Świąteczne opowieści spisane na dzianinie

Ach, święta – czas miłości, radości… i niekończącego się szaleństwa w poszukiwaniu prezentów idealnych! Bo czy jest coś bardziej ekscytującego niż stresujące wyprawy po sklepach w poszukiwaniu tych magicznych, idealnie pasujących prezentów dla bliskich?

tekst: Alicja Kulbicka | zdjęcia: Adobe Stock

Boże Narodzenie to czas, gdy świat staje się bardziej kolorowy, serca cieplejsze, a główną gwiazdą prezentową stają się skarpetki i swetry! Bo jeśli jest coś, co wywołuje stan euforycznego, niekontrolowanego entuzjazmu podczas tych magicznych dni, to są to właśnie te elementy naszego ubioru. Ci niepozorni towarzysze naszego istnienia w zimne, długie wieczory, właśnie w grudniu odgrywają role życia w spektaklu zakupowego, świątecznego szaleństwa. Zasypują nas wzorami i kolorami bardziej szalonymi niż polowanie na lamy na biegunie północnym, w kombinezonie kowboja podczas pełni księżyca. Wybór wzorów skarpetek jest jak przebywanie w krainie czarów – znajdziesz tam wszystko, od reniferów w świątecznych czapkach po śnieżne bałwanki grające na skrzypcach. To jakby nosić na stopach zestaw do świątecznego karaoke, tylko w wersji tekstylnej. Możesz znaleźć skarpetki z reniferami, które wyglądają, jakby właśnie wyszły z parodii baśni Andersena, lub z dzwoneczkami, które dźwięczą głośniej niż dorodny orkiestrion.

AdobeStock 177892614

A swetry? Te dzianinowe cuda są jak radosne akwarele na płótnie. Od świątecznych motywów choinek, bałwanków i nie zawsze kształtnych reniferów, po wzory, które wyglądają jakby namalował je Szalony Kapelusznik. Noszenie takiego swetra to jak stanie się żywym billboardem dla wszystkich wzorów świątecznych, jakie kiedykolwiek istniały. Są jak muzyczny miks złożony z dźwięków dzwoneczków, skrzypiącego pod butami świeżo napadanego śniegu i trzaskającego w kominku ognia. To harmonia kolorów i wzorów, które tańczą na sobie, jakby rytm świątecznego śmiechu był ich ulubionym utworem.

AdobeStock 461242922

Kocham ten świąteczny czas. Także dzięki tym małym przyjemnościom, tak banalnie niebanalnym, pysznym jak korzenne ciasteczka, którymi pachnie cały dom. To moje małe świąteczne ekstrawagancje. Te kolorowe elementy naszego ubioru sprawiają, że zamieniamy nasze ciała w kolorowe kolaże, które zdają się krzyczeć „święta już tu są!” A że trochę kiczowate? Ostatecznie, te świąteczne wzory na skarpetkach i swetrach są jak muzyczna kompozycja wizualnej ekstrawagancji, która rozświetla nam ten nierzadko stresujący czas przed Bożym Narodzeniem, niczym gwiazdy na nocnym niebie. Bo w końcu, święta to czas radości, humoru i kreatywności.

A także miłości w gronie najbliższych. Bo spędzanie świąt Bożego Narodzenia z rodziną jest jak magiczna podróż przez labirynt tradycji, gdzie każdy zakręt kryje w sobie kolejną niespodziankę, a każda ścieżka prowadzi do wspólnych wspomnień. To jak plątanina nici, gdzie każda nitka to inna relacja, spleciona we wzór niezatartej więzi. To jak układanka, w której każdy element składa się na obrazek pełen miłości, życzliwości i radości ze wspólnie spędzanego czasu.
Nawet w swetrze z niekształtnym reniferem.

Pięknych świąt!

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

REKLAMA
REKLAMA

Jak kania dżdżu…

Artykuł przeczytasz w: 3 min.


Lato – pora roku, która teoretycznie jest spełnieniem marzeń, a w praktyce okazuje się być trudnym wyzwaniem dla każdego, kto nie ma klimatyzacji w sypialni. Nie zrozumcie mnie źle, lubię lato, tak samo jak każdy normalny człowiek. Ale czy muszę naprawdę znosić fakt, że kiedy temperatura podnosi się do poziomu przekraczającego trzydzieści stopni, moja cera przypomina bardziej roztopiony ser niż twarz?

Spójrzmy prawdzie w oczy. Lato jest wspaniałe, ale tylko wtedy, gdy leżysz na plaży albo przy basenie, sącząc drinka z palemką. Kiedy słuchasz szumu fal, a przed Tobą gdzieś na horyzoncie majaczą statki, wyglądające jak te, które w dzieciństwie składałeś z papierowych serwetek, lub kartek wydartych ze szkolnego zeszytu. Kiedy Twoim jedynym zmartwieniem jest to, czy słońce opali Cię równomiernie i czy rybka w nadmorskim barze na pewno jest świeża, lato wydaje się naprawdę cudowne. Jednak w mieście, zwłaszcza podczas upałów, komfort cieplny to coś, co graniczy z cudem. Betonoza, wszechobecne połacie rozgrzanego chodnika, sprawia, że każdy krok to jak spacer po patelni. Marzę o cieniu, o odrobinie chłodu, ale w miejskim krajobrazie to rzadkość. W takich chwilach lato traci nieco swojego uroku, a człowiek zaczyna tęsknić za klimatyzowanymi oazami… albo za jesienią.

No i komary. To mali, podstępni wrogowie spokoju letnich wieczorów. Ze wszystkich osób zgromadzonych na ogrodowym przyjęciu zawsze wybiorą mnie. Być może to zemsta za to, że kiedyś pacnęłam ich kuzyna packą na muchy, albo po prostu nie podoba im się moja gęba. A może to po prostu żądne krwi potwory, które nie wiedzą, kiedy przestać. Czuję się jak wakacyjny kurort dla komarów, który zapomniał doliczyć opłatę za wieczorne koncerty bzyczenia. Każda próba zasypiania przypomina próbę zrelaksowania się przy akompaniamencie wściekłego chóru, który jakby miał tylko jeden cel – nie pozwolić mi zaznać spokoju.

A crème de la crème letnich atrakcji? Szerszenie. Pięć takich wizyt w jednym tygodniu to jak wygrana w lotto, tylko zamiast milionów na koncie, mam dodatkową dawkę adrenaliny we krwi. Czuję się jak bohater w filmie akcji, który musi codziennie stawiać czoła przerośniętym owadom uzbrojonym w miniaturowe włócznie. Jedyny problem – to nie film, to moje życie! To już wolę jesienne dziki…

Gdzie się podział ten obiecany „dżedż”? Gdzie jest ten deszcz, który miał przynieść ulgę i zakończyć to tropikalne szaleństwo? Czekam na niego jak pustynny wędrowiec na oazę, z wyczekiwaną nadzieją na odrobinę cienia i chłodnej bryzy. Ile jeszcze muszę znosić? Ile razy wycierać pot z czoła, zanim pogoda wreszcie zmiłuje się nade mną i przyniesie upragniony chłód?

Kiedy nadejdzie jesień, będę ją witać z otwartymi ramionami i kubkiem gorącej herbaty w dłoni. Marzy mi się chłodniejszy poranek, kiedy nie będę już czuć, jak skóra topnieje z gorąca, a szaleńcze bieganie po domu w celu uniknięcia ataków kolejnych owadów przestanie być codziennością. Lubię lato, ale to jesień jest moją prawdziwą miłością. Wyczekuję jej jak kania dżdżu, jak głodny kot kolacji, jak leniwy niedźwiedź snu zimowego. Gdzie jesteś, jesieni? Przybywaj, bo już dłużej tego nie zniosę!

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA