MIŁOSZ BRONISZ | Woda w starciu z kamieniem wygra nie dzięki sile, a dzięki wytrwałości.

Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz

Na pytanie o plany życiowe odpowiada: a ile mamy czasu? Ma 17 lat i uczy się w liceum Króla Dawida. Mówi, że cieszy się, bo przyszedł na świat tak wyjątkowy i dzięki temu może inaczej doświadczać życia. Dojrzały ponad wiek. Średniej nie liczy, bo nie ma potrzeby sprawdzać się w ten sposób. Nie ma przedmiotu, którego nie lubi. Śmieje się, że jego narodziny były mocnym przeżyciem, a w życiu z nim nie da się nudzić. Od Nicka Vujicica nauczył się, że może kochać i być kochanym.

Kiedy się poznaliśmy byłeś o 8 lat młodszy i opowiadałeś, że jako przykład spełnionego człowieka, mama pokazała Ci australijskiego mówcę Nicka Vujicica, który tak, jak Ty urodził się z tetraamelią. Czego wtedy nauczyłeś się od niego?

Miłosz Bronisz: Od początku był dla mnie inspiracją. Pokazał mi, jak wiele możliwości mam przed sobą i że jeśli tylko chcę, i naprawdę w to wierzę, mogę mieć szczęśliwe życie. Zobaczyłem, że to, co mogłoby się wydawać ograniczeniem, może być moją siłą. Nick pokazał mi, że na każdy problem jest inna metoda, że chodzi o cechy, które pozwalają nam sobie z nim poradzić. Jedną z nich jest wytrwałość, choć moja mama powiedziałaby, że raczej jestem uparty. (śmiech) Druga to pewien rodzaj otwartości na coś zupełnie innego w życiu i szukanie rozwiązań. Nick miał żonę i dzieci. Jeździł, występował, uprawiał sporty. Nauczyłem się więc od niego wierzyć w to, że mogę pokochać i być pokochanym, stworzyć rodzinę i spełniać w życiu swoje marzenia. Niezależnie od tego, czy mam ręce i nogi, czy też, jak Nick – nie mam.

Miłosz Bronisz

Kiedy poprosiłam Cię o podzielenie się w mojej książce swoją historią („Być sobą. Żyć tak, by niczego nie żałować” Przyp. autorki), powiedziałeś, że cieszysz się, że urodziłeś się tak wyjątkowy, bo dzięki temu możesz inaczej doświadczać życia. Czego nie doświadczyłbyś, gdybyś urodził się w pełni sprawny fizycznie?

Miłosz Bronisz: Trzeba zacząć od tego, że ja zupełnie nie wiem, kim byłbym teraz, gdybym urodził się osobą w pełni sprawną. Być może inni nie zwracaliby na mnie takiej uwagi, jak teraz. Ludzie obserwują moje zachowanie, dzieci komentują, są ciekawi, co mam do powiedzenia. Gdybym był sprawny, zapewne nie miałbym tak głębokich przeżyć i przemyśleń, którymi mogę się dziś podzielić. Nie sądzę, że byłbym też tak wytrwały jak teraz, że byłbym tak bardzo otwarty na innych ludzi. Można powiedzieć, że gdyby nie moja niepełnosprawność, to byłbym zupełnie innym człowiekiem.

Nie robiłbyś na przykład wykładów i wystąpień dla dzieci w szkołach?

Wiesz, to może duże słowo „wykłady”, raczej powiedziałbym, że kiedy już przemawiam, to staram się opowiadać i dawać życiowe przykłady. Ale tak, owszem, podejrzewam, że wtedy nie mówiłbym do ludzi, nie inspirował ich i w ogóle nie wiem, jaki miałbym wtedy z nimi kontakt. Moja niepełnosprawność w pewnym sensie pcha mnie do otwartości i muszę też umieć poprosić o pomoc. To zmienia perspektywę i otwiera.

Miłosz Bronisz

Twoje dłonie zastępuje stopa. Czego nauczyłeś się z życiowych czynności, do których zazwyczaj używa się rąk?

To jest dobre pytanie, bo jakby się tak zastanowić, to dla mnie jest to codzienność. Nie widzę w tym nic niezwykłego, że ktoś robi coś dłońmi, a ja moją jedną stopą. Czasami słyszę: „o wow, malujesz stopą, jesz, myjesz zęby stopą!”. To jakby ktoś wziął przypadkową osobę na ulicy i powiedział jej: „wow, potrafisz jeść ręką!”. Ale przyznaję, że ludzie są zafascynowani tym, że umiem zrobić coś po prostu całym sobą: gdzieś wejść, dostać się, wykonać to, co wydaje im się niemożliwe z perspektywy kogoś, kto nie ma rąk i nóg. Jestem wdzięczny za to, co umiem, to jakiś mały dla mnie powód, by czuć pewien rodzaj dumy i zadowolenia z siebie, że faktycznie coś potrafię. Największą satysfakcję mam wtedy, gdy nauczę się czegoś nowego, co jest przydatne w tym moim życiu.

To w takim razie do czego potrzebujesz drugiej osoby, czego nie zrobisz sam?

Wtedy kiedy trzeba zrobić coś na wysokości, sięgnąć po coś. Wtedy potrzebuję pomocy.

Ze swoją przyjaciółką Gosią, realizujecie projekt odwiedzania kawiarni i przy kawie obserwujecie, jak są one dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Mamy progres na przestrzeni czasu?

Nie chciałbym, by zabrzmiało to pesymistycznie, ale większość miejsc nie jest dostosowana dla osób na wózkach, bo trzeba pamiętać, że wózki i niepełnosprawności są różne. Staramy się, opisując miejsca, zwracać uwagę na osoby, które poruszają się na wózkach ogólnie, a także na wózkach elektrycznych lub mają inną niepełnosprawność ruchową Trzeba jednak przyznać, że bardzo wiele zależy od ludzi, od chęci ulepszenia nie dlatego, że trzeba, ale dlatego, że właściciel chce, by jego lokal był dostępny. Chcę też powiedzieć, że często zanim wejdziemy, obsługa dostrzega nas i pyta jak pomóc, nawet jeśli infrastruktura nie jest idealna. W ludziach jest wiele życzliwości i o to tu też chodzi. Bywamy mile zaskoczeni.

Miłosz Bronisz

Powiedziałeś mi, że kiedy masz trudniejszy dzień, to pytasz: co zrobiłby Jezus, gdyby był w tej sytuacji? Czy nadal to robisz?

Teraz powiedziałbym, że bardziej czuję wewnętrzne zaufanie. W trudnych momentach myślę: „w porządku, ufam Bogu, wiem, że cokolwiek przyjdzie, to ma być częścią mojego życia”. Przyjmuję to z pełną akceptacją i wiem, że mogę iść dalej. Niektórzy nazywają to zaufaniem do Wszechświata albo do życia. To większa siła, która wie i zsyła to, czego potrzebujemy, by urosnąć.

W co wierzysz, jakie wartości są dla Ciebie ważne?

Bardzo ważne są dla mnie samodzielność, a także empatia – umiejętność czucia drugiej osoby. Ale też wewnętrzny spokój, żeby niezależnie od sytuacji potrafić z niej wyjść z najlepszym efektem, może lekcją.

Kiedy była taka sytuacja, że zaufałeś intuicji, sile wyższej?

Codziennie są. Nawet, gdy jestem w drodze na autobus i widzę, że nadjeżdża, myślę: „ok, nie będę kombinować, zdążę to zdążę”. Z jakiegoś powodu to jest, tak ma być. Przyznaję, że lubię odkładać rzeczy na tak zwaną ostatnią chwilę i w ostatnim czasie kiedy planowałem się uczyć, miałem też wizytę u ortodonty oraz zajęcia rehabilitacyjne, więc poczekałem, aż samo się rozwiąże i okazało się, rehabilitant odwołał zajęcia. Pomyślałem: „kurczę, Bóg naprawdę działa!” (śmiech) Takie sytuacje dnia codziennego są najlepszym przykładem zaufania i tego, że tę wiarę w to, że będzie dobrze – mam w sobie. Każdy z nas ją ma i warto z niej korzystać.

Kiedy się rodziłeś, rodzice wiedzieli, że nie będziesz w pełni sprawny fizycznie. Czego musieli się nauczyć?

Myślę, że obok codziennych czynności, rodzice musieli nauczyć się spokoju o moją przyszłość i także zaufania, że umiem i będę umiał sam sobie poradzić. Spokoju, że będę samodzielny. Przede wszystkim zaś na pewno musieli otworzyć się na nowe możliwości, nowe rozwiązania, zmianę podejścia do życia, większą kreatywność. Mimo wszystko takie życie wygląda trochę inaczej, więc musieli nauczyć się żyć z osobą z niepełnosprawnością. Trzeba powiedzieć, że wraz z narodzinami wniosłem sporo wyzwań i większą dynamikę. Mama jeździ ze mną na wystąpienia i też często opowiada, jak to jest radzić sobie z „innością”. Moje narodziny były mocnym przeżyciem, a w życiu ze mną nie da się nudzić. (śmiech)

Częściej korzystasz z protez czy wózka?

Wózek jest szybszy! Protez używam, gdy idę na przykład z kimś na spacer.

Kiedy widzieliśmy się wcześniej, skupiałeś się na modelach samolotów. Co jest aktualnie Twoją pasją?

Malowanie jest moim hobby i myślę, że tak zostanie, bo lubię to i dobrze mi idzie. Staram się używać najróżniejszych technik, ale najbardziej bliska jest mi praca w farbach olejnych, a w sercu zostanie akwarela, bo to od niej zaczynałem, malując ptaki. Mam do nich sentyment, bo były moimi pierwszymi obrazami i od nich zaczęło się moje poważne malowanie i wystawy. 

Miłosz Bronisz

Co jest Twoim największym osiągnięciem w życiu?

Nie mam wrażenia, że osiągnąłem nie wiadomo co, albo, że jestem nie wiadomo jaki. Myślę, że moim osiągnięciem jest to, że staram się dążyć do mojej samodzielności i nie skończyłem przyklejony do łóżka. Osiągnięciem jest to, że stale dążę do swoich celów. Może też to, co mówi mama, że jestem uparty?

Kto jest Twoim autorytetem?

Ktoś, kto potrafi poświęcić siebie dla drugiego człowieka. Mam na myśli to, że praca na rzecz innych stanowi sens jego życia, rodzaj misji i sprawia, że jest on spełniony oraz szczęśliwy. Nic nie traci z siebie, a wręcz zyskuje dzięki temu, że wykorzystuje swój potencjał dając wartość innym.

Dwa słowa od Ciebie?

Czasem ludzie mówią, że za dużo filozofuję, ale myślę, że to, co jest ważne, co warto usłyszeć szczególnie w trudniejszych chwilach – to, że nie powinniśmy się poddawać. Trzeba iść do przodu, bo niezależnie od tego kim jesteśmy i jacy jesteśmy, wszyscy jesteśmy ważni. Każdy z nas coś wnosi.

Miłosz Bronisz

Co Ty dziś powiedziałbyś Nickowi Vujicicowi?

Nie jestem pewien, czy mógłbym coś powiedzieć Nickowi, co byłoby dla niego ważne. Jednak teraz mógłbym już znacznie swobodniej porozmawiać i zadać więcej pytań, niż wtedy, gdy byłem prawie dzieckiem, mój angielski raczkował i byłem oszołomiony tym naszym spotkaniem. Wypytałbym go o rozwiązania i pomysły, jeśli chodzi o samodzielność. Podziękowałbym mu za to, jaki jest i jak wiele daje innym ludziom. No cóż… mówią, że porządny przytulas czasem znaczy więcej niż milion słów…

Chcesz powiedzieć, że padlibyście sobie w ramiona?

(śmiech Miłosza i Joanny)

Jakie masz plany na siebie?

A ile mamy czasu?! Są bardzo konkretne, więc mógłbym mówić sporo… Przede wszystkim marzę, żeby pójść na studia z psychologii. Czuję, że to jest kierunek dla mnie. Chcę wspierać ludzi.

A zrobiłeś coś szalonego w życiu?

Ja jestem człowiekiem spokojnym i że tak powiem, szaleństwo w moim wydaniu jest rzeczą niespotykaną. Ale jeździłem na nartach! Co w moim przypadku jest szaleństwem, bo nie mam rąk, nóg i zaufałem narciarzowi, który trzymając mnie zjeżdżał ze stoku.

Jaka jest Twoja definicja szczęścia?

Dla każdego jest czymś zupełnie innym. Dla mnie oznacza poczucie spełnienia. Zwolnienie tempa i wyjście poza koncept praca – dom, praca – dom. Szczęście to poczucie, że jest coś głębszego i można je osiągać na wiele sposobów, przez sport, malowanie. Można je rozpatrywać w kontekście szczęścia chwilowego. Moment, w którym czujemy, że jest pięknie. Tak, jak teraz leje deszcz, wszystko pachnie, a my pijemy lemoniadę pod daszkiem ulubionej kawiarni. Trzeba w życie wpleść jak najwięcej takich szczęśliwych momentów. Trzeba je dostrzec. Mi najwięcej szczęścia dają spotkania z ludźmi. Uwielbiam rozmawiać. W sumie do szczęścia niewiele potrzebuję.

Miłosz Bronisz

Kiedy był Twój najszczęśliwszy dzień życia?

To dość ciężkie pytanie, bo raczej mówię o szczęśliwości w dłuższym kontekście, a nie o chwili czy momencie. Ale dla mnie każdy dzień, który spędziłem dobrze mogę nazwać najszczęśliwszym. Mogę powiedzieć, że wtedy mam urodziny każdego dnia.

Powiedziałeś, że osoby z niepełnosprawnością miewają wyższe poczucie własnej wartości i bycia trochę oderwanym od ziemi, ponieważ nie są tak przywiązani do tego, co ziemskie, bo muszą być bardziej otwarci, by sobie radzić. Jaka jest Twoja sentencja, która mogłaby tu zostać?

Woda w starciu z kamieniem wygra nie dzięki sile, a dzięki wytrwałości. To zdanie mnie prowadzi.

Dziękuję Miłosz, to była wielka przyjemność, rozmowa z Tobą.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz|Miłosz Bronisz
REKLAMA
REKLAMA

Radosław Mączyński | DomData Z Poznania na szczyt technologicznego świata

Artykuł przeczytasz w: 17 min.
Radosław Mączyński Prezes Zarządu DomData


Radosław Mączyński, absolwent poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, w 1997 roku rozpoczął pracę w DomData jako programista. Dziś stoi na czele firmy, która zatrudnia ponad 500 osób, wspiera największe banki w Polsce i śmiało patrzy na rynek niemiecki i amerykański. Mówi o sobie, że prywatnie woli Poznań od Warszawy, uwielbia rozmowy z taksówkarzami i wierzy, że technologia powinna wspierać, a nie zastępować ludzi. O sztucznej inteligencji, wizji przyszłości i sile lokalności opowiada w rozmowie o firmie, która zmieniła zasady gry na rynku IT.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: materiały własne DomData

Jakie były początki DomData? Skąd pomysł na stworzenie firmy specjalizującej się w automatyzacji procesów biznesowych?

RADOSŁAW MĄCZYŃSKI: Historia DomData sięga trzydziestu lat wstecz, jednak specjalizacja w automatyzacji procesów biznesowych pojawiła się dopiero z czasem. Początkowo firma została założona przez niemiecki bank i jego spółki córki, którzy potrzebowali w Polsce partnera wspierającego ich działalność od strony IT. Przez pierwsze lata głównym celem DomData było świadczenie usług informatycznych na potrzeby banku i jego spółek zależnych, którzy jednocześnie pełnili rolę głównych udziałowców spółki. Dopiero później firma zaczęła ewoluować i rozwijać swoją obecną specjalizację.

Ale dzisiaj firma jest w rękach polskich. Jak to się stało, że zostałeś akcjonariuszem, a DomData zmieniła profil działalności?

Historia przejęcia DomData przez polskie ręce to wynik kilku czynników, w tym zmieniającej się strategii banku oraz globalnego kryzysu finansowego, który miał miejsce w 2008 roku. To stworzyło przestrzeń na zmiany w strukturze właścicielskiej firmy. Moja droga w DomData rozpoczęła się w 1997 roku, kiedy dołączyłem do zespołu jako programista. Z czasem awansowałem na stanowiska lidera zespołu, project managera, dyrektora jednostki, a w końcu członka zarządu. Wraz z przejęciem firmy postawiliśmy na zmianę profilu działalności i rozwój w kierunku automatyzacji procesów biznesowych, co stało się naszą specjalizacją i siłą napędową.

20250209 1716545808653

Zatem porozmawiajmy o czasach „nowożytnych”. 15 lat funkcjonowania firmy w obecnym profilu. Czy pamiętasz pierwszy projekt, który firma zrealizowała? 

Początek firmy pod nowymi rządami to było ogromne wyzwanie. Wcześniej działalność opierała się na jednym głównym odbiorcy, który w jednej chwili zniknął, pozostawiając nas w sytuacji, gdzie trzeba było wymyślić nową koncepcję, zbudować ofertę i pozyskać klientów od zera. To nie były łatwe lata – wymagały determinacji, ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia. Naszym pierwszym klientem, który nam zaufał i w pewien sposób pomógł zdefiniować nowy profil naszej działalności, był mBank. Powierzył nam stworzenie systemu automatyzującego procesy sprzedażowe, obejmującego m.in. otwieranie rachunków, sprzedaż kredytów czy wydawanie kart. Było to ambitne przedsięwzięcie, ale udało się stworzyć rozwiązanie, które spełniło potrzeby mBanku. Następnie skalowaliśmy ten system, przekształcając go w tzw. „produkt pudełkowy” – gotowe rozwiązanie, które można było zaoferować innym klientom. To był moment przełomowy, który otworzył nowy rozdział w historii DomData.

Czym dokładnie zajmuje się DomData? Jak w prosty sposób wyjaśnić Waszą działalność komuś, kto nie zna branży IT?

DomData to firma informatyczna, choć nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Obecnie, wraz ze spółkami zależnymi, zatrudniamy ponad 500 osób. Co ciekawe, większość naszego zespołu to specjaliści z różnych dziedzin, a nie tylko programiści – dzięki temu nasze rozwiązania są kompleksowe i dostosowane do potrzeb różnych branż. Naszym flagowym produktem jest platforma do automatyzacji procesów biznesowych. Chociaż skupiamy się głównie na sektorze bankowym, nasze rozwiązania znajdują zastosowanie również w innych branżach, takich jak branża energetyczna, telekomunikacyjna czy branża zarządców nieruchomości. W skrócie – usprawniamy procesy, które kiedyś były czasochłonne i skomplikowane, zamieniając je w szybkie i intuicyjne działania.

Usprawnianie procesów brzmi skomplikowanie… 

Ale wcale takie nie jest. (śmiech) Dla przykładu, kiedyś otwarcie rachunku bankowego wymagało wizyty w placówce, wypełnienia stosu papierowych dokumentów, podpisania ich długopisem, a następnie ręcznego wprowadzania danych do systemu przez pracownika banku. Był to czasochłonny i angażujący wiele osób proces. Dziś, dzięki naszym rozwiązaniom, klient może otworzyć konto samodzielnie – wystarczy, że wypełni formularz online i podpisze go elektronicznie. Nasz system automatycznie przetwarza dane, łączy się z innymi bazami i maksymalnie upraszcza całą procedurę. I to nie wszystko – nasze oprogramowanie obsługuje również wszystkie inne operacje, takie jak chociażby składanie wniosków o kredyt, zastrzeganie czy wydawanie kart czy aktualizację danych osobowych. Wszystkie te procesy, które wcześniej były długotrwałe i wymagały wizyt w placówce, teraz można wykonać szybko i sprawnie online. Dostarczamy rozwiązania, które oszczędzają czas, redukują koszty i upraszczają codzienne działania sektora bankowego. 

20250209 1 9

DomData współpracuje z dużymi graczami na rynku, takimi jak Bank Pekao, ING czy mBank. Jak zdobywa się zaufanie takich klientów?

Kluczem do sukcesu było zbudowanie solidnych fundamentów referencyjnych przy pierwszych klientach. Dostarczenie rozwiązania, które spełniło wymagania pierwszych odbiorców, sprawiło, że stali się oni naszymi ambasadorami, polecając nasze produkty i usługi kolejnym firmom. Tak właśnie zdobyliśmy zaufanie rynku. Oczywiście nie wystarczy dobry początek – równie ważny jest niezawodny produkt, który odpowiada na potrzeby klientów, zarówno funkcjonalne, jak i cenowe. Naszą dużą przewagą nad konkurencją, głównie firmami amerykańskimi, jest lokalność. Działając w Polsce, jesteśmy w stanie błyskawicznie reagować na potrzeby klientów i zapewnić wsparcie w przypadku jakichkolwiek problemów – często dosłownie „od ręki”. Projekty realizujemy z udziałem polskich specjalistów, doskonale znających lokalne przepisy i specyfikę rynku. Dzięki temu nasze rozwiązania są nie tylko skuteczne, ale także elastyczne, a decyzje i działania podejmujemy szybko. Dziś nasze oprogramowanie wspiera funkcjonowanie około 70 procent sektora bankowego w Polsce. To dla nas ogromne wyróżnienie i potwierdzenie, że lokalność, niezawodność i jakość są kluczowe w budowaniu zaufania rynku. 

Ferryt Low-Code nazwa Waszego produktu brzmi tajemniczo. Czy możesz wyjaśnić, czym jest ta platforma? 

Ferryt Low-Code to innowacyjna platforma, która zmienia sposób, w jaki tworzy się systemy informatyczne. Tradycyjnie tego rodzaju rozwiązania tworzą programiści – specjaliści po studiach kierunkowych, którzy posługują się klasycznymi językami programowania. Nasza platforma low-code działa zupełnie inaczej. Umożliwia tworzenie systemów bez konieczności kodowania w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, a raczej „low-codując”. W praktyce oznacza to, że systemy informatyczne mogą być tworzone nie przez programistów, ale przez ludzi z biznesu, którzy doskonale znają specyfikę swojej branży i wiedzą, jakie funkcjonalności są im potrzebne. Ferryt Low-Code pozwala na tworzenie systemów poprzez układanie gotowych elementów, takich jak grafy czy moduły. Dzięki temu proces jest prostszy, szybszy i bardziej intuicyjny, a tworzone rozwiązania są precyzyjnie dopasowane do potrzeb klienta. 

Ale jak rozumiem, te gotowe „pudełka” trzeba jednak napisać w języku programowania?

Oczywiście! W naszym zespole pracują programiści, ale stanowią oni około 20 procent zatrudnionych w DomData. To oni tworzą gotowe elementy, które później wykorzystywane są w naszej platformie low-code. Jednak zdecydowana większość naszego zespołu to specjaliści poruszający się w obszarach okołobiznesowych. To ludzie, którzy doskonale rozumieją potrzeby klientów, procesy oraz specyfikę branż. Dzięki temu jesteśmy w stanie tworzyć rozwiązania, które są zarówno technicznie zaawansowane, jak i idealnie dostosowane do realiów biznesowych naszych klientów.

20250209 1727893333465

Dlaczego postawiliście właśnie na taki model? Dlaczego to nie programiści odpowiadają za cały proces automatyzacji?

Ponieważ kluczowe dla sukcesu automatyzacji procesów biznesowych jest zrozumienie samego biznesu, jego intencji i specyfiki. Ludzie poruszający się w obszarze okołobiznesowym mają przewagę w tej dziedzinie, ponieważ to oni najlepiej wiedzą, jak działa dany proces, jakie są potrzeby użytkowników końcowych i jakie cele ma osiągnąć dany system. Dzięki temu, że tworzeniem rozwiązań zajmują się osoby znające biznes od środka, finalny produkt jest dużo bardziej dopasowany do wymagań klienta. Taki model pozwala nam także znacznie zredukować koszty i czas realizacji projektów. W efekcie proces jest szybszy, bardziej precyzyjny i, co równie ważne, tańszy – zarówno dla nas, jak i dla klienta.
Programiści oczywiście odgrywają swoją rolę, ale to właśnie specjaliści biznesowi, korzystając z naszej platformy low-code, przejmują większość pracy związanej z tworzeniem konkretnych rozwiązań. 

To źródło sukcesu DomData? 

Bez wątpienia, to podejście było jednym z kluczowych elementów naszego sukcesu. Łączymy wiedzę biznesową z technologicznymi możliwościami, co pozwala nam tworzyć rozwiązania maksymalnie dopasowane do potrzeb naszych klientów. Do tej pory to działało świetnie – a od niedawna dodaliśmy do tego kolejny element, który wynosi nasze możliwości na zupełnie nowy poziom: sztuczną inteligencję.

Wyprzedziłeś moje pytanie. Sztuczna inteligencja to dziś gorący temat. Jaką rolę odgrywa w Waszych rozwiązaniach?

Pokładamy w sztucznej inteligencji ogromne nadzieje, bo dostrzegamy jej ogromny potencjał w usprawnianiu procesów. AI nie tylko analizuje dane, ale również optymalizuje procesy, które dla człowieka mogłyby być czasochłonne i obarczone ryzykiem błędu. Jednym z kierunków, które szczególnie nas interesują, są tzw. asystenci lub agenci AI. To narzędzia, które odciążają pracowników od powtarzalnych zadań, takich jak ręczne wprowadzanie danych. Dziś mamy już dostępne rozwiązania, które automatycznie skanują dokumenty i zapisują odpowiednie dane w systemach, eliminując konieczność ręcznej obsługi. Dzięki temu pracownik banku może skoncentrować się na budowaniu relacji z klientem, a nie na żmudnych formalnościach. To nie tylko zwiększa efektywność, ale również wpływa na jakość obsługi – klienci otrzymują szybkie i trafne rozwiązania, a pracownicy mają więcej czasu na bardziej wymagające i twórcze zadania. Właśnie w tym kierunku widzimy przyszłość – AI wspierającą ludzi, a nie zastępującą ich.

Ściśle współpracujecie z UAM w Poznaniu, z Centrum Sztucznej Inteligencji UAM, z Wydziałem Matematyki i Informatyki. Co Wam to daje?

To bardzo korzystna współpraca, która przynosi wymierne efekty. Na Wydziale Matematyki i Informatyki UAM kształci się obecnie specjalistów w obszarze sztucznej inteligencji, pozyskując kompetencje, które są niezwykle cenne i coraz bardziej pożądane w naszej organizacji. Wspólnie z uniwersytetem realizujemy projekty badawczo-rozwojowe, które dostarczają nam cennych wskazówek dotyczących kierunków rozwoju w zakresie AI. Ten model współpracy między biznesem a środowiskiem akademickim wynieśliśmy wprost z Doliny Krzemowej, gdzie tego typu relacje są standardem. Tego rodzaju synergiczne podejście pozwala łączyć innowacyjność i praktyczną wiedzę z naukową precyzją, co przynosi ogromne korzyści obu stronom. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu umożliwia nam korzystanie z wiedzy i doświadczenia zarówno kadry profesorskiej, jak i studentów. Dzięki projektom studenckim, realizowanym pod okiem wykładowców, mamy możliwość testowania konkretnych rozwiązań na rzeczywistych danych z biznesu. Z kolei dla studentów jest to szansa na zdobycie praktycznego doświadczenia i pracy nad realnymi wyzwaniami. To obopólna korzyść – my zyskujemy świeże spojrzenie i innowacyjne pomysły, a uniwersytet oferuje swoim studentom dostęp do „żywego” materiału, co wzbogaca ich edukację i przygotowuje ich do wejścia na rynek pracy.

20250209 IMG 8511

Sam jesteś absolwentem UAM i wspomnianego Wydziału Matematyczno-Informatycznego. Do firmy dołączyłeś w 1997 roku. Jestem ciekawa Twojej perspektywy. Jak zmieniła się branża IT przez ten czas? 

Branża IT rozwija się w zawrotnym tempie, szybciej niż jakakolwiek inna. Kiedy studiowałem, podstawowym nośnikiem danych była dyskietka. (śmiech) Dzisiaj przechowujemy dane w chmurze, co oznacza, że nawet nie wiemy dokładnie, gdzie są one fizycznie zapisane. Ogromne zmiany zaszły również w sprzęcie, z którego korzystamy. Dawniej były to komputery zajmujące całe pomieszczenia, dziś każdy z nas ma w kieszeni smartfon – urządzenie niewielkie, a jednak zapewniające dostęp do niemal każdej informacji i komunikacji z dowolnym miejscem na świecie.
Jeśli jednak spojrzymy na programowanie w klasycznym podejściu, można powiedzieć, że fundamenty tej pracy pozostają zaskakująco podobne. Oczywiście zmieniło się środowisko pracy – kiedyś programista pracował w surowym, tekstowym interfejsie, a dziś korzysta z zaawansowanych, graficznych narzędzi, które oferują wsparcie na każdym kroku. Do tego doszła sztuczna inteligencja, która potrafi wygenerować fragment kodu, a czasem nawet cały program, który trzeba jedynie zweryfikować.
Największą rewolucją jest jednak rozwój platform low-code, takich jak nasz Ferryt. Pokazują one, że tworzenie oprogramowania nie musi być zarezerwowane wyłącznie dla programistów. 

A w którą stronę idziemy? 

W stronę coraz większej automatyzacji procesów programowania. Pewne działania programistów będą coraz częściej wspierane przez agentów AI, którzy są w stanie przejąć na siebie część zadań. To ogromna zmiana, która pozwala skupić się na bardziej kreatywnych i strategicznych aspektach tworzenia oprogramowania.

A dla nas? Użytkowników końcowych, jak technologia będzie zmieniać nasze życie? 

Tu obstawiam, że integralną częścią naszego życia staną się inteligentni asystenci. Ten kierunek już teraz możemy obserwować w samochodach, gdzie systemy wspierają nas w prowadzeniu – od automatycznego parkowania, przez systemy ostrzegające przed kolizjami, aż po autonomiczne pojazdy. Nasze telefony są wyposażone w asystentów głosowych, którzy mogą zapisać notatkę, zaplanować spotkanie czy zamówić jedzenie. Inteligentne domy, które nie tylko regulują temperaturę czy oświetlenie, ale też przewidują Twoje potrzeby na podstawie codziennych nawyków. W przyszłości technologia stanie się jeszcze bardziej intuicyjna i spersonalizowana. 

To dobrze? 

Zależy, co kto lubi. (śmiech) Jeśli cenisz rozmowy z taksówkarzem, może się zdarzyć, że w przyszłości już ich nie uświadczysz – bo taksówka, którą zamówisz, będzie autonomiczna, bez kierowcy. To pokazuje, że technologia wpłynie nie tylko na nasze codzienne życie, ale też na relacje międzyludzkie, minimalizując ich liczbę. Czy to dobrze? Dla mnie osobiście nie – lubię rozmawiać z taksówkarzami. (śmiech)

20240605 20240605 172300

Czy istnieje jakiś projekt, z którego jesteś szczególnie dumny?

Tych projektów na przestrzeni lat było setki, więc trudno wskazać jeden konkretny. Myślę, że jestem najbardziej dumny z całokształtu naszej pracy – z tego, co udało nam się osiągnąć jako firma. To właśnie suma naszych działań pozwoliła nam zaistnieć i ugruntować pozycję na tak wymagającym rynku, jakim jest sektor bankowy. Największą satysfakcję daje mi fakt, że byliśmy w stanie wygrać konkurencję z gigantami zza oceanu i udowodnić, że polska myśl technologiczna nie ustępuje światowym liderom. Co więcej, dzięki naszej lokalności, elastyczności i szybkiej reakcji na potrzeby klientów, często jesteśmy w stanie dostarczyć rozwiązania lepiej dopasowane i bardziej efektywne. To pokazuje, że na rynku usług programistycznych Polacy mają powody do dumy.

Główna siedziba spółki znajduje się w Poznaniu. Nie kusiło Cię nigdy, żeby przenieść firmę do Warszawy? Utarło się myśleć o stolicy jako o centrum biznesu, gdzie przy mnogości dużych graczy może być łatwiej prowadzić interesy.

Nie, zupełnie nie widzimy takiej potrzeby, a pandemia tylko to potwierdziła. Banki, z którymi współpracujemy, mają swoje centrale w Warszawie, ale ich centra operacyjne są rozsiane po całym kraju. Jako grupa działamy na terenie całej Polski, a także poza jej granicami – mamy na przykład spółkę córkę w Hamburgu, która odpowiada za rynek niemiecki. Prowadzimy również spółkę powstałą we współpracy z bankiem ING, która realizuje wysoko wyspecjalizowane usługi dla tego klienta. Nasza siedziba w Poznaniu absolutnie nie jest ograniczeniem – wręcz przeciwnie, jesteśmy lokalnym graczem z międzynarodowym zasięgiem.

Liczyłam, że powiesz, że kochasz Poznań… 

Na pewno bardzo lubię to miasto, bo daje mi wszystko, czego potrzebuję. Mamy tu teatry, lotnisko, galerie sztuki, dobre sklepy – a jednocześnie Poznań nie jest przytłaczający. Nie jest zbyt duży, nie ma wszechobecnych korków, a poruszanie się po mieście nie zabiera połowy dnia. To miasto, które jest funkcjonalne, wygodne i – co też ważne – bezpieczne. Idealne miejsce do życia i prowadzenia biznesu.

Osiągnąłeś wraz z firmą ogromny sukces. Firma zatrudnia ponad 500 osób, realizujecie projekty dla największych podmiotów na rynku bankowym. Jakie cechy charakteru są niezbędne, by prowadzić tak dynamiczną firmę? 

Na pewno kluczowe jest bycie ekspertem w swojej dziedzinie. Dzięki temu dokładnie rozumiesz, jak działa firma, a co za tym idzie, wiesz, jak skutecznie ją rozwijać. Wytrwałość w dążeniu do założonych celów również odgrywa ogromną rolę – bez niej trudno poradzić sobie w momentach wyzwań i niepewności. Ważny jest też talent do przekonywania innych do swoich pomysłów i idei. W końcu sukces firmy to nie tylko Twoje działania, ale także zespół ludzi, którzy podzielają Twoją wizję i są gotowi działać razem na rzecz jej realizacji. A o tego… trzeba też mieć szczęście. I spotkać na swojej drodze właściwych ludzi. 

20241026 Konferencja o polskich LLM ach 37

A masz jakieś „codzienne rytuały”, które pomagają w zarządzaniu?

Staram się regularnie poświęcać czas na sport, który nie tylko pozwala mi utrzymać dobrą kondycję, ale przede wszystkim pomaga oczyścić umysł i złapać dystans do codziennych wyzwań. Dodatkowo dbam o to, by regularnie ćwiczyć języki obce – czy to przez czytanie, rozmowy, czy oglądanie materiałów w innych językach. To nie tylko podtrzymuje moje umiejętności komunikacyjne na wysokim poziomie, ale też daje poczucie ciągłego rozwoju i otwiera nowe perspektywy.

A w życiu prywatnym korzystasz z najnowszych zdobyczy technologii? 

Zupełnie nie! Zdziwię Cię pewnie, ale wiesz, że nigdy niczego nie kupiłem przez Internet? 

Nie wierzę! 

A nie – przepraszam! Raz kupiłem! Samochód do remontu. (śmiech) Ale to było doświadczenie bardziej społeczne niż zakupowe. 

Jakie są największe wyzwania, przed którymi stoi DomData w najbliższych latach?

Zeszły rok był dla nas przełomowy – zdecydowaliśmy się na wejście na rynek niemiecki. To duże wyzwanie, wymagające sporych nakładów finansowych i odpowiedniego przygotowania, bo wejście na nowy rynek nigdy nie jest proste. Naszym marzeniem jest jednak pójść o krok dalej i zaistnieć na rynku amerykańskim. Niedawno wróciłem ze Stanów Zjednoczonych i z całą pewnością mogę powiedzieć, że widzę tam ogromny potencjał. Poziom digitalizacji w USA jest zaskakująco niższy niż w Polsce, co otwiera przed nami szerokie możliwości. Wyzwaniem będzie nie tylko zdobycie zaufania tamtejszych klientów, ale też dostosowanie naszych rozwiązań do specyfiki i potrzeb tego rynku. To jednak kierunek, który chcemy eksplorować, bo wierzymy, że nasze doświadczenie i elastyczność mogą być dużym atutem.

Gdybyś miał zareklamować poznaniakom DomData jednym zdaniem, co by to było?

Lata pracy w biznesie nauczyły mnie, że często szukamy rozwiązań gdzieś daleko – w innym kraju, na innym kontynencie – a tymczasem najlepsze rozwiązania mamy tuż obok. Dlatego powiedziałbym: „Cudze chwalicie, swego nie znacie” a my, DomData, jesteśmy tego najlepszym dowodem.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Radosław Mączyński Prezes Zarządu DomData
REKLAMA
REKLAMA