. Ludzie zaczęli pracować z domu i odnotowano tego plusy, bo wszystkie obowiązki pracownicze dało się pogodzić. Firmy nie upadły, pracownicy byli efektywni – my również monitorowaliśmy te informacje z rynku. I zaczęliśmy zadawać sobie pytania, czy biura będą potrzebne, czy może przestaną istnieć…

Teraz mamy rok 2025, pięć lat później. Czy wciąż model pracy jest w niektórych firmach niedookreślony?

Tak, bo wiele firm wciąż nie otrząsnęło się z tego kryzysu wywołanego nastaniem pandemii koronawirusa. Nie mówię tylko o Polsce, ale i o Stanach Zjednoczonych, gdzie mamy swoje oddziały – tam zza Oceanem było jeszcze gorzej. Nadal w wielu międzynarodowych firmach, korporacjach, ale i średnich przedsiębiorstwach pokutuje styl pracy rotacyjnej, zdalnej, pracy hybrydowej, do tego dochodzi elastyczny czas pracy, w niektórych firmach także krótszy tydzień pracy. Szefowie zaczęli wdrażać dyrektywy, obowiązek przychodzenia do biura, wykorzystywano slogany marketingowe, aby zachęcić pracowników do pojawienia się w biurze. Jednak okazało się co jest priorytetem – relacje międzyludzkie. W wielu przypadkach na decyzji powrotu do przestrzeni biurowych zaważyły przesłanki czysto społeczne, tj. zdrowie mentalne, potrzeba bliskości, rozmowy face to face. Siedzenie w domu, w odosobnieniu, w izolacji, bez normalnych kontaktów międzyludzkich widzieliśmy jakie spustoszenie przyniosło, ile statycznie osób zaczęło chorować na depresję, mieć stany lękowe, zaburzenia psychoneurologiczne itp.

Ewelina Kałużna prezes zarządu Business Link

Patrząc na zmiany w społeczeństwie, na nowe czasy, już popandemiczne, pomysł na model biur elastycznych, który proponuje Business Link, to przysłowiowy strzał w dziesiątkę.

Taki model pracy zaczął być bardzo atrakcyjny, bo wiele firm, które były w tzw. zawieszeniu, nie chciało wynajmować biur na długi okres czasu, postanowiło zainwestować w przestrzeń o nieco innym charakterze. Właściciele firm widząc nowoczesne biura, proponowane przez nas – z wszelkimi dogodnościami, o wysokim standardzie, w doskonałych lokalizacjach, wykończone w wysokiej jakości i zaaranżowane wysokokosztowym umeblowaniem – zaczęli zmieniać swoje dotychczasowe nastawienie. Zaczęli więc myśleć nt. wynajmu na krótkoterminowego, dla określonej grupy pracowników. Te biura, zwane przez nas biurami elastycznymi, typu flex, zaczęły mieć swój złoty czas. Przyszedł moment, gdy biuro zaczęto inaczej postrzegać jako miejsce pracy. Nie byliśmy już tylko rozpatrywani pod kątem usług dla wielkich graczy czy początkujących start-upów. Okazało się, że biura proponowane przez Business Link stały się wspaniałym rozwiązaniem dla wielu firm, z różnych sektorów i branż. Obecnie pracodawca ma tzw. „zawrót głowy”, zabiegając o pracownika i dostosowując swoje przestrzenie biurowe do coraz to nowocześniejszych standardów i wymagań, aby spełniać w ten sposób oczekiwania rynku. Business Link odciąża pracodawcę w przygotowywaniu przestrzeni biurowej idealnej dla pracowników. Przywiązujemy dużą wagę do tzw. community, czyli wspólnoty, aby każdy czuł się integralną częścią danej firmy, ze swoimi talentami, cechami charakteru. Integrujemy pracowników – organizując np. spotkania z fizjoterapeutą na potrzebne masaże, spotkania z dietetykiem czy wspólny czas na jogę, lepienie pierniczków czy silent disco. Budujemy społeczność poprzez różnorakie aktywności, bo kompletnie zmienił się model pracy na przestrzeni ostatnich lat – kiedyś praca miała być tylko pracą, bez dodatkowych atrakcji, pomysłów, jak zabiegać o pracowników.

Ewelina Kałużna prezes zarządu Business Link

W jaki sposób – po okresie izolacji – przyciągnęliście pracowników do biur?

Przede wszystkim nie przespaliśmy tego momentu, newralgicznego dla wielu szefów firm, tylko zaczęliśmy zastanawiać się, co zaoferować pracownikowi, aby zechciał przychodzić do biura i stąd pracować, a nie był do tego zmuszany. Co możemy dać pracownikowi lepszego, czego nie ma w domu? – to pytanie stało się naszym punktem wyjścia. Dodatkowo w 2023 roku sporządziliśmy raport o potrzebach ludzi z neuroróżnorodnościami, bo u wielu osób po covidzie uwypukliły się rozmaite lęki, nowe nieznane dotąd potrzeby pracownicze, a biura sztampowe nie spełniały już wielu wymagań. Dlatego zaczęliśmy zastanawiać się, co będzie dobre nie tyle dla ogółu, tylko dla jednostek, które do tej pory czuły w swoim domu azyl, pracując zdalnie. Np. okazało się, że podczas lunchu są osoby, które potrzebują miejsca na wyciszenie, że nie chcą spędzać czasu przy dużym stole w kuchni z innymi pracownikami, bo dla nich ważne jest to pół godziny i na zjedzenie posiłku, i na poczytanie książki. Są i pracownicy z ADHD, którym należy ograniczyć niepotrzebne bodźce, aby ich nie rozpraszać; są i pracownicy uprawiający systematycznie sport – pomyśleliśmy i o nich, tworząc mini siłownie czy miejsca na rozgrywki w ping ponga, jeśli osoby w wolnym czasie potrzebują się poruszać. Mieliśmy mnóstwo pytań wśród których krążyło jeszcze więcej naszych pomysłów. Np. w jaki sposób możemy zapewnić pracownikom większą integrację? Tak powstały bardziej przytulne sale konferencyjne, miejsca do networkingu, szkoleń biznesowych, przypominające domowe zacisze, gdzie zamiast typowego stołu konferencyjnego są wygodne sofy i ściany, na których można pisać. Biura stworzone i polecane przez Business Link zaczęły przypominać nasze domy, dobrze nam znane, przytulne przestrzenie, z dodatkiem luksusu i wysokiej klasy komfortu, bo zainwestowaliśmy chociażby w wysokiej jakości ekspresy do kawy, w bieżnię, w wygodne i funkcjonalne meble, miękkie materiały, ciepłe kolory.

Business Link


Inny model pracy zaczął wymagać innych przestrzeni. Teraz do pracy przychodzą zespoły, aby dzielić się swoimi pomysłami, nie siedzieć 8 godzin przy biurku. Biurko pracownicze stało się też naszym priorytetem, aby było lepsze niż to w domu, aby można było przy nim pracować na siedząco czy stojąco, aby było ergonomicznym meblem, spełniającym najwyższe możliwe standardy. Czasami małe rzeczy sprawiają, że człowiekowi chce się wyjść z domu i przyjść do biura. To jest jak efekt domino, jeden czynnik zaważa na następnym. Hitem w poznańskiej lokalizacji stały się nowe ekspresy do kawy, gdzie pracownicy z wielką chęcią i entuzjazmem zaczęli przekraczać progi Maratonu.
Biura, do których pracownicy, po czasach izolacji, z chęcią wrócili, to te, które zapewniły im doskonałe warunki pracy, lepsze niż w domu oraz przestrzenie wspólne do nawiązywania i podtrzymywania relacji. A pracodawcy zagwarantowały komfort i wybór, dając opcję krótkoterminowej umowy i korzystania z przeróżnych przestrzeni dostosowanych do potrzeb pracowników.

Zatem kto jest odbiorcą rozwiązań oferowanych przez Business Link? Komu dedykowane są przestrzenie biurowe o wysokim standardzie?

Korzystają z naszych usług i duże międzynarodowe korporacje, i średnie przedsiębiorstwa o różnorodnym zasięgu, gdyż dysponujemy różnymi typami rozwiązań, dopasowanych do konkretnego klienta, konkretnej firmy, tzn.: hot desk, biurko dedykowane, biuro prywatne, corporate, hybrid team.
U nas jest możliwość przeznaczenia jednego biurka dla dwóch-trzech pracowników, gdy firma korzysta z systemu rotacyjnego i pracownicy mogą przychodzić do biura w wyznaczone dni tygodnia. Po rozmowach z klientami, wiemy, że firmy wolą mieć mniejsze biuro, w lepszej lokalizacji ze wszystkimi udogodnieniami. Oczywiście, standardowe biura nie zginęły, są przestrzenie, w których każdy pracownik ma dedykowane dla siebie biurko. Trendem jednak w ostatnich latach stała się zamiana biur z obrzeży miast na bliskie centrum, w dobrych punktach komunikacyjnych. Dojazd do biura stał się bardzo ważny, bo ludzie zaczęli doceniać swój czas.
Pracodawcy otrzymywali przecież w pandemii faktury na wysokie sumy, a biura stały puste przez trzy lata, bo pracownicy pracowali zdalnie. Kiedy biura oferowane przez Business Link zaczęły być zapełniane, naprawdę czuliśmy radość w sercu, że nasz plan się powiódł i nasze pomysły uszczęśliwiają i pracodawców, i pracowników równocześnie.

Business Link

Wasze przestrzenie biurowe integrują pracowników z różnych firm…

To jest kolejna korzyść płynąca z najmu biura w Business Link. Jedna przestrzeń zaczęła służyć wielu firmom. Nikt nie czuje się samotny, wprost przeciwnie.
Przecież nikt nie lubi przebywać w pustej restauracji, bo czuje się tam nieswojo – podobnie, nikt nie lubi chodzić do pustego biura. Ważne są przestrzenie wspólne, a także myślenie proekologiczne, którym zarażamy naszych klientów. Pracownicy mogą przecież korzystać z jednej zmywarki, drukarki, jednego ekspresu do kawy, to pomaga w nawiązywaniu relacji międzyludzkich, uczy życzliwości i patrzenia w przyszłość przez pryzmat eko. Biura są spersonalizowane, dedykowane, a przestrzenie ze wspólnymi urządzeniami przyciągają do rozmów, do interakcji międzyludzkich.
Po covidzie zmieniliśmy we wszystkich salach konferencyjnych systemy technologiczne, głównie audiowizualne na tzw. nowoczesne bary. Przyświecał nam też cel, aby spotkania hybrydowe, obecnie bardzo popularne, były łatwe, bez jakichkolwiek komplikacji. Pomyśleliśmy nawet o ustawieniu mebli w sali konferencyjnej, żeby telewizor był na poziomie stołu, wówczas jest poczucie, że te osoby, których fizycznie nie ma w sali, są integralną częścią spotkania. Dla nas każdy czynnik, każdy element pracy jest ważny, bo on bierze udział w wielkiej biznesowej układance, czymś na zasadzie puzzli, a efektem końcowym ma być wysoka jakość i zadowolenie klientów.

Podkreśla Pani, że we współczesnym, szybko zmieniającym się świecie model pracy wygląda inaczej niż kilka lat wcześniej. Inaczej zaaranżowane są biura, które mają odpowiadać na wiele potrzeb i wymagań obecnych pracowników. A w jakiej przestrzeni biurowej Pani lubi pracować?

Bezsprzecznie lubię ładne przestrzenie, dobrze mi się w nich pracuje, dobrze myśli. Biuro ma przypominać przytulne mieszkanie, z miłą w dotyku wykładziną podłogową, z oryginalnymi detalami aranżacji wnętrz, jak np. wiszące lampy sufitowe. To, co mnie otacza musi być estetyczne, przyjazne, emanujące ciepłem, a jednocześnie przykuwające wzrok dzięki swojej oryginalności. Przestrzeń ma nie przytłaczać myśli. Dobra kawa jest dla mnie ogromnie ważna (śmiech), nie lubię kwasowości kaw. Po prostu nie lubię udawanych rzeczy. Gdy robiliśmy mini siłownię w Warszawie, zaproponowałam zakup dwóch sprzętów, ale bardzo dobrej jakości. Jak kupiliśmy bieżnię, to popularną wśród profesjonalistów i na którą mało kogo stać w warunkach domowych. Doceniam jakość – tym się kierowałam, jak kupowaliśmy biurka, krzesła, fotele do biur – bo jakość zawsze się obroni. Widzę to ja i widzą pracownicy.

Business Link

Oferujecie przestrzenie biurowe o najwyższym standardzie w największych miastach w Polsce, w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, a także w Poznaniu. Jakie benefity niosą ze sobą biura w poznańskim Maratonie przy ulicy Królowej Jadwigi?

Maraton był naszą pierwszą lokalizacją w Poznaniu. Komfortowe przestrzenie w dogodnej lokalizacji w mieście, niedaleko Starego Browaru, deptaku i Starego Rynku, dodatkowo duże przestrzenie wspólne do spotkań biznesowych, szkoleń i networkingu.
Z Maratonem wiąże się ciekawa historia, bo wstępny projekt zakładał, że przestrzenie biurowe będą na najwyższych piętrach, że tylko wtedy będą prestiżowe, tylko wtedy będzie można uzyskać efekt najlepszego biura w mieście. SKANSKA, jak już kupiła Business Link, nie zdecydowała się na przestrzenie na najwyższych kondygnacjach. Wprost przeciwnie… Zaproponowaliśmy zupełnie coś innego – biura na parterze i to było odważne zagranie, bo nie wiedzieliśmy jak nasz pomysł się tu sprawdzi. Jednak w dniu, gdy oddaliśmy przestrzenie do użytku w poznańskim Maratonie, mieliśmy mnóstwo telefonów, bo kierowcy czy przechodnie, widząc rozświetlony parter budynku, sądzili, że to jest restauracja. (śmiech) Miejsce to wzbudzało i nadal wzbudza wielkie zainteresowanie, gdzie jest się na poziomie niskiego piętra, blisko ulicy, ale będąc oddzielonym naturalnym pasem zieleni. To wszystko daje poczucie bycia integralną częścią miasta.

Oprócz Maratonu, macie drugą lokalizację, bliżej Międzynarodowych Targów Poznańskich. Jaki zamysł przyświecał podczas tworzenia projektu biur o wdzięcznej nazwie Nowy Rynek w Poznaniu?

Gdy otwieraliśmy lokalizację Nowy Rynek, wiedzieliśmy już, że chcemy stworzyć coś w rodzaju miejsca ogólnodostępnego, tętniącego życiem nie tylko w godzinach pracy. Bycie częścią miasta, częścią społeczeństwa – to priorytetowe założenie tego kompleksu. Biura w Nowym Rynku są bardzo otwarte, mają dużo przeszkleń – a najnowsze badania pokazują, że pracownikom dużo lepiej się pracuje, gdy mają dostęp do światła dziennego. Nowy Rynek to wielofazowy projekt, który docelowo składa się z 5 budynków o różnej funkcjonalności, a jego całkowita powierzchnia użytkowa wynosi 100 tys. mkw. Pragnęliśmy stworzyć nowy miejski rynek, czyli przestrzeń dostępną dla wszystkich mieszkańców, sprzyjającą spotkaniom, rekreacji i rozrywce. Niewątpliwie Nowy Rynek przyciąga swoją nietuzinkowością.

Większość czasu spędzam w Warszawie, ale gdy ostatnio byłam w Poznań Nowy Rynek i spojrzałam przez okno, zauważyłam parę na randce, dwie dziewczyny nagrywające teledysk i tańczące do niego, a także mamy spacerujące z wózkami. I o to nam właśnie chodziło, aby to miejsce spełniało swoje miejskie funkcje, aby było z pożytkiem dla mieszkańców Poznania, nie tylko pracowników poszczególnych biur tutaj zlokalizowanych.
Działka, która została wybrana na tę inwestycję, na miejscu dawnego Dworca PKS, ma dla mnie wymiar wręcz sentymentalny. Moja babcia i dziadek pochodzą z Gostynia, więc mam trochę krwi wielkopolskiej. (śmiech) Doskonale pamiętam, że z tego dawnego Dworca PKS jeździłam do nich autobusem.

Business Link

Nowy Rynek to nie tylko nowoczesny kompleks biur, miejsce spotkań lokalnej społeczności, ale ta inwestycja ma jeszcze dodatkowy walor. Cóż to jest?

Tutaj włączyliśmy do biznesu sztukę, podejmując współpracę z Kolektywem reprezentującym grupę młodych artystów, którzy wykonali we wnętrzach Nowego Rynku murale. Takiej formy sztuki zapewne nikt nie ma w domu, a to budzi zainteresowanie, przyciąga wzrok. Biuro – według nas – to nie ma być sztampowa przestrzeń, nudne miejsce do pracy, wprost przeciwnie – to ma być uczta dla zmysłów, przestrzeń działająca na naszą wyobraźnię, mobilizująca do podejmowania nowych wyzwań. Przychodząc do biura, pracownik ma otrzymywać pozytywne bodźce, coś w ramach dobrych impulsów i motywatorów do działania. Business Link oferuje naprawdę energetyzujące przestrzenie za pomocą wspomnianego przeze mnie zapachu dobrej kawy, ciepłych barw wykorzystanych przy aranżacji wnętrz, mariażu sztuki z biznesem itp. Współczesne biuro ma spełniać nieco inne funkcje – ma angażować pracownika w kreację, motywować do działania i wychodzenia poza rutynowe obowiązki. Taki jest nasz zamysł.

Jeśli zaś chodzi o dostępność biur w obu lokalizacjach w Poznaniu, jak się to przedstawia?

W Maratonie zawsze mieliśmy dobrze zagospodarowaną przestrzeń biurową, więc nigdy nie można było narzekać. Jedni odchodzili, drudzy przychodzili – bo na tym polega nasz model usług. W Nowym Rynku jest nieco inaczej, gdyż jest to jeszcze świeży projekt, oddany do użytku pod koniec 2024 roku. Mamy więc jeszcze wolne przestrzenie w tym kompleksie, zapraszam więc firmy do kontaktu i do naszych powierzchni biurowych.

Co jest kluczem do sukcesu Business Link w relacjach z potencjalnym klientem?

Dzięki nam odchodzą właścicielom firm koszty inwestycji w nowoczesny sprzęt, w stylowo wyposażone wnętrza – my to za nich robimy. Pomagamy po prostu pracodawcom, odciążamy ich z wielu kwestii, oferujemy usługę korzystania z biura w kompleksowej formie, bo nasze przestrzenie dostosowane są do obecnych czasów, zgodnie z potrzebami i wymaganiami pracowników. Pracodawcy są zadowoleni, że nam przerzucają ciężar dbania o pracownika, o jego przerwy w pracy. To my, jako Business Link, organizujemy mnóstwo przedsięwzięć dla pracowników, atrakcji, które jeszcze nie tak dawno wydawały się abstrakcją w miejscu pracy. Tworzymy community, oferując najwyższej jakości biuro plus dodatkową opiekę nad użytkownikami – za to odpowiadają nasze zespoły Customer Care. Każdy w obecnych czasach lubi mieć poczucie, że jest zaopiekowany, że ktoś się o niego troszczy, dba o jego potrzeby. To bardzo istotny element posiadania przestrzeni biurowej u nas, dodatkowy benefit dla pracodawców. Dzięki Business Link pracownik lubi przebywać w przestrzeniach biurowych, być częścią większej wspólnoty, a pracodawca wie, że nie musi wydawać dodatkowych pieniędzy na rzeczy nie będące pierwszą potrzebą, chociażby stoły do ping ponga. W odniesieniu do tego, co powiedziałam, wystarczy użyć terminów jak „well being”, „neuroróżnorodność” i „mindfulness” – na tym się skupiamy, oddając przestrzenie biurowe. Uważność na drugiego człowieka, uważność na gusta i poszczególne preferencje. Zapewniamy najlepsze środowisko pracy dla klientów/pracowników, ponadto gwarantujemy elastyczne podejście do potrzeb klienta, wyczucie rynku, spełnianie indywidualnych wymagań zgodnie z preferencjami firm.

Business Link

Ile osób pracuje obecnie w Business Link?

Mam prawie 40 pracowników, w większości są to młodzi ludzie, którzy często mnie zaskakują swoimi pomysłami, nierzadko i oczekiwaniami. Proszę mi wierzyć, że przed covidem nikt nie zadawał pytań podczas rozmowy kwalifikacyjnej o miejsce pracy, o warunki, w jakich będzie pracował. Przeprowadzam mnóstwo tego typu rozmów i takie pytania stały się oczywistością, wręcz normą. Obecnie istotne jest, gdzie będzie przyszły pracownik siedział, w jak dużej przestrzeni, czy przy oknie, jaki będzie miał widok z okna itp.

Podczas naszej rozmowy przewija się nazwa firmy SKANSKA. Jakie płyną korzyści z połączenia Business Link ze SKANSKA?

Choć SKANSKA od 2019 roku jest wyłącznym właścicielem Business Link, to działamy od samego początku na zasadzie partnerstwa, co jest bardzo pozytywnie odbierane. Uzupełniamy się – otwieramy zawsze nowe biura w budynkach SKANSKA. Wiemy jakiej jakości możemy oczekiwać, z jakich materiałów zostały wykonane budynki, jak systemy techniczne będą działały. Można spuentować, że my, jako Business Link, rozwijamy się w takim tempie, w jakim SKANSKA buduje nowe budynki. Jednak mamy prawo veta, bo nie każdy biurowiec nadaje się do biur typu flex, świadczących usługę także na krótszy czas.

Jakie plany na dalszą czy bliższą przyszłość rysuje Business Link i Pani jako prezes zarządu?

Na razie rozwijamy spółkę w Polsce, choć SKANSKA ma biurowce w różnych miejscach na świecie. Wspólnie mamy taki cel, aby ustabilizować biznes w Polsce i dalej decydować, w jakim kierunku ten rozwój pójdzie, na jakich międzynarodowych rynkach będziemy opierać naszą przyszłość. Ale to kolejny krok… Wszystko w swoim czasie.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Ewelina Kałużna prezes zarządu Business Link
REKLAMA
REKLAMA

Seksualność a szczęście. Czy satysfakcja w życiu intymnym wpływa na nasze ogólne zadowolenie?

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Dwudziestego marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Szczęścia. A czy zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo seksualność łączy się z poczuciem szczęścia? W codziennym pędzie łatwo zapomnieć, że intymność to nie tylko fizyczność, ale przede wszystkim emocjonalne połączenie – z partnerem i z samym sobą. A jednak wciąż funkcjonuje przekonanie, że seks to temat drugorzędny, dodatek do życia, a nie jego istotny element. Nic bardziej mylnego. Jedną z podstaw naszego szczęścia jest umiejętność balansowania między potrzebą bezpieczeństwa a pragnieniem ekscytacji. Seksualność, kiedy traktujemy ją jako przestrzeń autentycznego wyrażania siebie, daje nam nie tylko radość, ale i poczucie kontroli nad własnym ciałem, emocjami i relacjami. Nie chodzi o liczby czy statystyki, ale o jakość i świadomość własnych pragnień.

Chciałabym podkreślić, że nasza seksualność działa na zasadzie mechanizmu „gaz-hamulec” – różne bodźce mogą ją pobudzać, ale równie łatwo coś może ją zatrzymać. Stres, zmęczenie, brak komunikacji czy kulturowe tabu skutecznie blokują naszą zdolność do czerpania przyjemności. A przecież życie seksualne, zamiast być źródłem frustracji, powinno wspierać nasz emocjonalny i fizyczny dobrostan.
Badania Justina Lehmillera pokazują, że ludzie, którzy otwarcie rozmawiają o swoich fantazjach i potrzebach, są szczęśliwsi – nie tylko w sypialni, ale ogólnie w życiu. Dlaczego? Bo zamiast tłumić swoje pragnienia, uczą się akceptacji siebie i budowania relacji opartych na wzajemnym zrozumieniu. Szczęście nie wynika z idealnego związku czy perfekcyjnie dopasowanych partnerów, ale z umiejętności bycia otwartym na własne emocje i potrzeby. Ważne jest to, że nie musimy spełniać żadnych norm czy oczekiwań. Każda osoba powinna mieć przestrzeń do odkrywania swojej seksualności na własnych zasadach – bez wstydu, presji i lęku przed oceną. Seksualność to nie coś, co podlega osądowi innych, lecz sfera, którą każdy z nas ma prawo kształtować w zgodzie ze sobą. Szczęście nie tkwi w porównywaniu się do innych, ale w autentyczności.

Co więcej, seksualność nie ogranicza się jedynie do aktów fizycznych – to także sposób, w jaki postrzegamy siebie, nasze ciało, przekonania, pragnienia i granice. Każdy z nas powinien mieć odwagę eksplorować swoje potrzeby i mówić o nich bez poczucia winy. Jeśli seks nie daje nam radości, warto zastanowić się, co stoi na przeszkodzie – czy to brak komunikacji, społeczne wymagania czy może presja, którą sami na siebie nakładamy?

Z okazji Międzynarodowego Dnia Szczęścia warto więc zadać sobie kilka pytań: Czy daję sobie prawo do czerpania przyjemności? Czy moja seksualność jest źródłem radości, czy raczej napięcia? A przede wszystkim – czy potrafię mówić o swoich pragnieniach? Bo prawdziwe szczęście zaczyna się tam, gdzie jest miejsce na autentyczność i akceptację siebie.

Wasza Magda

Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

Seksuolożka
Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu. Prowadzi warsztaty, konsultacje seksuologiczne i sesje coachingowe. Zajmuje się nauką skutecznej komunikacji, odkrywania potrzeb i granic oraz rozwoju inteligencji seksualnej partnerek/partnerów.Pomaga stawiać czoła wszelkim wyzwaniom związanym z seksualnością człowieka. Podstawowymi wartościami, którymi kieruje się w swojej pracy są pozytywne podejście do seksualności, otwartość, zaufanie…
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Sztuczna inteligencja. Kto korzysta z niej chętniej, kobiety czy mężczyźni?

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Jeszcze kilka lat temu sztuczna inteligencja (AI) wydawała się futurystycznym wynalazkiem rodem z filmów science fiction. Dziś jest wszędzie – wspiera nas w pracy, ułatwia codzienne obowiązki i pomaga podejmować decyzje. Korzystamy z chatbotów, polegamy na asystentach głosowych i powierzamy algorytmom analizę danych. Ale czy zastanawialiście się, kto chętniej sięga po AI – kobiety czy mężczyźni?

Technologia dostępna dla wszystkich… ale czy na pewno?

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że technologia nie ma płci – jest narzędziem, z którego każdy może korzystać na równych zasadach. Jednak dane pokazują, że istnieją pewne różnice w sposobie, w jaki kobiety i mężczyźni podchodzą do cyfrowego świata.
Według raportu  Digital Ethics, Polki wyprzedzają męską część społeczeństwa w robieniu zakupów online (88 proc. do 82 proc.), korzystaniu z bankowości internetowej (82 proc do 76 proc.) czy komunikatorów (83 proc. do 74 proc). Również media społecznościowe wydają się być w Polsce domeną kobiet, bo korzysta z nich 85 proc. pań i 69 proc. panów. Z kolei mężczyźni nieco częściej korzystają z technologii GPS i dużo chętniej deklarują, że znają się na nowych technologiach. Niemal dwa razy więcej z nich – w porównaniu z kobietami – określa się jako znawca tematu w takich dziedzinach jak 5G, robotyzacja, pojazdy autonomiczne czy sztuczna inteligencja.

AI w biznesie – różne podejścia, ten sam cel

Sztuczna inteligencja rewolucjonizuje sposób prowadzenia biznesu – od marketingu, przez zarządzanie projektami, aż po HR. Tutaj również zauważalne są różnice w podejściu kobiet i mężczyzn.
Panowie częściej wykorzystują AI do analizy danych, strategii sprzedażowych czy automatyzacji procesów biznesowych. Kobiety natomiast chętniej wdrażają sztuczną inteligencję w obszarach związanych z obsługą klienta, tworzeniem treści oraz budowaniem relacji.
Nie oznacza to, że jedno podejście jest lepsze od drugiego – wręcz przeciwnie. To właśnie różnorodność zastosowań sprawia, że AI staje się wszechstronnym narzędziem dostosowanym do wielu potrzeb i branż.

Czy przyszłość AI będzie bardziej kobieca?

Coraz więcej kobiet wkracza do świata nowych technologii – zarówno jako użytkowniczki, jak i twórczynie. Widać to szczególnie w branży AI, gdzie rośnie liczba ekspertek, programistek i analityczek danych. To ważny krok w kierunku bardziej inkluzywnej i zróżnicowanej sztucznej inteligencji, dostosowanej do potrzeb wszystkich użytkowników.
Co ciekawe, z roku na rok wzrasta też liczba kobiet, które wykorzystują AI w biznesie, edukacji czy sektorze zdrowia. Być może już za kilka lat to panie będą liderkami w dziedzinie sztucznej inteligencji i jej największymi ambasadorkami?

AI – narzędzie dla każdego

Niezależnie od płci, AI to technologia, która pozwala oszczędzać czas, lepiej zarządzać informacjami i optymalizować wiele procesów. Kluczem do jej skutecznego wykorzystania jest nie tylko wiedza, ale przede wszystkim otwartość na innowacje.
Bo w końcu, czy to kobieta, czy mężczyzna – każdy może czerpać z potencjału AI i wykorzystywać ją do realizacji swoich celów.

Karolina Porożyńska

Karolina Porożyńska

Ekonomistka, absolwentka studiów Executive MBA na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, Podyplomowych Studiów Prawa Restrukturyzacyjnego i Upadłościowego na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz programów z zakresu Wyceny Przedsiębiorstw i Modelowania Finansowego na Akademii Leona Koźmińskiego i Controllingu i Zarządzania Bankiem na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Posiada kilkunastoletnie doświadczenie w pracy w organizacjach nadzorczych, a od kilku lat pełni funkcję zarządczą…
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Naturalność – forma autentyczności czy modna konieczność?

Artykuł przeczytasz w: 3 min.

Żyjemy w czasach, w których autentyczność staje się coraz bardziej pożądaną cechą, dużo się o niej mówi i podczas warsztatów z dobrej komunikacji, i podczas szkoleń firmowych edukujących, jak pozbyć się sztuczności i pozerstwa w kontaktach międzyludzkich. Dodatkowo o naturalnym i nieprzerysowanym wyglądzie informują oferty licznych klinik beauty. A jak jest w rzeczywistości? Doskonale wiemy…

Pomimo wielu wysiłków i prób, zdarza się, że naturalność – ta wewnętrzna i zewnętrzna – dla niektórych osób to rzadka cecha, choć mówią inaczej, próbując zaklinać rzeczywistość. Jednocześnie warto pamiętać o tym, co nas otacza. Współczesny świat z mnogością filtrów, łapek w górę lub w dół, z przeróżnymi formami i możliwościami oceniania innych – nie tylko tych na Instagramie, ale i w codziennych relacjach. Zbyt często wybieramy maski dostosowane do okoliczności, próbując spełnić oczekiwania otoczenia. Tylko czy w tym wszystkim nie tracimy siebie, goniąc za chęcią przypodobania się innym? 

Naturalność w życiu to nie tylko brak makijażu czy nieperfekcyjnie ułożona fryzura, twarz bez botoksu czy niepoprawione skalpelem części ciała, to przede wszystkim szczerość wobec siebie i innych. To odwaga, by mówić to, co naprawdę myślimy, i próbować żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, nawet jak innym się one nie podobają. Brzmi prosto, ale w praktyce bywa wyzwaniem. Według mnie naturalność w relacjach to również akceptacja wad i niedoskonałości, które przecież są częścią każdego z nas. Przyzwyczajeni do dostosowywania się do norm społecznych, często ukrywamy swoje prawdziwe emocje, bojąc się negatywnej oceny, drwin, szyderstwa czy wręcz odrzucenia. A może warto w tym życiowym biegu zatrzymać się, zastanowić się na słowami autorstwa Ralpha Waldo Emersona „Żyj w zgodzie ze sobą, a świat sam się do ciebie dostosuje”?

Szczerość tak naprawdę wymaga odwagi, a naturalność – dystansu do siebie, którego uczymy się z wiekiem. Współcześnie wiele dyskutuje się na temat social mediów – w jaki sposób kształtują rzeczywistość, dlaczego przez filtry nie widzimy prawdziwego oblicza, tylko odbicie w krzywym zwierciadle? Dlaczego kreowanie wizerunku często liczy się bardziej niż autentyczność, a ludzie boją się być prawdziwi? W efekcie takich zachowań można otrzymać powierzchowne znajomości, które nie mają głębi, nie są zbyt wiele warte. Dopiero gdy odrzucimy maski, sztuczne dekoracje i pozwolimy sobie na bycie sobą, możemy budować relacje oparte na zaufaniu, a nie na grze pozorów, na grze w dziecięcą ciuciubabkę z zamkniętymi oczami.

Naturalność może stać się luksusowym dobrem, na które każdy z nas może sobie pozwolić i przede wszystkim za które nie trzeba płacić – pod warunkiem, że odważymy się żyć w zgodzie ze sobą. To konieczność, jeśli chcemy budować prawdziwe, szczere i wartościowe relacje w rodzinie, z przyjaciółmi, w miejscach pracy. Niekwestionowana ikona stylu Coco Chanel powtarzała: „Najlepszym sposobem, aby być oryginalnym, jest być po prostu sobą.” I pod tym się podpisuję całą sobą.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Mocha Mousse – kolor, który zdominuje rok 2025

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Instytut Pantone, uznawany za światowy autorytet w dziedzinie kolorów, ogłosił, że kolorem roku 2025 został Mocha Mousse o numerze 17-1230. To głęboki, ciepły odcień brązu, inspirowany naturalnymi tonami ziemi i pustyni. Wybór tego koloru odzwierciedla pragnienie spokoju, stabilności i bliskości z naturą w dynamicznie zmieniającym się świecie. 

Tekst: Anna Śmiechowska

Mocha Mousse zdominował wybiegi mody, pojawiając się w kolekcjach takich domów mody jak Chloe, Gabriela Hearst, Gucci i Saint Laurent. Projektanci chętnie sięgają po ten odcień, tworząc eleganckie sukienki, spódnice oraz akcesoria, które emanują nowoczesną elegancją i ciepłem na sezon wiosna-lato 2025.

Kompozycja doskonała

Mocha Mousse doskonale komponuje się z innymi kolorami z palety trendów na nadchodzący sezon. W połączeniu z pastelowymi odcieniami, takimi jak butter yellow (maślana żółć) czy baby pink (cukierkowy róż), tworzy harmonijne i świeże stylizacje.  Z kolei zestawienie z głębokimi barwami, takimi jak Windsor Wine (odcień czerwonego wina), dodaje kreacjom wyrafinowania i luksusu. W nadchodzącym sezonie nie zapomnimy jednak o klasycznych kolorach, które będą modne. Jasne oraz ciemne odcienie szarości, ciepły beż, głęboki brąz oraz naturalna zieleń to barwy, które doskonale wpisują się w aktualne trendy i stanowią idealne tło dla Mocha Mousse. Wprowadzenie Mocha Mousse do swojej garderoby to doskonały sposób na odświeżenie stylu i nadanie mu eleganckiego, a zarazem przytulnego charakteru. Niezależnie od tego, czy zdecydujesz się na pełne stylizacje w tym odcieniu, czy jedynie na dodatki, Mocha Mousse z pewnością doda Twoim kreacjom modowego sznytu i wpisze się w najnowsze światowe trendy.

Czy jest to jednak kolor dobry dla każdego? Wszystko zależy od jego nasycenia, dlatego nie broń się przed nim… Moda to zabawa i forma wyrażania siebie, szukaj więc ubrań z odpowiednim nasyceniem koloru, odpowiednim oczywiście dla Twojego typu kolorystycznego. Dla przypomnienia uroda o cechach chłodnych powinna skupić się na jego szarych czy błękitnych refleksach, a osoby o ciepłych rysach powinny wybierać kolor z nasyceniem żółci. Kluczem do sukcesu w łączeniu kolorów w sezonie wiosna-lato 2025 będzie balans między subtelnymi i wyrazistymi barwami. Jeśli nie jesteś gotowa na odważne eksperymenty, zacznij od dodatków w modnych kolorach – torebek, butów czy biżuterii. Natomiast jeśli chcesz w pełni zanurzyć się w trendach, postaw na total look w jednym z dominujących odcieni Mocha Mousse, który doskonale komponuje się też w duecie z kontrastowym fiołkowym, masełkowym żółtym, delikatnym różem czy przygaszoną zielenią.  

20250303 SMIECH 2 6

Brown is new black

Już od kilku sezonów brąz uważany jest za nową czerń, stanowiąc mocną konkurencję ponadczasowej czerni. Jest dużo lżejszy i przywołuje sporo odcieni, począwszy od  kakaowego brownie, po karmelowa kawę. Osobiście uważam, iż trend na Mocha Mousse zakorzeni się bardzo mocno nie tylko w modzie, ale również kosmetykach czy wnętrzach. Nawiązuje bowiem do natury i pięknie łączy się z jej kolorami, dodając luksusu stylizacjom. W sezonie wiosna-lato 2025 będziemy stawiać na harmonię i indywidualizm. Niezależnie od tego, czy wybierzesz klasykę, czy zdecydujesz się na odważniejsze akcenty, ten kolor pomoże Ci stworzyć stylizacje, które podkreślą Twoją osobowość. Baw się barwami i stwórz swój niepowtarzalny wizerunek, pokaż swój charakter stylizacjami, łącząc w nich najnowszy trend kolorystyczny. 

20250303 SMIECH 3 6

Nie bój się brązów, niesłusznie mówi się o nich, że postarzają czy przytłaczają. Jest to mit, który w tym sezonie zostanie obalony za sprawą Mocha Mousse – odpowiednio wystylizowanego koloru dodającego wizerunkowi ciepła, klasy i wyrafinowania. Wszystko zależy od tego, jak go ubierzemy i z czym go połączymy. Mocha Mousse to odcień, który podkreśli naturalny blask skóry. To kolor, który nienależnie od wieku będzie współgrać z każdą kobietą. Bo kobiety lubią brąz…

Ania Smiechowska|Ania Smiechowska

Anna Śmiechowska

Ania Śmiechowska stylistka mody. Pomaga odkrywać unikalny styl i budować pewność siebie poprzez odpowiedni dobór ubrań. Wierzy, że moda powinna podkreślać indywidualność, dlatego jej motto brzmi: „Bądź sobą, nie kopią”. Zaraża pozytywną energią i pokazuje, że ubranie ma moc i jest ogromnym narzędziem naszego sukcesu.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Walentynki w Poznaniu. Miejsca i historie, które inspirują

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Walentynki to wyjątkowy czas, gdy serca biją szybciej, a miasta zyskują romantyczną aurę. Poznań, pełen klimatycznych zakątków i bogatej historii, staje się w lutym idealnym miejscem do celebrowania miłości. Od spacerów po malowniczej Cytadeli, przez wieczorne przechadzki brzegiem Warty, po historie pełne pasji i poświęcenia – każdy znajdzie tu coś, co poruszy serce.

Tekst: Zuzanna Kozłowska | Zdjęcia: Adobe Stock

Poznań, z jego bogatą historią i unikalną atmosferą, kryje w sobie wiele opowieści o miłości – zarówno tych romantycznych, jak i tragicznych. Oto kilka inspirujących przykładów.

Legenda związana z Bamberką

Poznańska Bamberka, której postać zdobi Stary Rynek, przypomina o osadnikach z Bambergu, którzy przybyli do miasta w XVIII wieku. Legenda związana z tym wydarzeniem mówi o młodej parze – osadniku i poznaniance – którzy połączyli dwa światy: lokalny i napływowy. Ich miłość symbolizuje jedność i współpracę między różnymi kulturami, które wspólnie tworzyły dziedzictwo Poznania.

20141002 AdobeStock 71324938 3

Miłość w trudnych czasach

Podczas Powstania Wielkopolskiego wiele par w Poznaniu przeżywało chwile rozłąki i niepewności. Jedna z najbardziej wzruszających historii dotyczyła młodego powstańca, który zostawił swojej narzeczonej liścik miłosny przed wyruszeniem na front. Po zakończeniu walk wrócił do miasta, odnajdując ukochaną na Starym Rynku, gdzie odbywały się uroczystości z okazji odzyskania niepodległości. Podczas II wojny światowej wiele historii miłosnych rodziło się i rozwijało w niezwykle trudnych okolicznościach. Jedną z ciekawszych jest opowieść o młodej poznaniance, która w czasie okupacji ukrywała swojego ukochanego – pilota RAF-u, pokazuje, jak miłość potrafiła pokonać strach i niebezpieczeństwo.

Romantyczne anegdoty

Most Jordana – To miejsce stało się świadkiem niezliczonych oświadczyn. Jedna z najpiękniejszych historii opowiada o mężczyźnie, który w Walentynki rozświetlił cały most świecami i poprosił ukochaną o rękę, przy dźwiękach muzyki na żywo. Zakochani na Cytadeli – Spacerując po rozległej przestrzeni parku, warto zatrzymać się przy rzeźbie „Zakochani” autorstwa Ireny Woch, która zdobi polanę w ogrodzie topolowym.

Związki słynnych poznaniaków

Poznań to miasto, które przez wieki było domem dla wielu wybitnych postaci. Niektóre z nich zapisały się w historii nie tylko swoimi osiągnięciami, ale także niezwykłymi historiami miłosnymi. Związki te są dowodem na to, że miłość w każdej epoce miała swoje różne oblicza.

20140713 AdobeStock 69283041

Krzysztof Komeda i Zofia – Miłość w rytmie jazzu

Krzysztof Komeda, wybitny kompozytor i pionier polskiego jazzu, choć kojarzony z Warszawą i międzynarodową sceną muzyczną, swoje korzenie miał w Poznaniu. To tutaj dorastał i rozwijał swoje muzyczne pasje. Ważnym elementem jego życia była żona Zofia, która nie tylko była jego miłością, ale także wiernym wsparciem w trudnych momentach kariery. Ich związek to opowieść o wzajemnym zrozumieniu i partnerstwie, które pozwoliło Komedzie tworzyć muzykę przełamującą granice.
Zofia poświęciła wiele, aby wspierać karierę męża – była jego menedżerką, inspiracją i opiekunką, gdy jego zdrowie zaczęło się pogarszać.

Czesław i Irena Świrscy – Miłość w cieniu powstania

Czesław Świrski, znany architekt, związany był z Poznaniem przez wiele lat swojego życia. W czasie Powstania Wielkopolskiego poznał Irenę, sanitariuszkę pomagającą rannym żołnierzom.
Ich historia miłosna rozpoczęła się w dramatycznych okolicznościach, gdy Irena uratowała życie Czesławowi podczas jednej z akcji. Po wojnie para zamieszkała w Poznaniu i wspólnie działała na rzecz odbudowy miasta, zarówno pod względem architektonicznym, jak i społecznym.

Arkady Fiedler i jego żona Maria – Miłość z podróżą w tle

Arkady Fiedler, pisarz i podróżnik związany z Puszczykowem pod Poznaniem, przez całe życie podróżował po świecie, odkrywając egzotyczne kultury. W jego życiu zawsze była obecna Maria, która cierpliwie wspierała jego pasję i nieustanną potrzebę odkrywania świata. Ich relacja była wyjątkowa – choć Fiedler często wyjeżdżał, Maria była jego stałą podporą i powierniczką. Fiedler wielokrotnie wspominał w swoich książkach, że to dzięki jej wsparciu mógł realizować swoje marzenia, a po powrocie zawsze znajdował w domu ciepło i inspirację do kolejnych wypraw.

Wacław Taranczewski i jego żona Małgorzata — Miłość z artystycznym twistem

Wacław Taranczewski, wybitny malarz i pedagog związany z Poznaniem, przez lata tworzył niezwykłe dzieła sztuki inspirowane nie tylko miastem, ale także swoją żoną Małgorzatą. Małgorzata, również artystka, była dla niego nie tylko towarzyszką życia, ale także partnerką w sztuce. Razem organizowali wystawy, wspierali młodych artystów i działali na rzecz rozwoju poznańskiej sceny artystycznej.

Miłość w Poznaniu ma wiele twarzy – kryje się w cichych zaułkach Starego Rynku, pulsuje energią wokół jeziora Maltańskiego, a także przetrwała w opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Niezależnie od tego, czy świętujecie Walentynki z wielką pompą, czy w kameralnym gronie, Poznań z pewnością zainspiruje Was do stworzenia własnych, niezapomnianych chwil. Dajcie się ponieść magii miasta i poczujcie, że miłość naprawdę jest na wyciągnięcie ręki, w sercu Wielkopolski.

Zuzanna Kozłowska

Zuzanna Kozłowska

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Zaburzenia erekcji a choroby kardiologiczne

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Zaburzenia erekcji dotyczą ok. 150 mln mężczyzn na świecie, w tym 20 mln Europejczyków, z czego 1,5 mln stanowią Polacy. Obecnie zaburzenia te uważane są za objaw innych schorzeń. W mechanizmie wzwodu uczestniczą zarówno czynniki naczyniowe, nerwowe, metaboliczne, hormonalne, jak i psychiczne. Zaburzenia te mogą występować w każdym wieku, szczególnie u mężczyzn chorujących na cukrzycę, choroby układu krążenia, zaburzenia psychiczne lub zaburzenia hormonalne na przykład hipogonadyzm.

Tekst: dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | Zdjęcia: Katarzyna Loga, Adobe Stock

Przyczyny zaburzeń erekcji

Czynniki psychologiczne, takie jak stres, depresja, schizofrenia czy lęk przed niepowodzeniem podczas stosunku, często prowadzą do zaburzeń wzwodu. Przyczynę zaburzeń erekcji mogą również stanowić niektóre schorzenia neurologiczne, takie jak: stwardnienie rozsiane, stan po udarze mózgu, choroba Parkinsona lub Alzheimera oraz uraz rdzenia kręgowego. Choroby te wpływają negatywnie na libido, mogą również zaburzać przewodzenie impulsów w nerwach sromowych, które odpowiadają za czynności płciowe. Hormonalne podłoże zaburzeń erekcji wynika zazwyczaj z niedoboru testosteronu, hipogonadyzmu lub hiperprolaktynemii.  Przyczyny naczyniowe obejmują: miażdżycę naczyń obwodowych oraz zaburzenia funkcji śródbłonka, które rozwijają się w przebiegu cukrzycy, a także nadciśnienia tętniczego.

Istotną rolę w rozwoju zaburzeń erekcji mogą pełnić leki, również te stosowane u pacjentów kardiologicznych. Zaburzenia wzwodu mogą być działaniem niepożądanym występującym u osób przyjmujących: diuretyki tiazydowe, beta-adrenolityki, antagonistów receptorów androgenowych (spironolakton) oraz innych leków hipotensyjnych starszej generacji (klonidyna, metyldopa). Bez obaw, w trakcie konsultacji kardiologicznej lekarz specjalista powinien wziąć pod uwagę również te aspekty i odpowiednio dobrać leki kardiologiczne pacjentowi, minimalizując prawdopodobieństwo wystąpienia działań niepożądanych. Należy w tym miejscu podkreślić fakt, że można leczyć skutecznie pacjenta kardiologicznego bez narażania go na wystąpienie działań niepożądanych w postaci zaburzeń erekcji.
Do innych czynników zwiększających ryzyko zaburzeń erekcji zalicza się także: starzenie się i związany z tym spadek poziomu testosteronu, siedzący tryb życia, palenie tytoniu, otyłość, zespół metaboliczny, hiperlipidemię, nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, nadużywanie alkoholu i narkotyków, zaburzenia snu, przewlekłe choroby nerek, wątroby i płuc.

20220411 AdobeStock 502231570

Zaburzenia erekcji a choroby serca

Częstą przyczyną kłopotów ze wzwodem są choroby układu krążenia, takie jak miażdżyca wraz z chorobą wieńcową czy niewydolność serca. W wielu przypadkach problemy z erekcją są pierwszym objawem chorób układu sercowo-naczyniowego u mężczyzn, u których brak jest jeszcze innych objawów klinicznych. Z tego względu wszyscy mężczyźni powyżej 30. r.ż., u których występują zaburzenia erekcji, powinni zdawać sobie sprawę, że znajdują się w grupie zwiększonego ryzyka chorób układu krążenia.
Każdy mężczyzna, którego dotyczą zaburzenia erekcji, powinien znajdować się pod opieką lekarza specjalisty. Oprócz znalezienia przyczyny i wprowadzenia terapii polepszającej jakość życia seksualnego, a tym samym komfort życia pacjenta, lekarz ma za zadanie sprawdzić, czy u pacjenta występują czynniki ryzyka chorób sercowo-naczyniowych i rozpoznać ewentualną chorobę na jak najwcześniejszym etapie.

Metody leczenia zaburzeń wzwodu

Leczenie zaburzeń erekcji przebiega zazwyczaj wielotorowo. Skuteczna terapia powinna obejmować: zmianę stylu życia i obniżenie masy ciała, farmakoterapię oraz leczenie chorób towarzyszących, takich jak cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, czy miażdżyca tętnic obwodowych na podłożu hipercholesterolemii.
Modyfikacja stylu życia obejmuje najczęściej: regularny wysiłek fizyczny, redukcję masy ciała, zmianę diety, zaprzestanie palenia papierosów oraz spożywania alkoholu.
Dietą zalecaną dla mężczyzn z zaburzeniami erekcji jest dieta śródziemnomorska. Mężczyźni, którzy opierają swój jadłospis na warzywach, owocach, produktach pełnoziarnistych i tłuszczach wielonienasyconych, rzadziej doświadczają problemów seksualnych.
Wprowadzenie wszystkich, rekomendowanych wyżej zmian sprawia, że pacjenci rzadziej doświadczają zaburzeń erekcji. Najlepsze rezultaty osiągane są jednak, gdy dodatkowo włączy się pod kontrolą specjalisty leczenie inhibitorami fosfodiesterazy-PDE-5. Są one podstawową grupą związków używanych w leczeniu zaburzeń wzwodu. Preparaty z tej grupy są zazwyczaj bezpieczne i dobrze tolerowane. Pod kontrolą lekarską mogą być stosowane również u pacjentów kardiologicznych.
Bardzo istotne jest również, aby temat zaburzeń erekcji nie był tematem tabu w rozmowie między lekarzem a pacjentem. Jako kardiolog zauważam, że coraz więcej pacjentów inicjuje rozmowę na ten temat. Nie zawsze ma to miejsce w czasie pierwszej wizyty, ale jeśli lekarz zdobędzie zaufanie, pacjent najczęściej powie o swoich dolegliwościach również w tym aspekcie. Sądzę, że najistotniejszym elementem opieki nad pacjentem jest prosta, serdeczna rozmowa.

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

Specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiolog. W 2013 roku otrzymała tytuł doktora nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Absolwentka Studium Podyplomowego „Dietetyka i Planowanie Żywienia” na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, posiada certyfikację Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, uprawniającą do kompleksowego leczenia pacjentów borykających się z problemem nadwagi i otyłości.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Angelika Sworek | Fryzjerstwo to moja pasja. Edukacja to moja misja

Artykuł przeczytasz w: 11 min.
Angelika Sworek


Kreatywność, ciągły rozwój i dzielenie się wiedzą – to filary, na których Angelika Sworek zbudowała swoją wyjątkową karierę. Jako fryzjerka, edukatorka i twórczyni marki kosmetyków fryzjerskich La Clarte, inspiruje innych, by podążać za pasją i rozwijać swoje umiejętności. W rozmowie opowiada o najnowszych trendach, specjalizacjach fryzjerskich i wyzwaniach, jakie stawia przed sobą każdego dnia.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Victoria Kałużyńska (www.victoriakaluzynska.pl)

Co zainspirowało Cię do wybrania takiej drogi zawodowej?

ANGELIKA SWOREK: Wiesz, że moim marzeniem było zostać nauczycielką? (śmiech)

W pewnym stopniu to marzenie spełniłaś…

To prawda! Bo oprócz tego, że zostałam fryzjerką, już od 12 lat edukuję fryzjerów. Więc faktycznie w jakiejś mierze moje marzenie się spełniło.

Ale wróćmy do tego, dlaczego fryzjerstwo?

Lubię być w ruchu, lubię, kiedy się coś dzieje, a jednocześnie uwielbiam spełniać się kreatywnie i tworzyć coś, co daje ludziom radość. Fryzjerstwo pozwala mi łączyć te wszystkie elementy – dynamikę, kreatywność i możliwość realnego wpływu na samopoczucie innych. To niesamowite uczucie, widzieć uśmiech na twarzy klienta, kiedy wychodzi z salonu z fryzurą, która podkreśla jego osobowość. Dzięki edukacji mogę dodatkowo dzielić się swoją pasją i wiedzą, co daje mi ogromną satysfakcję.

Wspomniałaś o kreatywności. Czy nie jest jednak tak, że do naszych fryzur podchodzimy zachowawczo, nie pozostawiając za wiele pola do popisu fryzjerowi? 

To wszystko zależy od tego, z jaką pasją fryzjer podchodzi do swojego zawodu. Czy się dokształca, szkoli, czy ma „otwartą głowę”, czy sięga po inspiracje z różnych źródeł? I finalnie, czy jest w stanie zaproponować klientowi coś więcej niż tylko standardowe rozwiązania. Fryzjer z pasją i wiedzą potrafi pokazać klientowi nowe możliwości, które będą dopasowane do jego stylu, charakteru czy urody. Kluczem jest rozmowa, zrozumienie potrzeb klienta, ale też umiejętność delikatnego wyjścia poza utarte schematy. Jeśli fryzjer potrafi zaproponować coś świeżego i dobrze to uzasadnić, to nawet najbardziej zachowawcze osoby są w stanie zaufać i dać się przekonać do odrobiny zmiany. To właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa kreatywność.

Angelika Sworek

Prowadzisz własną pracownię fryzjerską w podpoznańskim Buku. Czy od samego początku wiedziałaś, że chcesz pójść trudniejszą drogą i pracować „na swoim”, zamiast na etacie?

Bardzo zależało mi na tym, aby stworzyć miejsce, które w pełni odzwierciedla moje podejście do fryzjerstwa i wysoki poziom usług, na jakim mi zależy. Wiem, że wielu fryzjerów pracujących na etacie w pewnym momencie zaczyna odczuwać potrzebę pójścia własną drogą – chęć realizowania swojej wizji i rozwijania się na swoich zasadach. Dla mnie to była świadoma decyzja, choć zdawałam sobie sprawę, że oznacza więcej pracy i odpowiedzialności. Mimo to, możliwość tworzenia czegoś swojego była dla mnie bezcenna.

Twoja pracownia ma doskonałe oceny w Internecie. Gdzie tkwi klucz do sukcesu?

Przede wszystkim w ciągłej edukacji zespołu i regularnym sprawdzaniu ich umiejętności na każdym etapie pracy. W mojej pracowni pracuje pięciu fryzjerów, a każdy z nich przechodzi intensywne szkolenia i doskonali się, aby utrzymać wysoki standard usług. Stawiam na profesjonalizm, ale równie ważna jest atmosfera – klient musi czuć się u nas dobrze zaopiekowany. Myślę, że to połączenie zaangażowania, wiedzy i indywidualnego podejścia sprawia, że klienci tak dobrze oceniają nasze usługi.

Oprócz pracy czysto fryzjerskiej także szkolisz, o czym wspomniałaś. Rozpoczęłaś od szkoleń fryzjerów, od tego roku szkolisz także instruktorów fryzjerstwa.

Tak! I sprawia mi ogromną satysfakcję szkolić tych, którzy chcą nie tylko doskonalić swoje umiejętności, ale także przekazywać swoją wiedzę innym. Właśnie dlatego od tego roku poszerzyłam swoje portfolio szkoleń o programy skierowane do fryzjerów, którzy marzą o roli edukatorów. Na tych szkoleniach nie skupiamy się wyłącznie na technikach fryzjerstwa, ale również na umiejętnościach miękkich, takich jak sztuka wystąpień publicznych czy budowanie relacji z grupą. Dzięki temu przyszli edukatorzy nie tylko rozwijają się zawodowo, ale także zdobywają kompetencje, które pozwolą im skutecznie dzielić się swoją pasją i wiedzą z innymi.

A szkolenia dla fryzjerów? Co zawiera program?

To przede wszystkim koloryzacja i dekoloryzacja włosów, a także praca z tzw. „trudnymi przypadkami”. Stopień trudności szkoleń dostosowuję do poziomu uczestników, aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Oferuję zarówno podstawowe szkolenia z kolorometrii, jak i zaawansowane, dwudniowe warsztaty studyjne, które pozwalają pogłębiać wiedzę i umiejętności. Od 12 lat współpracuję z marką Kemon i to właśnie na jej produktach oraz filozofii pracy opieram swoje szkolenia, co daje uczestnikom dostęp do najwyższej jakości narzędzi i technologii.

Z jakimi wyzwaniami spotykasz się podczas tych spotkań?

Fryzjerzy uczestniczący w moich szkoleniach często przychodzą z własnym bagażem doświadczeń i przekonań. Wyzwaniem bywa zmiana ich spojrzenia na techniki, które uważają za jedyne właściwe. Kluczowe jest pokazanie im, że istnieją inne podejścia, które mogą być równie skuteczne, a czasem nawet bardziej nowoczesne i efektywne. Wymaga to nie tylko merytorycznego przygotowania, ale także zdolności do budowania zaufania i otwierania ich na nowe możliwości.

Są jakieś mity, z którymi przychodzi Ci się rozprawić?

Chyba jednym z najczęstszych mitów jest przekonanie, że fryzjer może pracować „na wyczucie”. To absolutna bzdura, bo w naszej pracy ogromną rolę odgrywa wiedza techniczna i precyzja. Szczególnie w „trudnych przypadkach” kluczowe jest, aby fryzjer potrafił analizować strukturę włosa, znał zasady kolorometrii i rozumiał, jak różne produkty wpływają na włosy. Bez tego można łatwo popełnić błędy, które później bardzo trudno naprawić. Doskonałym przykładem jest dekoloryzacja – proces, który wymaga ogromnej wiedzy i doświadczenia. Dziś potrafimy z czarnych włosów przejść do blondu w ciągu dwóch wizyt, zachowując strukturę włosa w nienaruszonym stanie. To pokazuje, jak ważne jest łączenie artystycznej wizji z solidnym przygotowaniem technicznym.

Angelika Sworek

To brzmi niewiarygodnie. Większość kobiet, które zdecydowały się na tak drastyczną zmianę koloru włosów raczej przygotowana jest na przynajmniej półroczny proces…

To naprawdę imponujące! Dziś mamy dostęp do zaawansowanych technologii, które pozwalają osiągnąć spektakularne efekty znacznie szybciej. Sama prowadzę szkolenia z dekoloryzacji kwasowej, techniki, która opiera się na zastosowaniu reduktora pigmentu. W dużym uproszczeniu, proces ten polega na „rozłączeniu” molekuł koloru we włosie bez konieczności użycia rozjaśniacza. Efekt? Miękkie, błyszczące włosy, bez uszkodzeń i kompromisów dla ich kondycji.

Jak zatem możemy ocenić, czy nasz fryzjer posiada odpowiedni poziom wiedzy i umiejętności, aby sprostać naszym oczekiwaniom?

Po pierwsze, dobrze jest zapytać o ukończone szkolenia, warsztaty czy kursy doszkalające. Fryzjerstwo to branża, która dynamicznie się rozwija, więc regularne poszerzanie wiedzy i aktualizowanie umiejętności jest niezwykle istotne. Certyfikaty, dyplomy czy uczestnictwo w renomowanych programach edukacyjnych świadczą o zaangażowaniu i chęci rozwoju. Po drugie, niezwykle istotna jest zdolność fryzjera do klarownego wyjaśnienia proponowanych zabiegów. Profesjonalista powinien umieć szczegółowo opowiedzieć o procesie, doradzić najlepsze rozwiązanie dla konkretnego typu włosów i wyjaśnić, jakie efekty można osiągnąć. Taka rozmowa świadczy nie tylko o wiedzy teoretycznej, ale też o zrozumieniu indywidualnych potrzeb klienta. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na praktyczne aspekty – czy fryzjer omawia stan włosów, proponuje pielęgnację dostosowaną do ich kondycji oraz dba o higienę i jakość używanych produktów. Wszystkie te elementy pozwalają nam ocenić, na ile możemy zaufać jego profesjonalizmowi.

Jakie umiejętności powinien dzisiaj mieć fryzjer, żeby nadążać za szybko zmieniającym się światem i trendami?

To doskonałe pytanie, ponieważ wymagania wobec fryzjerów zmieniły się diametralnie! Kiedyś wystarczyło być świetnym fachowcem, aby zadowolona klientka polecała salon znajomym. Dziś, oprócz doskonałych umiejętności technicznych, fryzjer musi również opanować zupełnie nowe obszary – zarządzanie sprzedażą, marketing, budowanie swojej marki osobistej i obecności w mediach społecznościowych. Równie istotna jest umiejętność skutecznej komunikacji – nie tylko z klientami, ale także z zespołem czy partnerami biznesowymi.

Jakie trendy obserwujesz dzisiaj we fryzjerstwie?

Dzisiejsze trendy we fryzjerstwie skupiają się przede wszystkim na bezpieczeństwie zarówno dla klienta, jak i fryzjera. Formuły współczesnych kosmetyków fryzjerskich są znacznie bardziej przyjazne i delikatne niż jeszcze kilka lat temu. Coraz częściej farby do włosów są pozbawione amoniaku i jego pochodnych, a producenci konsekwentnie eliminują alergeny z produktów, aby zminimalizować ryzyko podrażnień czy reakcji alergicznych. Widać również wyraźny nacisk na zdrowie i kondycję włosów. Obecnie kluczowe jest uzyskanie efektu naturalnie lśniących, zdrowych włosów – niezależnie od wybranej koloryzacji czy stylizacji. Rynek fryzjerski wyraźnie przesuwa akcenty w kierunku pielęgnacji, co oznacza, że coraz więcej uwagi poświęca się regeneracji i ochronie włosów podczas zabiegów. To podejście pokazuje, że piękne włosy zaczynają się od zdrowych włosów.

Czy dobry fryzjer to ktoś, kto potrafi wszystko – od doskonałego strzyżenia po perfekcyjne dobranie koloru? A może na rynku widać wyraźny trend w kierunku specjalizacji?

Zauważam, że coraz częściej fryzjerzy wybierają konkretną ścieżkę rozwoju i skupiają się na wybranych obszarach. Strzyżenie i koloryzacja to podstawowe umiejętności, które są niezbędne dla każdego fryzjera, ale bardziej zaawansowane techniki, takie jak upięcia, trwała czy zabiegi prostujące czy rekonstrukcyjne, stają się domeną specjalistów w tych dziedzinach. Dzięki temu klienci mogą korzystać z usług prawdziwych ekspertów, którzy odpowiadają na ich potrzeby, a fryzjerzy mają możliwość doskonalenia się w obszarach, które najbardziej ich pasjonują.

A co z klientami? Czy wśród nich można zauważyć jakieś wyraźne trendy?

Zdecydowanie tak! Obecnie króluje trend na naturalność. Te mocno rozjaśnione, wręcz żółte włosy, które kiedyś były popularne, odeszły już w zapomnienie. Dziś kobiety coraz częściej wybierają subtelny, naturalny wygląd – włosy, które wyglądają jak delikatnie muśnięte słońcem. Ten efekt naturalnego piękna jest teraz najbardziej pożądany.

Podążając za swoją pasją, stworzyłaś własną linię produktów do włosów, co jest naprawdę imponujące! 

Widząc, jak wiele klientek marzy o prostych, lśniących i zdrowych włosach, wprowadziłam do swojej oferty w pracowni zabieg ULTRA GLOW. To rozwiązanie, które pozwala cieszyć się idealnie gładką taflą włosów przez wiele miesięcy. Tak narodziła się moja marka – La Clarte, która oferuje zintegrowane systemy prostujące włosy. To profesjonalna linia kosmetyków przeznaczona do stosowania w salonach fryzjerskich. Produkty La Clarte zapewniają bezpieczne i skuteczne prostowanie włosów, są całkowicie pozbawione formaldehydu i szkodliwych oparów. Dodatkowo wyróżniają się pięknym, subtelnym zapachem, co sprawia, że zabieg jest komfortowy zarówno dla klientek, jak i stylistów. To połączenie bezpieczeństwa, nowoczesnej technologii i luksusu dla włosów!

Jak szeroka jest linia kosmetyków?

Linia składa się z dziewięciu starannie opracowanych produktów, które zostały zaprojektowane tak, aby wzajemnie się uzupełniały i współgrały. Dzięki temu można je łączyć, tworząc spersonalizowane mieszanki, idealnie dopasowane do potrzeb każdego rodzaju włosów. To daje stylistom ogromną swobodę w pracy i możliwość kreowania indywidualnych rozwiązań pielęgnacyjnych i stylizacyjnych.

Skąd czerpiesz energię i inspirację, by być w ciągłym ruchu i realizować tak wiele projektów jednocześnie?

Moją największą inspiracją i siłą napędową jest moja rodzina. To oni wspierają mnie na każdym kroku i dodają mi wiary, że warto podejmować kolejne wyzwania. Ich zaufanie i wsparcie sprawiają, że mogę w pełni skupić się na realizacji swoich pasji i celów. Poza tym ogromną motywację daje mi widok zadowolonych klientów i fryzjerów, którzy po moich szkoleniach zyskują nową perspektywę na swoją pracę. Uwielbiam poczucie, że to, co robię, ma realny wpływ na innych. To dodaje mi skrzydeł i inspiruje, by każdego dnia działać z jeszcze większym zaangażowaniem.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Angelika Sworek
REKLAMA
REKLAMA

Holistyczne piękno w Klinice Młodość

Artykuł przeczytasz w: 26 min.


Klinika Młodość to przestrzeń, w której medycyna estetyczna spotyka się z innymi specjalizacjami, tworząc unikalne i kompleksowe podejście do zdrowia i urody. Współpraca specjalistów z różnych dziedzin – od obesitologii i chirurgii naczyniowej, po psychiatrię i stomatologię – pokazuje, że ciało i umysł to naczynia połączone, a osiągnięcie harmonii wymaga spojrzenia na pacjenta jako na całość. Od terapii otyłości poprawiającej jakość skóry, przez leczenie powikłań naczyniowych, aż po interdyscyplinarną opiekę stomatologiczną wspierającą estetykę twarzy – Klinika Młodość stawia na synergiczne działanie, które przynosi pacjentom długotrwałe i naturalne efekty.

Tekst i rozmowy: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Łukasz Filipowski

Obesitologia – zdrowie jako fundament piękna

Obesitologia, jako stosunkowo nowa dziedzina medycyny, doskonale uzupełnia działania estetyczne. Leczenie otyłości i nadwagi ma bowiem nie tylko kluczowe znaczenie dla zdrowia, ale również wpływa na wygląd i pewność siebie pacjentów. Zmniejszenie masy ciała może poprawić elastyczność skóry, zmniejszyć widoczność cellulitu i wzmocnić efekty wielu zabiegów estetycznych. Dlatego obecność specjalistów takich jak lek. Szymon Błaszak w strukturze kliniki to krok w stronę kompleksowej opieki nad pacjentami.

lek. Szymon Błaszak
lek. Szymon Błaszak
Absolwent Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Lekarz w trakcie specjalizacji z medycyny rodzinnej zajmujący się obesitologią (leczeniem otyłości) oraz medycyną stylu życia. Członek i certyfikowany obesitolog Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości (PTLO). W klinice Młodość realizuje konsultacje obesitologiczne, a jego gabinet obesitologii został certyfikowany przez PTLO jako miejsce zapewniające kompleksowe, zgodne ze standardami leczenie. Zdaniem Pana doktora w medycynie najważniejsza jest profilaktyka – lepiej zapobiegać niż leczyć, stąd zainteresowania tematami związanymi ze stylem życia. Prywatnie uwielbia sport i podróże. Stara się dawać pacjentom przykład, zdrowo się odżywiając i uprawiając aktywność fizyczną.

Czym jest obesitologia? Bo myślę, że słowo jest na tyle nowe, że jeszcze nie wszyscy mieli okazję się z nim zapoznać. 

lek. Szymon Błaszak: Obesitologia to stosunkowo nowa dziedzina medycyny, która skupia się na leczeniu otyłości oraz powikłań z nią związanych. W odróżnieniu od dietetyki, którą zajmują się specjaliści od żywienia, obesitologię prowadzą lekarze, co pozwala na zastosowanie bardziej zaawansowanych metod terapeutycznych. W praktyce leczenie to obejmuje głównie farmakoterapię, a w najbardziej zaawansowanych przypadkach również chirurgię bariatryczną, czyli operacyjne leczenie otyłości. Należy jednak podkreślić, że obesitologia jest znacznie szerszym pojęciem niż sama chirurgia bariatryczna. Specjaliści w tej dziedzinie koncentrują się również na leczeniu zachowawczym, które często jest pierwszym krokiem w terapii. Rozwój obesitologii nastąpił w momencie, gdy medycyna zaczęła postrzegać otyłość jako chorobę przewlekłą, wymagającą kompleksowego podejścia. Podstawą leczenia otyłości nadal pozostaje zmiana nawyków żywieniowych i aktywność fizyczna, ale dzięki możliwościom farmakologicznym zyskaliśmy możliwość leczenia zachowawczego, dzięki któremu często udaje się uniknąć operacji bariatrycznej.  

Otyłość stanowi w Polsce poważny problem zdrowotny, który z roku na rok narasta. Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) z 2024 roku, nadwagę ma trzech na pięciu dorosłych Polaków, a co czwarty jest otyły. Jakie są przyczyny tego alarmującego zjawiska?

Nie ma jednej dominującej przyczyny, która mogłaby wyjaśnić globalną epidemię otyłości, nad którą naukowcy głowią się od lat. Problem ten nie ogranicza się wyłącznie do Polski – jest to wyzwanie ogólnoświatowe. Do głównych czynników sprzyjających rozwojowi otyłości zalicza się zmianę stylu życia na bardziej siedzący oraz powszechne spożywanie przetworzonej żywności, a także nadmiar spożywanego cukru. W ostatnich latach coraz więcej mówi się także o tzw. obesogenach, czyli substancjach mogących sprzyjać gromadzeniu tkanki tłuszczowej. Obesogeny znajdują się m.in. w słodzikach powszechnie stosowanych w przemyśle spożywczym, ale również w chemikaliach zawartych w plastikowych opakowaniach. Substancje te mogą przenikać do naszego organizmu przez skórę, drogi oddechowe lub układ pokarmowy. Następnie dostają się do komórek, gdzie zaburzają procesy metaboliczne i utrudniają utratę masy ciała. Ten wielowymiarowy problem pokazuje, jak skomplikowane są mechanizmy powstawania otyłości i jak wiele czynników musi być branych pod uwagę w jej leczeniu i zapobieganiu.

Jakie są konsekwencje otyłości?

Otyłość to przewlekła choroba, która wywołuje liczne i poważne konsekwencje zdrowotne. Naukowcy zidentyfikowali już ponad 200 powikłań związanych z nadmierną masą ciała. Do najczęstszych z nich należą nadciśnienie tętnicze, stan przedcukrzycowy, cukrzyca typu 2, insulinooporność oraz bezdech senny. Otyłość wpływa również na rozwój chorób zwyrodnieniowych stawów, miażdżycy, a w jej następstwie – zawałów serca i udarów mózgu. Warto podkreślić, że większości tych powikłań można by uniknąć, gdyby podstawowa choroba, jaką jest otyłość, była odpowiednio leczona. Jak zauważają specjaliści w dziedzinie obesitologii, współczesna medycyna często skupia się na leczeniu skutków otyłości, zamiast zwalczać jej pierwotną przyczynę. W efekcie pacjenci pozostają w błędnym kole terapii, które koncentruje się na powikłaniach, pomijając kluczowy problem.

Dotarliśmy już do punktu, w którym dietetyk to za mało?

Leczenie otyłości powinno zawsze zaczynać się od podstaw – zmiany nawyków żywieniowych i stylu życia. Dietetyk jest w tej kwestii niezastąpionym specjalistą, który pomaga wprowadzić zbilansowaną dietę, dostosowaną do indywidualnych potrzeb pacjenta. Jednak w niektórych przypadkach sama zmiana diety i aktywność fizyczna mogą nie wystarczyć. Współczesna obesitologia nie neguje roli dietetyki, ale stanowi jej rozwinięcie i wsparcie. Jak podkreślają specjaliści, farmakoterapia nie powinna być pierwszym krokiem – proces redukcji masy ciała warto rozpocząć od naturalnych metod, takich jak odpowiednia dieta, regularny ruch oraz edukacja zdrowotna. Dopiero gdy te działania nie przynoszą oczekiwanych rezultatów lub gdy pacjent zmaga się z poważnymi powikłaniami otyłości, wkracza obesitologia z bardziej zaawansowanymi metodami leczenia, w tym farmakoterapią. 

Farmakologia to niezbędny etap? Zmiana nawyków żywieniowych nie wystarczy?

Badania pokazują, że sama zmiana nawyków żywieniowych pozwala na redukcję średnio zaledwie 5%, masy ciała i jest nietrwała. Dla większości osób takie podejście okazuje się niewystarczające i często prowadzi do nawrotu masy ciała. 

Jakie nawyki zdrowotne poleciłby Pan każdemu, kto chce zadbać o profilaktykę i zdrowy styl życia?

To temat niezwykle szeroki, ale warto zacząć od prostych zasad, które mają uniwersalne zastosowanie. Jako obesitolodzy często mówimy pacjentom o „niebieskim talerzu zdrowia”, czyli proporcji posiłków podzielonej na trzy równe części: warzywa, węglowodany i białko. Taka kompozycja jest szczególnie wskazana dla osób stosujących farmakoterapię otyłości, ale sprawdza się również jako ogólna zasada zdrowego odżywiania. Kluczowe jest również unikanie węglowodanów prostych, przetworzonej żywności, słodzonych napojów i alkoholu. Ważne, by zrezygnować z jedzenia na noc i unikać podjadania między posiłkami. W przypadku osób z insulinoopornością istotne jest zwracanie uwagi na indeks glikemiczny spożywanych produktów. Należy jednak pamiętać, że zdrowe nawyki to temat mocno zindywidualizowany. Każdy organizm ma inne potrzeby, dlatego kluczowe jest dostosowanie zaleceń do indywidualnych warunków i stanu zdrowia pacjenta.

Czy w Polsce pacjenci, ale także lekarze są wystarczająco świadomi znaczenia profilaktyki w zapobieganiu chorobom związanym z otyłością?

Zaczyna się to zdecydowanie poprawiać. Dużą rolę w tym procesie odgrywa działalność Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, które opracowuje i publikuje oficjalne zalecenia dotyczące postępowania w leczeniu i zapobieganiu otyłości. Dzięki temu zarówno lekarze, jak i pacjenci mają dostęp do rzetelnych informacji oraz wytycznych opartych na najnowszej wiedzy naukowej. PTLO prowadzi również działania edukacyjne, mające na celu podnoszenie świadomości społecznej oraz wspieranie środowiska medycznego w skuteczniejszym podejściu do leczenia i zapobiegania otyłości. Choć jest jeszcze wiele do zrobienia, coraz większy nacisk na profilaktykę wskazuje na pozytywną zmianę w podejściu zarówno pacjentów, jak i lekarzy.

Chirurgia naczyniowa i flebologia estetyczna – zdrowie i piękno w harmonii

Medycyna estetyczna i chirurgia naczyniowa coraz częściej się przenikają, szczególnie w obszarze flebologii estetycznej. Problemy naczyniowe, takie jak żylaki czy teleangiektazje, łączą w sobie aspekty medyczne i estetyczne, co sprawia, że doświadczenie chirurga naczyniowego staje się kluczowe również w medycynie estetycznej. Lek. Joanna Błaszak, wykonuje zabiegi z zakresu chirurgii naczyniowej i flebologii estetycznej, wykorzystuje swoją wiedzę i umiejętności. Dzięki takim połączeniom możliwe jest nie tylko skuteczne leczenie, ale także poprawa wyglądu, co znacząco wpływa na jakość życia pacjentów.

20241129 Joanna Blaszak
lek. Joanna Błaszak
Absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, obecnie w trakcie specjalizacji z chirurgii naczyniowej w Klinice Chirurgii Naczyniowej, Wewnątrznaczyniowej, Angiologii i Flebologii szpitala klinicznego w Poznaniu. Jej szczególnym zainteresowaniem jest diagnostyka chorób naczyń oraz leczenie zabiegowe  – metodami klasycznymi i wewnątrznaczyniowymi, w tym laseroterapia. Interesuje się zabiegami z zakresu medycyny estetycznej oraz flebologii estetycznej. Specjalizuje się w zabiegach wolumetrii, modelowania ust i relaksacji mięśni oraz ultrasonografii tkanki skórnej i podskórnej, usuwaniu skutków powikłań po zabiegach medycyny estetycznej. 

Chirurgia naczyniowa kojarzy się głównie z leczeniem poważnych schorzeń. Jak włączyła Pani do tego medycynę estetyczną i flebologię estetyczną?

lek. Joanna Błaszak: Flebologia estetyczna jest naturalnym uzupełnieniem chirurgii naczyniowej. W szpitalu zajmujemy się przede wszystkim poważnymi schorzeniami, takimi jak choroby tętnic, ale wielu pacjentów borykających się z żylakami poszukuje nowoczesnych metod ich leczenia, które często nie są refundowane przez NFZ. Właśnie tu pojawia się przestrzeń dla flebologii estetycznej, która pozwala chirurgom naczyniowym rozwijać swoje umiejętności poza standardową opieką szpitalną. Jeśli chodzi o medycynę estetyczną, traktuję ją jako pewnego rodzaju odskocznię od pracy w szpitalu. Zajmuję się zarówno diagnostyką, jak i zabiegami, które pozwalają pacjentom odzyskać pewność siebie i poprawić swój wygląd, na przykład poprzez modelowanie ust, wolumetrię czy leczenie powikłań po innych zabiegach estetycznych. Medycyna estetyczna i flebologia estetyczna łączą się w tym, że obie dziedziny wymagają precyzji, dokładnej diagnostyki oraz skupienia na szczegółach, co stanowi ważny element mojej pracy.

Jakie są najczęstsze problemy naczyniowe, z którymi zgłaszają się pacjenci, szukając jednocześnie estetycznych rozwiązań?

Przewlekła choroba żylna jest jednym z głównych problemów, które łączą aspekty medyczne i estetyczne. Z perspektywy lekarza to przede wszystkim schorzenie wymagające leczenia, jednak dla pacjentów bardzo często stanowi ono przede wszystkim wyzwanie estetyczne, które wpływa na ich pewność siebie i komfort życia. W ramach flebologii estetycznej, będącej częścią chirurgii naczyniowej, mogę zaproponować pacjentom kompleksowe podejście do leczenia. W zależności od potrzeb, dostępne są różne metody, od zaawansowanych technik, takich jak ablacje termiczne po mniej skomplikowane rozwiązania, jak skleroterapia. Dzięki temu możliwe jest zarówno skuteczne leczenie medyczne, jak i poprawa wyglądu, co razem przynosi pacjentom pełną satysfakcję. Ale to także drobne teleangiektazje, które najczęściej tworzą się przy skrzydełkach nosa i na kończynach dolnych, a także rumień, który potrafi znacząco wpływać na wygląd i samopoczucie pacjenta. Te zmiany, choć mogą wydawać się drobne, często stanowią dla pacjentów istotny problem estetyczny. Dzięki nowoczesnym technologiom możemy dzisiaj przywrócić skórze zdrowy i jednolity wygląd. Takie zabiegi nie tylko poprawiają estetykę, ale również zwiększają komfort życia pacjentów, którzy zmagają się z tymi dolegliwościami na co dzień.

Czy zabiegi estetyczne, takie jak wolumetria czy modelowanie ust, wymagają innego podejścia, gdy pacjent ma problemy naczyniowe?

Tak, choć problemy naczyniowe zazwyczaj nie stanowią przeciwwskazania do takich zabiegów, to wymagają szczególnej ostrożności i indywidualnego podejścia. Na przykład, jeśli pacjent ma malformacje naczyniowe w obrębie czerwieni wargowej, te obszary muszą być omijane podczas zabiegu. W takich przypadkach kluczowe jest szczere omówienie z pacjentem ograniczeń, jakie mogą wynikać z konieczności unikania nakłuwania tego miejsca. Oznacza to, że możliwości modelowania ust mogą być częściowo ograniczone, ale priorytetem zawsze pozostaje bezpieczeństwo i dobro pacjenta.

Jak zmienia się rola lekarza w medycynie estetycznej, gdy pojawia się konieczność usuwania skutków powikłań po nieprawidłowo przeprowadzonych zabiegach?

W takich sytuacjach medycyna estetyczna przestaje być postrzegana jako proces upiększania, a staje się przede wszystkim narzędziem naprawczym. Głównym celem lekarza jest wtedy odwrócenie skutków oszpecenia, jakie pacjent mógł doznać w wyniku nieprawidłowo przeprowadzonego zabiegu, takich jak błędne podanie preparatu czy infekcje wywołane zanieczyszczonym materiałem. Wymaga to od lekarza szczególnej wiedzy i umiejętności, ponieważ często konieczne jest wdrożenie takich procedur jak antybiotykoterapia w przypadku zakażeń czy rozpuszczenie nieprawidłowo podanego kwasu hialuronowego za pomocą hialuronidazy. Kluczowe jest tu także empatyczne podejście i wsparcie pacjenta, dla którego takie doświadczenia mogą być szczególnie trudne emocjonalnie.

Co Pani słyszy od swoich pacjentów po zabiegach przywracających im dawny wygląd?

Towarzyszy im ulga i wdzięczność. Dzięki szybkim i widocznym efektom tych zabiegów zyskują nie tylko lepszy wygląd, ale także poczucie komfortu i pewności siebie. Często mówią o tym, jak pozytywnie zmienia się ich codzienne funkcjonowanie, relacje z innymi i sposób postrzegania siebie. To daje mi ogromną satysfakcję i motywację do dalszej pracy. 

Psychiatria i medycyna estetyczna – w harmonii piękna i dobrostanu psychicznego

Medycyna estetyczna coraz śmielej przekracza własne granice, łącząc się z innymi dziedzinami medycyny i tworząc przestrzeń holistycznego podejścia do zdrowia oraz urody. Lek. Maria Czwojda, łącząca specjalizację psychiatryczną z doświadczeniem w medycynie estetycznej, doskonale obrazuje, jak kluczowe jest rozumienie psychologicznych i emocjonalnych potrzeb pacjentów w procesie dbania o ich samopoczucie.

20241129 Maria Czwojda
lek. Maria Czwojda
Absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Dyplomowany lekarz medycyny estetycznej. Ukończyła z wyróżnieniem studia podyplomowe w Śląskiej Wyższej Szkole Medycznej. Obecnie realizuje specjalizację z psychiatrii w Klinice Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. W swojej praktyce kładzie nacisk na precyzję anatomiczną, bezpieczeństwo oraz zachowanie naturalnego wizerunku pacjentów. Specjalizuje się w profilaktyce i medycynie przeciwstarzeniowej.

Co skłoniło Panią do połączenia medycyny estetycznej z psychiatrią? Czy uważa Pani, że te dziedziny mogą się wzajemnie uzupełniać?

lek. Maria Czwojda: Moja decyzja wynikała z głębokiej obserwacji, jak silnie wygląd zewnętrzny wpływa na kondycję psychiczną pacjentów. Często słyszę, że poprawa wizerunku pomaga odzyskać pewność siebie, ułatwia funkcjonowanie w relacjach społecznych i pomaga skuteczniej radzić sobie z codziennymi wyzwaniami. Równocześnie dostrzegam, że stan emocjonalny, samoocena i motywacja pacjenta mają kluczowe znaczenie w procesie leczenia estetycznego. Obie dziedziny medycyny tworzą komplementarną całość, pozwalając spojrzeć na pacjenta wielowymiarowo. Medycyna estetyczna dostarcza narzędzi poprawy wizerunku, co przekłada się na wzrost satysfakcji pacjenta, podczas gdy psychiatria pomaga zrozumieć głębsze mechanizmy jego zachowań, oczekiwania i potrzeby emocjonalne. Kluczowe jest holistyczne podejście, które troszczy się zarówno o urodę, jak i dobrostan psychiczny, gwarantując trwałe i satysfakcjonujące efekty.

Jak często zdarza się, że pacjenci trafiający do gabinetu medycyny estetycznej w rzeczywistości nie potrzebują kolejnego zabiegu, a ich problem ma podłoże psychologiczne?

Takie sytuacje są relatywnie częste i ich rozpoznanie wymaga szczególnej uwagi. Rola lekarza medycyny estetycznej wykracza poza sam zabieg – kluczowa jest umiejętność oceny, czy zgłaszany problem rzeczywiście wymaga interwencji medycznej. Nierzadko pacjenci oczekują zmiany wizerunku jako remedium na głębsze trudności emocjonalne: niską samoocenę, brak akceptacji siebie czy zaburzenia obrazu własnego ciała. W takich przypadkach niezbędne jest umiejętne pokierowanie pacjentem. Wskazanie alternatywnych form pomocy – jak konsultacja psychologiczna czy psychiatryczna – może przynieść znacznie lepsze rezultaty niż kolejny zabieg kosmetyczny.

Powikłania po zabiegach estetycznych mogą być dużym obciążeniem nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Jak ważne jest wsparcie emocjonalne pacjentów w takich sytuacjach?

Wygląd odgrywa fundamentalną rolę w naszym poczuciu wartości, dlatego powikłania po zabiegach medycyny estetycznej mogą stanowić ogromne wyzwanie emocjonalne. Leczenie takich komplikacji to często długotrwały proces wymagający cierpliwości i głębokiego zrozumienia. Kluczowe jest, aby pacjent wiedział, że przed osiągnięciem pożądanego efektu może pojawić się seria etapów, które mogą przypominać przejściowe pogorszenie – jak ubytki, zaczerwienienia czy siniaki. Istotne jest precyzyjne wyjaśnienie przebiegu leczenia, utrzymywanie stałego kontaktu i konsekwentne podkreślanie, że choć proces wymaga czasu, pozytywny rezultat jest możliwy do osiągnięcia.

Dysmorfofobia to coraz częściej diagnozowany problem. Jak rozpoznaje Pani pacjentów, u których potrzeba zabiegów estetycznych wynika z zaburzeń psychicznych?

Dysmorfofobia to złożone zaburzenie, manifestujące się obsesyjnym niezadowoleniem z własnego wyglądu, często całkowicie niezależnym od obiektywnej oceny. Pacjenci z tym schorzeniem mogą być wręcz uzależnieni od kolejnych zabiegów, wierząc, że każda ingerencja estetyczna rozwiąże ich wewnętrzne problemy emocjonalne. Kluczowa jest uważna analiza zgłaszanych potrzeb oraz weryfikacja, czy oczekiwania są realistyczne. Sygnałem ostrzegawczym może być nadmierna koncentracja na domniemanych, często niewidocznych dla innych „defektach”, brak satysfakcji z wcześniejszych zabiegów oraz ich nadmierna liczba. Podczas konsultacji staram się dokładnie zrozumieć motywy pacjenta, oceniając, czy zgłaszane problemy mają rzeczywiste podstawy estetyczne, czy są wyrazem wewnętrznego dyskomfortu wskazującego na potencjalne zaburzenia psychiczne.

Czy uważa Pani, że współpraca specjalistów psychiatrii i medycyny estetycznej powinna być standardem w branży?

Zdecydowanie tak. Lekarz, niezależnie od specjalizacji, powinien kierować się nadrzędną zasadą – dobrem pacjenta. Współpraca psychiatrii i medycyny estetycznej pozwala tę zasadę realizować w sposób kompleksowy. Pacjenci często trafiają do gabinetu medycyny estetycznej, poszukując rozwiązania problemów głęboko osadzonych w sferze psychicznej. Lekarz medycyny estetycznej, dostrzegając te zależności, ma obowiązek podchodzić do pacjenta w sposób całościowy – nie tylko oferując zabiegi, ale również identyfikując sygnały wskazujące na potrzebę wsparcia psychiatrycznego. .

Jaką rolę odgrywa medycyna estetyczna w procesie budowania akceptacji siebie, a gdzie zaczyna być ryzykiem dla zdrowia psychicznego pacjenta?

Medycyna estetyczna może być niezwykle skutecznym narzędziem w procesie kształtowania samoakceptacji, pod warunkiem stosowania jej z roztropnością i głęboką świadomością. Subtelna korekta niedoskonałości potrafi zbudować prawdziwe poczucie własnej wartości, wzmacniając pozytywny obraz siebie. Kluczowe jest jednak, aby podejmowane interwencje wynikały z autentycznych, dojrzale przemyślanych potrzeb, a nie stanowiły desperackiej próby maskowania wewnętrznych konfliktów emocjonalnych. Niebezpieczeństwo pojawia się wówczas, gdy medycyna estetyczna staje się jedyną, obsesyjną metodą osiągania akceptacji. W takiej sytuacji ciężar odpowiedzialności spoczywa na lekarzu, który musi precyzyjnie balansować między zrozumieniem oczekiwań pacjenta a wyznaczaniem granic ingerencji.

Trendy w medycynie estetycznej: naturalność i bezpieczeństwo

Współczesna medycyna estetyczna coraz mocniej kładzie nacisk na naturalność i subtelne efekty, a pacjenci szukają rozwiązań, które podkreślą ich urodę, zachowując autentyczność. Lek. Anna Kostrzewska z Kliniki Młodość doskonale rozumie te potrzeby, koncentrując się na biostymulatorach tkankowych i toksynie botulinowej – zabiegach, które odpowiadają na aktualne trendy. Jednocześnie zwraca uwagę na rosnące wyzwania związane z nadmiernym stosowaniem wypełniaczy oraz potrzebę precyzji w ich usuwaniu. W dynamicznie zmieniającej się branży priorytetem staje się nie tylko piękno, ale także zdrowie i bezpieczeństwo pacjenta.

20241129 Anna Kostrzewska
lek. Anna Kostrzewska
Absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu oraz studiów podyplomowych „Estetyka Twarzy. Specjalizuje się w zabiegach z użyciem toksyny botulinowej, stymulatorów tkankowych, modelowaniu ust oraz leczeniem powikłań po nieudanych zabiegach medycyny estetycznej. Nieustannie podnosi swoje kompetencje, uczestnicząc w licznych szkoleniach i konferencjach, aby zapewnić pacjentom najwyższą jakość i bezpieczeństwo wykonywanych zabiegów.

Jakie zabiegi są dziś najczęściej wybierane przez pacjentki?

lek. Anna Kostrzewska: Obecnie największym zainteresowaniem cieszą się zabiegi z wykorzystaniem biostymulatorów tkankowych i toksyny botulinowej. Toksyna botulinowa to niezastąpione narzędzie w walce ze zmarszczkami mimicznymi – pozwala nie tylko na ich wygładzenie, ale także na delikatne zrelaksowanie mięśni, co nadaje twarzy młodszy i bardziej wypoczęty wygląd. Biostymulatory tkankowe to z kolei innowacyjna metoda poprawy jakości skóry. Zabiegi z ich użyciem działają na głębsze warstwy skóry, stymulując produkcję kolagenu i elastyny. Dzięki temu skóra staje się bardziej jędrna, elastyczna i nawilżona, a efekty są naturalne i długotrwałe. Pacjentki często wybierają biostymulatory, ponieważ pozwalają one na rewitalizację skóry bez nadmiernej ingerencji – są świetnym rozwiązaniem zarówno w profilaktyce starzenia, jak i w poprawie już istniejących oznak utraty elastyczności skóry. Oba te zabiegi doskonale się uzupełniają i dają efekt harmonijnego odmłodzenia, zachowując jednocześnie naturalny wygląd. To właśnie na tym zależy dziś pacjentkom najbardziej – na poprawie wyglądu w sposób subtelny, który podkreśla ich urodę, zamiast ją zmieniać.

Obserwujemy dziś trend na naturalność?

Zdecydowanie tak. Współczesne podejście w medycynie estetycznej kładzie coraz większy nacisk na naturalność i subtelne efekty. Pacjentki coraz rzadziej oczekują drastycznych zmian, a coraz częściej zależy im na podkreśleniu swojej urody w sposób, który wygląda świeżo i naturalnie. Jednak mimo tego trendu wypełniacze wciąż są niezastąpione w przypadkach ubytków tkankowych, które wymagają uzupełnienia. Są one kluczowym narzędziem w wolumetrii twarzy, poprawie jej konturów czy odbudowie utraconej objętości. Niemniej ich stosowanie wiąże się z ryzykiem, które należy brać pod uwagę. Najnowsze badania wskazują, że wypełniacze – szczególnie te na bazie kwasu hialuronowego – mogą nie rozpuszczać się całkowicie, jak wcześniej zakładano. Istnieje też ryzyko migracji preparatu poza miejsce podania, co w skrajnych przypadkach może prowadzić do zmian rysów twarzy, a nawet jej kształtu. Dodatkowo, obserwujemy coraz więcej przypadków późnych powikłań, takich jak obrzęki czy reakcje zapalne, które mogą pojawić się długo po zabiegu.

Najczęstsze powikłanie, z jakim przychodzą do Pani pacjentki, to właśnie zmiany związane z nadmiernym podawaniem wypełniaczy? 

Tak, to znaczący odsetek przypadków, z którymi spotykam się w moim gabinecie. Nadmierne podawanie wypełniaczy często prowadzi do nienaturalnych efektów, które zmieniają rysy twarzy, nadając jej ciężki, „przerysowany” wygląd. To problem estetyczny, który dla wielu pacjentek staje się powodem dużego dyskomfortu, ale czasami także problem zdrowotny. Proces korekcji takich zmian wymaga zastosowania hialuronidazy – enzymu, który rozpuszcza nadmiar kwasu hialuronowego. Jednak i tutaj należy zachować dużą ostrożność. Nadmierna ilość hialuronidazy może spowodować zapadnięcie się tkanek, zwłaszcza w delikatnych obszarach takich jak okolica pod oczami, co może uwydatnić cienie i wprowadzić kolejne problemy estetyczne. Dlatego stosujemy ją etapowo, uważnie obserwując, jak przebiega proces i jakie przynosi efekty.

Klinice Młodość wykorzystujecie USG do lokalizowania wypełniaczy. Czy taka technologia staje się dzisiaj standardem w medycynie estetycznej?

Na szczęście coraz częściej USG jest wykorzystywane w medycynie estetycznej, choć wciąż nie jest to standard w każdej klinice. W Klinice Młodość przykładamy ogromną wagę do bezpieczeństwa i precyzji zabiegów, dlatego ultrasonografia jest dla nas narzędziem niezastąpionym. USG pozwala nie tylko na precyzyjne zlokalizowanie wypełniacza, co jest kluczowe przy korekcji czy leczeniu powikłań, ale także na lepsze zrozumienie anatomii pacjenta przed przystąpieniem do zabiegu. Dzięki temu możemy unikać niebezpiecznych miejsc, takich jak naczynia krwionośne, minimalizując ryzyko powikłań. W przypadku konieczności podania hialuronidazy, USG umożliwia dokładne określenie, gdzie należy zastosować enzym, co zwiększa skuteczność i bezpieczeństwo procedury.

To jeszcze zapytam na koniec – jak często w progach Kliniki Młodość goszczą panowie?

Zdecydowanie rzadziej niż kobiety, ale coraz częściej! Mężczyźni najczęściej zgłaszają się na zabiegi z wykorzystaniem toksyny botulinowej, przede wszystkim w celu wygładzenia zmarszczek mimicznych. Dużym zainteresowaniem cieszą się także terapie łysienia, które pomagają wzmocnić i zagęścić włosy, oraz zabiegi usuwania przebarwień, poprawiające wygląd skóry. Widać, że panowie coraz bardziej otwierają się na medycynę estetyczną i zaczynają dbać o swój wygląd w sposób świadomy i profesjonalny.

Stomatologia i medycyna estetyczna – interdyscyplinarne podejście do piękna i zdrowia

Współczesna estetyka twarzy wymaga kompleksowego spojrzenia, które łączy wiedzę z różnych dziedzin medycyny. Lekarz dent. Aleksandra Degis, lek. dent. Kay Kwiatkowska i lek. dent. Natalia Gadzińska udowadniają, że współpraca stomatologii i medycyny estetycznej pozwala osiągnąć nie tylko spektakularne efekty wizualne, ale także zadbać o zdrowie pacjentów. Od leczenia braków w uzębieniu, które wpływają na proporcje twarzy, przez terapię bruksizmu toksyną botulinową, aż po precyzyjne zabiegi estetyczne wymagające doskonałej znajomości anatomii głowy i szyi – interdyscyplinarne podejście staje się standardem w dążeniu do harmonii i naturalnego piękna.

20241129 Kay Kwiatkowska Aleksandra Degis Natalia gadzinska
od lewej: lek. dent. Kay Kwiatkowska
Dyplomowany lekarz medycyny estetycznej. Absolwentka wydziału medycznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Ukończyła z wynikiem bardzo dobrym studia podyplomowe z medycyny estetycznej na Śląskiej Wyższej Szkole Medycznej w Katowicach. Należy do Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging. Regularnie bierze udział w szkoleniach i konferencjach.
lek. dent. Aleksandra Degis
Absolwentka Wydziału Lekarskiego II Uniwersytetu w Poznaniu. Stomatolog z zamiłowaniem do estetyki. Ukończyła również studia podyplomowe w Poznaniu, otrzymując tytuł lekarza medycyny estetycznej. Poprzez uczestnictwo w licznych szkoleniach nieustannie pogłębia swoją wiedzę i kompetencje. Specjalizuje się w zabiegach wolumetrii, modelowania ust i relaksacji mięśni.
lek. dent. Natalia Gadzińska
Absolwentka Wydziału Lekarskiego II Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Stypendystka za wybitne osiągnięcia w nauce. Specjalizuje się w zabiegach wolumetrii, modelowania ust i relaksacji mięśni oraz powikłaniach po zabiegach medycyny estetycznej. Wykonuje również zabiegi autologiczne oraz z wykorzystaniem hydroksyapatytu wapnia.

Czy stomatologia estetyczna i medycyna estetyczna powinny być traktowane jako wzajemnie uzupełniające się dziedziny?

lek. dent. Aleksandra Degis: Oczywiście, że tak! Obie te dziedziny doskonale się uzupełniają, szczególnie kiedy pracujemy nad estetyką twarzy. W medycynie estetycznej kluczowe jest zrozumienie anatomii twarzy, a stomatologia estetyczna wnosi w to ogromną wartość – od proporcji uśmiechu, przez kształt warg, aż po odpowiednie podparcie dla tkanek miękkich.

Kiedy wsparcie stomatologa staje się kluczowe w planowaniu i realizacji zabiegów medycyny estetycznej? 

lek. dent. Natalia Gadzińska: To szczególnie istotne w przypadku braków w uzębieniu. Ubytki w zębach mogą powodować zapadanie się policzków, co znacząco wpływa na wygląd twarzy. Bez wcześniejszego uzupełnienia tych braków efekty zabiegów medycyny estetycznej mogą być ograniczone lub nie spełniać oczekiwań pacjenta. Dlatego tak ważne jest kompleksowe podejście, które uwzględnia zarówno zdrowie i estetykę uzębienia, jak i harmonię rysów twarzy.

Znajomość anatomii głowy i szyi także odgrywa istotną rolę przy realizowaniu zabiegów właśnie w tym obszarze. 

lek. dent. N.G.: Precyzyjna wiedza na temat struktur anatomicznych, takich jak mięśnie, naczynia krwionośne czy nerwy, pozwala nie tylko osiągnąć zamierzone efekty, ale przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo pacjenta. To właśnie szczególnie istotne w obszarze twarzy i szyi, gdzie każdy ruch igły musi być dokładnie przemyślany, aby uniknąć powikłań i zachować naturalne proporcje.

Czy niewyleczona jama ustna jest przeciwskazaniem do wykonania zabiegów estetycznych w obrębie twarzy czy ust?  

lek. dent. Kay Kwiatkowska: Tak, niewyleczona jama ustna może stanowić przeciwwskazanie do wykonania zabiegów estetycznych. Przede wszystkim mówimy tu o aktywnej próchnicy, stanach zapalnych w obrębie jamy ustnej oraz opryszczce. Każda z tych dolegliwości zwiększa ryzyko powikłań po zabiegach, takich jak infekcje czy przedłużone gojenie. Dlatego przed przystąpieniem do jakiejkolwiek procedury medycyny estetycznej w tych obszarach kluczowe jest wyleczenie wszelkich problemów stomatologicznych i zadbanie o zdrowie jamy ustnej. W idealnym świecie, przed wykonaniem zabiegu w obrębie twarzy czy ust dobrze byłoby udać się do stomatologa, aby uniknąć ewentualnych powikłań. 

Medycyna estetyczna znajduje zastosowanie również w leczeniu bruksizmu, łącząc troskę o zdrowie z estetyką.

lek. dent. N.G.: Jedną z metod terapii bruksizmu jest zastosowanie toksyny botulinowej. Warto jednak podkreślić, że jest to leczenie objawowe, a nie przyczynowe. Polega ono na relaksacji mięśnia żwacza, co zmniejsza napięcie i ogranicza skutki nadmiernego zaciskania zębów. Bruksizm wymaga podejścia interdyscyplinarnego, które łączy wiedzę stomatologa z doświadczeniem lekarza medycyny estetycznej, aby skutecznie zaradzić problemowi i poprawić jakość życia pacjenta. 

Piękno w harmonii ze zdrowiem

Klinika Młodość udowadnia, że medycyna estetyczna to znacznie więcej niż poprawa wyglądu – to troska o zdrowie fizyczne, psychiczne i emocjonalne pacjentów. Dzięki współpracy specjalistów z różnych dziedzin, pacjenci otrzymują kompleksową opiekę, która nie tylko poprawia ich samopoczucie, ale też realnie wpływa na jakość życia. Holistyczne podejście do zdrowia i urody jest przyszłością medycyny estetycznej, w której piękno jest nierozerwalnie związane z harmonią i zdrowiem całego organizmu.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Cozy style– ciepło, stylowo i wygodnie

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Kiedy dni stają się krótsze, a temperatura spada poniżej zera, wkraczamy w sezon, który sprzyja otulającym, ciepłym i wygodnym stylizacjom. Ferie zimowe to idealny czas, by połączyć komfort z modnym wyglądem, wybierając cozy style – trend, który króluje w zimowych garderobach. Jak stworzyć stylizację, która sprawdzi się zarówno podczas leniwych poranków przy kominku, jak i zimowych spacerów w górach?

Tekst i stylizacje: Anna Śmiechowska, zdjęcia Adobe stock

Cozy style to synonim wygody i ciepła, ale w eleganckim i przemyślanym wydaniu. To styl, który łączy miękkie tkaniny, luźne kroje i warstwowe stylizacje, nadając im jednocześnie modny sznyt. Dominują tu neutralne kolory, takie jak beże, szarości, biel, ale również ciepłe odcienie karmelu czy głębokiej zieleni. Ważne są detale – tekstury i dodatki, które dopełniają look.

Grube swetry – zimowy must-have

Podstawą tego stylu są grube, oversize’owe swetry. Wybieraj modele z dzianiny o grubym splocie, golfy lub kardigany z dużymi guzikami. Możesz je łączyć z legginsami, jeansami albo szerokimi dresami, tworząc wygodny i jednocześnie stylowy zestaw.
Jeśli chcesz dodać swojej stylizacji zimowego charakteru, postaw na miękkie i wygodne spodnie z dzianiny. Prążkowane legginsy czy welurowe dresy to świetna baza cozy style. Idealnie sprawdzą się zarówno w domowym zaciszu, jak i podczas wyjazdu na ferie. Aby dodać elegancji, połącz je z długim płaszczem, futerkiem i botkami.

20180824 AdobeStock 219510454

Warstwy – ciepło i styl

Zima to czas, gdy warstwy nie tylko dodają ciepła, ale również tworzą ciekawą głębię w stylizacjach. Pod oversize’owy sweter załóż koszulę z widocznym kołnierzykiem, a na wierzch zarzuć kardigan lub kamizelkę z owczej wełny. W ten sposób Twoja stylizacja nabierze nowoczesnego charakteru.

Akcesoria w cozy style

Pamiętaj, że nic nie podkreśla cozy vibe jak akcesoria! Wielkie, wełniane szale, futrzane nauszniki czy czapki z pomponami są nie tylko praktyczne, ale też niezwykle stylowe. Wybieraj modele w kolorowych odcieniach, aby dodać sobie zimowego uroku.

20250113 SMIECH 1 5

Cozy style na spacer i w góry

Planujesz ferie w górach lub zimowy spacer? Cozy style świetnie sprawdzi się również w outdoorowych stylizacjach. Zainwestuj w ciepłą, pikowaną kurtkę lub klasyczny płaszcz teddy bear. Połącz je z traperami lub śniegowcami i wełnianymi skarpetkami wystającymi z butów. Plecak z imitacji skóry lub torba z futerka dopełni całości.

20250113 SMIECH 3 5

Elegancki cozy look na wieczór

Chociaż cozy style kojarzy się głównie z dniem, równie dobrze sprawdzi się podczas wieczorów przy kominku. Wybierz miękkie sukienki dzianinowe w towarzystwie ciepłych rajstop i botków. Dodaj złote kolczyki i subtelny makijaż, by nadać lookowi elegancji.

Luksusowe tkaniny, które grzeją

Nieodłącznym elementem cozy style są przyjemne w dotyku tkaniny. Wybieraj kaszmir, wełnę merino, moher, bawełnianą dzianinę lub welur. Te materiały nie tylko zapewnią ciepło, ale również dodadzą luksusowego wyrazu Twoim stylizacjom. Wybierając płaszcz, zwróć uwagę na podszewkę – to detal, który zwiększa komfort noszenia i działa jako warstwa izolacyjna, chroniąca przed chłodem.
Jeśli jesteś fanką kurtek puchowych, zwróć uwagę na jej wypełnienie i dobrze zainwestuj w zimowy komfort. Modele z certyfikowanym pochodzeniem puchu z etycznych źródeł są warte uwagi. Czy wiedziałaś, że Polska słynie na świecie jako jeden z najlepszych producentów naturalnego puchu, szczególnie gęsiego? Charakteryzuje się on doskonałą termoizolacją, jest lekki i często wykorzystywany jako wypełnienie kurtek. Taka odzież jest dużo lżejsza i cieplejsza od tych wypełnianych syntetykami.

20201111 AdobeStock 391997883

Cozy Style – sposób na zimowe chłody

Cozy style to nie tylko moda, ale i sposób na przetrwanie zimowych chłodów w dobrym stylu. Łącz wygodę z modą, wybierając miękkie tkaniny, oversize’owe kroje i stylowe dodatki. Pamiętaj, że dobrze dobrana stylizacja może sprawić, że nawet najzimniejszy dzień stanie się przyjemniejszy.

Ania Smiechowska|Ania Smiechowska

Anna Śmiechowska

Ania Śmiechowska stylistka mody. Pomaga odkrywać unikalny styl i budować pewność siebie poprzez odpowiedni dobór ubrań. Wierzy, że moda powinna podkreślać indywidualność, dlatego jej motto brzmi: „Bądź sobą, nie kopią”. Zaraża pozytywną energią i pokazuje, że ubranie ma moc i jest ogromnym narzędziem naszego sukcesu.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Blind Football to czysta radość z piłki nożnej

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Blind Football


W listopadzie w Krakowie odbyło się pierwsze, historyczne zgrupowanie blind footballowej kadry Polski kobiet. Poprowadził je nowy selekcjoner Krzysztof Apolinarski, na co dzień trener sekcji blind footballu Warty Poznań. Blind football to rozgrywki piłkarskie dla osób niewidzących i niedowidzących. Z nowym trenerem kadry rozmawiamy o jego doświadczeniach, planach na przyszłość i o tym, dlaczego popłakał się na swoim pierwszym footballowym treningu. 

Rozmawia: Piotr Komorowski | Zdjęcia: Wiktoria Nowak

Czym jest blind football? Czy w ogóle można grać w piłkę, nie widząc? 

KRZYSZTOF APOLINARSKI: W zasadzie mecze blind footballu są bardzo podobne do tradycyjnej piłki nożnej, choć zawierają pewne elementy znane z hokeja. Nie ma tradycyjnych autów – zamiast tego boisko otoczone jest bandami, od których piłka może się odbijać. Drużyny liczą pięciu graczy (czterech w polu i bramkarz). Boisko podzielone jest na trzy strefy: obrony, środka i ataku. Za każdą z tych stref odpowiada jeden przewodnik, który pomaga zawodnikom, cały czas podpowiadając, gdzie znajduje się piłka i gdzie powinni się kierować. Piłka ma w środku specjalny dzwoneczek, który sygnalizuje zawodnikom jej położenie. Aby zapobiec kontuzjom i niebezpiecznym zdarzeniom, obrońca biegnący w stronę piłki musi krzyknąć „voy”, aby dać znać atakującemu, że jest w pobliżu. Mecze trwają 2 x 15 minut, a boisko mierzy 20 x 40 metrów. Oprócz tych zmian, które dostosowują rozgrywkę do potrzeb osób niewidzących, pozostałe zasady są takie same jak w tradycyjnej piłce nożnej. Mecze są bardzo dynamiczne i naprawdę dużo się w nich dzieje.

Jak to się stało, że zacząłeś interesować się blind footballem? Jak zostałeś trenerem?

Sam mam za sobą przygodę z piłką nożną. Byłem zawodnikiem m.in. Lecha Poznań i Warty Poznań, grałem na pozycji bramkarza. Po zakończeniu kariery zostałem bramkarzem także w drużynie blind footballej. Warto wspomnieć, że w tej dyscyplinie bramkarz jest jedyną osobą na boisku, która nie jest niewidząca ani niedowidząca. Pamiętam swoją pierwszą wizytę na treningu blind footballu. Zostałem zaproszony przez znajomego, który powiedział: „przyjedź, zobaczysz jak to wygląda”. Pojechałem tam z żoną, która nie mogła powstrzymać łez – zresztą mnie też było trudno. Entuzjazm i czysta radość z gry w piłkę tych zawodników naprawdę chwytały za serce. Jestem chyba kiepski w odmawianiu, więc mimo że miałem już inne zobowiązania, zgodziłem się zostać trenerem sekcji blind footballowej Warty. Teraz historia się powtórzyła. Piotr N. i Tomek K., dwie fantastyczne osoby, maksymalnie zaangażowane w rozwój blind footballu w Polsce, zapytały mnie, czy nie chciałbym poprowadzić kobiecej kadry. Ponownie – nie mogłem odmówić.

Blind Football

Jesteśmy po pierwszym, historycznym zgrupowaniu kadry kobiet w Krakowie. Jak przebiegało?

To jedno z dwóch miejsc w Polsce, obok Wrocławia, gdzie znajdują się profesjonalne boiska do blind footballu. Zresztą baza i organizacja w Krakowie są świetne – kadra ma tam wszystko, czego potrzebuje, by spokojnie trenować. Na razie w kadrze mamy 15 dziewczyn o bardzo różnym poziomie umiejętności. Trzon stanowią zawodniczki Warty Poznań, bo te dziewczyny są niesamowite. Patrzę bardzo pozytywnie na dalszy rozwój kadry. Moim marzeniem jest wyjazd na mundial, który w przyszłym roku, w październiku, odbędzie się w Indiach. Trzeba przyznać, że rozwój blind footballu kobiet to w dużej mierze zasługa UEFA, która mocno wspiera tworzenie drużyn narodowych (na poziomie rozgrywek klubowych, drużyny są mieszane).

Blind Football

Na co dzień jesteś trenerem sekcji blind footballowej w Warcie Poznań i masz regularny kontakt z zawodnikami i zawodniczkami. Jak to się stało, że oni zaczęli uprawiać blind football? Jaka jest ich motywacja?

To są niesamowici ludzie. Sportowe świry (śmiech), totalnie wkręceni w ten sport. A do tego obdarzeni świetnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Dla nich gra w blind football to możliwość wyjścia z domu, socjalizowania się z innymi. Szukają aktywności i traktują grę w piłkę jako świetną przygodę. To radość z piłki nożnej w czystej postaci. Muszę przyznać, że ci zawodnicy i zawodniczki dają mi olbrzymiego kopa i chęć do życia. Nawet jak mam chandrę, to trening z nimi sprawia, że wszystko mija.

W zeszłym roku zajęliście w rozgrywkach pucharowych trzecie miejsce. Jakie są Twoje oczekiwania w tym sezonie?

Warto dodać, że z drugim Śląskiem Wrocław przegraliśmy tylko różnicą bramek. Konkurencja w lidze jest bardzo silna, ale Warta ma mocną i zdeterminowaną drużynę, w którą bardzo wierzę. Myślę, że stać nas na wiele. Jednak tak naprawdę wynik nie jest dla nas najważniejszy. Trenujemy, bo to nas cieszy. Nie chcę, żeby presja wyników odebrała nam radość z piłki. Gdy jeździmy na zagraniczne turnieje, albo goście z zagranicy przyjeżdżają do nas, zawsze są pod wrażeniem atmosfery, która panuje w naszej drużynie. Na treningach jest dużo zabawy i humoru, bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Chciałbym, żebyśmy wygrywali puchary, ale przede wszystkim chcę, by moi zawodnicy byli szczęśliwi.

Blind Football

Piotr Komorowski

REKLAMA
REKLAMA
Blind Football
REKLAMA
REKLAMA

Protokół biznesowy na spotkaniach świątecznych

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Tekst: Katarzyna Jakubowska | Zdjęcie autorki: Monika Muszak, zdjęcia: Adobestock

Protokół biznesowy to nic innego jak zasady zachowania, normy, etykieta czy precedencja, zaczerpnięte z protokołu dyplomatycznego. Posiadając tę wiedzy, nabywamy swobodę w szeroko rozumianych relacjach międzyludzkich. Niektórzy mówią, że protokół usztywnia. Nic bardziej mylnego. Im jesteśmy bowiem bardziej świadomi, jak w danej sytuacji należy się zachować, tym stajemy się swobodniejsi, naturalni i poruszamy bez skrępowania w nowych dla nas sytuacjach.

Ważnym elementem jest znajomość różnic między etykietą towarzyską, a biznesową. Przed nami grudzień, miesiąc szczególny, wypełniony zawodowymi spotkaniami świątecznymi. To czas wymagający zwiększonej uważności oraz wrażliwości, by z jednej strony stworzyć serdeczną i otwartą atmosferę, a z drugiej nie wkroczyć zbyt inwazyjnie w strefę osobistą naszych pracowników czy współpracowników.

Święta Bożego Narodzenia, a różnice kulturowe i wyznaniowe

Jedną z podstawowych norm protokołu i dobrych obyczajów jest szacunek do drugiego człowieka, jego wyznania i poglądów. Nie każdy obchodzi święta, ma do tego prawo i nie musi się tłumaczyć ze swoich przekonań osobistych na płaszczyźnie zawodowej. Zatem spotkania świąteczne nie powinny być narzucane i przymusowe lub pozostające w niedopowiedzeniu, że należy się na nich pojawić, niezależnie od wyznawanych norm i światopoglądu.

Tradycje świąteczne podczas spotkań służbowych

Tak jak nie budzi wątpliwości tradycyjne, polskie menu świąteczne, serwowane podczas spotkań, tak już tradycja łamania się opłatkiem, składania życzeń (każdy każdemu oraz wspólnego kolędowania), wkraczają w granice, które mogą wywoływać dyskomfort. Oczywiście, jeśli spotykamy się w gronie kilku osób, powiązanych zawodowo, ale znających się bardzo dobrze i blisko od wielu lat, możemy mieć własny „kodeks świąteczny”. W pozostałych sytuacjach jednak, pozostawmy życzenia Zarządowi, w tle niech towarzyszy muzyka świąteczna. Nie zmuszajmy pracownika, by ściskał się z Prezesem czy łamał opłatkiem z kolegą, którego ledwie zna.

Życzenia, uścisk ręki i inne gesty serdeczności

Każdy człowiek porusza się we własnym „powietrznym balonie”, który składa się z 4 stref: intymnej, osobistej, społecznej i publicznej. Różne osoby, różne kultury mają mniejsze bądź większe własne strefy. Najważniejszą z nich jest strefa intymna (w Europie to ok. 15-30 cm). Każdy człowiek broni jej, pozwalając w nią wkraczać tylko osobom blisko związanym emocjonalnie. Ponieważ nie wiemy, gdzie u naszego rozmówcy zaczyna się strefa intymna, utrzymujmy dystans ok 45 cm, ponieważ wkroczenie w nią spowoduje fizyczny i psychiczny dyskomfort. Składając życzenia, uściśnijmy dłoń, uśmiechnijmy się i skupmy wzrok na osobie, z którą rozmawiamy. Wystrzegajmy się całowania kobiet w dłonie.

20241215 AdobeStock 865043074

Spotkania koktajlowe czy kolacje zasiadane?

Obie formy są właściwe, ale każda daje inne możliwości. Koktajlowe (stojące) z bufetem oferują dużo większą swobodę nie tylko wyboru menu, ale i przemieszczania się. Spotkania zasiadane mają formułę bardzie uroczystą, a im organizowane są o późniejszej godzinie, tym wymagają bardziej eleganckiej oprawy. Pojawia się zasada precedencji, czyli ważności miejsc. Przy stole prostokątnym są dwa miejsca honorowe, jedno na szczycie stołu, drugie na środku długiego boku. Najważniejszy gość siada po prawej stronie gospodarza, drugi wagą ważności po lewej, dalej analogicznie. Podobnie jest przy stole okrągłym. W przypadku spotkania z osobami towarzyszącymi, należy siadać naprzemiennie kobieta, mężczyzna. Pamiętajmy, że przypadkowe zajmowanie miejsca pracownika obok Prezesa, może zepsuć im obu całe wydarzenie.

Właściwy ubiór na spotkanie świąteczne

Najczęściej określamy go jako wizytowy lub koktajlowy. Co oznacza? Wygląd uroczysty, ale nie wieczorowy. W przypadku kobiet sukienki o długości do kolan, mniejsze torebki, wyraźniejszy makijaż i odważniejsza biżuteria, dla mężczyzn garnitur ciemnoszary lub ciemnogranatowy (im późniejsza godzina tym ciemniejsze ubranie), koszula biała lub inna jasna, bez deseni. Krawat i poszetka, tu może pojawić się deseń lub wyrazisty kolor. Rzadko spotyka się formułę „black tie”. Wtedy zakładamy długą suknię i smoking.

Prezenty

Kilka kluczowych zasad: prezent nie może być zobowiązujący dla obdarowanego przede wszystkim poprzez jego zbyt wysoką wartość. Nie znakujemy prezentów swoim logo, to nie gadżet firmowy. Dołóżmy odręcznie napisane życzenia. Czas ofiarowany drugiej osobie i ciepłe zdanie ma większą wartość niż cena prezentu. Nie powielajmy co roku tego samego upominku. Prezent jest naszym głosem. I albo będzie słyszany jako podziękowanie i wyrazy szczerej sympatii, albo jako obowiązek.

Na koniec życzę wszystkim Państwu, prawdziwej radości ze spotkań świątecznych, zarówno tych zawodowych, jak i prywatnych, ciepłej i serdecznej atmosfery, pełnej wzajemnego szacunku, wrażliwości na drugiego człowieka oraz na jego wartości.

Katarzyna Jakubowska

Katarzyna Jakubowska

Ekonomistka, Dyrektor Loży Wielkopolskiej BCC, executive i doradca w biznesie międzynarodowym, ekspert protokołu dyplomatycznego i relacji zewnętrznych po Akademii Dyplomatycznej przy MSZ oraz w Waszyngtonie. Członek WRDS, WRRP oraz Rady Rozwoju Obszaru Gospodarczego
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Świąteczne zapachy – magia aromatów, które tworzą atmosferę

Artykuł przeczytasz w: 6 min.
Świąteczne zapachy


Kiedy zbliża się Boże Narodzenie, zaczynamy dostrzegać pierwsze oznaki świątecznego nastroju – nie tylko w dekoracjach, muzyce czy ubraniach, ale także w powietrzu. To zapachy, które łączą się w jedno, przywołując wspomnienia, emocje i magię tych wyjątkowych dni. Świąteczne zapachy mają moc tworzenia atmosfery, która wykracza poza materialne elementy świąt. Są niemal jak niepisana opowieść o tradycjach, rodzinie i ciepłej, domowej atmosferze. Od korzennych przypraw po zapach świeżo ściętej choinki – oto jak aromaty wpływają na nasze postrzeganie Bożego Narodzenia.

Tekst: Karolina Kamińska, perfumiarka, kosmetolożka, wykładowczyni w Poznańskiej Akademii Medycznej | zdjęcie autorki: Olga Jędrzejewska, zdjęcia: Adobe Stock

Korzenny zapach – ciepło świątecznych przypraw

Jednym z najbardziej charakterystycznych zapachów kojarzonych z okresem świąt jest zapach przypraw korzennych. Cynamon, goździki, imbir, gałka muszkatołowa i anyż – te aromaty budzą w nas wspomnienia świątecznych wypieków, grzanego wina, pierników czy kompotu z suszu. Zaledwie kilka minut spędzonych w kuchni, gdzie podgrzewają się korzenne przyprawy, może przenieść nas w magiczną atmosferę Bożego Narodzenia.
Cynamon, będący jednym z najczęściej używanych składników w okresie świątecznym, kojarzy się z ciepłem i komfortem. Jest symbolem rodzinnych spotkań przy stole, zimowych wieczorów spędzonych przy kominku, a także ma właściwości poprawiające nastrój i rozgrzewające, dlatego tak często pojawia się w zimowych napojach i deserach. Goździki – o intensywnym, lekko pikantnym zapachu – podkreślają świąteczny klimat i nadają aromatu zarówno potrawom, jak i ozdobom; często występują w formie wbitych w pomarańcze, tworząc naturalne, aromatyczne ozdoby. Zapachy te mają też głęboki wpływ na nasze zmysły – cynamon i imbir pobudzają, rozgrzewają, a goździki kojarzą się z czymś odświętnym i wykwintnym. Kiedy w powietrzu unosi się ich aromat, od razu czujemy się bardziej zrelaksowani, a dom nabiera ciepła i przytulności.

Świąteczne zapachy

Zielone akcenty – choinka i igliwie

Wielu z nas nie wyobraża sobie świąt Bożego Narodzenia bez zapachu świeżo ściętej choinki. Świerk, jodła, sosna – te iglaste drzewa wydzielają specyficzny, orzeźwiający zapach, który wprowadza do wnętrz powiew lasu i zimowego powietrza. Sam zapach igliwia jest symbolem świąt, wiążąc się z tradycją strojenia choinki, a także z pierwszymi mrozami i zimowymi spacerami wśród śniegu. Choinka to nie tylko ozdoba, to także zapach, który wypełnia dom, stając się jego nieodłącznym elementem. Zapach igliwia działa kojąco, uspokajająco i wprowadza do wnętrz nutę natury. Działa również na naszą wyobraźnię – przywołując wspomnienia z dzieciństwa, zapach lasu, chłodnych poranków, a także oczekiwania na Wigilię i świąteczne prezenty. Dodatkowo, wiele osób decyduje się na stosowanie świec zapachowych czy olejków eterycznych o nutach drzewnych, które naśladują zapach lasu. Kompozycje zapachowe z nutami świerku, cedru, jodły czy nawet eukaliptusa doskonale oddają świeżość i czystość zimowych dni, tworząc naturalną atmosferę, która idealnie komponuje się z ciepłem rodzinnych chwil.

Cukierkowe i słodkie akcenty – marzenia o świątecznych wypiekach

Świąteczne zapachy to także te, które kojarzą się z wypiekami. Ciasteczka, pierniki, makowce, serniki, keksy – te aromaty przywołują wspomnienia o wspólnym pieczeniu i dekorowaniu wypieków, a także o radości związanej z ich spożywaniem. Wanilia, czekolada, karmel i orzechy to zapachy, które od razu budzą skojarzenia z bogatymi, świątecznymi deserami. Zapach wanilii kojarzy się z ciepłem domowego ogniska, z chwilami spędzonymi w kuchni przy piekarniku. Jest to zapach, który ma w sobie coś delikatnego, a jednocześnie pełnego, co sprawia, że czujemy się bezpiecznie i kojąco. Czekolada z kolei to zapach, który wiąże się z radością i przyjemnością – pod wpływem tego aromatu od razu myślimy o gorącej czekoladzie, deserach, a także o słodkich niespodziankach, które często znajdujemy pod choinką. Dzięki tym zapachom, świąteczne dni stają się pełne smaku, koloru i ciepła, a przygotowywanie potraw staje się radosnym rytuałem, który łączy rodzinę i bliskich.

Świąteczne zapachy

Cytrusy – świeżość zimowych świąt

Choć zima kojarzy się z chłodnymi dniami, cytrusy, szczególnie pomarańcze i mandarynki, wnoszą do świąt powiew świeżości i radości. Ich zapach jest orzeźwiający, słodki i nieco cierpki, co sprawia, że od razu dodaje energii i poprawia nastrój. Pomarańcze, oprócz tego, że stanowią istotny element bożonarodzeniowego menu (często w postaci sałatek, koktajli czy napojów), są także częstym motywem w dekoracjach – klasycznym symbolem świąt w wielu krajach. Dodatkowo, zapach skórki pomarańczy jest niezwykle aromatyczny i działa antyseptycznie, odświeżając powietrze i wprowadzając do domu poczucie czystości. Mandarynki, które są łatwe do obierania, wprowadzają także element radości i zabawy – ich zapach to zapach przyjemności, relaksu i beztroski.

Świąteczne zapachy – emocje w powietrzu

Nie ma wątpliwości, że zapachy są jednym z najważniejszych elementów budujących świąteczny nastrój. To one nadają świętom wyjątkowy charakter, wywołują wspomnienia i uczucia, które sprawiają, że każda chwila staje się bardziej magiczna. Od korzennych przypraw po zapach świeżo ściętej choinki, świąteczne aromaty mają nieocenioną moc przywoływania świątecznego ducha, tworząc atmosferę pełną radości, ciepła i bliskości.
Zmysł węchu, obok słuchu i wzroku, odgrywa kluczową rolę w kreowaniu naszych wspomnień i doświadczeń. Właśnie dlatego świąteczne zapachy są tak ważnym elementem Bożego Narodzenia – wprowadzają nas w świat tradycji, bliskości i miłości, których nie sposób doświadczyć za pomocą innych zmysłów. To zapachy, które łączą pokolenia, przenoszą nas w czasie i sprawiają, że święta stają się prawdziwą magią.

Karolina Kamińska

Karolina Kamińska

Karolina Kamińska, perfumiarka, kosmetolożka, wykładowczyni w Poznańskiej Akademii Medycznej
REKLAMA
REKLAMA
Świąteczne zapachy
REKLAMA
REKLAMA

Aktywność fizyczna w profilaktyce chorób cywilizacyjnych  

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Recepta na aktywność fizyczną jest pomysłem powstałym w latach 90. XX wieku, w związku z przeprowadzeniem badań dowodzących korzyści zdrowotnych płynących z podejmowania odpowiedniego wysiłku fizycznego. Wiele krajów wprowadziło ten model do podstawowej opieki zdrowotnej – Wielka Brytania, Holandia, Finlandia, Niemcy, Stany Zjednoczone, Szwecja oraz Kanada. W 2017 roku zostało opublikowane badanie wskazujące na efektywność przepisywania aktywności fizycznej pacjentom z przynajmniej jednym czynnikiem ryzyka zespołu metabolicznego. Interwencja ta poskutkowała obniżeniem BMI, skurczowego ciśnienia tętniczego krwi, obwodu talii, stężenia glukozy na czczo oraz cholesterolu, które są czynnikami ryzyka wystąpienia zespołu metabolicznego oraz wielu chorób cywilizacyjnych.

Tekst: dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | Zdjęcia: Katarzyna Loga, Adobe Stock

W Szwecji receptę na wysiłek fizyczny może wystawić każdy wykwalifikowany pracownik ochrony zdrowia, posiadający odpowiednią wiedzę i kompetencje. Recepta na aktywność fizyczną powinna zawierać dokładne zalecenia co do rodzaju, czasu i intensywności zalecanego wysiłku. Pacjent powinien dokładnie wiedzieć, co ma robić, aby interwencja przyniosła zamierzony efekt. Należy ocenić aktualny stan zdrowia pacjenta, jego dotychczasową aktywność fizyczną oraz ewentualne przeciwwskazania do podejmowania wysiłku fizycznego.

Jak dawkować aktywność fizyczną?

Przepisując receptę na aktywność fizyczną, trzeba wziąć pod uwagę wytyczne. Dla dorosłych osób wskazują one przynajmniej 150-300 minut aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności lub 75-150 minut wysiłku o wysokiej intensywności tygodniowo. Powinny również zostać uwzględnione ćwiczenia oporowe (kalisteniczne) 3 razy w tygodniu. Dodatkowe korzyści zdrowotne przynosi podejmowanie powyżej 300 minut aerobowej aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności tygodniowo. Wystawienie recepty wymaga dokładnego określenia rodzaju wysiłku, który pacjent powinien wykonywać. Konieczne jest indywidualne podejście. Należy wziąć pod uwagę preferencje pacjenta i zalecać aktywność, która będzie sprawiała mu przyjemność. Do aktywności o umiarkowanej intensywności należy między innymi szybki marsz, jazda na rowerze, trening oporowy, gra w badmintona oraz taniec. Wysiłek o wysokiej intensywności to np. aerobik, sztuki walki, szybka jazda na rowerze, bieganie, większość sportów zespołowych oraz trening siłowy obwodowy. Warto również pamiętać, że obowiązki domowe takie jak mycie podłóg, noszenie zakupów czy praca w ogrodzie to również aktywność fizyczna o umiarkowanej intensywności. 

20170903 AdobeStock 177817667

Komu zalecać aktywność fizyczną?

Zalecanie aktywności fizycznej powinno być nawykiem każdego lekarza. Szczególnie należy zwrócić uwagę na pacjentów obciążonych wysokim i bardzo wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym. Pozytywny wpływ aktywności fizycznej to między innymi: zmniejszenie spoczynkowej częstotliwości akcji serca, wydłużenie rozkurczu serca, zmniejszenie oporu naczyniowego i wzrost przepływu w tętnicach wieńcowych, obniżenie ciśnienia tętniczego krwi oraz poprawa lipidogramu. Kolejną grupą pacjentów, którzy odniosą korzyści z większej ilości ruchu, to osoby chorujące na cukrzycę typu 2. Podłożem tej choroby jest insulinooporność. Regularny wysiłek o charakterze aerobowym oraz oporowym zwiększa wrażliwość komórek na ten hormon, powodując spadek stężenia glukozy we krwi na czczo oraz hemoglobiny glikowanej.

O czym warto pamiętać?

Aktywność fizyczna powinna być uprawiana przez każdego z nas. Musi być ona dopasowana do potrzeb i możliwości pacjenta. Rolą lekarza jest zachęcanie i propagowanie aktywnego trybu życia. Co ciekawe, medycy, którzy sami prowadzą zdrowy styl życia, częściej udzielają pacjentom porad tego dotyczących. Recepty na aktywność fizyczną są dobrą formą interwencji związanej ze stylem życia i przekładają się na zwiększenie aktywności ruchowej wśród pacjentów. Powinny być one konkretne i dokładnie określać rodzaj, czas trwania i intensywność wysiłku, gdyż poprawia to przestrzeganie zaleceń przez pacjentów. W Polsce do tej pory aktywność fizyczna na receptę niestety nie funkcjonuje jeszcze jako rozwiązanie systemowe.

20230908 AdobeStock 647416736

Czy istnieją jakieś przeciwwskazania do aktywności fizycznej?

U większości pacjentów nie ma przeciwwskazań, ale warto się do niej odpowiednio przygotować, zwłaszcza, gdy ma ona być intensywna. Bez względu na to, jak jesteśmy aktywni, opieka kardiologiczna jest niezbędna. Warto od 35. roku życia robić EKG raz w roku. Po 40. roku życia warto zrobić test wysiłkowy EKG. Ocenić, czy przypadkiem nie ma zmian miażdżycowych, czy w trakcie wysiłku nie wzrasta za bardzo ciśnienie oraz tętno. Czy nie pojawia się arytmia, która może być groźna dla pacjenta. Badania powinny wykonać zwłaszcza osoby dotychczas nieaktywne, które zamierzają rozpocząć aktywność fizyczną. Należy sprawdzić, czy nie ma żadnych przeciwwskazań zdrowotnych do jej wykonywania. Co istotne pacjenci z rozpoznanymi schorzeniami sercowo-naczyniowymi powinni skonsultować rodzaj uprawianego sportu oraz jego intensywność z certyfikowanym lekarzem kardiologiem.

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

Specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiolog. W 2013 roku otrzymała tytuł doktora nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Absolwentka Studium Podyplomowego „Dietetyka i Planowanie Żywienia” na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, posiada certyfikację Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, uprawniającą do kompleksowego leczenia pacjentów borykających się z problemem nadwagi i otyłości.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Izabela Malendowska Aesthetic | Preferuję estetyczny umiar 

Artykuł przeczytasz w: 9 min.
Izabela Malendowska Aesthetic


Izabela Malendowska, właścicielka gabinetu Malendowska Aesthetic, konsekwentnie wyznaje zasadę „estetycznego umiaru” i „zero migracji” w swoich zabiegach, dążąc do harmonii między pięknem a zdrowiem. W rozmowie opowiada o swojej drodze zawodowej – od branży fitness po kosmetologię estetyczną – oraz o tym, jak naturalność i indywidualne podejście do klienta stały się fundamentem jej pracy. Wyjaśnia również, jak istotne jest zrozumienie anatomii twarzy, umiar w stosowaniu wypełniaczy oraz rozwaga, aby osiągnąć subtelne, eleganckie efekty. Branża beauty to dla niej nie tylko estetyka, ale i sposób na poprawę jakości życia, dlatego łączy ją z holistycznym podejściem, które pozwala klientom odkryć ich najlepsze wydanie – bez zbędnej przesady.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Patrycja Andrzejewska, Łucja Balcer

Jakie były Twoje początki w branży kosmetologicznej? Co zainspirowało Cię do specjalizacji w upiększaniu kobiet i mężczyzn?

IZABELA MALENDOWSKA: Moja pasja do pracy z ludźmi i chęć niesienia im pomocy towarzyszyły mi od zawsze. Swoją zawodową drogę zaczynałam w branży fitness, którą od początku postrzegałam jako bardzo zbliżoną do świata beauty. Obie te dziedziny łączą zdrowie i piękno – w fitness dbamy o kondycję i formę ciała, a w beauty o jego wygląd. Praca w fitness pochłonęła mnie do tego stopnia, że startowałam nawet w zawodach Bikini Fitness, gdzie zdobyłam szóste miejsce. Jednak poczułam, że czas na zmiany, i zaczęłam od kursu makijażu permanentnego, potem przyszły kolejne – szkolenia, kursy, aż po studia kosmetologiczne, bo fascynacja branżą beauty tylko rosła. Choć na pierwszy rzut oka beauty może wydawać się branżą „próżną,” dla mnie to przede wszystkim sposób na pomaganie ludziom. Bo czym innym jest podkreślanie ich naturalnego piękna, dodawanie pewności siebie, spełnianie marzeń o wyglądzie, w którym czują się dobrze? Moja praca pozwala mi wspierać ludzi w odkrywaniu ich najlepszego wydania, zawsze z poszanowaniem ich naturalności i autentyczności. Dlatego też zdecydowałam się na studia pielęgniarskie – by zgłębić medyczne aspekty pracy i móc jeszcze lepiej pomagać moim klientom, łącząc wiedzę z kosmetologii i pielęgniarstwa. Postrzegam swoją pracę jako subtelne wsparcie, które realnie wpływa na jakość życia moich klientów, a to przynosi mi ogromną satysfakcję.

Pracę w branży beauty rozpoczęłaś prawie 10 lat temu, kiedy przyszedł ten moment, w którym powiedziałaś sobie – czas na własny biznes? 

Swoją działalność rozpoczęłam w 2015 roku, w małym, podnajmowanym gabinecie, gdzie zaczęłam przyjmować pierwsze klientki. Szybko jednak okazało się, że miejsca jest za mało i przeniosłam się na Wildę. Choć zmiana była krokiem naprzód, wciąż marzyłam o własnym, estetycznym gabinecie, który odzwierciedlałby moją wizję piękna i profesjonalizmu.

I tak oto dzisiaj spotykamy się w pięknym gabinecie przy ulicy Głównej, który od progu urzeka dbałością o każdy detal i wyjątkową estetyką wykończenia.

Bardzo zależało mi na tym, aby standard miejsca, w którym przyjmuję klientki, odzwierciedlał jakość usług, jakie oferuję. Dziś koncentruję się głównie na kosmetologii estetycznej, dlatego szczególnie ważne było dla mnie stworzenie przestrzeni, która będzie zarówno elegancka, jak i profesjonalna – miejsca, w którym klientki poczują się komfortowo i wyjątkowo.

Na jakie efekty mogą liczyć klienci po wizycie w Twoim salonie? 

Specjalizuję się przede wszystkim w powiększaniu ust, ale stawiam na subtelne i naturalne efekty. Bardzo dbam o to, aby usta po zabiegu harmonizowały z całą twarzą, dodając jej wyrazu, ale nie przerysowując rysów. Moim celem jest, by każda klientka wychodziła z gabinetu z efektem, który podkreśla jej naturalne piękno, dodając pewności siebie, ale pozostając w zgodzie z jej indywidualnym wyglądem. Bardzo lubię pracować również z tzw. „trudnymi” ustami, które wymagają zaawansowanej wiedzy i precyzyjnego podejścia. Każde usta są unikalne, a praca nad ich asymetrią, wyrównaniem konturów czy subtelną korektą kształtu przynosi mi ogromną satysfakcję. Dodatkowo proponuję moim klientkom chcącym zatrzymać czas całą gamę zabiegów odmładzających, takich jak mezoterapia, stymulatory tkankowe. A jeśli trzeba to i wypełniacz w formie wolumetrii czy typowo śródskórnie. 

Izabela Malendowska Aesthetic

Jednak sporo ostatnio mówi się o migracji wypełniaczy i skutkach ubocznych ich stosowania… 

Rzeczywiście, temat migracji wypełniaczy na bazie kwasu hialuronowego i potencjalnych skutków ubocznych jest coraz częściej poruszany. Sama nie jestem ich zagorzałą fanką, ale niektórych rezultatów nie da się osiągnąć bez ich zastosowania. Kluczem do sukcesu jest jednak umiar i precyzja – odpowiednie dawkowanie oraz właściwa technika pozwalają uzyskać naturalny efekt, minimalizując ryzyko migracji czy innych niepożądanych rezultatów.

Zdarza Ci się odmawiać?

Tak, zdarza się. Kiedy widzę, że klientka ma konkretny pomysł, który moim zdaniem nie przyniesie oczekiwanego efektu lub może wyglądać nienaturalnie, wolę odmówić. Zawsze kieruję się tym, aby końcowy rezultat był harmonijny i podkreślał naturalne piękno, dlatego nie podejmuję się zabiegów, które mogłyby zaszkodzić wyglądowi klientki lub nie spełnić jej oczekiwań.

W Twoim gabinecie stoi także komora hiperbaryczna. Nieczęsto widzę taki sprzęt w salonach kosmetologicznych. 

Komora pozytywnie wpływa na wiele aspektów zdrowia, w tym na regenerację skóry, gojenie ran, poprawę krążenia oraz jakość snu. Dzięki intensywnemu dotlenieniu komórek i rozszerzeniu naczyń krwionośnych, organizm szybciej się regeneruje, co przekłada się na lepszy wygląd skóry, przyspieszone procesy gojenia oraz łagodzenie stanów zapalnych. Tlenoterapia pomaga również w redukcji stresu oksydacyjnego, wspierając naturalne procesy detoksykacji, co poprawia ogólne samopoczucie, sprzyja wyciszeniu i korzystnie wpływa na sen – dzięki niej łatwiej zasnąć, a sen jest głębszy i bardziej regenerujący. Zdecydowałam się na komorę hiperbaryczną w swoim gabinecie, bo idealnie wpisuje się w moją filozofię anty-agingu. 

Ta filozofia to nie tylko zabiegi w gabinecie…

Moja filozofia to nic odkrywczego – czasem nawet czuję, że jestem monotematyczna, powtarzając ją do znudzenia moim klientkom. (śmiech) Przepis na zdrową i piękną skórę opiera się na prostych zasadach: aktywność fizyczna i zdrowe odżywianie. Nie trzeba być zawodowym sportowcem – wystarczą regularne spacery, byle systematycznie! A zdrowa dieta nie oznacza radykalnych rewolucji, skomplikowanych przepisów czy obsesyjnego liczenia kalorii. Warto sięgać po zdrowsze produkty, wybierać te z prostym składem – efekty przyjdą szybciej niż się spodziewasz. To takie proste! Daj organizmowi dobre paliwo, a on na pewno się odwdzięczy! 

Izabela Malendowska Aesthetic

Wspominasz, że w swojej pracy kładziesz nacisk na „ZERO MIGRACJI” i technikę „Estetyczny UMIAR”. Czy możesz wyjaśnić, na czym polegają te metody i dlaczego są tak istotne w Twojej praktyce?

Metoda „ZERO MIGRACJI” polega na tym, by precyzyjnie umieścić wypełniacz tam, gdzie jest potrzebny i kontrolować jego ilość tak, aby nie przemieszczał się poza wyznaczone miejsce. Dodatkowo ważny jest dobór odpowiedniej gęstości i trwałości kwasu hialuronowego. Migracja wypełniacza jest nie tylko nieestetyczna, ale może też prowadzić do problemów zdrowotnych, dlatego dokładność i umiejętność pracy z anatomią twarzy są tutaj kluczowe. Z kolei „Estetyczny UMIAR” to podejście, które skupia się na delikatnym podkreśleniu naturalnych atutów klienta oraz spowolnienia procesów starzenia, poprzez dobór odpowiednich ampułek, ilości zabiegów i ilości podanego preparatu – nie za mało, ale i nie za dużo. W mojej praktyce stawiam na subtelne efekty, które harmonizują z naturalnymi proporcjami, dzięki czemu wyglądają świeżo i elegancko. Obie te metody są niezwykle istotne, bo dają efekt, który jest zarówno estetyczny, jak i długotrwale bezpieczny dla klienta.

Prowadzisz również szkolenia z zakresu kosmetologii estetycznej. Jakie wyzwania napotykasz jako szkoleniowiec i co daje Ci największą satysfakcję w przekazywaniu wiedzy innym?

Zauważyłam, że życie nie nadąża za praktyką, a na rynku brakuje kompleksowych szkoleń łączących teorię z praktycznymi umiejętnościami. Dlatego moim celem jako szkoleniowca jest nie tylko przekazanie wiedzy technicznej, ale też wykształcenie w uczestnikach pełnego zrozumienia dla każdego etapu zabiegu oraz świadomości wpływu, jaki ich praca ma na zdrowie i wygląd klientów. Wyzwaniem jest dla mnie czas szkolenia. (śmiech) Uwielbiam dzielić się wiedzą i jedyne co mnie ogranicza to właśnie czas trwania takiego kursu. Bo mam poczucie, że mogłabym szkolić i szkolić. (śmiech) Bardzo dbam o to, aby poziom moich szkoleń był dostosowany do poziomu wiedzy uczestnika. Muszę mieć pewność, że wychodząc ode mnie każdy uczestnik – niezależnie od poziomu doświadczenia – wyniesie z niego solidną bazę oraz pewność siebie w pracy. Największą satysfakcję daje mi moment, gdy widzę, jak kursanci nabierają wprawy i zaczynają rozumieć, dlaczego dany zabieg wykonuje się w określony sposób. Obserwowanie ich postępów, pewności w działaniu oraz pasji, którą odkrywają w tej pracy, jest dla mnie najcenniejszą nagrodą.

Jakie są według Ciebie najważniejsze trendy i innowacje w kosmetologii estetycznej, które warto śledzić w najbliższych latach?

Przede wszystkim widzę silny trend w kierunku naturalności i dbałości o zdrowie. Coraz więcej osób szuka zabiegów, które subtelnie podkreślają ich naturalne piękno, bez efektu sztuczności czy przerysowania. Klienci coraz częściej oczekują, że kosmetologia estetyczna będzie wspierać zdrowie skóry od wewnątrz, dlatego zabiegi biostymulacyjne oraz technologie regeneracyjne, oparte na stymulacji kolagenu, zyskują na popularności. Ogólnie, widoczny jest wzrost zainteresowania holistycznym podejściem, w którym zdrowie i piękno idą w parze, a klienci wybierają zabiegi spójne z ich indywidualnymi potrzebami i stylem życia. 

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Izabela Malendowska Aesthetic
REKLAMA
REKLAMA

Perfumy orientalne – zapachowa podróż do egzotycznych krain

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Perfumy od wieków odgrywają kluczową rolę w kulturach na całym świecie, pełniąc funkcję nie tylko kosmetyczną, ale i symboliczną. Wśród licznych kategorii zapachów, perfumy orientalne wyróżniają się szczególną intensywnością i bogactwem kompozycji. Ich korzenie sięgają starożytnych tradycji Bliskiego Wschodu, Indii oraz Azji, gdzie aromatyczne składniki, takie jak kadzidło, przyprawy, egzotyczne kwiaty i drewna, od wieków były cenione i wykorzystywane zarówno w obrzędach religijnych, jak i w codziennej pielęgnacji.

Tekst: Karolina Kamińska, perfumiarka, kosmetolożka, wykładowczyni w Poznańskiej Akademii Medycznej, zdjęcie autorki: Karolina Turlejska, zdjęcia: Adobe Stock

Charakterystyka perfum orientalnych

Perfumy orientalne znane są ze swojej zmysłowości, głębi oraz ciepła. Nazywane są także perfumami ambrowymi, ponieważ ambra, będąca cennym składnikiem pochodzenia zwierzęcego, odgrywa istotną rolę w ich kompozycjach. Współcześnie ambra jest często zastępowana syntetycznymi odpowiednikami, które oddają jej charakterystyczny, słodko-drzewny aromat. Podstawowe nuty zapachowe w perfumach orientalnych to przyprawy takie jak cynamon, gałka muszkatołowa, szafran, goździki – te aromaty dodają perfumom orientalnym wyrazistości i głębi. Natomiast żywice i balsamy – kadzidło, mirra, benzoes, ladanum to one nadają perfumom tajemniczy, mistyczny charakter. Egzotyczne kwiaty, jak np. jaśmin, ylang-ylang, róża damasceńska to tylko niektóre z kwiatów, które zapewniają orientalną zmysłową słodycz. A nuty drzewne – drewno sandałowe, cedr, oud (agar) – te składniki nadają kompozycjom orientalnym bogaty, ziemisty ton. Do tego wszystkiego wanilia, która dodaje słodkości, a paczula głębi i trwałości zapachu.

Historia perfum orientalnych

Historia perfum orientalnych sięga starożytności. W Mezopotamii, Egipcie, Persji, Indiach oraz Chinach zapachy odgrywały istotną rolę w rytuałach religijnych i w życiu codziennym. W starożytnym Egipcie kapłani używali kadzideł, aby komunikować się z bogami, a w Persji perfumy były symbolem statusu i luksusu. W Europie perfumy orientalne zyskały popularność w średniowieczu, głównie dzięki kontaktom handlowym z Bliskim Wschodem. Krucjaty, jedwabny szlak oraz arabscy kupcy przyczynili się do rozprzestrzenienia egzotycznych zapachów na Starym Kontynencie. Wielką rolę w popularyzacji tych zapachów odegrał także renesansowy Zachód, gdzie zaczęto tworzyć pierwsze europejskie kompozycje inspirowane Orientem.

Współczesne perfumy orientalne

Współczesne perfumy orientalne zachowują wiele z tradycyjnych składników, jednak współcześni perfumiarze często eksperymentują, łącząc klasyczne nuty z nowoczesnymi akcentami. Perfumy orientalne są dziś podzielone na różne podkategorie, takie jak orientalno-drzewne, orientalno-kwiatowe, orientalno-przyprawowe, które umożliwiają wybór zapachu dopasowanego do indywidualnych preferencji. Orientalno-drzewne perfumy, takie jak Tom Ford Oud Wood, łączą ciężkie, drzewne nuty z ciepłymi przyprawami, tworząc kompozycje idealne na chłodniejsze dni. Orientalno-kwiatowe zapachy, takie jak Guerlain Shalimar czy Serge Lutens Sarrasins, wprowadzają do kompozycji nuty jaśminu, róży i ylang-ylang, nadając im zmysłowości i romantycznego charakteru. Orientalno-przyprawowe perfumy, takie jak Opium Yves Saint Laurent czy Spicebomb Victor & Rolf, to wybuchowe mieszanki przypraw, które dodają energii i mocy.

20241125 AdobeStock 918803342

Perfumy orientalne w kulturze

W różnych kulturach perfumy orientalne mają różne znaczenia i są używane  w różnorodny sposób. W kulturze arabskiej perfumy, szczególnie te zawierające oud, czyli żywicę drewna agarowego, są symbolem gościnności i luksusu. W Indiach kwiaty i przyprawy używane do tworzenia zapachów mają znaczenie duchowe i często towarzyszą medytacjom i rytuałom religijnym. Współcześnie perfumy orientalne zyskują na popularności na całym świecie, co wynika z ich unikalności i zdolności do przyciągania uwagi. Ich intensywność i trwałość sprawiają, że są często wybierane na specjalne okazje, ale także jako codzienny wybór dla osób, które chcą podkreślić swoją indywidualność i zmysłowość.

Jak wybrać idealne perfumy orientalne?

Wybór perfum orientalnych może być wyzwaniem, ze względu na ich intensywność i różnorodność. Warto zwrócić uwagę na kilka aspektów.

  • Okazja. Orientalne perfumy są zazwyczaj bardziej intensywne i trwałe, co czyni je idealnym wyborem na wieczorne wyjścia lub chłodniejsze dni. Na co dzień można wybrać lżejsze wersje orientalnych zapachów, które nie będą przytłaczające.
  • Składniki. Przed zakupem warto zapoznać się z nutami zapachowymi. Jeśli preferujesz ciepłe, słodkie zapachy, wybierz perfumy z nutami wanilii i ambry. Dla fanów bardziej wyrazistych i ostrych kompozycji odpowiednie będą zapachy z nutami przypraw i kadzidła.
  • Trwałość. Orientalne perfumy znane są z wysokiej trwałości, dzięki czemu ich zapach utrzymuje się na skórze przez wiele godzin. Warto jednak przetestować perfumy na skórze, aby sprawdzić, jak rozwijają się w czasie i jak reagują z naturalnym zapachem naszej skóry.
  • Sezonowość. Orientalne zapachy często są wybierane w chłodniejszych miesiącach, ze względu na ich ciepły charakter. Latem warto sięgać po lżejsze, bardziej świeże orientalne kompozycje, które zawierają nuty kwiatowe i cytrusowe.

Perfumy orientalne to wyjątkowa kategoria zapachów, która oferuje bogactwo aromatów inspirowanych egzotycznymi krainami. Ich głębia, zmysłowość i intensywność sprawiają, że są idealnym wyborem dla osób, które chcą wyróżnić się z tłumu i podkreślić swoją osobowość. Niezależnie od tego, czy szukasz zapachu na specjalne okazje, czy codziennego towarzysza, perfumy orientalne mogą stać się Twoim ulubionym wyborem, zabierając Cię w zapachową podróż do dalekich, tajemniczych krain.

Karolina Kamińska

Karolina Kamińska

Karolina Kamińska, perfumiarka, kosmetolożka, wykładowczyni w Poznańskiej Akademii Medycznej
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Oversize podbija codzienne stylizacje

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Moda oversize, czyli ubrania o przeskalowanych krojach, na dobre zadomowiła się w naszych szafach. To trend, który od dekad zyskuje na popularności, zmienia pojęcie proporcji i klasycznego dopasowania ubrań do sylwetki. Choć luźniejsze kroje były obecne już wcześniej, moda oversize dziś jest wynikiem połączenia wpływów streetwearu, popkultury i wybiegów, gdzie projektanci na nowo odkrywają swobodę form. A my użytkownicy mody z coraz większą fascynacją po nią sięgamy.

Tekst i stylizacje: Anna Śmiechowska, zdjęcia: Adobe Stock

Wydawać by się mogło, że moda oversize to współczesny trend, a jednak jego korzenie sięgają już lat 80., kiedy to projektanci tacy jak Yves Saint Laurent czy Rei Kawakubo eksperymentowali z formą, odchodząc od przylegających do ciała sylwetek. Saint Laurent stworzył ubrania o luźniejszych, swobodnych krojach, które miały na celu dać kobietom więcej komfortu i pewności siebie. Kawakubo z kolei zrewolucjonizowała modę dzięki swojej koncepcji „antymody”, gdzie asymetryczne i obszerne ubrania symbolizowały estetyczną rewolucję, ale też wyzwanie rzucone tradycyjnym wyobrażeniom o kobiecej sylwetce. I tak jest do dziś, warto znać zasady proporcji sylwetki, aby umiejętnie wykorzystywać przeskalowane formy w codziennych stylizacjach.

Nowa elegancja – luźne kroje jako symbol wyrazistości

Za duże ubrania stały się modne i z roku na rok przybywa ich fanów. Znam kobiety, które zarzekały się, że nie ubiorą męskiej marynarki, a dzisiaj… nie wyobrażają sobie katować ciała zbyt obcisłą i przylegającą do ciała marynarką. Luźne płaszcze, obszerne marynarki czy zbyt duże bluzy zaczęły symbolizować nową elegancję – swobodną, wyrazistą i odważną. Moda oversize na wybiegach to nie tylko oversize dla efektu show. Projektanci bawią się proporcjami, tworząc kreacje, które choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się za duże, w rzeczywistości są idealnie przemyślane. Dzięki temu noszenie oversize’u nabrało nowego znaczenia – to wyraz kreatywności, a przede wszystkim komfortu.

Klucz do udanej stylizacji oversize – gra proporcjami i warstwowanie

Noszenie ubrań oversize wymaga pewnej wprawy, aby zachować balans i nie wyglądać „przytłoczonym”. Kluczem jest odpowiednie dobranie proporcji. Jedną z podstawowych zasad stylizacji oversize jest łączenie luźnych elementów z bardziej dopasowanymi. Na przykład: szeroka, oversize’owa bluza świetnie będzie wyglądać w zestawieniu z wąskimi jeansami, co pozwoli zachować odpowiednie proporcje sylwetki. Z kolei obszerne spodnie mogą być doskonałym tłem dla bardziej dopasowanej góry, jak np. T-shirt. Ciekawe stylizacje w trendzie oversize stworzymy, stosując warstwowanie ubrań. Dłuższa koszula wystająca spod krótszej kurtki czy obszerna marynarka nałożona na cienki golf to świetny sposób na dodanie luzu i dynamiki w stylizacji. Wybierając obszerne płaszcze czy garnitury, kobiety tworzą odważne i nowoczesne stylizacje. Luźne kroje są elementem swobodnej elegancji. A co ważne, dobrze ubrane, dodają charakteru stylizacji zarówno sylwetce XS, jak również XXL. Osobiście uważam, iż oversize przeciwstawia się tradycyjnym standardom kobiecej sylwetki, przedstawiając ją w nowym świetle i podkreślając trend oversize jako niezależność i indywidualną decyzję kreacji wizerunku.

20241119 AdobeStock 923957846

Dodatki – dopełnienie stylizacji w stylu oversize

Damskie szerokie spodnie w wersji oversize o prostym lub lekko rozszerzanym kroju są dzisiaj super alternatywą dla klasycznych cygaretek. Warto wspomnieć o dodatkach, które coraz częściej dopełniają klasyczne stylizacje w nieco większym luźnym stylu, podkreślając naszą wolność.

Komfort i swoboda ruchów – odpowiedź na potrzeby współczesności

Moda oversize zyskała popularność przede wszystkim dzięki zapewnianiu wygody i swobody ruchów, co jest kluczowe w zabieganym, współczesnym świecie. Ponadto, ten styl daje możliwość eksperymentowania z modą – można bawić się warstwami, proporcjami i nieoczywistymi zestawieniami. To także pewien wyraz odwagi – noszenie oversize’u może być manifestacją odrzucenia utartych norm, wyzwoleniem od presji dopasowanego ciała.

20240130 AdobeStock 731116062

Oversize dla każdej sylwetki

Moda oversize ma w sobie uniwersalność i prostotę – może być elegancka, casualowa, sportowa, a jednocześnie dostępna dla osób o różnych sylwetkach. To styl, który łączy w sobie swobodę i wyrafinowanie, a jego popularność pokazuje, że „za duże” ubrania mają w sobie ogromny potencjał. Powtórzę się: potencjał dla każdej sylwetki – zarówno tej szczupłej, jak również bardziej obfitej. To jeden z trendów, który nie tylko odzwierciedla zmieniające się podejście do mody, ale również odpowiada na potrzeby współczesnych konsumentów, szukających komfortu i wyrazistości. Moda oversize rozwija się dynamicznie i z pewnością zostanie z nami jeszcze na długo.

20241119 smiech 1 4
20241119 smiech 3 4
20241119 smiech 2 4
Ania Smiechowska|Ania Smiechowska

Anna Śmiechowska

Ania Śmiechowska stylistka mody. Pomaga odkrywać unikalny styl i budować pewność siebie poprzez odpowiedni dobór ubrań. Wierzy, że moda powinna podkreślać indywidualność, dlatego jej motto brzmi: „Bądź sobą, nie kopią”. Zaraża pozytywną energią i pokazuje, że ubranie ma moc i jest ogromnym narzędziem naszego sukcesu.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Poznańska fundacja edukacyjna Ferajna. Jak rozbudzić w dziecku ciekawość świata?

Artykuł przeczytasz w: 15 min.
Fundacja Edukacyjna Ferajna


Pięć lat temu powstała stacjonarna Ferajna przy ul. Łużyckiej 22 w Poznaniu, fundacja edukacyjna krzewiąca w dzieciach potrzebę samodzielnego uczenia się, wychodzenia poza utarte schematy. To przyjazne miejsce na pogłębianie wiedzy, gdzie do uczniów podchodzi się indywidualnie, wsłuchując się w ich potrzeby, dając tym samym możliwość wyboru, podejmowania świadomych decyzji i zapewniając dobre relacje z nauczycielami. Założycielkami Ferajny są Adriana Niedbała, która równocześnie od 20 już lat prowadzi szkołę językową „Papuga” w Poznaniu, i Karolina Szafrańska-Bąk, absolwentka studiów filozoficznych, coachingu i tutoringu. Obie są certyfikowanymi mediatorkami w duchu porozumienia bez przemocy Marshalla Rosenberga w kontekście bycia w dialogu w z drugim człowiekiem. Swoją wiedzę i doświadczenie zamieniają w tak potrzebną praktykę, u podłoża której są relacje międzyludzkie i kontakt z uczniem oparty na zaufaniu.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Materiały prasowe Ferajny

Pochwalcie się, proszę, swoim nowym projektem, który w tym miesiącu startuje w ramach Ferajny.

K.Sz.-B.: Rok pracowaliśmy nad stworzeniem bezpłatnej Interdyscyplinarnej Przestrzeni Edukacyjnej – platformy cyfrowej oraz studia nagrań, którą możemy uruchomić dzięki dotacji z Krajowego Planu Odbudowy w ramach Programu „Odporność oraz rozwój ekonomii społecznej i przedsiębiorczości społecznej” na lata 2022-2025. Oficjalnie rusza ona już 22 listopada br. i zachęcamy wszystkich do korzystania z zasobu zgromadzonej tam wiedzy.
A.N.: Złożyłyśmy wniosek o dofinansowanie i się udało, gdyż wszystkie środki, jakimi dysponujemy, przeznaczamy głównie na zajęcia stacjonarne w Ferajnie. Pomysł platformy to w dużej mierze odzwierciedlenie naszego stylu pracy, naszej misji i idei, które rozpowszechniamy zarówno w podstawówce przy ul. Łużyckiej 22, jak i w liceum przy ul. Nad Wierzbakiem 26. Idziemy więc z duchem czasu, stawiamy na rozwój i edukację on-line. Chcemy dać naszym uczniom, ale i wszystkim zainteresowanym takie źródło wiedzy, ogólnie dostępne, bez dodatkowych kosztów.

Jaki zasób wiedzy i informacji będzie dostępny na interdyscyplinarnej platformie edukacyjnej? I do kogo jest ona skierowana?

K.Sz.-B.: Od samego początku przyświecał nam cel szerokiej dostępności, czyli aby każdy chętny, niezależnie od wieku, mógł z tej platformy skorzystać. Oczywiście, tworząc materiały, myślimy o dzieciach, bo to są głównie nasi odbiorcy. Natomiast my chcemy pokazać jak materiały z różnych dyscyplin się łączą, jak wiedza z różnych tematów scala się i kompiluje. Np. będzie dział poświęcony genetyce, czyli oczywiste odniesienia do biologii, a jednocześnie będą tu bardziej nieoczywiste w tym konkretnym temacie połączenia z językiem polskim, chemią, matematyką, językiem angielskim, aby pokazać interdyscyplinarność, która jest dla nas bardzo ważna, a której w szkołach systemowych niestety wciąż brakuje i dzieci mogą tego zwyczajnie nie zauważać.
Dostępne będą linki, które przekierują zainteresowaną osobę, zapraszając tym samym do podróży po zdobywanie wiedzy. Platforma ma służyć zagłębianiu się w samorozwój, w edukację, która może być przecież pozytywnym zaskoczeniem. Na to liczymy! (śmiech) Chodzi nam głównie o rozbudowywanie ciekawości dzieci i młodzieży, pokazując np. że zaczynamy od ziarenka piasku, a dochodzimy do zagadnień kosmosu. Pokazywanie jak świat jest ciekawy, z jakich punktów widzenia można dochodzić do jednego zagadnienia – to cel, który nam przyświeca nie tylko tutaj, w nauce on-line, na platformie edukacyjnej, ale także podczas naszych zajęć i warsztatów przygotowywanych w nauce stacjonarnej.
A.N.: Interdyscyplinarna platforma edukacyjna umożliwi kompletnie inne spojrzenie na naukę, na poszczególne zagadnienia. To wieloaspektowe podejście do edukacji pozwalające poszerzać dziecku wiedzę z różnych stron. I przede wszystkim cieszyć się odkrywaniem wciąż czegoś nowego. My dajemy dzieciom radość z uczenia się, szukania wiadomości na interesujący ich temat, łączenia przysłowiowych kropek, bo to daje szerokie spectrum wiedzy, a przede wszystkim daje możliwość wyboru, w którym kierunku iść. A my nie oceniamy naszych uczniów, co jest dobre, a co złe, który przedmiot jest ważniejszy – to jest ich wybór. Jesteśmy przekonane, że takie właśnie podejście – zarówno w nauce stacjonarnej w Ferajnie, jak i poprzez platformę – wpływa na ich mobilizację, motywację i chęć rozwoju. Uważamy, że wiedza oparta na relacji, na kontakcie z drugim człowiekiem jest najważniejsza, ale świat idzie do przodu, to i my nie możemy stać i przyglądać się…A jeżeli dzieci i młodzież mają korzystać z tworzonych przez nas materiałów w formie on-line, to chcemy, aby były one spójne z wartościami i ideą założonej przez nas Ferajny.

Fundacja Edukacyjna Ferajna

W Ferajnie duży nacisk kładziony jest na projekty, zajęcia w grupach, warsztaty z tzw. „otwartą głową”. Na temat jakich projektów dzieci mogą zgłębiać wiedzę na platformie edukacyjnej?

K.Sz.-B.: Na początek zaczynamy od dwóch projektów. Pierwszy to, wspomniana już przeze mnie, genetyka, natomiast drugim projektem jest miłość. Zobaczymy jak to zostanie przyjęte, jaki będziemy mieć odzew a propos przygotowanych materiałów, ich przejrzystości, kolorystyki, zasobu wiedzy, nawet technicznych kwestii – jak chociażby wyjustowanie tekstu. Wszystko dla nas ma znaczenie.
A.N.: W projekcie miłość, podobnie jak w genetyce, możemy zawrzeć wiele ciekawych tematów, chociażby z zakresu biologii, socjologii, kontaktów międzyludzkich, również chemii, gdy mówimy o feromonach i przyciąganiu do siebie ludzi. Nieustannie nakłaniamy do szerokiego spojrzenia na jeden temat. Pragniemy uczyć dzieci i młodzież w duchu interdyscyplinarnym, gdzie nie ma ograniczeń.

Główny cel Ferajny on-line to…

A.N.: Dostępność! Pragniemy, aby stworzona przez nas platforma edukacyjna dawała szansę rozwoju dzieciom i młodzieży, którzy są chwilowo w jakiejś niedostępności, np. przebywają w szpitalu, w domu, czy mają formę niepełnosprawności, czy mieszkają w odległych miejscowościach i nie mają dostępu do tego typu edukacji stacjonarnej, jaką oferuje Ferajna.
K.Sz.-B.: Móc zapewnić dostęp do wartościowej wiedzy, przygotowanej przez wykwalifikowanych edukatorów, to główny cel, jaki nam przyświecał na samym początku, myśląc w ogóle o nauce on-line i rozważając start tego typu platformy edukacyjnej. Dla nas niezwykle ważna jest różnorodność materiałów, dopasowana do wieku dziecka, do jego zainteresowań. Rozmaitość wątków i tematów, ta interdyscyplinarność jest tu dla nas kluczem otwierającym wszystkie drzwi szeroko pojętej wiedzy. Często nie zwracamy uwagi na odbiór materiału, a przecież jedni lubią słuchać, inni czytać, widzieć coś przed sobą, bo są wzrokowcami. Istnieją przecież różne style nauki i my nie wskazujemy, który jest najlepszy, to dziecko samo podejmuje decyzję. Dlatego nasze materiały w dwóch głównych blokach tematycznych nie są ani trochę monotonne, wprost przeciwnie – one mają za zadanie przyciągnąć uwagę dziecka i zmotywować do zgłębiania konkretnej wiedzy. To jest nasze nieszablonowe podejście, nakłaniamy więc dzieci, aby obejrzeć filmik, posłuchać kogoś, doświadczyć, przygotować eksperyment, a także wyjść na świeże powietrze, poćwiczyć lub coś sprawdzić w otaczającej nas przyrodzie.

Przez ostatni rok nauczyciele kilku specjalizacji współpracowali ze sobą, tworząc interdyscyplinarny koncept edukacji on-line. Zatrzymajmy się na chwilę przy kadrze edukacyjnej, mentorach – jak ich w Ferajnie nazywacie.

A.N.: Mamy wspaniały zespół ludzi, którzy na stałe współpracują z Ferajną stacjonarną, to jest już 30 osób z pełnymi kwalifikacjami, pasjonatów swoich dziedzin, którzy są niezwykle kreatywni, przygotowując zajęcia wieloaspektowe, wielopoziomowe, prace projektowe, doświadczenia, eksperymenty.
Natomiast przy zbieraniu materiałów do interdyscyplinarnej platformy edukacyjnej pracowali ze sobą lektorzy, lingwiści, poloniści, również biolożka i chemiczka. Dodatkowo nauczyciel geografii, matematyk. Naprawdę jest to bardzo zdolna i wartościowa ekipa. Nasza Ferajna! (śmiech) Ich współpraca polega w dużej mierze na dzieleniu się pomysłami i na nieustannych próbach, bez obaw, bez strachu i wykluczenia – tego też staramy się uczyć dzieci od 5 lat funkcjonowania Ferajny. Jak mądrze się uczyć? Jak przełamywać swój lęk? Jak dokonywać wyborów i nieustannie próbować? Aby dzieci w różnym wieku nie bały się swoich decyzji i umiały konstruować wartościowe argumenty.
K.Sz.-B.: Współpracujemy z ludźmi, którzy, oczywiście mają kompetencję, wiedzę, doświadczenie, ale przede wszystkim lubią to, co robią – i to jest w tym wszystkim najistotniejsze. Zespół mamy różnorodny i to stanowi o sile Ferajny. Różnorodność punktów widzenia, umiejętność bycia w dialogu i rozmawiania o tym. Nasi nauczyciele to mentorzy, przewodnicy, którzy uczą dzieci odkrywania tajemnic, pogłębiania wiedzy. Dzięki temu Ferajna to dobra alternatywa do systemu edukacji publicznej, bo my wychodzimy poza zastane ramy szkolnictwa. Opieramy się na relacji, dziecko-nauczyciel, dziecko-mentor, relacji polegającej na zaufaniu, bez cienia lęku i obawy przed wyśmianiem czy skrytykowaniem. Stwarzamy po prostu miłą i bezpieczną atmosferę.

Fundacja Edukacyjna Ferajna

Padło słowo alternatywa do typowej formy edukacji. W Ferajnie nie ma ocen, klasówek, zajęcia nie trwają tu 45 minut jak normalna lekcja szkolna, więc w jaki sposób mobilizujecie uczniów do nauki?

K.Sz.-B.: Dorośli warto, żeby sobie uzmysłowili, że nie każde dziecko będzie lubiło się uczyć czy będzie chciało zgłębiać konkretny temat. Nasze doświadczenia pokazują nam, że w momencie, gdy dziecko nie jest oceniane, nie jest krytykowane „tego nie umiesz”, „tego się nie nauczyłeś”, lepiej się rozwija, pewniej funkcjonuje w grupie. Jeśli wie, czego ma się uczyć oraz jaki jest tego cel i sens, łatwiej jest mu podjąć decyzję o zaangażowaniu w proces nauki. Dziecięce marzenia jak poznawać świat, w jakim kierunku iść, aby szukać odpowiedzi na nurtujące ich zagadnienia – to jest dla nich prawidłowa ścieżka rozwoju.
A.N.: Widzimy, że dzieci nie boją się wtedy zadawać pytań, nie boją się popełniać błędów, jeśli nie są oceniane. Nie zawstydzamy dzieci, nikt im nie powie „przecież to już było, to już powinieneś wiedzieć”. Oczywiście, nasza droga jest dłuższa niż w zwykłej publicznej szkole, towarzyszymy im w rozbudzaniu ciekawości, w motywacji do nauki bez wartościowania i ocen. Dajemy uczniom czas – to jest ważna kwestia, która nas odróżnia od systemowej edukacji. Warto podkreślić, że przyjazna relacja, zaufanie oraz uczenie się na błędach wzmacnia osobowość dziecka oraz poczucie wartości i pewności siebie w dobrym tego słowa znaczeniu. Uczestniczymy jako Ferajna w rozmaitych projektach. Nasi uczniowie wyjeżdżają na Erasmusa, ponadto będziemy przyjmować wolontariuszy z innych państw w ramach projektu Europejski Korpus Solidarności. Mamy wspaniały zespół zbudowany na autentyczności, dialogu i zaufaniu. Dogadujemy się i uczymy się być w konflikcie tak, żeby nie zrywać relacji.
K.Sz.-B.: W Ferajnie nie negujemy podstaw edukacji czy tego, co funkcjonuje w systemie szkolnictwa. Nasze dzieci i młodzież też mają karty pracy, piszą egzamin 8-klasisty, podchodzą do matury. Mają presję czasu podczas egzaminów ustnych i pisemnych z różnych przedmiotów, nie żyją w wyimaginowanej bańce, pokazujemy im wachlarz rozmaitych możliwości do wyboru.

W jakim wieku przyjmowane są dzieci do stacjonarnej Ferajny? I ilu uczniów ma obecnie placówka?

A.N.: Szkoła podstawowa to klasy od 0 do 8 plus liceum. Podstawówka mieści się przy ul. Łużyckiej 22, a liceum przy ul. Nad Wierzbakiem 26 i na każdym etapie rozwoju jest to kompilacja z różnych dziedzin życia. Naszą ideę i podejście do otwartości, do możliwości wyborów zawiera skrót LOF – tzn. Liceum Otwarte Ferajna. W liceum pięknie nam się sprawdza interdyscyplinarność, bo mamy tu przede wszystkim przedmioty maturalne, a cała pozostała wiedza podawana jest uczniom w tzw. paczkach interdyscyplinarnych, łączących różne kierunki i tematy.
K.Sz.-B.: W podstawówce mamy 48 uczniów, a w liceum – 13. Przestrzeń Nad Wierzbakiem przewiduje możliwość nauki 25 licealistów. Co dla nas bardzo istotne – licealiści sami podejmowali decyzję przystąpienia do fundacji edukacyjnej Ferajna, to był ich świadomy wybór, że chcą zmienić system uczenia. Każdego coś innego motywowało, aby do nas przystąpić.

Czego według Pań brakuje w polskiej szkole systemowej, a co dzieci i młodzież mogą znaleźć w Waszym koncepcie edukacyjnym?

A.N.: Zależy nam najbardziej na samodzielności. Stawiamy na samodzielne zdobywanie wiedzy, po prostu na uczenie się samodzielnie uczyć – co w wielu wypadkach wydaje się wręcz niemożliwe. Przełamujemy bariery strachu i niepewności, pokazujemy, że można, że warto, bo to przyniesie rezultaty w przyszłości. Widzimy, że dzieci i młodzież często nie mają tej wydawałoby się podstawowej kompetencji, jaką jest samodzielne uczenie się. Jak sobie rozkładać materiał do nauki, do egzaminu? W jaki sposób lubię się uczyć, z jakich narzędzi wspierających naukę mogę korzystać? W jaki sposób szukać informacji w Internecie? Jak umiejętnie oddzielać fałsz od prawdy, spoglądając krytycznie na rzeczy i zjawiska dookoła nas? Ponadto stwarzamy dzieciakom bezpieczne emocjonalnie środowisko, aby mózg właściwie przyswajał wiedzę.
K.Sz.-B.: Na pewno Ferajna to innowacyjność, niesztampowe podejście, samodzielność, nauka języków obcych, rozwój kompetencji społecznych i rozbudzenie ciekawości świata, a także wspomniana przez nas interdyscyplinarność.
Na platformie edukacyjnej będzie właśnie element tutoringu, oparty na relacji 1:1. Dostępne więc będą narzędzia, dzięki którym dziecko będzie mogło się samo sprawdzać nt. konkretnego tematu. Ponadto dajemy możliwość kontaktowania się z naszymi mentorami, tutorami – co ułatwi rozwiązanie konkretnych problemów czy rozwikłanie niejasności.

Fundacja Edukacyjna Ferajna

W obecnym świecie social mediów, fake newsów, kakofonii dźwięków – co jest istotne dla zrównoważonego rozwoju dziecka?

K.Sz.-B: Uczymy dzieci odpuszczać pewne tematy, rezygnować z niektórych rzeczy, właśnie poprzez świadome dokonywanie wyborów, np. na rzecz spaceru, przewietrzenia głowy, aktywności na świeżym powietrzu. Pobycia sam na sam z przyrodą. Jak ważne są wycieczki na łono natury, w ciszy, z własnymi myślami? – sami to my, dorośli, wiemy najlepiej. Dlatego podkreślamy wagę odpoczynku, dobrego snu i umiejętnego wysypiania się, które tak są potrzebne do sprawnego przyswajania wiedzy. Uczymy naszych uczniów szacunku do drugiego człowieka i bycia blisko przyrody.
A.N.: Ponadto tłumaczymy już najmłodszym naszym uczniom, wychowankom jak ważne jest bezpieczeństwo w sieci. Młodzież ma u nas tzw. „pogadanki” nt. cyberprzemocy, nowych technologii, sztucznej inteligencji, zagrożeń i sukcesów, które niesie współczesny świat i wraz z nim zmieniające się potrzeby człowieka.

Wiem, że przy okazji interdyscyplinarnej platformy edukacyjnej powstało studio nagrań. Jaka idea przyświeca temu przedsięwzięciu?

K.Sz.-B.: Dzieci są bardzo otwarte na nowości i ciekawe świata, same wyszły z pomysłem nagrywania siebie i swoich nauczycieli. Chcą tworzyć podcasty na różne tematy – i to spowodowało naszą burzę mózgów w zespole. (śmiech) Po prostu zaskoczyły nas swoją inicjatywą, tak jak i wcześniej dobrowolnym, nieprzymusowym uczestnictwem w wolontariatach, w organizowaniu np. prawyborów. Takie podejście nas ogromnie cieszy! Studio nagrań już wykorzystywaliśmy do tworzenia materiałów na naszą platformę edukacyjną. Nauczyciele przygotowywali tu karty pracy, filmiki, podcasty z różnych dziedzin życia.
A.N.: Studio nagrań – co pragnę podkreślić – powstało w ramach środków przyznanych nam z dotacji unijnej. Zbudowaliśmy studio w pełni profesjonalne, wyciszone, z wysoko jakościowym sprzętem, które będzie funkcjonowało zgodnie z obowiązującymi normami i wymogami. Będzie można też tą przestrzeń u nas wynająć na własne potrzeby. Udało nam się pozyskać do współpracy młode, energiczne osoby, pełne pomysłów i cierpliwości do pracy z dziećmi. To osoby, które zawodowo zajmują się dźwiękami, nagrywaniem filmów.

Fundacja Edukacyjna Ferajna

Podsumowując, czego uczniowie mogą się w tym miejscu nauczyć, co zaprocentuje w przyszłości?

K.Sz.-B.: Poza wszelkimi aspektami stricte edukacyjnymi, to, co mi się nasunęło jako pierwsze, to na pewno rozwój kompetencji czysto społecznych. W Ferajnie nabywa się umiejętności wyrażania siebie, podejmowania wyzwań i nie wstydzenia się bycia innym, co przecież jest niezwykle ważne w przyszłości, w dorosłym już życiu, w sferze prywatnej, ale i w środowisku zawodowym.
A.N.: Uczymy kompetencji społecznych, bycia z drugim człowiekiem, funkcjonowania w grupie, mając oczywiście swoje indywidualne podejście. Uczymy relacji i wysławiania się, werbalizowania swoich emocji, odczuć, opinii. Tworzenie komunikatu zrozumiałego dla drugiej strony, jasnych treści oraz umiejętność proszenia o pomoc – to według nas istotne zdolności w dobie szybkiego tempa życia i non stop zmieniających się oczekiwań.

20241112 oznaczenia pion kolor
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Fundacja Edukacyjna Ferajna
REKLAMA
REKLAMA

Sztuka zwykłego dnia

Artykuł przeczytasz w: 4 min.

Listopad jest niczym stary, zapomniany fotel w kącie pokoju – może trochę przetarty, ale to właśnie na nim najchętniej siadam, kiedy potrzebuję wyciszenia. Ani spektakularny jak złocisty październik, ani pełen blichtru jak grudzień – listopad nie stara się zwracać na siebie uwagi. Dyskretnie zaprasza do prostych przyjemności, które zwykle mijamy bez zastanowienia. To taki cichy przyjaciel, który przypomina, jak piękne mogą być proste chwile, gdy po prostu jesteśmy tu i teraz.

Listopad pachnie poranną kawą, która w tym miesiącu smakuje jakoś bardziej intensywnie, jakby każdy łyk pozwalał zawiesić się między ciepłem kołdry a chłodnym światem za oknem. Zwyczajna kawa zamienia się w nostalgiczną chwilę spokoju, małą opowieść o momentach, które tak łatwo umykają. Każdy łyk to ciche zaproszenie, by zwolnić, nacieszyć się chwilą i po prostu być.

Listopad jest jak wielka, puchata poduszka, w której toną wszystkie naszpikowane presją oczekiwania. Bo kto stawia sobie wielkie cele na listopad? To miesiąc, w którym nikt nie myśli o podbijaniu świata ani o nowych szczytach do zdobycia. Zamiast tego oferuje ciche przyzwolenie na zwolnienie tempa, na oddech. W moim kalendarzu listopad spokojnie mógłby nazywać się „miesiącem wygodnych swetrów” – tych luźnych, trochę za dużych, w które można się wślizgnąć bez zbędnych ceregieli. Mają one magiczną moc wprowadzania człowieka w stan spokoju i odrobiny nostalgii.

20241105 AdobeStock 932161758

To, co w listopadzie cenię najbardziej, to sposób, w jaki rozbudza apetyt na drobne, pozornie nic nieznaczące przyjemności. Doceniam, jak wiele potrafi zmienić gorąca herbata wypita przy oknie, gdy za szybą szaleje wiatr, czy to, jak ulubiona playlista na Spotify inaczej brzmi w ciepłym zaciszu domu. Patrzę na tańczące na wietrze pożółkłe liście, które niedawno zdobiły drzewa w ogrodzie. Ich taniec uspokaja i daje poczucie, że istnieje coś większego niż codzienne troski. Listopadowe światło o poranku wpada do pokoju ostrożniej, delikatniej – jakby samo było zmęczone codziennością. Cynamon, goździki, pomarańcza – aromaty świec wypełniają dom niczym ciepły, niewidzialny koc, tworząc przestrzeń przytulności, którą trudno opisać. Zapachy zamknięte w słoiczkach wypełniają wieczory, a każda świeca snuje swoją małą jesienną historię. Bez nich dni byłyby niekompletne, a te drobne przyjemności przynoszą dziwną ulgę…

A wieczorami? Listopad odkrywa w nich coś magicznego – to niemal podróż w czasie do chwil beztroskiego dzieciństwa, kiedy długie wieczory pełne były bajek i ciepłych koców. Ulubione seriale ogląda się intensywniej, bohaterowie są jak starzy znajomi, a książki na półce przyciągają, przypominając, że kiedyś – zanim wpadliśmy w wir życia – naprawdę uwielbialiśmy spędzać czas, po prostu „będąc”. W listopadzie pośpiech traci znaczenie, ustępując miejsca prostym radościom: wtuleniu się w koc, oglądaniu starych filmów czy słuchaniu deszczu, który z niebywałą elegancją rozgrywa swój koncert na parapecie.

20241105 AdobeStock 964224108

Czy listopad jest nudny? Owszem, ale to taka nuda, której trudno nie polubić. Jest jak powrót do domu po długiej podróży – nic spektakularnego, ale przynoszącego ukojenie. W listopadzie nic nie muszę – mogę na chwilę odłożyć marzenia o szczytach do zdobycia, schować presję „lepszej wersji siebie” i być dokładnie taką osobą, jaką lubię: owiniętą w koc, z filiżanką herbaty i słabością do gorącej czekolady z bitą śmietaną. Obok trzy koty zwinięte w puchate kulki, zasypiają przy moich stopach, grzejąc mnie swoją miękką obecnością. Z ich mruczeniem w tle każdy wieczór przypomina, że czasem największy spokój przynoszą najprostsze rzeczy.

Listopad uczy mnie, że najlepsza wersja mnie to ta, która czerpie radość z najdrobniejszych chwil – z dźwięku deszczu, z zapachu świec, z ciepła skarpet i ciszy wypełniającej dom. To miesiąc, który przypomina, że prawdziwe piękno tkwi w zwyczajności i że każdy dzień może być małym świętem, jeśli tylko zechcę je dostrzec.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

RAI82 – BUTIKOWE DAY SPA | To nie tylko usługi, to przede wszystkim doświadczenie

Artykuł przeczytasz w: 11 min.
RAI82 Poznań, butikowe SPA


W marcu br. swoje drzwi otworzyło Butikowe Day Spa w Poznaniu, czyli RAI82, mieszczące się przy
ul. Kościuszki 82. Piękne schody prowadzące do szmaragdowych drzwi, już na wstępie wywołują uczucie zachwytu. Potem jest jeszcze lepiej… Po przekroczeniu progu, niczym magicznego azylu spokoju, rozprzestrzenia się cudowny, kojący wręcz zapach. Aromaterapia działa już od samego początku i kusi… O wielu pokusach w branży beauty, wachlarzu usług, o pięknie wystylizowanych wnętrzach opowiadają właścicielki RAI82 – Marta Śronkowska-Budner i Marta Zalaszewska oraz manager tego miejsca – Patrycja Sławkowska.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Materiały prasowe

Klientki RAI82 pozostawiają wiele pozytywnych i pochlebnych opinii na temat tego miejsca, konkretnych zabiegów oraz całego pakietu oferty, jaką dysponujecie. Przeczytałam też takie sformułowanie, że „wejście do RAI82 to jest jak podróż do raju, relaks dla zmysłów oraz dla ciała.” Jak narodził się pomysł na tego typu SPA?

RAI82: Na wstępie warto zaznaczyć, że zarówno ja, jak i moja wspólniczka jesteśmy z kompletnie innych branż. (śmiech) Na co dzień pracujemy w marketingu i finansach. Zatem pierwsza myśl, stworzenia butikowego miejsca relaksu i piękna, była już dla wielu osób z naszego bliższego czy dalszego otoczenia wielkim zaskoczeniem. A jeszcze większą niespodzianką – jak doszło już do realizacji planów. (śmiech) Poznałyśmy się na drodze zawodowej. Współpraca bardzo dobrze nam się układała, więc stwierdziłyśmy, że warto połączyć siły, marzenia i nasze doświadczenie. Na etapie tworzenia koncepcji, wiedziałyśmy, czego chcemy. Byłyśmy zgodne co do tego, że typowych miejsc beauty w Poznaniu jest bardzo dużo. Pragnęłyśmy więc wykreować na poznańskim rynku kompletnie coś innego – zapewne w tej wizji pomogły nam nasze spostrzeżenia z perspektywy klientek salonów beauty i chęć stworzenia takiego miejsca, z jakiego usług same chciałybyśmy korzystać.
Przeplatając więc nasze wrażenia i spostrzeżenia, wiedziałyśmy już, co chcemy zaoferować klientom. Naszym celem było stworzenie miejsca, gdzie każda osoba, niezależnie od wieku może poczuć się wyjątkowo i odnaleźć równowagę między ciałem, umysłem a duszą.
Starałyśmy się wnieść spojrzenie na branżę beauty z dwóch różnych perspektyw. Doświadczenia nasze, jako zespołu RAI82, oraz doświadczenia osób, które nas odwiedzają budują historię tego miejsca.

Połączenie sił i konsolidacja wiedzy z różnych dziedzin dały spektakularny efekt… Proszę powiedzieć, kiedy otworzyłyście drzwi dla klientek RAI82 oraz jak długo trwały prace nad zaadaptowaniem tego miejsca.

RAI82: Drzwi do naszego raju (śmiech) otworzyłyśmy w marcu br., czyli ponad pół roku temu, a prace organizacyjno-projektowe trwały ponad rok. Nie ukrywam, iż w kwestii wystroju wnętrz długo szukałyśmy pracowni architektonicznej, która sprosta naszym wymaganiom i spełni nasze oczekiwania. W aspekcie aranżacji przestrzeni zależało nam, aby wyróżnić się na tle innych salonów beauty. Cała koncepcja wnętrza miała przede wszystkim wprowadzać gości w atmosferę głębokiego relaksu. W grudniu 2023 r. już intensywnie przebiegały prace nad nazwą i całym brandem. A wiosną 2024, gdy wszystko budziło się z zimowego snu, rozkwitła finalna wersja naszego pomysłu i nastąpiło oficjalne otwarcie rajskich drzwi.

RAI82 Poznań, butikowe SPA

Szmaragd, złoto, surowa cegła, odcienie ciepłego beżu – to kompilacja widoczna od samego wejścia do RAI82. Na co największą uwagę zwracają klientki, po przekroczeniu progu salonu?

RAI82: Z pewnością wnętrza robią ogromne wrażenie, taki zresztą był nasz cel i cieszymy się, że udało nam się go zrealizować. To, co najczęściej zwraca uwagę gości to wystrój gabinetów, sposób ich aranżacji i to jak bardzo przemyślana jest ta przestrzeń, jak zagospodarowałyśmy każdy jej centymetr. U nas nawet sufity nie są typowe, białe. (śmiech) Podczas wykonywania zabiegu na twarz czy ciało, to głównie sufit przykuwa uwagę. Dekoracje, które zostały na nim umieszczone były rewelacyjnym pomysłem! Mamy tu podwieszane, złote aranżacje, ciekawe tapety nawiązujące do naszego brandingu. Każdy gabinet jest inny. Szczerze zapraszamy, aby nas odwiedzić, zobaczyć to na żywo.

Poza wystrojem wnętrz, czym różni się RAI82 od innych salonów kosmetycznych, salonów SPA, beauty, których jest na rynku poznańskim bardzo wiele?

RAI 82: My nie sprzedajemy usług, tylko oferujemy doświadczenie, chwile oderwania od codzienności, chwile zapomnienia o obowiązkach i pędzie życia. Chcemy, aby nasze klientki czuły się u nas swobodnie. RAI82 ma być w pewnym sensie azylem, oazą spokoju i komfortu. Gwarantujemy wspaniałe momenty, dające to niezbędne w życiu zatrzymanie i skupienie się na sobie. Nawet jeśli jest to najprostsza usługa – typu manicure, pedicure – to jest ona tak obudowana atmosferą, przyjaznymi gestami ze strony personelu, że po prostu nie chce się stąd wychodzić. (śmiech)
Nasz zespół to wysoce wykwalifikowani specjaliści, którzy wykonują zabiegi, korzystając z najnowszej generacji sprzętów oraz markowych, certyfikowanych kosmetyków. Do nas goście nie przychodzą tylko na zakup oferty kosmetycznej, przychodzą po chwilę dla siebie, pełną relaksu i niesamowitych doznań, która ma dodatkowo pozytywne rezultaty dla skóry. Nie skupiamy się tylko i wyłącznie na przeprowadzeniu konkretnego zabiegu, naszym głównym założeniem jest wprowadzić klienta w przyjemny i błogi klimat tego miejsca.

RAI82 Poznań, butikowe SPA

Temu zapewne służy butikowość, a wręcz kameralność RAI82 z niekrępującą atmosferą…

RAI 82: Butikowość przekłada się głównie na indywidualne podejście do każdego gościa. Dziś wiele gabinetów beauty promuje się w podobny sposób, czyli wskazując na wysoką jakość oferowanych usług oraz na indywidualne podejście do klientów – ale często nie ma to przełożenia w rzeczywistości. Slogany marketingowe pozostają nierzadko bez pokrycia… Natomiast u nas faktycznie jest kameralnie, czyli z indywidualnym nastawieniem do potrzeb naszych gości, oraz profesjonalnie, bo stworzyłyśmy zespół złożony z wysokiej klasy specjalistów, kosmetologów, fizjoterapeutów.

Od czego zaczyna się pierwsza wizyta w RAI82?

RAI82: Od filiżanki gorącej kawy lub herbaty. (śmiech) W międzyczasie rozmawiamy z klientem o jego potrzebach i oczekiwaniach co do zabiegu. Jest to czas na wytłumaczenie, objaśnienie – konsultacja jest kluczowa. Poznajemy wówczas preferencje i gusta naszych gości. Opowiadamy o przebiegu wizyty, o efektach oraz o istocie systematyki wykonywania takich usług. Polecamy odpowiednią pielęgnację domową, która jest uzupełnieniem zabiegu wykonanego w naszym salonie.

Sprecyzowane i zindywidualizowane podejście do klienta przynosi spodziewane efekty?

RAI82: Dopiero po wstępnej konsultacji, poznając oczekiwania naszego gościa, możemy zaproponować konkretny zabieg na twarz czy ciało. Staramy się wpływać na świadomość klienta, tłumacząc, że jeden zabieg nie przyniesie spektakularnych efektów, że należy go powtarzać cyklicznie, aby otrzymać zadowalające rezultaty. Edukujemy naszych gości, co warto zrobić i kiedy, jakie preparaty należałoby zastosować i w jakiej kolejności. Ta systematyczność przynosi efekty w postaci poprawy kondycji skóry, a jednocześnie to chwila, którą nasi goście mogą przeznaczyć tylko dla siebie. Moment zapomnienia o codzienności, oderwania od obowiązków, moment odpoczynku. Każdy z nas tego potrzebuje! Naszym głównym celem jest holistyczne podejście do klienta. To bez wątpienia daje najlepsze efekty! Utrzymujemy również stały kontakt – zarówno telefoniczny, jak i SMS-owy. Po zabiegu dopytujemy o samopoczucie, wrażenia, o to jak sprawdza się krem, który klient otrzymał. Dbamy o swoich stałych, ale i nowych gości, którzy przekraczają próg RAI82.

20240926 image00006 7

Co obecnie jest na topie? Co z szerokiego wachlarza usług RAI82 najczęściej wybierają klienci?

RAI82: Łączymy znane i sprawdzone terapie manualne z bezpiecznymi, nowoczesnymi technologiami. Wśród naszych bestsellerów można więc znaleźć nasze autorskie zabiegi na twarz i ciało, ale również popularne Kobido, facemodeling, kinesiotaping, jak i technologie do modelowania sylwetki. Endermologia to zdecydowanie nasz top, traktujemy ją jako element lifestyle’u. Poza swoim działaniem w postaci redukcji obrzęków, cellulitu czy poprawy jędrności skóry, ten zabieg świetnie sprawdzi się po treningu, jako uzupełnienie jogi czy pilatesu. Endermologia działa jako forma drenażu, wspomagając usuwanie toksyn z organizmu i poprawiając krążenie.

Czy Butikowe Day Spa RAI82 również odwiedzają panowie?

RAI82: Zdecydowanie tak, mamy całą ofertę zabiegów przygotowanych stricte dla mężczyzn. Znajdują się w niej zarówno zabiegi na twarz, jak i na ciało. Co ciekawe, panowie są często bardziej zdyscyplinowani i konsekwentni w dążeniu do osiągnięcia pożądanych efektów. (śmiech) Często zaczynają od zabiegów pielęgnacyjnych na dłonie czy stopy, a potem zaznajomieni i ośmieleni z gabinetem, chętnie korzystają z kolejnych usług.
Fachowość i profesjonalizm naszego zespołu pozwala nam rozszerzać zakres proponowanych usług. Jesteśmy otwarci na potrzeby naszych gości na każdym etapie ich życia, mamy np. specjalne propozycje dla kobiet w ciąży.

20240925 image00004 7

Co polecacie teraz klientom w okresie jesiennym, którzy wracają z wakacyjnych wojaży, po letnich egzotycznych kąpielach słonecznych? Jak poprawić warstwę lipidową skóry, jak przywrócić prawidłowy stan skóry?

RAI82: Jesienią polecamy zabiegi regenerujące i odżywiające skórę, które pomagają przywrócić jej prawidłowy stan po letnich ekspozycjach na słońce. Szczególnie skuteczne są zabiegi złuszczające, które usuwają martwy naskórek i stymulują odnowę komórkową, a także zabiegi nawilżające, które głęboko odżywiają skórę. Oprócz zabiegów złuszczających i nawilżających, zalecamy też zabiegi rozświetlające skórę, poprawiające jej koloryt oraz niwelujące przebarwienia. Walka z przebarwieniami skóry, po okresie wakacji, co roku jest jednym z priorytetów gości salonów kosmetycznych.
Nie jest sztuką wykonać jeden zabieg. W tym nasza rola, aby wyedukować klienta, uzmysłowić mu korzyści płynące z cyklicznych zabiegów. My jako zespół RAI82 nieustannie się rozwijamy, uczymy, dokształcamy na temat nowych kosmetyków, technologii i urządzeń dostępnych na międzynarodowym rynku beauty, aby tę wiedzę przekazać dalej – naszym klientom.

Oprócz przebarwień z jakimi „stałymi” problemami skórnymi borykają się klienci?

RAI82: Suchość skóry, utrata jędrności, zmarszczki, pękające naczynka, przebarwienia. Czasu się nie cofnie, jednak działamy tak, aby jak najdłużej skóra naszych klientów wygląda młodo i przede wszystkim zdrowo.

Ile osób liczy zespół RAI82 i w jakich godzinach salon jest otwarty?

RAI82: Aktualnie mamy 8-osobowy zespół z różnymi specjalizacjami. Zatrudniamy naprawdę wysokiej klasy specjalistów w dziedzinie kosmetologii. Zespół jest naszą ogromną dumą. Funkcjonujemy od poniedziałku do piątku w godz. 9-21, a w soboty w godz. 9-17.

RAI82 Poznań, butikowe SPA

Czy zespół testuje na sobie wdrażane technologie, nowe zabiegi, to, co jest w ofercie gabinetu?

RAI82: Oczywiście! Zanim zdecydujemy się wdrożyć nową technologię czy markę kosmetyczną, zawsze sprawdzamy ją na sobie. Wszystko po to, aby szczerze polecić klientowi konkretną usługę i móc odpowiedzieć na postawione pytania. Cały zespół jest więc zobowiązany do testowania usług na sobie.
W naszym gabinecie nie znajdziecie dziesiątek rozwiązań, tylko sprawdzone zabiegi, które wykonujemy również systematycznie my, jako właścicielki oraz nasz zespół.

Czego oczekujecie od tego miejsca?

RAI82: Pragniemy nieustannie rozwijać RAI82, butikowe SPA, w którym same chcemy przebywać, które odpowiada też naszym potrzebom, nie tylko jako właścicielek, ale jako gości. Mamy jeszcze wiele pomysłów, które będziemy sukcesywnie wdrażać.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
RAI82 Poznań, butikowe SPA
REKLAMA
REKLAMA

Nieustanna walka

Artykuł przeczytasz w: 7 min.
październik miesiac świadomosci raka piersi


Przekręciła klucz w zamku. Wyczerpana wstrzymywaniem płaczu prawie, że wczołgała się do sypialni. Nogi miała jak z waty, głowę ciężką od nadmiaru myśli i serce bijące tak szybko jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. W wielkiej rozpaczy, poczuciu bezsilności i bezradności, z całym impetem rzuciła się na łóżko. W przemoczonym płaszczu, pomiętej apaszce, ubłoconych nowych szpilkach… Nic dla niej nie było ważne, czy pobrudzi wypucowaną wcześniej podłogę, czy zamoczy nową narzutę, na którą tak długo czekała. To mało istotne szczegóły w obliczu aktualnych zdarzeń. Dla niej świat się zatrzymał.

tekst: Magdalena Ciesielska, zdjęcia: Adobe Stock

Zaczęła tak mocno szlochać, łkać i zanosić się od płaczu, aż w pewnych momentach nie mogła złapać oddechu. Czuła obezwładniającą słabość, nie miała siły ruszyć się, rozebrać. Przy zamkniętych czy wpółotwartych oczach, opuchniętych od rzewnego płaczu, słyszała tylko słowa onkologa „Ma pani nowotwór piersi, musimy się z tym zmierzyć.” Jak ona drobna, filigranowa istota ma walczyć z rakiem, który próbuje zrujnować ją od środka? Chemioterapia i jej następstwa, wypadające włosy, rzęsy, brwi – już oczami wyobraźni widzi siebie brzydką, łysą, bez pięknych kruczoczarnych loków, obdartą z kobiecości i godności. „Dlaczego właśnie ja?” – nie może się z tym pogodzić. Chciałaby wykrzyczeć swoją złość, ale nawet na to brakuje jej siły. Hektolitry wylanych łez nieustannie zalewają sypialnianą narzutę, nie szuka chusteczek… Czuje jak smutne myśli i przerażające obrazy zniewalają jej umysł, przetaczają się i taranują wszystko, co mają na swej drodze. Boi się. Okrutnie się boi…

Zegar zawieszony w salonie głośno i miarowo wybija kolejną godzinę za godziną. Nie zważa na to. Jest jak w letargu, bez mocy, owładnięta przygnębieniem, poczuciem beznadziejności i niesprawiedliwości losu. „Jak dziewczynki poradzą sobie beze mnie?” „Jak Piotr je dopilnuje ze wszystkim?” Plątanina myśli nie daje jej spokoju.

Po kilku godzinach rozrzewnienia i rozdzierającego serce bólu, słyszy „Kochanie, już jestem”. Gdy do domu powraca ten jedyny, któremu przyrzekała na ślubnym kobiercu, że go nie opuści aż do śmierci, blednie, słuchając o wynikach badań. Nie chce jednak jej pokazać swego zakłopotania, swego lęku, dlatego przez zęby cedzi „Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Jesteś pod dobrą opieką, Joasiu, a ja jestem przy Tobie”. Objął ją swoim ramieniem, pocałował najmocniej jak umiał i kołysał jakby córki tulił do snu, aby tylko się uspokoiła.

Dla Joasi jako pacjentki onkologicznej, zmagającej się z nowotworem piersi, niestety nie w początkowym jego stadium, przyszedł zatrważająco ciężki czas. Nieustanna walka o życie, walka z samą sobą, własnymi słabościami po kolejnych dawkach okrutnej i zniewalającej człowieka chemii. To też nieustanna walka z myślami, z lękiem i wielkim strachem przed śmiercią, przed wizją umierania w bólu, a przede wszystkim przed pozostawieniem dzieci bez matczynej opieki, przed po prostu… odejściem. Nie chce tego, nie teraz, tak wcześnie… Dopiero jej życie się rozkręca, nabiera tempa i kolorytu. Stać ich na własny wymarzony dom przy lesie, na podróże w najdalsze zakamarki kraju i świata. Wszystko przed nią. „Dlaczego choroba ma mi to odebrać?”

październik miesiac świadomosci raka piersi

Oboje musieli przewartościować swoje życie. I ona zmagająca się z pokonywaniem raka, z kolejnymi etapami leczenia onkologicznego, jego następstwami, oraz przezwyciężaniem ogromnego strachu, i on, którego życie małżeńskie wystawiło na największą próbę, aby zmierzyć się z nową rolą, obrońcy i największego oparcia, tego, który będzie zawsze blisko. Zwolnili tempo, zawodowe obowiązki odłożyli na drugi plan, zaczęli cieszyć się chwilami ze sobą, doceniając wspólne uśmiechy i wspólne łzy. Razem, do przodu… Przyzwyczaili się do harmonogramu wypisanego przez prowadzącego onkologa, dotyczącego cyklicznych wizyt w centrum onkologicznym, przyjmowania przedoperacyjnej chemioterapii i wszystkich jej następstw – wypadających włosów i noszenia turbanu, opuchniętej twarzy i wielkiej, wręcz przeogromnej bezsilności po chemii.

Czuła jakby kolejne szpile kłuły jej serce, ale to kłucie było już inne niż na początku. Wiara, że będzie dobrze, że musi być dobrze zaczęła przysłaniać jej ból. A nadzieja, która zaczęła w niej kiełkować, dzięki wsparciu ukochanego męża i wielu oznakom miłości, jakie w tych trudnych momentach życia otrzymała od swoich córeczek, wzniosła ją na wyżyny odwagi i pokonywania za wszelką cenę swoich strachów. Postanowiła żyć ze wszystkich sił, żyć i nie poddawać się. Walczyć. Bo jak usłyszała od kobiet, swoich współtowarzyszek na oddziale, oraz od lekarzy – rak to nie wyrok, z nim da się żyć i da się go pokonać…

A gdy po pewnym czasie okazało się, że zjadliwy rak jest oporny na leczenie, musiała podjąć decyzję o mastektomii. Ciężki czas, kolejne wylane łzy, obawa i złość przeplatające się ze sobą i wiecznie powracające pytanie „Dlaczego ja?”, na które nie ma zadowalającej odpowiedzi. Zraniona psychicznie i fizycznie, po amputacji lewej piersi, Joasia zaczęła dostrzegać najdrobniejsze akcenty życia i cieszyć się każdą chwilą. Wcześniej w życiowym pędzie nie zastanawiała się nad zmiennością pór roku, nie obserwowała tak długo wznoszących się do lotu małych piskląt, wylatujących z rodzinnego gniazda, nie skupiała się nad wschodami i zachodami słońca, nie czerpała siły z przyrody i z bliskości ludzi. Wszystko w jej życiu odwróciło się o 180 stopni, nabrała dystansu do wielu spraw, do kwestii porządków, zakupów, kariery, a przede wszystkim do własnego wyglądu. Dzięki tej przemianie, która ją drogo kosztowała, chwyciła przysłowiowy wiatr w żagle. Zaczęła udzielać się w Stowarzyszeniu Amazonek, by wzajemnie wspierać się, by w grupie podobnie doświadczonych kobiet, szukać nadziei i zrozumienia. Joasia, dzięki pomocy męża, córeczek, przyjaciół, najbliższych osób zaczęła inaczej funkcjonować. Wolniej, ale z rozmysłem. Kobiety takie jak ona dały jej impuls do działania, ich historie mało co się różniły. Zaczęła więc budować wiarę, pielęgnować optymizm, utrwalać przekonanie, że rak to niekoniecznie wyrok śmierci, że można dalej żyć, choć inaczej… Może bardziej świadomie, dojrzalej, bardziej dla innych, ofiarnie.

Ona odnalazła swoją drogę życia, pomagając chorującym na nowotwór piersi, organizując spotkania, pikniki, biegi itp. Dla męża zawsze była i jest „światełkiem życia”, i jego heroską, a dodatkowo, już od kilku lat, w każdy 4. dzień każdego miesiąca otrzymuje bukiet świeżych kwiatów, dla upamiętnienia jej przemiany. 4 września, tamtego września… zaczęła nowy etap życia, gdy otrzymała diagnozę. Wtedy to – po wielkim szoku – przyszedł czas na zwolnienie tempa i dokonanie hierarchii wartości, tak niezbędnej dla chorej i jej bliskich. A gdy po rekonstrukcji piersi otrzymała od dzieci wielką laurkę z napisem „Mamusiu, jesteś dla nas najpiękniejsza!” płakała ze wzruszenia, bo dopiero wtedy zrozumiała wartość tak prostych słów, że piękno ma różne oblicza.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
październik miesiac świadomosci raka piersi
REKLAMA
REKLAMA

Sen, a ryzyko sercowo – naczyniowe

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Sen, a ryzyko sercowo - naczyniowe


Według danych Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) aż dziewięć na dziesięć osób nie wysypia się wystarczająco w nocy, co znacznie zwiększa ryzyko chorób serca oraz udaru mózgu.

Tekst: dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | Zdjęcia: Katarzyna Loga, Adobe Stock

Sen jest podstawową, fizjologiczną potrzebą naszego organizmu. Polega na częściowym wyłączeniu aktywności ośrodkowego układu nerwowego i jego regeneracji. Rekomendowany czas trwania snu zależy od wieku człowieka. U osoby dorosłej powinien wynosić od 7 do 9 godzin na dobę. Zaburzenia snu należą do jednych z najpowszechniej występujących dolegliwości w populacji. Szacuje się, że na bezsenność cierpi około 15% Polaków.

Fazy snu a zdrowie

Na sen składają się dwie odmienne fazy snu: faza NREM oraz faza REM. W fazie NREM pojawia się sen głęboki, w którym organizm zaczyna się regenerować. W fazie REM pojawiają się marzenia senne. Zapamiętujemy wtedy również to, czego się nauczyliśmy podczas dnia. Obie fazy następują po sobie cyklicznie. Dopiero przejście wszystkich cykli gwarantuje efektywność snu. Zaburzenia snu prowadzą do zwiększenia ryzyka wystąpienia nadciśnienia tętniczego. Co więcej, zwiększają ryzyko zgonu u chorych z już istniejącym nadciśnieniem tętniczym. Należy także pamiętać, że problem ten zwiększa również ryzyko wystąpienia innych czynników ryzyka sercowo-naczyniowego, takich jak: zaburzenia lipidowe (hipercholesterolemia), cukrzyca typu 2, otyłość, przewlekły stan zapalny o działaniu promiażdżycowym oraz zespół metaboliczny.

Styl życia ma znaczenie!

Obecny styl życia, w którym systematycznie wydłuża się czas pracy kosztem wypoczynku, ciągła dyspozycyjność oraz praca zmianowa w istotny sposób przyczyniają się do pogorszenia jakości snu oraz skrócenia czasu poświęconego na sen. Zdrowy, niezaburzony sen jest nieodzownym elementem właściwej ergonomii człowieka zarówno w sferze psychicznej, jak i somatycznej. Zaburzona struktura snu oraz niewystarczająca jego ilość towarzyszą wielu schorzeniom. Do najczęściej występujących nieprawidłowości zaliczamy zaburzenia oddychania w trakcie snu, a zwłaszcza Obturacyjny Bezdech Senny (OBS). Choroba ta charakteryzuje się okresowymi incydentami zatrzymania lub znacznego obniżenia przepływu powietrza przez drogi oddechowe. Wskutek zaburzeń snu początkowo dochodzi do rozwoju subklinicznych powikłań w obrębie naczyń, serca i nerek. Z czasem symptomy nasilają się, przybierają postać objawów klinicznych i dochodzi do zmian o charakterze wtórnym. Wspólną i dominującą cechą tych zaburzeń jest nadciśnienie tętnicze. Wielu naukowców potwierdza istotny wpływ zaburzeń snu także na etiologię innych chorób sercowo-naczyniowych, na przykład chorobę niedokrwienną serca. Jej istotnym czynnikiem ryzyka jest nieprawidłowa ilość snu, która odnosi się do dwóch skrajnych sytuacji: braku snu, ale także jego nadmiaru (ponad 9 godzin na dobę).

