Od pasji do klasycznych aut, przez inżynierską precyzję, aż po innowacje, które zmieniają polski krajobraz elektromobilności. Po drodze – intuicja biznesowa, odwaga inwestycyjna i odpowiedź na realną lukę w systemie. To opowieść o wizji, która zmieniła się w działanie – i dziś przynosi realny zysk inwestorom. Bo przyszłość to nie pusty slogan z urzędowych plakatów o transformacji energetycznej, tylko konkret, który możesz postawić na parkingu. O tym, jak budować dochód pasywny na stacjach ładowania i dlaczego technologia nie musi wykluczać analogowych wartości – mówi Artur Dudziak, CEO PlugBox Europe.
Rozmawia: Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Maciej Sznek, Escargofoto
Jak oceniasz dotychczasowy rozwój elektromobilności w Polsce? Gdzie jesteśmy dziś i jak wypadamy na tle Europy?
ARTUR DUDZIAK: Przede wszystkim – na tle Europy wypadamy marnie. Bardzo marnie. Porównajmy naszych sąsiadów, na przykład Niemcy…
Przepraszam, od razu Ci przerwę. Niemcy to pierwsza gospodarka Europy, trzecia świata. Polska jest szósta w Europie, dwudziesta pierwsza na świecie. Porównanie tych dwóch gospodarek to przepaść…
Masz rację, Niemcy to potęga gospodarcza, ale nie w elektromobilności. Niemcy są rozwinięci, ale to Norwegia jest tutaj liderem pod względem bezemisyjnych aut, a Holandia pod względem publicznej infrastruktury ładowania. Aby zobrazować gdzie jesteśmy, często podaję następujące porównanie: Niemcy mają ok. 80 milionów obywateli i 160 000 punktów ładowania. Polska ma około 40 milionów mieszkańców i… około 10 000 punktów ładowania. To jest ilościowa przepaść.
Z czego wynika ta dysproporcja?
Jest kilka przyczyn. Po pierwsze – opieszałość we wdrażaniu unijnych dyrektyw. Straciliśmy lata, które powinniśmy byli wykorzystać. Nadal nie wdrożyliśmy dyrektyw RED II i RED III – te przepisy dopiero teraz zaczynają wchodzić w życie. Druga sprawa – sposób wdrażania elektromobilności. Robimy to pod pewnego rodzaju przymusem, a my, Słowianie, nie lubimy, jak się nam coś narzuca. Jesteśmy buntownikami. Gdyby zostawić to naturalnemu, organicznemu rozwojowi, rozwój byłby szybszy, bez całej tej nieprzyjemnej ideologii i powielania szkodliwych fake newsów.

Jak choćby ten o tym, że samochody elektryczne palą się zdecydowanie częściej niż samochody spalinowe…
No właśnie, a tak nie jest. Oprzyjmy się na faktach. Dane statystyczne jasno wskazują, że w 2024 roku w naszym kraju odnotowano 30 pożarów aut na prąd, co stanowi zaledwie 0,31% wszystkich takich zdarzeń. Sprowadzając do 1000 aut, jest to 0,372. To tak naprawdę pokazuje jak niewielki jest to odsetek. Pożar samochodu elektrycznego jest medialny i łatwo taki news podchwycić i go rozdmuchać… A prąd elektryczny jest po prostu jednym z paliw. Mamy paliwa płynne jak benzyna czy olej napędowy, mamy kilka rodzajów gazów do zasilania i jest energia elektryczna. Dobrze by było, gdyby każdy mógł sobie wybrać czym chce jeździć, bez presji, mitów i ideologicznych narracji. Bo nie chodzi o to, żeby wszystkich przekonać na siłę do elektromobilności – tylko, żeby każdy miał rzetelną wiedzę i realną alternatywę.
Czy obecne tempo wdrażania infrastruktury do ładowania odpowiada rzeczywistym potrzebom rynku?
Nie, absolutnie nie. To klasyczne błędne koło – infrastruktura nie powstaje, bo rzekomo brakuje samochodów elektrycznych, a auta nie są kupowane, bo brakuje stacji ładowania. I tak w nieskończoność. Potrzebny jest impuls, który uruchomi zmianę – i ten impuls powinien pochodzić z rynku. My go dostarczamy. Rozwijamy sieć, korzystamy z dostępnych funduszy unijnych, pojawiają się inwestorzy. Oferujemy gotowy model inwestycyjny, który pozwala generować pasywny przychód – stawiasz stację, korzystasz z naszego oprogramowania i zwyczajnie zarabiasz. Relatywnie rzecz ujmując, to właśnie prywatni inwestorzy są motorem napędowym rozwoju infrastruktury elektromobilności.
Co według Ciebie najbardziej blokuje rozwój elektromobilności w Polsce – świadomość, przepisy, technologia, a może przyzwyczajenia?
Przede wszystkim świadomość – a właściwie jej brak. Brakuje edukacji, rzetelnej informacji, doświadczenia. Ludzie często nie rozumieją, jak to działa, nie mieli okazji tego sprawdzić. Sam pamiętam swój pierwszy kontakt z samochodem elektrycznym i mój zachwyt. Cisza, moment obrotowy dostępny od zera, natychmiastowa reakcja. Jeśli lubisz dynamiczne ruszanie spod świateł, to elektryk jest dla ciebie – „wbija” w fotel jak myśliwiec. Są oczywiście głosy, że nasze sieci energetyczne nie są gotowe na elektromobilność. I jest w tym trochę prawdy, ale tylko trochę. Sieci są modernizowane, pojawiły się też środki unijne, inwestycje są możliwe. A z naszej praktyki w PlugBox wiemy jedno: w Polsce jest mnóstwo miejsc z niewykorzystanymi mocami przyłączeniowymi. To często pozostałości po starych zakładach przemysłowych – stoją tam transformatory, cała infrastruktura istnieje, tylko nikt z niej nie korzysta. To ogromny potencjał, który czeka, aż ktoś go dostrzeże.

Jak oceniasz przepisy, które weszły w życie od 1 stycznia 2025 roku? Co się zmieniło dla zarządców nieruchomości?
To kolejny etap wdrażania ustawy o elektromobilności z 2018 roku, z późniejszą nowelizacją w 2021 i tekstem jednolitym opublikowanym w 2024 r. Od 1 stycznia 2025 nowe obowiązki obejmują właścicieli nieruchomości niemieszkalnych takich jak centra handlowe, firmy, szkoły czy urzędy. A mówią one o tym, że jeśli budynek istnieje i ma co najmniej 20 miejsc parkingowych – musi mieć co najmniej jeden punkt ładowania. Dla nowo budowanych – ustawodawca określił w przepisach konieczność zainstalowania jednego punktu ładowania na każde 10 miejsc. Celem jest natomiast jeden punkt ładowania na każde 5 miejsc.
Ale ustawa nie zawiera sankcji za niewdrożenie tych przepisów. Czy to nie osłabi skuteczności jej implementacji?
To prawda, w obecnej wersji ustawy nie zapisano ani sankcji, ani instytucji odpowiedzialnej za egzekwowanie przepisów. Ale to wcale nie oznacza, że prawo powstało tylko po to, żeby dobrze wyglądało na papierze. Spodziewam się, że to kwestia czasu – podobnie jak było z obowiązkiem odbioru publicznych stacji ładowania, który ostatecznie został powierzony Urzędowi Dozoru Technicznego. I sądzę, że również w tym przypadku pojawi się wkrótce organ, który będzie weryfikować wdrażanie tych przepisów w praktyce.
Mali i średni przedsiębiorcy zostali tymczasowo wyłączeni z obowiązku montażu ładowarek.
Tak, przepisy nie obejmują na razie sektora MŚP, ale w branży coraz częściej słychać głosy, że to tylko kwestia czasu – maksymalnie dwóch, może trzech lat – aż ten obowiązek obejmie także mniejszych przedsiębiorców. Warto jednak spojrzeć na to nie tylko jak na obowiązek, ale też jako na szansę. Bo elektromobilność to nie tylko regulacje, to także dostęp do funduszy unijnych, możliwość inwestycji w nowoczesną infrastrukturę i realne źródło dodatkowych, pasywnych przychodów.
Firma PlugBox, którą stworzyłeś, powstała jako odpowiedź na konkretne potrzeby rynku. Skąd wziął się pomysł na jej stworzenie?
Zaczęło się właściwie równolegle z wejściem w życie ustawy o elektromobilności w 2018 roku. To był moment przełomowy – pojawiły się pierwsze ramy prawne, ale rynek był jeszcze całkowicie nieukształtowany. Po latach pracy na stanowiskach managerskich w dużych firmach, szukałem przestrzeni, w której mogę połączyć doświadczenie w budowaniu biznesów z realną potrzebą rynkową. Elektromobilność była wtedy świeżym tematem – nie do końca jeszcze rozpoznanym, ale już wiadomo było, że będzie się dynamicznie rozwijać. Postawiłem na rozpoznanie bojem. (śmiech) Uczyliśmy się rynku w działaniu, testowaliśmy, analizowaliśmy, aż w końcu wyłoniła się wyraźna nisza. Zrozumiałem, że na rynku brakuje nie tylko stacji ładowania, ale przede wszystkim systemu, który pozwalałby efektywnie nimi zarządzać. Tak powstał PlugBox Europe – spółka technologiczna, która dostarcza nie tylko stacje ładowania, ale cały system oparty na dwóch filarach: hardware’ze (czyli samej infrastrukturze ładowania) oraz software’ze – naszym autorskim oprogramowaniu, które umożliwia właścicielom stacji pełną kontrolę i monetyzację inwestycji w modelu przychodu pasywnego.

I powstały pierwsze stacje ładowania. Jesteście ich producentem – jakie wyzwania stanęły przed Tobą na początku drogi?
Tak, działamy jako producent, choć wykorzystujemy moce produkcyjne dwóch fabryk w modelu OEM. Zweryfikowani dostawcy produkują stacje według naszych specyfikacji. Ale zanim do tego doszło, minęły niemal trzy lata intensywnych poszukiwań, testów i analiz. Sprawdzaliśmy różne rozwiązania, porównywaliśmy jakość, wydajność, trwałość i koszty, zanim udało się znaleźć idealny kompromis między niezawodnością a opłacalnością. To była żmudna, ale niezbędna droga, która pozwoliła nam zbudować solidny fundament pod dalszy rozwój PlugBoxa.
Czy twoje wykształcenie inżynierskie pomogło ci w tym procesie?
Trudno powiedzieć. Kończyłem nieistniejący już dziś Wydział Architektury, Budownictwa i Inżynierii Środowiska, z doktoratem włącznie… a dziś zajmuję się prądem. (śmiech) Po studiach pracowałem jako inżynier tylko przez jakieś trzy lata – potem szybko wskoczyłem na stanowiska menedżerskie, a dziś jestem po stronie zarządzającej. Oczywiście w międzyczasie uzupełniłem wykształcenie o studia typowo biznesowe, ale myślę, że to właśnie Politechnika dała mi techniczne wyczucie, które pomaga unikać błędów i technologicznych pułapek.
Jakie były kolejne kroki po znalezieniu fabryk?
Zaczęliśmy montować stacje, ale bardzo szybko odkryłem największą niszę na rynku – brak dobrego, nowoczesnego oprogramowania do zarządzania całą infrastrukturą. To właśnie wtedy narodziła się nasza najmocniejsza strona – autorski system Communev by PlugBox, jeden z zaledwie kilku tego typu w Europie, stworzony z myślą o inwestorach, a nie tylko użytkownikach końcowych. Nasze oprogramowanie pozwala właścicielowi stacji na bieżąco śledzić przychody, analizować sesje ładowania i od razu wykorzystywać zarobione środki – może je wypłacić albo na przykład użyć do doładowania własnego samochodu. To zamknięty, transparentny i intuicyjny ekosystem, który daje pełną kontrolę nad inwestycją bez konieczności zagłębiania się w skomplikowane procesy techniczne.
Czyli to nie tylko aplikacja dla kierowcy, ale przede wszystkim zaawansowane zaplecze dla właściciela stacji?
