Kult produktywności, czyli dlaczego odpoczynek to przestępstwo


Nowy rok to czas wielkich planów, zmian i postanowień, które mają uczynić nas lepszymi ludźmi. Wszyscy nagle chcą być bardziej zdyscyplinowani, zdrowi, zorganizowani i najlepiej wstawać o piątej rano, żeby medytować, biegać i czytać książki o efektywności. Tyle, że ja nie chcę.

Tak, dobrze przeczytaliście. Nie chcę być lepszą wersją siebie, nie chcę zmieniać nawyków, nie chcę zapisywać się na kurs jogi o szóstej rano ani prowadzić dziennika wdzięczności. Bo ja chcę po prostu trochę sobie poleżeć. Problem w tym, że w dzisiejszym świecie leżenie to niemal zbrodnia.
Bo oto nastała nowa era – era produktywności totalnej. Odpoczynek już nie może być zwykłym odpoczynkiem. Jeśli leżysz na kanapie, to tylko w ramach „świadomego relaksu” z aplikacją do nauki języków obcych. Jeśli czytasz książkę, to koniecznie o rozwoju osobistym. Nawet spacer to już nie spacer, tylko „praktyka uważności”, najlepiej połączona z podcastem o skutecznych strategiach biznesowych.

Zwykłe nicnierobienie już nie istnieje. Kiedyś człowiek siadał i patrzył w okno – tak po prostu. Dziś, jeśli patrzysz w okno, to powinieneś jednocześnie być w aplikacji do medytacji i trenować „mindfulness”. Jeśli idziesz na spacer, to w słuchawkach musisz mieć audiobook o zarządzaniu czasem. A jeśli odpoczywasz, to tylko w formie „aktywnej regeneracji”. I najgorsze – jeśli śpisz osiem godzin dziennie, to źle, bo „trzeba wstawać o piątej rano jak Steve Jobs”. Jeśli śpisz sześć godzin – jeszcze gorzej, bo „trzeba dbać o higienę snu jak Jeff Bezos”. A jeśli śpisz dwanaście godzin – to po prostu życiowa porażka.

A może by tak po prostu czasem poleżeć i po nic nie sięgać? Bezwstydnie, bez tłumaczenia się, że „ładuję baterie”? Nic z tego! Bo już czekają na ciebie motywacyjni guru, którzy krzyczą: „Nie marnuj czasu! Stań się najlepszą wersją siebie!” I nagle, zamiast cieszyć się chwilą spokoju, zaczynasz się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinnaś/powinieneś w tym czasie nauczyć się nowego języka, przeczytać książki o rozwoju osobistym albo przynajmniej rozciągnąć się w ramach „świadomego relaksu”. Bo tak to działa – zamiast odpoczywać, myślisz o tym, że powinnaś być bardziej produktywna. Zamiast cieszyć się wolnym wieczorem, masz poczucie winy, że mogłaś w tym czasie przebiec pięć kilometrów albo zaplanować strategię życiową na najbliższe pięć lat.

Nie wystarczy obejrzeć serialu – jeśli już oglądasz, to niech to będzie przynajmniej film dokumentalny o historii starożytnej Grecji. A najlepiej coś naprawdę niszowego, jak „Strategie negocjacyjne Spartan i ich wpływ na współczesne promocje w supermarketach” albo „Filozofia stoicka a umiejętność stania w kolejce na poczcie”. Bo przecież nawet prokrastynacja musi być edukacyjna… No dajcie żyć!
A gdyby tak odwrócić trend? Może zamiast wiecznej produktywności powinniśmy stworzyć aplikacje, które nagradzają nas za beztroskie lenistwo? Wyobrażam sobie taką o nazwie „LazyScore” – która mierzy, ile godzin w tygodniu udało nam się spędzić na bezczynności i przyznaje specjalne odznaki, jak „Mistrz Kanapy” albo „Złoty Koc”. A może „Restify” – program, który rekomenduje najlepsze pory drzemki w ciągu dnia. Jeśli wykryje, że mimo wszystko otworzyliście e-maila służbowego, automatycznie wyśle Wam przypomnienie: „Przestań! Twój poziom lenistwa spada!” W wersji premium można nawet zamówić wiadomość motywacyjną w stylu: „Nie rób nic. Jesteś w tym świetny.”

To oczywiście satyra, nie namawiam do zaniechania inwestycji w siebie – rozwój jest ważny, ale wszystko z umiarem. Ja nie będę robić listy celów na 2025, nie będę planować, analizować, ani „maksymalizować potencjału”. Czasem mam ochotę zapytać, czy wieczna pogoń za wydajnością naprawdę sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi? Czy może tylko bardziej zestresowani, bo mamy coraz dłuższą listę rzeczy, które „powinniśmy robić”?

Bo może wcale nie muszę być najlepszą wersją siebie? Może wystarczy, że po prostu jestem?
I że leżę. Bo leżenie to też życie.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

REKLAMA
REKLAMA

Magia Świąt. Od kuchni.

Artykuł przeczytasz w: 4 min.


