Paulina Domowicz | Instagram dał mi drugie życie

Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|

Poznanianka bezgranicznie kochająca swoje miasto. Szczera, bezkompromisowa, nieowijająca w bawełnę. Od 10 lat prowadzi na Instagramie konto, które zgromadziło 65 tysięcy obserwujących. Nie boi się trudnych tematów, nie unika zabierania głosu w tematach uznawanych za tabu. Spotkałyśmy się w jej ukochanym Starym Browarze, gdzie przy pysznym śniadaniu Paulina Domowicz znana pod nickiem @pauli331 opowiedziała mi o początkach swojej pracy z Instagramem, o mozolnym budowaniu zaufania wśród swoich obserwatorek, miłości do mody i niechęci do słowa „influencerka”.

Czy Polki są dobrze ubrane? 

PAULINA DOMOWICZ: Na pewno coraz lepiej, jednak wciąż dominuje wśród Polek uwielbienie do niemodnych stylizacji często zatrzymanych w czasie, przyciasnych ubrań i garsonek, w których wyglądamy jak własna matka. Niestety na każdym wyjeździe zagranicznym jestem w stanie rozpoznać dziewczynę z Europy Wschodniej z kilometra. Ulice świata wyglądają dzisiaj inaczej niż statystyczna mieszkanka naszego kraju i postawiłam sobie za cel edukować kobiety, pokazywać światowe trendy. Chciałabym, aby Polki nareszcie zaczęły się ubierać na światowym poziomie. 

Udaje się? 

Różnie, ale się nie poddaję! (śmiech)

Paulina Domowicz @pauli331

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z social mediami? Z Instagramem?

Może ciężko w to uwierzyć, ale przed erą Instagrama byłam kurą domową. (śmiech) Dziś nikt w to nie wierzy, ale tak dokładnie było! Zajmowałam się domem, dziećmi i zupełnie mnie to nie uwierało. Moi rodzice rozstali się kiedy byłam mała, w wielkiej przyjaźni – ale jednak rozstali. Może stąd we mnie chęć stworzenia domu. Tak też się stało. Zawodowo pracowałam dość krótko, bo mając 27 lat urodziłam pierwszą córkę Millę, poświęcając się jej w zupełności. Po sześciu latach pojawiła się druga córka Natasza i mój pobyt w domu z dziećmi znów nabrał rozpędu. Ponownie zaczął się wir pieluszek, zabawek, obiadków itd. A, że wielkich ambicji zawodowych nie miałam, aby zostać bizneswoman – spełniałam się w tej roli wiele lat… Byłam typową kochaną kurką domową i to dość mocno zakompleksioną.

Aż trudno mi w to uwierzyć… 

Naprawdę tak było. Uważałam siebie za ostatnią nogę do robienia jakichkolwiek biznesów, nigdy nie miałam do tego drygu, a przynajmniej tak wtedy się czułam.

Paulina Domowicz @pauli331

A co sprawiło, że rozpoczęłaś działalność influencerską na Instagramie? 

Przypadek! Zawsze lubiłam modę, ciuchy, babskie tematy modowe i urodowe, do tego potrafiłam się dobrze ubrać, dobrać dodatki. Ale robiłam to tylko i wyłącznie na własny użytek. I wówczas przyszła do mnie moja 12-letnia córka i pokazała mi Instagram. Wyjaśniła mi do czego służy ta platforma. Okazało się, że jest niesamowitym źródłem stylizacji i nowości modowych. Powoli odważyłam się publikować swoje zdjęcia i bach! Przyjęło się! Na moje konto codziennie przybywało coraz więcej kobiet. A musimy sobie też jasno powiedzieć, że ówczesny Instagram, wyglądał zupełnie inaczej niż ten dzisiejszy. Nie było wielu obecnych funkcji – „szufladki” czy słynne DM – możliwość wysyłania bezpośrednich wiadomości, niewidocznych dla innych czy obecnego stories. Nie było też aż tylu polskich modowych kont. Wstawiało się zdjęcie i tyle. Więc mogę powiedzieć, że jestem z gwardii dinozaurów, które rozpoczynały polski Instagram. (śmiech) Bo właśnie minęło 10 lat odkąd jestem na nim obecna. 

Jaka zatem przyświecała Ci myśl, kiedy zdecydowałaś się otworzyć konto na Instagramie? Myślałaś o tym, że stanie się to Twoją pracą? Twoim zawodem? I że w trakcie tych lat staniesz się jedną z najpopularniejszych instagramerek w Poznaniu? 

Tak naprawdę robiłam to z początku tylko dla siebie, dla inspiracji. Kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze komentarze pomyślałam, że mogę również inspirować inne kobiety. Mój styl stał się rozpoznawalny, a moim znakiem „firmowym” są ukochane przez mnie ciężkie buty noszone do sukienek. I tworząc stylizację i wrzucając posty, zyskiwałam kolejnych obserwujących i tak konto rosło i rośnie do dziś. 

Paulina Domowicz @pauli331

A pamiętasz tę chwilę kiedy nastąpił boom? Czy konto wystrzeliło w górę w jakimś konkretnym momencie? 

Nie było takiego momentu. To był zupełnie naturalny, organiczny rozwój. Lubię porównywać rozwój mojego kanału do otwierania się pąków kwiatowych – nic nie jest w stanie przyspieszyć pełnego rozkwitu kwiatów – i tak samo było u mnie. Wszystko miało swój czas, nie było żadnego cudownego środka, który spowodował, że przez noc moje konto nagle w sposób nadnaturalny urosło. To też był taki czas, kiedy Instagram rósł w siłę sam w sobie, przybywało użytkowników i w sposób naturalny lajkowali oni mój profil. Mało tego – prowadziłam Instagram i miałam już około 15.000 obserwujących, a moje najbliższe przyjaciółki w ogóle o tym nie wiedziały! Instagram to był taki mały świat, który dopiero się rozwijał. Mogę śmiało dzisiaj powiedzieć, że na Instagramie miałam drugie życie. (śmiech) W realnym życiu miałam jedne przyjaciółki, a na Instagramie rosnącą, obserwującą mnie społeczność. 

Z raportu agencji badawczej IQS wynika, że 21 mln Polaków śledzi profil lub kanał przynajmniej jednego influencera. I tu chciałabym się na chwilę zatrzymać. Czy sama siebie nazywasz infuencerką? A może celebrytką?

Nie lubię słowa influencer, bo w ostatnich latach nabrało ono bardzo pejoratywnego wydźwięku, choć sama definicja influencera jest dość miła. Przede wszystkim bardzo wyraźnie rozróżniam celebrytę od influencera. Z perspektywy marki, nie ilość obserwujących jest ważna, a ich jakość – czyli zaangażowanie. Bo możesz mieć kilkunastotysięczne konto, aIe bardzo zaangażowaną społeczność, która skoczy za Tobą w ogień. A zauważono ostatnio, że celebryci z milionowymi kontami są często obserwowani z ciekawości, ale nie są w żaden sposób sprzedażowi. Jest kilku celebrytów sprzedażowych, ale jest to zdecydowana mniejszość. Więc ja raczej zaliczam się do puli influencerów. (śmiech) Choć zdarza się, że słyszę, że mój zawód postrzegany jest przez pryzmat „wciskania kitu” czy też wręcz, że nie jest to zawód, a ja nie pracuję, tylko „leżę i pachnę”. Niestety wielu kobietom wydaje się, że to, co robię nie wymaga żadnego wysiłku i że wszystko przychodzi mi łatwo. 

Paulina Domowicz @pauli331

Usłyszałaś „idź do normalnej pracy”?

Tak, wiele razy. Zawsze odpowiadam, że chętnie się zamienię choćby na dobę z takim krytykantem. Odkąd marki zaczęły postrzegać Instagram jako dobry kanał dla swojego marketingu, nie tylko ja, ale całe mnóstwo innych obecnych na Instagramie dziewczyn, stałyśmy się ich ambasadorkami. I to fantastyczne uczucie, ale wiąże się po pierwsze z dużą odpowiedzialnością, za to, co się pokazuje na swoim profilu, ale przede wszystkim z ogromem pracy. Wiąże się z odpowiadaniem na setki, jeśli nie tysiące wiadomości od swoich obserwatorek, z korespondencją z markami, z wymyślaniem stylizacji, które przypadną do gustu innym kobietom. A przecież zależy mi na tym, aby zrobić to najlepiej jak potrafię. Więc muszę dobrze wyglądać, świeżo, być umalowana, ale przede wszystkim muszę mieć pomysł na te rzeczy, które przychodzą od różnych marek. To praca, która jest bardzo angażująca. Bo po każdym filmie czy relacji przychodzi natychmiastowy odzew od obserwatorek. I te wspomniane setki wiadomości, na które trzeba odpowiedzieć. 

Odpowiadasz na wszystkie zapytania? 

Bez wyjątku. Czasem mogę czegoś nie wiedzieć, i mówię wówczas, że nie wiem. Ale uważam to za przejaw szacunku wobec dziewczyn, które mnie obserwują. Bo ja istnieję dzięki nim. Często dostaję wiadomości prywatne, że jestem jedną z nielicznych influencerek, jeśli już trzymamy się tej terminologii, która zawsze odpowiada na pytania. Ale to wymaga ogromu czasu, który często „wykradam” mojej rodzinie. 

Paulina Domowicz @pauli331

No właśnie jak to jest z tą rodziną w kontekście Twojej pracy? Odrywasz się czasem od telefonu? Czy masz taki czas, który jest tylko dla Ciebie i najbliższych? Czy dzielisz się każdą chwilą ze swoimi obserwatorami, czy jednak zostawiasz coś tylko dla siebie? 

To trudny temat, bo moi bliscy często się denerwują, kiedy siedzę z nosem w telefonie. Nawet czas spędzany z rodziną dzielę pomiędzy nich a moje instagramowe życie. Mam nieodpartą potrzebę pokazania światu pięknych miejsc, wspaniałego jedzenia czy cudownych zachodów słońca. Nie wszystko co dzieje się na moim profilu jest związane ze współpracą komercyjną z markami, zdarza się też, że jeśli coś mnie zachwyci, sama z siebie chcę się tym podzielić. I myślę, że te emocje, które są we mnie, to jest to, co najbardziej kochają i doceniają moje obserwatorki. 

Wspomniałaś o 10 latach istnienia na Instagramie. Ciekawi mnie kiedy rozpoczęła się współpraca z markami? Kiedy marki zaczęły Cię zauważać? I czy jest coś takiego, czego nigdy nie pokazałabyś na swoim profilu? Masz dzisiaj 65 tysięcy obserwujących. To ogromna odpowiedzialność za słowa, za pokazywany produkt. 

Współpraca z markami to kwestia ostatnich 4-5 lat. Tak jak wspomniałam, marki zaczęły zauważać Instagram jako skuteczne narzędzie sprzedaży i starać się pozyskać nas – dziewczyny z Instagrama jako ambasadorki swoich produktów. Jednak mam naczelną zasadę współpracy z firmami czy markami. Wszystkie rzeczy, które pokazuję na swoim koncie to produkty, których sama używam. Każda współpraca rozpoczyna się od przesłania do mnie testowych partii produktów i zdarza się, że produkt nie spełnia moich oczekiwań. Zatem jeśli nie spełnia moich, to nie spełni także oczekiwań moich dziewczyn. Przecież polecając innym produkt biorę za niego odpowiedzialność i muszę być przekonana o jego jakości. Nie pokazałabym też za żadne pieniądze stylizacji, które zrobią z moich dziewczyn kobiety przebrane, a nieubrane. A takich samozwańczych stylistek z naprawdę dużymi kontami jest sporo… Zdarza mi się też już dzisiaj odmawiać współpracy ze względu na brak czasu… Propozycji mam coraz więcej, a czasu coraz mniej. 

Paulina Domowicz @pauli331

Którą współpracę wspominasz najmilej?

Cenię sobie każdą współpracę. Ale kiedy pojawiam się na billboardach Starego Browaru, czy udzielam krótkiego wywiadu dla Vogue, przy współpracy z wielką marką medycyny estetycznej, jestem szczęśliwa podwójnie. 

O swoich obserwujących mówisz pieszczotliwie „moje dziewczyny”. Masz konto mocno sprofilowane pod kobiety, ale czy zatem nie ma wśród twoich obserwatorów w ogóle mężczyzn? 

Najnowsze statystyki z mojego kanału mówią, że wśród tych 65 tysięcy obserwatorów 7% stanowią mężczyźni. Na szczęście mało. 

Na szczęście? 

Duże profile prowadzone przez dziewczyny wrzucające dużą ilość zdjęć, potencjalnie mogących „zachęcać” facetów, otrzymują dwuznaczne propozycje, albo co gorsza zdjęcia, delikatnie mówiąc, różnych części ciała. Niestety nadal istnieje jakaś grupa mężczyzn, która jeśli zobaczy na ekranie swojego smartfona dziewczynę reklamującą chociażby strój kąpielowy, daje sobie przyzwolenie na tego typu akcje. U mnie na szczęście zdarza się to rzadko, dlatego „na szczęście”. 

Paulina Domowicz @pauli331

A hejt? Spotyka Cię? 

Hejt jest wpisany w moją pracę. Wybrałam sobie taki zawód, który mnie bardzo mocno upublicznia. Mnie najbardziej, ale w jakiejś części także moją rodzinę. Nie jestem anonimowa, mam męża, mamę, córki, które siłą rzeczy w jakiejś mierze na moim profilu również się pojawiają. Obserwujące mnie dziewczyny widzą, że nie jestem tylko ładnie umalowaną panienka z Instagrama, która chce im coś sprzedać, ale że mam dokładnie te same problemy co one. Tak samo choruję, tak samo miewam gorsze dni, czy dopadają mnie problemy dnia codziennego. Ale ten medal ma dwie strony. Z jednej – pokazuję, że jestem taką samą kobietą jak one, z drugiej tak mocne „odkrycie się” wydobywa z ludzi jakieś pokłady frustracji. I jakaś część obserwujących decyduje się na nieprzychylne komentarze dotyczące stricte mnie czy moich bliskich. 

Co wobec tego słyszysz? Niech zgadnę. Że wciskasz kit?

To wyobraź sobie słyszę właśnie najrzadziej! Sporo nasłucham się na temat swojego wieku. 

Od kobiet??? To gdzie to słynne wsparcie kobiet?

Od kobiet. Dowiaduję się, że jestem stara i już czas się zająć czymś innym. Tak jakby funkcjonowanie w social mediach musiało mieć limit wiekowy. Komentowany jest mój wygląd czy kwestie poprawiania urody. Za chuda, za gruba, za mały biust, za duży biust. Zawsze znajdzie się dobry powód do wetknięcia szpili. To jeden rodzaj hejtu. Ktoś przychodzi i wylewa na mnie wiadro swoich frustracji. Ale jest też inny rodzaj hejtu. Nazywam to hejtem w białych rękawiczkach – niby dobrze, ale nie do końca. Niby pochwała, ale jednak krytyka. Niby się zgadzam, ale zrobiłabym inaczej. To mój profil, robię jak czuję, jak zechcę. Nikt nikogo na siłę na moim koncie nie trzyma. Nie jestem zupą pomidorową, nie muszę smakować każdemu. 

Paulina Domowicz @pauli331

Jak sobie z tym radzisz?

Ten ordynarny, wylewany na mnie jak kubeł pomyj – po prostu blokuję i usuwam. Nie dyskutuję. Ten drugi – różnie – zdarza mi się wejść w „niby miłą” dyskusję. 

Boli?

Teraz już nie. Dzisiaj już po mnie to spływa. Ale nadal zadziwia mnie jak wiele w kobietach jest niechęci, czasem wręcz nienawiści do innych kobiet – zupełnie sobie obcych! Mieszkamy w Poznaniu, to nie jest kilkumilionowa metropolia. Tu ludzie się znają. I kiedy dociera do mnie sygnał, że jakaś kompletnie obca mi kobieta, siedząc u jednego czy drugiego fryzjera czy kosmetyczki zupełnie beż żadnego skrępowania wypowiada słowa pełne nienawiści o mnie – jestem zdumiona. Bo nienawidzić kogoś tylko za to, że jest? Że istnieje? Pytasz o wsparcie kobiet – nie chcę nikogo urazić, bo sporo dziewczyn na pewno wzajemnie się wspiera i ma w sobie oparcie – ale istnieje też całkiem spora grupa takich, które tylko patrzą jak „dowalić” innej. Na szczęście w całej masie moich obserwatorów „dobrych ludzi jest więcej”. Ale wystarczy spojrzeć co dzieje się pod postami kont o kilkumilionowych obserwatorach. To prawdziwe szambo.

Dotknęłaś bardzo istotnej kwestii, czyli wpływu social mediów na ludzi. Social media są w mojej opinii jednym wielkim influencerem. Mogą zrobić wiele dobrego, czego przykładem były pierwsze tygodnie inwazji Rosji na Ukrainę, gdzie dzięki socialom wiedzieliśmy, jaka pomoc i gdzie jest potrzebna, ale potrafią wyrządzić też wiele złego. Potrafią zaszczuć, wpłynąć na wynik wyborów. Zręcznie wykorzystane stają się niebezpiecznym narzędziem.  

Social media mają ogromną moc i potencjał. Z jednej strony to jest wspaniałe. Zarówno pod kątem szybkiego dostępu do informacji, jak i szybkiej możliwości reakcji na czyjąś prośbę. Jednak jak zawsze – w rękach nieodpowiednich ludzi mogą stać się narzędziem manipulacji. Niech przykładem będzie modny ostatnio trend na pseudo rozwój osobisty. Internet, a co za tym idzie social media wykorzystywane wyłącznie w celach zarobkowych przez pseudo trenerów, czy jakże modnych ostatnio couchów, terapeutów duchowych i tym podobnych, naciągających ludzi, obiecujących im złote góry, oczyszczenie, oświecenie i czego tam jeszcze nie wymyślą, jest niczym innym jak oszustwem. Praktykowanym przez ludzi bez żadnego wykształcenia w tym kierunku, bez żadnego doświadczenia w pracy z ludzi wymagającymi pomocy psychologicznej. Często ci ludzie sami potrzebują pomocy i myślą, że skoro przeczytali jedną książkę o samorozwoju i byli na jednym onlinowym szkoleniu to mogą „uzdrawiać” innych. To szkodliwe. Duchowość stała się towarem za duże pieniądze. A Internet w tym pomógł. I to jest najbardziej przykre. Szukajmy pomocy u fachowców, osób z wieloletnim doświadczeniem i wiedzą a nie w Internecie. 

Paulina Domowicz @pauli331

Jak zatem zostać influencerem/influencerką? Czy jest to jeszcze możliwe? 

Dla wielu marek marketing influencerski jest najważniejszym elementem ich strategii marketingowej. Po pierwsze nie jest to drogie w porównaniu do chociażby kampanii telewizyjnej, której koszty są niemożliwe do przełknięcia dla mniejszych firm. Influencerzy wraz z markami tworzą symbiozę, która opłaca się zarówno jednej, jak i drugiej stronie. Zbudowanie zaangażowanej społeczności na pewno nie jest łatwe. Nie jest tak, że dzisiaj otwierasz konto i postanawiasz, że od dzisiaj mnie obserwujesz i co najważniejsze ufasz mi. Bo tu nie chodzi o ilość obserwujących, ale o ich zaufanie, które buduje się czasem latami. Oczywiście wszystko jest możliwe, jeśli jest się cierpliwym i konsekwentnym, bo dziś konkurencja jest już bardzo duża. 

Zatem gdzie jest klucz? 

Myślę, że w autentyczności. Mogę mówić o sobie – nie boję się mówić rzeczy, które nie są wygodne. Otwarcie zabieram głos w ważnych sprawach, staram się być również społecznie zaangażowana. Mój profil jest dla każdej kobiety z każdym portfelem. Nie skupiam się wyłącznie na bardzo drogich markach, pokazuję stylizacje na każdą kieszeń – bo każda z moich dziewczyn niezależnie od poziomu zamożności zasługuje na to, aby dobrze wyglądać. 

Paulina Domowicz @pauli331

Obserwuje Cię 65 tysięcy głównie kobiet, a kogo Ty obserwujesz? 

Przede wszystkim patrzę na profile modowe top blogerek ze świata. Interesuje mnie, co nosi ulica. Dzisiaj trendów nie wyznaczają aktorki ani nawet wielkie domy mody. Dzisiaj trendy wyznacza ulica. I to top blogerki z Nowego Jorku, Paryża czy Mediolanu są dla mnie inspiracją. Ale przede wszystkim mam swój styl i myślę, że nawet jako babcię z siwą głową będzie mnie można rozpoznać po stylu ubierania się. (śmiech) Jest kilka kont typu Ulice Nowego Jorku czy Ulice Tokyo i to jest dla mnie największa kopalnia inspiracji. Lubię patrzeć na ludzi ubranych bez zadęcia, bez epatowania metkami, często wyrażających swoje emocje i to kim są poprzez to, co mają na sobie. 

Jesteś poznanianką i mocno wspierasz Poznań na swoim profilu. 

Kocham Poznań i wspieram z całej siły poznańskie biznesy. W pandemii starałam się jak mogłam, aby pokazywać dania na wynos z poznańskich restauracji, które nie miały wówczas lekko. Zakochałam się w lokalnych serach Serce Jadzi, które jako zwykła konsumentka po postu kupiłam. A ponieważ się w nich zakochałam pokazałam na swoim profilu i poszło! Lokalne wyroby, jeśli tylko zdobędą moje serce, na pewno zawsze i z całych sił będę wspierać. A podobno jestem skuteczna! (śmiech)

A ulubione miejsca w Poznaniu?

Sołacz. Bez dwóch zdań. Bardzo chciałaby tam mieszkać, nawet kiedyś było blisko spełnienia tego marzenia, ale nie wyszło. Może jeszcze będzie okazja. Bardzo mnie cieszy jako poznaniankę przywracanie dawnej świetności starym budynkom, czego przykładem jest chociażby Stara Drukarnia obok Bałtyku. Nie podobają mi się z kolei takie koszmarkowe „rewitalizacje” jak chociażby Galeria MM na Świętym Marcinie. Generalnie nie podoba mi się też to, co się stało z ulicą Święty Marcin. Uważam, że potencjał tego miasta jest totalnie niewykorzystany, a w ostatnich latach wręcz przeciwnie. To, co dzieje się w centrum miasta powoduje, że nikt nie chce tam przyjeżdżać, co skutkuje masowym upadaniem funkcjonujących tam lokalnych restauracji czy sklepów. 

Czy Twoja szafa pęka w szwach? 

Moja szafa… gdybym chciała trzymać wszystkie te rzeczy, które bym chciała, to musiałabym mieć drugi dom. (śmiech) Dlatego regularnie organizuję wyprzedaż szafy, bo nie jestem w stanie pomieścić wszystkiego w swoim domu. (śmiech) Zostawiam sobie ukochane ciuchy, które stanowią dla mnie bazę stylizacji, a całą resztą obdarowuję swoje córki czy też sprzedaję po naprawdę korzystnych cenach. A to ciuchy niejednokrotnie nowe, raz założone. 

KamilaKarpinskaPhotography17

To na koniec muszę. Team buty czy team torebki?

Nie no! Team buty! Torebek trochę też mam, nie ukrywam, ale team buty zdecydowanie! Ale nie pytaj, ile mam par…Czy teraz ja mogę Ci zadać pytanie?

Śmiało! 

Dlaczego ze wszystkich influencerek poznańskich, zdecydowałaś się porozmawiać właśnie ze mną? 

Rzadko mnie przepytują, jestem raczej po drugiej stronie długopisu (śmiech). Ale de facto sama odpowiedziałaś już na to pytanie. Przede wszystkim – autentyczność. I podobnie jak ja – nie malujesz trawy na zielono. Mówisz jak jest, nie ubarwiając rzeczywistości i nie boisz się wygłaszać swoich poglądów. A ja to bardzo cenię! 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|Paulina Domowicz @pauli331|
REKLAMA
REKLAMA

Anna Schulz | Pomagam tworzyć przyjazne miejsca pracy

Artykuł przeczytasz w: 16 min.


Przyjazne i skuteczne miejsce pracy może wydawać się nieosiągalnym celem, zwłaszcza w korporacyjnym świecie. Jednak Anna Schulz, która przez lata zarządzała zasobami ludzkimi w globalnych firmach, doskonale wie, jak połączyć efektywność z dobrym samopoczuciem zespołu. Bogate doświadczenie we wspieraniu kadry managerskiej pozwala jej dzisiaj pomagać liderom w tworzeniu środowisk pracy, gdzie ludzie czują się docenieni, są zaangażowani, a organizacja odnosi sukcesy. I jak przekonuje, klucz do sukcesu leży w zrozumieniu, że zadowolony i zmotywowany zespół stanowi fundament trwałych wyników oraz zdrowej, dynamicznej organizacji.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Małgorzata Przybylska

Przyjazne miejsce pracy, dla wielu brzmi jak utopia. Powiedz, czym jest dla Ciebie przyjazne miejsce pracy i czy jego stworzenie jest w ogóle możliwe?

ANNA SCHULZ: Z pewnością jest to możliwe. Jednak, aby stało się faktem, konieczna jest zmiana myślenia wśród kadry zarządzającej. Wciąż dominuje przekonanie, przekazywane z pokolenia na pokolenie liderów i przedsiębiorców, o tradycyjnym podejściu do zarządzania ludźmi. Przełamanie tego schematu wymaga głębokiej zmiany mentalnej oraz otwartości na nowoczesne, bardziej efektywne metody. Jeśli mówimy o stworzeniu przyjaznego miejsca pracy, dodałabym do tego jeszcze słowo „skuteczne”. A jakie to jest miejsce? To takie, które jednocześnie przynosi korzyści pracodawcy, klientom i pracownikom, biorąc pod uwagę potrzeby wszystkich stron.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić…

Żadna zmiana nie przychodzi łatwo. Jeśli chcemy poprawić swój styl życia, regularnie chodzić na siłownię, zdrowo się odżywiać, napisać e-booka czy założyć firmę, musimy być gotowi na to, że będzie to wymagało ogromnego wysiłku, zwłaszcza w zakresie zmiany sposobu myślenia. Podobnie jest w pracy z ludźmi – kluczowe jest zrozumienie, że prawdziwa zmiana nie polega wyłącznie na nowych działaniach czy korzystaniu z instrukcji albo czyichś rad, ale przede wszystkim na transformacji naszego podejścia. Tylko wtedy będziemy w stanie skutecznie inspirować innych, budować głębsze relacje i osiągać trwałe, wartościowe rezultaty.

Zawodowo konsultujesz przedsiębiorców w obszarach związanych z komunikacją, polityką personalną. Opowiedz trochę o swoim doświadczeniu zawodowym, bo jest ono imponujące.

Swoje życie zawodowe związałam z wielkimi korporacjami z branży fast fashion. Pierwsze pięć lat spędziłam w LPP, w 2005 roku dołączyłam do H&M, pracowałam w Trójmieście, Warszawie i Krakowie. Wspierałam sprzedaż z poziomu różnych stanowisk, takich jak kierownik sklepu, kontroler projektów czy regionalny kontroler i wreszcie HR. W 2011 roku przeprowadziłam się do Poznania, gdzie objęłam stanowisko dyrektorki ds. zasobów ludzkich w H&M logistics. Pamiętam, że na początku mojej pracy magazyn zatrudniał około tysiąca osób, a w ciągu zaledwie roku ta liczba podwoiła się. Po trzech latach zespół liczył już 5000 osób – i powiedzieć, że to był „żywy organizm”, to zdecydowanie za mało! (śmiech) Była to niezwykle intensywna i wymagająca praca, pełna wyzwań. Setki liderów, tysiące pracowników, związki zawodowe – tam było dosłownie wszystko! Po tych trzech latach awansowałam na poziom globalny, by ostatecznie w 2019 roku objąć funkcję dyrektorki personalnej H&M logistic w Europie Centralnej. Zarządzałam zespołami HR w Polsce, Finlandii, Niemczech, Holandii, Austrii i Szwajcarii, współtworząc i wdrażając politykę personalną dla dziesięciu tysięcy pracowników w Europie Centralnej. Dziś korzystając z tego doświadczenia doradzam menedżerom operacyjnym i przedsiębiorcom w podejmowaniu decyzji personalnych w obszarach rekrutacji, zarządzania wynikami, zaangażowania i rozwoju pracowników, rozwoju kompetencji przywódczych, transformowaniu konfliktów, wprowadzania zmian organizacyjnych czy budowania polityki wynagrodzeń.

20240508 ASch 2

Jak sama mówisz, „wystarczy 10-15 osób, żeby się dobrze pokłócić”, a w przypadku tak ogromnych zespołów, to o konflikty, różnice zdań i wyzwania komunikacyjne nietrudno. Jak udawało Ci się zarządzać tymi napięciami i utrzymać efektywność oraz harmonię w zespole liczącym tysiące osób?

Przede wszystkim stawiałam i nadal stawiam na współpracę oraz umiejętność jasnego, otwartego komunikowania się. Kluczowe było budowanie kultury dialogu, gdzie każdy mógł wyrazić swoje zdanie, bez obawy, że poniesie za to przykre konsekwencje, a problemy były rozwiązywane w sposób konstruktywny, zanim przerodziły się w większe konflikty. Tak szeroki rynek niósł za sobą niesamowitą różnorodność, wielokulturowość, a także zróżnicowane podejście do pracy i zarządzania. To naprawdę wymagało wejrzenia najpierw w siebie, odrzucenia myślenia stereotypami, a także ogromnej empatii i otwartości. Ode mnie jako dyrektorki oczekiwano więcej, co oczywiście jest absolutnie zrozumiałe. Dlatego sama odbyłam w tym czasie wiele wewnętrznych podróży, aby stać się lepszą liderką i lepiej rozumieć potrzeby zarówno zespołów, jak i indywidualnych pracowników. Te doświadczenia nauczyły mnie, że skuteczne zarządzanie to nie tylko dbanie o efektywność, ale przede wszystkim o ludzi, ich różnorodność i relacje, które budują silną, zgraną organizację. Ważnym elementem było również zaufanie do liderów oraz rozwijanie ich kompetencji w zarządzaniu zespołami. Dzięki temu, nawet w tak dużej strukturze, udawało się utrzymać efektywność i pozytywne relacje, które przekładały się na sukces całego przedsiębiorstwa.

Ale chcesz mi powiedzieć, że da się rozwiązywać konflikty w tak ogromnym zespole?

Ja nie rozwiązuję konfliktów, ja je transformuję. Przenoszę je z punktu A do punktu B. Kiedy jako naprawdę młoda dziewczyna zostałam rzucona na front rozmów ze związkami zawodowymi, to było dla mnie jak skok na głęboką wodę. Właśnie wtedy zrozumiałam, że konflikty nie zawsze trzeba rozwiązywać w tradycyjny sposób – można je przekierować, zmieniać ich energię i przekształcać w coś konstruktywnego. Nasze cele były tak różne, że mały krok do przodu już był sukcesem. Chciałabym podkreślić, że zdrowy konflikt to taki, w którym obie strony skupiają się na rozwiązaniu problemu, a nie na wzajemnych atakach. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się, że strony mają zupełnie odmienne cele, zawsze istnieje wspólny obszar, na którym zależy obu stronom. W mojej współpracy ze związkami zawodowymi takim wspólnym mianownikiem była troska o pracowników. Kiedy to zostało jasno nazwane, nasza współpraca stała się możliwa i zaczęła przynosić realne korzyści. I dlatego zamiast postrzegać konflikt jako przeszkodę, zaczęłam widzieć w nim szansę na rozwój i poprawę relacji. Ta lekcja towarzyszy mi do dziś i pomaga budować dialog oparty na zrozumieniu, a nie na walce.

Obecnie swoje zawodowe doświadczenie wykorzystujesz, pracując z liderami i przedsiębiorcami, ucząc ich, jak budować przyjazne i efektywne miejsca pracy. Jakie więc kluczowe elementy decydują o stworzeniu takiego środowiska?

Po pierwsze, trzeba stawiać na wysokie standardy pracy, jednocześnie będąc wyrozumiałym wobec ludzi. Scott Kim w swojej książce „Szef wymagający i wyrozumiały” świetnie opisuje, jak te dwie postawy mogą iść w parze. Wymagania muszą być jasno określone, ale równocześnie należy pamiętać, że każdy człowiek ma swoje potrzeby i granice. Klucz tkwi w tym, by budować zaufanie, dawać przestrzeń do rozwoju i wspierać swoich pracowników, stwarzając im warunki do osiągania najlepszych wyników, przy jednoczesnym dbaniu o ich dobrostan.

Jakie wyzwania najczęściej napotykają liderzy w zarządzaniu zespołami?

To w dużej mierze zależy od wieku lidera. Młodsi stażem liderzy napotykają inne wyzwania niż ci bardziej doświadczeni. Dla młodych największym problemem bywa budowanie autorytetu. Częstym błędem w firmach jest awansowanie najlepszego handlowca na lidera zespołu, zakładając, że jego umiejętności sprzedażowe przełożą się na zdolność zarządzania ludźmi. Niestety, taki lider często ma trudności z delegowaniem zadań, ponieważ zamiast koordynować pracę zespołu, woli wykonywać zadania samodzielnie. Natomiast starsi, bardziej doświadczeni liderzy zmagają się z wyzwaniami związanymi z zarządzaniem różnorodnością. Współczesny świat to nie tylko różnice pokoleniowe, ale także kulturowe i międzykulturowe. Liderzy muszą radzić sobie z zespołami złożonymi z osób o odmiennych narodowościach, wartościach, światopoglądach i podejściu do pracy, co wymaga od nich elastyczności, otwartości i umiejętności dopasowania się do dynamicznie zmieniającego się otoczenia.

20240821 AnnaSchulz

Jak możesz im pomóc?

Moje doświadczenie zawodowe pozwala mi skutecznie wspierać liderów w rozwijaniu kluczowych kompetencji, które pomagają im zarządzać zespołami z większą pewnością siebie i efektywnością. Pomagam im zrozumieć, jak budować autorytet nie poprzez władzę, ale przez zaufanie, spójność i empatię. Uczę, jak tworzyć efektywne zespoły, delegować zadania, aby ludzie mogli działać samodzielnie, a liderzy skupiali się na strategii i rozwoju. Przykładem tego jest współpraca z właścicielem kliniki, którego wspierałam w reorganizacji struktury i wdrożeniu nowego oprogramowania do monitorowania efektywności pracowników, czy praca z dyrektorem szkoły, którego wspieram w zarządzaniu zespołem, bo podwoił swoją liczebność w ciagu 3 lat. Mam też doświadczenie we wspieraniu dyrektorki żłobków w budowaniu relacji z pracownikami i rodzicami, jak również współpracę z menedżerką firmy produkcyjnej, której pomagam w restrukturyzacji i prowadzeniu trudnych rozmów z pracownikami. Dodatkowo, doradzam dużej firmie zmagającej się z problemami po nieudanej akwizycji i nieprawidłowym wdrożeniu systemu SAP, co odbiło się na efektywności pracowników. Na co dzień doradzam we wprowadzaniu zmian organizacyjnych, wspieram liderów w radzeniu sobie z różnorodnością, pokazując, jak wykorzystać te różnice jako siłę napędową, a nie przeszkodę. Chciałabym też wspomnieć, że HR-owo prowadziłam wdrożenie systemu SAP dla 5 tysięcy pracowników. Proces trwał rok i był intensywnie przygotowywany, a jego sukces opierał się na zrozumieniu ludzkich obaw i umiejętności ich pokonania. Pomagałam liderom z sukcesem przeprowadzać takie zmiany wielokrotnie. Dzięki temu managerowie, z którymi pracuję, nie tylko lepiej zarządzają, ale także tworzą środowiska sprzyjające współpracy i innowacyjności. Dodatkowo współpracuję z zespołami jako konsultantka i trenerka. Pokazuję, jakie kompetencje liderskie będą najważniejsze w świecie AI. A w mojej ofercie znajdują się także kursy online, które umożliwiają elastyczne podejście do nauki.

Czym różni się budowanie skutecznych zespołów w międzynarodowych korporacjach od mniejszych, lokalnych firm?

Przede wszystkim skalą i podejściem do procesów. W dużych organizacjach struktury są bardziej złożone, a formalne procedury są niezbędne do zarządzania tysiącami pracowników. Te same procesy przeniesione do małych firm, gdzie zespół liczy kilka czy kilkanaście osób, często okazują się zbyt skomplikowane i niepraktyczne. W mniejszych firmach kluczowe i możliwe jest bardziej elastyczne podejście, szybkie podejmowanie decyzji i bliskie relacje w zespole, co w znaczący sposób podnosi tempo działania. Istotny jest też lokalny kontekst, który w małych firmach odgrywa większą rolę – łatwiej angażować się w lokalne środowisko i dostosować do specyfiki rynku. Choć doświadczenie wyniesione z korporacji jest cenne, w małym biznesie konieczne jest budowanie procesów od podstaw, z uwzględnieniem lokalnych potrzeb i możliwości zespołu.

Jakie strategie rekomendujesz liderom, aby budować zaufanie i otwartą komunikację w zespole?

Kluczową strategią jest prowadzenie przejrzystej i klarownej komunikacji. To nie oznacza, że lider powinien dzielić się wszystkimi swoimi obawami czy wątpliwościami z zespołem, ale również nie może popadać w skrajność i pozostawiać ludzi w niepewności. Brak informacji rodzi domysły, a ludzie mają naturalną tendencję do tworzenia własnych historii, jeśli nie otrzymują jasnych wyjaśnień dotyczących powodów podejmowanych decyzji czy działań. Dlatego tak ważne jest wyważone, ale szczere informowanie zespołu o celach i intencjach. Drugą kluczową strategią jest spójność. Lider musi być konsekwentny w swoich słowach i działaniach. Jeśli mówię jedno, a robię coś zupełnie innego, tracę wiarygodność. Zespół szybko zauważy brak zgodności między deklaracjami a rzeczywistością, co podważy zaufanie. Dlatego tak ważne jest, aby słowa lidera były w pełni odzwierciedlone w jego decyzjach i zachowaniach. Spójność buduje autorytet i wzmacnia relacje w zespole.

Współpracujesz z ekspertami z różnych dziedzin choćby takich jak neurobiologia. Dlaczego? Czy znajomość procesów neurobiologicznych pomaga liderom lepiej zrozumieć reakcje i zachowania swoich pracowników? A może też albo przede wszystkim swoje?

W zarządzaniu, podobnie jak w wielu innych dziedzinach, pojawiają się różnorodne trendy. Jednak należy podchodzić do nich ostrożnie, ponieważ nie zawsze pasują do specyfiki naszego biznesu czy otoczenia. Neurobiologia, w przeciwieństwie do tych chwilowych tendencji, nie jest modą, lecz nauką. Tradycyjnie odnosi się do biologicznych dyscyplin zajmujących się badaniem układu nerwowego, jednak w szerszym, współczesnym rozumieniu obejmuje również wszystkie dziedziny nauki badające mózg, czyli centrum naszych reakcji, emocji i zachowań. Zrozumienie, jak działa mózg, daje mi głębszy wgląd w procesy międzyludzkie, zarówno moje własne, jak i moich pracowników. Nasz mózg jest zaprogramowany, by chronić nas przede wszystkim przed zagrożeniami fizycznymi, ale współcześnie pełni również rolę obrony przed psychicznym dyskomfortem. W sytuacjach stresowych to on decyduje, jak reagujemy, dlatego tak ważne jest rozumienie tych mechanizmów w kontekście zarządzania zespołem.

20240821 AnnaSchulz024 2

W Twoim bio znalazłam informację, że masz za sobą wiele szkoleń, kursów. Bardzo zainteresował mnie temat empatycznej komunikacji. Życie przedsiębiorcy nie jest często usłane różami. Odnoszę wrażenie, że ostatnia rzecz, jaką mają w głowie, to empatia. No i druga rzecz, czy empatii w relacjach da się nauczyć?

Empatyczna komunikacja to niezwykle ważny temat, szczególnie w świecie przedsiębiorców, gdzie codzienne wyzwania i presja często sprawiają, że empatia schodzi na dalszy plan. Masz rację – życie przedsiębiorcy to często nieustanna walka o czas, wyniki i efektywność, więc empatia może wydawać się luksusem, na który brakuje miejsca. Jednak paradoksalnie, to właśnie empatia może być kluczem do budowania trwalszych i bardziej efektywnych relacji, zarówno w zespole, jak i z klientami. Najważniejsze jest jednak to, że empatia to nie tylko współczucie czy zrozumienie, ale również umiejętność aktywnego słuchania i działania, które wspiera drugą osobę. Tą osobą może być klient, pracownik, wspólnik. W kontekście przedsiębiorczości oznacza to zdolność balansowania między zrozumieniem wyzwań innych, a zachowaniem zdrowych granic i dbaniem o realizację celów. Ale równie istotna jest empatia wobec samego siebie, ponieważ to ona stanowi fundament naszej emocjonalnej równowagi. Jeśli nie potrafimy okazać zrozumienia i wsparcia sobie, trudno będzie nam autentycznie wykazać empatię wobec innych, gdyż nasze wewnętrzne braki będą odbijać się w relacjach z otoczeniem. Empatia stała się dziś kluczowym imperatywem biznesowym, nie tylko w kontekście relacji międzyludzkich, ale również jako element budowania zaufania, lojalności i długotrwałego sukcesu firmy. Przedsiębiorstwa, które potrafią zrozumieć potrzeby i emocje zarówno swoich pracowników, jak i klientów, zyskują przewagę konkurencyjną, tworząc bardziej zaangażowane zespoły i głębsze relacje z klientami.

Jakie znaczenie ma równowaga między pracą a życiem osobistym liderów? I jak oni mogą ją osiągnąć?

Uważam, że to fundament efektywnego przywództwa. Aby móc w pełni skupić się na zawodowych wyzwaniach, liderzy muszą zadbać o harmonię w życiu prywatnym. Osobiście przekonałam się, jak trudne może być wyznaczenie granic, zwłaszcza że z mężem, pochodzimy z tego samego środowiska korporacyjnego. Często po godzinach pracy wracaliśmy do służbowych spraw, co na dłuższą metę okazało się wyczerpujące i niezdrowe, zarówno dla nas, jak i dla naszych relacji. Z czasem zrozumiałam, że ciągła dostępność i brak odpoczynku nie sprzyjają ani efektywności, ani dobremu samopoczuciu. Klucz do balansu to świadome wyznaczanie granic, dbanie o przestrzeń na życie prywatne i regenerację, a także umiejętne delegowanie zadań. Tylko w ten sposób można zachować energię, zapał do pracy i jednocześnie cieszyć się pełnią życia poza nią.

Co doradziłabyś przedsiębiorcom, którzy dopiero rozpoczynają budowanie swoich zespołów?

Aby rozpoczynając budowanie swojego zespołu, jasno odpowiedzieli sobie na pytanie: jakiego efektu oczekuję po zatrudnieniu pracownika i w jaki sposób pierwszy oraz kolejni członkowie zespołu mają mnie wesprzeć w realizacji celów. Zrozumienie tego, co chcą osiągnąć, pozwoli im precyzyjnie określić, kogo potrzebują i jakie wartości powinny dominować w firmie. Zespół to nie tylko suma umiejętności, ale przede wszystkim ludzie, którzy powinni podzielać wizję i cele przedsiębiorcy. Jeśli sami, jako przedsiębiorcy, nie mamy pełnej jasności co do naszych celów i oczekiwań, trudno będzie to zrozumieć pracownikom. Dlatego zrozumienie tych kwestii na poziomie lidera jest kluczowe – tylko wtedy pracownicy będą mogli wspierać nas w dążeniu do sukcesu i efektywnie realizować swoje zadania. Kluczowe jest także, aby od samego początku inwestować w dobrą komunikację i kulturę współpracy. Jasno sprecyzowane oczekiwania, otwartość na różnorodne punkty widzenia oraz budowanie zaufania to fundamenty skutecznego zespołu. Lider nie tylko powinien wyznaczać kierunek, ale także dawać przykład, tworząc przestrzeń, w której każdy członek zespołu może rozwijać swoje talenty i czuć się częścią wspólnej misji.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA