Kajetan Vincent Nawrocki | #proudtobedifferent

|

Rozrywka i imprezowanie to jego drugie imię, choć mówi o sobie, że jest „refleksyjnym gościem”. Były sportowiec, dziś właściciel Juicy Agency – Kajetan Vincent Nawrocki – opowiada o pasji, wartościach, o tym, jaki jest i co ceni, jak odpoczywa i jak kocha życie. Spotykamy się we wnętrzach Młyńskiej12, gdzie wszystko się zaczęło…

Mówisz, że Twoja praca jest Twoją pasją – czy można zatem powiedzieć, że Twoja wzięła się z imprezowania? 

Dokładnie, właśnie z imprezowania! (śmiech) Od zawsze podobało mi się życie nocne i mnie to życie wciągnęło, zafascynowało. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że jest to niemożliwe połączyć dwie skrajne dziedziny życia. Jednak udało się. Dzisiaj prowadzę agencję, ciężko pracujemy i przy tym świetnie się bawimy.

Jesteś byłym sportowcem. Adrenalina płynie Ci we krwi. Od sportowca do imprezowicza?

Przez długi czas grałem w koszykówkę i nawet otarłem się o zawodowstwo! Kilka dobrych lat temu, byłem częścią wspaniałego sportowego projektu, z którego „hucznie” odszedłem, wyłamując drzwi od szatni podczas treningu. (śmiech) 

To był czas, kiedy byłem młody i gniewny, gotowało się we mnie. Z jednej strony chciałem kariery sportowca, z drugiej zaś – pragnąłem posmakować innego życia. Jednego i drugiego byłem bardzo „głodny”. W życiu należy podejmować decyzje oraz liczyć się z ich wypadkową. Porzuciłem sport, chciałem odrobić zaległości, chciałem czerpać garściami… Miało to swoje dobre i złe strony.

2023 03 10 PP Okladka06337 pp 22222 scaled 1

Kiedy pasja do życia nocnego zaczęła przeradzać się w biznes?

Po tym jak porzuciłem sport, obrałem ścieżkę, która miała doprowadzić mnie do korporacyjnego sukcesu. Wymyśliłem sobie, że będzie to sprzedaż, więc podjąłem kroki, które miały mnie doprowadzić do stanowiska, oczywiście dyrektorskiego! Dobrze, że za marzenia nie karzą! Moje plany dosyć szybko zostały zmodyfikowane przez życie. 

Teraz już wiem, że jak profesjonalnie podchodzisz do imprezowania, to z pracą Ci nie po drodze. (śmiech) Jak nie znasz limitu, to twoje zdrowie może oberwać i tak też się stało w moim przypadku. Tracisz zdrowie – tracisz wszystko. Nic natomiast nie dzieje się bez przyczyny. 

Pamiętam moment, kiedy jako już odbudowany zdrowotnie, jednak nadal nieaktywny zawodowo, szukający swojej drogi młodzieniec, siedziałem w jednym z poznańskich klubów i zastanawiałem się, co robić dalej w życiu. Przyznam się, w tamtym okresie byłem naprawdę zrezygnowany i nieco poobijany emocjonalnie. Wyobraźcie sobie moją radość, kiedy spotkałem tego wieczoru mojego dawnego znajomego Macieja pseudonim „Wawrinka”, który podczas przelotnej rozmowy, wspomniał o wolnym wakacie w położonym w centrum Poznania klubie. Nauczony, aby podejmować szybko decyzję, następnego dnia ubrany i przygotowany na rozmowę rekrutacyjną, z CV w ręku poszedłem na spotkanie. I tak zaczęła się przygoda z poznańskim klubem Muchos. W świat gastro wprowadzili mnie Piotr i Karolina – właściciele, z managerem „Tomaszkiem” na czele. Z początku do moich obowiązków należało przygotowywanie stanowisk pracy dla kolegów barmanów, zbieranie szkła z sali, czyszczenie toalet. Dalej to już miałem dużo szczęścia, w dosyć szybkim czasie awansowałem i zostałem jednym z trzech kierowników. 

Do tego miejsca mam ogromny sentyment. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, z którymi przyjaźnię się do dziś. A propos sportu – to właśnie w Muchos poznałem mojego obecnego trenera sztuk walki Krzysztofa Turka, który prowadzi klub o dumnej nazwie Akademia Ninpo. Wracając do pytania…. Do Muchos, na after przychodziła pierwsza ekipa kelnerów z Młyńskiej12. Od słowa do słowa zostałem zaproszony na rekrutację do restauracji The Time i otrzymałem zatrudnienie również i tutaj. Równolegle miałem dwie prace, dodatkowo zacząłem też jeździć oraz organizować eventy barmańskie, bo wiedziałem, że z tego są relatywnie większe pieniądze niż z jednej zmiany za barem w klubie czy restauracji. Wtedy właśnie pojawiły się pierwsze przebłyski i marzenia o swojej agencji.

Dopiero na Młyńskiej12 poczułem, że warto moją pasję do nocnego życia zmienić w zawód. Pani Agnieszka, która kiedyś była kierownikiem działu sprzedaży, przyszła i wyciągnęła mnie zza baru, za co jestem jej dozgonnie wdzięczny. Kupiła mnie stwierdzeniem, że „idealnie się nadaję do kontaktów sprzedażowych”. Otrzymałem od niej wiele rad, jedną z najważniejszych pamiętam do dziś:

„Kajetan jak nie masz prawa jazdy, ukończonych studiów i nie mówisz biegle w kilku językach to lepiej zainwestuj w swoją garderobę”.

Tak też się stało, pierwsze dwie wypłaty zainwestowałem w garderobę. (śmiech) Kolejnym krokiem było nadrobienie zaległości. Dalej to praca z ofertami, z klientami, wyzwania i projekty z dużo większą już odpowiedzialnością. Dwa pierwsze miesiące były dla mnie koszmarem, odczuwałem presję, stres – ale wiecie co? To dało mi podstawę do tego, czym aktualnie się zajmuję. Gdybym mógł powtórzyć ten czas, prawdopodobnie jeszcze więcej był pracował nad szlifowaniem swoich umiejętności. 

tryptyk2 scaled 1

Kiedy zacząłeś organizować eventy?

Blisko 8 lat temu.

A Juicy Events od kiedy funkcjonuje?

Z początku wykonywałem zlecenia tylko weekendowo i to stanowiło moje drugie źródło dochodu. Już w tamtym okresie moją działalność sygnowałem starym jeszcze logo Juicy Events. Firma oficjalnie funkcjonuje od 1,5 roku. 

Co oferuje Twoja firma?

Firma nazywa się Juicy Agency, ma w swoim portfolio kilka brandów. Pierwszy brand to właśnie wspomniany już Juicy Events –  agencja, która specjalizuje się w organizacji eventów. Wstępnie miałem pomysł na przygotowywanie imprez z pokazami barmańskimi i występowanie na nich w roli konferansjera, natomiast szybko uznałem, że bycie „wesołym ananasem” (śmiech), to jednak nie kierunek, który chciałbym obrać. Na Młyńskiej12 nauczyłem się pracować z klientami w segmencie premium i postanowiłem, że przy tym segmencie pozostanę. 

Idąc dalej – robiąc eventy firmowe, otrzymywałem zgłoszenia od przyszłych par młodych, które poszukiwały niestandardowego scenariusza swojej uroczystości weselnej. Tak więc powstał Juicy Wedding – agencja weddingowa, która – jak możecie się domyślić – zajmuje się organizacją ślubów i wesel. Kolejna dziedzina naszej działalności to Juicy Rents – wypożyczalnia sprzętu gastronomicznego, która powstała z oczekiwań klientów. Po prostu wożę szklanki w dużych ilościach, kieliszki, sztućce, talerze, całą zastawę. (śmiech) Najświeższy brand to Educare – czyli szkolenia dla branży gastronomiczno-eventowej. Widząc to jak branża zmieniła się po pandemii, jak spadła jakość świadczonych usług, zaczęliśmy oferować szkolenia dla kelnerów, barmanów, baristów, sommelierów, managerów, event managerów; są też szkolenia z wystąpień publicznych. 

Na samym początku nie mieliśmy nawet w planach obsługiwać dużych eventów. Nasze zamierzenia koncentrowały się wokół konferansjerki, strefy Dj-a oraz pokazów i szkoleń barmańskich. Ale, że nasza ekipa jest kreatywna i mocna, to i przybyło nam nowych wyzwań. Aktualnie organizujemy i duże imprezy biznesowe, integracyjne, i wesela, przyjęcia rodzinne, niesztampowe urodziny itp. Mamy głowy pełne pomysłów. Po prostu postanowiliśmy wejść na pułap wyżej i organizować imprezy kompleksowo.

tryptyk3 scaled 1

Jakie kompetencje według Ciebie powinien mieć dobry event manager?

Powinien umieć ścigać się ze swoimi pomysłami (śmiech), kochać adrenalinę, być odważny i decyzyjny, sprawny i szybki w sensie kreatywnym, powinien umieć podejmować ryzyko. 

Tempo pracy jest tu bardzo ważne, zatem przewód myślowy musi być zamknięty nieraz w przysłowiowych trzech sekundach. Musi być akcja – reakcja. Robimy? Robimy! Uważam, że to jest bardzo skuteczne. Jestem takim typem człowieka, że zawsze mówię „tak, zrobimy to”, „tak, uda się” – i dopiero po tym zaczynam kombinować jak do siebie poukładać puzzle, co najpierw należy wykonać itd. Trzeba umieć wyjść poza swoją strefę komfortu. Mówię „tak”, a potem zastanawiam się, jak tego dokonam, kogo potrzebuję do współpracy itp.

W czasie pandemii powiedziałeś „tak” i podjąłeś ryzykowną decyzję…

Spróbowałem! I kiedy knajpy padały jedna po drugiej, imprez nie można było organizować, byliśmy pozamykani na trzy spusty, lockdown za lockdownem – pojechałem na Dolny Śląsk i zacząłem pracę w kompletnie innej branży. 

Miałem być tylko na miesiąc zlecenia, a zostałem na okres 17 miesięcy. 

Pracowałem dla firmy Lepszy Klimat, prowadzonej przez Monikę i Mateusza Moczaków. Do dzisiaj uważam że to nie był przypadek, że nasze drogi się skrzyżowały. Odbyłem z nimi kilka ważnych rozmów, jedna z nich sprawiła, że inaczej zacząłem postrzegać świat, nauczyli mnie tego, co najważniejsze – odpowiedniego nastawienia. Do dziś jesteśmy dobrymi znajomymi. 

Prowadzenie własnej działalności też jest przecież przesiąknięte stresogennymi sytuacjami, presją czasu i mnóstwem wyzwań. Jak bardzo przydały Ci się te kompetencje sprzedażowe?

Trzy lata spędzone na Młyńskiej12 w dziale sprzedaży były dla mnie kluczowe. To moja szkoła życia, podczas której wiele się nauczyłem, zobaczyłem swoje dobre i nieco gorsze strony. Wiedziałem, nad czym muszę popracować, co udoskonalić w swoim charakterze, czego jeszcze się nauczyć. Mogę nawet szczerze wyznać, że gdyby mnie nie było na Młyńskiej12, to nie dawałbym sobie rady jako właściciel firmy. Praca tu nie była łatwa, ale nauczyłem się najważniejszych umiejętności, które potem rozwinąłem i mogę wykorzystać we własnym biznesie. Doświadczenia nas uczą, nie przekreślam przeszłych trudnych i ciężkich chwil. Jestem aktualnie jedną nogą w dojrzałości, a drugą wciąż w młodzieńczym zapale. Kocham szaleństwa, adrenalinę, wariactwa, wyzwania – to mnie napędza. Dlatego założyłem firmę (śmiech)! Każdy ma swój czas! Mój jest teraz.

tryptyk1 scaled 1

Właściciel firmy to brzmi dumnie. Jest odpowiedzialność i za wynik finansowy, i za ludzi, których się zatrudnia, za wizerunek firmy.

Juicy to moje pierwsze dziecko, pierwsza firma – dlatego tak się staram i tak „przeżywam” to wszystko. Codziennie daję z siebie milion procent. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby stać się najlepszym w swoim fachu, przypomina to obsesje. (śmiech) Jestem do granic możliwości skrupulatny, dopatruję się nieprawidłowości, doceniam perfekcjonizm. Moje podejście jest spowodowane tak na prawdę moją największą słabością, której niestety ulegałem wielokrotnie, natomiast po czasie postanowiłem zmienić w mocną stronę – mam OCD. Jestem jak detektyw Monk (śmiech), z jednej strony jestem niewolnikiem perfekcjonizmu, ale z drugiej – bycie w tym pozwala mi na funkcjonowanie w taki, a nie inny sposób. 

Czy zawsze byłeś taką otwartą, komunikatywną osobą?

Od zawsze kochałem ludzi, a teraz to jeszcze bardziej uwielbiam poznawać ich historie na przykład podczas podcastów i wywiadów, które mam przyjemność prowadzić. Słucham i rozmawiam. Zawsze byłem uśmiechnięty, energiczny, otwarty i bezproblemowy w nawiązywaniu nowych relacji i znajomości.

Agencja eventowa zajmuje się dostarczaniem doświadczeń. Da się tego nauczyć?

Praca eventowa to proces skomplikowany, który trzeba zacząć szczerą rozmową. Zawsze namawiam klienta, aby nie trzymał się sztampy i mówił o swoich preferencjach i gustach. Oczywiście mam klientów, którzy pragną powtarzalności, stonowanych i spokojnych imprez, ale mam też takich w swoim portfelu – którzy szukają innowacyjnych rozwiązań, zaskakujących pomysłów, niestandardowych atrakcji. Jestem i dla jednych, i dla drugich – zawsze wyszukam kompromisu i rozwiązań adekwatnych do potrzeb i zamierzeń inwestora. 

zespol

Czego potrzebują dzisiejsi klienci?

Pewności, ekscytacji, radości.  

Co proponujesz klientowi, aby event był zapamiętany?

Od początku chciałem tak prowadzić każdy projekt, aby klient wchodząc we współpracę z nami, wiedział, że zaczyna się pewna przygoda, jak w tym filmie „Gra” z Michaelem Douglasem. Lubię pomysły niecodzienne, inne np. egzotyczne pokazy taneczne, pojawiają się u nas na imprezach osoby niskorosłe, tancerki, reprezentanci drag queen ze swoimi recitalami, artyści, nieco festiwalowa oprawa audiowizualna, pirotechnika. Niespodziewane zmiany stylów, np. przygotowaliśmy urodziny dla prezesa dużej firmy, była północ, euforia, dziewczyny na podestach poprzebierane za kosmitki, tańczące, lasery, dym, mnóstwo bodźców… i nagle odwrócenie sytuacji, antrakt w scenariuszu i na scenę wychodzi niespodziewanie skrzypaczka, dzięki temu mamy obraz pełen kontrastów, zaplanowany misz-masz, przełamanie konwencji. Nie da się opisać słowami. Juicy Events staje się synonimem przełamywania schematów. 

Klienci sobie Ciebie polecają?

Jak najbardziej tak! Poczta pantoflowa działa. (śmiech) 

Tak naprawdę na tym oparliśmy nasz pierwszy rok działalności, jesteśmy wdzięczni, że tak dużo ludzi nam zaufało. Dzisiaj wiemy, że branża wymaga aktywności, dlatego nie spoczywamy na laurach i bez przerwy pozyskujemy nowych partnerów i klientów. 

Skąd bierzesz pomysły, skąd czerpiesz inspiracje?

Mam bardzo dużo znajomych, którzy podróżują po świecie, sam staram się w wolnych chwilach wyskoczyć na kilka dni, żeby sprawdzić co się poza granicami – zatem pomysły ze świata. Słucham, rozmawiam, robię research. Oglądam na bieżąco festiwale, posiłkuję się międzynarodowymi trendami i nowinkami. To też fascynacja filmem, muzyką, modą – staram się wyciągać pomysły, ze wszystkiego, czym się interesuję. Inspiracja jest dla mnie wszędzie! Jako człowiek lubię przekraczać i przesuwać granice na różnych polach i podobnie czynię w życiu zawodowym, właśnie w Juicy Events.

zapasowe1

Jaki event zapadł Tobie w pamięć, z czego jesteś najbardziej dumny?

Na każdym etapie jest to, coś innego… np. zorganizowanie dwupiętrowej imprezy z mnóstwem atrakcji, np. life cooking, wcześniej wspomniane pokazy dla setki osób. Także zorganizowanie 3-dniowego ślubu i wesela premium. Pamiętam była to dla mnie nowość, byłem bardzo podekscytowany. Wszystko wyszło pięknie i na wysokim poziomie, klient zadowolony i aktualnie obsługuję jego całą rodzinę. Zaraz startujemy z projektem zamkniętej imprezy, dla wyselekcjonowanego grona 150 osób.

Każdy event jest dla mnie ważny, bo jest przekraczaniem jakiejś granicy, jest zabawą, łamaniem schematów. Tym, co po prostu lubię. 

Jesteś wymagającym szefem?

Musiałybyście zapytać moich pracowników, ale raczej bardzo! Mnie jest trudno usatysfakcjonować, to jest pokłosie mojego perfekcjonizmu. Tu chodzi o mój charakter. Cały czas podnoszę sobie poprzeczkę wyżej i wyżej. Myślę, że moje lata spędzone w sporcie mają też na to wpływ – wówczas mój świat kręcił się wokół rywalizacji i osiągania jak najlepszych wyników. Teraz jest tak samo.

Co do mojej ekipy – przytoczę ostatnie zdarzenie – jak ostatnio ich pochwaliłem, to otworzyli szampana. (śmiech) Prowadzenie zespołu to dla mnie kolejne wyzwanie. Każdego dnia zadaję sobie pytanie jak być lepszym szefem. Nie chwalę ich non stop, ale rozmawiam, motywuję. Wiem, że z każdą osobą z zespołu trzeba rozmawiać inaczej.

Co jest najtrudniejsze w Twojej pracy?

Panowanie nad emocjami, ale też konfrontowanie się z granicami, konwenansami, zbyt bujną fantazją i z budżetem.

Prowadzisz też wspólnie z Arkadiuszem Szczepańskim podcast Roofless. Co Ci to daje? 

To była inicjatywa Arsa. Nigdy nie zwracam się do niego tak oficjalnie jak w pytaniu, bo mnie gani! (śmiech) Pracując dla Arka przy jednym wydarzeniu organizowanym przez Cabrio Poland, złapaliśmy flow, wytworzyła się chemia jak między Pharell’em i Snoop’em – i oto jesteśmy! Roofless! Ars z racji wieku (śmiech) i tego, co reprezentuje, jest dla mnie mentorem i świetnym kumplem. Naszym wspólnym mianownikiem jest to, że uwielbiamy pracować, kreować i dobrze się zabawić. Oboje też chcemy zostawić coś po sobie. Podcast to wypadkowa naszej zajawki na świat.

Mi współpraca przy projekcie Roofless daje powiew świeżości, umożliwia poznawanie nowych, wartościowych ludzi, którzy mają konkretną mądrość do przekazania. Czyli to, co cenię i w czym upatruję sens pracy i życia: relacje międzyludzkie i smak życia. 

Jak odpoczywasz?

Odpoczynek to dla mnie wyzwanie. Głowę resetuję tylko podczas treningów sztuk walki, wówczas nie można myśleć o niczym innym, bo można oberwać! 

Co do sportu – pomógł mi wyrobić w sobie silny charakter. Nie ma momentu, gdzie siedzę i nic nie robię. Jestem pracoholikiem. Pewien mądry człowiek kiedyś powiedział mi, że sukces osiąga się kosztem zdrowia i rodziny, moim zdaniem jest w tym wiele prawdy. Życie składa się z wyborów.

Kochasz muzykę, mówisz o sobie, że jesteś audiofilem.

Tak, mam swoich kilka playlist i albumów. Kilka starych kaset, płyt CD oraz winyli. Istnieją dźwięki, które przenoszą mnie w inny świat. Te dźwięki też pomagają mi się odstresować. Przyznam się szczerze, że czasami aby pozbyć się bagażu adrenaliny, emocji, przepracowania, zmęczenia, często puszczam te melodie, które sprawiają, że czuję się jak bajkowej krainie. Ściągam wtedy zbroję i myślę tylko o dźwiękach, które masują mój mózg, serce i duszę. Mentalny orgazm. 

Ukochany zespół muzyczny? 

Muzyka ma dla mnie wielką moc. Wychowywałem się na trzech gatunkach muzycznych. Pierwsze kasety, jakie otrzymałem, to prezent od mego ojca i były to Judas Priest, Manowar i Beastie Boys. Mój ojciec jest bardzo muzykalnym człowiekiem, swoją drogą kiedyś pracował w dużej agencji eventowej, może coś mi w genach przekazał… 

Po heavy metalu nastąpił czas ciężkiej gangsterski (śmiech), czyli polski i zagraniczny rap i próba uskuteczniania życia opisywanego w tekstach utworów. Wtedy wkraczałem w wiek nastoletni. Czas wielu „pierwszych razy”, subkulturowy – zaszufladkowania siebie krojem spodni, co dzisiaj jest chyba nie do pomyślenia. Wspominam z łezką w oku! 

Dzisiaj to całe spectrum. Kilka albumów, które ostatnio odświeżam to: Paul Kalkbrenner – 7, Vanilla – Origin, Smolik – 3, The Kooks – Inside in / Inside Out, Ten Typ Mes – Kandydaci na szaleńców, Fleetwood Mac – Rumors.

Co ostatnio czytałeś? 

„Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa. Ale żeby nie było tak gładko i kolorowo – warto wspomnieć, że ja przez długi czas byłem aksiążkowym stworzeniem. Dawno temu matka mojego kumpla wręczyła mi powieść Harlana Cobena „Nie mów nikomu”, która mnie wciągnęła i odmieniła mój sposób postrzegania świata książek. Potem przeczytałem naście pozycji tego autora! Na dzień dzisiejszy książki to dla mnie czas na relaks i literatura, która zmusza mnie do refleksji. 

Mówiliśmy o sporcie, muzyce, książkach. A co z kinem?

Relaksuje mnie kino, lubię stare dobre kino: „Niewinni czarodzieje” ze Zbyszkiem Cybulskim z 1960 roku, w reżyserii Andrzeja Wajdy i z muzyką Krzysztofa Komedy. Ponadto wybrane współczesne filmy, które są dla mnie absolutnym „must have” to: „Zwierzęta nocy” w reż. Toma Forda, „Wielkie piękno” w reż. Paolo Sorrentino, czy „Wilk z Wall Street” Martina Scorsese.

zapasowe

Czyli zafascynowała Cię osobowość Jordana Belforta…

Grana przez Leonardo DiCaprio na pewno! Tak bardzo, że na moje 30. urodziny, które zbliżają się wielkimi krokami, zamierzam sobie kupić pięknego Rolexa! (śmiech)

Co z modą, Twoim podejściem do garniturów?

Projektuję sobie sam garderobę, dobieram części stroju, uzupełniam dodatkami; bawię się tym. I to lubię. Kocham modę! Lubię sportową elegancję, a przede wszystkim klasykę i ponadczasową elegancję w doborze garniturów i dodatków. Wszystko musi się u mnie zgadzać – znów dochodzimy do sedna moich natręctw, perfekcjonizmu i skrupulatności. (śmiech). Kilka lat temu nawet miałem przygodę z marką Buczyńscy, ekskluzywną marką męskich garniturów szytych na miarę. To bardzo dobra pracownia krawiecka. Ba! Najlepsza. Miałem wtedy epizod modela, brałem udział w sesjach zdjęciowych przygotowanych we współpracy Buczyński i Młyńska12. Zdjęcia wówczas robił Kamil Brycki, który aktualnie jest managerem firmy Buczyński. Dziś garnitury tylko na scenie, na co dzień ubieram się wygodnie, ale nadal stylowo. 

Twoje plany i marzenia? 

Mam założenia biznesowe, bo pasja i kreacja to jedno, ale koszty i przychody – to drugie. W tym roku bardzo mocno z zespołem pracujemy nad tym, aby wcześniej wspomniane cztery projekty usystematyzować i aby dobrze prosperowały. Mamy kilka świetnych, wartościowych pomysłów, które wdrażamy w życie po to, by dać ludziom, to czego pragną – czyli emocji! Planujemy powiększyć zespół, dlatego cały czas jesteśmy na etapie selekcji osób, które mogą do nas dołączyć.

A prywatnie – u mnie to nie jest skomplikowane, a może jednak jest? Chcę żyć na moich zasadach, realizować swoje zwariowane pomysły, o których chętnie opowiem jak będziemy mieli więcej czasu! Może na kolejnym śniadaniu „Poznańskiego Prestiżu”? (śmiech) 

Planuję kilka wyjazdów zagranicznych. Podróże kształcą, jeżeli się jest do nich odpowiednio przygotowanym, poszerzają horyzonty, zmieniają postrzeganie otaczającego świata. O tych większych nie będę wspominał, aby nie zapeszyć… Może za granicą przy okazji relaksu, znajdę odbiorców usług mojej agencji i zostanę? Kto wie? (śmiech) 

Z takich nieodległych marzeń i planów to niebawem święta w Barcelonie, na początku maja jedziemy kabrioletami do Chorwacji, do Istrii. Planuję kupić kabriolet, którym jeździł James Bond, bo to postać niezapomniana i kultowa. 

Czyli chcesz być jak James Bond?

Oczywiście, (śmiech) żyć z klasą i doświadczać wszystkiego co estetyczne i piękne! 

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

|
REKLAMA
REKLAMA

Katarzyna Jakubowska. Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC | Sztuka budowania relacji w biznesie

Artykuł przeczytasz w: 14 min.
Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC


W biznesie relacje są kluczowe – to one decydują o sukcesie, partnerstwie i możliwościach rozwoju. Katarzyna Jakubowska przeszła drogę od „twardego zadaniowca” do liderki, dla której wartości, zaufanie i prawdziwe zainteresowanie drugim człowiekiem stały się fundamentem pracy. Dziś, jako Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC, jednoczy przedsiębiorców i tworzy przestrzeń do budowania trwałych, wartościowych relacji w wielkopolskim środowisku biznesowym.

Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Katarzyna Sierszeńska

Twoja ścieżka zawodowa obejmuje zarządzanie sprzedażą, współpracę z międzynarodowym biznesem, rozwój kluczowych relacji i protokół biznesowy. Jak te doświadczenia wpłynęły na Twój sposób pracy i podejście do budowania relacji?

KATARZYNA JAKUBOWSKA: Rzeczywiście, trochę tych doświadczeń się nazbierało. (śmiech) Ponad 20 lat poruszania się w świecie biznesu, zwłaszcza międzynarodowego, otwiera umysł, daje szersze perspektywy. Zaczynając swoją drogę zawodową, byłam tzw. twardym zadaniowcem, z wysoko postawioną potrzebą sukcesu i atrybutami lidera. Z czasem, przyjmując coraz większe obszary odpowiedzialności zarówno w kontekście wielkości zespołów, budżetów czy obszaru geograficznego, nabywałam coraz więcej pokory. Ważniejsze bowiem stawały się dla mnie dwie perspektywy – pozostania w zgodzie z własnymi wartościami oraz prawdziwe zainteresowanie drugim człowiekiem. Podkreśliłabym tu słowo prawdziwe. Jesteśmy w Polsce relatywnie świeżą demokracją, na przełomie wieku, ciągle uczącą się jeszcze reguł kapitalizmu. Nasza kultura pracy, zakładane biznesy opierały się na twardych ekonomicznych parametrach, a tzw. zasób ludzki miał być siłą sprawczą. Myślę, że wiesz, co mam na myśli. Na szczęście od kilkunastu lat na efektywne zarządzanie biznesem spogląda się bardziej holistycznie, rozumiejąc, że relacje, zarówno te wewnątrz, jak i zewnętrzne stają się często determinantą sukcesu lub jego braku. Biznes międzynarodowy wie to od dawna, dlatego równie mocno skupia się na celu i na budowie relacji. U nas to ciągle proces, który dopiero nabiera rozpędu i zrozumienia, że przecież biznes robimy zawsze z osobą, a nie firmą, a najchętniej z tą, którą znamy i lubimy.

Jakie kompetencje są kluczowe w świecie biznesu? Jakie umiejętności są niezbędne w pracy z przedsiębiorcami i liderami?

Elastyczność, otwartość i naturalność. Dziś pozerstwo, sztuczność, politykierstwo nie są dobrze widzianymi praktykami. Zresztą tak naprawdę nigdy nie były. Być może dodawały tzw. atrybutu władzy. Pozornego. Przedsiębiorcy, którzy wykonują „taniec kogutów” wokół siebie, stanowiący element wzajemnych negocjacji, często kończą bez dopięcia transakcji. Obserwowałam dziesiątki takich sytuacji. Inwestorzy i przedsiębiorcy z Bliskiego Wschodu, Azji oraz Stanów Zjednoczonych, najpierw poznają człowieka. Dopiero jak okazuje się reprezentować określone wartości, odpowiednią kulturę biznesu i oczywiście zaplecze niezbędne do współpracy, następuje istotne otwarcie rozmów.

Pracowałaś w środowisku międzynarodowym, współpracując z globalnymi markami i zarządami firm. Jakie różnice w kulturze biznesowej najbardziej Cię zaskoczyły?

Cały czas środowisko międzynarodowe jest mi bliskie. Trochę żartem, trochę serio – przed laty zaskoczyło mnie jak Amerykanie potrafią szybko rozpocząć znajomość podczas bankietu, czy innego spotkania o charakterze biznesowo-towarzyskim, zrewidować podczas 3-5 minutowej rozmowy Twoją „przydatność” biznesową i z czarującym uśmiechem podziękować oraz przenieść się do kolejnego rozmówcy. To o tyle było zaskakujące i zabawne, że nasze narodowe small-talki, długość powitania i pożegnania oraz wymiana uprzejmości, często po prostu nie zostawiają czasu na to co najistotniejsze, czyli ocenę faktycznych przestrzeni do wzajemnego zrobienia. Tam nikogo to nie razi, co więcej niegrzecznie jest zatrzymywać kogoś na dłuższą rozmową.

Relacje biznesowe to klucz do sukcesu. Jak buduje się wartościowe kontakty w świecie, gdzie networking często sprowadza się do wymiany wizytówek?

Taki networking, o którym wspominasz, to strata czasu. Niestety sama co kilka lat czyszczę pudełko z wizytówkami, ponieważ ani osoby, ani firmy nic mi nie mówią. Pamiętam doskonały wykład w Akademii Dyplomacji w Waszyngtonie, czym jest wizytówka, z jaką atencją powinniśmy ją dawać i przyjmować. Największą uważność w tym zakresie wykazują Azjaci. Współpracując z Koreańczykami i Japończykami, otrzymywałam wizytówkę przekazaną obiema rękoma, wraz z ukłonem. To jak powierzenie kawałka siebie, swojej tożsamości. Tu oczywiście dochodzą różnice kulturowe. Niemniej skanowanie elektronicznych wizytówek czy wsuwanie do ręki komuś własnej wizytówki nie jest ani dobrą, ani elegancką, ani przede wszystkim skuteczną metodą działania. Wartościowy kontakt to uważność i skupienie się na rozmówcy, lepiej przez kilka minut z prawdziwą, wzajemną atencją podejść do rozmowy, aniżeli czuć satysfakcję z ilości wydanych i zebranych wizytówek.

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC

Jakie spotkanie lub rozmowa szczególnie zapadły Ci w pamięć w Twojej karierze?

Jedno, które od razu przychodzi mi na myśl, to osobista rozmowa z Philipem Kotlerem, twórcą i guru nauki marketingu. Podczas konferencji, na której Pan Profesor był głównym gościem, traf chciał, że znaleźliśmy się po jej zakończeniu wspólnie w tej samej windzie, a i pokój w hotelu mieliśmy na tym samym piętrze. To były lata, kiedy Prof. Kotler współpracował intensywnie ze Stevem Jobsem przy koncepcie Apple Store. Podczas 15 minut rozmowy, najpierw zadał mi kilka pytań o moje życie zawodowe i wyzwania, z którymi się borykam, by potem w kilku zdaniach skonkludować i powiedzieć jedno, które mi zostało w pamięci: „To nie będzie łatwe, ale jeśli czujesz, że to jest dobra droga, idź nią. Ja bym poszedł.” Przywołuję to zdanie w głowie, ilekroć mam wątpliwości, czy jakaś droga jest dobra. I jeśli czuję, że tak, po prostu nią idę. Choć oczywiście nie wiem, co na taką decyzję powiedziałby dziś Profesor.

Masz doświadczenie w zakresie dyplomacji i protokołu biznesowego – to rzadka i niezwykle cenna umiejętność. Jakie znaczenie mają te kompetencje w budowaniu relacji zawodowych, zwłaszcza w środowisku międzynarodowym? Jakie wyzwania wiążą się z odpowiednim kształtowaniem wizerunku i budowaniem relacji na wysokim szczeblu? Czy dostrzegasz różnice w podejściu do dyplomacji biznesowej w Polsce i innych krajach, gdzie miałaś okazję współpracować?

Dyplomacja to międzynarodowy język reguł. Jest absolutnie niezbędna, jeśli chcesz działać w biznesie międzynarodowym. Oczywiście kojarzyć się może z wizytami oficjeli, głów państw, ceremoniałami czy pierwszeństwem, ale to także cała paleta wydawać by się mogło drobiazgów, które jednak rzutują na to, czy wiesz jak się zachować, co powiedzieć, gdzie usiąść, kogo komu przedstawić, kogo przepuścić w drzwiach itd. W protokole biznesowym wiele reguł ma uniwersalne znaczenie, na które zawsze warto nałożyć specyfikę danego kraju czy regionu, by mieć swobodę w zachowaniu, gdziekolwiek się jest. Dotyczy to również działania na naszym rodzimym rynku, tu też ciągle jest bardzo wiele jeszcze do zrobienia. Wielu liderów prosi o indywidualne konsultacje, co zawsze z dużą przyjemnością czynię, bo wiem, jaki to ma wpływ na ich komfort, ale i wprost przekłada się na biznes. Natomiast jeszcze większą radością odczuwam, gdy przedsiębiorcy chcą by i ich zespoły stawały się profesjonalną wizytówką firmy. Taka wiedza daje swobodę zachowania podczas spotkań, pozytywną pewność siebie, umiejętność otwierania i budowania relacji, a będąc gościem w takiej firmie, czujemy się od pierwszego kontaktu z recepcją czy sekretariatem wyjątkowo, jakby właśnie na nas wszyscy tam czekali.

W zeszłym roku objęłaś funkcję Dyrektora Loży Wielkopolskiej BCC. Jakie są Twoje pierwsze spostrzeżenia na temat wielkopolskiego biznesu? Czy coś Cię szczególnie zaskoczyło lub zainspirowało?

Jestem urodzoną poznanianką, więc zalety i słabości ludzi z tej części Polski są mi dość dobrze znane. (śmiech) Czy coś mnie zaskoczyło? Może to, że jesteśmy nadal tak bardzo asekuracyjni w relacjach biznesowych, ostrożni i nieufni. Wszystkie te cechy znikają, jeśli bariera zostaje przełamana, a w zasadzie nie bariera tylko zapora i to niekiedy niczym wielka Zapora Hoovera. Wtedy stajemy się niezwykle lojalnymi i serdecznymi osobami, chętnie budującymi głębsze relacje. To cudowne i wyjątkowe, jednak zastanawia mnie na ile pewne tematy, współpraca, dialog i działanie mogłyby iść sprawniej, gdyby nie trzeba było najpierw zajmować się niwelowaniem tej zakorzenionej w nas ostrożności.

Jak oceniasz przedsiębiorczość w Wielkopolsce w porównaniu z innymi regionami w Polsce? Jakie widzisz mocne strony, a jakie wyzwania stoją przed lokalnym biznesem?

To trudne pytanie, mam zbyt mało wiedzy o stanie przedsiębiorczości w poszczególnych regionach, by móc pokusić się o skalę porównawczą. Wiem jednak, że jesteśmy bardzo pracowitymi, nie szukającymi poklasku przedsiębiorcami. Dostrzegam jednak dość duże przyzwyczajenie do klastrowania, zamykania się jednych środowisk na drugie. Tu wyraźnie dostrzegam różnice. Jest wiele dużych miast w Polsce, gdzie poszczególne środowiska współpracują ze sobą, tworząc tym samym z jednej strony silne lobby przedsiębiorców, z drugiej – realizując wspólnie wiele ważnych lokalnych inicjatyw.

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC

Jakie są główne cele i misja Loży Wielkopolskiej BCC? Jakie wartości przyświecają organizacji i w jaki sposób wspieracie przedsiębiorców?

Loża Wielkopolska BCC ma tożsame cele jak cały Business Centre Club. Jesteśmy organizacją ogólnopolską, najstarszym i największym klubem przedsiębiorców indywidualnych w Polsce, dzięki czemu, na mocy ustawy, możemy skutecznie reprezentować interesy przedsiębiorców w Radzie Dialogu Społecznego, a na naszym terenie w Wielkopolskiej Radzie Dialogu Społecznego. Jesteśmy obecni w Wielkopolskiej Radzie Rynku Pracy, Radach Gospodarczych oraz Komitetach sterujących oraz współpracujemy z innymi branżowymi organizacjami. W ramach samego BCC mamy kilkanaście Komisji, w których skupiamy ekspertów i praktyków z danych środowisk, by opiniować i wnioskować o zmiany legislacyjne w Polsce. Firma Grant Thornton, jedna z 5 największych firm konsultingowych, wyróżniła BCC na podium jako Partnera Społecznego Dekady 2014-2023, w zakresie aktywności legislacyjnej. Mamy w swoich strukturach kilkudziesięciu znakomitych ekspertów, niemalże ze wszystkich branż. Od kiedy BCC zostało założone w 1991 r. przez nieżyjącego już Marka Goliszewskiego, skupiało wokół swojego Klubu nie tylko biznes polski, ale i nawiązywało silne relacje międzynarodowe. Wspomnę tylko, że wśród honorowych Członków BCC znajdują się takie osobistości świata jak: Margaret Thatcher, Bill Clinton, Aleksander Kwaśniewski, prof. Leszek Balcerowicz, Tony Blair, Lech Wałęsa, Papież Franciszek czy Wolodymir Zalensky. Ta lista jest naprawdę długa.
Ponadto to, o co dbamy w sposób szczególny, to relacje, które stanowią o sile Klubu, dając przestrzeń naszym Klubowiczom do nowych kontaktów, rozwoju biznesu, podnoszenia własnych kompetencji czy dzięki polisie bezpieczeństwa, gwarancję wsparcia wobec instytucji zewnętrznych, w sytuacji zagrożonego interesu gospodarczego.

Co wyróżnia Lożę Wielkopolską BCC na tle innych organizacji biznesowych?

Niemalże wszystkie elementy, o których wspomniałam powyżej. Przede wszystkim jesteśmy organizacją ogólnopolską, o zasięgu międzynarodowym i reprezentacji ustawowej pracodawców, co oznacza, że nasz głos jest słyszany. To nas odróżnia od organizacji lokalnych. A od kilku innych o zasięgu krajowym tym, że relacje w BCC są w centrum uwagi, ich jakość, selektywność środowiska oraz wysoki poziom merytoryki, kultury biznesowej i etyki działania.

Jak wygląda współpraca BCC z władzami samorządowymi oraz centralnymi?

Odpowiedź na to pytanie nie będzie jednoznaczna, ponieważ współpraca to zawsze zaangażowanie dwóch stron i otwartość do takiej współpracy. Od ubiegłego roku nastąpił powrót do dialogu pomiędzy środowiskiem biznesu i stroną rządową. Tu bez wątpliwości można podkreślić bardzo dużą zmianę, wobec ośmiu wcześniejszych lat. Wystarczy śledzić scenę polityczną ostatnich tygodni, by dostrzec wyraźne otwarcie i oddanie głosu przedsiębiorcom w zakresie określenia przez nich potrzeb deregulacyjnych, inwestycyjnych czy kierunków rozwoju w zakresie nowych technologii oraz zmieniających się realiów i potrzeb globalnych. Władza samorządowa natomiast to trochę inna historia, ale wszystko tak jak wspomniałam na wstępie, ma swój początek w chęci podjęcia współpracy. Mamy w wielu podmiotach administracji lokalnej bardzo dobre relacje. Wzajemne poszanowanie zawsze jest podstawą naszej aktywności.

Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC

Wspomniałaś o ważności relacji w BCC. Czy możesz zdradzić, z jakich form współpracy i budowy takich relacji Wasi klubowicze mogą korzystać?

Jako klub ogólnopolski mamy wydarzenia centralne, m.in. najbardziej rozpoznawalną i obecną na mapie Polski od ponad 20 lat, Wielką Galę Liderów Polskiego Biznesu, gdzie co roku spotyka się grono kilkuset przedsiębiorców. W tym roku ta liczba sięga 700 przedsiębiorców. Drugim wyjątkowym wydarzeniem jest na pewno BCC for the Future, Liderzy Jutra im. Marka Goliszewskiego, gdzie wyróżnienia odbierają najbardziej prężni młodzi Liderzy. Dwukrotnie w roku odbywa się też ogólnopolski Biznes Mixer, podczas którego środowisko biznesu może poznać się wzajemnie. Do tego bardzo ważnym elementem są wydarzenia lokalne, mające miejsce w kilkudziesięciu Lożach regionalnych. Loża Wielkopolska BCC to jedna z aktywniejszych, intensywnie rosnących struktur na przestrzeni ostatnich miesięcy. Co dwa miesiące spotykamy się w większym gronie, w towarzystwie ekspertów, przedstawicieli świata nauki, polityków oraz innych ciekawych dla ludzi biznesu osób, które nie tylko są wartościowymi mówcami, ale przede wszystkim poruszają bieżące tematy gospodarcze, dostarczając wysoki poziom wiedzy eksperckiej. Każde z naszych spotkań ma część wiedzy merytorycznej, gospodarczej, podatkowej, legislacyjnej, drugą cześć inspiracyjną i trzecią – networkingową. Obok takich spotkań dostępne są śniadania biznesowe naszych Partnerów, możliwość udziału w wydarzeniach objętych Patronatami BCC czy spotkaniach relacyjnych przy dobrej muzyce i winie.

Czy polski biznes jest dziś wystarczająco aktywny w dialogu społecznym i politycznym? Jaką rolę powinny odgrywać organizacje takie jak BCC w budowaniu lepszego klimatu dla przedsiębiorców?

Gdyby zapytać biznes czy chciałby być bardziej słuchany i słyszany, odpowiedź byłaby jednoznacznie pozytywna. Jednym z ważniejszych obszarów, o które od dłuższego czasu wnioskujemy jest pilne wprowadzenie działań deregulacyjnych. Nie jesteśmy sami w tych postulatach, o podobne działanie zabiega również środowisko urzędników przytłoczonych nadmiarem przepisów, które zacieśniają wolność i swobodę prowadzenia działalności z jednej strony, z drugiej – zainteresowanie inwestorów naszym regionem, a kolejnej – poczucie bezpieczeństwa działania w zgodzie z obowiązującym prawem. Następnym ważnym punktem jest potrzeba silnej komórki w strukturach rządu odpowiedzialnej za gospodarkę. To kolejny z postulatów, który powinien być szybciej i skuteczniej wprowadzony w życie. Żyjemy w czasach dużej zmienności czynników zewnętrznych, geopolitycznych i technologicznych, z utratą łatwego prognozowania czy przewidywalności, więc zwinność gospodarcza wydaje się być jedną z istotniejszych obecnie kompetencji managerskich, ale do tego potrzebne jest właściwe podłoże ustawo-prawne.

Jakie plany i cele stawia sobie Loża Wielkopolska BCC na najbliższe lata?

Mam wewnętrzne przekonanie, że głos przedsiębiorczej Wielkopolski powinien być głośniej słyszany na mapie kraju. Jesteśmy 3 regionem, po województwie mazowieckim i śląskim, które generuje największe wpływy do budżetu. Chcemy i mamy do tego wszelkie umocowania i kompetencje jako BCC, by stać się jednym z najsilniejszych środowisk regionalnych. Budujemy aktywnie naszą społeczność, zapraszamy selektywnie do naszego grona, pozostając jednak bardzo otwartymi na całe środowisko biznesu. Jako, że bliskie mi są doświadczenia ze współpracy z biznesem międzynarodowym, od czego zaczęłyśmy tę rozmowę, chciałabym, aby w Loży Wielkopolskiej BCC, którą mam przyjemność prowadzić, obecnie były najlepsze praktyki międzynarodowe, jakość, wartościowe relacje, otwartość mentalna i wysoka kultura biznesu. To dziś przyciąga coraz większe grono przedsiębiorców i jestem przekonana, że będzie to stały trend również na nadchodzące lata.

Alicja Kulbicka

Alicja Kulbicka

Redaktor naczelna
REKLAMA
REKLAMA
Katarzyna Jakubowska Dyrektor Wielkopolskiej Loży BCC
REKLAMA
REKLAMA