20240507 AdobeStock 813423207

Nie tylko serce

Zaburzenia snu negatywnie wpływają na funkcjonowanie całego organizmu, w tym na układ hormonalny. Zaburzają wytwarzanie leptyny i greliny, hormonów odpowiedzialnych za regulowanie uczucia sytości. Niedobór odpoczynku sprzyja tym samym występowaniu nadwagi i otyłości, które są ważnym czynnikiem ryzyka większości chorób sercowo-naczyniowych. Bezsenność może zaburzyć dodatkowo metabolizm tłuszczów oraz gospodarkę lipidową. Co więcej, zaburzenia snu zmniejszają wrażliwość organizmu na insulinę, prowadząc do insulinooporności oraz cukrzycy, co sprzyja dalszemu rozwojowi zmian miażdżycowych.

Jak poprawić jakość snu?

  • Stabilizuj swoje godziny spania: staraj się kłaść i wstawać o stałych porach, aby utrzymać regularny cykl snu. To pomaga w dostosowaniu się organizmu do zdrowego rytmu snu.
  • Stwórz sprzyjającą atmosferę: zapewnij sobie spokojne i komfortowe środowisko do spania.
  • Wyłącz elektronikę i unikaj pobudzających aktywności przed snem (telewizor, telefon komórkowy).
  • Unikaj późnych przekąsek i napojów: unikaj ciężkich posiłków oraz napojów zawierających kofeinę czy alkohol przed snem, ponieważ mogą one zakłócać zdrowy sen.
  • Ćwicz regularnie: regularna, najlepiej codzienna aktywność fizyczna, może pomóc w poprawie jakości snu. Staraj się wykonywać ćwiczenia regularnie, ale pamiętaj o unikaniu intensywnego wysiłku tuż przed snem.

Analiza danych wskazuje, że istotne znaczenie w opiece nad pacjentami z chorobą układu sercowo-naczyniowego ma wczesne rozpoznawanie zaburzeń snu oraz eliminacja czynników ryzyka ich występowania. Niska jakość snu może istotnie wpływać negatywnie na jakość życia pacjentów, samopoczucie, odczuwane dolegliwości, kontakty społeczne oraz sam przebieg choroby sercowo-naczyniowej. Wiele czynników ryzyka zaburzeń snu to jednocześnie czynniki ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Wdrożenie programów informacyjnych i edukacyjnych dla pacjentów z chorobami układu sercowo-naczyniowego na temat m.in. prawidłowej higieny snu, zmniejszenia nadmiernej masy ciała, przekłada się na zmniejszenie ryzyka wystąpienia zespołu obturacyjnego bezdechu sennego. Może to przyczynić się do zwiększenia świadomości na temat profilaktyki zaburzeń snu oraz podejmowania aktywnych działań na rzecz poprawy komfortu życia pacjentów.

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

Specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiolog. W 2013 roku otrzymała tytuł doktora nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Absolwentka Studium Podyplomowego „Dietetyka i Planowanie Żywienia” na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, posiada certyfikację Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, uprawniającą do kompleksowego leczenia pacjentów borykających się z problemem nadwagi i otyłości.
REKLAMA
REKLAMA
Sen, a ryzyko sercowo - naczyniowe
REKLAMA
REKLAMA

Seksualność w chorobie onkologicznej

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Październik to czas, kiedy szczególną uwagę zwracamy na zdrowie kobiet – miesiąc świadomości raka piersi. Choroba ta wpływa nie tylko na zdrowie fizyczne, ale również na psychikę i życie intymne pacjentek. Rak piersi, diagnoza, leczenie i proces rekonwalescencji to głębokie doświadczenia, które wywołują szereg pytań dotyczących seksualności, często skrywanych za zasłoną milczenia. Pacjentki onkologiczne napotykają na liczne bariery, które utrudniają im powrót do pełnej satysfakcji seksualnej, a wsparcie w tej sferze jest równie ważne jak walka z samą chorobą.

tekst: Magdalena Świderska

Przed kobietami w tej trudnej sytuacji stoją wyzwania psychologiczne i emocjonalne. Jednym z najtrudniejszych aspektów dla kobiet walczących z rakiem piersi jest zmierzenie się z utratą części ciała, która tradycyjnie jest kojarzona z kobiecością, macierzyństwem i seksualnością. Mastektomia, czyli zabieg usunięcia piersi, często niesie ze sobą głębokie poczucie osłabienia kobiecej tożsamości. Wiele kobiet po zabiegu doświadcza obniżenia samooceny, co bezpośrednio wpływa na ich poczucie atrakcyjności i zdolność do nawiązywania intymnych relacji. Zmiany fizyczne, takie jak blizny, deformacje ciała czy brak piersi, mogą sprawić, że kobiety zmagające się z rakiem piersi czują się wyobcowane ze swojej seksualności.

Dodatkowo, leczenie onkologiczne często wiąże się z menopauzą wywołaną leczeniem hormonalnym, co prowadzi do zmniejszenia libido, suchości pochwy, bólu podczas stosunku i trudności w osiąganiu orgazmu. Należy zwrócić uwagę na to, że te zmiany, to nie utrata kobiecości.
Choroba nowotworowa często wywołuje głębokie lęki i obawy o przyszłość. Strach przed nawrotem choroby, niepewność dotycząca efektów leczenia oraz poczucie bezradności mogą wpływać na jakość życia seksualnego. Pacjentki, które borykają się z takimi trudnościami, często unikają rozmów na ten temat, bojąc się, że ich partnerzy również nie będą na to gotowi. W rezultacie w relacji intymnej pojawiają się napięcia, a brak otwartości może prowadzić do oddalenia się partnerów od siebie.
Z pomocą może przyjść Model PLISSIT podczas wsparcia terapią seksuologiczną.
W procesie leczenia onkologicznego niezwykle istotna jest pomoc terapeutyczna, w tym również wsparcie seksuologiczne. Jednym z najczęściej stosowanych modeli w terapii pacjentek onkologicznych jest właśnie model PLISSIT, który pozwala na stopniowe podejście do problemów związanych z seksualnością.

20241018 AdobeStock 997420761

Model PLISSIT składa się z czterech etapów:
P (Permission) – Udzielenie pozwolenia na wyrażanie swoich obaw, lęków i pragnień dotyczących seksualności. Często pacjentki onkologiczne potrzebują wsparcia w uświadomieniu sobie, że mają prawo do odczuwania przyjemności i do intymnych relacji, mimo choroby i zmian, które wprowadziła ona w ich życiu. Seksuolog czy terapeuta daje przyzwolenie na rozmowę o seksualności bez poczucia wstydu czy skrępowania.
LI (Limited Information) – Dostarczenie pacjentce ograniczonej, lecz konkretnej informacji na temat tego, jak leczenie może wpływać na życie seksualne. Informacje dotyczące potencjalnych efektów ubocznych, takich jak spadek libido, zmiany fizjologiczne czy psychiczne blokady, są kluczowe w zrozumieniu, że problemy z seksualnością są normalną częścią procesu rekonwalescencji.
SS (Specific Suggestions) – Kolejny etap to indywidualne sugestie, które pomagają pacjentce w radzeniu sobie z trudnościami seksualnymi. Może to obejmować zalecenia dotyczące nawilżaczy pochwy, ćwiczeń relaksacyjnych, zmian w podejściu do intymności czy technik zbliżeń z partnerem. Ważne jest, aby pacjentki miały dostęp do konkretnych narzędzi, które pozwolą im na powolny powrót do satysfakcjonującego życia seksualnego.
IT (Intensive Therapy) – Ostatni etap modelu to intensywna terapia, która jest rekomendowana w przypadkach, gdy pacjentki zmagają się z głębokimi trudnościami psychologicznymi czy emocjonalnymi, takimi jak depresja, silny lęk, traumatyczne doświadczenia związane z chorobą czy problemy w relacjach. Terapia seksuologiczna w tej fazie często wymaga zaangażowania specjalisty o odpowiednich kompetencjach w pracy z pacjentami onkologicznymi.

Korzystanie z modelu PLISSIT w terapii pacjentek onkologicznych pozwala na stopniowe odbudowywanie zaufania do własnego ciała i seksualności. Kluczowym elementem terapii jest świadomość, że życie seksualne po chorobie nowotworowej nie musi być idealne w dawnym sensie – może być inne, ale równie satysfakcjonujące. Zamiast traktować chorobę jako koniec intymnych relacji, można z czasem nauczyć się na nowo odkrywać swoją seksualność, z uwzględnieniem zmian fizycznych i emocjonalnych i nadawać nową jakość intymności.

20240905 AdobeStock 965072698

Warto również zwrócić uwagę na rolę partnerów w tym procesie. Wsparcie, akceptacja i gotowość do otwartych rozmów to fundament udanych relacji intymnych w obliczu choroby nowotworowej. Partnerzy również muszą zmierzyć się z wyzwaniami i lękami, ale ich zaangażowanie może znacząco przyspieszyć proces powrotu do bliskości. Kluczowym aspektem w tym czasie jest komunikacja. Jeśli partnerzy napotykają trudności w tym obszarze warto udać się do terapeuty par, najlepiej psychoseksuologa, który pomoże w oswojeniu tematu i wesprze parę w tym momencie życia.
Podsumowując, seksualność w chorobie onkologicznej, zwłaszcza w kontekście raka piersi, jest w mojej ocenie tematem zbyt rzadko poruszanym, a jednocześnie niezwykle ważnym dla jakości życia pacjentek. Model PLISSIT, jako podejście terapeutyczne, oferuje stopniową pomoc w przezwyciężaniu trudności, dając pacjentkom onkologicznym narzędzia do odbudowania swojej seksualności. Październik, jako Europejski Miesiąc Walki z Rakiem Piersi, to doskonały moment, by zwrócić uwagę na to, że życie seksualne po diagnozie raka nie musi być zakończone. Z pomocą odpowiednich specjalistów i wsparciem bliskich, można odzyskać satysfakcję z intymnych relacji, a przede wszystkim – zaakceptować siebie na nowo.
Wasza Magda

Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

Seksuolożka
Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu. Prowadzi warsztaty, konsultacje seksuologiczne i sesje coachingowe. Zajmuje się nauką skutecznej komunikacji, odkrywania potrzeb i granic oraz rozwoju inteligencji seksualnej partnerek/partnerów.Pomaga stawiać czoła wszelkim wyzwaniom związanym z seksualnością człowieka. Podstawowymi wartościami, którymi kieruje się w swojej pracy są pozytywne podejście do seksualności, otwartość, zaufanie…
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Czas nawarstwiania – moda na jesień w Starym Browarze

Artykuł przeczytasz w: 2 min.
Stary Browar moda na jesien 2024

Czas nawarstwiania – moda na jesień w Starym Browarze

Jesienią nakładamy, dokładamy, zakrywamy. Trochę z musu, bo temperatury spadają. Trochę z wyboru, znudzeni nieskomplikowaną letnią garderobą. Im więcej warstw, tym więcej możliwości. W Starym Browarze sprawdzamy trendy na nowy sezon.

Tekst: Marta Kabsch

Stylizacje: Monika Biała (@bialadsgn) Modeling: Nilufar Nazarova (@nilufar__nazarova) / @uncovermodelswarsaw, Bartek Niewiadowski (@brtula) / @uncovermodelswarsaw, Zdjęcia: Bartek Smolarek (@halozdjecie), Video: Katarzyna Zioła (@kziola_), Make-up / fryzury: Jo Berdzińska (@joberdzinska), Produkcja: Joanna Tupalska, Iwona Chrząstowska, Marcin Gregorczyk

Gładka skóra z mięsistą wełną. Codzienny dżins i luksusowy zamsz. Komponowanie faktur to ważny element sztuki nawarstwiania. Ma być stylowo i ciepło. Pięknie i pragmatycznie.  Hit sezonu: ponczo. Hybryda koca, szala, swetra. Efekt otulenia w pakiecie.

Dwa bieguny

Jesienne trendy pobudzające to ognista czerwień, dzika pantera, fikuśne futerka, architektoniczne sylwetki z szerokimi ramionami. Na drugim biegunie, w strefie komfortu, czekają zmiękczone linie i sprawdzone szarości. Spódnice na spodnie, grunge’owa koszula przewiązana w pasie. Pod tyloma warstwami gubi się podział na damskie i męskie. Najlepsza inwestycja w nowym sezonie? Kurtka idealna. Warstwa na pokaz.

Stary Browar moda na jesien 2024

Jesienne core’y

Kiedy sprzykrzy się nam wakacyjny luz i prostota, z entuzjazmem wskakujemy w formalne garnitury i koszule. Internet już ma na to hashtag: corpcore. Od viralu do viralu – pędzący bezlitośnie TikTok na pewno jeszcze niejednym nas zaskoczy. W tym szaleństwie można brać udział. Ale można też usiąść z boku w wełnianej pelerynie i z bezpiecznego dystansu, z pobłażliwym uśmiechem, obserwować chwilowe trendy i nowe „core’y”.

Wszystkie ubrania, buty i dodatki dostępne są w salonach w Starym Browarze.

Szczegóły TUTAJ.

Marta Kabsch

PR Manager Starego Browaru, współwłaścicielka marki papierniczej Suska & Kabsch
REKLAMA
REKLAMA
Stary Browar moda na jesien 2024
REKLAMA
REKLAMA

SELLO | NOWA KOLEKCJA BIŻUTERII OD ORSKA

Artykuł przeczytasz w: 3 min.
Orska Sello


Bursztyn kształtował się około 40 milionów lat temu, gromadząc w sobie ślady ówczesnego życia. Dzięki temu w najcenniejszych jego okazach można odnaleźć inkluzje przypominające świat, który przeminął. Gdyby złote kamienie formowały się dzisiaj, co na wieki zachowałaby natura? W najnowszej kolekcji biżuterii Sello projektantka Anna Orska próbuje znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Tekst: Monika Pawłowska, Head of Marketing ORSKA | Zdjęcia: ORSKA Team

WIADOMOŚĆ ZAPISANA W BURSZTYNIE

Kiedy nie było butelek i nie można było wysyłać w nich listów, Matka Natura zamknęła swoje przesłanie w bursztynie. Miliony lat później plastikowa butelka sama w sobie staje się wiadomością – i to niezbyt optymistyczną. Zmiany klimatyczne coraz głośniej skłaniają nas do zastanowienia się: jakie ślady pozostawi po sobie ludzkość? Co odciśniemy na naturze? Kolekcja biżuterii Sello (z hiszp. pieczęć) jest próbą spojrzenia w przyszłość. Złoto, mosiądz i polski bursztyn Orska zamieniła na jubilerskim stole w geometryczne formy i nowoczesne wzory. A tam, gdzie amber pozwala przejrzeć się na wylot, umieściła ważne symbole. Dzięki temu w kolekcji Sello uwagę przyciągają nie tylko grawerowane rośliny i owady, ale także… współczesne symbole obecności człowieka.

Orska Sello

ŚLADY NATURY, ŚLADY PRZYSZŁOŚCI

Autorskie stemple odciskają ślad na starannie wyselekcjonowanym, częściowo transparentnym bursztynie, niczym człowiek na naturze. Roślinne inkluzje oraz inkluzje przyszłości: gwoździe, nakrętki, fragmenty układów scalonych prezentują wizję przyszłości, w której homo sapiens zostawia po sobie nie piękną przyrodę, ale masę niechlubnych artefaktów. Przepowiednia czy ostrzeżenie? Kolekcja Sello przypomina, że nasz los wciąż nie jest przypieczętowany. Jeszcze przez chwilę mamy wpływ na to, jak potoczy się nasza przyszłość. Ręcznie wykonana biżuteria prowokuje do refleksji nad wpływem człowieka na Ziemię. Ślady natury kontra ślady ludzkości: czy będą współgrać, czy wywołają dysonans?

Orska Sello

GEOMETRYCZNA BIŻUTERIA W STYLU ART DÉCO

Biżuteria została wykonana ręcznie. Transparentny polski bursztyn starannie wyselekcjonowano i oszlifowano w rodzinnej pracowni na Mierzei Wiślanej. Pozłacane oprawy i autorskie stemple powstały w pracowni ORSKA. Ażurowe, lekkie formy w kształcie kół, kwadratów i prostokątów mają kutą powierzchnię, zestawioną na zasadzie kontrastu z elementami w satynowym wykończeniu. Biżuteria w stylu Art Déco, zgodnie z duchem tego kierunku, odznacza się perfekcyjnym wykonaniem oraz zgeometryzowaną, syntetyczną formą.

Monika Pawłowska

Orska Team
REKLAMA
REKLAMA
Orska Sello
REKLAMA
REKLAMA

Kuba – wyspa niespodzianka

Artykuł przeczytasz w: 6 min.

Jest rok 2004. Lecę na Kubę po raz pierwszy, wszyscy znawcy i doświadczeni podróżnicy zazdroszczą mi tego kierunku. W tle słyszę powtarzające się jak mantrę słowa: „Leć jak najszybciej, odejdzie Fidel, to z Kuby zrobi się kolejny stan USA.” No to lecę.

Tekst i zdjęcia: Estera Hess

Jest rok 2024. Ląduję na Kubie z całą rodziną, to nasze wakacje w tym roku. I choć w ciągu tych ostatnich dwudziestu lat bywałam na Kubie kilka razy, już po zaledwie pierwszych minutach na lotnisku jestem pewna, że to ta sama Kuba co niegdyś. Zapowiada się piękna i z pewnością niejednokrotnie zaskakująca przygoda.

Termin, który wybraliśmy, u nas podyktowany wakacjami, to książkowo nie najlepszy czas na wyjazd na Kubę, bo to pora deszczowa i ryzyko huraganów. I rzeczywiście deszcz będzie nam towarzyszył od czasu do czasu, schładzając wysokie temperatury w ciągu dnia. Nigdy jednak nie pokrzyżuje nam planów na tyle, by przestawiać cały dzień. Pada zazwyczaj przez chwilę, a potem ziemia cudnie paruje, nasycając powietrze i tak już przeogromną wilgotnością.

20240625 image00010 otwierajace

Widzę więcej plusów z wyboru tego terminu; to na pewno brak turystów, a może to jednak nie pogoda, tylko polityka Kuby? Jedynym miejscem, gdzie będzie bardzo wakacyjnie jest słynny resortowy ośrodek znany z kolorowych folderów reklamujących Kubę jako destynację plażową, czyli Varadero. My trafiamy tam na ostatnią i tylko jedną noc, by skrócić sobie przejazd na lotnisko przed odlotem. Takiej Kuby bym nie polubiła. Hotel obok hotelu, all inclusive, animacje, głośna muzyka, drinki z palemkami… Za to plaża cudna, woda ciepła, piasek biały i miałki jak cukier puder. Tego Kubie zazdroszczę najbardziej: nieziemskich plaż, których tutaj bez liku, a każda jeszcze piękniejsza od poprzedniej.
Ale pomijając Varadero, wszystkie pozostałe miejsca były niemal puste, aż tak bardzo, że w jednym z hoteli przygotowanym dla 550 turystów byliśmy jednego wieczoru zaledwie w 25 osób, z czego nasza rodzina stanowiła pokaźną część. I hotel działał, a leżał przy najpiękniejszej plaży na Kubie – Cayo Pilar. Może odległość była przeszkodą dla wielu, by tu dotrzeć, bo osiem godzin jazdy z Hawany to niemal cały dzień.

20240629 image00005 6

A drogi na Kubie to zarówno wyzwanie, jak i wielka atrakcja. Bo poza słabymi trasami, autostradą, na której jeżdżą też dorożki, dwukółki (często pod prąd), ludźmi sprzedającymi mango, awokado, sery, są dziury, czasem wielkie jak krater wulkanu, brakuje oświetlenia, no i benzyna… Stacji jest bez liku, jednak nie na wszystkich możemy my, turyści, zatankować paliwo, bo nie obsługują one płatności w dolarach ani płatności kartami, gdzie indziej paliwo jest, ale nie ma prądu (co nagminnie zdarza się na Kubie), to i dystrybutory nie działają. Płaci się tylko kartą kredytową, ale nie amerykańską. Ale kto jak nie my Polacy wyjdzie z każdej opresji? Trochę sprytu, i już za rogiem kiwa chłopak, który sprzedaje paliwo z kanistrów schowanych na tyłach w toalecie zamkniętej na kluczyk, po kursie wprawdzie wyższym, ale nie istotnie.
Widok sunących pośród bujnej zieleni cadillaków, buików, ład, maluszków wypełnionych ponadregulaminową ilością ludzi, z otwartymi szybkami, w kanarkowych kolorach, z długimi antenami – to prawdziwa wizytówka Kuby.

20240623 image00020 5

Poza cudnymi plażami okalającymi całą wyspę i mnóstwem atrakcji oferowanych przez wodę: nurkowanie, pływanie z maską i rurką, rowery wodne, katamarany, są jeszcze fenomenalne okolice, gdzie widoki zapierają dech w piersiach. Ostańce krasowe, samotne wielkie góry całe zielone w przepięknej wiejskiej i istotnie sielskiej okolicy są cudowne. Szczególnie o tej porze roku, kiedy to kwitną drzewa i niesamowite widoki upstrzone są zalanymi kwiatami gigantami.

20240625 image00011 4

Wokół Trynidadu miasta jak z bajki, z wąskimi uliczkami, małymi kolorowymi domkami, z salsą od rana do nocy wypełniającą liczne tutejsze bary, restauracje, kluby taneczne, krajobraz zdominowany jest przez plantacje trzciny cukrowej. Droga wiedzie pomiędzy wysokimi roślinami, ustawionymi na sztorc, gdzieniegdzie ustępującymi miejsca bananowcom i papai oraz mangowcom.
Samotna podróż przez Kubę to też większa okazja, by poznać ludzi i z nimi porozmawiać. Wypytać o prawdziwe życie, troski i radości, a tych jest zdecydowanie więcej. System, w którym przyszło im żyć, trwa już tak długo, że Kubańczycy nie mają porównania jak mogłoby być inaczej. Niektórzy szczęśliwie mają kogoś z najbliższej rodziny pracującego w Stanach Zjednoczonych – nieustannie raju dla Kubańczyków. Spotkaliśmy wiele rodzin kubańskich na fundowanych przez brata lub wujka wakacjach. W pięknych hotelach, z wszelkimi wygodami delektowali się słońcem i rajem, na plaży wznosząc toasty kubańskim rumem za fundatora tych luksusów.

20240625 image00012 5

Widzieliśmy też dumnych Kubańczyków zakochanych bez pamięci w swojej wyspie, obiektywnie oceniających sytuację w kraju, ale pogodzonych z trudnościami, które nazywali chwilowymi brakami z nadzieją, że ich dzieci będą miały lepiej i łatwiej.
Nam przez dwa tygodnie nie brakowało niczego. Dzielnie przejechaliśmy 2400 kilometrów, docierając do wielu pięknych zakątków Kuby, ani przez chwilę nie czuliśmy się niepewnie. Dzieciaki miały raj na plażach i w wodzie. My zobaczyliśmy klimat odchodzących i przemijających już starych miast. I choć nie zawsze i wszędzie jest różowo to Kuba jest nieoczywistą destynacją wakacyjną, taką, która na pewno zachwyci, ale i skłoni do refleksji. Jak zawsze trzeba chcieć zobaczyć więcej.

P.S.
Omijajcie Varadero!

Estera Hess

Estera Hess

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Klub Pod Papugami w Poznaniu | Biznes w klubowej atmosferze

Artykuł przeczytasz w: 4 min.
Klub Pod Papugami


W sercu Poznania, w okolicy Starego Rynku w Poznaniu, w marcu tego roku otworzył swoje podwoje Klub Pod Papugami. To wyjątkowe miejsce szybko zyskało popularność dzięki niesamowitej atmosferze i szerokiej gamie oferowanych usług. Klub łączy w sobie elegancję i artystyczny wystrój z funkcjonalnością, stając się idealnym miejscem na organizację zarówno spotkań towarzyskich, uroczystości rodzinnych, jak i spotkań biznesowych. Z pewnością wyróżnia się na tle innych miejsc w Poznaniu.

Tekst: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Klub Pod Papugami

Od momentu wejścia do Klubu Pod Papugami, gości zaskakuje niepowtarzalna, wręcz magiczna atmosfera tego miejsca. Wnętrza klubu zaprojektowano z niezwykłą dbałością o szczegóły. Starannie dobrane kolory, subtelne oświetlenie oraz eleganckie meble zapewniają komfort i przyjemność. Obrazy i dekoracje nadają lokalowi unikalny charakter, przypominający amerykańskie kluby jazzowe. – Atmosfera i klimat naszego klubu sprzyjają organizacji spotkań rodzinnych, takich jak urodziny, jubileusze czy spotkania przyjaciół – mówi Tomasz Gołembski, Sales Manager Klubu. – Ale co ważne, biznes również potrzebuje dobrej atmosfery i to właśnie oferujemy naszym klientom podczas spotkań biznesowych, rozmów z kontrahentami, szkoleń i warsztatów.

20240826 otwierajace 22

Doskonałe miejsce dla biznesu

Klub Pod Papugami to znakomite miejsce dla firm, które poszukują odpowiedniej lokalizacji na spotkania z klientami, konferencje, szkolenia czy eventy firmowe. Centralna lokalizacja w sercu Poznania, przestronne i eleganckie wnętrza oraz nowoczesny sprzęt audiowizualny umożliwiają organizację wydarzeń na najwyższym poziomie. Klub dysponuje dwiema salami – klubową oraz VIP Room’em, które można dostosować do indywidualnych potrzeb każdego wydarzenia. Sala klubowa, przestronna i dobrze oświetlona, idealnie nadaje się na większe spotkania i konferencje. Z kolei VIP Room oferuje bardziej kameralną atmosferę, idealną na mniejsze zebrania czy ekskluzywne spotkania z kluczowymi klientami. – Dobre relacje i dobrą atmosferę buduje się często po godzinach, kiedy zakończą się już oficjalne spotkania – uśmiecha się Tomasz Gołembski. – Muzyka na żywo, którą gramy codziennie, palarnia cygar czy świetnie zaopatrzony bar gwarantują dobrą zabawę i świętowanie wspólnych sukcesów.

Klub Pod Papugami

Unikalna oferta i wyśmienita kuchnia

Klienci biznesowi klubu często wracają do jego oryginalnych wnętrz, biorąc udział w prywatnych spotkaniach i uroczystościach rodzinnych. Klub jest również doskonałym miejscem do organizacji urodzin, jubileuszy czy przyjęć rodzinnych. Spotkanie w gronie najbliższych może umilić dobry pianista, saksofonista czy też występ wokalisty lub wokalistki. – To z pewnością wyróżnia naszą ofertę na rynku poznańskim i sprawia, że jest wyjątkowa – z dumą wyjaśnia Tomasz Gołembski. Indywidualne podejście do klienta i elastyczność w przygotowaniu oferty to znaki rozpoznawcze klubu. Aranżację wnętrz czy menu można dostosować do specyfiki wydarzenia – od eleganckich kolacji, przez bankiety, aż po mniej formalne przyjęcia. Nie dziwi fakt, że Pod Papugami zdobywa coraz więcej pozytywnych opinii w mediach społecznościowych oraz coraz większe grono klientów. To również zasługa klubowej kuchni. Przystawki, zupy i dania główne są chwalone przez zadowolonych gości. – Zatrudniamy w kuchni pasjonatów i profesjonalistów. Nasi klienci dostają na swoich talerzach efekt ich kulinarnego talentu – podkreśla Sales Manager Klubu.

Klub Pod Papugami

Ekskluzywna palarnia cygar i wyrafinowany bar

Wyjątkową ofertą klubu jest palarnia cygar, jedna z niewielu w Poznaniu. Goście mogą tu na wygodnych kanapach w stylu chesterfield delektować się starannie dobranymi cygarami najlepszych światowych marek. To doskonałe miejsce dla doświadczonych afficionados, jak i nowicjuszy, którzy chcą rozpocząć przygodę z cygarami lub potraktować wizytę w cigar lounge jako dodatkową atrakcję wieczoru. Bar w każdym klubie jest miejscem szczególnym, stanowi jego centrum i symbolizuje zabawę oraz oderwanie się od codzienności. Bar w Klubie Pod Papugami jest duży, elegancki i świetnie zaopatrzony. Doświadczony zespół barmanów tworzy koktajle, które łączą klasyczne receptury z nowoczesnymi trendami, oferując gościom niezapomniane doznania smakowe. Koktajle, szeroka karta win czy mocnych alkoholi zadowolą różne gusta, a organizowane degustacje alkoholi często stanowią jedną z atrakcji imprez firmowych.

Klub Pod Papugami

Elastyczne opcje rezerwacji

Klub Pod Papugami oferuje różne opcje rezerwacji, od wynajmu stolików, przez całe sale, aż po kompleksowe pakiety eventowe. Rezerwacji można dokonywać zarówno telefonicznie, jak i online, co ułatwia organizację wydarzeń i pozwala na szybkie dopasowanie oferty do indywidualnych potrzeb. Pod Papugami to miejsce, które warto odwiedzić, aby przekonać się, jak doskonałe może być połączenie rozrywki, relaksu i profesjonalizmu.
W sercu Poznania znajduje się miejsce, które łączy elegancję, funkcjonalność i wyjątkową atmosferę. Klub Pod Papugami to nie tylko przestrzeń do zabawy, ale także do budowania relacji biznesowych i rodzinnych. Zapraszamy do odkrycia tego niezwykłego miejsca!

Klub Pod Papugami
tel. 500 210 333
rezerwacja@klubpodpapugami.pl
www.klubpodpapugami.pl

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Klub Pod Papugami
REKLAMA
REKLAMA

Dom w Dębogórze | Zamieszkaj w otulinie Puszczy Zielonki

Artykuł przeczytasz w: 9 min.


W malowniczej okolicy Puszczy Zielonki, w Dębogórze koło Poznania, znajduje się niezwykły dom, który przyciąga uwagę swoim wyjątkowym designem. Zbudowany na podstawie indywidualnego projektu jednej z renomowanych pracowni architektonicznych, stanowi harmonijne połączenie nowoczesności i naturalnego piękna. Inspirowany modernizmem, dom ten jest przykładem, jak współczesna architektura może wpisywać się w otaczający krajobraz, tworząc przestrzeń idealną do życia i odpoczynku. W rozmowie z jego właścicielem, Panem Markiem, odkrywamy tajniki powstawania tego wyjątkowego projektu i dowiadujemy się, jak wyglądało przeniesienie wizji z deski kreślarskiej do rzeczywistości.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia z oferty Advestor Premium House, fot.: Kuba Troszczyński

Skąd pomysł na tak nietuzinkowy dom?

To jest w zasadzie proste. (śmiech) Zanim przeniosłem się do Poznania, mieszkałem na Pomorzu, w powiedzmy dość tradycyjnym polskim domu. Choć nie był to dom zbudowany na podstawie gotowego projektu, bo zaprojektowany przez studio architektoniczne, ale jednak dosyć typowy. Nie było w nim nic zaskakującego. Dość szybko ta formuła się dla mnie wyczerpała. A ja poprzez swoje podróże po świecie zdążyłem zobaczyć, że można inaczej, że architektura nie musi być nudna. Szukając swojego miejsca na ziemi, postanowiłem, że kolejny dom będzie bardziej oryginalny. Zacząłem czytać i się uczyć. I najbardziej ze wszystkich stylów urzekł mnie modernizm, czyli funkcja obleczona prostą architekturą. Jednak, aby powstał dom, potrzebna była najpierw działka. Rozpoczęły się poszukiwania i tak trafiłem do Dębogóry. Kiedy stanąłem w miejscu, w którym dzisiaj stoi dom, wiedziałem, że to jest to. Duża, ze spadkiem i przepięknym widokiem na las. Poszukiwania uznałem za zakończone, w ciągu tygodnia dopiąłem formalności i działka była moja. 

Wspomniał Pan o pochyleniu działki. To dość nietypowe jak na Wielkopolskę.  

Działka ma 3500 metrów kwadratowych i faktycznie jest usytuowana na pagórku, co dodaje jej urody. Takich miejsc w Wielkopolsce jest niewiele, drugi taki region położony tak niedaleko Poznania to Puszczykowo i okolice. Reszta jest płaska. A ponieważ mieszkałem na Pomorzu, które usiane jest wzgórzami i pagórkami to nie mogłem wybrać inaczej. 

20240628 IMG glogowa 44

Projekt domu także powstawał w sposób nietypowy. 

Początkowo nie miałem jakiejś konkretnej wizji dotyczącej tego, jak powinna wyglądać bryła budynku. W zamyśle po kupnie działki chciałem dać sobie czas na wyklucie się w moje głowie jakiegoś pomysłu. Ale jak to w życiu, wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż zaplanowałem. (śmiech) Spotkanie z dawnym znajomym z liceum, dzisiaj światowej klasy architektem Piotrem Śmierzewskim, znacznie przyspieszyło ten proces. Wraz ze swoim wspólnikiem Dariuszem Hermanem zamiast klasycznie rozpocząć prace projektowe, zaproponowali mi coś wyjątkowego, niespotykanego. A mianowicie przegląd architektury modernistycznej w Polsce. Swoisty konkurs rozpisany wśród różnych pracowni architektonicznych, oparty na moich wyobrażeniach o domu idealnym. Moim zadaniem było napisanie eseju, o tytule „Dom, w którym chciałbym zamieszkać”, który zawierał wszystko to, co było dla mnie istotą domu modelowego.

20240628 IMG glogowa 35

Pamięta Pan co się w nim znalazło? 

Pamiętam pierwsze zdanie, które brzmiało „cisza jest dla mnie wszystkim”. Zdanie, które oddawało podstawowe założenie, jakie przyświecało temu projektowi – mieszkać w miejscu, w którym mogę odgrodzić się od ludzi i samemu decydować, kiedy tych ludzi chcę widzieć. Pamiętam także, że chciałem, aby dom był prosty, funkcjonalny, a także zwróciłem uwagę na modernistycznych architektów, którzy mnie inspirowali, takich jak Ludwig Mies van der Rohe czy Frank Lloyd Wright ze swoim kultowym dzisiaj projektem Fallingwater. 

Ile pracowni stanęło do konkursu?

Finalnie było ich pięć. Pracownia KWK Promes Roberta Koniecznego, Medusa Group znana chociażby z ikoniczego domu w kopalni, pracownia Hs99 Herman – Śmierzewski, poznańskie studio Ultra Architects oraz architekci Rutkowski & Radwański. Wszyscy oni mieli trzy miesiące na przygotowanie wstępnych koncepcji i po tym czasie spotkaliśmy się w perełce naszej poznańskiej architektury, czyli w Starym Browarze, w księgarni Bookarest, gdzie tam odbyła się publiczna prezentacja projektów. Co ciekawe, mógł przyjść każdy kto chciał, wstęp na to wydarzenie był wolny. Pojawiło się sporo ludzi, by zobaczyć w jednym miejscu ikony polskiej sceny architektonicznej to było coś! Pracownie po kolei prezentowały swoje projekty, modele, slajdy, a ja już wiedziałem, że moje serce bije szybciej na widok projektu Ultra Architects. Zafascynowała mnie zaprojektowana przez nich bryła, niedostępna od strony wejścia do domu, stwarzająca pozory wręcz zamczyska, a od strony ogrodu bardzo otwarta, wpuszczająca do domu wiele światła i pozwalająca cieszyć się widokiem na las. Dodatkowo wisienką na torcie było wykończenie elewacji drewnem. Był to rok 2006, więc naprawdę to było bardzo, jak na tamten czas, innowacyjne rozwiązanie. 

20240628 IMG glogowa 10

Czy zatem mam rozumieć, że przyjął Pan projekt bez żadnych zmian? To się prawie nie zdarza! 

Architekci z Ultra Architects idealnie odczytali moje potrzeby. Zrezygnowałem tylko z rolet okiennych, które trochę przytłaczały w mojej opinii bryłę, ale reszta pozostała bez zmian. 

I budowa ruszyła…

Rok od wbicia pierwszej łopaty wprowadziliśmy się do naszego wymarzonego domu. A wszystkie prace zakończyły się mniej więcej po trzech latach, kiedy to na naszej bramie zamontowaliśmy adres posesji.

Jakie materiały zostały użyte do budowy? 

Dom jest zbudowany z żelbetonu i porothermu. Okna są drewniane mahoniowe, a ocieplenie domu wykonane jest z wełny mineralnej o grubości 20 cm, co także jest ewenementem, bo standardem było wówczas ocieplenie 10 centymetrowe. Drewniana elewacja oraz taras wykonane są z drewna egzotycznego Tatachuba. Sam jego wybór to cała historia, bo decydując się na naturalny materiał na elewacji, mieliśmy świadomość, że będą na niego oddziaływały warunki atmosferyczne, więc musiał ładnie patynować. Próbki różnych rodzajów drewna rzuciliśmy w ogrodzie i sprawdzaliśmy, jak się zachowują. Wybór padł właśnie na Tatachubę, która patynuje do popieli z lekkim odcieniem brązu. A na takim efekcie nam zależało, bo tak dokładnie wyglądają domy w Skandynawii. Do montażu elewacji wykorzystano 10 tysięcy wkrętów ze stali nierdzewnej, co było doskonałym rozwiązaniem, bo uniknęliśmy zacieków, ale także nic przez te prawie 20 lat nie odpadło. (śmiech) Dodatkowo do budowy wykorzystaliśmy zaprojektowaną przez architektów kostkę z piaskowca, która została wykonana w kamieniołomie w Radkowie.

Ile dom ma metrów, ile pomieszczeń i jakie?

Cały dom ma 312 metrów kwadratowych i składają się na niego trzy sypialnie, dwie łazienki, salon połączony z kuchnią, spiżarnia, pralnia, garaż na dwa samochody, schowek na poznańskie „klunkry” oraz kotłownia. 

Dom ma ogromne przeszklenia. Jak wygląda kwestia ogrzewania? 

Dom jest usytuowany na linii wschód – zachód, a największe przeszklenia wychodzą na stronę południową. Zatem zgodnie ze wszelkimi regułami spełnia warunki domu energooszczędnego. Ogrzewanie zastosowane w domu zostało specjalnie dla niego zaprojektowane, zamontowane zostały grzejniki kanałowe, dziś stosowane powszechnie w budynkach biurowych ze szklanymi elewacjami. Ale w tamtych latach było to novum! Dodatkowo okna są wyposażone w automatyczne zaciemniające żaluzje, które opuszczają się w sytuacji, kiedy bardzo mocno słońce operuje, co pozwala także uniknąć nadmiernego nagrzania wnętrza domu.

20240822 IMG glogowa 16

Ciekawym rozwiązaniem nieczęsto spotykanym w domach jest patio. 

To trochę efekt uboczny wkopania domu w ziemię. Patio jest usytuowane od strony wejścia, czyli od strony północnej, gdzie co do zasady okien nie ma, jednakże zdecydowaliśmy, że takie wewnętrzne okna, wychodzące na patio, dadzą nam dodatkowe źródło światła i wniosą urok do całej przestrzeni. 
Ogromne wrażenie robi ogród, którego naturalnym ogrodzeniem jest ściana lasu. 
Znajdujemy się w otulinie Puszczy Zielonki, więc zieleni tu nie brakuje. Jesteśmy tak blisko Poznania, a jednocześnie można odnieść wrażenie, że mieszkamy w środku lasu. Doskonały mikroklimat, zapach lasu sosnowego w połączeniu z naturalną wilgocią powodują, że tu się świetnie oddycha. A sam ogród pomaga utrzymać w porządku Franek, czyli robot samokoszący.        

Odległość od Poznania nie stanowi problemu?

Dłużej zdarza mi się jechać z Winograd do centrum miasta niż stąd. Jeśli oczywiście nie trafi się jakiś nieprzewidziany zator na drodze, w okolice Starego Rynku można dojechać w około 20-25 minut. Jest także autobus miejski, który dojeżdża na Śródkę, więc to miejsce jest naprawdę dobrze skomunikowane. 
Dom jest absolutnie wyjątkowy, zbudowany bez kompromisów, a także niesie za sobą wyjątkową historię.

Włożył Pan w jego powstanie wiele serca. Jednak dzisiaj jest na sprzedaż. Nie będzie Pan za nim tęsknił? 

Już tak w życiu mam, że lubię zmiany. (śmiech) Ciągnie mnie w świat, życie postawiło przede mną nowe możliwości i zdecydowałem, że chciałbym jeszcze trochę świata w życiu zobaczyć. Fantastycznie mi się tutaj mieszkało, ten dom jest idealny w każdym calu, gdybym dzisiaj go budował ponownie – niczego bym nie zmienił. I dlatego wierzę, że jego kolejni mieszkańcy znajdą w nim wszystko to, co oferuje. Od funkcjonalnej przestrzeni po radość z otaczającej go przyrody. Jestem pewien, że nowi mieszkańcy pokochają ten dom i otaczającą go naturę równie mocno jak ja.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

DR JACEK PORADA | Uroginekologia w kameralnym gabinecie ESTHEA

Artykuł przeczytasz w: 20 min.


Klimatyczne wnętrza zaaranżowane w ciepłych beżowych kolorach, butikowa wręcz przyjacielska atmosfera, na zewnątrz mały taras otulony zielenią pobliskiego parku, idealny na luźne pogawędki – wszystko to pozytywnie wpływa na jakość przeprowadzanych wizyt w ESTHEA w Poznaniu. Z pomysłodawcą tego miejsca, lekarzem medycyny, ginekologiem położnikiem, absolwentem studiów podyplomowych z zakresu medycyny estetycznej, dr Jackiem Poradą, dyskutujemy na temat współczesnych bolączek kobiet. Kwestii wstydliwych i tych na topie.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Artur Nowicki, materiały prasowe ESTHEA

Wybór medycyny to w Pana przypadku konsekwencja rodzinnych tradycji?

DR JACEK PORADA: Nie pochodzę z rodziny z tradycjami lekarskimi, ale moja mama była z zamiłowania położną, taką prawdziwą, empatyczną, przez wiele lat pracowała na oddziale położniczym w szpitalu w Żninie, gdzie ją często odwiedzałem. Miałem możliwość wchodzenia na oddział, większą niż ktokolwiek inny. Mama opowiadała mi o cudzie narodzin i tak zaszczepiła we mnie zainteresowanie medycyną. Dlatego jestem ginekologiem położnikiem i to jest moja pierwsza pasja. (śmiech) Dość wcześnie uznałem, że szpital jest miejscem, w którym dobrze się czuję i w którym chciałbym pracować. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że będę uczestniczyć przy porodach, ale miałem już takie zacięcie chirurgiczne. Przez wiele lat studiów pragnąłem zostać następcą profesora Religi. (śmiech) Potem potoczyło się to trochę inaczej… nie zostałem kardiochirurgiem, wybrałem specjalizację z ginekologii i położnictwa. Studia rozpocząłem w Poznaniu na Akademii Medycznej (obecny Uniwersytet Medyczny). Wybór był dość oczywisty – z racji, że bardzo lubiłem to miejsce i przede wszystkim sama uczelnia była prestiżowa, z wielkimi tradycjami, ze wspaniałą kadrą pedagogów, wybitnych profesorów.

Mój ojciec urodził się w Poznaniu i – co niezwykle ważne w kontekście lokalizacji ESTHEA – mieszkał niedaleko parku Wilsona, przy ulicy Wyspiańskiego. Moje wczesne dzieciństwo tu też upływało, w przepięknej kamienicy (obecnie odrestaurowanej, z wynajmem mieszkań), gdzie dla mnie te wysokie przestrzenie przypominały zamek. (śmiech). Od najmłodszych lat wrosłem w miejską tkankę Poznania, choć potem dużą część życia spędziłem w kujawsko-pomorskim. Studia na poznańskiej uczelni były dla mnie spełnieniem marzeń, jednak to miasto było wówczas bardzo hermetyczne, zamknięte dla ludzi spoza rodzin lekarskich. Dlatego przyszła decyzja „coming home”, powróciłem do Żnina, gdzie następowały zmiany w tamtejszym szpitalu, więc na samym początku pracowałem tam na wolontariacie. Takie były czasy…

Na oddziale, w którym pracowała moja mama, i w którym się urodziłem, przeszedłem całą drogę specjalizacji oraz awansu zawodowego – od młodszego asystenta, do z-cy koordynatora oddziału. Ale praca na oddziale to już inna historia, choć przyznam, niezwykłe doświadczenie życiowe i zawodowe.

Przeszedł Pan przez różne etapy pracy zawodowej. Teraz jest Pan w innym miejscu swojego życia. Jaki zamysł przyświecał Panu, zakładając butikowy gabinet Esthea w Poznaniu, tuż przy parku Wilsona, łączący w sobie trzy specjalizacje?

Faktycznie, przy ul. Śniadeckich 10a/6 proponujemy zabiegi z trzech specjalizacji: medycyna estetyczna, ginekologia estetyczna i kosmetologia. Z racji, że towarzyszę kobietom w różnych momentach ich życia, często od narodzin ich dzieci, przez ciążę, poród, okres poporodowy, menopauzę itp. widzę jak zmieniają się tkanki, kurczy się kolagen, który pięknie nas uzbraja w młodość. Ponadto dostrzegam jak zmieniają się narządy, kurczą się mięśnie, czyli funkcje podporowe i czynnościowe poszczególnych organów. Pomyślałem więc, że medycyna estetyczna, która ewoluowała, jest tu fantastycznym rozwiązaniem, konsolidującym temat ginekologii, medycyny estetycznej klasycznej i ginekologicznej oraz szeroko rozumianej kosmetologii. Rozwiązanie tzw. wieloetapowe.

Esthea Gabinet Uroginekologiczny Jacek Porada

Gdzie nabył Pan wiedzę nt. medycyny estetycznej?

Jestem absolwentem 3-letniej Podyplomowej Szkoły Medycyny Estetycznej, która siedzibę ma w Warszawie. Jej założycielem i pomysłodawcą jest dr Andrzej Ignaciuk, jeden z pionierów medycyny estetycznej w Polsce. Obecnie jest na rynku wiele ofert i wiele tego typu szkół, ale wtedy – gdy ja zaczynałem moją przygodę z medycyną estetyczną – ta była najbardziej znana, prestiżowa; przyciągała wielu ciekawych ludzi. Co roku podczas kongresów z medycyny estetycznej spotykam moich kolegów i koleżanki, absolwentów tejże uczelni, wymieniamy się doświadczeniami, rozmawiamy o nowościach w branży i konstruktywnie się sprzeczamy. (śmiech) Za każdym razem jest wiele nowych tematów, o których dyskutujemy, w tym także powikłań, które nam towarzyszą i które musimy umieć leczyć.

Dzięki długoletniemu doświadczeniu i praktyce lekarskiej idealnie łączy Pan zabiegi z zakresu ginekologii i medycyny estetycznej. Na jakim zagadnieniu obecnie skupia Pan swoją uwagę?

Moje zainteresowania skierowałem na ginekologię estetyczną, w szczególności uroginekologię, co wyróżnia naszą ESTHEA na tle podobnych na rynku placówek. Mam swoją grupę wiernych pacjentek, a tu w Poznaniu szczególnie pragniemy zaproponować zabiegi z zakresu uroginekologii, w klimatycznych wnętrzach, w butikowej wręcz atmosferze gabinetu. Zabiegi małoinwazyjne, znieczulenie miejscowe i nasiękowe, pozwalające następnego dnia na pełen powrót do normalnego życia.
Największy problem z zakresu uroginekologii to nietrzymanie moczu. Mówimy tu o atrofii urogenitalnej, czyli o zaniku komórek nabłonka okolicy urogenitalnej. W pochwie, na narządach płciowych wewnętrznych i zewnętrznych, jest mnóstwo receptorów, estrogenów, androgenów, testosteronu.

Estrogen odgrywa tu ważną rolę, bo jest stymulatorem odtworzenia (przywrócenia) nabłonka pochwy i wspomaga regenerację i jego czynność w zakresie nawilżenia oraz tworzenia odpowiedniego dla pochwy (kwaśnego) pH. Zakwaszenie pochwy czy jej nawilżenie jest niezbędne do satysfakcjonującego współżycia, bez bólu, pieczenia, świądu, tarcia, spowodowanego suchością.

Niezwykle istotne są wszystkie struktury podtrzymujące „ten trakt urologiczny”, czyli pęcherz moczowy i wychodząca z niego cewka moczowa, także struktury, przez które owa cewka przechodzi (przepona moczowo-płciowa ), aż osiągnie swój koniec w przedsionku pochwy. Zdarza się – niestety – coraz częściej, że w miarę upływu lat lub po ciężkich porodach, a także różnych chorobach te struktury tracą swoje podstawowe funkcje podtrzymujące/podporowe i zatem czynnościowe. Aby to zwizualizować: jest pęcherz moczowy i z niego wychodzi cewka moczowa. Kobiety mają przeponę moczowo-płciową, czyli pewnego rodzaju płytę mięśniowo-powięziową o grubości ok 4 cm, przez którą przechodzi cewka moczowa, pochwa i odbyt. Kiedy ta przepona jest umięśniona, młoda, wszystko jest ok, przy kaszlu czy kichnięciu automatycznie zaciska się one (prawidlowy skurcz mięśnia) i kobieta nie ma dyskomfortu związanego z niekontrolowanym wyciekiem moczu. Wszystkie sytuacje, które doprowadzają do osłabienia tej przepony moczowo-płciowej to są również historie neurologiczne, po urazach kręgosłupa, w okolicach kości krzyżowej, po operacjach chirurgicznych, ale również po ciężkich porodach fizjologicznych (będą nasilały te dolegliwości).

Czasami można ćwiczeniami wzmocnić tę płytę mięśniowo-powięziową, np. mięśniami Kegla – popularna nazwa mięśni dna miednicy (MDM). Ich praca polega na aktywacji i relaksacji, czyli zaciskaniu/napinaniu i otwieraniu/rozluźnianiu. Są pacjentki, dla których takie ćwiczenia są mało skuteczne i wówczas muszą posiłkować się wiedzą lekarską, muszą przyjść do gabinetu, w którym za pomocą nowoczesnych urządzeń dokonuje się poprawy. Czasami jednak w tych bardziej zaawansowanych postaciach, często z zaburzeniami statyki narządu rodnego (przepukliny, wypadanie, obniżenie) niezbędne będzie leczenie stricte operacyjne.

Czy problemy uroginekologiczne u kobiet wiążą się również z hormonami?

Oczywiście, okres poporodowy, ale także menopauza, gdy pacjentka nie suplementuje się preparatami estrogenowymi, a także hypoestrogenizm wynikający np. z leczenia onkologicznego – wszystkie te momenty zwiększają prawdopodobieństwo pojawienia się problemów związanych z nietrzymaniem moczu. Bywają też pacjentki, które w wieku już 40 lat, mają tzw. przedwczesną menopauzę, są bardziej pokrzywdzone. Wiele kobiet boryka się z kłopotem uroginekologicznym, z dość wstydliwym nietrzymaniem moczu. Namawiam, aby w takich sytuacjach zasięgnąć porady u specjalisty, porozmawiać i zgodzić się na zaproponowaną formę leczenia, rehabilitacji mięśni. Czasami potrzebne jest włączenie farmakoterapii, a w innych przypadkach również zabieg chirurgiczny.

Po porodzie, gdy kobieta jeszcze nie miesiączkuje, znajduje się w połogu, też jest to częsta cecha – nietrzymanie moczu, wynikająca z hypoestrogenizmu. Kobieta ma wówczas niski poziom hormonów, bo blokuje je laktacja. Porody są różne, i te bardzo łatwe, szybkie, i te bardzo trudne, przedłużone, powikłane i kończone zabiegowo. Te przebiegające długo, często bardzo boleśnie, porody dużych płodów – jak się okazuje są bardzo znaczącym czynnikiem predykcyjnym co do oczekiwanych w przyszłości zaburzeń w kontroli nad moczem i problemów np. ze współżyciem płciowym (zespół luźnej pochwy).

Esthea Gabinet Uroginekologiczny Jacek Porada

Jakie zabiegi związane z problemami natury uroginekologicznej Pan proponuje?

W warunkach ambulatoryjnych możemy poradzić sobie z wieloma dolegliwościami, używając także leków w tym działających miejscowo oraz dopochwowych urządzeń wysokoenergetycznych (lasery frakcyjne, HIFU, radiofrekwencja igłowa i bezigłowa, mezoterapia, kolagenoterapia, zabiegi autologiczne (osocze, fibryna) i wiele innych.

Najbardziej popularne są tzw. slingi podcewkowe (załonowe lub przezzasłonowe); to minimalnie inwazyjne zabiegi chirurgiczne stosowane powszechnie w leczeniu wysiłkowego nietrzymania moczu u kobiet. To taki rodzaj tasiemki zakładanej pod cewką moczową, stwarzający na wzór hamaku podparcie, ale bez ucisku. Szybkie zabiegi, wysoka skuteczność, ale jednak wykonywane w warunkach szpitalnych.

Aby efekt był taki jak po zabiegu z ową, wspomnianą przeze mnie, taśmą podcewkową należy spotkać się w gabinecie ESTHEA, np. na zabieg radiofrekwencji bezigłowej czy mikroigłowej dopochwowej, ale także narządów zewnętrznych, tj. okolic łechtaczki, warg sromowych większych czy mniejszych lub wejścia do pochwy. To są również miejsca, które poddajemy zabiegom.
Pragnę podkreślić, że współpracuję z urologami i urofizjoterapeutami, czasami konsultujemy się wzajemnie. Bardzo ważne jest badanie urodynamiczne, które precyzyjnie określa rodzaj nietrzymania moczu.

W ESTHEA starać się będziemy proponować procedury, które w wielu przypadkach pozwolą na uniknięcie konieczności hospitalizacji, choć droga ta jest zwykle nieco dłuższa. Czasami są pacjentki, które – niestety – muszą być zoperowane. I wówczas stawiam sprawę jasno – nie warto marnować czasu w gabinecie, należy wygospodarować sobie czas na szpitalny zabieg.

Co to znaczy nadaktywny pęcherz?

Termin ten również związany jest z nietrzymaniem moczu. Pęcherz moczowy to swego rodzaju piłka, która ma w środku mięsień, który wypiera mocz. Ten mięsień jest nieraz zbyt „nerwowy”, zbyt aktywny. Wtedy właśnie występuje naglące parcie na pęcherz. To wielki dyskomfort podczas spotkań biznesowych, towarzyskich, kiedy notorycznie trzeba iść do łazienki. Dużo jest w ogóle przypadków tzw. mieszanych postaci nietrzymania moczu. Mamy tu w ESTHEA urządzenia medyczne pracujące w oparciu o posiadane certyfikaty medyczne w tym FDA, a co ważniejsze, w oparciu o badania kliniczne – dokumentujące ich skuteczność.

Botoks w medycynie estetycznej to…

Tzw. złoty Graal, można dużo o nim opowiadać. Jest od ponad 20 lat na rynku medycznym i trudno nim zrobić krzywdę… Mało kto wie, że botoks jest niezwykle skuteczny właśnie w leczeniu nadaktywnego pęcherza. Również po trudnych zabiegach chirurgicznych w obrębie kręgosłupa czy po wypadkach, kiedy pacjenci mają pęcherz spastyczny – botoks pomaga taki pęcherz rozluźnić. Migreny też leczone są przez neurologów za pomocą botoksu, rozcieńczając go nieco inaczej. Dzięki toksynie botulinowej ból i przebieg stanów migrenowych jest o dużo łagodniejszy. Dodatkowo botoks stosuje się w bruksizmie, przy szczękościsku, zgrzytaniu zębami itp., przy leczeniu potliwości rąk, pach i stóp. I jeszcze w wielu innych sytuacjach. Zabieg krótki „lunchowy”, niemal niebolesny, zwykle bardzo skuteczny.

ESTHEA to butikowy koncept. Co oferujecie oprócz leczenia z zakresu uroginekologii?

Z założenia nie ma tu być przepychu ilościowego, krzątaniny wielu ludzi. W ESTHEA zapewniamy czas relaksacyjny z dobrze przeprowadzonymi zabiegami. Portfolio nasze skierowane jest głównie do kobiet, ale nie oznacza to, iż nie przyjmujemy mężczyzn. Koncept jest taki, że w jednym czasie w gabinecie pracuje jeden lekarz, choć w ESTHEA zatrudnionych jest pięciu specjalistów. Oprócz mnie jest druga osoba jako specjalista ginekologii położnictwa oraz jednocześnie jest lekarzem medycyny estetycznej. Ponadto pracują trzy lekarki z długoletnim doświadczeniem w zakresie medycyny estetycznej, które równocześnie są stomatolożkami. Mój zespół ma wielkie doświadczenie w praktyce, to bardzo precyzyjne osoby, wyszkolone manualnie, z estetycznym podejściem do pracy z twarzą. W tej chwili estetyka stomatologiczna jest na topie, zęby, żuchwa, zgryz, cały dział ortodoncji – my jako lekarze medycyny estetycznej wiemy, jak to jest niezwykle ważne, aby twarz wyglądała naturalnie i proporcjonalnie. W ESTHEA każdy z nas ma swój dedykowany dzień w gabinecie, rozplanowany harmonogram całego tygodnia.

Bardzo podoba mi się filozofia ESTHEA: umiar i harmonia, podkreślenie i wyeksponowanie prawdziwego piękna. To daje efekt poprawy samooceny klientek, wzmocnienie ich pewności siebie?

Kluczem w naszym zawodzie jest wyczucie, bo naturalność i estetyka są coraz częściej oczekiwane i nawet wymagane przez współczesne kobiety. Choć muszę tutaj podkreślić, że nie każda pacjentka, która ma jakąś część twarzy wyglądającą nienaturalnie po przebytym zabiegu, jest antytezą całej medycyny estetycznej. Wśród 20 pięknych kobiet poddanych procedurom z medycyny estetycznej skupiamy wzrok na jednej, bo ona budzi zdumienie.

Mam takie pacjentki, które wyglądają obecnie młodziej, świeżej, po prostu lepiej niż 10 lat wcześniej, poddając się wspólnie ustalonym protokołom zabiegowym. To jest cudowne! To jest piękno medycyny estetycznej.
Z doświadczenia wiem, że niewiele potrzeba kobietom, aby znów poczuły się atrakcyjne seksualnie, chciały podobać się swoim partnerom, aby miały większą pewność siebie. Wystarczy niekiedy jeden lub dwa zabiegi estetyczne poprawiające twarz lub strefę intymną i już duży kobiecy problem jest rozwiązany.

Esthea Gabinet Uroginekologiczny Jacek Porada

Oferujecie w ESTHEA też hoodoplastykę, hymenoplastykę, labioplastykę…

Mamy szeroki wachlarz usług i łączymy te zabiegi z autologią. Zabiegi autologiczne polegają na wykorzystaniu komórek – płytek krwi, czyli substancji pozyskanej z krwi pacjentki, zawierających ogromną ilość tzw. czynników wzrostu różnych struktur tkankowych i komórek. Taki preparat zawiera więc osocze bogatopłytkowe, które pobudza naturalne procesy regeneracji skóry. Podajemy wtedy osocze, hybrydy lub inny koktajl do mezoterapii – zabiegi te należą do bardzo skutecznych w wygładzaniu zmarszczek i redukcji wiotkości skóry, pomagają w napięciach mięśni.
Słynny zabieg MonaLisa Touch to zabieg, który my nazywamy frakcyjnym laserem ablacyjnym. To innowacyjna, małoinwazyjna i całkowicie bezpieczna metoda opracowana z myślą o kobietach, które doświadczają przykrych dolegliwości intymnych. Zastosowanie lasera, sondy działającej jak przy USG dopochwowym, prowadzi do usunięcia nieprzyjemnych objawów i wyraźnie poprawia komfort stref intymnych. Podczas zabiegu wypala się małe otworki w śluzówce pochwy, aby pobudzić kolagen, zabieg jest prawie bezbolesny, bo poprzedzony znieczuleniem miejscowym.

A co z zabiegami O-Shot czy G-Shot?

Z G-Shotem jest ten sam temat, co z G-punktem. (śmiech) Jedni uważają, że ten istotny punkt w ciele kobiety istnieje, inni – że nie. Tak jak wiemy, że serce jest po lewej stronie, a nerki po bokach, tak punktu G nie jesteśmy pewni. Myślimy, że jest tam struktura nerwowo-naczyniowa, która potrafi zapewniać kobiecie bardziej zintensyfikowane wrażenia i doznania. Natomiast O-Shot to zabieg, podczas którego podajemy fibrynę i osocze w miejsca intymne najbardziej dyktowane „wibracjom seksualnym”, tj. łechtaczka – przypomnę – narząd ejakulacyjny, przedsionek pochwy, początek pochwy – czyli najbardziej erogenne i wyposażone w receptory miejsca dające kobietom satysfakcję.

Z jakimi najczęściej dolegliwościami czy problemami odwiedzają Pana pacjentki?

Mam grupę pacjentek, które potrzebują zabiegu terapeutycznego. Terapia to również poprawa jakości życia seksualnego, tu w grę wchodzi np. laseroterapia dopochwowa. Są też kobiety, które po porodach mają zespół tzw. luźnej pochwy – wydawałoby się, że nic się z tym nie da zrobić. Oczywiście, że się da. Wystarczy zrobić klasyczną laseroterapię, zabieg bez hospitalizacji.
Sporą grupę stanowią kobiety, dla których niezwykle istotna jest estetyka miejsc intymnych. Często wykonuję labioplastykę warg sromowych, z powodu ich zbyt dużych lub zbyt małych rozmiarów, spowodowanych atrofią, zanikiem tkanki tłuszczowej, chorobami niedoczynności tarczycy lub stanem wyniszczenia organizmu w przebiegu przewlekłej choroby, zazwyczaj nowotworowej.
Jeśli osoba jest świadoma swego organizmu, jest aktywna seksualnie, chce być atrakcyjna dla siebie i dla partnera – to zapisuje się na konkretny zabieg. REJUVENACJI – strefy intymnej – poddają się kobiety w zależności od preferencji, wyboru, problemu i sugestii terapeuty; jednemu lub wielu zabiegom z opisanej wcześniej palety w ofercie. Tu w ESTHEA podajemy kwas hialuronowy w niższe partie ciała, nie tylko na twarz. Stosujemy mezoterapię, laseroterapię.
Przychodzą do mnie pacjentki, już w starszym wieku, z tzw. liszajem twardzinowym – to degeneracyjna, przewlekła, zwyrodnieniowa paskudna choroba, której etiologii, niestety, nie znamy. Trochę choroba autoimmunologiczna jak Hashimoto. Jest stosunkowo trudna w leczeniu, bo nie znamy przyczyny. Stosujemy więc tu również lasery, które potrafią dolegliwości minimalizować lub je kompletnie likwidować.

Ginekologia estetyczna to obszar medycyny, który w obecnych czasach bardzo dynamicznie się rozwija. Osocze bogatopłytkowe, kwas hialuronowy, laseroterapia, zabiegi bezigłowe czy mikroigłowe – te pojęcia znane są nam z gabinetów kosmetycznych, jednak zagościły również w ginekologii estetycznej. Mamy tu swoiste przenikanie się dziedzin medycyny…
Wszystkie zabiegi, które robimy na ciele, na twarzy, wszystkie zaawansowane technologie, preparaty są tak samo skuteczne w ginekologii estetycznej, jak i w medycynie estetycznej czy kosmetologii. To swoiste novum naszych czasów. Najczęściej takie zabiegi z zakresu ginekologii estetycznej mają na celu odświeżenie, odmłodzenie, pobudzenie kolagenu i podanie czynników wzrostu. Szeroko zatem rozumiana rewitalizacja!

Esthea Gabinet Uroginekologiczny Jacek Porada

Czy przyjście do gabinetu ginekologii estetycznej i opowiedzenie o swoim dyskomforcie wciąż u nas jest w sferze wstydu i sekretu, jest pewnego rodzaju tematem tabu, czy to nastawienie się zmieniło na przestrzeni kilku lat?

Świat się nieustannie zmienia, a co za tym idzie świadomość pacjentek. Jest ewolucja – bardziej niż rewolucja w tym temacie. Często to nie są sprawy łatwe, a ja nie chcę nikogo urazić czy obrazić… Trzeba nieraz pacjentki prowokować do rozmowy, bo niektóre po prostu wstydzą się poruszyć drażliwe dla nich kwestie.

O czym warto pamiętać, bo jest na przysłowiowe wyciągnięcie ręki?

Istotnym tematem, często pomijanym wśród pacjentek gabinetów medycyny estetycznej, jest styl życia. Aktywność fizyczna, ćwiczenia, wysypianie się, czyli odpowiednia długość snu, właściwa dieta, picie odpowiedniej (2 litry dziennie) ilości wody, palenie najwyżej minimalnej ilości papierosów, umiarkowany alkohol, to czynniki niewątpliwie wpływają na dobre samopoczucie, ale też na stan i wygląd naszego organizmu. O tym nie można zapominać! Naprawdę picie 2 l wody dziennie nawilży lepiej naszą skórę niż najdroższy krem na świecie.

Podróżuje Pan, uczestniczy w różnych spotkaniach branży medycznej, co szykuje przyszłość w dziedzinie ginekologii i medycyny estetycznej. Jakie innowacje?

Bardzo Pani dziękuję za to pytanie, ale powiem szczerze, że nie znam na nie odpowiedzi. (śmiech) Jestem fanem powiedzonka „lepsze jest wrogiem dobrego”! Jeśli kobiety mają np. piękne usta, to ich poprawianie może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego. Warto więc dbać o siebie, myśleć o procesie starzenia czy odmładzania, poprawiania pewnych defektów – ale nic na siłę, nie w stopniu wyimaginowanym, do granic nierealności. Trzeba być ostrożnym, nie poprawiać każdej części ciała. Polecam wszystkim dystans, a przede wszystkim pokorę wobec siebie i wykonywanych procedur i ich rezultatów. Medycyna jest rozwojowa, świat idzie do przodu, pojawiają się wciąż niezliczone nowości, kuszą nowe technologie i nowe preparaty. Sztuczna inteligencja będzie pomagała zapewne w diagnozach, może nawet w opracowaniu planów i protokołów diagnostyczno-terapeutycznych. Choć podchodzę do AI z dużym respektem, jestem absolutnie przekonany o nieuniknionym zaanektowaniu przez nią części naszej świadomości, przez to wpływanie na naszą codzienność, nasze decyzje. Mam jednak nadzieję, że długo jeszcze, a może nawet nigdy nie zastąpi w pełni mózgu i serca prawdziwego terapeuty… Bo w terapii ogromnie ważne są międzyludzkie, empatyczne relacje lekarz-pacjent, wzajemne zaufanie i zrozumienie.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Otyłość jako problem zdrowotny okiem specjalisty kardiologa

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Otyłość jest chorobą, która podobnie jak nadciśnienie tętnicze, hipercholesterolemia, cukrzyca oraz palenie tytoniu, jest czynnikiem ryzyka rozwoju chorób układu krążenia: zawału serca, udaru mózgu, arytmii oraz zgonu. Jednakże jest ona odwracalnym czynnikiem ryzyka tych chorób. Dzięki skutecznemu leczeniu otyłości możemy zneutralizować ryzyko z nią związane.

Tekst: dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | Zdjęcia: Katarzyna Loga, Adobe Stock

Z innych istotnych czynników ryzyka, normalizacja ciśnienia w 100% odwraca ryzyko sercowo-naczyniowe związane z nadciśnieniem tętniczym. Oznacza to, że u skutecznie leczonej osoby, ryzyko wystąpienia udaru mózgu czy zawału serca jest w przybliżeniu takie jak u osoby bez nadciśnienia. Podobnie jak w przypadku hipercholesterolemii, osoba ze skutecznie leczoną hipercholesterolemią ma takie samo ryzyko zawału serca, udaru mózgu oraz zgonu jak osoba bez tej choroby. Leczenie otyłości, niezależnie od metody, zarówno przy pomocy modyfikacji stylu życia, wybranych leków, jak i operacji bariatrycznych, zapobiega występowaniu chorób układu krążenia i poprawia rokowanie oraz jakość życia pacjenta.

Polska na czele stawki

Co bardzo niepokojące – częstość występowania otyłości wzrasta w polskiej populacji. Jest ona wyższa niż w innych krajach Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem jest szybkie narastanie występowania otyłości wśród dzieci i młodzieży. Częstość występowania otyłości u dzieci i młodzieży w Polsce jest najwyższa spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. W związku z tym możemy spodziewać się, że po 10-20 latach dalszego, tak dynamicznego wzrostu częstości występowania otyłości u osób dorosłych, ilość problemów zdrowotnych nią spowodowanych: nadciśnienia tętniczego, cukrzycy, niewydolności serca, migotania przedsionków, zawału serca czy udaru mózgu, ulegnie intensyfikacji. Co więcej wiemy, że otyłość jest przyczyną występowania ponad 200 innych schorzeń, w tym: wielu nowotworów, chorób układu pokarmowego, chorób płuc, układu nerwowego, układu kostno-stawowego. Jest to choroba dewastująca zdrowie oraz skracająca istotnie długość życia pacjentów.

20201211 AdobeStock 401386084

Niebezpieczeństwa związane z otyłością

U osób otyłych obserwuje się nagromadzenie tłuszczu zarówno w tkance podskórnej, jak i w narządach wewnętrznych, a sama tkanka tłuszczowa uwalnia substancje negatywnie wpływające na funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego. Są to m.in. niektóre hormony, czynniki wazoaktywne oraz cytokiny, które mają negatywny wpływ na budowę i funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego. Otyłość zwiększa ryzyko wystąpienia nagłej śmierci sercowej. Stwierdzono, że do rozwoju chorób układu krążenia u osób otyłych przyczynia się zarówno insulinooporność, oddziaływanie adipokin, jak i zwiększona krzepliwości krwi. Otyłość jest także przyczyną utrzymującego się stanu zapalnego stanowiącego ryzyko rozwoju chorób układu sercowo-naczyniowego.

Profilaktyka i dieta

W profilaktyce otyłości oraz jej następstw bardzo ważne są: odpowiednia dieta, aktywność fizyczna, regularne wykonywanie badań oraz konsultacji specjalistycznych w celu ewentualnego wykrycia otyłości, jak i schorzeń z nią związanych. Badania potwierdzają zmniejszenie częstości występowania zgonów z powodu chorób układu krążenia u osób stosujących regularną aktywność fizyczną oraz dietę śródziemnomorską bogatą m.in. w produkty zbożowe, warzywa i owoce oraz zawierającą duże ilości oliwy z oliwek oraz ryb.

20190116 AdobeStock 244477459

Po pierwsze – edukacja

Co bardzo istotne, mamy jednak szansę zapobiec ogromnemu wzrostowi liczby chorób powodowanych przez otyłość i jej powikłania, poprzez odpowiednią politykę zdrowotną, edukacyjną, promującą zdrowe wybory w całym społeczeństwie, w tym przede wszystkim wśród dzieci i młodzieży. Jeśli będziemy skutecznie zapobiegać występowaniu otyłości w wieku przedszkolnym i szkolnym, znacząco zmniejszymy ryzyko występowania otyłości w wieku dorosłym. Dlatego niezmiernie ważne jest wdrażanie odpowiedniej profilaktyki już na etapie wczesnego dzieciństwa czy nawet w okresie prenatalnym. Styl życia kobiety ciężarnej wpływa na masę urodzeniową jej dziecka, a przez to na występowanie otyłości, cukrzycy, nadciśnienia tętniczego u takiej osoby w jej dorosłym życiu. Edukacja w tym zakresie powinna odbywać się nie tylko w okresie przedszkolnym, szkole, ale także w popularnych mass mediach. Organizacja przestrzeni miejskiej powinna uwzględniać rozwiązania architektoniczne i urbanistyczne zachęcające do aktywności fizycznej, na przykład poprzez budowanie osiedlowych „siłowni” czy organizowanie sąsiedzkich grup treningowych. Niezbędna jest również odpowiednia polityka podatkowa, związana z obniżaniem cen produktów zdrowych, a zniechęcająca do kupowania produktów niezdrowych. Jeśli te wszystkie aspekty weźmiemy pod uwagę, wciąż będziemy mieli szansę na zapobiegnięcie rozwojowi epidemii otyłości w przyszłości.

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz

Specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiolog. W 2013 roku otrzymała tytuł doktora nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Absolwentka Studium Podyplomowego „Dietetyka i Planowanie Żywienia” na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, posiada certyfikację Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, uprawniającą do kompleksowego leczenia pacjentów borykających się z problemem nadwagi i otyłości.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

AGNIESZKA MRÓZ | Gwiazdka Michelin dla Młyńskiej12 to moje marzenie

Artykuł przeczytasz w: 8 min.
Agnieszka Mróz - Młyńska 12


Przy delikatnej muzyce w tle i szeptach dochodzących ze stolików obok, spotykam się z energiczną osobą, jaką jest Agnieszka Mróz, dyrektorkaą gastronomii Młyńska12. Na dziedzińcu tego prestiżowego miejsca rozmawiamy o tym, co obecnie dzieje się na Młyńskiej, co najbardziej doceniają goście, co napawa ją uczuciem satysfakcji, a co spędza sen z powiek.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Kiryl Lagutik | Mua: Stolarnia Magdalena Kocurek

Będąc pracownikiem Hotelu Ilonn, rozpoczęłaś swoją przygodę z Młyńską12. Jak się ona zaczęła?

AGNIESZKA MRÓZ: Faktycznie, od 13 lat pracuję w Hotelu Ilonn i mając już wieloletnie doświadczenie, zaproponowano mi objęcie stanowiska dyrektora gastronomii na Młyńskiej12. Rok temu zgodziłam się sprostać temu wyzwaniu, wiedząc, że to wiąże się z mnóstwem kolejnych obowiązków i nieprzespanymi nocami. (śmiech) Ale czego się nie robi z miłości?

Z miłości do jedzenia? (śmiech)

Bardziej z miłości do pięknych miejsc, niestandardowych wnętrz. Z szacunku dla profesjonalistów, z jakimi przyszło mi pracować. Z sympatii do całego zespołu Młyńska12. To naprawdę szczęście i wielka satysfakcja móc otaczać się przyjaznymi i pracowitymi ludźmi, z którymi można wykreować piękne eventy.

Agnieszka Mróz - Młyńska 12

Właśnie, co do eventów… Sezon letni to gorący okres dla branży weddingowej. Jakie możliwości do zorganizowania ślubu i przyjęcia weselnego oferuje Młyńska12?

Młyńska12 jako miejsce organizacji przyjęć ślubno-weselnych cieszy się ogromnym zainteresowaniem. W każdy weekend wakacji coś się u nas dzieje. (śmiech) Dysponujemy wieloma przestrzeniami, w których na raz możemy ugościć aż 500 osób. Dziedziniec z możliwością ceremonii zaślubin z urzędnikiem stanu cywilnego to nasze prestiżowe miejsce, ponadto restauracja z rekomendacją Michelin. Młyńską12 bardzo wysoko oceniają goście za wsparcie sommeliera, piękne i niesztampowe przestrzenie, a dodatkowo taras widokowy na dachu z wystawnym coctail barem.
Organizowaliśmy przyjęcie weselne w The Time, w Winie na Kieliszki, bo młodzi wraz z gośćmi chcieli niestandardowo popijać wytrawne trunki z różnych stron świata i przegryzać hiszpańskie tapasy. To im zapewniliśmy, spełniając marzenie nowożeńców. Przygotowaliśmy także przyjęcie weselne na dachu wraz z serwowanymi drinkami z coctail baru. Pomysłów jest cały wachlarz.

Czyli dostosowujecie się do wymagań i oczekiwań swoich gości?

Oczywiście, bo Młyńska12 to również idealne miejsce na organizację innych imprez okolicznościowych niż wspomniane śluby czy wesela. Tu można wykreować niezapomniane urodziny w gronie rodziny czy przyjaciół, elegancką kolację zasiadaną z menu serwowanym, jak również w innym już klimacie – imprezy koktajlowe, imprezy z DJ-em. Dysponujemy szeroką bazą artystów, którzy z nami – na życzenie gości – współpracują. Jesteśmy otwarci na różne pomysły, nawet grill na dziedzińcu czy na dachu nie jest dla nas problematyczny. Oferujemy wyśmienity Fish Market, podczas którego serwujemy owoce morza, więc można u nas poczuć się jak na wakacjach i degustować pysznych dań. To nasza letnia atrakcja.

Agnieszka Mróz - Młyńska 12

Nazywana jesteś „aniołem stróżem” wszystkich tych wydarzeń i przede wszystkim gości Młyńska12. Czy będąc dyrektorką gastronomi, jednocześnie jesteś specjalistką ds. eventów i wedding plannerką?

Tak, z satysfakcją, ale i wielkim zaangażowaniem łączę te wspomniane przez Ciebie funkcje. A przez to, że jestem typem pracoholiczki, perfekcjonistki, lubię mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Czuję się odpowiedzialna za każdą imprezę, każdą organizowaną tu uroczystość, czy to jest przyjęcie dla 5 czy 500 gości. Staram się zawsze być w środku zdarzenia i czuwać nad każdym detalem. Zawsze proszę gości, aby mi zaufali. Jeśli dają mi taką sprawczość, to znaczy, że powierzają w moje ręce swoje marzenia i wizję pięknej uroczystości.

Agnieszka Mróz - Młyńska 12

Jakie wspomnienia zapadły w Twej pamięci? Chodzi mi w szczególności o imprezy aranżowane z dużym rozmachem, te najbardziej spektakularne.

Byłam odpowiedzialna za ogromne przyjęcie weselne, po którym musiałam po prostu pojechać do lasu i wykrzyczeć drzemiące we mnie emocje, całą kumulację nerwów i obaw czy wszystko się uda. Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie, cała uroczystość była jak z bajki, Państwo młodzi, ich rodzice i goście – zachwyceni, a mnie to kosztowało dużo napięć. Ale finalnie – satysfakcja zwycięża, gdy goście przychodzą i dziękują za profesjonalizm, za wsparcie i okazaną pomoc. To budujące i niezwykle mobilizujące. Doceniam takie kuluarowe rozmowy wieńczące każdą imprezę.
Spotykałam się z tymi młodymi ludźmi 2 lata przed datą ich ślubu. Chcieli mieć wszystko w szczegółach dopracowane, próbowali więc każdego dania, każdej przystawki, które miały być podawane na przyjęciu weselnym. Wymyślili sobie, że cała rodzina tańczy z nimi poloneza, przed wejściem na salę – to również spięłam w całość, zamykając parking przed Hotelem Ilonn.
A tu na Młyńskiej12 z wielkim rozmachem organizowane były ostatnio wydarzenia i imprezy muzyczne na kilkaset osób, np. dla firmy Essa Company czy Sounds of Poznań, z ekskluzywnym pokazem tańca oraz wymaganym białym dresscode. Każde przedsięwzięcie jest dla mnie wyzwaniem i staram się dać z siebie jak najwięcej, aby tylko nasi goście/klienci byli zadowoleni, wychodząc z tak prestiżowego miejsca, jakim jest Młyńska12.

Co w Twojej pracy jest najtrudniejsze?

Najtrudniejszy dla mnie jest zawsze początek rozpoczynającej się imprezy, bo wtedy każdy na nas patrzy, obserwuje nasze kroki. W trakcie uroczystości większość adrenaliny spada, a z ostatnim kęsem z talerza – widząc uśmiechy gości – czuję, że dobrze wykonaliśmy powierzone nam zadanie. Mówię w liczbie mnogiej, bo to przecież praca zespołowa.
Po zorganizowanej imprezie zawsze analizuję całość, krok po kroku, aby wiedzieć na przyszłość czy coś jeszcze można ulepszyć, usprawnić. Tu odzywa się mój demon perfekcjonizmu. (śmiech)

Agnieszka Mróz - Młyńska 12

Wspomniałaś o pracy zespołowej. Co w szczególności w niej doceniasz?

Współpracuję podczas wszystkich wydarzeń z Szefem Kuchni Dawidem, z zespołem kelnerów i teamem sprzedaży. I satysfakcja tych ludzi przekłada się na moją satysfakcję z pracy i dobre samopoczucie. Ich dobrze wykonane obowiązki są też moimi, ich radość jest też moją radością – naprawdę Młyńska12 to jest jeden wielki organizm, unerwiony i współodczuwający.
Doceniam nasze kłótnie w szeregach pracowników (śmiech), bo to znaczy, że każdemu na tym miejscu bardzo zależy. Każdy ma przecież prawo mieć inne zdanie, ale zawsze – co jest wartościowe – dochodzimy do konsensusu. Moja 4-letnia współpraca z Dawidem to czysta przyjemność, a jego przestrzeń, czyli kuchnia, zawsze pomaga mi się wyciszyć i uspokoić. Relacje międzyludzkie wiele dla mnie znaczą.

Wzruszasz się podczas pięknych ceremonii, które sama zaplanujesz?

I to bardzo… Jestem typem wrażliwca. Szybko się rozczulam, gdy zadowoleni goście podchodzą do mnie i dziękują za aranżację ceremonii zaślubin, uroczystość komunii świętej, chrztu świętego, przyjęcia weselnego czy roczku swojego maleństwa itp., gdy widzę zadowolenie na twarzach gości czy wręczanie rodzicom kwiatów przez nowożeńców. Organizowałam również przyjęcie z okazji święceń kapłańskich i też otrzymałam piękne słowa podziękowania, które mnie wzruszyły.

Agnieszka Mróz - Młyńska 12

Uroczystości komunijne za Wami, przed Wami szereg przyjęć ślubno-weselnych i rodzinnych jubileuszy. Ile komunii organizowałaś w ostatnim sezonie na Młyńskiej12?

W jedną niedzielę jesteśmy w stanie zaaranżować tak wnętrza, aby odbyło się aż dziewięć przyjęć związanych z przyjęciem przez dziecko komunii świętej. Dziewięć odrębnych uroczystości, niekolidujących ze sobą. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. (śmiech)

Jakie wyzwania i jakie plany przed Tobą?

Otrzymaliśmy niedawno przedłużenie rekomendacji Michelin, co jest powodem do dumy i wielkiej satysfakcji, iż nasza praca jest tak wysoko oceniana. Wspólnym marzeniem całego zespołu jest otrzymanie gwiazdki Michelin za „bardzo dobrą restaurację w swojej kategorii”.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Agnieszka Mróz - Młyńska 12
REKLAMA
REKLAMA

AKTYWNE PRZEDSZKOLE KOGUT | Pierwsze w Poznaniu przedszkole z basenem

Artykuł przeczytasz w: 12 min.
Aktywne Przedszkole Kogut Poznań, przedszkole z basenem,


Rodzice często stresują się, oddając swoje maleństwa pod opiekę nieznanych osób w nowym żłobku czy przedszkolu. Jak można rozwiać rodzicielskie lęki i sprawić, aby dzieci miały zapewnioną profesjonalną opiekę, wykształconą kadrę nauczycieli, mnóstwo atrakcji, a przede wszystkim tak ważną aktywność fizyczną? Doskonale wiedzą o tym właściciele żłobków i przedszkoli Kogut – Joanna i Adam Ślęczka, którzy już od 14 lat z sukcesem prowadzą w całej Polsce tego typu działalność, a w Poznaniu otwierają właśnie przedszkole z basenem.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcie: Michał Musiał, archiwum prywatne

Państwa droga zawodowa rozpoczęła się w bankowości, a przywiodła do branży edukacyjno-opiekuńczej. Czym spowodowana była ta rewolucyjna zmiana?

ADAM ŚLĘCZKA: Moje tzw. doświadczenia korporacyjne traktuję jedynie jako dobrą podstawę do tego, aby sprawnie prowadzić własną działalność gospodarczą. Procedury, system zarządzania firmą, dobór właściwych pracowników do zespołu czy prowadzenie marketingu sprzedażowego są bardzo podobne w małym i dużym przedsiębiorstwie, mogą się ewentualnie różnić ilością zer na poszczególnych rachunkach. (śmiech) Jednak dobry proces zarządzania sprawdza się wszędzie. Zaczęliśmy 14 lat temu, gdy powstała pierwsza nasza placówka przedszkolna w Świnoujściu – Aktywne Przedszkole Kogut. I jak to w życiu bywa, był to czysty przypadek. Bliżej poznaliśmy rodziców, których dzieci uczęszczały do grupy przedszkolnej z naszymi synami. I gdy zamknięto tamten mały punkt przedszkolny, wówczas zrodził się spontaniczny pomysł: zróbmy własne przedszkole. Teraz z uśmiechem upatrujemy w tym „dar od losu”.
JOANNA ŚLĘCZKA: Adam zawsze marzył o tym, aby mieć własną firmę i w końcu zrealizował swoje marzenia. Jest bardzo przedsiębiorczą i pomysłową osobą. Choć zawsze powtarza, że „już na studiach z ekonomii uczą – ten biznes, który ci wyjdzie jest w 95 % inny niż ten, który planowałeś”. I tak też było w naszym przypadku. Przez 3 lata prowadziliśmy hotel w Świnoujściu, potem klub fitness, poznaliśmy dużo ludzi z różnych branż – to był dla nas dobry początek na rozwój własnej działalności. A przypadek – jak Adam wspomniał – czyli likwidacja przedszkola, do którego uczęszczali nasi chłopcy, pomógł nam wziąć na siebie odpowiedzialność i stworzyć pierwszy nasz autorski projekt pod nazwą Aktywne Przedszkole Kogut. Z pierwotnego planu na biznes zostało tylko 5%… czyli Świnoujście.

Aktywne Przedszkole Kogut Poznań, przedszkole z basenem, Joanna Ślęczka
Joanna Ślęczka

Skąd pomysł na taką nazwę? A nie Wesołe Poziomki, Pluszowy Domek, Smerfy itp.

A.Ś.: Bo chcemy być jak koguty, a nie koguciki. Uczymy dzieci odwagi, przebojowości, otwarcia na świat, chcemy, aby były samodzielne i ciekawskie. W naszych placówkach realizując tzw. podstawę programową, staramy się odkrywać indywidualne potencjały każdego dziecka i aktywnie je wzmacniać. Każdy maluch ma jakiś talent! Tak jak kogut w kurniku jest indywidualnością, tak dzieci uczęszczające do Aktywnych Żłobków i Przedszkoli Kogut są wyjątkowe. Kreujemy przestrzeń, w której dzieci nie boją się być ciekawe świata, pewne siebie, asertywne. Praca w zespole, w grupie przedszkolnej czy żłobkowej jest wielką wartością, a dla nas równie ważne jest nastawienie tych dzieci do świata i do otaczającej je rzeczywistości.
J.Ś.: Rodzice posyłający swoje dzieci do nas mają podobne wyobrażenie, co do kierunku wychowywania ich pociech. Mają świadomość, że my dzieciom dajemy dużo swobody, ale i oczekujemy od nich samodzielności. Nie tylko wiedzy, ale i ruchu, aktywności fizycznej. Nie trzymamy podopiecznych pod przysłowiowym kloszem, aby w przyszłości nie doszło do brutalnego zderzenia z rzeczywistością, wymaganiami i relacjami międzyludzkimi. Małe porażki budują przecież wielkie sukcesy.

Macie Państwo 12 placówek począwszy od woj. zachodniopomorskiego: Szczecin i Świnoujście, aż po Śląsk: Chorzów i Bytom. Przed Wami kolejne realizacje i plany nowych miejsc. Dlaczego akurat Poznań i podpoznańskie Lusowo stały się punktami działalności Aktywnego Żłobka i Przedszkola Kogut?

A.Ś.: W 2016 roku powalczyliśmy o dotację unijną na budowę i otwarcie pierwszego naszego żłobka w Świnoujściu. Po tym udanym pierwszym projekcie dostaliśmy kolejne dofinansowania, które pomogły nam patrzeć perspektywicznie i dostrzegać potrzeby rynkowe w innych rejonach Polski. Przez długi czas rozwijaliśmy się przy wsparciu środków unijnych. Po 2020 roku kolejne placówki otwieramy już z własnych środków lub przejmujemy istniejące z rynku. Jeżeli ktoś chce oddać przedszkole albo żłobek w dobre ręce, to zawsze chętnie siadamy do rozmów.
J.Ś.: My jesteśmy po prostu bardzo mobilnymi ludźmi, wcześniejsze doświadczenia zawodowe nas tego nauczyły. Mieszkamy tu w Lusowie i mamy ok. 300 km zarówno na północ, jak i na południe Polski do naszych Żłobków i Przedszkoli Kogut. 300 km do pracy to dla nas żaden problem! (śmiech)

Aktywne Przedszkole Kogut Poznań, przedszkole z basenem

Zapewne w organizacji i funkcjonowaniu wszystkich placówek Kogut pomaga Państwu zespół dobrych i wykwalifikowanych pracowników.

J.Ś.: Tak, Panie Dyrektorki naszych poszczególnych przedszkoli i żłobków posiadają wieloletnie doświadczenie w opiece nad dziećmi. Są to osoby, które łączą jednocześnie funkcję nauczyciela i managera placówki, a dla nas to wielki skarb. Nie mamy kłopotów z delegowaniem zadań na odległość, takie poczucie sprawnego funkcjonowania placówek daje nam właśnie wykształcona i profesjonalna kadra, która jest z nami od lat. Wspólnie tworzymy bezpieczne i szczęśliwe miejsca dla dzieci pod auspicjami Aktywnego Koguta.
A.Ś.: Praca zdalna, mobilność, delegowanie zadań na odległość to m.in. jedno z moich poprzednich doświadczeń zawodowych. W związku z tym praca z zespołem w przedszkolu, na zasadzie zarządzania na odległość, nie jest mi obca, wprost przeciwnie. Placówka, do której mam 1,5 km pracuje tak samo jak ta, do której mam 350 km. Jeśli coś jest zrobione i poukładane dobrze, to działa, bez różnicy gdzie.
A co do zespołu pracowników, to mamy szczęście do ludzi. Powierzamy im obowiązki, zadania, odpowiedzialność za opiekę nad dziećmi, ale też z otwartością przyjmujemy uwagi i sugestie dotyczące kierunków rozwoju, kreowania wizerunku czy stosowanych metod pedagogicznych. Dajemy pracownikom spory kredyt zaufania i swobodę w podejmowaniu decyzji. Mają dużą samodzielność, nie ograniczamy ich, nie stopujemy kreatywności. Z drugiej jednak strony funkcjonuje u nas system audytu wewnętrznego, czyli procedury, według których sprawdzamy i rozliczamy działania naszych dyrektorów, nauczycieli i opiekunek. To trochę jak w małżeństwie (śmiech) „kochaj, ale sprawdzaj”. Nasz dyrektor operacyjny cyklicznie jeździ do poszczególnych placówek w kraju i sprawdza „od środka” jakość świadczonych przez nasze placówki usług oraz przestrzeganie ustalonych zasad przez pracowników. Nasza wewnętrzna check lista posiada aż 76 punktów: poczynając od dokumentów wymaganych od nas przez sanepid, straż pożarną czy urząd miasta, a na przeglądach budowlanych czy ochronie danych osobowych kończąc.

Od 1 września br. w Poznaniu przy ul. Hawelańskiej startujecie z nowym wyjątkowym przedszkolem? Proszę powiedzieć cóż takiego będzie w nim niezwykłego?

A.Ś.: Dwa lata temu podpisaliśmy umowę na budowę kolejnego lokalu pod Aktywne Przedszkole Kogut przy ul. Hawelańskiej. Intensywnie analizowaliśmy rynek i myśleliśmy, co może spowodować, że będziemy oryginalni, czego nie da się tak szybko podrobić czy skopiować, jeżeli chodzi o ofertę dla dzieci i rodziców. Bo np. jeśli chcielibyśmy wprowadzić naukę języka węgierskiego w przedszkolu, to bystra dyrektorka z innej konkurencyjnej placówki zadzwoni do tego samego lektora i również u siebie wprowadzi takie zajęcia. Gra na skrzypcach, karate, programowanie – wszystko, co jest do kupienia z rynku, wcześniej czy później może być skopiowane, nawet licencja na Montessori. Natomiast jeśli ktoś inwestuje w duże – i co by nie mówić – kosztowne przedsięwzięcie techniczno-budowlane, które trzeba zaplanować dużo wcześniej, a potem precyzyjnie je zrealizować, to można być pewnym, że jest to pomysł bardzo trudny do skopiowania. Dlatego postawiliśmy na Aktywne Przedszkole Kogut z basenem. Projekt przemyślany, obgadany, przeliczony. Pierwszy odzew „z rynku”, czyli od rodziców, mamy bardzo pozytywny, choć budowa ciągle jeszcze trwa.

Aktywne Przedszkole Kogut Poznań, przedszkole z basenem

Dla nas basen przy przedszkolu to idealna synergia, bo z jednej strony jest mnóstwo niezaprzeczalnych zalet nauki pływania i radości z aktywności w wodzie, a z drugiej strony wiemy, że naszymi klientami są rodzice, którzy podejmują decyzję o wyborze takiej placówki. Na naszych teczkach i materiałach marketingowych widnieje napis „Dajemy więcej”. I tam można dopisać: więcej ruchu, więcej zabawy, więcej profesjonalizmu i dajemy też rodzicom – w tym wypadku – więcej wolnego czasu. Bo faktycznie, jeśli rodzic ma zawieść ukochanego szkraba na basen, to schodzą mu ok. 2-3 godziny z jazdą w obie strony i czekaniem na trybunach. W Kogucie od godz. 15:00, dwa razy w tygodniu rodzice mogą odebrać swoją pociechę już po zajęciach na basenie.
J.Ś.: Chcieliśmy, aby dzieci miały czas na zabawę i aktywność fizyczną wśród mnogości zajęć, często wymaganych przez samych rodziców. Angielski, hiszpański, logopedia, sensoryka itp. Dzieci muszą mieć czas na dzieciństwo, śmiech, bieganie, berka i… basen.
A.Ś.: Jednym z powodów determinujących powstanie przedszkola z basenem były właśnie potrzeby rehabilitacyjne dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego. Każda nasza placówka jest integracyjna, w każdej są dzieci z orzeczeniami, którym zapewniamy opiekę na najwyższym poziomie. Mamy doskonale wykształconą kadrę specjalistów, ale i takie poczucie, że robimy coś dobrego dla świata.

Pani Joasiu, rozumiem, że małżonek jest inicjatorem przyprzedszkolnego basenu?

J.Ś.: Oczywiście. Zarówno basenu i samej nazwy Kogut. Wciąż słucham o nowych pomysłach Adama, ale jeśli powiem „tak”, on dostaje zielone światło na ich realizację. I tak było też w tym przypadku. (śmiech)

O co najczęściej pytają rodzice, zapisując swoje maluchy do Koguta?

A.Ś.: Rodzice w większości mają świadomość potrzeby zbilansowanego i zróżnicowanego jedzenia, więc temat wyżywienia pojawia się prawie zawsze. Pracujemy wyłącznie z dostawcami posiłków stricte przygotowywanych dla dzieci, planowanych przez dietetyków i co tydzień udostępniamy rodzicom jadłospis. Bierzemy pod uwagę wszelkie diety (bezglutenowe, bezmleczne itp.), alergeny i co ważne – nie przyjmujemy posiłków zrobionych przez rodziców. Rygorystycznie pilnujemy, co dane dziecko może, a czego nie może jeść, dlatego najwięcej kolorowych karteczek z notatkami wisi w naszych kuchniach. Jak w każdej kwestii, również w kwestii diet podchodzimy do sprawy profesjonalnie i przez 14 lat prowadzenia placówek Kogut żaden rodzic nie przyszedł ze skargą, że dziecko ma wysypkę czy alergię po otrzymanym posiłku. To dużo dla nas znaczy.
J.Ś.: Rodzice pytają też o zajęcia logopedyczne, sensoryczne, językowe, o place zabaw, wychodzenie na spacery, o rozkład dnia, czy np. dziecko, które nie potrzebuje drzemki musi spać. U nas nie musi (śmiech), nic na siłę.

Aktywne Przedszkole Kogut Poznań, przedszkole z basenem

Stawiacie Państwo na indywidualne podejście do każdego dziecka, nauczacie dzieci poznawania świata za pomocą różnych zmysłów, dostrzegania detali, otwartości na świat. A z czego jesteście najbardziej dumni, gdy spojrzycie na pracę i funkcjonowanie placówek z perspektywy tych 14 lat?

A.Ś.: Przede wszystkim jesteśmy dumni z naszych wychowanków. Nasze pierwsze przedszkolaki są już na studiach. Po drugie doceniamy zaufanie rodziców, którym obdarzają nas przez tyle lat, bo bez ich zgody nie byłoby naszego biznesu. I kolejny duży powód do dumy to nasze wybory kadrowe. Mamy szczęście do ludzi wykształconych, po studiach kierunkowych i podyplomowych, z wiedzą i bogatym doświadczeniem, empatycznych i otwartych, którzy wciąż – pomimo upływu lat – chcą z nami pracować. I to jest nasza niezaprzeczalna wartość. Budując zespół, budujemy komfort pracy, współtworzymy styl i standard pracy. A nauczycieli/pedagogów wychowania przedszkolnego, jeszcze błyskotliwych i otwartych na nowości, jest niedobór.
J.Ś.: Naszym pracownikom szefowie w Kogucie się raczej nie zmienią… mają tego świadomość. Tworzymy więc zawodowy, w pełni profesjonalny zespół, ale jednocześnie stawiamy na koleżeńską atmosferę. To są ludzie, z którymi nam się dobrze rozmawia, ale i wartościowo posprzecza, bo konstruktywnie wymieniamy swoje poglądy. Wiele godzin spędzamy w pracy, więc niech ta praca daje nam przyjemność, satysfakcję i zadowolenie.

Reasumując, do kiedy trwa nabór do przedszkola na Hawelańskiej i ile macie przewidzianych miejsc?

A.Ś.: Startujemy 1 września. Nabór trwa, więc kto pierwszy, ten lepszy. Budujemy nowoczesne przedszkole z 76 miejscami. Kilkanaście miejsc dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, bo widzimy, że z roku na rok przybywa dzieci z orzeczeniami i cztery 16-osobowe grupy przedszkolne, dopasowane do wieku dzieci. Wyciągamy więc pomocną dłoń w kierunku rodziców dzieci potrzebujących więcej czasu na naukę, na zrozumienie. Z dziećmi nauczyciele pracują indywidualnie i w grupach, dostosowując tematykę i tempo zajęć do potencjału dziecka.

Jakie plany i inwestycje przed Państwem?

A.Ś.: Jesteśmy w trakcie otwierania kolejnego żłobka w Katowicach, a także w Piekarach Śląskich i drugiego naszego punktu w Bytomiu. Czyli 3 inwestycje na południu, dodatkowo – oprócz Hawelańskiej – nowa placówka na Jeżycach w Poznaniu oraz dwa punkty w Szczecinie, które też są w końcowej fazie negocjacji, jeśli chodzi o lokale. W przeciągu najbliższych dwóch lat otworzymy na pewno sześć nowych placówek pod szyldem Aktywnego Koguta.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Aktywne Przedszkole Kogut Poznań, przedszkole z basenem,
REKLAMA
REKLAMA

Marta Bogusz– klinika Młodość | Bezpieczeństwo w świecie medycyny estetycznej 

Artykuł przeczytasz w: 15 min.
Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań


W świecie, gdzie zabiegi estetyczne są na porządku dziennym, a poprawki urody stały się normą, nie możemy zapominać o ryzyku związanym z tymi procedurami. Co zrobić, gdy coś pójdzie nie tak? Jakie powikłania są najczęstsze i jak im zapobiegać? Na te i inne pytania odpowiada dr n.med. Marta Bogusz, właścicielka gabinetu Młodość, specjalizującego się w leczeniu powikłań po zabiegach estetycznych, wykładowczyni akademicka i edukatorka, autorka książki „Powikłania po zabiegach estetycznych. Protokoły naprawcze”.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Łukasz Filipowski Photography

Jesteś doktorem nauk medycznych, wykładowcą akademickim Wyższej Szkoły Edukacji i Terapii w Poznaniu, specjalizujesz się w edukacji w zakresie diagnostyki i leczenia powikłań po zabiegach estetycznych. Twój życiorys zawodowy jest naprawdę imponujący. Skąd zainteresowanie tą tematyką?

MARTA BOGUSZ: Działalnością medyczną zajmuję się całe swoje życie. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Medycznym związałam się z placówkami medycznymi. I bardzo długo, bo niemalże 12 lat pracowałam dla Wielkopolskiego Centrum Onkologii, tam pnąc się po szczeblach kariery, od pracownika samodzielnego po zastępcę dyrektora. Potem przyszedł w moim życiu czas na pracę w prywatnych placówkach, gdzie byłam prezesem kilku spółek medycznych w tym, związanych z radioterapią, bowiem moje korzenie zawodowe sięgają głównie onkologii i radioterapii. W międzyczasie wspólnie z siostrą prowadziłam fundację prosenioralną, a także placówkę dziennej opieki medycznej dla seniorów. Zatem onkologia, pomoc seniorom, a obecnie powikłania po zabiegach estetycznych są w zakresie moich zainteresowań. Zawsze zajmuję się czymś, co daje upust mojemu poziomowi empatii. Ponadto mam zacięcie naukowe, więc poznanie tła biologicznego, immunologicznego, klinicznego zabiegów medycyny estetycznej stało się w pewnym momencie moją pasją. Każdy zabieg wykonywany w celach estetycznych ma bowiem wpływ na naszą skórę, na nasze komórki, a także na naszą fizjologię. I niesie za sobą określone ryzyko.   

Historia kliniki Młodość rozpoczęła się od blogowania na temat tego, o czym w medycynie estetycznej się nie mówi, czyli o niepożądanych skutkach zabiegów.

Medycyna estetyczna jest dzisiaj bardzo popularna, social media wręcz kipią od pochwał na temat coraz to nowych zabiegów, ale milczą na temat ewentualnych zdarzeń niepożądanych, efektów ubocznych i powikłań. Mój blog jest swojego rodzaju odpowiedzią na dynamicznie rosnący rynek medycyny estetycznej. Każdy zabieg to przecież ingerencja w nasz organizm. Zaczęłam zadawać sobie pytania, czy oferowane zabiegi powinny być w taki czy inny sposób wykonywane, biorąc pod uwagę fizjologię skóry, anatomię, genetykę czy immunologię. To mój wkład w edukację pacjentów oraz klientów gabinetów estetycznych. Uważam, że każdy pacjent przed poddaniem się zabiegowi powinien być w pełni świadomy tego, co może się wydarzyć. Kolejnym, naturalnym krokiem w tej edukacji było powstanie podmiotu leczniczego Młodość, specjalizującego się w leczeniu powikłań po zabiegach estetycznych.  

Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań

Czy oprócz leczenia powikłań również wykonujecie zabiegi medycyny estetycznej? 

Mamy w naszej ofercie całą gamę zabiegów, wykonywanych przez personel lekarski. Ale to, co nas wyróżnia to, że nie boimy się podjąć działań naprawczych po zabiegach wykonanych w innych gabinetach, ale także pewnych zabiegów po prostu nie wykonujemy – np. z użyciem nici. W porównaniu do ich wysokiej ceny, uzyskujemy niski efekt pozabiegowy. Czyli krótko mówiąc, nie są zbyt skuteczne, a rodzą wyższe ryzyko powikłań. Nie wykonujemy także zabiegów w ramach terapii termicznych, nad którymi nie do końca mamy w pełni kontrolę. Takim zabiegiem jest np. zabieg HIFU i choć na rynku są dostępne dwa urządzenia medyczne z pełną kontrolą parametrów, to jednak w oparciu o analizy publikacji naukowych, współczynnik ceny do rezultatu pozabiegowego nie jest naszym zdaniem zadowalający. Natomiast wykonujemy u nas w gabinecie radiofrekwencję mikroigłową, laseroterapię resurfacingową, redukującą rumień, przebarwienia, a także, podajemy toksynę botulinową, jak również wykonujemy zabiegi stymulujące, mezoterapię igłową, mikroigłową i wolumetrię. 

Zatrzymajmy się na chwilę przy popularnej wolumetrii twarzy. Ostatnio pojawiło się sporo kontrowersji na temat tego zabiegu. 

Wolumetria twarzy to nic innego jak przywracanie objętości twarzy za pomocą wypełniaczy w miejscach ubytków tkankowych pojawiających się z wiekiem, spadkiem wagi itp. Musimy jednak pamiętać, że wypełniacze używane do takich zabiegów nie metabolizują się w naszym organizmie w takim tempie, jak zakłada to producent. Ostatnie dwa lata badań, a co za tym idzie publikacji naukowych dowiodły, że wypełniacz żelowy utrzymuje się w tkankach dużo dłużej niż pierwotnie zakładano, nawet do kilkunastu lat. Po drugie musimy mieć świadomość, że podany nieprawidłowo technicznie wypełniacz, szczególnie na poziomie powięzi mięśniowo-rozścięgnowej (SMAS) nazywanej też drugą skórą, łatwiej migruje i nawet z obszaru skroni może przewędrować w obszar szyi. W ostatnim czasie pojawiają w naszej klinice pacjentki ze zmianami wynikającymi właśnie z przesunięcia się wypełniacza. Stare wypełnienia często z biegiem czasu potrafią się też otorbić i formułować cystę, przez którą ciężko się przebić i stąd niezbędne jest obrazowanie USG, żeby precyzyjnie trafić w powstałą zmianę. Dlatego tak ważnym jest, aby nie podawać się zabiegom z wypełniaczami dla „odświeżenia” efektu co pół roku czy co rok, ponieważ wypełniacz kumuluje się w naszej twarzy, nie znika w magiczny sposób, a co gorsza – z upływem czasu zwiększa nam objętość twarzy blisko dwukrotnie.

Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań

W jednym z badań naukowych z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego 3D wskazano, że pacjentka w ciągu sześciu lat miała podany w różne obszary twarzy wypełniacz o maksymalnej wartości 12 ml. Czyli można przyjąć, że co rok przychodziła na tzw. „zabieg odświeżania”. Badanie wykazało, że objętość wypełniacza w trakcie tych sześciu lat zwiększyła się dwukrotnie z 12 ml do 28 ml. To doprowadziło do efektu PHAREE – obrzęku nawracającego po podaniu wypełniacza żelowego, znanego potocznie jako „pillow face”. Trzeba pamiętać, że wypełniacze są hydrofilne, przyciągają wodę z naszej przestrzeni międzykomórkowej i zwiększają swoją objętość. Dlatego tak ważnym jest, aby mieć świadomość, że wypełniacz służy wolumetryzacji, czyli zwiększaniu objętości w miejscach atrofii, czyli ubytku tkanki! Nie możemy go więc traktować jako żelu liftingującego! On nam nigdy twarzy nie zliftinguje, tylko zwiększy objętość – co poprawia oczywiście wygląd, jeśli jest podany w miejscu ubytku, ale jeśli podamy go za dużo i za często, po paru miesiącach zrobi z naszej twarzy księżyc w pełni. Stąd tak ważne jest, aby do tego, co producent podaje w swoich ulotkach podchodzić krytycznie i ostrożnie, a przede wszystkim brać pod uwagę badania naukowe. W naszej placówce nie eksperymentujemy na pacjentach. Stosujemy produkty z wieloletnią historią i zweryfikowane z poziomu badań naukowych.

A botox? Bo to, obok kwasu hialuronowego i mezoterapii igłowej, najpopularniejszy zabieg medycyny estetycznej.

Publikacje naukowe wskazują na niezwykle rzadkie powikłania po podaniu toksyny botulinowej. Jednym z efektów ubocznych jest po prostu asymetria czy ptoza (opadanie powieki, brwi, policzka) wynikająca z niewłaściwego podania preparatu. Ale to zejdzie – wystarczy czas, ciepło i podanie soli fizjologicznej. Jednym z bardzo rzadkich powikłań jest reaktywacja wirusa półpaśca z powodu podania białka toksyny botulinowej. Jeśli jesteśmy nosicielami wirusa półpaśca, podania preparatu może na nowo uruchomić wirus opryszczki czy półpaśca w miejscu iniekcji. Innym powikłaniem rejestrowanym w doniesieniach naukowych jest np. wgłębienie mięśnia najpewniej związane z neurogenną atrofią ogniskową. A powikłaniem niezwykle rzadkim, ale jednak zarejestrowanym, jest okluzja powstała na skutek podania wraz z preparatem mikro cząsteczki korka, przez który pobierana jest toksyna botulinowa, czyli zassanie jej do igły i wprowadzenie do skóry pacjenta. To powikłanie nie jest efektem działania preparatu, a najczęściej wadliwej techniki wykonania zabiegu. 

To, o czym mówisz brzmi nieco przerażająco, bo mam wrażenie, że w wielu miejscach wykonujących zabiegi medycyny estetycznej niewiele mówi się o działaniach niepożądanych.

Rynek medycyny estetycznej jest duży i wiele wart. Funkcjonują na nim ogromne firmy i w ich interesie nie leży zniechęcanie klientów gabinetów medycyny estetycznej do wykonywania zabiegów. Dlatego ważne jest, aby być na bieżąco z publikacjami medycznymi i to niszowymi, które niekoniecznie idą głównym nurtem, czyli nie są pisane na zamówienie producentów preparatów medycznych. Ta idea przyświeca nam od początku naszego istnienia jako placówki leczniczej. Wykonujemy zabiegi medycyny estetycznej, ale patrzymy krytycznie zarówno na produkt, jak i istotę samego zabiegu.  

Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań

Jak duży jest Wasz zespół i w czym się specjalizuje?

W skład naszego zespołu wchodzą lekarze różnych specjalizacji, którzy są w stanie odpowiedzieć na większość wyzwań naszych pacjentów. I tak mamy w naszym zespole jednego mężczyznę lekarza Szymona Błaszaka, obesitologa, który w klinice Młodość realizuje konsultacje obesitologiczne, czyli konsultacje leczenia otyłości zarówno u osób dorosłych, jak i dzieci. Następnie mamy lekarz Joannę Błaszak, obecnie w trakcie specjalizacji z chirurgii naczyniowej, a w naszym gabinecie najczęściej zajmuje się usuwaniem wypełniaczy pod kontrolą USG, podawaniem toksyny botulinowej, zabiegami stymulacji i wolumetrii. W zespole mamy także lekarz Annę Kostrzewską, absolwentkę Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a także studiów podyplomowych w zakresie medycyny estetycznej. Jest pani lekarz Maria Czwojda – dyplomowany lekarz medycyny estetycznej, w tej chwili w trakcie specjalizacji z psychiatrii. Zdarzają nam się pacjentki, uzależnione od zabiegów czy mające dysmorfofobię, a u podstaw ich decyzji o wykonaniu zabiegu estetycznego leżą przesłanki psychologiczne. Stąd naszym zdaniem, konieczna jest obecność lekarza psychiatry. Mamy także trzy panie stomatolog, które w medycynie estetycznej szczególnie w obrębie twarzy nie mają sobie równych. Bo kto jak nie stomatolog zna lepiej anatomię naszych twarzy? Są to lekarz dentysta Aleksandra Degis, lekarz dentysta Kay Kwiatkowska oraz lekarz dentysta Natalia Gadzińska. 

Z jakimi powikłaniami najczęściej przychodzą pacjentki i pacjenci? 

Najczęstszym powikłaniem, z jakim zgłaszają się do nas pacjenci, jest efekt PHAREE, czyli nawracający obrzęk powiek, a także całej twarzy po uprzednim podaniu wypełnienia żelowego. Jak już mówiłam, wypełnienia zwiększają swoją objętość blisko dwukrotnie. Kolejnym powikłaniem jest tzw. guzek o późnym początku, czyli zgrubienie powstałe na skutek uprzednio zastosowanego zabiegu z użyciem wypełniaczy lub innych substancji aktywnych np. PLLA, CaHA, polikaprolaktonu, najczęściej leczone farmakologicznie, doiniekcyjnie. Mamy także pacjentki z problemem tzw. cellulitisu, czyli zapalenia tkanki skórnej i podskórnej wskutek zakażenia bakteryjnego. Spory odsetek pacjentów pojawia się z obrzękiem powiek powstałym wskutek nieumiejętnego podania preparatu lub, co gorsza, preparatu niewiadomego pochodzenia bez certyfikacji. 

Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań

Jak długo trwa proces leczenia powikłań po nieudanych zabiegach estetycznych? 

To oczywiście zależy od tego, z czym pacjent do nas trafia. Najdłużej proces leczenia w naszej placówce trwał 12 miesięcy, natomiast większość powikłań jest możliwa do wyleczenia w krótszym czasie. Ale są i takie sytuacje, kiedy nie jesteśmy w stanie sobie poradzić ze zmianą, ponieważ wymaga ona interwencji chirurgicznej. Mieliśmy przypadek pacjentki, która po nieumiejętnym podaniu kwasu polimlekowego w innym gabinecie, miała zatkany przewód odprowadzający ślinianki i niestety wymagała już interwencji otolaryngologa.     

Wszystko da się naprawić?

Niestety nie. Trafiła do nas niedawno pacjentka, której wykonano zabieg preparatem, który nie był dedykowany dla obszaru powiek dolnych i boryka się ona aktualnie z dosyć sporymi obrzękami. Mogło w jej przypadku dojść do trwałego uszkodzenia naczyń chłonnych, bowiem zabiegi stymulujące mogą doprowadzić do zwapnienia lub zwłóknienia ściany naczyń chłonnych, a w efekcie do ich niedrożności. Stosujemy w jej przypadku leczenie farmakologiczne, ale być może tu również potrzebna będzie interwencja chirurgiczna.

Na co pacjentki gabinetów medycyny estetycznej powinny zwracać uwagę, aby do takich powikłań nie doszło?

Jako pacjenci mamy przede wszystkim prawo do informacji. Nie musimy opierać się tylko na słowach lekarza, ale mamy prawo przed zabiegiem poprosić o kartę charakterystyki produktu. Mamy prawo zapoznać się z jego działaniem, zakresem stosowania, sprawdzić, czy posiada certyfikację, a także czy nadaje się do iniekcji i w jakie obszary naszego ciała może zostać podany. Powinniśmy otrzymać także tzw. „paszport urody” czy kartę pozabiegową, która będzie zawierała informację na temat tego, co zostało wykonane, aby inny specjalista wykonujący nam kolejny zabieg miał o tym wiedzę. Historia naszych zabiegów estetycznych powinna iść za nami. I to, co bardzo ważne – powinniśmy wręcz domagać się, aby preparat używany podczas zabiegu był otwierany przy nas. Lekarz wykonujący zabieg musi poinformować nas o wszystkich możliwych działaniach niepożądanych i otrzymać naszą świadomą zgodę na wykonanie zabiegu. I warto pamiętać – w gabinecie nie ma głupich pytań! Każde pytania są ważne dla osoby je zadającej, a lekarz powinien na każde pytanie odpowiedzieć. Bo nie ma na świecie zabiegu, który byłby w stu procentach bezpieczny i każdy może wywołać reakcję alergiczną.    

Twoja praca zaowocowała powstaniem autorskiej książki „Powikłania po zabiegach estetycznych. Protokoły naprawcze”. Ilość opisywanych w niej przypadków jest ogromna, to prawdziwe kompendium wiedzy dla osób takie zabiegi przeprowadzających, ale także niezła przestroga dla tych, którzy wykonują takie zabiegi w niesprawdzonych miejscach. Co w niej znajdziemy? 

Praca nad książką trwała dwa lata. Analizowałam wszystkie publikacje naukowe, traktujące o skutecznym leczeniu danego powikłania, a także oparłam ją o doświadczenia pracy moich lekarzy w placówce Młodość. Książka przeznaczona jest dla wszystkich, którzy zajmują się medycyną estetyczną. Dedykuję ją zarówno lekarzom, którym przedstawiam protokoły naprawcze wynikające z przeglądu literatury przedmiotu, ale także kosmetologom, bo z niektórymi powikłaniami, takimi jak poparzenia czy odmrożenia, możemy sobie poradzić lekami bez recepty. Ale zachęcam też laików do sięgnięcia po tę książkę, bo dzięki temu można łatwiej zrozumieć co może się wydarzyć po takim zabiegu medycyny estetycznej. Moją misją jest rozpowszechniane tej wiedzy, bo jako pacjent chciałabym sama wiedzieć więcej.

Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań, ksiazka powikłania po zabiegach estetycznych

Jesteś także organizatorką konferencji dla wszystkich, którzy zajmują się ogólnie pojętą estetyką. W tym roku konferencja odbyła się w maju i dotyczyła trendów w estetyce. Komu ją dedykujesz i z jaką wiedzą wychodzą uczestnicy?

Jestem zwolenniczką integracji środowisk, więc konferencja dedykowana jest zarówno dla środowiska medycznego, jak i niemedycznego. Podejmowane na niej tematy dotyczą ich obu, bez kolizji merytorycznej. Podczas ostatniej skupiliśmy się na dwóch najbardziej popularnych hasłach – „LONGEVITY”, czyli długowieczność oraz „INFLAMMAGING”, czyli starzenie się wskutek stanu zapalnego. Sporo rozmawiamy o trendach, bo te jak w każdej branży zmieniają się i to my, jako przedstawiciele branży, je eksponujemy i przekonujemy naszych pacjentów do takich a nie innych zabiegów.

Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań

O jakich trendach zatem możemy dzisiaj mówić w medycynie estetycznej?  

Zdecydowanie stawiamy teraz na zadbaną naturalność bez modyfikacji. Przywracamy też naturalność, normalizujemy i w odpowiedni sposób ją pielęgnujemy. Od starzenia nie uciekniemy i nie robimy na siłę z pacjentki w średnim wieku nastolatki, bo efekt będzie przerysowany i nienaturalny. Dzisiaj chcemy, aby czterdziestolatka pozostała sobą, ale miała świadomość właściwej pielęgnacji, miała piękną skórę niekoniecznie wolną od zmarszczek. Ten trend doskonale łączy się z dietetyką, fitnessem, szeroko pojętym wellness, czyli dbaniem o nasz dobrostan.   

To na koniec naszej rozmowy. Jak korzystać z dobrodziejstw zabiegów estetycznych, żeby było bezpiecznie? 

Przede wszystkim stawiamy nie na ilość, a na jakość. Myślę, że istotą naszego bezpieczeństwa podczas korzystania z medycyny estetycznej jest to, aby zabiegów nie robić dużo, ale by były prawidłowo dobrane i żeby były wykonywane odpowiednimi, certyfikowanymi i sprawdzonymi preparatami, technologiami i technikami, w odpowiedniej częstotliwości, ponieważ możemy doprowadzić do przestymulowania skóry, czyli osiągnąć efekt odwrotny do zamierzonego. Dużo nie znaczy dobrze, tanio nie znaczy dobrze. Bardzo ważna jest również nasza pielęgnacja przed i pozabiegowa w domu. Nie rzucajmy się też bezrefleksyjnie na wszystkie nowinki. Poczekajmy na pogłębione analizy naukowe. Najważniejsze to podejść do tematu z rozwagą i zawsze konsultować się ze specjalistami.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Dr n. med Marta Bogusz, klinika Młodość, medycyna estetyczna, Poznań
REKLAMA
REKLAMA

Wave Międzyzdroje Resort & Spa | Piękno zrodzone z morskiej fali

Artykuł przeczytasz w: 6 min.
wave Miedzyzdroje Resort & SPa


Pięć spiralnych, szklanych wież górujących nad krajobrazem Międzyzdrojów stoi w miejscu idealnym – na styku cywilizacji i natury. Z ich przestronnych tarasów zachwycamy się zarówno wschodami i zachodami słońca nad polskim Bałtykiem, jak i majestatycznym pięknem Wolińskiego Parku Narodowego.

Tekst: Green House HM | Zdjęcia: Aleksandra Augustynowicz

Wystarczy przestąpić próg gościnnej przestrzeni Wave Międzyzdroje Resort & Spa, by przekonać się, że spełnią się nasze marzenia. Pięciogwiazdkowy hotel, podgrzewane baseny, wellness, prywatna plaża, wyśmienite jedzenie, usługi concierge. Cisza, spokój i sporo prywatności. To miejsce wygląda jak synonim udanego wypoczynku i relaksu. Położone na zachodnim skraju polskiego wybrzeża Międzyzdroje z upływem lat zyskały sobie kilka przydomków. Nie bez kozery nazywane bywają polskim Cannes, a to z powodu organizowanego tu Festiwalu Gwiazd, który przyciąga osobistości ze świata filmu, teatru i telewizji. Promenada Gwiazd, na której gwiazdy odciskają swoje dłonie, dodaje miastu splendoru i porównuje je do słynnego francuskiego kurortu. O Międzyzdrojach mówi się również Perła Bałtyku ze względu na piękne plaże, malownicze krajobrazy oraz wspaniały klimat. Ale dopiero przed trzema laty, kiedy drzwi dla swoich gości otworzył pięciogwiazdkowy Wave Międzyzdroje Resort & Spa, ta perła z dumą mogła wkroczyć do klasy premium.

Na początku była bałtycka fala

Niebanalna architektura kompleksu Wave Międzyzdroje Resort & Spa nie jest wyborem przypadkowym. Projekt inspirowany falą Bałtyku zakłada kształt spirali, dzięki czemu goście mają zapewniony widok na morze i pełne nasłonecznienie bez względu na porę roku. W tym również wspaniałą perspektywę na niezapomniane wschody i zachody słońca nad Morzem Bałtyckim. Przeszklona fasada z panoramicznymi oknami oraz przezroczyste balustrady balkonów dopełniają dzieła. Z wyższych kondygnacji podziwiać można gęsty las Wolińskiego Parku Narodowego, w którym schronienie znalazły polskie żubry. Tuż na wyciągnięcie ręki są natomiast szerokie piaszczyste plaże i dzikie wydmy. Kompleks znajduje się bowiem w pierwszej linii brzegowej i posiada dedykowane wejście na międzyzdrojską plażę. To gwarancja pełnego wykorzystania atrakcji, jakie oferuje bezpośredni dostęp do Zatoki Pomorskiej. Nic zatem dziwnego, że tak oryginalna i unikatowa przestrzeń doceniona została i nagrodzona w prestiżowym konkursie European Property Awards w kategorii Architecture Multiple Residence for Poland.

wave Miedzyzdroje Resort & SPa

Luksus z nutą dyskrecji

Z opływowym kształtem fali lub żagla mocno kontrastują ostre linie supersamochodu nowej generacji – hybrydy model McLaren Artura, który wita gości tuż przy recepcji Wave Międzyzdroje Resort & Spa. To nie jedyny tak efektowny element, który potrafi błyskawicznie przyciągnąć wzrok. W pobliżu zejścia na plażę podobnie agresywną sylwetką kusi sportowa łódź MasterCraft. Sporo estetycznych wrażeń na początek, zanim jeszcze przekroczy się progi hotelu. Choć z pojęciem quiet luxury oswoiła nas przede wszystkim moda i kultura popularna za sprawą popularności serialu „Sukcesja”, to trend ten znalazł również istotne miejsce w aranżacji wnętrz. Minimalistyczne, stawiające na stonowaną paletę kolorów materiały oraz wyposażenie najwyższej jakości. Takie są wnętrza apartamentów Wave Międzyzdroje Resort & Spa inspirowane nadmorskim otoczeniem. Luksusowo urządzone, zwracają uwagę dbałością o najmniejsze detale i wykorzystaniem najlepszej jakości, najczęściej naturalnych materiałów.
Wszystkie apartamenty są minimum dwupokojowe, z łazienką, prysznicem i przeszklonym balkonem. Z podziemnego parkingu, w którym są trzy stacje do ładowania samochodów elektrycznych, dostaniemy się do nich szybkobieżną windą.

wave Miedzyzdroje Resort & SPa

Obsługa klasy premium

Architektura, hotelowe wnętrza, współpraca z markami luksusowymi, choć pobudzają zmysły i zachęcają do wypoczynku, nie spełniłyby swojej roli, gdyby nie doskonale dobrany zespół Wave Międzyzdroje Resort & Spa. Począwszy od recepcji, która ekspresowo obsłuży proces rezerwacyjny, jak i różnorodne oczekiwania gości, poprzez zespoły pracujące w restauracjach, aż po usługę concierge dedykowaną gościom VIP zajmującym luksusowe apartamenty Sky View, zlokalizowane na najwyższych kondygnacjach. Dostępne na miejscu spersonalizowane usługi na pewno sprawią, że podczas pobytu każdy gość poczuje się doskonale zaopiekowany. W apartamencie, po zdalnym check in, przywitają podróżnych szampan i owoce. Na miejscu można skorzystać z menu degustacyjnego na tarasie apartamentu, przygotowanego specjalnie przez szefa kuchni. Ponadto limuzyna może zabrać wymagającego gościa do Berlina na zakupy do sklepów z luksusowymi markami, a spektakularnie piękne wybrzeże Bałtyku można zwiedzić z fotela helikoptera.

wave Miedzyzdroje Resort & SPa

Cały świat na talerzu

Holistyczna opieka nad gośćmi w Wave Międzyzdroje Resort & Spa obejmuje ciało, duszę i… podniebienie. O to ostatnie dba szef kuchni pracujący dla trzech wyjątkowych restauracji: Wave – serwującej śniadania i obiadokolacje w formie bufetu z live cooking; Season Taste – restauracji a’la carte z kawiarnią i barem; Red Salt Steak&Wine – gdzie pierwszoplanową rolę gra wysokogatunkowe mięso oraz kulinarne show z wykorzystaniem ognia i ciekłego azotu. To miejsca, w których przede wszystkim można dobrze i zdrowo zjeść, korzystając z dań wegetariańskich, mięsnych, posiłków dla dzieci, ryb z lokalnego połowu, a także wyśmienicie spędzić czas w gronie przyjaciół.
Latem, kiedy resort otwiera swój Wave Beach Concept, zabawa przenosi się na plażę. Dostać się tam można wygodnym, dedykowanym wyłącznie dla gości wejściem wprost z hotelowego patio. Kilkadziesiąt metrów dalej czeka Sunset Club, bar Republika, muzyka na żywo i imprezy z DJ-em, koszykówka, siatkówka plażowa oraz zajęcia dla dzieci. Beztroska i atmosfera wakacji.

wave Miedzyzdroje Resort & SPa

Sezon trwa tu przez cały rok

Wave Międzyzdroje Resort & Spa kusi bajkowym wręcz odpoczynkiem. To m.in. dwa baseny, w tym jeden zewnętrzny, całorocznie podgrzewany, dwa jacuzzi, brodzik dla dzieci, cztery sauny (w tym fińska, ziołowa i kwiatowa), tężnia, ściana solankowa oraz SPA z niezwykle szerokim wachlarzem zabiegów uzdrawiająco-upiększających oraz zestawem relaksacyjnych rytuałów. Po dniu obfitym w rozrywki to doskonałe miejsce, by wśród aromatu olejków i blasku świec wyciszyć się, popijając smaczny koktajl lub doprawioną rozmarynem wodę. Z podobnych atrakcji w SPA skorzystać mogą również dzieci, dla których Wave Międzyzdroje Resort & Spa dodatkowo udostępnia specjalną Kids Zone ze strefą gier i ścianką wspinaczkową, a rodzice mogą w tym czasie odprężyć się na doskonale wyposażonej siłowni.
Rozrywka, relaks, wyciszenie. Doskonała opieka i empatyczne wsparcie zespołu. To wspomnienia, które pragniemy zabrać ze sobą do domu z miejsc, w których odpoczywamy. Z Wave Międzyzdroje Resort & Spa zabierzemy ich mnóstwo, a następnie wrócimy tu po więcej…

Cd. nastąpi.
Cz. 2 Wave Międzyzdroje Resort & Spa we wrześniowym wydaniu magazynu „Poznański Prestiż

Green House HM

REKLAMA
REKLAMA
wave Miedzyzdroje Resort & SPa
REKLAMA
REKLAMA

Jak media mogą kształtować obraz ciała?

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Środki masowego przekazu mają duży wpływ na kreowanie i podtrzymywanie aktualnego kanonu piękna. Należą do nich również media społecznościowe, takie jak Facebook, Instagram czy TikTok, które pozwalają ich użytkownikom na tworzenie i dzielenie się z innymi graficznymi i tekstowymi treściami. Badania wskazują, że największy wpływ na postrzeganie własnego ciała ma telewizja, Internet i opinie znajomych oraz rodziców, a zdaniem osób badanych wizerunek smukłej sylwetki dominuje w mass mediach.

tekst: Barbara Maciejewska, psycholożka | zdjęcia: Adobe Stock

Badanie przeprowadzone na początku XXI wieku, które polegało na przeglądzie najpopularniejszych programów telewizyjnych, pokazało, że prawie 1 na 3 kobiece postacie przedstawiane w telewizji mają niedowagę, podczas gdy w rzeczywistości średnie BMI wzrosło na całym świecie w ostatnich 40 latach. Takie rezultaty pokazują, że szczupłe sylwetki przedstawiane w mediach mogą dawać iluzję powszechności tego typu wyglądu, choć w rzeczywistości większość kobiet nie spełnia kryterium niskiej masy ciała. Warto również zwrócić uwagę na to, że za nieskazitelnym wizerunkiem widocznym w mediach zazwyczaj kryje się wiele godzin pracy makijażystów, fryzjerów i stylistów, a często również grafików, którzy poddają obróbce gotowe już nagranie albo zdjęcie.

20240808 AdobeStock 612231524

Z drugiej strony, w ostatnich latach popularność w mediach społecznościowych, szczególnie na Instagramie zdobywa ruch body positive (z ang. pozytywny stosunek do ciała). Osoby popierające ciałopozytywność zachęcają do akceptacji własnego ciała, w tym również jego niedoskonałości i ograniczeń, a także dzielą się na swoich profilach treściami pokazującymi ich ciało w niepozowanych, naturalnych sytuacjach, gdzie widać np. rolującą się skórę na brzuchu czy cellulit na nogach.

20240808 AdobeStock 867913944

Warto zdawać sobie sprawę z tego, w jaki sposób treści pokazywane w mediach oddziałują na kształtowanie obrazu ciała, gdyż sposób postrzegania własnego ciała ma wpływ na dobrostan. Zadowolenie z własnego ciała, a co za tym idzie pozytywny body image wiąże się m.in. z rzadszym występowaniem objawów depresyjnych, wyższą samooceną i mniejszą ilością niezdrowych zachowań związanych z odchudzaniem. Taki związek zaobserwowano niezależnie od wysokości wskaźnika BMI danej osoby obliczanego poprzez porównanie wzrostu i masy ciała, co oznacza, że bardziej istotny wpływ na dobrostan psychiczny ma sposób postrzegania własnego ciała, a nie jego rzeczywiste wymiary.

Źródła:
Gillen, M. M. (2015). Associations between positive body image and indicators of men’s and women’s mental and physical health. Body Image, 13, 67-74.
Greenberg, B. S., Eastin, M., Hofschire, L., Lachlan, K., Brownell, K. D. (2003). Portrayals of overweight and obese individuals on commercial television. American journal of public health, 93(8), 1342-1348.
Kościuk, U., Krajewska-Kułak, E., Tołłoczko, H., Paszko-Patej, G. (2014). Percepcja obrazu własnego ciała i motywacja do ćwiczeń wśród uczestniczek Magic-Gym. Hygeia Public Health, 49(4), 870-878.

Barbara Maciejewska

Barbara Maciejewska

Psycholog
Psycholożka, absolwentka Uniwersytetu SWPS, której bliski jest nurt poznawczo-behawioralny, w szczególności tzw. III fala oraz psychologia okołoporodowa. Pracuje z osobami doświadczającymi trudności związanych z obniżonym nastrojem, napięciem i stresem, z budowaniem relacji, ze stratą na wielu płaszczyznach, a także z kobietami i ich bliskimi w okresie okołoporodowym.Instagram: @wspolne.rozkwitanie
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Kłosy – letnie zagrożenie dla psów

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Lato w pełni, dni pulsują od gorącego słońca. Znowu jesteśmy świadkami różowo-pomarańczowych zachodów, kiedy powietrze staje się bardziej rześkie. Spędzamy dużo czasu na dworze, chłonąc lato i napawając się słońcem, zielenią i wszechobecnym ciepłem. Lato jest cudowną porą roku, ale niesie ze sobą dużo niebezpieczeństw. Jednym z nich są wysokie trawy, które, gdy uschną, stanowią realne niebezpieczeństwo dla naszych czworonożnych przyjaciół.

Tekst: Weronika Nowak | Fundacja Animalia, zdjęcia: Adobe Stock

Wbity kłos często jest niewidoczny dla opiekuna, powoduje duże zagrożenie dla zdrowia pupila. Kłos to charakterystyczny kwiatostan, który spotyka się w niektórych gatunkach traw i zbożach. Jest on wyposażony w tzw. wąsy, które są sztywne, ostre i suche. Bez problemu mogą wbić się w miękkie tkanki. Najczęściej można je znaleźć: wewnątrz uszu, w okolicy oczu, nawet pod powiekami, w nosie, między palcami, a nawet w gardle i przewodzie pokarmowym. Kłosy często potrafią się także wbić w skórę, tworząc zadrapania i rany. U psów długowłosych wkręcają się w sierść, powodując kołtuny.

Częste objawy

Niepokojące objawy, które powinny zachęcić do wizyty u weterynarza, to m.in.: drapanie, wyciek krwi, obrzęk, wylizywanie, ogólny niepokój. Nie należy bagatelizować żadnego z tych objawów. W zależności od miejsca wbicia mogą pojawić się inne, bardziej specyficzne oznaki, takie jak: potrząsanie głową, przekrzywianie jej, np. w przypadku kłosa wbitego w ucho. Utrzymywanie łapki w górze, intensywne wylizywanie – prawdopodobne wbicie kłosa w łapę. Niestety zdarzają się także przypadki kłosów w układzie pokarmowych i oddechowym, które są szczególnie niebezpieczne. Pojawia się wtedy kichanie, często z krwistą wydzieliną, problemy z oddychaniem, niechęć do jedzenia.

20240806 AdobeStock 791567096 2

Potrzebny weterynarz

Po pierwsze, w żadnym wypadku nie powinniśmy sami wyciągać kłosa z żadnej części ciała psa! Kłos może nie wyjść w całości, a co za tym idzie może dojść do jeszcze większego obrzęku. Z kłosem zawsze powinniśmy zgłosić się do lekarza weterynarii. W zależności od jego lokalizacji będzie on usunięty od razu lub podczas lekkiej sedacji, czyli delikatnego znieczulenia.

Skuteczne zapobieganie

Trudno przez całe lato unikać łąk czy innych terenów, bogatych w zieleń, idealnych na spacery z psem. Z tego powodu warto przede wszystkim zachować czujność i oglądać dokładnie psa po każdym spacerze. Nawet kłosy w sierści psa stanowią realne zagrożenie, gdy czworonóg spróbuje je wygryźć, a one utkną mu np. w pysku. Psy długowłose warto więc regularnie wyczesywać, zwłaszcza po długim spacerze. Trzeba zwrócić uwagę na miejsca takie jak np. pachwiny i brzuch, gdzie kłosy szczególnie lubią się przyczepiać.

Korzystajmy z letnich spacerów, cieszmy się piękną pogodą, jednocześnie dbając o zdrowie i dobre samopoczucie naszego czworonoga.

Animalia

Weronika Nowak

Fundacja Animalia
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Dr Jacek Goliszewski – Prezes Business Centre Club | Mamy nadzieję na zmiany

Artykuł przeczytasz w: 15 min.
dr Jacek Goliszewski, Prezes BCC, wywiad dla Poznańskiego prestiżu


W obliczu zmian w Wielkopolskiej Loży Business Centre Club oraz wyzwań, jakie przynosi sytuacja gospodarcza po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości, prezes BCC dr Jacek Goliszewski, dzieli się swoimi spostrzeżeniami i postulatami. W ekskluzywnym wywiadzie mówi o koniecznych reformach, przyszłości polskich przedsiębiorców oraz wyzwaniach, jakie stawia przed nimi współczesny rynek.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Monika Olszewska

Niedawno w Loży Wielkopolskiej BCC powołano nową dyrektor – panią Katarzynę Jakubowską. Co ta zmiana oznacza dla Loży?

DR JACEK GOLISZEWSKI: Loża Wielkopolska BCC działa od połowy lat 90-tych. Jak z każdą zmianą, chcemy wzmacniać pozycję i działania Loży. Działania te związane są także z rozszerzeniem pakietu usług dla całego Klubu, a więc wzmocnienie networkingu i wzajemnych relacji między firmami członkowskimi, wsparcie i pomoc w zarządzaniu przedsiębiorstwem poprzez organizację konferencji i przygotowywanie raportów dotyczących dobrych praktyk biznesowych, przywództwa, nowoczesnych narzędzi i instrumentów. Wprowadzamy wzajemne porady firm członkowskich, jak również będziemy dostarczać informacje o najważniejszych rządowych propozycjach legislacyjnych oraz programach pomocowych. Tworzymy nowe komisje branżowe dla naszych firm, tak by jeszcze lepiej prezentować ich problemy i postulaty w komisjach sejmowych i senackich, jak również w Radzie Dialogu Społecznego i Radzie Przedsiębiorczości. Poznań zawsze miał w sobie ducha przedsiębiorczości, także tym intensywniej przystępujemy do działania.

Przypomnijmy zatem strukturę i cele BCC.

Zacznę od tego, że Business Centre Club działa od 1991 r. i jest najstarszą organizacją indywidualnych przedsiębiorców i pracodawców w Polsce. Jesteśmy prestiżowym i nowoczesnym Klubem przedsiębiorców, aktywnie kreującym rzeczywistość gospodarczą.​ Członkowie BCC zatrudniają ponad 450 tys. pracowników, a ich siedziby rozlokowane są w blisko 250 miastach. Na terenie całej Polski działają 22 loże regionalne. Do BCC należą przedstawiciele wszystkich branż, międzynarodowe korporacje, instytucje finansowe i ubezpieczeniowe, uczelnie wyższe, koncerny wydawnicze i znane kancelarie prawne. Członkami Klubu są także prawnicy, dziennikarze, naukowcy, wydawcy, lekarze i studenci. Nasza siła tkwi więc nie tylko w klubowej solidarności, ale także w różnorodności. Oprócz spotkań o charakterze networkingowym, proponujemy wiele konkursów, spotkań szkoleniowych i doradczych, dzięki którym członkowie zyskują możliwość poznania nowych narzędzi biznesowych czy budowania przewag konkurencyjnych. Jako jedyni z organizacji pracodawców proponujemy Polisę Bezpieczeństwa, gwarantującą pomoc wówczas, gdy zagrożone są interesy zawodowe lub osobiste członka Klubu. Wielokrotnie, dzięki naszym interwencjom, zmieniane były niekorzystne przepisy, a firmy członkowskie uniknęły bankructwa i ciągnących się latami procesów. Poprzez sztab ponad stu klubowych ekspertów z różnych dziedzin, działających w kilkunastu komisjach tematycznych i gremiach, staramy się wpływać na rządzących na rzecz partnerskiego dialogu i dobrych regulacji dla przedsiębiorców na poziomie Sejmu, Senatu, w ramach Rady Dialogu Społecznego, której przewodniczyliśmy do października ubiegłego roku oraz Rady Przedsiębiorczości, której przewodnictwo rotacyjnie objęliśmy od lipca br.

dr Jacek Goliszewski, Prezes BCC, wywiad dla Poznańskiego prestiżu

Kiedy 15 października 2023 było już wiadomo, że władza w Polsce się zmieni, giełda zareagowała entuzjastycznie, szczególnie w segmencie Spółek Skarbu Państwa. Czy dziś po pół roku rządów Koalicji 15.X. możemy mówić o poprawie sytuacji gospodarczej? Chociażby w kontekście odblokowania funduszy na KPO?

Giełdowe Spółki Skarbu Państwa są dobrym barometrem dla sytuacji kraju, ale bardziej pod kątem politycznym niż gospodarczym. A pół roku to jednak mało dla pełnej oceny sytuacji gospodarczej. Także za wcześnie jeszcze, by mówić o jej poprawie. Pozytywnym efektem, ale też i trochę sztucznym ze względu na utrzymywanie zerowego VAT-u na żywność czy zamrożeniu cen energii, jest zmniejszenie inflacji. Po uwolnieniu cen żywności i energii specjaliści przewidują jednak kilkuprocentowy wzrost inflacji do ok. 6% pod koniec roku, co jest cały czas powyżej celu inflacyjnego tj. 2,5%. Na pewno pozytywnym efektem jest odblokowanie środków z KPO, ale na efekty także trzeba będzie poczekać, bo pieniądze uruchamiane są transzami i najpierw przeznaczane na projekty już realizowane, które podmioty uruchamiały znacznie wcześniej, by nie stracić możliwości dofinasowania. Ogólnie perspektywy dla polskiej gospodarki są dobre. Po gwałtownym spowolnieniu wzrostu gospodarczego w Polsce w 2023 r., ekonomiści oczekują odbicia do ok. 3% wzrostu PKB. Choć trzeba też uwzględnić bardzo duży wzrost wydatków i fakt objęcia Polski przez KE procedurą nadmiernego deficytu.

Na jakie cele powinny trafić pieniądze z KPO?

Tu mówimy zarówno o środkach KPO, jak i funduszach spójności. Do Polski ma trafić w sumie 137 mld euro. Zgodnie z celami UE prawie połowa środków ma być przeznaczona na cele klimatyczne, a ponad 20% na transformację cyfrową i podobnie na reformy socjalne. Środki te powinny umożliwić Polsce znaczący wzrost inwestycji, bo ich poziom w stosunku do PKB jest od wielu lat na krytycznie niskim poziomie 17%, podczas gdy np. Czechy, Słowacja czy Rumunia mają ten wskaźnik na poziomie 22-24%. Chciałbym także podkreślić znaczenie czasu przy wydatkowaniu środków z KPO. Polska ma bardzo małe wykorzystanie tych środków, a na wydanie pozostało ok. 3 lat.

Spotkanie Wielkopolskiej Loży BCC
dr Jacek Goliszewski podczas spotkania Wielkopolskiej Loży BCC

Jednym z tematów spotkania Wielkopolskiej Loży BCC była demografia i brak pracowników. Rządząca koalicja stanowczo zapowiedziała, że nie ma zgody na podniesienie wieku emerytalnego. Jednak liczby są nieubłagane, a w wielu branżach brakuje rąk do pracy. Jak zatem to pogodzić? Jaki jako BCC macie na to pomysł?

W najbliższym czasie czekają nas duże wyzwania i zmiany na rynku pracy. Wg różnych badań w najbliższych latach będzie brakowało ponad 1 mln pracowników i ta tendencja ma się pogłębiać. Prognozy demograficzne też są złe. Mamy od wielu lat bardzo niski przyrost naturalny, a na jednego emeryta pracuje obecnie 2,2 osoby, a prognozy mówią o ok. 1,5 osoby. Gdyby nie uchodźcy z Ukrainy to w handlu czy gastronomii mielibyśmy już teraz do czynienia z dużym deficytem pracowników. Nasi przedsiębiorcy zgłaszają nam też, że brakuje pracowników w określonych zawodach, których w niewystarczającym stopniu dostarcza polski system edukacji, słaby zwłaszcza w szkolnictwie zawodowym. Pewnym rozwiązaniem może być promocja i wdrażanie nowych technologii, szczególnie tych w oparciu o sztuczną inteligencję, które spowodują, że nasza praca stanie się bardziej efektywna, a na niektóre miejsca pracy rekrutacja przestanie być potrzebna. Ale głównym rozwiązaniem staje się przemyślana i kompleksowa polityka imigracyjna, tj. określająca warunki, koszty i ryzyka we wszystkich etapach integracji cudzoziemców. To już jest zadanie dla rządu.

Jednym z elementów wspierających przedsiębiorczość jest jasny i klarowny system podatkowy. O polskim systemie podatkowym można wiele powiedzieć, ale raczej nie to, że jest zrozumiały. Czy według Pana istnieje szansa, aby to zmienić?

Mamy głęboką nadzieję na taką zmianę! Podczas niedawnego spotkania w Ministerstwie Finansów zwróciliśmy się z apelem do ministra Andrzeja Domańskiego o przeprowadzenie Dużej Reformy Podatkowej. Uważamy, że po ponad 30 latach transformacji Polskę i polskich przedsiębiorców, biorąc także pod uwagę ambicje gospodarczo-społeczne naszego kraju, stać na przejrzysty, spójny i przewidywalny system podatkowy. Przedstawiliśmy ministrowi Domańskiemu dokument z 12 rekomendacjami dla takiej właśnie Reformy, które wypracowała Komisja Podatkowa BCC. Jest to dokument systemowy, wskazujący strukturalne słabości i nieefektywności obecnego systemu oraz postulaty i rekomendacje ich rozwiązania, jak również te promujące dialog i współpracę z administracją skarbową. To wszystko po to, by zarządzanie przedsiębiorstwem, w tym coraz bardziej kompleksowym i złożonym, niestabilnym, niejednoznacznym i nielinearnym otoczeniu, było prostsze. By procesy decyzyjne, planowania i analiz były łatwiejsze i obarczone jak najmniejszą ilością błędów, związanych z niepewnymi założeniami.

Spotkanie Wielkopolskiej Loży BCC
dr Jacek Goliszewski oraz Katarzyna Jakubowska – dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC

Od lat postulujecie obniżenie podatków do poziomu analogicznego jak w krajach nadbałtyckich. Jednak w ostatnim miesiącu Polska została objęta procedurą nadmiernego deficytu. To oznacza potencjalną konieczność wprowadzenia cięć w wydatkach i przygotowania planu naprawczego. Zatem jak pogodzić obniżenie podatków z koniecznością zaciskania pasa?

Ograniczanie deficytu może odbywać się na różne sposoby: bardziej kosztowne i trudniejsze do przeprowadzenia, jak np. redukcja wydatków, zwiększanie zadłużenia państwa, ale także i przede wszystkim poprzez wzrost gospodarczy. I jak wynika z naszego spotkania w Ministerstwie Finansów, właśnie na ten trzeci sposób, tj. na wzrost gospodarczy, stawia głównie rząd. Do wzrostu gospodarczego potrzebne są inwestycje, a w naszej opinii obniżka podatków powoduje wzrost środków dla przedsiębiorców, które przeznaczane są w większości na inwestycje. A te, jak już wspomniałem, są od wielu lat na krytycznie niskim poziomie ok. 17% w stosunku do PKB. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji budżetowej i konieczności wzrostu wydatków np. na obronność. We wspomnianej, postulowanej Dużej Reformie Podatkowej, nie ma żadnej propozycji odnośnie wysokości poszczególnych podatków. O nich chcemy rozmawiać, gdy nastąpi poprawa sytuacji gospodarczej. Wprowadzanie postulowanych przez nas obecnie zmian w Reformie pozwoli na zwiększenie efektywności działania przedsiębiorców, a przede wszystkim umożliwi im planowanie inwestycji wieloletnich. Jako grupa społeczna wytwarzająca ok. 75% polskiego PKB możemy mieć i mamy swoje postulaty i liczymy na ich realizację. Skutki wprowadzonego Polskiego Ładu odczuwamy do dziś.

A co ze sławetną składką zdrowotną? Bo od wielu przedsiębiorców słychać głosy, że składka zdrowotna liczona od dochodu, czyli także od sprzedaży środków trwałych jak chociażby od sprzedaży firmowego auta, jest po prostu nonsensem. I znów – minęło pół roku obecnych rządów – a przedsiębiorcy nadal tkwią w tym absurdzie. Czy ma Pan jakieś wieści co do ewentualnych zmian?

Absolutnie się zgadzam z tymi głosami przedsiębiorców. Dla nas obecny sposób naliczania składki zdrowotnej jest w rzeczywistości parapodatkiem, a naliczanie jej od sprzedaży środków trwałych jest absurdalne. Nasze duże obawy budzi cały czas brak decyzji odnośnie powrotu do sposobu naliczania składki sprzed Polskiego Ładu. Był to jeden z kluczowych postulatów przedwyborczych opozycji. Obecnie otrzymujemy informacje o trwających pracach i konsultacjach w Ministerstwach Zdrowia oraz Finansów, przedstawiane są pierwsze propozycje. Jednak nieoficjalnie mówi się, że powrotu do poprzedniego naliczania składki nie będzie, ze względu na trudną sytuację budżetową. Jest to dla nas nie do zaakceptowania.

dr Jacek Goliszewski, Prezes BCC, wywiad dla Poznańskiego prestiżu

I ostatni, choć niezmiernie ważny temat poruszony w trakcie Wielkopolskiego Spotkania – prawo i jego „nadprodukcja”. Ostatnie osiem lat to istny wysyp niespójnych ze sobą aktów prawnych, brak vacatio legis czy konsultacji społecznych. Niechlujnie przygotowany KSeF został przesunięty w czasie, ale w tym obszarze jak zakładam jest jeszcze wiele do zrobienia…

Stabilne otoczenie regulacyjne, oparte na skutecznej i partnerskiej legislacji stanowi fundament dla wzrostu gospodarczego i inwestycji. W ostatnich latach brakowało nam właśnie takiego podejścia. Musimy powrócić do dialogu społecznego, vacatio legis, oceny skutków regulacji. A stosowanie prawa musi być przejrzyste i sprawiedliwe. Musi też nastąpić powrót do przygotowywania założeń projektów aktów normatywnych oraz poprawa jakości uzasadnień do projektów, co jest kluczowe dla jakości procesu legislacyjnego. Jako BCC postulujemy także zmniejszenie opresyjności prawa względem przedsiębiorców. Za poprzedniej władzy wprowadzono do kodeksu karnego nowy typ przestępstw fakturowych, za który grozi do 25 lat pozbawienia wolności, administracja skarbowa bardzo łatwo może zająć konto przedsiębiorcy, nawet bez jego wiedzy. Wzrasta cały czas maksymalna wysokość grzywien za naruszenia skarbowe, ponieważ są one naliczane jako wielokrotność płacy minimalnej, która regularnie wzrasta. Chcemy również znacznego ograniczenia tzw. aresztu wydobywczego, a więc pokazowych aresztowań i wielomiesięcznych przetrzymywań przedsiębiorców w areszcie.

Współczesny świat przynosi wiele wyzwań, ale także szans przedsiębiorcom. Jakie wyzwania widzi Pan stojące przed polskimi biznesami i gdzie mogą one upatrywać szans na rozwój?

Brakuje nam cały czas strategii gospodarczej kraju: w jakich obszarach, branżach Polska chce się rozwijać, które gałęzie, obszary chcemy wzmacniać, które doinwestować, a z których powoli się wycofywać, jaki powinien i będzie udział państwa w przedsiębiorstwach poza infrastrukturą krytyczną. Taka strategia ułatwiłaby znacznie działania i decyzje inwestycyjne przedsiębiorców, wskazując im kierunki rozwoju. Dwa główne wyzwania dla przedsiębiorców to wspominana już luka ilościowa i jakościowa na rynku pracy oraz zmiana mixu energetycznego polskiej gospodarki i tym samym obniżka i ustabilizowanie cen nośników energii. Polska energetyka w dużej części oparta jest na węglu, a polskie produkty i firmy mają cały czas jeden z najwyższych śladów węglowych w UE. Innym wyzwaniem, szczególnie dla małych i średnich przedsiębiorstw, może okazać się wdrażanie wymagań związanych z raportowaniem ESG. Szanse na rozwój to przede wszystkim kosztooszczędne i energooszczędne technologie oraz te szczególnie oparte na Sztucznej Inteligencji jak robotyka, automatyka, przemysł 5.0, duże zbiory danych, analityka predykcyjna, chaty itp. Technologie te nie tylko wpływają na działania przedsiębiorstw, ale zmieniają także modele biznesowe, stając się znaczącym źródłem przewagi konkurencyjnej. Druga szansa to odbudowa Ukrainy i udział polskich przedsiębiorców w tym procesie. Polska ze względu na bliskość geograficzną i kulturową powinna tu odgrywać jedną z głównych ról. Potrzebne są tu działania rządu, a dla samych przedsiębiorców wsparcie systemowe m.in. akcja informacyjna, zabezpieczanie kredytów, ryzyk itp.

Spotkanie Wielkopolskiej Loży BCC
Spotkanie Wielkopolskiej Loży BCC

Z dniem 1 lipca 2024 Business Centre Club objął trzymiesięczne przewodnictwo w Radzie Przedsiębiorczości, forum współpracy przedstawicieli największych organizacji reprezentujących przedsiębiorców i pracodawców w Polsce. Jakie cele stawiacie sobie na ten czas?

Przewodnictwo w Radzie Przedsiębiorczości to dla nas przede wszystkim wytężona praca. Stając na czele dziewięciu największych organizacji przedsiębiorców i pracodawców w Polsce, stawiamy sobie jasny cel: jeszcze skuteczniejsze wspieranie polskich przedsiębiorców. Chcemy wspólnym głosem mówić o systemowym wsparciu firm i ich pracowników. Tym bardziej, że celem Rady Przedsiębiorczości jest opiniowanie najważniejszych aktów prawnych i decyzji, które mają przełożenie na gospodarkę i przedsiębiorców. Zdaję sobie sprawę, że jest wiele spraw, przed którymi stoi polska gospodarka. Jednym z najważniejszych wyzwań podczas naszej prezydencji będzie przekonywanie rządzących do prawdziwego dialogu i wsłuchiwanie się w głos tych, którzy dbają o rozwój ekonomiczny kraju, czyli nas – przedsiębiorców i właścicieli firm. Bardzo ważną sprawą jest, by jak najwięcej czasu i energii poświęcić teraz na upraszczaniu i deregulacji przepisów, ale też, by robić to w taki sposób, aby nie zaskakiwać nowymi regulacjami przedsiębiorców i nie przysparzać dodatkowych kłopotów. Tak, by sytuację prawną czynić bardziej przyjazną dla prowadzenia biznesu. Obok tego jest wiele innych spraw, o których wspominałem powyżej: Duża Reforma Podatkowa, luki na rynku pracy, niestabilne ceny nośników energii, wysokie koszty finansowania itp.  

Na koniec wróćmy zatem na nasze poznańskie podwórko. Jak często będą odbywały się spotkania Loży Wielkopolskiej BCC? Jakich ekspertów będzie można na nich spotkać oraz jak do takiego spotkania dołączyć?

Spotkania Loży Wielkopolskiej odbywają się co miesiąc i mają zróżnicowany charakter. Organizujemy większe wydarzenia dla członków Klubu oraz firm, które chcą dołączyć do rodziny BCC. Podczas tych spotkań występują specjalnie zapraszani goście – eksperci z różnych dziedzin, takich jak ekonomia, gospodarka, nowe technologie, rozwój menedżerski oraz osobistości świata polityki, nauki i kultury. Oprócz tego, odbywają się panele tematyczne i szkolenia, a także spotkania towarzyskie i relacyjne w prestiżowym gronie. Aby dołączyć do Klubu, najprościej skontaktować się ze wspomnianą przeze mnie wcześniej nową dyrektor Loży Wielkopolskiej, Katarzyną Jakubowską. Dane kontaktowe są dostępne na stronie www.bcc.org.pl w zakładce dotyczącej Loży Wielkopolskiej.
Wielkopolska jest silnym gospodarczo regionem w Polsce, dlatego głos przedsiębiorców z tej części kraju jest bardzo wyraźnie słyszany i wspierany przez BCC. Wielkopolskie firmy mają swoich przedstawicieli w gronie naszych ekspertów, w komisjach branżowych, a także w Gospodarczym Gabinecie Cieni BCC.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
dr Jacek Goliszewski, Prezes BCC, wywiad dla Poznańskiego prestiżu
REKLAMA
REKLAMA

Perfumiarnia. Zaznaj smaku, poczuj formę.

Artykuł przeczytasz w: 11 min.
Perfumiarnia Poznań

Nowoczesne kamienice, subtelnie ukryte wśród pięknej zieleni, stwarzają wrażenie jakby wzrastały wraz z roślinnością w parku Wilsona. Widok z tarasów i loggi na najstarszy w Poznaniu park miejski zapewnia niepowtarzalne wrażenia. Tu wszystko emanuje spokojem wyznaczonym przez rytm otaczającej przyrody. Zbudowana rok temu Perfumiarnia – z piękną historią w tle – niewątpliwie jest zjawiskowym miejscem na mapie stolicy Wielkopolski. O tym nietuzinkowym projekcie i jego funkcjonalności opowiada Magda Górzna-Jaromin, szefowa biura sprzedaży.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Tomek Tomkowiak, Dominika Wilk, materiały własne Perfumiarnia

Kiedy powstał pomysł Perfumiarni i kiedy rozpoczęła się jego realizacja?

