Moje felietony do grudniowych numerów Poznańskiego Prestiżu różnią się od pisanych w poprzednich miesiącach. Z oczywistych względów są mniej prawnicze, a bardziej „ludzkie” i refleksyjne. Symbolicznie zamykam przecież z Państwem kolejny etap wspólnej podróży.
Mam wrażenie, że po roku takim, jak ostatni, trudno o życzenia, które nie zabrzmiałyby jak sztampa. Każdy z Państwa wie najlepiej, czego potrzeba, gdzie po dwunastu miesiącach 2022 pojawiła się czerwona lampka deficytu i w jakiej sferze życia brakuje wytchnienia.
Jestem świeżo po lekturze powieści„Ognie” czołowej islandzkiej pisarki Sigridur Hagalin Bjornsdottir, którą Wydawnictwo Literackie nazwało„wyrocznią” Islandii. Główna bohaterka „Ogni” – Anna – to matka, żona, naukowiec i czołowa geolożka kraju położonego na północnym biegunie magnetycznym, w „miejscu niebywale wrażliwym. Niestabilnym, w ciągłym ruchu, niepodobnym do stałego brata na południu”, gdzie „pod stopami mieszkańców bije ogniste serce”. Ta, wydawać by się mogło twardo stąpająca po ziemi i mocno osadzona w surowej rzeczywistości podwodnych wulkanów i niespodziewanych erupcji kobieta, podaje niezwykle plastyczną i ekspresyjną definicję miłości, którą chciałabym się z Państwem podzielić.
Miłość według głównej bohaterki „(…) to gorąca supernowa, z kłami, pazurami i ogonem, który wali wokół na oślep wszystko, co stanie jej na drodze. To meteoryt uderzający w Ziemię i wykolejający ją z orbity, zmieniający nachylenie jej osi, przemieszczający bieguny tak, że wszystko staje na głowie i tory, którymi dotychczas toczyło się nasze życie przestaje istnieć, prowadzą gdzieś w pustkę i tam się kończą, przez co człowiek ulatuje w kosmos i spada, spada, spada, a nic nie jest w stanie go pochwycić poza osobą, którą kocha (…)”. Na 2023 życzę więc Państwu miłości – definiowanej niekoniecznie tak, jak powyżej, a wyłącznie tak, jak to czujecie. Miłości do siebie i miłości do innych. Miłości do życia i jego odcieni. I tego, czego życzycie sobie Państwo sami. Życząc tak niewiele, życzę jednocześnie wszystkiego, co istotne.
Był ślub, obietnica dozgonnej miłości, wspólne plany i piękna wizja przyszłości. Zamiast tego są niekończące się kłótnie, odmienne spojrzenia na niemal każdą kwestię i mgliste wspomnienie zapomnianego uczucia. Obecnie co trzecie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem. Ta utrzymująca się od wielu lat tendencja każe sądzić, że w niedalekiej przyszłości nawet co drugi związek małżeński nie przetrwa próby czasu.
tekst: Weronika Hołowczyc | Butikowa Kancelaria Adwokacka typu privat lawyer
Nierzadko jest też on lub ona – ktoś trzeci, kto w sposób mniej lub bardziej ostentacyjny pojawia się w polu widzenia któregoś z małżonków, zawłaszczając jego myśli i uczucia. Gdy tylko wiedza o tym trafia do drugiej połówki, sprawa rozwodowa nabiera nowego wymiaru. Postępowanie sądowe, które mogło skończyć się na jednej rozprawie, zamienia się w prawdziwą batalię – w szczegóły pożycia małżonków wtajemniczany jest nie tylko sąd, ale też członkowie rodziny, sąsiedzi, znajomi, których lojalność od tej chwili oceniana jest przez pryzmat gotowości przystąpienia do jednego z dwóch wrogich sobie obozów – jego i jej.
Do gry często wkracza także prywatny detektyw, który śledzi i dokumentuje każdy krok niewiernego małżonka. Dostarczone zdjęcia z nowym obiektem westchnień potwierdzać mają nielojalność przeciwnika, nawet jeśli wykonane zostały długo po jego wyprowadzce ze wspólnego domu. Ale czy na pewno taki będzie ich skutek? Kiedy fakt nawiązania nowej, intymnej znajomości może zostać uznany za przyczynę rozkładu pożycia, a kiedy pozostaje dla rozstrzygnięcia sprawy bez znaczenia? Zgodnie z polskim prawem, małżeństwo można rozwiązać przez rozwód, kiedy pomiędzy małżonkami dojdzie do całkowitego zerwania trzech więzi – uczuciowej, fizycznej i gospodarczej, a okoliczności sprawy wskazują na to, że jest to sytuacja nieodwracalna i dla związku nie ma już żadnych szans.
Określenie dokładnego momentu, od którego można mówić o całkowitym i zupełnym rozkładzie pożycia jest zazwyczaj niemożliwe – choćby z uwagi na nieuchwytność sfery emocjonalnej i trudności z jednoznacznym oraz precyzyjnym określeniem, kiedy nasze uczucia do drugiej połówki wygasły. Najczęściej przyjmuje się jednak, że dochodzi do niego najpóźniej w momencie, od którego małżonkowie pozostają w separacji faktycznej, a więc nie zamieszkują już pod jednym dachem. Jeżeli zaś, z jakichś powodów, pomimo decyzji o rozstaniu, nadal dzielą mieszkanie, momentem przesądzającym jest zazwyczaj moment zainicjowania sprawy o rozwód.
Jak się zatem ma randkowanie i nowa relacja do orzekania o winie w toku sprawy o rozwód? Jeśli do nawiązania nowej relacji doszło w trakcie wspólnego małżeńskiego pożycia, w zasadzie oczywistym jest, że mamy do czynienia ze zdradą, determinującą winę w rozkładzie pożycia, niezależnie od tego jak duże niezadowolenie z łączących małżonków relacji odczuwał zdrady się dopuszczający. Bo problemy w związku trzeba najpierw spróbować uleczyć, zanim przekreśli się wspólną historię i zacznie robić miejsce na nową.
Inaczej jednak sprawa wygląda, kiedy pomimo prób naprawy związku, Wasze wspólne drogi jednak się rozchodzą. Nawiązanie nowej relacji w trakcie trwania małżeństwa, w którym doszło już do zupełnego i trwałego rozkładu pożycia nie może zostać uznane za naruszenie obowiązku wierności małżeńskiej i tym samym nie powinno prowadzić do uznania winy przy orzekaniu rozwodu.
No dobrze, ale skąd wobec tego można mieć pewność, kiedy do rozpoczęcia nowej relacji rzeczywiście doszło i czy przypadkiem nasza druga połówka nie ukrywała tego faktu przed nami? Tu znowu wracamy do puntu wyjścia, czyli do uruchomienia wszelkich środków dowodowych, za pomocą których moment wyklucia się nowego związku będziemy mogli wykazać. Na nic jednak będą starania detektywów, zaangażowanych w sprawę kuzynów i sąsiadów, skoro wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nowy związek trwa, a przynajmniej trwa oficjalnie, odkąd on czy ona wyprowadzili się ze wspólnego mieszkania, a w sądzie czeka na nas termin rozprawy rozwodowej. Kości zostały rzucone, więzi zerwane, a historia pisze się już na nowo.
Niezależnie od wszystkiego, warto pamiętać, że szczęście lubi ciszę, a epatowanie nowym związkiem czasem może przynieść więcej szkody niż pożytku. I nie tylko o strategii procesowej tu mowa.