Zdecydowanie. To, co widzi kierowca, to tylko ułamek możliwości systemu. Sedno tkwi w zapleczu (backendzie) – narzędziu stworzonym z myślą o inwestorach. Właściciel stacji ma stały dostęp do panelu, który w przejrzysty sposób pokazuje wszystkie dane operacyjne i finansowe. Co ważne – wszystko działa w czasie rzeczywistym: żadnych opóźnień, żadnych miesięcznych raportów, żadnych znaków zapytania. Chcieliśmy, żeby właściciel stacji mógł w każdej chwili sprawdzić, ile zarabia, kto korzystał ze stacji (oczywiście z poszanowaniem RODO), i od razu zdecydować, co robi z tymi środkami – wypłaca, zostawia, wykorzystuje do ładowania własnego auta. To nie jest tylko technologia. To narzędzie do zarządzania inwestycją.

Zatem jakie stacje ładowania oferuje dzisiaj PlugBox?
PlugBox oferuje dziś bardzo szeroki wachlarz rozwiązań – od prostych, domowych wallboxów o mocy 7 kW, przez miejskie stacje AC 2×22 kW, aż po zaawansowane stacje szybkiego ładowania DC o mocy 600 kW i więcej, które sprawdzają się m.in. w transporcie ciężarowym. Pomiędzy tymi skrajnościami mamy też rozwiązania pośrednie – ładowarki 20, 60, 90, 120 czy 240 kW – które dopasowujemy do konkretnych potrzeb klienta.
Kto taką stację ładowania może sobie zamontować?
Tak naprawdę każdy! Nasze stacje można spotkać zarówno przy domach jednorodzinnych, hotelach, urzędach i firmach, jak i w dużych hubach logistycznych. Wyobraź sobie, że montowaliśmy je także przy parafiach! Wyposażaliśmy wszystkie powiatowe komendy policji na Dolnym Śląsku, prestiżową Ekomarinę w Giżycku, uniwersytety… więc ten przekrój jest naprawdę ogromny. W publicznej sieci dziś w Polsce znajduje się 40 stacji, natomiast ogółem zamontowaliśmy w Polsce ponad 300 ładowarek. Nasze stacje trafiły też do Szwajcarii, Czech, Korei Południowej, a nawet do…Izraela. Oferujemy też przenośne ładowarki, które doskonale sprawdzają się w podróży. Dzięki tak zróżnicowanemu portfolio jesteśmy w stanie odpowiedzieć na potrzeby zarówno klientów indywidualnych, jak i instytucjonalnych.
Jak dobieracie stację do konkretnego miejsca? Czy wszystko opiera się na szybkim ładowaniu?
Dobór stacji zawsze zaczynamy od analizy potrzeb i charakterystyki danego miejsca. Jeśli np. mówimy o hotelu, gdzie goście zatrzymują się na kilka czy kilkanaście godzin, to rozwiązaniem idealnym będzie stacja AC 22 kW – ekonomiczna, w pełni wystarczająca. Ale zdarzają się też sytuacje, w których rekomendujemy szybsze rozwiązania – jak choćby przy hotelu w Bolesławcu, gdzie okazało się, że w promieniu kilku kilometrów nie ma żadnej publicznej stacji. Tam zasugerowaliśmy stację DC i była to świetna decyzja – dziś stacja działa i obsługuje nie tylko hotelowych gości, ale też mieszkańców i kierowców tranzytowych. Zawsze patrzymy nie tylko na samego klienta, ale też na jego otoczenie i potencjał lokalizacji.
A jakie warunki trzeba spełnić, aby taką stację mieć na swoim terenie?
Tak naprawdę, to wystarczy zadzwonić do nas, a my się zajmiemy resztą. (śmiech)
Brzmi jak z reklamy katalogu, ale gdybyś mógł uszczegółowić…
Kiedy ktoś się do nas zgłasza, robimy audyt – sprawdzamy, czy jest prąd i jakiej mocy. Te dane znajdziesz np. na rachunku za prąd – jako „moc umowna” lub „moc przyłączeniowa”. Sprawdzamy też miejsce montażu: czy da się fizycznie postawić stację, czy jest utwardzony teren, czy jest to miejsce dostępne dla osób z niepełnosprawnościami. Publiczne stacje muszą być dostępne i bezpieczne – np. bez wysokich krawężników. I jeśli te warunki są spełnione, pozostaje nam dobrać moc stacji i rozpocząć prace.

Czy potrzebne są jakieś pozwolenia?
Jeśli to stacja publiczna – składamy zawiadomienie do starostwa , nie jest wymagane pozwolenie na budowę. Jeśli w ciągu 30 dni nie ma sprzeciwu, zaczynamy montaż. Jeśli trzeba – utwardzamy teren, doprowadzamy przewody, współpracujemy z partnerami od przebudowy energetycznej. Działamy kompleksowo – klient niczym się nie martwi.
Ale PlugBox oferuje także możliwość samodzielnego montażu stacji.
Tak, choć ograniczamy to tylko do stacji domowych – ze względu na bezpieczeństwo i przepisy. Publiczne stacje wymagają odpowiedniego montażu i zgłoszeń. Domową możesz mieć nawet jako plug-and-charge bez naszego systemu, jeśli ładujesz tylko swój samochód.
A co jeśli mam fotowoltaikę? Czy mogę ładować swój samochód i udostępniać stację innym?
To sytuacja idealna! Jeśli masz samochód elektryczny, panele i nadwyżkę prądu – możesz go zużywać na własne potrzeby, a przez resztę dnia udostępniać stację innym. Nasze oprogramowanie pozwala ci ładować swój samochód prądem z paneli nawet w trasie – np. w drodze na wakacje. To działa jak zamknięty system: ktoś ładuje się u ciebie, a ty potem wykorzystujesz te środki na stacji w innym miejscu. Koszty użytkowania auta elektrycznego mogą spaść do zera.
Ile kosztuje postawienie stacji ładowania? To duża inwestycja?
Wcale nie musi być. Domowa stacja którą możesz udostępnić innym – kosztuje od 4 000 zł brutto. Jeśli dodasz odbiór UDT i inne koszty, to pełny nakład inwestycyjny może zamknąć się w kwocie poniżej 10 000 zł. Duża stacja dla samochodów ciężarowych o mocy od 350 kW zgodna ze specyfikacją CEF (unijny fundusz) to wydatek rzędu 180 000 zł netto – plus koszty dodatkowe, np. utwardzenia terenu.
A co z finansowaniem? Bo sporo się mówi o dofinansowaniach na tego typu inwestycje.
Tak – szczególnie dla infrastruktury dla ciężarówek. W tym roku będzie jeszcze jeden nabór w lipcu, w ramach funduszu CEF. Kwota dotacji to 35 000 euro na stację.
Dla stacji osobowych na razie nie ma wsparcia – ale ma to się zmienić.

Można wziąć stację w leasing?
Oczywiście. Współpracujemy z dwiema firmami leasingowymi, które oferują leasing stacji ładowania – to dobra opcja dla tych, którzy nie chcą od razu wykładać gotówki.
Nie trzeba mieć całej kwoty od razu – wszystko można rozłożyć w czasie.
Co się dzieje po montażu? Czy potrzebny jest odbiór techniczny?
Tak, każda stacja publiczna musi zostać odebrana przez Urząd Dozoru Technicznego, ale ten etap również jest po naszej stronie. Ty się niczym nie przejmujesz, zdejmujemy z Twojej głowy także wszystkie kwestie „papierologiczne”. Jeśli w trakcie użytkowania stacji nic się nie zmienia w jej konstrukcji – odbiór jest jednorazowy. Ale jeśli np. ktoś wjedzie w nią autem i uszkodzi obudowę – po naprawie trzeba wezwać UDT ponownie.
Właśnie, co się dzieje w przypadku awarii?
Jeśli stacja jest podpięta do naszego systemu – możemy usunąć 95% awarii zdalnie. Często wystarczy restart, tak jak z komputerem: „włączyć i wyłączyć”. Jeśli nie da się tego zrobić zdalnie – z logów widzimy, co się dzieje i nasz serwisant przyjeżdża z konkretną częścią. Mamy własny serwis i samochód serwisowy. Ale szczerze? Nie mieliśmy jeszcze awarii, która wymagałaby fizycznej wymiany sprzętu.
Czy stacje mogą działać bez połączenia z waszym systemem?
Tak – jeśli ktoś ma stację tylko do własnych potrzeb, np. w garażu. Wtedy działa ona w trybie offline – podłączasz, ładujesz i tyle. Ale jeśli chcesz zarabiać, udostępniać, mieć monitoring i serwis – lepiej mieć stację spiętą z naszym systemem.
Jako ciekawostkę dodam, że mamy też klientów, którzy zdecydowali się na szybkie stacje DC na własne potrzeby. Jest to spory nakład inwestycyjny, ale w zamian otrzymujemy szybkość ładowania podobną do szybkości tradycyjnego tankowania. Jeden z naszych klientów, ładuje naszą stacją DC najnowszego elektrycznego Rolls Royce’a Spectre. To chyba jedyna taka sytuacja w Wielkopolsce, o ile nie w całym kraju.
Czy stacje są ubezpieczone? Co, jeśli ktoś je zniszczy?
Tak, stacje ładowania można – i zdecydowanie warto – ubezpieczyć, szczególnie jeśli mówimy o urządzeniach wartych kilkadziesiąt czy nawet kilkaset tysięcy złotych. W przypadku uszkodzenia przez znanego sprawcę, koszty pokrywane są z jego polisy OC. Jeśli sprawcy nie uda się zidentyfikować, odpowiedzialność spada na właściciela stacji – dlatego ubezpieczenie jest tak istotne. Współpracujemy z PZU, ale rynek ubezpieczeniowy jest otwarty na tego typu rozwiązania i nie ma problemu z objęciem stacji odpowiednią polisą.
Czy zarządzanie stacją ładowania wymaga zaangażowania właściciela?
Nie, i to jest w tym modelu najwygodniejsze – stacja działa, a właściciel zarabia, praktycznie nie angażując się w jej obsługę. Od momentu audytu technicznego po montaż i uruchomienie – wszystkim zajmujemy się my. System działa automatycznie, a jeśli cokolwiek się wydarzy, np. zaniknie łączność czy pojawi się błąd, nasz zespół reaguje zdalnie. Właściciel może jedynie od czasu do czasu sprawdzić w aplikacji, ile środków wpłynęło na jego konto. To rozwiązanie stworzone z myślą o wygodzie i pasywnym zysku.
Mówisz o przychodzie pasywnym, zatem muszę zapytać – czy PlugBox pobiera prowizję od przychodu właściciela stacji?
Tak, pobieramy niewielką opłatę transakcyjną – to około 5% przychodu z każdej sesji ładowania. Nie jest to jednak klasyczna prowizja „za nic” – z tej kwoty pokrywamy m.in. koszty operatorów płatności, takich jak Blik, Google Pay, Apple Pay czy operatorzy kart kredytowych. Finalnie u nas zostaje może 0,5%. Nie bawimy się we własne technologie finansowe, bo to bardzo wrażliwy obszar – korzystamy z certyfikowanych, zewnętrznych rozwiązań, które zapewniają bezpieczeństwo całego systemu.
Dobrze, że wspomniałeś o płatnościach – jak dziś klient stacji rozlicza się za ładowanie i czy może zapłacić kartą lub gotówką?
Standardowo rozliczenie odbywa się przez aplikację – szybko, wygodnie i z wykorzystaniem popularnych metod płatniczych, jak karta, BLIK, Google Pay czy Apple Pay. Czasami pojawiają się pytania o możliwość płatności gotówką, ale tu wkraczamy już w świat technologii, który siłą rzeczy ten sposób rozliczeń trochę wyklucza. Istnieją co prawda na rynku eksperymentalne rozwiązania – testowaliśmy na przykład urządzenia z tzw. „wrzutkami na monety” od jednego z brytyjskich producentów – ale nie zdały one egzaminu w praktyce. Robimy natomiast coś znacznie bardziej przyszłościowego. Oprócz ustawy o elektromobilności obowiązuje nas również unijne rozporządzenie AFIR (Alternative Fuels Infrastructure Regulation – przyp. red), czyli rozporządzenie w sprawie infrastruktury paliw alternatywnych, które wprowadza wymóg umożliwienia tzw. płatności jednorazowych – bez potrzeby logowania się do aplikacji. Dlatego opracowaliśmy rozwiązanie, które pozwala na montaż terminala płatniczego przy każdej stacji – niezależnie od jej konstrukcji. Terminal działa w chmurze, nie ingeruje fizycznie w stację i umożliwia szybkie, intuicyjne płatności bezpośrednio na miejscu. Tutaj warto dodać, że od strony programistycznej jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Mamy swój zespół. Jeśli klient szuka jakiegoś rozwiązania nietypowego, lub szytego na miarę, to podejmujemy temat. Im trudniejszy tym lepszy.
Nowe technologie to Twoja codzienność – czy prywatnie też jesteś ich entuzjastą?
Paradoksalnie – nie do końca. Uwielbiam klasyczne książki i papierowe gazety, a ekranów – mam wrażenie – i tak jest już zbyt dużo wokół nas. Nie uwierzysz, ale naprawdę długo nie mogłem przekonać się do smartfona. (śmiech) Do dziś prenumeruję fizyczne wydania magazynów motoryzacyjnych, a moment, w którym raz w miesiącu trafiają do mojej skrzynki, to dla mnie małe święto. Siadam wtedy z kawą, rozsiadam się w fotelu i chłonę je bez pośpiechu. Świat analogowy nadal ma swój niepowtarzalny urok. (śmiech)

Twoja sympatia do świata analogowego znajduje odzwierciedlenie także w prywatnej pasji – klasycznej motoryzacji. Mimo że zawodowo jesteś mocno osadzony w świecie nowych technologii, to sercem wciąż wracasz do silników sprzed lat… Skąd ta miłość do samochodów vintage?
Tworząc PlugBox i dzisiaj pracując na rzecz rozwoju elektromobilności, towarzyszy mi motto, że tworzymy motoryzacje przyszłości, ale z wielkim poszanowaniem tej klasycznej. Uwielbiam dźwięk silnika V8, klasyczne linie, zapach starej skóry. To dla mnie odskocznia od cyfrowego świata.
Jakie samochody przewinęły się przez Twój garaż? Bo wiem, że było ich całkiem sporo.
Rzeczywiście, trochę ich było! Wśród nich znalazło się m.in. Porsche 911, kilka klasycznych Mercedesów 124 w wersji Cabrio, Aston Martin DB9, Bentley Arnage czy imponujący Mercedes 600SEC z potężnym silnikiem V12. Teraz ruszam z nowym projektem – w zaprzyjaźnionym warsztacie czeka już na renowację Nissan 300ZX Twin Turbo z lat 90., czyli ówczesna odpowiedź Nissana na samochody Ferrari. Do dziś pamiętam czerwony egzemplarz z katalogów z 1992 czy 1993 roku. Marzenie. Ratowanie takich samochodów przed zapomnieniem i złomowaniem to dla mnie największa frajda. To nie tylko pasja, ale też realizacja marzeń z dzieciństwa. Jako nastolatek zaczytywałem się w katalogach „Samochody Świata” i wzdychałem do tych modeli. Dziś mogę mieć je w swoim garażu – i dać im drugie życie.
To na koniec. Dokąd zmierza rynek elektromobilności? Jak Twoim zdaniem będzie wyglądał za 5, 10 czy 15 lat?
Zdecydowanie zmierzamy w stronę pojazdów autonomicznych – i właśnie temu służy elektromobilność. Przepływem prądu znacznie łatwiej zarządzać niż skomplikowaną mechaniką silnika spalinowego, dlatego samochody elektryczne stają się naturalną bazą pod rozwój autonomii. Jako PlugBox też patrzymy w przyszłość – technologicznie jesteśmy już gotowi na ładowanie pojazdów po ich identyfikacji, np. po adresie MAC. Auto się podłącza, a stacja wie, kto podjechał, jaki jest stan konta i do jakiej kwoty może naładować pojazd – bez logowania, bez aplikacji. Rozważaliśmy także wdrożenie sztucznej inteligencji, ale na dziś nie widzę dla niej realnej przestrzeni wewnątrz samej stacji – to proste urządzenie: impuls, połączenie, płatność. Może AI znajdzie zastosowanie przy optymalizacji tras i przepływu ruchu. A co dalej? W przyszłości czeka nas infrastruktura wbudowana w drogi – autostrady, które ładują samochód podczas jazdy. To już się dzieje. Szwedzi mają pierwszy odcinek takiej trasy z wbudowaną indukcją. To ogromne wyzwanie technologiczne i inwestycyjne, wymagające precyzji i przygotowania pod coraz cięższe auta, ale to nie jest już science fiction. To realna przyszłość, w którą wchodzimy szybciej, niż mogłoby się wydawać.