Wirtuoz JACEK KORTUS | Talent to przepustka do ciężkiej pracy

Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus

Gentleman w każdym calu. Kulturalny, uśmiechnięty, mówiący piękną polszczyzną, grający na fortepianie wyraziście i przejmująco, otwierając w ten sposób serca i umysły melomanów na nowe interpretacje wielkich dzieł, na nowe emocje i wzruszenia. Jacek Kortus opowie o swoim życiu z Fryderykiem Chopinem w tle.

Jacku, masz poczucie genialności swojego umysłu? 

JACEK KORTUS: (śmiech) Absolutnie nie! To, co robię i to, kim jestem jest według mnie zupełnie zwyczajne.

Wiesz, do czego nawiązuję…

Tak, do występu w programie „The Brain”. Jestem człowiekiem, który wykorzystuje wszystko, co podsuwa mu życie. To nie był program, do którego sam się zgłosiłem, tylko zostałem zaproszony. I po prostu pomyślałem: dlaczego nie? Dlaczego muzyk klasyczny nie miałby wystąpić w programie rozrywkowym, dodatkowo jeszcze telewizyjnym; dlaczego mamy się szufladkować? Nie miałem żadnych pejoratywnych głosów po emisji tego programu.

Wprost przeciwnie! Wielu z nas oglądało Twoje abstrakcyjne zadanie z zapartym tchem i niedowierzaniem, bo wykonałeś je bezbłędnie. Można rzec, iż jesteś uzdolniony i muzycznie, i matematycznie?

Czy matematycznie – bym tutaj dyskutował. (śmiech) Na pewno decydującą kwestią jest umiejętność rozpoznawania bezwzględnej wysokości dźwięków. Ta woda, kieliszki, które były zaprezentowane w programie, to był wyłącznie efekt „wow”, służący do zaciekawienia publiczności w studio i przed telewizorami. Tak naprawdę nie ma to nic wspólnego ze słuchem absolutnym. 

Słuch absolutny to jest po prostu rozpoznawanie bezwzględnej wysokości dźwięku. Teraz możemy dyskutować czy ta umiejętność pojawia się w ośrodku pamięci, bo może tak być przecież, że ja na pewnym etapie mojej wczesnej edukacji te dźwięki zapamiętałem, czy to jest faktycznie kwestia słuchu, że rozpoznaję dane wysokości. Aczkolwiek nie jest synestetą, czyli nie widzę dźwięków za pomocą kolorów, też nie za bardzo jestem to sobie w stanie wyobrazić, choć znam parę takich osób. Sama umiejętność rozpoznawania dźwięków jest mi bardzo pomocna zarówno w pracy artystycznej, jak i pracy pedagogicznej. Nawet w pracy pedagogicznej bardziej, (śmiech) bo jestem w stanie na bieżąco weryfikować to, co studenci grają.

Jacek Kortus

Często rozmawiając z muzykami, odkrywam, iż wielu z nich wzrastało, wychowywało się w muzykalnych rodzinach. Jak było w Twoim wypadku? Geny pomogły?

Nie pochodzę z rodziny, w której muzykowało się profesjonalnie, natomiast pochodzę z rodziny, w której muzyka zawsze była obecna. Mój tata gra zupełnie amatorsko na akordeonie klawiszowym i na gitarze. Myślę, że stąd wywodzi się moja pasja…

Grę na fortepianie zacząłeś bardzo wcześnie, bo w wieku 4 lat. Zazwyczaj słyszę, że 6-latkowie rozpoczynają grę na wybranym instrumencie. Ty sam chciałeś, czy rodzice Cię zmobilizowali?

To nie było tak, że ja już od 4. roku życia założyłem sobie, że będę pianistą. To wszystko ewoluowało. Najpierw był keyboard, potem pianino i na końcu fortepian, który dostałem jak miałem 12 lat. 

Prawdą natomiast jest, że na fortepianie chciała grać moja siostra, a nie ja i to właśnie dla niej został zakupiony keyboard z sekcją rytmiczną, który miał za zadanie ją zachęcić do grania. Jednak, po jakimś czasie, siostra się znudziła. Natomiast rodzice zdumieni zauważyli, że ja siedzę długo przy tym instrumencie i potrafię odtworzyć melodie, zasłyszane reklamy telewizyjne oraz fragmenty piosenek. Postanowili to skonsultować ze znanym poznańskim pianistą, Józefem Walczakiem, który nieopodal moich rodziców odpoczywał na działce nad jeziorem. Czyli taki szczęśliwy zbieg okoliczności. 

J. Walczak uznał, że mam predyspozycje nie tylko słuchowe, ale także manualne i warto się mną zająć i rozwijać talent. Uczył mnie przez pięć lat, zupełnie za darmo i przygotował mnie do egzaminu do szkoły muzycznej, choć poważnie zachorował na serce. Jak przyszedłem na ten egzamin i pani zapytała, którą gamę przygotowałem, odpowiedziałem, że wszystkie. (śmiech) Kiedy dostałem się do Szkoły Muzycznej przy ul. Głogowskiej trafiłem pod opiekę wspaniałego pedagoga, a zarazem mojego mentora prof. Waldemara Andrzejewskiego, z którym współpracuję już 25 lat.

Jacek Kortus

Dlatego moje pierwsze pytanie wcale nie było wyidealizowane. (śmiech) Cechuje Cię genialność umysłu już od najmłodszych lat.

Po prostu zawsze lubiłem grać. Skrupulatnie uczyłem się, siedziałem przy instrumencie, słuchałem… i naprawdę – miałem dzieciństwo, takie samo jak moi rówieśnicy. Tylko, że mnie w tym dzieciństwie nauczono planowania czasu, odpowiedzialności, takich kwestii bardzo istotnych już w dorosłym życiu.

Wzruszasz się podczas słuchania i wykonywania muzyki?

Oczywiście, wzruszam się. To jest taki warunek sine qua non, jeśli artysta nie ma pewnej wrażliwości i umiejętnego odbioru muzyki, to nie jest w stanie wykreować potrzebnych emocji, aby przekazać je publiczności, melomanom. Z tego chociażby powodu, nie jestem w stanie słuchać muzyki w samochodzie, ponieważ nie mogę się na niej w pełni skoncentrować. W aucie nie jestem w stanie w odpowiedni sposób tej muzyki przeżyć. Natomiast bywa tak, że wychodząc z Akademii Muzycznej, będąc po 8-9 godzinach wykładów, w domu włączę sobie miniaturę, aby coś dosłuchać. Można tak żartobliwe spuentować, że to nie jest normalne, (śmiech) że po takiej dawce dziennie muzyki jeszcze mam chęć, aby jej posłuchać.

Łatwiej odczuwać muzykę klasyczną, gdy anturaż jest wyjątkowo piękny? 

Miejsca, w których koncertuję, dzielę na dwie kategorie. Albo są to miejsca odznaczające się znamionami pięknej sali, malowidłami, zdobieniami, to są z reguły wnętrza teatrów i filharmonii, albo wnętrza, które z definicji nie są same w sobie ujmujące, ale można w nich pobawić się grą świateł podczas występu. W takim miejscu można np. przyciemnić światło na widowni, a wyeksponować muzyka i fortepian – niewątpliwie sprzyja to artystycznej koncentracji. To powoduje, że już jestem w stanie zamknąć się w swojej intymności i faktycznie osiągnąć skupienie. Najbardziej chodzi o koncentrację. Ludzie – według mnie – nie przychodzą tylko po dawkę muzyki, ale również, aby zaczerpnąć trochę interakcji pomiędzy tym, co dzieje się na scenie a tym co dzieje się na widowni. Dobrze czuć, że ludzie nas słuchają, że rodzi się więź pomiędzy wykonującym muzykę a słuchającym. Instrument jest tylko środkiem przekazu. 

Przed nami kolejny Festiwal z cyklu „Chopin w barwach jesieni”, w którym będziesz uczestniczył. Z jakiego powodu twórczość Chopina jest Tobie bliska?

Moja przygoda z muzyką Fryderyka Chopina to kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności. Pamiętam jak przygotowywałem się do Konkursu Chopinowskiego – taką świadomą decyzję podjęliśmy z profesorem Andrzejewskim dopiero wtedy, gdy skończyłem 15 lat. Został wówczas rok do eliminacji do Konkursu Chopinowskiego i uzgodniliśmy, że będziemy się przygotowywać absolutnie bez żadnej presji; natomiast będziemy pracować ciężko, w swoim tempie i zobaczymy jak to wyjdzie. Profesor Andrzejewski jest moim mistrzem, jego podejście pedagogiczne pomagało mi na każdym etapie mojej drogi artystycznej. I po mistrzowsku poprowadził mnie w tych przygotowaniach… a ja byłem podatnym gruntem – po prostu słuchałem jego uwag. Choć miałem raz mniej, raz bardziej trafione pomysły, to ostatecznie zdawałem się na mojego pedagoga. I to jest kluczowe, gdy muzyk wie, że ma taki oręż, taką osobę, która pokazuje którędy iść, aby nie stała się krzywda. Bo przygotowania do konkursu rządzą się swoimi prawami – musimy przygotowywać się tak, aby po trochu spodobać się każdemu z jury. Pamiętam, że wtedy była duża liczba jurorów, ok. 20 członków jury. Sztuka jest tak ułożona, że każdemu podoba się coś innego. Natomiast muzyka Fryderyka Chopina odznacza się pewnymi normami, a my, muzycy, w te normy zamykamy się sami. Nie ukrywam, że Polska jest takim krajem, ze każdy czuje, że gra Chopina najlepiej. Jak wyjedzie się za granicę, to już widać, że artyści nie do końca czują np. mazurki. Natomiast w Polsce to jest nasze dobro narodowe, wywodzi się z naszej głęboko zakorzenionej tradycji, z pieśni i tańców ludowych. Bardzo głęboko przeżyłem przygotowania do Konkursu Chopinowskiego. Zostałem wyróżnionym finalistą, mając 17 lat, a rok po konkursie zagrałem aż 120 koncertów! Niewątpliwie muzyka Chopina zakorzeniła się we mnie i jest tym, co najbardziej lubię i słuchać, i grać. Muzyka Fryderyka Chopina jest najbliższa memu sercu.

Kogo – oprócz Fryderyka Chopina – podziwiasz z twórców dawnych epok?

Uwielbiam muzykę S. Rachmaninowa, ale tak myślę, że każdy kompozytor wnosi do historii muzyki elementy, bez których nie byłoby tzw. dalszego ciągu, czyli Bach, Beethoven, Czajkowski etc. U Bacha jest np. nieprawdopodobne bogactwo harmoniczne. Interpretacja dzieła muzycznego w moim odczuciu to nie jest tylko i wyłącznie, że coś mi się podoba lub coś nie podoba. Musimy się nauczyć posługiwać językiem muzyki; są pewne ciągi harmoniczne, które powodują napięcia, te napięcia trzeba wyrazić w postaci np. większej dawki czasu nad jakąś nutą, zwolnieniem, rozszerzeniem… Paleta możliwości jest bardzo szeroka, wręcz niekończąca się, jeśli chodzi o interpretację dzieła muzycznego. Natomiast to zawsze musi być dopasowane do stylu, do epoki, do danego twórcy, kompozytora. 

Ty swoją muzyczną podróż rozpocząłeś wcześnie, grasz już 30 lat. Jesteś bardzo cenionym wirtuozem. Muzyka daje Tobie satysfakcję, radość, spełnienie. Jeśli nie byłbyś muzykiem, czym mógłbyś się zajmować w życiu?

Mam szerokie zainteresowania, jednak w obecnym życiu nie wyobrażam sobie innego miejsca, innej drogi. Choć dopuszczałbym taką możliwość, gdyby na jakimś etapie mojej kariery coś mi nie wyszło lub ewidentnie byłyby sygnały, że to nie jest dla mnie, to wtedy chciałbym być prawnikiem. Jest to droga zawodowa totalnie inna od tej, którą aktualnie podążam, znacząco różna od sfery artystycznej, ale analityczne myślenie – muszę przyznać – że sprawia mi dość dużą frajdę. Więc wybrałbym tę drogę, gdyby coś mi się nie powiodło. 

Jacek Kortus

Kiedy u Ciebie nastąpił przełom w myśleniu o przyszłości? Co dalej robić, gdzie dalej się kształcić?

To był moment, kiedy musiałem wybrać szkołę średnią, czyli po sześciu latach podstawówki – już przed gimnazjum – podjąłem świadomą decyzję rzutującą na dalsze moje życie. Postanowiłem, że pójdę do 6-letniej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II Stopnia im. Jadwigi Kaliszewskiej, przy ul. Głogowskiej w Poznaniu. Pamiętam kiedy rodzice usiedli ze mną przy stole i zaczęli „jesteś młodym, ale myślącym człowiekiem, musisz zdawać sobie z tego sprawę, że jeśli wybierzesz teraz tę szkołę, to może się okazać za 4-5 lat, że nie będzie już odwrotu”. To było najważniejsze moje postanowienie, jeszcze w odpowiednim wieku, aby wejść w ten świat muzyczny tak na 150 procent. Oczywiście, miałem mnóstwo szczęścia. Już gdy zdałem do trzeciej klasy Szkoły Muzycznej I stopnia trafiłem do klasy fortepianu prof. Andrzejewskiego, który aktualnie jest promotorem mojej pracy doktorskiej.  Oczywiście, możemy rozważać kwestię talentu, jednak ja wychowywałem się w świadomości, że talent to tylko przepustka do ciężkiej pracy. Oprócz talentu musi być zaplecze, którego wielu młodych ludzi nie umie sobie wypracować długim i systematycznym ćwiczeniem. Oprócz talentu – zawsze będę to powtarzał – miałem wiele szczęścia, że napotkałem na swojej drodze wybitnego pedagoga, wspaniałego muzyka i człowieka.

Spotykamy się w budynku Akademii Muzycznej im. I .J .Paderewskiego w Poznaniu. Pracujesz tu, uczysz, ukierunkowujesz studentów. Czy spełniasz się jako wykładowca, czy ta życiowa rola Ci się podoba?

Dobrze czuję się w roli pedagoga, jednak wiem, że nie jestem na takim etapie w życiu, abym mógł poświęcić się temu w całości. Jeszcze sporo koncertów i wyzwań przede mną. Zawsze staram się wypośrodkować własne pragnienia koncertowania, a z drugiej strony odpowiedzialność za moich studentów. Muszę też poświęcać im czas. Nigdy nie byłem i nie jestem wykładowcą, który ogranicza się do 45 minut lekcji wykładowej. Wprost przeciwnie – nie jest dla mnie problemem wstać wcześnie rano i być o 7:30 na próbie, chociaż nie muszę, albo przyjść w dni świąteczne. To jest taki element poświęcenia się, który mam w swoim charakterze. Oczywiście, jestem na początku tej drogi pedagogicznej, więc staram się wchodzić w nią odpowiedzialnie, ale też powoli. 

Jestem osobą koncertującą, która ma ok. 30-40 koncertów rocznie, solo lub z orkiestrami, ale też ma swoje życie rodzinne.  W zeszłym roku w filharmoniach miałem 10 koncertów symfonicznych. Na wszystko jest potrzebny czas…

Otrzymałeś wiele prestiżowych nagród i wyróżnień podczas ogólnopolskich i międzynarodowych konkursów. Czy któraś z tych nagród jest dla Ciebie wyjątkowa?

Zawsze z sentymentem będę wracał do Konkursu Chopinowskiego, od którego zaczęła się moja droga artystyczna. Nie ukrywam, że każdy koncert to jest osobna historia. Wiele krajów odwiedziłem do tej pory i do większości tych miejsc wracam z sentymentem i satysfakcją. Przychodzi mi na myśl koncert w sali Palais des Beaux Arts w Brukseli na 2500 miejsc, gdzie miałem ten zaszczyt zagrać na inauguracji konferencji dotyczącej stwardnienia rozsianego. Graliśmy koncert e-moll Fryderyka Chopina, natomiast w drugiej części koncert f-moll grał rewelacyjny pianista Abdel Rahman El Bacha, którego podziwiałem długo wcześniej zanim go poznałem osobiście, a w loży królewskiej była rodzina królewska. Sala wypełniona na 110 procent, bo były również miejsca stojące, a do tego przysłowiowa wisienka na torcie w postaci rodziny królewskiej. Jest całkiem sporo takich wspomnień. Wybitne osobistości oraz artyści, których spotykałem, w pewnym sensie mieli wpływ na to, jakim teraz jestem człowiekiem. 

Czy nadal każdy koncert jest dla Ciebie stresogenny?

Absolutnie tak! Pomimo mnóstwa zagranych koncertów, pomimo uczestnictwa w wielu różnorodnych konkursach – wciąż odczuwam stres, obawę, czy wszystko się uda, czy spodobam się melomanom, czy widownia mnie dobrze przyjmie. Stres przed występem zawsze był, jest i zapewne będzie – to łączy się z moją wewnętrzną odpowiedzialnością, nie chcę po prostu nikogo zawieść. Podchodzę do każdego koncertu na więcej niż 100 procent. Oczywiście, mam takie doświadczenia, że stres okazywał się być bardziej paraliżujący niż mobilizujący, natomiast ilość występów publicznych spowodowała, że przyzwyczaiłem się do niego i potrafię go użyć jako czynnika mobilizującego. Jest on nieodłącznym elementem koncertu, ponieważ muzyk jest współtwórcą dzieła muzycznego, a owe odtworzenie dzieła odbywa się na oczach publiczności tu i teraz. 

Ile czasu dziennie poświęcasz na samodoskonalenie, na ćwiczenie?

Kiedy chodziłem do szkoły i byłem studentem to tego czasu na fortepian poświęcałem więcej i bardziej regularnie. To było w okolicach 5-6 godzin dziennie. Oczywiście, zdarzały się takie nagłe przypadki, gdy potrafiłem być 8 godzin przy instrumencie – to praca okupiona permanentną koncentracją. Jest to szalenie męczące i trzeba uważać, aby nie nabawić się kontuzji, bo to praca mięśni, ręki itd. Właśnie ostatnio wspólnie z moją narzeczoną żartowaliśmy, że obecnie ciężko oszacować, ile godzin spędzam przy instrumencie.  W tej chwili – nie będę oszukiwał – mój dzień tak nie wygląda, że poświęcam na grę 6 godzin dziennie, bo np. mam cały dzień wykładów na Akademii Muzycznej. Jak widzisz, stoją tu w sali dwa fortepiany, ja siadam przy jednym, student przy drugim. Podgrywam moim studentom i teoretycznie jestem cały czas w formie, ale nie ćwiczę tych utworów, które mam np. wykonać za 2 tygodnie na koncercie. 

Aby się utrzymywać w formie muzycznej, należy poświęcać od 3 do 6 godzin dziennie. Teraz daję sobie więcej luzu, aby mieć czas dla córki i najbliższych.

Jak odpoczywasz?

To jest aspekt, którego musiałem się nauczyć. Jednak nie posiadam jednego sposobu na spędzanie wolnego czasu i zregenerowanie umysłu, bo mam różne zainteresowania. Zawsze pasjonowałem się motoryzacją, przejażdżka po torze wyścigowym jest bliska mojemu sercu, dodatkowo majsterkowanie, co nie jest bezpieczne dla palców. (śmiech)

Dla mnie istotnym było nauczyć się podczas odpoczynku faktycznie odpoczywać. Poczuć, że ja nic nie muszę, że nie wydarzy się tragedia, jeśli czegoś w danej chwili nie zrobię. To życiowa mądrość, która przychodzi do nas w odpowiednim czasie…To wielka umiejętność pomagająca utrzymać zdrowie psychiczne, aby nie popaść w depresję, a niestety obserwuję, że tego typu chorób – nie tylko w środowisku muzycznym – ale w naszym społeczeństwie jest coraz więcej. 

Co przed Tobą? Jakie plany? 

Mam takie powiedzenie: Trzeba żyć, żeby mieć o czym grać! Z książek możemy wyczytać wiele, ale nie ma co się oszukiwać, że im więcej przeżyjemy, doświadczymy, tym bogatsze są nasze interpretacje. Moim marzeniem jest, aby jak najdłużej być czynnym muzykiem i wszystko jedno, gdzie będę grać, czy w sali koncertowej, czy w plenerze, czy w ośrodku kultury. Najważniejsze, aby znaleźli się ludzie, którzy będą chcieli mnie słuchać. 

Jestem na finiszu swojej pracy doktorskiej, ostatnie moje szlify – będę się skupiał w najbliższych miesiącach nad tym, aby zakończyć przewód doktorski. Mam nadzieję, że obronę będę miał w okolicach grudnia br. bądź stycznia 2023. Obrałem sobie temat: „Symfonizacja brzmienia fortepianu na przykładach wybranych utworów L. Beethovena, F. Liszta i I. Strawińskiego”, czyli staram się udowodnić, że kompozytorzy, tworząc utwory fortepianowe solo, myśleli strukturami symfonicznymi. 

Oczywiście, towarzyszą mi koncerty, np. bardzo dla mnie ważny 15 września „Chopin w barwach jesieni”, który zagram w Ostrowie Wielkopolskim, to koncert na festiwalu z ogromnymi tradycjami. Wraz z maestro Łukaszem Borowiczem i poznańskimi filharmonikami będę prezentował koncert d-moll Feliksa Nowowiejskiego. Festiwal nadal odbywa się w Antoninie, jednak inauguracja zawsze jest w Ostrowie ze względów czysto technicznych, większa scena, inna akustyka, więcej ludzi może wejść na widownię. 

Parę dni wcześniej, 12-13 września, nagrywamy wspomniany ów koncert dla największej niezależnej polskiej wytwórni płytowej DUX. Później mam trasę koncertową, odwiedzę Białystok, Lublin, Leszno, Gdańsk, Warszawę – cały czas coś się dzieje.

Jacku, życzę Tobie więcej czasu na życie prywatne, jak najwięcej koncertów z interakcją publiczności, pomyślnej obrony pracy doktorskiej, satysfakcji i spełnienia w życiu.

Bardzo dziękuję za życzenia i rozmowę.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus|Jacek Kortus
REKLAMA
REKLAMA

Mateusz Ratowski i Łukasz Karwowski – Euro-Solution | Terminowość w transporcie to nasza dewiza

Artykuł przeczytasz w: 12 min.
Łukasz Karwowski Euro _ Solution


Transport odgrywa kluczową rolę w globalnej gospodarce, a sprawną logistykę można osiągnąć bez posiadania własnej floty. Firma Euro-Solution specjalizująca się w kompleksowym zarządzaniu procesem transportu, od planowania po realizację, oferuje rozwiązania dostosowane do unikalnych potrzeb klientów. O budowaniu trwałych relacji biznesowych i wyzwaniach branży TSL opowiadają Mateusz Ratowski – Prezes Zarządu i Łukasz Karwowski – dyrektor operacyjny i sprzedaży.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: archiwum Euro-Solution, Adobe Stock

Jakie były początki Euro-Solution?

MATEUSZ RATOWSKI: Firma została założona w 2005 roku przez jej właścicielkę, której pasja i wiedza z zakresu transportu stały się fundamentem jej działalności. Początki, które wspominamy z nostalgią, to jeden laptop i stół w kuchni. (śmiech) W 2008 roku była nas trójka na 16 metrach kwadratowych, a rok później nasze biuro miało już 220 metrów kwadratowych, pełną obsadę osobową i wiedzieliśmy, że na tym się nie skończy. (śmiech) Dzisiaj mieścimy się w Suchym Lesie, zatrudniamy 50 osób. Pamiętam nasze początki, kiedy to szukając klientów, wysyłaliśmy mail po mailu, zastanawiając się czy ktokolwiek nam odpowie. Na tysiąc wysłanych wiadomości, zwrot był z pięciu, może dziesięciu. Ale jaka to była radość! Powoli budowaliśmy sobie relacje z naszymi klientami, oni polecali nas kolejnym i tak dotarliśmy do 2024 roku. Choć na pewno po drodze nie brakowało zawirowań. 

ŁUKASZ KARWOWSKI: Branża transportowa jest wyjątkowo czułym papierkiem lakmusowym dla stanu gospodarki, a każde spowolnienie na rynku jest odczuwalnie widoczne w liczbie zleceń na przewozy no i oczywiście w stawkach. Tak było w trakcie kryzysu 2008 roku, w trakcie pandemii i taką sytuację mamy też teraz. Ale wychodzimy z założenia, że rzetelną i elastyczną pracą jesteśmy w stanie przetrwać trudniejsze okresy. Kluczowe jest utrzymanie wysokiej jakości usług oraz dbałość o długoterminowe relacje z klientami, nawet w obliczu spadku zleceń czy zmienności na rynku. Wierzymy, że stabilność, zaufanie i odpowiedzialność pozwolą nam z sukcesem wyjść z obecnych wyzwań oraz przygotować się na przyszłe odbicie gospodarcze.

Wspomnieliście o kryzysie. Branża transportowa jest w Polsce jedną z najważniejszych gałęzi gospodarki. Generuje ok. 6 proc. PKB, ale ma fundamentalne znaczenie dla wytworzenia ponad 51 proc. PKB. Polska była największym przewoźnikiem w Europie. Ale… czasy niełatwe. Wojna w Ukrainie, unijne dyrektywy, wzrost cen paliwa, opłat drogowych chociażby w Niemczech. Jak radzą sobie dzisiaj firmy transportowe? 

Ł.K.: Sytuacja polskich przewoźników zmieniła się na przestrzeni ostatnich lat. Faktycznie do niedawna za 80 proc. eksportu w Polsce odpowiadał polski przewoźnik. Dziś polskie firmy transportowe zmagają się z największą od 30 lat zapaścią, która zagraża egzystencji kilkudziesięciu przedsiębiorstw spedycyjnych oraz setkom tysięcy miejsc pracy. Unijne dyrektywy uderzające w polskich przewoźników, niekontrolowany napływ firm zza wschodniej granicy, wzrost opłat drogowych w Niemczech, kolejne obostrzenia, takie jak zakaz spania w kabinach, wysokie koszty eksploatacji, a także ogólna sytuacja gospodarcza przekładają się na negatywne wyniki firm działających w obszarze transportu. 
M.R.: Dodatkowym wyzwaniem, z jakim mierzą się firmy transportowe, są poważne braki kadrowe i wciąż rosnący średni wiek kierowcy. Według różnych szacunków, w Polsce brakuje dziś przynajmniej 30 tysięcy kierowców ciężarówek, a w całej EU 400 tys. Wojna w Ukrainie spowodowała znaczący odpływ siły roboczej z Polski, co jeszcze bardziej pogłębiło problem. Firmy zmuszone są szukać rozwiązań, takich jak automatyzacja procesów, poprawa warunków pracy czy przyciąganie młodszych pracowników poprzez lepsze wynagrodzenia i programy szkoleniowe, aby sprostać rosnącym wymaganiom rynku i utrzymać ciągłość operacji.

Euro Solution

Jaki jest zakres usług firmy Euro-Solution? 

Ł.K.: Oferujemy naszym klientom profesjonalną i kompleksową obsługę logistyczną, włączając doradztwo z zakresu branży TSL, zapewniając tym samym optymalizację procesów transportowych, redukcję kosztów oraz pełne wsparcie na każdym etapie realizacji zlecenia – od planowania, poprzez wykonanie, aż po monitorowanie dostaw i finalne rozliczenia. Czyli krótko mówiąc, nasi klienci korzystają z outsourcingu naszych spedytorów, aby towary przez nich produkowane mogły dotrzeć bezpiecznie i na czas do miejsca docelowego. Organizując transport, myślimy tu o całym procesie przewozu towaru z punktu A do B, obejmującym zarówno przejazd, ewentualne przeprawy promowe, jak i odprawy celne.

Czy to oznacza, że wszystkie formalności są w pełni obsługiwane przez Euro-Solution?

Ł.K.: Dokładnie tak. Wynajmując firmę Euro-Solution, klient nie musi martwić się o żadne szczegóły związane z podróżą. Jeśli trasa obejmuje przeprawy promowe lub przejazd przez tunel lub mosty, wszystko zostanie zorganizowane od początku do końca. Zajmujemy się rezerwacjami, formalnościami oraz wszelkimi niezbędnymi procedurami, zapewniając pełne wsparcie logistyczne i spokojny przebieg transportu, bez względu na złożoność trasy. Dbamy zarówno o naszych klientów, ale także, a może przede wszystkim o przewoźników, bo jesteśmy z nimi nierozerwalnie połączeni. 
M.R.: Dzięki usługom firmy Euro-Solution klient nie musi martwić się o jakiekolwiek kwestie związane z transportem. Nie jest wymagane, aby znał się na logistyce – wystarczy, że chce przewieźć swój towar, a my zajmiemy się resztą. Organizujemy cały proces, dbając o wszystkie detale, od planowania trasy po rozwiązanie ewentualnych problemów. Nawet w sytuacjach kryzysowych klient może być spokojny, ponieważ nasze doświadczenie i wiedza pozwalają nam skutecznie zarządzać każdą nieprzewidzianą sytuacją, zapewniając bezpieczny i terminowy transport. 
Ł.K.: Coraz więcej firm rozumie, że niska cena nie zawsze idzie w parze z jakością usług. Terminowość w transporcie jest kluczowa dla sukcesu całego łańcucha dostaw. Każde opóźnienie może wpłynąć na harmonogramy produkcyjne, dystrybucję czy relacje z klientami, a w rezultacie na pieniądze… Dlatego w Euro-Solution traktujemy punktualność jako priorytet. Nasze zaawansowane planowanie tras, stały monitoring transportu oraz szybkie reakcje na ewentualne komplikacje pozwalają nam zagwarantować, że każdy ładunek dotrze na czas, bez względu na wyzwania na drodze. Wierzymy, że niezawodność i precyzja w realizacji zleceń są fundamentem długotrwałej współpracy z naszymi klientami.

Dokąd klient z Wami pojedzie?

Ł.K.: Wszędzie tam, gdzie jest potrzeba. Ostatnio woziliśmy lody do Libanu. Ale najczęściej są to zlecenia w obrębie Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. I oczywiście w Polsce. Choć cyklicznie jeździmy także do Turcji czy Kazachstanu. Nasz zespół, nieustannie podnoszący swoje kwalifikacje, jest gotowy sprostać każdemu wyzwaniu, dopasowując optymalne rozwiązania transportowe do indywidualnych potrzeb każdego klienta. 

Specjalizujecie się w takich obszarach jak transport chłodniczy, ponadnormatywny czy przewóz ładunków niebezpiecznych.

M.R.: Najbardziej zapadła mi w pamięć historia, kiedy to wiele, wiele lat temu organizowaliśmy transport ładunku określonego w dokumentach jako części maszyn. Było to sześć samochodów, które utknęły na granicy, a żadna agencja celna nie chciała dać na przewożony towar gwarancji, czyli nie chciała zabezpieczyć należności celno-podatkowych na czas transportu towaru. Od celnika, w rozmowie telefonicznej dowiedziałem się, że jedyną instytucją, która może „uwolnić” ten towar jest… Narodowy Bank Polski. Przyznam, że mnie trochę zatkało, (śmiech) ale niespecjalnie miałem wyjście. Chwyciłem za słuchawkę, wybrałem numer do NBP i poprosiłem o połączenie z prezesem…

Udało się? 

M.R.: Musiało! Prezes NBP był jedyną osobą, która mogła mi pomóc, bo okazało się, że to, co wieziemy, to nie żadne części do maszyn, tylko maszyny do drukowania pieniędzy. (śmiech) 
Ł.K.: Nie ma dla nas towarów, dla których nie bylibyśmy w stanie zorganizować transportu. Czy to są produkty spożywcze, meblowe czy maszyny, nasi spedytorzy dysponują odpowiednią bazą przewoźników specjalizujących się w konkretnych przewozach. Do transportu monet potrzeba innych procedur niż do transportu warzyw. To zadanie, które wymaga szczególnej uwagi i odpowiedniego przygotowania. Dlatego nasza firma zapewnia specjalistyczny transport, który gwarantuje bezpieczeństwo i ochronę cennego ładunku na każdym etapie podróży. 

20230711 AdobeStock 622375139 2

Jak duża jest baza przewoźników?

Ł.K.: To kilka tysięcy podmiotów. Tak rozbudowana baza pozwala nam na elastyczne i szybkie reagowanie na potrzeby klientów, niezależnie od skali i rodzaju zlecenia. Dzięki współpracy z tak szeroką siecią sprawdzonych partnerów możemy zapewnić optymalne rozwiązania transportowe na każdej trasie, zarówno w kraju, jak i za granicą. To właśnie dzięki tej różnorodności jesteśmy w stanie oferować usługi dostosowane do specyficznych wymagań każdego klienta. 

Weryfikujecie ich? Bo zakładam, że w tak dużej bazie może znaleźć się firma nie do końca uczciwa.

M.R.: Dobrze, że to to pytasz, bo powierzamy przewoźnikom towary warte często wiele tysięcy euro. Weryfikacja naszych partnerów jest dla nas priorytetem, zwłaszcza w tak dużej bazie spedytorów. Każda firma, z którą współpracujemy, przechodzi dokładny proces sprawdzania pod kątem wiarygodności i rzetelności na rynku. Dodatkowo, nasza firma i przewożone towary są objęte kompleksowym ubezpieczeniem, co zapewnia pełne bezpieczeństwo w przypadku jakichkolwiek nieprzewidzianych sytuacji. Dzięki temu możemy zagwarantować naszym klientom spokój i pełną ochronę na każdym etapie realizacji zlecenia. 
Ł.K.: Branża transportowa jest branżą hermetyczną, więc opinia o nieuczciwych przewoźnikach rozchodzi się szybko i może znacząco wpłynąć na ich dalsze funkcjonowanie. Dlatego starannie dobieramy partnerów, aby zapewnić naszym klientom spokój i pewność, że ich towary są w dobrych rękach.
M.R.: Ale chcę podkreślić, że dla nas przewoźnik to nie tylko dostawca usługi, ale przede wszystkim partner. Współpracujemy na zasadach wzajemnego zaufania i wsparcia, dlatego nawet jeśli któryś z naszych partnerów znajdzie się w przejściowych kłopotach, nie skreślamy go z dalszej współpracy. Zamiast tego staramy się wspólnie znaleźć rozwiązania, które pozwolą mu wrócić na właściwe tory. Wierzymy, że długoterminowa współpraca opiera się na lojalności i wzajemnym zrozumieniu, co przynosi korzyści nie tylko nam, ale przede wszystkim naszym klientom.

20240902 AdobeStock 832109491 2

Sporo dzisiaj mówi się o cyfryzacji i automatyzacji w branży TSL, jak te procesy wyglądają w Euro-Solution? 

M.R.: Cyfryzacja stała się nieodłącznym elementem współczesnego transportu, wprowadzając nowoczesne rozwiązania, które przyspieszają i ułatwiają wiele procesów. Jednak zauważamy, że ten technologiczny postęp ma również swoją cenę – coraz częściej personalne relacje z klientami ustępują miejsca automatyzacji. Choć technologie pomagają w efektywnym zarządzaniu, to jednak brakuje w nich osobistego podejścia, które budowało zaufanie i długotrwałe więzi. Dlatego w Euro-Solution staramy się nie tylko korzystać z zalet cyfryzacji, ale również pielęgnować bezpośredni kontakt z klientem, wierząc, że nic nie zastąpi prawdziwej, partnerskiej relacji. 

Powiedzmy jeszcze kilka słów o zespole, bo organizacja transportu to spore wyzwanie logistyczne. Kto nad tym czuwa? 

M.R.: Nasi pracownicy zorganizowani są w ramach trzech działów – działu przepraw promowych, działu spedycji krajowej i międzynarodowej oraz działu handlowego, dzięki czemu możemy skutecznie odpowiadać na zróżnicowane potrzeby naszych klientów i zapewniać im wsparcie na każdym kroku.
Ł.K.: Profesjonalny zespół to kluczowy element sukcesu Euro-Solution. To właśnie dzięki zaangażowaniu i kompetencjom naszych pracowników możemy realizować nawet najbardziej wymagające projekty. Zależy nam na tym, aby miejsce pracy było nie tylko profesjonalne, ale też pełne wzajemnego wsparcia i zrozumienia. Staramy się tworzyć rodzinną atmosferę, w której każdy czuje się częścią czegoś większego. Wierzymy, że taki klimat sprzyja nie tylko efektywności, ale też zadowoleniu z pracy, co przekłada się na jakość obsługi naszych klientów. 

20240902 DALL·E 2024 08 27 17.02 2

Firma Euro-Solution otrzymała wiele nagród, w tym tytuł „Diament Forbesa” i przynależność do „Gazel Biznesu”. Jakie znaczenie mają dla Was te wyróżnienia?

Ł.K.: Otrzymanie tak prestiżowych nagród, jak „Diament Forbesa” czy przynależność do „Gazel Biznesu”, to dla nas ogromne wyróżnienie i potwierdzenie, że nasze działania idą w dobrym kierunku. Te nagrody są nie tylko dowodem na naszą solidność i dynamiczny rozwój, ale także motywacją do dalszego doskonalenia się. Wyróżnienia te wzmacniają naszą pozycję na rynku, budując zaufanie zarówno wśród naszych obecnych, jak i potencjalnych klientów. To również zobowiązanie do utrzymania wysokiej jakości usług, innowacyjności i dbałości o relacje z partnerami biznesowymi. Dla całego zespołu Euro-Solution te nagrody są wyrazem uznania za naszą ciężką pracę i zaangażowanie, co napędza nas do dalszej pracy.

Jakie plany na przyszłość? 

Ł.K.: W obliczu ciągłych przemian na rynku Euro-Solution stawia na innowacyjność i adaptacyjność jako kluczowe elementy swojej strategii rozwoju. Dostrzegając, że stery w wielu firmach przejmuje coraz młodsze pokolenie menedżerów, intensyfikujemy nasze działania w obszarze nowoczesnego marketingu, wykorzystując narzędzia cyfrowe i technologie komunikacyjne, aby skutecznie docierać do nowych odbiorców. Ale niezmiennie stawiamy także na budowanie relacji z naszymi partnerami i klientami, bo wierzymy w to, że żadne narzędzia cyfrowe nie zastąpią spotkania czy rozmowy. Taka proaktywna postawa umożliwia nam nie tylko lepsze zrozumienie oczekiwań współczesnych klientów, ale także szybkie reagowanie na zmieniające się trendy i potrzeby rynku, co umacnia naszą pozycję jako zaufanego partnera w branży transportowej. 

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Łukasz Karwowski Euro _ Solution
REKLAMA
REKLAMA