Sherlock Holmes, Hercules Poirot, porucznik Columbo – ikony literatury i filmu, które od dekad fascynują swoją genialną dedukcją, dramatyzmem i aurą tajemnicy. Ale jak wiele wspólnego z rzeczywistością ma romantyczny, kreowany przez popkulturę wizerunek detektywa? Czy w prawdziwym życiu są momenty przypominające sceny z powieści Agathy Christie, czy może to głównie godziny cierpliwej obserwacji i skrupulatnej analizy? Praca detektywa to jak gra w szachy – strategiczne planowanie, przewidywanie ruchów przeciwnika i precyzyjne wykonanie planu. O kulisach tej profesji, wyzwaniach współczesnego świata i codzienności pełnej niespodzianek opowiada Krzysztof Ast, prywatny detektyw z osiemnastoletnim doświadczeniem.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Maciej Sznek, Sznek, EscargoFoto
Podziękowanie dla Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Olgi Sławskiej-Lipczyńskiej w Poznaniu za udostępnienie Dziedzińca na potrzeby sesji zdjęciowej
Zawód detektywa jest dość licznie reprezentowany w popkulturze. Sherlock Holmes, Hercules Poirot, Philip Marlowe czy Miss Marple to tylko te najbardziej ikoniczne postaci z całego panteonu detektywistycznych sław. Masz swojego ulubionego detektywa?
KRZYSZTOF AST: Trudno wskazać jedną ulubioną postać, bo jest ich naprawdę wiele. Gdybym jednak miał wybrać, to chyba postawiłbym na Sherlocka Holmesa – jego romantyczny wizerunek budzi pewien podziw, choć oczywiście ma niewiele wspólnego z rzeczywistością pracy detektywa. Bliski jest mi także Kojak, chociaż był policjantem, a nie prywatnym detektywem. Czuję do niego sentyment – może przez to, że nosimy podobną fryzurę? (śmiech)
Wychowałeś się na kryminałach?
Może Cię zaskoczę, ale nie. Zdecydowanie bardziej pociągają mnie biografie – lubię poznawać życie ludzi, ich decyzje i motywacje. Chociaż muszę przyznać, że Hercules Poirot, mimo że jest fikcyjną postacią, został przez Agathę Christie opisany tak szczegółowo i barwnie, że można by z jego historii stworzyć niemal pełnoprawną biografię. Charyzmatyczny, z niezwykłą precyzją myślenia i dbałością o szczegóły. Jego legendarna „mała szara komórka” to symbol dedukcji na najwyższym poziomie, a jednocześnie urzeka mnie jego ludzka strona – przywiązanie do porządku, elegancja i drobiazgowość, które czynią go kimś więcej niż tylko detektywem. To postać wielowymiarowa, która wciąż fascynuje i inspiruje.
Wspomniałeś o romantycznym wizerunku detektywa, którego wielu z nas kojarzy jako samotnego, genialnego tropiciela prawdy. Fikcyjny świat zagadek kryminalnych różni się od codziennych realiów pracy?
Powtarzam to nieustannie – nie po to, by kogokolwiek zniechęcić, ale by oddać prawdę. Wizerunek detektywa kreowany przez popkulturę jest mocno oderwany od rzeczywistości. W literaturze czy filmach widzimy geniuszy dedukcji, którzy w ciągu kilku dni rozwiązują najtrudniejsze zagadki. W rzeczywistości praca detektywa to głównie godziny spędzone na obserwacji, analizie i czekaniu – czasem w deszczu, na zimnie, w upale. Bywa, że trzeba biegać, jeździć na rowerze czy siedzieć nieruchomo w samochodzie przez długie godziny. Detektyw w prawdziwym życiu ma być niewidoczny, skuteczny, a dowody jego pracy ujawniane są dopiero w sądzie. Popkultura lubi aurę tajemnicy, samotności i dramatyzmu, ale realia to głównie mozolna praca, technologia i ogromna cierpliwość. Owszem, zdarzają się chwile przypominające filmowe sceny – nieoczekiwane odkrycia czy nagłe zwroty akcji – ale to wyjątki, a nie codzienność. Filmy i książki pokazują to, co widowiskowe, bo takie obrazy przyciągają widzów. Tymczasem za każdą „romantyczną” sceną detektywistyczną kryje się codzienna, żmudna praca – od analizy dokumentów, poprzez wielogodzinne obserwacje, po szczegółowe raporty. To ta codzienność, choć mniej spektakularna, jest kluczem do sukcesu w naszym zawodzie.
Zatem nie ma rozwiązywania zagadek kryminalnych?
Nasza praca bardziej przypomina grę w szachy niż rozwiązywanie tajemnic rodem z książek czy filmów. Mamy określone dane, analizujemy je, przewidujemy ruchy przeciwnika i musimy go wyprzedzić – zarówno w myśleniu, jak i w działaniu. Na podstawie doświadczenia oraz informacji przekazanych przez klienta staramy się określić, jakie kroki podejmie nasz figurant czy figurantka. Następnie planujemy działania, które pozwolą nam uchwycić kluczowe momenty i zebrać materiał dowodowy potrzebny klientowi w dalszym procesie. Nasza specjalizacja to sprawy rozwodowe, więc często koncentrujemy się na dokumentowaniu faktów istotnych w kontekście postępowania sądowego. To praca wymagająca strategii, cierpliwości i precyzji, ale ma niewiele wspólnego z dynamicznymi zwrotami akcji czy nagłymi odkryciami, jakie znamy z kryminałów. Choć myślenie nieszablonowe nie jest mi obce. Kiedy trzeba wejść na drzewo, to się wchodzi na drzewo, jak trzeba zrobić szałas w lesie, to się go robi. Jeśli sytuacja wymaga spędzenia godzin w samochodzie na obrzeżach miasta albo udawania klienta w restauracji, to po prostu staje się to częścią planu. W tej pracy liczy się elastyczność i umiejętność dostosowania się do każdej, nawet najbardziej nieoczekiwanej sytuacji.

Jakie wobec tego cechy charakteru i umiejętności są kluczowe, aby być skutecznym detektywem?
Z pewnością kluczowa jest umiejętność łączenia faktów, ta przysłowiowa zdolność „łączenia kropek”. Liczy się inteligencja życiowa, szybkość analizy, refleks i umiejętność podejmowania błyskawicznych decyzji. Nie można zapominać o cierpliwości – tej potrzeba w tym zawodzie w ogromnych ilościach. Do tego dochodzi dyspozycyjność i autentyczna chęć działania. Moja mama zawsze mówi: „Nie wiesz, jak coś zrobić? Po prostu zacznij to robić”. To prosta, ale bardzo skuteczna rada – bo nawet w momentach, gdy wydaje nam się, że utknęliśmy, wystarczy zrobić pierwszy krok. Porozmawiać z jednym, drugim człowiekiem, podjąć działanie – i nagle okazuje się, że droga się otwiera.
Jak wyglądały początki Twojej kariery jako detektywa? Czy zawsze wiedziałeś, że to jest zawód, który chcesz wykonywać?
Szczerze? Nigdy o tym nie myślałem. (śmiech)
To skąd wybór takiej drogi życiowej?
Mój ojciec, emerytowany oficer policji, przez lata pracował w wydziale dochodzeniowo-śledczym Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, prowadząc dochodzenia w sprawach najcięższych przestępstw. Jedną z najciekawszych historii, które opowiadał, była sprawa „skoku stulecia” – kradzieży obrazu Claude’a Moneta Plaża w Pourville z Muzeum Narodowego w Poznaniu. Ta historia brzmi jak scenariusz filmu. Po kradzieży udało się zabezpieczyć częściowy odcisk palca na ramie obrazu, ale przez lata nie można było dopasować go do żadnej osoby. Dopiero dekadę później, podczas zupełnie innego śledztwa, okazało się, że odcisk pasuje do mężczyzny z innego miasta. Wyobraź sobie – przez dziesięć lat dzieło warte siedem milionów dolarów leżało na dnie jego szafy. Takie historie, opowiadane wieczorami w domu, działały na wyobraźnię. Ojciec zawsze był dla mnie wzorem – jego opowieści o zabójstwach, porwaniach czy kradzieżach chłonąłem z zapartym tchem. Gdy zbliżał się do emerytury, a ja wciąż nie byłem pewien swojej ścieżki zawodowej, zaproponował, żebyśmy wspólnie założyli agencję detektywistyczną. Był rok 2007. W Poznaniu agencji detektywistycznych było niewiele, a część z tych, które działały, nie cieszyło się najlepszą opinią. Pomyślałem, że może warto spróbować. Tak zaczęła się moja droga – od wspólnej decyzji i inspiracji, którą dał mi ojciec. A żeby było zabawniej – ojciec nigdy do mnie nie dołączył, bo to, czym się zajmuję, jest dokładnie tym, czego on zazwyczaj unikał, w policji tym zajmuje się Wydział Techniki Operacyjnej. Mój tato jest wybitnie inteligentnym, genialnym analitykiem, świetnie porusza się we wszelkich aspektach prawnych, wyłapuje szczegóły, które łatwo przeoczyć i do tego ma bardzo otwarty umysł. To prawdziwy człowiek renesansu, więc śledzenie czy prowadzenie obserwacji w terenie, często w trudnych warunkach, nigdy go nie pociągało.
Ale przyznasz, że zawód detektywa otacza pewna aura tajemniczości. Jesteś gwiazdą na spotkaniach towarzyskich?
Niestety jestem. (śmiech) Niestety, bo w mojej opinii ten zawód, ale też moje cechy charakteru predestynują mnie do tego, żeby działać w ukryciu. Sam siebie określam mianem „samotnego wilka”, nie przepadam za pracą w zespołach, choć w środowisku detektywistycznym praca w parach jest standardem – z prostego powodu: to wygodniejsze. Na przykład, gdy obserwowany obiekt zostawia samochód i rusza pieszo, druga osoba może przejąć obserwację, a ty masz czas na znalezienie miejsca parkingowego. Praca w pojedynkę bywa bardziej wymagająca logistycznie, ale odpowiada mojej naturze. Moi ludzie pracują w pojedynkę. Łączymy siły tylko wtedy, gdy sytuacja tego wymaga.

Co trzeba zrobić, żeby zostać w Polsce detektywem?
Od 2001 roku istnieje w Polsce ustawa o usługach detektywistycznych, która określa wymagania, jakie trzeba spełnić, aby ten zawód wykonywać. Kiedy w 2007 roku starałem się o licencję detektywa kryteria były mocno surowe. Odnawianie licencji co pół roku, egzamin przed ośmioosobową komisją, mnóstwo materiału teoretycznego do nauczenia, badania psychologiczne. Te kryteria były tak wyśrubowane, że licencję podczas takiego egzaminu otrzymywały dwie, może trzy osoby na całe województwo! Z czasem się to zmieniło. W 2014 roku przeprowadzono tzw. deregulację zawodu detektywa i dzisiaj każdy, kto ukończy krótki kurs, może takim detektywem zostać.
To dobrze czy źle dla zawodu detektywa?
Od czasu wprowadzenia deregulacji zawodu detektywa często powtarzam, że zdobycie licencji detektywa, z nikogo detektywa nie czyni. Bo przeczytanie wszystkich kryminałów Agathy Christie, obejrzenie wszystkich paradokumentów na temat pracy detektywistycznej, czy nawet ukończenie wymaganego kursu, nie wystarczy, by zostać prawdziwym detektywem. Ten zawód wymaga znacznie więcej – doświadczenia, intuicji, umiejętności analitycznego myślenia, ale przede wszystkim etyki i odpowiedzialności. Deregulacja niestety sprawiła, że na rynku pojawiło się wiele osób, które moim zdaniem nie mają odpowiednich kompetencji, a to często psuje wizerunek całej branży. Detektyw to zawód, w którym wciąż uczysz się na każdej sprawie, więc licencja jest tylko początkiem drogi, a nie jej celem.
To jak w takim razie zweryfikować, czy detektyw, do którego trafiamy, często w trudnym momencie życia jest wystarczająco wykwalifikowany? I czy krótko mówiąc nie jest naciągaczem?
To pierwsze zadanie detektywistyczne, jakie stoi przed chcącym skorzystać z biura detektywistycznego. (śmiech) Warto zweryfikować taką osobę poprzez przeczytanie opinii, czy skorzystanie z polecenia znajomych, którzy z takich usług już korzystali. I nie bać się pytać. Jak widzisz moje biuro detektywistyczne sygnuję swoim nazwiskiem i podpisuję się nim pod swoją pracą. Bo wiem na jakim poziomie świadczymy usługi, nieprzerwanie od 18 lat. I nie muszę ukrywać się pod nic nikomu nie mówiącą nazwą.

18 lat to szmat czasu. Czy ludzie chętniej korzystają z usług detektywistycznych niż kiedyś? Czy zmienił się klient albo rodzaj spraw?
Dziś spraw jest znacznie więcej niż kiedy rozpoczynałem swoją detektywistyczną działalność, co wynika z rosnącej świadomości klientów. Skorzystanie z usług profesjonalnego biura detektywistycznego to oczywiście inwestycja – materialna, a także emocjonalna, ale dzięki tej inwestycji klienci zyskują czas, który zmarnowaliby na próby samodzielnego dotarcia do prawdy, a jednocześnie są lepiej przygotowani emocjonalnie na to, co może ich czekać w sądzie. Często to właśnie na wcześniejszym etapie konfrontują się z emocjami, które mogłyby być obciążeniem podczas formalnego postępowania. Co ciekawe, zmienił się również profil klienta. Jeszcze kilkanaście lat temu większość zleceń pochodziła od kobiet – zdradzanych żon czy partnerek. Dziś to mężczyźni coraz częściej przychodzą z prośbą o obserwację swoich kobiet. Widać tutaj wpływ przemian społecznych, pewnej emancypacji w relacjach i równowagi w podejściu do tego typu spraw. Świat się zmienia, a wraz z nim detektywistyczne historie, które odzwierciedlają te przemiany.

Czy zdarza Ci się, że Twoi klienci mają wątpliwości lub odczuwają opory przed zleceniem obserwacji swojego często wieloletniego partnera? Jak radzisz sobie z ich obawami, że „nasyłają” detektywa na bliską osobę?
To zupełnie normalna reakcja osoby, która przychodzi do mnie po pomoc. Boją się, że usłyszą „jak mogłaś, jak mogłeś nasłać na mnie detektywa”. Ale to pytanie powinno zostać zadane w drugą stronę. „Jak mogłeś/mogłaś mnie zdradzić?”… To zazwyczaj wystarczający argument.
Kobiety zdradzają inaczej niż mężczyźni? Stosujesz inne metody wobec kobiet, a inne wobec mężczyzn, aby zdobyć materiał dowodowy?
Kobiety są zupełnie innymi obiektami obserwacji niż mężczyźni. Kobiety i mężczyźni zdradzają w zupełnie różny sposób, co przekłada się na odmienne podejście podczas obserwacji. Mężczyźni, powiedzmy to wprost, „idą za potrzebą”. Działają impulsywnie, często bez większego planu i nie zwracają szczególnej uwagi na otoczenie, co czyni ich łatwiejszymi obiektami do monitorowania. Kobiety z kolei zdradzają bardziej emocjonalnie i są znacznie bardziej ostrożne. Potrafią latami prowadzić podwójne życie, zanim partner w ogóle zauważy, że coś jest nie tak. Ich działania są subtelniejsze, trudniejsze do uchwycenia, co wymaga bardziej wyrafinowanych metod obserwacji i większej cierpliwości. To zupełnie inny poziom wyzwania dla detektywa, ale jednocześnie fascynujący element tej pracy.
Co wolno, a czego nie wolno prywatnemu detektywowi? Jakie są granice, których nie można przekraczać w tym zawodzie?
To dobre pytanie, bo prywatnemu detektywowi, szczerze mówiąc, niewiele wolno. W ustawie o wykonywaniu usług detektywistycznych znajduje się zapis, który mówi, że prywatny detektyw, posiadający licencję i działający zgodnie z prawem w ramach zatrudnienia w agencji detektywistycznej lub takową posiadający, ma obowiązek przestrzegania norm prawa dokładnie tak samo, jak każdy inny obywatel, który detektywem nie jest. Jest jednak jeden wyjątek – prywatny detektyw może przetwarzać dane osobowe bez wiedzy i zgody osób, których te dane dotyczą. Ten zapis otwiera przed nami szerokie spektrum możliwości. Wszystko zależy od inwencji twórczej, inteligencji, sprytu i znajomości zdobyczy techniki, aby w sposób legalny zebrać potrzebne dowody. Ale to nie jest tak, jak pokazują filmy – że licencja otwiera wszystkie drzwi. Nie mogę wpaść do lokalu, zabrać zapis z monitoringu, zamontować podsłuch w samochodzie czy poprosić bank o podanie stanu czyjegoś konta, a oni z uśmiechem to zrobią. (śmiech) W rzeczywistości granice, których nie można przekroczyć są jasne – działania muszą być zgodne z obowiązującym prawem. Lata pracy i doświadczenia pozwoliły mi jednak zbudować sieć kontaktów i znajomości. To osoby, które darzę zaufaniem i do których mogę zwrócić się o pomoc w uzyskaniu informacji w sposób zgodny z prawem. Dzięki temu jestem w stanie działać skuteczniej, choć oczywiście zawsze w granicach tego, co legalne i etyczne.
Są tematy, których nie weźmiesz?
Oczywiście! Nigdy nie przyjmę sprawy, w której ktoś chce mi zapłacić za sprowokowanie do zdrady, tzw. weryfikacja wierności. Nie ma takich pieniędzy, dla których zgodziłbym się na taki układ. Nie przyjmuję spraw wątpliwych moralnie, z nieczytelną intencją. Miałem lata temu sprawę, kiedy pojawiła się u mnie kobieta, która chciała abym zrobił jej i jej żonatemu partnerowi zdjęcia, niby z ukrycia, po to aby ona mogła wysłać je jego żonie. Nie wziąłem. Brzydzi mnie to. Nie przyjmuję także spraw przeciwko policjantom czy wymiarowi sprawiedliwości. Takie mam zasady i koniec kropka.

Czy praca detektywa bywa emocjonalnie obciążająca? Jak radzisz sobie z trudnymi sprawami, które mają wpływ na ludzkie życie i relacje?
Na początku kariery przeżywałem każdą sprawę bardzo osobiście. Angażowałem się emocjonalnie, kibicowałem klientom i ich historiom. Dziś, choć nadal jestem po stronie osób, które mi zaufały, staram się zachować większy dystans. Przy tej liczbie spraw dotyczących zdrad i rozstań, zbyt duże zaangażowanie mogłoby być dla mnie wyniszczające. (śmiech) Ale poważnie mówiąc, oczywiście nadal zdarzają się sytuacje, które wywołują adrenalinę, zwłaszcza te bardziej wymagające czy nieprzewidywalne. Jednak z biegiem czasu, przez powtarzalność i schematy zachowań ludzi, których obserwuję, nauczyłem się podchodzić do takich momentów bardziej profesjonalnie i z chłodną głową.
Coś jest w stanie Cię jeszcze zaskoczyć podczas obserwacji?
Zdziwię Cię. Bezczelność i arogancja. W takim sensie, że zakładam strategicznie, że ktoś będzie się ukrywał, próbował przemykać niezauważenie, czy unikał publicznych miejsc. Tymczasem zdarza się coś zupełnie odwrotnego – spacer zakochanych w samym centrum miasta, w godzinach szczytu, gdzie ryzyko spotkania sąsiada, znajomego czy nawet członka rodziny jest naprawdę ogromne. Taka pewność siebie bywa naprawdę zadziwiająca.
Po latach pracy w zawodzie „czytasz” ludzi?
Nieskromnie powiem, że tak. To umiejętność, którą odziedziczyłem po ojcu. Wystarczy, że chwilę z kimś porozmawiam, przyjrzę się jego zachowaniu i zazwyczaj bezbłędnie trafiam w to, co dana osoba myśli lub czuje. Ta umiejętność jest niezwykle przydatna w mojej pracy – pozwala szybciej ocenić sytuację, przewidzieć możliwe reakcje i dostosować działania. To nie magia, ale połączenie doświadczenia, obserwacji i intuicji.
Ale Twoje biuro nie zajmuje się tylko tematami zdrad.
To prawda choć sprawy związane ze zdradami to duża część naszej działalności, głównie dlatego, że moja żona, adwokatka, specjalizuje się w tego typu sprawach. Współpracujemy w naturalny sposób – ja dostarczam dowody i wiedzę operacyjną, a ona przekłada je na argumenty procesowe w sprawach rozwodowych czy dotyczących podziału majątku. Klient trafiający do nas, nie musi szukać kancelarii, która zajmie się dalej jego sprawą. Ściśle współdziałamy na każdym etapie, po to aby efekt przed sądem był zadowalający. Nasza działalność wykracza jednak daleko poza ten obszar. Coraz częściej zajmujemy się sprawami biznesowymi, takimi jak dokumentowanie przypadków nieuczciwych pracowników przebywających na „lewych” L4, czy ustalanie naruszeń klauzul konkurencyjnych przez byłych pracowników. Nie brakuje też zleceń dotyczących nieuczciwych wspólników w biznesie. Sporą część naszych zadań stanowią sprawy związane z ustalaniem poziomu życia tzw. „alimenciarzy” – osób, które nie płacą lub próbują unikać wyższych alimentów. Bywa też, że dostajemy zlecenia związane z ustaleniem ojcostwa, gdzie konieczne jest pozyskanie materiału DNA, czy to w kontekście alimentów, czy spraw spadkowych. Nie brakuje też zadań bardziej nietypowych. Czasem chodzi o odnalezienie byłego pracodawcy w celu uzyskania niezbędnych dokumentów, czasem o pomoc w poszukiwaniu członków rodziny, z którymi ktoś stracił kontakt wiele lat temu. Pojawiają się także zlecenia związane z odkrywaniem historii przodków – to fascynująca praca, taka podróż do źródeł detektywistycznego fachu, w której kluczową rolę odgrywają archiwa i dokumenty. Stanowi to miłą odmianę po wielogodzinnej obserwacji zakochanych. (śmiech) Mamy też sporo zleceń typowo technicznych, takich jak zamontowanie ukrytych kamer czy programów komputerowych.

A wzorem najsłynniejszego detektywa w Polsce – sprawy medialne, kryminalne? Miewasz takie zlecenia?
Nie, bo się w nich nie specjalizuję. Większość klientów trafia do mojego biura z polecenia, więc są oni doskonale zorientowani, w czym jesteśmy w stanie im pomóc.
Które z dotychczasowych prowadzonych przez Ciebie spraw były najtrudniejsze? Czy jest jakaś sprawa, która szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
Były dwie takie sprawy. Pierwsza dotyczyła dziewczynki, więzionej przez ojca, który miał powiązania z przestępczymi strukturami. Zlecenie przyszło od jej babci, która od lat nie miała kontaktu z wnuczką. Kiedy przyszła do mnie i drżącym głosem opowiedziała historię, która mroziła krew w żyłach, wiedziałem, że chcę pomóc. Jej jedynym marzeniem było upewnić się, że dziewczynka żyje. Pojechaliśmy na miejsce, ale sytuacja okazała się wyjątkowo trudna. Teren był monitorowany, naszpikowany elektroniką. Niestety, zostaliśmy zdemaskowani i zrobiło się niebezpiecznie. Żeby Ci to delikatnie nakreślić – wprowadziłem później zapis do umów, że w przypadku realnego zagrożenia życia lub zdrowia zastrzegam sobie możliwość odstąpienia od realizacji usługi. Mimo wszystko, tamten mężczyzna – być może chcąc się nas pozbyć – umożliwił nam zobaczenie dziewczynki, wyjechał z posesji swoim samochodem, córka siedziała na fotelu pasażera. To pozwoliło nam zrobić zdjęcie. Dzięki temu babcia mogła upewnić się, że wnuczka żyje, co przyniosło pewną ulgę, choć cały czas towarzyszyło nam poczucie bezsilności. Ta sprawa wciąż do mnie wraca. Często zastanawiam się, czy można było podjąć inne działania, zrobić coś więcej… Druga sprawa to zlecenie na założenie ukrytego monitoringu w prywatnym mieszkaniu, w którym dochodziło do molestowania dzieci. Już nie chcę opowiadać szczegółów… Na realizację tematu było parę dni. Sprawca wraz z dziećmi miał się wyprowadzić pod inny adres, gdzie nie było już dostępu. Zlecająca została oszukana przez kogoś z naszej nieuczciwej konkurencji, kto wziął zaliczkę, ale się nie wywiązał z podjętego zobowiązania. Nie byłem w stanie wziąć tego zlecenia ze względów czasowych. I do dzisiaj o tym myślę.
A w przeciwwadze do tych trudnych emocjonalnie spraw zdarzały Ci się jakieś zaskakujące? Śmieszne?
Pojawiła się kiedyś w moim biurze dziewczyna z fundacji prozwierzęcej, abym znalazł kota. Bo uciekł. I pytam dziewczynę, która pełna pasji i zaangażowania opowiada mi tę historię, jak ja mam tego Mruczusia znaleźć? A ona mówi – no przecież to proste! On ma amputowaną łapkę! Nie wziąłem tej sprawy…
Szkoda, bo być może byłbyś pierwszym detektywem w Polsce – a może nawet na świecie – o takiej specjalizacji. A czy zdarzają Ci się osoby, które nie do końca realistycznie podchodzą do otaczającej rzeczywistości? Słyszałam, że policja czasami przyjmuje zgłoszenia od osób twierdzących, że zostały okradzione przez Ludwika XVI, albo porwane przez kosmitów.
Tak, takie osoby zdarzają się. Na szczęście nieczęsto, ale gdy ktoś przychodzi z prośbą o dowody na to, że sąsiedzi kontrolują jego myśli albo podsłuchują go za pomocą urządzeń zainstalowanych w lampach ulicznych, wiem, że tu potrzebna jest medyczna pomoc specjalistyczna, a nie detektywistyczna. W takich przypadkach staram się delikatnie, ale stanowczo wyjaśnić, że to nie jest sprawa, którą mogę się zająć.

Jak zmienił się zawód detektywa na przestrzeni lat? Czy nowe technologie, takie jak sztuczna inteligencja czy monitoring, zmieniły sposób, w jaki pracują detektywi?
Technologia z pewnością odegrała ogromną rolę w rozwoju naszego zawodu, ale fundamenty pracy detektywa pozostały takie same. Postępująca miniaturyzacja sprzętu bardzo ułatwiła nasze zadania – dziś nie nosimy już ciężkich, nieporęcznych kamer, bo mamy urządzenia wielkości pudełka zapałek. Każdy z nas ma w kieszeni telefon, który nie wzbudza niczyich podejrzeń, a jednocześnie jest narzędziem pracy. Nowoczesne technologie, takie jak bezprzewodowe przesyłanie danych, przechowywanie informacji w chmurze, drony do obserwacji z powietrza czy miniaturowe nadajniki, znacznie zwiększyły nasze możliwości i efektywność. Jednak to nadal człowiek musi pojechać za obserwowanym obiektem, wykonać pracę w terenie, dostrzec szczegóły, których technologia sama nie wychwyci. Sztuczna inteligencja i zaawansowane systemy wspierają nas w analizie i organizacji danych, ale nie zastąpią detektywa w działaniu – to człowiek podejmuje decyzje, reaguje na zmienne sytuacje i dostosowuje się do okoliczności. Wciąż to detektyw, a nie maszyna, musi zbudować strategię i nawiązać kontakt z rzeczywistością w sposób, w jaki technologia po prostu nie jest w stanie.
A co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Efekt końcowy! Ten moment, kiedy wszystko, co wcześniej zaplanowałeś, zadziałało zgodnie z przewidywaniami. Kiedy te przysłowiowe szachy, które poustawiałeś na planszy, kończą się zwycięstwem. Szach mat i mamy to!