MAGDA GÓRZNA-JAROMIN: Projekt rodził się latami. Na początku miała być to tylko kameralna inwestycja, tj. zabudowa przytulona do parku Wilsona, wtopiona w starodrzewa i okoliczną roślinność. Potem jednak inwestor dokupił kolejne działki, żeby stworzyć w tym miejscu osobny kwartał, coś na wzór ekskluzywnych dzielnic znanych nam w różnych zakątkach świata. Kiedy ruszała budowa pierwszego etapu Perfumiarni w 2019 roku, cała koncepcja była gotowa…

Przybliż ten kompleksowy projekt.

Mam na myśli całą zabudowę, razem z rosnącą właśnie kamienicą przy Śniadeckich i hotelem przy ulicy Głogowskiej, browarem i Betonhausem, które po renowacji zostaną udostępnione wszystkim poznaniakom.

Magda Gorzna Jaromin - Perfumiarnia
Magdalena Górzna – Jaromin

Dlaczego inwestorowi zależało na całym – dość obszernym – terenie?

Bo buduje nieruchomości premium. Partner Garvestu Michał Włodarczyk często powtarza, że „twoja nieruchomość jest tak premium jak twoi najbliżsi sąsiedzi. Jeśli twój budynek ma stanąć obok jakiejś ruiny, to albo ty ją wykupisz i wyremontujesz, albo zrobi to twoja konkurencja”. Tak właśnie działa rynek nieruchomości. Jeśli są fundusze i dobre projekty, współpracuje się z doświadczonymi ludźmi, fachowcami w branży – nie ma co za długo zastanawiać się i oglądać na konkurencję, tylko robić swoje. Iść naprzód.

Czyli powody powstania Perfumiarni były czysto ekonomiczne?

Nie tylko. Mając wpływ na cały kwartał, możesz sensownie rozmieścić funkcje: ile ma być wybudowanych mieszkań, jak dużych, ile biur, jakie sklepy, jakie punkty usługowe. Czyli jest to podejście czysto logiczne, wręcz realistyczne. Ponadto przy tak dużych inwestycjach, warto też mądrze rozplanować komunikację, wygodną dla przyszłych mieszkańców, do tego skwery i zieleń. Co pragnę podkreślić – Perfumiarnia nigdy nie będzie zamkniętym osiedlem. I jestem przekonana, że każdy mieszkaniec miasta bez problemu zauważy, gdzie się ona zaczyna, a gdzie kończy.

Perfumiarnia Poznań

Wspomniałaś o skwerach i zieleni. To temat bardzo newralgiczny, będący od lat na topie, nie tylko dla wszystkich myślących eko, ale i dla tych „rywalizujących” z betonizacją miast. Pierwszy etap Waszego projektu pokazał, że Garvest poważnie traktuje rośliny.

Niewątpliwie to, o co pytasz jest zgodne z naszą wizją i pierwotnymi założeniami. Perfumiarnia_1 już w chwili oddania do użytku była obsadzona dużymi roślinami. Dbaliśmy o to w początkowym etapie i kontynuujemy ten proces „zazieleniania” miasta. Z dumą zaobserwowaliśmy jak przez kolejny rok – dzięki właściwej opiece – ta zieleń wypiękniała i rozrosła się, tworząc niesamowity i urokliwy klimat w samym sercu Poznania. Jednak dopiero po zakończeniu drugiego etapu budowy Perfumiarni – przy ulicy Śniadeckich – będzie widać finalną koncepcję zagospodarowania przestrzeni i wtopienia zabytkowych budynków w zieloną aureolę parku. Wierzę, że zarówno mieszkańcy, jak i turyści będą zachwyceni realizacją naszych pomysłów i przemyślanych koncepcji architektury terenu. Wszystko w swoim czasie…

Pierwsze domy Perfumiarni wyglądają jakby wrastały w zieleń parku Wilsona.

To było właśnie zadaniem JEMS Architektów, którzy spisali się genialnie, tworząc oryginalny koncept, jakiego do tej pory w Poznaniu brakowało. Ich ideą było maksymalnie otworzyć się na park i zrobili to modelowo. Falujące balkony wyglądają jakby obejmowały korony starych drzew. Tutaj zieleń stanowi niezaprzeczalną jedność z przemyślaną zabudową o niestandardowych liniach. Jest niby płot od zamykanego na noc parku, ale architektom udało się sprawić wrażenie, że bujna zieleń wokół zaciera tę granicę. Najbardziej to widać, stojąc na balkonie. Widok po prostu zachwycający!

Perfumiarnia Poznań

Odwracając perspektywę, z parku widać balkony wyższych pięter. Mieszkańcom nie przeszkadza, że mogą być podglądani?

W każdej chwili mieszkańcy Perfumiarni mogą schować się przed wzrokiem spacerowiczów, zasuwając stalową firankę. To też oryginalny pomysł JEMS-ów, tzw. żaluzje rozsuwane na pilota. Ażurowe patrząc z mieszkania, a nieprzezierne od strony parku. Zaskakująca nowość.

Dlaczego Perfumiarnię nazywa się luksusową?

My nie używamy tego sformułowania. Jeśli mieszkańcy, albo goście tak mówią, to może tak czują. Standard faktycznie jest wyższy od „polskiego premium”, ale bez przesady, nie ma tu złotych klamek. (śmiech) Największą różnicę – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – stanowi podejście inwestora, dla którego całość to suma szczegółów. I w taki właśnie sposób dopina każdy detal związany zarówno z projektem Perfumiarni_1, jak i Perfumiarni_2 od ul. Śniadeckich.

Perfumiarnia Poznań

Czy ta dbałość o szczegóły, jak mówisz – dopinanie każdego detalu, jest proporcjonalna do wysokiej ceny za metr?

Czas pokazał, że cena była niedoszacowana. Już na rynku wtórnym mieszkania Perfumiarni osiągają wyższe ceny niż te, jakie były proponowane na rynku pierwotnym. I zapewne będą rosły w miarę realizacji kolejnych etapów. W koszt za metr kwadratowy należy wkalkulować komfort i bliskość różnych punktów handlowo-usługowych, które oferuje kompleks Perfumiarni.

Zatrzymajmy się przy tych udogodnieniach. Co na terenie Perfumiarni będzie dostępne dla mieszkańców?

Mieszkaniec „kwartału na wyższym poziomie”, jak nazywamy Perfumiarnię, na pewno doceni, że ma wszystko w zasięgu ręki. Dwie minuty pieszo znajduje się: dobra knajpka, piekarnia Petit Paris oferująca nie tylko smakowite bagietki i croissanty, winiarnia Czarny Krokodyl, w której można delektować się smakami poszczególnych szczepów wina z różnych regionów świata. Dodatkowo, na łasuchów i kochających kawę czeka przytulna kawiarnia, na spragnionych relaksu – pilates i joga. Dla wszystkich pragnących odpocząć po codziennych obowiązkach przygotowana jest oferta w gabinecie masażu. I jeszcze w stylowych wnętrzach Perfumiarni zagości kwiaciarnia, aby idealnie wkomponować się w ideę zieleni. Nieskromnie powiem, że całość jest zgrabnie wymyślona do spokojnego życia w komforcie. Taki jest nasz zamysł.

Perfumiarnia Poznań

Czy w tak inspirującym i stylowym obiekcie są jeszcze wolne mieszkania?

Są i to z widokiem na park. I tak się składa, że właśnie trwa wyprzedaż! Mogę zaoferować cenę od 14,2 tys. za metr kwadratowy mieszkania. To drogo? Za mieszkanie o wysokości 3 m, z drewnianymi oknami, klimatyzacją w standardzie. Dodatkowo z piękną klatką schodową i niesamowitą zielenią. To jest cena metra w starej kamienicy, raczej nieodnowionej, o podobnej wysokości mieszkania.

Zaskoczyłaś mnie, mówiąc o wysokości oferowanych mieszkań. Ludzie naprawdę szukają aż tak wysokich przestrzeni do zamieszkania?

Aż byś się zdziwiła. (śmiech) Pierwszy etap spełnia te oczekiwania, bo mieszkania są wysokie, nawet na 3,5 m; mają klimatyzację i piękne drewniane okna. W połączeniu z zakazem najmu krótkoterminowego i pięknej zieleni wprowadzają nową jakość mieszkań na poznańskim rynku.

Jakie mieszkania skrywa drugi etap, który właśnie budujecie?

W pierwszym etapie najwięcej osób szukało dużych mieszkań, oczekując wygodnego miejsca do zamieszkania w centrum miasta. Dlatego dwa najwyższe piętra II etapu, które są najbardziej atrakcyjne, to duże mieszkania z wielkimi oknami w mansardowym dachu, wyglądające z jednej strony na ulicę Śniadeckich, a z drugiej na wewnętrzny ogród i taras kawiarenki.

Perfumiarnia Poznań

Powiedziałaś o wyższych piętrach Perfumiarni_2. A co znajduje się na tych niższych?

Mniejsze mieszkania, ale w różnych układach, które dopasowujemy dla każdego klienta, według indywidualnych preferencji i gustów. Mamy w ofercie duże słoneczne salony, gdzie słońce wlewa się przez wykusz, ale też kompaktowe mieszkania, pod inwestycje lub wynajem krótkoterminowy, czego nie było w pierwszym etapie. Dysponujemy naprawdę szerokim wachlarzem, oferując różne metraże mieszkań.

W Perfumiarni będzie można oferować wynajem krótkoterminowy?

Tak, takie jest obecne założenie konceptu przy ul. Śniadeckich. W domach pierwszego etapu nie ma możliwości najmu krótkoterminowego. Garvest postawił taki warunek i mieszkańcy przy parku Wilsona na to przystali.

Jaki będzie drugi budynek Perfumiarni?

Kamienica uzupełni pierzeję ul. Śniadeckich i będzie nowoczesną wersją apartamentowców z początków XX wieku stojących w sąsiedztwie. Nawiązuje do nich spadzistym dachem, wykuszami na dwóch ostatnich kondygnacjach, a w nich oknami skierowanymi wgłąb ulicy oraz wertykalną artykulacją fasad. Od sąsiadów odróżni się większymi oknami, wysokimi lukarnami (pulpitowymi) aż po kalenicę, stanowiącymi świetną alternatywę do okien połaciowych. Parter wypełnią sklepy, urocza kawiarnia, ławki na skwerach, gdzie można się spotkać. Perfumiarnia_2 stworzy z domami pierwszego etapu zielony dziedziniec. Co jednak najważniejsze- oba etapy mają wspólnego sąsiada. Park Wilsona.

Perfumiarnia Poznań

Wysoki standard zostanie utrzymany?

Oczywiście! Pierwszy i drugi etap Perfumiarni różni się głównie lokalizacją. Włoskie terazzo na podłogach będzie prawie identyczne, klatki schodowe równie stylowo zaaranżowane i upragniona zieleń roztaczająca swe pędy tuż przy oknach na parterze, wejściach do klatek czy punktach usługowych.

Co będzie czekało na gości w remontowanym Betonhausie?

To, co przed stu laty – jedzenie. (śmiech) Wtedy goście parku Wilsona przychodzili tu całymi rodzinami na obiad, kawę i deser, teraz będą mieli szerszą ofertę. Petit Paris otwiera restaurację ze stolikami na tarasie i piekarnię, gdzie można będzie kupić francuskie specjały na wynos. Będzie słodko i wytrawnie, bo obok powstaje Czarny Krokodyl, nowy projekt winiarni Pod Czarnym Kotem. Betonhaus ma kojarzyć się ze smacznymi potrawami, nietuzinkowym wnętrzem, w cudownym otoczeniu parku.

Betonhause
Od lewej: Daria i Cyril Kutene, Petit Paris | Dorota i Marcin Kubiakowie, Czarny Krokodyl | Joanna Popiól, Holistyczna Pracownia Urody | Monika Szymańska, Kwiacirnia 95 | Magdalena Górzna – Jaromin, Perfumiarnia

Betonhaus ma być dostępny dla wszystkich?

Oczywiście. Tak samo jak studio Pilatesroom Weroniki Ratkowskiej i Holistyczna Pracownia Urody Joanny Popiół w podziemiach browaru, który jest połączony z Betonhausem. Pragnę podkreślić, że dla gości tych miejsc przewidzieliśmy jedno piętro podziemnego garażu.

Dziękuję za rozmowę.

Ja też dziękuję, a czytelników „Poznańskiego Prestiżu” zapraszam do biura sprzedaży na pierwszym piętrze Bałtyku. Mam pyszną kawę, (śmiech) pokażę makietę całego założenia i pomogę znaleźć najlepsze mieszkanie.

Czary Kot Marcin Kubiak
Dorota i Marcin Kubiakowie | Czarny Krokodyl

Dorota i Marcin Kubiakowie, Czarny Krokodyl
To będzie inny koncept niż Pod Czarnym Kotem. Oprócz win z całego świata zaserwujemy też mocne alkohole. Planujemy muzykę na żywo i wszelkie wydarzenia kulturalne, z których jesteśmy znani na Grunwaldzie. A wszystko to w pięknych wnętrzach Betonhausu, którym nadamy sznyt.

Weronika Ratkowska, Pilatesroom
Po studiu na Chwaliszewie butikowa przestrzeń w Perfumiarni to było moje marzenie. Otwieram ją tylko dla klientów indywidualnych. Zapraszam do pięknych, świetnie wyposażonych przestrzeni, które klimatem będą przypominać studio Klary i Josepha Pilatesów w budynku New York City Ballet.

Monika Szymańska, Kwiaciarnia 95
To nasza trzecia kwiaciarnia, po Tatrzańskiej i Druskiennickiej. Będzie na pewno wyjątkowa, choćby z uwagi na zabytkowe wnętrza XIX-wiecznego browaru, które zostały z pietyzmem odrestaurowane. Pośród ceglanych kolumn będziecie mogli zachwycać oczy i nosy naszymi pięknymi kwiatami ciętymi i doniczkowymi, a potem zabrać je do domu. Zapraszam od października.

Joanna Popiół, Holistyczna Pracownia Urody
Umiemy spowalniać procesy starzenia. Głównie przez masaże i drenaże limfatyczne. Wykonujemy też zabiegi relaksacyjne, poprawiające sylwetkę, a także oparte na medycynie Dalekiego Wschodu. Moja terapia dla kobiet w wieku okołomenopauzalnym została wyróżniona tytułem TOP TRENDY 2024.

Daria i Cyril Kutene Betonhause
Daria i Cyril Kutene | Petit Paris

Daria i Cyril Kuttene, Petit Paris
Tworzymy nowe miejsce, ale zachowujemy jakość, z której daliśmy się poznać. W głównej sali będzie restauracja, a obok nowy koncept – pizzeria Medusa. W restauracji będziemy serwować śniadania, lunche i kolacje. Ale też można będzie wziąć na wynos kawę, soki, pieczywo, ciasta, sandwiche, lody i gofry. Obiecujemy luźną atmosferę jak w paryskim bistro.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Perfumiarnia Poznań
REKLAMA
REKLAMA

Tunezja. Na przekór temu, co ludzie mówią

Artykuł przeczytasz w: 6 min.

Wybór Tunezji na majówkę był nieprzypadkowy. Nigdy tam jeszcze nie byłam i brakowało mi jej do palety krajów arabskich, które bardzo lubię. Znalazłam idealne loty z Poznania, po pięciu godzinach byliśmy na miejscu w Tunisie. Kiedy zaczęłam przygotowania praktyczne, przeglądając poza przewodnikami także i blogi, i artykuły w sieci, okazało się, że wszystkie ścieżki skupiają się jedynie na nadmorskich kurortach i fakultatywnych wycieczkach. Mało tego, wszystkie były realizowane w tym samym scenariuszu. Opinie nie były zachęcające, jednoznacznie wynikało z nich, że to dość skromny, nie bardzo czysty i niezbyt smaczny kraj. Nie zraziłam się, przygotowałam ambitną trasę objazdową z uwzględnieniem nawet najbardziej odległych miejsc na mapie tego kraju.

Tekst i zdjęcia: Estera Hess

Pamiętając, że maj to jeszcze niezbyt upalny miesiąc, znalazłam obowiązkowo hotele z podgrzewanymi basenami. Wypożyczyliśmy auto i samodzielnie ruszyliśmy na podbój Tunezji. Na miejscu szybko okazało się, że strach ma wielkie oczy. Ruch uliczny opisywany jako straszny, szalony, dziki, okazał się płynną i zdecydowaną jazdą. Oczywiście lepiej być pewnym swoich ruchów i reagować szybko na manewry innych kierowców, ale to nic nowego. Sam Tunis jako stolica wart zobaczenia, Muzeum Bardo z pewnością hit. Bo gdzie indziej można stąpać po wiekowych mozaikach ot tak po prostu? Żadnych szyb, zabezpieczeń, granic. Od pierwszych chwil wielokrotnie mieliśmy wszyscy wrażenie, że jesteśmy w Grecji, niska zabudowa, białe domki, pięknie kwitnące bugenwille. Poczucie to nasiliło się w małym uroczym miasteczku Sidi Bou Said, gdzie całe centrum do złudzenia przypomina klimat Santorini, niebieskie okiennice i dodatki, kolorowe kramy, galerie i kawiarnie, cudna roślinność, łudząco podobne klimaty.

20240426 image00027

Kartagina, miejsce obowiązkowe dla wszystkich odwiedzających Tunezję, rzeczywiście piękne i bardzo rozległe stanowisko. Nie było tu tłumów, kropił deszcz, pachniało wiosną. Na naszej trasie pojawiły się jeszcze dwa inne stanowiska – Dougga, która mi osobiście podobała się najbardziej. Tu dla odmiany miałam skojarzenia ze scenami z „Gladiatora”, by dojechać na miejsce musieliśmy zjechać z głównej trasy asfaltowej, krętą drogą pośród łanów zbóż i pięknych ostów dotarliśmy na miejsce. Cudnie zachowane pozostałości wielkiego miasta zrobiły na nas ogromne wrażenie. Dodatkowym ich atutem i dobrą kartą przetargową dla dzieci były nieograniczone możliwości zwiedzania każdego kąta.


Nieopodal położona Sbaitla wyglądała bardzo podobnie, tu licząc na większą liczbę turystów, przy wejściu można było wynająć przewodnika, który oprowadzał po całym kompleksie ruin. Do kompletu starych pozostałości wielkiego państwa należy dodać koloseum (tak Tunezja ma własne koloseum) w El Jam. Tu spodziewałam się wjechać na gigantyczny obiekt w środku miasta i tak było, nasza mapa pokazywała nam idealnie drogę do celu i nagle wyrosła przed nami wielka budowla. Mimo dobrej pory i sezonu, poza nami w koloseum było może dziesięciu turystów. Mieliśmy ten cud tylko dla siebie. Można go zwiedzać od podziemi aż po sam czubek. Fenomenalne przeżycie. I znowu żadnych barierek, ograniczeń, prawdziwa uczta dla turystów.

20240427 image00020 4

Obowiązkowym punktem pobytu w Tunezji jest pustynia. Jej oazy, które są piękne! Wystarczy pojechać dalej niż duże autobusy dowożące turystów znad morza, by odkryć inne mniej uczęszczane miejsca. Na wydmach wybór atrakcji ogromny: wielbłądy, quady, auta 4×4, spacer. Poza tym pozostałości oryginalnej scenografii ze „Star Wars”, tu właśnie kręcono słynne sceny z filmu.
Nie mogliśmy pominąć finału wycieczki nad morzem. Miejscowości Monastyr czy Sousse słyną z wielu resortów z bezpośrednim dostępem do plaży. Wybrałam jeden z nich ku uciesze dzieci w formule all inclusive.

20240501 image00001 9

Maj to dopiero początek sezonu, a hotel i tak był pełen. Woda w basenie dość rześka, bo różnice temperatur pomiędzy dniem a nocą cały czas dość pokaźne. Woda w morzu również wymagająca samozaparcia, by do niej swobodnie wejść. Hotel dwoił się i troił w atrakcjach dla swoich gości, z tych bardziej nietypowych było stanowisko ze strzelaniem z łuku, grą w bule, jogą w wodzie.
Zgodnie przyznaliśmy, że finał w takim miejscu na dwie noce to wystarczająca długość pobytu w kurorcie. Nie znaleźliśmy tu zbyt wiele Tunezji w Tunezji. Hotel spełniał wszelkie wymogi luksusowego pobytu nad wodą, ale nie promował swojego kraju. Dla nas był tylko miłym zakończeniem naszej prawdziwej tunezyjskiej przygody. Warto było uzupełnić pobyt o krótki pobyt w typowym wakacyjnym ośrodku.

20240428 image00017 7

Nikt nie będzie tu głodny: kuskus z różnymi dodatkami, jagnięcina pieczona w ziemi z warzywami, ryby i owoce morza. Tunezyjczycy lubią dobrze i dużo zjeść. Zaskoczeniem była dla mnie herbata miętowa, najczęściej bardzo słodka, z orzeszkami pinii. Z takim sposobem podania herbaty spotkałam się po raz pierwszy, gdzieniegdzie pinię zastępowano migdałami, ale zawsze były to jakieś orzeszki. Kawa za to mniej popularna i mniej dobra, ale z pomocą przychodzą już punkty serwujące wyborną kawę wzorem europejskich małych butików z kawą.

20240429 image00007 4

Owoce nie mają sobie równych, maj to czas na truskawki, arbuzy, melony, pyszne pomarańcze. Świeżo wyciskane soki. Furorę zrobił na nas street food tu nazywany zwykłymi stosikami z jednym konkretnym daniem. I tak kanapki w domowym chlebie na wzór podpłomyka czy indyjski chleb chapati opiekany i podawany z dodatkami na ostro z harisą, która jest tu w każdym daniu, po wytrawne pączki smażone na oczach zamawiającego w wielkiej misie, a potem nakrawane od góry i wypełniane różnorakim nadzieniem na słono.

Tunezja jest piękna, bo nie jest jeszcze zepsuta turystycznie, w wielu miejscach można niczym Indiana Jones odkrywać ten interesujący kraj zupełnie dziewiczo, bez tłumów namolnych handlarzy, naganiaczy czy samozwańczych przewodników.
Tunezja podobała mi się na tyle, że program objazdowy już szykuję. Z pewnością warto zobaczyć ten kraj szerzej i dalej niż tylko ośrodki nad morzem.
Tunezja na TAK. Na pewno.

Estera Hess

Estera Hess

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Zostań prelegentem 12. edycji Festiwalu Podróżniczego Śladami Marzeń! Twoja podróż może stać się inspiracją dla innych

Artykuł przeczytasz w: 2 min.
Festiwal Śladami MArzeń

Jeśli jesteś pasjonatem podróży i chcesz podzielić się swoimi niezwykłymi doświadczeniami? Zapraszamy do udziału w 12. edycji Festiwalu Podróżniczego Śladami Marzeń, 4-6 października w Poznaniu, jednej z największych imprez podróżniczych w Polsce!

Nie musi to być podróż na koniec Świata, nie trzeba pokonywać szalonych odległości. Najważniejsza jest pasja, chęć podzielenia się swoim doświadczeniem i … wysłanie zgłoszenia do 25 sierpnia. 

Festiwal odbywa się w formule konkursowej. Spośród nadesłanych zgłoszeń, jury wybierze od 8 do 12 najlepszych, które zostaną zaprezentowane podczas Festiwalu. To wyjątkowa okazja, aby zaprezentować swoje podróżnicze historie przed szeroką publicznością i zainspirować innych do odkrywania świata.

Festiwal Śladami MArzeń

Zgłoszenia przyjmowane są do 25 sierpnia w dwóch kategoriach:

Polska: dla tych, którzy podróżują po naszym pięknym kraju.

Świat: dla odkrywców, którzy przemierzają odległe zakątki globu.

Szczegółowe informacje o zgłoszeniach oraz regulamin znajdziecie na stronie internetowej

Moc atrakcji dla małych podróżników

W ramach Festiwalu Podróżniczego Śladami Marzeń odbędzie się również 3. edycja Rodzinnego Festiwalu Podróżniczego Tup Tup, który w tym roku szczególnie dedykowany jest najmłodszym podróżnikom. Szykujemy blok prelekcji podróżniczych przeznaczonych dla dzieci, warsztaty oraz strefę animacji. Prelekcje i atrakcje będą skierowane głównie do dzieci w wieku od 3 do 12 lat. To idealna okazja to wspólnego rodzinnego spotkania w podróżniczym klimacie. 

Strefa Wystawców i Relaksu

Podczas Festiwalu na wszystkich uczestników czeka interesująca strefa wystawców połączona ze strefą relaksu. To miejsce, gdzie można zapoznać się z nowościami podróżniczymi, porozmawiać z ekspertami oraz zrelaksować się w miłej atmosferze.

Festiwal Śladami MArzeń

Jedne bilet moc atrakcji 

Całość wydarzeń odbywa się w ramach wielkiego podróżniczego święta. W ramach jednego biletu można odwiedzić aż 5 imprez podróżniczych odbywających się 4-6 października w Poznaniu na Międzynarodowych Targach Poznańskich: Festiwal Śladami Marzeń, Festiwal Tup Tup, Targi Tour Salon, Caravans Salon i Yach Salon. 

Nie przegap tej wyjątkowej okazji! Prześlij swoje zgłoszenie już dziś i dołącz do grona prelegentów 12. Festiwalu Podróżniczego Śladami Marzeń!

Kontakt:

www.sladamimarzen.pl

Jaśmina Labus 

606 888 533

festiwal@sladamimarzen.pl

Link do biletów

Poznański prestiż

REKLAMA
REKLAMA
Festiwal Śladami MArzeń
REKLAMA
REKLAMA

Letnia sukienka i kowbojki. Nieoczywiste połączenie hitem sezonu letniego  

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Kowbojki i sukienka - Poznański prestiż trendy modowe na lato, Ania Smiechowska, Katarzyna Bujakiewicz


W modzie nie ma miejsca na nudę. Każdy sezon przynosi nowe, zaskakujące trendy, które podbijają serca fashionistek na całym świecie. Od kilku lat moda nie zna granic. Cenimy coraz bardziej wielozadaniowość ubrań i tak z roku na rok hitem lata jest połączenie – które na pierwszy rzut oka może wydawać się nietypowe – letniej sukienki i kowbojek. Dlaczego warto postawić na ten stylowy duet? Jednym z powodów, dla których warto dać mu szansę jest nieoczekiwany kontrast, który osobiście uwielbiam. 

Tekst: Anna Śmiechowska

Kowbojki, zaczęły być popularne w modzie codziennej już w latach 50. i 60. XX wieku, głównie za sprawą wpływu westernów i popkultury amerykańskiej. Jednak ich pierwsze pojawienie się na modowych wybiegach datuje się na lata 70. XX wieku, kiedy projektanci zaczęli eksperymentować z estetyką Dzikiego Zachodu. 

W latach 50. i 60. ub.w. kowbojki były noszone głównie jako element stroju związanego z kulturą amerykańską i westernami. Do ich popularności przyczyniły się ikony popkultury, takie jak Elvis Presley i James Dean. W latach 70. projektanci mody, tacy jak Ralph Lauren, zaczęli wprowadzać elementy stylu kowbojskiego do swoich kolekcji, co uczyniło kowbojki modnym dodatkiem do codziennych stylizacji. To wtedy zaczęły pojawiać się w bardziej formalnych i miejskich kontekstach, a w latach 80. ponownie stały się popularne dzięki ruchowi country i wpływowi muzyki, a także filmom takim jak „Urban Cowboy” z Johnem Travoltą. W latach 90. były one częścią stylu grunge i alternatywnej mody, co jeszcze bardziej rozszerzyło ich zasięg w codziennych stylizacjach. 

Kowbojki i sukienka - Poznański prestiż trendy modowe na lato, Ania Smiechowska, Katarzyna Bujakiewicz

Współcześnie kowbojki często pojawiają się na wybiegach mody i w codziennych stylizacjach dzięki projektantom takim jak: Isabel Marant, Givenchy czy Saint Laurent. Kowbojki są teraz uważane za uniwersalny element garderoby, który można łączyć z różnymi stylami, od boho po elegancki look.  
Kowbojki, z ich surowym, westernowym charakterem, doskonale kontrastują z delikatnymi, zwiewnymi letnimi sukienkami. Ten kontrast sprawia, że stylizacja staje się bardziej wyrazista i intrygująca. Połączenie cięższych butów z lekką sukienką nadaje całości nonszalanckiego, ale jednocześnie eleganckiego wyglądu. 

Kowbojki i sukienka - Poznański prestiż trendy modowe na lato, Ania Smiechowska, Katarzyna Bujakiewicz

Te buty warto nosić na wiele sposobów. W połączeniu z letnią sukienką, mogą dodać outfitowi rockowego pazura, boho luzu czy nawet elegancji w stylu country chic. Wystarczy dobrać odpowiednie dodatki, aby całkowicie zmienić charakter stylizacji. 
Uzupełniając stylizację kowbojkami, gwarantujesz sobie wygodę i stabilność. Ten typ obuwia czyni długi letni spacer czy wieczorne wyjście bezproblemowym. W kowbojkach mamy swobodę ruchu i nie obawiamy się dyskomfortu, w przeciwieństwie do sandałów na obcasie.
Warto postawić na jakość! Aby kowbojki były komfortowe, muszą być skórzane również od wewnątrz, wówczas stopa oddycha. Koniecznie trzeba zwrócić na ten szczegół uwagę.  
Kowbojki same w sobie są mocnym akcentem każdej stylizacji. To idealne rozwiązanie dla tych, którzy lubią wyróżniać się z tłumu i nie boją się odważnych, modowych wyborów.

Kowbojki i sukienka - Poznański prestiż trendy modowe na lato, Ania Smiechowska, Katarzyna Bujakiewicz

Jak nosić letnią sukienkę z kowbojkami?
 

  • Sukienka boho z frędzlami i klasyczne kowbojki. Idealna stylizacja na letnie festiwale. Sukienka z etnicznymi wzorami i frędzlami w połączeniu z brązowymi kowbojkami stworzy prawdziwy boho look.
  • Zwiewna, biała sukienka i czarne kowbojki. Klasyczna i elegancka opcja na wieczorne wyjścia. Biała sukienka podkreśli letnią opaleniznę, a czarne kowbojki dodadzą stylizacji rockowego charakteru. 
  • Krótka, kwiecista sukienka i jasne kowbojki. Romantyczny, dziewczęcy look idealny na randki czy spotkania z przyjaciółmi. Jasne kowbojki w odcieniach beżu lub bieli świetnie komponują się z pastelowymi kolorami sukienki. 
  • Spódniczka czy szorty jeansowe w połączeniu z ramoneską i kowbojkami to duet idealny. Miejska stylizacja na wyższym poziomie 

Letnie dni mogą być gorące, ale wieczory bywają chłodne. Warstwowe stylizacje takie jak lekka sukienka z kardiganem, jeansową kurtka czy ramoneska  z kowbojkami to świetne rozwiązanie na zmienne warunki pogodowe. Dodają głębi i charakteru stylizacji.

Kowbojki i sukienka - Poznański prestiż trendy modowe na lato, Ania Smiechowska, Katarzyna Bujakiewicz

Pamiętaj  o dodatkach, które dopełnią stylizację. Kapelusz z szerokim rondem, torebki z frędzlami, kosze, szerokie paski i biżuteria inspirowana stylem boho. Ale jeśli nie lubisz tego typu dodatków, zawsze możesz swoją stylizację uzupełnić delikatnym pierścionkiem czy kolczykami. W towarzystwie kowbojek także dobrze wygląda minimalistyczna sukienka typu slipdress bez dodatków.  

Kowbojki i sukienka - Poznański prestiż trendy modowe na lato, Ania Smiechowska, Katarzyna Bujakiewicz

Letnia sukienka i kowbojki to połączenie, które w tym sezonie zdobywa serca kobiet na całym świecie. To idealna opcja dla tych, którzy szukają nowych, oryginalnych stylizacji łączących wygodę z modowym zacięciem. Kowbojki stały się trendem w modzie codziennej na przestrzeni kilku dekad, a ich popularność rosła i zmieniała się pod wpływem różnych ruchów kulturowych i projektantów mody. 
Nie bój się eksperymentować i wprowadzić trochę dzikiego zachodu do swojej letniej garderoby. Kto wie, może właśnie to nieoczywiste połączenie stanie się Twoim ulubionym zestawem na lato? Moim już jest od lat!

Ania Smiechowska|Ania Smiechowska

Anna Śmiechowska

Ania Śmiechowska stylistka mody. Pomaga odkrywać unikalny styl i budować pewność siebie poprzez odpowiedni dobór ubrań. Wierzy, że moda powinna podkreślać indywidualność, dlatego jej motto brzmi: „Bądź sobą, nie kopią”. Zaraża pozytywną energią i pokazuje, że ubranie ma moc i jest ogromnym narzędziem naszego sukcesu.
REKLAMA
REKLAMA
Kowbojki i sukienka - Poznański prestiż trendy modowe na lato, Ania Smiechowska, Katarzyna Bujakiewicz
REKLAMA
REKLAMA

Nasi powiernicy

Artykuł przeczytasz w: 4 min.
Maskotki - felieton poznański prestiż

Zrobione na szydełku czy na drutach, uszyte z końcówek materiałów, ze ścinek i pozostałości. Kupione lub otrzymane w ramach prezentu. Mają różne kształty i kolory, długie i krótkie uszy, są mniej lub bardziej puchate. Grubaśne, a także chudziutkie i małe jak myszki.

Towarzyszą w nocnych sennych eskapadach i wtedy, gdy jest źle i smutno. Są powiernikami dziecięcych tajemnic, słów, a nawet myśli. Przytulane są, tarmoszone, ściskane tak mocno… z miłości. Pluszaki – bo o nich mowa – stanowią nieodzowną część beztroski dzieciństwa. Są kochane i uwielbiane, zawsze obok – na dobre i na złe przez długie lata.

Wysłuchują obaw i strachów swoich najmłodszych przyjaciół. Pozwalają się w siebie wtulać i dzięki temu kreują schronienie przed dziecięcymi lękami. Potrafią otrzeć niejedną łzę, uspokoić i wprowadzić w spokojną atmosferę. Leżą przy głowie, na głowie, pod ramieniem, na plecach czy brzuchu – one mają dowolność i pozwolenie od najmłodszych na tego typu „spacery”.

Maskotki - felieton poznański prestiż

Wywołują nie lada uśmiech. Są wielką częścią dziecięcego świata, bez nich ani rusz… Dlatego podróżują z dziećmi wszędzie, gdzie to możliwe – na spacery, w odwiedziny, nawet na kolejne szczepienie, aby móc przytulić po ukłuciu. Muszą być w wózku i podczas drzemki, a sen bez nich nie byłby możliwy ani udany. Wyjazd do babci i dziadka czy kuzynostwa bez ukochanej maskotki? Niemożliwy. Wakacje bez przytulanki? Kompletnie nieakceptowalne.

Dzieci im ufają, powierzają swoje najskrytsze sekrety już od najmłodszych lat. Szepczą na uszko i oczekują odpowiedzi. Wsłuchują się w magiczne dźwięki dochodzące ze świata pluszaków, które tylko wybrane dziecko może usłyszeć. Usłyszeć i zobaczyć, co chce przekazać im najukochańszy przyjaciel.

20240718 AdobeStock 764057338

Dzieci wierzą, że zabawki żyją, że ruszają się, wędrują po pokoju i ze sobą rozmawiają, gdy nikt tego nie widzi… To takie słodkie! Imaginacja i fantazja dziecięcych lat.
Jakże ważna więź i trwała relacja tworzy się pomiędzy dzieckiem a jego ulubioną maskotką – wiedzą tylko zainteresowani, a widzi to najbliższe otoczenie. Autentyczna i szczera miłość. Dobroć. Wierność. Poczucie zrozumienia.

Maskotki - felieton poznański prestiż

Puchate stworzonko – czy to tradycyjny miś czy zwariowana wiewiórka, śmieszny lemur, przemądrzały krokodyl, ziejący ogniem smok, skaczący króliczek, gadatliwy słoń, kolorowy motylek, dostojny łabędź itp. – nigdy nie zawiedzie. Nie daje zakazów, nie mówi, co jest zabronione, na wszystko pozwala… na tarmoszenie również. Dziecięca miłość do pluszaków jest wspaniała, taka czysta i szczera, bez udawania i pozorów.

Przed Dniem Dziecka obejrzeliśmy kinowy hit „Istoty fantastyczne” – po prostu fantastyczny obraz i niezwykła fabuła! Polecam każdemu, kto chce poczuć się jak dziecko i choć na trochę zapomnieć o troskach i problemach dorosłego życia. Historia dziewczynki, która odkrywa, że może zobaczyć wyimaginowane zabawki, przenieść się do krainy magii, rozbawi niejednego ponuraka. To nie jest trywialna i stereotypowa opowiastka, jakich wiele… Warto wyruszyć z główną bohaterką w magiczną przygodę, poczuć się jak dziecko. I spróbować rzeczy na pierwszy rzut oka niemożliwych, a jednak w dziecięcym świecie fantazji – naturalnych! Dwa światy, ten realistyczny i wyimaginowany, idealnie można połączyć, trzeba tylko bardzo mocno chcieć. Zgodnie z zasadą „dla chcącego, nic trudnego!”.

Maskotki - felieton poznański prestiż

A w domowych pieleszach – owinięci w koce, poprzytulani do siebie, z dopiero co zrobionym, ciepłym popcornem w wielkiej misce i krakersami w drugiej, gdy za oknem miarowo padał deszcz – byliśmy widzami „Aksamitnego królika”, filmu rodzinnego, z pięknym przesłaniem, którego scenariusz powstał na podstawie książki Margery Williams pod tym samym tytułem. Również godny polecenia, uwagi i zrozumienia…

Każdy z nas miał swojego pluszowego stworka w dzieciństwie, zabawkę na dobre i na złe, maskotkę, z którą rozmawiał. A w wieku dorosłym zapomina się o przyjacielu z dawnych lat… Dlaczego? Przecież…

fantazja jest od tego,
Aby bawić się, aby bawić się,
Aby bawić się na całego…

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Maskotki - felieton poznański prestiż
REKLAMA
REKLAMA

Samoopalacze– zdrowa alternatywa dla tradycyjnego opalania

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Lato w pełni i każda z nas chciałaby pokazać piękną, wakacyjną opaleniznę. Często jednak, wygrzewając się na słońcu, zapominamy o tym, że promienie UV są szkodliwe dla naszej skóry, odpowiadają m.in. za przyspieszanie procesów starzenia, powstawanie zmarszczek i poparzenia słoneczne. Nie musimy jednak rezygnować z opalenizny! By nadal cieszyć się piękną, zdrowo wyglądającą skórą, warto sięgnąć po samoopalacze.

Tekst: Patrycja Sławkowska | zdjęcia: Adobe Stock

Samoopalacze to kosmetyki, które nadają skórze złocisty, opalony wygląd. Produkty te zawierają składniki, takie jak dihydroksyaceton (DHA), który reaguje chemicznie z aminokwasami w warstwie rogowej naskórka, powodując jego przyciemnienie. Dzięki samoopalaczom można uzyskać efekt opalenizny przez cały rok, bez ryzyka uszkodzeń skóry, jakie niesie ze sobą słońce lub solarium.

Rodzaje samoopalaczy

Na rynku dostępnych jest wiele rodzajów samoopalaczy, które różnią się formą aplikacji i intensywnością efektu. Do najpopularniejszych należą pianki – lekkie, łatwe do rozprowadzenia i szybko schnące. Pianki są idealne dla osób, które szukają natychmiastowego efektu opalenizny. Mgiełki – umożliwiają równomierne pokrycie skóry, nawet w trudno dostępnych miejscach. Są wygodne w użyciu i dają naturalny efekt. Balsamy – często wzbogacone o składniki nawilżające, idealne dla osób z suchą skórą. Dają subtelniejszy, stopniowy efekt opalenizny. Chusteczki – jednorazowe, nasączone samoopalaczem, są wygodne w podróży i łatwe w użyciu. Kremy i żele – bardziej gęste formuły, które często oferują dodatkowe korzyści pielęgnacyjne, takie jak nawilżenie czy odżywienie skóry.

Przygotowanie skóry przed nałożeniem samoopalacza

Aby uzyskać najlepszy efekt, używając samoopalacza, ważne jest odpowiednie przygotowanie skóry. Użyj peelingu. Na dzień przed nałożeniem samoopalacza wykonaj peeling całego ciała, aby usunąć martwy naskórek. Dzięki temu opalenizna będzie równomierna i dłużej się utrzyma. Zadbaj o nawilżenie. Nawilż skórę, zwłaszcza suche partie takie jak łokcie, kolana i kostki. Zapobiegnie to powstawaniu ciemniejszych plam w tych miejscach. Jeśli planujesz depilację, wykonaj ją co najmniej 24 godziny przed nałożeniem samoopalacza, aby uniknąć podrażnień.

Jak dobrać odpowiedni odcień samoopalacza?

Dobór odpowiedniego odcienia samoopalacza jest kluczowy dla uzyskania naturalnego efektu. Jeśli masz jasną karnację wybieraj samoopalacze oznaczone jako „light” lub „fair”. Te produkty dadzą subtelny, naturalny efekt opalenizny. Dla średniej karnacji idealne będą samoopalacze w odcieniach „medium”. Nadadzą one skórze złocisty blask bez nadmiernego przyciemnienia. W przypadku ciemnej karnacji wybierz odcienie „dark” lub „deep” dla intensywnej, głębokiej opalenizny.

Jak nakładać samoopalacz?

Prawidłowa aplikacja samoopalacza jest kluczowa dla uzyskania równomiernej opalenizny. Aplikacja rękawicą – używaj specjalnej rękawicy do samoopalacza, aby uniknąć plam na dłoniach i zapewnić równomierne rozprowadzenie produktu. Nakładaj samoopalacz ruchami okrężnymi, zaczynając od nóg i kierując się ku górze. Umożliwi to równomierne pokrycie skóry. Na stawy, takie jak łokcie, kolana i kostki, nakładaj minimalną ilość produktu, aby uniknąć nadmiernego przyciemnienia. Pozwól samoopalaczowi wyschnąć przez co najmniej 10-15 minut przed założeniem ubrań. Unikaj kontaktu z wodą przez kilka godzin po aplikacji.

20210719 AdobeStock 446216020

Popularne samoopalacze do ciała, które zdobyły uznanie użytkowników:

Lirene Samoopalający Żel do Twarzy.
Ten produkt wyróżnia się żelową formułą, która szybko się wchłania i nie pozostawia smug. Zawiera 94% składników pochodzenia naturalnego, takich jak woda kokosowa i ekstrakt z lotosu, co zapewnia skórze piękny odcień i dodatkowe nawilżenie​.

20240708 LIRENE 2

Bondi Sands Self Tanning Foam.
Lekka pianka, która tworzy równomierną, naturalnie wyglądającą opaleniznę. Długotrwały efekt, nawilżająca formuła z aloesem. Kokosowy zapach.

20240708 BONDI SANDS 2

Fake Bake Flawless.
Płynny samoopalacz, który zapewnia równomierną i naturalnie wyglądającą opaleniznę. Produkt jest łatwy w aplikacji. Nie zawiera parabenów i jest odpowiedni nawet dla alergików​. Tropikalny zapach.

20240708 FLAWLESS 2

Dove DermaSpa Summer Revived.
To produkt łączący właściwości balsamu nawilżającego i samoopalacza. Stopniowo nadaje skórze subtelny słoneczny odcień, bez ryzyka smug czy plam. Jest dostępny w dwóch wariantach, dla jasnej i średniej karnacji oraz dla średniej i ciemnej karnacji.

20240708 DOVE 2

Bioderma Photoderm Autobronzant Brume Hydrante.
Samoopalająca mgiełka, która dodatkowo nawilża skórę. Jest odpowiednia zarówno do twarzy, jak i ciała, nie podrażnia skóry i nie zatyka porów. Efekt opalenizny jest delikatny i równomierny.

20240708 BIODERMA 2

St. Tropez Self Tan Classic Bronzing Mousse.
Posiada lekką formułę, która nie pozostawia smug i jest łatwa w aplikacji. Tworzy efekt naturalnej, zdrowej opalenizny. Ma przyjemny zapach.

20240708 ST TROPEZ 2

St. Moriz Instant Self Tanning Mousse.
Dzięki puszystej konsystencji pianka łatwo się rozprowadza. Tworzy długotrwałą opaleniznę. Doskonale nawilża i wygładza skórę dzięki zawartości witaminy E i mleczka oliwnego. Produkt odpowiedni zarówno do twarzy, jak i do ciała.

20240708 ST MORIZ 2

Zdrowa, muśnięta słońcem skóra

Samoopalacze to doskonała alternatywa dla tradycyjnego opalania, oferując bezpieczny sposób na uzyskanie pięknej, złocistej skóry przez cały rok. Klucz do sukcesu to odpowiedni dobór produktu, właściwe przygotowanie skóry i prawidłowa aplikacja. Dzięki szerokiemu wyborowi samoopalaczy na rynku, każda kobieta może znaleźć produkt idealny dla siebie, ciesząc się zdrową i naturalnie wyglądającą opalenizną bez ryzyka uszkodzeń skóry.

Patrycja Sławkowska

Patrycja Sławkowska

Z branżą beauty związana od 2007 r. Manager SPA z 6- letnim doświadczeniem. Absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Łodzi na kierunku kosmetologia. Doświadczony szkoleniowiec, pasjonatka nowoczesnych urządzeń Hi- Tech w połączeniu z technikami manualnymi. Sprawna organizatorka, nieustannie doskonaląca swoje umiejętności.Manager w RAI82
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Co warto wiedzieć o spółce z ograniczoną odpowiedzialnością?

Artykuł przeczytasz w: 6 min.


Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością to popularna forma prawno-organizacyjna, którą wybierają przedsiębiorcy w Polsce. W ciągu lat zmieniły się wymogi dotyczące minimalnego kapitału zakładowego. W przeszłości, aż do roku 2009, minimalny kapitał zakładowy wynosił 50 tysięcy złotych. Ta kwota często stanowiła przeszkodę dla małych firm, które na początku swojej działalności nie dysponowały takim kapitałem. Po 2009 roku kwota ta została obniżona do 5 tysięcy złotych.

tekst: Elżbieta Janik – Krause, Kancelaria Rachunkowa Denarius sp. z o. o. | zdjęcia: Adobe Stock

Założenie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością wiąże się z wymogami określonymi w Kodeksie spółek handlowych. Pierwszym krokiem do założenia tego typu działalności jest sporządzenie umowy spółki. Można to zrobić na dwa sposoby: jeden z nich to w formie aktu notarialnego, drugi – przez portal rządowy S24, gdzie umowa spółki jest wzorcowa, bez możliwości modyfikacji na własne, indywidualne potrzeby. Można taką umowę zmodyfikować później notarialnie.

Spółka z o.o. posiada zdefiniowaną strukturę z kluczowymi organami, takimi jak zgromadzenie wspólników, zarząd, opcjonalnie rada nadzorcza i prokurent. Każdy z nich pełni swoje obowiązki, a osoby, które sprawują w imieniu spółki te funkcje, ponoszą odpowiedzialność za swoje decyzje i działania.

Zgromadzenie wspólników jest najważniejszym organem decyzyjnym w spółce. Do jego obowiązków należy zatwierdzanie sprawozdań finansowych, podejmowanie decyzji o podziale zysków, wybór i odwołanie członków zarządu i rady nadzorczej, a także podejmowanie decyzji o rozwiązaniu spółki. Zgromadzenie wspólników ma także uprawnienia do decydowania o wszelkich większych transakcjach lub inwestycjach, które wykraczają poza zwykłą działalność spółki. W kontekście odpowiedzialności, zgromadzenie wspólników posiada kluczowe znaczenie, ponieważ jego decyzje kształtują przyszłość spółki. Wspólnicy, jako członkowie zgromadzenia, mają ograniczoną odpowiedzialność, co oznacza, że za zobowiązania spółki odpowiadają jedynie do wysokości wniesionych wkładów. Nie ponoszą odpowiedzialności osobistej za długi spółki, co stanowi istotne zabezpieczenie ich majątku prywatnego.

20190205 AdobeStock 271171292

Ta ograniczona odpowiedzialność zachęca do inwestowania w spółki, zwiększając ich atrakcyjność dla przedsiębiorców. Zgromadzenie wspólników nie ponosi również odpowiedzialności karnej za ewentualne naruszenia przepisów BHP i karno-skarbowych z wyjątkiem określonych sytuacji.
Zarząd jest organem wykonawczym, odpowiedzialnym za codzienne zarządzanie spółką. Jego główne obowiązki obejmują realizację strategii i polityki ustalonej przez zgromadzenie wspólników, prowadzenie bieżących spraw spółki, reprezentowanie spółki na zewnątrz oraz dbanie o jej majątek. Zarząd odpowiada również za przygotowanie rocznych sprawozdań finansowych i przedkładanie ich zgromadzeniu wspólników do zatwierdzenia. Członkowie zarządu są odpowiedzialni za działania zgodne z prawem i statutem spółki, a ich niewłaściwe decyzje mogą prowadzić do odpowiedzialności cywilnej czy nawet karnej. Odpowiedzialność członków zarządu może sięgać również całego ich majątku, jeśli zostanie udowodnione, że działali oni z rażącym naruszeniem prawa lub statutu spółki. W sytuacjach, gdy decyzje zarządu prowadzą do poważnych strat finansowych spółki lub jej wierzycieli, członkowie zarządu mogą być pociągnięci do odpowiedzialności osobistej. Ta forma odpowiedzialności ma na celu zapewnienie, że zarządzający podejmują decyzje z należytą starannością i uwzględniają najlepsze interesy spółki oraz jej wierzycieli. Na rynku dostępne są ubezpieczenia dla członków zarządu, które pomagają ograniczyć ryzyko osobom sprawującym te funkcje.

Rada nadzorcza, reprezentująca wspólników, ma za zadanie zapewnić prawidłowe funkcjonowanie spółki zgodnie z przepisami. Jej głównym celem jest nadzorowanie i ocena pracy zarządu, co obejmuje monitorowanie strategii biznesowej, wyników finansowych oraz podejmowanych decyzji operacyjnych i inwestycyjnych. W miarę wzrostu obrotów spółki, często zdarza się, że wspólnicy decydują się na zasiadanie w radach nadzorczych. Robią to z powodu bezpośredniej motywacji do efektywnego nadzoru nad zarządzaniem firmą oraz dostępu do szczegółowej wiedzy o jej strategiach i operacjach.
Zasiadanie w radzie nadzorczej przez właściciela spółki może przynosić liczne korzyści, zwłaszcza w kontekście bezpośredniej kontroli nad kierunkami rozwoju firmy i jej codziennym zarządzaniem. Jako członek rady nadzorczej, właściciel ma unikalną możliwość wpływania na strategiczne decyzje, co jest kluczowe zwłaszcza w momentach, gdy firma stoi przed ważnymi wyborami biznesowymi lub musi szybko reagować na zmieniające się warunki rynkowe.

20180702 AdobeStock 214455352

Po pierwsze, bezpośredni udział w nadzorowaniu działań zarządu umożliwia właścicielowi ochronę jego inwestycji i interesów. Może on monitorować efektywność operacyjną i finansową spółki, co jest istotne dla zabezpieczenia kapitału i maksymalizacji zwrotu z inwestycji. Ponadto, dzięki bezpośredniemu dostępowi do szczegółowych informacji o stanie firmy, właściciel może lepiej zrozumieć ryzyka i możliwości, co pozwala na bardziej świadome i przemyślane podejmowanie decyzji.
Po drugie, obecność właściciela w radzie nadzorczej zwiększa przejrzystość zarządzania. Właściciel może nie tylko pilnować, aby firma była prowadzona zgodnie z prawem i najlepszymi praktykami biznesowymi, ale także wprowadzać standardy etyczne i wartości, które są dla niego ważne. To z kolei buduje zaufanie inwestorów, partnerów biznesowych oraz pracowników, co jest nieocenione w długoterminowym rozwoju firmy.

Zasiadanie w radzie nadzorczej daje więc właścicielowi spółki narzędzie do bezpośredniego i skutecznego wpływania na zarządzanie firmą, co może przekładać się na jej lepsze wyniki i silniejszą pozycję na rynku.

Elżbieta Janik - Krause

Elżbieta Janik-Krause

Kancelaria Rachunkowa Denarius sp. z o. o.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA