Przemysław Kieliszewski | Nowy Teatr Muzyczny już w 2025? 

Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski

O perspektywach, jakie otworzy przed Teatrem nowa siedziba, premierach zaplanowanych na sezon 2022 oraz spektaklach, które mogą być skutecznym antidotum na złe emocje opowiedział nam dr Przemysław Kieliszewski, dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu.

Właśnie wydano pozwolenie na budowę nowej siedziby Teatru Muzycznego na działce u zbiegu ul. Św. Marcin i Skośnej, w sąsiedztwie Akademii Muzycznej. Patrząc z boku na Pana starania – i mając na uwadze wiele innych inwestycji w Poznaniu w ostatnich latach – można odnieść wrażenie, że stosunkowo szybko udało się dopiąć celu… 

PRZEMYSŁAW KIELISZEWSKI: Pozwolę sobie zaprzeczyć – wybrana lokalizacja, optymalna z punktu widzenia rozwoju Teatru – to efekt wieloletnich starań, zapoczątkowanych jeszcze przez moich poprzedników. Wystarczy prześledzić listę potencjalnych miejsc, w których miała powstać nowa siedziba Teatru Muzycznego. Jeszcze w latach 70. planowano zbudować Teatr w ramach Hotelu Poznań, powstały już nawet schody do nowej siedziby. Bardzo zaawansowany był też projekt adaptacji dawnego kina Olimpia przy ul. Matejki. Jednak niewiele więcej miejsc na widowni niż obecnie i brak zaplecza sceny uniemożliwiłby tam zmianę jakościową. Musieliśmy przekonać Prezydenta i radnych, że mieszkańcy Poznania i całego regionu zasługują na teatr muzyczny z prawdziwego zdarzenia w innej lokalizacji.   

Jako miejsce powstania nowego teatru rozważana była Stara Gazownia, Hala nr 1 na MTP, działka przy Collegium Iuridicum, Wolne Tory, teatr miał nawet powstać w ramach Centrum Handlowego Posnania. O nowej siedzibie rozmawialiśmy też z właścicielami biurowca, który powstaje obecnie przy pl. Andersa i z firmą budującą Nowy Rynek na terenie po dawnym dworcu autobusowym. 

Przełom nastąpił kiedy poprosiliśmy o radę Wielkopolskie Centrum Wspierania Inwestycji, a Grzegorz Michalski, prezes WCWI, wskazał nam to wyjątkowe miejsce u zbiegu ul. Św. Marcin i Skośnej. Podziękowania należą się też Prezydentowi Miasta, który rozpisał konkurs architektoniczny. W jego toku wyłoniono projekt Atelier Loegler Architekci ciekawie wpisujący się w otoczenie, z łamanym dachem nawiązującym do tych z dawnej Dzielnicy Cesarskiej. To architektura, która wzbudza dyskusje, dlatego ma szansę stać się na lata jednym z symboli Poznania. 

Dla nas, poza wyglądem elewacji, równie istotna jest funkcjonalność nowej, teatralnej przestrzeni. Kiedy tylko okazało się, że na tej działce może powstać Teatr, powołaliśmy zespół warsztatowy i zaprosiliśmy do współpracy dyrektorów teatrów z innych miast. Korzystaliśmy z doświadczeń m.in. warszawskiego Teatru Roma, Centrum Kulturalno-Kongresowego Jordanki w Toruniu, Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białystoku, Teatru Capitol we Wrocławiu czy Teatru Muzycznego w Gdyni. Pojechaliśmy też na wizyty studyjne do wszystkich tych i innych miejsc w Polsce, do Londynu i do Stuttgartu, gdzie stosunkowo niedawno powstały dwa teatry musicalowe. W oparciu o zebrane informacje stworzyliśmy obszerny i szczegółowy program funkcjonalno-użytkowy. 

Pracując nad kształtem tej nowej przestrzeni uwzględniliśmy także takie elementy jak magazyny podręczne, w których przechowuje się dekoracje czy dwie rampy, które umożliwiają jednoczesny załadunek i wyładunek elementów scenografii. A to da nam możliwość działania w formule festiwalowej, będziemy więc mogli pokazywać dwa różne spektakle dzień po dniu. 

Wiele instytucji kultury, które powstały w ostatnim okresie, nie miały czasu na precyzyjne planowanie, bo otrzymywały unijne środki, które trzeba było szybko wydać na nową inwestycję. My doskonale wiemy, czego potrzebuje nowy teatr i korzystamy z doświadczeń innych.

Przemysław Kieliszewski

Czy koniec 2025 to realna data przeprowadzki do nowej siedziby?  

Tak. Samo pozwolenie na budowę nie byłoby tak ważne, gdyby nie fakt, że udaje nam się domykać finansowanie całej inwestycji przy współudziale Miasta Poznań i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Teatr Muzyczny będzie przez 4 lata współprowadzony przez Ministerstwo, a coroczna dotacja w wysokości 1,5 mln zł pozwoli nam rozwinąć skrzydła, m.in. przygotować ważną koprodukcję z dużym warszawskim teatrem i docenić zespół, który ciężko pracuje, by „zasłużyć” na nową siedzibę. Dzięki temu rozwiązaniu Ministerstwo będzie mogło uruchomić dotację celową – połowę kwoty na budowę Teatru szacowaną na 300 mln zł. Drugą połowę sfinansuje Miasto Poznań.  

Cieszymy się z każdego etapu, który przybliża nas do powstania nowej siedziby, ale nie popadamy w euforię. Mamy nadzieję, że uda się szybko ogłosić i rozstrzygnąć przetarg, wybrać doświadczonego i solidnego wykonawcę, wkopać pierwszą łopatę i… koniec zwieńczy dzieło.  

Jakie możliwości otworzy przed Teatrem Muzycznym ta nowa inwestycja? 

Chcemy być dumą nie tylko mieszkańców Poznania, ale też całego powiatu i województwa, integrować lokalną społeczność. W ostatnich latach wielu Wielkopolan odwiedzało instytucje kultury we Wrocławiu, Katowicach, Szczecinie, Berlinie czy Warszawie – mamy nadzieję, że kierunek będzie odwrotny. Na pewno pomoże w tym perfekcyjna lokalizacja – 3 min od dworca PKP i PKS, tuż przy stacji Pestki i przystanku kolei metropolitalnej. 

Wiemy, że nowa siedziba, dzięki efektowi nowości, przyciągnie publiczność, która do tej pory w ogóle nie uczestniczyła w życiu teatralnym. Chcemy być też miejscem, które żyje przez cały dzień, gdzie poza spektaklami odbywają się warsztaty dla dzieci i dorosłych, gdzie magnesem poza sztuką jest też restauracja, kawiarnia i czytelnia, w której można np. odebrać książkę z Biblioteki Raczyńskich. Nowy Teatr ma być również  miejscem, w którym będą się zaczynać i kończyć poznańskie festiwale. Chcemy dzielić się tą nową przestrzenią ze społecznikami – fundacjami i stowarzyszeniami działającymi w podobnym do naszego obszarze. Druga scena pozwoli nam natomiast grać równolegle inne przedstawienia – także te dla najmłodszych widzów. 

Będziemy też mogli zaproponować publiczności inny komfort oglądania spektakli, z nagłośnieniem, multimediami i oświetleniem na najwyższym światowym poziomie.  

Przemysław Kieliszewski

Jak ważne było dla Was, aby w Poznaniu powstał największy teatr muzyczny w Polsce? 

Choć w konkursie liczba miejsc na głównej scenie została określona w przedziale od 900 do 1200, od początku optowaliśmy za opcją 1200 i nie jest to przejaw megalomanii. Wiemy na przykładzie obecnej siedziby jak dodatkowe 30 miejsc, o które udało mi się powiększyć widownię, może ważyć na zyskowności spektaklu. Jeśli główna scena Teatru Muzycznego w Gdyni ma 1100 miejsc, a bilety wyprzedają się na pniu, to i nam uda się zapełnić 1200. W końcu do Poznania można dojechać z czterech stron świata, a do Gdyni tylko z trzech. (śmiech) Szacujemy, że dotychczasowa liczba widzów wzrośnie z ok. 90 tys. do 280 tys. rocznie.  

Pod względem marketingowym te 100 dodatkowych miejsc i fakt, że będziemy mogli zaprosić widzów do największego teatru muzycznego w Polsce, nie jest bez znaczenia. 

Jakie trzy spektakle, które mogliśmy zobaczyć w Teatrze Muzycznym w minionym roku, cieszyły się największą popularnością? 

Od 5 lat absolutnym rekordzistą jest „Zakonnica w przebraniu”, którą obejrzało już 65 tys. widzów. Jako pierwsi w Europie kontynentalnej, zaraz po West Endzie, zdobyliśmy licencję na przygotowanie tego spektaklu i z pewnością jeszcze na długo pozostanie w naszym repertuarze. 

Na wyróżnienie zasługuje też spektakl „Virtuoso” o Ignacym Janie Paderewskim, który powstawał w naszym Teatrze od początku, wraz z twórcami ze Stanów Zjednoczonych, miał swoją premierę także w Warszawie i został zarejestrowany przez telewizję. Rzadko się zdarza, aby spektakl historyczny opowiadał z taką lekkością o życiu człowieka, którego znamy albo wydaje nam się, że znamy ze zdjęć, nagrań czy podręczników. Dialog Piłsudskiego z Paderewskim w drugim akcie to absolutnie uniwersalna opowieść o Polsce. 

W minionym roku największym sukcesem okazał się „Kombinat” z piosenkami Grzegorza Ciechowskiego i Republiki, z niełatwym przesłaniem, traktujący o zniewoleniu jednostki przez systemy. To spektakl nie tylko dla fanów Grzegorza Ciechowskiego. Pozyskaliśmy dzięki niemu wielu nowych entuzjastów. Bilety bardzo szybko się wyprzedają, będziemy go grali znów w lutym.

Przemysław Kieliszewski

Proszę opowiedzieć o planach Teatru na 2022 r. Na jakie premiery widzowie powinni zarezerwować sobie czas? 

Pod koniec kwietnia zaplanowaliśmy premierę „Wypożyczalnia snów” z piosenkami Urszuli Sipińskiej w nowych aranżacjach. Przygotowujemy go we współpracy z samą autorką, wspaniałą poznanianką, która w 2022 roku obchodzi swój jubileusz, 75. urodziny, więc będzie to prezent od naszego teatru i miasta. Chcemy, by piękne przeboje jednej z ikon polskiej piosenki lat 60-80., wybrzmiały na nowo. 

Kolejny spektakl – „IRENA” – nawiązuje do historii jednej z wielkich postaci XX w. – Ireny Sendlerowej. Autorem scenariusza są Piotr Piwowarczyk i reżyserka filmowa Mary Skinner, autorem piosenek laureat nagród Pulitzera i Grammy Mark Cambell, a muzyki – jedyny polski laureat Grammy – Włodek Pawlik. Reżyserem będzie natomiast Brian Kite, wykładowca i dziekan znakomitej uczelni UCLA w Los Angeles, który ma na swoim koncie wiele musicali w USA. Słowem – wspaniali twórcy i materiał, który nas zachwycił. Mamy nadzieję, że projekt ten otworzy 27. sierpnia festiwal teatralny, który przygotowujemy. 

Co roku powiększa się grono sponsorów Teatru – to często duże, rozpoznawalne w całym kraju marki. A jaką formę współpracy może Pan zarekomendować poznańskim małym i średnim firmom? 

Rzeczywiście. Od 2021 roku dołączył do nas m.in. Powiat Poznański, a naszymi najwierniejszymi partnerami są od lat spółka Aquanet, poznański deweloper UWI, który szczególnie wspiera projekty dla najmłodszych widzów, PKO BP, PZU, Enea 

czy Totalizator Sportowy. Przy okazji budowy nowej siedziby chcemy rozszerzyć współpracę z Aquanetem – powstanie m.in. zbiornik retencyjny, z którego woda będzie wykorzystywana do zasilania parku za teatrem.  

Małych i średnich przedsiębiorców zachęcamy, aby zaprosili swoich pracowników czy klientów do teatru i zaplanowali dla nich z naszą pomocą spotkanie przed lub po spektaklu. To sprawdzona formuła, która pozwala pracownikom czy klientom spotkać się w dobrym, emocjonalnym kontekście przedstawienia. 

Jaką publiczność przyciąga obecnie Teatr Muzyczny? 

Musical jest gatunkiem popularnym, nie mamy z tego tytułu powodów do kompleksów. I choć jesteśmy teatrem rozrywki, to nie unikamy rozmowy z widzami o ważnych tematach, czego przykładem jest choćby spektakl „Kombinat”. Najważniejsze jest dla nas, aby widzowie, przychodząc do Teatru Muzycznego, zawsze mieli pewność, że jakość wszystkich elementów spektaklu – tekstu, reżyserii, muzyki, całego show – będzie na najwyższym poziomie. 

Dla mnie osobiście teatr musicalowy jest odkryciem ostatnich 10 lat. Wcześniej interesowałem się bardziej muzyką klasyczną i operą. Kiedy powierzono mi funkcję dyrektora Teatru Muzycznego, miałem być przede wszystkim menedżerem zmiany. Ale ten musicalowy świat całkowicie mnie pochłonął, bo mówi językiem dzisiejszego widza, a emocje w nim są prawdziwe. Trochę jak z operą w czasach Mozarta czy Rossiniego, kiedy ludzie wychodzili ze spektakli, śpiewali arie, bo ta muzyka była pozbawiona elementu sztuczności – aktualna, z ich świata, z ich estetyki.  

Mam takie specjalne krzesło w Teatrze z dobrym widokiem nie tyle na scenę, co na widownię i oglądając spektakl po raz piąty czy szósty skupiam się na reakcjach widzów. Kiedy widzę, że barczysty, dwumetrowy facet zaczyna płakać, to wiem, że magia teatru działa. Wspólne, pozytywne emocje, które przeżywamy w teatrze są nam bardzo potrzebne. W czasach kiedy w sferze publicznej jest dużo złych emocji, teatr musi być antidotum. Oby skutecznym.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski|Przemysław Kieliszewski
REKLAMA
REKLAMA

10 lat Why Thai w Poznaniu. Michał Niemiec | Czy osiągnąłem sukces? Ciągle mi mało!

Artykuł przeczytasz w: 14 min.
10 urodziny WHY THAI


Kiedy 10 lat temu wprowadził kuchnię tajską do Poznania, był prekursorem w branży gastronomicznej. Michał Niemiec, właściciel Why Thai, przy okazji 10. urodzin restauracji opowiada o swojej drodze do sukcesu, kulisach budowania marki i o tym, jak gastronomia stała się jego życiową pasją – pomimo że życie pchało go w objęcia ogrodnictwa, straży pożarnej, a nawet muzyki… Dziś Why Thai świętuje dekadę i rozwija nowy koncept, który na nowo odkrywa polską kuchnię.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Michał Musiał

Jadasz coś innego niż kuchnia tajska?

MICHAŁ NIEMIEC: (śmiech) Oczywiście, że tak! Zdradzę Ci tajemnicę, że w sumie to jadam jej już niewiele. (śmiech) Jak to mówią, co za dużo, to niezdrowo – nawet najlepszą kuchnią świata można się w końcu przejeść. Ale zawsze próbuję nowych dań, pilnuję standardów, czy chcę czy nie chcę, bo w końcu to moja praca i pasja – muszę wiedzieć, co serwuję i dbać o to, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

Skąd zamiłowanie do kuchni i gotowania?

Miłość do kuchni zaszczepiła we mnie moja babcia, która świetnie gotowała, potem moja mama, dodatkowo mój wujek był kucharzem. A ja od najmłodszych lat towarzyszyłem im podczas przygotowywania posiłków. Pamiętajmy, że były to lata 80-te, gdzie normą było gotowanie w domu, kuchnia tętniła życiem i była miejscem, które scalało całą rodzinę. Obserwowałem, jak z prostych składników można stworzyć coś wyjątkowego, a wspólne gotowanie było okazją do rozmów i budowania więzi. To właśnie wtedy zrozumiałem, jak wielką radość może dawać przygotowywanie posiłków dla innych.

Babcia i mama wspierały Cię w Twojej rodzącej się wówczas pasji?

One tak, tata niekoniecznie. (śmiech) Jego marzeniem było, abym poszedł w jego ślady i przejął po nim gospodarstwo ogrodnicze. Przez wiele lat hodował róże, dodatkowo był prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej, więc jak już pogodził się z tym, że ogrodnikiem nie zostanę, to pojawił się pomysł, abym został strażakiem, a dodatkowo zapisał mnie na lekcje gry na saksofonie, bo trzecim wyborem była kariera muzyka. (śmiech) Ale to wszystko nie było dla mnie. Moim przeznaczeniem jest gastronomia.

Michał Niemiec Why Thai

Ale w rodzimym gospodarstwie ogrodniczym jednak trochę pracowałeś…

Nie miałem wyjścia. (śmiech) Jednak zawsze uciekałem w stronę sztuki gotowania. Kilka lat spędziłem, pracując w hotelach orbisowskich, a następnie ukończyłem Wyższą Szkołę Hotelarstwa i Gastronomii. To był czas, kiedy turystyka dopiero raczkowała, a Polska zaczynała otwierać się na świat. Dzięki zagranicznym praktykom mogliśmy poznawać nowe smaki i wprowadzać je na nasze stoły, co było niezwykle inspirujące. Po śmierci rodziców wróciłem do Kalisza, parę lat prowadziłem gospodarstwo, zostałem nawet radnym, ale to nie była moja droga. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę – wybrałem gastronomię. Choć z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że praca w gospodarstwie niczego mi nie dała – przede wszystkim nauczyła mnie ciężkiej pracy i szacunku do tego, co samodzielnie się wypracuje. Te doświadczenia ukształtowały mój charakter i nauczyły wytrwałości, która później okazała się kluczowa w budowaniu mojego miejsca w gastronomii.

Jakie było to ostatnie 10 lat dla Ciebie?

Na pewno bardzo pracowite, pełne wyzwań i intensywnego rozwoju. To czas, który nauczył mnie wytrwałości oraz elastycznego podejścia do różnorodnych wyzwań. Były trudne chwile, ale również wiele radości płynącej z osiągnięć i pokonywania barier. Pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie, a także nasze lokalne trudności, takie jak niekończący się remont Starego Rynku, uświadomiły mi, jak istotna jest zdolność adaptacji. Te wydarzenia stanowiły poważny test, a jednocześnie stały się impulsem do działania i poszukiwania nowych dróg w obliczu zmian.

Mija właśnie 10 lat, kiedy powstał pierwszy lokal Why Thai. Jak wspominasz początki, bo zdaje się, że pierwszym pomysłem, była kuchnia włoska. Co zaważyło na zmianie strategii?

To prawda. Why Thai w Poznaniu świętuje właśnie swoje 10-te urodziny, ale cała grupa ma już 12 lat. Pierwszy lokal powstał w Warszawie dlatego, że w Poznaniu nie mogłem znaleźć odpowiedniej lokalizacji. Lokal znalazł się w Warszawie, więc niewiele się zastanawiając, wyruszyłem na podbój stolicy. Nie mając zupełnie wiedzy na temat tamtejszego rynku gastronomicznego, poszedłem na żywioł. (śmiech) I faktycznie początkowo moim pomysłem było otworzenie restauracji z włoskim jedzeniem, ale Warszawa była wówczas już naszpikowana włoskimi smakami, więc z czysto biznesowego punktu widzenia, zmieniłem koncepcję i postawiłem na kuchnię tajską. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Warszawa wiele mnie nauczyła i na pewno dała solidne podwaliny pod biznes w Poznaniu. Z takich ciekawostek powiem Ci, że kiedy po dwóch latach prowadzenia biznesu w Warszawie postanowiłem wrócić na rodzime wielkopolskie podwórko, tu i ówdzie było słychać głosy, że to warszawska firma otwiera knajpę w Poznaniu. (śmiech) A było zupełnie odwrotnie. Jestem wielkopolaninem, pochodzę z Kalisza, więc to Poznań ruszył na podbój Warszawy, a nie odwrotnie. (śmiech) 

Michał Niemiec Why Thai

Pierwszy lokal powstał w Warszawie, potem kolejne w Poznaniu. Warszawa to miasto globalnych korporacji, międzynarodowej społeczności, tam kuchnia tajska pewnie nie była niczym dziwnym. Jednak Poznań, miasto bardziej kulinarnie konserwatywne, ze swoją nieśmiertelną kaczką po poznańsku. Nie obawiałeś się rodzimego rynku?

Poszedłem za ciosem warszawskiego sukcesu i nie miałem większych obaw co do tego, jak poznaniacy przyjmą kuchnię tajską, choć faktycznie była ona dość egzotyczna. Myślę, że duży wkład w popularyzację światowych, a zwłaszcza azjatyckich smaków, miały wtedy lokale z sushi, które w tamtym czasie zaczęły zdobywać w Poznaniu dużą popularność. Dzięki nim klienci byli już otwarci na nowe kulinarne doświadczenia i gotowi spróbować czegoś nieco innego. Dziś myślę, że w tym miejscu, w którym my byliśmy 10 lat temu, jest kuchnia koreańska, którą dopiero poznajemy i oswajamy, podobnie jak wtedy kuchnię tajską. To pokazuje, że kulinarne gusta w Polsce cały czas ewoluują, a klienci są coraz bardziej otwarci na nowe smaki i nieznane wcześniej tradycje kulinarne. W tamtym czasie tajska kuchnia wydawała się egzotyczna, dziś jest dla wielu naturalnym wyborem. 

Czy są jakieś wspomnienia lub historie z początków Why Thai, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Wspominam ten czas jako okres niezwykle intensywnej pracy. Przygotowując się do otwarcia lokalu w Warszawie, pracowałem po 350-370 godzin miesięcznie. Gdy warszawska restauracja zaczęła funkcjonować stabilnie, bez chwili wytchnienia ruszyłem z przygotowaniami do otwarcia lokalu w Poznaniu. Lokal przy ulicy Kramarskiej, w którym mieścimy się do dzisiaj, przeszedł generalny remont, więc w zasadzie kursowałem non stop pomiędzy Warszawą i coraz lepiej prosperującym tam lokalem, a Poznaniem i lokalem w remoncie. (śmiech) Sam remont przebiegł dość szybko i w miarę bez większych trudności, ale ja byłem koszmarnie zmęczony, a mój organizm domagał się odpoczynku. Przyjaciele przekonali mnie, że przed samym otwarciem muszę odpocząć i w końcu dałem się namówić na tydzień urlopu, który pozwolił mi złapać oddech przed kolejnym wyzwaniem, jakim było otwarcie. Pamiętam też wydarzenie z 2015 roku, które na długo zapisało się w mojej pamięci – pękła rura w ulicy i zalała nasz lokal. Co gorsza, stało się to w Boże Narodzenie, więc odkryliśmy problem dopiero po świętach. Piwnica była zalana po sufit, sprzęty zniszczone, a restauracja wymagała generalnego odmalowania. Przez trzy miesiące walczyliśmy, żeby wszystko naprawić i przywrócić lokal do życia. To była jedna z tych sytuacji, które uczą pokory, cierpliwości i tego, że w gastronomii zawsze trzeba być gotowym na niespodziewane wyzwania.

Za oryginalne, tajskie smaki w Why Thai odpowiadają rodowici Tajowie. Już od samego początku zdecydowałeś się zatrudniać kucharzy z Tajlandii, aby zapewnić autentyczność potraw. To nie jest łatwa droga. 

Mam chyba trochę szczęścia w życiu. (śmiech) Mój znajomy, którego żona pochodzi z Tajlandii, bardzo pomógł mi w rekrutacji kucharzy bezpośrednio stamtąd. Dzięki jego wsparciu udało się nie tylko załatwić wszystkie formalności, ale znaleźć prawdziwych mistrzów, którzy zarówno znają techniki tajskiej kuchni, jak i przekazują jej autentycznego ducha. To było wyzwanie, ale kluczowe dla utrzymania najwyższej jakości i prawdziwości naszych dań. Nasza Szefowa Kuchni Mala, pracuje z nami już 10 lat…

Michał Niemiec Why Thai

Czy widzisz różnicę w podejściu Polaków do kuchni tajskiej 10 lat temu i teraz? Czy przez te lata zmieniły się gusta klientów lub ich oczekiwania względem autentycznych smaków Azji?

Bardzo! I to bardzo dobrze! Pamiętam, kiedy otworzyliśmy pierwszą restaurację w Poznaniu, nie mogliśmy przygotowywać dań w takiej ostrości, w jakiej oryginalnie występują, bo dla naszego poznańskiego podniebienia to było zdecydowanie za dużo. (śmiech) Dziś pad thai czy kurczak słodko-kwaśny podawane w Why Thai, smakują tak samo jak w Tajlandii – autentycznie i bez kompromisów w kwestii przypraw czy ostrości. Klienci stali się bardziej otwarci na intensywne smaki, a także świadomi tego, czym naprawdę jest kuchnia tajska. To ogromna zmiana w porównaniu do początków, kiedy musieliśmy dostosowywać przepisy, aby były bardziej neutralne i łagodniejsze.

Ile dzisiaj jest restauracji w sieci?

Obecnie w skład sieci Why Thai wchodzą dwie restauracje z obsługą kelnerską – Why Thai Food & Wine w Warszawie oraz w Poznaniu. To miejsca, które łączą elegancję z autentycznymi tajskimi smakami, oferując gościom wyjątkowe kulinarne doświadczenia. Dodatkowo, półtora roku po otwarciu poznańskiej restauracji, narodził się koncept Why Thai Express. To zupełnie inny pomysł, skierowany do osób ceniących szybkie i wygodne rozwiązania w stylu street food. Why Thai Express specjalizuje się w daniach na wynos, zachowując przy tym charakterystyczną dla sieci jakość i smak autentycznej kuchni tajskiej. Takich punktów mamy w Poznaniu trzy, co pozwala nam pokryć swoim zasięgiem całe miasto. Cała sieć zatem to pięć restauracji.

Michał Niemiec Why Thai

Z perspektywy 10 lat działalności, co uważasz za największy sukces Why Thai? Co według Ciebie sprawiło, że klienci pozostają lojalni wobec Waszych restauracji?

Kiedy prowadzisz własny biznes, praca staje się codziennością, a sukces nie jest czymś, o czym myślisz na co dzień. Dla mnie prawdziwym sukcesem są ludzie, z którymi pracuję, bo bez nich niczego bym nie zrobił. To oni tworzą atmosferę tego miejsca. No i nasi klienci – ci, którzy wracają do nas od lat, polecają nasze restauracje swoim bliskim i wciąż obdarzają nas zaufaniem. Czy czuję, że sam osiągnąłem sukces? Szczerze mówiąc, nie patrzę na to w ten sposób. Ciągle mi mało. (śmiech) O wiem! Mam już dzisiaj struktury tak poukładane, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie na krótki odpoczynek – i to jest mój osobisty sukces! (śmiech)

Co słyszysz od swoich gości?

Słyszę, że jest smacznie i świeżo. W końcu hasło „najlepszy pad thai w mieście” nie wzięło się znikąd! W naszej kuchni używamy wyłącznie świeżych produktów i oryginalnych, tajskich składników. Nie idziemy na skróty ani nie pracujemy na zamiennikach – autentyczność smaku jest dla nas priorytetem i to właśnie doceniają nasi goście.

A Twoja ulubiona potrawa?

Nie będę zbyt oryginalny, (śmiech) oczywiście, pad thai! To klasyka, która nigdy mi się nie znudzi. Ale jeśli miałbym wskazać coś mniej oczywistego, to zdecydowanie khao soi – potrawa pochodzącą z rodzinnego miasta naszej szefowej kuchni. To danie niezwykle aromatyczne i sycące, będące czymś pomiędzy zupą a drugim daniem. Składa się z makaronu zanurzonego w intensywnym curry, mięsa wołowego, kiszonek, świeżych warzyw i chrupiącego makaronu na wierzchu. Każdy kęs to eksplozja smaków, która zawsze przenosi mnie na chwilę do Tajlandii.

Michał Niemiec Why Thai

Gastronomia w Polsce przechodziła przez różne okresy, w tym przez trudności związane z pandemią. Czy doświadczenia ostatnich lat wpłynęły na strategię Why Thai? Co się zmieniło, a co pozostało takie samo?

Przede wszystkim poukładaliśmy strukturę. Dzisiaj zatrudniam 75 osób, a to już wymagało stworzenia jasnego podziału obowiązków i zbudowania solidnego systemu zarządzania. Zależało mi, aby każdy członek zespołu wiedział, za co odpowiada i miał przestrzeń do rozwoju. Od początku istnienia restauracji w Poznaniu, nie czułem się dobrze z tym, że w restauracji z obsługą kelnerską realizujemy również wynosy. Dostawcy wpadali do restauracji jak przeciąg, zakłócając atmosferę, którą chcieliśmy stworzyć dla gości jedzących na miejscu. To powodowało pewien chaos i wpływało na komfort tych, którzy przyszli, aby cieszyć się posiłkiem w spokojnym otoczeniu. Stąd dość szybkie powstanie Why Thai Express, które w pandemii okazało się zbawienne, bo kiedy inni restauratorzy dopiero uczyli się wynosów, my tę strukturę mieliśmy już zbudowaną. Dziś widzę, że dużo większym wyzwaniem niż pandemia, jest inflacja. Ceny produktów poszły mocno w górę, koszty utrzymania lokali wzrosły, a portfel klienta nie jest z gumy… Ale to, co pozostało niezmienne, to dbałość o jakość, autentyczność naszych potraw i budowanie relacji z gośćmi, które zawsze były fundamentem naszej marki.

Twoim nowym dzieckiem jest Restauracja OT.Warta, koncept zupełnie inny niż Why Thai. Co zainspirowało Cię do jej otwarcia?

To było szalone! (śmiech) Ale byłaś tam i przyznasz, że jest pięknie?

Jest pięknie, ale to zupełnie inna bajka niż Why Thai. Wszystko tam jest odmienne od tego, co spotykam w Why Thai. Inny wystrój, inna kuchnia, inne smaki, inna filozofia. Potrzebowałeś zmiany?

Bardzo! Odkryłem to miejsce podczas spaceru z psem i od razu wiedziałem, że chcę tam mieć restaurację. OT.Warta mieści się w zabytkowym budynku Łazienek Rzecznych nad Wartą, które w latach 20. i 30. były jednym z najpopularniejszych miejsc w Poznaniu – przed wojną dziennie odwiedzało je nawet 5000 osób, bo znajdowały się tam miejskie kąpieliska. Niestety, przez lata miejsce popadło w zapomnienie, ale dziś, dzięki modernizacji, odzyskało swój dawny blask. Dla mnie to ogromna satysfakcja, że mogę być częścią tej nowej historii, przywracając to miejsce poznaniakom w zupełnie nowej odsłonie. Miejsce znajdujące się 15 minut spacerem od Starego Rynku, pełne historii, niepowtarzalnego uroku i wyjątkowego charakteru. Kto tam raz zawita, zakocha się w tym miejscu. Gwarantuję.

To powiedz jeszcze, jaką kuchnię serwuje OT.WARTA?

Poznaniacy znajdą tam polską kuchnię w nowoczesnym wydaniu, inspirowaną dawnymi przepisami zaczerpniętymi ze starych książek kucharskich. To dania, które nawiązują do tradycji, ale są podane w sposób współczesny, z wykorzystaniem najwyższej jakości lokalnych składników. Dzięki temu goście mogą odkrywać klasyczne smaki na nowo, w odświeżonej i kreatywnej formie.

Gdzie znajdujesz inspiracje do rozwoju swoich restauracji i wprowadzania nowych pomysłów? Rozwinąłeś sieć, otworzyłeś OT.WARTĄ, podejmujesz odważne decyzje. Skąd czerpiesz pomysły na to, jak dalej rozwijać swoje marki?

To chyba moja domena, że kiedy mam chwilę wolnego czasu, zaczynam intensywnie myśleć o nowych pomysłach. (śmiech) A tak na poważnie, wszystko wynika z mojej pasji do gastronomii – choć czasem mam wrażenie, że nie zawsze jest to miłość odwzajemniona. (śmiech) Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy jestem w ruchu i mogę tworzyć nowe rzeczy. To właśnie ten dynamizm, poszukiwanie nowych wyzwań i chęć odkrywania, co jeszcze można zrobić, napędzają mnie do działania.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
10 urodziny WHY THAI
REKLAMA
REKLAMA