Marta Klepka | Siła kobiet

|

Jakie czynniki są kluczowe w rozwijaniu kompetencji pracowników? Jak obudzić w kobietach pewność siebie i pomóc im spojrzeć na swoją karierę z innej perspektywy? „Potrzebujemy większej wiary w swoje kompetencje i umiejętności, ale przede wszystkim otwartej rozmowy o naszych pragnieniach i oczekiwaniach” – mówi Marta Klepka, dyrektor generalna Heron Live Hotel, pomysłodawczyni i organizatorka projektu #byckobietaontour – inspirujących spotkań dla kobiet z udziałem autorytetów życia publicznego. Jubileuszowa edycja tego wydarzenia odbędzie się w Poznaniu już w październiku.

Uczestniczki i uczestników projektu #byckobietaontour można już liczyć w tysiącach. Co możemy powiedzieć o tej społeczności?

MARTA KLEPKA: To jest projekt, który cały czas się rozwija i rośnie w siłę. Organizując pierwszą konferencję w Poznaniu, nie myślałyśmy o kolejnych edycjach ani o innych lokalizacjach. To uczestniczki projektu, który początkowo nazywał się #byckobieta, zaczęły nas zapraszać do mniejszych miejscowości i wsi, do swoich hoteli i świetlic. Przez 6 lat na terenie całej Polski odbyły się 42 konferencje, w tym 9 w Poznaniu.

Co to za społeczność? Statystycznie przeważają kobiety w przedziale wiekowym 35–50 lat, które prowadzą własne biznesy lub zarządzają dużymi zespołami, ale nie brakuje też kobiet 70+, które cały czas chcą się rozwijać, czy uczestniczek, które odkładają pieniądze przez cały rok, żeby być z nami.

To jest projekt, który ma edukować, motywować, ale też wspierać, dodawać otuchy. Dlatego – obok networkingu, który ma bezpośrednie przełożenie na biznes – na #byckobietaontour zawsze jest dużo emocji, łez wzruszenia i radości. Udało nam się zbudować społeczność, która się wspiera, mobilizuje do działania, bez zazdrości i niezdrowej rywalizacji. Szefowa TVN-u, kiedy była z nami na scenie, powiedziała, że dawno nie spotkała się z tak ambitną, wymagającą publicznością, która nie boi się zadawać trudnych pytań i oczekuje konkretnych odpowiedzi.
Jednak to, co z perspektywy organizatorek napawa nas największą satysfakcją i dumą, to możliwość obserwowania progresu – widzimy, jak zmieniają się uczestniczki tego projektu, jak doskonalą swoje kompetencje, podnoszą swoje kwalifikacje i zaczynają mówić o sobie inaczej. Pierwiastek wiary w siebie zostaje obudzony.

byckobietaontour fot. Wittchen Jakub 2 1024x564 1

Jubileuszowa, 10. poznańska edycja odbędzie się już 13–14 października w Starym Browarze. Jaki będzie motyw przewodni tego spotkania i kogo zobaczymy na scenie?

Przyjrzymy się bliskości z różnych perspektyw – w biznesie, partnerstwie, przyjaźni. Bliskość to – obok zdrowia, przyjaźni i miłości – najważniejszy czynnik decydujący o dobrostanie. Mimo że coraz więcej mówimy o work-life balance, o wyciszeniu, o uważności, to cały czas pędzimy, coraz szybciej tracimy cierpliwość i nie rozumiemy siebie nawzajem, więc ta rozmowa o bliskości jest nam bardzo potrzebna. Jeśli chodzi o gości jubileuszowej edycji #byckobietaontour – na naszej scenie ponownie pojawi się Grażyna Kulczyk, która przez wiele lat była moją szefową, mentorką i bardzo wiele jej zawdzięczam. Dziesiąta poznańska edycja naszego projektu, który zaczął się w Starym Browarze, zbiega się z jubileuszem 20-lecia tego wyjątkowego miejsca. Będzie też z nami Magdalena Kowalak, prezes Starego Browaru, która mocno uwierzyła w ten projekt i jest z nami na każdym spotkaniu. Nie mogło też zabraknąć Alicji Majewskiej – to właśnie piosence tej artystki projekt zawdzięcza swoją nazwę.
Nie sposób wymienić wszystkich gości, ale na scenie zobaczymy też m.in. kobiety, które z sukcesem prowadzą swoje biznesy w Internecie – Dominikę Żak, Magdę Pawłowską i Anię Stoitsi. Będzie Beata Drzazga – bizneswoman, filantropka z wielką miłością do ludzi starszych i niesamowitą wiedzą o opiece długoterminowej, oraz oczywiście wspaniała Dorota Wellman, moja serdeczna przyjaciółka, która jest z nami od samego początku.

Kto jest Pani numerem jeden na liście gości, których nie udało się do tej pory zaprosić i która z prelekcji najbardziej zapadła Pani w pamięć?

Moim marzeniem jest zobaczyć na naszej scenie Krystynę Jandę, bardzo chciałybyśmy posłuchać także Martyny Wojciechowskiej. Na niektóre prelegentki musimy trochę dłużej poczekać, ale wszystko w swoim czasie. Jedną z osobowości, która gościła na #byckobietaontour, a którą zapamiętam na długo, z pewnością był Aleksander Kwaśniewski, charyzmatyczny lider, ale też wspaniały ojciec i mąż – w czasie jego prelekcji na sali panowała niezwykła cisza, co nie jest wcale takie łatwe przy 400 kobietach na sali.

na zdjeciu m.in . Lukasz Jemiol Iza Kuna Dagmara Brzezinska Dorota Wellman Lidia Kazen Marta Klepka Omenaa Mensach fot. Wit 1024x683 1

Jak wiele zmieniło się przez te sześć lat trwania projektu jeśli chodzi o obecność kobiet w biznesie, przebijanie szklanego sufitu?

Sytuacja kobiet na rynku pracy i w życiu publicznym cały czas się zmienia, jesteśmy coraz silniejsze, ale wciąż bardzo wiele jest jeszcze do zrobienia.
Ta siła jest widoczna na naszych spotkaniach, w grupie, ale ciągle brakuje nam odwagi w bezpośredniej rozmowie, np. z szefem czy prezesem, kiedy chcemy poruszyć temat podwyżki, czy z partnerem, kiedy uzgadniamy równy podział obowiązków. Jest nas za mało na scenie publicznej, bo ciągle mamy za dużo do zrobienia w domu. Potrzebna nam większa wiara w swoje kompetencje i umiejętność szczerej, otwartej rozmowy o swoich pragnieniach, odczuciach i oczekiwaniach. Kobiety często mają tendencję do przeciągania tego procesu, zastanawiania się co, kiedy i jak powiedzieć, a najtrudniej jest zacząć tę rozmowę. Potrzeba nam też więcej odwagi w podejmowaniu ryzyka. Ja zaryzykowałam opuszczając Poznań, gdzie jest mój mąż i dom, gdzie miałam ugruntowaną pozycję, znajomości, przyjaciół, ulubione knajpki… Chciałam się sprawdzić, postawić przed sobą nowe wyzwanie. I choć było ono 600 km od domu, ani przez chwilę nie żałowałam tej decyzji.
Przyglądamy się kobietom, które – często jeszcze przed czterdziestką – sięgają po najwyższe stanowiska w polityce czy biznesie i zazdrościmy im sprawczości. Żeby zbliżyć się do osiągnięcia swoich celów trzeba jednak spróbować osadzić się w innych realiach, zwizualizować sobie inne otoczenie, a wcześniej znaleźć czas na refleksję: na co mam ochotę, co mi sprawia przyjemność, czego w życiu chcę spróbować.

Iza Kuna w rozmowie z Marta Klepka fot. Wittchen Jakub 1024x683 1

Jak z perspektywy menedżerki, dyrektora 5* Heron Live Hotel, patrzy Pani na procesy HR – rekrutację i rozwijanie zespołów? Czy istnieje kobiecy styl zarządzania?

Choć mówi się, że szef nie powinien mieć płci, to cechy zwykle wysoko rozwinięte u kobiet-liderek, takie jak empatia czy dbałość o relacje, mają ogromny wpływ na funkcjonowanie zespołów. Obowiązkiem lidera czy liderki jest towarzyszenie pracownikowi w procesie rozwojowym, ale tak naprawdę, a nie tylko na poziomie deklaratywnym. A żeby osiągnąć ten cel trzeba pracownikowi poświęcić więcej uwagi, dowiedzieć się, jakie ma cele i o czym marzy.
Być może to efekt pandemii, ale mam wrażenie, że jesteśmy obecnie nieco słabsi, mniej odporni na krytykę, co wymaga od menedżerów jeszcze lepszego wyczulenia na emocje w zespole. Moja praca jest niezwykle intensywna, hotel nigdy nie śpi, nigdy nie wiadomo, na jakie szalone pomysły wpadną goście, dlatego niezwykle istotna jest ścisła współpraca wszystkich działów. Zawsze jednak znajduję czas na rozwijanie kompetencji zespołu, choćby zapewniając indywidualne coachingi, których jestem wielką zwolenniczką, czy podsuwając wartościowe książki.

Co jest dla Pani największą motywacją do rozwijania #byckobietaontour?

Wszystkie te wzruszające historie, którymi dzielą się z nami uczestniczki. Taka konferencja, jeden wykład, jedna rozmowa z kuluarach często jest początkiem wielkiej zmiany. Przed nami jeszcze tyle nieodkrytych miejscowości, kobiet, które możemy zmotywować do działania, pomóc im się rozwijać. Osiem tysięcy dotychczasowych uczestniczek projektu to ogromne wyróżnienie, ale też spore zobowiązanie.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

|
REKLAMA
REKLAMA

10 lat Why Thai w Poznaniu. Michał Niemiec | Czy osiągnąłem sukces? Ciągle mi mało!

Artykuł przeczytasz w: 14 min.
10 urodziny WHY THAI


Kiedy 10 lat temu wprowadził kuchnię tajską do Poznania, był prekursorem w branży gastronomicznej. Michał Niemiec, właściciel Why Thai, przy okazji 10. urodzin restauracji opowiada o swojej drodze do sukcesu, kulisach budowania marki i o tym, jak gastronomia stała się jego życiową pasją – pomimo że życie pchało go w objęcia ogrodnictwa, straży pożarnej, a nawet muzyki… Dziś Why Thai świętuje dekadę i rozwija nowy koncept, który na nowo odkrywa polską kuchnię.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Michał Musiał

Jadasz coś innego niż kuchnia tajska?

MICHAŁ NIEMIEC: (śmiech) Oczywiście, że tak! Zdradzę Ci tajemnicę, że w sumie to jadam jej już niewiele. (śmiech) Jak to mówią, co za dużo, to niezdrowo – nawet najlepszą kuchnią świata można się w końcu przejeść. Ale zawsze próbuję nowych dań, pilnuję standardów, czy chcę czy nie chcę, bo w końcu to moja praca i pasja – muszę wiedzieć, co serwuję i dbać o to, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

Skąd zamiłowanie do kuchni i gotowania?

Miłość do kuchni zaszczepiła we mnie moja babcia, która świetnie gotowała, potem moja mama, dodatkowo mój wujek był kucharzem. A ja od najmłodszych lat towarzyszyłem im podczas przygotowywania posiłków. Pamiętajmy, że były to lata 80-te, gdzie normą było gotowanie w domu, kuchnia tętniła życiem i była miejscem, które scalało całą rodzinę. Obserwowałem, jak z prostych składników można stworzyć coś wyjątkowego, a wspólne gotowanie było okazją do rozmów i budowania więzi. To właśnie wtedy zrozumiałem, jak wielką radość może dawać przygotowywanie posiłków dla innych.

Babcia i mama wspierały Cię w Twojej rodzącej się wówczas pasji?

One tak, tata niekoniecznie. (śmiech) Jego marzeniem było, abym poszedł w jego ślady i przejął po nim gospodarstwo ogrodnicze. Przez wiele lat hodował róże, dodatkowo był prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej, więc jak już pogodził się z tym, że ogrodnikiem nie zostanę, to pojawił się pomysł, abym został strażakiem, a dodatkowo zapisał mnie na lekcje gry na saksofonie, bo trzecim wyborem była kariera muzyka. (śmiech) Ale to wszystko nie było dla mnie. Moim przeznaczeniem jest gastronomia.

Michał Niemiec Why Thai

Ale w rodzimym gospodarstwie ogrodniczym jednak trochę pracowałeś…

Nie miałem wyjścia. (śmiech) Jednak zawsze uciekałem w stronę sztuki gotowania. Kilka lat spędziłem, pracując w hotelach orbisowskich, a następnie ukończyłem Wyższą Szkołę Hotelarstwa i Gastronomii. To był czas, kiedy turystyka dopiero raczkowała, a Polska zaczynała otwierać się na świat. Dzięki zagranicznym praktykom mogliśmy poznawać nowe smaki i wprowadzać je na nasze stoły, co było niezwykle inspirujące. Po śmierci rodziców wróciłem do Kalisza, parę lat prowadziłem gospodarstwo, zostałem nawet radnym, ale to nie była moja droga. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę – wybrałem gastronomię. Choć z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że praca w gospodarstwie niczego mi nie dała – przede wszystkim nauczyła mnie ciężkiej pracy i szacunku do tego, co samodzielnie się wypracuje. Te doświadczenia ukształtowały mój charakter i nauczyły wytrwałości, która później okazała się kluczowa w budowaniu mojego miejsca w gastronomii.

Jakie było to ostatnie 10 lat dla Ciebie?

Na pewno bardzo pracowite, pełne wyzwań i intensywnego rozwoju. To czas, który nauczył mnie wytrwałości oraz elastycznego podejścia do różnorodnych wyzwań. Były trudne chwile, ale również wiele radości płynącej z osiągnięć i pokonywania barier. Pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie, a także nasze lokalne trudności, takie jak niekończący się remont Starego Rynku, uświadomiły mi, jak istotna jest zdolność adaptacji. Te wydarzenia stanowiły poważny test, a jednocześnie stały się impulsem do działania i poszukiwania nowych dróg w obliczu zmian.

Mija właśnie 10 lat, kiedy powstał pierwszy lokal Why Thai. Jak wspominasz początki, bo zdaje się, że pierwszym pomysłem, była kuchnia włoska. Co zaważyło na zmianie strategii?

To prawda. Why Thai w Poznaniu świętuje właśnie swoje 10-te urodziny, ale cała grupa ma już 12 lat. Pierwszy lokal powstał w Warszawie dlatego, że w Poznaniu nie mogłem znaleźć odpowiedniej lokalizacji. Lokal znalazł się w Warszawie, więc niewiele się zastanawiając, wyruszyłem na podbój stolicy. Nie mając zupełnie wiedzy na temat tamtejszego rynku gastronomicznego, poszedłem na żywioł. (śmiech) I faktycznie początkowo moim pomysłem było otworzenie restauracji z włoskim jedzeniem, ale Warszawa była wówczas już naszpikowana włoskimi smakami, więc z czysto biznesowego punktu widzenia, zmieniłem koncepcję i postawiłem na kuchnię tajską. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Warszawa wiele mnie nauczyła i na pewno dała solidne podwaliny pod biznes w Poznaniu. Z takich ciekawostek powiem Ci, że kiedy po dwóch latach prowadzenia biznesu w Warszawie postanowiłem wrócić na rodzime wielkopolskie podwórko, tu i ówdzie było słychać głosy, że to warszawska firma otwiera knajpę w Poznaniu. (śmiech) A było zupełnie odwrotnie. Jestem wielkopolaninem, pochodzę z Kalisza, więc to Poznań ruszył na podbój Warszawy, a nie odwrotnie. (śmiech) 

Michał Niemiec Why Thai

Pierwszy lokal powstał w Warszawie, potem kolejne w Poznaniu. Warszawa to miasto globalnych korporacji, międzynarodowej społeczności, tam kuchnia tajska pewnie nie była niczym dziwnym. Jednak Poznań, miasto bardziej kulinarnie konserwatywne, ze swoją nieśmiertelną kaczką po poznańsku. Nie obawiałeś się rodzimego rynku?

Poszedłem za ciosem warszawskiego sukcesu i nie miałem większych obaw co do tego, jak poznaniacy przyjmą kuchnię tajską, choć faktycznie była ona dość egzotyczna. Myślę, że duży wkład w popularyzację światowych, a zwłaszcza azjatyckich smaków, miały wtedy lokale z sushi, które w tamtym czasie zaczęły zdobywać w Poznaniu dużą popularność. Dzięki nim klienci byli już otwarci na nowe kulinarne doświadczenia i gotowi spróbować czegoś nieco innego. Dziś myślę, że w tym miejscu, w którym my byliśmy 10 lat temu, jest kuchnia koreańska, którą dopiero poznajemy i oswajamy, podobnie jak wtedy kuchnię tajską. To pokazuje, że kulinarne gusta w Polsce cały czas ewoluują, a klienci są coraz bardziej otwarci na nowe smaki i nieznane wcześniej tradycje kulinarne. W tamtym czasie tajska kuchnia wydawała się egzotyczna, dziś jest dla wielu naturalnym wyborem. 

Czy są jakieś wspomnienia lub historie z początków Why Thai, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Wspominam ten czas jako okres niezwykle intensywnej pracy. Przygotowując się do otwarcia lokalu w Warszawie, pracowałem po 350-370 godzin miesięcznie. Gdy warszawska restauracja zaczęła funkcjonować stabilnie, bez chwili wytchnienia ruszyłem z przygotowaniami do otwarcia lokalu w Poznaniu. Lokal przy ulicy Kramarskiej, w którym mieścimy się do dzisiaj, przeszedł generalny remont, więc w zasadzie kursowałem non stop pomiędzy Warszawą i coraz lepiej prosperującym tam lokalem, a Poznaniem i lokalem w remoncie. (śmiech) Sam remont przebiegł dość szybko i w miarę bez większych trudności, ale ja byłem koszmarnie zmęczony, a mój organizm domagał się odpoczynku. Przyjaciele przekonali mnie, że przed samym otwarciem muszę odpocząć i w końcu dałem się namówić na tydzień urlopu, który pozwolił mi złapać oddech przed kolejnym wyzwaniem, jakim było otwarcie. Pamiętam też wydarzenie z 2015 roku, które na długo zapisało się w mojej pamięci – pękła rura w ulicy i zalała nasz lokal. Co gorsza, stało się to w Boże Narodzenie, więc odkryliśmy problem dopiero po świętach. Piwnica była zalana po sufit, sprzęty zniszczone, a restauracja wymagała generalnego odmalowania. Przez trzy miesiące walczyliśmy, żeby wszystko naprawić i przywrócić lokal do życia. To była jedna z tych sytuacji, które uczą pokory, cierpliwości i tego, że w gastronomii zawsze trzeba być gotowym na niespodziewane wyzwania.

Za oryginalne, tajskie smaki w Why Thai odpowiadają rodowici Tajowie. Już od samego początku zdecydowałeś się zatrudniać kucharzy z Tajlandii, aby zapewnić autentyczność potraw. To nie jest łatwa droga. 

Mam chyba trochę szczęścia w życiu. (śmiech) Mój znajomy, którego żona pochodzi z Tajlandii, bardzo pomógł mi w rekrutacji kucharzy bezpośrednio stamtąd. Dzięki jego wsparciu udało się nie tylko załatwić wszystkie formalności, ale znaleźć prawdziwych mistrzów, którzy zarówno znają techniki tajskiej kuchni, jak i przekazują jej autentycznego ducha. To było wyzwanie, ale kluczowe dla utrzymania najwyższej jakości i prawdziwości naszych dań. Nasza Szefowa Kuchni Mala, pracuje z nami już 10 lat…

Michał Niemiec Why Thai

Czy widzisz różnicę w podejściu Polaków do kuchni tajskiej 10 lat temu i teraz? Czy przez te lata zmieniły się gusta klientów lub ich oczekiwania względem autentycznych smaków Azji?

Bardzo! I to bardzo dobrze! Pamiętam, kiedy otworzyliśmy pierwszą restaurację w Poznaniu, nie mogliśmy przygotowywać dań w takiej ostrości, w jakiej oryginalnie występują, bo dla naszego poznańskiego podniebienia to było zdecydowanie za dużo. (śmiech) Dziś pad thai czy kurczak słodko-kwaśny podawane w Why Thai, smakują tak samo jak w Tajlandii – autentycznie i bez kompromisów w kwestii przypraw czy ostrości. Klienci stali się bardziej otwarci na intensywne smaki, a także świadomi tego, czym naprawdę jest kuchnia tajska. To ogromna zmiana w porównaniu do początków, kiedy musieliśmy dostosowywać przepisy, aby były bardziej neutralne i łagodniejsze.

Ile dzisiaj jest restauracji w sieci?

Obecnie w skład sieci Why Thai wchodzą dwie restauracje z obsługą kelnerską – Why Thai Food & Wine w Warszawie oraz w Poznaniu. To miejsca, które łączą elegancję z autentycznymi tajskimi smakami, oferując gościom wyjątkowe kulinarne doświadczenia. Dodatkowo, półtora roku po otwarciu poznańskiej restauracji, narodził się koncept Why Thai Express. To zupełnie inny pomysł, skierowany do osób ceniących szybkie i wygodne rozwiązania w stylu street food. Why Thai Express specjalizuje się w daniach na wynos, zachowując przy tym charakterystyczną dla sieci jakość i smak autentycznej kuchni tajskiej. Takich punktów mamy w Poznaniu trzy, co pozwala nam pokryć swoim zasięgiem całe miasto. Cała sieć zatem to pięć restauracji.

Michał Niemiec Why Thai

Z perspektywy 10 lat działalności, co uważasz za największy sukces Why Thai? Co według Ciebie sprawiło, że klienci pozostają lojalni wobec Waszych restauracji?

Kiedy prowadzisz własny biznes, praca staje się codziennością, a sukces nie jest czymś, o czym myślisz na co dzień. Dla mnie prawdziwym sukcesem są ludzie, z którymi pracuję, bo bez nich niczego bym nie zrobił. To oni tworzą atmosferę tego miejsca. No i nasi klienci – ci, którzy wracają do nas od lat, polecają nasze restauracje swoim bliskim i wciąż obdarzają nas zaufaniem. Czy czuję, że sam osiągnąłem sukces? Szczerze mówiąc, nie patrzę na to w ten sposób. Ciągle mi mało. (śmiech) O wiem! Mam już dzisiaj struktury tak poukładane, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie na krótki odpoczynek – i to jest mój osobisty sukces! (śmiech)

Co słyszysz od swoich gości?

Słyszę, że jest smacznie i świeżo. W końcu hasło „najlepszy pad thai w mieście” nie wzięło się znikąd! W naszej kuchni używamy wyłącznie świeżych produktów i oryginalnych, tajskich składników. Nie idziemy na skróty ani nie pracujemy na zamiennikach – autentyczność smaku jest dla nas priorytetem i to właśnie doceniają nasi goście.

A Twoja ulubiona potrawa?

Nie będę zbyt oryginalny, (śmiech) oczywiście, pad thai! To klasyka, która nigdy mi się nie znudzi. Ale jeśli miałbym wskazać coś mniej oczywistego, to zdecydowanie khao soi – potrawa pochodzącą z rodzinnego miasta naszej szefowej kuchni. To danie niezwykle aromatyczne i sycące, będące czymś pomiędzy zupą a drugim daniem. Składa się z makaronu zanurzonego w intensywnym curry, mięsa wołowego, kiszonek, świeżych warzyw i chrupiącego makaronu na wierzchu. Każdy kęs to eksplozja smaków, która zawsze przenosi mnie na chwilę do Tajlandii.

Michał Niemiec Why Thai

Gastronomia w Polsce przechodziła przez różne okresy, w tym przez trudności związane z pandemią. Czy doświadczenia ostatnich lat wpłynęły na strategię Why Thai? Co się zmieniło, a co pozostało takie samo?

Przede wszystkim poukładaliśmy strukturę. Dzisiaj zatrudniam 75 osób, a to już wymagało stworzenia jasnego podziału obowiązków i zbudowania solidnego systemu zarządzania. Zależało mi, aby każdy członek zespołu wiedział, za co odpowiada i miał przestrzeń do rozwoju. Od początku istnienia restauracji w Poznaniu, nie czułem się dobrze z tym, że w restauracji z obsługą kelnerską realizujemy również wynosy. Dostawcy wpadali do restauracji jak przeciąg, zakłócając atmosferę, którą chcieliśmy stworzyć dla gości jedzących na miejscu. To powodowało pewien chaos i wpływało na komfort tych, którzy przyszli, aby cieszyć się posiłkiem w spokojnym otoczeniu. Stąd dość szybkie powstanie Why Thai Express, które w pandemii okazało się zbawienne, bo kiedy inni restauratorzy dopiero uczyli się wynosów, my tę strukturę mieliśmy już zbudowaną. Dziś widzę, że dużo większym wyzwaniem niż pandemia, jest inflacja. Ceny produktów poszły mocno w górę, koszty utrzymania lokali wzrosły, a portfel klienta nie jest z gumy… Ale to, co pozostało niezmienne, to dbałość o jakość, autentyczność naszych potraw i budowanie relacji z gośćmi, które zawsze były fundamentem naszej marki.

Twoim nowym dzieckiem jest Restauracja OT.Warta, koncept zupełnie inny niż Why Thai. Co zainspirowało Cię do jej otwarcia?

To było szalone! (śmiech) Ale byłaś tam i przyznasz, że jest pięknie?

Jest pięknie, ale to zupełnie inna bajka niż Why Thai. Wszystko tam jest odmienne od tego, co spotykam w Why Thai. Inny wystrój, inna kuchnia, inne smaki, inna filozofia. Potrzebowałeś zmiany?

Bardzo! Odkryłem to miejsce podczas spaceru z psem i od razu wiedziałem, że chcę tam mieć restaurację. OT.Warta mieści się w zabytkowym budynku Łazienek Rzecznych nad Wartą, które w latach 20. i 30. były jednym z najpopularniejszych miejsc w Poznaniu – przed wojną dziennie odwiedzało je nawet 5000 osób, bo znajdowały się tam miejskie kąpieliska. Niestety, przez lata miejsce popadło w zapomnienie, ale dziś, dzięki modernizacji, odzyskało swój dawny blask. Dla mnie to ogromna satysfakcja, że mogę być częścią tej nowej historii, przywracając to miejsce poznaniakom w zupełnie nowej odsłonie. Miejsce znajdujące się 15 minut spacerem od Starego Rynku, pełne historii, niepowtarzalnego uroku i wyjątkowego charakteru. Kto tam raz zawita, zakocha się w tym miejscu. Gwarantuję.

To powiedz jeszcze, jaką kuchnię serwuje OT.WARTA?

Poznaniacy znajdą tam polską kuchnię w nowoczesnym wydaniu, inspirowaną dawnymi przepisami zaczerpniętymi ze starych książek kucharskich. To dania, które nawiązują do tradycji, ale są podane w sposób współczesny, z wykorzystaniem najwyższej jakości lokalnych składników. Dzięki temu goście mogą odkrywać klasyczne smaki na nowo, w odświeżonej i kreatywnej formie.

Gdzie znajdujesz inspiracje do rozwoju swoich restauracji i wprowadzania nowych pomysłów? Rozwinąłeś sieć, otworzyłeś OT.WARTĄ, podejmujesz odważne decyzje. Skąd czerpiesz pomysły na to, jak dalej rozwijać swoje marki?

To chyba moja domena, że kiedy mam chwilę wolnego czasu, zaczynam intensywnie myśleć o nowych pomysłach. (śmiech) A tak na poważnie, wszystko wynika z mojej pasji do gastronomii – choć czasem mam wrażenie, że nie zawsze jest to miłość odwzajemniona. (śmiech) Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy jestem w ruchu i mogę tworzyć nowe rzeczy. To właśnie ten dynamizm, poszukiwanie nowych wyzwań i chęć odkrywania, co jeszcze można zrobić, napędzają mnie do działania.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
10 urodziny WHY THAI
REKLAMA
REKLAMA