Katarzyna Jakubowska. Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC | Sztuka budowania relacji w biznesie

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC


W biznesie relacje są kluczowe – to one decydują o sukcesie, partnerstwie i możliwościach rozwoju. Katarzyna Jakubowska przeszła drogę od „twardego zadaniowca” do liderki, dla której wartości, zaufanie i prawdziwe zainteresowanie drugim człowiekiem stały się fundamentem pracy. Dziś, jako Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC, jednoczy przedsiębiorców i tworzy przestrzeń do budowania trwałych, wartościowych relacji w wielkopolskim środowisku biznesowym.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Katarzyna Sierszeńska

Twoja ścieżka zawodowa obejmuje zarządzanie sprzedażą, współpracę z międzynarodowym biznesem, rozwój kluczowych relacji i protokół biznesowy. Jak te doświadczenia wpłynęły na Twój sposób pracy i podejście do budowania relacji?

KATARZYNA JAKUBOWSKA: Rzeczywiście, trochę tych doświadczeń się nazbierało. (śmiech) Ponad 20 lat poruszania się w świecie biznesu, zwłaszcza międzynarodowego, otwiera umysł, daje szersze perspektywy. Zaczynając swoją drogę zawodową, byłam tzw. twardym zadaniowcem, z wysoko postawioną potrzebą sukcesu i atrybutami lidera. Z czasem, przyjmując coraz większe obszary odpowiedzialności zarówno w kontekście wielkości zespołów, budżetów czy obszaru geograficznego, nabywałam coraz więcej pokory. Ważniejsze bowiem stawały się dla mnie dwie perspektywy – pozostania w zgodzie z własnymi wartościami oraz prawdziwe zainteresowanie drugim człowiekiem. Podkreśliłabym tu słowo prawdziwe. Jesteśmy w Polsce relatywnie świeżą demokracją, na przełomie wieku, ciągle uczącą się jeszcze reguł kapitalizmu. Nasza kultura pracy, zakładane biznesy opierały się na twardych ekonomicznych parametrach, a tzw. zasób ludzki miał być siłą sprawczą. Myślę, że wiesz, co mam na myśli. Na szczęście od kilkunastu lat na efektywne zarządzanie biznesem spogląda się bardziej holistycznie, rozumiejąc, że relacje, zarówno te wewnątrz, jak i zewnętrzne stają się często determinantą sukcesu lub jego braku. Biznes międzynarodowy wie to od dawna, dlatego równie mocno skupia się na celu i na budowie relacji. U nas to ciągle proces, który dopiero nabiera rozpędu i zrozumienia, że przecież biznes robimy zawsze z osobą, a nie firmą, a najchętniej z tą, którą znamy i lubimy.

Jakie kompetencje są kluczowe w świecie biznesu? Jakie umiejętności są niezbędne w pracy z przedsiębiorcami i liderami?

Elastyczność, otwartość i naturalność. Dziś pozerstwo, sztuczność, politykierstwo nie są dobrze widzianymi praktykami. Zresztą tak naprawdę nigdy nie były. Być może dodawały tzw. atrybutu władzy. Pozornego. Przedsiębiorcy, którzy wykonują „taniec kogutów” wokół siebie, stanowiący element wzajemnych negocjacji, często kończą bez dopięcia transakcji. Obserwowałam dziesiątki takich sytuacji. Inwestorzy i przedsiębiorcy z Bliskiego Wschodu, Azji oraz Stanów Zjednoczonych, najpierw poznają człowieka. Dopiero jak okazuje się reprezentować określone wartości, odpowiednią kulturę biznesu i oczywiście zaplecze niezbędne do współpracy, następuje istotne otwarcie rozmów.

Pracowałaś w środowisku międzynarodowym, współpracując z globalnymi markami i zarządami firm. Jakie różnice w kulturze biznesowej najbardziej Cię zaskoczyły?

Cały czas środowisko międzynarodowe jest mi bliskie. Trochę żartem, trochę serio – przed laty zaskoczyło mnie jak Amerykanie potrafią szybko rozpocząć znajomość podczas bankietu, czy innego spotkania o charakterze biznesowo-towarzyskim, zrewidować podczas 3-5 minutowej rozmowy Twoją „przydatność” biznesową i z czarującym uśmiechem podziękować oraz przenieść się do kolejnego rozmówcy. To o tyle było zaskakujące i zabawne, że nasze narodowe small-talki, długość powitania i pożegnania oraz wymiana uprzejmości, często po prostu nie zostawiają czasu na to co najistotniejsze, czyli ocenę faktycznych przestrzeni do wzajemnego zrobienia. Tam nikogo to nie razi, co więcej niegrzecznie jest zatrzymywać kogoś na dłuższą rozmową.

Relacje biznesowe to klucz do sukcesu. Jak buduje się wartościowe kontakty w świecie, gdzie networking często sprowadza się do wymiany wizytówek?

Taki networking, o którym wspominasz, to strata czasu. Niestety sama co kilka lat czyszczę pudełko z wizytówkami, ponieważ ani osoby, ani firmy nic mi nie mówią. Pamiętam doskonały wykład w Akademii Dyplomacji w Waszyngtonie, czym jest wizytówka, z jaką atencją powinniśmy ją dawać i przyjmować. Największą uważność w tym zakresie wykazują Azjaci. Współpracując z Koreańczykami i Japończykami, otrzymywałam wizytówkę przekazaną obiema rękoma, wraz z ukłonem. To jak powierzenie kawałka siebie, swojej tożsamości. Tu oczywiście dochodzą różnice kulturowe. Niemniej skanowanie elektronicznych wizytówek czy wsuwanie do ręki komuś własnej wizytówki nie jest ani dobrą, ani elegancką, ani przede wszystkim skuteczną metodą działania. Wartościowy kontakt to uważność i skupienie się na rozmówcy, lepiej przez kilka minut z prawdziwą, wzajemną atencją podejść do rozmowy, aniżeli czuć satysfakcję z ilości wydanych i zebranych wizytówek.

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC

Jakie spotkanie lub rozmowa szczególnie zapadły Ci w pamięć w Twojej karierze?

Jedno, które od razu przychodzi mi na myśl, to osobista rozmowa z Philipem Kotlerem, twórcą i guru nauki marketingu. Podczas konferencji, na której Pan Profesor był głównym gościem, traf chciał, że znaleźliśmy się po jej zakończeniu wspólnie w tej samej windzie, a i pokój w hotelu mieliśmy na tym samym piętrze. To były lata, kiedy Prof. Kotler współpracował intensywnie ze Stevem Jobsem przy koncepcie Apple Store. Podczas 15 minut rozmowy, najpierw zadał mi kilka pytań o moje życie zawodowe i wyzwania, z którymi się borykam, by potem w kilku zdaniach skonkludować i powiedzieć jedno, które mi zostało w pamięci: „To nie będzie łatwe, ale jeśli czujesz, że to jest dobra droga, idź nią. Ja bym poszedł.” Przywołuję to zdanie w głowie, ilekroć mam wątpliwości, czy jakaś droga jest dobra. I jeśli czuję, że tak, po prostu nią idę. Choć oczywiście nie wiem, co na taką decyzję powiedziałby dziś Profesor.

Masz doświadczenie w zakresie dyplomacji i protokołu biznesowego – to rzadka i niezwykle cenna umiejętność. Jakie znaczenie mają te kompetencje w budowaniu relacji zawodowych, zwłaszcza w środowisku międzynarodowym? Jakie wyzwania wiążą się z odpowiednim kształtowaniem wizerunku i budowaniem relacji na wysokim szczeblu? Czy dostrzegasz różnice w podejściu do dyplomacji biznesowej w Polsce i innych krajach, gdzie miałaś okazję współpracować?

Dyplomacja to międzynarodowy język reguł. Jest absolutnie niezbędna, jeśli chcesz działać w biznesie międzynarodowym. Oczywiście kojarzyć się może z wizytami oficjeli, głów państw, ceremoniałami czy pierwszeństwem, ale to także cała paleta wydawać by się mogło drobiazgów, które jednak rzutują na to, czy wiesz jak się zachować, co powiedzieć, gdzie usiąść, kogo komu przedstawić, kogo przepuścić w drzwiach itd. W protokole biznesowym wiele reguł ma uniwersalne znaczenie, na które zawsze warto nałożyć specyfikę danego kraju czy regionu, by mieć swobodę w zachowaniu, gdziekolwiek się jest. Dotyczy to również działania na naszym rodzimym rynku, tu też ciągle jest bardzo wiele jeszcze do zrobienia. Wielu liderów prosi o indywidualne konsultacje, co zawsze z dużą przyjemnością czynię, bo wiem, jaki to ma wpływ na ich komfort, ale i wprost przekłada się na biznes. Natomiast jeszcze większą radością odczuwam, gdy przedsiębiorcy chcą by i ich zespoły stawały się profesjonalną wizytówką firmy. Taka wiedza daje swobodę zachowania podczas spotkań, pozytywną pewność siebie, umiejętność otwierania i budowania relacji, a będąc gościem w takiej firmie, czujemy się od pierwszego kontaktu z recepcją czy sekretariatem wyjątkowo, jakby właśnie na nas wszyscy tam czekali.

W zeszłym roku objęłaś funkcję Dyrektora Loży Wielkopolskiej BCC. Jakie są Twoje pierwsze spostrzeżenia na temat wielkopolskiego biznesu? Czy coś Cię szczególnie zaskoczyło lub zainspirowało?

Jestem urodzoną poznanianką, więc zalety i słabości ludzi z tej części Polski są mi dość dobrze znane. (śmiech) Czy coś mnie zaskoczyło? Może to, że jesteśmy nadal tak bardzo asekuracyjni w relacjach biznesowych, ostrożni i nieufni. Wszystkie te cechy znikają, jeśli bariera zostaje przełamana, a w zasadzie nie bariera tylko zapora i to niekiedy niczym wielka Zapora Hoovera. Wtedy stajemy się niezwykle lojalnymi i serdecznymi osobami, chętnie budującymi głębsze relacje. To cudowne i wyjątkowe, jednak zastanawia mnie na ile pewne tematy, współpraca, dialog i działanie mogłyby iść sprawniej, gdyby nie trzeba było najpierw zajmować się niwelowaniem tej zakorzenionej w nas ostrożności.

Jak oceniasz przedsiębiorczość w Wielkopolsce w porównaniu z innymi regionami w Polsce? Jakie widzisz mocne strony, a jakie wyzwania stoją przed lokalnym biznesem?

To trudne pytanie, mam zbyt mało wiedzy o stanie przedsiębiorczości w poszczególnych regionach, by móc pokusić się o skalę porównawczą. Wiem jednak, że jesteśmy bardzo pracowitymi, nie szukającymi poklasku przedsiębiorcami. Dostrzegam jednak dość duże przyzwyczajenie do klastrowania, zamykania się jednych środowisk na drugie. Tu wyraźnie dostrzegam różnice. Jest wiele dużych miast w Polsce, gdzie poszczególne środowiska współpracują ze sobą, tworząc tym samym z jednej strony silne lobby przedsiębiorców, z drugiej – realizując wspólnie wiele ważnych lokalnych inicjatyw.

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC

Jakie są główne cele i misja Loży Wielkopolskiej BCC? Jakie wartości przyświecają organizacji i w jaki sposób wspieracie przedsiębiorców?

Loża Wielkopolska BCC ma tożsame cele jak cały Business Centre Club. Jesteśmy organizacją ogólnopolską, najstarszym i największym klubem przedsiębiorców indywidualnych w Polsce, dzięki czemu, na mocy ustawy, możemy skutecznie reprezentować interesy przedsiębiorców w Radzie Dialogu Społecznego, a na naszym terenie w Wielkopolskiej Radzie Dialogu Społecznego. Jesteśmy obecni w Wielkopolskiej Radzie Rynku Pracy, Radach Gospodarczych oraz Komitetach sterujących oraz współpracujemy z innymi branżowymi organizacjami. W ramach samego BCC mamy kilkanaście Komisji, w których skupiamy ekspertów i praktyków z danych środowisk, by opiniować i wnioskować o zmiany legislacyjne w Polsce. Firma Grant Thornton, jedna z 5 największych firm konsultingowych, wyróżniła BCC na podium jako Partnera Społecznego Dekady 2014-2023, w zakresie aktywności legislacyjnej. Mamy w swoich strukturach kilkudziesięciu znakomitych ekspertów, niemalże ze wszystkich branż. Od kiedy BCC zostało założone w 1991 r. przez nieżyjącego już Marka Goliszewskiego, skupiało wokół swojego Klubu nie tylko biznes polski, ale i nawiązywało silne relacje międzynarodowe. Wspomnę tylko, że wśród honorowych Członków BCC znajdują się takie osobistości świata jak: Margaret Thatcher, Bill Clinton, Aleksander Kwaśniewski, prof. Leszek Balcerowicz, Tony Blair, Lech Wałęsa, Papież Franciszek czy Wolodymir Zalensky. Ta lista jest naprawdę długa.
Ponadto to, o co dbamy w sposób szczególny, to relacje, które stanowią o sile Klubu, dając przestrzeń naszym Klubowiczom do nowych kontaktów, rozwoju biznesu, podnoszenia własnych kompetencji czy dzięki polisie bezpieczeństwa, gwarancję wsparcia wobec instytucji zewnętrznych, w sytuacji zagrożonego interesu gospodarczego.

Co wyróżnia Lożę Wielkopolską BCC na tle innych organizacji biznesowych?

Niemalże wszystkie elementy, o których wspomniałam powyżej. Przede wszystkim jesteśmy organizacją ogólnopolską, o zasięgu międzynarodowym i reprezentacji ustawowej pracodawców, co oznacza, że nasz głos jest słyszany. To nas odróżnia od organizacji lokalnych. A od kilku innych o zasięgu krajowym tym, że relacje w BCC są w centrum uwagi, ich jakość, selektywność środowiska oraz wysoki poziom merytoryki, kultury biznesowej i etyki działania.

Jak wygląda współpraca BCC z władzami samorządowymi oraz centralnymi?

Odpowiedź na to pytanie nie będzie jednoznaczna, ponieważ współpraca to zawsze zaangażowanie dwóch stron i otwartość do takiej współpracy. Od ubiegłego roku nastąpił powrót do dialogu pomiędzy środowiskiem biznesu i stroną rządową. Tu bez wątpliwości można podkreślić bardzo dużą zmianę, wobec ośmiu wcześniejszych lat. Wystarczy śledzić scenę polityczną ostatnich tygodni, by dostrzec wyraźne otwarcie i oddanie głosu przedsiębiorcom w zakresie określenia przez nich potrzeb deregulacyjnych, inwestycyjnych czy kierunków rozwoju w zakresie nowych technologii oraz zmieniających się realiów i potrzeb globalnych. Władza samorządowa natomiast to trochę inna historia, ale wszystko tak jak wspomniałam na wstępie, ma swój początek w chęci podjęcia współpracy. Mamy w wielu podmiotach administracji lokalnej bardzo dobre relacje. Wzajemne poszanowanie zawsze jest podstawą naszej aktywności.

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC

Wspomniałaś o ważności relacji w BCC. Czy możesz zdradzić, z jakich form współpracy i budowy takich relacji Wasi klubowicze mogą korzystać?

Jako klub ogólnopolski mamy wydarzenia centralne, m.in. najbardziej rozpoznawalną i obecną na mapie Polski od ponad 20 lat, Wielką Galę Liderów Polskiego Biznesu, gdzie co roku spotyka się grono kilkuset przedsiębiorców. W tym roku ta liczba sięga 700 przedsiębiorców. Drugim wyjątkowym wydarzeniem jest na pewno BCC for the Future, Liderzy Jutra im. Marka Goliszewskiego, gdzie wyróżnienia odbierają najbardziej prężni młodzi Liderzy. Dwukrotnie w roku odbywa się też ogólnopolski Biznes Mixer, podczas którego środowisko biznesu może poznać się wzajemnie. Do tego bardzo ważnym elementem są wydarzenia lokalne, mające miejsce w kilkudziesięciu Lożach regionalnych. Loża Wielkopolska BCC to jedna z aktywniejszych, intensywnie rosnących struktur na przestrzeni ostatnich miesięcy. Co dwa miesiące spotykamy się w większym gronie, w towarzystwie ekspertów, przedstawicieli świata nauki, polityków oraz innych ciekawych dla ludzi biznesu osób, które nie tylko są wartościowymi mówcami, ale przede wszystkim poruszają bieżące tematy gospodarcze, dostarczając wysoki poziom wiedzy eksperckiej. Każde z naszych spotkań ma część wiedzy merytorycznej, gospodarczej, podatkowej, legislacyjnej, drugą cześć inspiracyjną i trzecią – networkingową. Obok takich spotkań dostępne są śniadania biznesowe naszych Partnerów, możliwość udziału w wydarzeniach objętych Patronatami BCC czy spotkaniach relacyjnych przy dobrej muzyce i winie.

Czy polski biznes jest dziś wystarczająco aktywny w dialogu społecznym i politycznym? Jaką rolę powinny odgrywać organizacje takie jak BCC w budowaniu lepszego klimatu dla przedsiębiorców?

Gdyby zapytać biznes czy chciałby być bardziej słuchany i słyszany, odpowiedź byłaby jednoznacznie pozytywna. Jednym z ważniejszych obszarów, o które od dłuższego czasu wnioskujemy jest pilne wprowadzenie działań deregulacyjnych. Nie jesteśmy sami w tych postulatach, o podobne działanie zabiega również środowisko urzędników przytłoczonych nadmiarem przepisów, które zacieśniają wolność i swobodę prowadzenia działalności z jednej strony, z drugiej – zainteresowanie inwestorów naszym regionem, a kolejnej – poczucie bezpieczeństwa działania w zgodzie z obowiązującym prawem. Następnym ważnym punktem jest potrzeba silnej komórki w strukturach rządu odpowiedzialnej za gospodarkę. To kolejny z postulatów, który powinien być szybciej i skuteczniej wprowadzony w życie. Żyjemy w czasach dużej zmienności czynników zewnętrznych, geopolitycznych i technologicznych, z utratą łatwego prognozowania czy przewidywalności, więc zwinność gospodarcza wydaje się być jedną z istotniejszych obecnie kompetencji managerskich, ale do tego potrzebne jest właściwe podłoże ustawo-prawne.

Jakie plany i cele stawia sobie Loża Wielkopolska BCC na najbliższe lata?

Mam wewnętrzne przekonanie, że głos przedsiębiorczej Wielkopolski powinien być głośniej słyszany na mapie kraju. Jesteśmy 3 regionem, po województwie mazowieckim i śląskim, które generuje największe wpływy do budżetu. Chcemy i mamy do tego wszelkie umocowania i kompetencje jako BCC, by stać się jednym z najsilniejszych środowisk regionalnych. Budujemy aktywnie naszą społeczność, zapraszamy selektywnie do naszego grona, pozostając jednak bardzo otwartymi na całe środowisko biznesu. Jako, że bliskie mi są doświadczenia ze współpracy z biznesem międzynarodowym, od czego zaczęłyśmy tę rozmowę, chciałabym, aby w Loży Wielkopolskiej BCC, którą mam przyjemność prowadzić, obecnie były najlepsze praktyki międzynarodowe, jakość, wartościowe relacje, otwartość mentalna i wysoka kultura biznesu. To dziś przyciąga coraz większe grono przedsiębiorców i jestem przekonana, że będzie to stały trend również na nadchodzące lata.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC
REKLAMA
REKLAMA

Jubileusz 30-lecia firmy Lafrentz. Od dwóch biurek do silnej grupy kapitałowej– historia, którą napisał zespół

Artykuł przeczytasz w: 15 min.
Lafrentz Polska 30 lat


Dziś Lafrentz to firma o ugruntowanej pozycji na rynku, która gwarantuje bezpieczeństwo inwestycji, zaangażowanie zespołu, specjalistyczną wiedzę z poszczególnych branż. To nie jest zwykła opowieść o firmie budowlanej, to historia ludzi, którzy przez 30 lat zbudowali coś więcej niż konstrukcje – zbudowali relacje, doświadczenie i markę, która dziś wspiera inwestorów na każdym etapie realizacji. Od skromnych początków przy dwóch biurkach po grupę kapitałową z silnym zespołem, który realnie zmienia otaczającą nas przestrzeń. Z prezesem Lafrentz Maciejem Durskim rozmawiam o pięknym okrągłym jubileuszu oraz o historii stworzonej przez wspaniałych ludzi, pracowników firmy, którzy są i jej fundamentem, i motorem napędowym.


Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Materiały prasowe Lafrentz

Wspominałeś niedawno o wstążkach na „przyjęcie”. Zatem jak przebiegła uroczystość związana z jubileuszem 30-lecia firmy Lafrentz?

MACIEJ DURSKI: Jubileusz świętowaliśmy 21 lutego w Porcie Sołacz – i to nie był przypadek. Dokładnie 30 lat temu, w ówczesnym Meridianie, rozpoczęła się historia Lafrentz Polska. To było pierwsze oficjalne spotkanie, kiedy zaczynaliśmy działalność w Polsce, więc uznałem, że to idealne miejsce na podsumowanie tych trzech dekad. Zaprosiłem ludzi, którzy byli częścią tej historii – pracowników, byłych współpracowników, osoby, które budowały firmę od podstaw. Był to wieczór dla zespołu Lafrentz – zarówno tych, którzy pracują tu od lat, jak i tych, którzy już są na emeryturze, ale zostawili swój ślad w firmie. W sumie było nas ponad 90 osób. Przygotowaliśmy film podsumowujący historię Lafrentz, były wspólne zdjęcia, chwile wspomnień i refleksji. To nie było wydarzenie stricte formalne – zależało mi, by była to okazja do rozmów, spotkań i świętowania.
Co ciekawe i warte podkreślenia, że historia początków Lafrentz sięga 1945 roku, więc w tym roku obchodzimy w ogóle jubileusz 80-lecia marki, a także 30-lecie jubileuszu Lafrentz Polska. Tegoroczna uroczystość w Porcie Sołacz to była okazja, by spojrzeć wstecz na projekty, które ukształtowały naszą firmę i podziękować tym wszystkim ludziom, którzy od lat są częścią naszej historii, nieustannie budując silny wizerunek i pozycję firmy.

Początki firmy Lafrentz można by zestawić z garażowymi początkami znanych osób, bo w jednym i drugim przypadku trudne początki przyniosły zachwycający efekt i rezultat prac.

Podczas uroczystości jubileuszowej opowiedziałem o trzech dekadach pracy Lafrentz i początkach, które naprawdę nie były łatwe… Pierwsze wynajęte biuro, gdzie rozpoczynaliśmy, jeden telefon, dwa biurka i projekty rysowane ręcznie – teraz nikt sobie tego nie wyobraża, (śmiech) a tak wówczas wyglądał nasz start, bez jakichkolwiek fajerwerków. Z panem Januszem Szostakiem, ówczesnym prezesem Lafrentz, siedzieliśmy naprzeciwko siebie, w wynajmowanym pokoju w Transprojekcie Poznań, przy ul. Chłapowskiego, zastanawiając się, o co tym Niemcom chodzi. (śmiech) Pierwsze biuro doskonale pamiętam – był to pokój nr 308. (śmiech) Po pewnym czasie zmieniliśmy siedzibę na ul. Starowiejską, potem kupiliśmy już nasz budynek przy ul. Zbąszyńskiej. Następnie, gdy rozwój firmy spowodował nowe rekrutacje i zatrudniliśmy nowe osoby, wynajęliśmy większy metraż w Wysogotowie, a stamtąd przenieśliśmy się tutaj, gdzie się spotykamy, czyli przy ul. Kamiennogórskiej 22 w Poznaniu.

Dodatkowo posiadacie biura terenowe…

Tak, związane są z kontraktami nadzoru i najczęściej znajdują się przy budowach. W innych miastach mamy też nasze oddziały, tj. biuro projektowe w Katowicach, w Szczecinie oddział Lafrentz Home, który zajmuje się kompleksowym wykończeniem i aranżacją wnętrz. Resztę zespołu Lafrentz stanowią ludzie zatrudniani na kontrakty.

Lafrentz Polska 30 lat

Czy pomiędzy Tobą, 25-latkiem startującym w biznesie budowlanym, a panem Januszem, który jest pokolenie starszy od Ciebie, kiedykolwiek doszło do ostrej wymiany zdań, tzw. różnicy pokoleń?

Ani na początku współpracy, ani przez 30 lat znajomości, nie było pomiędzy nami żadnej sprzeczki. Uświadomiłem to sobie niedawno. Nie wiem, kto z kim bardziej wytrzymał, (śmiech) – ja z Januszem czy Janusz ze mną. Wiele wspólnie spędzonych godzin, rozmów, zastanawiania się, co dalej… i nikt do nikogo nie miał pretensji… Zero konfrontacji… Ta relacja również idealnie wpisuje się w temat więzi międzyludzkich, przyjaźni biznesowych, a w szczególności atmosfery wśród pracowników, jaka panuje w miejscu pracy.

Ilu pracowników jest obecnie na pokładzie Lafrentz?

To ogromny zespół, zapewniamy pracę dla ponad tysiąca osób, w różnych formach zatrudnienia.
Jakie osiągnięcia Lafrentz uważasz za najważniejsze w historii firmy?
Właśnie ludzie – to oni pozwolili mi stworzyć Lafrentz. Są niezaprzeczalnym fundamentem naszych wspólnych sukcesów, lojalni, zaangażowani, utalentowani, dobrze wykształceni, z ogromną wiedzą i bogatym doświadczeniem w swojej branży; ponadto odpowiedzialni za powierzone obowiązki, wykazujący się kreatywnością, otwartą głową i myśleniem nieszablonowym… Wielokrotnie powtarzam, że Lafrentz nie ma linii produkcyjnej, nie ma maszyn, ma TYLKO i aż tylko ludzi. Bez nich nie miałbym jakichkolwiek szans, aby iść dalej, aby rozwijać biznes przez trzy dekady.
W zespole mamy osoby, które są z nami od ponad 25 lat, kilkanaście osób pracuje tu ponad 20 lat, a około 100 osób ma staż dłuższy niż 15 lat. Można powiedzieć, że mam szczęście do ludzi, którzy zbudowali ze mną tę firmę, ale wiem, że nie byliby oni pracownikami Lafrentz, jeśli nie otrzymaliby też czegoś w zamian… I nie myślę tu tylko o wynagrodzeniu…

Lafrentz Polska 30 lat

Czyli jaki aspekt pracy w Lafrentz najbardziej doceniają pracownicy?

Niewątpliwie jest to atmosfera w pracy, na którą ja również zwracam ogromną uwagę. Często słyszę taką pozytywną opinię „u Was jest tak fajnie, wesoło, bez patosu”. Do mnie drzwi są zawsze otwarte, jestem dostępny dla pracowników. Zapraszam, aby podzielić się swoim spostrzeżeniem, cenną uwagą, aby w przyjacielskiej atmosferze opowiedzieć o swoich problemach, trudnościach. Dobra atmosfera w pracy, swoboda, możliwość wypowiadania się na różne tematy – to moje priorytety. Pracownik jest po prostu wysłuchany, nie jest zbywany, chcę w ten sposób pokazywać, jak doceniam współpracę, jak ważne jest dla mnie nawiązywanie i podtrzymywanie dobrych relacji międzyludzkich. Bo tak na logikę, jeśli nie zaufałbym ludziom, którzy na drugim końcu Polski budują potężną inwestycję, co by mi przyszło z zadufania i zamknięcia się w swoim gabinecie? Mam na myśli i nadzory, i wielkie projekty, ale i współpracę w Lafentz Home, gdzie oferujemy kompleksowe wykończenia i aranżację wnętrz, dodatkowo Lafrentz Construction, budownictwo kubaturowe i przemysłowe czy Lafrentz Energy gdzie przygotowujemy projekty farm fotowoltaicznych, wiatrowych czy też magazynów energii. Każdy nasz dział jest usługowy, jesteśmy firmą oferującą kompleksowe usługi, a cała praca obraca się wokół ludzi. To praca z ludźmi, ręka w rękę, i praca dla ludzi, więc jakbyśmy sobie nie ufali, nie tworzyli zgranej ekipy, dobrej atmosfery – byłoby według mnie kiepsko.

Czy te trzy dekady funkcjonowania Lafrentz można nazwać podróżą, podróżą w nieznane, podróżą ryzykowną, pewnego rodzaju wyzwaniem?

Bezsprzecznie można. (śmiech) W pewnym momencie Niemcy zaczęli zamykać swoje oddziały, stwierdzili, że nie będą w polskie biura inwestować i – jeśli dobrze pamiętam – w roku 2004 holding został rozwiązany i pozostały tylko cztery oddziały. Natomiast ja z panem Januszem Szostakiem zostaliśmy bez kapitału, bez wsparcia, który miał być ukierunkowany na rozwój firmy budowlanej. Lafrentz wtedy był w pierwszej trójce firm w Niemczech, miał potężną siłę – jeśli oni zrealizowaliby swój plan, to dzisiaj bylibyśmy ogromną firmą budowlaną w Polsce. Ale życie napisało inny scenariusz… Pozostawieni sami sobie, w latach 1998-2000 rozpoczęliśmy działalność consultingową i zaczęliśmy realizować nadzory inwestorskie nad drogami, mostami i tego typu infrastrukturą w naszym kraju, wpisując w tę słynną tabelkę „Nie posiadamy doświadczenia, ale mamy olbrzymi potencjał”. (śmiech) Powoli zaczęliśmy przebijać się na rynku, bo podobnych do naszej były wówczas trzy firmy, więc konkurencja mała. Dzisiaj są już trzydzieści trzy takie firmy, albo i więcej.
Przez wiele lat funkcjonowania Lafrentz posiłkuję się powiedzeniem Janusza Szostaka „Nieraz trzeba podjąć szybką decyzję niezmąconą znajomością zagadnienia”, trzeba umieć podejmować ryzykowne decyzje, działać tu i teraz, patrzeć perspektywicznie w przyszłość. Tego się przez lata nauczyłem.

Lafrentz Polska 30 lat

Byłeś współzałożycielem i jednocześnie pracownikiem firmy, pełniłeś wiele ról…

Na początku istnienia firmy robiłem prawie wszystko, zgodnie z powiedzeniem „żadnej pracy się nie boję”. (śmiech) Były prezes Janusz i wiceprezes Maciej plus jeden komputer. Przygotowywałem dokumentację do przetargów, składałem oferty, rekrutowałem ludzi, jeździłem na rozmowy, spotkania z inwestorami. Robiłem wówczas ok. 8 tys. km miesięcznie. I wyrzucałem śmieci z biura. (śmiech)

Obecnie zatrudniasz wielu specjalistów na wysokich stanowiskach. Czy miałeś problem z delegowaniem zadań, obowiązków? Z wyzbyciem się poczucia „wiem najlepiej i nikt mnie nie zastąpi”?

Współczuję dyrektorom, prezesom wielu firm, którzy nie umieją lub po prostu nie chcą dzielić się obowiązkami. Nie potrafią delegować zadań. Współczuję im, bo oni nawet będąc na wakacjach, na urlopie, nie odpoczywają. Każda z takich osób myśli, że nie można jej zastąpić, co według mnie jest dużym błędem, wręcz porażką, bo najważniejsze jest przecież zdrowie i umiejętne korzystanie z życia.
W tej materii odwaga stała się dla mnie niezwykle istotna, tzn. gdy po raz pierwszy odważyłem się przekazać obowiązki, delegować zadania. I to uważam za swój osobisty sukces, moment wręcz przełomowy i dla firmy, i dla mnie samego, że się na taką decyzję zdobyłem. Wielu z nas powtarza jak mantrę „work life balance”, ale tylko nieliczni czerpią z tych słów prawdziwą naukę i potrafią tak pokierować swoim życiem, aby praca nadawała sens życiu, ale nie była tylko i wyłącznie jego sensem. Trzeba pozbyć się przyzwyczajenia, że wiemy wszystko najlepiej…
W 2008 roku objąłem funkcję prezesa w Lafrentz i wówczas zaryzykowałem, podjąłem decyzję o zatrudnieniu dyrektorów i powierzeniu im konkretnych obowiązków. To był dla mnie milowy krok. Oczywiście, że do tej pory sprawdzam, pomagam, jestem z nimi na każdym etapie projektu, wsłuchuję się w głosy pracowników, ale nie zadręczam siebie wszystkim. Doszedłem do wniosku, że jeżeli mam rozbudować firmę o inne działy, moje jedno serce by nie wytrzymało, a dwóch serc nie sposób mieć…
Aktualnie zginąłbym bez Pawła Kubackiego, Dyrektora Zarządzającego Lafrentz, który mnie stawia do pionu, gdy wdrażam się w szczegóły poszczególnych prac i projektów. Paweł otwarcie i szczerze mówi „musisz sobie dać spokój, nie możesz robić tego, co kiedyś”, „kto jak nie Ty będzie myślał o rozwoju firmy i miał trzeźwy umysł w negocjacjach”. I to jest prawda, nie można skupiać się na detalach, na rzeczach, od których ma się wyspecjalizowanych pracowników. Ja już mogę pozwolić sobie na inny poziom pracy, aby scalać te wszystkie szczegóły w jeden korzystny, wizjonerski projekt.

Lafrentz Polska 30 lat

Pod koniec ubiegłego roku podjąłeś jeszcze jedną kluczową decyzję a propos dzielenia się obowiązkami…

(śmiech) Tak, z dniem 1 grudnia 2024 roku do zarządu dołączył Mateusz Durski, obejmując stanowisko Wiceprezesa Lafrentz. To dla mnie ważny moment, bo wiem, że przyszłość firmy jest w dobrych rękach. Sukcesja to temat, który dla wielu przedsiębiorców jest wyzwaniem – u nas ten proces przebiegł naturalnie. Nie muszę się martwić o to, co będzie dalej – wiem, że Lafrentz będzie kontynuować swoją drogę z ludźmi, którzy rozumieją jej DNA i wartości.
Od początku dobrze odnalazł się w nowej roli, szybko dostrzegł, co jest wyjątkowe w Lafrentz. Po kilku dniach powiedział: „Niesamowite, że ludzie sami wiedzą, co mają robić, nie trzeba ich non stop instruować”. To najlepsze podsumowanie naszej kultury pracy – mamy zespół, który działa z pełnym zaangażowaniem i odpowiedzialnością.

Jak wspominasz przeszłe lata w zestawieniu z obecnymi czasami?

Rozmowa z ludźmi wyglądała kiedyś zdecydowanie inaczej… Nie krytykując obecnego pokolenia, bo nie jestem za porównywaniem „bo kiedyś było lepiej”, widzę jednak, że zmienili się pracownicy, ich mentalność, nastawienie do pracy; oni są inaczej wychowani, młodzi mają większy chillout. Obecnie zwracają większą uwagę na swój wolny czas, i bardzo dobrze, że nie chcą żyć tylko pracą, bo uważam, że weekend ma być odpoczynkiem, rozrywką, czasem na spotkania rodzinno-towarzyskie. Mamy zasadę ogólnopanującą w Lafrentz, aby w weekend nie rozmawiać o pracy, nie dzwonić do siebie w sprawach obowiązków służbowych. Uważam, że dopiero pracownik wypoczęty jest w stanie dobrze pracować, myśleć kreatywnie. Dzisiaj zarządzanie firmą, kontakt z pracownikami – poznawanie ludzi, ich potrzeb, oczekiwań – to zupełnie innym level niż przed laty.

Pracownicy Lafrentz, ich relacje, wewnętrzne wsparcie – to wszystko definiuje firmę i pokazuje, w jaki sposób można osiągnąć wysokie cele. Pamiętasz na przestrzeni tych 30 lat zabawne sytuacje międzyludzkie w Lafentz?

Na jubileuszowej imprezie wspominałem właśnie sytuacje, gdy inżynierowie wojskowi, z terenowego lotniskowego oddziału z Poznania, którzy w wieku ponad 40 lat przechodzili na emeryturę, przyszli do nas do pracy jako inspektorzy i tak zostali. I z jednym z nich wiąże się moja anegdota. Emerytowany inżynier major i ja młody chłopak, wiceprezes Lafrentz, pojechaliśmy z zespołem na pomiary geodezyjne, a wieczorem, jak przystało na budowie (śmiech), musieliśmy uczcić te pomiary i przygotować się do zimnych pomiarów następnego dnia. Więc jak rozlano procenty, dystyngowany inżynier major zwrócił się do mnie „Panie Macieju, uważam, że już na tyle się poznaliśmy, że może Pan się do mnie inaczej zwracać”. Ja zadowolony, bo jaka myśl zawsze przyświeca po takich słowach? Że przechodzimy na „Ty”. A on podaje mi rękę i tłumaczy „od tej pory możesz do mnie mówić Panie Jurku”. Zdębiałem. (śmiech)

Lafrentz Polska 30 lat

A teraz odwracając wcześniejsze pytanie, co przez te trzy dekady było najtrudniejsze?

Zapewne lata 2009-2011. Źle wspominam okres, kiedy padły banki w Stanach Zjednoczonych, a do nas ta kula śnieżna dotarła nieco z opóźnieniem. Z jednej strony smutek, ale teraz – z perspektywy czasu – wielka duma, że przetrwaliśmy mimo niepowodzeń, niesprzyjających warunków ogólnoświatowych. 2009-2011 to dla nas długi moment, gdy kontrakty zostały wyciszone, niektóre wręcz zakończone, nie ogłoszono nowych, bo nie było na to środków. Większość tematów należała wtedy do Skarbu Państwa. Była wielka niepewność w Lafrentz, firma była nad przysłowiową przepaścią – zostaliśmy bez zleceń, z ludźmi zatrudnionymi na umowach o pracę. Rozmawialiśmy nawet, aby zarząd zrezygnował z wynagrodzeń, aby ludziom wypłacać pensje. Był to naprawdę trudny i stresogenny czas, z którego wyciągnęliśmy konstruktywny wniosek – jeżeli umiesz zarządzać w ekstremalnym momencie, to sobie poradzisz w każdym innym. I tego się trzymam. W nawiązaniu do tego zdarzenia, mogę powiedzieć, że sukcesem firmy jest – oprócz wspaniałych ludzi – niekorzystanie z kredytów bankowych. Wszystko staramy się sami finansować.

Taka postawa jest jeszcze bardziej stresująca…

Oczywiście, bo decyzje biznesowe zawsze wiążą się z presją. Kiedy przychodzi oferta na kilkadziesiąt milionów i trzeba zdecydować, czy startujemy, to przy obecnej zmienności rynku materiałów budowlanych i kosztów realizacji bywa to jak gra na loterii. Czasami w jednym momencie pojawia się nagły wysyp przetargów, ceny szybują w górę, a za chwilę wszystko nagle hamuje. W ciągu 30 lat nigdy nie widziałem pełnej stabilizacji – to zawsze jest sinusoida.
PESEL nauczył mnie jednego – nie denerwować się na zapas, nie stresować się niepowodzeniami, bo co to da? Nigdy nie byłem furiatem, bo w biznesie sytuacje bywają różne. Ważniejsze jest to, czy potrafimy wyciągać wnioski i iść do przodu.

Patrząc perspektywicznie, w przyszłość, jak dla Lafentz się ta przyszłość maluje?

Obecnie uczestniczymy w projektach przebudowy sieci energetycznej w Polsce i w wielu innych wartościowych inwestycjach. Mam jednak takie odczucie, że potrafimy robić, to, co robimy i potrzebny jest nam projekt kompletnie nowy, świeży, tzw. zastrzyk nowości, zastrzyk adrenaliny, energii. Oczywiście, z tej naszej branży, na której się znamy. Pracownicy postrzegają mnie jako wizjonera, (śmiech) więc nieskromnie mogę powiedzieć, że wizję na przyszłość mam, wizję niesztampową, dość oryginalną. Czekam, co wydarzy się na rynku międzynarodowym, bo nowy projekt Lafrentz będzie wychodzić poza granice Polski. Te plany nie są ograniczone wyłącznie do Starego Kontynentu – tyle na razie mogę zdradzić. (śmiech) Mamy potencjał, aspiracje, więc się rozwijamy.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Lafrentz Polska 30 lat
REKLAMA
REKLAMA