Małgorzata Deckinger | Tradycja zobowiązuje

MAŁGORZATA DECKINGER - Hama Polska

Firma Hama powstała w Dreźnie w 1923 r., w przyszłym roku będzie obchodziła 100-lecie. Jakie kroki milowe miały największy wpływ na jej rozwój i czy jednym z nich było uruchomienie polskiej filii w 2000 r.?

MAŁGORZATA DECKINGER: W czasie tych prawie stu lat było wiele takich kluczowych zmian: przeniesienie firmy do Monheim w Bawarii po wojnie, kolejne decyzje związane z poszerzaniem asortymentu, budowa pierwszego w historii firmy dużego centrum logistycznego w 1973 r.czy kolejne inwestycje w infrastrukturę w 1997 r. – rozbudowa centrum logistycznego z magazynem wysokiego składowania na 25000 miejsc paletowych. W tamtym czasie było to najnowocześniejsze centrum logistyczne w Europie. Pracowałam wtedy w spółce Hama Niemcy i do dzisiaj pamiętam emocje związane z otwarciem tej inwestycji. Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy w pełni zautomatyzowany magazyn, poczuliśmy się trochę jak w Matrixie. W latach 90. to naprawdę robiło wrażenie. Otwarcie polskiego oddziału było z pewnością jedną z kluczowych decyzji dla naszej firmy –Polska należy dziś do najważniejszych rynków dla Hama.

Co jest największym wyzwaniem w zarządzaniu organizacją o 100-letniej tradycji?

Tradycja zobowiązuje,czuję ogromną odpowiedzialność za rozwój organizacji, która – pomimo upływu lat – ciągle jest wierna swoim ideałom i zachowała charakter firmy rodzinnej, a jednocześnie stara się podołać wyzwaniom XXI wieku.Priorytetem jest dla nas – obok wysokiej jakości produktów oferowanych konsumentom, co zawsze było naszym znakiem firmowym i zrównoważonego rozwoju– odpowiedzialność za pracowników. W dzisiejszych czasach pogodzenie na jednym pokładzie przedstawicieli pokolenia X, Y i Z jest nie lada wyzwaniem.

Na szczęście, dzięki wysokiej kulturze organizacji, wzajemnemu szacunkowi, a także śledzeniu nowoczesnych trendów w obszarze HR, udaje nam się stworzyć na tyle dobrą atmosferę pracy, że mamy bardzo małą rotację pracowników.Jesteśmy z tego bardzo dumni.

Centrum logistyczne firmy Hama w Monheim w Niemczech.

Jak bardzo specyfika polskiego rynku wpływa na ofertę i sposób działania firmy w naszym kraju?

W Polsce w ostatnim czasie okoliczności prowadzenia biznesu zmieniła m.in. obecność wielu obywateli Ukrainy w naszym kraju – co wymagało na przykład dostosowania oferty produktowej do potrzeb naszych gości.

Dynamiczny rozwój e-commerce determinuje nasze działania pozwalające na utrzymanie pozycji lidera w handlu akcesoriami nie tylko w sklepach stacjonarnych, ale także internetowych. Tworzenie indywidualnego contentu, dostępność odpowiedniej technologii niezbędnej do obsługi e-commerce oraz optymalizacja procesów logistycznych – to obszary, które obecnie mocno nas absorbują.

Czasy, kiedy nowinki technologiczne pojawiały się na naszym rynku kilka miesięcy po swoich premierach w krajach Europy Zachodniej dawno minęły. Dzisiaj standardowy asortyment Hama w Polsce niewiele różni się od tego dostępnego we Francji, Hiszpanii czy w Niemczech.

Jak pandemia zmieniła Waszą branżę?

Bez wątpienia home office było jednym z najpopularniejszych słów i zwrotów w 2020 roku, a zmiana charakteru pracy uświadomiła wielu konsumentom wiele atutów, ale też niedogodności związanych z pracą w domu. Pisanie przez cały dzień na laptopie i używanie touchpada nie jest jednak tak wygodne, jak korzystanie z zewnętrznej klawiatury i myszki. Kamera internetowa w czasie pandemii stała się niemal produktem pierwszej potrzeby, a wiele osób stanęło przed koniecznością zakupu dodatkowych urządzeń i akcesoriów dla dzieci w czasie nauki zdalnej. 

Rośnie też świadomość, jak ważna jest ergonomia, co zwiększa zainteresowanie choćby większymi monitorami, które można umieścić na optymalnej wysokości dzięki dedykowanym uchwytom montowanym do biurek.Wśród licznych, drobnych prac domowych – na które w czasie lockdownów nagle znaleźliśmy czas – nie zabrakło też montażu uchwytów do telewizorów na ścianach.

Dla nas pandemia była też czasem przygotowań do nowej inwestycji – właśnie rozpoczynamy budowę nowej hali magazynowej o powierzchni 5 tys. m kw. Ta inwestycja związana jest z jednej strony z dynamicznym wzrostem na rynku e-commerce, a z drugiej strony – z rozwijaniem automatyzacji w procesach logistycznych, która wymaga dodatkowej przestrzeni. Uznaliśmy, że nawet w trudnych czasach warto zaryzykować i postawić na inwestycje.

Jednym z priorytetów firmy Hama jest zrównoważony rozwój, a centrala firmy w Niemczech zatrudniła nawet specjalistę dedykowanego tylko do tego zadania. Jak te działania wyglądają w praktyce? Na co kładziony jest największy nacisk?

To wiele działań w różnych obszarach. Naszemu ekspertowi od zrównoważonego rozwoju raportujemy na przykład ile, łącznie jako polski oddział, przejechaliśmy kilometrów. Na tej podstawie wyliczane są ślady węglowe, a później podejmujemy inicjatywy, które mają je zrównoważyć. 

Sukcesywnie zmieniamy też opakowania – w dużej grupie produktowej, jaką są dla nas kable,w całości przeszliśmy już z opakowań plastikowych na papierowe. Karton wykorzystywany do produkcji opakowań pochodzi z celulozy z recyklingu lub z certyfikowanych, zrównoważonych upraw leśnych.

Z materiałów z recyklingu, w tym z odpadów wyławianych z oceanów, powstają też nasze torby i tornistry. 

Wymieniliśmy również w firmie oświetlenie na LED-owe, a hala, którą budujemy będzie miała na dachu panele fotowoltaiczne. W czasie remontu drugiego piętra naszego biurowca wymienimy też ogrzewanie na pompy ciepła.

Od lat przykładamy również dużą wagę do segregacji odpadów w firmie, a wokół niej posadziliśmy drzewa owocowe. Zamiast trawników, które wymagają sporych nakładów pracy przy koszeniu i wody w czasie nawadniania, możemy delektować się fantastycznym widokiem kwitnących jabłoni czy śliw. 

Czy da się pogodzić rozwijanie firmy na konkurencyjnym, globalnym rynku z troską o środowisko? Jak dużo jest konsumentów, którzy doceniają takie wysiłki i są gotowi za nie zapłacić? 

Często bardziej zrównoważona produkcja wcale nie oznacza dla konsumentów wyższych kosztów. Na przykład papierowe opakowania nie są droższe, a jedyną niedogodnością jest fakt, że konsument nie może obejrzeć kabla czy ładowarki przed zakupem bez otwierania opakowania.

Choć cena ciągle jest istotnym czynnikiem, nie przeceniałabym jej roli. Jest sporo prawdy w stwierdzeniu, że Polak kupuje dwa razy – raz tanio i drugi raz dobrze.Klient jest dziś w stanie zapłacić więcej za jakość, gwarancję niezawodności i dobry serwis czy profesjonalne doradztwo.Dlatego dużą wagę przykładamy do szkoleń dla naszych partnerów i komunikacji z konsumentem, bo trudno porównać ładowarkę, która będzie ładowała telefon przez całą noc z urządzeniem, które zrobi to w 60 min.

Tylko w Polsce w ofercie Hama znajdziemy aż 4,5 tys. produktów. Spróbujmy jednak dokonać selekcji. Jakie dwa produkty zabrałaby Pani na futurystyczną bezludną wyspę, przy założeniu, że jest na niej prąd? 

Jeśli miałabym przy sobie smartfona, postawiłabym na naszą ładowarkę 65 W,

która ładuje telefon z nawet dwunastokrotnie wyższą mocą niż standardowa ładowarka. Zastosowanie nowej technologii Gan pozwoliło znacząco zmniejszyć jej rozmiar, przy zachowaniu wszystkich parametrów elektrycznych. Dzięki temu nowoczesne smartfony jest w stanie naładować do 50% w ok. 25 minut. Trudno zdecydować, który produkt miałby być tym drugim. W historii firmy Hama pojawiało się wiele ciekawych propozycji.

Zaczynaliśmy od akcesoriów fotograficznych, stopniowo dokładając do oferty kolejne kategorie. Nad każdą z nich pracuje dedykowany zespół ludzi, który rozwija daną markę, szuka inspiracji i nowych pomysłów. Dzięki temu nasi partnerzy i klienci mogę się poczuć tak, jakby każda z tych kategorii była jedyną w firmie. Jedną z nowych grup produktowych są na przykład produkty do gospodarstwa domowego, takie jak pojemniki na żywność, które utrzymują temperaturę nawet do 6 godzin czy szklane butelki ze specjalnie zaprojektowanym schowkiem na suplementy diety. Myślę, że na taką futurystyczną bezludną wyspę, poza ładowarką, zabrałbym także właśnie pojemnik na żywność Xavax.

Na rynku elektroniki użytkowej jest bardzo dużo produktów o różnej jakości i cenie. Czym się kierować, dokonując wyboru?

Warto zwrócić uwagę choćby na certyfikację, która jest gwarancją nie tylko tego, że produkt został wyprodukowany zgodnie ze wszystkimi normami, ale przede wszystkim– że jest bezpieczny dla użytkowników. Solidna, niemiecka jakość jest w tym przypadku nie do przecenienia. W Hama nie ma dróg na skróty. Kontrola jakości jest u nas dwuetapowa – pierwsza w miejscu produkcji, a druga już w centrali w Niemczech. Żaden produkt, który nie przejdzie tej dwustopniowej procedury, nie trafi na rynek, a dyrektor działu kontroli jakości odpowiada cywilnie i finansowo za ewentualne uchybienia, co jest ewenementem w tej branży.

Certyfikaty mają ogromne znaczenie również dla komfortu użytkowania. Na przykład, kupując ładowarkę do iPhone’a z certyfikatem Apple MFi, konsument zyskuje pewność nie tylko tego, że kabel czy ładowarka będą kompatybilne z jego telefonem, ale też tego, że zadziałają prawidłowo – naładują telefon odpowiednio szybko, przy zachowaniu określonych parametrów.Opłata za certyfikat Apple MFi (Made for iPhone) może stanowić sporą część ceny urządzenia.

Hama logistic 1000x667 1

Branża akcesoriów mobilnych musi nadążać za błyskawicznie zmieniającymi się technologiami. Jak będzie wyglądał nasz świat za, powiedzmy, pięć lat i jakich akcesoriów będziemy wtedy najbardziej potrzebować? 

Urządzenia elektroniczne stały się niezbędnym elementem codziennego życia, będzie ich w naszym otoczeniu coraz więcej. To już nie jest wynalazek, gadżet dla pasjonatów, ale coś, bez czego nie potrafimy normalnie funkcjonować. Wystarczy spróbować wyobrazić sobie jeden dzień bez smartfona. Poza tym coraz więcej funkcjonalności i aplikacji w naszych telefonach zwiększa zapotrzebowanie na energię, niezbędne stają się wydajne ładowarki czy pojemne powerbanki.

Młodemu pokoleniu, które teraz kształtuje swoje konsumenckie nawyki, łatwiej jest zrezygnować z nowego ubrania czy butów niż z nowego telefonu. Trudno dziś wyobrazić sobie nastolatka bez słuchawek na uszach i powerbanka w plecaku.

Ale technologia ułatwia życie nie tylko najmłodszej grupie konsumentów. Hama ma dedykowaną ofertę także dla klientów 70+. Znajdziemy w niej m.in. specjalne słuchawki czy uniwersalny pilot do telewizora z dużymi przyciskami.

Wszystko to oczywiście przy założeniu, że kontrolujemy czas spędzany przed ekranem, zwłaszcza w przypadku najmłodszych użytkowników.

Jaki był najważniejszy argument, który zdecydował o wyborze Robakowa jako siedziby oddziału w Polsce?

Przed powstaniem polskiego oddziału współpracowaliśmy z dwoma dystrybutorami, którzy mieli swoje siedziby w okolicach Poznania. Hama Polska powstała na bazie tych dwóch firm. Nie chcieliśmy startować w nowym miejscu ani rozstawać się z pracownikami, którzy wcześniej rozwijali sprzedaż naszych produktów w Polsce. To pokazuje, jak ważni są dla nas ludzie, a w Hama Polska pracują dziś osoby, które sprzedawały produkty tej marki jeszcze zanim powstał polski oddział. Wielu naszych pracowników może się już pochwalić ponad 20-letnim stażem.

Jak będziecie Państwo celebrować jubileusz firmy?

W planach jest m.in. duże wydarzenie w Niemczech, na które zostaną zaproszeni szefowie oddziałów, wieloletni pracownicy i najważniejsi klienci. Z okazji jubileuszu powstało też nowe logo, które już od połowy roku funkcjonuje na rynku. W czasie tej stuletniej historii logo zmieniało się już wielokrotnie, pokazując, że Hama to firma z tradycjami, ale jednocześnie nowoczesna, niebojąca się zmian. Idziemy z duchem czasu. Sto lat to nie limit, ale kolejny kamień milowy w naszej długiej historii.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

MAŁGORZATA DECKINGER - Hama Polska
REKLAMA
REKLAMA

10 lat Why Thai w Poznaniu. Michał Niemiec | Czy osiągnąłem sukces? Ciągle mi mało!

Artykuł przeczytasz w: 14 min.
10 urodziny WHY THAI


Kiedy 10 lat temu wprowadził kuchnię tajską do Poznania, był prekursorem w branży gastronomicznej. Michał Niemiec, właściciel Why Thai, przy okazji 10. urodzin restauracji opowiada o swojej drodze do sukcesu, kulisach budowania marki i o tym, jak gastronomia stała się jego życiową pasją – pomimo że życie pchało go w objęcia ogrodnictwa, straży pożarnej, a nawet muzyki… Dziś Why Thai świętuje dekadę i rozwija nowy koncept, który na nowo odkrywa polską kuchnię.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Michał Musiał

Jadasz coś innego niż kuchnia tajska?

MICHAŁ NIEMIEC: (śmiech) Oczywiście, że tak! Zdradzę Ci tajemnicę, że w sumie to jadam jej już niewiele. (śmiech) Jak to mówią, co za dużo, to niezdrowo – nawet najlepszą kuchnią świata można się w końcu przejeść. Ale zawsze próbuję nowych dań, pilnuję standardów, czy chcę czy nie chcę, bo w końcu to moja praca i pasja – muszę wiedzieć, co serwuję i dbać o to, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

Skąd zamiłowanie do kuchni i gotowania?

Miłość do kuchni zaszczepiła we mnie moja babcia, która świetnie gotowała, potem moja mama, dodatkowo mój wujek był kucharzem. A ja od najmłodszych lat towarzyszyłem im podczas przygotowywania posiłków. Pamiętajmy, że były to lata 80-te, gdzie normą było gotowanie w domu, kuchnia tętniła życiem i była miejscem, które scalało całą rodzinę. Obserwowałem, jak z prostych składników można stworzyć coś wyjątkowego, a wspólne gotowanie było okazją do rozmów i budowania więzi. To właśnie wtedy zrozumiałem, jak wielką radość może dawać przygotowywanie posiłków dla innych.

Babcia i mama wspierały Cię w Twojej rodzącej się wówczas pasji?

One tak, tata niekoniecznie. (śmiech) Jego marzeniem było, abym poszedł w jego ślady i przejął po nim gospodarstwo ogrodnicze. Przez wiele lat hodował róże, dodatkowo był prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej, więc jak już pogodził się z tym, że ogrodnikiem nie zostanę, to pojawił się pomysł, abym został strażakiem, a dodatkowo zapisał mnie na lekcje gry na saksofonie, bo trzecim wyborem była kariera muzyka. (śmiech) Ale to wszystko nie było dla mnie. Moim przeznaczeniem jest gastronomia.

Michał Niemiec Why Thai

Ale w rodzimym gospodarstwie ogrodniczym jednak trochę pracowałeś…

Nie miałem wyjścia. (śmiech) Jednak zawsze uciekałem w stronę sztuki gotowania. Kilka lat spędziłem, pracując w hotelach orbisowskich, a następnie ukończyłem Wyższą Szkołę Hotelarstwa i Gastronomii. To był czas, kiedy turystyka dopiero raczkowała, a Polska zaczynała otwierać się na świat. Dzięki zagranicznym praktykom mogliśmy poznawać nowe smaki i wprowadzać je na nasze stoły, co było niezwykle inspirujące. Po śmierci rodziców wróciłem do Kalisza, parę lat prowadziłem gospodarstwo, zostałem nawet radnym, ale to nie była moja droga. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę – wybrałem gastronomię. Choć z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że praca w gospodarstwie niczego mi nie dała – przede wszystkim nauczyła mnie ciężkiej pracy i szacunku do tego, co samodzielnie się wypracuje. Te doświadczenia ukształtowały mój charakter i nauczyły wytrwałości, która później okazała się kluczowa w budowaniu mojego miejsca w gastronomii.

Jakie było to ostatnie 10 lat dla Ciebie?

Na pewno bardzo pracowite, pełne wyzwań i intensywnego rozwoju. To czas, który nauczył mnie wytrwałości oraz elastycznego podejścia do różnorodnych wyzwań. Były trudne chwile, ale również wiele radości płynącej z osiągnięć i pokonywania barier. Pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie, a także nasze lokalne trudności, takie jak niekończący się remont Starego Rynku, uświadomiły mi, jak istotna jest zdolność adaptacji. Te wydarzenia stanowiły poważny test, a jednocześnie stały się impulsem do działania i poszukiwania nowych dróg w obliczu zmian.

Mija właśnie 10 lat, kiedy powstał pierwszy lokal Why Thai. Jak wspominasz początki, bo zdaje się, że pierwszym pomysłem, była kuchnia włoska. Co zaważyło na zmianie strategii?

To prawda. Why Thai w Poznaniu świętuje właśnie swoje 10-te urodziny, ale cała grupa ma już 12 lat. Pierwszy lokal powstał w Warszawie dlatego, że w Poznaniu nie mogłem znaleźć odpowiedniej lokalizacji. Lokal znalazł się w Warszawie, więc niewiele się zastanawiając, wyruszyłem na podbój stolicy. Nie mając zupełnie wiedzy na temat tamtejszego rynku gastronomicznego, poszedłem na żywioł. (śmiech) I faktycznie początkowo moim pomysłem było otworzenie restauracji z włoskim jedzeniem, ale Warszawa była wówczas już naszpikowana włoskimi smakami, więc z czysto biznesowego punktu widzenia, zmieniłem koncepcję i postawiłem na kuchnię tajską. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Warszawa wiele mnie nauczyła i na pewno dała solidne podwaliny pod biznes w Poznaniu. Z takich ciekawostek powiem Ci, że kiedy po dwóch latach prowadzenia biznesu w Warszawie postanowiłem wrócić na rodzime wielkopolskie podwórko, tu i ówdzie było słychać głosy, że to warszawska firma otwiera knajpę w Poznaniu. (śmiech) A było zupełnie odwrotnie. Jestem wielkopolaninem, pochodzę z Kalisza, więc to Poznań ruszył na podbój Warszawy, a nie odwrotnie. (śmiech) 

Michał Niemiec Why Thai

Pierwszy lokal powstał w Warszawie, potem kolejne w Poznaniu. Warszawa to miasto globalnych korporacji, międzynarodowej społeczności, tam kuchnia tajska pewnie nie była niczym dziwnym. Jednak Poznań, miasto bardziej kulinarnie konserwatywne, ze swoją nieśmiertelną kaczką po poznańsku. Nie obawiałeś się rodzimego rynku?

Poszedłem za ciosem warszawskiego sukcesu i nie miałem większych obaw co do tego, jak poznaniacy przyjmą kuchnię tajską, choć faktycznie była ona dość egzotyczna. Myślę, że duży wkład w popularyzację światowych, a zwłaszcza azjatyckich smaków, miały wtedy lokale z sushi, które w tamtym czasie zaczęły zdobywać w Poznaniu dużą popularność. Dzięki nim klienci byli już otwarci na nowe kulinarne doświadczenia i gotowi spróbować czegoś nieco innego. Dziś myślę, że w tym miejscu, w którym my byliśmy 10 lat temu, jest kuchnia koreańska, którą dopiero poznajemy i oswajamy, podobnie jak wtedy kuchnię tajską. To pokazuje, że kulinarne gusta w Polsce cały czas ewoluują, a klienci są coraz bardziej otwarci na nowe smaki i nieznane wcześniej tradycje kulinarne. W tamtym czasie tajska kuchnia wydawała się egzotyczna, dziś jest dla wielu naturalnym wyborem. 

Czy są jakieś wspomnienia lub historie z początków Why Thai, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Wspominam ten czas jako okres niezwykle intensywnej pracy. Przygotowując się do otwarcia lokalu w Warszawie, pracowałem po 350-370 godzin miesięcznie. Gdy warszawska restauracja zaczęła funkcjonować stabilnie, bez chwili wytchnienia ruszyłem z przygotowaniami do otwarcia lokalu w Poznaniu. Lokal przy ulicy Kramarskiej, w którym mieścimy się do dzisiaj, przeszedł generalny remont, więc w zasadzie kursowałem non stop pomiędzy Warszawą i coraz lepiej prosperującym tam lokalem, a Poznaniem i lokalem w remoncie. (śmiech) Sam remont przebiegł dość szybko i w miarę bez większych trudności, ale ja byłem koszmarnie zmęczony, a mój organizm domagał się odpoczynku. Przyjaciele przekonali mnie, że przed samym otwarciem muszę odpocząć i w końcu dałem się namówić na tydzień urlopu, który pozwolił mi złapać oddech przed kolejnym wyzwaniem, jakim było otwarcie. Pamiętam też wydarzenie z 2015 roku, które na długo zapisało się w mojej pamięci – pękła rura w ulicy i zalała nasz lokal. Co gorsza, stało się to w Boże Narodzenie, więc odkryliśmy problem dopiero po świętach. Piwnica była zalana po sufit, sprzęty zniszczone, a restauracja wymagała generalnego odmalowania. Przez trzy miesiące walczyliśmy, żeby wszystko naprawić i przywrócić lokal do życia. To była jedna z tych sytuacji, które uczą pokory, cierpliwości i tego, że w gastronomii zawsze trzeba być gotowym na niespodziewane wyzwania.

Za oryginalne, tajskie smaki w Why Thai odpowiadają rodowici Tajowie. Już od samego początku zdecydowałeś się zatrudniać kucharzy z Tajlandii, aby zapewnić autentyczność potraw. To nie jest łatwa droga. 

Mam chyba trochę szczęścia w życiu. (śmiech) Mój znajomy, którego żona pochodzi z Tajlandii, bardzo pomógł mi w rekrutacji kucharzy bezpośrednio stamtąd. Dzięki jego wsparciu udało się nie tylko załatwić wszystkie formalności, ale znaleźć prawdziwych mistrzów, którzy zarówno znają techniki tajskiej kuchni, jak i przekazują jej autentycznego ducha. To było wyzwanie, ale kluczowe dla utrzymania najwyższej jakości i prawdziwości naszych dań. Nasza Szefowa Kuchni Mala, pracuje z nami już 10 lat…

Michał Niemiec Why Thai

Czy widzisz różnicę w podejściu Polaków do kuchni tajskiej 10 lat temu i teraz? Czy przez te lata zmieniły się gusta klientów lub ich oczekiwania względem autentycznych smaków Azji?

Bardzo! I to bardzo dobrze! Pamiętam, kiedy otworzyliśmy pierwszą restaurację w Poznaniu, nie mogliśmy przygotowywać dań w takiej ostrości, w jakiej oryginalnie występują, bo dla naszego poznańskiego podniebienia to było zdecydowanie za dużo. (śmiech) Dziś pad thai czy kurczak słodko-kwaśny podawane w Why Thai, smakują tak samo jak w Tajlandii – autentycznie i bez kompromisów w kwestii przypraw czy ostrości. Klienci stali się bardziej otwarci na intensywne smaki, a także świadomi tego, czym naprawdę jest kuchnia tajska. To ogromna zmiana w porównaniu do początków, kiedy musieliśmy dostosowywać przepisy, aby były bardziej neutralne i łagodniejsze.

Ile dzisiaj jest restauracji w sieci?

Obecnie w skład sieci Why Thai wchodzą dwie restauracje z obsługą kelnerską – Why Thai Food & Wine w Warszawie oraz w Poznaniu. To miejsca, które łączą elegancję z autentycznymi tajskimi smakami, oferując gościom wyjątkowe kulinarne doświadczenia. Dodatkowo, półtora roku po otwarciu poznańskiej restauracji, narodził się koncept Why Thai Express. To zupełnie inny pomysł, skierowany do osób ceniących szybkie i wygodne rozwiązania w stylu street food. Why Thai Express specjalizuje się w daniach na wynos, zachowując przy tym charakterystyczną dla sieci jakość i smak autentycznej kuchni tajskiej. Takich punktów mamy w Poznaniu trzy, co pozwala nam pokryć swoim zasięgiem całe miasto. Cała sieć zatem to pięć restauracji.

Michał Niemiec Why Thai

Z perspektywy 10 lat działalności, co uważasz za największy sukces Why Thai? Co według Ciebie sprawiło, że klienci pozostają lojalni wobec Waszych restauracji?

Kiedy prowadzisz własny biznes, praca staje się codziennością, a sukces nie jest czymś, o czym myślisz na co dzień. Dla mnie prawdziwym sukcesem są ludzie, z którymi pracuję, bo bez nich niczego bym nie zrobił. To oni tworzą atmosferę tego miejsca. No i nasi klienci – ci, którzy wracają do nas od lat, polecają nasze restauracje swoim bliskim i wciąż obdarzają nas zaufaniem. Czy czuję, że sam osiągnąłem sukces? Szczerze mówiąc, nie patrzę na to w ten sposób. Ciągle mi mało. (śmiech) O wiem! Mam już dzisiaj struktury tak poukładane, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie na krótki odpoczynek – i to jest mój osobisty sukces! (śmiech)

Co słyszysz od swoich gości?

Słyszę, że jest smacznie i świeżo. W końcu hasło „najlepszy pad thai w mieście” nie wzięło się znikąd! W naszej kuchni używamy wyłącznie świeżych produktów i oryginalnych, tajskich składników. Nie idziemy na skróty ani nie pracujemy na zamiennikach – autentyczność smaku jest dla nas priorytetem i to właśnie doceniają nasi goście.

A Twoja ulubiona potrawa?

Nie będę zbyt oryginalny, (śmiech) oczywiście, pad thai! To klasyka, która nigdy mi się nie znudzi. Ale jeśli miałbym wskazać coś mniej oczywistego, to zdecydowanie khao soi – potrawa pochodzącą z rodzinnego miasta naszej szefowej kuchni. To danie niezwykle aromatyczne i sycące, będące czymś pomiędzy zupą a drugim daniem. Składa się z makaronu zanurzonego w intensywnym curry, mięsa wołowego, kiszonek, świeżych warzyw i chrupiącego makaronu na wierzchu. Każdy kęs to eksplozja smaków, która zawsze przenosi mnie na chwilę do Tajlandii.

Michał Niemiec Why Thai

Gastronomia w Polsce przechodziła przez różne okresy, w tym przez trudności związane z pandemią. Czy doświadczenia ostatnich lat wpłynęły na strategię Why Thai? Co się zmieniło, a co pozostało takie samo?

Przede wszystkim poukładaliśmy strukturę. Dzisiaj zatrudniam 75 osób, a to już wymagało stworzenia jasnego podziału obowiązków i zbudowania solidnego systemu zarządzania. Zależało mi, aby każdy członek zespołu wiedział, za co odpowiada i miał przestrzeń do rozwoju. Od początku istnienia restauracji w Poznaniu, nie czułem się dobrze z tym, że w restauracji z obsługą kelnerską realizujemy również wynosy. Dostawcy wpadali do restauracji jak przeciąg, zakłócając atmosferę, którą chcieliśmy stworzyć dla gości jedzących na miejscu. To powodowało pewien chaos i wpływało na komfort tych, którzy przyszli, aby cieszyć się posiłkiem w spokojnym otoczeniu. Stąd dość szybkie powstanie Why Thai Express, które w pandemii okazało się zbawienne, bo kiedy inni restauratorzy dopiero uczyli się wynosów, my tę strukturę mieliśmy już zbudowaną. Dziś widzę, że dużo większym wyzwaniem niż pandemia, jest inflacja. Ceny produktów poszły mocno w górę, koszty utrzymania lokali wzrosły, a portfel klienta nie jest z gumy… Ale to, co pozostało niezmienne, to dbałość o jakość, autentyczność naszych potraw i budowanie relacji z gośćmi, które zawsze były fundamentem naszej marki.

Twoim nowym dzieckiem jest Restauracja OT.Warta, koncept zupełnie inny niż Why Thai. Co zainspirowało Cię do jej otwarcia?

To było szalone! (śmiech) Ale byłaś tam i przyznasz, że jest pięknie?

Jest pięknie, ale to zupełnie inna bajka niż Why Thai. Wszystko tam jest odmienne od tego, co spotykam w Why Thai. Inny wystrój, inna kuchnia, inne smaki, inna filozofia. Potrzebowałeś zmiany?

Bardzo! Odkryłem to miejsce podczas spaceru z psem i od razu wiedziałem, że chcę tam mieć restaurację. OT.Warta mieści się w zabytkowym budynku Łazienek Rzecznych nad Wartą, które w latach 20. i 30. były jednym z najpopularniejszych miejsc w Poznaniu – przed wojną dziennie odwiedzało je nawet 5000 osób, bo znajdowały się tam miejskie kąpieliska. Niestety, przez lata miejsce popadło w zapomnienie, ale dziś, dzięki modernizacji, odzyskało swój dawny blask. Dla mnie to ogromna satysfakcja, że mogę być częścią tej nowej historii, przywracając to miejsce poznaniakom w zupełnie nowej odsłonie. Miejsce znajdujące się 15 minut spacerem od Starego Rynku, pełne historii, niepowtarzalnego uroku i wyjątkowego charakteru. Kto tam raz zawita, zakocha się w tym miejscu. Gwarantuję.

To powiedz jeszcze, jaką kuchnię serwuje OT.WARTA?

Poznaniacy znajdą tam polską kuchnię w nowoczesnym wydaniu, inspirowaną dawnymi przepisami zaczerpniętymi ze starych książek kucharskich. To dania, które nawiązują do tradycji, ale są podane w sposób współczesny, z wykorzystaniem najwyższej jakości lokalnych składników. Dzięki temu goście mogą odkrywać klasyczne smaki na nowo, w odświeżonej i kreatywnej formie.

Gdzie znajdujesz inspiracje do rozwoju swoich restauracji i wprowadzania nowych pomysłów? Rozwinąłeś sieć, otworzyłeś OT.WARTĄ, podejmujesz odważne decyzje. Skąd czerpiesz pomysły na to, jak dalej rozwijać swoje marki?

To chyba moja domena, że kiedy mam chwilę wolnego czasu, zaczynam intensywnie myśleć o nowych pomysłach. (śmiech) A tak na poważnie, wszystko wynika z mojej pasji do gastronomii – choć czasem mam wrażenie, że nie zawsze jest to miłość odwzajemniona. (śmiech) Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy jestem w ruchu i mogę tworzyć nowe rzeczy. To właśnie ten dynamizm, poszukiwanie nowych wyzwań i chęć odkrywania, co jeszcze można zrobić, napędzają mnie do działania.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
10 urodziny WHY THAI
REKLAMA
REKLAMA