Mikołaj Dramowicz | improwizacja w optymalizacji

Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax

Nie lubię słowa audyt, bo kojarzy mi się głównie z porządkiem w dokumentacji. My przeprowadzamy raczej diagnozę, szukamy pola do poprawy, stosując miks technik matematycznych, statystycznych i procesowych z podejściem psychologicznym, a efekty naszej pracy są w 100% mierzalne – mówi Mikołaj Dramowicz, prezes zarządu firmy konsultingowej DATAPAX, która pomaga firmom znaleźć właściwą drogę rozwoju.

Czy w Polsce konsulting to powszechna usługa? Jak można by określić profil waszych klientów? 

MIKOŁAJ DRAMOWICZ: W Polsce wielu przedsiębiorców nie zdążyło się jeszcze przekonać, jak działa konsulting, albo spróbowali i nie zadziałało. Jednak nawet w takim przypadku jest nam łatwiej, bo pewien schemat został już zmieniony, klient wie, że taka usługa ma sens, tylko nie znalazł jeszcze odpowiedniego partnera, który pomoże mu osiągnąć założone cele. Tymczasem za granicą usługi doradztwa biznesowego – fakt, że na ściśle określony czas współdzieli się jakąś część swojej działalności, żeby ją zmienić – są powszechne niemal jak usługi marketingowe. 

Większość naszych klientów to firmy z sektora MŚP, rodzinne biznesy z polskim kapitałem, w trakcie lub bezpośrednio po przeprowadzeniu procesu sukcesji. To często właśnie sukcesorzy poszukują wsparcia firm konsultingowych – nie są tak emocjonalnie związani z firmą, nie budowali jej od podstaw i traktują konsulting jak każdą inną usługę, oceniając ją przez pryzmat korzyści, zwrotu z inwestycji. 

Mikołaj Dramowicz DataPax

W jakim momencie rozwoju są zwykle firmy, z którymi zaczynacie współpracę. Kryzys?  

Określiłbym ten moment raczej jako ból, który przez długi czas istniał, ale tak bardzo nie przeszkadzał, ale teraz zaczyna już istotnie doskwierać. Wiele firm na drodze swojego rozwoju dochodzi do ściany. Biznes rośnie, zwiększa się produkcja i liczebność załogi, rozwija się park maszynowy, firma wchodzi na nowe rynki zbytu, ale metody zarządzania pozostają takie same, jak na początku działalności. Brakuje narzędzi i wskaźników, które pomogą w podejmowaniu optymalnych decyzji. 

Czym najczęściej się zajmujecie i ile trwa taki „proces naprawczy”? 

Cały proces trwa zwykle od miesiąca do roku, w zależności od tego, co chce się zmienić. Zakres zadań jest bardzo różnorodny. Bodźcem do skorzystania z konsultingu mogą być nadmierne stany magazynowe czy opóźnione zlecenia, których przybywa. Zarząd może potrzebować naszej pomocy, bo chce wzmocnić średni szczebel zarządzania – tak, aby kierownicy lepiej rozumieli potrzeby firmy.   

A jeśli firma obrała już określony kierunek rozwoju, może potrzebować rozwiązań w bardzo konkretnym obszarze i chce np. zwiększyć wydajność produkcji o 30% czy zmniejszyć koszty magazynowania.   

Proces produkcji, park maszynowy, ciągi technologiczne, operacje magazynowe – wszystko to jest niezwykle istotne, ale nie mniejsze znaczenie ma w tym wszystkim człowiek. To, z jakimi ludźmi chcemy pracować, czy cieszymy się, kiedy ich widzimy, czy nasza praca ma głębszy sens.  

W wielu firmach właściciele przyzwyczaili się, że „nie słyszą” pracowników, a druga strona przywykła, że nie mówi się o tym, co nie działa. Dlatego tak ważne jest stworzenie środowiska, w którym wszyscy będą mogli powiedzieć uczciwie, co jest nie tak. Aby osiągnąć ten cel często potrzebnych jest kilka właściwie moderowanych spotkań, w końcu ludzie zaczynają się otwierać. Jest dużo cennych emocji, które pomagają przejść na kolejny poziom. 

Mikołaj Dramowicz DataPax

Czy efekty Waszej pracy są mierzalne, policzalne? 

Tak, najczęściej rezultaty są widoczne niemal od razu, po upływie kilku tygodni i są w pełni mierzalne. Zawsze wraz z klientem jasno definiujemy cel, jaki chcemy osiągnąć i dobieramy do niego odpowiednie wskaźniki. Jeśli np. przyjmujemy, że efektywność mierzymy jako liczbę roboczogodzin potrzebną do wytworzenia konkretnej ilości jakiegoś produktu, stan wyjściowy wynosi 73 na godzinę, a chcemy osiągnąć poziom 95, to właśnie pod te parametry przygotowujemy projekt optymalizacyjny. 

Jeśli klienta interesuje przede wszystkim wskaźnik finansowy – analizujemy, które zmiany, w jakiej części działalności, przyniosą najszybciej efekt przeliczalny na pieniądze. Ale cel może być zdefiniowany w inny sposób i dotyczyć np. czynników ambicjonalnych, chęci przekazania firmy dzieciom czy rozwoju pracowników. 

Firma może działać na rynku od kilkudziesięciu lat i być na początku drogi w zakresie przełamywania utartych schematów zarządzania, ale są też młode firmy o uporządkowanej strukturze i zoptymalizowanych procesach.  

Domyślam się, że każdy właściciel uważa, że jego firma jest wyjątkowa, że działa w specyficznej branży, a tymczasem Wy przynosicie klientom pakiet uniwersalnych rozwiązań. Jak na nie reagują? 

Zdarza się, że na początku rozmów wyczuwamy spory sceptycyzm, a czasem właściciel mówi wprost: jestem w tym biznesie od 30 lat, znam moją branżę na wylot, może w innych firmach to działa, ale u mnie na pewno nie zadziała. I trudno się dziwić takiemu podejściu, bo wielu przedsiębiorców budowało swoje firmy od podstaw, ryzykując własnym majątkiem, przeżywając różne historie na swojej drodze i osiągając sukces. To jednak trochę tak, jakby Robert Lewandowski mówił do swojego fizjoterapeuty: nie będziesz mi mówił jak mam się rozgrzewać, bo nigdy nie byłeś królem strzelców Bundesligi! 

Wykorzystujemy sprawdzone rozwiązania, uniwersalne mechanizmy, które działają. Słyszałem kiedyś, że muzycy w czasie improwizacji bazują na puli powtarzalnych elementów. Tylko osiem elementów wystarczy największym mistrzom do stworzenia wybitnych improwizacji. W zarządzaniu jest podobnie. Pociąg z napisem rozwój już jedzie, trzeba tylko do niego wsiąść. 

Czy przy pierwszym kontakcie z klientem musicie przełamywać barierę braku zaufania?  

Bazujemy na mocnych rekomendacjach, każdy nowy klient może zapytać o opinię naszych wcześniejszych kontrahentów, więc nie mamy z tym problemu. Procentuje też praca z korporacjami takimi jak: Volkswagen, Solaris, Decathlon czy Komputronik, fakt, że te znane firmy bez obaw udostępniły nam część swoich danych. Warto też podkreślić, że korzystamy tylko z niewielkiej części danych firmy – dzięki precyzyjnie skonstruowanym wskaźnikom bardzo szybko jesteśmy w stanie dotrzeć do miejsca czy procesu, od którego w firmie najwięcej zależy. 

Jak istotna w Waszych projektach jest automatyzacja? 

Wykorzystujemy na szeroką skalę możliwości automatyzacji i nowoczesnych technologii, ale wprowadzanie ich nigdy nie jest celem samym w sobie. Często na pytanie, „którego robota Pan rekomenduje?”, odpowiadamy: „żadnego”. Zwłaszcza jeśli taki robot będzie pracował tylko kilka godzin, a o efektywności i tak zdecyduje zaangażowanie i wydajność pracowników.  

Wśród naszych usług jest Raport Gotowości do Automatyzacji, w którym podpowiadamy, jakie procesy warto zautomatyzować, analizujemy, czy taki krok będzie zbieżny ze strategią firmy, sprawdzając przy tym wiele czynników – od infrastruktury po reakcję pracowników. 

Mikołaj Dramowicz DataPax

A jak sam optymalizujesz swoją pracę? 

Dużo czasu poświęcam na myślenie o firmie w perspektywie długoterminowej. Dzięki temu wiem, które projekty przybliżają nas do długofalowego celu, w które warto angażować czas i inne zasoby, a które są korzystne tylko doraźnie. 

W perspektywie do pięciu lat chcemy udostępnić klientom kompletne narzędzie diagnostyczne do wykorzystania online. Zaawansowane algorytmy i sztuczna inteligencja otwierają przed nami nowe możliwości. W uproszczeniu chodzi o to, aby osoba zarządzająca mogła zdalnie udostępnić wybrane dane na temat firmy, a platforma z pomocą algorytmów je przeanalizuje i podpowie optymalne rozwiązanie.  

Pracujemy też nad systemem umożliwiającym współpracę między firmami z różnych branż. Prostym przykładem mogą być biznesy, w których popyt na produkty czy usługi ma charakter sezonowy. W momentach przestojów mogłyby dzielić się zasobami – np. mocami produkcyjnymi czy przestrzenią magazynową – z firmami mającymi w tym samym okresie szczyt sezonu.  

W tworzeniu bardziej innowacyjnych rozwiązań, wymagających sporych nakładów inwestycyjnych, nieocenioną pomocą jest dla mnie wspólnik, Marek Wiśniewski, który kiedyś był jednym z moich klientów. Od 30 lat prowadzi z sukcesem firmę produkcyjną, co daje nam szeroki punkt widzenia, także z perspektywy przedsiębiorców.

Jak przełamujecie w firmach lęk przed zmianami? Czy często pojawia się syndrom powrotu do starych „nawyków”?

Stawiamy na bezpośredniość i transparentność. Poza tym często zmiany są atrakcyjne, angażujące, pozwalają zmodyfikować coś, co od zawsze nam przeszkadzało. Wnioski, które proponujemy niejednokrotnie przewijały się już wcześniej w firmowych kuluarach, ale brakowało kogoś, kto podeprze je twardymi danymi, doświadczeniem, autorytetem. Ale niekiedy też kierunek zmian jest zupełnie niespodziewany.   

Chęć przywrócenia status quo ante jest normą, ale cała sztuka polega na tym, żeby stworzyć bandy, coś na kształt falochronów, które uniemożliwią taki scenariusz. Menadżerowie otrzymują narzędzia, aby z łatwością utrzymać właściwy kurs.

Mikołaj Dramowicz DataPax

Pomagacie też przedsiębiorcom uporać się z powszechnym obecnie problemem: brakiem rąk do pracy. Czy to znaczy, że zajmujecie się także rekrutacją? 

Nie szukamy pracowników, ale czasu pracy. Zamiast rekrutacji doradzamy, jak lepiej wykorzystać potencjał dotychczasowych pracowników. Jak to wygląda w praktyce? W pewnej firmie produkcyjnej zaczęliśmy od podzielenia danych z całego procesu produkcji na mniejsze części, aby łatwo było określić, które działania przynoszą korzyści, a które generują straty. W wyniku pomiarów i obserwacji zauważyliśmy problem w logistyce wewnętrznej, więc przeprowadziliśmy analizę liczby dotknięć produktu przez pracowników. Wynik pokazał coś, co trudno było dostrzec w toku produkcji, kiedy na hali jest mnóstwo materiałów, kartonów i palet – pracownicy wykonywali wiele niepotrzebnych ruchów, szukali towaru, przekładali go z miejsca na miejsce, tracili czas na czynności, które nie przynosiły żadnych korzyści. Zmniejszyliśmy więc poziom towaru na hali i przeorganizowaliśmy tę przestrzeń, aby uniemożliwić ponowne zasypanie jej towarem. 

Kolejna zmiana dotyczyła komunikacji na linii brygadziści-pracownicy,  sposobu w jaki rozmawiają ze swoimi ekipami, na co zwracają uwagę, czy traktują pracowników jak partnerów. Zmodyfikowaliśmy też system premiowy, który wcześniej był nieprzejrzysty i powodował wewnętrzne konflikty, tak aby zależność „w jaki sposób moja praca wpływa na wynik?” była dla wszystkich klarowna. 

Bardzo lubię porównanie firmy do rzeki. Kiedy idziemy głębokim strumieniem, nie widzimy dna i co chwilę potykamy się o kamienie. Wystarczy jednak obniżyć poziom wody, żeby zobaczyć, gdzie są przeszkody i móc łatwo je usunąć. Tak właśnie było w tym przypadku.       

Jakie momenty w pracy sprawiają ci największą frajdę? 

Mam trzy takie momenty. Pierwszy jest wtedy, kiedy ktoś mówi mi, jak bardzo pomocne były wprowadzone przez nas zmiany, jak zmieniły jego codzienną pracę, motywację, nastawienie. I nie ma znaczenia czy jest to właściciel firmy, kierownik produkcji czy szeregowy pracownik. Drugi taki moment mam podczas cotygodniowych spotkań w naszym zespole. Jest tam mnóstwo zaangażowania i nieszablonowych pomysłów. Trzeci moment, gdy jestem w stuprocentowym flow, pojawia się w czasie planowania optymalizacji, kiedy już po diagnozie i zebraniu danych szukamy rozwiązania, wizualizujemy sobie, jak konkretna firma mogłaby działać i jak to osiągnąć. Wtedy następuje chwila, kiedy wszystkie elementy składają się w całość. Przed nami jeszcze masa pracy, ale już wiemy, że czeka na nas sukces.  

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax|Mikołaj Dramowicz DataPax
REKLAMA
REKLAMA

Radosław Mączyński | DomData Z Poznania na szczyt technologicznego świata

Artykuł przeczytasz w: 17 min.
Radosław Mączyński Prezes Zarządu DomData


Radosław Mączyński, absolwent poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, w 1997 roku rozpoczął pracę w DomData jako programista. Dziś stoi na czele firmy, która zatrudnia ponad 500 osób, wspiera największe banki w Polsce i śmiało patrzy na rynek niemiecki i amerykański. Mówi o sobie, że prywatnie woli Poznań od Warszawy, uwielbia rozmowy z taksówkarzami i wierzy, że technologia powinna wspierać, a nie zastępować ludzi. O sztucznej inteligencji, wizji przyszłości i sile lokalności opowiada w rozmowie o firmie, która zmieniła zasady gry na rynku IT.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: materiały własne DomData

Jakie były początki DomData? Skąd pomysł na stworzenie firmy specjalizującej się w automatyzacji procesów biznesowych?

RADOSŁAW MĄCZYŃSKI: Historia DomData sięga trzydziestu lat wstecz, jednak specjalizacja w automatyzacji procesów biznesowych pojawiła się dopiero z czasem. Początkowo firma została założona przez niemiecki bank i jego spółki córki, którzy potrzebowali w Polsce partnera wspierającego ich działalność od strony IT. Przez pierwsze lata głównym celem DomData było świadczenie usług informatycznych na potrzeby banku i jego spółek zależnych, którzy jednocześnie pełnili rolę głównych udziałowców spółki. Dopiero później firma zaczęła ewoluować i rozwijać swoją obecną specjalizację.

Ale dzisiaj firma jest w rękach polskich. Jak to się stało, że zostałeś akcjonariuszem, a DomData zmieniła profil działalności?

Historia przejęcia DomData przez polskie ręce to wynik kilku czynników, w tym zmieniającej się strategii banku oraz globalnego kryzysu finansowego, który miał miejsce w 2008 roku. To stworzyło przestrzeń na zmiany w strukturze właścicielskiej firmy. Moja droga w DomData rozpoczęła się w 1997 roku, kiedy dołączyłem do zespołu jako programista. Z czasem awansowałem na stanowiska lidera zespołu, project managera, dyrektora jednostki, a w końcu członka zarządu. Wraz z przejęciem firmy postawiliśmy na zmianę profilu działalności i rozwój w kierunku automatyzacji procesów biznesowych, co stało się naszą specjalizacją i siłą napędową.

20250209 1716545808653

Zatem porozmawiajmy o czasach „nowożytnych”. 15 lat funkcjonowania firmy w obecnym profilu. Czy pamiętasz pierwszy projekt, który firma zrealizowała? 

Początek firmy pod nowymi rządami to było ogromne wyzwanie. Wcześniej działalność opierała się na jednym głównym odbiorcy, który w jednej chwili zniknął, pozostawiając nas w sytuacji, gdzie trzeba było wymyślić nową koncepcję, zbudować ofertę i pozyskać klientów od zera. To nie były łatwe lata – wymagały determinacji, ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia. Naszym pierwszym klientem, który nam zaufał i w pewien sposób pomógł zdefiniować nowy profil naszej działalności, był mBank. Powierzył nam stworzenie systemu automatyzującego procesy sprzedażowe, obejmującego m.in. otwieranie rachunków, sprzedaż kredytów czy wydawanie kart. Było to ambitne przedsięwzięcie, ale udało się stworzyć rozwiązanie, które spełniło potrzeby mBanku. Następnie skalowaliśmy ten system, przekształcając go w tzw. „produkt pudełkowy” – gotowe rozwiązanie, które można było zaoferować innym klientom. To był moment przełomowy, który otworzył nowy rozdział w historii DomData.

Czym dokładnie zajmuje się DomData? Jak w prosty sposób wyjaśnić Waszą działalność komuś, kto nie zna branży IT?

DomData to firma informatyczna, choć nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Obecnie, wraz ze spółkami zależnymi, zatrudniamy ponad 500 osób. Co ciekawe, większość naszego zespołu to specjaliści z różnych dziedzin, a nie tylko programiści – dzięki temu nasze rozwiązania są kompleksowe i dostosowane do potrzeb różnych branż. Naszym flagowym produktem jest platforma do automatyzacji procesów biznesowych. Chociaż skupiamy się głównie na sektorze bankowym, nasze rozwiązania znajdują zastosowanie również w innych branżach, takich jak branża energetyczna, telekomunikacyjna czy branża zarządców nieruchomości. W skrócie – usprawniamy procesy, które kiedyś były czasochłonne i skomplikowane, zamieniając je w szybkie i intuicyjne działania.

Usprawnianie procesów brzmi skomplikowanie… 

Ale wcale takie nie jest. (śmiech) Dla przykładu, kiedyś otwarcie rachunku bankowego wymagało wizyty w placówce, wypełnienia stosu papierowych dokumentów, podpisania ich długopisem, a następnie ręcznego wprowadzania danych do systemu przez pracownika banku. Był to czasochłonny i angażujący wiele osób proces. Dziś, dzięki naszym rozwiązaniom, klient może otworzyć konto samodzielnie – wystarczy, że wypełni formularz online i podpisze go elektronicznie. Nasz system automatycznie przetwarza dane, łączy się z innymi bazami i maksymalnie upraszcza całą procedurę. I to nie wszystko – nasze oprogramowanie obsługuje również wszystkie inne operacje, takie jak chociażby składanie wniosków o kredyt, zastrzeganie czy wydawanie kart czy aktualizację danych osobowych. Wszystkie te procesy, które wcześniej były długotrwałe i wymagały wizyt w placówce, teraz można wykonać szybko i sprawnie online. Dostarczamy rozwiązania, które oszczędzają czas, redukują koszty i upraszczają codzienne działania sektora bankowego. 

20250209 1 9

DomData współpracuje z dużymi graczami na rynku, takimi jak Bank Pekao, ING czy mBank. Jak zdobywa się zaufanie takich klientów?

Kluczem do sukcesu było zbudowanie solidnych fundamentów referencyjnych przy pierwszych klientach. Dostarczenie rozwiązania, które spełniło wymagania pierwszych odbiorców, sprawiło, że stali się oni naszymi ambasadorami, polecając nasze produkty i usługi kolejnym firmom. Tak właśnie zdobyliśmy zaufanie rynku. Oczywiście nie wystarczy dobry początek – równie ważny jest niezawodny produkt, który odpowiada na potrzeby klientów, zarówno funkcjonalne, jak i cenowe. Naszą dużą przewagą nad konkurencją, głównie firmami amerykańskimi, jest lokalność. Działając w Polsce, jesteśmy w stanie błyskawicznie reagować na potrzeby klientów i zapewnić wsparcie w przypadku jakichkolwiek problemów – często dosłownie „od ręki”. Projekty realizujemy z udziałem polskich specjalistów, doskonale znających lokalne przepisy i specyfikę rynku. Dzięki temu nasze rozwiązania są nie tylko skuteczne, ale także elastyczne, a decyzje i działania podejmujemy szybko. Dziś nasze oprogramowanie wspiera funkcjonowanie około 70 procent sektora bankowego w Polsce. To dla nas ogromne wyróżnienie i potwierdzenie, że lokalność, niezawodność i jakość są kluczowe w budowaniu zaufania rynku. 

Ferryt Low-Code nazwa Waszego produktu brzmi tajemniczo. Czy możesz wyjaśnić, czym jest ta platforma? 

Ferryt Low-Code to innowacyjna platforma, która zmienia sposób, w jaki tworzy się systemy informatyczne. Tradycyjnie tego rodzaju rozwiązania tworzą programiści – specjaliści po studiach kierunkowych, którzy posługują się klasycznymi językami programowania. Nasza platforma low-code działa zupełnie inaczej. Umożliwia tworzenie systemów bez konieczności kodowania w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, a raczej „low-codując”. W praktyce oznacza to, że systemy informatyczne mogą być tworzone nie przez programistów, ale przez ludzi z biznesu, którzy doskonale znają specyfikę swojej branży i wiedzą, jakie funkcjonalności są im potrzebne. Ferryt Low-Code pozwala na tworzenie systemów poprzez układanie gotowych elementów, takich jak grafy czy moduły. Dzięki temu proces jest prostszy, szybszy i bardziej intuicyjny, a tworzone rozwiązania są precyzyjnie dopasowane do potrzeb klienta. 

Ale jak rozumiem, te gotowe „pudełka” trzeba jednak napisać w języku programowania?

Oczywiście! W naszym zespole pracują programiści, ale stanowią oni około 20 procent zatrudnionych w DomData. To oni tworzą gotowe elementy, które później wykorzystywane są w naszej platformie low-code. Jednak zdecydowana większość naszego zespołu to specjaliści poruszający się w obszarach okołobiznesowych. To ludzie, którzy doskonale rozumieją potrzeby klientów, procesy oraz specyfikę branż. Dzięki temu jesteśmy w stanie tworzyć rozwiązania, które są zarówno technicznie zaawansowane, jak i idealnie dostosowane do realiów biznesowych naszych klientów.

20250209 1727893333465

Dlaczego postawiliście właśnie na taki model? Dlaczego to nie programiści odpowiadają za cały proces automatyzacji?

Ponieważ kluczowe dla sukcesu automatyzacji procesów biznesowych jest zrozumienie samego biznesu, jego intencji i specyfiki. Ludzie poruszający się w obszarze okołobiznesowym mają przewagę w tej dziedzinie, ponieważ to oni najlepiej wiedzą, jak działa dany proces, jakie są potrzeby użytkowników końcowych i jakie cele ma osiągnąć dany system. Dzięki temu, że tworzeniem rozwiązań zajmują się osoby znające biznes od środka, finalny produkt jest dużo bardziej dopasowany do wymagań klienta. Taki model pozwala nam także znacznie zredukować koszty i czas realizacji projektów. W efekcie proces jest szybszy, bardziej precyzyjny i, co równie ważne, tańszy – zarówno dla nas, jak i dla klienta.
Programiści oczywiście odgrywają swoją rolę, ale to właśnie specjaliści biznesowi, korzystając z naszej platformy low-code, przejmują większość pracy związanej z tworzeniem konkretnych rozwiązań. 

To źródło sukcesu DomData? 

Bez wątpienia, to podejście było jednym z kluczowych elementów naszego sukcesu. Łączymy wiedzę biznesową z technologicznymi możliwościami, co pozwala nam tworzyć rozwiązania maksymalnie dopasowane do potrzeb naszych klientów. Do tej pory to działało świetnie – a od niedawna dodaliśmy do tego kolejny element, który wynosi nasze możliwości na zupełnie nowy poziom: sztuczną inteligencję.

Wyprzedziłeś moje pytanie. Sztuczna inteligencja to dziś gorący temat. Jaką rolę odgrywa w Waszych rozwiązaniach?

Pokładamy w sztucznej inteligencji ogromne nadzieje, bo dostrzegamy jej ogromny potencjał w usprawnianiu procesów. AI nie tylko analizuje dane, ale również optymalizuje procesy, które dla człowieka mogłyby być czasochłonne i obarczone ryzykiem błędu. Jednym z kierunków, które szczególnie nas interesują, są tzw. asystenci lub agenci AI. To narzędzia, które odciążają pracowników od powtarzalnych zadań, takich jak ręczne wprowadzanie danych. Dziś mamy już dostępne rozwiązania, które automatycznie skanują dokumenty i zapisują odpowiednie dane w systemach, eliminując konieczność ręcznej obsługi. Dzięki temu pracownik banku może skoncentrować się na budowaniu relacji z klientem, a nie na żmudnych formalnościach. To nie tylko zwiększa efektywność, ale również wpływa na jakość obsługi – klienci otrzymują szybkie i trafne rozwiązania, a pracownicy mają więcej czasu na bardziej wymagające i twórcze zadania. Właśnie w tym kierunku widzimy przyszłość – AI wspierającą ludzi, a nie zastępującą ich.

Ściśle współpracujecie z UAM w Poznaniu, z Centrum Sztucznej Inteligencji UAM, z Wydziałem Matematyki i Informatyki. Co Wam to daje?

To bardzo korzystna współpraca, która przynosi wymierne efekty. Na Wydziale Matematyki i Informatyki UAM kształci się obecnie specjalistów w obszarze sztucznej inteligencji, pozyskując kompetencje, które są niezwykle cenne i coraz bardziej pożądane w naszej organizacji. Wspólnie z uniwersytetem realizujemy projekty badawczo-rozwojowe, które dostarczają nam cennych wskazówek dotyczących kierunków rozwoju w zakresie AI. Ten model współpracy między biznesem a środowiskiem akademickim wynieśliśmy wprost z Doliny Krzemowej, gdzie tego typu relacje są standardem. Tego rodzaju synergiczne podejście pozwala łączyć innowacyjność i praktyczną wiedzę z naukową precyzją, co przynosi ogromne korzyści obu stronom. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu umożliwia nam korzystanie z wiedzy i doświadczenia zarówno kadry profesorskiej, jak i studentów. Dzięki projektom studenckim, realizowanym pod okiem wykładowców, mamy możliwość testowania konkretnych rozwiązań na rzeczywistych danych z biznesu. Z kolei dla studentów jest to szansa na zdobycie praktycznego doświadczenia i pracy nad realnymi wyzwaniami. To obopólna korzyść – my zyskujemy świeże spojrzenie i innowacyjne pomysły, a uniwersytet oferuje swoim studentom dostęp do „żywego” materiału, co wzbogaca ich edukację i przygotowuje ich do wejścia na rynek pracy.

20250209 IMG 8511

Sam jesteś absolwentem UAM i wspomnianego Wydziału Matematyczno-Informatycznego. Do firmy dołączyłeś w 1997 roku. Jestem ciekawa Twojej perspektywy. Jak zmieniła się branża IT przez ten czas? 

Branża IT rozwija się w zawrotnym tempie, szybciej niż jakakolwiek inna. Kiedy studiowałem, podstawowym nośnikiem danych była dyskietka. (śmiech) Dzisiaj przechowujemy dane w chmurze, co oznacza, że nawet nie wiemy dokładnie, gdzie są one fizycznie zapisane. Ogromne zmiany zaszły również w sprzęcie, z którego korzystamy. Dawniej były to komputery zajmujące całe pomieszczenia, dziś każdy z nas ma w kieszeni smartfon – urządzenie niewielkie, a jednak zapewniające dostęp do niemal każdej informacji i komunikacji z dowolnym miejscem na świecie.
Jeśli jednak spojrzymy na programowanie w klasycznym podejściu, można powiedzieć, że fundamenty tej pracy pozostają zaskakująco podobne. Oczywiście zmieniło się środowisko pracy – kiedyś programista pracował w surowym, tekstowym interfejsie, a dziś korzysta z zaawansowanych, graficznych narzędzi, które oferują wsparcie na każdym kroku. Do tego doszła sztuczna inteligencja, która potrafi wygenerować fragment kodu, a czasem nawet cały program, który trzeba jedynie zweryfikować.
Największą rewolucją jest jednak rozwój platform low-code, takich jak nasz Ferryt. Pokazują one, że tworzenie oprogramowania nie musi być zarezerwowane wyłącznie dla programistów. 

A w którą stronę idziemy? 

W stronę coraz większej automatyzacji procesów programowania. Pewne działania programistów będą coraz częściej wspierane przez agentów AI, którzy są w stanie przejąć na siebie część zadań. To ogromna zmiana, która pozwala skupić się na bardziej kreatywnych i strategicznych aspektach tworzenia oprogramowania.

A dla nas? Użytkowników końcowych, jak technologia będzie zmieniać nasze życie? 

Tu obstawiam, że integralną częścią naszego życia staną się inteligentni asystenci. Ten kierunek już teraz możemy obserwować w samochodach, gdzie systemy wspierają nas w prowadzeniu – od automatycznego parkowania, przez systemy ostrzegające przed kolizjami, aż po autonomiczne pojazdy. Nasze telefony są wyposażone w asystentów głosowych, którzy mogą zapisać notatkę, zaplanować spotkanie czy zamówić jedzenie. Inteligentne domy, które nie tylko regulują temperaturę czy oświetlenie, ale też przewidują Twoje potrzeby na podstawie codziennych nawyków. W przyszłości technologia stanie się jeszcze bardziej intuicyjna i spersonalizowana. 

To dobrze? 

Zależy, co kto lubi. (śmiech) Jeśli cenisz rozmowy z taksówkarzem, może się zdarzyć, że w przyszłości już ich nie uświadczysz – bo taksówka, którą zamówisz, będzie autonomiczna, bez kierowcy. To pokazuje, że technologia wpłynie nie tylko na nasze codzienne życie, ale też na relacje międzyludzkie, minimalizując ich liczbę. Czy to dobrze? Dla mnie osobiście nie – lubię rozmawiać z taksówkarzami. (śmiech)

20240605 20240605 172300

Czy istnieje jakiś projekt, z którego jesteś szczególnie dumny?

Tych projektów na przestrzeni lat było setki, więc trudno wskazać jeden konkretny. Myślę, że jestem najbardziej dumny z całokształtu naszej pracy – z tego, co udało nam się osiągnąć jako firma. To właśnie suma naszych działań pozwoliła nam zaistnieć i ugruntować pozycję na tak wymagającym rynku, jakim jest sektor bankowy. Największą satysfakcję daje mi fakt, że byliśmy w stanie wygrać konkurencję z gigantami zza oceanu i udowodnić, że polska myśl technologiczna nie ustępuje światowym liderom. Co więcej, dzięki naszej lokalności, elastyczności i szybkiej reakcji na potrzeby klientów, często jesteśmy w stanie dostarczyć rozwiązania lepiej dopasowane i bardziej efektywne. To pokazuje, że na rynku usług programistycznych Polacy mają powody do dumy.

Główna siedziba spółki znajduje się w Poznaniu. Nie kusiło Cię nigdy, żeby przenieść firmę do Warszawy? Utarło się myśleć o stolicy jako o centrum biznesu, gdzie przy mnogości dużych graczy może być łatwiej prowadzić interesy.

Nie, zupełnie nie widzimy takiej potrzeby, a pandemia tylko to potwierdziła. Banki, z którymi współpracujemy, mają swoje centrale w Warszawie, ale ich centra operacyjne są rozsiane po całym kraju. Jako grupa działamy na terenie całej Polski, a także poza jej granicami – mamy na przykład spółkę córkę w Hamburgu, która odpowiada za rynek niemiecki. Prowadzimy również spółkę powstałą we współpracy z bankiem ING, która realizuje wysoko wyspecjalizowane usługi dla tego klienta. Nasza siedziba w Poznaniu absolutnie nie jest ograniczeniem – wręcz przeciwnie, jesteśmy lokalnym graczem z międzynarodowym zasięgiem.

Liczyłam, że powiesz, że kochasz Poznań… 

Na pewno bardzo lubię to miasto, bo daje mi wszystko, czego potrzebuję. Mamy tu teatry, lotnisko, galerie sztuki, dobre sklepy – a jednocześnie Poznań nie jest przytłaczający. Nie jest zbyt duży, nie ma wszechobecnych korków, a poruszanie się po mieście nie zabiera połowy dnia. To miasto, które jest funkcjonalne, wygodne i – co też ważne – bezpieczne. Idealne miejsce do życia i prowadzenia biznesu.

Osiągnąłeś wraz z firmą ogromny sukces. Firma zatrudnia ponad 500 osób, realizujecie projekty dla największych podmiotów na rynku bankowym. Jakie cechy charakteru są niezbędne, by prowadzić tak dynamiczną firmę? 

Na pewno kluczowe jest bycie ekspertem w swojej dziedzinie. Dzięki temu dokładnie rozumiesz, jak działa firma, a co za tym idzie, wiesz, jak skutecznie ją rozwijać. Wytrwałość w dążeniu do założonych celów również odgrywa ogromną rolę – bez niej trudno poradzić sobie w momentach wyzwań i niepewności. Ważny jest też talent do przekonywania innych do swoich pomysłów i idei. W końcu sukces firmy to nie tylko Twoje działania, ale także zespół ludzi, którzy podzielają Twoją wizję i są gotowi działać razem na rzecz jej realizacji. A o tego… trzeba też mieć szczęście. I spotkać na swojej drodze właściwych ludzi. 

20241026 Konferencja o polskich LLM ach 37

A masz jakieś „codzienne rytuały”, które pomagają w zarządzaniu?

Staram się regularnie poświęcać czas na sport, który nie tylko pozwala mi utrzymać dobrą kondycję, ale przede wszystkim pomaga oczyścić umysł i złapać dystans do codziennych wyzwań. Dodatkowo dbam o to, by regularnie ćwiczyć języki obce – czy to przez czytanie, rozmowy, czy oglądanie materiałów w innych językach. To nie tylko podtrzymuje moje umiejętności komunikacyjne na wysokim poziomie, ale też daje poczucie ciągłego rozwoju i otwiera nowe perspektywy.

A w życiu prywatnym korzystasz z najnowszych zdobyczy technologii? 

Zupełnie nie! Zdziwię Cię pewnie, ale wiesz, że nigdy niczego nie kupiłem przez Internet? 

Nie wierzę! 

A nie – przepraszam! Raz kupiłem! Samochód do remontu. (śmiech) Ale to było doświadczenie bardziej społeczne niż zakupowe. 

Jakie są największe wyzwania, przed którymi stoi DomData w najbliższych latach?

Zeszły rok był dla nas przełomowy – zdecydowaliśmy się na wejście na rynek niemiecki. To duże wyzwanie, wymagające sporych nakładów finansowych i odpowiedniego przygotowania, bo wejście na nowy rynek nigdy nie jest proste. Naszym marzeniem jest jednak pójść o krok dalej i zaistnieć na rynku amerykańskim. Niedawno wróciłem ze Stanów Zjednoczonych i z całą pewnością mogę powiedzieć, że widzę tam ogromny potencjał. Poziom digitalizacji w USA jest zaskakująco niższy niż w Polsce, co otwiera przed nami szerokie możliwości. Wyzwaniem będzie nie tylko zdobycie zaufania tamtejszych klientów, ale też dostosowanie naszych rozwiązań do specyfiki i potrzeb tego rynku. To jednak kierunek, który chcemy eksplorować, bo wierzymy, że nasze doświadczenie i elastyczność mogą być dużym atutem.

Gdybyś miał zareklamować poznaniakom DomData jednym zdaniem, co by to było?

Lata pracy w biznesie nauczyły mnie, że często szukamy rozwiązań gdzieś daleko – w innym kraju, na innym kontynencie – a tymczasem najlepsze rozwiązania mamy tuż obok. Dlatego powiedziałbym: „Cudze chwalicie, swego nie znacie” a my, DomData, jesteśmy tego najlepszym dowodem.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Radosław Mączyński Prezes Zarządu DomData
REKLAMA
REKLAMA