Rok przemknął niczym błyskawica na zachmurzonym niebie. Dujący za oknem zimny wiatr przypomina, że nadszedł grudzień, a wraz z nim szaleństwo świątecznych przygotowań. Ledwie zniknęły wspomnienia zeszłorocznych kolejek i list zakupów, a już wpadamy w znajomy, coroczny rytm. I choć z całych sił próbuję nie poddać się tej gorączce, moje szanse są zerowe. A najlepsza z matek, jak zawsze, wyprzedza czas – pełna zapału i w swoim żywiole, nie pozwala mi na chwilę wytchnienia. Jakby od tego, czy już teraz znajdziemy idealny mak na makowiec i najbardziej puszystą mąkę na pierogi, zależało całe świąteczne szczęście rodziny. Jej energia jest zaraźliwa, a precyzja w planowaniu – godna stratega wojennego.

tekst: Alicja Kulbicka, zdjęcia: Adobe Stock

Grudzień w jej wydaniu to spektakl przygotowań, który zaczyna się niewinnie – to tylko cukier puder – mówi z uśmiechem, wracając z torbą wypełnioną mąką, masłem i przyprawą do piernika – Na wszelki wypadek, bo wiesz, potem nie będzie! Zakupy w jej wykonaniu, to nie tylko konieczność, ale prawdziwa sztuka. Każdy produkt jest starannie wyselekcjonowany, każdy składnik oceniany jakby miał trafić do świątecznego muzeum smaku. To nie bieganina po sklepach, a misja, w której każdy krok jest przemyślany, a każdy wybór – strategicznie zaplanowany. To coroczny rytuał, godny najlepszego stratega, który w przemyślany sposób przygotowuje się do wielkiej bitwy o kulinarną perfekcję. Każda lista zakupów to niemal arcydzieło precyzji, a każdy krok w sklepie – taniec w rytm świątecznych melodii, z precyzyjnym planem i niezachwianą pewnością siebie.

Matka nie kupuje – ona magazynuje zapachy i smaki, które w jej rękach przeistaczają się w prawdziwą alchemię świątecznych wspomnień. Każdy woreczek przypraw, każda butelka oleju, każdy słoik z miodem staje się elementem większej układanki – pełnej aromatów, które wypełniają dom ciepłem, i smaków, które na zawsze zapisują się w pamięci. Mandarynki roztaczają w domu ciepły, słodki aromat dzieciństwa, goździki, cynamon i skórka pomarańczowa – te drobne nuty oplatają dom niczym świąteczna girlanda.

20140809 AdobeStock 68876308

Mroźny grudniowy chłód jeszcze nie zdąży porządnie rozgościć się w powietrzu, a zamrażarka już wypełnia się rybami. Zamówiony mak spokojnie spoczywa w kuchennej szafce, czekając cierpliwie na swoją kolej. Na parapecie dumnie prezentują się pierwsze pierniczki – jeszcze bez lukru, bo, jak mawia mama – wszystko ma swoją kolej. W jej świecie nawet świąteczne wypieki podlegają starannie zaplanowanemu ceremoniałowi, gdzie każdy składnik i każdy gest mają swoje miejsce w niezmiennym harmonogramie tradycji, pieczołowicie pielęgnowanej od pokoleń.

Ze spiżarni do kuchni, z lodówki do miksera, a potem prosto do piekarnika – w domu zaczyna pachnieć plackiem wigilijnym. Tym samym, który dla mamy jest czymś więcej niż wypiekiem – to tradycja, obowiązek i smak dzieciństwa w jednym. – Bez niego nie ma Świąt – powtarza, a my nawet nie próbujemy się spierać.

20241203 AdobeStock 839539605

Jej grudzień to zapach kapusty i świeżo mielonego maku. To rytmiczne dźwięki wałka rozbijającego kapustę i grzyby na farsz. To ciepło, które bije z kuchni i otula nas wszystkich jak miękki koc. I choć czasem śmiejemy się z jej niepowstrzymanego zapędu, to właśnie ten zapał tworzy magię Świąt. Magię, która wypełnia każdy kąt domu, każdy śmiech przy stole, każdy kęs pachnącego piernika.
A potem, kiedy już wszystko jest gotowe, mama siada przy stole. Zmęczona, ale szczęśliwa. Patrzy na nas, na te sterty pierogów, na popękany makowiec, na choinkę migoczącą w tle i uśmiecha się. A ja wiem, że w tym jednym momencie mieszka cała istota Świąt – miłość, troska, dbałość o bliskich, które złożyły się na coś więcej niż ucztę. Na dom pełen ciepła, zapachów i wspomnień.

I choć jej grudzień jest zawsze pełen pośpiechu, pracy i zmęczenia, to wiem, że to coś więcej niż przygotowania. To jej sposób na to, byśmy wszyscy mogli się zatrzymać, usiąść przy stole i poczuć, jak dobrze jest być razem. W tym wszystkim jest coś tak ciepłego i pięknego, że nawet wiatr za oknem wydaje się milknąć w oczekiwaniu na ten wyjątkowy czas w roku…

Wesołych i spokojnych Świąt!
Alicja Kulbicka
Redaktor naczelna

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA